czwartek, 21 grudnia 2017

Przygoda 029 cz. II

Przygoda XXIX

Zagadka Zamku Bitew cz. II


Następnego dnia ja i Ash poszliśmy do księcia Turnera, żeby poprosić go o pożyczenia książki, którą chcieli ukraść złodzieje. Nasz gospodarz nie miał nic przeciwko temu i zaprowadził nas do biblioteki.
- Proszę, oto książka, której szukacie - powiedział, zdejmując z regału przedmiot naszych poszukiwań.
- A czy wolno wiedzieć, o czym ona jest? - zapytał Ash.
- Owszem, mój przyjacielu. Jest to autobiografia mojego pradziadka, Jacquesa Turnera, spisana jego własną ręką - odparł książę.
- Co? Autobiografia? - zdziwiłam się - Naprawdę nie rozumiem, po co komuś opisane życie pańskiego przodka?
Turner rozłożył bezradnie ręce.
- Nie mam pojęcia, ale mam wielką nadzieję, że wy pomożecie mi w jakiś sposób odpowiedzieć na to pytanie.
Ash popatrzył w moją stronę, a później rzucił okiem na książkę.
- Zapowiada się długa lektura - rzekł.
- Owszem - odpowiedziałam mu.
- Pika-pika - jęknął załamanym głosem Pikachu, który siedział właśnie na ramieniu swego trenera.
Poszliśmy do pokoju i zaczęliśmy czytać wypożyczoną książkę. Reszta naszej drużyny spędziła wesoło czas w towarzystwie Granta, Violi i Alexy, zwiedzając zamek oraz słuchając jego historii.
- Jestem ciekaw, co też może być w tej książce - powiedział Ash.
- Czytajmy, to się dowiemy - zasugerowałam mu.
- Pika-pika - zapiszczał Pikachu.
- A więc czytajmy - uśmiechnął się do mnie Ash.
Usiedliśmy na łóżku po turecku, po czym uważnie zaczęliśmy czytać książkę. Zajęło nam to prawie cały dzień, ale na szczęście wbrew pozorom książka ta okazała się niezwykle ciekawa, gdyż życie Jacquesa Turnera było naprawdę interesujące, jednak nie odpowiadało nam ono długo na pytanie, czemu to złodzieje chcą się tu włamać. Aż do czasu...
- Zobacz tutaj! - zawołał mój chłopak - Tu się robi ciekawie.
Zerknęłam przez jego ramię do książki i zaczęłam czytać. Na stronach, które pokazywał mi mój ukochany pisało, że pan Turner zdobył na wojnie skarb ogromnej wartości. Za niego zbudował Zamek Bitew, a to, co zostało, ukrył w jego podziemiach.
- Chyba już mamy odpowiedź na nasze pytanie - powiedziałam.
Ash uśmiechnął się do mnie radośnie i rzekł:
- Też tak uważam.
- Pika-pika - zapiszczał wesoło Pikachu.
- Tylko pytanie, gdzie ten skarb się znajduje? - zapytałam.
Mój chłopak popatrzył na książkę.
- Obawiam się, kochanie, że to pytanie na razie pozostanie jeszcze bez odpowiedzi. Zobacz sama.
Pokazał mi dokładnie dzieło, które czytamy.
- Zobacz... Na ostatnich stronach książki powinny być wskazówki, jak go znaleźć, ale jak sama widzisz, te strony została wyrwane.
- Przez kogo?
- Tak trudno się domyślić? - uśmiechnął się do mnie Ash - Złodziej, który się tu włamał. Dlatego właśnie przeglądał on tę książkę. Nie chciał jej ukraść jej całej, ale tylko kilka konkretnych stron. Dostał je i teraz pewnie postanowił dobrać się do skarbu.
- Ale co ma z tym wszystkim wspólnego ta cała figurka?
- Pika-pika?
- Nie mam pojęcia, kochanie, ale spokojnie, jeszcze się tego dowiemy. Na razie chodźmy do księcia Turnera.
Naszego gospodarza zastaliśmy pogrążonego w rozmowie z Violą i Alexą.
- I jak tam, kochani? Dowiedzieliście się czegoś? - zapytał Turner, gdy tylko nas zobaczył.
- Owszem tak, ale gdzież to są nasi przyjaciele? - odpowiedziałam mu pytaniem na pytanie.
- Razem z Grantem - zachichotała Alexa.
Viola uśmiechnęła się do nas. Była ubrana w zielono-białą sukienkę i wyglądała jak prawdziwa dama. Coś tak czułam, że wystroiła się tak nie dla siebie samej, ale dla kogoś konkretnego.
- Grant popisuje się przed nimi swoimi umiejętnościami chodzenia po ścianach - zachichotała Liderka Sali w Santalune.
No tak, jak mogłam o tym zapomnieć? Grant zawsze był miłośnikiem wspinaczki po ścianach i jak twierdzi Viola, jeszcze nigdy w swoim życiu nie spotkał ściany, która by go nie zachwyciła.
- No, to wobec tego dajmy im się nacieszyć tym pięknym widokiem, jakim na pewno jest drogi Grant chodzący po ścianie i może powiemy wam, co odkryliśmy - powiedział Ash.
Usiedliśmy więc w salonie, po czym zaczęliśmy opowiadać. Turner był naprawdę zachwycony naszymi rewelacjami, gdy już skończyliśmy.
- Rozumiem. To by wiele wyjaśniało - rzekł zamyślonym tonem - Jeśli więc w podziemiach Zamku Bitew jest skarb, to naprawdę ktoś może chcieć się do niego dobrać.
- Czy czytał pan tę książkę, Wasza Książęca Mość? - zapytałam.
- Owszem, ale dawno temu i już zdążyłem zapomnieć, że tu ponoć jest skarb - odpowiedział Turner - A poza tym powiem wam szczerze... Moim zdaniem nic w tym zamku nie ma. W młodości niejeden raz szukałem tego skarbu i nigdy mi się to nie udało, więc w końcu dałem sobie spokój.
- A czy w książce były jakieś wskazówki dotyczące poszukiwań?
- Owszem, ale tylko kilka - powiedział książę - Zajmowały one kilka ostatnich stronic. Wciąż je znam na pamięć.
- Czyli po to złodziejom była potrzebna książka, a raczej kartki, które z niej wyrwali. Chcą znaleźć skarb - rzekła Viola.
- Tylko właściwie kim oni są i skąd wiedzieli, że w tym Zamku jest skarb, a ta książka wskazuje do niego drogę? - spytała Alexa.


