Domek na wsi cz. V
Policja zaczęła badać całą tę sprawę i bardzo dokładnie przesłuchała zarówno właścicieli, jak i pracowników stadniny. Okazało się, że parę razy rzeczywiście doszło do sytuacji, w której jakiś koń miewał swoje humorki i zdołał albo zrzucić z siebie jeźdźca, albo też złośliwie go kopnąć lub walnąć łbem, ale to dotyczyło tylko dwóch dość narowistych ogierów, na których ludzie rzadko chcieli jeździć i jedynie tylko kilka osób próbowało z nimi swoich sił, co przypłaciło siniakami i zadrapaniami.
- Nigdy nie dochodziło tutaj do poważnych wypadków - powiedział właściciel - Nie mam pojęcia, dlaczego ludzie opowiadają, że tu dochodziło do ciężkich wypadków, które trzeba było tuszować za pomocą łapówek. To zwykłe brednie. A co do Blanki, to zawsze była bardzo spokojna i pani Ellie pożyczała ją parę razy do jazdy po okolicy i jakoś nigdy dotąd nie doszło tu do wypadku. Nie wiem, co teraz się mogło stać.
- W porządku - inspektor wpatrywał się w niego z uwagą i wyraźnie nie dowierzał słowom właściciela stadniny - Czyli, że nie miałby pan nic przeciwko temu, abyśmy przepadali Blankę?
- Ależ oczywiście - właściciel zrobił gest rękami, który dowodził, że nie zamierza się sprzeciwiać tej decyzji - Róbcie państwo to, co uważacie za słuszne.
Jego słowa zabrzmiały bardzo przekonująco, dlatego też dość szybko doszliśmy do wniosku, że najwidoczniej właściciel stadniny jest całkowicie niewinny, ale i tak policjanci woleli sprawdzić ten trop. Z tego też powodu zabrali Blankę na badanie i przeszukali dokładniej jeszcze raz miejsce, w którym zginęła Ellie, ale niczego nie znaleźli - to znaczy nie znaleźli do czasu, aż Arthur nie wkroczył do akcji. A zrobił to wypuszczając swojego Pokemona, który wyglądał jak spory, czerwony pies o czarnych prążkach i białych dodatkach na sierści.
- Po co ci ten kundel? - zapytał zdumiony jeden z policjantów.
- Jeżeli ten koń jest zdrowy, to nie spłoszyło go byle co - odpowiedział Arthur - Chcę przeszukać z pomocą Mai całą tę okolicę.
- I co się spodziewasz znaleźć? - spytał policjant.
- Coś, co jest w stanie spłoszyć konia - odparł młody lekarz - Coś, co się mogło ukryć w tej trawie i przerazić Blankę. Szukaj, Maju! Szukaj!
Jego wierny pokemoni druh zaczął z uwagą węszyć po całej ziemi z bardzo dużym zaangażowaniem, ale początkowo niczego nie znalazł, aż do chwili, gdy przeszliśmy trochę dalej od miejsca śmierci Ellie i ku naszemu zdumieniu zobaczyliśmy coś, co bardzo nas zaintrygowało. A właściwie dwie rzeczy. Pierwszą z nich był kamień z wyraźnymi śladami krwi. To nas bardzo zaskoczyło.
- Widzicie? - powiedział Artur, wskazując palcem kamień - To dowód rzeczowy w tej sprawie.
- Skąd krew na tym kamieniu? - zapytał zdumiony inspektor.
- Ponieważ to tutaj musiała upaść Ellie - powiedział Ash, z uwagą oglądając kamień za pomocą lupy.
- To by tłumaczyło, dlaczego w miejscu, gdzie ją znaleźliśmy prawie nie było krwi - powiedziała Serena.
- Ale jeżeli Ellie zginęła właśnie tutaj, to dlaczego jej ciało zostało przeniesione w inne miejsce i to nie tak znowu dalekie? - spytałem.
Wszyscy zaczęliśmy się nad tym zastanawiać, a tymczasem Arthur z pomocą Mai dalej przeszukiwał teren, choć nie trwało to zbyt długo, gdyż szybko odnalazł cel swoich poszukiwań, a właściwie nie on, tylko Buneary, która niespodziewanie zaczęła dziko piszczeć, jakby zobaczyła ducha. To jednak nie duch się jej objawił, a jakieś niewielkie, acz groźne stworzenie, na widok którego króliczka zapiszczała i uskoczyła szybko do tyłu. Pikachu prędko do niej podbiegł i od razu strzelił piorunem w kierunku tego czegoś, a zaraz potem z pomocą przybiegła im Maja, która od razu zaatakowała to przerażające coś ogniem. Arthur, Ash i Serena prędko dobiegli do swoich Pokemonów i zaczęli sprawdzać, co też stało się przyczyną tego całego zamieszania. Chwilę potem Arthur podniósł z ziemi coś bardzo długiego i osmalonego.
- Widzicie? - powiedział z satysfakcją w głosie - To żmija!
- A tutaj coś jest, jakby gniazdo z jajami - powiedział Ash, który z lupą w dłoni właśnie klęczał na ziemi i z uwagą oglądał coś w trawie.
- A więc to dlatego moja siostra zginęła... - powiedziała załamanym głosem Leslie - Blanka musiała przebiegać w pobliżu tego gniazda, wtedy żmija ją zaatakowała i Blanka stanęła dęba, a Ellie...
- Zleciała z konia i uderzyła się głową o ten kamień - dokończyłem jej wypowiedź - Tak! Wygląda na to, że tak właśnie było.
- Ale dlaczego wobec tego ktoś potem przeniósł ciało z tego miejsca kilkadziesiąt metrów dalej i dlaczego tak niedaleko? - zapytał inspektor.
Jeden z policjantów przerwał nagle te rozważania mówiąc, że znalazł coś interesującego. Szybko podeszliśmy do niego, a on pokazał nam swoje znalezisko. Był nim mały, kolorowy pierścionek z zielonym kamieniem.
- Co to takiego? - spytał inspektor.
- Wygląda jak pierścionek - odpowiedział policjant.
- I to raczej żeński - dodała Serena.
- Skąd on się tu wziął? - spytał Arthur.
- I do kogo on należy? - dodał Ash.
Przyjrzałem się pierścionkowi i po chwili już wiedziałem, do kogo to należy.
- To pierścionek Guduli. Tej starej Cyganichy.
- Jest pan pewien? - zapytał inspektor.
- Oczywiście. Całkowicie pewien.
- A więc tu była! Musimy ją koniecznie przesłuchać!
Stara Cyganicha jeszcze tego samego dnia została znaleziona przez policję i sprowadzona na posterunek, gdzie policjanci przesłuchali ją bardzo dokładnie. Wrażenie, jakie ten stary babsztyl wywołał wśród stróżów prawa było jednak dalekie od pozytywnego. Powiedziałbym nawet, że sprawiła na nich wrażenie idiotki i to do entej potęgi, ale też osoby raczej nieszkodliwej. Co więcej Gudula przyznała się do tego, że była obecna przy śmierci Ellie i przeniosła jej ciało, ale twierdziła przy tym uparcie, że nic jej nie zrobiła. Powiedziała, że widziała, jak Ellie spada z konia, który przeraził się węża, zlatuje z niego i uderza głową o kamień. Potem Gudula miała podbiec do niej i sprawdzić, czy jeszcze żyje, a kiedy się przekonała, że nie, to wzięła jej ciało i chciała je zabrać do miasteczka, ale przeraziła się słysząc odgłos naszych kroków i moje krzyki nawołujące Ellie, więc puściła ciało i uciekła. Dlaczego się przestraszyła i uciekła? Bo dobrze wiedziała, że jej nie cierpię i jeśli ją zobaczę z ciałem swojej żony, to zaraz ją o coś posądzę. Wolała tego uniknąć, więc rzuciła ciało na ziemię i uciekła. Uciekając potknęła się i upadła, ale szybko się pozbierała i zniknęła między drzewami. To właśnie wtedy zgubiła pierścionek.
