czwartek, 6 grudnia 2018

Przygoda 119 cz. III

Przygoda CXIX

Zodiakalny zabójca cz. III


Uzupełnienie pamiętników Sereny - opowieść Asha:
Wydarzenie, o którym chcę opowiedzieć, jest zdecydowanie jednym z najbardziej szokujących wydarzeń, jakich dane było mi zaznać w życiu. Co prawda przeżyłem już niejeden raz naprawdę bardzo szokujące i wręcz bardzo przerażające przygody, ale ta była zdecydowanie jedną z najbardziej przerażających i choć bywałem już w gorszych opałach, to jednak i tak byłem wtedy naprawdę przerażony.
Wszystko zaczęło się o poranku, gdy oboje z Sereną się obudziliśmy. Moja ukochana miała bardzo ciekawy sen, który mi opowiedziała i który wzbudził w nas obojgu wielki niepokój. Nie wiedzieliśmy, jak mamy go interpretować i czy w jakikolwiek sposób wiąże się on z tym tajemniczym przyjacielem Mewtwo i czy tym przyjacielem jest może nasz znajomy z Łeby. Tego wszystkiego nie wiedzieliśmy, podobnie jak i tego, kim jest ten świr Zodiak i kogo teraz zamierza zabić, a także to, co łączy ze sobą ofiary tego świra, bo tego, że coś je łączy i nie są wcale przypadkowe byłem wręcz pewien. Nie miałem na to żadnego dowodu, ale posiadałem przeczucie, a ono dla detektywa często jest lepsze niż jakikolwiek namacalny dowód.
Serena chciała zajrzeć do biblioteki i poczytać sobie coś o Zodiaku z USA, który stał się inspiracją dla naszego świra. Ja z kolei początkowo chciałem jej towarzyszyć, ale zrezygnowałem z tego, aby spokojnie o tym wszystkim pomyśleć. Dlatego też odprowadziłem Serenę wraz z Buneary do biblioteki, a potem z Pikachu u boku poszedłem się przejść po okolicy i przy okazji spróbować wymyślić coś sensownego, co byłoby w stanie mi pomóc rozwiązać tę zagadkę.
Niestety, chodzenie po całej okolicy niewiele mi pomogło, zaś ciągle odzywające się okrzyki gazeciarzy zachwalających nowy numer „Głosu Wertanii“ i nawołujące do czytania o zbrodniach dokonanych przez Zodiaka bynajmniej nie pomagały mi w myśleniu. Wręcz mnie one bardzo dołowały i przygnębiały, bo w sumie trudno o inne uczucia wtedy, gdy jakiś świr sieje terror, a policja jest wobec niego bezradna. Aby tego nie słyszeć, poszedłem na tereny poza miasto i tam pogrążyłem się w swoich myślach.
- Ech, stary... Nie ma co, ta sprawa jest naprawdę okropna. Obawiam się, że może się okazać, iż ja także mam głowę tylko po to, aby się deszcz nie lał do środka.
- Pika-pika! Pika-chu! - próbował mnie pocieszyć mój przyjaciel.
- Masz rację, zdecydowanie przesadzam - zachichotałem delikatnie i pogłaskałem go lekko po główce - Ale po prostu strasznie się martwię. Jeśli nie złapiemy tego świra, on będzie dalej zabijał i wolę sobie nie wyobrażać, jak daleko będzie potrafił się posunąć w swoim szaleństwie.
Wtem rozległ się dźwięk telefonu. To była moja komórka, na którą ktoś właśnie próbował się dodzwonić. Nie miałem wtedy specjalnie ochoty prowadzić z kimś rozmowę, ale mimo to postanowiłem odebrać.
- Słucham, tu Ash Ketchum z tej strony - powiedziałem, przykładając telefon do ucha.
- Cześć, skarbie. To ja - usłyszałem dobrze mi znany i bardzo miły głos, który od razu wprawił mnie w lepszy humor.
- Serena? Cześć, maleńka. Jak tam poszukiwania?
- Ja właśnie w tej sprawie. Dzwonię do ciebie z biblioteki. Odkryłam coś bardzo ciekawego, co może nam pomóc rozwikłać tę sprawę.
- Co takiego?
- Dostrzegłam wśród wielu informacji dotyczących śledztwa w sprawie Zodiaka kilka nazwisk policjantów, którzy tropili tego świra. Wśród nich jedno nazwisko rzuciło mi się w oczy.
- Jakie to nazwisko?
- Geoffrey Rocker.
- Rocker? - zapytałem zdumiony - Z tych Rockerów, których znamy?
- Nie jestem pewna, ale wiele na to wskazuje, Ash. Poza tym pamiętaj o tym, że kapitan Rocker mówił nam, że jego rodzina pochodzi z USA. Być może więc to jakiś jego krewny? Ojciec lub ktoś.
Słowa Sereny bardzo mnie zaintrygowały.
- Kochanie... Musimy skontaktować się z kapitanem Rockerem. Być może ten jego krewny wciąż żyje i wie coś o Zodiaku, tym poprzednim. A jeśli tak, to może nam pomóc w sprawie obecnego Zodiaka.
- To co prawda dość znikomy ślad, ale czy mamy lepsze? - jęknąłem - Zadzwonisz do kapitana?
- Tak, wyszukałam już jego numer telefonu w książce telefonicznej regionu Kanto.
- Sereno, jesteś wprost niezastąpiona - powiedziałem z nieukrywanym zachwytem w głosie.
- W końcu uczę się od lepszych, czyli od ciebie - odpowiedziała mi wesoło Serena i dodała: - Dobrze, skarbie. To ja dzwonię do pana kapitana, a ty postaraj się wrócić do Centrum Pokemon i nie marudź za bardzo na mieście.
- Dobrze, kochanie. Postaram wrócić jak najszybciej wrócić.
- Do zobaczenia, skarbie. Miłego myślenia.
Uśmiechnąłem się wesoło i zakończyłem połączenie.
- Serena nieźle główkuje - powiedziałem wesoło do Pikachu - Ona jest naprawdę niezastąpiona, wiesz?
Pikachu zapiszczał tylko w dziwny sposób i zaczął się nagle chwiać na nogach.
- Hej, stary! Co ci jest? Coś ty taki śnięty?
Mój wierny druh zapiszczał lekko i opadł nieprzytomny na ziemię.
- Pikachu! - zawołałem i zacząłem go cucić.
Wtem dostrzegłem wbitą w jego kark strzałkę. Wyjąłem ją i zacząłem się jej uważnie przyglądać.
- Co to...? - zapytałem sam siebie i nagle poczułem, że coś mnie ukuło w kark.
Krótką chwilę potem ogarnęła mnie senność i opadłem nieprzytomny na ziemię.

