czwartek, 21 grudnia 2017

Przygoda 023 cz. II

Przygoda XXIII

Pokerap rządzi! cz. II


Następnego dnia poszliśmy pracy w niezbyt dobrych nastrojach. Wciąż myśleliśmy na temat wydarzeń, których byliśmy świadkami poprzedniego wieczoru. Zastanawiało nas, kto i dlaczego zaatakował muzyka Zubera oraz jak możemy udowodnić niewinność Biffa. Co prawda nie znaliśmy go zbyt dobrze i nie mieliśmy pewności, czy aby na pewno jest on tak niewinny, jak uważał to Brock, ale czuliśmy, że możemy zaufać naszemu przyjacielowi i jego opinii, która mówiła, iż Biff nie jest winny temu, co mu się zarzuca. Ale przecież musieliśmy jeszcze w jakiś sposób to udowodnić, a to niestety już nie było takie proste.
Z tego też powodu ja, Ash i Dawn poszliśmy po pracy na posterunek policji, aby się dowiedzieć, jak postępuje śledztwo w sprawie napaści na Zubera. Mieliśmy nadzieję, że coś już wiadomo na temat sprawcy napaści, ale niestety przeliczyliśmy się. Sierżant Bob co prawda przyjął nas u siebie, jednak nie miał on dla nas najlepszych wieści.
- Muszę was niestety rozczarować, ale kapitan Rocker uważa, że nie powinniście się zajmować tą sprawą - powiedział Bob smutnym tonem.
Z jego głosu wyraźnie wydobywał się lekki zawód, co oznaczało, iż gdyby to od niego zależało, to już byśmy prowadzili śledztwo w tej sprawie. Bob jednak musiał słuchać swoich przełożonych, co bynajmniej nie zawsze jest mu na rękę, a już na pewno nie było mu na to rękę w tej sprawie, o jaką teraz chodziło. Bob rzadko pozwalał sobie na kwestionowanie rozporządzeń swojego szefa, ale tym razem nie ukrywał ani przed nim, ani tym bardziej przed nami, że jest przeciwny decyzji Jaspera Rockera.
- Ale dlaczego pan kapitan nie chce, abyśmy prowadzili śledztwo w tej sprawie? - zapytał zdumiony Ash.
- Ponieważ jego zdaniem sprawca został już schwytany, więc wasze śledztwo by tylko wszystko popsuło - odparł Bob.
Pokiwałam złośliwie głową, gdy to usłyszałam.
- Taaaaa... jasne. Jak znam życie, to nasz kochany kapitan chce sobie po prostu poprawić statystyki, bo ostatnimi czasy notuje więcej naszych sukcesów niż swoich własnych - powiedziałam.
Bob położył sobie palec na ustach, jakby się bał, że jego przełożony zaraz tu wejdzie i usłyszy moje słowa. Szczerze mówiąc, to nawet gdyby tak się stało, to i tak bym się tym nie przejęła, bo zachowanie kapitana Jaspera Rockera było moim zdaniem po prostu żałosne. Oczywiście wiedziałam, że szef policji w Alabastii jest dobrym człowiekiem, ale też ma pewną poważną słabość. Mianowicie był w wielu sprawach strasznym służbistą, a prócz tego czasami chyba zbyt szybko się poddawał. Gdy więc jego ludzie aresztowali pierwszego podejrzanego, to już od razu on chciałby zakończyć śledztwo uważając, że za pierwszym podejściem prawdziwy sprawca znajdzie się za kratkami. Niestety, rzadko kiedy tak było, ale kapitan nie przyjmował tego do wiadomości dopóki prawda nie walnęła go mocno w łeb, chociaż w tej chwili to czułam, że za chwilę ja mu przyleję, jeśli on nie zmieni swojego zdania w tej sprawie.
- Sereno, daj spokój. Nie będziemy się przecież kłócić z szefem policji w Alabastii - powiedział uspokajającym tonem Ash.
- No właśnie, nie chcemy przecież sami zostać aresztowani - dodała nieco żartobliwym tonem Dawn.
Może i ona sobie żartowała, ale musiałam przyznać, że zdecydowanie kapitan byłby zdolny nas aresztować, gdybyśmy mu nadepnęli na odcisk, więc może lepiej było sobie odpuścić, przynajmniej na razie.
- Ale przecież nie możemy tej sprawy tak zostawić - powiedziałam i spojrzałam na Boba - Bob, ty przecież wiesz, że ten cały Biff Mutano jest przyjacielem naszego wspólnego przyjaciela Brocka.
- To prawda, ale co to ma do rzeczy? - zdziwił się Bob.
- To, że Brock na pewno nie przyjaźniłby się z mordercą. Wierzę więc mu, gdy mi mówi, że Biff jest niewinny.
- Mnie też cała ta sprawa wcale się nie podoba, ale powiedzmy sobie szczerze... Kapitan Jasper Rocker jest zadowolony, że bez pomocy słynnego Sherlocka Asha złapał przestępcę, więc nie chce tego zmieniać. Dlatego nie zgadza się na wasz udział w tej sprawie. Dla niego cała ta sprawa jest już zamknięta.
- Może dla niego jest zamknięta, ale dla mnie na pewno nie, ani też dla Asha! - warknęłam niezadowolonym tonem.
- Dla mnie również - dodała bojowo Dawn.
- Pip-lu-lu-pip - zaćwierkał Piplup.
- Pika-pika-chu! - zapiszczał Pikachu.
- Dla mnie również, ale ja tam wolę nie wchodzić naszemu drogiemu kapitanowi w drogę, przynajmniej na razie - powiedział Ash.
Ja i Dawn spojrzałyśmy na niego uważnie.
- A więc zamierzasz poprowadzić to śledztwo? - spytała Dawn.
- Oczywiście, że tak. Nie wyobrażam sobie innej opcji - uśmiechnął się Ash, poprawiając sobie czapkę z daszkiem na głowie - Ale mam nadzieję, że zrobię to z błogosławieństwem pana sierżanta.


Spojrzeliśmy wszyscy wymownie na Boba, który westchnął głęboko i powiedział:
- Ale pamiętajcie, proszę, że musicie poprowadzić to śledztwo jedynie nieoficjalnie. Oficjalnie bowiem nie wolno wam się do tego mieszać.
- Spokojnie, zrobimy to więc nieoficjalnie - zaśmiał się Ash, zacierając  ręce z radości.
Bardzo się cieszył, że mimo wszystko mógł poprowadzić śledztwo w tej sprawie, a prócz tego cieszyła go prawdziwie przyjacielskie podejście sierżanta Boba do całej sprawy.
- Doskonale! A więc powiedz mi, proszę, Bob... Czy znaleźliście coś na miejscu przestępstwa?
- Owszem, znaleźliśmy.
To mówiąc sierżant Bob wyjął z biurka niewielki woreczek na dowody, w którym znajdował się jakiś mały, podłużny przedmiot. Obejrzeliśmy go sobie dokładnie, oczywiście przez ten woreczek, żeby na przedmiocie nie zostawić swoich odcisków palców.
- Co to jest? - zapytałam.
Dawn uśmiechnęła się do mnie ironicznie.
- Sereno, nie chcę cię urazić, jednak kto jak kto, ale ty jako dziewczyna powinnaś doskonale wiedzieć, co to za przedmiot. To jest szminka do ust.
- Szminka?
Ponownie przyjrzałam się temu przedmiotowi w woreczku na dowody i musiałam przyznać, że moja przyjaciółka miała rację. Tym oto przedmiotem rzeczywiście była szminka w żółtej oprawce.
- Zakładam, że nie należała ona do ofiary zamachu ani tym bardziej do Biffa - zaśmiał się Ash.
Bob również ironicznie się uśmiechnął.
- Nie... Chyba, że obaj mają jakieś dziwaczne upodobania, o których nic nie wiemy - zażartował sobie mężczyzna.
Zachichotaliśmy, bo doskonale zrozumieliśmy, o co mu chodzi.
- No dobra, ale przyjmijmy na chwilę, że obaj panowie są zupełnie normalni, a przynajmniej pod względem nie używania kobiecych rzeczy - powiedział Ash, lekko się uśmiechając - A więc do kogo może ona należeć?
- Nie mam pojęcia. Być może do napastnika, ale nie mamy pewności, że tak jest - odpowiedział mu Bob - Choć mogła go równie dobrze upuścić jakakolwiek dziewczyna, która chodziła wczoraj po dyskotece. Na szmince są inicjały M.H. Znacie kogoś o tych inicjałach?
- Owszem, znamy i to nawet dwie osoby - odpowiedział Ash, po czym spojrzał na mnie uważnie.
Wiedziałam, kogo ma na myśli, bo odpowiedziałam:
- Ale tylko jedna z nich jest teraz na miejscu.
- No właśnie. To zawęża krąg naszych poszukiwań.
- Ale chyba nie chcecie mi powiedzieć, że to... - zaczęła Dawn, ale nie miała odwagi dokończyć swojej myśli.
Ash spojrzał na siostrę najbardziej poważną miną, jaką tylko zdołał udekorować swoją twarz.
- Nie mam pojęcia, siostrzyczko, ale jeśli to prawda, to ta osoba będzie musiała odpowiedzieć za swoje przestępstwo. Póki co jednak ja bym chętnie zobaczył miejsce zbrodni. Zabierzesz nas tam, Bob?
Policjant zniechęcony jęknął lekko, po czym powiedział:
- Będę jeszcze tego żałował. No, ale czego się nie robi dla przyjaciół? Dobra, jedziemy.

