czwartek, 21 grudnia 2017

Przygoda 029 cz. III

Przygoda XXIX

Zagadka Zamku Bitew cz. III


- Uff! O mały włos! - powiedział Ash, ocierając sobie pot z czoła.
- Rzeczywiście, mieliśmy sporo szczęścia, że im uciekliśmy - dodałam.
- Pika-chu! - zapiszczał Pikachu, dysząc przy tym ze zmęczenia.
- Gdzie są Butch i Cassidy? - zapytała Alexa, rozglądając się dookoła.
- Mniejsza o nich! Gdzie jest Meowth?! - spytała Jessie.
- I gdzie jest reszta głąbów? - dodał James.
Wówczas dopiero do nas dotarło to, co się stało. Podczas tego całego zamieszania z Zubatami niechcący się rozdzieliliśmy. Ja, Ash, Pikachu, Alexa, Helioptile, Jessie i James pobiegliśmy w jedną stronę, zaś Dawn z Piplupem, Clemontem, Bonnie, Maxem, Meowthem, Dedenne i Inkayem w drugą. Nie wiedzieliśmy tylko, gdzie się podziali Butch i Cassidy, ale ich los jakoś nas nie interesował.
- Pewnie cała reszta pobiegła do drugiego tunelu - powiedział Ash.
- No, to piękne! I co my teraz zrobimy? - zapytałam.
- Czy jeszcze kiedyś zobaczymy Meowtha? - zasmuciła się Jessie.
- A czy ja zobaczę jeszcze Inkaya? - dodał smutnym głosem James - Został on przecież z resztą paczki.
Alexa popatrzyła na nas uważnie i powiedziała:
- Moim zdaniem powinniśmy albo zawrócić, albo spróbować odnaleźć ten skarb i dopiero potem wrócić. Co wybieracie?
- Ja chcę iść dalej. Skoro już tu jesteśmy, to nie powinniśmy marnować okazji - rzekł Ash - Poza tym za daleko zabiegliśmy, żeby teraz zawrócić. Chyba tego nie chcecie, co nie?
Prawdę mówiąc nikt z nas tego nie chciał, więc poszliśmy przed siebie prawym tunelem, do którego wbiegliśmy. Szliśmy tak ładnych parę minut, aż natrafiliśmy na wielką ścianę.
- To koniec. Dalej nie pójdziemy - powiedziałam.
- Ślepy zaułek - rzekł James.
- Moim zdaniem gdzieś tutaj powinien być skarb - dodała Jessie.
- Skąd ta pewność? - zapytałam.
- Podsłuchiwaliśmy Butcha i Cassidy, kiedy oglądali mapę zabraną z tego zamku. Mówili swobodnie przy sobie na temat drogi, jaką mają pójść, bo nie wiedzieli, że ktoś ich obserwuje - odpowiedziała mi kobieta.
Ash wraz z Pikachu powoli podszedł do ściany, która zastawiła nam drogę, po czym zaczął ją opukiwać. Jego Pokemon zrobił to samo, a już po chwili ich działania przyniosły efekty.
- Tu jest jakiś inny dźwięk - powiedział nagle mój chłopak.
- Pokaż!
James podszedł do niego i również zaczął stukać w skałę.
- Zgadza się. Moim zdaniem to nie kamień, tylko glina.
- Co to oznacza? - spytała Jessie.
- Że pewnie ktoś wybił w tej skale dziurę, coś do niej wsadził i potem zasmarował to gliną lub czymś innym - odpowiedziała Alexa.
- Właśnie miałem to powiedzieć, ale masz rację - mruknął James.
- Przydałyby się jakieś narzędzia - powiedziałam.
- Nie trzeba! Mamy swoje Pokemony - uśmiechnął się do mnie Ash.
Chwilę później wypuścił Frogadiera oraz Fletchindera. Zabrał ich obu ze sobą przed podróżą do Kalos, gdyż uznał, że mogą mu być potrzebni i miał rację. Oba Pokemony ruszyły do działania. Alexa wypuściła również swojego Noiverna, więc już po chwili dziura w skale była zrobiona.
- Tu coś jest! Pomóżcie mi, proszę! - zawołał Ash, próbując wydobyć jakiś ciężki przedmiot ze skały.
Szybko podbiegliśmy mu z pomocą i wydobyliśmy po chwili ze skały niewielki, ale ciężki kufer.
- A więc to jest skarb Zamku Bitew - powiedziałam zachwycona.
- Zamknięty na kłódkę. Tutaj tego nie otworzymy - dodała Alexa.
- Jak myślicie, co jest w środku? - spytała Jessie.
- Pewne same wspaniałe rzeczy - dodał James.
- Cokolwiek tu jest, należy do księcia Turnera i to on zadecyduje, ile z tego przypadnie znalazcy - powiedział poważnym tonem Ash.
Jessie i James wyraźnie posmutnieli.
- Musisz nam psuć marzenia?! - jęknęli jednocześnie.
- Świetnie! Odwaliliście za nas całą robotę! Jak miło! - usłyszeliśmy za sobą znajomy głos.
To z cienia wyszła Cassidy mierząc do nas z pistoletu. Za nią zaś szedł Butch również uzbrojony.
- A teraz wszyscy podnieście rączki do góry i stańcie grzecznie pod ścianą - powiedziała ponownie wredna kobieta.
Nie mieliśmy żadnego wyboru, więc posłuchaliśmy ich polecenia.
- Jeszcze tego pożałujecie! - zawołałam groźnie.
Butch i Cassidy złapali mocno skrzynię w ręce i zachichotali.
- Moja droga, zmień lepiej płytę, bo naprawdę robisz się już śmieszna - powiedziała Cassidy.
Jej kompan wyjął zza pazuchy bombę złożoną z około dziesięciu lasek dynamitu i zapalił jej lont.
- Lepiej też oszczędzaj powietrze, bo jak już pogrzebiemy was tutaj żywcem, to może się wam ono bardzo przydać - powiedział podłym tonem.
Wiedzieliśmy, że oni nie żartują, ale nie mogliśmy nic zrobić, aby im przeszkodzić, ponieważ Cassidy mierzyła do nas z pistoletu. Wiedzieliśmy, że jeśli się ruszymy, to zginiemy.
Wtedy jednak stało się coś, czego nikt nie przewidział. W plecy Butcha uderzył jakiś promień, który powalił go na ziemię, a dynamit wypadł mu z ręki. Chwilę później z ciemności wysunął się Inkay.


