czwartek, 21 grudnia 2017

Przygoda 030 cz. II

Przygoda XXX

Cie(r)nie sławy cz. II


Następnego dnia wszyscy odbyliśmy naradę na temat sprawy, której to rozwiązania się podjęliśmy.
- Muszę zauważyć, że cała ta zagadka mnie niepokoi - powiedział Ash poważnym tonem, przechadzając się po naszym pokoju - Już od bardzo dawna nie mieliśmy takiej sprawy, w której praktycznie nie mamy żadnych podejrzanych.
- No właśnie! Przecież do Dianthy mógł się włamać każdy - stwierdziła Dawn.
- A my nie możemy szukać kogokolwiek - dokończyłam jej myśl.
- Nie wydaje mi się, żeby tak było, jak mówicie. Przecież dom Dianthy ma doskonały system alarmowy - zauważył Clemont, poprawiając sobie na nosie okulary - Przyjrzałem się im dokładnie i wiem, że to naprawdę COŚ przez duże C.
- Wiesz, to akurat niczego nie dowodzi - odparł Max tonem znawcy - Moim zdaniem porządny złodziej może wyłączyć każdy system alarmowy, o ile oczywiście wie, jak to zrobić. Dla osoby, która się na tym zna, takie coś jest kaszką z mleczkiem.
- Masz rację, posiadanie alarmu zdecydowanie niczego nie dowodzi - powiedział ponuro Ash.
- Pika-pika - zapiszczał zasmucony Pikachu, spuszczając przy tym pyszczek na kwintę.
- Ale równie dobrze te anonimy może pisać ktoś, kto ma bardzo bliski kontakt z Dianthą - dodała Dawn.
- Pip-lu-pi-pi! - zapiszczał jej Piplup.
- Mówisz o osobach, które ją odwiedzają? - spytał mój chłopak.
- Dokładnie o tych, braciszku.
Ash zastanowił się przez chwilę.
- Wobec tego mamy troje podejrzanych. Kathi Lee, John Scribbler oraz Cary Grenet.
- On na pewno nie jest winien - odezwałam się po raz pierwszy w tej rozmowie.
Wszyscy spojrzeli na mnie zdumieni, gdyż moje słowa brzmiały dla nich co najmniej dziwnie. W sumie ja sama nie rozumiałam, czemu go tak bronię? Ostatecznie nic nie wiedziałam o tym mężczyźnie, a jednak, ledwie wszedł do domu Dianthy, a zaraz poczułam do niego prawdziwą sympatię. Dlaczego? Może dlatego, że polubił mnie on od pierwszej chwili, gdy mnie ujrzał? A może powodem tego był tu fakt, iż dał mi on szansę na to, abym została artystką? Oczywiście nie przyjmowałam do siebie faktu, iż dużym powodem dla mojego sposobu myślenia była jego niezwykle męska uroda.
- Skąd niby możesz wiedzieć, że on jest niewinny? W końcu znasz go zaledwie jeden dzień - powiedziała do mnie Dawn karcącym tonem.
- Możliwe, ale nie umiem choćby pomyśleć o tym, żeby to on miał być tym łajdakiem, który pisze anonimy do Dianthy. Nie i jeszcze raz nie! Ja w to nigdy nie uwierzę.
Wszyscy patrzyli na mnie coraz bardziej zdumieni moimi słowami. Wyraźnie moje słowa brzmiały głupio i kiedy sobie o tym teraz pomyślę, to wiem, że tak jest, lecz cóż... Wtedy mój rozum nie umiał w żaden sposób przekrzyczeć głupiego serca, które krzyczało, iż mam rację co do Cary’ego Greneta i on musi być niewinny.
Ash spojrzał na mnie uważnie takim wzrokiem, jakim nigdy na mnie nie patrzył. W jego oczach czaiła się zazdrość połączona z wyraźną kpiną, a także z lekkim politowaniem. Nie znałam wcześniej tego spojrzenia, jednak zdecydowanie wzbudziłby on we mnie gniew, gdyby Ash coś jeszcze do tego powiedział. On jednak tylko wpatrywał się we mnie tym swoim jakże ponurym wzrokiem w milczeniu, przez co spłonęłam rumieńcem i już nic nie mówiłam.
- To nie ma żadnego znaczenia, co my wszyscy sądzimy o osobach, które powinniśmy podejrzewać - rzekł mój chłopak po chwili wpatrywania się we mnie - Powinniśmy teraz skupić swoje działania na tym, żeby odkryć prawdę. Aby tego dokonać musimy się wyrzec wszelkich uprzedzeń, jak i również własnych uczuć na ten temat.
- Ja bym powiedziała, że winny jest ten pisarz - pisnęła po chwili Bonnie - Ma bzika, a do tego ma też żal do Dianthy.
- Nie nazwałbym tego żalem, ale nieważne - powiedział Ash, patrząc uważnie na dziewczynkę - Myślę jednak, że możesz mieć rację. Tak czy siak przyjrzyjmy się mu dzisiaj.
- W jaki sposób? - zapytała Dawn.
Jej brat chwilę pomyślał nim udzielił jej odpowiedzi.
- Proponuję, żebyśmy podzielili się obowiązkami. Clemont z Maxem pójdą do biblioteki i poszukają tam danych zarówno literackich, jak i tych komputerowych. Potrzebujemy wszelkich informacji na temat tego pisarza, Johna Scribblera.
Obaj chłopcy nie mieli nic przeciwko temu, bo kiwnęli głowami na znak zgody, a Max radośnie zasalutował Ashowi po wojskowemu i zawołał:
- Możesz na mnie liczyć, mon capitaine!
- Ja zaś mogę poszukać co nieco wiadomości u swoich kolegów oraz koleżanek u dziennikarzy - powiedziała Alexa.
- Myślisz, że oni coś mogą wiedzieć o naszym pisarzu? - zapytał Ash.
- Owszem. Nie wiesz nawet, mój drogi, ile to dziennikarze wiedzą o pisarzach - zaśmiała się nasza przyjaciółka - W końcu są to poniekąd nasi koledzy po fachu.
- Doskonale! A więc wobec tego reszta z nas pójdzie odwiedzić pana Scribblera i przy okazji wypytamy go dyskretnie co i jak.
- Ja niestety nie mogę z wami pójść, ponieważ o 12:00 mam casting - odezwałam się po chwili.
Ash popatrzył na mnie uważnie i z wyraźnym zawodem w oczach.
- Ach tak, rzeczywiście. Wybacz, zupełnie o tym zapomniałem. Skoro tak, to nie narzucam ci się. Możesz śmiało iść śpiewać.
Spojrzałam w jego oczy przygnębiona.
- Czemu mówisz do mnie z taką goryczą?
- A jak ja mam do ciebie mówić? Normalnie mówię. Skoro nie chcesz nam pomóc, to idź tam, gdzie masz iść. Nikt cię tu przecież siłą nie trzyma - powiedział z kpiną w głosie Ash.
Chwilę później wyszedł on z naszego pokoju. Spojrzałam zdumiona na Dawn.
- Co mu się stało? - spytałam.
Dziewczyna zamiast odpowiedzi pokiwała głową w smutny sposób i pobiegła za bratem.
- Sereno, czy mogę iść z tobą na ten casting?! - zapytała Bonnie, łapiąc mnie za rękę - Tak bardzo chcę popatrzeć, jak śpiewasz. I Dedenne też tego chce. Prawda?
- De-de-ne!