Historia wydawała się być podejrzana i bardzo naciągana, ale też mimo wszystko trudno było policji uwierzyć w to, że Gudula zabiła Ellie. Z całą pewnością była stuknięta i odpowiadała za te żałosne próby wystraszenia nas i wyrzucenia z Drozdowego Gniazda (choć do tego też się nie chciała przyznać), to jednak zabicie kogoś z zimną krwią według policji wcale do niej nie pasowało. Ja osobiście uważałem, że z całą pewnością maczała w tym palce i zrobiła to na zlecenie Orsona, ale policja podchodziła do tego podejrzenia z wielką ostrożnością i to większą niż powinna. Dlatego też nie postawiono Guduli żadnych zarzutów i chwilowo puszczono ją wolno, choć policjanci postanowili dla pewności lepiej przyjrzeć się jej i jej działalności.
O tym wszystkim ja i Leslie dowiedzieliśmy się wieczorem jeszcze tego samego dnia, kiedy Ash i Serena przyszli nas odwiedzić i przy okazji też przekazali nam dokładną relację z tego, co Gudula opowiedziała podczas przesłuchania.
- Policja pozwoliła nam być obecna podczas przesłuchania, ponieważ jak widać nasza sława detektywów nawet i tutaj dotarła - powiedział Ash, gdy już zrelacjonował nam wszystko, co wyżej przytoczyłem - Dlatego też wiemy, co ta stara Cyganka wygadywała.
- Zgadza się, a wygadywała chwilami bardzo dziwne rzeczy - dodała Serena.
- Jakie na przykład? - zapytałem.
- Pytała się, czy wierzymy w Boga, a jeśli tak, to czy wiemy, jaki kolor posiada ludzka dusza i czy może ona być zielona.
- Zielona? - zdziwiłem się - A co to znowu za brednie?
- Sami chcielibyśmy wiedzieć - odpowiedziała Serena - Wiesz, Gudula co chwila gadała o ludzkiej duszy. Twierdziła, że widziała duszę Ellie, która powoli opuszczała jej ciało i że ta dusza była w jej oczach zielona i pytała ciągle, dlaczego właśnie zielona i czy to ma związek z ziemią i tym, że z niej pochodzimy i wszyscy w niej wylądujemy?
- Wszyscy za wyjątkiem tych, których skremuje się albo pochowa w morzu - rzuciła złośliwie Leslie.
Nikogo w ten sposób nie rozbawiła.
- Gudula to wariatka lub udaje wariatkę - powiedział Ash - Warto by ją przesłuchać jeszcze raz, ale tym razem bez udziału policji.
- Gudula to jest tylko pionek! - zawołałem ze złością - Czy policja nie widzi, że prawdziwą osobą odpowiedzialną za to wszystko jest ten bydlak Orson?! To przez niego Ellie nie żyje!
- Ale przecież śmierć twoje żony to był tylko nieszczęśliwy wypadek - powiedziała Serena.
- Założę się z tobą o co tylko chcesz, że Orson tak to wszystko sobie zorganizował, aby to wyglądało na wypadek! Jestem pewien, że to Gudula spłoszyła konia celowo, a ten wąż tylko przypadkiem miał tam gniazdo!
- Policja ma przesłuchać Orsona w tej sprawie i dokładnie zbadać ten trop - rzekł po chwili Ash - Dowiedzą się, z kim się ostatnio kontaktował i o czym z tymi osobami rozmawiał. Być może masz rację, a być może nie. Tak czy siak policja sprawdzi wszystkie tropy. Ty zaś póki co bądź spokojny.
- Sam sobie bądź spokojny, Ash! Ellie nie żyje, a ja nie jestem w stanie sobie z tym poradzić! - zawołałem ze złością.
- Musisz zachować spokój i nie robić nic głupiego.
- Łatwo ci mówić. Przecież to nie twoją żonę zabili!
Ash westchnął głęboko i ze smutkiem w głosie powiedział:
- Mimo wszystko spróbuj.
Z trudem opanowałem nerwy oraz zgodziłem się zapanować nad sobą (choć to wcale nie było takie proste), a także nie robić nic głupiego, choć to było jeszcze trudniejsze. Przy okazji obiecałem zachowywać się rozsądnie do czasu wyjaśnienia tej sprawy i nie podejmować żadnych najmniejszych nawet prób rozwiązania zagadki śmierci Ellie. Tę rzecz zostawiłem policji i dwójce dzielnych detektywów amatorów, choć wątpiłem w ich możliwości w tej sprawie.
***
Minęły całe trzy dni od śmierci Ellie, a ja wciąż nie byłem w stanie uwierzyć w to, że już jej nie ma. Bardzo dziwnie się czułem, kiedy nie było jej przy mnie i kiedy nasz dom już nie dźwięczał jej wesołym śmiechem i jej obecność w nim całkowicie zanikła. To było bardzo dziwne uczucie, tak jak i to, że Leslie nagle w jakiś sposób zaczęła się ze mną dogadywać. Jak dotąd ta głupia gówniara czepiała się mnie o byle czego i szukała zaczepki z byle powodu, a teraz ona i ja zaczęliśmy się rozumieć i to w wielu sprawach. Widocznie potrzeba było tragedii, aby do tego doszło.
Policja przez ten czas zbadała dokładnie Blankę i dość szybko odkryła, że nie była chora ani nie objadła się czegoś, co wywołało w niej szaleństwo, więc teoria o tym, że przestraszył ją wąż wydawała się bardzo sensowna. Koń został więc zwrócony właścicielom, a policja dalej badała sprawę, bo wątek, który im zasugerowałem wydał się dość sensowny, w każdym razie na tyle, aby jeszcze nie zamykać sprawy. Do tego też podejrzenia policji względem Orsona wzrosły, kiedy znaleziono martwą Gudulą i to dwa dni po jej przesłuchaniu. Ktoś rozbił jej głowę kamieniem w lesie, uciszając ją na dobre, aby już nic nie powiedziała w tej sprawie.
- Tym razem nie ma żadnych wątpliwości, że to zabójstwo - powiedział Ash, kiedy opowiadał mi o tym zdarzeniu - W świetle tego zdarzenia śmierć Ellie nabiera innego znaczenia. Być może więc miałeś rację, że ją zabito.
- To był wypadek, ale jak widać przez kogoś sprowokowany - dodała Serena, która wraz z mężem prowadziła prywatne śledztwo w tej sprawie - Zabójstwo Guduli tylko potwierdza tę teorię. Chyba jednak miałeś rację, co do Orsona.
- Oczywiście, że miałem rację i mam nadzieję, że policja weźmie ten trop na poważnie - powiedziałem na to dość ponuro - Ellie co prawda mi to nie zwróci, ale zawsze będzie satysfakcja z triumfu sprawiedliwości. Trochę to marna pociecha, jednak chyba lepsza taka niż żadna.
Takimi właśnie słowami próbowałem się podnieść na duchu i tak też pocieszała się Leslie, której zachowanie wyraźnie pokazywało, jak bardzo przeżyła śmierć siostry i jak bardzo jej brakowało Ellie. Zresztą ja też za nią tęskniłem. Aby nas wesprzeć w tej tęsknocie przyjechała do Drozdowego Gniazda moja mama, którą Leslie powiadomiła o śmierci mojej żony. Co prawda jej obecność wcale nie sprawiła mi przyjemności z powodów, które już wcześniej podawałem, ale w takiej sytuacji jakoś potrafiłem tolerować jej osobę w swoim domu. Przyznaję też, że matka mimo wszystko potrafiła podnieść nas oboje na duchu.
- Spokojnie, moi kochani - mówiła moja mama zasmuconym głosem - To wszystko jest rzeczywiście bardzo przykre, ale przecież nie możecie się załamywać. Nie wolno wam się poddawać. Musicie oboje żyć dalej, choć oczywiście nie będzie to łatwe. Musicie to jednak zrobić, bo Ellie bardzo by tego chciała. Nie wolno więc wam się poddawać.
- Ciekawe, że właśnie ty mówisz o tym, aby się nie poddawać, mamo - powiedziałem z kpiną w głosie.