Ash nie zdążył odpowiedzieć na to pytanie, bo chwilę później dało się słyszeć bardzo głośny huk dobiegający z sąsiedniego pokoju. Pobiegliśmy szybko do sąsiedniego pokoju i zastaliśmy tam Clemonta, Dawn, Maxa i Bonnie, którzy patrzyli zdumieni w miejsce, gdzie na podłodze leżał jakiś kształt. Po chwili ów kształt podniósł się powoli, masując sobie swoje raczej mocno obolałe siedzenie.
- A niech mnie... Ta podłoga jest twardsza niż myślałem - zaśmiał się Grant, bo to był on.
Mężczyzna podniósł się powoli z posadzki
- Och, na miłość boską, Grant! Co ty w ogóle wyprawiasz? - zapytała zdumiona Viola - Musiałeś znowu chodzić po ścianach?
- Wiesz, kochana Violu, że mam do tego wielką słabość - uśmiechnął się do niej uroczo mężczyzna.
Kobieta zachichotała lekko oraz zarumieniła się na twarzy, kiedy on to zrobił. Widać było, że oboje wyraźnie mieli się ku sobie, choć żadne z nich nie umiało powiedzieć tego drugiemu, a już na pewno Viola miała z tym pewne problemy.
- Ja tam, nigdy nie zrozumiem, co w tym wszystkim widzisz, Grant - powiedziała nasza przyjaciółka - Ściany mają może w sobie jakieś piękno, ale moim zdaniem chodzenie po nich jest po prostu dziwaczne.
- Każdy ma jakieś tam swoje słabości. Ja mam słabość do ścian, a ty do Pokemonów robaków - zaśmiał się do niej obiekt jej westchnień.
- Moim zdaniem Grant po prostu wspaniale się wspina na ściany - powiedziała z zachwytem w głosie Dawn.
Clemont zaczerwienił się lekko oburzony tymi słowami i odparł:
- Ja też tak uważam, jednak sądzę, że Grant powinien bardziej na siebie uważać, bo inaczej, jak znowu spadnie na podłogę, to może mu się coś stać, a tego byśmy nie chcieli.
- No nie wiem, czy on by tego nie chciał - zachichotałam po cichu do Asha.
- Grant po prostu wspaniale chodzi po ścianach - pisnęła Bonnie.
- De-de-ne! - zgodził się z nią Dedenne, siedzący jej na głowie.
- Pika-chu! - poparł go Pikachu.
- Owszem, ma do tego talent - poparł zdanie dziewczynki Max.
- Może zmieńmy już lepiej temat - mruknął niezbyt zachwycony tym wszystkim Clemont, z którego głosu wyraźnie biła zazdrość - Odkryłeś coś, Ash?
- Owszem - odpowiedział z uśmiechem mój chłopak - Odkryłem kilka naprawdę istotnych szczegółów, ale opowiemy wam to przy kolacji, bo coś mi mówi, że już na nią pora.
- To prawda, mój drogi chłopcze - rzekł nasz gospodarz - Zapraszam was wszystkich do jadalni. Tam wszystko opowiemy twoim przyjaciołom, a przy okazji spróbujemy się razem zastanowić nad pewnymi sprawami.