***


Nie wiem, jak długo byłem nieprzytomny, ale kiedy się obudziłem, to zobaczyłem, że znajduje się w jakimś bardzo ponurym i zdecydowanie dalekim od bycia przyjemnym miejscu. To było coś w rodzaju baraku albo czegoś podobnego, ponure i bardzo szare miejsce z niewielkimi okienkami w ścianach i to tuż pod samym sufitem. Przez to oto miejsce wpadały do pokoju promienie słońca, ale bynajmniej ten fakt nie podnosił mnie na duchu. Próbowałem dostrzec przez okienka przy suficie choć trochę okolicy i spróbować odgadnąć, gdzie się znajduję, jednak nie zdołałem tego zrobić. Podejrzewałem, że muszę być przetrzymywany w jakimś domu na odludziu, ale jeśli chodzi o pewność, to nie posiadałem żadnej. No, może poza jedną - pewnością, że byłem przywiązany do krzesła i to bardzo mocno. Na tyle mocno, że nie miałem żadnych szans na to, aby się uwolnić.
- Hej! Jest tu kto?! - krzyknąłem i rozejrzałem się dookoła - Gdzie ja jestem?! Dlaczego tu jestem?! Hej! Ratunku! Na pomoc!
- Weź nie wysilaj swoich uroczych płuc na krzyczenie po próżnicy - odezwał się nagle jakiś zawistny głos.
Rozejrzałem się dookoła, ale nikogo nie zauważyłem.
- Kim jesteś?! Kim jesteś, ty draniu?!
- Myślę, że doskonale się tego domyślasz - odezwał się ponownie ten jakże podły głos.
Po tych słowach usłyszałem za sobą huk otwieranych drzwi, a potem odłos kroków, które z pewnością należały do mojego porywacza.
- Kim ty jesteś?! I gdzie jest mój Pikachu?! - krzyknąłem.
- Nic mu nie jest i już wkrótce się znowu zobaczycie - odpowiedział podłym tonem mój porywacz.
Jego głos był nieco stłumiony, ale zdecydowanie musiał on należeć do mężczyzny, co do tego nie miałem najmniejszych wątpliwości. Do tego ten głos był mi dobrze znany - znałem go z nagrań, które obejrzałem razem z Sereną w ramach naszego śledztwa. Oczywiście na nagraniu brzmiał trochę inaczej, ale to przecież normalne.
- Ty jesteś Zodiak, prawda? - bardziej stwierdziłem niż zapytałem.
- Owszem, to właśnie ja - odparł z podłym śmiechem w swoim głosie mój porywacz - A ty jesteś sławnym detektywem z Alabastii w regionie Kanto, Sherlockiem Ashem.
Zodiak stanął tuż obok mnie w taki sposób, że mogłem go zobaczyć, ale oczywiście to było tylko spojrzenie z profilu i nie widziałem zbyt wiele. Koleś był ubrany dokładnie tak samo, jak w tych swoich filmach, które nam powierzyła policja w celach śledczych. To samo ubranie oraz ten sam szary worek ze znakiem Zodiaka, który nosił jego słynny poprzednik. To miało jasno dowodzić, kim jest mój okrutny rozmówca.
- Wiesz, co ci powiem, mój przyjacielu? - zapytał bardzo ironicznym głosem Zodiak - Na zdjęciach wyglądałeś o bardziej władczo niż teraz.
- Nie dziwię się. Ciekawe, jak ty byś wyglądał, ty parszywa kanalio, gdyby tak ciebie związano jak baleron? - prychnąłem z kpiną w głosie - A poza tym nie jestem twoim przyjacielem!
- Oj, jaki ty jesteś niemiły - parsknął śmiechem Zodiak - A więc nie chcesz być moim przyjacielem? A to dlaczego? Za niskie progi dla twoich szacownych nóżek, szanowny panie detektywie? Nie zadajesz się z takim pospólstwem jak ja?
- Nie zadaję się z bydlakami i psychicznymi mordercami! - zawołałem ze złością w głosie.
Zodiak zachichotał podle i zaczął powoli krążyć wokół mnie, mrucząc przy tym ironicznie.
- To strasznie przykro. Naprawdę bardzo mi przykro to słyszeć. A więc mam rozumieć, że to oznacza brak przyjaźni z naszej strony?
- Z mojej strony to na pewno! Mordujesz dla zabawy ludzi i jeszcze oczekujesz ode mnie przyjaźni?
Morderca westchnął głęboko, po czym usiadł na stole, który znajdował  się niedaleko krzesła na którym siedział i rzekł:
- Morduję ludzi... Tak, to prawda. Morduję ludzi. Co kto lubi. Ty za to wolisz z ich ratować z rąk takich ludzi jak ja.
- Nie pochlebiaj sobie, kanalio. Nie zasługujesz na miano człowieka.
- A ty oczywiście zasługujesz, prawda?
- Ja nie zabijam dla przyjemności ludzi, którzy nigdy nic złego mi nie zrobili!
- Nie szkodzi. Masz jeszcze czas, aby to się zmieniło. Tak czy inaczej chciałem ci powiedzieć, przyjacielu, że pierwotnie rozważałem zabicie cię w jakiś bardzo nieprzyjemny, choć też widowiskowy sposób, ale zmieniłem zdanie w tej sprawie. Po głębokim namyśle doszedłem do wniosku, że takiego geniusza dedukcji jak ty, szkoda by było tak po prostu zabić.
- Niby dlaczego?
- To bardzo proste. Przecież jesteś genialnym detektywem i to do tego sławnym na wszystkie regiony. Jednym więc słowem, jesteś godnym mojej osoby przeciwnikiem.
- Oczywiście, bo policja to dla ciebie tylko cienkie płotki - rzuciłem z kpiną w głosie.
- Oczywiście - potwierdził Zodiak - Zabiłem pod ich nosem aż pięć osób i co? Jakoś nie udało im się mnie dopaść. To żadna zabawa bawić się z takimi ciemniakami. A ty to już inna sprawa. Walka z tobą to dla mnie będzie prawdziwa przyjemność.
- Przyjemność zdecydowanie jednostronna. Już ja się postaram o to, abyś skończył w domu bez klamek!
- Wierzę w to i dlatego właśnie cię nie zabiję. Możliwość starcia z tobą, w którym to starciu ryzykuję swoją wolność, a być może i życie to jest coś znacznie przyjemniejsze niż walka z durną policją. Z ich strony nic mi nie grozi. Z twojej zaś i owszem.
- I to ci się tak podoba?
- Bardzo mi się podoba, bo dzięki temu będę jeszcze bardziej sławny.
- Czegoś tu chyba nie rozumiem. Przecież już jesteś sławny.
- To prawda, ale dobrej sławy nigdy nie za wiele, podobnie jak i dobrej czekolady lub też dobrej kawy. Ale do rzeczy. Chodzi mi o to, że jako nieuchwytny dla policji przestępca będę sławny, lecz jako przestępca, który jest także nieuchwytny dla samego wielkiego Sherlocka Asha będę jeszcze bardziej sławny. Mojego imienia ludzie nigdy nie zapomną, a pamięć o mnie przetrwa na zawsze. Tak jak o tamtym wariacie, który w starożytności podpalił pewną świątynię i zniszczył ją w ten sposób i zrobił to tylko po to, aby wejść do historii. Ja wchodzę do niej w podobny sposób, a ty mi w tym pomożesz.