Moja matka załamana opuściła głowę w dół, bardzo dobrze wiedząc, że zasługuje na takie przytyki, po czym westchnęła głęboko i powiedziała:
- Dobrze wiem, że jestem chyba ostatnią osobą, która powinna was w tej sprawie pouczać, ale robię to właśnie z powodu tego mojego błędu, który kiedyś popełniłam. Nie chcę, żebyście wy popełnili podobny. Dlatego też proszę was, abyście się nie poddawali i żyli dalej. Chociaż spróbujcie to zrobić. I oczywiście wspierajcie się nawzajem w każdy możliwy sposób.
- Może być pani spokojna, będziemy się oboje wzajemnie wspierać - powiedziała Leslie.
To samo i ja obiecałem mojej matce, chociaż ta obietnica była dla mnie dość trudna do wypowiedzenia, bo w końcu jak można było wypowiedzieć tę obietnicę tak po prostu, po tym wszystkim, co się stało?
***
Ze względu na tajemniczą śmierć Guduli i moje przypuszczenia policja zaczęła brać na poważnie Orsona jako głównego podejrzanego. Zaczęli też dokładnie sprawdzać, kto ostatnio odwiedzał tego drania w więzieniu oraz z kim ze świata zewnętrznego posiadał kontakt. Ja zaś z jakiegoś powodu poczułem, że muszę się z nim rozmówić. W sumie nie wiedziałem, czego po takiej rozmowie mogę się spodziewać, bo przecież chyba nie tego, że łajdak przyzna się do tego, co zrobił. Ale chciałem wiedzieć, co mi powie. Czułem, że jego reakcja powie mi bardzo wiele.
Załatwiłem więc sobie możliwość rozmowy z Orsonem, co udało mi się dość łatwo. Gdy już więc załatwiłem sobie widzenie z tym łajdakiem, to poszedłem do więzienia i przeszedłem do pokoju widzeń wraz z Ashem i Pikachu, którzy uparli się, aby mi towarzyszyć. Chwilę później strażnicy wprowadzili Orsona i posadzili go na krześle przy stole naprzeciwko mnie. Ash stał w kącie pokoju i z uwagą obserwował to wszystko, podobnie jak i stojący przy drzwiach strażnik. Pikachu zaś siedział wygodnie na ramieniu swego pana i cały czas czuwał, gotów uderzyć w Orsona piorunem, gdyby ten próbował mnie zaatakować.
- No proszę, kogo ja tu widzę? - zapytał z kpiną w głosie Orson - Mój drogi przyjaciel Roger. Co cię sprowadza do mojego zacisza?
- Dobrze wiesz, dlaczego tu przyszedłem. Policja musiała powiedzieć ci o moich podejrzeniach względem ciebie - odpowiedziałem mu.
- Tak, coś mi się już obiło o uszy - zachichotał podle Orson, nie kryjąc przy tym satysfakcji - Ktoś podobno sprzątnął tę twoją laleczkę i policja podejrzewa, że to ja.
- A to byłeś ty? - spytałem.
Słysząc moje pytanie Orson parsknął śmiechem i powiedział:
- Nawet gdybym to był ja, to chyba nie myślisz, żebym ci się do tego przyznał.
- A więc to twoja robota?
- Uwierz mi, stary. Bardzo chciałbym ci teraz powiedzieć, że to ja za to odpowiadam, ale niestety muszę cię rozczarować. To nie ja. Liczę jednak na to, że policja prędko się tego dowie. Chciałbym wiedzieć, do kogo wysłać list z gratulacjami.
Wściekle złapałem go za jego więzienny ciuch, przyciągnąłem jego twarz do swojej i zawołałem:
- Gadaj, kogo wynająłeś, żeby zabił moją żonę!
- Już nie pamiętam, kto to był. Może Bonnie i Clyde?
Uderzyłem go pięścią z całej siły w twarz. Zrobiłbym to jeszcze raz, gdyby nie Ash, który złapał mnie od tyłu i odciągnął od tego bydlaka. Prócz tego strażnik pomógł wstać Orsonowi (masującemu sobie właśnie obolałą szczękę) i powiedział:
- Dobrze, już wystarczy! Koniec widzenia!
- Jeszcze pożałujesz! Zobaczysz! Znajdziemy dowody przeciwko tobie i dostaniesz dożywocie!
- Gadaj zdrów, przybłędo! Nic na mnie nie masz i nie będziesz mieć! - zawołał ze złością Orson.
Wyszliśmy z sali widzeń, a następnie skierowaliśmy się ku wyjściu z więzienia.
- Widzisz, Ash? To jednak on! - zawołałem z satysfakcją - To on zlecił zabójstwo Ellie! Praktycznie się do tego przyznał!
- Wyciągasz zbyt daleko idące wnioski, przyjacielu - powiedział na to Ash bardzo spokojnym tonem - On wcale się do niczego nie przyznał. Kpił tylko z ciebie, aby cię sprowokować i czerpać z tego satysfakcję.
- I niestety to mu się udało - powiedziałem zły sam na siebie - Wybacz mi, Ash. Dałem się podejść jak dziecko.
- Spokojnie, jeszcze nie wszystko stracone - rzekł wciąż spokojny Ash - Wystarczy tylko poszukać dokładniej i znajdziemy zabójcę.
- Sądzisz, że to Orson?
- Nie sądzę. Wyglądał na bardzo zdziwionego, kiedy powiedziałeś mu o śmierci Ellie.
- Mógł przecież udawać. To prawdziwy aktor z powołania. Potrafił się tak dobrze zgrywać, że gdyby nie twarde dowody, to sąd nigdy by go nie skazał.
- Być może, ale jeszcze nie mam pewności, czy to on stoi za śmiercią Ellie. Równie dobrze może tu chodzić o kogoś innego.
- Ale o kogo?
- Jeszcze nie wiem. Ale dowiem się tego.
Wyszliśmy z budynku więzienia, przed którym czekały już na nas Serena i Leslie. Obie rozmawiały o czymś z wielkim zainteresowaniem, ale gdy tylko nas zobaczyły, to zaraz przerwały swoją dyskusję i spojrzały w naszą stronę.
- I jak wam poszło? - spytała Serena.
- Bune-bune? - zapiszczała stojąca tuż przy niej Buneary.
- Tak sobie - odpowiedział ponuro Ash.
- Orson udawał, że o niczym nie wie - dodałem równie ponuro - A Ash sądzi, że może mówić prawdę.
- Więc jeśli nie on, to kto? - spytała Leslie.
- To na pewno on, bez dwóch zdań - powiedziałem - Trzeba go tylko odpowiednio przycisnąć i wtedy...
- Jak na razie obejdzie się bez ściskania - przerwał mi Ash - Ja tam wolę bardziej wysublimowane metody działania.
- To znaczy jakie? - zapytała Leslie.
- Różne, ale głównie opierające się na sztuce dedukcji - odpowiedział jej Ash - Zobaczycie jeszcze, że te metody są bardzo skuteczne.
- Wcale w to nie wątpię - rzuciła trochę złośliwie moja szwagierka, po czym wyjęła z torebki perfumy i popsikała się nimi - Kiedy wydadzą ci ciało Ellie, Roger? Trzeba by wreszcie przeprowadzić pogrzeb.
- Tak, to już właściwa pora - odpowiedziałem jej - Ale policja jeszcze tam przeprowadzić jakieś swoje procedury i trochę to chyba potrwa. A co? Tak ci się spieszy, aby ją pochować?
- Nie, tylko że... Wolałabym już mieć to za sobą - wyjaśniła Leslie.
- Właściwie to ja też - stwierdziłem ponuro.
Serena spojrzała z uwagą na Leslie z uwagą, jak ta chowa perfumy do swojej torebki i spytała:
- Co to za perfumy?
- „L’Amore“. Ellie też takich używała. Tylko nie myślcie sobie, że to są jej perfumy. Te sama sobie kupiłam za kieszonkowe, które dostawałam od Ellie.
- Znam tę markę. Nie używają piżma, więc nie kicham jak opętana, gdy je wącham. Ale to dość droga marka.
- Za to warta swojej ceny.
- Ale trochę sobie musiałaś na nie odkładać.
- Tak, ale mi się udało.
Chwilę później Leslie dostrzegła przechodzącą ulicą swoją koleżankę i jej chłopaka, którzy wesoło do niej pomachali, a moja szwagierka zaraz nas przeprosiła i mówiąc, że wróci później do domu podeszła do nich i od razu zaczęła z nimi rozmawiać.