Uśmiechnęłam się do nich zadowolona, że chociaż ktoś mnie wspiera w moich marzeniach.
Chwilę później, gdy jeszcze raz ustaliliśmy ponownie, co mamy zrobić, po czym radośnie poszłam z Bonnie i jej Dedenne do studia radiowego, gdzie miało się odbyć przesłuchanie tzw. młodych talentów. Zgodnie z radą Cary’ego powołałam się na jego nazwisko i od razu zostałam wpuszczona. Oczywiście sam pan Grenet czekał na mnie wśród członków jury.
- Serena! Jakże się cieszę, że cię widzę! - powiedział aktor radosnym głosem, gdy tylko mnie zobaczył - A ta panienka to kto?
- Moja przyjaciółka - odpowiedziałam.
- Ja mam na imię Bonnie, a to jest mój Dedenne! - zawołała wesoło dziewczynka.
- De-ne-ne! - pisnął radośnie jej Pokemon.
- No dobrze, moja droga młoda damo - rzekł Grenet - Siadaj i obserwuj razem z nami występ tych wschodzących gwiazd estrady. Najpierw wystąpi kilka innych artystek, a zaraz po nich twoja przyjaciółka.
Rzeczywiście przede mną przyszło kilka dziewczyn, które to również chciały wystąpić przed jury i zaprezentować swoje umiejętności wokalne. Z ogromnym biciem serca czekałam na swoją kolej, a kiedy już ona nadeszła wypuściłam z pokeballi Fennekina i Panchama, po czym zaśpiewałam jakąś piosenkę, której tytułu już nie pamiętam. Starałam się jednak jak najlepiej, o czym może świadczyć fakt, że Bonnie po wszystkim zaczęła głośno klaskać, zaś sędziowie byli wyraźnie pod wrażeniem mojego występu.
- No dobrze, naprawdę dałaś z siebie wszystko - powiedziała jedna kobieta siedząca w jury - Wieczorem zadzwonimy do ciebie i zawiadomimy cię, czy producent się tobą zainteresował. Myślę jednak, że nie masz się czego obawiać, moja droga. Posiadasz naprawdę ogromny talent. Musisz go tylko w sobie rozwinąć.
Uśmiechnęłam się do niej radośnie, po czym wstałam, schowałam do pokeballi Fennekina oraz Panchama, a następnie wzięłam Bonnie za rękę i powoli poszłam w kierunku Centrum Pokemon.
- Jestem pewna, że cię przyjmą. W końcu dałaś z siebie wszystko - mówiła moja towarzysza podróży.
Pogłaskałam ją powoli po głowie.
- Cieszę się, że we mnie wierzysz, Bonnie. Naprawdę bardzo ci za to, co mówisz, dziękuję.
Żałowałam jedynie, iż nie mówi mi tego ktoś inny.

***


Uzupełnienie pamiętników Sereny - opowieść Dawn:
Kiedy Serena zawiodła mojego brata, ja stanęłam u jego boku w roli asystentki. Nie była to dla mnie pierwszyzna, w końcu już parę razy miałam okazję to robić, choćby w sprawie księcia Edwarda. Wtedy jednak sytuacja była inna, bo Serena po prostu prowadziła inną część naszego śledztwa, tym razem zaś moja serdeczna przyjaciółka poszła sobie na jakiś głupi casting i zaczęła bawić się w robienie kariery piosenkarki zamiast nam pomagać. Nie powinnam jej za to potępiać, bo przecież początkowo sama pochwaliłam pomysł, aby spróbowała swoich jako artystka, jednak sądziłam, że to nie będzie kolidować z naszą pracą. Dlatego też, chociaż może brzmię jak podła egoistka, jakoś nie umiałam postąpić inaczej, jak tylko złorzeczyć w sercu pannie Evans, która dla prywatnych spraw porzuciła walkę o naszą sprawę, nawet jeśli robiła to tylko tymczasowo.
Tak czy inaczej, kiedy Ash wyszedł z Centrum Pokemon pobiegłam za nim i powiedziałam:
- Braciszku, zaczekaj!
Mój brat odwrócił się do mnie i zapytał:
- O co chodzi, Dawn?
- Czy ja mogę iść z tobą do tego pisarza?
Spodziewałam się, że rozgoryczony Ash może mi odmówić. On jednak uśmiechnięty popatrzył na mnie i pogłaskał mnie palcem po policzku.
- Kochana jesteś, siostrzyczko. Nawet nie wiesz, jak wiele to dla mnie znaczy. Chodźmy więc.
- Pika-pika! - zapiszczał wesoło jego Pikachu, a mój Piplup radośnie zgodził się z nim.
Poszliśmy zatem do profesora Sycamore’a, żeby zapytać go o Johna Scribblera. Na nasze szczęście ów człowiek mieszkał właśnie w Lumiose i uczony, choć był chwilami nieco mało życiową osobą, to jednak doskonale orientował się, kim jest ten pisarz, a także gdzie on mieszkał, więc podał nam adres.
- Bardzo dziękujemy, panie profesorze! - zawołałam radośnie, po czym pobiegłam za moim bratem.
Dotarliśmy szybko do domu pana Johna Scribblera. Nie będę się nad nim rozpisywać, więc powiem jedynie tyle, iż wyglądało ono na mieszkanie prawdziwego pisarza, bo walało się w nim mnóstwo książek oraz płyt z muzyką klasyczną. Było ich o wiele więcej niż miejsc na półkach, co też wyraźnie dowodziło, że mamy do czynienia z człowiekiem wykształconym i zarazem nieco zbzikowanym, co zresztą często idzie w parze. Muszę przy tym zauważyć, że wszystkie książki sprawiały wrażenie przeczytanych i to więcej niż raz. Prócz tego na ścianach widniało kilka reprodukcji naprawdę pięknych obrazów.
Drzwi od domu były otwarte, a jego wnętrze tętniło dźwiękiem słynnej arii „Largo al factotum“ z opery „Cyrulik sewilski“. Uśmiechnęłam się, gdy ją usłyszałam.
- Jak widzę, nasz pisarz jest melomanem - zachichotałam wesoło.
- Owszem , siostrzyczko - odpowiedział mi Ash - Ale niech nas to nie zmyli.
Weszliśmy powoli do gabinetu mężczyzny, który stał na środku pokoju udając, że śpiewa. Uśmiechnęliśmy się na ten widok. On był naprawdę zabawny i gdyby nie to, że podejrzewaliśmy go o bycie psychopatycznym łajdakiem, to pewnie bym poczuła do niego ogromną sympatię.
Aria w końcu dobiegła końca, zaś po jej zakończeniu John Scribbler zwrócił na nas uwagę i zawołał wesoło:
- O! No proszę! Ash Ketchum i jego siostra! - uśmiechnął się do nas mężczyzna.
Widać bardzo dobrze nas zapamiętał z wczorajszej rozmowy. Na swój sposób mi to schlebiało.
- Co was do mnie sprowadza, moi drodzy? - spytał pisarz.
- Chcemy z panem porozmawiać na temat sprawy, która dręczy naszą wspólną przyjaciółkę, Dianthę - odpowiedział Ash.
- Pika-pika - zapiszczał Pikachu.
Mężczyzna posmutniał nieco, kiedy to powiedzieliśmy, ale zaprosił nas do swego salonu, po czym poczęstował nas ciastkami i herbatą. Gdy już się nimi nieco uraczyliśmy, to zaczęliśmy z nim rozmawiać. Pisarz jednak nic nie wiedział o tej sprawie, a przynajmniej tak nam powiedział. Ash uważnie go obserwował i słuchał jego opowieści o pisaniu scenariuszu na podstawie powieści własnego autorstwa. Jakiś czas później mój brat wstał, po czym pod pretekstem udania się do toalety wyszedł z salonu. Wychodząc szepnął mi szybko na ucho:
- Zagaduj go najdłużej jak tylko się da.
Pisarz wskazał mu drogę do toalety, po czym usiadł naprzeciwko mnie i przez chwilę milczeliśmy. Potem zgodnie z poleceniem Asha zapytałam go o postać jego detektywa. Mężczyzna zachichotał radośnie niczym dziecko zapytane o ulubioną bajkę, po czym z prawdziwą wręcz pasją zaczął mi odpowiadać na moje pytanie. Musiałam przyznać, że to, o czym on mówił brzmiało całkiem interesująco, bo potrafił ciekawie opowiadać o postaciach, które sam stworzył, więc pewnie słuchałabym go jeszcze długo, gdyby nie to, że mój brat wrócił i powiedział:
- Jesteśmy panu bardzo wdzięczni za rozmowę, ale niestety musimy się już pożegnać. Dawn, Pikachu... Chodźmy. Pora na nas.
Pożegnaliśmy pisarza, po czym obdarowani przez niego całą paczką pysznych ciasteczek, które potem zjedliśmy wieczorem w naszym radosnym gronie.
- No i oczywiście niczego się nie dowiedzieliśmy - powiedziałam nieco załamanym głosem, kiedy wracaliśmy do Centrum Pokemon.
- Pip-lu-pi! - zapiszczał Piplup, którego ściskałam w objęciach.
Mój brat uśmiechnął się do mnie wesoło.
- Wybacz, Dawn, ale nie mogę przyznać ci racji.
- Dlaczego? - spojrzałam na niego zdumiona.
- Wiemy, że pisarz ma wyraźnie bzika na punkcie swojego bohatera i traktuje go niemalże jak realną postać. Wiemy także, że nasz kochany pan Scribbler planuje napisanie kolejnej powieści kryminalnej, w której właśnie tematem będzie nękanie młodej kobiety podłymi anonimami.
Nie mogłam wyjść ze zdumienia, kiedy mi o tym powiedział.
- Skąd to wiesz? - zapytałam.
- Pika-pika? - zapiszczał równie zadziwiony tym wszystkim Pikachu.
- Myślisz, że wtedy, gdy opuściłem wasze towarzystwo, poszedłem do toalety? Mylisz się. Ja poszedłem zajrzeć do jego gabinetu.
- To dlatego kazałeś mi go zagadać! - zawołałam wesoło, zaczynając już wszystko rozumieć.
- Właśnie, siostrzyczko. Podczas, gdy ty sobie z nim rozmawiałaś, to ja przeszukałem jego gabinet, ale tak, żeby on się w tym nie zorientował, kiedy już zostanie sam. Nie było to trudne, bo w końcu ma tam straszny bałagan. Znalazłem jednak notatki na temat planowanej przez niego książki. Historia z anonimami, którą ta powieść ma w sobie zawierać, w zadziwiający sposób przypomina historię Dianthy. Moim zdaniem to nie jest przypadek.
- Moim zdaniem też nie - powiedziałam - A więc co robimy?
- Czekamy na dalsze informacje w tej sprawie - odpowiedział mi Ash - Myślę, że nadejdą one bardzo szybko.

