poniedziałek, 18 czerwca 2018

Przygoda 114 cz. III

Przygoda CXIV

Sekret Palermo cz. III


Jakiś czas później lecieliśmy wszyscy samolotem w kierunku regionu Kalos. Ponieważ nasz środek transportu zatrzymywał się właśnie w mieście Lumoise, to mieliśmy ułatwione zadanie. Potem już musieliśmy tylko udać się do Palermo i zająć się jej sprawą. Co prawda nadal miałam poważne wątpliwości, czy ta kobieta zasługuje na to, aby jej pomagać, ale cóż... Skoro już siedziałam w samolocie, to przecież nie po to, aby się wycofywać i wracać do domu. Poza tym to nie było w moim stylu... Ani tym bardziej w stylu Asha, a przecież obiecałam sobie, że będę go wspierać i zrobię co mogę, aby wrócił do pracy detektywa, a pozostawienie go samego z tym śledztwem jakoś nie było specjalnie budujące ani zachęcające do bycia ponownie detektywem. Dlatego musiałam z nim być i wspierać go, a poza tym Delia dała mi rozmową ze sobą wiele do myślenia, z tego więc powodu czułam jakąś podświadomą potrzebę pomocy Palermo, którą to potrzebę musiałam zrealizować, nawet jeśli wydawała się co najmniej dziwna.
- Słuchaj, Ariano... Ash powiedział mi, że wtajemniczyłaś go nieco w sprawę Palermo, ale nie podał za wielu szczegółów poza tym, iż chodzi o szantaż - powiedziałam podczas lotu do Arii.
Ponieważ byliśmy w miejscu pełnym innych ludzi uznałam, że o wiele lepiej będzie, jeśli będę zwracać się do Arii jej pseudonimem.
- Tak, Sereno. Niewątpliwie mamy tutaj do czynienia z szantażem - powiedziała Aria, patrząc na mnie uważnie.
Rozejrzała się dookoła, jakby chciała się upewnić, że nikt nas nie podsłuchuje, a kiedy już się upewniła, iż bezpieczeństwo naszej rozmowie jest zapewnione, powiedziała:
- Chodzi o szantaż i to naprawdę poważny. Ktoś wysyła do Palermo listy z żądaniem okupu w zamian za zachowanie dla siebie pewnych bardzo kompromitujących dla niej dowodów, które mogłyby zniszczyć jej karierę.
- Hmm... Ciekawe - rzekł Ash i pomasował lekko palcami podbródek.
- Pika-pika - pisnął Pikachu.
- Ciekawe, o jakie materiały chodzi - powiedziałam nieco ironicznie - Pewnie zdjęcia Palermo śpiewającej pod prysznicem. Tak, to zdecydowanie kompromitujące.
Aria spojrzała na mnie ponuro i smutno, mówiąc:
- To nie jest zabawne, Sereno. Tu chodzi naprawdę o szantaż i wiem to z całą pewnością.
- Niby skąd? Palermo z pewnością ci o tym nie powiedziała.
- Nie musiała. Kiedy ją jakiś czas temu odwiedziłam, to ona właśnie czytała jakiś list, który na mój widok szybko odłożyła na biurko i zakryła go pisemkiem. Rozmawiałyśmy, potem niespodziewanie Palermo wyszła w jakieś sprawie i powiedziała, żebym poczekała na nią, a ja z ciekawości zerknęłam na ten list. Ten był co prawda krótki, ale nad wyraz treściwy. Ktoś żądał od Palermo pieniędzy w zamian za zachowanie dla siebie jakieś bardzo dla niej kompromitującej rzeczy. Nie do końca zrozumiałam, o co chodzi, ale z listu wynikało, iż ten list nie był pierwszym listem. Jego autor oznajmiał, że następne zlekceważenie jego gróźb skończy się karą. Nie wiem za bardzo, o co mu chodzi w tej karze, ale wiem jedno... Palermo weszła do pokoju, gdy właśnie czytałam ten list i zawołała wściekle, abym go natychmiast odłożyła, potem zaś zabrała mi list... Chociaż „zabrała“ to nie jest właściwe słowo, ponieważ ona wręcz mi go wyrwała, po czym powiedziała mi, iż to nieładnie czytać cudzą korespondencję. Ja się pytam, o co tutaj chodzi i dlaczego ten człowiek jej grozi i czym jej grozi, ale Palermo oznajmiła, iż nie powinnam się w to mieszać i że to żart jakiegoś debila. Ja na to powiedziałam jej, iż jak na żart jakoś wcale mnie nie bawi i ona też nie wygląda na ubawioną, ale Palermo kazała mi się zająć swoimi sprawami. Dobrze wiem, że powinnam tak postąpić, jednak mimo wszystko jestem zaniepokojona. Palermo ma swoje wady...
- Delikatnie mówiąc - rzuciłam złośliwie.
Aria nie przejęła się tym.
- Palermo ma swoje wady i bywa niekiedy naprawdę niesamowicie wredna... To wszystko prawda, ale przecież pomimo tego Palermo jest moją przyjaciółką, nawet jeśli ona sama za taką się nie uważa. Pomogła mi się wybić, bez niej byłabym nikim. Więc jakie mam prawo ją potępiać? Nie mogę tego zrobić, a co za tym idzie, muszę jej pomóc, nawet jeśli ona sama tego nie chce. Tak postępują przyjaciele.
- Rozumiem - powiedziałam smutnym głosem - W sumie to prawda. Tak właśnie postępują przyjaciele. No, ale do rzeczy, czy wiesz może, kto mógłby szantażować Palermo?
- I czym ją szantażuje? Bo chyba nie nagraniem Palermo śpiewającej pod prysznicem - dodał ironicznym głosem Ash.
Aria rozłożyła bezradnie ręce.
- Ja nie wiem, kto mógłby to zrobić. Wiesz, Palermo nie ma łatwego charakteru...
- Delikatnie mówiąc - rzuciłam, nie mogąc się powstrzymać.
- I praktycznie każdy mógłby chcieć jej dokuczyć albo odegrać się na niej za jej zachowanie, ale kto posunąłby się do szantażu? Nie jestem tego pewna, chociaż chodzi mi po głowie jedno nazwisko...
- Jakie? - spytałam.
- Louis Stuart.
- A kto to taki? - zdziwił się Ash.
- To dawny ukochany Palermo.
Tym razem również mój luby był naprawdę bardzo zdziwiony, gdy to usłyszał i wcale mu się nie dziwię. W końcu kto by pomyślał, że taka osoba jak Palermo mogła mieć chłopaka? Ona nie sprawia wrażenie osoby, która może kochać i być kochaną, a jednak... W każdym razie kiedyś taka była, bo potem stało się z nią to, co obecnie się z nią dzieje.
- To ona miała chłopaka? - zapytał zdumiony Ash.
- Pika-pika? - zapiszczał Pikachu.
- Tak, to dopiero dziwne - dodałam ironicznie - Serio, sama jestem nieźle zdziwiona.
- Wcale nie jestem zaskoczona waszym zdumieniem - powiedział Aria z uśmiechem na twarzy - Domyślałam się, że będziecie zdziwieni, ale cóż... Palermo tak samo, jak my wszyscy była kiedyś młoda...
- To musiało być bardzo dawno - mruknęłam gniewnie.
- Może i dawno, ale było i Palermo miała kiedyś chłopaka - mówiła dalej Aria.
- Wolno wiedzieć, skąd to wiesz? - spytałam - Ostatecznie Palermo nie jest osobą zbyt wylewną i chętną do opowiadania o sobie.
- To prawda, ale przypadkiem podsłuchałam jej rozmowę z Louisem Stuartem. Poszłam wtedy do Palermo w jakieś sprawie i usłyszałam pod drzwiami jej gabinetu ostrą sprzeczkę pomiędzy nimi.