***


Przy kolacji opowiedzieliśmy Grantowi oraz reszcie naszej drużyny o tym, co właśnie odkryliśmy, jednak mimo bardzo poważnej burzy mózgów, jaką przeprowadziliśmy z naszymi przyjaciółmi, nie doszliśmy do żadnego, sensownego wniosku. Wciąż bowiem dręczyło nas pytanie, dlaczego komuś tak bardzo zależy na kradzieży tej figurki. Co w niej było takiego, żeby ktoś chciał ją zabrać? Nic nam nie przychodziło do głowy, zaś książę Turner nie umiał w sobie w żaden sposób przypomnieć, czy w wyrwanych kartkach z biografii jego przodka znajdowały się jakieś wzmianki o posążku Lucario.
Nie mogąc nic poradzić w tej sprawie poszliśmy do swoich pokoi, po czym radośnie zasnęliśmy. Los jednak uszykował dla nas na tę noc bardzo nieprzyjemną niespodziankę.
Zostaliśmy obudzeni gwałtownym krzykiem pokojówki, która najpierw zaczęła wrzeszczeć, a potem dobijać się do wszystkich pokoi budząc swego pana i jego gości. Wszyscy narzuciliśmy na siebie szlafroki i wybiegliśmy na korytarz.
- Co się tu dzieje? - zapytałam przerażona.
- Czy może mi ktoś powiedzieć, czemu nas budzą o tej porze? - spytała Bonnie, pocierając sobie dłonią zmęczone oczy.
- To przecież środek nocy - jęknął załamany Clemont, nakładając sobie na nos okulary.
- A może to już jest dzień, tylko ze słońcem coś się stało? - zażartował sobie Max.
Clemont popatrzył na niego uważnie.
- Proszę cię... Jeśli uważasz, że to zabawne, to się grubo mylisz.
Dawn ziewnęła głośno.
- Bardzo jestem ciekawa, co tu się w ogóle dzieje. Czemu pokojówka tak lamentuje?
- Spokojnie, siostrzyczko. Pewnie zaraz otrzymamy odpowiedź na to pytanie - rzekł Ash.
- Pika-pika - jęknął załamany i zaspany Pikachu.
Chwilę podbiegli do nas Alexa i Viola, obie w nocnych koszulach oraz szlafrokach.
- Hej! Wiecie może, co się stało? - zapytał Ash.
- Nie wiemy, ale pokojówka strasznie krzyczy, płacze i mówi, że coś się stało - odpowiedziała mu Viola.
- Książę Turner poszedł z nią, żeby wyjaśnić tę sprawę - dodała Alexa.
Chwilę później przybiegł nasz gospodarz. Na jego twarzy zaś wyraźnie malowało się przerażenie.
- Mon Dieu! To po prostu okropne! Przerażające!
- Ale co się stało? - zapytał Ash.
- Grant... Tam... W tym pokoju.... - jąkał się przerażonym głosem.
- Grant?! - jęknęła Viola, zasłaniając sobie dłonią usta - O Boże! Co mu się stało?
- Leży tam... W tym pokoju... Ranny!
- Ranny?! - krzyknęła przerażona panna Marey - Jak to?
- Ktoś go uderzył w głowę figurką Lucario w głowę. Figurka poszła w drzazgi, a on sam jest ranny.
- O Boże!
Viola zemdlała przerażona w ramiona swej siostry, która zapytała, czy dzwoniono już po pogotowie oraz policję.
- Wysłałem pokojówkę, aby zadzwoniła po jednych i drugich. Niedługo tu będą - odpowiedział Turner.
Rzeczywiście, około kwadrans później pojawiły się wyżej wspomniane służby państwowe. Lekarze szybko zabrali Granta do szpitala, który wciąż nie odzyskał przytomności. Wszyscy się o niego bardzo niepokoiliśmy, a już szczególnie Viola, która płakała i rozpaczała.
- Biedactwo... Moja kochana siostrzyczko... Nie bój się, lekarze ocalą twojego ukochanego - powiedziała Alexa.
- Mojego ukochanego? - oburzyła się lekko Viola, słysząc te słowa - Ja nie rozumiem, o kim ty mówisz, kochana siostruniu.
- A ja myślę, że bardzo dobrze wszystko rozumiesz - zaśmiała się do niej dziennikarka - Powiedz wprost... Kochasz Granta, prawda?
- Ja?! No wiesz ty co?! Jak możesz w ogóle mnie o takie rzeczy pytać.
- Przecież to nie ma powodu do wstydu. Grant to naprawdę super gość i może się podobać.
- No właśnie, Viola - zachichotałam wesoło.
Co prawda nie był to ani czas, ani miejsce na żarty, ale odzyskaliśmy nieco humor, kiedy lekarze nam powiedzieli, iż jego życiu wcale nie zagraża niebezpieczeństwo. Odetchnęliśmy więc z ulgą i mogliśmy teraz nieco się uspokoić. Z tego też względu wzięła nas chętka na dowcipy.
- No to może mi powiesz, kiedy wreszcie ustalicie datę? - zażartowała sobie Dawn.
- Datę czego? - spytała zdumiona Viola.
- No ślubu, oczywiście - zaśmiała się Dawn.
- Właśnie, kochana Violu. Kiedy wreszcie zaprosisz na swoje wesele? Zamawiam sobie pierwszy taniec z panną młodą - zachichotał Ash.
- A ja pierwszy taniec z panem młodym - dodała jego siostra, po czym radośnie przybyli sobie piątkę.
Wszyscy zachichotaliśmy widząc te żarty. Viola natomiast wzięła się pod boki i powiedziała ironicznie:
- Jasne... Żartujcie sobie, proszę bardzo. Ale jeśli Grant wyjdzie z tego cało, to nie spuszczę go już więcej z oka, żeby więcej coś takiego jak teraz już nie miało miejsca.
- Nie wątpię, że zrobisz tak, jak mówisz - zażartował sobie Ash.
Rozmowę przerwało nam nagłe pojawienie się naszego gospodarza w towarzystwie sierżant Jenny. Kobieta właśnie przesłuchała księcia, a teraz chciała zrobić to samo z nami. Niestety, nie widzieliśmy tych ludzi, którzy zaatakowali Granta, co oczywiście uczciwie jej przekazaliśmy. Policjantka wyglądała na wyraźnie zawiedzioną tym, co od nas usłyszała.
- No trudno... Ale w razie czego, gdybyście sobie coś przypomnieli, to powiedzcie mi - powiedziała.
Następnie pożegnała się z nami i wyszła z Zamku Bitew.
- Czy pokojówka widziała, kto napadł na Granta? - zapytał Ash.
Książę rozłożył bezradnie ręce.
- Niestety nie... Jedyne, co widziała, to dwa cienie, które o mało jej nie staranowały - odpowiedział Turner.
- A jak to dokładnie wyglądało? - spytałam.
- Pika-pika? - zapiszczał pytająco Pikachu.
- No więc Grant wyszedł ze swego pokoju z jakiegoś powodu i musiał nakryć złodziei na gorącym uczynku. Nie znam bliższych szczegółów, ale dostał tą figurką Lucario w głowę, która poszła w drzazgi i znokautowała go. Złodzieje natomiast uciekli. Przedtem jednak Grant zdążył krzyknąć, co usłyszała śpiąca niedaleko w swoim pokoju pokojówka. Obudziła się i zaraz poszła sprawdzić przyczynę tego wrzasku i cóż... Złodzieje o mało jej nie staranowali, a ona cała przerażona poszła do pokoju, z którego wybiegli, znalazła Granta, narobiła hałasu i obudziła nas wszystkich.
- Cóż... To bardzo dziwne... Złodziejom zależało na tej figurce Lucario, a potem ją rozbijają? - zdziwiłam się, patrząc zdumiona w oczy Asha - Co ty o tym myślisz?
- Myślę, że powinniśmy pójść spać, bo dzisiaj już nic nie wymyślimy - odparł mój chłopak, głośno ziewając.
- Pika-pika - jęknął zmęczony Pikachu.
Ponieważ nas wszystkich ogarnęło zmęczenie poszliśmy do swoich pokoi, jednak długo czasu minęło, zanim znowu zasnęłam wtulona mocno w mego ukochanego.