***


Pamiętniki Sereny c.d:
Wieczorem zebraliśmy się wszyscy w naszym wspólnym gronie, po czym Ash i Dawn opowiedzieli dokładnie, czego dowiedzieli się o pisarzu Johnie Scribblerze. To, co mówili, aż zjeżyło mi włosy na głowie.
- No, to chyba mamy człowieka, którego szukamy - powiedziałam.
Ash pokręcił jednak przecząco głową.
- Nie wydaje mi się, moja droga.
- Właśnie. Nie zapominaj, że dla policji to żaden dowód, a tylko nasze przypuszczenia - poparła go Alexa.
- A tak przy okazji... Dowiedziałaś się może czegoś na temat obiektu naszych zainteresowań? - zapytał ją Ash.
Dziennikarka odpowiedziała mu z uśmiechem:
- Już myślałam, że o to nie zapytasz. Wiadomości mam całkiem sporo. Moi koledzy i koleżanki po fachu doskonale znają tego pana i mogą o nim powiedzieć naprawdę dużo.
- Zakładam więc, że ci to powiedzieli - zażartował sobie detektyw z Alabastii.
- Owszem, ale praktycznie nic nie ma wspólnego z naszą sprawą. Gość jest powszechnie uważany za (delikatnie mówiąc) zbzikowanego gościa. Ma swoje większe i mniejsze dziwactwa, jednak wszyscy uważają go za całkiem przyjemną osobę.
- My również sprawdziliśmy wszelkie dane na jego temat, ale rezultaty naszych poszukiwań są podobne - dodał Clemont.
- Gość ma opinię zbzikowanego, ale też nieszkodliwego - podjął temat Max.
Ash usiadł w fotelu i zamyślił się.
- Wobec tego jutro musicie poszukać wiadomości na temat Kathi Lee. Może o niej dowiecie się czegoś, co nas naprowadzi na trop.
- Myślisz, że to może być ona? - zapytała Bonnie.
Mój chłopak rozłożył bezradnie ręce.
- Nie wiem, naprawdę nie wiem, ale dowiemy się tego. Wytropię tego gagatka, choćby miało mi to zająć resztę życia.
- Obawiałem się, że to powiesz - jęknął Clemont.
Chwilę później po Centrum rozległ się głos siostry Joy wypowiadany przez megafon:
- Panna Serena Evans proszona jest do telefonu numer 4.
- O! Ciekawe, o co może chodzić? - zapytała Alexa.
- Pewnie dzwonią w sprawie tego castingu, w którym brałam udział! - zawołałam uradowana - Mieli do mnie wieczorem zadzwonić.
Ash od razu spochmurniał, kiedy to usłyszał, co oczywiście nie uszło mojej uwadze, jednak nie specjalnie się tym przejęłam, bo pobiegłam do aparatu numer 4, a na ekranie ujrzałam postać kobiety z jury, która oceniała mój występ.
- Witaj, moja droga - powiedziała ona na powitanie - Rozmawiałam ze wszystkimi członkami jury i razem doszliśmy do wniosku, że jesteś wręcz niezrównana. Chcemy więc, żebyś jutro nagrała jakiś utwór w towarzystwie swoich Pokemonów.
- Nagrała?
- No tak. To znaczy ty będziesz śpiewać i tańczyć, a my będziemy cię nagrywać.
Myślałam, że zemdleję z radości, kiedy to usłyszałam. To była wprost radosna nowina, dlatego przez pierwsze kilka minut nie umiałam przestać podskakiwać w miejscu. Gdy w końcu się uspokoiłam powiedziałam, że nie widzę żadnego problemu i obiecałam przybyć na miejsce, to rozłączyłam się i pobiegłam szybko do moich przyjaciół powiedzieć im o moim szczęściu. Wszystkich ta wiadomość bardzo ucieszyła. Wszystkich z wyjątkiem Asha i Dawn, którzy patrzyli na mnie jakimś dziwnym, jakby złym wzrokiem.
- No co? O co wam chodzi? - zapytałam zdumiona.
- O nic. Tyle tylko, że jutro znowu będziesz zajęta i nie weźmiesz z nami udziału w śledztwie - powiedziała Dawn.
Załamana opadłam na fotel. Oczywiście, śledztwo! Jak mogłam o tym zapomnieć? Powinnam była być razem z nimi i badać tę sprawie. No, ale przecież z drugiej strony moi przyjaciele doskonale sobie radzili bez mojej pomocy, więc równie dobrze mogliby spróbować poradzić sobie jeszcze ten jeden dzień lub dwa sami. W końcu to przecież nie koniec świata, a mnie się trafiło niesamowite szczęście i szkoda by było, żebym je miała zmarnować. Powiedziałam to głośno, zaś Ash, słysząc moje słowa, prychnął z pogardą i odparł:
- Szczęście?! Też mi coś! Może cię zaskoczę, ale mam inne zdanie na temat definicji tego słowa.
Popatrzyłam na niego groźnie, po czym odparłam:
- Mam więc rozumieć, że denerwuje cię to, że robię się sławna?
Ash wzruszył lekko ramionami na znak obojętności.
- Wcale nie. Denerwuje mnie jedynie to, iż zapominasz o tym, po co tu naprawdę jesteśmy.
- Właśnie! Bawisz się w gwiazdeczkę, a tymczasem Dianthcie grozi niebezpieczeństwo - rzuciła mi z wyrzutem Dawn.
- Pip-lu-pip! - zaćwierkał je Piplup.
- Jak możecie w ogóle tak mówić?! - wybuchłam z gniewem i rozpaczą - Właśnie zaczyna się spełniać moje marzenie o byciu sławną na cały świat pokemonową artystką, a wy chcecie to wszystko zepsuć, bo to śledztwo jest dla was ważniejsze?!
- Dla nas? Szkoda, że nie dla ciebie - odpowiedziała mi Dawn.
Załamana wybiegłam z pokoju do łazienki, po czym opierając się o ścianę zaczęłam płakać czując, że nikt mnie nie rozumie, przez co ja muszę sama cieszyć się swoim szczęściem.