- Skąd wiesz, że to była sprzeczka? - spytał Ash.
- Głosy były podniesione, a do tego Palermo zarzucała Louisowi, że to on z pewnością wysyła jej te listy i jeśli liczy, iż coś na tym zyska, to się myli. Z wymiany ich zdań wynikało jasno, że byli kiedyś parą, tylko potem ich relacje uległy pogorszeniu i zerwali ze sobą. Znaczy wiecie... Prawdę mówiąc takie słowa nie padły, ale czytając między wierszami można się tego domyślać.
- Aha... Czyli nie jesteś tego pewna?
- Pewna może i nie, ale prawie pewna i owszem.
- No dobrze, pomijając już ten aspekt, to powiedz mi, kim dokładniej jest ten Louis Stuart?
- Jest dyrektorem w Liceum Pokemon.
- Tym słynnym Liceum, które to szkoli najbardziej profesjonalnych trenerów? - spytałam zaintrygowana.
- Nie inaczej - odpowiedziała Aria, kiwając lekko głową - Liceum dla każdego trenera, który ma problem ze swoim Pokemonem lub nie czuje się na siłach, aby wygrać Mistrzostwa itd. Tak czy inaczej naprawdę to bardzo dobre liceum i Louis Stuart jest dobrym dyrektorem, a wcześniej był tam nauczycielem, którego uczniowie byli naprawdę z niego bardzo zadowoleni i lubili jego lekcje.
- I sądzisz, że ktoś taki byłby zdolny do bycia szantażystą? - spytał Ash, patrząc uważnie na Arię.
- Nie wiem, ale to jedyny podejrzany, którego obecnie mam.
- Wobec tego chętnie sobie z nim porozmawiam - powiedział Ash, lekko się przy tym uśmiechając - Oczywiście gość nie przyzna się nam, że jest szantażystą, o ile nim jest, ale tak czy siak, jeśli go postraszę, a on jest winien, to jego zachowanie powie samo za siebie.
- Tak, to sama prawda - uśmiechnęłam się delikatnie - Tak za godzinę powinniśmy być na miejscu, a gdy już tam będziemy, to proponuję, abyś poszedł do Louisa Stuarta, a ja przez ten czas spróbuję pogadać z Palermo.
- Chcesz gadać z Palermo? - spytał zdumiony Ash.
- Pika-pika? - zapiszczał zdziwiony Pikachu.
- Tak... Jeśli się podzielimy, to z pewnością szybciej dokonamy więcej rzeczy - powiedziałam z uśmiechem - Poza tym... Jakby to ująć, powinnam się chyba zmierzyć ze swoją przeszłością. Im szybciej to zrobię, tym lepiej dla mnie.
- Poważnie? - spytał Ash, patrząc na mnie ironicznie - Przyznaj się, że po prostu chcesz nawrzucać Palermo i chcesz to zrobić jak najszybciej.
Zachichotałam lekko, nerwowo szczerząc przy tym zęby.
- Jak widzę, talent detektywistyczny cię nie opuszcza, mój skarbie - powiedziałam po chwili.
- To nie tyle talent detektywistyczny, co po prostu znajomość twojej osoby, kochanie - stwierdził ironicznie Ash - Wiem doskonale, czego się mogę po tobie spodziewać i do tego domyślam się, co chcesz zrobić, a do tego sam bym również tego chciał, gdybym był w takiej sytuacji, jak ty.
- Czyli mnie rozumiesz?
- Rozumiem doskonale, bo i ja znam kilka osób, którym bym chętnie  nabluzgał. Ale nieważne. Powiem ci, że możemy zrobić tak, jak mówisz, ale pod warunkiem, iż przy okazji spróbujesz się czegoś dowiedzieć od Palermo.
- Nie ma sprawy. Postaram się od niej przy okazji czegoś dowiedzieć - odpowiedziałam radośnie mojemu chłopakowi - Jako ex-artystka i dawna protegowana Palermo mogę coś od niej wyciągnąć. A więc kiedy ruszamy na trop?
- Im szybciej tym lepiej - stwierdził mój luby.
- Racja - spojrzałam na Arię - Moja droga, załatwisz mi na dzisiaj rozmowę z Palermo?
- Nie ma sprawy. Palermo obecnie siedzi w Lumiose i nigdzie się nie rusza. Wystarczy więc tylko, że do niej zadzwonię i poproszę ją, aby z tobą porozmawiała, a na pewno się do tego zgodzi.
- Tym lepiej. Im szybciej będę to mieć za sobą, tym lepiej.
Chwilę później Lillie przeciągnęła się na swoim miejscu, na którym właśnie sobie drzemała, potem ziewnęła, otworzyła oczy i spojrzała na nas, pytając:
- O czym rozmawiacie, kochani?

***


Około godzinę później wylądowaliśmy na lotnisku w Lumiose, z którego zaraz Aria zadzwoniła do Palermo i powiedziała jej, iż chcę ją widzieć. Kobieta była bardzo zdziwiona tą wiadomością, ale zgodziła się na to i powiedziała, że będzie na mnie czekać.
- Doskonale - powiedziałam - A więc nie każę jej długo czekać. Idę zaraz z nią porozmawiać.
- A ja pójdę pogadać z tym całym Louisem - dodał Ash.
- Pika-pika-chu! - zapiszczał wesoło Pikachu.
- A ja idę z tobą! - dodała Lillie podnieconym tonem - Bardzo chcę zobaczyć Sherlocka Asha w akcji. A poza tym chyba przyda ci się jakaś asystentka do notowania tego, co będzie mówił nasz podejrzany, prawda?
Ash zaśmiał się delikatnie i spojrzał na swoją kuzynkę.
- W sumie przyda mi się drobna pomoc, więc nie ma sprawy. Możesz iść ze mną.
- Och, dziękuję ci, Ash! - zawołała Lillie, rzucając się mocno swemu kuzynowi na szyję i całując go po twarzy - Obiecuję ci, że nie będę ci przeszkadzać, a wręcz przeciwnie, będę bardzo pomocna. Tylko już zawsze tak rób, dobrze?
- Niby co takiego?
- Rozwiązuj zagadki i łap przestępców. I porzuć tę głupią emeryturę. Zrobisz to dla mnie? Dla swojej kochanej kuzyneczki?
Mój luby parsknął śmiechem i gdy Lillie go już puściła, powiedział:
- Powiedzmy, że rozważę tę opcję, jak już będzie po wszystkim. Na razie zajmijmy się sprawą, dla której tu przybyliśmy.
- Racja - powiedziała Aria z uśmiechem na twarzy - No, to ja idę do Centrum Pokemon. Muszę teraz trochę odpocząć, a przy okazji mam swoje własne sprawy do załatwienia. W razie czego znajdziecie mnie w Centrum pod imieniem Ariany.
- Spokojnie, kochana. Będziemy ci meldować o wszystkich postępach w śledztwie - powiedziałam wesoło.
Aria uśmiechnęła się delikatnie i poszła w swoją stronę.
- To co, Ash? Widzimy się później, dobrze? - spytałam wesoło mojego ukochanego.
- W Centrum Pokemon? - zachichotał mój luby.
- Oczywiście. A gdzie indziej?
- A więc do dzieła.
- DO BOJU! - zawołała wesoło Lillie.
- Pika-pika! - zapiszczał Pikachu, machając radośnie łapką.
- Bune-bune! - dodała piskiem Buneary.
Parsknęłam śmiechem, a już po chwili rozdzieliliśmy się i każde z nas ruszyło na swoją część misji.
Ash, jak to już wcześniej wspomniałam, udał się, aby porozmawiać z dyrektorem Liceum Pokemon. Jak na razie był to nasz jedyny podejrzany. W końcu Aria słyszała, jak rozmawia on z Palermo. Choć tak właściwie rozmowę tego nazwać nie było można, a jeśli nawet nią była, to szybko przerodziła się w kłótnię, w której Palermo dała się ponieść emocjom. To było dla mnie bardzo istotne, ponieważ odkąd sięgam pamięcią, ta kobieta zawsze była zimna, opanowana i emanowała spokojem. Rzadko też kiedy się uśmiechała, chociaż w prywatnych rozmowach ponoć nie stroniła ona od uśmiechu. Dlatego postanowiłam z nią porozmawiać w nadziei, że zdołam dowiedzieć się czegoś więcej o anonimowych groźbach. Może Palermo ma podejrzenia wobec konkretnej osoby, która może okazać się autorem tych wiadomości. Przy okazji, tak jak to odgadł Ash, miałam wręcz ogromną ochotę rzucić jej twarz kilka bardzo niemiłych słów i nic nie mogło mnie od tego odwieźć, a że mogłam w tym oto przypadku połączyć przyjemne z pożytecznym, to tak właśnie zamierzałam zrobić.
Nie śpiesząc się dotarłam do domu, będącego celem mojej podróży. Muszę tu wyjaśnić, że tak, jak praktycznie każda osoba ze świata sławy, tak i Palermo posiadała domy w kilku najlepszych miastach w regionie Kalos, a więc i Lumiose (będące nieoficjalną stolicą tego regionu) też musiało zostać zaszczycone posiadaniem przez tę oto sławną osobę jej własnym domem. Nie będę się tutaj rozpisywać nad wyglądem tej rezydencji, powiem więc tylko, że to było miejsce, które dźgało w oczy swoim przepychem.
- No... Jest taki, jak go zapamiętałam - powiedziałam sama do siebie i zapukałam do drzwi.
Otworzył mi lokaj w liberii, ponury i tak sztywny, jakby kij połknął. Zmierzył mnie dość nieprzyjemnym wzrokiem i zapytał, czego chcę.
- Ja do Palermo, oczekuje mnie - odpowiedziałam.
- Pani godność? - spytał lokaj.
- Serena Evans.
- Pani zaczeka.
Lokaj zamknął drzwi i poszedł się upewnić, że mówię prawdę. Chwilę później ponownie mi otworzył i rzekł:
- Pani Palermo oczekuje.
Weszłam do środka, a lokaj zabrał mnie do holu. Tam zaś czekał na mnie asystent Palermo. Przywitał mnie grzecznie, po czym zaprowadził do pokoju swej szefowej. Kiedy tam weszłam, ta stała przy oknie, wpatrując się w dal i rozmawiając z kimś przez telefon. Dość szybko jednak zakończyła połączenie, po czym schowała komórkę do kieszeni swego żakietu i rzekła, nawet mi się nie przyglądając:
- A więc przyszłaś. Jestem zaskoczona. Nie sądziłam, że po tak długim czasie zechcesz się ze mną zobaczyć.
- A jednak zechciałam - odpowiedziałam jej - Ach, gdzie moje dobre maniery? Dzień dobry, proszę pani.
- Witaj, Sereno - Palermo odwróciła się do mnie przodem - Ale nie musisz się zwracać do mnie tak oficjalnie. Dawno już przeszłyśmy na „ty” i nic się w tej kwestii nie zmieniło. W każdym razie nie z mojej strony.
- Cóż... Nie byłam pewna, jak mam się do ciebie zwrócić, w końcu już nie jestem ani twoją protegowaną, ani też artystką.