- Niezła z niej kłamczucha - powiedziała po chwili Serena.
- Dlaczego tak sądzisz? - zdziwiłem się.
- Bo kłamie jak z nut - odpowiedziała mi Serena - Ellie opowiadała mi o niej trochę i dobrze wiem, że nigdy nie dostawała od niej zbyt wysokiego kieszonkowego, a prócz tego zawsze wszystko prędko wydawała hulając z kumpelami po barach. Niby kiedy więc miałaby odłożyć na te perfumy?
Ash zastanowił się nad tym zagadnieniem, lekko masując sobie przy tym podbródek. Pikachu zaś z uwagą przyglądał się odchodzącej w swoją stronę Leslie.
- To rzeczywiście dość podejrzane - powiedział po chwili Ash - Warto by się temu lepiej przyjrzeć.
- Zaraz, chwileczkę! - przerwałem im ten wywód - Czy wy sugerujecie teraz, że moja szwagierka coś kombinuje?
- Tak i to może mieć związek ze śmiercią Ellie - odpowiedziała Serena - Lepiej się mieć na baczności.
- Skoro tak mówicie - powiedziałem, całkowicie załamany - Choć jest mi trudno w to uwierzyć, ale też prawdę mówiąc, po tym wszystkim, co się stało jestem gotów uwierzyć nawet w to, że Ellie zabili kosmici.
- Wątpię, to raczej robota człowieka z krwi i kości i już my go dla ciebie znajdziemy - powiedział Ash.
- Mam nadzieję, że wam się to uda - odparłem ponurym głosem.
Cała ta sytuacja dobijała mnie z każdą chwilą coraz bardziej i coraz gorzej się z tym wszystkim czułem.
***
Następny dzień nie przyniósł nam niczego dobrego, a tylko kolejne problemy i trudności. Słusznie powiedziała Serena, że trzeba się mieć na baczności, ale niestety chyba powiedziała to niewłaściwej osobie. Trzeba było to powiedzieć Leslie, a nie mnie. Chociaż to było raczej niemożliwe do przeprowadzenia, bo moja szwagierka wróciła do domu bardzo późno w nocy. Prócz tego bardzo zmęczona i jakoś nie chciała z nikim rozmawiać, a już najmniej ze mną, co też jawnie mi okazała wtedy, kiedy próbowałem ją zagadać. Co prawda bardzo chciałem z nią wtedy porozmawiać, ale matka odradziła mi to.
- Daj spokój, Roger - powiedziała - Teraz nie ma co z nią rozmawiać. Jest zbyt zmęczona, a do tego chyba jest pijana. Lepiej niech się wyśpi i może wtedy będziecie mogli spokojnie porozmawiać. Teraz i tak niczego z niej nie wydobędziesz.
Przyznałem jej rację i postanowiłem pogadać sobie z Leslie dopiero następnego dnia, ale ten następny dzień był po prostu przygnębiający. Leslie zjadła prędko śniadanie i zaraz wyszła, a więc znowu nie było możliwości, aby się z nią rozmówić, choć tak przy okazji też już więcej się ona nie miała pojawić, gdyż tak jakieś kilka godzin później zadzwonili do mnie policjanci, którzy prowadzili śledztwo w sprawie Ellie i przekazali mi przerażającą wiadomość. Okazało się, że znaleziono Leslie martwą w lesie. Ktoś ją tam udusił i porzucił bez życia między drzewami. Musiałem przyjść rozpoznać ciało, co rzecz jasna zrobiłem. Przyszedłem, zobaczyłem i potwierdziłem, że to rzeczywiście było ciało Leslie. Jej szyję zdobiły wielkie ślady siniaków. Oczywiście dobrze wiedziałem, czyja to jest sprawka.
- Orson! To znowu on! To wszystko jego robota! - wołałem ze złością do matki, chodząc wściekle po salonie, gdy już wróciłem do domu - Widać moja wizyta w więzieniu go tak bardzo przestraszyła, że postanowił pozbyć się Leslie! I w ten właśnie sposób pozbył się jedynej osoby, która mogła coś wiedzieć w tej sprawie.
- A więc sądzisz, że Leslie była w to wszystko zamieszana? - spytała moja matka.
- No oczywiście. Już Ketchumowie coś podejrzewali w tej sprawie, o czym ci wczoraj mówiłem. Z tego powodu chciałem z nią porozmawiać, ale nie zdążyłem tego zrobić.
- Wiem, ale z drugiej strony zastanawia mnie, co niby chciałbyś w ten sposób osiągnąć - powiedziała matka - Jej przyznanie się do winy?
- Sam nie wiem. To chyba była taka wiesz, nadzieja tonącego, który się brzytwy potrafi schwytać - odpowiedziałem - A teraz i tak się już niczego od niej dowiem.
Chwilę później rozległo się głośne pukanie do drzwi. Otworzyłem je i zobaczyłem, że w progu stoją Ash i Serena, którym towarzyszą Pikachu oraz Buneary. Cała czwórka miała bardzo ponure miny.
- Cześć, Roger - powiedział Ash - Bardzo nam przykro.
- Już wiemy od Arthura o tym, co się stało - dodała Serena - To bardzo komplikuje całą sprawę. A do tego jakie to smutne. W ciągu kilku dni obie siostry...
- Tak, okropna sytuacja - przerwałem mu - Wejdziecie?
Weszli do środka i poprosiłem ich do salonu, gdzie usiedli wygodnie i zaczęli rozmawiać z moją mamą, a ja po chwili do nich dołączyłem.
- Bardzo nam przykro z powodu tej tragedii - powiedziała Serena.
- A przy okazji też przykre jest to, że Leslie z pewnością coś wiedziała w tej sprawie - dodał ponuro Ash - Bo to więcej niż pewne, że posiadała jakąś wiedzę w tej sprawie.
- A to naprawdę jest pewne? - zapytała moja matka.
- Zdecydowanie i jej dzisiejsze zabójstwo tylko to potwierdza - odrzekł Ketchum - Gdyby była niewinna, to by nie posiadała nagle bardzo dużo pieniędzy i nie zostałaby dzisiaj uduszona i to już wkrótce po tym, jak ja i Roger złożyliśmy wizytę Orsonowi w więzieniu. Wszystko to wydaje się więc potwierdzać naszą teorię.
- Tak, prawdopodobnie tak - potwierdziła moja matka, kiwając ponuro głową - Tylko co teraz? Jak sobie z tym poradzimy?
- Trzeba będzie lepiej przycisnąć Orsona - powiedział Ash - A tak przy okazji, Arthur Rocker wreszcie przekonał patologa i będą dziś robić sekcję zwłok Ellie.
Matkę bardzo ta wiadomość poruszyła, podobnie jak i mnie.
- A więc wreszcie ją przeprowadzą? - spytałem.
- Tak, w świetle ostatnich wydarzeń sprawa jej śmierci nie jest już w ogóle w żadnej sprawie oczywista - odpowiedział Ash - Trzeba więc bardzo dokładnie wszystko zbadać, aby zyskać całkowitą pewność, co do tego, w jaki sposób zginęła Ellie.
- I kiedy będą wyniki? - zapytała moja matka.
- Jutro rano bądź w południe - powiedział Ketchum - Tak czy siak już wkrótce wszystko się wyjaśni.
- Nie sądzę, żeby to od razu wszystko wyjaśniło.
- No, od razu może i nie wszystko, ale z pewnością bardzo wiele.
Moja matka miała co do tego pewne wątpliwości, ale ja tak coś czułem, że jeśli detektywi tak mówią, to tak właśnie będzie. Ostatecznie to nie byli głupi gliniarze, którzy mimo swoich potężnych możliwości wciąż jakoś nie potrafili dowieść Orsonowi jego winy, ale profesjonaliści wiedzący, w jaki sposób się zabrać do sprawy. W każdym razie tak powiedział o nich Arthur Rocker, a ja nie miałem powodu, żeby mu nie wierzyć. Tylko co nawet prawdziwi profesjonaliści potrafią zdziałać przeciwko temu tajemniczemu zabójcy, który atakuje niespodziewanie i którego tożsamości nikt nie zna?