***


Pojechaliśmy we czwórkę do dyskoteki, w którym poprzedniego dnia doszło do przestępstwa. Weszliśmy potem za kulisy, tam zaś obejrzeliśmy dokładnie miejsca, w którym zaatakowano muzyka. Ash założył wtedy strój Sherlocka Holmesa (nazywany przez siebie strojem roboczym), po czym zadowolony wyjął lupę i obejrzał przez nią dokładnie miejsce przestępstwa. Przejrzał wszystko, podłogę oraz ściany, aż w końcu znalazł on coś, co go zaintrygowało.
- A to co to jest? - zapytał.
- Co konkretnie? - zdziwiłam się.
- Zobaczcie.
- Pika-pika - dodał Pikachu, wskazując łapką na podłogę.
Ja, Dawn i Bob podeszliśmy uważnie do miejsca, które wskazali nam Ash i jego Pokemon, po czym zobaczyliśmy to, co go tak zaintrygowało. To był jakiś malutki, czerwony przedmiot. Bob zaś szybko wyjął pincetę, którą podniósł ów przedmiot i umieścił go w woreczku na dowody.
- Bardzo interesujące - powiedział policjant zamyślonym tonem.
- Jak myślisz, co to może być? - zapytałam.
Policjant rozłożył bezradnie ręce.
- Nie mam pojęcia, ale być może nasz Sherlock Ash zna odpowiedź na to pytanie.
Ash uśmiechnął się z delikatną ironią, po czym powiedział:
- Ja miałbym nie znać odpowiedzi na takie pytanie? Też coś. W innych okolicznościach twoje stwierdzenie by mnie raczej uraziło, ale tym razem ci wybaczę, bo wiem, że nie chciałeś obrazić mojej osoby.
- Możesz nam w końcu powiedzieć, co to jest, zamiast się popisywać?! - mruknęła niezadowolonym tonem Dawn.
Jej brat uśmiechnął się do niej ironicznie i rzekł:
- Spokojnie, siostrzyczko. Spokojnie. Coś ty w takiej gorącej wodzie kąpana? Nie musisz się obawiać, już mówię, co to jest. Wiecie... Znawcą nie jestem, ale moim zdaniem to jest fragment kobiecego paznokcia.
- Fragment kobiecego paznokcia? - zdziwiłam się.
Obie z Dawn przyjrzałyśmy się przedmiotowi w woreczku.
- Jakby się tak lepiej przyjrzeć, to rzeczywiście to coś wygląda jak to, o czym mówi mój brat.
- Może i racja, ale to trochę dziwne. Skąd tutaj paznokieć? - zapytałam zdumiona.
Bob tymczasem powoli zaczął się uśmiechać.
- Hmm... To by nawet miało sens.
- Co masz na myśli? - zapytałam.
- Widzicie... Na tej gitarze, którą uderzono ofiarę, znaleziono ślady delikatnego zadrapania. Niewielkie, ale ślady. Jeśli więc zamachowcem jest kobieta, to podczas uderzania Zubera gitarą w głowę musiała ona złamać sobie paznokieć.
- To typowe w takich sytuacjach, zwłaszcza jak się nosi długie szpony - powiedziałam złośliwym tonem.
Ja i Dawn zawsze nosiłyśmy normalne paznokcie, nawet jeśli je sobie czasem malowałyśmy, to jednak były one zawsze odpowiednio skrócone, aby nikogo nimi nie podrapać, a przy okazji także i po to, żeby wyglądać elegancko. Jakoś nigdy nie rozumiałam kobiet, które noszą nie wiadomo jak bardzo długie paznokcie, a potem narzekają, że one im się złamią podczas normalnych codziennych czynności. Ale cóż... Ja tam byłam dość nietypową dziewczyną, podobnie zresztą jak Dawn. Dowodził tego choćby fakt, że obie trzymałyśmy zawsze sztamę z Ashem, który już sam w sobie był, jest i będzie osobą niezwykle nietypową.
- No, to teraz zakres poszukiwań mamy nieco zawężony. Musimy po prostu znaleźć kobietę pozbawioną dużego fragmentu paznokcia - stwierdził Ash.
Uśmiechnęłam się do niego nieco ironicznie, słysząc te słowa. Zwykle doceniałam błyskotliwość i inteligencję mojego chłopaka, tym razem jednak musiałam go skrytykować. Wszystko wydawało mu się takie łatwe i takie proste, a tymczasem nic nie było ani łatwe, ani proste. Ten jego optymizm aż zakrawał na głupotę. Rozumiałam, że widział on całą tę sprawę w jasnych barwach, ale bez przesady. Nawet optymizm musi mieć swoje granice.
- To rzeczywiście bardzo mocno zawęża zakres naszych poszukiwań, kochanie - powiedziałam kpiącym tonem.
Ash spojrzał na mnie z niechęcią.
- Błagam cię, Sereno. Tylko nie siej mi tu teraz defetyzmu.
- Kiedy taka prawda! Wiesz, ile w tym mieście jest dziewczyn?! A ile z nich było wczoraj na tej dyskotece?! A ile z nich może mieć teraz złamane paznokcie?! Całe mnóstwo! To będzie szukanie wiatru w polu!
Mój chłopak poprawił sobie wesoło czapkę na głowę i powiedział:
- Wobec tego Sherlock Ash jako pierwszy odnajdzie ten wiatr. Na razie jednak chodźmy stąd, bo to już raczej nic nie znajdziemy.
- Racja, idźmy już. To miejsce nie napawa mnie przyjemnymi myślami - stwierdziła Dawn.
- Pip-lu-lu-pi - dodał Piplup.
Wyszliśmy wszyscy z dyskoteki i poszliśmy w kierunku radiowozu, którym Bob zabrał nas na miejsce przestępstwa.
- Zabiorę ten znaleziony paznokieć jako dowód w sprawie - powiedział policjant - Podwieźć was gdzieś?
- Owszem, jeśli możesz, to podrzuć nas do Centrum Pokemon. Jest tam pewna osoba, z którą koniecznie muszę porozmawiać.
Policjant podwiózł nas tam, po czym powrócił na posterunek, my zaś poszliśmy szukać osoby, o której mówił Ash. Domyślałam się, kogo on na myśli, więc nie zadawałam zbędnych pytań.
- Powiedz mi tylko, czy sądzisz, że ona mogła to zrobić? - zapytałam.
- Właśnie, braciszku. Ja w to nie wierzę - dodała Dawn.
- Ani ja.
- Poza tym jaki miałaby motyw?
- No właśnie!
- Pika-pika? - zapiszczał zdumiony Pikachu.
Ash rozłożył bezradnie ręce.
- Nie mam pojęcia, jednak wiem, że ta szminka należy do tej właśnie osoby, do której się wybieramy.
- Skąd ta pewność? - spytałam.
- Wszędzie z łatwością rozpoznałbym tę szminkę. Widziałam, jak ta osoba, o której mówimy używa jej i to wiele razy. Poza tym jeszcze inicjały, które się na niej znajdują. Nie może tu być mowy o pomyłce.
- Ale motyw, Ash... Motyw! Gdzie on jest? - zapytałam.
- Tego dowiemy się, gdy już porozmawiamy z tą osobą.
To mówiąc mój chłopak zapukał do drzwi pokoju, do którego właśnie dotarliśmy. Chwilę później otworzyła nam osoba zajmująca ten pokój...
- Witaj, May... Możemy porozmawiać? - spytał Ash uroczystym tonem.