- A jeżeli cię złapię i przeszkodzę ci w twoich planach? To co wtedy?
- Istnieje takie zagrożenie i o to właśnie chodzi - zachichotał podle Zodiak, zeskakując jednocześnie ze stołu - Dzięki temu zagrożeniu nasze starcie będzie o wiele przyjemniejsze. Pomyśl tylko o tych nagłówkach we wszystkich gazetach całego Kanto! Zodiak, czyli człowiek, który pokonał samego Sherlocka Asha! Wtedy już nikt nigdy nie zapomni o mnie. A jeśli jednak mnie złapiesz, to nic nie szkodzi. Ja i tak będę sławny, bo przecież człowiek, który rzucił wyzwanie samemu wielkiemu Sherlockowi Ashowi to musi być ktoś, nieprawdaż? Byle kto nie zdołałby tak długo wodzić go za nos i uciekać przed nim, prawda? No właśnie. A przy okazji oddam ci w ten sposób wielką przysługę, ponieważ dzięki mnie również i o tobie nikt nigdy nie zapomni.
- Ja tam nie mam parcia na szkło.
- Nie szkodzi, ale ja mam i dobrze wiem, w jaki sposób skutecznie połączyć jedno z drugim i to tak, żeby wszyscy byli zadowoleni.
- Ja też to wiem. Rozwiąż mnie i pozwól odprowadzić się na najbliższy posterunek policji, a wtedy obiecuję, że sąd potraktuje cię łagodniej i każdy z nas będzie zadowolony.
- To jest jakieś wyjście, ale dla cykorów. Dla poszukiwaczy przygód, takich jak my są o wiele lepsze rozwiązania.
- Nie porównuj się do mnie, ty świrze. Nie mam z tobą nic wspólnego.
- Przeciwnie, masz znacznie więcej niż ci się wydaje. Obaj jesteśmy ludźmi pod każdym względem wyjątkowymi. Posiadamy umysły o znacznie większej sile rażenia niż przeciętni ludzie. Warto to wykorzystać w czymś, co bym nazwał starciem tytanów. Ty i ja, dwa nieprzeciętne umysły w walce jeden na jednego. Spróbuj od teraz powstrzymać mnie przed kolejnymi morderstwami, jeśli zdołasz. Ułatwię ci to. Więcej... Powiem ci nawet, gdzie teraz jesteśmy. Znajdujemy się w takiej starej posiadłości na przedmieściach Wertanii. Ten dom należał kiedyś do jednego z najbogatszych ludzi w tej okolicy, który był jednocześnie słynnym pisarzem. Obecnie wyjechał on do Pokewood kręcić filmy na podstawie swoich książek i odnajmuje dom tym, którzy są tym zainteresowani. To tu popełniłem wszystkie swoje zbrodnie i to tutaj policja znajdzie ciebie, gdy już ich powiadomię o tym, gdzie jesteś.
Zodiak zachichotał ponownie i dodał:
- Zastanawiasz się zapewne, po co ja ci to wszystko mówię, prawda? Przecież gra się jeszcze nie skończyła. No cóż... Gra się wciąż toczy, to się zgadza, ale widzisz... Mogę mówić całkowicie swobodnie, ponieważ zanim twoi koledzy z policji cię tu znajdą, to ja już dawno będę daleko stąd. Chcę się przenieść w inne miejsce i wiesz, tym miejscem będzie twoja ukochana Alabastia. To tam dokonam swoich kolejnych sześciu morderstw w nadziei, że złapiesz mnie i to zanim jeszcze trupów będzie tyle, co apostołów.
- Ty... Ty parszywy...! - krzyknąłem, ale Zodiak zakneblował mi usta chustą, śmiejąc się przy tym.
- Weź oszczędzaj siły. Przydadzą ci się na inną okazję - rzucił i pokazał palcem przed siebie - A teraz ładnie uśmiechnij się do swoich kolegów z policji. Jesteś w ukrytej kamerze.
Spojrzałem przed siebie i zauważyłem, że rzeczywiście naprzeciwko mnie, na całym szeregu skrzynek znajduje się coś niewielkiego, co mogło rzeczywiście być kamerą. Zodiak widząc, że patrzę w tamtą stronę zaśmiał się podle i rzekł:
- Jak więc widzicie, moje kochane niebieskie anioły sprawiedliwości, mogłem wykończyć swoją szóstą ofiarę, ale tego nie zrobiłem. Posiada on bowiem o wiele więcej oleju w głowie niż wy wszyscy razem wzięci, bando amatorów. I dlatego jeszcze żyje i ma szansę mnie znaleźć, lecz najpierw wy musicie spróbować znaleźć jego. Podałem wam namiary, reszta należy do was.
Po tych słowach Zodiak uderzył mnie w kark, a ja znowu poczułem coś jakby ukłucie, a chwile potem dopadła mnie ciemność.