***
Ranek przyniósł nam kolejną bardzo przykrą sytuację, która sprawiła, że Drozdowe Gniazdo stało się niemalże tak samo ponure, jak ta rezydencja z historii autorstwa Emily Bronte, która na swój sposób przyniosła swoim właścicielom same nieszczęścia. Właściwie to nie „niemalże takie same“, co „dokładnie tak samo“ ponure.
Wszystko się zaczęło rano, kiedy przyszliśmy do kuchni zrobić sobie śniadanie. Matka długo nie schodziła, co wcale nas nie zdziwiło, bo lubiła się nieraz długo wysypiać, ale też stwierdziłem, że co za dużo, to przecież nie zdrowo i postanowiłem ją obudzić.
- Poślę Pikachu i Buneary - zaproponował Ash - My zaś dokończmy szykować sobie śniadanie.
Uznałem, że to bardzo dobry pomysł i dlatego oba Pokemony szybko pognały po schodach do pokoju, w którym spała moja matka. Szybko jednak powróciły piszcząc przy tym ze strachu i pokazując coś łapkami. Chyba Ash coś z tego zrozumiał, bo przeraził się bardzo, podobnie zresztą jak Serena, która spojrzała na mnie blada jak ściana i powiedziała:
- O nie! Twoja mama!
- Co moja mama? - zapytałem.
- Pikachu i Buneary mówią, że coś jej się stało!
- Jak to?! - zawołałem ze strachem w głosie - A co jej się stało?
- Nie wiedzą, ale nie da się jej dobudzić - wyjaśniła Serena.
- Chodźmy to sprawdzić! - zaproponował Ash.
Pobiegliśmy szybko na pierwsze piętro i od razu wparowaliśmy do pokoju mojej matki, a gdy to zrobiliśmy, to zrozumieliśmy, o co chodziło Pokemonom. Moja matka leżała na łóżku pozornie w takiej pozie, w jakiej zwykle spała, ale przy dokładniejszym przyjrzeniu się można było dostrzec, że tym razem poza ta jest nieco inna, a moja biedna matka jest jakoś dziwnie powyginana i ma szeroko otwarte usta. Nie trzeba było być lekarzem, aby wiedzieć, że nie żyje. Dla pewności jednak Serena powoli podeszła do niej, wyjęła z torebki lusterko i przyłożyła je do ust mojej matki. Sprawdziła też jej puls, ale nie przyniosło to oczekiwanych wyników. Właściwie jedyne, co nam przyniosło, to tylko potwierdzenie wręcz oczywistego faktu śmierci mojej matki.
Opadłem na stojący w pobliżu fotel, łapiąc się za serce i mamrocząc przy tym:
- Boże drogi! Co się tutaj dzieje? To jest dom czy trupiarnia? Co się tutaj w ogóle wyprawia? I dlaczego?
- Pika! Pika-pi! Pika-chu! - zapiszczał Pikachu, który właśnie siedział na nocnej szafce i trzymał w łapkach jakaś kartkę papieru.
Ash zaintrygowany powoli podszedł do niego, wziął z jego łapki kartkę i zapoznał się z jej treścią.
- To do ciebie, Roger - powiedział i podał mi kartkę.
Wziąłem ją od niego i w szoku zacząłem głośno czytać to, co było na niej napisane.
Mój drogi synku,
Bardzo żałuję, że wszystko w taki sposób musiało się potoczyć. Nie chciałam, aby do tego doszło, ale sytuacja potoczyła się w bardzo przykry sposób i nie mogłam postąpić inaczej. Jakiś czas temu wykryto u mnie raka i niewiele życia mi już pozostało na tym świecie. Postanowiłam więc w jakiś sposób zabezpieczyć cię na przyszłość. Co prawda posiadam dość duży majątek, ale to trochę za mało, aby dać ci szczęście, którego jesteś wart. Ty zasługujesz na to, żeby posiadać o wiele więcej. Zasługujesz na majątek Ellie.
Ta głupia gęś nie zasługiwała na te pieniądze ani na Ciebie. Była po prostu beznadziejna, a do tego jeszcze zdradzała Cię na prawo i lewo. Wiem o tym, bo wynajęłam detektywa, aby ją sprawdzić i niestety wyniki tego śledztwa były po prostu straszne. Ta dziewucha ciągle Cię zdradzała i to jeszcze z kim popadnie. Początkowo chciałam Ci powiedzieć o wszystkim, ale zmieniłam zdanie. Uznałam, że skoro i tak umieram, to lepiej będzie pomóc Ci w lepszy sposób. Dlatego też przybyłam tu i zabiłam ją. W jaki sposób? Jak wiesz Twoja żona brała specjalne leki na alergię, która jej dokuczała. Ponieważ już kiedyś (zaraz po waszym ślubie) wpadłam do was na parę dni, to wiedziałam, gdzie je trzyma. Te leki to są kapsułki, łatwo więc było je otworzyć i wypełnić fosforem, a potem je zamknąć i odłożyć na miejsce. Plan wprost idealny.
Niestety, ta głupia smarkula Leslie widziała mnie, jak majstruję przy lekach jej siostry i chociaż początkowo to zlekceważyła, to teraz zdołała skojarzyć fakty. Ukryła leki i kiedy przyjechałam do was, to powiedziała, że wie, iż podczas ostatniej wizyty dodałam do kilku kapsułek jakieś świństwo, które zabiło jej siostrę. Powiedziała mi też, że otwierała te kapsułki i każdą sprawdzała i w kilku znalazła jakąś zawartość, której nie było w pozostałych kapsułkach. Domyśliła się, że to zabiło Ellie i zażądała zapłaty za milczenie. Zapłaciłam jej, ale kiedy Twoi przyjaciele detektywi zorientowali się, że ta idiotka kupiła sobie bardzo drogie perfumy, na które przecież nie było jej wcześniej stać, to zrozumiałam, że muszę działać. Było za duże ryzyko, że policja oraz Twoi przyjaciele ją przycisną i się wygada, co wie, dlatego też zabiłam ją w lesie.
W międzyczasie pozbyłam się tej głupiej Guduli, której płaciłam za zrobienie zamieszania wokół waszego domu. To ona z moją pomocą dostała się do domu i napisała ten złowrogi napis na lustrze, a potem powiesiła te rzekome zwłoki na drzewie i straszyła was parę razy. Musiałam ją zabić. Ta stara wiedźma widziała, jak Ellie umiera i wydobywa się z jej ust jakiś zielony dym, który uznała za jej duszę, która opuszczała ciało. Bardzo nie chciałam, aby ktoś pojął, co naprawdę zobaczyła i dalej ją przesłuchiwał w tej sprawie, więc ją zabiłam.
Nie jestem jednak w stanie dłużej tego znieść. Ciągle czuję na sobie wzrok Twoich przyjaciół - z pewnością mnie podejrzewają. Prócz tego też choroba prędzej czy później i tak mnie zabije i to w bardzo powolny sposób, wolę więc odejść na swoich warunkach. A poza tym w ten sposób wymierzę sobie sprawiedliwość za swoje czyny. Tak chyba będzie uczciwie.
Nie wiem, czy uda Ci się zachować spadek po Ellie, ale jeśli tak, to go zachowaj i wykorzystaj mądrze. I daję Ci jeszcze ostatnią dobrą radę przed śmiercią: bądź lepszym człowiekiem niż ja. Długi trzeba spłacać i ja to teraz robię wobec Ciebie, ale Ty długów staraj się nie zaciągać. I dbaj o ludzi, którzy są Ci bliscy. Dbaj o nich lepiej niż ja. Wszystko w porządku, synku. Wszystko dobrze. Bądź szczęśliwy i nie popełniaj moich błędów. Cieszę się, że choć trochę mogłam Ci pomóc za życia. Kocham Cię.
Twoja niegodna tego tytułu matka.
Załamany odłożyłem list na bok i powiedziałem:
- To po prostu okropne. A więc to była ona! Moja matka! Moja własna matka odpowiada za to wszystko?! Nie mogę w to uwierzyć!
- A ja nie mogę uwierzyć w to, że potrafiła tak dobrze kłamać - rzekł na to Ash.