***


May wpuściła nas do środka, choć oczywiście była bardzo zdumiona naszą obecnością i zapytała, czego sobie życzymy. Ash więc, nie owijając w bawełnę, przeszedł szybko do sedna sprawy.
- Moja droga... Ciąży na tobie pewne bardzo brzydkie podejrzenie - powiedział mój chłopak poważnym tonem.
Dziewczyna spojrzała się na niego uważnie nie rozumiejąc, o co mu chodzi.
- Jakie to podejrzenie? - spytała May.
- Że jesteś kłamczuchą.
- Nie rozumiem.
- Już ci tłumaczę. Ciąży na tobie podejrzenie, że jesteś kłamczuchą, a do tego okłamałaś policję składając fałszywe zeznania, kiedy to wczoraj cię przesłuchiwano.
Dla wyjaśnienia muszę dodać, że wczoraj wieczorem przed powrotem do domu z dyskoteki zostaliśmy dogłębnie przesłuchani przez policję w sprawie złożenia zeznań na temat wydarzeń, które miały miejsce wtedy, gdy się wszyscy dobrze bawiliśmy. May, podobnie jak i my, twierdziła, że nic nie wie, jednak w świetle tego wszystkiego, co wiedzieliśmy, jakoś wcale jej nie dowierzaliśmy.
May zmieszała się na twarzy.
- No wiesz, co? Żeby mnie o coś takiego oskarżać - powiedziała nieco oburzonym, choć spokojnym tonem.
- Wybacz, ale to nie ja cię oskarżam, moja droga, ale dowody, a one są niepodważalne - odparł na to Ash.
- Jakie dowody? - zdziwiła się May.
- Na miejscu przestępstwa znaleziono bardzo ładną szminkę w żółtej oprawie - odpowiedziałam jej.
- No, a na szmince znajdują się inicjały M.H. Rozumiesz? - zapytała Dawn.
- Znamy osobiście tylko dwie osoby mające takie inicjały. Ciebie oraz twojego brata Maxa - rzekł Ash, zaczynając przechadzać się po pokoju - Wątpię jednak, żeby Max używał szminki, a poza tym nawet nie ma go w Alabastii. Ty zaś tutaj jesteś i używasz szminek. Powiem ci nawet więcej. Podróżowałem z tobą przez około rok, jeśli nie więcej i wiem doskonale, jak wygląda szminka, której używasz. Masz ją już od paru lat i jeszcze ci się jeszcze nie zużyła. Widziałem ją wiele razy i dobrze sobie zapamiętałem to cacuszko.
To mówiąc Ash zatrzymał się w miejscu, oparł swoje dłonie o kolana, pochylił się lekko nad May i spojrzał na nią uważnie.
- Mówię zrozumiale, czy mam zwolnić tempo?
- Nie, spokojnie. Wcale nie musisz zwalniać. Już wszystko rozumiem - odpowiedziała May, coraz bardziej pocąc się na twarzy z nerwów.
Ash obdarzył ją nieco ironicznym uśmiechem.
- Doskonale. A więc wobec tego powiedz mi, moja droga, jak to jest, że spotykamy cię na dyskotece, na której dochodzi do próby zabójstwa, a na miejscu przestępstwa policja znajduje potem twoją szminkę? Mogłabyś nam to wyjaśnić? Zapewniam cię, że policja dokładnie zbada odciski palców na szmince i dowie się, że to ty jesteś jej właścicielką. Wówczas to oni wezmą cię w obroty, a zapewniam, że nie będą oni tacy mili wobec ciebie jak my. A więc bądź z nami szczera w imię przyjaźni, która nas łączy oraz w imię własnego dobra i zacznij mówić prawdę.
- Krótko mówiąc, gadaj, co ty tam robiłaś! - zawołałam, przechodząc do sedna sprawy.
- Tylko bez żadnych kłamstw, bo jesteśmy na to bardzo wyczuleni - dodała ironicznie Dawn.


Pikachu i Piplup zapiszczeli gniewnie na znak, że również podzielają nasze zdanie w tej sprawie. May z kolei zmieszała się i powiedziała:
- No dobrze... Poszłam za kulisy mając nadzieję, że zobaczę osobiście Biffa, który jest moim idolem. Poszłam tam i zobaczyłam wtedy, jak on i ten gitarzysta Zuber mają sprzeczkę ze sobą. Powiem więcej... Obaj pokłócili się na tyle mocno, że aż zaczęli się szarpać. Widząc to doznałam szoku i upuściłam szminkę, którą malowałam sobie właśnie usta. Chciałam ją zaraz podnieść, ale zamiast tego przerażona całą tą kłótnią uciekłam.
- Po co sobie malowałaś usta? - zdziwił się Ash.
- Po to, żebym wyglądała jak człowiek podczas spotkania ze swoim idolem - odpowiedziała mu May takim tonem, jakby to było coś zupełnie normalnego.
- Ano tak, oczywiście - zaśmiał się ironicznie Ash.
- Czemu przestraszyłaś się tej sprzeczki? - zapytałam.
May popatrzyła na mnie uważnie.
- No cóż... Prawdę mówiąc, to sama nie wiem. Po prostu ostro obaj się kłócili i tyle. To był naprawdę nieprzyjemny widok.
- Ostro się kłócili? - spytał Ash.
- Pika-chu? - zapiszczał Pikachu.
- Jak ostro się kłócili? - dodała Dawn.
- Tak jak mówiłam. Kłócili się oni na tyle mocno, że aż się ze sobą szarpali. To zdecydowanie nie było coś, co chciałam oglądać, dlatego sobie poszłam - wyjaśniła May.
- Szarpali się ze sobą, mówisz? - zapytał Ash, patrząc na przyjaciółkę uważnie - Ale czy tylko szarpali, czy jeden drugiemu przyłożył?
- Nie, tylko się szarpali. W każdym razie zanim odeszłam, to tylko się szarpali. Nie wiem, co było dalej.
- No cóż... Rozumiem, ale niestety to nie daje Biffowi alibi. Bo mógł on przecież zaatakować Zubera po tym, jak już sobie poszłaś.
- Tak, to prawda - stwierdziła May - Ale ja nie wierzę w to, żeby on był do tego zdolny.
- Brock również jest tego zdania - dodała Dawn - Ale my przecież musimy polegać na własnej opinii, nie na cudzej.
- Myślę jednak, że cudza opinia również może się nam przydać - rzekł Ash poważnym tonem - Tak czy inaczej wiemy już wszystko. Powiedz mi jeszcze tylko jedno. Czy widziałaś kogoś, jak wracałaś na salę?
May zastanowiła się przez chwilę.
- Prawdę mówiąc tak. To była jakaś taka dziewczyna, nieco starsza ode mnie. Wpadłam na nią niechcący, a ta naskoczyła na mnie i zaczęła mi tu piszczeć, że jestem umalowana i pewnie wracam właśnie z randki z jakimś członkiem zespołu. Odpowiedziałam jej, że nawet jeśli, to jest to tylko moja prywatna sprawa i jej nic do tego. To ona rzuciła mi, że jej dużo do tego, bo jest wielką fanką tego zespołu, a szczególnie jednej osoby.
- Której konkretnie? - spytał Ash.
- Nie powiedziała mi tego, zresztą nie zamierzałam z nią rozmawiać. Poszłam sobie jak najszybciej, żeby nie musieć jej oglądać.
Ash obserwował May uważnie, po czym powiedział:
- No dobrze, to wszystko jak na razie. Cieszę się, że wreszcie jesteś z nami szczera. Dzięki temu wierzę ci, May, że było tak, jak mówisz.
- To dobrze, bo już się bałam, że mnie o coś podejrzewasz - odparła May z ulgą w głosie.
Ash uśmiechnął się do niej rozkosznie i powiedział:
- Prawdę mówiąc podejrzewałem cię o coś, a konkretnie o to, że nie byłaś szczera z policją. Nigdy jednak nie podejrzewałem cię o to, żebyś ty mogła zaatakować Zubera. Przede wszystkim nie miałaś motywu.
- Ale ktoś go zaatakował i ten ktoś miał motyw - dodała Dawn.
- Dokładnie... Tylko kto? - zapytałam.
Ash rozłożył ręce w geście bezradności.
- Nie wiem. Ale mam do ciebie prośbę, May.
- Jaką?
- Pokaż paznokcie.
Dziewczyna zdziwiona pokazała obie mu swoje dłonie ze szczególnym uwzględnieniem paznokci. Ash obejrzał je wówczas bardzo dokładnie, po czym powiedział:
- Tak, jak myślałem... Dziękuję ci. No więc, jak już mówiłem, póki co nie wiemy, kto stoi za tym atakiem. Będziemy musieli porozmawiać znowu z sierżantem Bobem i poprosić go, żeby umożliwił nam widzenie z Biffem. Muszę dowiedzieć się co nieco na temat jego oraz jego zespołu.