***


- No więc dobrze, przemyślmy sobie wszystkie fakty - powiedział Ash następnego dnia, kiedy przechadzał się w stroju detektywa po salonie - Co wiemy?
- Wiemy, że w murach tego zamku znajduje się skarb, a przynajmniej ktoś tak uważa - odezwałam się.
- I ktoś wyraźnie dąży do tego, żeby ten skarb zdobyć i to za wszelką cenę - dodał Clemont.
Ash pokiwał głową i mówił dalej:
- A więc tak... Wiemy również, że coś było w tej figurce Lucario, skoro złodzieje chcieli ją zdobyć.
- Ale włamywacze z jakiegoś powodu rozbili swój drogocenny łup na głowie Granta, który teraz leży w szpitalu pod czujną opieką Violi - dodał Max.
Była to prawda, ponieważ młodsza z sióstr Marey pojechała czuwać nad łóżkiem swojego wybranka, który na szczęście odzyskał przytomność. Viola w południe zadzwoniła do nas i opowiedziała nam, co wie.
- Grant mówi, że wyszedł w nocy do łazienki. Wracając zauważył w jednym pokoju światło latarki. Zajrzał z ciekawości do tego pomieszczenia i przyłapał dwoje złodziei ubranych na czarno. Zaatakował ich, a oni zdzielili go tą figurką po głowie. Na całe szczęście zdążył on krzyknąć, dzięki czemu spłoszył bandytów, a pokojówka przybiegła mu na pomoc.
- Ale nie widział ich twarzy? - zapytał Ash, kiedy Viola zrelacjonowała nam przez telefon całą historię.
- Niestety, nie. Bandyci mieli na sobie kominiarki. Widział tylko ich oczy.
- Rozumiem. No cóż... Opiekuj się swoim przyszłym mężem, bo on jest wart tego - zaśmiał się mój chłopak i puścił jej oczko.
Viola poczerwieniała ze wstydu lekko na twarzy.
- Ech, Ash! Nawet ty musisz sobie kpić z moich uczuć.
- Ja wcale nie kpię, tylko uważam, że wybrałaś właściwego mężczyznę - zachichotał ponownie mój chłopak, po czym odłożył słuchawkę.
Po tej rozmowie poszliśmy wszyscy do salonu i to tam właśnie Ash próbował z naszą pomocą połączyć w jedną, logiczną całość wszystko, co wiedzieliśmy.
- Nie ma co gadać, ta sprawa robi się coraz bardziej poważna - mówił dalej detektyw z Alabastii - Wasza Książęca Mość, proszę nam powiedzieć... Czy w tych brakujących stronach na pewno nie było ani jednego słowa o tej figurce?
Książę już miał powiedzieć to, co mówił nam ostatnio na ten temat, gdy nagle się zatrzymał w pół słowa.
- Niech no pomyślę... Coś mi się zaczyna przypominać - powiedział po chwili, zastanawiając się - Dawno nie czytałem tej książki, bo przestałem brać na poważnie całą historię o skarbie mego pradziadka, jednak zaczynam powoli dochodzić do wniosku, że jest w tym wszystkim chociaż odrobina prawdy? A teraz, gdy mnie o to pytacie, to cóż... Coś mi świta.
Spojrzeliśmy na niego uważnie.
- Proszę mówić - powiedziała Alexa - Wszystko, co pan pamięta, może mieć naprawdę bardzo ważne znaczenie.
Turner zastanowił się przez chwile, po czym powiedział pstrykając palcami:
- Już wiem! Teraz sobie przypomniałem! W tych wyrwanych stronach były wskazówki prowadzące do znalezienia skarbu. Była tam jakaś dziwna rymowanka. Zaraz, jak to szło? Już wiem!

Lucario zaufaj, on wskaże drogę ci
I gdy odnajdziesz już tajne drzwi,
Berłem jego posłuż się, mój przyjacielu,
A odnajdziesz skarb, który szukało już wielu.

Popatrzyliśmy na siebie załamani.
- O matko! Znowu te rymowane wierszyki! - jęknęła załamana Dawn - Kiedy się one wreszcie skończą?!
- Racja! Czy ludzie nie umieją pisać normalnych wskazówek, jak tylko takie do rymu? To się już robi nudne! - dodałam załamanym tonem.
Ash machnął lekceważąco ręką na te słowa i zaczął przechadzając się wraz z Pikachu po czym pokoju.
- To musi mieć jakieś znaczenie, jestem tego pewien... Ale jakie? O co w tym wszystkim chodzi?
Usiadł w fotelu i zaczął myśleć.
- Chwileczkę... Coś mi się przypomina... Clemont! Max! Jak wyglądała dokładniej ta figurka?
- Która? - zapytali obaj jednocześnie.
- Nie udawajcie! Przecież wiecie! Figurka Lucario!
Obaj chłopcy, którzy zdążyli się dobrze przyjrzeć śp. statuetce, a prócz tego posiadali naprawdę fotograficzną wręcz pamięć, (a przynajmniej od czasu do czasu), dlatego szybko przypomnieli sobie jej dokładny wygląd i podali go.
- Jesteście więc pewni, że on miał w dłoni laskę?
- Całkowicie pewni - odpowiedzieli mu przyjaciele.
Ash spojrzał na Turnera.
- Wiem, że tej figurki już nie da się obejrzeć, bo jest roztrzaskana na kawałki, ale proszę mi powiedzieć, czy Wasza Książęca Mość jest pewien, że Lucario miał w dłoni jakąś laskę?
- To nie była laska, mój drogi chłopcze, ale berło mocy. I owszem, miał je w dłoni. Czemu pytasz?
Detektyw z Alabastii radośnie klasnął w dłonie.
- Nie rozumiecie tego? Wszystko jest teraz jasne! Według wskazówek berło Lucario wskazuje drogę do skarbu. Skoro więc złodzieje bez krępacji rozbili figurkę, to może oznaczać tylko jedno. W niej musiało coś być. To dlatego ją ukradli i dlatego potem ją rozbili na kawałki, wykorzystując do tego niestety głowę Granta. Oni tam szukali mapy albo czegoś.
- Myślisz więc, że w figurce była mapa? - zapytałam.
- Właśnie. Podejrzewam też, że musiała ona być w jakieś jej konkretnej części, może właśnie w berle.
- Pika-pika-chu! - zapiszczał zadowolony Pikachu.
Clemont zamyślił się, po czym rzekł:
- Ale wiesz chyba, że w takim wypadku ta mapa musiałaby być dość mała, bo inaczej nie zmieściłaby się w figurce, która sama w sobie też nie posiadała jakieś gigantycznej wielkości?
- Wielkość nie ma żadnego znaczenia - odpowiedział Max - Spójrzcie na mnie. Myślicie pewnie, że niewiele można się po mnie spodziewać, ale mylicie się, bo ja jestem może niski i okularnik, ale jak się rozkręcę...
- To nie ma przebacz! Tak, wiemy! - jęknęliśmy Ash i ja.
- Pika-pika - pisnął załamany Pikachu.


- No dobrze, a więc w tej figurce była mapa. Co zatem teraz zrobią złodzieje, skoro już ją dostali? - zapytała Bonnie.
- Moim zdaniem zaczną natychmiast szukać skarbu - odpowiedziała jej Alexa.
- Albo już to robią - dodała Dawn.
- Zgadzam się z wami. Tylko gdzie oni go będą szukać? Albo inaczej... Gdzie oni go szukają, bo podejrzewam, że już są na tropie - powiedział Ash i spojrzał na księcia - Proszę mi powiedzieć... Jak dalej szły wskazówki?
Turner po chwili namysłu rzekł:
- One szły tak:

Pokój mądrości niech drogę ci wskaże.
Wielkością się nie kieruj, niech twe serce zakaże
Oceniać po wzroście twe poszukiwania.
Pamiętaj, że czasami niski do obdarowania
Więcej posiada darów. A zatem gadania dość.
Zrób rozumowi swojemu całkiem na złość
I szukaj do swego skarbu ciemnej drogi
Tam, gdzie zawiodę cię niskie progi.

