Sekret Palermo cz. II
Wpatrywałam się uważnie w postać Ariany vel Arii, znakomitej wręcz Pokemonowej Artystki, która swego czasu była moją rywalką w świecie sławy, a jednocześnie też była mi zawsze przyjaciółką, nigdy nie próbującą mnie skrzywdzić ani zniszczyć, nawet wtedy, kiedy stawałyśmy na scenie przeciwko sobie. Muszę przyznać, że Aria była mi doskonale znana jeszcze z czasów zanim zaczęłam podróżować wraz z Ashem po Kalos i zawsze podziwiałam ją i jej występy, choć mój największy podziw budziło to, że wkładała ona w nie serce i dążyła do tego, aby wszyscy ludzie byli tymi występami zachwyceni. Widać było, iż się stara i ceni sobie zdanie swoich fanów, którzy mają dla niej ogromne znaczenie.
- Może nie zawsze wiem, czego chcę w życiu, co się chyba każdemu zdarza, ale za to doskonale wiem, czego nie chcę, a nie chcę zawieść moich fanów, ponieważ wiem doskonale, że bez nich nigdy nic bym nie zdołała osiągnąć. To dzięki nim jestem kimś i zawsze liczę się z ich zdaniem i dążę do tego, aby na scenie zaspokoić nie tylko własne oczekiwania, ale także również i ich oczekiwania. Wiem, że czasami to trudno ze sobą pogodzić, jednak jak dotąd udawało mi się tego dokonać i nie dlatego, iż musiałam, ale dlatego, że chciałam.
Tak właśnie Aria, podczas jednej z naszych prywatnych rozmów z czasów, kiedy byłam jeszcze Pokemonową Artystką wyjaśniła mi co nieco tajników swojej pracy. Muszę przyznać, że dzięki tym słowom jeszcze bardziej ją sobie ceniłam. Bo w końcu ilu artystów powiedziałoby coś podobnego i ceniłoby sobie zdanie swoich fanów? Poznałam paru artystów obojga płci, ale jakoś żadne z nich nie miało podobnego zdanie względem innych ludzi (a zwłaszcza fanów), jakie miała je Aria. To czyniło ją postacią nad wyraz wyjątkową w moich oczach.
Oczywiście nie tylko dlatego miała ona miała tak pozytywną opinię w moich oczach. Powodem tego było również to, iż Aria, kiedy ją poznałam okazała się być niezwykle miłą i sympatyczną osobą. Nigdy nie zadzierała nosa ani nie miała o sobie jakiegoś niesamowicie wielkiego mniemania. Wręcz przeciwnie, uważała, że jest po prostu zwykłą dziewczyną, której się trochę poszczęściło w życiu i mogła się wybić, ale to nie znaczy, iż jest jakąś boginią czy kimś takim. Do tego też zawsze była wobec mnie fair i choć byłyśmy rywalkami, to prawdę mówiąc nigdy mnie jak rywalkę nie traktowała. Raczej jak koleżankę po fachu, z którą może dawać odrobinę radości innym dzięki swoim występom. Jakże bardzo różniła się pod tym względem od mojej ex-przyjaciółki Shauny, która sama namówiła mnie do zostania Pokemonową Artystką i zainteresowała mnie światem sławy, a potem, jak doszło co do czego, to pokazała mi swoją prawdziwą naturę, usypiając mojego Fennekina przed ważnymi występami, abym nie mogła stanowić dla niej konkurencji. Aria nigdy nie posunęłaby się do czegoś takiego. Po pierwsze była zawsze uczciwą osobą, po drugie zaś uważała, iż takie coś byłoby poniżej jej godności, po trzecie wreszcie zwycięstwo nie było dla niej najważniejsze, bo bardziej dla się niej liczyło to, iż robiła coś, co lubi i co ludzie lubią. Działała w pewnym sensie w imię hasła: Sztuka dla sztuki, jeśli mogę to tak nazwać. Oczywiście chciała wygrywać, bo chyba tylko idiota startuje w czymś chcąc przegrać, ale mimo wszystko zwycięstwo nie było dla niej celem samym w sobie. Co najwyżej jednym z celów, który chciała osiągnąć, a ważniejsze było dla niej dawanie radości ludziom.
- Być może teraz zabrzmię jak jakaś naiwna idealistka, Sereno, ale muszę ci się przyznać, że wbrew pozorom moim celem wcale nie jest wygrywanie tych wszystkich Pokazów - powiedziała mi któregoś dnia.
- A co jest twoim celem? - zapytałam z zainteresowaniem.
- Dawanie ludziom radości swoimi występami - odpowiedziała Aria, a jej twarz przybrała rozmarzony wyraz - Wiem, to brzmi naprawdę bardzo idiotycznie, romantycznie i idealistycznie, ale taka właśnie jestem. Chcę, aby ludzie cieszyli się z moich występów i wyciągali z tego jak największą radość. Żeby mogli przyjść na Pokaz, zobaczyć mnie i zachwycić się moimi Pokemonami i choć na chwilę zapomnieć o tym, co im dokucza.
Spojrzałam wówczas na Arię z podziwem w oczach i powiedziałam:
- Jeśli chodzi o mnie, to twoje poglądy na twoje występy są piękne i godne pochwały. Być może teraz i ja brzmię jak idealistka, ale chciałabym, aby i moje występy również takie były.
Aria uśmiechnęła się do mnie przyjaźnie i wówczas obie doskonale wiedziałyśmy, że jesteśmy przyjaciółkami.
To miało miejsce wtedy, gdy ja i Ash podróżowaliśmy po Kalos za swoimi marzeniami, mając jeszcze piętnaście lat i sporo głupstw w głowie. Jeszcze wtedy nie rozumieliśmy wielu spraw, a w każdym razie ja ich nie rozumiałam i dlatego popełniłam kilka głupstw, które na całe szczęście nie zdołały niczego zniszczyć, a wręcz przeciwnie, pomogły mi zrozumieć to, czego wcześniej nie rozumiałam albo nie chciałam rozumieć. Taka prawda, podobnie jak i to, że Aria była zawsze osobą, którą w całym świecie wielkiej sławy lubiłam najbardziej. Pewnie dlatego, iż obie jesteśmy w podobnym wieku i mamy dość podobne charaktery. To czyniło z nas dobre rozmówczynie i myślę sobie, że przyczyniło się również do tego, iż obie zostałyśmy przyjaciółkami.
Przypominałam sobie to wszystko, jednocześnie uważnie przyglądając się Arii, która złożyła zamówienie i patrzyła na nas z uwagą, a zwłaszcza wpatrywała się w Asha. Zachichotałam w myślach, gdy przypomniałam sobie, jak podczas pewnego balu ja i Ash mieliśmy okazję tańczyć, a przy okazji razem w duecie pokonaliśmy w walce Jamesa i Miette. To właśnie wtedy moja Eevee ewoluowała w Sylveon, co znacznie przyczyniło się do naszego zwycięstwa. Podczas tego samego balu Ash wcześniej tańczył z Miette, która była na tyle wredna, że w pewnym sensie sprzątnęła mi go sprzed nosa prosząc, aby pierwszy taniec zatańczył właśnie z nią. Ash jakoś nie umiał jej odmówić, ale podczas tańca deptał jej celowo po palcach, aby się jej tańca odechciało. Potem traf chciał, iż zatańczył właśnie z Arią, która po cichu dała mu parę wskazówek na temat tańca i potem, gdy ja właśnie tańczyłam z Clemontem, Aria nagle zrobiła odbijanego i porwała do tańca Clemonta, a ja wpadłam w objęcia Asha. To właśnie wtedy pierwszy raz w życiu oboje tańczyliśmy ze sobą. Pamiętam, jak bardzo mocno biło mi serce, a całe ciało drżało z radości i rozkoszy. Gdyby Ash mnie nie trzymał za rękę i talię, to bym chyba tam zemdlała z tej radości. Taka wtedy byłam zwariowana.
- Może nie zawsze wiem, czego chcę w życiu, co się chyba każdemu zdarza, ale za to doskonale wiem, czego nie chcę, a nie chcę zawieść moich fanów, ponieważ wiem doskonale, że bez nich nigdy nic bym nie zdołała osiągnąć. To dzięki nim jestem kimś i zawsze liczę się z ich zdaniem i dążę do tego, aby na scenie zaspokoić nie tylko własne oczekiwania, ale także również i ich oczekiwania. Wiem, że czasami to trudno ze sobą pogodzić, jednak jak dotąd udawało mi się tego dokonać i nie dlatego, iż musiałam, ale dlatego, że chciałam.
Tak właśnie Aria, podczas jednej z naszych prywatnych rozmów z czasów, kiedy byłam jeszcze Pokemonową Artystką wyjaśniła mi co nieco tajników swojej pracy. Muszę przyznać, że dzięki tym słowom jeszcze bardziej ją sobie ceniłam. Bo w końcu ilu artystów powiedziałoby coś podobnego i ceniłoby sobie zdanie swoich fanów? Poznałam paru artystów obojga płci, ale jakoś żadne z nich nie miało podobnego zdanie względem innych ludzi (a zwłaszcza fanów), jakie miała je Aria. To czyniło ją postacią nad wyraz wyjątkową w moich oczach.
Oczywiście nie tylko dlatego miała ona miała tak pozytywną opinię w moich oczach. Powodem tego było również to, iż Aria, kiedy ją poznałam okazała się być niezwykle miłą i sympatyczną osobą. Nigdy nie zadzierała nosa ani nie miała o sobie jakiegoś niesamowicie wielkiego mniemania. Wręcz przeciwnie, uważała, że jest po prostu zwykłą dziewczyną, której się trochę poszczęściło w życiu i mogła się wybić, ale to nie znaczy, iż jest jakąś boginią czy kimś takim. Do tego też zawsze była wobec mnie fair i choć byłyśmy rywalkami, to prawdę mówiąc nigdy mnie jak rywalkę nie traktowała. Raczej jak koleżankę po fachu, z którą może dawać odrobinę radości innym dzięki swoim występom. Jakże bardzo różniła się pod tym względem od mojej ex-przyjaciółki Shauny, która sama namówiła mnie do zostania Pokemonową Artystką i zainteresowała mnie światem sławy, a potem, jak doszło co do czego, to pokazała mi swoją prawdziwą naturę, usypiając mojego Fennekina przed ważnymi występami, abym nie mogła stanowić dla niej konkurencji. Aria nigdy nie posunęłaby się do czegoś takiego. Po pierwsze była zawsze uczciwą osobą, po drugie zaś uważała, iż takie coś byłoby poniżej jej godności, po trzecie wreszcie zwycięstwo nie było dla niej najważniejsze, bo bardziej dla się niej liczyło to, iż robiła coś, co lubi i co ludzie lubią. Działała w pewnym sensie w imię hasła: Sztuka dla sztuki, jeśli mogę to tak nazwać. Oczywiście chciała wygrywać, bo chyba tylko idiota startuje w czymś chcąc przegrać, ale mimo wszystko zwycięstwo nie było dla niej celem samym w sobie. Co najwyżej jednym z celów, który chciała osiągnąć, a ważniejsze było dla niej dawanie radości ludziom.
- Być może teraz zabrzmię jak jakaś naiwna idealistka, Sereno, ale muszę ci się przyznać, że wbrew pozorom moim celem wcale nie jest wygrywanie tych wszystkich Pokazów - powiedziała mi któregoś dnia.
- A co jest twoim celem? - zapytałam z zainteresowaniem.
- Dawanie ludziom radości swoimi występami - odpowiedziała Aria, a jej twarz przybrała rozmarzony wyraz - Wiem, to brzmi naprawdę bardzo idiotycznie, romantycznie i idealistycznie, ale taka właśnie jestem. Chcę, aby ludzie cieszyli się z moich występów i wyciągali z tego jak największą radość. Żeby mogli przyjść na Pokaz, zobaczyć mnie i zachwycić się moimi Pokemonami i choć na chwilę zapomnieć o tym, co im dokucza.
Spojrzałam wówczas na Arię z podziwem w oczach i powiedziałam:
- Jeśli chodzi o mnie, to twoje poglądy na twoje występy są piękne i godne pochwały. Być może teraz i ja brzmię jak idealistka, ale chciałabym, aby i moje występy również takie były.
Aria uśmiechnęła się do mnie przyjaźnie i wówczas obie doskonale wiedziałyśmy, że jesteśmy przyjaciółkami.
To miało miejsce wtedy, gdy ja i Ash podróżowaliśmy po Kalos za swoimi marzeniami, mając jeszcze piętnaście lat i sporo głupstw w głowie. Jeszcze wtedy nie rozumieliśmy wielu spraw, a w każdym razie ja ich nie rozumiałam i dlatego popełniłam kilka głupstw, które na całe szczęście nie zdołały niczego zniszczyć, a wręcz przeciwnie, pomogły mi zrozumieć to, czego wcześniej nie rozumiałam albo nie chciałam rozumieć. Taka prawda, podobnie jak i to, że Aria była zawsze osobą, którą w całym świecie wielkiej sławy lubiłam najbardziej. Pewnie dlatego, iż obie jesteśmy w podobnym wieku i mamy dość podobne charaktery. To czyniło z nas dobre rozmówczynie i myślę sobie, że przyczyniło się również do tego, iż obie zostałyśmy przyjaciółkami.
Przypominałam sobie to wszystko, jednocześnie uważnie przyglądając się Arii, która złożyła zamówienie i patrzyła na nas z uwagą, a zwłaszcza wpatrywała się w Asha. Zachichotałam w myślach, gdy przypomniałam sobie, jak podczas pewnego balu ja i Ash mieliśmy okazję tańczyć, a przy okazji razem w duecie pokonaliśmy w walce Jamesa i Miette. To właśnie wtedy moja Eevee ewoluowała w Sylveon, co znacznie przyczyniło się do naszego zwycięstwa. Podczas tego samego balu Ash wcześniej tańczył z Miette, która była na tyle wredna, że w pewnym sensie sprzątnęła mi go sprzed nosa prosząc, aby pierwszy taniec zatańczył właśnie z nią. Ash jakoś nie umiał jej odmówić, ale podczas tańca deptał jej celowo po palcach, aby się jej tańca odechciało. Potem traf chciał, iż zatańczył właśnie z Arią, która po cichu dała mu parę wskazówek na temat tańca i potem, gdy ja właśnie tańczyłam z Clemontem, Aria nagle zrobiła odbijanego i porwała do tańca Clemonta, a ja wpadłam w objęcia Asha. To właśnie wtedy pierwszy raz w życiu oboje tańczyliśmy ze sobą. Pamiętam, jak bardzo mocno biło mi serce, a całe ciało drżało z radości i rozkoszy. Gdyby Ash mnie nie trzymał za rękę i talię, to bym chyba tam zemdlała z tej radości. Taka wtedy byłam zwariowana.
- A więc powiedz wreszcie, co cię sprowadza, Ario - powiedziałam po chwili, wracając myślami do rzeczywistości.
Artystka spojrzała na mnie z delikatnym uśmiechem na twarzy i rzekła nieco takim konspiracyjnym tonem:
- Nie tak głośno, proszę. Jestem tutaj incognito i wolałabym, aby tak pozostało. Wiesz, nie chciałabym mieć tu zaraz całego zbiegowiska fanów proszących mnie o autografy.
- Niech ci będzie... Ariano - zaśmiałam się - A więc opowiadaj, co cię sprowadza w nasze skromne progi.
