Przygoda CXXVII
Narcyz się nazywam cz. I
- Proszę, kochani. Pijcie śmiało - powiedziała Alexa, nalewając nam herbatę do filiżanek.
Ja i Ash powoli zaczęliśmy sączyć swoje napoje, nie odrywając przy tym ani na chwilę wzroku od naszej drogiej przyjaciółki. Była już ona w zaawansowanej ciąży. Jej sporej wielkości brzuch był aż nadto widoczny i do tego stanowił swego rodzaju przeszkodę dla Alexy, ale ta nie byłaby sobą, gdyby mimo tego nie robiła wszystko sama wokół siebie, nie korzystając przy tym z niczyjej pomocy. Jedynie od czasu do czasu pomagali jej Helioptile oraz Noivern w kilku obowiązkach, z którymi sobie sama nie dawała rady. Jednak pomijając to, we wszystkich innych sprawach dziennikarka sama sobie radziła.
- Jak się czujesz, Alexa? - spytałam, starając się zaakcentować, jak mocno się tylko da troskę w moim głosie.
- Całkiem nieźle. Mały chyba zostanie piłkarzem, coraz częściej mi się daje we znaki - odpowiedziała mi dowcipnie Alexa, gładząc się po brzuchu - Ale nie jest tak źle. Ostatecznie nie jestem z tym wszystkim sama. Rene mnie wspiera, jak na ukochanego przystało.
- A planujecie się pobrać? - zapytał Ash.
- Pika-pika? - zapiszczał pytająco Pikachu.
Alexa uśmiechnęła się z lekkim politowaniem, po czym odparła:
- Ash, mój drogi. Ty chyba naprawdę żyjesz w innej epoce. Proszę cię, to już nie te czasy, kiedy zakochana para musi się pobrać, aby żyć ze sobą. To już minęło i to nie wróci. Można to robić, ale nie trzeba. Ja jestem kobietą nowoczesną. Mnie nie trzeba ślubu ani papierka, który go zaświadcza urzędowo. Ważne, aby kochać nie odszedł w siną dal. Bo jeżeli zechce odejść, to wtedy żaden ślub stwierdzony rejentalnie go nie zatrzyma.
- Ale czemu zaraz zakładać, że zechce odejść? - spytałam zdumiona - Czy nie wydaje ci się, że skoro jesteście dotąd razem i dobrze się wam powodzi, to jest to najlepszy dowód na to, iż on cię szczerze kocha i zostanie z tobą na zawsze?
Alexa zachichotała rozbawiona tym, co jej powiedziałam, chociaż nie bardzo byłam pewna, co ją tak niby rozbawiło. Chociaż ona szybko mi to wyjaśniła.
- Kochana Serenko, na zawsze to jest bardzo długo terminowy plan, a w tym życiu trudno ustalać takie plany. Uwierz mi, ja wiem, co mowie. Kocham Rene, a on kocha mnie. Jednak nie jestem pewna, jak długo to potrwa. A co, jeżeli euforia po narodzinach dziecka mu minie i wtedy przestanie się mną zachwycać? A jeżeli go to wszystko przerośnie i zechce odejść? Mam go wiązać ze sobą i utrudniać mu życie, bo dziecko musi się wychowywać w pełnej rodzinie? A kto w zasadzie tak powiedział, że musi mieć pełną rodzinę pod względem legalnym i formalnym? Od kiedy niby jest takie prawo?
- Ale przecież Rene jest ojcem twojego dziecka - zauważyłam - I nawet jeśli coś by wam nie wyszło w związku, to ma prawo nim być. A ty nie możesz go tego prawa pozbawiać, choćby nie wiem, co między wami zaszło.
Alexa popatrzyła na mnie groźnym wzrokiem, a ja poczułam, że zraniłam ją swoimi słowami. Jednak musiałam jej powiedzieć, co myślę o jej podejściu do tej sprawy, nawet jeśli miałoby się jej to nie spodobać.
- Sereno, co ty mi ty imputujesz? Że ja niby bym miałaby się tak obrazić na Rene, żeby zabronić mu kontaktów z jego własnym dzieckiem?
Dziennikarka, która dotąd lekko opierała się o oparcie fotela, teraz przysunęła się bliżej w naszą, a konkretnie to w moją stronę, po czym powiedziała, nie kryjąc swojej złości:
- Wyjaśnijmy sobie coś, moja droga. Ja mam swoje wady, ale nie jestem i nie byłam nigdy potworem. Nawet gdybyśmy mieli kiedyś się rozstać, nigdy bym na takie coś nie pozwoliła. Rene zawsze będzie ojcem mojego dziecka, cokolwiek by między nami zaszło. Zapamiętaj to sobie! Nie jestem z tych, które zamierzają się mścić na byłym partnerze, wykorzystując do tego dzieci!
Zrobiło mi się głupio z powodu słów, które przed chwilą powiedziałam. No tak, przecież słowa Alexy wcale nie oznaczały, że chce nieodpowiedzialnie do tak ważnej sprawy, jaką jest macierzyństwo podchodzić. Jej złość w tej sprawie była w moich oczach aż nadto prawdziwa, abym miała ją podważyć. Mimo wszystko, te jej słowa, w których kpiła sobie jawnie z pełnej rodziny, wydawały mi się dosyć niepokojące. Dlatego popatrzyłam na nią przepraszająco i powiedziałam:
- Wybacz, nie chciałam cię urazić. Ale tak mówisz lekko o tym, że można mieć pełną rodzinę, iż lekko się zaniepokoiłam.
Alexa popatrzyła na mnie już znacznie spokojniejszym wzrokiem, choć widać było wyraźnie, że złość jeszcze do końca jej nie minęła, po czym odparła:
- Sereno, najwidoczniej źle interpretujesz moje słowa. Mówiłam jedynie, że nie jest dziś obowiązkiem posiadania pełnej rodziny, aby być szczęśliwym. Ale to nie znaczy, że z góry zakładam, iż Rene mnie zostawi i nie będę miała z kim mego dziecka wychować. Po prostu wolę być ostrożna. On mnie poprosił o rękę, ale ja nie chcę, żeby żenił się ze mną z powodu poczucia obowiązku. Ja mam swój honor i nie zamierzam brać ślub dlatego, że tak trzeba. Poza tym, znamy się już długo, ale nie na tyle, aby zaraz się pobierać. Wszystko musi być w odpowiednim dla nas momencie wprowadzone, a nie tak po prostu, bo tak wypada. Trzeba naprawdę do tego wszystkiego podejść rozsądnie. Na razie nie planuję ślubu, skupiam się na tym, aby urodzić dziecko. Potem zobaczymy, czy ja i Rene sobie damy radę jako rodzice. Jeżeli tak, to wtedy możemy się pobrać, choć naprawdę uważam, że ślub jest tylko formalnością, bez której naprawdę można się obyć.
- Ale ja i Ash wzięliśmy ślub i jakoś nie narzekamy na tę formalność.
Alexa zachichotała, chyba odzyskując już całkowicie dobry humor.
- No tak, to wszystko prawda. Ale to, że wam się udało i jak dotąd, dalej się wam udaje, nie znaczy, iż mnie ma się udać. Poza tym, nie mam pewności, czy to dziecko, które teraz noszę pod sercem, nie zepsuje wszystko w naszych relacjach. Znaczy moich i Rene. Nie wiem tego i nie mam jak się tego dowiedzieć. Dlatego nie chcę wyciągać wniosków przedwcześnie, ale mimo wszystko zabezpieczyć się na taką ewentualność.