Palermo obrzuciła mnie szybkim spojrzeniem, wyraźnie lustrując moją osobę od stóp do głów. Pokręciła smutno głową, po czym powoli się do mnie zbliżyła.
- Nie da się tego ukryć. Widzę też, że powróciłaś do swego dawnego, zwyczajnego wyglądu. Charakteru zresztą także, jak wnioskuję ze sposobu, w jaki ze mną rozmawiasz.
- Za to u ciebie zaszły poważne zmiany.
- Niby jakie?
- Sama odbierasz swoje telefony. To dla mnie nowość. Myślałam, że od tego masz swoich pomagierów.
Palermo spojrzała na mnie bardzo groźnym wzrokiem. Najwyraźniej nie spodobały się jej moje słowa, ale nie powiedziała tego słowa.
- Tak, jak mówiłam: wróciłaś do swojego dawnego ja. Innymi słowy, wręcz całkowicie odcięłaś się od tego świata, który kiedyś obie z dumą reprezentowałyśmy.
- Cóż... Miałam powody, aby tak postąpić.
- Doprawdy? - Palermo spojrzała na mnie z wyraźną ironią w oczach - A jakie to były powody? Usiądź proszę.
Spełniłam jej życzenie i odpowiedziałam na zadane mi pytanie.
- A choćby takie, że bardzo rozczarował mnie świat sławy. Podobnie jak i Wystawy Pokemonów. To z ich powodu nie tylko zmieniłam się na gorsze z wyglądu, ale jeszcze z charakteru. Jakby tego było mało, omal nie wykończyłam siebie i swoich Pokemonów. A w imię czego to wszystko?
Palermo zasiadła za biurkiem i przewróciła załamana oczami.
- Ech, Sereno... Gdybym ja się martwiła takimi drobiazgami, to daleko bym nie zaszła. Ani jako producentka, ani też jako Pokemonowa Artystka. Przecież to oczywiste, że aby być najlepszą w tej branży (a także każdej innej), należy ciężko pracować i dawać z siebie wszystko. Sam talent nie wystarczy, aby coś osiągnąć.
- Ale ja stanowczo przesadziłam w tej swojej ciężkiej pracy. Przez nią wylądowałam w szpitalu z wycieńczenia, a to wszystko tylko po to, aby pokonać Shaunę i odegrać się za jej niecne sztuczki. Ano właśnie... Shauna. Nasza rywalizacja w Wystawach całkowicie też zniszczyła naszą przyjaźń. Zmieniłam się na gorsze, ale Shauna jeszcze bardziej. Nie mogłam uwierzyć w to, żeby aby wygrać posunęła się do uśpienia mojego Fennekina. Chęć wygranej była dla niej ważniejsza niż nasza przyjaźń.
- Sereno, pamiętam doskonale, co mówiłaś mi w tej sprawie, a także i to, dlaczego odeszłaś. Powiem ci, że w swojej karierze zetknęłam się z ogromną liczbą Artystek. Jako producent i jako sędzia Wystaw oceniałam mnóstwo występów. Nie pomnę, ile naprawdę utalentowanych dziewcząt i ich prezentacji widziałam, ani ile widziałam też kompletnych porażek.
- Tak, na przykład moją w Coumarine jakieś trzy lata temu...
- Nie oceniaj się zbyt surowo. Nawet nie wiesz, ile wybitnych artystek zaliczyło klapę w swoim debiutanckim pokazie. Nie ominęło to nikogo. Ani Arii... Ani nawet mnie.
- Serio? Chcesz mi powiedzieć, że twój pierwszy występ zakończył się niepowodzeniem?
- Tak, całkowitą porażką. No, ale grunt, to wyciągnąć odpowiednie wnioski, nie poddawać się i iść naprzód. Trzeba wielkiej siły charakteru, aby nie rezygnować z raz obranej drogi. No i oczywiście też odpowiedniej motywacji.
Uśmiechnęłam się lekko do swoich myśli, gdy to powiedziała.
- Tak, to prawda.
Palermo uśmiechnęła się lekko i mówiła dalej:
- Jak już mówiłam, widziałam mnóstwo artystek. Wiele z nich wzięłam pod swoje skrzydła, pomagałam im rozwijać ich umiejętności, aby mogły stać się naprawdę wspaniałe. Najbardziej dumna mogę być z Arii. Jak do tej pory jest niepokonaną Królową Kalos, żaden kolejny finał Wystaw w Klasie Mistrzyń z jej udziałem nie przyniósł mi niemiłej niespodzianki. Zaś moją największą porażką, czyli osobą, która najmocniej mnie zawiodła, jesteś ty, Sereno.
- Naprawdę? Ciekawa jestem, dlaczego tak uważasz, Palermo. Z tego co pamiętam, to zawsze mi mówiłaś, że swoim talentem mogę co najwyżej dorównać Arii, ale jej nie przebiję. A może chcesz powiedzieć coś, czego nie wiem? Czyżbyś dostrzegła we mnie coś, czego nie posiada Aria, a co mogłoby okazać się kluczowe w drodze do zwycięstwa?


- Cóż... To prawda. Talentem mogłaś co najwyżej zająć miejsce Arii, czyli stać się bożyszczem nastolatków, a może nawet i świetną piosenkarką oraz tancerką. Ale czy to naprawdę jest powód do dumy, zwłaszcza, gdy można zajść znacznie dalej? Aria nie chciała i nadal nie chce tego zrobić, dlatego miałam nadzieję, że ty okażesz się mądrzejsza. Widziałam twoją odwagę, upór, determinację, miałaś w sobie ten ogień, który posiadałam i ja w twoim wieku. Gdybyś tylko posłuchała moich rad...
- Nigdy! - zakrzyknęłam gniewnie - Jeśli chcesz wiedzieć, to właśnie twoje wspaniałe rady w dużej mierze przyczyniły się do mojej decyzji o opuszczeniu tego świata. Za żadne skarby świata nie posunęłabym się do takich sposobów, jakie ty mi proponowałaś. Gdybym cię wtedy posłuchała, to straciłabym swoich przyjaciół, rodzinę... A wiesz może, dlaczego bym ich straciła? Bo nie potrafiłabym im spojrzeć w oczy po czymś takim... Samej sobie tym bardziej nie.
Palermo zrobiła pełną ironii oraz sarkazmu minę, tak zresztą dla niej typową.
- Też tak kiedyś myślałam, ale wyzbyłam się swoich słabości. Cena zwycięstwa, choć wysoka, przyniosła znaczne korzyści. Może i tęskniłam niekiedy za przeszłością i za czasami, kiedy byłam niewinna i naiwna, ale musiałam iść naprzód. Jak mówiłam, najważniejsze są siła, determinacja, wyzbycie się słabości i motywacja. No i poświęcenie. Bez tego nie staniesz się ani sławna, ani szanowana. A przez kierowanie się sentymentami, o jakich mówisz, to nigdy nie przerosłabyś Arii. Nawet nie zdołałabyś zająć jej miejsca.
- No, to muszę cię jeszcze mocniej rozczarować, Palermo, bo tak się składa, że bycie Pokemonowi Artystką nigdy... Powtarzam... Nigdy nie było moim największym marzeniem. Tak samo, jak nie była nią chęć zostania Królową Kalos.
Tym razem Palermo była bardzo zaskoczona.
- Skoro tak, to dlaczego w ogóle zaczęłaś brać udział w Wystawach?
- Tak się złożyło, że kiedy wyruszyłam w swoja podróż jako trener Pokemon, nie miałam żadnego konkretnego celu, poza jednym. Każda z towarzyszących bądź spotykanych przeze mnie osób, miała jakieś określone plany. W trakcie wędrówki musiałam znaleźć sobie jakieś zajęcie, ponieważ coraz bardziej martwiło mnie to ciągłe niezdecydowanie. Moich przyjaciół również. Podczas jednego spotkania Shauna zachęciła mnie do zostania Pokemonową Artystką. Oglądając razem z nią jedną Wystawę musiałam przyznać, że mi się spodobała.
- Cóż... Każdy ma różną motywację: jedna osoba chce zostać kimś od dziecka i robi wszystko, aby dopiąć swego, inna zaś poszukuje swego celu, nierzadko próbując różnych zajęć, ale domyślam się, że co innego chcesz mi powiedzieć.
- Zgadza się. Moja mama wbrew mojej woli przygotowywała mnie do roli jeźdźca Rhyhornów. Chciała, żebym pewnego dnia poszła w jej ślady i brała udział w wyścigach. Z braku jakiegoś naprawdę konkretnego planu na przyszłość, brałam udział w tych treningach, ale potem, podczas podróży po Kalos zdecydowałam się zostać Artystką. Widząc, jak wiele radości sprawia ludziom oglądanie każdej z takich wystaw i jak piękne są występy różnych Artystek czułam, że chcę tego spróbować. Marzyłam też, że któregoś dnia zostanę Królową Kalos.
- Jak na razie wszystko wskazuje na to, że to było twoim marzeniem. Powiedz mi, proszę, co w takim razie było twoją motywacją, Sereno? Co inspirowało cię tak mocno, że pragnęłaś sięgnąć po najwyższe trofeum w tej dziedzinie?
- Moją motywacją była chęć uszczęśliwienia tych wszystkich ludzi. Bardzo chciałam, aby każdy występ mój i moich Pokemonów przynosił im radosny uśmiech. Wiem, brzmię jak naiwna idealistka i przez długi czas faktycznie nią byłam, a potem stałam się próżną i pustą osobą. Cieniem dawnej siebie. Ale nawet wtedy najmocniej liczyło się dla mnie to, żeby ludzie byli szczęśliwi. Zwłaszcza moi przyjaciele, a szczególnie... Ash.
Palermo delikatnie się uśmiechnęła, słysząc to imię.
- Ach tak, pamiętam go. To ten chłopiec z Pikachu siedzącym mu na ramieniu. Nie da się ukryć, że zawsze mocno cię dopingował.
- Zgadza się. Jak widzę, dobrze go pamiętasz. Tym lepiej. Będę zatem szczera do końca. To Ash inspirował mnie najbardziej, a także najmocniej wspierał i kibicował mi przy każdym występie. Zawsze mogłam liczyć na swoich przyjaciół, a oni na mnie, ale to Ashowi najwięcej zawdzięczam. Był moim najlepszym przyjacielem. Pierwszym, którego miałam. Poznaliśmy się jeszcze jako dzieci. Uratował mnie, gdy zgubiłam się w lesie. Po latach, kiedy znowu się spotkaliśmy, to dawne uczucie odżyło. Zrozumiałam, że go kocham. Gdy zobaczyłam, że zmienił się przez ten czas, ale nadal jest tym samym odważnym, radosnym i dobrym chłopcem, co kiedyś, to moje serce znów zabiło mocniej.
- A więc to ten chłopak sprawił, że wyruszyłaś w swoją podróż - przerwała mi Palermo - To właśnie on zmotywował cię do tego, żebyś opuściła rodzinny dom i zaczęła drogę prowadząca ku sławie, aby następnie odwieść cię od niej.
- Tak. Po mojej porażce i ośmieszeniu się w Coumarine postanowiłam, że muszę zacząć wszystko od nowa. Postanowiłam, że muszę coś poświęcić, aby mieć większą motywację do działania. Wtedy też ścięłam swoje włosy, zmieniłam strój i zaczęłam nosić wstążkę, którą dostałam od Asha. Innymi słowy, chciałam odciąć się od przeszłości. Kiedy moi przyjaciele zobaczyli, co z sobą zrobiłam, byli w szoku. Nie kryli też swojego rozczarowania. Jedynie Ashowi spodobała się ta zmiana, lecz i on nie był do końca szczery, gdy mówił, że wyglądam uroczo w nowym wyglądzie. Choć był szczęśliwy, że nosiłam wstążkę od niego.
Palermo popatrzyła na mnie z uwagą i po chwili milczenia powiedziała z powagą:
- Widziałam cię wtedy.
- Kiedy? - spytałam.
- Wtedy, na pomoście, w porcie jachtowym, gdzie dokonałaś (jak to ujęłaś) zerwania z przeszłością. Prawdę mówiąc, to spodobała mi się twoja postawa. Dokonałaś bardzo ważnego kroku na swojej drodze zmierzającej do kariery Artystki oraz Królowej Kalos. Także pod tym względem jesteśmy do siebie bardziej podobne niż myślisz.