Mówiąc te słowa Ash wyszedł ze mną z Dawn, Pikachu i Piplupem z pokoju May, po czym razem poszliśmy do siebie. Rozmowę z sierżantem postanowiliśmy odbyć telefonicznie. Nie chcieliśmy się narażać kapitanowi Rockerowi i pokazywać się zbyt często tego samego dnia na komisariacie. W ten sposób tylko niepotrzebnie rozdrażnilibyśmy kapitana, a prócz tego wzbudzili jego podejrzenia, a to nie pomogłoby nam w naszym śledztwie.
Idąc w kierunku wyjścia wpadliśmy na Alexę.
- Cześć, Alexa - powiedział Ash.
- Cześć, Ash! Cześć, Sereno! Cześć, Dawn! - uśmiechnęła się do nas dziennikarka - Co wy tutaj robicie? Nie! Poczekajcie! Nie podpowiadajcie! Sama spróbuję zgadnąć. Prowadzicie śledztwo w sprawie napaści na tego gitarzystę Zubera?
- Owszem, właśnie w tej sprawie prowadzimy śledztwo - odpowiedział jej Ash - Jesteś bardzo domyślna, Alexa.
- Cóż... To poniekąd moja cecha zawodowa. Jestem dziennikarką, więc muszę być domyślna - zaśmiała się Alexa - I jak? Dowiedzieliście się już czegoś?
- Czy to jest pytanie dziennikarki czy przyjaciółki? - zapytałam nieco złośliwym tonem.
Kobieta zachichotała delikatnie, kiedy to usłyszała.
- Właściwie to jedno i drugie. Szykuję mały artykulik na temat tego wszystkiego, co się wczoraj wydarzyło, ale miejscowa policja nie chce mi nic powiedzieć na ten temat.
- Jakoś mnie to nie dziwi. Póki śledztwo nie jest zakończone, to policję obowiązuje tajemnica zawodowa - odparł na to Ash - A przynajmniej ja tak myślę.
- I bardzo dobrze myślisz, mimo wszystko jednak sądziłam, że może co nieco się dowiem na ten temat.
- Przykro mi, Alexo, ale póki co ja też nie wiem nic w tej sprawie.
Dziennikarka wyglądała na zawiedzioną, a Helioptile, który siedział jej na ramieniu, zapiszczał smutno.
- Ale jak to? Nic nie wiesz, w tej sprawie? - spytała Alexa.
Ash rozejrzał się dookoła, po czym powiedział konspiracyjnym tonem:
- W ramach naszej przyjaźni mogę ci powiedzieć, że zamachowcem jest osoba płci żeńskiej.
- Kobieta? - zapytała Alexa.
- Kobieta albo dziewczyna... Jedno jest pewne... To dziewczyna bądź kobieta będąca przedstawicielką płci przeciwnej niż męska.
- A są jakieś inne dziewczyny lub kobiety? - zapytała ironicznie Dawn.
Ash zachichotał lekko.
- To był żart. Tak czy siak mówiąc na poważnie, to jakaś dziewczyna musi być w to zamieszana. Znalazłem na miejscu przestępstwa paznokieć i to wyraźnie kobiecy. Zamachowiec musiała go sobie ułamać podczas ataku na Zubera. Do tego gitara, którą uderzono naszego pana, ma lekki ślad po zadrapaniu. Osoba, która zaatakowała Zubera, musiała zamachując się na swoją ofiarę złamać sobie paznokieć, a prócz tego zadrapać nim delikatnie gitarę. To było niewielkie zadrapanie, ale zawsze zadrapanie.
Alexa wyglądała na bardzo zainteresowaną tymi rewelacjami.
- Hmm... Wiesz, to brzmi ciekawie. Nawet bardzo. Mam tylko nadzieję, że poinformujesz mnie, jeśli dowiesz się czegoś więcej.
- Masz to jak w banku, Alexa - powiedział z uśmiechem Ash.
Po tej rozmowie poszliśmy do domu.
- Musiałeś jej mówić o tym paznokcie? - zdziwiła się Dawn.
Brat spojrzał na nią uważnie.
- Daj spokój, Dawn. To przecież nasza Alexa, a nie jakaś dziennikarska kanalia, która dla kariery poświęca przyjaźń. Jej możemy zaufać. Poza tym Alexa nie może być osobą, której szukamy.
- Skąd taki wniosek? - zapytałam.
- Przecież cały czas była z nami podczas koncertu i podczas przerwy. Widzieliśmy ją. Gdyby wyszła, to zniknęłaby nam z oczu, a ona przecież nie zniknęła. Poza tym ma całe paznokcie i nie ma motywu.
- Fakt... To rzeczywiście jest murowane alibi - uśmiechnęłam się - Ale wobec tego kogo szukamy?
- Nie wiem, ale coś mi mówi, że Biff będzie wiedział. Musimy go tylko dobrze przesłuchać i wydobyć od niego informacje, które pomogą nam w śledztwie- powiedział Ash.
- Pika-pika! - zapiszczał Pikachu.

***


Po powrocie do domu Ash i ja poszliśmy do aparatu telefonicznego, z którego natychmiast zadzwoniliśmy do sierżanta Boba. Policjant ucieszył się, że nas widzi i powiedział nam, że zgodnie z obietnicą zabezpieczył ów tajemniczy paznokieć, który Ash znalazł w dyskotece.
- W razie czego posłuży on nam do testów DNA, kiedy już złapiemy prawdziwego sprawcę - powiedział zadowolonym tonem.
- My również mamy taką nadzieję - uśmiechnęłam się do niego.
- A więc co was do mnie sprowadza? - spytał Bob.
- Chodzi o to, że rozmawialiśmy z May Hameron, naszą bardzo dobrą przyjaciółką, która obecnie przebywa w Alabastii - pospieszył sierżantowi z wyjaśnieniami Ash.
- No i co? Mam od niej pozdrowienia? - zachichotał Bob.
Ash i ja uśmiechnęliśmy się do niego lekko.
- W pewnym sensie. Raczej masz od niej uzupełnienie zeznań, które to składała ci wczoraj - powiedział mój chłopak i szybko wyjaśnił, o co mu chodzi.
Policjant podrapał się lekko po brodzie palcami.
- A więc wobec tego ta pannica nas okłamała? - zapytał Bob.
- Owszem, ale tylko dlatego, że bała się, że zostanie o coś oskarżona. Tylko dlatego nie powiedziała, iż tam była - wyjaśniłam.
- To do niej należy znaleziona przez was szminka. Nie jest to jednak dowód winy, bo May tego nie zrobiła.
- No dobrze, skoro May tego nie zrobiła, to kto to zrobił? - zapytał Bob Asha.
Chłopak uśmiechnął się do niego wesoło.
- Otóż to właśnie... Żeby wyjaśnić tę kwestię muszę uzyskać widzenie z Biffem. On na pewno coś wie, co może nas naprowadzić na ślad.
- No cóż... Nam nie mówił nic o żadnej dziewczynie, która by mogła mieć z tym coś wspólnego.
- Bo nie zadawaliście mu właściwych pytań, przyjacielu. Jeśli jednak ty i twoi ludzie zadacie właściwe pytanie, to na pewno usłyszycie właściwą odpowiedź i znajdziecie prawdziwego sprawcę.
Bob uśmiechnął się do Asha.
- Dobrze, wobec tego przyjdźcie do mnie jutro po swojej pracy, a ja załatwię wam widzenie z nim. Ale cicho sza... Kapitan póki co o niczym nie wie i lepiej, żeby tak zostało.
- Słusznie. Im mniej wie, tym lepiej śpi - odparłam złośliwie.
- Otóż to - uśmiechnął się Ash.
Następnie odłożył słuchawkę i zakończył połączenie.