- Co masz na myśli? - zapytałem zdziwiony - Kiedy niby moja matka skłamała?
- W tym liście - odpowiedział Ash.
- Chcesz powiedzieć, że skłamała w tym liście? Że wszystko, co tutaj napisała to kłamstwo?
- Przeciwnie. Prawie wszystko, co tutaj napisała jest prawdą, ale też skłamała w jednej sprawie świadomie, a w drugiej to właściwie chyba sama nie znała prawdy, więc ją przypisała osobie, która do tego pasowała.
- Obawiam się, że nadal nie rozumiem.
- Już ci wszystko wyjaśniam - Ash przybrał pozę rasowego detektywa z klasycznych kryminałów i chodząc po całym pokoju wzdłuż i wszerz zaczął opowiadać: - Cała ta sytuacja jest niewątpliwie niezwykła i przez długi czas ja sam nie miałem pewności, co do kilku jej aspektów i dopiero wczoraj w nocy ostatecznie wszelkie wątpliwości się rozwiały. Dzięki temu wiem, że twoja matka nikogo nie zabiła.
- Jak to? Więc to ona nie zabiła Ellie i jej siostrę? - zdziwiłem się.
- Oczywiście, że nie ona. Guduli zresztą też nie zabiła - odpowiedział mi Ash.
- To dlaczego wzięła winę na siebie? Kto zabił Ellie, Leslie i Gudulę? I co się tu dzieje wokół mnie?
- Wszystko ci opowiem, ale po kolei. Zacznijmy od upiornego napisu na lustrze oraz manekinie powieszonym na drzewie. Twoja matka uważała, że to sprawka Guduli. Myliła się. To była sprawka Leslie.
- Leslie?
- Tak. Smarkula sama się z tym zdradziła. Powiedziała przychodząc tu rano, gdy znaleziono manekina coś, co od razu wzbudziło moje podejrzenia. Zapytała: „Co? Ktoś napisał coś krwią na waszym lustrze?“. Tyle tylko, że to wydarzenie miało miejsce w nocy, kilka ładnych godzin wcześniej, czego ona nie mogła widzieć, skoro była u koleżanki, a do tego Ellie szybko zmyła napis i nie mówiła o nim siostrze, gdy ta tutaj przyszła. Wspomniała tylko o mrocznym napisie z krwi na lustrze w waszym domu. Ale nie powiedziała, które to było lustro. Skąd więc Leslie to wiedziała? Bo sama zrobiła ten napis. Wraz ze swoją kumpelą wkradła się tu przez gałąź na drzewie, która sięga okna waszej sypialni. Okno było otwarte, wystarczyło jej więc tylko wejść, zrobić swoje i wyjść tą samą drogą. A potem rano przyjść, powiesić rzekome zwłoki na drzewie i udawać, że się właśnie wróciło i przeraziło ich widokiem.
- Nieźle - powiedziałem - Tylko po co to wszystko?
- Żeby wam zrobić głupi kawał - odpowiedziała Serena - Leslie miała chyba do nich jakąś dziwną słabość.
- A więc wybijanie kamieniem szyb oraz napisy na ścianach, to też jej głupie kawały? - spytałem.
- Nie, to już dzieło mordercy - odpowiedział mi Ash - Szybko pojął, że te głupie dowcipy można wykorzystać do jego celów i kontynuował je na swój sposób. Również to głupkowate zachowanie Guduli było mu bardzo na rękę. Dzięki niemu skutecznie zdołał obarczyć winą ją oraz jej rzekomych szefów, których tak naprawdę nigdy nie było.
- Gudula więc nie była w to zamieszana? - zdziwiłem się.
- Nie. Gudula nie zrobiła nic złego w tej sprawie. Ale zapłaciła życiem za to, co widziała, a widziała jak Ellie umiera, a z jej ust wydobywają się opary fosforu - odpowiedział Ash.
- Leslie z kolei zginęła, bo szantażowała zabójcę - dodała Serena.
- Ale kto to jest? Kim jest ten zabójca? - spytałem.
- O! To ktoś wyjątkowy perfidny oraz wyrachowany - powiedział Ash, powoli przestając chodzić po pokoju - Łajdak bez serca i skrupułów, a przy okazji bardzo zdolny aktor. Potrafił wszystkich oszukać, przez chwilę nawet i mnie. To wyjątkowa kanalia, a przy okazji też osoba, dla której biedna pani Goodman zrobiłaby wszystko. Dosłownie wszystko.
- A więc moja matka wiedziała, kto jest zabójcą?
- Zgadza się i zrobiłaby wszystko, aby tę osobę ocalić. Nawet wzięła na siebie jej winy, byleby tylko policja nigdy nie brała tej osoby pod uwagę jako choćby w najmniejszym stopniu podejrzanego.
- Ale kto to taki?
- Zastanówmy się. Tylko jedną osobę chciała chronić za wszelką cenę i tylko jedną osobę skrzywdziła kiedyś tak bardzo, że obecnie była gotowa oddać życie, aby tylko ją ocalić od dożywocia w więzieniu. Tylko jedna osoba była tak bardzo przez nią kochaną i nie potrafiła w żaden sposób tego docenić.
To mówiąc Ash i Pikachu z uwagą spojrzeli w moją stronę, a Serena i Buneary zrobiły to samo.
- Że co? - zapytałem i parsknąłem śmiechem - O co wam chodzi? Że to niby ja zrobiłem? Że to mnie matka chciała chronić i dlatego się zabiła?
- Zgadza się - odpowiedział mi ponuro Ash - Tylko ciebie tak bardzo kochała, że była gotowa oddać za ciebie życie i wziąć na siebie twoje winy. Kochała cię nad życie i nie potrafiła sobie wybaczyć, że przed laty tak cię skrzywdziła. Dlatego też, gdy tylko zorientowała się, że to ty jesteś zabójcą, postanowiła cię ratować. Przeszukała dobrze pokój Leslie i znalazła te leki, do których dodałeś fosfor i je zażyła, przedtem pisząc list, w którym wzięła całą winę na siebie i próbowała cię ratować. Opisała w liście wszystko, co ty zrobiłeś, ale przypisała to sobie. Prócz tego, aby lepiej uzasadnić motywy swego rzekomego postępowania kłamała twierdząc, że ma raka i że Ellie cię zdradzała, choć w tej sprawie nie mam pewności, czy to rzeczywiście były kłamstwa. Tego już się chyba nigdy nie dowiemy. Ale za to wiem i to z całą pewnością, że nieświadomie skłamał przypisując Guduli wszystkie żałosne figle, jakie miały tu miejsce, takie jak napisy krwią czy manekin na drzewie. To już, jak wiemy sprawka twoja i Leslie. Ale twoja matka tego już nie wiedziała. W każdym razie nie wiedziała o postępkach Leslie, bo o twoich chyba jednak wiedziała.
Serena wzięła leżące na szafce nocnej leki i powiedziała:
- Policja zbada ten kapsułki, chociaż Ash podejrzewa, że twoja matka zażyła wszystkie, które zawierały fosfor. W końcu nie mogło tu zostać nic, co mogłoby cię obciążyć, a prócz tego większa dawka trucizny szybciej i skuteczniej zabija. A ona przecież chciała umrzeć. W ten oto sposób spłaciła dług sprzed wielu lat, jaki miała wobec ciebie. Pisze zresztą o tym w liście.
- Zgadza się - potwierdził Ash - Ale w treści tego listu przypisała sobie twoje zbrodnie. A to ty zabiłeś Ellie, a potem też Gudulę i Leslie. Zrobiłeś to tak, jak zostało tu opisane. Za późno się w tym zorientowaliśmy, bo przecież nie miałeś żadnego motywu, aby zabić Ellie. Zacząłem jednak rozumieć, że Gudula zginęła wkrótce po tym, jak powiedziała o „zielonej duszy“, a Leslie niedługo po rozmowie o jej podejrzanie drogich perfumach. Ja i Serena przeanalizowaliśmy wiele aspektów tej sprawy i tylko ta wydawała się nam sensowna. Dlatego w nocy postawiliśmy na czatach Greninję i Frogadier, nasze dwa wodne Pokemony, które czuwały ukryte pod łóżkiem i w szafie w pokoju twojej matki. Czuwały i przyłapały cię na tym, jak przyszedłeś zabić lub zastraszyć swoją matkę pistoletem z tłumikiem, ale ta już nie żyła. Szybko więc wyszedłeś, ale nie wiedziałeś, że w pobliżu czają się dwie pokemonie żaby, z których jedna zrobiła ci to oto zdjęcie.