- No piękne, kolejne beznadziejne rymy - jęknęła Dawn załamanym tonem - Do tego nic nie można z nich zrozumieć.
- Uważam dokładnie tak samo jak ty, młoda damo - powiedział Turner - Gdybym wiedział, o co w tym wszystkim chodzi, już dawno znalazłbym skarb, ale tej wskazówki nigdy nie mogłem pojąć. Myślę więc, że złodzieje też mogą mieć z tym problemy.
- Niekoniecznie - rzekł zamyślonym tonem Ash - Pokój mądrości, o co tu chodzi?
Zastanawialiśmy się nad tym wszystkim, aż w końcu coś mi przyszło do głowy.
- A może tu chodzi o bibliotekę?
Ash spojrzał na mnie uważnie.
- Co powiedziałaś?
- Biblioteka. No wiesz... To jest pokój pełen książek, a one przecież dają wiedzę, zaś wiedza jest mądrością.
Mój luby uśmiechnął się do mnie radośnie, po czym czule pocałował mnie w oba policzki.
- Sereno, jesteś po prostu geniuszem! Wasza Książęca Mość! Chodźmy do biblioteki!
Poszliśmy tam, po czym zabraliśmy się za poszukiwania.
- Moim zdaniem to właśnie tutaj znajdziemy drogę do podziemi, gdzie według książki ukryty jest skarb - mówił dalej najsłynniejszy detektyw z Alabastii.
- Czyli sugerujesz, że gdzieś tutaj znajduje się jakieś tajne przejście do podziemi? - spytała Dawn.
- Pip-lu-pip? - zaćwierkał pytająco Piplup, patrząc uważnie na Asha.
- Dokładnie tak uważam, siostrzyczko - powiedział mój chłopak.
- Jeżeli chcecie wiedzieć, to ja robiłem już wszystko, co mogłem, ale naprawdę nie znalazłem przejścia - rzekł Turner.
- Być może Wasza Książęca Mość nie wiedział, gdzie szukać - odparł na to Ash - Przyjaciele, szukajmy zatem! Skarb na nas czeka!
To mówiąc nasz lider zacisnął dłoń w pięść i uniósł ją w bojowym geście. Wszyscy zrobiliśmy to samo, a chwilę później z pokeballa Dawn wyskoczył Piplup, który odważnie zapiszczał.
- Hej, mały! Też chcesz mi pomóc w poszukiwaniach? - zaśmiała się do niego jego trenerka.
- Pip-lup-pip! - zapiszczał wesoło mały Pokemon.
Zaczęliśmy dokładnie oglądać całą bibliotekę, dotykać też wszystkich przedmiotów, poruszać je, jak i również pchać ścianę, przesuwać obrazy, zdejmować książki, ale nic to nie dało. Przejścia nie znaleźliśmy.
- Ash, może się jednak pomyliliśmy i to jest inny pokój niż ten, którego nam potrzeba? - zapytałam ze skruchą w głosie.
Mój chłopak pokiwał przecząco głową.
- Nie wydaje mi się. Moim zdaniem to jest właściwe miejsce. Tylko jak otworzyć to przejście?
Nagle usłyszeliśmy jakiś dziwny rumor, jakby coś bardzo wielkiego, ciężkiego i starego spadło na podłogę. Odwróciliśmy się i zobaczyliśmy Piplupa, który to chcąc wyjąć jakąś książkę z jednego regału, upadł razem z nią na podłogę. Książka ta pochodziła z najniżej położonej półki, do której, żeby sięgnąć, trzeba było kucnąć lub nawet położyć się na podłodze.
- Och, Piplup! Czy ty naprawdę nie możesz pięciu minut usiedzieć spokojnie? - zapytała Dawn.
Nagle zamarła ze zdumienia, kiedy jeden regał poruszył się, a po chwili otworzył niczym olbrzymie drzwi, odsłaniając przed nami wielki i ciemny tunel.
- Niesamowite! - zawołałam zachwycona.
- O ja cię piko! - pisnęła Dawn i złapała mocno Piplupa w objęcia - Mój słodki! Jesteś genialny! Znalazłeś tajne przejście!
To mówiąc pogłaskała swojego Pokemona po główce, a ten zaćwierkał radośnie na znak, że również go to cieszy.
- No, to co? Zaczynamy poszukiwania? - zapytała wesoło Bonnie.
- De-ne-ne! - poparł jej decyzję Dedenne.
- Ja jestem za! - rzekł Max.
- A ja mam wątpliwości - powiedział Clemont - Nie wiemy przecież, czy nie zabłądzimy w tym korytarzu, a poza tym złodzieje już dawno mogli wydobyć skarb i z nim uciec.
- Nie siej mi tu defetyzmu, przyjacielu, bardzo proszę - uśmiechnął się do niego Ash.
- Pika-chu! - zapiszczał radośnie Pikachu.
Nasz lider spojrzał na księcia Turnera i zapytał:
- Wasza Książęca Mość nigdy nie znalazł tego miejsca?
- Nie, przenigdy! Nie przyszłoby mi do głowy, żeby ruszać te książki z tej ostatniej, nisko położonej półki - odparł mężczyzna - W końcu to dzieła dotyczące fizyki kwantowej, którą nigdy się nie interesowałem. Poza tym leżą na samym dole i brakowało mi ochoty, abym miał się po to coś schylać. Zresztą ciekawe dzieła są u góry, te u dołu zwykle są mało interesujące.
- No jasne! - zawołałam zachwycona - Pamiętasz te wskazówkę, Ash?! Nie oceniaj po wzroście. O to właśnie chodziło! Żeby nie oceniać książki po tym, w jakiej części regału się znajduje!
- Czyli, żeby nie myśleć stereotypowo, iż na dole regału znajdują się najbardziej nudne książki, które najwięcej są zakurzone, bo nikt ich nigdy nie rusza - zachichotał wesoło Ash.
- To naprawdę niesamowite. Gdyby nie Piplup, to pewnie nigdy byśmy tego nie znaleźli - powiedziała Alexa z radością w głowie.
- No właśnie. A wszystko dlatego, że ta głupia wskazówka jest taka trudna - odparła złośliwie Dawn.
- Wskazówki rzadko kiedy są łatwe, siostrzyczko - zaśmiał się jej brat - Idziemy tam?
- Idziemy! - zawołaliśmy chórem.
Ash popatrzył radośnie na naszego gospodarza i powiedział:
- Niech Wasza Książęca Mość lepiej tu zostanie, my zaś wejdziemy do środka i poszukamy skarbów.
- Zobaczcie! - zawołał Clemont, wskazując na wejście do tajemnego korytarza.
Podbiegliśmy do niego i zauważyliśmy, jak wskazuje na coś palcem. Spojrzeliśmy na to, po czym już wiedzieliśmy, o co chodzi. Na ziemi były odciśnięte w kurzu ślady dwóch par butów.
- Ktoś już wszedł do tego tunelu, ale nie wygląda na to, aby z niego wychodził - powiedział Max tonem znawcy.
Clemont przyjrzał się uważnie śladom.
- Moim zdaniem są one jeszcze świeże. Wnioskuję więc z tego, że co najmniej dwie osoby całkiem niedawno tu weszły i podejrzewam, że nadal są w tunelu.
- Czyli, że możemy się spodziewać spotkania z naszymi złodziejami? - zapytałam.
- Nie można tego całkowicie wykluczyć - rzekł młody Meyer.
Ash poprawił sobie odważnie na głowie czapkę.
- Spotkamy ich czy nie, to i tak tam pójdziemy - powiedział bojowym tonem - Tylko jakie są dalsze wskazówki?
- Pika-pika? - zapiszczał pytająco Pikachu.
Książę Turner rozłożył bezradnie ręce.
- Obawiam się, że ich nie ma. Mój pradziadek liczył chyba na to, że gdy ktoś otworzy to przejście, będzie miał ze sobą mapę - odpowiedział.
- Najwidoczniej tak było - powiedziałam smutno - Na pewno nie ma już żadnych wskazówek?
- Żadnych... Znaczy się jest jedna, ale mówi ona o chwili, kiedy skarb zostanie już znaleziony.
- To nas nie interesuje, przynajmniej na razie - powiedział na to Ash - Trudno, idziemy tam bez wskazówek!
Zaopatrzeni w latarki ja, mój chłopak, Dawn, Clemont, Bonnie, Max i Alexa, a także Pikachu i Piplup zostawiliśmy naszego drogiego gospodarza w bibliotece, a sami weszliśmy do środka tajemniczego tunelu.