- Mylisz się... Bardzo się od siebie różnimy.
- Doprawdy?
- O tak... Bo widzisz... Ja zrozumiałam, że popełniłam błąd i w porę się cofnęłam ze złej drogi. Ty zaś dalej w nią brniesz.
Palermo zazgrzytała lekko zębami i złączyła ze sobą palce tak, aby stworzyć nimi piramidę. Przyglądała mi się przez chwilę, po czym rzekła:
- Czyli tak to wszystko wyglądało: zaczęłaś, a później porzuciłaś swoją karierę dla chłopaka. Dla CHŁOPAKA!
Kobieta zerwała się ze swojego miejsca i zaczęła chodzić po pokoju z zamyśloną miną. Trudno było odgadnąć, o czym w tej chwili myślała. W końcu jednak zatrzymała się, stojąc plecami do mnie. Nastąpiła niezręczna cisza,. Sądząc, że Palermo uważa moją motywację za godną pogardy, wręcz za skrajną głupotę i daje mi do zrozumienia, że nie mamy o czym więcej rozmawiać, chciałam już wyjść i tym razem na dobre dać sobie spokój z tą zagadką. Nawet nie zaczęłam rozmawiać na temat sprawy, dla której tutaj faktycznie przyszłam, a już miałam tej rozmowy serdecznie dość. Skoro Palermo aż tak nisko ceni moją osobę i moje powody zakończenia kariery artystki, to może faktycznie nie warto jej w ogóle pomagać. Zanim jednak zdążyłam nacisnąć klamkę, usłyszałam ponownie jej głos.
- Nawet nie wiesz, jak ci zazdroszczę.
Słowa te zostały wypowiedziane cicho, z wyraźnym smutkiem i bólem strasznie kontrastowały z poprzednim, dumnym i znudzonym tonem, jaki na co dzień ma ta kobieta. Dlatego też bardzo zdumiona odwróciłam się do niej i spostrzegłam kolosalną zmianę w jej osobie. Nie widziałam już tej dumnej, bezwzględnej bizneswoman, słynnej producentki, surowej jurorki Wystaw Pokemon. Naprzeciw mnie stała zgarbiona, smutna kobieta, której brzemię lat i trosk aż nadto dało o sobie znać.
- Słucham? - spytałam - Ty mi zazdrościsz? Sądziłam, że uważasz całą moją postawę za szczyt głupoty.
- Jako producentka i ex-Artystka tak. Ale jako kobieta i jako osoba prywatna zazdroszczę ci.
- Niby czego?
- Tego, że nie zawahałaś się walczyć o prawdziwą miłość wtedy, gdy miałaś ku temu okazję. Mając wybór zrobienia wspaniałej kariery, nawet jedynie za pomocą własnego talentu, a uczuciami do ukochanego chłopaka, który też cię kocha, wybrałaś to drugie.
- Tyle tylko, że ja zrobiłam to nawet nie będąc pewna tego, czy Ash odwzajemni moje uczucia. A co by było, gdyby ich nie odwzajemnił?
- Tu nie ma co gdybać. On też już wtedy cię kochał.
- Niby skąd to wiesz?
- Myślisz, że tego nie widziałam? Że nie obserwowałam go, kiedy oglądał twoje Występy? Że nie dostrzegłam, z jak wielkim zaangażowaniem pomagał ci w przygotowaniach? Jak na ciebie patrzył? Kobiety widzą takie rzeczy, zwłaszcza te, które same poznały smak miłości.
To ostatnie zaszokowało mnie mocniej niż wszystko, co dotychczas Palermo powiedziała. A więc jednak Aria miała rację i wcale się jej nie wydawało. Ten cały Louis był kiedyś ukochanym Palermo.
- Chcesz powiedzieć to, co myślę? - spytałam po chwili.
- Tak. Dokładnie tak. Sama będąc szesnastolatką miałam chłopaka. Kochałam go, z wzajemnością zresztą. Byliśmy szczęśliwi, mieliśmy swoje marzenia. On, jak zresztą większość chłopaków chciał wziąć udział w Lidze Pokemon, jednak nie chciał być kolejnym z wielu Liderów Sali. On pragnął stać się autorytetem dla wielu nowych i początkujących trenerów. Chciał przekazać im nie tylko umiejętności bitewne, ale też... czy raczej przede wszystkim pokazać, jak powinna rozwijać się więź pomiędzy trenerem a Pokemonem. Że powinni oboje być partnerami, przyjaciółmi, a nie jedynie panem i wykonawcą poleceń. Mój chłopak wierzył w swoje ideały i był z nich dumny. No, a ja... Ja zafascynowałam się Wystawami Pokemonów. Chciałam spróbować swoich sił, zrobić karierę, zdobyć sławę. Każde z nas rozwijało swoją pasję, ale zaczęliśmy oddalać się od siebie coraz bardziej.
- I co było dalej?
- Miałam szansę stać się prawdziwą gwiazdą. Zdobyłam tytuł Królowej Kalos. Mój chłopak zaś zajął drugie miejsce w Lidze Pokemon, ale był szczęśliwy. Uważał, że dał z siebie naprawdę wszystko, był bardzo dumny ze swoich Pokemonów i uznał, iż może dalej dążyć do swojego głównego celu. Ja jednak nie poświęciłam mu tyle czasu, co wcześniej. Przez swoją pasję nie mogłam być przy nim w momencie, gdy brał udział w finale Ligi. Ale nie to było najgorsze. Wtedy jeszcze mogłam się jakoś wycofać, starać ratować swój związek. On też tego chciał.
- Niech zgadnę... Wtedy właśnie dostałaś niezwykle wielką szansę, na rozwój swojej kariery. Propozycję zagrania w filmie czy coś w tym guście. Zgadłam?
- Tak, dokładnie tak było. Wielka, życiowa szansa. Występować na scenie jako Pokemonowa Artystka to było coś wspaniałego, jednak rola w filmie, w dodatku główna roli, to już znacznie wyższy poziom. Tak mocno związałam się z światem sceny, sławy i uwielbienia fanów, że nie tylko chciałam zatrzymać to wszystko, ale zapragnęłam czegoś więcej. Bo bycie gwiazdą nastolatków jest wspaniałe, ale co rusz znajduje się ktoś nowy. W filmie też, ale gra była warta świeczki.
- Ale twój ukochany nie przyjął tego z takim entuzjazmem jak ty, mam rację?
- Masz rację... Swoją drogą, Sereno, jak na razie doskonale odgadujesz przebieg ówczesnych wydarzeń. Widać, że naprawdę odnalazłaś się jako detektyw.
- Cóż... Owszem, dzięki Ashowi pokochałam rozwiązywanie zagadek kryminalnych, o których wiedziałem wcześniej tylko tyle, co przeczytałam w książkach. Wprawdzie to zawsze Ash rozwiązuje zagadki, ale ja staram się mu pomagać z całych sił, sama jednocześnie się przy tym doskonaląc.
- Moim zdaniem jesteś zbyt skromna. Z tego, co przeczytałam na temat rozwiązanych przez was spraw, a także z moich własnych obserwacji domyślam się, że twój wkład jest znacznie większy niż mi to przedstawiasz.
- Cóż... Ash też cały czas mi to powtarza. Twierdzi, że nieraz zaniżam swój udział w rozwiązaniu sprawy. Twierdzi też, iż to dzięki mnie i moim uwagom bardzo często wpada na właściwe rozwiązanie.
- I mówi to nie tylko dlatego, aby wzbudzić w tobie większą pewność siebie. Jestem pewna, że on naprawdę tak uważa. Traktuje cię jak poważną, równą sobie partnerkę, a nie jedynie asystentkę, zaś twoje uwagi na temat moich wspomnień potwierdzają tylko twoje umiejętności.