- No, czy takie one skromne, to ja nie wiem - parsknęła śmiechem Aria, rozglądając się dookoła - Twoja mama dorobiła się ładnej restauracji.
- Prawdę mówiąc nie dorobiła się jej, tylko odziedziczyła ją po swojej matce, a ta po swojej, która ją założyła - odpowiedział Ash - Ale też nie chcę się chwalić, ale ja, Serena oraz nasi przyjaciele nieco rozwinęliśmy jej działalność poprzez te nasze artystyczne występy, których próbkę miałaś okazję zobaczyć.
- Niczego sobie te występy, muszę to przyznać - powiedziała wesoło Aria z uśmiechem na twarzy - Ale coś tak mi mówi, że nie tylko występy przyciągają tak wielu ludzi do restauracji „U Delii“. Moim skromnym zdaniem wielki wpływ na to ma również to, kim jesteście z Sereną.
- A kim my jesteśmy? - spytał Ash.
- No weź, Ash. Nie zgrywaj się - zachichotała Aria - Przecież dobrze wiesz, kim jesteś. Ty i Serena jesteście detektywami. Sherlock Ash i jego luba Serena walczycie o to, aby... jak to mówicie? Aby tego zła mniej było na świecie. I dobrze wam to idzie, bo w końcu zniszczyliście organizację Rocket, a do tego rozwiązujecie zagadki kryminalne i to w sposób godny prawdziwych mistrzów. A do tego jeszcze tak świetnie gracie na scenie. Dziwi was więc, że macie w restauracji tylu gości? Ludzie chcą podziwiać słynnych detektywów.
- Chyba raczej ex-detektywów - powiedziałam.
- Słucham? Nie bardzo rozumiem - zdziwiła się Aria - Dlaczego niby ex-detektywów?
- A o to, to już lepiej zapytaj mojego ukochanego - rzuciłam złośliwie, wskazując dłonią na Asha.
Ten uśmiechnął się lekko zmieszany i odparł:
- Myślałem, że wiesz... Ja już jestem na detektywistycznej emeryturze.
Aria przez chwilę myślała, że się przesłyszała.
- Że niby na czym? - spytała zdumiona.
- Na detektywistycznej emeryturze.
Aria popatrzyła na Asha, a potem na mnie i spytała:
- On to mówi tak na poważnie?
- Najzupełniej na poważnie, niestety - mruknęłam, powoli popijając szampana z kieliszka, który stał przede mną.
Aria jęknęła załamana i rzekła:
- Aha... A czy wolno wiedzieć, co wywołało w tobie taką decyzję, mój przyjacielu?
- Powodów takiej decyzji było kilka, ale przede wszystkim wypadek mojego przyjaciela Clemonta, do którego doszło wskutek mojej, jakby to ująć... detektywistycznej służby dla Kanto.
- Wypadek? - Aria wyglądała na wyraźnie przejęta - I co z nim?
- Spokojnie, niedawno wrócił do zdrowia, ale to nie o to chodzi - odparł na to Ash - Chodzi o to, że przecież w ogóle do tego doszło. To bardzo mną wstrząsnęło i zrozumiałem, iż moja praca ściąga tylko na moich przyjaciół kłopoty. Nie chcę, aby do tego dochodziło.
- Tak, a do tego jeszcze pismaki z „Głosu Alabastii“ powypisywały na Asha takich bredni, że stracił częściowo wiarę w siebie - dodałam ponuro.
- To bardzo smutne - stwierdziła Aria i powoli zaczęła pić swojego szampana - A więc jesteś już na emeryturze i nie rozwiązujesz już zagadek?
- To pierwsze tak, to drugie nie.
- Nie bardzo rozumiem.
- Jestem na emeryturze, jednak czasami dawne życie ciągnie mnie do siebie tak mocno, iż nie umiem mu się oprzeć i cóż...
Pokemonowa Artystka odetchnęła z ulgą, gdy to usłyszała.
- Rozumiem... Więc jest jeszcze nadzieja.
- A na co? - spytałam.
- Na to, że pomożecie mi w pewnej sprawie - odparła Aria.
- Jakiej sprawie?
- Chodzi o prześladowanie.
- Prześladowanie? - spytałam zdumiona.
- A kto kogo prześladuje? - zapytał Ash.
- To znaczy nie jestem do końca pewna, czy tu chodzi rzeczywiście o prześladowanie, ale wiele na to wskazuje i bardzo się niepokoję.
- No dobrze, tylko chodzi? Kogo dotknął ten problem? - zapytałam.
- Ten problem dotknął naszą wspólną przyjaciółkę, Palermo.
Gdy usłyszałam to imię, to niemal upuściłam kieliszek z szampanem, który właśnie trzymałam w ręku. Z trudem zdołałam tego uniknąć, po czym popatrzyłam na Arię uważnie i powiedziałam:
- Palermo? Ta Palermo zwana promotorką gwiazd?
- Właśnie ta sama.
Zła odłożyłam kieliszek na stole i powiedziałam:
- Muszę nieco poprawić twoją wcześniejszą wypowiedź. To nie jest nasza przyjaciółka.
- Jak to? Przecież się z nią przyjaźnimy.
- Może ty... Mnie w to nie mieszaj - mruknęłam gniewnie - Nie mam ochoty zadawać się z Palermo. Zerwałam z tą kobietą wszelkie stosunku i nie zamierzam ich nawiązywać na nowo.
- Sereno... Palermo mówiła mi, że wasze relacje uległy pogorszeniu po tym, co Shauna ci zrobiła, ale mimo wszystko ona cię w żaden sposób nie skrzywdziła.
- Nie skrzywdziła mnie, tak? - wysyczałam gniewnie przez zęby - To ty chyba nie wiesz, co ona mi doradzała, kiedy jej opowiedziałam o tym, co Shauna mi zrobiła.
- A co takiego doradziła ci Palermo wkrótce po zdradzie Shauny?
Zmieszałam się lekko, kiedy usłyszałam to pytanie, które niechcący przypomniało mi kilka rzeczy, o których nie chciałam myśleć i prawdę też mówiąc, nie myślałam o nich od bardzo dawna, aż do tej chwili, w której usłyszałam to pytanie. Zmieszana zatem i podenerwowana jednocześnie zamówiłam sobie kolejny kieliszek szampana (Ash i Aria zaraz poszli za moim przykładem), napiłam się z niego i w ten sposób poczułam się nieco odważniejsza, a gdy to już miało miejsce, to wtedy powiedziałam:
- Wiesz... Określę to w następujący sposób... Nie chciałabyś wiedzieć, co też poradziła mi Palermo w sprawie z Shauną. Dlatego też poprzestanę jedynie na stwierdzeniu, iż to było coś, co mi się bardzo nie spodobało.
- No i co? - spytała Aria.
- No i od tego czasu moje relacje z Palermo uległy, że tak powiem pogorszeniu, w każdym razie z mojej strony. Z tego też właśnie powodu wcale też nie kwapię się do tego, aby jej w czymkolwiek pomagać.
Aria wyglądała wyraźnie na zawiedzioną moją decyzją, ale chyba jeszcze nie traciła nadziei, dlatego spojrzała na Asha z nadzieją w oczach i powiedziała:
- Rozumiem, że Serena nie jest chętna do pomocy, ale może ty, Ash, myślisz inaczej?
Ash zmieszał się lekko, po czym spojrzał na mnie i odparł:
- Wiesz, Ario... Prawdę mówiąc to, co mówisz brzmi dość ciekawie, ale z drugiej strony nie chcę swoim zachowaniem ranić mojej ukochanej, więc cóż...
- Nie no, spokojnie, mną się nie przejmuj - powiedziałam do niego dość obojętnym tonem - Jeśli chcesz, możesz spokojnie zająć się tą sprawą. Mnie to wcale nie przeszkadza.
Prawdę mówiąc bardzo chciałam, żeby Ash wrócił do pracy detektywa i zajął się kolejnymi sprawami. Już mi to jego ciągłe gadanie o emeryturze detektywistycznej zaczynało wręcz działać na nerwy i miałam nadzieję, iż w końcu porzuci ją i wróci do gry tak, jak powinien. A co do samej sprawy, o której wspomniała Aria, to wolałam się do niej nie mieszać, choć nie miałabym nic przeciwko temu, aby Ash ją rozwiązał, jednakże bez mojej obecności. Palermo to był dla mnie całkowicie zamknięty temat, tak samo jak wszystko, co się z nią wiązało. Nie chciałam do tego wracać i nie zamierzałam zmieniać zdania w tej sprawie.
Artystka spojrzała na mnie z delikatnym uśmiechem na twarzy i rzekła nieco takim konspiracyjnym tonem:
- Nie tak głośno, proszę. Jestem tutaj incognito i wolałabym, aby tak pozostało. Wiesz, nie chciałabym mieć tu zaraz całego zbiegowiska fanów proszących mnie o autografy.
- Niech ci będzie... Ariano - zaśmiałam się - A więc opowiadaj, co cię sprowadza w nasze skromne progi.
- No, czy takie one skromne, to ja nie wiem - parsknęła śmiechem Aria, rozglądając się dookoła - Twoja mama dorobiła się ładnej restauracji.
- Prawdę mówiąc nie dorobiła się jej, tylko odziedziczyła ją po swojej matce, a ta po swojej, która ją założyła - odpowiedział Ash - Ale też nie chcę się chwalić, ale ja, Serena oraz nasi przyjaciele nieco rozwinęliśmy jej działalność poprzez te nasze artystyczne występy, których próbkę miałaś okazję zobaczyć.
- Niczego sobie te występy, muszę to przyznać - powiedziała wesoło Aria z uśmiechem na twarzy - Ale coś tak mi mówi, że nie tylko występy przyciągają tak wielu ludzi do restauracji „U Delii“. Moim skromnym zdaniem wielki wpływ na to ma również to, kim jesteście z Sereną.
- A kim my jesteśmy? - spytał Ash.
- No weź, Ash. Nie zgrywaj się - zachichotała Aria - Przecież dobrze wiesz, kim jesteś. Ty i Serena jesteście detektywami. Sherlock Ash i jego luba Serena walczycie o to, aby... jak to mówicie? Aby tego zła mniej było na świecie. I dobrze wam to idzie, bo w końcu zniszczyliście organizację Rocket, a do tego rozwiązujecie zagadki kryminalne i to w sposób godny prawdziwych mistrzów. A do tego jeszcze tak świetnie gracie na scenie. Dziwi was więc, że macie w restauracji tylu gości? Ludzie chcą podziwiać słynnych detektywów.
- Chyba raczej ex-detektywów - powiedziałam.
- Słucham? Nie bardzo rozumiem - zdziwiła się Aria - Dlaczego niby ex-detektywów?
- A o to, to już lepiej zapytaj mojego ukochanego - rzuciłam złośliwie, wskazując dłonią na Asha.
Ten uśmiechnął się lekko zmieszany i odparł:
- Myślałem, że wiesz... Ja już jestem na detektywistycznej emeryturze.
Aria przez chwilę myślała, że się przesłyszała.
- Że niby na czym? - spytała zdumiona.
- Na detektywistycznej emeryturze.
Aria popatrzyła na Asha, a potem na mnie i spytała:
- On to mówi tak na poważnie?
- Najzupełniej na poważnie, niestety - mruknęłam, powoli popijając szampana z kieliszka, który stał przede mną.
Aria jęknęła załamana i rzekła:
- Aha... A czy wolno wiedzieć, co wywołało w tobie taką decyzję, mój przyjacielu?
- Powodów takiej decyzji było kilka, ale przede wszystkim wypadek mojego przyjaciela Clemonta, do którego doszło wskutek mojej, jakby to ująć... detektywistycznej służby dla Kanto.
- Wypadek? - Aria wyglądała na wyraźnie przejęta - I co z nim?
- Spokojnie, niedawno wrócił do zdrowia, ale to nie o to chodzi - odparł na to Ash - Chodzi o to, że przecież w ogóle do tego doszło. To bardzo mną wstrząsnęło i zrozumiałem, iż moja praca ściąga tylko na moich przyjaciół kłopoty. Nie chcę, aby do tego dochodziło.
- Tak, a do tego jeszcze pismaki z „Głosu Alabastii“ powypisywały na Asha takich bredni, że stracił częściowo wiarę w siebie - dodałam ponuro.
- To bardzo smutne - stwierdziła Aria i powoli zaczęła pić swojego szampana - A więc jesteś już na emeryturze i nie rozwiązujesz już zagadek?
- To pierwsze tak, to drugie nie.
- Nie bardzo rozumiem.
- Jestem na emeryturze, jednak czasami dawne życie ciągnie mnie do siebie tak mocno, iż nie umiem mu się oprzeć i cóż...
Pokemonowa Artystka odetchnęła z ulgą, gdy to usłyszała.
- Rozumiem... Więc jest jeszcze nadzieja.
- A na co? - spytałam.
- Na to, że pomożecie mi w pewnej sprawie - odparła Aria.
- Jakiej sprawie?
- Chodzi o prześladowanie.
- Prześladowanie? - spytałam zdumiona.
- A kto kogo prześladuje? - zapytał Ash.
- To znaczy nie jestem do końca pewna, czy tu chodzi rzeczywiście o prześladowanie, ale wiele na to wskazuje i bardzo się niepokoję.
- No dobrze, tylko chodzi? Kogo dotknął ten problem? - zapytałam.
- Ten problem dotknął naszą wspólną przyjaciółkę, Palermo.
Gdy usłyszałam to imię, to niemal upuściłam kieliszek z szampanem, który właśnie trzymałam w ręku. Z trudem zdołałam tego uniknąć, po czym popatrzyłam na Arię uważnie i powiedziałam:
- Palermo? Ta Palermo zwana promotorką gwiazd?
- Właśnie ta sama.
Zła odłożyłam kieliszek na stole i powiedziałam:
- Muszę nieco poprawić twoją wcześniejszą wypowiedź. To nie jest nasza przyjaciółka.
- Jak to? Przecież się z nią przyjaźnimy.
- Może ty... Mnie w to nie mieszaj - mruknęłam gniewnie - Nie mam ochoty zadawać się z Palermo. Zerwałam z tą kobietą wszelkie stosunku i nie zamierzam ich nawiązywać na nowo.
- Sereno... Palermo mówiła mi, że wasze relacje uległy pogorszeniu po tym, co Shauna ci zrobiła, ale mimo wszystko ona cię w żaden sposób nie skrzywdziła.
- Nie skrzywdziła mnie, tak? - wysyczałam gniewnie przez zęby - To ty chyba nie wiesz, co ona mi doradzała, kiedy jej opowiedziałam o tym, co Shauna mi zrobiła.
- A co takiego doradziła ci Palermo wkrótce po zdradzie Shauny?
Zmieszałam się lekko, kiedy usłyszałam to pytanie, które niechcący przypomniało mi kilka rzeczy, o których nie chciałam myśleć i prawdę też mówiąc, nie myślałam o nich od bardzo dawna, aż do tej chwili, w której usłyszałam to pytanie. Zmieszana zatem i podenerwowana jednocześnie zamówiłam sobie kolejny kieliszek szampana (Ash i Aria zaraz poszli za moim przykładem), napiłam się z niego i w ten sposób poczułam się nieco odważniejsza, a gdy to już miało miejsce, to wtedy powiedziałam:
- Wiesz... Określę to w następujący sposób... Nie chciałabyś wiedzieć, co też poradziła mi Palermo w sprawie z Shauną. Dlatego też poprzestanę jedynie na stwierdzeniu, iż to było coś, co mi się bardzo nie spodobało.