***


Niestety, plan Asha nie powiódł się i nie wszystko następnego dnia poszło tak, jak pójść powinno. Sprawy bowiem potoczyły się nieco inaczej niż to zaplanował sobie mój chłopak. Ale niestety tak to już czasami bywa, że plany nie zawsze idą nam tak, jakbyśmy tego chcieli.
Po pracy powiedzieliśmy Brockowi, że być może będziemy mieli już dzisiaj tę osobę, która napadła na Zubera i tym samym oczyścimy jego przyjaciela z zarzutów. Zadowolony chłopak uściskał mnie i Asha, po czym zawołał:
- Jesteście po prostu najlepsi! Wiedziałem, że mogę na was liczyć!
- I będziesz mógł na nas dalej liczyć, jeśli oczywiście nie będziesz za bardzo ściskał zbyt mocno mojej dziewczyny - rzekł Ash z lekką zazdrością w głosie.
Brock zachichotał lekko i wypuścił mnie szybko z objęć.
- Wybacz, Ash. Czasami się zapominam.
- A więc spróbuj w miarę swoich możliwości się nie zapominać, bo w takiej sytuacji ja mogę zapomnieć o dobrych manierach i dać ci w nos - zagroził mu żartobliwym tonem mój ukochany.
- Chłopaki, proszę. Nie kłóćcie się - powiedziała Dawn pokojowym tonem - Przecież Brock wcale nie chciał uwodzić Sereny, mam rację?
- No, ja nie wiem, czy on wcale tego nie chciał - mruknęła złośliwie Misty, patrząc na Brocka spode łba - Po nim przecież wszystkiego można się spodziewać.
Brock obdarzył ją dość nieprzyjemnym spojrzeniem, po czym spojrzał na Asha i powiedział:
- Liczę na ciebie, mój przyjacielu. Pamiętaj, że od ciebie teraz wiele zależy.
- Pamiętam o tym, Brock. Spokojnie. Pamiętam i już nigdy o tym nie zapomnę - odpowiedział mu nasz detektyw.
Po tej rozmowie ja, Ash i Dawn poszliśmy na posterunek policji, aby zgodnie z naszym planem porozmawiać z Biffem. Niestety, tam nie czekały na nas wesołe wieści. Bob przyjął nas mając na twarzy niezwykle ponurą minę.
- Co się stało, Bob? Wyglądasz okropnie - powiedział Ash.
- Jakby ktoś ci umarł - dodałam.
- Jedno jest pewne. Teściowa na pewno mu nie umarła - zażartowała sobie Dawn.
Ash parsknął śmiechem podchwytując żart.
- No pewnie. W końcu po pierwsze Bob nie jest żonaty, a po drugie śmierć teściowej to byłby raczej powód do radości, niż do smutku. Chyba, że wpadła mu do studni i zatruła w niej wodę. To już byłby raczej powód do smutku.
Oboje zachichotali wesoło i przybyli sobie piątkę. Bob uśmiechnął się delikatnie, słysząc ich żarty, po czym odparł:
- No cóż, cieszę się, że jest wam do śmiechu, bo mnie niestety nie już nie jest.
- Co to znaczy? - zapytałam.
- To znaczy, że nici z waszego przesłuchania Biffa.
- Ale jak to?
- Tak to... Kapitan Rocker, nie wiem jakim cudem, dowiedział się o tym, że prowadzicie śledztwo wbrew jego zakazowi i cóż... Nie jest tym ani trochę zachwycony. Powiedział, żebyście dali sobie spokój i nie pchali nosa w tę sprawę, bo ona jest jego zdaniem zakończona.
Ash ze złości zdjął z głowy czapkę i cisnął ją na podłogę.
- Niech to! A byliśmy już tak blisko rozwiązania zagadki! Czuję, że ten cały Biff mógłby nam powiedzieć coś naprawdę istotnego.
- Może i tak... Sam bym go przesłuchał, ale on nie chce ze mną gadać. Mówi, że wszystko mi już powiedział, a skoro policja widzi w nim winnego, to on nie będzie się wysilał, by wyjaśniać, że jest inaczej.
- A Zuber? Nie może sam złożyć zeznań? - spytała Dawn.
- Jeszcze nie. Uderzenie gitarą wywołało w nim lekki wstrząs mózgu - odparł Bob - Jest już przytomny, ale znajduje się w takim stanie, że lekarze nie pozwalają mu składać zeznań. W ogóle nas nawet nie dopuszczają do niego.
- No, to piękne. To co wobec tego my możemy zrobić? - zapytałam.
Bob rozłożył bezradnie ręce.
- Najlepiej wróćcie do domu, spędźcie miło czas i nie przejmujcie się już tą sprawą.
- Łatwo ci mówić „nie przejmujcie się“ - powiedział Ash, podnosząc z ziemi czapkę i otrzepując ją z kurzu - To nie ty zawiedziesz przyjaciela, który na ciebie liczy.
Z tymi słowami Ash opuścił biuro Boba, a ja i Dawn poszłyśmy za nim. Wszyscy mieliśmy zdecydowanie kiepski humor, więc nie mówiliśmy nic, by niepotrzebnie popsuć go sobie jeszcze bardziej. Bez słowa i w milczeniu skierowaliśmy się w stronę domu. Po drodze jednak wpadliśmy nagle na Clemonta.


- Witajcie! A co wy tu robicie? - zapytał chłopak, który był wyraźnie zadowolony.
- Moglibyśmy cię zapytać o to samo - odpowiedziała Dawn.
- Dostałem wcześniej wolne, więc idę do profesora Oaka. Pracujemy razem z nim i Traceym nad pewnym wynalazkiem, ale cicho sza... Póki co to jeszcze tajemnica.
Mówiąc to Clemont położył sobie palec na ustach i uważnie rozejrzał się dookoła, jakby sprawdzał, czy nikt nas nie podsłuchuje.
Ash spojrzał na niego z lekką ironią w oczach i rzucił:
- No, to gratuluję, przyjacielu. Tylko się cieszyć.
- A coś ty taki nie w sosie, Ash? - zapytał Clemont.
- A jaki mam być? Może w ketchupie? - odburknął Ash.
Uśmiechnęłam się przepraszająco do naszego przyjaciela.
- Nie gniewaj się, proszę. Ash nie jest dzisiaj w nastroju do rozmów. Zostało mu odebrane śledztwo, które prowadził.
- Pika-pika! - dodał tym samym tonem Pikachu.
- Oj, to szkoda - powiedział Clemont, smutniejąc na twarzy - Biedny Brock... Tak liczył na waszą pomoc.
- Właśnie. A my mu ją obiecaliśmy i co? Cała nasza robota na nic, bo szanowny pan kapitan chce sobie poprawić statystki! - mruknął wściekłym tonem Ash, kopiąc ze złości kamień.
- Pika-pika-chu - zapiszczał smutno Pikachu.
Clemont spojrzał na nas ponuro i rzekł:
- No, to rzeczywiście nie wygląda to za ciekawie, ale wiecie, co wam powiem? Chodźcie ze mną do profesora.
- I co to nam niby pomoże? - mruknęła Dawn.
- Rozerwiecie się trochę i być może choć częściowo odzyskacie dobry humor - mówił dalej Clemont.
- Rozerwiemy się, jasne. Jeśli profesor kupił dynamit, to pewnie się i rozerwiemy - powiedział Ash, z trudem siląc się na żart - Ale przedtem to bym chętnie rozerwał na strzępy kapitana Rockera. Szkopuł jednak w tym, że nie zamierzam iść z jego powodu za kratki.
- Słuszna postawa - powiedziałam.
Ash uśmiechnął się delikatnie i po chwili poszliśmy do profesora Oaka. Uczony wraz z Traceym przyjął nas czym chata bogata, a ta bogata była w ciastka, placek oraz herbatę, które normalnie pożarlibyśmy z zapałem, ale tym razem robiliśmy to raczej spokojnie i bez większego entuzjazmu. Nasze nieudane śledztwo dawało nam o sobie znak w taki sposób, że myśl o nim nie chciała za nic nas opuścić. Jednocześnie pan profesor wraz z Traceym i Clemontem opowiadali coś o swoich nowym wynalazku, jednak niewiele z tego wszystkiego słuchaliśmy.
- Zobaczycie, już niedługo Clemont dzięki temu wynalazkowi zostanie sławny - powiedział Tracey wesołym tonem.
Clemont zarumienił się lekko na twarzy, słysząc jego słowa.
- Jesteś bardzo miły, przyjacielu, ale nie wiem, czy dalej tak będzie. W regionie Kalos jestem i owszem, całkiem sławny, ale tutaj nie wiem, czy zdołam zdobyć choć odrobinę sławy i nie wiem, czy bym jej chciał.
Tracey patrzył na Clemonta tak, jakby widział wariata.
- Jak to?! Masz wątpliwości?! Proszę cię, chłopie! Sława, bogactwo i co tylko chcesz czeka na ciebie, a ty jeszcze się wahasz? Ja bym się nie wahał. Pomyśl tylko... Te wszystkie dziewczyny uganiające się za tobą. Sam bym tak chciał.
- Jedna by ci wystarczyła - mruknęła Dawn.
- Właśnie - dodałam złośliwie.
- Poza tym tabun zwariowanych dziewczyn uganiających się za tobą piszcząc przy tym i wrzeszcząc to nie jest nic przyjemnego. I mówię ci to z własnego doświadczenia - powiedział Ash.
- A tak, słyszałem już o Macy - uśmiechnął się do nas Tracey - Mimo wszystko chętnie bym się z tobą zamienił, przynajmniej w tej kwestii.
- Naprawdę? - zakpił sobie Ash - Jakbyś raz czy dwa musiał zwiewać przed Macy i jej kumpelami, to inaczej byś śpiewał.
- A kto powiedział, że bym przed nimi zwiewał? - zachichotał Tracey.
Ash machnął tylko ręką ucinając temat.
- Wiesz co, Tracey? Ty jesteś naprawdę tak samo walnięty, jak te moje psychofanki... Jedna z drugą tylko...
Nie dokończył jednak, bo nagle uśmiechnął się tajemniczo.
- Psychofanki... No jasne! Dlaczego wcześniej o tym nie pomyślałem?! To by miało sens!
- O czym ty mówisz, Ash? - zdziwiłam się.
Mój chłopak zerwał się z fotela i złapał mnie za rękę.
- Sereno, Pikachu! Idziemy! Dawn, zostań z Clemontem! Pogadajcie sobie o czym tam chcecie! Ja muszę biec szybko na posterunek.
- Ale po co? - zdziwiła się Dawn.
- Bo coś mi właśnie przyszło do głowy.
- Ash, zaczekaj! Nie dopiłeś herbaty! - zawołał za nim profesor Oak.
Chłopak jednak już go nie słuchał, tylko pognał przed siebie, jakby goniło go właśnie całe stado Beedrilli.
- Zawsze uważałem, że ten chłopak ma w sobie bardzo dużo energii, ale czasami ma jej chyba aż w nadmiarze - stwierdził profesor Samuel Oak nieco załamanym tonem.
- Mnie pan to mówi? - zaśmiałam się i pognałam za Ashem.