- To bardzo miłe, że tak uważasz. Tym razem jednak to nie one grają tu właściwą rolę. Powiedzmy, że sama doświadczyłam czegoś podobnego. To działo się, jak już byliśmy z Ashem parą. Mogłam zrobić karierę, a do tego zawarłam ciekawą znajomość, która by mi to umożliwiła, jednak moje relacje z Ashem i przyjaciółmi zaczęły coraz mocniej na tym cierpieć. Nie tylko omal nie zniszczyłam swojego związku, ale omal też nie straciłam życia. Gdyby Ash wtedy przybył chwilę później... Ale zdążył, a ja (nie bez wsparcia ze strony matki) zrozumiałam, że nie warto niszczyć swojego związku dla sławy. To było moje ostatnie kuszenie, które omal wszystkiego nie zniszczyło.
- Ale oboje wyszliście z tej próby zwycięsko. Staliście się silniejsi, a wasz związek trwalszy. To, co mi powiedziałaś mocno pokrywa się z moją historią. Jesteśmy do siebie bardziej podobne niż myślisz. Ale ja dokonałam złego wyboru. Zawarta przeze mnie znajomość otworzyła mi drogę do świata filmu, a ostatecznie do roli producentki, ale zniszczyła mój związek. Był moment, kiedy mogła się jeszcze wycofać. Mój ukochany, choć czuł do mnie żal, że nie byłam przy nim w ważnej chwili, to nie chciał się tak łatwo poddać. Widział moje wahanie, ale spoglądał na mnie z nadzieją. On w nas wierzył, a ja go zawiodłam.
- Palermo...
- Tak, Sereno. To sama prawda. Odrzuciłam wyciągniętą przez niego dłoń, wymawiając się, że muszę przemyśleć sprawę. I wtedy ten mój nowy znajomy powiedział mi, iż może zagwarantować mi główną rolę, bo jego ojciec był bowiem reżyserem i kierownikiem produkcji owego filmu. Ale w tym świecie nie ma nic za darmo.
- Mogę się domyślić, że to właśnie wtedy po raz pierwszy... Jakby to ująć... Zastosowałaś się do rad, których mi później udzieliłaś.
- Tak było, a gdy to zrobiłam, to nie miałam już odwrotu. Znajomy dotrzymał słowa i zagrałam główną rolę. Później otrzymywałam coraz to nowe propozycje. Moja pozycja rosła, miałam też rzeszę fanów, mnóstwo wpływowych znajomych, pieniądze, co tylko chciałam. Ale straciłam to, co było dla mnie najcenniejsze. Przez bardzo długi czas od rozstania nie widziałam swojego ex chłopaka. Dopiero jakiś czas temu dowiedziałam się, że spełnił on swoje marzenie. Został nie tylko cenionym, ale też i lubianym nauczycielem w Liceum Pokemon, a do tego jeszcze wielkim autorytetem. Wreszcie został dyrektorem tej placówki.
- Aria wspominała mi, że niedawno mieliście okazję porozmawiać, ale dość szybko doszło do kłótni pomiędzy wami.
- Ech, Aria... To naprawdę kochana dziewczyna. Wiesz, jest dla mnie jak córka, którą zawsze chciałam mieć. Prawdę mówiąc, to jest także moją prawdziwą przyjaciółką i powiernikiem. Widząc więc, że coś mnie trapi, postanowiła mi pomóc na własną rękę. Choć ja starałam się udawać, że nie mam żadnych problemów. No i sprowadziła was.
- A więc widziałaś się z Louisem Stuartem?
- Tak. Wezwałam go do siebie, aby się dowiedzieć, czy to nie jest odpowiedzialny za moje problemy. W sumie nie wiem, na co liczyłam, lecz dość szybko w tej rozmowie nam obojgu skoczyły emocje. Ale co poradzić? Tak to już jest, gdy powraca się do smutnej przeszłości i to dawno już dla mnie zamkniętej.
- Mi się wydaje, że może on wciąż ma nadzieje względem ciebie. Żal owszem też, ale nadzieję przede wszystkim.
- Dla mnie jest już za późno Sereno. Gdybym mogła cofnąć czas i nie dopuścić do pewnych sytuacji, to bym to zrobiła. Ale tak się nie da. Teraz zaś muszę zapłacić za swoje błędy.
- Cóż... Nie będę ukrywać, że właśnie w tej sprawie przyszłam z tobą porozmawiać. Aria wspominała mnie i Ashowi o anonimowych listach z pogróżkami. Ktoś żąda od ciebie ogromnej sumy pieniędzy w zamian za milczenie w pewnej sprawie.
- Aria, jak widzę, ma za długi język. Nie powinna nim kłapać na prawo i lewo o moich prywatnych sprawach.
- Po pierwsze, to ona nie kłapie na prawo i lewo o twoich prywatnych sprawach, bo powiedziała o tym tylko mnie i Ashowi. A po drugie, to ona po prostu się o ciebie troszczy.
- Lepiej by zrobiła, gdyby tak skupiła się na wygranej w najbliższej Wystawie. To jej bardziej pomoże niż myślenie o moich problemach.
- Aha... A więc istnieją problemy w twoim życiu?
- Istnieją w życiu każdego. To nieuniknione.
- A problem z tymi anonimowymi listami z żądaniem okupu w zamian za milczenie także istnieje?
- Zgadza się.
- Czyli otrzymałaś niedawno anonimy z żądaniem pieniędzy?
- Tak prawdę mówiąc, to zdarzało mi się już wcześniej otrzymywać anonimowe wiadomości mniej lub bardziej przyjazne, ale nie traktowałam ich poważnie. Teraz jednak autor bądź autorka tych listów zmusza mnie, abym zmieniła swoje nastawienie i zaczęła traktować to wszystko bardzo poważnie. Ta osoba (kimkolwiek ona jest) sprawia wrażenie, że doskonale zna mój wstydliwy sekret. Ba! Ta osoba posiada dowody na jego istnienie. Grozi, że mnie nimi zniszczy, jeśli nie zapłacę jej żądanej przez niej sumy.
- Domyślam się, że w grę wchodzą naprawdę duże pieniądze.
- Owszem. Powiem wprost. Najpierw mój szantażysta wysłał mi list z żądaniem, abym szykowała pieniądze, jeśli nie chcę, żeby mnie ośmieszył. Potem podał sumę, miejsce i termin złożenia okupu, ale nie wzięłam tego na poważnie i cóż... Gość zdenerwował się i wysłał mi kolejne listy. Najpierw jeden z pogróżkami, potem drugi z podniesioną kwotą okupu, a później trzeci, który zawierał dowód na to, że nie żartuje. Potem zaś wysłał jeszcze jeden list ze stwierdzeniem, iż w swej łaskawości daje mi czas na zebranie takiej sumy, bo wie, że w gotówce tyle pieniędzy, ile on żąda nie mam.
- Aha, a więc tak to wyglądało. A jaka to suma?
- Obecnie okup za milczenie wynosi trzy czwarte mojego majątku.
- A wcześniej ile chciał?
- Prawdę mówiąc, to wcześniej drań żądał tylko połowy mego majątku, czyli tyle, ile mam odłożone na kilku kontach bankowych i w gotówce.
- A więc połowę swego majątku masz w gotówce?
- Tak, a drugą stanowią moje wille i wszystko, co się w nich znajduje. I gdybym zapłaciła od razu, zapłaciłabym tylko połowę mego majątku. Ale ja go zlekceważyłam, więc podniósł cenę do trzech czwartych mojego mienia. To wręcz ogromna kwota, lecz autor listu twierdzi, że za uratowania własnej reputacji, to i tak niska cena.
- Bez dwóch zdań, nie tylko chciwy, ale i złośliwy z niego osobnik. Podły łajdak i to bez skrupułów. Ale skąd ta jego pewność siebie? Czyżby faktycznie istniał materiał, który mógłby zniszczyć twoją reputację? Może to tylko blef, ale doskonale stwarzający pozory prawdy?
- Owszem, istnieje taka możliwość, że ten szantażysta blefuje, jednak obawiam się, że tym razem to nie są czcze pogróżki. Ten łajdak w podanych przez siebie wiadomościach czyni aluzje, z których wynika, iż doskonale się orientuje w mojej przeszłości, zwłaszcza tej wstydliwej.