***


Następnego dnia moi przyjaciele poszli dalej prowadzić śledztwo, a tymczasem ja wybrałam się nakręcić swój występ. Towarzyszyła mi mała Bonnie, która jako jedyna od samego początku mnie wspierała w tym, co robiłam. Co prawda moją pasję popierali także inni członkowie drużyny, ale w przeciwieństwie do nich tylko mała panna Meyer nie miała do mnie pretensji o to, że bawię się w show-biznes, podczas gdy oni muszą męczyć się ze śledztwem. Miałam pewne wyrzuty sumienia z tego powodu, jednak nie na tyle mocne, żebym z tego powodu odrzuciła szansę, która właśnie się przede mną otwierała.
Gdy przybyłyśmy na miejsce, czekał tam już na nas Cary Grenet oraz całe jury. Otrzymałam wówczas pewną uroczą, czerwoną sukienkę.
- Przebierz się w nią, a potem wyjdź na scenę i zrób to, co zrobiłaś wczoraj, ale uważaj... Będziemy cię teraz nagrywać, więc nie zbłaźnij się - powiedziała członkini jury, czyli ta sama kobieta, która dzwoniła do mnie wczoraj wieczorem.
Radośnie złapałam w dłonie otrzymaną od niej sukienkę i przycisnęłam ją do serca niczym najdroższy skarb, po czym wybiegłam z nią, przebrałam się, a następnie wyszłam zadowolona na niewielką scenę, wypuściłam swoje Pokemony i razem z nimi zaczęłam tańczyć oraz śpiewać. Kiedy już jedna piosenka się skończyła, to dano mi chwilę przerwy na oddech, a następnie puścili kolejny utwór, do którego słowa musiałam sobie dośpiewać. Bez najmniejszej krępacji to uczyniłam nawet wtedy, kiedy poproszono, żebym zrobiła to jeszcze z kilka razy, oczywiście z drobnymi przerwami.
W sumie cało nagranie zajęło nam kilka godzin, a ja czułam, że od tego ciągłego śpiewania boli mnie już gardło, mimo to miałam w sercu ogromną satysfakcję wiedząc, że to być może jest moja przepustka do krainy sławy, o czym zawsze marzyłam.
- Moja droga, powiem ci bez ogródek... Byłaś wspaniała! - zawołała kobieta z jury, kiedy już nagrywanie mojej skromnej osoby dobiegło końca - Moim zdaniem masz otwartą drogę do kariery.
- Zgadzam się z tobą - powiedział Cary Grenet, podchodząc do nas - Czy pozwolisz, Sereno, że odprowadzę cię do twoich przyjaciół?
Nie miałam nic przeciwko temu, więc pozwoliłam mu na to. Bonnie oczywiście dreptała wesoło obok nas, przysłuchując się naszej rozmowie.
- Powiedz mi, kochana Sereno... Dlaczego dotychczas nigdy o tobie nie słyszałem? - zapytał nagle Cary - W końcu masz wszystko, co sprawia, że człowiek staje się sławny. Czemu tak wspaniały talent nie wypłynął jeszcze na szerokie wody?
Wzruszyłam delikatnie ramionami na znak, że sama tego nie wiem.
- Nie mam pojęcia. Prawdę mówiąc występowałam już publicznie jako pokemonowa artystka, ale to były głównie takie drobne występy.
- Poza tym Serena występuje w restauracji w Alabastii - wtrąciła się Bonnie.
Pogłaskałam ją delikatnie po główce i dodałam:
- To prawda. Występuję w restauracji „U Delii“, która należy do matki mojego chłopaka. Co weekend dajemy tam najróżniejsze popisy wokalne, ja również mam wtedy możliwość się wykazać.
- Rozumiem. Ale z tego, co mi mówisz wnioskuję, że to są raczej takie drobne występy nie mające nic wspólnego ze zdobyciem sławy, prawda? - zapytał Grenet.
- Właściwie to tak, ale jak dotąd nigdy mi to nie przeszkadzało.
- A teraz?
- Teraz to ja sama nie wiem. Myślę, że miło by było spróbować czegoś nowego. Czegoś na bardziej szeroką skalę.
- Rozumiem cię. Wiesz... Mam spore wpływy w show-biznesie. Mogę pogadać z kim trzeba i postarać się, aby dano ci szansę wybicia się.
- Miło mi to słyszeć, ale właściwie, jak teraz o tym myślę, to zaczynam mieć wątpliwości, czy dobrze zrobiłam idąc na ten casting.
- Dlaczego? - zdziwił się Cary.
- Bo jej chłopak jest niezadowolony, że Serena nie ma już czasu dla niego i dla śledztwa, które my wszyscy razem prowadzimy - wmieszała się ponownie do naszej rozmowy Bonnie.
Mężczyzna pokiwał głową ze zrozumiem.
- Już pojmuję. Twoi bliscy nie akceptują tego, że zaczynasz kroczyć własną ścieżką, na której nie ma dla nich miejsca.
- Ale ja bardzo chcę dalej z nimi rozwiązywać zagadki i przeżywać niesamowite przygody. No, a ta sława, to tylko tak... Sam nie wiem... Dla zabawy...
- Nikt nie jest nigdy sławnym człowiekiem dla zabawy, moja droga - odparł na to Cary Grenet - Sławę należy zawsze traktować jak najbardziej poważnie.
- Rozumiem to, ale widzisz... Ja podróżowanie z przyjaciółmi traktuję jeszcze poważniej niż ty swoją sławę.
Mężczyzna ponownie się do mnie uśmiechnął.
- Mogę to zrozumieć, ale mimo wszystko uważam, że źle postępujesz, moja droga. Gdy los się do ciebie uśmiechnie, to należy go złapać mocno za nogi i pod żadnym pozorem nie dać mu uciec od ciebie, bo kiedy pozwolisz mu uciec, to przegrałaś z kretesem.
W chwili, gdy wypowiadał on te słowa, dotarliśmy pod drzwi Centrum Pokemon.
- Przemyśl to sobie dobrze, moja droga Sereno. Pamiętaj, że sława, a także zaszczyty i bogactwo z nią związane spływają jedynie na tych, którzy umieją o nie walczyć.
Chwilę później odszedł, zaś ja i Bonnie poszłyśmy do naszego pokoju. Zastaliśmy tam naszą drużynę, każdy z nich zajęty był czym innym. Alexa czytała gazetę, Clemont i Max grali w szachy, zaś Ash i Dawn w wojnę.