- No i co? - spytała Aria.
- No i od tego czasu moje relacje z Palermo uległy, że tak powiem pogorszeniu, w każdym razie z mojej strony. Z tego też właśnie powodu wcale też nie kwapię się do tego, aby jej w czymkolwiek pomagać.
Aria wyglądała wyraźnie na zawiedzioną moją decyzją, ale chyba jeszcze nie traciła nadziei, dlatego spojrzała na Asha z nadzieją w oczach i powiedziała:
- Rozumiem, że Serena nie jest chętna do pomocy, ale może ty, Ash, myślisz inaczej?
Ash zmieszał się lekko, po czym spojrzał na mnie i odparł:
- Wiesz, Ario... Prawdę mówiąc to, co mówisz brzmi dość ciekawie, ale z drugiej strony nie chcę swoim zachowaniem ranić mojej ukochanej, więc cóż...
- Nie no, spokojnie, mną się nie przejmuj - powiedziałam do niego dość obojętnym tonem - Jeśli chcesz, możesz spokojnie zająć się tą sprawą. Mnie to wcale nie przeszkadza.
Prawdę mówiąc bardzo chciałam, żeby Ash wrócił do pracy detektywa i zajął się kolejnymi sprawami. Już mi to jego ciągłe gadanie o emeryturze detektywistycznej zaczynało wręcz działać na nerwy i miałam nadzieję, iż w końcu porzuci ją i wróci do gry tak, jak powinien. A co do samej sprawy, o której wspomniała Aria, to wolałam się do niej nie mieszać, choć nie miałabym nic przeciwko temu, aby Ash ją rozwiązał, jednakże bez mojej obecności. Palermo to był dla mnie całkowicie zamknięty temat, tak samo jak wszystko, co się z nią wiązało. Nie chciałam do tego wracać i nie zamierzałam zmieniać zdania w tej sprawie.
Ash patrzył na mnie wyraźnie zdumiony moim zachowaniem. Jak dotąd, to ja namawiałam go, aby pomimo swojej emerytury przyjął jakąś sprawę i choć na chwilę powrócił do gry i wykazałam wielki entuzjazm każdym śledztwem, jakie nam się szykowało, a on był tym, co się waha i gada o emeryturze, choć ostatecznie i tak ustępuje pod wpływem tęsknoty za dawnymi czasami. Teraz zaś wyraźnie wykazywałam jawną niechęć wobec jakieś sprawy, co z kolei potęgowało ciekawość Asha nie tylko względem tego, o czym mówiła Aria, ale i względem mojego zachowania. Odniosłam wrażenie, że paradoksalnie w tym wypadku im mniej ja się całą sprawą interesowałam, tym bardziej jego ona ciekawiła.
- Sereno... Nigdy nie mówiłaś mi, co zaszło między tobą a Palermo, że nagle przestałaś się o niej tak pozytywnie wyrażać. Ale wiesz... Tak sobie myślę, iż cokolwiek by to nie było, to ona teraz potrzebuje pomocy, jak mówi Aria, więc może warto by...
- Przecież już ci mówiłam, Ash, że jeśli chcesz, to możesz się zająć tą sprawą. Ja jednak nie chciałabym się nią zajmować, dlatego wybaczcie, ale chyba najlepiej zrobię, jeśli was pożegnam.
- Ale Sereno... - jęknęła Aria - Proszę cię, nie rób tak. Ja wiem, że Palermo bywa niekiedy wredna...
- Niekiedy? Dobre sobie.
- No dobrze, bywa częściej wredna niż dobra, jednak mimo wszystko chyba nie zrobiła nic takiego, za co zasługiwałaby na potępienie.
- Przeciwnie, zasłużyła sobie na to, w każdym razie w moich oczach - powiedziałam gniewnym tonem - Dlatego proszę cię uprzejmie, abyś więcej nie wspominała mi o tej osobie. Dla mnie, to ona nie istnieje i tak już ma pozostać.
Po tych słowach odeszłam od stolika i poszłam się przejść. Był już wieczór, ale ponieważ to był początek maja, to był on ciepły i dlatego miło było spacerować sobie po okolicy i rozmyślać o wszystkim i o niczym. Myślami jednak przede wszystkim wracałam do Palermo, do tej wrednej, starej raszpli, której miałam nadzieję więcej nie oglądać na oczy. Ja wiem, że pomogła mi bardzo w zrobieniu kariery Pokemonowej Artystki. Była w pewnym sensie moją promotorką, a na jej radach wiele zyskałam podczas Pokazów, jednak też dobrze pamiętałam, co ten świat ze mną zrobił. Przez niego stałam się żałosną karykaturą samej siebie i chyba tylko cudem udało mi się stamtąd wyrwać, zanim ten świat zdążył całkowicie mnie pochłonąć. Niektórym to, co właśnie przeczytali może się to wydawać co najmniej śmieszne, ale prawda jest taka, że świat sławy, a już zwłaszcza takiej, którą zdobywa się tylko zewnętrznym pięknem prowadzi prędzej czy później do zatracenia własnej osobowości. W takim świecie łatwo jest zapomnieć o tym, kim się było i kim się naprawdę jest, zaś przemiana w żałosną kreaturę często jest tylko kwestią czasu. Rzecz jasna, istnieją wyjątki od tej reguły, chociażby Aria czy Diantha, ale też i one widziały negatywne cechy tego świata, a zwłaszcza częsty brak prywatności, jak i niekiedy ostrą walkę o to, aby przetrwać, która to walka niekiedy przypomina walkę w dżungli pomiędzy drapieżnikami o ochłapy. Ja tam jakoś nie czułam powołania do takiej walki, dlatego cieszyło mnie, że mam ją już za sobą i mogę cieszyć się w miarę normalnym życiem.
Czasy, w których byłam Pokemonową Artystką, choć nie trwały długo, to jednak odcisnęły na mnie spore piętno, którego raczej pozbyć się nie miałam możliwości. Do tego nie byłam w stanie zapomnieć o tym epizodzie z mego życia , choć bardzo tego chciałam. Gdybym miała te kilka miesięcy życia Artystki porównać do czegokolwiek, to porównałabym je chyba z tym filmem „Diabeł ubiera się u Prady“, gdzie występuje postać niesamowicie podobna z wyglądu i zachowania do Palermo i gra ją Meryl Street. Prawdę mówiąc, to nawet zastanawiałam się, czy twórcy tej opowieści, tworząc postać wrednej Mirandy nie wzorowali się aby na Palermo i też wcale nie byłabym zdumiona, gdyby się okazało, że tak właśnie było. Obie miały ze sobą bardzo wiele wspólnego: stare, wredne raszple, które zmarnowały swoją młodość w pogoni za karierą, którą to goniły tak zachłannie, że aż zatraciły w sobie wszelką empatię. Choć też uczciwie muszę przyznać, iż Palermo, gdy żegnała się ze mną, to życzyła mi powodzenia w życiu, które sobie wybrałam. Ale czy jej życzenia były aby na pewno szczere? Trudno mi było stwierdzić.
Pogrążona w takich oto myślach powoli powróciłam do domu Delii Ketchum, gdzie od razu udałam się do pokoju, w którym ja i Ash zwykle spaliśmy i usiadłam na łóżku.
- Ech... To po prostu okropne - powiedziałam sama do siebie - Moja przeszłość nie chce dać mi spokoju i ciągle mnie prześladuje w ten czy inny sposób.
Następnie spojrzałam na wiszące na ścianie zdjęcia przedstawiające Asha i jego drużynę w różnych fazach życia mego ukochanego. Na jednym z nich był Ash z Misty i Brockiem, na drugim Ash z Misty i Traceym, na trzecim Ash z Brockiem, May i Maxem, na czwartym z Brockiem i Dawn, na piątym z Iris, Cilanem i Alexą, na szóstym ze mną, Clemontem i Bonnie (oraz wepchniętą na chama do paczki Korriną), na siódmym zaś ze mną, rodzeństwem Meyer, a także Dawn i Maxem. Na ścianie wisiało też kilka innych zdjęć np. to, kiedy nasza kompania poznała małą Delię Ketchum, przenosząc się w czasie o trzydzieści lat do tyłu albo to, jak jesteśmy całą paczką na plaży w Alola razem z siostrami Cheerful, Kiawe i Sophoclesem. Było tam również zdjęcie, które zrobiliśmy sobie niedawno. Widnieliśmy na nim ja, Ash, Gary, May, Max i Calista. To było niedługo po tym, jak wróciliśmy z naszej podróży w czasie, a rany, jakie posiadaliśmy i które widniały wyraźnie na fotografii bynajmniej nie odbierały nam humoru.
- Sereno... Nigdy nie mówiłaś mi, co zaszło między tobą a Palermo, że nagle przestałaś się o niej tak pozytywnie wyrażać. Ale wiesz... Tak sobie myślę, iż cokolwiek by to nie było, to ona teraz potrzebuje pomocy, jak mówi Aria, więc może warto by...
- Przecież już ci mówiłam, Ash, że jeśli chcesz, to możesz się zająć tą sprawą. Ja jednak nie chciałabym się nią zajmować, dlatego wybaczcie, ale chyba najlepiej zrobię, jeśli was pożegnam.
- Ale Sereno... - jęknęła Aria - Proszę cię, nie rób tak. Ja wiem, że Palermo bywa niekiedy wredna...
- Niekiedy? Dobre sobie.
- No dobrze, bywa częściej wredna niż dobra, jednak mimo wszystko chyba nie zrobiła nic takiego, za co zasługiwałaby na potępienie.
- Przeciwnie, zasłużyła sobie na to, w każdym razie w moich oczach - powiedziałam gniewnym tonem - Dlatego proszę cię uprzejmie, abyś więcej nie wspominała mi o tej osobie. Dla mnie, to ona nie istnieje i tak już ma pozostać.
Po tych słowach odeszłam od stolika i poszłam się przejść. Był już wieczór, ale ponieważ to był początek maja, to był on ciepły i dlatego miło było spacerować sobie po okolicy i rozmyślać o wszystkim i o niczym. Myślami jednak przede wszystkim wracałam do Palermo, do tej wrednej, starej raszpli, której miałam nadzieję więcej nie oglądać na oczy. Ja wiem, że pomogła mi bardzo w zrobieniu kariery Pokemonowej Artystki. Była w pewnym sensie moją promotorką, a na jej radach wiele zyskałam podczas Pokazów, jednak też dobrze pamiętałam, co ten świat ze mną zrobił. Przez niego stałam się żałosną karykaturą samej siebie i chyba tylko cudem udało mi się stamtąd wyrwać, zanim ten świat zdążył całkowicie mnie pochłonąć. Niektórym to, co właśnie przeczytali może się to wydawać co najmniej śmieszne, ale prawda jest taka, że świat sławy, a już zwłaszcza takiej, którą zdobywa się tylko zewnętrznym pięknem prowadzi prędzej czy później do zatracenia własnej osobowości. W takim świecie łatwo jest zapomnieć o tym, kim się było i kim się naprawdę jest, zaś przemiana w żałosną kreaturę często jest tylko kwestią czasu. Rzecz jasna, istnieją wyjątki od tej reguły, chociażby Aria czy Diantha, ale też i one widziały negatywne cechy tego świata, a zwłaszcza częsty brak prywatności, jak i niekiedy ostrą walkę o to, aby przetrwać, która to walka niekiedy przypomina walkę w dżungli pomiędzy drapieżnikami o ochłapy. Ja tam jakoś nie czułam powołania do takiej walki, dlatego cieszyło mnie, że mam ją już za sobą i mogę cieszyć się w miarę normalnym życiem.
Czasy, w których byłam Pokemonową Artystką, choć nie trwały długo, to jednak odcisnęły na mnie spore piętno, którego raczej pozbyć się nie miałam możliwości. Do tego nie byłam w stanie zapomnieć o tym epizodzie z mego życia , choć bardzo tego chciałam. Gdybym miała te kilka miesięcy życia Artystki porównać do czegokolwiek, to porównałabym je chyba z tym filmem „Diabeł ubiera się u Prady“, gdzie występuje postać niesamowicie podobna z wyglądu i zachowania do Palermo i gra ją Meryl Street. Prawdę mówiąc, to nawet zastanawiałam się, czy twórcy tej opowieści, tworząc postać wrednej Mirandy nie wzorowali się aby na Palermo i też wcale nie byłabym zdumiona, gdyby się okazało, że tak właśnie było. Obie miały ze sobą bardzo wiele wspólnego: stare, wredne raszple, które zmarnowały swoją młodość w pogoni za karierą, którą to goniły tak zachłannie, że aż zatraciły w sobie wszelką empatię. Choć też uczciwie muszę przyznać, iż Palermo, gdy żegnała się ze mną, to życzyła mi powodzenia w życiu, które sobie wybrałam. Ale czy jej życzenia były aby na pewno szczere? Trudno mi było stwierdzić.
Pogrążona w takich oto myślach powoli powróciłam do domu Delii Ketchum, gdzie od razu udałam się do pokoju, w którym ja i Ash zwykle spaliśmy i usiadłam na łóżku.
- Ech... To po prostu okropne - powiedziałam sama do siebie - Moja przeszłość nie chce dać mi spokoju i ciągle mnie prześladuje w ten czy inny sposób.
Następnie spojrzałam na wiszące na ścianie zdjęcia przedstawiające Asha i jego drużynę w różnych fazach życia mego ukochanego. Na jednym z nich był Ash z Misty i Brockiem, na drugim Ash z Misty i Traceym, na trzecim Ash z Brockiem, May i Maxem, na czwartym z Brockiem i Dawn, na piątym z Iris, Cilanem i Alexą, na szóstym ze mną, Clemontem i Bonnie (oraz wepchniętą na chama do paczki Korriną), na siódmym zaś ze mną, rodzeństwem Meyer, a także Dawn i Maxem. Na ścianie wisiało też kilka innych zdjęć np. to, kiedy nasza kompania poznała małą Delię Ketchum, przenosząc się w czasie o trzydzieści lat do tyłu albo to, jak jesteśmy całą paczką na plaży w Alola razem z siostrami Cheerful, Kiawe i Sophoclesem. Było tam również zdjęcie, które zrobiliśmy sobie niedawno. Widnieliśmy na nim ja, Ash, Gary, May, Max i Calista. To było niedługo po tym, jak wróciliśmy z naszej podróży w czasie, a rany, jakie posiadaliśmy i które widniały wyraźnie na fotografii bynajmniej nie odbierały nam humoru.
- Szkoda, że cię tu z nami nie ma - powiedziałam, patrząc na postać Calisty, a potem kierując wzrok na postać Dawn na innym zdjęciu - Albo ciebie, kochana przyszła szwagierko. Mogłybyście mi doradzić, co mam robić. Nie chcę zabrzmieć jak egoistka, ale jeśli Palermo ma kłopoty, to powinnam jej pomóc, jednak z drugiej strony ta baba mnie kiedyś tak potraktowała, że... Ech, co ja mam robić?! Czy odmawiając zachowuję się jak egoistka? Czy jestem podła pozostawiając ją samej sobie?
- Odpowiem, bo znam cię dłużej. Nie jesteś - odezwał się nagle dobrze mi znany głos.
W drzwiach pokoju stał Ash, który uważnie mi się przyglądał.
- Co tu robisz? - spytałam zdumiona - Znudziła cię już rozmowa z Arią na temat Palermo?