- Czyli po prostu, mówiąc krótko, nie przekreślasz go, ale wolisz być gotowa na to, aby go w razie czego przekreślić? - zapytałam.
- Jak będziesz w moim wieku, to może zrozumiesz, że wszelkiej ostrożności, a już zwłaszcza w kwestii uczuć, nigdy nie jest za wiele.
Zaniepokojona jej słowami, spojrzałam na Asha, który powoli popijał sobie herbatę i słuchał bez słowa tego, o czym właśnie rozmawialiśmy. Wtedy przyszła mi do głowy dosyć głupawa myśl. A co, jeżeli mój ukochany, kiedy już mu urodzę pierwsze dziecko, przestanie mnie kochać, a dziecko zamiast scementować nasze uczucie, zniszczy je i rozdzieli nas na zawsze? Naprawdę nie wiem, dlaczego choć przez chwilę mogłam tak pomyśleć, ale w takich sytuacjach chyba raczej mało kto myśli w pełni racjonalnie. A obawy, choćby najbardziej udany był związek, muszą się pojawić. Obawy o stratę ukochanej osoby i jej uczuć.
Ash nie wiem, czy wyczuł moje obawy, ale na pewno zauważył, że zaczęłam mu się przyglądać i zapytał mnie:
- Coś się stało, kochanie?
Uśmiechnęłam się do niego życzliwie i uspokajająco na znak, że nic mi nie jest, ale chyba nie do końca mi uwierzył. W każdym razie, odłożył filiżankę na stół i powoli dotknął mojej dłoni, mówiąc:
- Wiesz, że uwielbiam twój uśmiech? Zawsze jest taki ciepły i kochany.
Ponownie się do niego uśmiechnąłem, ale tym razem radośnie i szczerze, a do tego poczułam, jak moje serce ogarnia powoli spokój i opanowania. Zrozumiałam, jaka głupia byłam, wątpiąc w to, że mój ukochany mąż byłby w stanie przestać mnie kochać i to z powodu urodzenia mu dzieci. Pomyślałam sobie jednak, że jak na razie lepiej jest skupić się na naszej pracy detektywów, a nie zakładaniu rodziny i poświęcanie się jej. Z ulgą również pomyślałam o tym, iż za każdym razem, gdy tylko ja i Ash okazywaliśmy sobie więcej czułości niż to prywatnie się robi, nigdy nie zapominaliśmy o zabezpieczeniu.
Alexa wpatrywała się w nas wesoło przez chwilę, po czym powiedziała:
- Słodkie z was ptaszyny. Obyście zawsze byli sobie chociaż w połowie tak bliscy, jak teraz.
Następnie wstała z fotela i poszła do kuchni, skąd przyniosła jeszcze więcej ciastek, gdyż te, które dotąd były na stole, zdążyliśmy już zjeść. Zadowoleni, aby sobie osłodzić te smutne myśli, zaczęliśmy je powoli jeść i przez chwilę wszyscy milczeliśmy. Ponieważ jednak z natury jesteśmy niezłymi gadułami, to cisza, jaka zapanowała w naszym gronie, nie mogła trwać wiecznie i oczywiście nie trwała.
- Kochani moi, a słyszeliście o tym słynnym uwodzicielu, Narcyzie?
Wzrok nas wszystkich skupił się na osobie Alexy, która uśmiechnęła się lekko na widok naszych zdumionych min.
- Widzę, że zatem nie słyszeliście. Ale w sumie nie dziwi mnie to, bo koleś co chwila zmienia miejsce pobytu i działania, a potem, jak już osiągnie swoje cele, to znika i szukaj wiatru w polu. Dodatkowo ostatnio działał w innych regionach, nie w Kalos, a do tego regionu powrócił dopiero niedawno.
- Jak niedawno? - zapytał Ash.
- Zaczął tu znowu działać dokładnie wtedy, kiedy wy przebywaliście w Alto Mare i rozwiązywaliście sprawę tej biednej nastolatki. Swoją drogą, Gerda zdążyła już o niej opowiedzieć twojej mamie, Ash, a ona powtórzyła to mnie, kiedy mnie spotkała. Naprawdę niezła robota. Ja wiedziałam, że co jak co, ale głowy to macie nie od parady.
Nie umieliśmy zachować całkowitą skromność w sytuacji, w której oboje tak bardzo byliśmy chwaleni. Zwłaszcza, że sama sprawa była dość trudna i nie było łatwo ją rozwikłać. A samo wspomnienie wizyty w szpitalu dla wariatów było dla mnie czymś po prostu przerażającym. Miałam osobiście wielką nadzieję na to, że już nigdy więcej nie będę skazana na tego rodzaju atrakcje podczas śledztwa. Choć coś mi mówiło, iż chyba największe atrakcje są dopiero przede mną.
- Więc on działał tutaj wtedy, kiedy my byliśmy w Johto? - zapytał Ash.
- Pika-pika? Pika-chu? - dodał pytająco Pikachu.
Nie zrozumieliśmy, o co mu chodzi, ale kiedy pokazał nam na migi, o co mu chodzi, sytuacja stała się już jasna.
- No właśnie. Czy on działał w Wertanii? - zapytałam.
- Nie, w Alabastii. Ale jest podejrzenie, że swoje następne kroki właśnie tutaj on skieruje - odpowiedziała Alexa - Ale to są tylko przypuszczenia i nie mamy ani trochę pewności w tym, że to prawda. W ogóle, to jego metody działania są bardzo podstępne i zarazem nieźle chaotyczne. Nic nie można powiedzieć o nim tak na pewno, poza jednym. Facet jest bezczelnie pewny siebie, lubi ryzyko i zawsze mu się udaje uwieść kobietę, okraść i uciec w bezpieczne miejsce, zanim ta się w tym wszystkim zorientuje.
- Kto to w ogóle jest? - spytał Ash.
- Nazywają go Narcyz, ale jego prawdziwe nazwisko nie jest tak do końca znane - odpowiedziała Alexa.
- A jak długo on działa?
- Dwa lata. No, prawie trzy.
- Dwa lata? Prawie trzy? - Ash nie posiadał się ze zdumienia - Czy ty chcesz mi powiedzieć, że ten gość już trzy lata prawie działa na terenie regionów i wy co? Nawet nie wiecie, jak on się nazywa?
- Policja tego nie zdołała ustalić. Gość jest naprawdę bardzo cwany i bardzo pomysłowy. Do tego niesamowicie pewny siebie. Niewiele zmienia swój wygląd, tylko zawsze tożsamość. W każdym mieście każdej swojej ofierze przedstawia się jakoś inaczej i potem ucieka z jej kasą, a jak się jego ofiary zorientują, to on już jest daleko i szuka kolejnej naiwnej.
Słuchaliśmy uważnie wypowiedzi Alexy, nie posiadając się ze zdumienia. Jak dotąd sadziliśmy, że tego rodzaju oszuści łatwo wpadają w ręce policji, zaś kobiety nie są już aż tak głupie, aby dać się takiemu omotać. Jednak okazało się, iż w obu tych przypadkach się pomyliliśmy. Cwani i naprawdę pomysłowi oszuści trafiają się nadal, podobnie jak niesamowicie głupie kobiety, które byle cwaniak oszuka. No dobra, może nie byle cwaniak, bo z tego, co mówiła nam Alexa wynikało, że to raczej łajdak o wiele większego kalibru niż pospolity cwaniaczek. Nie zmieniało to jednak faktu, iż byłam załamana przedstawicielkami swojej płci, które mimo tego, że tak się chwalą, jak to one są nowoczesne i niezależne, wciąż dają się nabierać na stare sztuczki i okraść jak ostatnie frajerki. No, przecież takie głupie baby to aż się proszą o to, aby ich oskubać. Czemu więc jeden z drugim miałby takich nie okraść z dorobku ich życia, skoro same mu się wystawiają, jak na widelcu?