- Hej! To mój Inkay! - zawołał uradowany James.
- To fakt! - krzyknął Meowth, wyskakując z cienia.
Następnie zaatakował Ciosami Furii Cassidy, która wrzasnęła z bólu i upuściła broń.
Chwilę później z tunelu wybiegli do nas Dawn, Clemont, Bonnie i Max w towarzystwie swoich Pokemonów, które zaatakowały naszych wrogów.
- Zdążyliśmy na czas?! - zawołał wesoło Clemont.
- W samą porę - uśmiechnął się do niego Ash.
- Szybko, Piplup! Zgaś dynamit! - krzyknęła Dawn.
Jej Pokemon zaatakował wodnym strumieniem bombę, ale niestety zamiast ją zagasić popchnął ją prosto na ścianę, a potem w górę, przez co chwilę później, gdy ładunek wybuchowy eksplodował, z sufitu posypały się na nas kamienie.
- Uciekajmy stąd! To się wszystko zaraz zawali! - krzyknęła Jessie.
- Po raz pierwszy przyznaję ci rację! - wrzasnął Meowth, rzucając się do ucieczki.
Niewiele myśląc ruszyliśmy za nimi. Pokemon Alexy zaś szybko złapał swoimi tylnymi kończynami skrzynię ze skarbem i ruszył z nią w kierunku wylotowym z tunelu, a my pobiegliśmy za nim. Nasi wrogowie biegli za nami, lecz nagle wielki kamień spadł na nogę Cassidy, uniemożliwiając jej ucieczkę. Butch, widząc to, zawrócił i ruszył wspólniczce z pomocą.
- Nie bój się, kochanie! Pomogę ci! - zawołał, próbując zrzucić głazy z jej nogi.
Kobieta popatrzyła na niego zdumiona.
- Kochanie? Nigdy tak do mnie nie mówiłeś! - zdziwiła się.
- Nigdy też nie mówiłem ci, co tak naprawdę do ciebie czuję.
- A co do mnie czujesz?
- Tak trudno zgadnąć?
Ash odwrócił się i zobaczył całą tę scenę.
- Sereno, musimy im pomóc! - zawołał.
Nie specjalnie mi się spodobał ten pomysł, jednak mimo wszystko nie chciałam mieć nikogo na sumieniu, nawet naszych wrogów, dlatego oboje ruszyliśmy biegiem w kierunku Butcha i Cassidy, ale kamienie spadały z sufitu coraz szybciej i częściej, a więc dotarcie do tej parki złodziejaszków było prawie niemożliwe.
Nasi wrogowie, widząc nas, uśmiechnęli się tylko, po czym dali nam znak ręką, żebyśmy uciekali.
- Zostawcie nas. Damy sobie radę - powiedział Butch.
- Ale przecież... - zawołałam, lecz nie dokończyłam.
- Lepiej ratujcie siebie. My zawsze wychodzimy cało z każdej opresji - odparła Cassidy.
Wiedzieliśmy, że nie mamy teraz czasu, aby się zastanawiać, co robić, a ponieważ kamienie spadały na nas coraz szybciej, to spełniliśmy prośbę naszych wrogów i uciekliśmy zostawiając ich samych. W ostatniej chwili wybiegliśmy z tunelu docierając do miejsca, gdzie czekali reszta naszych przyjaciół. Było to to samo miejsce, w którym naszą drużynę zaatakowali Butch i Cassidy. Miejsce rozwidlenia się tunelu na prawy oraz lewy, z czego ten pierwszy wskutek wybuchu dynamitu został zasypany kamieniami. Dosłownie w ostatnim momencie zdążyliśmy z niego wybiec, ale naszym wrogom już się to nie udało.
- NIE! - krzyknął Ash, padając na kolana przed zasypanym tunelem.
- Butch i Cassidy - jęknęłam załamana, a w oczach zebrały mi się łzy.
Wszyscy spojrzeliśmy zasmuceni na zwał kamieni, który uniemożliwił naszym wrogom ucieczkę.
- Myślicie, że oni...? - zapytała zasmucona Bonnie, mając w oczach już strumień łez.
- Obawiam się, że tak - odpowiedział jej Clemont.
Dziewczynka, słysząc to, ukryła głowę w jego piersi i zaczęła głośno płakać. Również Dawn oraz Alexa ocierały łzy. Max zaś patrzył zdumiony na to wszystko i spytał:
- Czemu nie zdążyli uciec?
Ash popatrzył na niego.
- Cassidy przygniotły kamienie. Butch nie chciał jej zostawić samej i ruszył jej na pomoc.
- Czemu?
- Ponieważ ją kochał - odpowiedziałam Maxowi.
- Kochał ją? - zdziwił się nasz przyjaciel.
- Tak... Widać nawet ci źli umieją być szczerze zakochani.
- Och! Jakie to smutne! - płakała Jessie, tuląc się do Jamesa.
- Dawno nie widziałem takich wrażeń! - dodał jej kompan, obejmując ją mocno do siebie.
- Dobra, a może już dosyć tych płaczów?! - zawołał Meowth - Mamy tu przecież skrzynię pełną skarbów i parę Pokemonów do zabrania.
No jasne, pomyślałam sobie. Nawet w takiej chwili oni muszą myśleć tylko o sobie! Czy ta trójka kiedykolwiek się zmieni? Chyba nigdy.
- Nawet w takiej chwili musicie być źli?! - zawołała oburzonym tonem Bonnie.
- Właśnie! Wasi koledzy przed chwilą być może zginęli, a wy myślicie tylko o tym, żeby nas okraść?! - dodała Dawn, a z jej głosu kipiała wyraźna wściekłość.
- Daj spokój, głąbinko. Takie jest życie, czytaj: „Oni mieli pecha, a my mamy farta“ - odparła na to Jessie, odzyskując dawną butę.
- No, to jak? Dajecie nam tę skrzynię, czy mamy być niemili? - spytał James.
Zamiast odpowiedzi Mudkip Maxa strzelił im wodą prosto w twarz, a Pikachu poraził ich prądem.
- O żesz ty! Już ja ci pokażę! - miauknął Meowth, wysuwając pazury i stając w pozycji bojowej.
Nie zdążył jednak zaatakować, gdyż Alexa krzyknęła:
- Noivern! Użyj podmuchu wiatru!
Jej stworek zamach mocno skrzydłami, a już po chwili cały Zespół R poleciał prosto na ścianę i uderzył w nią z łoskotem. Następnie ziemia nam się zatrzęsła pod nogami.
- Co to jest? - spytał Ash.
- Pika-pika! - zapiszczał Pikachu.
Chwilę później z ziemi wysypało się całe ogromne stado Pokemonów robaków Dugtrio, które pognało przed siebie wręcz z zawrotną szybkością w kierunku lewego tunelu, porywając przy tym ze sobą skołowany ostatnim atakiem Zespół R.
- No nie! Mój skarb! - wrzasnęła Jessie.
- Jak to mówią, biednym zawsze wiatr w oczy! - krzyknął James.
- I Pokemony robaki włażą im pod nogi! - dodał Meowth.
- Zespół R znowu błysnął! - ryknęli już wszyscy, kiedy zniknęli już w lewym tunelu.
- Cóż... Jak powiedzieli... Takie jest życie - zaśmiał się po chwili Ash.
- Czytaj: „My mamy farta, oni już nie!“ - dodałam żartobliwym tonem.