***


Minął jakiś kwadrans odkąd opuściliśmy bibliotekę i szliśmy ciemnym korytarzem, którego końca nadal nie było widać. Zaczęłam się już powoli obawiać, że za chwilę zabłądzimy w tym miejscu i co wtedy? Kto wtedy nam pomoże? Podnosiło mnie na duchu jedynie to, że korytarz najpierw zaprowadził nas po schodach w dół, a następnie szliśmy dalej przed siebie cały czas w linii prostej, co wskazywało na to, że możliwość zabłądzenia nie istnieje, przynajmniej na razie, bo przecież mogło się to jeszcze zmienić.
- Długo jeszcze ten tunel będzie tak szedł i szedł przed siebie? - jęknęła załamanym głosem Bonnie - Zaczyna mnie to już męczyć.
- Nikt nie mówił, że poszukiwania skarbu będą łatwe - powiedział Max i zachichotał wesoło.
Dziewczynka spojrzała na niego mało zachwyconym wzrokiem.
- Mądrala się znalazł.
- Spokojnie, dzieciaki. Tylko bez paniki - rzekła do nich spokojnym głosem Alexa - Nie bójcie się. Niedługo dotrzemy na miejsce.
- Mam taką nadzieję. Nie zamierzam spędzić reszty życia na włóczeniu się po tym miejscu - mruknął Clemont.
- Spokojnie, odbijemy to sobie z nawiązką, jak już znajdziemy skarb - uśmiechnął się do niego Ash.
- Pika-chu! - zapiszczał wesoło jego Pokemon.
- Zakładając, że on w ogóle istnieje - mruknął jego kumpel.
Zmęczona zatrzymałam się na chwilę, żeby móc złapać oddech. Wtedy poczułam, jak czyjaś dłoń łapie mnie lekko za kark. Przerażona wrzasnęłam i podskoczyłam w górę.
- Ha ha ha! Ale się dałaś nabrać! - chichotała Dawn.
To ona zrobiła mi ten nieprzyjemny kawał. No cóż, obie lubiłyśmy się ze sobą droczyć i robić różne numery, jednak moim skromnym zdaniem w tym wypadku jej żart był nie na miejscu.
- Głupich żartów ci się zachciało! - mruknęłam ze złością.
- Ale ty masz cykora, szwagerko! - Dawn wprost pękała ze śmiechu.
- Strach to jedno, a zaskoczenie to drugie!
- A ty zaliczyłaś oba naraz!
- Cicho! - skarcił nas Ash, kładąc sobie palec na ustach - Nie krzyczcie tak, bo jeszcze wywołacie jakieś nieszczęście.
Przeprosiłyśmy go i poszliśmy wszyscy dalej. W końcu stanęliśmy na rozstaju dróg. Przed nami ukazały się dwa tunele, z których jeden szedł w prawo, a drugi w lewo.
- No i fajnie! Którędy mamy teraz iść? - spytała Bonnie.
Ash zastanowił się przez chwilę.
- Spróbujmy poszukać śladów naszych poprzedników. Być może oni poszli właściwą drogą - powiedział.
- Pika-pika! - zapiszczał Pikachu.
- Zaczekaj, Ash! - zawołał Clemont - Zapominasz chyba, że istnieje tylko 50% szansy na to, iż oni poszli we właściwym kierunku?
- Właśnie! A drugie 50% szans jest na to, że nasi złodzieje udali się w kierunku zupełnie przeciwnym do tego, którym my powinniśmy iść - dodał Max.
Niestety, to była prawda i Ash musiał to przyznać. Zasępił się zatem bardzo mocno słysząc te słowa, pomyślał przez chwilę i powiedział:
- W takim razie już nie wiem, co mamy robić.
- Ja proponuję, żebyś się natychmiast poddał, kolego! - usłyszeliśmy nagle jakiś bardzo nieprzyjemny, męski głos.
Ash odwrócił się za siebie i gniewnym wzrokiem rozejrzał dookoła.
- Kto to powiedział?! Wyłaź, gdziekolwiek jesteś!
Wówczas do naszych uszu dotarł wredny śmiech, a następnie z sufitu zeskoczyło na ziemię dwoje ludzi. Byli ubrani w mundury podobne do tych, które noszą Jessie i James z tą różnicą, że były one czarne, ale również miały czerwoną literkę R. Światło latarek oświetliło nam lepiej te postacie. To byli mężczyzna i kobieta w wieku prawdopodobnie Alexy. Mężczyzna miał zielone włosy oraz brązowe oczy, z kolei zaś kobieta posiadała długie, złote włosy i oczy koloru fioletowego.
- Kim wy jesteście?! - zawołałam zdumiona i przerażona jednocześnie.
- No proszę, chłopaczku! Widzę, że znalazłeś sobie nową kompanię  - powiedziała kobieta do Asha.
- I jeszcze nową laseczkę. To co? To nie chodzisz już z tą rudzinką? - dodał mężczyzna, patrząc na mnie.
Ash przyjrzał się bardzo uważnie naszym napastnikom i dość szybko ich rozpoznał.
- No proszę! - warknął - Kogo ja widzę?! Butch i Cassidy! Członkowie elitarnych jednostek specjalnych organizacji Rocket. Sądziłem, że od dawna gnijecie w więzieniu!
- Nie ma takiego więzienia, z którego nie wykupiłby nas nasz drogi szef - powiedziała przemądrzałym tonem Cassidy.
- Znasz tych kolesi? - zapytałam zdumiona mego chłopaka.
- A i owszem! Spotkałem ich parę razy, gdy podróżowałem z Misty i Brockiem, a potem z Misty i Traceym. Ci kolesi są równie namolni, co nasz drogi Zespół R.
Butch i Cassidy parsknęli śmiechem, gdy to usłyszeli.
- Mówisz o Jessie i Jamesie? Oni mogą nam najwyżej buty czyścić! - zakpiła sobie złośliwie Cassidy.