Ash nie wiem, czy miał podobne refleksje do mnie, ale z pewnością też sobie coś w głowie układał, czego łatwo się domyślałam po tym, iż jego twarz przybrała wyraz niezwykle silnego zamyślenia, tak typowego dla niego, kiedy na czymś się skupiał. Trwało to jakąś dłuższą chwilę, a potem zapytał:
- A powiedz mi, skąd ta ksywka, Narcyz?
- Tak nazwała go jedna z pierwszych okradzionych przez niego kobiet. Już nie pamiętam, która dokładnie, ale tak go nazwała - odpowiedziała Alexa.
- A z jakiego powodu? - spytałam.
- Ponieważ był niesamowicie pewny siebie, wręcz próżny - wyjaśniła Alexa - Do tego przesadnie dbał o swój wygląd. Oczywiście, w chwili, w której te biedne kobiety go poznawały, te cechy nie robiły na nich negatywnego wrażenia. A wręcz przeciwnie, sprawiał w ich oczach wrażenie pewnego siebie faceta, który może mieć każdą, ale chce tylko tę jedną jedyną, co mocno im się podobało.
- Czyli działał na nich próżność?
- Owszem, Sereno. Odpowiednio ją łechtał i pozyskiwał je sobie, a potem te dość szybko go do siebie zapraszały, a często po nocy spędzonej z nim odkrywały nagłe znikniecie kosztowności, pierścionków i złotych ozdób. Nie zawsze jednak w taki sposób postępował. Czasami osaczał swoją ofiarę powoli i stopniowo, aby ta mu w pełni zaufała, co zwykle następowało już po kilku dniach znajomości z tym tak czarującym osobnikiem, bo on umie być czarujący, a potem namawiał je do tego, aby powierzyły mu pieniądze na jakąś inwestycję i uciekał z kasą. Jak więc widzicie, jego metody działania są różne. Nie da się powiedzieć, aby miał tylko jeden, konkretny pomysł na oszukiwanie swoich ofiar. Było ich wiele.
- A jakie kobiety konkretnie wybiera on sobie na ofiary? - zapytał Ash.
- Różne. Tutaj też nie ma konkretnego typu. Raz oszukuje dziewczyny dosyć proste, nie ufające za mocno w swój urok osobisty. No wiecie, takie szare myszki, ćmy barowe i inne takie. Ale czasami uwodzi kobiety pewne siebie, obwieszone biżuterią lub mające przy sobie dość wartościowe przedmioty. A innym razem jest bardzo spontaniczny i po prostu łapie okazję, uwodzi dziewczynę i obserwuje, co ona ma i z czego można ją oskubać.
- Krótko mówiąc, łapie dowolne okazje i metody ma różne, tak?
- Dokładnie tak.
- Czy wszystkie ofiary zgłaszają się na policje?
- Nie wszystkie, ale większość tak. Dzięki nim policja zdołała jakoś, chociaż nie bez całkowitej pewności, stworzyć jego portret pamięciowy. A potem, gdy ten drań wpadł w ręce policji, wreszcie udało się stworzyć jego zdjęcie.
Zaintrygowani spojrzeliśmy na Alexę, niezwykle zaskoczeni tym, co właśnie usłyszeliśmy.
- Jak to? Policja go złapała? - zapytałam.
- Tak, rok po rozpoczęciu przez niego swojej działalności udało się policji go złapać. A to tylko dlatego, że jedna z jego ofiar była na tyle bystra, że zorientowała się w jego zachowaniu. Oczywiście najpierw mu dała w zaufaniu jakiś bardzo, ale to bardzo cenny pierścionek, który on od niej zażądał jako dowód miłości. Ale gdy już go mu dała, a ten szybko wyszedł pod byle pretekstem, poczuła, że coś jest nie tak i zadzwoniła na policję. Koleś chciał tego dnia wiać z miasta, ale wtedy policja go złapała. Jak na ironię, złapali go tajniacy w prywatnym aucie. Gość planował uciec z miasta na stopa, ale miał pecha, zatrzymał auto tajniaków.
Pikachu i Buneary parsknęli śmiechem, rozbawieni tym faktem. Ja sama zaś uśmiechnęłam się ironicznie, bo naprawdę trzeba było mieć wielkiego pecha, aby ze wszystkich możliwych samochodów w całym mieście, zatrzymało się na stopa to, którym jechali tajniacy. Jednak nie śmiałam się, w przeciwieństwie do naszych miłych pokemonich przyjaciół, gdyż czułam, że to zaledwie początek tej historii.
- No i co dalej? - zapytał Ash.
Alexa mówiła dalej:
- Gościa zwinęli, zgłosiło się szybko kilka kobiet oszukanych przez niego. Już nie było wątpliwości, że jest on winny. Ale zaczął po przesłuchaniu udawać, że go bolą żebra, gdyż rzekomo tajniacy uderzyli go kilka razy i to zdecydowanie za mocno w chwili aresztowania. To był oczywiście blef, ale niestety się udał. Zaraz go zabrano do lekarza, ale w chwili, gdy miano mu zrobić zdjęcie Roentgena, ten szybko i zwinnie wyskoczył przez okno i po rusztowaniu, które tam stało, raz dwa rzucił się do rzeki. I tyle go widziano.
Ash prychnął z kpiną, wyraźnie zdenerwowany naiwnością policji, że tak się łatwo dała nabrać i nie zachowała podczas całej tej sytuacji większej ostrożności.
- I jakie były jego kolejne akcje? - zapytał po chwili.
- Nie jestem pewna, bo zaliczył już trochę ofiar - odpowiedziała Alexa - Ale na pewno było ich tak z pięćdziesiąt. O tylu w każdym razie słyszała policja i my, dziennikarze. Mogło być jednak ich więcej, ale nie wszystkie ofiary się zgłosiły z tą sprawą do stróżów prawa. Prawdopodobnie dlatego, że było im wstyd z powodu swojej naiwności. Choć według policji, niektóre kobiety się nie zgłaszały, bo one i ich bliscy prowadzili nie do końca uczciwe interesy i woleli udawać, że nic się nie stało, zamiast ryzykować wsadzenie do paki za oszustwa finansowe.
- A to oczywiście działa na jego korzyść.
- Nie inaczej. Naprawdę, on jest strasznie sprytny i pomysłowy. Nigdy nikt mu nie towarzyszy, czasami tylko kilka Pokemonów, ale nie jest to regułą. Ponadto to, gdy został pierwszy raz zatrzymany, odebrano mu stworki. Ale potem miał inne i nie wiemy, ile ich ma naprawdę i jak je zdobywa.
- Zaraz! Moment! Bo czegoś nie rozumiem! - zawołałam - Dlaczego mówisz, że pierwszy raz został zatrzymany? To było przejęzyczenie się czy jednak nie?
Ash popatrzył na mnie wzrokiem pełnym podziwu i uśmiechnął się do mnie czule, zadowolony z mojej dociekliwości.
- Otóż to. Bardzo dobre pytanie. Choć ja się chyba domyślam, o o chodzi. Ty chcesz nam powiedzieć, że policja go znów złapała i znowu im uciekł?
- Dokładnie tak - odparła Alexa - Jak na ironię, to niedawno doszło do tego.
- Czy to wtedy, kiedy byliśmy w Alto Mare? - zapytałam.