***


Wyszliśmy z podziemnego tunelu i po chwili byliśmy już w bibliotece, gdzie znaleźliśmy nieprzytomnego księcia Turnera. Rzeczywiście Zespół R go ogłuszył zanim poszedł za nami. Na szczęście mężczyźnie nic się nie stało, więc szybko odzyskał przytomność. Wezwaliśmy pokojówkę, której nakazaliśmy zrobić opatrunek jej panu. Kobieta szybko wywiązała się z powierzonego zadania, bo nasz gospodarz już po chwili siedział na w fotelu, mając woreczek pełen lodu na głowie. Opowiedzieliśmy mu wówczas, co zaszło w podziemiach, a on natychmiast kazał wezwać policję oraz ekipę ratunkową, żeby przeszukali podziemia i sprawdzili, czy nasi prześladowcy przeżyli, czy też nie.
Gdy wezwani ludzie przybyli, przeszukano dokładnie podziemny tunel. Zgodnie z naszymi przypuszczeniami odnaleziono w nim ciała Butcha i Cassidy, którzy zginęli przywaleni kamieniami. Pomimo tego, iż chcieli oni nas zabić, to poczułam do nich coś w rodzaju współczucia. Ostatecznie przecież śmierć mieli naprawdę, ale to naprawdę bohaterską. Zginęli razem, jak na prawdziwie zakochaną parę przystało. Szkoda tylko, że walczyli po stronie zła. Gdyby nie to, to być może byliby najszlachetniejszymi ludźmi na całym świecie.
Zespołu R nie odnaleziono. Łatwo się domyśleliśmy, że jak zwykle znaleźli oni jakieś wyjście z sytuacji i opuścili podziemia w sobie tylko wiadomy sposób. Oznaczało to, że pewnie jeszcze niejeden raz będziemy musieli się z nimi spotkać.
Gdy już ekipa ratunkowa z policją na czele wykonała swoje zadanie i opuściła Zamek Bitew, przeszliśmy do ostatniej fazy naszych poszukiwań, czyli obejrzenia skarbu. Nie mieliśmy klucza, więc Pikachu rozwalił kłódkę Stalowym Ogonem, po czym otworzyliśmy skrzynię. Jednak ku naszemu wielkiemu zdumieniu w jej środku nie było nic.
- Pusta?! - zawołałam załamanym głosem - Skrzynia jest pusta?!
- O nie! Tylko nie to! - jęknęła Bonnie.
- To po to ryzykowaliśmy życie? Żeby przynieść tutaj pusty kufer?! - dodała Dawn.
- Przecież to niemożliwe! Kufer był ciężki - zauważyła Alexa.
- No właśnie, coś mi tutaj nie gra! Przecież, gdy nieśliśmy tę skrzynię, to wyraźnie coś gruchotało w jej wnętrzu - powiedział Clemont.
Max pokiwał głową potakująco.
- To prawda. Ona nie może być pusta.
- Jednak jest - odpowiedziałam mu - Obawiam się, że ten cały Jacques Turner po prostu sobie z nas zakpił.
Ash popatrzył na nas uważnie, po czym zapytał:
- Wasza Książęca Mość... Jak szła ostatnia wskazówka prowadząca do odnalezienia skarbu?
Turner pomyślał przez chwilę, po czym wyrecytował:

Gdy do końca dojdziesz drogi
I przekroczysz skarbca progi,
Oczom swoim nie ufaj snadnie,
Bo inaczej wylądujesz na dnie.
Oczom nie ufaj, uszom raczej powierz
Swe zaufanie, wtedy dopiero się dowiesz,
Gdzie jest skarb przodka twego.
Dno na dnie szukaj, a dojdziesz do swego.