- Przeciwnie, bardzo mnie zainteresowała ta rozmowa, podobnie jak ta sprawa, ale jeszcze bardziej interesuje mnie to, dlaczego tak reagujesz na samo wspomnienie tej kobiety.
- Nie ma o czym mówić, to stare dzieje - rzuciłam, nie chcąc wcale kontynuować tej rozmowy.
- Stare dzieje często pozostawiają bardzo świeże rany - rzekł dość filozoficznym tonem Ash, siadając obok mnie na łóżku - A duszenie tego w sobie wcale ci nie pomaga, kochanie. Wręcz przeciwnie, raczej cię tylko dołuje.
- Tak uważasz?
- Ja jestem tego pewny. Zresztą sama mi zawsze mówiłaś, że jak mamy problemy, to powinniśmy o nich rozmawiać, a nie dusić je w sobie.
Spojrzałam na Asha z uwagą i pokiwałam smutno głową.
- Tak, masz rację. Tak właśnie ci mówiłam i potwierdzam to. Tylko nie jestem pewna, czy w tym wypadku chciałabym stosować tę zasadę.
- Może jednak?
- Ash, skarbie mój... - powoli wstałam ze swego miejsca i zaczęłam chodzić po pokoju - To jest zbyt trudna i przykra dla mnie sprawa, żebym mogła o tym tak spokojnie rozmawiać. Nie jestem także pewna, czy aby na pewno chcę to robić.
- Powiedz mi, proszę... Na pewno poczujesz się lepiej. Powiedz mi, proszę. Dlaczego tak nie cierpisz Palermo?
- Nie powiedziałabym, że jej nie cierpię. Raczej powiedziałabym, iż czuję do niej prawdziwą niechęć. To właściwe określenie.
- Ale dlaczego? Co takiego ona ci wtedy powiedziała, że czujesz do niej prawdziwą niechęć, jak to raczyłaś się wyrazić?
- Naprawdę chcesz to wiedzieć, kochanie? - spytałam, odwracając się do niego przodem - Naprawdę chcesz wiedzieć, jakie mam powody, aby nie lubić tej baby?
- Tak, właśnie tak. Bardzo chcę to wiedzieć.
- A zatem niech tak będzie. Powiem ci, choć uprzedzam cię... To, co teraz ci powiem raczej ci się nie spodoba.
- Odpowiem, bo znam cię dłużej. Nie jesteś - odezwał się nagle dobrze mi znany głos.
W drzwiach pokoju stał Ash, który uważnie mi się przyglądał.
- Co tu robisz? - spytałam zdumiona - Znudziła cię już rozmowa z Arią na temat Palermo?
- Przeciwnie, bardzo mnie zainteresowała ta rozmowa, podobnie jak ta sprawa, ale jeszcze bardziej interesuje mnie to, dlaczego tak reagujesz na samo wspomnienie tej kobiety.
- Nie ma o czym mówić, to stare dzieje - rzuciłam, nie chcąc wcale kontynuować tej rozmowy.
- Stare dzieje często pozostawiają bardzo świeże rany - rzekł dość filozoficznym tonem Ash, siadając obok mnie na łóżku - A duszenie tego w sobie wcale ci nie pomaga, kochanie. Wręcz przeciwnie, raczej cię tylko dołuje.
- Tak uważasz?
- Ja jestem tego pewny. Zresztą sama mi zawsze mówiłaś, że jak mamy problemy, to powinniśmy o nich rozmawiać, a nie dusić je w sobie.
Spojrzałam na Asha z uwagą i pokiwałam smutno głową.
- Tak, masz rację. Tak właśnie ci mówiłam i potwierdzam to. Tylko nie jestem pewna, czy w tym wypadku chciałabym stosować tę zasadę.
- Może jednak?
- Ash, skarbie mój... - powoli wstałam ze swego miejsca i zaczęłam chodzić po pokoju - To jest zbyt trudna i przykra dla mnie sprawa, żebym mogła o tym tak spokojnie rozmawiać. Nie jestem także pewna, czy aby na pewno chcę to robić.
- Powiedz mi, proszę... Na pewno poczujesz się lepiej. Powiedz mi, proszę. Dlaczego tak nie cierpisz Palermo?
- Nie powiedziałabym, że jej nie cierpię. Raczej powiedziałabym, iż czuję do niej prawdziwą niechęć. To właściwe określenie.
- Ale dlaczego? Co takiego ona ci wtedy powiedziała, że czujesz do niej prawdziwą niechęć, jak to raczyłaś się wyrazić?
- Naprawdę chcesz to wiedzieć, kochanie? - spytałam, odwracając się do niego przodem - Naprawdę chcesz wiedzieć, jakie mam powody, aby nie lubić tej baby?
- Tak, właśnie tak. Bardzo chcę to wiedzieć.
- A zatem niech tak będzie. Powiem ci, choć uprzedzam cię... To, co teraz ci powiem raczej ci się nie spodoba.
***
Weszłam powoli do pokoju i spojrzałam uważnie na osobę, która siedziała przy biurku. Była ona wyraźnie zajęta pisaniem czegoś, ale nie byłam dokładnie pewna, czego.
- Jestem zajęta. Czego sobie życzysz? - spytała osoba, nawet na mnie nie spoglądając.
- Przepraszam, ale to bardzo ważne - powiedziałam.
- Doprawdy? No dobrze, wierzę ci na słowo. Zresztą poznałam cię na tyle dobrze, aby wiedzieć, że jeśli przychodzisz do mnie, to musisz mieć naprawdę ważną sprawę.
- Tak, jest dla mnie niezwykle ważna.
Kobieta powoli skończyła pisać, po czym powoli skierowała na mnie swój wzrok, oczywiście wcale się przy tym nie spiesząc.
- A więc mów, o co chodzi. Siadaj, proszę. Siadaj i opowiadaj.
Usiadłam na krześle ustawionym przed biurkiem, wpatrując się bardzo uważnie w kobietę, która również z uwagą na mnie patrzyła. Miała ona fioletowe oczy, siwe włosy, delikatne zmarszczki na twarzy, a także złote kolczyki w uszach. Ubierała się na czarno, a częścią jej ubioru były często również i okulary przeciwsłoneczne, choć tym razem ich nie miała.
- Chodzi o Shaunę, moją przyjaciółkę - powiedziałam do niej smutnym tonem - A właściwie to moją ex-przyjaciółkę, bo po tym, co mi zrobiła, to ja nie chcę jej znać.
- O czym ty mówisz, Sereno?
- Wybacz mi, chyba mówię mało składnie. Spróbuję zatem zrobić to dokładniej.
Po tych słowach opowiedziałam jej naprawdę precyzyjnie o tym, jakie to świństwo zrobiła mi Shauna, aby ze mną wygrać. Dodałam też, że jestem zdania, iż wszyscy powinni się o tym dowiedzieć, zaś ta moja droga ex-przyjaciółka powinna otrzymać zakaz brania udziału we wszelkiego rodzaju Pokazach i Wystawach. Właściwie, to ja nie wiem, czego się po mojej rozmówczyni spodziewałam, ale na pewno nie tego, co ona zrobiła, a to, co zrobiła, było po prostu... Nie umiem tego nazwać po imieniu, ale to było po prostu drugim moim tak poważnym rozczarowaniem, jakie mnie spotkało w świecie sławy.
Gdy mówiłam, Palermo słuchała z uwagą moich słów. Po minie, jaką miała raczej nie odniosłam wrażenia, żeby moje słowa wywarły na niej jakiekolwiek wrażenie, a jeśli nawet zrobiły, to nie było to takie wrażenie, jakiego od niej oczekiwałam. Palermo bowiem uśmiechała się cały czas z wyraźnym politowaniem, gdy żaliłam się jej na moją ex-przyjaciółkę, a gdy już skończyłam, oparła dłonie na biurko i powiedziała:
- Kochana Sereno... Ja rozumiem doskonale twoje oburzenie w tej sprawie i wcale mu się nie dziwię. W końcu pierwszy raz w życiu spotkałaś się z tak okrutnym traktowaniem ze strony osoby, którą jak dotąd uważałaś za przyjaciółkę. Ale widzisz, w świecie sławy rzadko kiedy przyjaźń ma jakiekolwiek znaczenie. Zwykle rywalizacja o coś prowadzi do tego, że przyjaźń traci swoją wartość, a cel uświęca środki.
- Właśnie się o tym boleśnie przekonałam - powiedziałam bardzo przygnębionym tonem - I dlatego właśnie uważam, że Shauna powinna za to zapłacić. Palermo, proszę, pomóż mi!
- Niby w czym?
- Musimy ją ukarać za to, co zrobiła!
Palermo uśmiechnęła się do mnie z jeszcze większym politowaniem niż przed chwilą.
- Moja kochana Sereno... Mówisz, jak młoda idealistka z głową nabitą marzeniami. Bardzo przypominasz mi teraz mnie z czasów, gdy byłam w twoim wieku. Ale powiedzmy sobie szczerze... Niby w jaki sposób mogę ci twoim zdaniem pomóc?
- No, jak to? Trzeba powiedzieć wszystkim, że Shauna...
- A masz dowody na to, co zrobiła?
- Przecież sama mi się do tego przyznała!
- Kiedy?
- W rozmowie ze mną sam na sam.
- A czy ktoś jeszcze był świadkiem tej rozmowy?
- Niestety, nie.
- Sama widzisz... Więc nie spodziewaj się, że cokolwiek osiągniesz. Możesz oskarżyć Shaunę, ale ona wszystkiemu zaprzeczy, a ty nie masz najmniejszej nawet możliwości, aby jej coś udowodnić.
Powoli, choć z trudem docierała do mnie ta straszna prawda. Niestety, Palermo miała rację. Nie miałam najmniejszych dowodów na potwierdzenie moich słów. W rezultacie byłoby to słowo przeciwko słowu, co oznaczało brak jakiekolwiek możliwości rozstrzygnięcia tej sprawy.
- Więc co? Shaunie wszystko ujdzie bezkarnie? - spytałam po chwili.
- Obawiam się, że tak. Ale też prawdę mówiąc, to raczej powinnaś dziękować Shaunie za to, co zrobiła.
- Słucham? Co ty mówisz? - zapytałam zdumiona.
- To, co słyszysz. Powinnaś być wdzięczna Shaunie za to, że udzieliła ci ona lekcji tego, jak się żyje na tym świecie. Jak żyje się w świecie sławy. Powinnaś jej za to podziękować, ponieważ dzięki niej wiesz już, czego się wystrzegać i czego unikać. Wiesz już, że nie ma w tym świecie prawdziwej przyjaźni. Każda prędzej czy później ulegnie sile rywalizacji, która ją całkowicie zniszczy. Jedyny więc sposób, żeby przetrwać w tym świecie, to nauczyć się poruszać w tym świecie zgodnie z jego prawami.
Gdyby Palermo mi powiedziała, że zaraz nastąpi koniec świata, to chyba nie byłabym bardziej zdziwiona niż teraz, gdy mi powiedziała tak przerażające słowa.
- Jak to? Pochwalasz to, co zrobiła Shauna?
- Nie pochwalam, ale uświadamiam ci, że jeśli nie ona, to prędzej czy później ktoś inny by to zrobił. Lepiej zatem, iż poznałaś rządzące tym światem prawa teraz niż później.
- Prawa? Jakie prawa? Że cel uświęca środki, a przyjaźń jest nic nie warta w obliczu rywalizacji?
- Oczywiście, a czego się spodziewałaś? Że to wszystko wygląda tak pięknie jak na bilbordach?
- Spodziewałam się, że w tym świecie Pokazy i Występy mają jakieś znaczenie i mają za zadanie dawać ludziom radość.
- Jestem zajęta. Czego sobie życzysz? - spytała osoba, nawet na mnie nie spoglądając.
- Przepraszam, ale to bardzo ważne - powiedziałam.
- Doprawdy? No dobrze, wierzę ci na słowo. Zresztą poznałam cię na tyle dobrze, aby wiedzieć, że jeśli przychodzisz do mnie, to musisz mieć naprawdę ważną sprawę.
- Tak, jest dla mnie niezwykle ważna.
Kobieta powoli skończyła pisać, po czym powoli skierowała na mnie swój wzrok, oczywiście wcale się przy tym nie spiesząc.
- A więc mów, o co chodzi. Siadaj, proszę. Siadaj i opowiadaj.
Usiadłam na krześle ustawionym przed biurkiem, wpatrując się bardzo uważnie w kobietę, która również z uwagą na mnie patrzyła. Miała ona fioletowe oczy, siwe włosy, delikatne zmarszczki na twarzy, a także złote kolczyki w uszach. Ubierała się na czarno, a częścią jej ubioru były często również i okulary przeciwsłoneczne, choć tym razem ich nie miała.
- Chodzi o Shaunę, moją przyjaciółkę - powiedziałam do niej smutnym tonem - A właściwie to moją ex-przyjaciółkę, bo po tym, co mi zrobiła, to ja nie chcę jej znać.
- O czym ty mówisz, Sereno?
- Wybacz mi, chyba mówię mało składnie. Spróbuję zatem zrobić to dokładniej.
Po tych słowach opowiedziałam jej naprawdę precyzyjnie o tym, jakie to świństwo zrobiła mi Shauna, aby ze mną wygrać. Dodałam też, że jestem zdania, iż wszyscy powinni się o tym dowiedzieć, zaś ta moja droga ex-przyjaciółka powinna otrzymać zakaz brania udziału we wszelkiego rodzaju Pokazach i Wystawach. Właściwie, to ja nie wiem, czego się po mojej rozmówczyni spodziewałam, ale na pewno nie tego, co ona zrobiła, a to, co zrobiła, było po prostu... Nie umiem tego nazwać po imieniu, ale to było po prostu drugim moim tak poważnym rozczarowaniem, jakie mnie spotkało w świecie sławy.
Gdy mówiłam, Palermo słuchała z uwagą moich słów. Po minie, jaką miała raczej nie odniosłam wrażenia, żeby moje słowa wywarły na niej jakiekolwiek wrażenie, a jeśli nawet zrobiły, to nie było to takie wrażenie, jakiego od niej oczekiwałam. Palermo bowiem uśmiechała się cały czas z wyraźnym politowaniem, gdy żaliłam się jej na moją ex-przyjaciółkę, a gdy już skończyłam, oparła dłonie na biurko i powiedziała:
- Kochana Sereno... Ja rozumiem doskonale twoje oburzenie w tej sprawie i wcale mu się nie dziwię. W końcu pierwszy raz w życiu spotkałaś się z tak okrutnym traktowaniem ze strony osoby, którą jak dotąd uważałaś za przyjaciółkę. Ale widzisz, w świecie sławy rzadko kiedy przyjaźń ma jakiekolwiek znaczenie. Zwykle rywalizacja o coś prowadzi do tego, że przyjaźń traci swoją wartość, a cel uświęca środki.
- Właśnie się o tym boleśnie przekonałam - powiedziałam bardzo przygnębionym tonem - I dlatego właśnie uważam, że Shauna powinna za to zapłacić. Palermo, proszę, pomóż mi!
- Niby w czym?
- Musimy ją ukarać za to, co zrobiła!
Palermo uśmiechnęła się do mnie z jeszcze większym politowaniem niż przed chwilą.
- Moja kochana Sereno... Mówisz, jak młoda idealistka z głową nabitą marzeniami. Bardzo przypominasz mi teraz mnie z czasów, gdy byłam w twoim wieku. Ale powiedzmy sobie szczerze... Niby w jaki sposób mogę ci twoim zdaniem pomóc?