***


Ash pognał wraz ze mną i z Pikachu na posterunek policji i wpadł bez słowa do biura sierżanta Boba.
- Musimy natychmiast rozmawiać z Biffem - powiedział na dzień dobry mój chłopak.
Bob zrobił załamaną minę, gdy to usłyszał.
- Chyba już ci mówiłem, Ash, że jest to niemożliwe. Mój szef się na to nie zgadza.
- Twój szef zmieni zdanie, kiedy tylko prawdziwy sprawca wyląduje za kratkami - odpowiedział na to detektyw - Ale żeby tak się stało, to muszę porozmawiać z Biffem i to natychmiast!
Bob pokręcił załamany głową i spojrzał na mnie.
- Mogłabyś mi to łaskawie wyjaśnić? - zapytał.
- Przykro mi, ale wiem tyle samo co ty, czyli nic - odpowiedziałam na to - Wiem jednak z całą pewnością, że jeśli Ash cię o coś prosi, to musi mieć ku temu ważny powód.
Bob powoli wstał od biurka i powiedział:
- Lepiej żeby tak było, bo inaczej urwę wam głowy, a potem kapitan urwie moją.
Następnie poszliśmy do celi, w której siedział Biff Mutano. Ja i Bob oraz Pikachu zostaliśmy na zewnątrz, jednie Ash wszedł do środka, po czym odbył z Biffem krótką, ale niezwykle treściwą rozmowę. Nie słyszeliśmy jej, gdyż była prowadzona bardzo cicho. Kiedy ją jednak zakończyli, to bardzo zadowolony detektyw z Alabastii wyszedł z celi, zacierając przy tym ręce.
- No i co? Czego się dowiedziałeś? - zapytałam.
- Bardzo wielu ciekawych wiadomości - odpowiedział mi mój chłopak, po czym opowiedział nam o tym, czego się dowiedział od Biffa.
- Doprawdy? Ciekawe, że mnie tych rewelacji pan muzyk nie przekazał - mruknął Bob niezadowolonym tonem.
- Bo zadawałeś niewłaściwe pytania, przyjacielu - odparł na to Ash - A teraz ja muszę jeszcze jednej osobie zadać pewne pytanie. Ale najpierw się przebiorę.
To mówiąc zdjął plecak, wyjął z niego strój Sherlocka Holmesa, który włożył na siebie, po czym wyciągnął z plecaka mniejszą wersję owego kostiumu i nałożył ją na Pikachu, a następnie zachwycony ruszył naprzód. Nie wiele rozumiejąc poszliśmy za Ashem do aparatu telefonicznego, po czym chłopak zadzwonił do Centrum Pokemon i poprosił May. Już chwilę później wzmiankowana ukazała się nam na ekranie telefonu.
- Słucham, Ash? - zapytała dziewczyna.
- Słuchaj, May, bo to bardzo ważne. Pamiętasz, jak opowiadałaś mi, że wpadłaś na tej dyskotece na pewną dziewczynę, fankę tego zespołu?
- A pewnie, że ją pamiętam. Trudno zresztą zapomnieć taką wariatkę. Naskoczyła na mnie z byle powodu. O mało mnie nie rozerwała na strzępy.
- Powiedz mi, proszę, jak ona wyglądała?
May zastanowiła się przez chwilę, po czym odpowiedziała:
- Mulatka, tak około osiemnaście lat... Czarne włosy i brązowe oczy... Chodzi ubrana w podarte na kolanach dżinsy oraz różowy podkoszulek. A po co ci to wiedzieć?
- Dowiesz się później, May.
- Ale dzisiaj czy długo później?
- Oczywiście, że dzisiaj. Dziękuję ci za informacje, to bardzo ważne! - zawołał zadowolonym tonem Ash - I szykuj się do wyjścia, bo wpadniemy zaraz po ciebie.
- Ale Ash...
May nie dokończyła, bo mój chłopak odłożył słuchawkę i zakończył połączenie, po czym bardzo zadowolony zatarł ręce. Pikachu, ja oraz Bob patrzyliśmy na niego uważnie, zastanawiając się, co też on chce zrobić.