Zaczęliśmy się nad tym wszystkim zastanawiać.
- „Dno na dnie szukaj“? Co to znaczy? - zapytałam - O co tu chodzi?
- I czemu mamy nie ufać oczom, ale uszom? - dodała Alexa.
Ash uśmiechnął się delikatnie.
- To ostatnie jest łatwo zrozumiałe. Clemont, Max! Jesteście pewni, że słyszeliście, jak coś gruchocze w skrzyni, kiedy była niesiona?
Obaj potwierdzili swoje wcześniejsze słowa. Mój chłopak uśmiechnął się wówczas delikatnie.
- To wobec tego być może będziemy mogli bardzo łatwo odpowiedzieć sobie na to pytanie. Pikachu! Jeszcze raz Stalowy Ogon!
Jego Pokemon szybko wykonał polecenie i uderzył on owym atakiem prosto w dno skrzyni. Już po chwili pękło ono na dwie części, a Ash wyjął oba jego kawałki odkrywając coś, czego bynajmniej się nie spodziewaliśmy.
- A niech mnie! - zawołałam zdumiona.
- Ja cię piko! - dodała Dawn.
- No, to już jest naprawdę zaskakujące - powiedziała Alexa.
Okazało się, że dno skrzyni, które widzieliśmy, było fałszywe. Pod nim było prawdziwe dno, a na nim leżały mały stosik pereł, złotych dukatów oraz diamentów i innych drogich kamieni. Skarb ten na pozór wyglądał na bardzo mały, jednak w przeliczeniu na dzisiejsze pieniądze z całą pewnością miał ogromną wartość.
- Oto jest skarb przodka Waszej Książęcej Mości - rzekł mój chłopak, wskazując dłonią na skrzynię.
- Pika-pika! - zapiszczał radośnie Pikachu, również wskazując łapką kufer ze skarbem.


Książę Turner uśmiechnął się wzruszony widząc to wszystko. Powoli zanurzył dłonie w skarbie i zaczął go przebierać.
- Niesamowite! Cudowne! Fantastyczne! Ten skarb wystarczy, żeby z nawiązką zrekompensować straty, jakie poniosłem na giełdzie, a także na to, żebym znowu mógł powrócić do dawnego trybu życia.
Muszę tutaj zauważyć, że odkąd książę Turner poniósł poważne straty finansowe, to jego życie uległo całkowitym zmianom. Nie przyjmował już całej masy gości poza tymi kilkoma wyjątkowymi osobami, jakimi byli Alexa, Viola i Grant. Przestał też urządzać przyjęcia czy walki Pokemonów, gdyż po prostu nie było go na to stać. Zachował co prawda trochę pieniędzy na koncie, ale z ich pomocą musiał jakoś utrzymać zamek, który przecież sam w sobie wymagał bardzo dużego wkładu finansowego ze strony jego właściciela. Teraz jednak nasz gospodarz mógł zorganizować swój wielki powrót do dawnego życia.
- Jedno mnie tylko zastanawia. Jak organizacja Rocket dowiedziała się o skarbie? - zapytałam.
Ash popatrzył na mnie, po czym zerknął na księcia Turnera i rzekł:
- Ja również jestem tego bardzo ciekaw. Proszę mi powiedzieć, Wasza Książęca Mość... Czy ktoś z pana bliskich wiedział o istnieniu skarbu?
Nasz gospodarz zastanowił się przez chwilę, po czym odpowiedział:
- Tak. Mój kuzyn. Odwiedził mnie pół roku temu. Bardzo interesował go ten skarb i chciał go odszukać razem ze mną, ale ponieśliśmy porażkę, bo nie mogliśmy znaleźć tajnego przejścia. Kuzyn mój więc w końcu zmęczony tymi poszukiwaniami wyjechał. Dowiedziałem się, że zmarł trzy miesiące temu.
Ash pomyślał przez chwilę, po czym spytał:
- Czy wspominał przed śmiercią, że poznał jakąś dziewczynę?
- Właściwie to tak! Mówił mi, że bardzo mu się ona podoba... Ale nie powiedział mi, kim ona jest. Zresztą nie utrzymywaliśmy wówczas nazbyt ożywionej korespondencji.
Detektyw z Alabastii uśmiechnął się delikatnie.
- Rozumiem, Wasza Książęca Mość. Moje wyjaśnienie tej sprawy jest następujące: Tajemniczą dziewczyną, którą poznał pański kuzyn była 009, agentka organizacji Rocket. Rozkochała go w sobie, a on powiedział jej o wszystkim, co wie, łącznie o skarbie. Postanowiła więc w jakiś sposób go zdobyć. Chciała kupić Zamek Bitew, ale kiedy pan odmówił, to postanowiła osiągnąć swój cel w inny sposób. Podejrzewam, że to ona włamała się tu za pierwszym razem, aby zdobyć kilka kartek z autobiografii Jacquesa Turnera. Następnie na jej polecenie Butch i Cassidy próbowali znaleźć wejście do podziemi oraz ten jakże cenny dla nich łup. Ponieśli jednak porażkę, a skarb wrócił do prawowitego właściciela.
- 009... Pamiętam ją... To ona chciała nas zabić na wykopaliskach - powiedziałam poważnym tonem - Kim ona jest?
- Nie wiem, Sereno. Wiem jedynie, że spotkałem już osobę o takim pseudonimie... Nie pamiętam jednak, kiedy i gdzie - odparł na to Ash - Coś mi jednak mówi, że jeszcze się spotkamy. Może nawet więcej niż raz.
Słowa te zabrzmiały dość zatrważająco, ale niezwykle prawdziwie. Ja również wychodziłam z tego samego założenia.