Widziałam wyraźnie, że Palermo nie jest ze mną szczera. Wszak Aria wspomniała, iż w liście, który przeczytała szantażysta wspomina, że wysłał Palermo dowód na to, iż posiada kompromitującą ją rzecz i grozi, że jego cierpliwość się kończy i w ramach kary za zwłokę jest gotów podnieść sumę okupu. Więcej, sama Palermo wspominała przed chwilą o tym, iż przysłano jej dowód na to, że szantażysta nie żartuje. Co to mogło innego oznaczać, jak nie to, iż dostała kopię tego, czym jest szantażowana? Ale cóż... Sama Palermo jednak udawała niepewną w sprawie istnienia owego dowodu, a ja nie zamierzałam pokazywać, że orientuję się w jej kłamstwach. Uznałam, iż łatwiej będzie mi z nią rozmawiać, jeśli nie wyprowadzę jej z równowagi mówiąc, że posiadam taką wiedzę, jaką posiadam.
- Domyślam się, że zakazał ci informowania o tym policji, bo wtedy natychmiast ujawni ów sekret - powiedziałam - Ale nie powiesz mi chyba, że zostałaś z tym całkiem sama. Przecież musisz mieć kogoś bliskiego i godnego zaufania, komu mogłaś się zwierzyć. Ja wiem, że Aria jest taką osobą, ale jej jakoś nie chciałaś mówić zbyt wiele. Ona sama doszła do owej sytuacji i powiadomiła mnie i Asha.
- Szczerze mówiąc, nie chciałam mieszać Arii w moje problemy. To znaczy w innych sprawach i owszem, zwierzałam się jej i w ogóle. Ale tym razem dotyczy to mojej, powiedzmy szczerze, wstydliwej kwestii, do tego mamy tu do czynienia z groźnym przestępcą. Nie chciałam, aby przeze mnie Aria wpadła w jakieś tarapaty. Dlatego nie chciałam jej w to mieszać.
- Ale chyba masz jeszcze jakąś inną, zaufaną osobę?
- Owszem. Mój kolega z branży, a prywatnie dobry przyjaciel, Francis Star. Tak jak i ja, jest on niezwykle znanym producentem, po swoim ojcu odziedziczył wspaniałe przedsiębiorstwo i studio. Można powiedzieć, że oboje wspólnymi siłami rozwijaliśmy swoją karierę. Kiedy jednak nasze drogi się rozeszły, to każde z nas potem działało na własna rękę. Ale wciąż utrzymywaliśmy ze sobą dobre relacje i dość często się widywaliśmy. W młodości był nawet szalenie przystojny i niejedna Artystka czy aktorka straciła dla niego głowę. Swego czasu i ja uchodziłam za urodziwą pannę, więc nie mogłam narzekać na brak mężczyzn u swego boku. Z Francisem jednak byliśmy sobie bardzo bliscy. Ale mimo to wciąż w sercu miałam cierń. Było to coś, co nie pozwalało mi osiągnąć pełni szczęścia. Starałam się odrzucić ten smutek, ale on ciągle powracał.
- A tym cierniem była tęsknota za tamtym chłopakiem, twoją pierwszą miłością?
Palermo już z trudem powstrzymywała łzy.
- Tak. Część mnie wciąż nie mogła o nim zapomnieć. Ta część mnie czuła, że popełniłam straszny błąd, zraniłam go i siebie. Ale wiedziałam, że było już za późno, aby to zmienić. Pozostał tylko żal i wspomnienie, które w chwilach samotności musiałam znosić.
- Wiesz, może zabrzmię znowu jak naiwna idealistka, ale uważam że się mylisz. Nigdy nie jest za późno, a w każdym razie w twoim przypadku. Skoro nadal kochasz swego dawnego ukochanego, a widzę że tak jest, to powinnaś z nim porozmawiać. Z tego co słyszałam o waszym niedawnym spotkaniu i jego reakcji, to wnioskuję, że i on także nadal cię kocha. Oboje daliście się ponieść emocjom, co byłoby niemożliwe, gdyby wasze uczucie było całkiem martwe, bo w takim wypadku tylko zamienilibyście parę słów, powspominali dawne czasy, pożegnali i wszystko. Ale tutaj było zupełnie inaczej.
Palermo parsknęła śmiechem, ale bynajmniej nie złośliwym.
- Kochana Sereno, w innym przypadku pewnie bym znów wyśmiała twoje słowa, ale teraz nie mam zamiaru tak postąpić. Wiem, że życzysz mi jak najlepiej, choć nie żywisz do mnie sympatii, ale nie mam o to pretensji. Wiem, masz prawo czuć się nieprzyjemnie wspominając nasze wcześniejsze relacje oraz „rady”, których ci udzieliłam, ale mimo to okazujesz mi teraz dobre serce i próbujesz mi pomóc. Być może masz nawet rację, ale sama nie wiem jak mam z nim rozmawiać. Tak prawdę mówiąc, to boję się spojrzeć mu w oczy, bo co będzie, jeśli on mnie odtrąci, na co ja zresztą w pełni zasługuję?
- Jeśli nie spróbujesz, to nigdy się tego nie dowiesz. Jeżeli cię odtrąci, to znaczy, że jednak nie kochał cię naprawdę. Jeśli jednak mimo trudności okaże ci zrozumienie i w końcu znajdziecie wspólny język, to wtedy będzie niezawodny znak, że nadal możecie być razem szczęśliwi.
- A jeśli po wcześniejszej kłótni nie będzie chciał ze mną rozmawiać?
- Myślę, że jednak będzie chciał. Inaczej sam nie zrobiłby pierwszego kroku, prawda?
- Masz rację, ale mimo to nadal czuję pewne obawy.
- Wiesz, powiem ci to samo, co kiedyś mi powiedziała pewna osoba, gdy byłam załamana: Nigdy się nie poddawaj, tylko walcz. Jeżeli raz się poddasz, to przegrasz i nic ci już nie zostanie, ale jeśli weźmiesz się w garść i będziesz walczyć o swoje szczęście, to wtedy nie ma takiej siły, która by cię powstrzymała. Wiem, to brzmi jak gadania głupiej idealistki, ale jak dotąd dobrze wychodziłam, postępując zgodnie z tą radą.
- Wiesz, Sereno... Muszę ci powiedzieć, że stałaś się naprawdę mądrą osobą. Pomimo swego młodego wieku posiadasz wręcz ogromną mądrość. Naprawdę, zmieniłaś się od czasu, gdy spotkałyśmy się pierwszy raz. Nigdy się nie poddawaj, tylko walcz... Masz rację, nie mogę się teraz poddać. Ale najpierw muszę zyskać pewność, że mój dawny ukochany nie stoi za tym szantażem.
- Podejrzewasz jego?
- Tylko on przychodzi mi do głowy, ale prawdę mówiąc, to trudno mi jest przyjąć takie coś do wiadomości i mam nadzieję, że to nie on.
- Ale masz wątpliwości w tej sprawie?
- Tak. On w końcu wiedział o mnie najwięcej i ma wciąż do mnie żal za to, że nie jesteśmy już razem. Może więc w swojej urażonej ambicji...
- Sprawdzimy go z Ashem i dowiemy się, czy masz rację.
- Będę wam wdzięczna, jeśli to zrobicie, tylko proszę cię... z najdalej posuniętą dyskrecją. W końcu ja jestem osobą publiczną i nie mogę sobie pozwolić na skandal. A teraz wybacz, ale nie mogę ci poświęcić więcej czasu. Teraz czeka mnie spotkanie z Francisem. Właściwie, to już niedługo ma przybyć, gdyż wspomniałam mu o swoich kłopotach i on ma mi pomóc, a właściwie to już pomaga i musimy omówić pewne sprawy, więc... Sama chyba rozumiesz...
- Rozumiem - powiedziałam, podnosząc się z krzesła - Dziękuję ci, że mogłyśmy porozmawiać. Teraz wiem już co nieco więcej na temat twojej sprawy. Wierze, że razem z Ashem zdołamy rozwiązać tę zagadkę i dorwać twego prześladowcę. Również w sprawach prywatnych ta rozmowa wiele mi dała.
- Mnie również. Czuję, że dzięki temu ogromna część ciężaru, który musiałam dźwigać, spadł mi z serca. Już za samo to jestem ci wdzięczna. Mam też nadzieję, że nie czujesz do mnie takiej odrazy. A co do sprawy, to wierzę, że zdołacie ją rozwiązać. W końcu Sherlock Ash i Serena Watson są naprawdę świetnymi detektywami, którzy rozwiązali już wiele trudnych spraw. Jeżeli więc będziecie chcieli dowiedzieć się czegoś więcej, to zaraz przyjdźcie tutaj. Nie będę przez najbliższy czas opuszczać Lumiose. Masz chyba jeszcze mój numer telefonu?
- Obawiam się, że nie. Widzisz, nie mam już twojej wizytówki. Gdy odeszłam z tej branży, to wyrzuciłam ją.
- Nie szkodzi. To zrozumiałe. Porzuciłaś drogę Artystki i spaliłaś za sobą mosty. Nie mogę mieć do ciebie o to pretensji. Rozumiem, dlaczego tak postąpiłaś. Wobec tego, kiedy będziecie chcieli ze mną pogadać, to dajcie znać Arii. Ona z pewnością zechce wam pomóc w śledztwie, a kiedy będzie potrzeba, to skontaktujemy się ze mną za jej pomocą. Jak mówiłam, ja jestem do waszej dyspozycji.
- Dziękuję. Idę więc porozmawiać z Ashem. Ciekawa jestem, do jakich wniosków dojdzie, jak również i tego, co sam odkrył. Postaramy się jak najszybciej dorwać tego drania, który cię szantażuje.
- Wiem, że wam się uda. Do zobaczenia zatem.
Już miałam wychodzić, kiedy nagle usłyszałam za sobą głos Palermo.
- Sereno?
- Tak?
- To Ash był tą osobą, która powiedziała ci: „Nigdy się nie poddawaj tylko walcz”, mam rację?
- Tak, to był Ash.
- Wiesz... To naprawdę niezwykły chłopak. Nic dziwnego, że tak go kochasz. I nie dziwę się jemu, że kocha ciebie. Dzięki wam mam nadzieję, że i dla mnie zaświeci jeszcze kiedyś słońce. O ile oczywiście osoba, którą podejrzewam nie jest takim draniem, jakim może być.