- Otóż to. Gość wpadł podczas działania w Alabastii. Jego kolejną ofiarą była moja koleżanka, dziennikarka Vivien z „Kanto Express”. Choć tutaj to w ogóle jest numer nad numery. Taka groteska, że głowa mała.
- Co masz na myśli?
- Już wam wyjaśniam. Otóż Vivien na polecenie Cindy miała zrobić wywiad i reportaż z najbardziej szpanersko ubranym facetem. To miał być reportaż na temat tego, czym jest dzisiaj szpan i czy należy go stosować w prawdziwym życiu. No i tak się złożyło, że wybrała właśnie Narcyza. Nie wiedziała oczywiście, kim on jest i dlatego rozmawiała z nim normalnie, jak z każdym innym człowiekiem. Ten zaś, choć może się wam wyda to niezwykle, a wręcz głupie, to on nie tylko udzielił jej wywiadu, ale jeszcze pozwolił na zrobienie z nim reportażu i potem na puszczenie go w telewizji.
Słysząc to, jęknęliśmy oboje z Ashem, a Pikachu i Buneary zapiszczeli przy tym w sposób, którym chcieli ukryć swoje załamanie.
- No nie, naprawdę on tak zrobił? - zapytał Ash.
- No właśnie. Przecież on się w ten sposób mógł zdemaskować - dodałam.
- No i oczywiście tak się stało - odparła na to Alexa - Zdemaskowano go w ten sposób, ale nie do końca tak, jak się tego spodziewacie.
- Co masz na myśli? - zapytałam.
- Już wam wyjaśniam - zaczęła mówić dziennikarka - Otóż Vivien była tak bardzo oczarowana Narcyzem, że dała mu się uwieść i oczarować. Ten oczywiście, wykorzystał całą tę sytuację, aby ją omotać i kiedy już się poczuł całkowicie u niej pewny i bezpieczny, pod jej nieobecność ukradł jej pieniądze i kosztowności, czyli wszystko, co miała cennego w domu i co mógł ze sobą zabrać i chciał już uciekać. Ale wtedy nagle stała się niespodzianka. W mieszkaniu zjawiła się policja, która złapała go na gorącym uczynku.
- A skąd tam wzięła się policja? - spytałam - Czy Vivien ją wezwała?
Alexa parsknęła śmiechem i odparła:
- A skąd! To brat jednej z jego ofiar rozpoznał go w tym reportażu, który miał okazję obejrzeć w telewizji. Zawiadomił on policję w Alabastii, a ta zaraz zwinęła drania. I to jeszcze z łupem w ręku.
- Fajnie, tylko nie rozumiem jednego - powiedział Ash - Czy nikt z policji w Alabastii nie widział tego reportażu w telewizji? Nie rozpoznał w nim Narcyza?
- Pewnie co nieco osób z policji widziała ten reportaż, ale nie rozpoznano na nim Narcyza, bo w Alabastii nikt go nie szukał. Przynajmniej do tej pory.
- Rozumiem. Ale zakładam, że mimo wszystko nie na długo go złapano.
- Niestety, masz rację. Nie schwytano go na długo, gdyż ledwie zdołano go złapać, a wkrótce potem koleś im się wymknął. Uciekł z karetki więziennej, kiedy go wieziono do więzienia, w którym miał czekać na proces. Ogłuszył strażników i zranił ich, a potem uciekł, bardzo z siebie zadowolony. Pomimo szerokiej obławy z użyciem najlepszych policyjnych Pokemonów, nie udało się go schwytać. I tak oto drań znowu uciekł i krąży gdzieś w pobliżu.
- Skąd wiadomo, że w pobliżu? - zapytałam zaintrygowana - Jeżeli ma on w głowie dość rozumu, to powinien opuścić Kanto, a w każdym razie trzymać się jak najdalej od Alabastii. Mam rację, Ash?
Mój ukochany mąż miał jednak nieco inne zdanie w tej sprawie.
- Niekoniecznie - odpowiedział mi - Widzisz, tak postąpiłby ktoś ostrożny, kto się boi i zachowuje zdrowy rozsadek wtedy, gdy go trzeba zachować. Ale z tego, co ja zrozumiałem, Narcyz jest niesamowicie pewny siebie, dlatego postąpi wręcz przeciwnie, niż go o to podejrzewasz. Pojawi się blisko Alabastii, chociażby tutaj, w Wertanii i dokona kolejnej zuchwalej akcji.
- Ale to by było przecież szalone. Tak ryzykować? Przecież to oczywiste, że Wertania, jako miasto najbliższe Alabastii jest pierwszym miejscem, w którym go będą szukać.
- Albo wręcz przeciwnie, ostatnim. Słyszałaś, Serenko, o tym, że najciemniej jest pod latarnią? Wertania to jest właśnie ta latarnia, a on może właśnie tutaj się zjawić, chociaż nikt przy zdrowych zmysłach by tego nie zrobił. Może on uznać, iż skoro jest to ostatnie miejsce, w którym policja może go szukać, to on właśnie tutaj się uda. Ponadto, jak widzę większość ludzi, łącznie z tobą uważa, że skoro ledwie co dopadli go w Alabastii policjanci, to on najrozsądniejsze, co może zrobić, to jak najdalej stąd uciec i nie pokazywać się tu co najmniej przez rok. Ale widzisz, taki tok myślenia może właśnie być powodem, dla którego dotąd go nie złapano. Nasi drodzy policjanci sądzą, że on nie jest tak szalony, aby kręcić się dalej w okolicy, w której niedawno go złapano, a on sam ledwie uciekł. A on może właśnie myśleć inaczej. I tym górować nad nami, bo myśli nie szablonowo, a ponadto jeszcze jego sposób myślenia jest inny niż nasz.
- Zgadzam się z Ashem i nie tylko ja - powiedziała na to Alexa - Mówiłam już na ten temat z Cindy i twoim ojcem, Ash. Oboje są zdania, że on pojedzie właśnie do Wertanii, bo to ostatnie miejsce, gdzie rozsądny człowiek na jego miejscy by mógł pójść. Kapitan Jenny też jest podobnego zdania, choć policja w Wertanii nie jest tak do końca do tego przekonana. Wzięli oczywiście jego listy gończe, a prócz tego wzmogli ostrożność, ale jak dla mnie, to oni nam nie wierzą. Są przekonani, że on się tu nie zjawi, a jeśli nawet, to pewnie tak przebrany i ucharakteryzowany, iż nikt go nie rozpozna i próba schwytania go nic nie da.
- Czyli krotko mówiąc, lekceważą sobie sprawę - mruknął niezadowolony Ash - Ale w zasadzie, dlaczego mnie to dziwi? Policja ze stolicy często jest bardzo pewna siebie i nie dociera do niej, że może się mylić. A taki cwaniaczek zawsze to wykorzysta przeciwko nim.
Zaczęłam myśleć o tym, co właśnie usłyszałam. Rzeczywiście, dla mnie i dla każdego rozsądnego człowieka, takie igranie z ogniem i ryzykowanie aresztowania jest głupie i szalone, ale może właśnie stanowi ono o sile podstępu Narcyza? Bo jeżeli nikt nie podejrzewa go o to, aby był tak głupi i został w pobliżu miejsca, w którym nie tak dawno go aresztowano, to nikt go tu nie będzie szukał, a właśnie z tego powodu powinien się tu udać. Do miejsca, w którym policja nawet nie zechce go jakoś specjalnie dokładnie szukać, bo przecież nie mógłby się on tu zjawić. W tej chwili poczułam, że zastanawiam się, czy aby nie należy tego Narcyza nieco podziwiać. To naprawdę dobry psycholog. Strasznie pewny siebie, ale do tego też niesamowicie sprytny i działający nieszablonowo, co jest jego siłą. Co prawda, już dwa razy wpadł w ręce policji i udawało mu się to przez zbytnia pewność siebie, która doprowadziła do tego, iż stracił czujność. Ale potem i tak im zwiał i to za każdym razem w bardzo spektakularny sposób, co oznacza, że nawet jeśli nie uczy się na błędach, to umie z każdej sytuacji wyciągnąć dla siebie jakieś korzyści i też obrócić całą sytuację na swoją korzyść.