***


Dwa dni później w Zamku Bitew odbył się wielki bal, na którym cała nasza drużyna była honorowymi gośćmi. Przebrani w stroje balowe z XVIII wieku (te same, które otrzymaliśmy w królestwie Queentanii i które teraz zabraliśmy ze sobą w tę podróż) tańczyliśmy radośnie wszystkie tańce oraz cieszyliśmy się zasłużoną sławą bohaterów. Na balu zjawili się też Viola i Grant. Ten drugi co prawda był jeszcze osłabiony i miał nadal bandaż na głowie, jednak czuł się już znacznie lepiej. Dla pewności wszak, aby nic mu się nie stało, młodsza panna Marey nie opuszczała go ani na krok chcąc mieć pewność, że tym razem wszystko z nim będzie dobrze.
- Nie wiem jak ty, Ash, ale ja czuję rosnącą w powietrzu miłość - zachichotałam mojemu ukochanemu na ucho podczas tańca.
Ten uśmiechnął się do mnie czule.
- Ja mam właśnie takie same odczucia, kochanie.
Mieliśmy wszyscy powody do świętowania, gdyż nie tylko pomyślnie zakończyliśmy sprawę, dla której zostaliśmy wezwani, ale też książę Turner wręczył każdemu z nas po jednym diamencie o wartości kilkunastu tysięcy dolarów. Postanowiliśmy, że przekażemy je potem naszym rodzicom, aby ci sprzedali te cacuszka, a pieniądze w ten sposób zdobyte odłożyli na konto oraz mądrze nimi rozporządzali.
Alexa również otrzymała swój diament, bo w końcu pomagała nam w poszukiwaniach. Postanowiła sprzedać ów cenny klejnot, a zarobione dzięki niemu pieniądze odłożyć na wypadek, gdyby kiedyś były one jej potrzebne.
Krótko mówiąc, wszyscy mieliśmy wszelkie powody do radości. A już największe miał chyba Ash, ponieważ podczas balu pojawił się nasz dobry znajomy, chłopak imieniem Nico. Jest on nieco pulchnym, brązowowłosym chłopakiem o czarnych oczach i nosem jak kartofel. Poznaliśmy go podczas pierwszej wizyty w Zamku Bitew, a prócz tego na własne oczy byliśmy świadkami, jak zdobył on tytuł hrabiego.
- Witaj, Ash! Ziom! Słyszałem o twoich sukcesach w poszukiwaniu skarbu Zamku Bitew, joł! - zawołał Nico na widok mojego chłopaka.
Załamana, słysząc jego sposób wyrażania się, jęknęłam.
- Znowu się zaczyna to jołjołowanie.
- Cześć, Nico. Miło cię znowu widzieć - powiedział Ash, ściskając dłoń swego kumpla - Powiedz, gdzie jest twój brat Chester?
- Mój brachol, joł, wygrał wreszcie tytuł szlachecki barona, joł! A teraz wyruszył w swoją podróż, żeby móc zasłużyć na wyższy tytuł, joł!
- Rozumiem. Cieszę się, że mu się w końcu udało.
Ja również byłam z tego zadowolona. Pamiętam też, jak Ash stoczył pojedynek z Chesterem i pokonał go, co pozwoliło mu wtedy osiągnąć tytuł szlachecki barona, z którego nawiasem mówiąc był bardzo dumny.
- Słuchaj, Ash! Mam dla ciebie propozycję, brachu. Ponieważ jesteś bohaterem, może zechcesz się ze mną zmierzyć na polu bitwy, joł? - zapytał po chwili Nico.
Zdziwiła mnie bardzo ta propozycja, podobnie zresztą jak i Asha.
- Ale nie wiem, czy możesz ze mną walczyć. W końcu... Jesteś hrabią, ja zaś tylko baronem, a przecież w Zamku Bitew można walczyć tylko z kimś o tym samym tytule - zauważył mój chłopak.
- Pika-pika - zapiszczał Pikachu.
- Poza tym, o ile się nie mylę, to Ash musiałby stoczyć jeszcze dziesięć zwycięskich pojedynków z innymi baronami, żeby móc wreszcie otrzymać tytuł hrabiego i się z tobą zmierzyć - dodałam.
Nico zachichotał wesoło.
- To prawda, joł! Ale widzisz, od wszystkich reguł są pewne wyjątki, joł!
- Rzeczywiście, tak właśnie jest - zauważył Grant, podchodząc do nas w towarzystwie Violi - Istnieją pewne zasady, które pozwalają ominąć takie przepisy i wcześniej kogoś awansować w hierarchii arystokratycznej.
- Wystarczy, żeby ktoś, kto chce awansować, dokonał czegoś naprawdę wyjątkowego, a ty, Ash, jak mniemam, właśnie czegoś takiego dokonałeś - dodała Viola.