- Możesz mi wyjaśnić, Ash, co ty teraz planujesz? - zapytałam.
- Zaraz się wszystkiego dowiecie, ale musicie być jeszcze przez chwilę  cierpliwi - odparł Ash, zacierając z radości ręce - Jedziemy! Podam wam adres.
Ja i Bob nic z tego nie rozumieliśmy, podobnie jak i Pikachu, jednak wsiedliśmy wszyscy do radiowozu, którym to pojechaliśmy najpierw pod Centrum Pokemon, gdzie zabraliśmy May, po czym pojechaliśmy dalej. Ash podał nam adres i już po chwili byliśmy wszyscy na miejscu. Wysiedliśmy z samochodu, a następnie mój chłopak zapukał do drzwi. Otworzyła nam je wysoka Mulatka w podartych na kolanach dżinsach i różowej podkoszulce.
- Słucham państwa? - zapytała.
May westchnęła przerażona, gdy tylko zobaczyła tę dziewuchę.
- To ona! Poznaję ją! To właśnie na nią wtedy wpadłam! I to ona na mnie tak naskoczyła.
Mulatka zdziwiła się na nasz widok.
- O co wam chodzi? Co tu się w ogóle dzieje?
- My już wiemy wszystko, panno Sharpey - odpowiedział jej Ash - Wpuścisz nas dobrowolnie, czy może wolisz złożyć zeznania na komendzie i to skuta kajdankami?
Dziewczyna, widząc w naszym towarzystwie funkcjonariusza policji westchnęła głęboko, po czym zrozumiała, że to nie przelewki i wpuściła nas do środka. Weszliśmy i przeszliśmy do rzeczy.
- Mówiąc krótko... Wiemy już, że to ty zaatakowałaś Zubera wtedy na dyskotece - powiedział Ash uroczystym tonem, który zyskał na wzniosłości z powodu stroju Sherlocka Holmesa, jaki miał na sobie mój chłopak.
Dziewczyna spojrzała na niego uważnie i już chciała coś powiedzieć, ale Ash nie dał jej dojść do słowa.
- Biff powiedział mi, że ostatnim razem, kiedy on tu był z koncertem, to zakochałaś się w nim. On zaś nawet zaczął odwzajemniać to uczucie, przynajmniej na początku. Byliście oboje ze sobą do czasu, aż on wyjechał w kolejną trasę, na co ty nie chciałaś się zgodzić. Zaczęłaś żądać, aby on został z tobą, byłaś zazdrosna o inne dziewczyny kręcące się wokół niego. W końcu on zerwał z tobą, a ty nie mogłaś mu tego wybaczyć i postanowiłaś się na nim odegrać. Nie wiem tylko, dlaczego w taki sposób. Możesz nam to wyjaśnić?
Sharpey westchnęła głęboko, po czym spojrzała na nas i powiedziała:
- Bo to wszystko jego wina! Przed tym koncertem spotkałam się z nim i powiedziałam, że możemy być znowu razem. Powiedziałam, że wszystko mu wybaczę, tylko niech on do mnie wróci. A on co na to? Wyśmiał mnie. Wykpił moje uczucie w sposób perfidny i podły. Nie mogłam więc mu tego darować. Podczas przerwy poszłam za nim, ale wtedy wpadłam na tę waszą koleżankę i trochę się z nią posprzeczałam.
- Trochę się posprzeczałaś?! Phi! Jesteś naprawdę dowcipna, wiesz?! - zawołała z kpiną w głosie May - O mało nie rozerwałaś mnie na kawałki!
- Bo myślałam, że latasz za Biffem! On ciągle uwodził jakieś panienki! To on zresztą umie najlepiej. Ale tym razem miał za to zapłacić. Ty sobie poszłaś, a ja ruszyłam tam, skąd ty wyszłaś i co widzę? Biff oraz ten jego kumpel kretyn kłócą się ze sobą o coś. Potem Biff wychodzi, zaś kumpel został. Biff zostawił swoją gitarę. Początkowo chciałam jemu zrobić jakąś krzywdę, ale wpadłam na lepszy pomysł. Przyłożyłam więc gitarą Zuberowi i szybko uciekłam widząc, że Biff wraca. Wiedziałam, że podejrzenia padną na niego i będzie musiał się z tego nieźle tłumaczyć.
- Czy ja dobrze rozumiem?! - zawołałam oburzonym tonem - Chcesz powiedzieć, że zaatakowałaś niewinnego człowieka, który nic złego ci nie zrobił tylko dlatego, że chciałaś się zemścić na swoim ex?!
- Gdybym walnęła Biffa, to on zostałby męczennikiem tych swoich fanek. Ja chciałam, żeby stracił twarz, więc walnęłam jego kumpla licząc na to, że wina spadnie na Biffa. W ten sposób byłby on skończony jako raper do końca życia, a moja zemsta wówczas by się dokonała, ale oczywiście wy musieliście się zjawić i wszystko zepsuć!
- No cóż... Taka jest nasza praca - powiedział Bob poważnym tonem, po czym wstał i założył dziewczynie kajdanki - Jesteś aresztowana.
Ash popatrzył na nią uważnie i powiedział:
- Wiesz... W sumie nawet upiekłoby ci się i to pomimo tego, że Biff od początku podejrzewał, że to ty zrobiłaś.
- Jak to? - zdziwiłam się.
Mój ukochany detektyw spojrzał na mnie bardzo uważnie i zaczął mi wyjaśniać.
- Biff, kiedy go przycisnąłem wyznał mi, że podejrzewał on Sharpey o napaść na Zubera, ale nie powiedział o tym policji, bo czuł się winny tego wszystkiego. Uważał, że bardzo źle ją potraktował. Poza tym myślał, że ona walnęła tą gitarą Zubera w gniewie myląc go z nim samym i że to był tylko przypadek, a ofiarą zamachu miał być on sam.
- Czyli, że krył Sharpey, bo było mu jej żal? - zaśmiała się pogardliwie May.
- Chyba tak, ale coś mi mówi, że zmieni o niej zdanie, kiedy pozna prawdę - dodałam z mściwą satysfakcją w głosie.
- Otóż to - uśmiechnął się Ash i spojrzał uważnie na Sharpey - Tak czy inaczej upiekłoby ci się, moja droga, gdyby nie to, że nie dbasz w ogóle o te swoje szpony.
Przyjrzałam się uważnie dłoniom, które skuwał kajdankami sierżant i bardzo prędko zauważyłam, o czym Ash mówi. Z palców Sharpey wyrastały całkiem duże paznokcie poza jednym palcem, na którym to paznokieć był ułamany.
Dziewczyna zaś spojrzała na nas groźnie i zawołała:
- Ja i tak wyjdę z więzienia, a wtedy zniszczę tego drania, tego babiarza i uwodziciela, zobaczycie! Zniszczę go! On mnie jeszcze popamięta!
- Dobra, dobra, mądralo! Opowiesz to prokuratorowi, jak cię będzie przesłuchiwał - mruknął Bob i wyprowadził dziewczynę.
Ash uśmiechnął się do mnie, Pikachu i May w zadowolony sposób.
- No proszę... Zaczynamy się wyrabiać... Śledztwo to rozwiązaliśmy w zaledwie dwadzieścia cztery godziny, plus minus kilka godzin w te czy wewte. To moje pierwsze od bardzo dawna śledztwo, które rozwiązałem w tak krótkim czasie.
Uśmiechnęłam się lekko do Asha, gdy to powiedział. Te jego drobne przechwałki były czasami naprawdę urocze.
- Masz rację, zaczynasz odzyskiwać formę, Sherlocku Ashu.
- Moim zdaniem ty nadal ją masz - powiedziała May dumnym tonem - Nawiasem mówiąc do twarzy ci w tym stroju Sherlocka Holmesa.
- Dziękuję, że to zauważyłaś - zaśmiał się Ash.
- Pika-pi! Pika-chu! - zapiszczał Pikachu.
- Tak... Jednak miał rację ten detektyw, który podarował ci ten płaszcz - mówiła dalej May - Mówił, że jeszcze do niego urośniesz i nie pomylił się. Dorosłeś do niego tak pod względem fizycznym, jak i psychicznym.
- Nie rozumiem. O jakim detektywie mówisz? - zdziwiłam się, patrząc na May.
Ash uśmiechnął się do mnie delikatnie.
- Innym razem ci to opowiem. Na razie chodźmy do Alexy, a potem do Brocka. Mamy dla nich bardzo radosne nowiny.

***


Kapitan Rocker nie był specjalnie zachwycony wieścią, że wbrew jego poleceniom rozwiązaliśmy zagadkę pobicia Zubera, ale cóż... Kiedy tylko dowiedział się, kto jest winowajcą i że winowajczyni sama przyznała się do winy, a dowody wskazują na nią jednoznacznie, to zaraz zmienił podejście i pogratulował nam sukcesu, chociaż dodał przy tym, że następnym razem wsadzi nas wszystkich za kratki za tę karygodną niesubordynację, a Boba to już szczególnie.
Biff wyszedł z więzienia i poszedł z miejsca odwiedzić leżącego w szpitali Zubera. Przeprosił go za tę nikomu nie potrzebną kłótnię, po czym obaj postanowili się pogodzić i bardziej ze sobą współpracować. Zubera czekał jeszcze pobyt w szpitalu przez przynajmniej tydzień lub dwa, a więc zespół Biffa postanowił pozostać w Alabastii do czasu, aż ich kolega nie wyzdrowieje.
Alexa i Brock bardzo się ucieszyli z powodu rozwiązania przez nas sprawy. Pierwsza mogła napisać super artykuł na temat owego śledztwa, z kolei ten drugi bardzo się cieszył, że jednak jego dobry kolega okazał się być niewinny. Biff natomiast przyszedł z Brockiem do mnie i do Asha, aby osobiście nam podziękować za pomoc.
- Och, daj już spokój. Jestem detektywem i po prostu spełniałem swój obowiązek - odpowiedział skromnie Ash, chociaż w głębi serca na pewno wręcz pękał z dumy.
Biff uśmiechnął się do niego przyjaźnie i dodał:
- Gdybym mógł coś dla ciebie zrobić, to nie krępuj się i proś mnie o to.
Ash spojrzał na Brocka, potem na Pikachu i uśmiechnął się lekko.
- Właściwie to jest chyba coś, co mógłbyś dla mnie zrobić, nie licząc oczywiście dania swego autografu kilku naszym przyjaciółkom.
- Autografy dla twoich przyjaciół? Nie ma sprawy - zaśmiał się Biff - Ale czy coś jeszcze mogę zrobić dla ciebie?
- Prawdę mówiąc jest coś takiego, o co chciałbym cię prosić.