Spojrzałam na Asha, który też o czymś myślał, masował sobie lekko palcami podbródek, po czym zaczął zadawać kolejne pytania:
- Alexa, powiedz nam, proszę, czy Narcyz zmienił kiedyś swój wygląd? Czy zawsze wygląda tak samo, jak podczas pierwszej akcji?
- Nie, wyglądu on nigdy nie zmienił - odpowiedziała mu Alexa - Wiem, że to też wydaje się dziwne, ale on nawet nie specjalnie się stara, aby w każdym z tych miejsc, w których chwilowo przebywa, zmienić swój wygląd. Nie podejrzewa, aby ktokolwiek był w stanie go rozpoznać. Paradoksalnie chyba, ta pewność siebie mu pomaga odnosić sukcesy.
- Nie na długo - stwierdził na to Ash i zaczął się tajemniczo uśmiechać.
Wiedziałam doskonale, co tu jest grane. Mój luby Ash właśnie wymyślił coś naprawdę pomysłowego i zręcznego, co tylko on mógłby wymyślić.
- Co tam dokładniej wykoncypowałeś? - zapytałam dowcipnie.
- Pewien pomysł, który może obronić honor policji i reszty stróżów prawa - odpowiedział mi Ash.
Pikachu i Bunaery patrzyli na niego uważnie, wyraźnie zaintrygowani tym, co chodzi po głowie ich przyjacielowi. Ja i Alexa też czekaliśmy z pewną sporą dozą ciekawości, co zaraz usłyszmy. Mój ukochany, lekko się napawając całą tą sytuacją i uśmiechając się do nas tajemniczo, powiedział:
- Coś mi przyszło do głowy. Pewien bardzo ciekawy pomysł.
- Jaki? - zapytałam.
- Pika-pika? Bune-bune? - zapiszczeli Pikachu i Buneary.
- Już wam mówię. Z góry jednak pragnę zaznaczyć, że nie mogę być całkiem pewien, czy nam się to uda. Nie ma stuprocentowej pewności, czy to coś da.
- Ash, kochanie, prawie nigdy nie mamy pewności w stu procentach, kiedy coś robimy. Ryzyko niepowodzenia zawsze istniało w naszej pracy i zawsze chyba istnieć będzie. Ale już powiedz, co ci przyszło do głowy.
Mój luby uśmiechnął się tajemniczo i po chwili opowiedział nam, jaki to plan narodził się przed chwilą w jego głowie. Musiałam przyznać, że pomysł ten był w swej prostocie niezwykle ciekawy i zarazem bardzo niepewny. Faktycznie, żadne z nas nie miało najmniejszej nawet pewności, że może nam się udać. Ale przecież do odważnych świat należy. A ponadto, Narcyz jest strasznie pewny siebie i zarazem też bardzo pomysłowy. I dlatego właśnie, choć to się może wydawać szalone, tylko inna pewność siebie i pomysłowość byłaby w stanie go pokonać. Zresztą i tak nie mieliśmy innego planu. I ostatecznie, co nam szkodziło spróbować?
Z tego też właśnie powodu, przyklasnęliśmy pomysłowi Asha i zgodziliśmy się na jego realizację.
***
Nocy bure cienie
Maskują ślady stóp.
Nie jesteś tym kamieniem,
Co w wodzie zniknąć mógł.
Obława rusza ławą,
Pod ręką mając świt.
Gdy strach zostawia ślady,
Nabiera pościg sił.
Hej, to ja! Twój strach!
Twój strach! Twój strach!
Twój strach!
Przez ciemność jak przez eter,
Ktoś przewlókł gruby sznur.
Już dławisz się oddechem,
Gdy szansa jest tuż tuż.
Nie ujdziesz tej pogoni,
Choć dalej będziesz biegł.
Ucieczka i obława
Tak samo wchodzą w krew.
Hej, to ja! Twój strach!
Twój strach! Twój strach!
Twój strach!
Po sznurze, jak po linie
Uciekasz, mylisz trop.
Na jednym końcu zginiesz,
Na drugim myślisz wzlot.
I biegniesz jak po słońce.
I nie wiesz, no bo skąd?
Że sznura oba końce
Ta sama ściska dłoń.
Hej, to ja! Twój strach!
Twój strach! Twój strach!
Twój strach!
Słowa tej piosenki, słyszanej już dawno temu na jednej z dyskotek, mocno i wręcz dziko dźwięczały w uszach Narcyza, kiedy uciekał on jak najdalej z karetki więziennej, w której to jeszcze przed chwilą był wieziony do więzienia. Pragnął się od niej oddalić tak daleko, jak tylko to było możliwe. Wiedział, iż nie potrwa to za długo i rozpocznie się na niego obława. Musiał więc opuścić tereny Alabastii tak szybko, jak to tylko było możliwe. Nie miał najmniejszej ochoty ponownie wpaść w ręce wymiaru sprawiedliwości. I tak już to, że w nie wpadł dzień wcześniej było dla niego szokujące i naprawdę niekomfortowe.
W ogóle, jak do tego mogło dojść? Przecież w Alabastii nikt nie widział nigdy jego twarzy. Nigdy wcześniej tu nie działał. Owszem, była dość duża szansa na to, że rozesłano do tego miasta listy gończe wydane za jego osobą, ale przecież było to mało prawdopodobne, aby go ktoś na nich rozpoznał i potem go wydał policji. A jednak to się stało. Niepotrzebnie skusił się na ten reportaż z tą dziennikarką. Bo to przecież ten głupi program popsuł mu szyki. Zobaczył go w nim brat tej idiotki Mary, tak cierpiącej po tym, jak Narcyz ją okradł. Zakichany braciszek, który tropił go zaciekle od Wysp Oranżowych. Musiał oczywiście zobaczyć ten głupi program w telewizji i potem donieść na policji, że w tym programie wystąpił poszukiwany przez nich Narcyz, a gliniarzom już zostało tylko go aresztować, co oczywiście też zrobili. I jak na ironię losu, przyłapali go w mieszkaniu tej kretynki Vivien i to w momencie, w którym on oczyszczał je ze zbędnych jej przedmiotów. O tak, to się nazywa mieć pecha.
Ale od czego pomysłowość? To, że się dało złapać nie oznaczało jeszcze, aby się miało potem z tego powodu dać zamknąć na długie lata w wiezieniu. Musiał coś szybko wymyślić i w końcu mu się to udało. Należało tylko lekko przechylić się w kierunku strażnika naprzeciwko siebie i zwinnym ruchem ręki wyjąć mu zza pazury pistolet i zmusić nim jego i tego drugiego gamonia, który go pilnował, aby go rozkuli. Następnie ogłuszył ich obu i wyskoczył z wozu, potem grożąc bronią kierowcy, zmusił go do tego, aby wysiadł i jego też ogłuszył. Zaraz potem ruszył biegiem w kierunku Wertanii. Nie zabrał ze sobą broni, bo wiedział, że jeżeli chce sprawiać wrażenie zwykłego, spokojnego cywila, nie mógł posiadać przy sobie coś tak niebezpiecznego, co od razu przykuje uwagę innych. Wielka szkoda, że mu zabrali jego Pokemony i nie miał szansy ich odebrać. Z ich pomocą łatwiej by się wydostał z tej okolicy, a tak musiał się jeszcze pomęczyć.