- Tak czy inaczej my tu byliśmy pierwsi i ten skarb jest nasz! - zawołał dumnym głosem Butch.
- To wy byliście tymi złodziejami, którzy zaatakowali Granta figurką?! - zawołała oburzonym tonem Dawn.
- Oczywiście, że tak! A wcześniej próbowaliśmy ją ukraść, ale niestety pokojówka nas spłoszyła - odpowiedziała jej Cassidy.
- Ale teraz mamy mapę i chcemy odnaleźć ten diabelski skarb, żeby zanieść go potem naszemu szefowi - mówił dalej Butch - A kiedy tylko usłyszeliśmy wasze głosy w tunelu, zasadziliśmy się na was, aby osobiście dopilnować, żebyście nie wchodzili nam w paradę.
- Przy okazji zabierzemy wam wasze Pokemony.
- Właśnie to miałem powiedzieć, Cassidy!
- Ale ja to powiedziałam pierwsza.
- A ja pierwszy pomyślałem!
- Nieważne! Oddacie nam swoje Pokemony, to my puścimy was wolno.
- Chyba śnicie! - wrzasnął na nich Ash.
- Jesteście naprawdę irytujący! - krzyknęła na nich Bonnie.
- Ne-ne-ne! - poparł ją Dedenne.
- Nie myślcie, że się poddamy! - dodałam bojowym tonem.
- My się nigdy nie poddajemy! - poparł mnie Clemont.
- Będziemy walczyć! - zawołała Dawn.
- Do samego końca! - rzekł Max.
- Pip-lu-pi! - zaćwierkał gniewnie Piplup.
- I nigdy się nie poddamy - zakończyła Alexa.
- Pika-chu! - zapiszczał groźnie Pikachu.
Butch i Cassidy parsknęli śmiechem.
- Jak sobie chcecie - powiedzieli.
- Pikachu, atakuj piorunem! - zawołał Ash.
Pokemon skoczył naprzód i strzelił w stronę swoich wrogów, ci jednak sprawnie się uchylili przed tym ciosem.
- Nieźle, ale nie wiesz jeszcze, na co nas stać! - zawołała Cassidy.
To mówiąc wyjęła ona pistolet i strzeliła nim pociskiem, który szybko przemienił się w sieć, która następnie oplotła Pikachu niczym pnącza.
- Pikachu! - krzyknął przerażony Ash.
Cassidy parsknęła śmiechem.
- Sądziłeś, że będę walczyć z tobą na Pokemony? To już nieco nudne i niemodne. Lepiej stosować nowoczesną technologię!
Ash podbiegł do Pikachu i zaczął się szarpać z krępującą go siecią.
- Nie oddam wam mojego Pikachu! Ani żadnego innego Pokemona!
- Będziesz musiał, jeśli cenisz sobie życie tej swojej uroczej panienki! - mruknął bezlitośnie Butch, po czym wymierzył we mnie z pistoletu, który (jak podejrzewałam) bynajmniej nie strzelał siecią.
Zanim jednak zdążył cokolwiek zrobić, to niespodziewanie wyskoczył przed niego Inkay, który strzelił mu atramentem prosto w jego zarozumiałą twarz. Butch jęknął wówczas i upadł na ziemię. Cassidy spojrzała na niego przerażona.
- Co się tu dzieje?! - zawołała - Co to za sabotaż?!
Chwilę później zza pleców naszych wrogów wyskoczyła trójka bardzo dobrze znanych nam osób, które zaczęły recytować.
- A jak myślisz?! Te dwie niecnoty salonowym krokiem...
- Niosą kłopoty, które nie zmierzysz swym okiem.
- By uchronić świat od dewastacji!
- By zjednoczyć wszystkie ludy naszej nacji!
- Tunelom i konkurencji nie przyznać racji!
- By skarbów dosięgnąć, będziemy walczyć!
- Jessie!
- James!
- Zespół R wiernie walczy w służbie zła!
- Więc poddaj się lub do walki o skarby z nami stań!
- Miau! To fakt!
W jaskini pojawiła się druga grupa naszych przeciwników. Od razu ich rozpoznaliśmy.
- Zespół R! A wy tu skąd?! - zawołał Ash.
- Czy wy zawsze musicie za nami łazić?! - pisnęła oburzona Bonnie.
- De-de-de! - dodał Dedenne, równie wkurzony, co ona.
- Właśnie! Musicie zawsze nam przeszkadzać?! - krzyknęła wściekła Cassidy.
- Kochana, nie denerwuj się tak, bo złość piękność szkodzi - zakpiła sobie z niej Jessie.
- Poza tym podsłuchiwaliśmy waszą ostatnią rozmowę z 009 i wiemy, że szukacie tu na jej polecenie skarbów - dodał James.
- Nie ukrywamy, że jest nam to bardzo nie na rękę, bo sami chcemy dostać te cacuszka w swoje ręce - dokończył Meowth.
- A przy okazji skubnąć tego Pikachu - dodała Jessie.
- No nie! Dwie bandy złodziei Pokemonów naraz! Lepiej już trafić nie mogliśmy - powiedziała załamanym głosem Alexa.
- Spokojnie, te dwie paczki nie żyją ze sobą w zgodzie. Mamy zatem pewną szansę - odparł na to po cichu Ash.
Rzeczywiście, Jessie i James oraz Butch i Cassidy nie pałali do siebie sympatią. Łatwo się było domyślić, że obie te grupy rywalizują ze sobą w łapaniu Pokemonów dla Giovanniego, przy czym jednak ta druga kompania zdecydowanie lepiej sobie radziła.
- Jak nas znaleźliście?! - zapytała zdumiona Dawn.
- To proste, weszliśmy do zamku i poszliśmy tym tunelem chwilę po was - odpowiedział Meowth - Przy okazji ogłuszyliśmy tego staruszka, co to siedział w bibliotece i czekał na was.
- Książę Turner?! - krzyknęłam przerażona.
- Co wyście mu zrobili, dranie?! - wrzasnął Ash, rozwiązując z sieci swego startera.
- Pika-chu! - zapiszczał groźnie jego Pokemon.
- Spokojnie, nic mu poważnego mu się nie stało. Tylko będzie go nieco po tym wszystkim boleć głowa - dodała Jessie.
- Ale lepiej będzie, jeżeli nam oddasz dobrowolnie swojego Pikachu i całą resztę Pokemonów, jakie tylko macie przy sobie - dokończył James.
- Nie ma mowy! Ich Pokemony są nasze! - warknęła Cassidy.
- Właśnie! Okradnijcie sobie kogoś innego! - dodał Butch.