***


Pamiętniki Sereny c.d:
Po rozmowie z Ashem idąc za jego radą natychmiast zadzwoniłam do kapitana Jaspera Rockera, któremu opowiedziałam o zaistniałej sytuacji. Ta, jak się można było tego domyśleć, bardzo go zaszokowała.
- A więc w Wertanii grasuje Zodiak, naśladowca tego świra z USA - powiedział przygnębionym tonem.
Widać było po jego twarzy, jak bardzo jest zaniepokojony.
- To straszne. Sądziłem, że to ten koszmar nigdy się nie powtórzy na świecie, a tu proszę. Powtarza się i to jeszcze gdzie? Właśnie w regionie Kanto. Tutaj, w tym regionie. Przecież tutaj żyją nasi bliscy i teraz wszyscy są narażeni na wielkie niebezpieczeństwo. Jak to dobrze, że mój syn Arthur jest teraz na studiach w Kalos. Gdyby tutaj był, to szybko bym go odesłał, żeby nic złego mu się nie stało. Jak to dobrze, że go tu nie ma.
- Panie kapitanie - przerwałam mu - Jesteśmy wraz z Ashem strasznie zaniepokojeni tą sytuacją i dlatego chcemy złapać tego potwora zanim skrzywdzi kogoś nam bliskiego. Sam generał policji Kanto poprosił nas o to wczoraj.
- Naprawdę? - spytał zaintrygowany kapitan.
Jego twarz wyrażała zdumienie, ale zdecydowanie takie pozytywne, które można oczekiwać po przyjacielu, który jest zachwycony z powodu zaszczytu, jaki nas spotyka. Ja sama nie byłam pewna, czy traktować tę sprawę jak zaszczyt, czy też może raczej jako coś ponad nasze siły. Bo skoro najlepsi policjanci w całej Wertanii nie dawali sobie rady z tą sprawą, to jak niby nam miałoby się udać? Oczywiście Ash był o wiele lepszym detektywem od wszystkich policjantów z całego Kanto, a dowodził tego fakt, że mając zaledwie dziewiętnaście lat osiągnął tak wiele sukcesów w fachu detektywistycznym, że aż trzykrotnie został odznaczony za nie i to nie byle jakimi orderami, a najwyższymi odznaczeniami regionu Kanto oraz regionu Sinnoh. Miernego detektywa i kiepskiego śledczego takie zaszczyty nie spotykają. Więc wierzyłam bardzo w Asha i w jego talent, choć przy okazji także się poważnie bałam, że zdecydowanie tym razem wzięliśmy na swoje barki zbyt wielką odpowiedzialność.
- Właśnie - odpowiedziałam na pytanie kapitana - Naprawdę sam pan generał poprosił o to, abyśmy zajęli się tą sprawą. Niestety, oboje z Ashem posiadamy poważne wątpliwości, czy nam się uda. Dlatego właśnie musimy prosić pana o pomoc.
- Mnie? W jaki sposób mam wam pomóc? - zapytał zdumiony Rocker.
- W bardzo prosty. Badając tę sprawę przeczytałam w bibliotece wiele informacji o prawdziwym Zodiaku, to znaczy chodzi o tamtego Zodiaka z USA, który zainspirował naszego obecnego świra.
- Rozumiem. I co?
- Dowiedziałam się, że jednym z policjantów badających tę sprawę był człowiek o nazwisku Geoffrey Rocker.
- Stryj Geoffrey! - zawołał kapitan i uderzył się dłonią w czoło - A tak! Faktycznie! Przecież on był jednym z policjantów badających tę sprawę. Już chyba rozumiem, do czego zmierzasz. Chcesz, abym się z nim skontaktował i spróbował porozmawiać o sprawie Zodiaka?
- Dokładnie tak - potwierdziłam.
- Rozumiem - uśmiechnął się delikatnie kapitan - Takie buty. Sądzicie, że wiedza o poprzednim Zodiaku może wam pomóc zrozumieć obecnego Zodiaka i schwytać go, a kto lepiej zna Zodiaka niż ten, który się zajmował jego sprawą? Przyznaję, ma to wiele sensu.
- Czy pana stryj opowiadał panu o sprawie Zodiaka?
- Wiele razy, ale wtedy, gdy byłem dzieckiem, czyli dawno temu. Nie pamiętam więc zbyt wiele o tej sprawie. Ale wiem doskonale, że stryj wręcz nienawidził Zodiaka i typował, że jest nim jeden taki gość, którego niestety, nigdy nie postawiono w stan oskarżenia. Zresztą drań zmarł parę lat po zaprzestaniu zbrodni przez Zodiaka. Zmarł na serce i nie można już było go przesłuchać i odkryć, czy to on był winien. Tak czy inaczej stryj sprawił, że postanowiłem wstąpić do policji i walczyć z przestępczością i bronić tych, którzy są pokrzywdzeni. Dlatego też mam do niego wielki szacunek i wciąż kontakt do niego, go przecież o to chciałaś przede wszystkim mnie zapytać. Mam rację?
Uśmiechnęłam się zadowolona widząc, że kapitan doskonale mnie rozumie i to tak dobrze, iż się domyśla, o co chcę go poprosić. Dzięki temu nie musiałam wszystkiego mu tłumaczyć.
- Tak, właśnie o to chciałam pana prosić, kapitanie.
- Doskonale. Jeszcze dzisiaj się z nim kontaktuję i opowiem mu, co się tutaj dzieje. Ale lepiej będzie, jeśli ty i Ash osobiście z nim porozmawiacie.
- My? Przecież go nie znamy.
- To się da naprawić. Ale wszystko w swoim czasie, Sereno. Najpierw ja z nim porozmawiam, a potem na pewno sam zechce z wami porozmawiać o tej sprawie. Bądźcie więc na to przygotowani, proszę.
- Będziemy, panie kapitanie. I oby to coś pomogło, bo mam poważne obawy w tej sprawie.
- Ja też je mam i dlatego im szybciej Zodiak zostanie złapany, tym lepiej dla wszystkich.
Po tych słowach kapitan rozłączył się i rozmowa została zakończona. Miałam nadzieję, że ona coś pożytecznego nam przyniesie. Co prawda ten plan z poproszeniem o pomoc stryja kapitana Rockera dawał nam zaledwie nikłą szansę powodzenia, bo jaka była pewność, że staruszek wie coś, co się  nam przyda w śledztwie? Niewielka, ale wszak tonący brzytwy się chwyta.