***


Uzupełnienie pamiętników Sereny - opowieść Asha:
- A więc mówi pan, że nie ma pan pojęcia, kto mógłby szantażować Palermo? - spytała Lillie, patrząc z uwagą na naszego rozmówcę.
Louis Stuart, który to był owym rozmówcą, okazał się człowiekiem wysokim, już prawie całkowicie osiwiały, z delikatnym wąsem, niebieskimi oczami, gładko ogoloną twarzą, a także dość władczo wyglądającym nosem. Był w średnim wieku, miał kilkanaście zmarszczek, ale sprawiał wrażenie zdrowego i chętnego do życia. Ubrany elegancko, choć zarazem skromnie, siedział za swoim biurkiem i wpatrywał się we mnie, Lillie, Pikachu oraz Buneary siedzących przed nim.
- Przykro mi, ale naprawdę nie wiem - odpowiedział na pytanie mojej kuzynki pan Stuart - I bardzo tego żałuję, bo gdybym tego bydlaka dopadł, to bym go normalnie...
To mówiąc zacisnął ze sobą dłonie i zgniótł je mocno na znak, że ten szantażysta, jeśli tylko dostanie się w jego ręce, skończy raczej marnie.
- Nie chcę się wyrażać przy damach, ale w każdym razie na pewno bym mu przyłożył, może być pan pewien, drogi panie Ketchum. I na samym przyłożeniu by się nie skończyło.
- Mogę w to łatwo uwierzyć - zaśmiałem się delikatnie, jednocześnie też uważnie przyglądając się dyrektorowi liceum.
Jego deklaracja o spraniu szantażysty wydawała mi się bardzo piękna, ale również trochę na pokaz. Oczywiście mogłem źle oceniać jego słowa i zachowanie, jednak wolałem zachować czujność. Ostatecznie to mogło być tylko na pokaz, w końcu takie rzeczy też mają miejsce. Ponieważ jednak detektyw nigdy nie ocenia po pozorach, wszelkie uwagi na temat naszego rozmówcy pozostawiłem w sferze domysłów i tylko dla samego siebie.
- Ja wiem, że mogę się panu nie wydawać zbytnio wiarygodny, panie Ketchum, jednak zapewniam pana, iż mówię panu całą prawdę. Nie mam nic wspólnego z tym szantażem, choć Palermo mnie o to oskarżyła, kiedy niedawno ze sobą rozmawialiśmy.
- Wiemy, proszę pana. Panna Aria, która niechcący usłyszała część tej rozmowy, poinformowała nas o tym fakcie - powiedziałem - Podobno pan miałby nawet powód, aby czuć niechęć do Palermo i chcieć ją skrzywdzić.
- Istotnie, mam taki powód, ale nie posuwam się do czegoś takiego, jak szantaż. Zapewniam pana, panie Ketchum, że mówię prawdę.
- A wolno wiedzieć, jaki ma pan powód, aby czuć niechęć do Palermo? - spytała Lillie.
- Pika-pika? - dodał pytająco Pikachu.
- To chyba oczywiste - rzekł Louis Stuart - Ta kobieta porzuciła mnie, zostawiła naszą miłość dla świata sławy i zbrukała to, co nas łączyło w najbardziej obrzydliwy sposób na świecie.
- A w jaki sposób to zrobiła? - spytała Lillie.
Mężczyzna lekko się zmieszał, wziął głęboki wdech i rzekł:
- Wolałbym o tym nie mówić.
- Jak pan chce, ale pragnę zauważyć, że to, co pan przed chwilą powiedział czyni pana podejrzanym - zauważyłem.
- Pika-pika! Bune-bune! - zapiszczeli groźnie Pikachu i Buneary.
- Zdaję sobie z tego sprawę, panie Ketchum, ale nie zrobiłem nic złego, w przeciwieństwie do Palermo.
- Chyba bardzo jej pan nie lubi - uśmiechnąłem się ironicznie.
- A dziwisz mi się, młody człowieku? - mruknął Louis Stuart, którego moje słowa bynajmniej nie ubawiły - Gdyby twoja ukochana zrobiła ci to, co moja zrobiła mnie, to wątpię, abyś pałał do niej innym uczuciem niż pogarda.
- A co takiego zrobiła panu Palermo? - spytałem.
- Zdradziła pana z innym? - dodała Lillie.
Louis Stuart westchnął smutno i wyraźnie przygnębiony tym tematem, który właśnie poruszyliśmy.
- To było coś znacznie gorszego. Coś, czego nie byłem w stanie jej wybaczyć.
- Czy właśnie tym faktem Palermo jest szantażowana?
- Tak. W każdym razie tak mi powiedziała. Ponoć dostała od tego, kto ją szantażuje nagranie z dowodem ukazującym to, co zrobiła.
- Pokazała panu to nagranie?
- Nie, ale opowiedziała, co na nim jest.
- Wobec tego teraz pan musi nam to powtórzyć.
- Nie, młody człowieku. Nie zrobię tego.
Jego sprzeciw bardzo mnie zaskoczył. Spodziewałem się, że będzie raczej chciał pogrążyć Palermo, zwłaszcza, jeśli naprawdę tak mocno go zraniła, jak nam to przedstawił, a tymczasem nie chciał tego zrobić. To było bardzo dziwne.


- Dlaczego? - spytała zdumiona Lillie - Czemu nie chce pan nam tego powiedzieć?
- Ponieważ nie jest to moja tajemnica, tylko Palermo - odpowiedział na to mężczyzna.
- Ale przecież my pracujemy dla Palermo - zauważyłem.
- Pika-pika! Pika-chu! - poparł mnie Pikachu.
- Wierzę, ale skoro Palermo nie uznała za stosowne wam powiedzieć, czym dokładniej jest szantażowana, to ja tym bardziej nie mogę tego zrobić. Bardzo mi przykro, ale Palermo nie upoważniła mnie do przekazywania tej informacji na prawo i lewo.
- Na prawo i lewo?! - lekko oburzyła się Lillie.
- No dobrze, może przesadziłem, ale nie mogę każdemu przekazywać takich faktów.
- I znowu pan przesadza, proszę pana. My to nie każdy. My jesteśmy my, czyli prywatni detektywi pracujący dla Palermo! Nie może pan nas porównywać do każdego!
Louis aż się zaśmiał, widząc oburzenie mojej kuzynki.
- Proszę mi wybaczyć, panienko. Naprawdę nie chciałem cię urazić ani twojego drogiego kuzyna.
- Być może, ale pan właśnie to zrobił - burknęła gniewnie Lillie - Uważa pan, że jesteśmy pleciugami?! Że wypaplamy wszystko, co pan nam powie?
- Nie, ale mimo wszystko...
- Mimo wszystko nie ufa nam pan. Mogę zrozumieć, że nie ufa pan mnie, ale mojemu kuzynowi?! Przecież chyba wie pan, kto to jest?! To sam Sherlock Ash, słynny detektyw! A jeżeli pan nie wierzy, to może się zaraz wylegitymować.
- To niepotrzebne - uśmiechnął się do niej delikatnie dyrektor Liceum - Ja dobrze wiem, kim jest Sherlock Ash. Trudno było nie słyszeć o jego dokonaniach, a zwłaszcza o zniszczeniu organizacji Rocket. Sherlock Ash to z pewnością detektyw wart swojej sławy, ale mimo wszystko muszę prosić, aby tym razem nie naciskał mnie w sprawie sekretu Palermo. To jej i tylko jej sekret, więc ja, chociaż jestem w niego wtajemniczony, nie mogę o nim mówić i tak prawdę mówiąc, to nawet tego nie chcę.
Lillie chciała jeszcze coś powiedzieć, ale nie dopuściłem do tego. Położyłem jej dłoń na ramieniu na znak, że powinna już siedzieć cicho, co ona na szczęście zrozumiała, po czym spytałem:
- Dobrze, wobec tego zadam panu inne pytanie. Czy nie wie pan, kto mógłby żywić naprawdę wielką niechęć do Palermo i byłby na tyle mściwy, aby się na niej mścić w taki właśnie sposób, jak szantaż?
- Prawdę mówiąc, to mógłbym zliczyć na palcach jednej ręki osoby, którym Palermo w ten czy inny sposób się nie naraziła, ale kto z nich byłby zdolny do szantażu? Nie mam zielonego pojęcia.
Uśmiechnąłem się ironicznie, gdyż spodziewałem się po nim właśnie takiej odpowiedzi.
- Jednym słowem Palermo naraziła się wielu osobom, ale trudno wśród nich wyłonić potencjalnego szantażystę?
- Dokładnie tak.
- Cóż... To chyba nie mamy już tu czego szukać. Chodźmy, Lillie. Pora na nas.
Po tych słowach wstałem i wyszedłem z gabinetu dyrektora Liceum, a Lillie, Pikachu i Buneary za mną.
- Myślisz, że to on? - spytała moja kuzynka.
- Sam nie wiem - odpowiedziałem jej - Jego deklaracja spuszczenia manta szantażyście wydawała się trochę sztuczna.
- Taka zbyt patetyczna?
- Właśnie.
- Uważasz, że to on może być szantażystą?
- Może, ale nie jestem tego pewien. Wiem za to, iż jego milczenie w sprawie sekretu Palermo brzmi trochę podejrzanie. Jakby gość chciał coś ukryć i to coś dotyczyło jego osoby. Ale oczywiście mogę się mylić.
- Moim zdaniem nie mylisz się - powiedziała Lillie - Myślę, że to właśnie on jest winien. Zachowuje się co najmniej podejrzanie.
- Wiesz, to jeszcze nie jest dowód winy. A poza tym nie wiemy, czy naprawdę posunąłby się do szantażowania Palermo.
- Ma motyw i to jak widać, bardzo mocny.
- To prawda, ale z drugiej strony, Lillie, czy gdyby był winien, to czy przyznałby się do tego, że ma motyw?
- Sama nie wiem. Może powiedział nam to, bo chciał nas zmylić?
- To możliwe, ale trudno mi jest powiedzieć cokolwiek na pewno w tej sprawie. Tak czy siak chętnie przyjrzę się tej sprawie dokładniej.
- Tylko jak? Jak znajdziemy szantażystę, kiedy aż tylu ludzi nie pała sympatią do Palermo?
- Dobre pytanie i tak prawdę mówiąc, to nie znam na nie odpowiedzi.
Pikachu zapiszczał smętnie, słysząc moje słowa, po czym opuścił on delikatnie łepek w dół. Buneary poklepała go pocieszająco po ramieniu, chcąc go jakoś podnieść na duchu, Lillie zaś pomyślała przez chwilę i nagle cała się rozpromieniła i powiedziała:
- Wiem! Mam pewien pomysł. Przeszukajmy Internet i dowiedzmy się, kto tam najbardziej negatywnie wypowiada się na temat Palermo. Ci, którzy najbardziej na nią nalatują, będą warci dokładnego sprawdzenia.
Uśmiechnąłem się do mojej kuzynki i powiedziałem:
- Wiesz co, Lillie? Widzę, że masz umysł prawdziwego detektywa, a jeśli jeszcze nie, to pięknie się on w tobie rozwija. Twój pomysł bardzo mi się podoba i chętnie go zrealizuję, chociaż mam wrażenie, że osoba, która wypisuje obelgi w Internecie rzadko posuwa się do czegoś tak skrytego jak szantaż. Wiesz, jak to mówią... Growlithe, który dużo szczeka, mało gryzie.
- Pewnie tak, ale nie zawsze tak jest.
- To prawda i dlatego właśnie sprawdzimy to. I nawet wiem już, w jaki sposób.
Pikachu zapiszczał delikatnie i pokazał mi coś na migi.
- Zgadza się, przyjacielu. Właśnie o tym sposobie myślę.