- Cześć wszystkim! - zawołałam, wchodząc do pokoju.
Wszyscy radośnie przywitali się ze mną, z wyjątkiem mego chłopaka i jego siostry, chociaż muszę tu zauważyć, że Dawn to jeszcze przynajmniej spojrzała na mnie i odpowiedziała na moje pozdrowienie, z kolei Ash nawet nie zaszczycił mojej osoby swoim spojrzeniem. Widać wciąż był zły o ten casting albo też o to, że wyraźnie przypadł mi do gustu Cary Grenet... albo o jedno i drugie. Poczułam się bardzo dotknięta jego zachowaniem, ale nie zamierzałam mu tego okazać, aby nie dawać mu satysfakcji, dlatego też zapytałam:
- Jak śledztwo?
- Jeszcze cię ono interesuje? Myślałem, że teraz bawisz się tylko w show-biznes - mruknął złośliwie Ash.
Puściłam jego słowa mimo uszu i ponowiłam pytanie.
- Wciąż żadnych poszlak - odpowiedziała mi Alexa - Zdobyliśmy kilka wiadomości na temat Kathi Lee, ale równie dobrze moglibyśmy ich wcale nie mieć.
- Kobitka jest czysta jak łza i nie ma niczego na sumieniu - dodał Max, nie przerywając gry.
- Każdy ma coś na sumieniu - powiedział poważnym tonem Clemont, wykonując kolejny ruch na szachownicy - Szkopuł jedynie w tym, że ludzie umieją to sprytnie ukryć.
- Słuszna uwaga - uśmiechnęłam się i usiadłam niedaleko Asha - A ja mam dla was nowiny.
To mówiąc opowiedziałam im dokładnie o przebiegu nagrania.
- Jeżeli mi się uda, to być może zdobędę wielką sławę jako prawdziwa pokemonowa artystka, ale oczywiście wszystko przyjdzie w swoim czasie - trajkotałam dalej jak najęta.
- To super - powiedziała Dawn niezbyt przejętym głosem, przy czym nawet nie oderwała wzroku od kart.
Inni okazali mi więcej entuzjazmu dowodząc, że rzeczywiście wielkie szczęście mi się trafiło.
- Jutro też idziesz na występ? - zapytał mnie Ash, nie odrywając przy tym wzroku od kart.
- Nie, nic mi o tym nie wiadomo - odpowiedziałam mu - A to oznacza, że jutro jestem do waszej dyspozycji.
Mój chłopak po raz pierwszy odkąd weszłam do pokoju, spojrzał na mnie uważnie.
- Mówisz poważnie?
- Najzupełniej poważnie, Ash. Obiecuję ci, że cała wasza drużyna ma jutro moją osobę do swojej dyspozycji - powiedziałam uroczystym tonem - Pomogę wam wytropić prześladowcę Dianthy. Obiecuję wam to.
Ash popatrzył na mnie uważnie, po czym uśmiechnął się promiennie i powiedział:
- Miło mi to słyszeć. Obyś tylko jutro nie zmieniła zdania.
- Co proszę? Ja miałabym nagle zmienić zdanie? W życiu! - zawołałam uroczystym tonem, kładąc rękę na sercu - Jak ja coś obiecuję, to zawsze dotrzymuję słowa.

***


Uzupełnienie pamiętników Sereny - opowieść Dawn c.d:
Ale niestety moja kochana, przyszła szwagierka nie dotrzymała swojej obietnicy. A jaki był tego powód? A taki, że rano zadzwonili do niej ludzie z tego castingu, w którym ona brała udział. Powiedzieli, że klientowi tak się spodobały jej występy, że chce mieć ich jeszcze więcej, dlategoo oczywiście Serena pobiegła tam zaraz po śniadaniu, zostawiając nas samych. Tym razem nie wzięła ze sobą Bonnie, ponieważ goście od castingu prosili, aby przyszła sama.
Wobec takiego obrotu sytuacji musieliśmy bez niej poprowadzić nasze śledztwo. Oczywiście mój brat ukrył wyraźne rozczarowanie postawą swojej dziewczyny i profesjonalnie podszedł do naszej sprawy rozdzielając nam zadania do wykonania. Alexa z Clemontem i Bonnie udali się w kierunku biblioteki, żeby poszukać w miejscowej bazie danych czegoś na temat jeszcze jednego podejrzanego, Cary’ego Greneta. Z kolei ja, Ash oraz Max pojechaliśmy w odwiedziny do Dianthy, która zaraz po tym, jak Sereny wyszła z Centrum Pokemon, zadzwoniła do nas prosząc, żebyśmy zaraz przyjechali ją odwiedzić, bo chce nam coś powiedzieć. Zaniepokoiło nas to, dlatego też przybyliśmy najszybciej jak to było możliwe. Gdy przybyliśmy, zastaliśmy Greneta wychodzącego z domu Dianthy.
- Gdybyś jednak czego potrzebowała, to wiesz... Ja zawsze chętnie ci pomogę - mówił mężczyzna.
- Wiem, ale już ci mówiłam, nie boję się tego świra i nie potrzeba mi ochroniarza, który siedziałby mi na karku dwadzieścia cztery godziny na dobę - odpowiedziała mu Diantha.
- Rozumiem, ale pamiętaj... Ja zawsze jestem do twojej dyspozycji.
To mówiąc mężczyzna wyszedł. Gdy nas minął uśmiechnął się do nas delikatnie, Ash zaś odpowiedział mu grymasem złości.
- Co tu robił ten koleś? - zapytał mój brat Dianthę.
- Ach! Wyobraźcie sobie, że chciał mi służyć swoją opieką do czasu, aż złapiemy tego świra, który wysyła mi te anonimy - odpowiedziała wesoło Mistrzyni Pokemonów - Już mu parę razy mówiłam, że mi tej opieki nie potrzeba, ale on oczywiście ciągle raczy mnie tą swoją śpiewką. Uparty jak nie powiem co. Zresztą nieważne. Cieszę się, że was widzę.
- Przez telefon mówiłaś mi coś o jakieś niezwykle ważnej sprawie - powiedział Ash.
- To prawda. Zobaczcie tylko, co znalazłam wczoraj po południu w skrzynce na listy.
Był to kolejny anonim. Widniały na niej następujące słowa:

Wezwałaś detektywów i to dobrych. Myślisz, że mnie to powstrzyma? Mylisz się! Śmierć już na Ciebie czeka.

- No, nie powiem. Przyjemniaczek z niego - mruknął złośliwym tonem Max, czytając anonim.
- Jak zwykle ten sam charakter pisma - rzekł Ash, uważnie oglądając kartkę.
- Pika-pika - zapiszczał Pikachu, siedzący mu na ramieniu.
- Znalazłaś go w skrzynce na listy? - zapytałam.
- Tak. Zwykle znajdowałam je w domu, a teraz proszę - odpowiedziała Diantha przygnębionym, a wręcz złym tonem.
- Chyba gość zaczyna być ostrożny - mruknął ze złością mój brat - Czy wczoraj wydarzyło się może coś, co by było związane z tym anonimem?
- A i owszem - odparła na to Mistrzyni Pokemonów - Wczoraj w nocy w mojej sypialni zleciał ze ściany obraz, który wisiał nad moim łóżkiem. Dzięki Bogu wyszłam w nocy napić się wody, więc zleciał on wtedy, kiedy mnie nie było, inaczej zabiłbym mnie na miejscu.
- Mógłby cię zabić? - zapytałam.
- Oczywiście. W końcu jest bardzo ciężki, zwłaszcza przez tę ramę, w którą jest oprawiony - odpowiedziała mi aktorka.
- Możemy zobaczyć twoją sypialnię? - spytał Ash.
- Proszę.
Diantha zaprowadziła nas do pokoju, po czym zauważyliśmy, że łóżko naszej znajomej stoi dokładnie pod ścianą, na której do niedawna jeszcze wisiał ogromny obraz przedstawiający, jak się później dowiedziałam, jej przodka.
- To rzeczywiście wielkie i ciężkie draństwo - powiedział Max - Jakby tak spadło jej na głowę podczas snu, to zostałaby z niej tylko mokra plama.
- Dziękuję, że mnie oświeciłeś w tej sprawie - mruknęłam złośliwie.
- Pip-lu-pip - zapiszczał Piplup.
Ash wyjął z kieszeni swojej peleryny lupę, po czym bardzo uważnie przyjrzał się miejscu przestępstwa.
- Widzę, że hak osłabł - powiedział po chwili.
- Zauważyłam to. Prawdopodobnie to jest przyczyna nieszczęścia - odpowiedziała mu Diantha.
- Dzwoniłaś już na policję w tej sprawie?
- Owszem, ale pewnie domyślasz się, co powiedzieli?
Ash zrobił minę pełną politowania, po czym odparł:
- Niech zgadnę. Uznali to za wypadek nie mający nic wspólnego z anonimami. Dodali też, że miałaś wiele szczęścia, po czym spisali protokół i pojechali sobie?
- Dokładnie. Kropka w kropkę zrobili tak, jak mówisz.
- Patałachy!
- A żebyś wiedział. Ktoś mi grozi śmiercią, a potem obraz o mało mnie nie zabija. Jeśli to jest przypadek, to ja jestem Gardevoir.
Ash powoli schował lupę do kieszeni.
- Moim zdaniem albo ktoś się włamuje do twojego domu, albo też te anonimy to sprawka jednego z twoich częstych gości - powiedział.
- Ale przecież mnie nikt nie odwiedza, nie licząc Cary’ego oraz Johna. Kathi Lee nie liczę, bo ona tu mieszka.
- A ja całą trójkę zaliczam do listy podejrzanych, co miałem ci już okazję powiedzieć podczas naszej rozmowy sam na sam.
- Wiem o tym, ale trudno mi uwierzyć, żeby któreś z nich...
- Nie możemy wykluczyć takiej możliwości, jednak póki co brak nam jakichkolwiek dowodów na potwierdzenie winy któregokolwiek z innych - odpowiedział Ash - Jeśli mogę udzielić ci rady, to wyprowadź się stąd do Centrum Pokemon i zostań pod naszą opiekę. Tam będziesz bezpieczniejsza niż tutaj sama.
- To miłe z waszej strony, ale nie mogę się na to zgodzić. Ja mam swój honor i godność osobistą. Nie będę uciekać. Jeśli ten ktoś ma wobec mnie jakieś wonty, to niech zacznie walczyć ze mną jawnie. Zmuszę go do tego, a wtedy będę mogła go oddać w ręce policji.
Ash rozłożył bezradnie ręce, słysząc jej słowa.
- Jak chcesz, ale ja nie biorę na siebie odpowiedzialności za to, co się może stać.
- Wcale tego od ciebie nie wymagam, przyjacielu. I tak robisz dla mnie więcej niż powinieneś.