***


Po zakończeniu tej oto rozmowy powróciłam do Centrum Pokemon z nadzieją zobaczenia w nim Asha. Niestety, mojego ukochanego tam nie było i nic nie wskazywało na to, aby wrócił tu i ponownie gdzieś wyszedł. Uznałam więc, że najwidoczniej wciąż jeszcze rozmyśla on o zaistniałej sytuacji i lepiej pozwolić mu na to. Dzięki temu lepiej skupi się on podczas wspólnego rozwiązywania tej sprawy. Mój ukochany, jak zresztą wielu detektywów z literatury kryminalnej najlepiej potrafił się skupić w spokoju i potrafił o wiele lepiej myśleć wtedy, gdy tylko na spokojnie sobie wszystko przemyślał w ciszy i spokoju. Wiedziałam o tym od dawna i dlatego też nie specjalnie się przejęłam jego nieobecnością.
- Spokojnie, Buneary - powiedziałam do mej pokemoniej towarzyszki - On i Pikachu niedługo wrócą i sobie wszyscy razem pogadamy o tym, do jakich wniosków doszedł.
Buneary jednak nie wyglądała na przekonaną, a wręcz przeciwnie, na bardzo zaniepokojoną zaistniałą sytuacją i chociaż próbowałam ją w jakiś sposób uspokoić, to nie udało mi się to. Wręcz przeciwnie, sama powoli zaczęłam ulegać niepokojowi, choć próbowałam nad tym zapanować. Ale cóż... Raz zasiane ziarno niepokoju zdecydowanie zaczęło kiełkować i to w trybie wręcz natychmiastowym, a to kiełkowanie doprowadziło do sytuacji, że zamiast uspokoić Buneary sama zaczęłam się denerwować.
Mój niepokój wzrósł i to bardzo, kiedy tylko z każdą godziną Ash nie przychodził do Centrum Pokemon. Jego nieobecność zaczęła się przedłużać i zdecydowanie było to nienaturalne. Ash potrzebował nieraz dużo czasu na spokojne przemyślenie czegoś w samotności, ale przecież nigdy aż tyle. Do tego jeszcze nie odbierał on ode mnie telefonów, co było jeszcze bardziej nienaturalne. Ash co prawda ma swoje wady, ale ignorować moje telefony? To do niego nie podobne. Oczywiście mógł się tak zamyślić, że nie zwracał uwagi na nic wokół siebie, ale to też było mało prawdopodobne. Dlatego też koniecznie musiałam się dowiedzieć, co się z nim stało. W najgorszych swoich obawach widziałam go jako kolejną ofiarę tego szaleńca Zodiaka i modliłam się w duchu, aby to była tylko moja wyobraźnia.
W końcu po kilkunastu nieudanych próbach dodzwonienia się do niego poczułam, że muszę zacząć działać.
- Chodź, Buneary! Poszukamy chłopaków! - powiedziałam do mojej towarzyszki.
Buneary zapiszczała bojowo, kiedy tylko to usłyszała. Najwidoczniej ona także się już wyrywała do działania, ale w sumie nie powinno mnie to dziwić. W końcu nieco wcześniej sama piszczała z niepokoju o swojego ukochanego, a jej niepokój o niego z każdą chwilą coraz bardziej rósł i rósł, podobnie jak i mój o Asha. Dlatego też w końcu musiałam się ruszyć, bo inaczej bym chyba zwariowała z tego niepokoju i bezczynności.
Zbiegłyśmy więc obie na dół z pokoju, który zajmowałyśmy się razem z naszymi chłopcami. Wbiegłyśmy do głównego holu i do recepcji, tam zaś poprosiłam siostrę Joy o drobną przysługę:
- Siostro Joy, gdyby ktoś mnie szukał, to proszę przekazać, że wyszłam na chwilę i wrócę później.
- Ależ oczywiście, moja droga - odpowiedziała siostra Joy z wielkim uśmiechem na twarzy - Gdyby ktoś cię szukał, przekażę mu to.
Podziękowałam jej za to i ruszyłam w kierunku wyjścia, tam jednak wpadłam na detektywa Boba.
- O! Serena! - zawołał policjant, wyraźnie zadowolony z tego powodu, że się ze mną spotkał.
- Bob! Wybacz, proszę, ale nie mam teraz czasu dla ciebie - rzuciłam z pośpiechem, próbując go wyminąć - Muszę odnaleźć Asha.
- Ja do ciebie właśnie w tej sprawie - rzekł Bob.
Spojrzałam na niego uważnie i zarazem bardzo zdumiona.
- W sprawie Asha? Gdzie on jest? Coś się stało?
- Lepiej, żebyś sama to zobaczyła.
Przyznałam mu rację i poszłam z nim na miejscowy posterunek policji, gdzie czekała już na nas kapitan Jenny. Kobieta była bardzo niespokojna, tak samo zresztą jak i ja, dlatego też moja obawa o Asha wzrosła jeszcze bardziej zamiast zmaleć do zera.
- O! Jesteś wreszcie, Sereno! - powiedziała na mój widok - Dobrze, że Bob cię znalazł. Bardzo chciałam, żebyś tu przyszła. Jest coś, co powinnaś zobaczyć.
- Co takiego? - zapytałam zaniepokojona.
Buneary zapiszczała również bardzo przerażona.
- Czy to... Czy to może dotyczy Asha? - spytałam po chwili.
- Tak, dotyczy to Asha ale spokojnie, Sereno - powiedziała Jenny, z trudem próbując zachować stoicki spokój - To przecież wcale nie musi nic oznaczać. A w każdym razie na pewno nic złego.
- Nic złego? O czym ty mówisz? Co się tutaj dzieje? Dlaczego kazałaś mnie tu wezwać? I gdzie jest Ash?
Jenny widząc, że nie zdoła już przede mną ukryć, że coś jest nie tak, pokazała mi ręką krzesło, abym usiadła, a gdy już to zrobiłam, to rzekła do mnie ponuro:
- Posłuchaj mnie uważnie... Przed godziną dostaliśmy to nagranie. Ktoś przysłał je nam przez Pidgeya. Do płyty było doczepiona karteczka z napisem: „Obejrzeć natychmiast“. Dobrze, że wtedy byłam na miejscu, bo inaczej tutejsze osły mogłyby to zlekceważyć.
- Co jest na tym nagraniu? - zapytałam, obawiając się już najgorszego.
- Sama zobacz - odpowiedziała mi Jenny, po czym włączyła płytę do odtwarzacza DVD i włączyła nagranie.
Film, który zawierała płyta zdecydowanie nie należał do przyjemnych, ale też na całe szczęście nie był tak straszny, jak się tego obawiałam. Na tym nagraniu zobaczyłam Zodiaka w jakimś dosyć ponurym pomieszczeniu przypominającym piwnicę lub też barak. Obok tego świra był przywiązany do krzesła Ash. Jęknęłam przerażona, gdy tylko to zobaczyłam. To był dla mnie naprawdę straszny widok.
- O nie! Ash! - zawołałam.
Chciałam się już zerwać z krzesła i biec mu na pomoc, choć przecież nie miałam nawet bladego pojęcia, gdzie mój ukochany obecnie przebywa, a co za tym idzie, nie wiedziałam również, w jakim miejscu mam go szukać. To było po prostu straszne.
- Spokojnie, Sereno - powiedział Bob - Zobacz, co będzie dalej.