- No, jak to? Trzeba powiedzieć wszystkim, że Shauna...
- A masz dowody na to, co zrobiła?
- Przecież sama mi się do tego przyznała!
- Kiedy?
- W rozmowie ze mną sam na sam.
- A czy ktoś jeszcze był świadkiem tej rozmowy?
- Niestety, nie.
- Sama widzisz... Więc nie spodziewaj się, że cokolwiek osiągniesz. Możesz oskarżyć Shaunę, ale ona wszystkiemu zaprzeczy, a ty nie masz najmniejszej nawet możliwości, aby jej coś udowodnić.
Powoli, choć z trudem docierała do mnie ta straszna prawda. Niestety, Palermo miała rację. Nie miałam najmniejszych dowodów na potwierdzenie moich słów. W rezultacie byłoby to słowo przeciwko słowu, co oznaczało brak jakiekolwiek możliwości rozstrzygnięcia tej sprawy.
- Więc co? Shaunie wszystko ujdzie bezkarnie? - spytałam po chwili.
- Obawiam się, że tak. Ale też prawdę mówiąc, to raczej powinnaś dziękować Shaunie za to, co zrobiła.
- Słucham? Co ty mówisz? - zapytałam zdumiona.
- To, co słyszysz. Powinnaś być wdzięczna Shaunie za to, że udzieliła ci ona lekcji tego, jak się żyje na tym świecie. Jak żyje się w świecie sławy. Powinnaś jej za to podziękować, ponieważ dzięki niej wiesz już, czego się wystrzegać i czego unikać. Wiesz już, że nie ma w tym świecie prawdziwej przyjaźni. Każda prędzej czy później ulegnie sile rywalizacji, która ją całkowicie zniszczy. Jedyny więc sposób, żeby przetrwać w tym świecie, to nauczyć się poruszać w tym świecie zgodnie z jego prawami.
Gdyby Palermo mi powiedziała, że zaraz nastąpi koniec świata, to chyba nie byłabym bardziej zdziwiona niż teraz, gdy mi powiedziała tak przerażające słowa.
- Jak to? Pochwalasz to, co zrobiła Shauna?
- Nie pochwalam, ale uświadamiam ci, że jeśli nie ona, to prędzej czy później ktoś inny by to zrobił. Lepiej zatem, iż poznałaś rządzące tym światem prawa teraz niż później.
- Prawa? Jakie prawa? Że cel uświęca środki, a przyjaźń jest nic nie warta w obliczu rywalizacji?
- Oczywiście, a czego się spodziewałaś? Że to wszystko wygląda tak pięknie jak na bilbordach?
- Spodziewałam się, że w tym świecie Pokazy i Występy mają jakieś znaczenie i mają za zadanie dawać ludziom radość.
Palermo wybuchła gromkim śmiechem, ale nie był to wcale przyjemny śmiech. Wręcz przeciwnie, był w każdym względzie po prostu odpychający. Cieszyłam się, że nie miałam pod ręką niczego ciężkiego, bo gdybym coś takiego miała, to zaraz chwyciłabym to i rzuciła w tę jej roześmianą gębę, a potem żałowała tego do końca życia.
- Sereno, jesteś naprawdę urocza - powiedziała kobieta z wyraźną kpiną w głosie - Słuchanie cię to jest dla mnie prawdziwa przyjemność. Co prawda gadasz bzdury i bajki, jak przystało na zwariowaną idealistkę, którą jesteś, ale robisz to tak zabawnie, że trudno mi się nie śmiać.
- A co jest niby zabawnego w tym, co mówię? - spytałam wkurzona jak wszyscy diabli.
- Wszystko, moja droga. Dosłownie wszystko. Opowiadasz mi bajki, jakbyś nie wiedziała, jak wygląda prawda. Wiesz, po co są Pokazy? Żeby takie zakompleksione niunie jak ty czy Shauna mogły się wybić i zniszczyć na scenie inne zakompleksione niunie w bezwzględnej walce, bo przecież tylko wygrana odniesiona w sposób bezwzględny daje nam największą satysfakcję. Tylko wtedy, kiedy się odgrywasz w tej walce za wszystkie swoje niepowodzenia w dotychczasowym życiu, gdy wreszcie pokazujesz innym, że jesteś kimś, a inni cię wielbią za to, tylko wtedy możesz w pełni się nacieszyć tym, co osiągniesz. I po to właśnie są Pokazy. Jeśli mają komuś poprawić humor, to nie tym, co cię oglądają, ale tobie. Są karmą dla twojej próżności i dobrego samopoczucia. Łapiesz, laleczko?
Nie mówiłam nic, więc Palermo dalej głosiła swoją filozofię.
- Nie oszukuj się. To jest bezwzględny świat. Przetrwa w nim tylko najsilniejszy. Nie uważam, aby Shauna była fair wobec ciebie i wcale nie pochwalam jej zachowania, ale cóż... Ona przynajmniej wie, że musisz się zmusić do wyrzeczeń, aby wygrać.
- I ona się wyrzekła... Wyrzekła się naszej przyjaźni. I ja mam może robić tak samo, jak ona?
- Mówisz, że Shauna wyrzekła się waszej przyjaźni? No cóż... Jej strata. Ale odpowiadając na twoje pytanie, to nie... Ty nie musisz robić tak, jak zrobiła to ona. Ty nie musisz się wyrzekać przyjaciół, jeśli nie chcesz, ale musisz się wyrzec czegoś innego, bo inaczej padniesz na polu chwały, a twoje działania pójdą na marne.
- Czego mam się wyrzec?
- Swoich zwariowanych ideałów, zanim cię one zgubią. Życie jest ciężkie, zwłaszcza w tym świecie, a ideały tylko sprawiają, że bardziej cię boli, kiedy upadasz. Tylko ludzie twardzi, którzy wyrzekli się ideałów mogą przetrwać. Więc nie rozczulaj się nad sobą, tylko weź się porządnie za treningi i jeśli trzeba, wypruj sobie żyły, aby wygrać, bo na tym świecie tak to wygląda. Urodę nie dostajesz za darmo. Musisz wiecznie o nią dbać, a obecnie wyglądasz jak siedem nieszczęść. Weź coś zrób ze sobą albo odejdź z Pokazów, jeśli nie czujesz się na siłach, aby postępować zgodnie z zasadami, o których mówimy.
- Nie musisz mi mówić o tym, że trzeba być twardym, Palermo. Sama dobrze o tym wiem. Talent jest niezbędny do zrobienia kariery, ale jeszcze trzeba umieć go w odpowiedni sposób wykorzystać, a to faktycznie można osiągnąć tylko będąc twardym.
Palermo znowu parsknęła śmiechem.
- Sereno, ty jak coś powiesz, to błazen niech się schowa. Talentem się robi karierę?! O nie, kochanie.
Kobieta wstała od biurka i poklepała się delikatnie ręką po biodrach, mówiąc:
- Tym się robi karierę, kochana. Tym i jeszcze tym.
To mówiąc dotknęła palcem głowę.
- Ta druga część ciała pomaga ci zrozumieć, kiedy i gdzie stosować tę pierwszą. W połączeniu zaś obie te części ciała pozwolą ci zrobić majątek i zdobyć sławę, jeśli tylko będziesz wiedziała, jak z nich korzystać. Mówię dość jasno, czy muszę być bardziej dokładna?
- Nie musisz mi tłumaczyć - mruknęłam gniewnie czując, że zaczyna się we mnie gotować - Wszystko zrozumiałam i to aż nadto jasno. Chcę cię tylko zapytać, czy to twoja jedyna rada, jaką mi dasz w tej sprawie?
- Lepszej rady ci nie mogę udzielić. Czy ją zastosujesz, czy też nie, to już twoja sprawa. Ale proszę, zrób coś dla mnie... Przestań żyć marzeniami i zrozum, że świat jest okrutny, zwłaszcza świat sławy i jeśli chce się na nim przetrwać, to również trzeba być okrutnym. Albo jesteś ofiarą, albo drapieżnikiem. Decyzja należy do ciebie.
Spojrzałam na nią gniewnie, nie do końca wiedząc, czy mam do niej czuć nienawiść, czy raczej współczucie, skoro wierzy w takie okropności. Ale za to doskonale wiedziałam, że najlepiej będzie, jeśli teraz opuszczę to miejsce i więcej nie będę tutaj przychodzić.
- Sereno, jesteś naprawdę urocza - powiedziała kobieta z wyraźną kpiną w głosie - Słuchanie cię to jest dla mnie prawdziwa przyjemność. Co prawda gadasz bzdury i bajki, jak przystało na zwariowaną idealistkę, którą jesteś, ale robisz to tak zabawnie, że trudno mi się nie śmiać.
- A co jest niby zabawnego w tym, co mówię? - spytałam wkurzona jak wszyscy diabli.
- Wszystko, moja droga. Dosłownie wszystko. Opowiadasz mi bajki, jakbyś nie wiedziała, jak wygląda prawda. Wiesz, po co są Pokazy? Żeby takie zakompleksione niunie jak ty czy Shauna mogły się wybić i zniszczyć na scenie inne zakompleksione niunie w bezwzględnej walce, bo przecież tylko wygrana odniesiona w sposób bezwzględny daje nam największą satysfakcję. Tylko wtedy, kiedy się odgrywasz w tej walce za wszystkie swoje niepowodzenia w dotychczasowym życiu, gdy wreszcie pokazujesz innym, że jesteś kimś, a inni cię wielbią za to, tylko wtedy możesz w pełni się nacieszyć tym, co osiągniesz. I po to właśnie są Pokazy. Jeśli mają komuś poprawić humor, to nie tym, co cię oglądają, ale tobie. Są karmą dla twojej próżności i dobrego samopoczucia. Łapiesz, laleczko?
Nie mówiłam nic, więc Palermo dalej głosiła swoją filozofię.
- Nie oszukuj się. To jest bezwzględny świat. Przetrwa w nim tylko najsilniejszy. Nie uważam, aby Shauna była fair wobec ciebie i wcale nie pochwalam jej zachowania, ale cóż... Ona przynajmniej wie, że musisz się zmusić do wyrzeczeń, aby wygrać.
- I ona się wyrzekła... Wyrzekła się naszej przyjaźni. I ja mam może robić tak samo, jak ona?
- Mówisz, że Shauna wyrzekła się waszej przyjaźni? No cóż... Jej strata. Ale odpowiadając na twoje pytanie, to nie... Ty nie musisz robić tak, jak zrobiła to ona. Ty nie musisz się wyrzekać przyjaciół, jeśli nie chcesz, ale musisz się wyrzec czegoś innego, bo inaczej padniesz na polu chwały, a twoje działania pójdą na marne.
- Czego mam się wyrzec?
- Swoich zwariowanych ideałów, zanim cię one zgubią. Życie jest ciężkie, zwłaszcza w tym świecie, a ideały tylko sprawiają, że bardziej cię boli, kiedy upadasz. Tylko ludzie twardzi, którzy wyrzekli się ideałów mogą przetrwać. Więc nie rozczulaj się nad sobą, tylko weź się porządnie za treningi i jeśli trzeba, wypruj sobie żyły, aby wygrać, bo na tym świecie tak to wygląda. Urodę nie dostajesz za darmo. Musisz wiecznie o nią dbać, a obecnie wyglądasz jak siedem nieszczęść. Weź coś zrób ze sobą albo odejdź z Pokazów, jeśli nie czujesz się na siłach, aby postępować zgodnie z zasadami, o których mówimy.
- Nie musisz mi mówić o tym, że trzeba być twardym, Palermo. Sama dobrze o tym wiem. Talent jest niezbędny do zrobienia kariery, ale jeszcze trzeba umieć go w odpowiedni sposób wykorzystać, a to faktycznie można osiągnąć tylko będąc twardym.
Palermo znowu parsknęła śmiechem.
- Sereno, ty jak coś powiesz, to błazen niech się schowa. Talentem się robi karierę?! O nie, kochanie.
Kobieta wstała od biurka i poklepała się delikatnie ręką po biodrach, mówiąc:
- Tym się robi karierę, kochana. Tym i jeszcze tym.
To mówiąc dotknęła palcem głowę.
- Ta druga część ciała pomaga ci zrozumieć, kiedy i gdzie stosować tę pierwszą. W połączeniu zaś obie te części ciała pozwolą ci zrobić majątek i zdobyć sławę, jeśli tylko będziesz wiedziała, jak z nich korzystać. Mówię dość jasno, czy muszę być bardziej dokładna?
- Nie musisz mi tłumaczyć - mruknęłam gniewnie czując, że zaczyna się we mnie gotować - Wszystko zrozumiałam i to aż nadto jasno. Chcę cię tylko zapytać, czy to twoja jedyna rada, jaką mi dasz w tej sprawie?
- Lepszej rady ci nie mogę udzielić. Czy ją zastosujesz, czy też nie, to już twoja sprawa. Ale proszę, zrób coś dla mnie... Przestań żyć marzeniami i zrozum, że świat jest okrutny, zwłaszcza świat sławy i jeśli chce się na nim przetrwać, to również trzeba być okrutnym. Albo jesteś ofiarą, albo drapieżnikiem. Decyzja należy do ciebie.
Spojrzałam na nią gniewnie, nie do końca wiedząc, czy mam do niej czuć nienawiść, czy raczej współczucie, skoro wierzy w takie okropności. Ale za to doskonale wiedziałam, że najlepiej będzie, jeśli teraz opuszczę to miejsce i więcej nie będę tutaj przychodzić.
***
- Powinnam również opuścić na zawsze świat sławy już wtedy, ale niestety... Nie byłam w stanie tego zrobić - zakończyłam ponuro swoją opowieść - Wciąż chciałam odegrać się na Shaunie za to, co mi zrobiła, a prócz tego miałam jeszcze wielką nadzieję na to, iż zdołam przetrwać w tym świecie za pomocą swoich idealistycznych zasad. Ale niestety, jak na pewno dobrze pamiętasz, nie udało mi się to, choć pokonałam Shaunę, ale cóż... Nie udało mi się osiągnąć szczęścia w świecie sławy.
Powoli usiadłam na łóżku i popatrzyłam na mojego ukochanego, dodając przy tym:
- A więc już wiesz, co powiedziała do mnie Palermo i za co mam do niej niechęć. Rozumiesz mnie teraz?
- Rozumiem, kochanie. I popraw mnie, jeśli się mylę. Ona sugerowała ci, żebyś robiła karierę poprzez... poprzez łóżko? - spytał Ash.
Przez gardło z trudem przechodziły mu te słowa i tak prawdę mówiąc, to jakoś wcale mu się nie dziwiłam. Sama też byłam strasznie oburzona, gdy tylko usłyszałam takie słowa i oburzenie to wracało, gdy tylko sobie to wszystko przypomniałam. Zdecydowanie to nie były miłe wspomnienia.
- Tak, właśnie tak - potwierdziłam podejrzenia mojego ukochanego - Dobrze zrozumiałeś moje słowa. Ona właśnie to mi sugerowała. No, może nie namawiała mnie do tego, ale przecież wyraźnie proponowała mi taki sposób zrobienia kariery.
- No cóż... Po czymś takim, to ja ci się nie dziwię, że czujesz do niej niechęć i wolisz się z nią nie zadawać.
Popatrzyłam z miłością w oczy mojego ukochanego i wtuliłam się w niego delikatnie.