***


Pamiętniki Sereny c.d:
Niestety, nie było mi dane dotrzymać danego słowa. Zaraz po śniadaniu zadzwonili do mnie ludzie z castingu mówiąc, że producent jest zadowolony z moich występów i życzy sobie mieć ich więcej. Oczywiście bez wahania pobiegłam szybko do studia muzycznego, żeby nagrać jeszcze kilka moich występów. Wiedziałam, że ranię w ten sposób Asha, któremu przecież coś obiecywałam, ale mimo wszystko jakoś nie umiałam wtedy o tym myśleć. W końcu to było tylko kilka godzin zabranych z naszego wspólnie spędzonego czasu, a doba ma ich aż dwadzieścia cztery. Tak właśnie mówiłam sobie, aby jakoś zagłuszyć odzywające się we mnie wyrzuty sumienia z powodu tego, co robiłam.
W studiu ponownie zastałam Cary’ego Greneta, który zadowolony jak zawsze powiedział, że moje występy są po prostu wspaniałe i powinnam zdecydowanie rozwijać swoje talenty.
- Dziękuję. Miło, że tak mówisz, ale nie wierzę, żeby coś więcej mogło z tego wszystkiego wyjść - odpowiedziałam mu z uśmiechem na twarzy - Naprawdę nie wierzę, żebym mogła zrobić jakąś wielką karierę.
- Moim zdaniem powinnaś w siebie bardziej uwierzyć - odpowiedział mi z uśmiechem na twarzy aktor - Masz wielki talent, ktoś więc na pewno to doceni, jestem pewien.
Po tej rozmowie odbyła się jeszcze mała sesja zdjęciowa, a potem już byłam wolna. Zadowolona i pełna radości w sercu pobiegłam do Centrum Pokemon, gdzie zastałam Asha, Dawn oraz Maxa. Wrócili oni właśnie od Dianthy, która zadzwoniła do nich prosząc, żeby ją odwiedzili.
- Wyobraź sobie, że wczoraj w nocy spadł na nią obraz w jej sypialni i wszystko wskazuje na to, iż jest to próba zabójstwa - powiedział Ash.
Przerażona zasłoniłam sobie usta dłońmi.
- Boże... Ale nic jej się nie stało? - zapytałam.
- Nie, na całe szczęście nic - odparł mój chłopak poważnym tonem, z lekkim wyrzutem w  głosie - Miała po prostu wielkiego farta.
- Ale szczęście nie może przecież trwać wiecznie - dodał Max.
Zasmucona spojrzałam na nich.
- Ja naprawdę... Nie wiem, co mam powiedzieć - jęknęłam.
- Nie musisz nic mówić - odparła na to Dawn - Chociaż... Możesz nam powiedzieć, jak poszedł casting.
- Och, było super! Cudownie wręcz! Producent jest ponoć zachwycony moimi występami. Zrobili mi sesję zdjęciowa i nagrali jeszcze trzy piosenki ze mną. Być może uda mi się wypromować moje występy na całe Kalos.
- Wspaniale - powiedziała Dawn, uśmiechając się delikatnie - Życzymy ci powodzenia.
- Owszem, życzymy - mruknął Ash.
Wiedziałam, czemu jest on na mnie zły, więc podeszłam do niego i obdarzyłam go bardzo czułym uśmiechem.
- Ash, kochanie... Wiem, że znowu zawaliłam sprawę, ale wynagrodzę ci to. Wiesz co? Zapraszam was wszystkich na lody. Co wy na to?
Dawn i Max nie mieli nic przeciwko temu, z kolei mój chłopak wciąż wyglądał na nieco naburmuszonego, ale w końcu i on dał się przekonać. Poszliśmy więc razem w stronę kawiarni. Niestety ledwie uszliśmy kilka kroków, a zaraz podjechała do nas długa limuzyna, zaś z niej wyskoczyła członkini jury, pani Berta.
- Słuchaj, Sereno! - zawołała podnieconym tonem kobieta - Producent przyjął twoje zdjęcia i występy. Mówi, że jesteś po prostu wspaniała. Już wrzucił wszystkie filmiki z twoimi występami na Pokewizję i spodziewa się naprawdę wielkich sukcesów. Obiecał, że otrzymamy za to sporą premię, oczywiście ty także dostaniesz swoją działkę. Zapraszamy cię na zabawę z tej okazji.
- Zabawę? - zapytałam zdziwiona.
- Taki swego rodzaju bankiet. Zresztą nie mam czasu specjalnie się nad tym wszystkim rozpowiadać. Wsiadaj, zabieram cię ze sobą. Bankiet jest za dwie godziny, a jeszcze mamy tyle do zrobienia.
- Ale...
- Nie ma żadnego „ale“. Ruszaj się, kochana.
To mówiąc Berta złapała mnie za rękę i pociągnęła za sobą w kierunku limuzyny.
- Chwileczkę, proszę! A czy nie możemy zabrać na to przyjęcie moich przyjaciół? - spytałam.
Kobieta zdumiona spojrzała na Asha, Dawn oraz Maxa.
- A ci to kto? - zapytała.
- To jest mój chłopak Ash, jego siostra, a moja serdeczna przyjaciółka, a także nasz wspólny przyjaciel Max.
- Rozumiem. Wybacz, ale to przyjęcie zamknięte. Osoby z zewnątrz nie są mile widziane. Mam nadzieję, że nie macie mi tego za złe, moi kochani - dodała, patrząc na Asha, Dawn i Maxa - Przykro mi, ale po prostu to jest inna liga niż ta, w której wy gracie.
- Zdziwiłaby się pani, w jakiej lidze my gramy - zakpił sobie Ash.
- Pika-pika! - zapiszczał naburmuszony Pikachu.
- Przepraszam was, ale muszę jechać - powiedziałam z żalem w głosie - Nie gniewajcie się na mnie, bardzo proszę.
Ash nic nie powiedział, tylko patrzył na mnie smutnym, dość ponurym wzrokiem, który aż zmroził mi serce. Co jednak mogłam zrobić? Dałam się zaciągnąć do limuzyny i pojechałam z Bertą do jej domu. Tam zaś zostałam przebrana w najlepszą sukienkę w czerwonym kolorze, jaką tylko kobieta zdołała dla mnie znaleźć. Potem zabrała mnie do kosmetyczki i fryzjerki, gdzie zostałam uszykowana na udział w bankiecie. Później nastąpił bankiet. Zachwycił mnie on, ponieważ był po prostu wspaniały. Ci wszyscy ludzie elegancko ubrani, te ich kreacje, te wspaniałe potrawy... Wszystko po prostu budziło we mnie niesamowite uczucia, których nie umiałam nazwać innymi słowami niż tylko „WSPANIAŁE“.