Oczywiście, pomimo tych trudności, z czasem przekroczył granice Alabastii i to nie zatrzymany przez nikogo. Nie miał pewności, czy obława już się rozpoczęła i jak daleko ona zajdzie, ale w zasadzie, to go nie obchodziło. Ważne, że był już w innym mieście, a w nim będzie bezpieczny. Obława go nie dopadnie. Ponadto, o ile zdążył już dobrze poznać mentalność miejscowej policji, z góry założą, że uda się w kierunku morza i najbliższego portu, aby dostać się do innego regionu. Albo do jakiegoś miasta nieco dalej położonego od Alabastii. Bo przecież to było chyba w tej sprawie najbardziej logiczne. Oddalić się jak najdalej miejsca, w którym się zostało zatrzymanym. A przynajmniej zaszyć w jakieś norze i nie wychylać się aż do momentu, w którym obława minie i będzie można powrócić do gry. Ale nie on, nie Narcyz! On nie będzie się chował po norach jak jakiś Raticate czy inny tam gryzoń. O nie! On dotarł do Wertanii, wynajął pokój w pierwszym hotelu, jaki mu się nawinął i odpoczął. Pieniądze miał, bo okradł strażników z kasy, kiedy już ich ogłuszył. Miał więc za co wynająć pokój i tam nabrać sił. I obmyślić, co powinien zrobić dalej. Choć w zasadzie, to ostatnie już doskonale wiedział.
- Kretyni nie pomyślą nawet, że ukryje się w najbliższym mieście, zamiast wiać jak najdalej od Alabastii - mówił sam do siebie w duchu - A jeśli nawet o tym pomyślą, to pewnie uznają, że postaram się wkręcić między turystów i opuścić po krótkim pobycie miasto, idąc dalej i jeszcze dalej, byle dalej stąd. A ja zrobię coś innego. Zostanę tu na dłużej i zadziałam. Zanim stad wyjadę, muszę przynajmniej choć jedną frajerkę oskubać. Mniejsza o to, jaką. Byle była porządnie nadziana, tylko to się liczy. A potem będę miał za co ruszyć dalej.
Narcyz oczywiście zdawał sobie sprawę z tego, że w każdej chwili policja na jego trop może dość łatwo wpaść, jeżeli nie będzie się ukrywał jak należy i jeśli nie zaczeka z kolejną akcją odpowiednią ilość czasu. Ale też jego wrodzona chęć do ryzykowania, patrzenia w oczy niebezpieczeństwu sprawiała, że mimo tego, iż ktoś inny na jego miejscu by się przyczaił zanim znów zaatakuje, on nie zamierzał tego robić. Uważał, że świat należy tylko do tych, którzy nie wahają się ryzykować i łapać okazję wtedy, gdy te się pojawiają. Ponadto z natury lubił ryzyko, można by nawet pokusić się o stwierdzenie, iż był uzależniony od adrenaliny. Stwierdzenie to nie byłoby odosobnionym przypadkiem, ponieważ jakiś czas temu pewna kobieta, będącą psychologiem policyjnym stwierdziła, że nie tylko widzi w jego osobie wielką słabość do adrenaliny, ale wręcz uważa, iż samo okradanie kobiet nie jest dla niego aż tak istotne jak przeżywanie tego ogromnego ryzyka, które się z tym wiążę. Doszła również do wniosku, że Narcyz zdobywa w ten sposób środki do życia nie tyle dlatego, aby miał on się brzydzić ciężkiej pracy i lubić wygody, choć i tego nie wykluczała, ale przede wszystkim dlatego, iż uwielbiał czuć ten dreszcz emocji, jakie towarzyszą mu podczas robienia tego, co robi. Gdyby Narcyza o to zapytać, zapewne stwierdziłby on, że sporo w tym wszystkim prawdy.
Ponadto, co również jest niezwykle istotne, działaniami Narcyza zawsze, ale to zawsze kierowała wielka pewność siebie. Zawsze był pewien zwycięstwa, nie pomyślał choćby przez chwilę o tym, aby miało mu się nie udać. Nie miał wobec siebie najmniejszych wątpliwości, ani wobec swoich działań. Wiedział, że co jak co, ale to, co robi musi mu się udać. Dlatego, w myśl zasady samospełniającej się przepowiedni, osiągał coraz to nowe sukcesy i nic nie zapowiadało, aby miało to kiedykolwiek się zmienić. Co prawda, już dwa razy policja go złapała, ale zawsze udawało mu się im wymknąć i to za każdym razem w sposób spektakularny. Tak więc był pewien tego, że jeżeli coś sobie postanowi, to musi to osiągnąć, choćby się ziemia miała zawalić. Był całkowicie przekonany o tym, że jeżeli ktoś nie jest pewien swojego sukcesu, choćby w najmniejszym stopniu, to zawsze będzie mu coś nie wychodziło. Jeżeli jednak w swoich myślach skupi się całkowicie na tym, co robi i będzie wręcz zuchwale pewny siebie, to musi osiągać sukces. Ponadto, w jego założeniu świat cenił jedynie ludzi zuchwałych i pewnych siebie. Widział już takich wiele razy i widział, jak doskonale sobie oni radzą. Jak ludzie się przed nimi nieraz płaszczą, a ci depczą po nich i zmierzają w ten sposób prostą drogą do tego, co sobie postanowią. Dlatego nie mógł sobie pozwolić na żadna słabość, na żadną wątpliwość co do swoich umiejętności, ani tym bardziej cofać się wtedy, gdy jest na jego drodze jakieś ryzyko. Musiał brnąć naprzód do celu, choćby niewiadomo, ilu stróżów prawa miało być na jego tropie. Nie mógł sobie pozwolić na obawy, na to, aby drżeć ze strachu na widok policjantów na ulicy. Musiał on odważnie iść przed siebie, bo tylko wtedy cokolwiek dało się osiągnąć, kiedy się wierzyło w siebie i gdy nie miało się obaw przed porażką. Obawy takie rodziły zwykle błędy, a te zaś prowadziły do ostatecznej przegranej. A on nie zamierzał być przegranym. On miał wielkie ambicje. Zamierzał wygrywać zawsze i wszędzie i nic nie mogło mu w tym przeszkodzić. A już na pewno nie głupkowate obawy, na które to może sobie pozwolić amator, nie zaś ktoś doświadczony już, tak jak on.
Rzecz jasna, nawet doświadczonemu może zdarzyć się wpadka. Jemu się aż dwie przydarzyły, ale spokojnie. Wyciągnął już z tego należyte wnioski i wiedział doskonale, że nie pozwoli sobie na kolejne. Tym razem będzie ostrożniejszy, ale też nie przesadnie, bo kto przesadnie jest ostrożny, ten nigdy niczego nie osiągnie, a jeśli nawet, to tylko małe sukcesy. A jemu marzyły się wielkie i wiedział, że jest w stanie je osiągnąć, jeśli tylko odważnie będzie szedł dalej przed siebie i się nie podda. A on poddawać się nie zamierzał.