- Mój najdroższy... Cieszę się, że mnie rozumiesz.
- Rozumiem cię doskonale, najdroższa. I nie będzie na ciebie naciskał. Skoro nie chcesz zajmować się tą sprawą, to nie musisz tego robić. Ja też tego nie będę robił.
Gdy Ash to powiedział, to spojrzałam na niego z czułym uśmiechem i odparłam:
- Teraz ty mnie nie zrozumiałeś. Ja nie żądam od ciebie, abyś się nie zajmował tą sprawą. Wręcz przeciwnie, ja bardzo bym chciała, żebyś to zrobił, kochanie.
Ash był bardzo zdumiony tym, co ode mnie usłyszał.
- Mówisz poważnie? Chcesz, żebym zajął się tą sprawą?
- Oczywiście - odpowiedziałam mu, kiwając potakująco głową - W sumie, to nawet bardzo mi na tym zależy.
Mój luby parsknął śmiechem, słysząc moje ostatnie słowa.
- Jesteś bardzo urocza, kochanie, ale kiepsko ci wychodzi kłamanie, a już zwłaszcza próby okłamania mnie.
- Nie bardzo rozumiem.
- A ja myślę, że dobrze rozumiesz. Przecież wcale nie zależy ci na tym, aby pomógł Palermo. Po prostu chcesz, żebym wrócił do pracy detektywa, a sprawa twojej dawnej przyjaciółki pomoże ci to osiągnąć.
Uśmiechnęłam się delikatnie, gdy to powiedział.
- Jak widzisz, wcale jeszcze nie skapcaniałeś jako detektyw ani się nie wypaliłeś. Wciąż posiadasz dar dedukcji i bystry umysł.
- Dziękuję, przez grzeczność nie będę zaprzeczać - odparł wesoło Ash, po czym dodał: - I myślę, że mam słuszność mówiąc, iż los Palermo wcale cię nie obchodzi. Po prostu chcesz, abym wrócił do branży, a ewentualna pomoc Palermo to niewielka cena za to, że spełnię twoje oczekiwania.
- No widzisz, jaki bystrzak z ciebie? - zaśmiałam się delikatnie - Wciąż genialny jak zawsze. No i co? Nadal uważasz, że nie jesteś zdolny rozwiązywać zagadki?
- Nie... Wcale tak nie sądzę, ale wiesz dobrze, iż mam poważniejsze obawy względem mojej pracy.
- Wiem dobrze, o jakich obawach mówisz i z tym trudno mi jest polemizować, ale mam nadzieję, że zajmiesz się tą sprawą.
- Aria powiedziała mi więcej o problemie Palermo. Jest przekonana, że ktoś ją szantażuje.
- Szantażuje? Ale kto? I dlaczego?
- Tego nie wie i ja mam to odkryć.
- Zgodziłeś się?
- Powiedziałem, że się zastanowię, ale prawdę mówiąc myślałem o tym, aby spełnić prośbę Arii i pomóc Palermo. Ostatecznie Aria to nasza przyjaciółka, a przyjaciele naszych przyjaciół są naszymi przyjaciółmi.
- Nie zawsze, ale miło mi, że tak uważasz. Czyli pomożesz jej?
- Raczej tak. A raczej na pewno tak. Dla przyjaciółki ten jeden raz można zawiesić emeryturę.
Ucieszyła mnie jego decyzja. Tak bardzo, że aż się do niego mocno przytuliłam.
- Och, Ash... Tak cię kocham. Mam tylko nadzieję, że jak wrócisz, to wszystko mi opowiesz.
- Ze wszystkimi szczegółami, ale szkoda, iż nie będę miał przy sobie mojej wiernej asystentki.
- Możesz wziąć ze sobą Lillie. Jest całkiem bystra, a do tego jeszcze zapatrzona w ciebie jak w obrazek.
- Weź nie przesadzaj.
- Mówię poważnie, ona cię uwielbia i wierzy w twojej umiejętności bardziej niż ty sam. Na pewno ci pomoże.
- Bez wątpienia, ale wolałbym za asystentkę ciebie.
- Przykro mi, Ash... Ja już podjęłam decyzję w tej sprawie.
- Wiesz, Sereno... Co do decyzji, to właśnie przed chwilą pokazałaś mi, że w naszym przypadku nie ma decyzji nieodwołalnych, więc może...
- Nie, Ash! W tym jednym przypadku istnieje decyzja nieodwołalna i koniec tematu. Proszę cię abyśmy więcej o tym nie rozmawiali.
- No dobrze, jak sobie życzysz... Nie będę naciskał - powiedział Ash, ale widziałam po jego minie, iż jest wyraźnie zawiedziony.
Powoli usiadłam na łóżku i popatrzyłam na mojego ukochanego, dodając przy tym:
- A więc już wiesz, co powiedziała do mnie Palermo i za co mam do niej niechęć. Rozumiesz mnie teraz?
- Rozumiem, kochanie. I popraw mnie, jeśli się mylę. Ona sugerowała ci, żebyś robiła karierę poprzez... poprzez łóżko? - spytał Ash.
Przez gardło z trudem przechodziły mu te słowa i tak prawdę mówiąc, to jakoś wcale mu się nie dziwiłam. Sama też byłam strasznie oburzona, gdy tylko usłyszałam takie słowa i oburzenie to wracało, gdy tylko sobie to wszystko przypomniałam. Zdecydowanie to nie były miłe wspomnienia.
- Tak, właśnie tak - potwierdziłam podejrzenia mojego ukochanego - Dobrze zrozumiałeś moje słowa. Ona właśnie to mi sugerowała. No, może nie namawiała mnie do tego, ale przecież wyraźnie proponowała mi taki sposób zrobienia kariery.
- No cóż... Po czymś takim, to ja ci się nie dziwię, że czujesz do niej niechęć i wolisz się z nią nie zadawać.
Popatrzyłam z miłością w oczy mojego ukochanego i wtuliłam się w niego delikatnie.
- Mój najdroższy... Cieszę się, że mnie rozumiesz.
- Rozumiem cię doskonale, najdroższa. I nie będzie na ciebie naciskał. Skoro nie chcesz zajmować się tą sprawą, to nie musisz tego robić. Ja też tego nie będę robił.
Gdy Ash to powiedział, to spojrzałam na niego z czułym uśmiechem i odparłam:
- Teraz ty mnie nie zrozumiałeś. Ja nie żądam od ciebie, abyś się nie zajmował tą sprawą. Wręcz przeciwnie, ja bardzo bym chciała, żebyś to zrobił, kochanie.
Ash był bardzo zdumiony tym, co ode mnie usłyszał.
- Mówisz poważnie? Chcesz, żebym zajął się tą sprawą?
- Oczywiście - odpowiedziałam mu, kiwając potakująco głową - W sumie, to nawet bardzo mi na tym zależy.
Mój luby parsknął śmiechem, słysząc moje ostatnie słowa.
- Jesteś bardzo urocza, kochanie, ale kiepsko ci wychodzi kłamanie, a już zwłaszcza próby okłamania mnie.
- Nie bardzo rozumiem.
- A ja myślę, że dobrze rozumiesz. Przecież wcale nie zależy ci na tym, aby pomógł Palermo. Po prostu chcesz, żebym wrócił do pracy detektywa, a sprawa twojej dawnej przyjaciółki pomoże ci to osiągnąć.
Uśmiechnęłam się delikatnie, gdy to powiedział.
- Jak widzisz, wcale jeszcze nie skapcaniałeś jako detektyw ani się nie wypaliłeś. Wciąż posiadasz dar dedukcji i bystry umysł.
- Dziękuję, przez grzeczność nie będę zaprzeczać - odparł wesoło Ash, po czym dodał: - I myślę, że mam słuszność mówiąc, iż los Palermo wcale cię nie obchodzi. Po prostu chcesz, abym wrócił do branży, a ewentualna pomoc Palermo to niewielka cena za to, że spełnię twoje oczekiwania.
- No widzisz, jaki bystrzak z ciebie? - zaśmiałam się delikatnie - Wciąż genialny jak zawsze. No i co? Nadal uważasz, że nie jesteś zdolny rozwiązywać zagadki?
- Nie... Wcale tak nie sądzę, ale wiesz dobrze, iż mam poważniejsze obawy względem mojej pracy.
- Wiem dobrze, o jakich obawach mówisz i z tym trudno mi jest polemizować, ale mam nadzieję, że zajmiesz się tą sprawą.
- Aria powiedziała mi więcej o problemie Palermo. Jest przekonana, że ktoś ją szantażuje.
- Szantażuje? Ale kto? I dlaczego?
- Tego nie wie i ja mam to odkryć.
- Zgodziłeś się?
- Powiedziałem, że się zastanowię, ale prawdę mówiąc myślałem o tym, aby spełnić prośbę Arii i pomóc Palermo. Ostatecznie Aria to nasza przyjaciółka, a przyjaciele naszych przyjaciół są naszymi przyjaciółmi.
- Nie zawsze, ale miło mi, że tak uważasz. Czyli pomożesz jej?
- Raczej tak. A raczej na pewno tak. Dla przyjaciółki ten jeden raz można zawiesić emeryturę.
Ucieszyła mnie jego decyzja. Tak bardzo, że aż się do niego mocno przytuliłam.
- Och, Ash... Tak cię kocham. Mam tylko nadzieję, że jak wrócisz, to wszystko mi opowiesz.
- Ze wszystkimi szczegółami, ale szkoda, iż nie będę miał przy sobie mojej wiernej asystentki.
- Możesz wziąć ze sobą Lillie. Jest całkiem bystra, a do tego jeszcze zapatrzona w ciebie jak w obrazek.
- Weź nie przesadzaj.
- Mówię poważnie, ona cię uwielbia i wierzy w twojej umiejętności bardziej niż ty sam. Na pewno ci pomoże.
- Bez wątpienia, ale wolałbym za asystentkę ciebie.
- Przykro mi, Ash... Ja już podjęłam decyzję w tej sprawie.
- Wiesz, Sereno... Co do decyzji, to właśnie przed chwilą pokazałaś mi, że w naszym przypadku nie ma decyzji nieodwołalnych, więc może...
- Nie, Ash! W tym jednym przypadku istnieje decyzja nieodwołalna i koniec tematu. Proszę cię abyśmy więcej o tym nie rozmawiali.
- No dobrze, jak sobie życzysz... Nie będę naciskał - powiedział Ash, ale widziałam po jego minie, iż jest wyraźnie zawiedziony.
***
Tak, jak już to wcześniej zauważyłam, paradoksalnie fakt, iż ja byłam sprawą Palermo zdecydowanie mało zainteresowana sprawił, że Ash się tą całą historią bardzo zainteresował i to do tego stopnia, iż w następnej rozmowie z Arią wyraził swoją zgodę na podróż do Lumiose, aby się nią zająć. Bardzo mnie ucieszyła jego decyzja, bo choć co prawda mój luby zaznaczył, że jest to tylko chwilowa przerwa od jego emerytury, to ja i tak wiedziałam swoje i miałam całkowitą pewność w tym, iż ta decyzja jest kolejnym krokiem do tego, aby już ostatecznie powrócił do gry. Byłam tego całkowicie pewna i nie pozostawało mi nic innego, jak tylko czekać na rozwój wypadków, a byłam pewna, że ten będzie całkowicie przychylny moim nadziejom.
Zadowolona obserwowałam Asha, jak wraz z Lillie, Pikachu i Arią naradza się w sprawie Palermo i ustala kilka szczegółów przed swoją podróżą do Lumiose. Muszę przyznać, że patrzenie na ten widok sprawiało mi niekłamaną przyjemność. Widziałam, iż Ash wraca do gry, a jego zapał do działania tylko to powiększał. Choć może z tym zapałem, to ja nieco przesadzam. Po prostu sprawa bardzo zainteresowała Asha i tyle, a że zainteresowała go do tego stopnia, aby zechciał ją rozwiązać, to cóż... To okazywał jej znacznie większe zainteresowanie niż czymś, co tylko lekko go zaciekawiło.
Sama jednak miałam wątpliwości, co do słuszności swojej decyzji. Nie wiedziałam, czy postępuję właściwie. Prawdę mówiąc, to czułam się jak straszna egoistka, iż chcę zostawić Palermo własnemu losowi. Wiedziałam, że wolałabym więcej tej kobiety nie oglądać ani tym bardziej mieszać się do jej spraw, jednak moje sumienie wciąż mnie dręczyło. Nie wiedziałam, co mam zrobić - czy ruszyć wraz z Ashem na pomoc Palermo, czy też może dać sobie z tym wszystkim spokoju i nie wracać już do swojej niemiłej przeszłości? Dobrze wiedziałam, co by mi poradził Ash, gdybym się go spytała o radę. Powiedziałby mi to samo, co ja bym mu powiedziała, gdyby to on miał podobny problem. Sęk w tym, że jakoś ja sama do tej rady nie umiałam się dostosować, a już w każdym razie nie wtedy.
Cały następny dzień od rozmowy ze mną Ash przygotowywał się do wyjazdu, jednocześnie dyskutując z Arią oraz Lillie na temat przyszłego śledztwa i tego, co Pokemonowa Artystka wiedziała o problemach swojej przyjaciółki. Oczywiście również warta omówienia była kwestia przyszłego honorarium naszego kochanego detektywa, choć mój luby był zdania, iż skoro jest na emeryturze, to raczej nie powinien przyjmować jakichkolwiek pieniędzy za rozwiązanie sprawy, ale Aria uważała, iż skoro go wynajmuje, to musi mu zapłacić. Ostatecznie dyskusja na ten temat zakończyła się w chwili, kiedy to obie strony ustaliły, że najlepiej będzie, jeśli po prostu najpierw zajmą się sprawą, a po jej zakończeniu pogadają sobie na temat honorarium i jego wysokości, choć w tej ostatniej kwestii Ash zapowiedział wyraźnie, iż raczej nie ma o czym dyskutować, ponieważ jego honorarium jako detektywa jest zawsze takie samo i raczej go nie zmienia, chyba, żeby zaszły wyjątkowe okoliczności, ale on takich nie przewiduje. Oczywiście Aria była zadowolona z takiego sposobu myślenia, jak i z tego, że Ash wykazał zainteresowanie tą sprawą, choć znowu smuciło ją to, iż ja tego zainteresowania nie okazywałam.
Co do mnie, to przez cały dzień, w którym mój ukochany wraz ze swoją kuzynką przygotowywał się do wyjazdu, ja myślałam nad tym, czy powinnam do nich dołączyć, czy też może zająć się sobą. Niechęć do Palermo oraz chęć odegrania się na niej ciągnęły mnie do pozostawienia jej własnemu losowi, a nawet namówienia Asha, aby postąpił tak samo, ale też mój honor tłumaczył mi, że tak się nie robi i już samo myślenie o tym jest godne potępienia. Byłam więc rozdarta między egoizmem a honorem i choć w normalnej sytuacji mój wybór byłby oczywisty, tym razem było inaczej. Jak powinnam postąpić?
Zadowolona obserwowałam Asha, jak wraz z Lillie, Pikachu i Arią naradza się w sprawie Palermo i ustala kilka szczegółów przed swoją podróżą do Lumiose. Muszę przyznać, że patrzenie na ten widok sprawiało mi niekłamaną przyjemność. Widziałam, iż Ash wraca do gry, a jego zapał do działania tylko to powiększał. Choć może z tym zapałem, to ja nieco przesadzam. Po prostu sprawa bardzo zainteresowała Asha i tyle, a że zainteresowała go do tego stopnia, aby zechciał ją rozwiązać, to cóż... To okazywał jej znacznie większe zainteresowanie niż czymś, co tylko lekko go zaciekawiło.