Berta cały czas była przy mnie, a do tego później na bankiecie zjawił się również Cary Grenet. Oboje zachwycali się mną i przedstawili mnie kilku znanym osobom. Jednym z nich był dość znany producent filmowy, dla którego nieraz pracowała Diantha.
- A więc to ty, moja panno, jesteś Serena Evans, ten młody, raczkujący talent o wielkim potencjale? - zapytał mnie mężczyzna, uważnie lustrując mnie wzrokiem.
- Tak, to właśnie ja - odpowiedziałam mu z uśmiechem.
- No, no, no... Jak na raczkujący talent bardzo szybko wspinasz się po szczeblach drabiny społecznej.
- Tak jakoś mi się udało, proszę pana. Pewnie całkowitym przypadkiem - powiedziałam skromnie.
Producent zaśmiał się wesoło.
- Moja droga, całe życie jest jednym wielkim przypadkiem i powiem ci, że ja również przypadkiem wybiłem się ponad przeciętność. Gdy jednak los daje nam szansę na szczęście, należy ją szybko złapać, bo inaczej drugi raz możesz nie mieć takiej okazji.
- Może to prawda... - odpowiedziałam mu, mając co do jego słów nieco mieszane uczucia.
- Jestem pewien, że wiem, co mówię - mówił dalej producent filmowy - Wiesz co? Diantha wspominała mi kiedyś o tobie i o tym twoim chłopaku. A gdzie on teraz jest?
- Nie został on zaproszony na ten bankiet. Podobno to nie jego liga - odpowiedziałam z ironią w głosie.
- Poważnie? To dziwne, w końcu jest Mistrzem Pokemon - zdziwił się mężczyzna.
Berta aż zakrztusiła się drinkiem, który właśnie piła.
- Słucham?! Mistrzem Pokemon?! - zapytała zaszokowana.
- A tak. Nie wiedziałaś o tym? - zdziwił się producent - Jej chłopak to Ash Ketchum, trener i wychowawca Pokemonów z regionu Kanto. Wraz z Dianthą tworzy Duet Mistrzów Ligi Kalos.
- Dlaczego nie powiedziałaś mi o tym wcześniej?! - zawołała Berta bardzo oburzonym tonem - A ja go tak potraktowałam! Nie ta liga! Co też on musiał sobie o mnie pomyśleć?!
- Na pewno nic miłego, jestem tego pewien - zachichotał producent.
Kobieta jednak nie uważała tego za zabawne, bo natychmiast zaczęła chodzić po całej sali bankietowej i pod nosem pomstować na samą siebie, a prócz tego pewnie i na mnie.
- Nie przejmuj się Bertą. Ona już tak ma - powiedział po chwili mój rozmówca - W każdym razie ja ci wróżę wielką karierę i jestem pewien, że osiągniesz wszystko, co tylko sobie zaplanujesz. Musisz jedynie o to bardzo odważnie i zaciekle walczyć.
Bankiet trwał sobie w najlepsze, także wróciłam do Centrum Pokemon dopiero wieczorem naprawdę bardzo zmęczona tym wszystkim, co miało tego dnia miejsce. Zastałam moich przyjaciół, którzy siedzieli przy stole i rozmawiali na temat śledztwa. Kiedy mnie zauważyli, przerwali dyskusję.
- O czym rozmawiacie? - zapytałam.
- A co cię to niby interesuje? - odparła na to oburzonym tonem Dawn - Jakoś wcześniej nie byłaś specjalnie zainteresowana naszym śledztwem. Zwłaszcza dzisiaj pokazałaś, ile ono dla ciebie znaczy.
- Wybaczcie, nie mogłam odmówić Bercie.
- Oczywiście, że nie mogłaś. Jasne... Nie mogłaś również nas zabrać na ten cały bankiet, bo to... Jak to ona powiedziała, Ash?
- Nie nasza liga - odpowiedział ponuro mój chłopak.
- No właśnie.
Popatrzyłam na nią zmęczona i nieco zła, po czym poszłam do łazienki zmyć z siebie makijaż, który teraz nie był mi już do niczego potrzebny.
- Jak poszło śledztwo?
- Bardzo interesująco. Nie dowiedzieliśmy się niczego konkretnego - odpowiedział naburmuszonym tonem Clemont.
- Będziemy więc musieli skorzystać z umiejętności hakerskich naszego drogiego Maxa - powiedziała Alexa.
- Tak, to prawda. Nie mamy innego wyjścia - mówił Ash - Wiem, że to niezbyt zgodne z prawem, ale skoro cel uświęca środki...
- To nie ma przebacz - dodał ze śmiechem Max.
- Cel uświęca środki... Bardzo trafnie to ująłeś, braciszku - powiedziała bardzo złośliwym głosem Dawn - Myślę, że jedno z nas doskonale wie, co to przysłowie oznacza.
Zła wyszłam z łazienki słysząc jej słowa.
- Co masz na myśli? - zapytałam.
Dawn powoli wstała i podeszła do mnie z groźną miną.
- Mnie się pytasz? Od trzech dni zaniedbujesz nasze śledztwo i masz nas kompletnie w nosie, żeby zrobić karierę artystki.
- Wiesz, że to nie prawda! - zawołałam oburzonym tonem - Poważnie podchodzę do wszystkich spraw, które prowadzimy!
- Naprawdę? Odniosłam inne wrażenie.
- A co mam niby twoim zdaniem zrobić, co?! Cary Grenet umożliwił mi możliwość wystąpienia w castingu! Miałam z tego nie skorzystać?!
- Ach tak! Twój ulubiony pan Cary Grenet ci to umożliwił? No, a ty, biedactwo kochane? Ty nie mogłaś nic zrobić, żeby dać sobie spokój z tym wszystkim?
- A ty byś dała sobie spokój na moim miejscu? Nie brałabyś okazji, gdyby ta ci się trafiła?
- Na pewno nie zaniedbywałabym swoich obowiązków tak, jak ty to robisz!
- No wiesz?! Jak możesz tak mówić?! Wcale nikogo nie zaniedbuję!
- Nie zaniedbujesz?! Od trzech dni miałaś dla nas zaledwie odrobinę czasu, bo prawie bez przerwy włóczysz się po tych swoich castingach!
- A co twoim zdaniem powinnam zrobić?! Nareszcie otwiera się przede mną droga do zrobienia kariery, a ty tak po prostu mówisz do mnie, żebym z niej zrezygnowała?!
- Nie! Mówię ci, żebyś się zastanowiła, co ty w ogóle robisz? Zobacz, jak ty wyglądasz!
- A jak ja niby wyglądam?!
- Jak typowa, żałosna gwiazdeczka! Popatrz tylko! Brylujesz już na salonach, a niedługo nie będziesz miała odwagi przyznać się do znajomości z nami!
- Jak możesz, Dawn?! Przecież wiesz, że to nieprawda!
- Czyżby?! A przypomnieć ci, jak się dzisiaj zachowałaś, kiedy ta twoja przyjaciółeczka nas obraziła?!
- Mogliście się bronić.
- A ty mogłaś odmówić pojechania z nią i powiedzieć, że nie pozwolisz obrażać swoich przyjaciół! A tymczasem grzecznie pozwoliłaś tej babie, aby wręcz zamiatała nami podłogę!
- Tobie to łatwo mówić! Byłaś już swego czasu sławną koordynatorką Pokemonów, a potem niespodziewanie z tego wszystkiego zrezygnowałaś! Po co?! Powiesz mi, po co?!