Zespół R zachichotał z kpiną.
- Minęły już czasy, kiedy byliście dla nas konkurencją - powiedział złośliwie James.
- I kiedy szef was tak uwielbiał - dodała równie podle Jessie.
- Bo od ostatniej waszej poważnej misji, gdy wszystko spartaczyliście, nie macie mu się co pokazywać na oczy - zachichotał Meowth.
- Wiesz, że to nie była nasza wina! - wrzasnął oburzonym tonem Butch - To ta przeklęta 009 nas ośmieszyła!
- Celowo nas poniżyła w oczach szefa, żeby pozbyć się konkurencji! - poparła go Cassidy.
- Możliwe, ale już nie jesteście jego pupilkami - zachichotała Jessie.
- Może i nie, ale wy nimi nigdy nie będziecie - odparła jej rywalka, po czym strzeliła do niej z pistoletu, ale nie takiego na sieć, lecz prawdziwego.
Butch również to zrobił, a Zespół R w ostatniej chwili uskoczył przed pociskami.
- Hej! Co to ma znaczyć?! Nie wolno strzelać do nas z ostrej broni! - wrzasnął Meowth.
Rywale Zespołu R zachichotali z kpiną.
- Nudzą już nas te bezsensowne walki Pokemonów. Wolimy od razu przechodzić do sedna sprawy - rzekł Butch.
Obserwowaliśmy to wszystko nie wiedząc, czy mamy uciekać, czy też nie, gdyż co chwila jedno z naszych wrogów, Butch lub Cassidy mierzyło do nas z broni palnej pilnując, żebyśmy pod żadnym pozorem nie ważyli się zrobić tego, co właśnie zamierzaliśmy zrobić. Chwilę później jednak Butch ponownie skierował broń w kierunku Zespołu R.
- Zaczynam was mieć powoli serdecznie dość! - wysyczał przez zęby.
Nie zdążył jednak strzelić, gdyż Ash korzystając z chwilowej nieuwagi przeciwników, skoczył na niego i powalił drania na ziemię. Chcieliśmy mu ruszyć na pomoc, ale Cassidy wyjęła drugi pistolet, po czym wymierzyła go w naszą stronę, z pierwszego wciąż celując do Jessie.
- Nie radzę! - wysyczała złośliwie - Pierwszy, który się ruszy, będzie pluł ołowiem z czoła.
Tymczasem Butchowi jakiś cudem udało się w końcu zrzucić z siebie Asha i dopaść swojej broni, z której wymierzył do mego ukochanego.
- Sprawiasz nam bardzo wiele kłopotów, chłoptasiu! Zbyt wiele! Ale to się niebawem bardzo zmieni! - krzyknął.
Zanim jednak pociągnął za spust usłyszeliśmy wszyscy dziwny szelest, jakby łopot wielu par skrzydeł. Chwilę później z tego miejsca, z którego niedawno przyszliśmy, wyleciało stado Zubatów wyraźnie spłoszonych całą tą strzelaniną, po czym rzuciło się na nas. Przerażeni próbowaliśmy je jakoś odpędzać. Pikachu i Piplup atakowali je swoimi mocami, ale ich było coraz więcej. Jedyne, co mogliśmy teraz zrobić, to uciekać biegnąc szybko przed siebie. Niewiele myśląc zrobiliśmy to. Pędziliśmy tak szybko, jakby zależało od tego naszego życie. Zatrzymaliśmy się dopiero wtedy, kiedy już Zubaty przestały nas ścigać.
- Uff! O mały włos! - powiedział Ash, ocierając sobie pot z czoła.
- Rzeczywiście, mieliśmy sporo szczęścia, że im uciekliśmy - dodałam.
- Pika-chu! - zapiszczał Pikachu, dysząc przy tym ze zmęczenia.
- Gdzie są Butch i Cassidy? - zapytała Alexa, rozglądając się dookoła.
- Mniejsza o nich! Gdzie jest Meowth?! - spytała Jessie.
- I gdzie jest reszta głąbów? - dodał James.


C.D.N.





2 komentarze:

  1. Oooo zaczyna się robić ciekawie. Butch i Cassidy? Nie spodziewałam się tej bezczelnej bandy, więc zaskoczyłeś mnie, drogi autorze. :) Wszystko rozwija się w dobrym kierunku, jednak ciągle dla mnie zagadką jest, kto zaatakował Granta, chociaż zaczynam podejrzewać, że to właśnie nasza urocza dwójka. :)
    Oczywiście nie mogłoby się obyć tutaj bez obecności naszego drogiego zespołu R, który wyraźnie rywalizuje z B&C i jak zwykle doprowadza nas do śmiechu przez łzy. :D
    Ale jednego bym się nie spodziewała, mianowicie skarbu w Zamku Bitew. Bardzo ciekawy motyw i chyba już wiem dlaczego niektórzy zaczęli być tacy łasi na pewne książki i domy. :)
    Jestem bardzo zaintrygowana, jak historia się zakończy i czy nasi przyjaciele finalnie odnajdą ten skarb. I coś przeczuwam wielką bitwę o ten właśnie cel. :)
    Ogólna ocena: 10/10 :)

    OdpowiedzUsuń
  2. Wow! Ty jak piszesz to można siedzieć i siedzieć i czytać

    OdpowiedzUsuń

Przygoda 129 cz. II

Przygoda CXXIX Tytanio, wio! cz. II Lot trwał długo. Ash nie liczył, jak długo, ponieważ odkąd tylko opuścił tak bardzo mu bliskie Gotham Ci...