Sama jednak miałam wątpliwości, co do słuszności swojej decyzji. Nie wiedziałam, czy postępuję właściwie. Prawdę mówiąc, to czułam się jak straszna egoistka, iż chcę zostawić Palermo własnemu losowi. Wiedziałam, że wolałabym więcej tej kobiety nie oglądać ani tym bardziej mieszać się do jej spraw, jednak moje sumienie wciąż mnie dręczyło. Nie wiedziałam, co mam zrobić - czy ruszyć wraz z Ashem na pomoc Palermo, czy też może dać sobie z tym wszystkim spokoju i nie wracać już do swojej niemiłej przeszłości? Dobrze wiedziałam, co by mi poradził Ash, gdybym się go spytała o radę. Powiedziałby mi to samo, co ja bym mu powiedziała, gdyby to on miał podobny problem. Sęk w tym, że jakoś ja sama do tej rady nie umiałam się dostosować, a już w każdym razie nie wtedy.
Cały następny dzień od rozmowy ze mną Ash przygotowywał się do wyjazdu, jednocześnie dyskutując z Arią oraz Lillie na temat przyszłego śledztwa i tego, co Pokemonowa Artystka wiedziała o problemach swojej przyjaciółki. Oczywiście również warta omówienia była kwestia przyszłego honorarium naszego kochanego detektywa, choć mój luby był zdania, iż skoro jest na emeryturze, to raczej nie powinien przyjmować jakichkolwiek pieniędzy za rozwiązanie sprawy, ale Aria uważała, iż skoro go wynajmuje, to musi mu zapłacić. Ostatecznie dyskusja na ten temat zakończyła się w chwili, kiedy to obie strony ustaliły, że najlepiej będzie, jeśli po prostu najpierw zajmą się sprawą, a po jej zakończeniu pogadają sobie na temat honorarium i jego wysokości, choć w tej ostatniej kwestii Ash zapowiedział wyraźnie, iż raczej nie ma o czym dyskutować, ponieważ jego honorarium jako detektywa jest zawsze takie samo i raczej go nie zmienia, chyba, żeby zaszły wyjątkowe okoliczności, ale on takich nie przewiduje. Oczywiście Aria była zadowolona z takiego sposobu myślenia, jak i z tego, że Ash wykazał zainteresowanie tą sprawą, choć znowu smuciło ją to, iż ja tego zainteresowania nie okazywałam.
Co do mnie, to przez cały dzień, w którym mój ukochany wraz ze swoją kuzynką przygotowywał się do wyjazdu, ja myślałam nad tym, czy powinnam do nich dołączyć, czy też może zająć się sobą. Niechęć do Palermo oraz chęć odegrania się na niej ciągnęły mnie do pozostawienia jej własnemu losowi, a nawet namówienia Asha, aby postąpił tak samo, ale też mój honor tłumaczył mi, że tak się nie robi i już samo myślenie o tym jest godne potępienia. Byłam więc rozdarta między egoizmem a honorem i choć w normalnej sytuacji mój wybór byłby oczywisty, tym razem było inaczej. Jak powinnam postąpić?
Moje wątpliwości dostrzegła Delia Ketchum, która poprosiła mnie pod wieczór o prywatną rozmowę w jej pokoju, a gdy już się tam znalazłyśmy, to spytała mnie, co mi dolega. Początkowo próbowałam jej wmówić, że nic, ale ona nie dała się zbyć i poprosiła mnie o wyznanie mi prawdy. Była w tej sprawie tak stanowcza, że musiałam jej powiedzieć o tym, co mi dolega. Pominęłam przy tym oczywiście powód, dla którego czuję niechęć do Palermo uważając, iż o wiele lepiej będzie, aby zbyt wiele osób o tym nie wiedziało. Wystarczy, że powiedziałam o tym Ashowi. Reszta lepiej niech o niczym nie wie.
- No cóż, Sereno... Rozumiem, że musisz mieć poważny dylemat i nie wiesz, jak postąpić - powiedziała Delia, gdy skończyłam swoją opowieść - Sama pewnie, będąc na twoim miejscu miałabym podobny problem. Bo w końcu, jak można tak lekką ręką pomóc komuś, kto bardzo nas zawiódł? To nie jest taka prosta decyzja do podjęcia. Choć byłoby mi łatwiej ci doradzić, gdybyś mi powiedziała całą prawdę na temat Palermo.
- Może lepiej, abyś nie wiedziała o niej wszystkiego, co ja o niej wiem - odpowiedziałam jej.
- O! Aż tak ci zalazła za skórę?
- Nawet jeszcze bardziej. Tak samo, jak tobie twój ojciec.
Delia na samo wspomnienie swego rodzica westchnęła przygnębiona, odwróciła się do mnie tyłem i powiedziała:
- Wiem, że nie chciałaś mnie tym dotknąć, ale muszę cię prosić, abyś nie wspominała mi więcej o tym człowieku. Wspomnienia o nim nie należą wcale do przyjemnych.
- Podobnie jak moje wspomnienia o Palermo. Czy jednak, gdyby twój ojciec był przez kogoś szantażowany, to chciałabyś mu pomóc?
Delia nie patrzyła na mnie, ale widziałam wyraźnie, że rozważa w głowie odpowiedź na moje pytanie, aż w końcu udzieliła mi jej.
- Na pewno miałabym poważne wątpliwości względem pomagania takiemu człowiekowi, ale ostatecznie bym mu pomogła z jednej prostej przyczyny.
- Jakiej?
- Takiej, że ja nie jestem taka, jak on - Delia odwróciła się do mnie przodem, a wtedy zauważyłam, iż ma w oczach łzy - Zrozum, Sereno... Ludzie niejeden raz nas jeszcze skrzywdzą, ale nie możemy być tacy, jak oni. Nie możemy w taki sposób postępować, w jaki oni postępowali. Ci ludzie, o których mówimy byli kompletnymi egoistami myślącymi tylko o sobie, ale my takie nie możemy być. Nie możemy promować egoizmu.
- A bezmyślny altruizm to już możemy promować?
- A kto mówi o bezmyślnym altruizmie? Przecież nie każę ci pomagać komuś, kto zabił ci kogoś bliskiego albo coś w tym rodzaju. Takim osobom nie powinniśmy pomagać, bo pomaganie im, to jest właśnie bezmyślny altruizm. Ale tym, co wobec nas zawinili w nieco mniejszy sposób, którzy mogą mieć jeszcze szansę na zmianę na lepsze, tym powinniśmy pomagać. Poza tym... Chyba jesteś detektywem, prawda? Detektyw pomaga każdemu klientowi w potrzebie.
- To Ash jest detektywem, nie ja.
- Tak? A myślałam, że ty także posiadasz licencję wystawioną przez najwyższe władze Kanto na wniosek waszych przyjaciół z policji.
Uśmiechnęłam się delikatnie wiedząc, do czego Delia zmierza.
- Tak, to prawda. Więc jako detektyw i to jeszcze z licencją, powinnam zachować się profesjonalnie.
- Właśnie. Poza tym Ash nie powinien zostać sam z tym wszystkim, prawda? Zwłaszcza, jeśli chcemy, aby wrócił do branży.
Zadowolona uśmiechnęłam się jeszcze mocniej, a w sercu dobrze wiedziałam już, co powinnam zrobić.
- No cóż, Sereno... Rozumiem, że musisz mieć poważny dylemat i nie wiesz, jak postąpić - powiedziała Delia, gdy skończyłam swoją opowieść - Sama pewnie, będąc na twoim miejscu miałabym podobny problem. Bo w końcu, jak można tak lekką ręką pomóc komuś, kto bardzo nas zawiódł? To nie jest taka prosta decyzja do podjęcia. Choć byłoby mi łatwiej ci doradzić, gdybyś mi powiedziała całą prawdę na temat Palermo.
- Może lepiej, abyś nie wiedziała o niej wszystkiego, co ja o niej wiem - odpowiedziałam jej.
- O! Aż tak ci zalazła za skórę?
- Nawet jeszcze bardziej. Tak samo, jak tobie twój ojciec.
Delia na samo wspomnienie swego rodzica westchnęła przygnębiona, odwróciła się do mnie tyłem i powiedziała:
- Wiem, że nie chciałaś mnie tym dotknąć, ale muszę cię prosić, abyś nie wspominała mi więcej o tym człowieku. Wspomnienia o nim nie należą wcale do przyjemnych.
- Podobnie jak moje wspomnienia o Palermo. Czy jednak, gdyby twój ojciec był przez kogoś szantażowany, to chciałabyś mu pomóc?
Delia nie patrzyła na mnie, ale widziałam wyraźnie, że rozważa w głowie odpowiedź na moje pytanie, aż w końcu udzieliła mi jej.
- Na pewno miałabym poważne wątpliwości względem pomagania takiemu człowiekowi, ale ostatecznie bym mu pomogła z jednej prostej przyczyny.
- Jakiej?
- Takiej, że ja nie jestem taka, jak on - Delia odwróciła się do mnie przodem, a wtedy zauważyłam, iż ma w oczach łzy - Zrozum, Sereno... Ludzie niejeden raz nas jeszcze skrzywdzą, ale nie możemy być tacy, jak oni. Nie możemy w taki sposób postępować, w jaki oni postępowali. Ci ludzie, o których mówimy byli kompletnymi egoistami myślącymi tylko o sobie, ale my takie nie możemy być. Nie możemy promować egoizmu.
- A bezmyślny altruizm to już możemy promować?
- A kto mówi o bezmyślnym altruizmie? Przecież nie każę ci pomagać komuś, kto zabił ci kogoś bliskiego albo coś w tym rodzaju. Takim osobom nie powinniśmy pomagać, bo pomaganie im, to jest właśnie bezmyślny altruizm. Ale tym, co wobec nas zawinili w nieco mniejszy sposób, którzy mogą mieć jeszcze szansę na zmianę na lepsze, tym powinniśmy pomagać. Poza tym... Chyba jesteś detektywem, prawda? Detektyw pomaga każdemu klientowi w potrzebie.
- To Ash jest detektywem, nie ja.
- Tak? A myślałam, że ty także posiadasz licencję wystawioną przez najwyższe władze Kanto na wniosek waszych przyjaciół z policji.
Uśmiechnęłam się delikatnie wiedząc, do czego Delia zmierza.
- Tak, to prawda. Więc jako detektyw i to jeszcze z licencją, powinnam zachować się profesjonalnie.
- Właśnie. Poza tym Ash nie powinien zostać sam z tym wszystkim, prawda? Zwłaszcza, jeśli chcemy, aby wrócił do branży.
Zadowolona uśmiechnęłam się jeszcze mocniej, a w sercu dobrze wiedziałam już, co powinnam zrobić.
***
Nic nie mówiłam Ashowi o swoim postanowieniu, ponieważ chciałam, aby to była dla niego niespodzianka. Pomyślałam sobie, że będzie bardzo pozytywnie zaskoczony, kiedy podczas wyjazdu zobaczy to, co zobaczy. To dopiero zrobi minę, chichotałam w duchu, choć na twarzy zachowałam, że tak powiem stoicki spokój. Nie zdradzałam się niczym ze swoim zamiarem, choć Ash wieczorem parę razy bardzo uważnie mi się przyglądał, jakby podejrzewał mnie o coś, czego jednak nie wyraził na głos. Ja zaś robiłam miny niewiniątka i udawałam, że wszystko jest w porządku, a moja decyzja w sprawie wyjazdu z nim pozostała niezmienna, w duszy jednak już nie mogłam się doczekać chwili, kiedy mu ujawnię swoje prawdziwe zamiary.
Z tego całego podniecenia nie byłam w stanie długo zasnąć. Radość z powodu przyszłej miny Asha, podobnie jak i rozpierająca mnie wielka chęć powiedzenia mu tego, co sobie zaplanowałam nie dawały mi zasnąć. W końcu udało mi się to zrobić, a kiedy już tego dokonałam, to spałam jak zabita, wskutek czego, gdy się już obudziłam, to zobaczyłam, że na budziku widnieje godzina 9:00, a Asha nie ma u mego boku. Przerażona zerwałam się z łóżka i o mało nie wybiegłam z pokoju tak, jak stałam, ale w porę spostrzegłam, że przecież spałam nago, co wraz z Ashem uwielbialiśmy robić, zwłaszcza w ciepłe noce po tym, jak robiliśmy to, co ze snem nie ma wiele wspólnego. Szybko więc ubrałam się i wybiegłam z pokoju. W salonie zastałam Delię Ketchum, która właśnie czytała gazetę i piła kawę. Obok niej krzątał się Mister Mime zamiatający miotłą podłogę.
- Cześć, Sereno - powiedziała Delia, odkładając gazetę i uśmiechając się do mnie delikatnie.
- Cześć - odpowiedziałam jej - Asha już nie ma?
- Nie. Wyszedł jakąś godzinę temu.
- O nie! A dokąd poszedł?
- Do Centrum Pokemon, po Lillie i Arię. Mówił, że mają razem udać się na lotnisko, aby złapać samolot do Lumiose.
- O nie! Zaspałam! O Boże! - jęknęłam, łapiąc się za głowę - A tak chciałam ich złapać, zanim jeszcze wyjdą z miasta!
- Spokojnie, do lotniska jest kawał drogi, a oni idą pieszo, więc łatwo ich dogonisz.
- A skąd wiesz, że idą pieszo?
- Ponieważ to im się opłaca. Jakby pojechali rowerami albo motorem, to musieliby zostawić potem te środki transportu na lotnisku, a kto by je potem stamtąd odebrał? A przecież nie mogą stać kilka dni bez właścicieli, bo jeszcze ktoś ukradnie.
- Racja, to brzmi logicznie. Wiesz co, Delio? Ty też masz zadatki na niezłego detektywa.
- Nie, po prostu słyszałam, jak Ash to tłumaczy Lillie, gdy go spytała, czemu nie wezmą rowerów. A poza tym na lotnisko jest zaledwie godzina drogi pieszo... No, może trochę więcej... Plus minus trzydzieści minut, ale to teraz bez znaczenia. Lepiej się pospiesz, jeśli chcesz ich dogonić.
- O rany! Muszę się pospieszyć! Gdzie jest mój plecak?
Zaczęłam panicznie rozglądać się dookoła siebie, a ponieważ nigdzie nie znalazłam wyżej wzmiankowanego przedmiotu, to już chciałam po niego biec, kiedy nagle Delia mnie zatrzymała swoim jakże spokojnym tonem:
- Ekhem, Sereno...
Odwróciłam się i zobaczyłam, że kobieta trzyma w ręku plecak i to nie byle jaki, ale mój własny plecak - różowy z czarnymi dodatkami. Bardzo uradowana podbiegłam do niej, chwyciłam ów przedmiot i rzucając prędko podziękowania wybiegłam z domu.
- Zapakowałam ci do plecaka kanapki! Dla ciebie, Asha i Lillie! - zawołała Delia, gdy już wybiegłam - I pamiętaj, uważajcie na siebie!
- Dobrze, pa! - odpowiedziałam jej wesoło, po czym ruszyłam biegiem przed siebie.