***


Wróciliśmy do Centrum Pokemon, a stamtąd zadzwoniliśmy do domu państwa Hameron. Na szczęście miałem zanotowany ich numer telefonu, bo inaczej ta sprawa byłaby raczej trudna do przeprowadzenia. Minęła minuta od chwili, w której wybrałem numer i zacząłem dzwonić, a potem w ekranie telefonu pojawiła się May. Wyglądała na niezbyt zadowoloną z faktu, że właśnie do niej ktoś dzwoni.
- Ash... Lillie... Coś się stało? - spytała, patrząc na nas uważnie.
- Owszem, stało się i dlatego właśnie dzwonię - odpowiedziałem jej i lekko parsknąłem śmiechem.
Powodem mojego zachowania był ubiór May. Dziewczyna miała na sobie tylko różowe majtki i czarną, męską koszulkę, która wydawała mi się dziwnie znajoma.
- Co cię tak niby bawi? - spytała gniewnie panna Hameron.
- Nic takiego. Nic a nic...
- A przy okazji, masz ładne majtki - dodała Lillie, niemalże dusząc się już ze śmiechu.
May gniewnie pociągnęła koszulkę w dół, aby zasłonić swoją bieliznę i mruknęła:
- Masz jakąś sprawę, Ash?
- A i owszem, mam. Tylko jeszcze chciałbym o coś zapytać.
- O co? Jaki mam kolor stanika? Albo numer butów?
- Nie... Choć to na pewno bardzo interesujące zagadnienia, ale bardziej ciekawi mnie, gdzie jest Gary?
- Gary? I tylko po to do mnie dzwonisz, aby mnie o niego zapytać?
- Nie, jak mówiłem, ja w innej sprawie, ale tak z czystej ciekawości o niego pytam.
- Ciekawość to pierwszy stopień do piekła.
- Być może. A przy okazji, to powiedz mi... Rodziców nie ma w domu?
- Nie, wyszli na kilka godzin. A co?
- Nie, nic... Teraz po prostu wszystko jest dla mnie jasne.
Po tych słowach zacząłem już głośno chichotać, podobnie jak Lillie, Pikachu i Buneary, którzy również załapali, o co chodzi. May zaś spojrzała na nas groźnym wzrokiem i powiedziała:
- Jeśli chcecie się tylko ze mnie wyśmiewać, to...
- Ależ nie! Skądże, May! - zawołałem wesoło, próbując z trudem jakoś zapanować nad śmiechem - Mamy naprawdę bardzo ważną sprawę, tylko... Tak z czystej ciekawości... Jak było?
- Niby gdzie?
- W niebie.
- Nie bardzo rozumiem.
- Myślę, że dobrze rozumiesz - zaśmiałem się - Gary jest u ciebie, co nie? I korzystacie z okazji, iż twoich rodziców nie ma w domu, prawda?
Lillie i Pokemony znowu parsknęli śmiechem, a May spojrzała na mnie groźnie, mówiąc:
- Nie twój interes, jak było!
- Ale jego koszulka jest całkiem wygodna, prawda?
- Owszem, niczego sobie... Ale o co chodzi?!
- Chodzi o to, że mamy sprawę do Maxa. Bardzo nam się przyda jego pomoc. Możesz więc nam go pożyczyć?
- Słucham? - mruknęła May - Mam wam pożyczyć mojego brata?
- Owszem, jeśli tylko to możliwe.
- Nie, to niemożliwe.
- O! A to dlaczego?
- Nie pożyczę wam Maxa, ponieważ słowo „pożyczę“ oznacza, że mi go kiedyś oddacie, a ja sobie tego nie życzę, więc cóż... Bierzcie go sobie na zawsze.
- Jakaś ty hojna - zaśmiała się Lillie - To skoro tak, to czy mogłabyś poprosić go do telefonu?
- Nie, bo nie ma go w domu.
- Aha... No tak. W sumie brzmi logicznie. Przecież nie figlowałabyś z Garym, mając za ścianą swojego brata - zaśmiałem się.
May zarumieniła się lekko i koszulka delikatnie uniosła jej się w górę, znowu odsłaniając jej różowe majtki. Dziewczyna jednak bardzo szybko spostrzegła to, więc mocno pociągnęła za koszulkę, aby nam odebrać jakże uroczy widok.
- Max jest u profesora Bircha. Możesz do niego zadzwonić, na pewno jeszcze tam siedzi. Masz numer profesora?
- Mam. Zaraz do niego zadzwonię. A ty pozdrów ode mnie swojego ukochanego. He he he...
- Strasznie zabawne - mruknęła May i zakończyła z nami rozmowę.
- To co? Dzwonimy do profesora? - spytała Lillie.
- Oczywiście - uśmiechnąłem się - Im szybciej, tym lepiej.
Po tych słowach wybrałem numer do Nicodemusa Bircha, a chwilę później uczony pojawił się na ekranie telefonu.
- Witaj, Ash! Miło cię znowu widzieć! - zawołał radośnie naukowiec.
- Pana również, profesorze - odpowiedziałem mu - Cieszę się, że pana widzę, ale jeszcze bardziej się ucieszę, jeśli zobaczę Maxa. Mam do niego ważną sprawę, a słyszałem od May, że jest u pana.
- Tak, jest u mnie. Zaraz go zawołam. Max, chłopcze! Chodź tutaj, proszę! O, już idzie!
Kilkanaście sekund później miejsce profesorem na ekranie zajął Max. Chłopak wesoło uśmiechnął się, gdy tylko nas zobaczył.
- Ash! Lillie! Pikachu! Buneary! Kochani, jak miło was widzieć! Ash, masz na sobie swój roboczy strój! Czyżbyś pracował?
- Dokładnie tak - uśmiechnąłem się do niego - I z tego właśnie powodu dzwonię do ciebie.
- Super! - Max niemalże podskoczył z radości - A więc to oznacza, że porzuciłeś tę głupią emeryturę?
- Spokojnie, bez pośpiechu! Wszystko w swoim czasie - odparłem na to wesoło - Na razie mam do ciebie bardzo ważną sprawę.
- Co?! Sprawę?! - Max rozpromienił się od ucha do ucha - A więc zamieniam się w słuch.


C.D.N.

Przygoda 129 cz. II

Przygoda CXXIX Tytanio, wio! cz. II Lot trwał długo. Ash nie liczył, jak długo, ponieważ odkąd tylko opuścił tak bardzo mu bliskie Gotham Ci...