Miałam wielką ochotę rzucić mu, żeby sam sobie był spokojny i że łatwo mu tak mówić, bo to przecież nie jego ukochana jest tam związana i oczekuje na egzekucję, tylko mój chłopak. Na całe szczęście strach oraz niepokój odebrały mi głos i dobrze się stało, gdyż dzięki temu uniknęłam obrażenia mego przyjaciela, czego z pewnością długo bym żałowała. Więc zamiast go wyzwać na czym świat stoi, po prostu siedziałam i oglądałam dalej to nagranie, czując coraz większy niepokój o los mojego chłopaka.
Tymczasem na nagraniu stało coś niesamowitego. Mianowicie Zodiak zupełnie niespodziewanie oznajmił Ashowi i wszystkim, którzy oglądali to jego chore nagranie, że nie zamierza on wcale zabić mojego ukochanego. Wręcz przeciwnie, on zamierzał puścić go wolno i to tylko dlatego, że uznał walkę z Ashem za naprawdę godną jego osoby walkę i chce, aby istniało realne ryzyko złapania go, które nie istniało w przypadku tropienia go tylko przez policję. Innymi słowy, próżność nakazywała mu puścić Asha wolno, aby wreszcie mieć w tej sprawie godnego siebie przeciwnika, z którym będzie mu przyjemniej walczyć i którego pokonanie sprawi mu znacznie większą satysfakcję niż pokonanie policji. Do tego powiedział, gdzie trzyma Asha. Co prawda nie powiedział tego wprost, ale dał dosyć jasne i klarowne wskazówki, które pomogą nam znaleźć miejsce pobytu mojego ukochanego. Po tym wszystkim rozłączył się.
- O Boże! - jęknęłam i odetchnęłam z ulgą - To znaczy, że Ash żyje?
- Wszystko na to wskazuje - odpowiedział Bob.
Jego odpowiedź bynajmniej mnie uspokoiła, ale próbowałam jakoś zapanować nad swoim niepokojem.
- Słuchajcie, to na co my jeszcze czekamy?! Musimy znaleźć Asha! - zawołałam, zrywając się z krzesła - Chyba wiecie, o jaki dom tutaj chodzi, co nie?
- Oczywiście, że wiemy - odpowiedziała Jenny.
- I co? Tak po prostu sobie tutaj siedzicie zamiast szukać Asha?!
- A kto powiedział, że go nie szukamy?
- Jak to? O czym ty mówisz?!
- O tym, że w tej właśnie chwili, kiedy my tu sobie rozmawiamy, moi ludzie już szukają tego miejsca wskazanego przez Zodiaka i szukają także Asha.
- Boże, oby tylko go znaleźli całego i zdrowego! - jęknęłam.
- Kogo, skarbie? - odezwał się doskonale mi znany głos.
Odwróciłam się prędko za siebie i zauważyłam wówczas Asha całego i zdrowego w towarzystwie kilku policjantów oraz wiernego Pikachu.
- Znaleźliśmy ich obu, pani kapitan - zameldował jeden z policjantów - Pokemon leżał nieprzytomny poza miastem niedaleko tego domu, w którym znaleźliśmy porwanego.
- ASH! - krzyknęłam radośnie.
Ogarnęła mnie tak wielka euforia, że aż rzuciłam się Ashowi na szyję i bardzo mocno go uściskałam oraz wycałowałam po całej twarzy z radości, że nic mu nie jest. Kątem oka dostrzegłam, że Buneary ściska również czule i bardzo mocno Pikachu, który właśnie zeskoczył z ramienia swego trenera, aby móc się z nią przywitać.
- Tak bardzo się o was bałyśmy! - zawołałam do Asha - Proszę, nie włócz się już więcej sam po okolicy, w której grasuje psychopata, dobrze?
- Dobrze, Serenko. Już dobrze - odpowiedział mi czule mój ukochany, gładząc mnie przy tym po twarzy - Obiecuję ci to. I Pikachu także.
- Pika-pika! Pika-chu! - zapiszczał Pokemon.
- Dobrze, że nic ci nie jest - powiedziała Jenny - Naprawdę wszyscy się o ciebie baliśmy.
- To było naprawdę niesamowite. Aż trudno uwierzyć w to, że on cię puścił - dodał Bob podnieconym tonem - Słuchaj, a umiałbyś go rozpoznać?
- Nie sądzę - pokręcił przecząco głową Ash - Miał cały czas ten worek na głowie i do tego gadał takim jakby zmienionym głosem. Nie wiem, czy zdołam go rozpoznać.
- Poza tym najpierw trzeba by go złapać - zauważyłam - A przecież nie wiemy, gdzie on jest.
- Nie, ale za to wiemy, gdzie uderzy następnym razem - odparł Ash - W Alabastii. Musimy tam natychmiast jechać!
- Spokojnie, przyjacielu! Tylko bez zbędnego pośpiechu - rzekła Jenny uspokajającym tonem - Jaką masz w ogóle gwarancję, że on powiedział ci prawdę i rzeczywiście zamierza ponownie zaatakować właśnie w Alabastii? A jeśli to podstęp, żeby cię stąd wywabić?
- Istnieje taka możliwość, ale ja nie mogę ryzykować - powiedział Ash ponurym tonem - Bez względu na to, czy on kłamie, czy nie, ja w Alabastii mam bliskich i nie pozwolę na to, aby stali się oni kolejnymi ofiarami tego świra!