To mówiąc detektyw pokazał mi swoją komórkę, która ukazywała moją postać w pokoju matki z pistoletem w dłoni.
- Po rozjaśnieniu widać wyraźnie twarz zabójcy, choć bez rozjaśnienia także można cię rozpoznać - powiedział Ash - Greninja i Frogadier mieli cię zatrzymać, gdybyś zaatakował matkę, ale ta już nie żyła. Wyszedłeś więc, a oba Pokemony zaraz sprowadziły nas do tego pokoju. A my przeczytaliśmy list do ciebie i wszystko stało się jasne.
- Dręczy mnie tylko jedno pytanie - wtrąciła Serena - Dlaczego zabiłeś Ellie? Dla pieniędzy? Miałeś ich przecież dosyć. A może Ellie naprawdę cię zdradzała?
- Nigdy mnie nie zdradziła. W tej sprawie moja matka także kłamała - odpowiedziałem.
- Więc dlaczego? Czemu ją zabiłeś? - dziwiła się Serena.
Spojrzałem na nią z wściekłością, uznając przy tym jednocześnie, że nie ma sensu dłużej już skrywać prawdy, dlatego powiedziałem:
- Chcesz wiedzieć, to ci to powiem! Zabiłem ją, bo reprezentowała wszystko, co kiedyś mnie zniszczyło! Bogactwo, luksusy oraz piękno! Tacy ludzie jak ona zawsze pomiatali takimi jak ja! Zamienili całe moje życie w piekło! To przez nich już nie potrafię być sobą! Bogacze i jaśnie państwo chodzą sobie po świecie obdarzając łaskami tylko tych, których zechcą, a cała resztę pozostawią samym sobie. Sądzą, że za pieniądze mogą wszystko! Ich dobre imię jest dla nich o wiele więcej warte niż sprawiedliwość! Aby zachować to dobre imię są gotowi wszystko poświęcić, a zwłaszcza takich szaraczków jak ja! Uważasz mnie za zabójcę?! Za łajdaka bez serca?! A jak nazwiesz tych, którzy dla zabawy katowali mnie w szkole?! Jak nazwiesz Orsona, który całe moje życie zamienił w piekło?! O nie! Ty nie masz prawa mnie potępiać, bo ja tylko się stałem kimś, w kogo bogacze mnie zamienili! Tak, zabiłem Ellie! I sprawiło mi to wielką przyjemność! Tak jak utopienie tego gnoja w mojej nowej szkole, który ciągle nazywał mnie przybłędą! I jak rozwalenie łba innemu, którego złoty zegarek bardzo mi się spodobał!
- Co?! Zabiłeś kiedyś człowieka dla złotego zegarka? To przerażające! - jęknęła Serena.
Parsknąłem śmiechem, słysząc jej wypowiedź.
- Dla ciebie tak, ale dla mnie nie. Poza tym zbrodniarz zawsze zabija z jakiegoś powodu mniej lub bardziej błahego. Dlaczego więc ja miałbym być inny? Dlaczego mój powód jest od razu gorszy od powodu kogoś, kto zabija swoją żonę za jej zdradę?
Zachichotałem wesoło i dodałem:
- Nie byłem zabójcą przez długi czas i równie długi czas tolerowałem to wszystko, co mnie spotkało. Ale kiedy trafiłem dzięki mojej matce do tej nowej szkoły i pewien jaśnie paniczyk nazwał mnie przybłędą, poczułem się tak samo wściekły jak wtedy, gdy Orson i jego kumple mnie prześladowali. Ale długo to tolerowałem, aż wreszcie raz nad jeziorem gość zaczął znowu mi dokuczać. Próbowałem go olać, ale dalej rzucał te swoje podłe uwagi, więc straciłem cierpliwość i rzuciłem się na niego. Złapałem go, wsadziłem mu siłą łeb pod wodę i utopiłem. Ale nie chciałem tego. Po prostu za późno się zreflektowałem. Na szczęście nikt mnie tam nie widział, więc bez trudu uciekłem. Policja nawet przez chwilę nie podejrzewała, że to moja sprawka. A ja przez długi czas się bałem, że wszystko się wyda, ale nic takiego się nie stało. Poczułem więc ulgę i wielką radość, a potem także i satysfakcję. Taką samą, jaką czułem wtedy, kiedy utopiłem tego gnoja. Czułem się cudownie, kiedy już złapałem ten jego podły łeb i wsadziłem mu go pod wodę. Czułem satysfakcję oraz ogromne uczucie zachwytu z samego siebie. Wreszcie to nie ja byłem ofiarą. Teraz byłem górą. Teraz to mnie się bano. To uczucie dodało mi skrzydeł i sprawiło, że odnalazłem w sobie wewnętrzną siłę. Była ona tak wielka i tak upajająca jak narkotyk i równie mocno uzależniająca. I z tego też powodu chciałem ją poczuć jeszcze raz, ale bałem się iść siedzieć. Dlatego zaatakowałem gościa, który miał bardzo ładny złoty zegarek i który trochę wcześniej mnie w jakiś sposób zirytował. Udało mi się i znowu nikt mnie nie powiązał z tą zbrodnią. Dlatego nabrałem odwagi i spróbowałem swoich sił z Ellie. Jak widzicie, udało mi się bez trudu ją załatwić.
Zachichotałem złośliwie i mówiłem dalej:
- A Leslie nie tylko mnie szantażowała, ale też wskoczyła mi do łóżka. Od dawna jej się podobałem, zwłaszcza odkąd poznaliśmy się na plaży podczas wakacji, na które wyjechałem przed wyprowadzką z domu. Oboje wtedy mieliśmy romans i Leslie była wściekła, gdy mnie zobaczyła razem z Ellie.
- To dlatego okazywała ci taką niechęć - powiedziała Serena.
- Tak i dlatego potem z radością wskoczyła na miejsce swojej siostry, ale chyba zapomniała, że niebezpiecznie jest szantażować kogoś, kto już raz zabił - odpowiedziałem z ironią - No i za tę głupotę Leslie zapłaciła życiem. Ale ta moja głupia mamuśka zaczęła coś podejrzewać i wczoraj wieczorem porozmawiała ze mną w tej sprawie. Przyznałem się do tego, co zrobiłem, a także bardzo dobrze udawałem skruchę. Dlatego mamuśka mnie uratowała. Obiecała mi, że mnie ocali i tak też zrobiła.
- Wielka tylko szkoda, że jej trud poszedł na marne - powiedział Ash i powoli podszedł do drzwi pokoju, które zaraz otworzył.
Do środka weszli inspektor policji, paru funkcjonariuszy oraz Arthur Rocker.
- Sekcja zwłok Ellie wykazała, że zabito ją za pomocą fosforu - rzekł ten ostatni - Biedaczka nie żyła już w chwili, gdy upadła głową na kamień, bo wcześniej zabił ją fosfor, który z całą pewnością znajdziemy też w ciele twojej matki.
- Ja jej nie zabiłem! - zawołałem oburzony, zrywając się z fotela - Ta głupia krowa sama się zabiła!
- To chociaż w tej jednej sprawie będziesz posiadał czyste sumienie - powiedział inspektor - Ale za trzy pozostałe zbrodnie tak czy siak wkrótce odpowiesz przed sądem.
Policjanci podeszli do mnie i zakuli mi ręce w kajdanki, recytując przy tym standardową procedurę. Gdy już to zrobili, to spojrzałem w stronę Asha i powiedziałem załamanym głosem:
- Och, ty żałosny szpiclu! Coś ty najlepszego zrobił?
Detektyw ze złością spojrzał na mnie i zawołał:
- Co ja zrobiłem?! A co ty zrobiłeś?! Zabiłeś trzy niewinne osoby, aby się odegrać na całym świecie za swoje wcześniejsze niepowodzenia!