Wiedziałam, że zachowuję się teraz jak skończona wariatka, ale jakoś trudno mi było postępować inaczej - zwłaszcza, iż przecież miałam już pewne opóźnienie i musiałam je nadrobić. Biegłam więc jak najszybciej ścieżką prowadzącą na lotnisko, mając przy tym wielką nadzieję, że mój ukochany i jego towarzysze podróży idą spacerowym krokiem i nie spieszą się, bo inaczej problem z dogonieniem ich mógł co najmniej trudny, jeśli nie niemożliwy. Mogłam oczywiście wziąć rower, ale kto by go potem odebrał z lotniska? A szkoda by było, gdyby jakiś amator cudzej własności miał mi go zabrać.
Biegłam więc tak przed siebie, a po głowie kołatała mi jedna myśl, a mianowicie taka, iż strasznie ta sytuacja przypomina mi początek mojej pierwszej podróży po świecie, gdy wyruszyłam na poszukiwania Asha. Oczywiście wtedy nie biegłam, choć sumie to chwilami trochę truchtałam, ale to było coś zupełnie innego niż sprint, który wtedy sobie urządziłam.
Nie wiem, jak długo biegłam, ale pomijając te krótkie chwile, gdy się zatrzymywałam, aby złapać oddech to musiało trwać przynajmniej z pół godziny, zanim usłyszałam znajome głosy, które śpiewały właśnie wesoło dobrze mi znaną piosenkę.
Ty pójdziesz górą,
Ty pójdziesz górą,
A ja doliną.
Ty zakwitniesz różą,
Ty zakwitniesz różą,
A ja kaliną.
Do słów piosenki przygrywały wesoło skrzypce, a najbardziej w tym chórze dominował głos Lillie oraz piski Pikachu i Buneary. Uśmiechnęłam się lekko, bo dobrze wiedziałam, że panna Cheerful od małego uwielbia stare, dobre piosenki, które często jej rodzice śpiewali w domu. Jej starsze siostry również za nimi przepadały, choć nie tak bardzo, jak ona.
Chwilę później melodia się zmieniła i Ash (bo to wyraźnie był jego głos) zaczął śpiewać:
Święci księżyc, świeci, około północy.
Ciebie przestać kochać nie jest w mojej mocy.
Lillie zachichotała wesoło i odśpiewała mu:
Powierzchowność często myli, szczególnie kobiety.
Chociaż oczko łzą umili, lecz serce niestety.
Oboje zaczęli się śmiać, a po chwili do śmiechu dołączyła też wesoło Aria.
- Co was tak naszło na śpiewanie weselnych przyśpiewek? - spytała.
- Sama nie wiem - odpowiedziała jej Lillie - Może to przez moc tych skrzypiec? A może dlatego, że ciocia Delia już wkrótce wyjdzie za mąż i już ustala termin? Nie mogę się doczekać, kiedy zatańczę na jej weselu.
- Ja także - zachichotał Ash - Ale chyba Lillie bardziej nie może się go doczekać. Odkąd tylko mama wspomniała jej wczoraj, że na lato planują ze Stevenem ślub, Lillie po prostu nie umie gadać o niczym innym.
- Och, wybacz mi, Ash - zachichotała dziewczyna - Możemy pogadać o czymś innym.
- Ale czemu? Przecież to taki miły temat - rzekła przyjaznym tonem Aria.
- No właśnie, to po co go zmieniać? - zaśmiał się Ash i zaczął znów przygrywać na skrzypcach - Mówię wam, jak mama wyjdzie za mąż, to zagram jej osobiście kilka fajnych utworów. A także jeden specjalnie dla Sereny.
- A jaki?
Ash zaśmiał się i mocniej przygrywając na skrzypcach zaczął śpiewać:
Koło domu ścieżka
Trzymaj matko pieska.
Masz Serenę ładną,
Chłopcy ją ukradną.
Z tego całego podniecenia nie byłam w stanie długo zasnąć. Radość z powodu przyszłej miny Asha, podobnie jak i rozpierająca mnie wielka chęć powiedzenia mu tego, co sobie zaplanowałam nie dawały mi zasnąć. W końcu udało mi się to zrobić, a kiedy już tego dokonałam, to spałam jak zabita, wskutek czego, gdy się już obudziłam, to zobaczyłam, że na budziku widnieje godzina 9:00, a Asha nie ma u mego boku. Przerażona zerwałam się z łóżka i o mało nie wybiegłam z pokoju tak, jak stałam, ale w porę spostrzegłam, że przecież spałam nago, co wraz z Ashem uwielbialiśmy robić, zwłaszcza w ciepłe noce po tym, jak robiliśmy to, co ze snem nie ma wiele wspólnego. Szybko więc ubrałam się i wybiegłam z pokoju. W salonie zastałam Delię Ketchum, która właśnie czytała gazetę i piła kawę. Obok niej krzątał się Mister Mime zamiatający miotłą podłogę.
- Cześć, Sereno - powiedziała Delia, odkładając gazetę i uśmiechając się do mnie delikatnie.
- Cześć - odpowiedziałam jej - Asha już nie ma?
- Nie. Wyszedł jakąś godzinę temu.
- O nie! A dokąd poszedł?
- Do Centrum Pokemon, po Lillie i Arię. Mówił, że mają razem udać się na lotnisko, aby złapać samolot do Lumiose.
- O nie! Zaspałam! O Boże! - jęknęłam, łapiąc się za głowę - A tak chciałam ich złapać, zanim jeszcze wyjdą z miasta!
- Spokojnie, do lotniska jest kawał drogi, a oni idą pieszo, więc łatwo ich dogonisz.
- A skąd wiesz, że idą pieszo?
- Ponieważ to im się opłaca. Jakby pojechali rowerami albo motorem, to musieliby zostawić potem te środki transportu na lotnisku, a kto by je potem stamtąd odebrał? A przecież nie mogą stać kilka dni bez właścicieli, bo jeszcze ktoś ukradnie.
- Racja, to brzmi logicznie. Wiesz co, Delio? Ty też masz zadatki na niezłego detektywa.
- Nie, po prostu słyszałam, jak Ash to tłumaczy Lillie, gdy go spytała, czemu nie wezmą rowerów. A poza tym na lotnisko jest zaledwie godzina drogi pieszo... No, może trochę więcej... Plus minus trzydzieści minut, ale to teraz bez znaczenia. Lepiej się pospiesz, jeśli chcesz ich dogonić.
- O rany! Muszę się pospieszyć! Gdzie jest mój plecak?
Zaczęłam panicznie rozglądać się dookoła siebie, a ponieważ nigdzie nie znalazłam wyżej wzmiankowanego przedmiotu, to już chciałam po niego biec, kiedy nagle Delia mnie zatrzymała swoim jakże spokojnym tonem:
- Ekhem, Sereno...
Odwróciłam się i zobaczyłam, że kobieta trzyma w ręku plecak i to nie byle jaki, ale mój własny plecak - różowy z czarnymi dodatkami. Bardzo uradowana podbiegłam do niej, chwyciłam ów przedmiot i rzucając prędko podziękowania wybiegłam z domu.
- Zapakowałam ci do plecaka kanapki! Dla ciebie, Asha i Lillie! - zawołała Delia, gdy już wybiegłam - I pamiętaj, uważajcie na siebie!
- Dobrze, pa! - odpowiedziałam jej wesoło, po czym ruszyłam biegiem przed siebie.
Wiedziałam, że zachowuję się teraz jak skończona wariatka, ale jakoś trudno mi było postępować inaczej - zwłaszcza, iż przecież miałam już pewne opóźnienie i musiałam je nadrobić. Biegłam więc jak najszybciej ścieżką prowadzącą na lotnisko, mając przy tym wielką nadzieję, że mój ukochany i jego towarzysze podróży idą spacerowym krokiem i nie spieszą się, bo inaczej problem z dogonieniem ich mógł co najmniej trudny, jeśli nie niemożliwy. Mogłam oczywiście wziąć rower, ale kto by go potem odebrał z lotniska? A szkoda by było, gdyby jakiś amator cudzej własności miał mi go zabrać.
Biegłam więc tak przed siebie, a po głowie kołatała mi jedna myśl, a mianowicie taka, iż strasznie ta sytuacja przypomina mi początek mojej pierwszej podróży po świecie, gdy wyruszyłam na poszukiwania Asha. Oczywiście wtedy nie biegłam, choć sumie to chwilami trochę truchtałam, ale to było coś zupełnie innego niż sprint, który wtedy sobie urządziłam.
Nie wiem, jak długo biegłam, ale pomijając te krótkie chwile, gdy się zatrzymywałam, aby złapać oddech to musiało trwać przynajmniej z pół godziny, zanim usłyszałam znajome głosy, które śpiewały właśnie wesoło dobrze mi znaną piosenkę.
Ty pójdziesz górą,
Ty pójdziesz górą,
A ja doliną.
Ty zakwitniesz różą,
Ty zakwitniesz różą,
A ja kaliną.
Do słów piosenki przygrywały wesoło skrzypce, a najbardziej w tym chórze dominował głos Lillie oraz piski Pikachu i Buneary. Uśmiechnęłam się lekko, bo dobrze wiedziałam, że panna Cheerful od małego uwielbia stare, dobre piosenki, które często jej rodzice śpiewali w domu. Jej starsze siostry również za nimi przepadały, choć nie tak bardzo, jak ona.
Chwilę później melodia się zmieniła i Ash (bo to wyraźnie był jego głos) zaczął śpiewać:
Święci księżyc, świeci, około północy.
Ciebie przestać kochać nie jest w mojej mocy.
Lillie zachichotała wesoło i odśpiewała mu:
Powierzchowność często myli, szczególnie kobiety.
Chociaż oczko łzą umili, lecz serce niestety.
Oboje zaczęli się śmiać, a po chwili do śmiechu dołączyła też wesoło Aria.
- Co was tak naszło na śpiewanie weselnych przyśpiewek? - spytała.
- Sama nie wiem - odpowiedziała jej Lillie - Może to przez moc tych skrzypiec? A może dlatego, że ciocia Delia już wkrótce wyjdzie za mąż i już ustala termin? Nie mogę się doczekać, kiedy zatańczę na jej weselu.
- Ja także - zachichotał Ash - Ale chyba Lillie bardziej nie może się go doczekać. Odkąd tylko mama wspomniała jej wczoraj, że na lato planują ze Stevenem ślub, Lillie po prostu nie umie gadać o niczym innym.
- Och, wybacz mi, Ash - zachichotała dziewczyna - Możemy pogadać o czymś innym.
- Ale czemu? Przecież to taki miły temat - rzekła przyjaznym tonem Aria.
- No właśnie, to po co go zmieniać? - zaśmiał się Ash i zaczął znów przygrywać na skrzypcach - Mówię wam, jak mama wyjdzie za mąż, to zagram jej osobiście kilka fajnych utworów. A także jeden specjalnie dla Sereny.
- A jaki?
Ash zaśmiał się i mocniej przygrywając na skrzypcach zaczął śpiewać:
Koło domu ścieżka
Trzymaj matko pieska.
Masz Serenę ładną,
Chłopcy ją ukradną.
Parsknęłam śmiechem, słysząc tę piosenkę i poczułam, że nie mogę się powstrzymać i muszę mu odpowiedzieć i to najlepiej w formie śpiewającej. Ponieważ zaś w międzyczasie, kiedy toczyła się wyżej przytoczona przeze mnie rozmowa zbliżyłam się nieco do całej trójki (a raczej piątki, jeśli liczyć dwa Pokemony idące obok nich) i to na tyle, że dobrze ich widziałam i byłam pewna, iż mój głos dojdzie do ich uszu zaśpiewałam:
Najpierwsze kochanie,
Kiedy serce chwyci,
Radością i smętkiem
Dosyć je nasyci!
Melodia natychmiast ucichła, a Ash ze swoim wiernym Pikachu u boku odwrócił się w moją stronę, podobnie jak Lillie, Aria i Buneary. Oni wszyscy byli nieźle zdumieni moim widokiem, a ja zadowolona z ich min podbiegłam do nich, wołając:
- Poczekajcie na mnie! Ja idę z wami!
- Serena?! - zawołał Ash, uśmiechając się zadowolony i biorąc mnie mocno w objęcia - Więc jednak zdecydowałaś się z nami podróżować?
- A tak... Właśnie tak - odpowiedziałam mu radosnym tonem - Choć tak prawdę mówiąc, to zdecydowałam się na to rano i chciałam wam to oznajmić, gdy będziecie chcieli wyjść z miasta, ale zaspałam i obudziłam się, kiedy wy już je opuściliście.
- No, ale dotarłaś na czas, co nas bardzo raduje - uśmiechnął się Ash.
- To prawda. Wszyscy się z tego powodu cieszymy - dodała Lillie i spojrzała na Arię: - No, może prawie wszyscy. Płacisz, kochana.
Aria spojrzała na nią nieco złym tonem, ale bez słowa wyjęła portfel i dała jej banknot pięćdziesięciodolarowy.
- O co tu chodzi? - zapytałam zdumiona.
- Widzisz, założyliśmy się w sprawie twojego dołączenia do naszej wyprawy - powiedział wesoło Ash - Aria stawiała, że nie przyjdziesz.
- No, a ty?
- Ja zaś... - zaśmiał się mój luby i wyciągnął rękę w stronę Arii, którą to rękę po chwili ozdobił banknot studolarowy - Tak prawdę mówiąc nigdy nie zwątpiłem w to, że jednak do nas dołączysz, choćby w ostatniej chwili.
Pokręciłam wesoło głową, widząc tę scenę. I jak tu go nie kochać?
Najpierwsze kochanie,
Kiedy serce chwyci,
Radością i smętkiem
Dosyć je nasyci!
Melodia natychmiast ucichła, a Ash ze swoim wiernym Pikachu u boku odwrócił się w moją stronę, podobnie jak Lillie, Aria i Buneary. Oni wszyscy byli nieźle zdumieni moim widokiem, a ja zadowolona z ich min podbiegłam do nich, wołając:
- Poczekajcie na mnie! Ja idę z wami!
- Serena?! - zawołał Ash, uśmiechając się zadowolony i biorąc mnie mocno w objęcia - Więc jednak zdecydowałaś się z nami podróżować?
- A tak... Właśnie tak - odpowiedziałam mu radosnym tonem - Choć tak prawdę mówiąc, to zdecydowałam się na to rano i chciałam wam to oznajmić, gdy będziecie chcieli wyjść z miasta, ale zaspałam i obudziłam się, kiedy wy już je opuściliście.
- No, ale dotarłaś na czas, co nas bardzo raduje - uśmiechnął się Ash.
- To prawda. Wszyscy się z tego powodu cieszymy - dodała Lillie i spojrzała na Arię: - No, może prawie wszyscy. Płacisz, kochana.
Aria spojrzała na nią nieco złym tonem, ale bez słowa wyjęła portfel i dała jej banknot pięćdziesięciodolarowy.
- O co tu chodzi? - zapytałam zdumiona.
- Widzisz, założyliśmy się w sprawie twojego dołączenia do naszej wyprawy - powiedział wesoło Ash - Aria stawiała, że nie przyjdziesz.
- No, a ty?
- Ja zaś... - zaśmiał się mój luby i wyciągnął rękę w stronę Arii, którą to rękę po chwili ozdobił banknot studolarowy - Tak prawdę mówiąc nigdy nie zwątpiłem w to, że jednak do nas dołączysz, choćby w ostatniej chwili.
Pokręciłam wesoło głową, widząc tę scenę. I jak tu go nie kochać?
C.D.N.