***


Podzielałam zdanie Asha w tej sprawie i dlatego jak najszybciej oboje w towarzystwie wiernych Pikachu i Buneary powróciliśmy do Alabastii i postanowiliśmy czuwać nad naszymi bliskimi. Wszyscy dowiedzieli się o serii zbrodni dokonanych przez Zodiaka i otrzymali ostrzeżenie, aby pod żadnym pozorem nie chodzili nigdzie sami, a już na pewno nie poza miasto. Do pracy i z pracy wszędzie nasi przyjaciele i bliscy mieli chodzić parami, a jeszcze lepiej trójkami i czwórkami, aby nikt nie był w stanie ich porwać. To było dość radykalne działanie, ale musieliśmy tak postąpić, ponieważ chcieliśmy chronić bliskie nam osoby przed tym świrem. Prócz tego policja patrolowała ulice miasta i jego okolice dzień i w nocy, a gazety ostrzegały przed szaleńcem mogącym się pojawić dosłownie wszędzie w Alabastii i zaatakować swe ofiary wtedy, kiedy one się tego w ogóle nie spodziewały. Dodatkowo strachu dodał oficjalny komunikat ogłoszony przez Zodiaka w Internecie, że zabił pięć osób i przebywa obecnie w Alabastii, aby dokonać kolejnych morderstw. To już było niczym uruchomienie spirali strachu, zwłaszcza, gdy ci, którzy początkowo byli sceptycznie nastawieni do tego komunikatu dowiedzieli się prawdy o zabójstwach w Wertanii. Wówczas to wszyscy uznali zapowiedź Zodiaka za prawdziwą i zaczęli robić co w ich mocy, aby się przed tym jakoś ustrzec.
Dziwiło nas trochę, że kierowany przez Cindy „Kanto Express“ przez tak długi czas milczał w sprawie Zodiaka i jego zbrodni i dopiero wtedy, gdy potwierdziły się rewelacje z Wertanii zaczęli o tym pisać, ale ta sprawa szybko się wyjaśniła. Cindy zwyczajnie nie lubiła umieszczać w swojej gazecie niesprawdzonych informacji i dlatego posłała do Wertanii swego przedstawiciela, aby wybadał tę sprawę i napisał artykuł na jej temat. Ale niestety, jak dobrze wiemy, był to dla niego wyrok śmierci, gdyż stał się on czwartą ofiarą tego szaleńca.
W całej Alabastii zapanowały prawdziwe rządy strachu. Paniczny lęk przed jednym człowiekiem sprawił, że ludzie bali się chwilami wychodzić na ulicę i nawet widok patroli policyjnych pilnujących ulic niewiele tutaj pomógł. Restauracja „U Delii“ czasami praktycznie świeciła pustkami i nic w tym dziwnego, skoro ludzie w większości bali się wychodzić z domów i nawet na zakupy praktycznie przestali chodzić, a jeśli już, to tylko w kilka osób to robili, aby mieć pewność, że nic im się nie stanie.
Jenny i Bob nie byli oczywiście zachwyceni zaistniałą sytuacją i gdy tylko wrócili z Wertanii, po dokładnym zbadaniu sprawy Zodiaka, zaraz nas wezwali do siebie, aby nas skrzyczeć.
- Moje gratulacje! - zawołała kapitan Jenny ze złością, gdy przyszliśmy - Wasze rewelacje o tym, co się stało w Wertanii po prostu wywróciły to miasto do góry nogami.
- Nasze rewelacje?! - zawołałam z oburzeniem - Chyba raczej to, co wrzucił Zodiak do Internetu! A jakbyś nie zauważyła, to wrzucił on tam nagrania ze swoich zbrodni oraz zapowiedź kolejnych!
- Wiem o tym i to akurat nie jest wasza wina, ale kto wam, do licha ciężkiego kazał dawać ten wywiad do gazety „Kanto Express“?! - krzyknęła Jenny.
- Cindy chciała wiedzieć prawdę o tym bydlaku, więc jej wszystko opowiedzieliśmy - odpowiedział Ash - To chyba nic złego, prawda?
- Nic złego?! Człowieku, przez was wybuchła panika w tym mieście i to na całego!
- Przez nas?! To Zodiak ją rozpętał, nie my! - krzyknęłam oburzona - Ja i Ash tylko ostrzegliśmy ludzi, że świr zabójca tu jest i żeby uważali! I tyle! To Zodiak wrzucił te nagrania do sieci i rozpętał piekło, nie my!
- Pika-pika! Bune-bune! - poparli nas Pikachu i Buneary.
- Ale wy dołożyliście do tego swoją cegiełkę i co?! Teraz wszyscy dziennikarze z „Głosu Alabastii“ domagają się od nas wyjaśnień, co też zamierzamy zrobić w tej sprawie i dlaczego jeszcze go nie złapaliśmy?! Nie mogę ich ciągle spławiać!
- „Głos Alabastii“ to brukowiec i nie warto się przejmować tym, co oni wypisują! - zauważył Ash.