Mój chłopak uśmiechnął się lekko, słysząc jej słowa.
- Wiesz... To w sumie prawda, ale przecież nie dokonałbym tego bez pomocy moich wiernych przyjaciół - powiedział.
- Pika-pika-chu! - zapiszczał wesoło jego Pikachu.
- Możliwe, ale dokonałeś tego, a więc możesz wcześniej ubiegać się o tytuł hrabiego, jeśli oczywiście starczy ci odwagi, aby podjąć to wyzwanie - rzekł Grant.
Doskonale wiedział, że mój luby nie oprze się takiej pokusie i przyjmie propozycję. W końcu kto jak kto, ale Ash należał do tych osób, które łapią okazję, gdy tylko na taką trafią, a także nie wycofują się, kiedy widzą przed sobą wyzwania. Co prawda walki już nie kręciły go tak, jak dawniej, jednak nie oznaczało to, iż przestał je lubić.
Nico tymczasem rzucił na ziemię białą rękawiczkę.
- Więc jak, Ash? Przyjmujesz wyzwanie, joł?
Mój chłopak spojrzał na mnie radośnie, po czym powoli pochylił się i podniósł rękawiczkę.
- Przyjmuję wyzwanie... JOŁ!
- Doskonale, Ash. Ale lepiej uważaj, ziom... Ponieważ to są wyjątkowe okoliczności, to i nasz pojedynek również będzie wyjątkowy, joł.
- Co masz na myśli? - spytałam.
- Dowiesz się w swoim czasie, moja droga, joł! - zachichotał Nico.
- Mógłby już zmienić płytę - mruknęłam niezadowolona.
Chwilę później książę Turner zapowiedział, że za chwilę będzie miał miejsce pojedynek pomiędzy baronem Ashem z Alabastii, a hrabią Nico z pobliskiego miasta. Wszyscy zebraliśmy się więc przed polem bitwy, żeby kibicować Ashowi. Ponieważ do pojedynku mieliśmy nieco czasu, ja, Dawn Bonnie i Piplup przebraliśmy się szybko w stroje cheerleaderek, po czym udaliśmy się na miejsce starcie, by wesprzeć jakoś naszego lidera.
- Ten pojedynek będzie wyjątkowy w swoim rodzaju - przemówiła pokojówka tonem sędziego - Jeżeli baron Ash z Alabastii wygra, otrzyma on wówczas tytuł hrabiego. Potyczka będzie inna niż zazwyczaj, gdyż walczyć będą ze sobą nie tylko Pokemony, ale i ich liderzy.
- Jak to? - zdziwił się Ash?
- Na szpady, joł! - zawołał wesoło Nico, pokazując przy tym na swój rapier, który miał u boku - Wnoszę z tego, że nosisz białą broń u boku, iż ty także dobrze się nią posługujesz, joł!
Ash rzeczywiście wyjeżdżając do Kalos zabrał ze sobą swoją szpadę, którą otrzymał od księcia Edwarda. Nosił ją stale przy sobie przymocowaną do paska od spodni. Delia nawet celowo zrobiła w tej części jego garderoby specjalny łańcuszek, aby jej syn mógł sobie na to pozwolić. Szpada nie jest zbyt wielka, choć rzuca się w oczy, ale łatwo ją ukryć pod płaszczem, jaki nosi Ash podczas rozwiązywania zagadek. Poza tym w Kalos, gdzie bardzo cenią sobie historię, noszenie szpady nie było wcale niczym niezwykłym, podobnie jak posiadanie tytułu arystokratycznego przekazywanego ludziom z pokolenia na pokolenie (jak w przypadku Turnera, naszego gospodarza, księcia z dziada-pradziada). Także więc w regionie Kalos Ash mógł śmiało pokazywać się ze swoją szpadą u boku. W Kanto już taka broń budziła raczej uśmiech politowania, chociaż mój luby mało się przejmował ludzkim gadaniem.
- Przeciwnicy walczą ze sobą na szpady, a ich Pokemony, pełniące role sekundantów, również będą się ze sobą pojedynkować - przemawiała dalej pokojówka.
- W tym pojedynku trenerzy nie będą kontrolować ruchów swoich Pokemonów - powiedział Grant - Tutaj sekundanci są zdani sami na siebie.
- O rany! Zupełnie jak w „Trzech muszkieterach“! - zaśmiałam się.
- Z tą różnicą, że to się dzieje naprawdę - dodała Dawn.
- Pamiętajcie, broń biała jest ostra, więc dbajcie o to, żebyście się nie zranili zbyt poważnie - mówiła dalej pokojówka księcia Turnera - Walka między trenerami będzie się toczyć tylko do pierwszej krwi. Życzymy wam powodzenia.
- Czy nie powinni im aby zmienić szpad? - zapytała przejętym głosem Dawn.
- Pip-lu-li? - zaćwierkał pytająco Piplup.
- Właśnie! Przecież oni mogą sobie zrobić krzywdę! - dodałam.
- To może być bardzo niebezpieczne - rzekł Clemont.
Grant uśmiechnął się delikatnie.
- Nie bójcie się. Każdy z nich jest doświadczonym szermierzem, więc na pewno nie zrobią sobie krzywdy. Poza tym mają pod ubraniami specjalne kolczugi, które chronią ich serca, a prócz tego na twarzach mają maski.
Rzeczywiście, pokojówki chwilę później nałożyły Ashowi oraz Nico maski noszone przez zawodowych szermierzy, aby ci nie zranili się w twarz podczas walki.
- Więc wobec tego jak oni mogą sobie zadać ranę? - spytała Bonnie.
- Właśnie. Pojedynek ma być przecież do pierwszej krwi, a niby skąd będziemy wiedzieli, kiedy będzie jego koniec, skoro żaden z przeciwników nie może się zranić? - dodałam zdumiona.
Viola pospieszyła szybko z wyjaśnieniami.
- Mogą się zranić w dłoń, w ramię lub w nogę. Żadna z tych ran nie należy do gatunku tych, które mogłyby zagrozić życiu.
- Rozumiem - odpowiedziałam.