- Ty nic nie rozumiesz - odpowiedziałem mu ponuro - Cierpiałem przez większość życia i doznane cierpienia oraz brak wsparcia nauczyły mnie, że tylko silni przetrwają na tym świecie. Nie chciałem już nigdy więcej być słaby! Chciałem być silny! A silny zawsze uderza zanim zostanie uderzony!
- Ale Ellie cię nie skrzywdziła! Ellie cię kochała! - zawołała ze łzami w oczach Serena - Naprawdę musiałeś ją zabić?
- Ellie rzeczywiście mnie kochała, ale problem polega na tym, że ja nie kochałem jej. Dlaczego więc miałbym jej nie zabić? Bo ona się we mnie zakochała jak ostatnia idiotka? Jej pech!
Chwilę później policjanci wyprowadzili mnie z pokoju i z domu, po czym wsadzili do radiowozu i zabrali z sobą na komisariat.
Tak kończy się moja opowieść. Spisałem ją w więzieniu oczekując na proces, który ma mnie osądzić za moje zbrodnie. Proces już wkrótce i czas pokaże, co będzie dalej. Ale i tak czeka mnie wielka sława i świat o mnie tak łatwo nie zapomni. Kto wie? Może kiedyś nakręcą film o moim życiu? Czas pokaże, co się stanie po procesie. Czas wszystko pokaże.
Przy okazji ci, którzy to czytacie i zapewne teraz mnie potępiacie oraz rzucacie różne podłe epitety pod moim adresem, to wiedzcie jedno: wiele mi możecie zarzucić, ale z pewnością nie to, że kłamałem. Bo przecież bardzo dobrze przeczytałem swoje zapiski i przekonałem się, jak dobry jest ze mnie pisarz. W moich zapiskach nie ma ani jednego kłamstwa. Wszystko, co tutaj przeczytaliście jest prawdą - po prostu pomijałem swoje zbrodnie i to, jak ich dokonałem. Przyznacie chyba, że to właściwe podejście dla narratora będącego równocześnie zabójcą. Dobry jestem, prawda?
***
Pamiętniki Sereny c.d:
Lektura tej opowieści przypomniała mi dokładnie całą przygodę i to, jak bardzo uderzyła ona w moją wrażliwość i system wartości. Bo przecież człowiek, którego uważaliśmy za przyjaciela zabił szczerze kochającą go żonę i to tylko dlatego, że jej osoba przypominała mu jego osobiste porażki w życiu. Dlatego, że pochodziła ze świata, który kiedyś go skrzywdził. Ale czy to były wystarczające powody, aby kogoś zabić? Ash też posiadał spore wątpliwości w tej sprawie.
Ja i mój ukochany mąż chcieliśmy od razu wyjechać po tej przygodzie, ale zostaliśmy prawie tydzień dłużej, aby móc zeznawać jako świadkowie podczas procesu Rogera. Do tego procesu jednak nigdy nie doszło, gdyż Roger Goodman go nie doczekał. Podczas pobytu w więzieniu wdał się on w bójkę z Orsonem na stołówce. Orson wydobył skądś nóż i zaatakował nim Rogera, a ten broniąc się wyrwał mu ów nóż i zabił go, ale przedtem sam został bardzo ciężko ranny i wkrótce potem zmarł w szpitalu. Przed śmiercią poprosił o to, aby przysłać nam jego zapiski. Dlaczego? Tego już niestety nie wiedzieliśmy. Może oczekiwał z naszej strony zrozumienia? Jeśli tak, to się przeliczył.
Wieść o jego śmierci bynajmniej nas nie pocieszyła. Raczej wywołała jeszcze większe przygnębienie.
- W sumie sprawiedliwości stało się zadość, tylko co nam teraz po tym? - zapytał przygnębiony Ash - Ellie życia to nie wróci, Rogerowi życia nie naprawi. Co kto zyskuje na tym, że znowu rozwiązaliśmy zagadkę? Że tego zła mniej jest na świecie przez śmierć Rogera? Co to zmienia?
Nic mu nie odpowiedziałam, ale bardzo dobrze go rozumiałam. W tej sprawie nasze zwycięstwo niczego nie było w stanie naprawić. Gudula coś mówiła o diable, który krąży jak lew i szuka, kogo by tu pożreć. Pożarł teraz Rogera i jego biedne ofiary. A wszystko dlatego, że Roger wpuścił do serca zło i stracił całkowicie wiarę w dobro i chcąc poczuć się lepiej z ofiary stał się katem, za co aż kilka niewinnych osób zapłaciło życiem. I co Roger w ten sposób zdołał udowodnić? Chyba tylko tyle, że pod wpływem wielkiego cierpienia człowiek potrafi z dobrej istoty stać się bestią bez ludzkich uczuć, jeśli tylko całkowicie odrzuci dobro i wybierze ścieżkę zła i wiecznej zguby.
Zapiski Rogera zachowałam, aby ja zawrzeć w swoich pamiętnikach i dać z ich pomocą lekcję dla całego świata. Być może jego przykład pomoże wielu ludziom zrozumieć prawdziwą istotę zła wywołanego przez cierpienie i bezduszność ludzi. Być może kiedyś świat przestanie być obojętny wobec takich osób jak Roger i pomoże im zanim staną się tacy, jak ich oprawcy. Kto wie? Któż to może wiedzieć? Przykład tak czy inaczej pozostanie.
Po przeczytaniu zapisków Rogera ja i Ash spakowaliśmy się do końca i poszliśmy na cmentarz, na którym została pochowana Ellie. Złożyliśmy tam kwiaty na jej grobie i ze smutkiem przez długie minuty wpatrywaliśmy się w ciemną płytę, która pozostała po tak wspaniałej i uroczej osobie, jaką kiedyś była, a ja wspominałam jej poczucie humoru, dobroć i wielką miłość do jej nie wartego tejże miłości męża. Po głowie zaś krążyły mi słowa piosenki z bajki Disneya „Dzwonnik z Notre Dame“:
Kiedyś, gdy zmądrzejemy, gdy świat się zmieni,
Gdy nadejdzie dzień.
Modlę się, by kiedyś już umieć tak dobrze żyć,
By dać żyć innym.
Kiedyś, gdy będzie uczciwiej i dużo mniej już
Będziemy chcieć.
Będzie tak, że Bóg pozwoli nam,
By szybciej już nastał ten szczęścia dzień.
Kiedyś, gdy dobro zwycięży, gdy miłość
Jak słońce rozświetli nas.
Dopóki ten dzień nie odmieni nas,
Nadzieją swą dosięgniemy nawet gwiazd.
Mimo, że wokół ciemność
I na nadzieję nie ma szans,
Ale łączy nas modlitwa
O ten nowy, lepszy świat.
Kiedyś!
Kiedyś gdy zmądrzejemy, a świat zmieni,
Nadejdzie lepszy ten dzień.
Modlę się, byśmy umieli już lepiej,
Mądrzej, lepiej żyć.
Kiedyś, gdy świat będzie lepszy,
Gdy miłość nas zmieni.
Zmieni nas, wszystko w nas.
Będzie tak, że Bóg pozwoli nam
By szybciej już
Nastał ten szczęścia czas.
Będzie taki dzień.
Niedługo już.
Kiedyś.
Tak! Kiedyś to nastąpi, ale jeszcze nie teraz. Jeszcze nie nadszedł czas nadejścia tych radosnych chwil. Teraz bowiem panuje czas rozczarowań i goryczy takich jak moja. Myślałam, że wyjeżdżając na angielską prowincję zdołam oderwać siebie i Asha od przykrych czasami obowiązków detektywa i stróża sprawiedliwości. W końcu takie miejsca są przepiękne. Bo spójrzcie tylko: drzewa szumiące od wiatru, śpiewające ptaki, uśmiechnięci ludzie... Niestety, w takich oto miejscach najczęściej czai się zło. Bo przecież drzewa szumią do czasu, aż je zetnie drwal. Ptaki śpiewają, dopóki nie zastrzeli ich myśliwy. Wszyscy ludzie wokół nas miło się uśmiechają, ale tak naprawdę nigdy nie wiadomo, co kryją w swoich sercach.
KONIEC