- Powiedział to ten, który z powodu bzdur wypisywanych przez ten brukowiec odszedł na emeryturę - rzucił złośliwie Bob, odzywając się po raz pierwszy podczas tej rozmowy.
Spojrzałam na niego groźnie i zaraz zrobiło mu się głupio.
- Przepraszam - jęknął załamanym głosem - Wiem, przesadziłem. Nie chciałem was urazić.
- Daj spokój z tłumaczeniem się, Bob! - zawołała Jenny - Lepiej niech oni nam powiedzą, co zamierzają w tej sprawie zrobić.
- Złapać Zodiaka - odpowiedział Ash.
- Tak, ciekawa odpowiedź i w sumie spodziewałam się jej - rzuciła z ironią policjantka - Wielka tylko szkoda, że nie mamy żadnych poszlak ani wskazówek, kim on jest. Policyjny psycholog opracował już jego portret osobowy, ale to wciąż trochę mało. Osoby zabite przed śmiercią spotkały jakiś mężczyzn, lecz przecież każdy z nich wyglądał inaczej. Wszystkie portrety pamięciowe są inne i różnią się ze sobą w wielu szczegółach.
- A więc to musi być bardzo zdolny aktor - powiedział Ash, lekko sobie przy tym masując podbródek - Podejrzewam, że działa w przebraniu i dzięki temu tak skutecznie podchodzi ludzi.
- Być może, ale to nic nam nie pomaga - jęknęła Jenny - Od półtora tygodnia Zodiak czai się gdzieś tutaj i czeka na dogodny moment do ataku, a my nie wiemy nawet, gdzie i kiedy zaatakuje.
- Ani też kogo - dodał Bob.
- Moglibyśmy to odkryć, gdybyśmy tak tylko wiedzieli, w jaki sposób dobiera on swoje ofiary - rzekł na to Ash - Jestem pewien, że ich wybór nie jest przypadkowy. Ten bydlak dobrze wie, kogo zaatakować oraz kiedy. On musi jakoś je wybierać i to tak, aby zgadzały się z jego chorym schematem.
- Być może, ale wciąż nie wiemy, jaki to schemat - zauważył Bob - Gdybyśmy to tylko wiedzieli...
- Tak czy siak pracujcie dalej - powiedziała Jenny do mnie i Asha - A tak przy okazji, to w miarę swoich możliwości nie dawajcie pożywki tym dziennikarskim gnidom. I bez nich mamy już dość problemów.
Po tej rozmowie wyszliśmy z posterunku i chcieliśmy już iść do domu, gdy nagle zadzwoniła komórka Asha. To dzwonił kapitan Rocker z bardzo ciekawymi wiadomościami.
- Ash! Posłuchaj! Wreszcie udało mi się skontaktować z moim stryjem - powiedział na dzień dobry - Nie było to łatwe, ponieważ stryj wyjechał na wakacje i nie było go w domu, a on niestety nie posiada w domu ani komórki, ani Internetu, więc mogłem tylko czekać na jego powrót. W końcu powrócił i jak tylko się dowiedział, z jakim problemem się tutaj borykamy, to od razu powiedział, że bierze się do pracy.
- Jakiej dokładniej pracy? - zapytał Ash.
- Podejrzewa, że ten nasz Zodiak narodził się w miejscu narodzin poprzedniego Zodiaka - odpowiedział kapitan Rocker - Ma na ten temat pewną teorię i prosi, żebyście przyjechali do niego i wszystko mu o tej sprawie opowiedzieli. Ja co prawda wszystko mu już przekazałem, ale i tak prosi, żebyście do niego dołączyli. Słyszał o was bardzo wiele dobrego i dlatego spodziewa się, że razem odkryjecie tożsamość Zodiaka.
- Poważnie? On chce poprowadzić z nami sprawę? - zdziwiłam się.
- Dokładnie tak - potwierdził kapitan - Jutro rano macie samolot do Chicago. Polećcie tam i skontaktujcie się z moim stryjem. Jeśli ktoś wam może pomóc rozwikłać tę zagadkę, to tylko on.
Wieść o planie Jaspera Rockera spadła na nas jak grom z jasnego nieba i przez chwilę nie wiedzieliśmy, co mamy odpowiedzieć. W końcu Ash, który jako pierwszy odzyskał przytomność umysłu rzekł:
- Dobrze, polecimy tam jutro. Proszę powiedzieć pańskiemu stryjowi, żeby czekał na nas na lotnisku.
- Doskonale! Zaraz mu to przekażę! Powodzenia! - po tych słowach kapitan się rozłączył.
- No, skarbie - uśmiechnął się Ash - Pakujmy manatki i w drogę! Chicago na nas czeka!
- Oby tylko ta wyprawa nam coś dała - powiedziałam ponuro.
- Musimy mieć nadzieję, Sereno - odparł na to mój ukochany - Jeżeli ją stracimy, to przegramy z kretesem.


C.D.N.

Przygoda 129 cz. II

Przygoda CXXIX Tytanio, wio! cz. II Lot trwał długo. Ash nie liczył, jak długo, ponieważ odkąd tylko opuścił tak bardzo mu bliskie Gotham Ci...