Dawn spojrzała na mnie groźnie, po czym powiedziała:
- Chcesz wiedzieć, dlaczego z tego zrezygnowałam?! Chcesz wiedzieć? To ci powiem! Zrobiłam to dlatego, że miałam już dość tej całej sławy i popisywania się na scenie przed bandą czubków zwanych krytykami! Bycie sławną osobą jest przyjemne, nawet bardzo przyjemne, ale na tym świecie jest coś ważniejszego i zrozumiałam to, kiedy ponownie spotkałam mojego brata. Wtedy wiedziałam już, co chcę zrobić. Chcę być z nim i pomagać mu w tym, co on robi, czyli walczyć u jego boku o to, żeby tego zła mniej było na świecie!
- I chyba nie powiesz mi, że nigdy nie żałowałaś swojej decyzji, co?! - zapytałam ją oburzonym tonem.
- Owszem, czasami nadal pewne mam wątpliwości, czy podjęłam dobrą decyzję. Ale kiedy widzę, jak robimy na tym świecie coś pożytecznego... Kiedy widzę uśmiech na twarzy mojego brata, gdy razem z całą drużyną udowadniamy winę jakiegoś drania, to wiem, że zrobiłam słusznie. A poza tym zapamiętaj sobie jedno, moja droga. Sława oznacza samotność. Sławni ludzie praktycznie zawsze są samotni. Ja zaś wybrałam rodzinę i przyjaciół zamiast sławy. A ty? Co ty wybierasz?
Poczułam się dziwnie. Przez dłuższą chwilę nie wiedziałam, co mam odpowiedzieć, w końcu jednak wyskoczyłam z tekstem:
- Nie oceniaj mojego zachowania, bo nic nie wiesz o moich motywach! Ty od dziecka zawsze miałaś wsparcie swej matki i bliskich, którzy zawsze w ciebie wierzyli. Ja tego nie miałam i byłam sama z tym wszystkim, co musiałam przechodzić! Ciebie matka wspierała, żebyś mogła zostać tym, kim tylko zechcesz. Mnie moja matka jakoś nigdy nie wspierała! Zawsze musiałam sama sobie radzić.
- Jak dotąd poradziłaś sobie całkiem nieźle - zakpiła sobie Dawn.
Spojrzałam na nią z żądzą mordu w oczach.
- To, że ty zrezygnowałaś ze swojej kariery dla zabawy w detektywa nie oznacza, iż ja mam tak zrobić! Jesteś po prostu zazdrosna, bo mnie się coś udaje, podczas gdy ty swoją karierę zmarnowałaś bezpowrotnie!
Dawn patrzyła mi w oczy zszokowana. Nikt z całej naszej kompani nie odezwał się, patrząc milcząco na naszą sprzeczkę. I bardzo słusznie zrobili, że milczeli, bo niby co mieli powiedzieć, kiedy dwie dziewczyny skakały sobie nawzajem do gardeł? Niepokoiło mnie jednak uporczywe milczenie mojego chłopaka, zwłaszcza, że bardzo chciałam wiedzieć, co też on o tym myśli, więc spytałam go:
- Ash! A ty co o tym wszystkim myślisz?!
Ash siedział ze wzrokiem wbitym w podłogę i nie mówił ani słowa. W końcu jednak odezwał się, podnosząc powoli na mnie swoje spojrzenie, po czym powiedział:
- Myślę, że skoro tak mówisz, to należy się zastanowić, czy aby na pewno zależy ci dalej na naszej drużynie i na mnie.
- Ash! Jak możesz tak mówić?! Przecież wiesz, ile dla mnie znaczycie ty i nasza drużyna! - zawołałam zrozpaczonym głosem.
Mój luby powoli podniósł się z fotela i powiedział:
- Owszem, wiem o tym doskonale. Przez ostatnie trzy dni dowiodłaś tego lepiej niż myślisz. Powiem szczerze... Nie wiem, kim się stałaś, ale nie jesteś już tą samą cudowną osobą, którą to poznałem dziewięć lat temu podczas Letniego Obozu Pokemonów profesora Oaka. Nie jesteś również tą samą wspaniałą dziewczyną, która rok temu dołączyła do mojej drużyny i którą pokochałem. Nie wiem, kim się stałaś, ale wiem jedno... Jeśli to twoje nowe ja, to nie chcę mieć z nim nic wspólnego.
To mówiąc Ash zdjął z szyi wisiorek Yin, symbol naszego związku, po czym wściekłym ruchem dłoni cisnął mi go pod nogi i wyszedł z pokoju. Chciałam za nim pobiec, ale Alexa powstrzymała mnie przed tym, kładąc mi dłoń na ramieniu:
- Daj mu spokój. On musi być teraz sam... W takich sytuacjach należy być samemu, aby wszystko sobie przemyśleć.
Spojrzałam na nią załamanym wzrokiem.
- Ty też uważasz tak jak on? Uważasz, że zmieniłam się na gorsze?
Alexa popatrzyła mi głęboko w oczy i powiedziała:
- Myślę, że Ash w jednym ma rację. Nie jesteś już tą samą osobą, którą kiedyś wszyscy znaliśmy.
Załamana słysząc te słowa pobiegłam do łazienki, zamknęłam się w niej na klucz, po czym rozebrałam się, wskoczyłam pod prysznic i zaczęłam płakać. Czułam, że serce zaczyna mi pękać na tysiąc kawałków. Ash ze mną zerwał, przyjaciele nie chcą mnie znać... I za co mnie to wszystko spotyka? Za to, że chciałam zawalczyć o swoje marzenia? Jakim prawem oni mnie odsądzali od czci i wiary, skoro każde z nich dążyło do realizacji swoich pragnień, a kiedy ja to robiłam, to zaraz byli na mnie z tego powodu wręcz oburzeni? Mogę się zgodzić, że moje zachowanie przez te ostatnie trzy dni wobec nich nie było fair, ale przecież mogłam to wszystko jeszcze jakoś naprawić, gdyby tylko dali mi szansę. Lecz oni nie chcieli dać mi tej szansy. Oni już spisali mnie na straty.
Zrozpaczona oparłam czoło o ścianę prysznica, płacząc coraz mocniej. Łzy mieszały mi się z kroplami wody spływających po mej postaci, a serce bolało mnie niemiłosiernie, nie był to jednak ból fizyczny, lecz psychiczny, gdyż cierpiała ma dusza, nie ciało.



C.D.N.






3 komentarze:

  1. Bardzo smutna historia, aż pod koniec z oczu poleciały mi łzy. Ash niemalże zerwał z Sereną, a dosłownie wszyscy przyjaciele odwrócili się od niej. Dziewczyna wpatrzona jest w Cary'ego Granta (który dalej jest dla mnie głównym podejrzanym) i myśli tylko i wyłącznie o swojej karierze i o sobie. Nie patrzy na to, jak zaniedbuje Asha, przyjaciół i śledztwo w sprawie Dianthy. Istnieje dla niej tylko kariera i nawet nie reaguje jak ludzie z "show-bizu" odciągają ją na wszelkie sposoby od przyjaciół i ukochanego. I nawet gdy, jak to się wyraża Dawn (moim zdaniem bardzo celnie), "zamiatają nimi podłogę", to i tak Serena uważa, że "nie mogła im odmówić". Jak dla mnie zachowuje się jak typowa egoistka, mam nadzieję, że się zmieni i uratuje swoją relację z przyjaciółmi oraz związek z Ashem.
    A co do śledztwa... to widzę, że nabiera rumieńców. Podejrzani są dosłownie wszyscy, którzy mają jakikolwiek związek z Dianthą. Ciekawe, kto ostatecznie okaże się winny? :)
    Ogólna ocena: 10/10 :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. W takim wypadku do sprawy dobrze podejść humorystycznie :) Dawn według mnie pokazała, że popierdówą braciszka nie jest i ma swoje zdanie. Serena zawsze traci głowę do tych pryncypałów, a mówiono że rodzina jest najważniejsza

      Usuń
  2. Jezu ta Serena to Srerena, Halyna która wolała się pokazać w Tańcu z Gwiazdami niż gotować kotlety dla Janusza :)

    OdpowiedzUsuń

Przygoda 129 cz. II

Przygoda CXXIX Tytanio, wio! cz. II Lot trwał długo. Ash nie liczył, jak długo, ponieważ odkąd tylko opuścił tak bardzo mu bliskie Gotham Ci...