Chwilę później obaj przeciwnicy stanęli do bitwy. Nico miał na sobie niebieską pelerynę, co oznaczało, iż nosi on godność hrabiego. Z kolei Ash posiadał białą opończą, która to dowodziła posiadania przez niego tytułu barona (zdobył go on podczas poprzedniej wizyty w Zamku Bitew). Obok każdego z przeciwników stał jego sekundant. Ash wybrał do walki Pikachu, a Nico Fletchindera.
- W imię dobrej bitwy! - zawołał Nico, podnosząc szpadę w górę.
- W imię dobrej bitwy! - dodał Ash, krzyżując swoją broń z jego.
Następnie ostrza broni białej poszły w ruch. W tym samym czasie ich Pokemony skoczyły na siebie zażarcie.
- Naprzód, Pikachu! Dawaj! Dalej! Nie daj się! - kibicowała dzielnie Bonnie, machając pomponami.
Pokemony starły się ze sobą w naprawdę zażartej walce. Fletchinder wykorzystywał bezlitośnie swoją przewagę nad Pikachu, zaciekle atakując go z powietrza. Sekundant mego chłopaka jednak dawał sobie radę, stosując głównie uniki. Później skoczył on w górę i zaatakował swego przeciwnika Stalowym Ogonem, ten zaś odpierał te ataki Stalowym Skrzydłem, przez co wyglądała ta walka na prawdziwą szermierkę.
- Nie daj się, Pikachu! Dasz radę! - wołałam.
- Naprzód, mały! Naprzód! - dodała mu otuchy Dawn.
Jej Piplup skakał obok swojej trenerki z pomponami w skrzydełkach, piszcząc przy tym radośnie.
Tymczasem oba Pokemony wciąż walczyły ze sobą zaciekle. W końcu Fletchinder zepchnął Pikachu na ziemię i zaatakował go z całym impetem. Ten jednak w ostatniej chwili zrobił unik, przez co jego przeciwnik zarył dziobem w ziemię. Osłabiony tym znowu skoczył na rywala, ten jednak poczęstował go Elektrokulą, po czym uderzył mocno Stalowym Ogonem w kark. Fletchinder opadł na ziemię niezdolny do dalszej walki.
- HURRA! Tak jest! - zawołałyśmy ja, Dawn i Bonnie, podskakując radośnie z pomponami w dłoniach.
- Spokojnie, moje panie. To jeszcze nie koniec - powiedział spokojnym tonem Clemont, stojący obok nas.
- Właśnie! Walka jeszcze się nie skończyła. Na placu boju pozostali nadal trenerzy - dodał Max.
Uśmiechnęłam się do nich.
- Moim zdaniem zwycięstwo Asha jest tylko kwestią czasu.
Alexa, stojąca obok mnie, pokiwała głową.
- Zgadzam się z tobą, ale nie zaszkodzi, jeśli będziemy trzymać kciuki za naszego barona.
Spojrzeliśmy wszyscy w kierunku pola bitwy, gdzie Ash i Nico dalej się ze sobą pojedynkowali. Oczywiście przegrana Fletchindera nie uszła ich uwadze, jednak nie mieli oni czasu się nad nią zastanawiać, ponieważ przed nimi było jeszcze decydujące starcie.
Nico natarł na Asha, który spokojnie parował jego ciosy. Sam czasami przechodził do ofensywy, ale zwykle poprzestawał na samej obronie. Na chwilę udało mu się wytrącić Nico jego szpadę, lecz honorowo zezwolił przeciwnikowi na podniesienie jej i kontynuowanie walki. Pojedynek trwał więc dalej. Był on naprawdę zaciekły, chociaż oczywiście tylko na pozór wszystko wyglądało tak, jakby obaj przeciwnicy chcieli się zabić, ponieważ tak naprawdę ani im to było w głowach.
Wreszcie Nico natarł na Asha, ten sparował jego cios, po czym uchylił się przed następnym sztychem, uklęknął i pchnął swojego przeciwnika w ramię. Cios niewątpliwy sięgnął celu, ponieważ na pelerynie pojawiła się mała dziurka oraz stróżka krwi.
- Pierwsza krew! - zawołała pokojówka - Koniec walki!
Ash oczyścił swoją szpadę, schował ją do pochwy i zdjął maskę. Nico również zdjął swoją oraz złapał się za ramię.


- Wybacz, że tak mocno - powiedział mój chłopak.
Jego przeciwnik uśmiechnął się do niego przyjaźnie.
- Nic nie szkodzi. Rana nie jest groźna, chociaż trochę piecze, ale o to chodzi. Gratuluję ci, wygrałeś.
- Prawdę mówiąc nie sądziłem, że mi się to uda. W końcu trenowałem szermierkę dawno temu, jak miałem czternaście lat i potem tylko okazyjnie przypominałem sobie, na czym to polegało.
- To dlatego poprzestawałeś zwykle na obronie, co?
- Owszem. Wolałem nie ryzykować i nie tracić zbyt wiele sił na atak.
- Sprytne. Masz talent.
- Ty także. Byłeś bliski pociachania mnie na plasterki - stwierdził mój ukochany.
- Być może. No, ale tak czy inaczej, stary, jesteś naprawdę doskonałym fechmistrzem, joł! - uśmiechnął się do niego Nico i podał mu dłoń - Twój Pikachu to także geniusz. Gratuluję wam obu.
- Dziękuję. Ty także dzielnie walczyłeś, a twój Fletchinder o mały włos nie pokonał mojego giermka - odpowiedział Ash, ściskając mu dłoń.
Książę Turner ogłosił wszem i wobec zwycięstwo Asha. Pokojówka chwilę później zdjęła z mego chłopaka białą pelerynę, a następnie zawiesiła mu na ramionach niebieską.
- Ogłaszam, że Ash Ketchum zwyciężył w tym starciu i zostanie mu nadany nowy tytuł. Od tej chwili przestaje on być baronem, a zostaje hrabią. Moje gratulacje.
- Hurra! Zostałem hrabią! - zawołał radośnie Ash do Pikachu, który zapiszczał wesoło.
- Tak jest! Brawo! - zawołałyśmy ja, Bonnie i Dawn.
Chwilę później lekarz opatrzył ranę Nico. Jak można się było tego domyślać, było to małe draśnięcia i nic nie zagrażało jego życiu. Założono mu jedynie plaster oraz powiedziano, żeby uważał on na to ramię przez najbliższe kilka dni.
Po całym starciu wszyscy poszliśmy złożyć Ashowi gratulacje, które ten skromnie przyjął zaznaczając, że bez Pikachu by sobie nie poradził.
- Mam nadzieję, iż wszyscy dobrze się bawicie, bo to jeszcze nie jest koniec niespodzianek. Wieczorem zapraszam was na pewną atrakcję, którą przygotowali dla nas nasi honorowi goście - powiedział radosnym głosem książę Turner.
- O! A o jaką atrakcję tu chodzi? - spytała zaintrygowana Viola.
- Zobaczysz wieczorem - zaśmiałam się, puszczając jej oczko.

***


Wieczorem wszyscy zebrali się w sali balowej, usiedli na krzesłach i czekali na rozpoczęcie zabawy. Chwilę później pokojówka zapowiedziała występ naszej drużyny w piosence „To nie ty“. Występ ten przygotowaliśmy w ciągu ostatnich dwóch dni i mieliśmy nadzieję, że on wypali. Gdy już nadszedł czas, to wyszliśmy na środek sali, Clemont włączył gramofon, z którego poleciała melodia naszej piosenki, ja zaś wypuściłam z pokeballi Fennekina i Panchama, a Ash rzucił do tańca Pikachu, po czym zaczęliśmy oboje śpiewać.

Jakby jasny piorun we mnie trzasł,
Jakby ktoś nogami w serce wlazł.
Tak mi jest od czasu
Jak przypadek
Razem zetknął nas.

Fioła chyba, bzika chyba mam.
Chodzę i do siebie gadam sam/sama.
Spać nie mogę, jeść nie mogę,
Odkąd ciebie, cudna/cudny, znam.