Z takimi właśnie myślami, Narcyz zasnął spokojny i zarazem bardzo z siebie zadowolony. Kiedy to robił, układał sobie w głowie już dokładny plan działania, na jaki sobie może w obecnej sytuacji pozwolić. Nie było najlepiej, bo dopiero co zwiał policji i na pewno go szukają. Dobrze, że jeszcze nie spadł śnieg, chociaż był to już grudzień, bo gdyby tak było, po śladach łatwo by go namierzono, że udał się do Wertanii. Całe szczęście, śladów nie zostawił, bo śniegu nie było jeszcze i to tez działało na jego korzyść. Ale już się robiło chłodno, co również stanowiło bardzo korzystna sytuacje. W zimne i niekiedy ponure wieczory wiele kobiet chce sobie jakoś rozładować stres i smutek wywołany jesienno-zimowa chandra i chodzi do barów i innych klubów, aby tam sobie odpocząć i poprawić humor. Idealna to więc sceneria do jego kolejnej akcji. Należy tylko namierzyć jakąś dziewczynę w takim oto otoczeniu, najlepiej samotną i smutną, zagaić, poderwać i potem już tylko się dowiedzieć, czy ma ona cenne rzeczy, z których posiadania on chętnie ją uwolni. A gdy już się okaże, że tak, a zwykle się tak okazuje, to zadbać o to, aby go zaprosiła do siebie. Z doświadczenia wiedział, że ponura chandra sprzyja zdecydowanie o wiele bardziej podrywaniu dziewczyn aniżeli wiosna czy lato. Bo o tej porze roku dziewczyny są zwykle radosne, szczęśliwe, wesołe i nie potrzeba im pociechy z powodu smutnej pogody, która to mimowolnie wpływa w większy lub mniejszy sposób na każdą przedstawicielkę płci pięknej. To właśnie ponura i smętna pogoda była w tej sytuacji najlepszym sprzymierzeńcem notorycznego uwodziciela i z niej należało korzystać. Ponieważ w taką pogodą dziewczyna potrzebuje kogoś, kto ją przytuli, oczaruje, rozbawi i poprawi humor. Dla kogoś takiego każda zrobi niemal wszystko. I o to właśnie tu chodziło. I tego należało się trzymać.
Kiedy Narcyz się obudził, wiedział już, co należy mu zrobić. Poszedł od razu do sklepu i kupił sobie nowe buty i najlepsze dżinsy, jakie tylko mieli. Nie miał aż za dużo pieniędzy przy sobie, ale tyle, ile posiadał, wystarczyło mu na poprawę swojego wizerunku choć trochę. Następnie odnalazł jeden bar, do którego lubią sobie chodzić ludzie mający słabość do kart, wyszukał takich, zagadał i zasiadł do gry. Ponieważ znał się na tym, udało mu się wygrać kilkaset dolarów. Wystarczyło, aby przeprowadzić kolejną swoją akcję. A tę miał już zaplanowaną.
Po grze, Narcyz wrócił do hotelu i odpoczął sobie nieco, a następnie poszedł do najlepszego nocnego klubu w całym mieście. Wiedział, że jeśli ma szukać ofiar, to tylko w takim miejscu, bo do takiego miejsca przychodzą jedynie ci, których na to stać. Do zwykłych barów nie zamierzał w poszukiwaniu ofiar zaglądać. Dobrze wiedział, że tam nie znajdzie nikogo, kto wart byłby jego uwagi. Poza tym, do tych biedniejszych barów nie przychodzą bogate osoby. Tam przychodzą jedynie takie osoby, których nie stać na lepszy lokal do balowania. Takie nie posiadają nic, co by warto zwinąć. A nawet jeśli, to nie warto było zachodu. Mały łup to żaden łup. Ten, kto się szanuje, zdobywa jedynie cenny łup. Dobrego myśliwego nigdy nie ciekawi byle jaka zwierzyna, musi polować tylko na grubego zwierza. Tylko upolowanie takiej daje prawdziwą satysfakcję i jest w ogóle warte zachodu.
Aby więc upolować takiego rodzaju zwierzynę, Narcyz wszedł do nocnego klubu jakąś godzinę potem, jak ten został otwarty. Nie chciał wchodzić jako jeden z pierwszych, ponieważ wtedy trudniej wypatrzeć ofiarę. Najlepiej wejść do klubu wtedy, gdy już jest trochę ludzi. Wtedy wszyscy zdążą się już rozsiąść, a łowca w ten sposób może pośród nich wyszukać odpowiednią ofiarę. W takiej chwili to jest po prostu idealny moment do działania. Narcyz, jako doświadczony zdobywca nie tylko kobiecych serc, ale i ich kosztowności, wiedział o tym doskonale. Odczekał więc do odpowiedniego momentu, po czym dopiero wtedy wszedł do klubu. Tak jak to przewidywał, był on niemalże pełen ludzi. W prawie każdym kącie ktoś się kręcił. Idealne pole do działania. Trzeba tylko sobie upatrzyć odpowiednią ofiarę.
Narcyz usiadł przy jednym z wolnych jeszcze stolików, zamówił sobie drinka i powoli go pijąc, zaczął bardzo uważnie obserwować cały lokal. Nie spieszył się z tym, ponieważ doskonale wiedział o tym, iż nigdy w przypadku wybory ofiary nie należy się spieszyć. Tutaj powinno się zachować daleko posunięty spokój, dobrze się rozejrzeć po terenie, wyszukać odpowiednią sztukę i dopiero potem rozpocząć działanie. Odnalezienie jednak tej właściwej ofiary nigdy nie jest łatwe. Najlepiej jest rozpocząć atak na samotną osobę, gdyż ta, która przychodzi z kimś niemalże zawsze jest niemożliwa do zdobycia. Jeśli jest z koleżanką lub kilkoma, zawsze ma wsparcie, które nie pozwala rozwinąć skrzydła uwodzicielowi. Z kolei, kiedy do klubu przychodzi z chłopakiem, to nawet nie ma co próbować o nią zabiegać, bo już kogoś ma i raczej nie odbije się jej ukochanemu. A jeśli nawet, to istnieje wciąż poważne ryzyko bójki z potencjalnym rywalem, co oczywiście nie jest miłe, a w dodatku, w ogóle nie potrzebne. Nie, żeby Narcyz się bał takiej możliwości, ale po co sobie dokładać dodatkowych problemów? Tych należy unikać, tak mocno, jak to tylko jest możliwe.
Jak zatem widać, poszukiwanie odpowiedniej ofiary przez Narcyza wcale nie należało do rzeczy łatwej. Większość dziewczyn, które były obecne w klubie, albo przyszły z koleżankami, albo z chłopakami. Było co prawda kilka samotnych, ale większość z nich wyglądało na dosyć pewne siebie i były porwane do tańca przez chłopaków. Te nie sprawiały wrażenia, jakby chciały zawrzeć bliższą znajomość z kimkolwiek. Z tego też powodu raczej nie było szans, aby do nich podbić. Zatem zadanie nie przedstawiało się tak łatwo. Choć może to i lepiej, bo przecież to żadna sztuka, osiągnąć zwycięstwo w łatwy sposób. Prawdziwą sztuką jest osiągnąć swój sukces po mocnych staraniach.
W końcu jednak Narcyz wypatrzył właściwą dziewczynę. Siedziała ona przy kontuarze i barman nalewał jej właśnie drinka, który ona powoli piła, jednocześnie uważnie rozglądając się co jakiś czas po całym lokalu. Chyba na kogoś czekała, ale ten ktoś najwyraźniej nie przyszedł. To była idealna szansa dla uwodziciela. Taka osoba jest o wiele bardziej podatna na to, aby ją uwieść i zdobyć. Należało zatem skorzystać z okazji i rozpocząć działanie.