***


W tę niedzielę restauracja „U Delii“ ugościła u siebie zespół Biffa Mutano, który połączył wyjątkowo swoje siły z amatorskim zespołem The Brock Stones i mieli razem zaśpiewać kilka piosenek, a przede wszystkim jedną, której tekst napisał Ash z pomocą Biffa. Obaj panowie byli niezwykle podekscytowani tym wydarzeniem i wręcz skakali z radości nie mogąc się doczekać chwili, gdy zaśpiewają razem.
Kiedy już nadszedł czas na występ, to Melody wyszła na scenę, stanęła przed mikrofonem i powiedziała uroczystym tonem:
- Panie i panowie... Mam zaszczyt zaprosić państwa na występ zespołu znanego wam wszystkim rapera Biffa Mutano, który postanowił uczynić nam ten zaszczyt i zaśpiewać z zespołem The Brock Stones oraz też swoim własnym piosenkę, której tekst napisał nasz drogi przyjaciel, Ash Ketchum, oczywiście z dość sporą pomocą Biffa. Piosenkę tę zaśpiewają w duecie Ash i Biff, jednak reszta obu zespołów będzie im wtórować. Zachęćcie ich więc gromkimi brawami do tego występu.
To mówiąc zaczęła sama klaskać, a już po chwili z publiki poleciały gromkie brawa. Następnie kurtyna poszła w górę, a na scenie ukazały się dwa wyżej wymienione zespoły. Melody dołączyła do nich, a już po chwili muzyka poleciała z instrumentów muzycznych, a Ash zaczął rapować:

Ja chcę najlepszym być, jak dotąd nikt.
Dorwać wszystkie z nich chcę ze wszystkich sił.

Następnie Biff zaczął rapować:

Electrode, Diglett, Nidoran, Mankey,
Venusaur, Rattata, Fearow, Pidgey,
Seaking, Jolteon, Dragonite, Gastly,
Ponyta, Vaporeon, Poliwrath, Butterfree!

Kiedy Biff rapował zachwycona May, siedząca tuż przy scenie przed stolikiem, na którym stał laptop, puszczała na nim kolejno zdjęcia tych Pokemonów, których nazwy wymieniał podczas śpiewania Biff. Zdjęcia te wyświetlane były na wielkim, białym ekranie ustawionym na scenie zaraz za obydwoma zespołami muzycznymi.
Tymczasem piosenka leciała dalej, a podział na role podczas śpiewania wyglądał tak oto:

ZESPÓŁ:
Złap je, złap je, czy już wszystkie są? - Pokemon!

ASH:
Przeszukam cały świat, by wszystkie z nich
Złapać mocą tą, co we mnie tkwi.

BIFF:
Venomoth, Poliwag, Nidorino, Golduck,
Ivysaur, Grimer, Victreebell, Moltres,
Nidoking, Farfetch, Abra, Jigglypuff
Kingler, Rhyhorn, Clefable, Wigglytuff!

ZESPÓŁ:
Złap je, złap je, czy już są?
Czy już wszystkie są? - Pokemon!

BIFF:
Zubat, Primeape, Meowth, Onix,
Geodude, Rapidash, Magneton, Snorlax,
Gengar, Tangela, Goldeen, Spearow,
Weezing, Seel, Gyarados, Slowbro!

ZESPÓŁ:
Czy już wszystkie są? Czy już wszystkie są? (Yeah)
Czy już wszystkie są? Czy już wszystkie są? (Yeah)
Czy już wszystkie są? - Pokémon!

BIFF:
Kabuto, Persian, Paras, Horsea,
Raticate, Magnemite, Kadabra, Weepinbell,
Ditto, Cloyster, Caterpie, Sandshrew,
Bulbasaur, Charmander, Golem, Pikachu!

ZESPÓŁ:
A wszystkich sto pięćdziesiąt lub więcej jest.
Ja Mistrzem Pokemon zostać tak bardzo chcę!

BIFF:
Alakazam, Goldeen, Venonat, Machoke,
Kangaskhan, Hypno, Electabuzz, Flareon,
Blastoise, Poliwhirl, Oddish, Drowzee,
Raichu, Nidoqueen, Bellsprout, Starmie!

ASH:
Hej! Połowa z głowy!
Świetnie nam idzie!

BIFF:
Nam?! Co za nam?!
To ja odwalam całą robotę!

ASH:
Dobra, dobra! Koniec przerwy.
Dawaj dalej!

BIFF:
Metapod, Marowak, Kakuna, Clefairy,
Dodrio, Seadra, Vileplume, Krabby,
Lickitung, Tauros, Weedle, Nidoran,
Machop, Shellder, Porygon, Hitmonchan!

ZESPÓŁ:
Czy już wszystkie są? Czy już wszystkie są? (Yeah)
Czy już wszystkie są? Czy już wszystkie są? (Yeah)

BIFF:
Articuno, Jynx, Nidorina, Beedrill,
Haunter, Squirtle, Chansey (Pokemon),
Parasect, Exeggcute, Muk, Dewgong,
Pidgeotto, Lapras, Vulpix, Rhydon!

ZESPÓŁ:
A wszystkich sto pięćdziesiąt lub więcej jest.
Ja Mistrzem Pokemon zostać tak bardzo chcę!

BIFF:
Charizard, Machamp, Pinsir, Koffing,
Dugtrio, Golbat, Staryu, Magikarp,
Ninetails, Ekans, Omastar, Scyther,
Tentacool, Dragonair, Magmar!

ASH:
Wow! Dobra! Złapcie oddech!

BIFF:
Teraz już z górki.
Zostało już tylko dwadzieścia cztery.

ASH:
Ale za to trudnych.
Więc słuchajcie uważnie!

BIFF:
Sandslash, Hitmonlee, Psyduck, Arcanine,
Eevee, Exeggutor, Kabutops, Zapdos,
Dratini, Growlithe, Mr. Mime, Cubone,
Graveler, Voltorb, Gloom!

ASH:
Już prawie wszystkie!

ZESPÓŁ:
Czy już wszystkie są? Czy już wszystkie są? (Yeah)
Czy już wszystkie są? Czy już wszystkie są? (Yeah)
Czy już wszystkie są? - Pokemon!

BIFF:
Charmeleon, Wartortle, Mewtwo,
Tentacruel, Aerodactyl, Omanyte,
Slowpoke, Pidgeot, Arbok!

ASH:
No i stop!

ZESPÓŁ:
Złap je, złap je, czy już są?
Czy już wszystkie są? - Pokemon!
Złap je, złap je, czy już są?
Czy już wszystkie są? - Pokemon!

ASH, BIFF ORAZ ZESPÓŁ:
Złap je, złap je, czy już są?
Czy już wszystkie są? - Pokemon!

Po zaśpiewaniu piosenki Ash i Biff przybyli sobie wesoło piątkę, a z publiczności posypały się na obu jak najbardziej zasłużone brawa, gdyż to (przynajmniej moim zdaniem) był najlepszym występem Biffa Mutano.


KONIEC





2 komentarze:

  1. Moje podejrzenia więc się sprawdziły. Tak czułam, że to nie Biff zaatakował Zubera, tylko jego psychofanka Sharpey, chcąca zemścić się na raperze za jego zerwanie z nią. I czy tylko mnie jej gadka od początku wkurzała? :)
    A tak na marginesie czy tylko mnie kapitan Rocker przypomina inspektora Możejkę z "Ojca Mateusza"? :) A sierżant Bob to taki jakby Nocul :D
    I mimo iż, jak wspomniałam w poprzedniej recenzji, nie za bardzo przepadam za rapem, to piosenka końcowa bardzo mi się spodobała, zwłaszcza, że przypomniała mi się od razu piosenka śpiewana na końcu odcinków z pierwszego sezonu anime. :) Aż wspomnienia wróciły. Jak miło. :)
    Ogólna ocena: 10/10 :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. He he he! Oj, uwierz mi, nie tylko Ciebie jej gadka od początku wkurzała. Mnie także, a przecież sam ją taką stworzyłem, nieprawdaż :)
      He he he! Widzę, że jesteś tak domyślna, jak miałem nadzieję, że jesteś :) Bo kapitan Jasper Rocker był wzorowany na dwóch postaciach. Pierwsza to kapitan Leeland Stottelmayer z serialu "DETEKTYW MONK" i na inspektorze Oreście Możejce z serialu "OJCIEC MATEUSZ" :) Z kolei sierżant Bob był inspirowany postaciami porucznika Randy'ego Dishera i aspiranta Mieczysława Nocula :)
      I cieszę się, że spodobała Ci się piosenka wykorzystana pod koniec opowiadania. Tak coś czułem, że Ci się spodoba stary i dobry przebój z końca I sezonu anime :)

      Usuń

Przygoda 129 cz. II

Przygoda CXXIX Tytanio, wio! cz. II Lot trwał długo. Ash nie liczył, jak długo, ponieważ odkąd tylko opuścił tak bardzo mu bliskie Gotham Ci...