Następnie ja spojrzałam na Maxa i Clemonta, tańczących obok mnie, a Ash na Dawn i Bonnie, kręcących piruety wokół niego i zaśpiewaliśmy:

To nie ty!
To ktoś całkiem inny
Z uśmiechem niewinnym.
Jasny i radosny
Jak słońce na wiosnę.
Ktoś, kto jest piękniejszy,
Ktoś droższy, cenniejszy
Niż najdroższe sny.

Później Ash zaśpiewał sam do Dawn i Bonnie:

To nie ty!
Tamta to dziewczyna
Najmilsza, jedyna.
To ktoś całkiem bliski,
Najlepszy ze wszystkich.
To jest ta wybrana,
Ta jedna, kochana.
Tak jak żadna już.

Za nią chętnie oddałbym
I cały świat
I resztę lat.
Jaki świat szeroki, długi
Nie ma takiej drugiej.

To nie ty!
To jest ta najszczersza,
Ostatnia i pierwsza.
Taka, co cierpienia
Na radość przemienia.
Którą, jak się straci,
To szczęściem się płaci
I całym życiem swym.

Zakręciliśmy się nieco na sali, po czym zaśpiewałam do Clemonta:

Owszem, masz przyjemną, miłą twarz,
Usta ładne, oczy ładne masz.
Ale tylko co najwyżej flirtem
Może być romans nasz.

Clemont zrobił na pozór przerażoną minę, jakby moja słowa ubodły go do żywego, a Ash zaśpiewał dla Bonnie:

Lubię cię, przyznaję szczerze sam.
Serca też dla ciebie dużo mam.
Ale kochać ciebie nie potrafię,
Odkąd tamtą znam.

Bonnie zrobiła zawiedzioną minę, a my zaśpiewaliśmy znowu razem:

To nie ty!
To ktoś całkiem inny
Z uśmiechem niewinnym.
Jasny i radosny
Jak słońce na wiosnę.
Ktoś, kto jest piękniejszy,
Ktoś droższy, cenniejszy
Niż najdroższe sny.

Później zaśpiewałam ja:

Za niego oddałabym
I cały świat
I resztę lat.

A Ash na to zanucił:

Jaki świat szeroki, długi
Nie ma takiej drugiej.
To nie ty!

Później zaśpiewałam ja:

To jest ten najszczerszy,
Ostatni i pierwszy.
Taki, co cierpienia
Na radość przemienia.
Którego, jak się straci,
To szczęściem się płaci
I całym życiem swym.

Chwilę zatańczyliśmy, po czym Ash zaśpiewał do Dawn:

Owszem, masz przyjemną, miłą twarz,
Usta ładne, oczy ładne masz.
Ale tylko co najwyżej flirtem
Może być romans nasz.

Dawn udawała strasznie zawiedzioną, jakby właśnie złamano jej serce, ja zaś zaśpiewałam w stronę Maxa:

Lubię cię, przyznaję szczerze, tak.
Serca też dla ciebie dużo mam.
Ale kochać ciebie nie potrafię,
Odkąd jego znam.

Następnie ja i Ash złapaliśmy się za ręce i zaśpiewaliśmy chórem:

To nie ty!
To ktoś całkiem inny
Z uśmiechem niewinnym.
Jasny i radosny
Jak słońce na wiosnę.
Ktoś, kto jest piękniejszy,
Ktoś droższy, cenniejszy
Niż najdroższe sny.

Potem zatańczyliśmy przez krótką chwilę, a następnie na sam koniec występu zaśpiewaliśmy przerobioną wersję refrenu, która szła tak:

JA:
Za ciebie oddałabym i cały świat.
I resztę lat.

ASH:
Jaki świat szeroki, długi.
Nie ma takiej drugiej.
Tylko ty!

RAZEM:
Tyżeś to najszczersza/najszczerszy,
Ostatnia i pierwsza/Ostatni i pierwszy.
Taka/Taki, co cierpienia
Na radość przemienia.
Którą/Którego, jak się straci,
To szczęściem się płaci
I całym życiem swym.

Po zakończeniu tej piosenki ukłoniliśmy się naszej publiczności, która nagrodziła nas gromkimi brawami, na które to, jak mniemam, w pełni sobie zasłużyliśmy.


KONIEC















2 komentarze:

  1. Przyznam szczerze zakończenie tej historii było takie słodko-gorzkie. A dlaczego tak uważam? Już spieszę z wyjaśnieniem.
    Z jednej strony mamy naszych przyjaciół nie dość, że zostali rozdzieleni i uwięzieni w tunelu to jeszcze ze swoimi wrogami czyli zespołem R. Do tego mamy potem niestety bohaterską śmierć Butcha i Cassidy i tu jaśniejsza strona mocy, bo ci właśnie byli w sobie zakochani, co jest piękne. :)
    Z drugiej strony odnaleźliśmy skarb Zamku Bitew, nasi przyjaciele się odnaleźli, a zespół R "znowu błysnął". :D
    Do tego mamy walkę Asha z Nico plus walkę Pikachu z Fletchinderem, nasz bohater wygrywa walkę zarówno jako szermierz (niczym muszkieter) i jako trener, bo Pikachu pokonuje swojego przeciwnika. :) I Ash awansuje na hrabiego, co jest jeszcze lepsze. :)
    Ogólnie rzecz biorąc historia naprawdę piękna, pełna wielu niesamowitych zwrotów akcji, ciekawie się rozwijająca i wciągająca w swoją akcję. :)
    Ogólna ocena: 11/10 :)

    OdpowiedzUsuń
  2. A ja uwielbiam cały zespół R, zwłaszcza jednostkę Matrix Matori i Jamesa :)

    OdpowiedzUsuń

Przygoda 129 cz. II

Przygoda CXXIX Tytanio, wio! cz. II Lot trwał długo. Ash nie liczył, jak długo, ponieważ odkąd tylko opuścił tak bardzo mu bliskie Gotham Ci...