Narcyz powoli więc wstał i poszedł do baru, gdzie barman, wysoki szatyn w okularach, właśnie czyścił kieliszki po drinkach. Gdy uwodziciel usiadł i zamówił szklaneczkę czegoś mocniejszego, polał mu wesoło i zapytał:
- Relaks po dniu pracy?
- Nie, poszukiwanie prawdziwej miłości - odpowiedział Narcyz.
Następnie spojrzał na siedzącą obok dziewczynę, która upatrzył sobie na swą przyszłą ofiarę i zapytał:
- Co? Nie przyszedł?
Dziewczyna spojrzała na niego, zaintrygowana jego pytaniem. Miała piękne, niebieskie oczy i długie, rude włosy. Ubrana była w czerwoną sukienkę z dosyć dużym dekoltem. Z uszu wystawały jej ładne złote kolczyki, na palcu miała ładny pierścionek może z niewielkim kamieniem, ale zawsze wartościowy. Szyję jej z kolei zdobił całkiem interesujący złoty wisiorek. Widać było, że nie należy ona do biednych. Do tego była niesamowicie piękna i seksowna. Tym lepiej, bo nie trzeba będzie w jej przypadku udawać, że się ona podoba.
- Kto niby nie przyszedł? - zapytała tonem niewiniątka.
- No... Ten, na którego czekasz - odpowiedział jej Narcyz.
Dziewczyna westchnęła smutno i pokiwała delikatnie głową na znak, że tak właśnie jest, po czym ponownie poprosiła barmana o drinka, którego następnie w smętny sposób zaczęła sączyć.
- Wiesz, nie rozumiem go. Taka dziewczyna czeka na niego, a on się nawet tu nie pofatyguje? To jakiś dureń.
Dziewczyna uśmiechnęła się lekko, chyba rozbawiona tym, co powiedział.
- Chyba faktycznie to dureń. Miał tu przyjść już pół godziny temu i co? I go tu nie ma.
- Może coś go zatrzymało i zaraz się zjawi? - zasugerował Narcyz.
- Nie wydaje mi się - odparła na to dziewczyna - Jakby mu na mnie zależało, to by się nie spóźnił. Takie spóźnianie się, to brak szacunku.
Narcyz uśmiechnął się delikatnie. Ile ta dziewczyna mogła mieć lat? Chyba z dwadzieścia, raczej nie więcej. Niecałe dziesięć lat młodsza od niego. Ale pewnie mieszka samotnie, może gdzieś tu rozpoczęła studia? Jakby jednak nie było, to jej osoba niezwykle się podobała uwodzicielowi. Trzeba było zatem zrobić tak, aby i on spodobał się jej. Nie będzie to łatwe, ale może się udać.
- Wiesz, jeżeli facet tak się zachowuje w stosunku do dziewczyny, to nie jest wart tego, aby po nim płakać - powiedział po chwili.
Dziewczyna popatrzyła na niego z lekkim uśmiechem na twarzy.
- Przecież ja nie płaczę. Kto powiedział, że ja płaczę?
Mimo, iż się uśmiechała, widać było wyraźnie, jak bardzo jest jej smutno i ze nie była w stanie tego ukryć. Teraz zatem nastąpił moment, aby przejść do ataku.
Narcyz zadowolony zapłacił za swojego drinka barmanowi, a potem wesołym krokiem skierował się do orkiestry, która tworzyła ciekawy zespół ludzi oraz kilku Pokemonów, grających na różnych instrumentach. Uwodziciel podszedł do lidera zespołu, korzystając z tego, że zespół chwilowo nie grał, porozmawiał przez krótką chwilę z muzykiem, a następnie wręcz mu banknot, a ten zadowolony podszedł do mikrofonu i powiedział:
- Proszę państwa, na specjalne zamówienie teraz nastąpi występ z piosenką, którą dedykujemy wszystkim obecnym tutaj paniom, a szczególnie pewnej jednej wyjątkowej, pozbawionej chwilowo dobrego humoru. Mamy wielką nadzieje, że ten utwór poprawi jej nastrój i sprawi, iż poczuje się dużo lepiej.
Z całego lokalu rozległy się wielkie oklaski, a dziewczyna przy barze chyba zrozumiała, że mowa tu o niej, bo uśmiechnęła się i uważnie przypatrywała scenie, ciekawa, co też się zaraz wydarzy. Muzycy zaś rozpoczęli granie utworu, Narcyz zaś z nieukrywanym zachwytem podszedł do mikrofonu i zaczął śpiewać:
Niby tak, a niby nie.
Nieustannie zwodzisz mnie.
Niby chcesz, a niby nie.
Nie chcę dłużej czekać.
Więc powiedz tak lub powiedz nie.
Już nie dręcz mnie.
Muzycy grali dalej, uśmiechając się rozbawieni całą ta sytuacja, następnie ich ludzka część, bo ta pokemonia nie była w stanie tego zrobić, zaśpiewała:
Będę kochał cię jak nikt.
Wszystkie noce, wszystkie dni.
Będę kochał cię jak nikt.
Wszystkie noce, wszystkie dni.
Narcyz zaś odpiął mikrofon od stojaka, po czym zadowolony podszedł blisko do rudowłosej dziewczyny, ujął ją za rękę, delikatnie pociągnął ją ku sobie, a ona mu na to pozwoliła, nie odrywając od niego zachwyconego wzroku. Zadowolony tym Narcyz zaczął śpiewać przez mikrofon:
Słodka dręczycielko, kochaj mnie.
Niezdobyta twierdzo, poddaj się.
Niewzruszona skało, oddaj mi
Wszystkie noce, wszystkie dni.
Zostań ze mną, uwiedź mnie.
Zostań ze mną! Ummm!
Jak przyjemnie, uwierz mi!
Zostań ze mną, razem dobrze będzie nam.
Zostań ze mną, kochaj mnie.
Zostań ze mną! Ummm!
Jak przyjemnie.
Zostań ze mną, będę kochał cię jak nikt.
Słodka dręczycielko, kochaj mnie.
Niezdobyta twierdzo, poddaj się.
Niewzruszona skało, oddaj mi
Wszystkie noce, wszystkie dni.
Piosenka dobiegła końca, a wszyscy wokół w klubie zaczęli głośno klaskać i to nie tylko muzykom, ale również i Narcyzowi, który odsunął powoli mikron na dół i uśmiechnął się zmysłowo do rudowłosej dziewczyny. Ta zaś patrzyła na niego wzrokiem pełnym zachwytu i podniecenia. Nie odrywała od niego wzroku. Była już całkowicie pod jego urokiem osobistym. Doskonale! O to właśnie chodziło! To było łatwiejsze niż się wydawało. Choć oczywiście to była zaledwie połowa jego sukcesu. Druga połowa była jeszcze przed nim. Ale jeżeli najtrudniejsza część już została osiągnięta, to kolejna powinna być czystą formalnością. A jeśli nawet i nie, to i co z tego? W sumie, nawet lepiej by było, żeby nie osiągnął zwycięstwa zbyt szybko. Będzie miał większą satysfakcję, kiedy osiągnie swój cel.
- Philippe - powiedział, wyciągając do niej delikatnie rękę.
Nie było to oczywiście jego prawdziwe imię, ale przecież wszystkim paniom on podawał inne imię.
- Yvonne - odpowiedziała rudowłosa, ściskając lekko jego dłoń.
Początek znajomości został zawarty. Zatem pora była na kolejne działania.
C.D.N.