piątek, 21 grudnia 2018

Przygoda 119 cz. V

Przygoda CXIX

Zodiakalny zabójca cz. V


- Ash! Ash, ocknij się!
- Żyjesz, chłopie?
Te oto dwa głosy powoli docierały do mojej świadomości, kiedy już zacząłem wreszcie odzyskiwać świadomość. Gdy w końcu udało mi się to zrobić, ostrożnie rozejrzałem się dookoła i zauważyłem, że znajduję się cały czas w tym pokoju hotelowym, w którym uświadomiłem sobie, iż oto moja ukochana została uprowadzona przez Zodiaka, a ja nie zdołałem temu zapobiec, co miałem sobie bardzo za złe.
- Wszystko w porządku, chłopie? - usłyszałem ponownie drugi głos, będący bez wątpienia głosem męskim.
Poznałem go doskonale. Ten głos należał do detektywa Boba. Powoli otworzyłem oczy i zobaczyłem, że wyżej wzmiankowany pochyla się nade mną, a obok niego stali kapitan Jenny i mój wierny Pikachu, który skoczył mi w ramiona, piszcząc przy tym wesoło.
- Och, Pikachu! - jęknąłem ze smutkiem, głaszcząc go delikatnie za uszami - Mój wierny przyjacielu. To po prostu okropne.
- Owszem i to bardzo - rzuciła gniewnie kapitan Jenny - Wybiegłeś z posterunku jak wariat i do tego jeszcze biegłeś nie wiadomo gdzie. Czy twoim zdaniem to jest odpowiedzialne zachowanie godne detektywa?
- Szukaliśmy cię wszędzie - dodał Bob - Spotkaliśmy twojego ojca i opowiedział nam, że rozmawialiście i nagle wyskoczyłeś i pobiegłeś przed siebie, gadając coś o jakiś apostołach i że już wszystko załapałeś. Mógłbyś nam to wyjaśnić?
- Tak, tylko najpierw muszę znaleźć Serenę - powiedziałem, szybko zrywając się z łóżka - Musimy ją ratować! Zodiak ją porwał!
- Zodiak ją porwał?! - krzyknęli przerażeni Jenny i Bob - Jak to?! Skąd taka pewność?!
- Ona tu była! Ludzie widzieli ją, jak wchodzi do tego pokoju, ale nikt nie widział, jak z niego wychodzi! - zawołałem czując, jak z nerwów serce mi zaczyna bić coraz mocniej i boleśniej - To Zodiak musiał ją porwać! Tylko ona odpowiada do jego listy ofiar!
- O czym ty mówisz, Ash? - zapytała Jenny.
- Jaka lista? - dodał Bob.
- Lista ofiar! - zawołałem do nich - Wiem już, jak on dobiera swoje ofiary! One wcale nie były przypadkowe! Wybrał je sobie dokładnie z tego artykułu w „Kanto Express“!
- Jakiego artykułu? - zdziwił się Bob.
- Artykułu o pięćdziesięciu najbardziej zasłużonych ludziach dla Kanto - wyjaśniłem im obojgu - Wśród nich byliśmy ja i Serena i pozostałe ofiary Zodiaka.
- Czekaj, przypominam sobie ten artykuł - powiedziała nagle Jenny - Dali tam zdjęcia osób i kilka drobnych szczegółów na ich temat.
- Tak i pośród tych szczegółów były też takie jak wyjaśnienie, jakiego znaku zodiaku są poszczególne osoby - wtrąciłem - I wiecie co? Pierwsza ofiara tego świra Zodiaka była spod znaku Koziorożca, druga spod znaku Wodnika, trzecia spod znaku Ryb, czwarta spod znaku Barana, piąta spod Byka, szósta spod Bliźniąt, a siódma spod Raka.
- Chwila! Czekaj! To oznacza, że on zabija ofiary takie, które są spod konkretnego znaku zodiaku! - zawołała Jenny, która już powoli zaczynała wszystko rozumieć - I wybiera ofiary spod znaków następujących po sobie kolejno! To rzeczywiście ma sporo sensu.
- Ale skąd wiesz, że Serena będzie jego następną ofiarą? - spytał Bob zaintrygowany.
- Bo teraz pora na ofiarę spod znaku Lwa! A ona jest jedyną osobą z tej listy spod tego znaku! Już wszystko rozumiecie?!
Rozumieli i to doskonale, dlatego też zaraz wszelkie wątpliwości w tej sprawie ich opuściły i postanowili wraz ze mną szybko spróbować odnaleźć Serenę. Problem w tym, że nie wiedzieliśmy, gdzie też ona może teraz być.
- Sprowadźmy szybko kapitana Rockera i jego stryja! - zawołałem do obojga - On najlepiej zna tego świra Rouke’a! Być może zdoła nam pomóc!
- Masz rację! - zgodził się Bob - Szybko zatem! Dzwońmy do niego i to prędko!
Jenny nie kazała długo czekać na realizację tego planu i podbiegła do najbliższego telefonu. Na całe szczęście znała numer telefonu pana Rockera i na jeszcze większe szczęście kapitan i jego stryj byli w domu, dlatego też zdołała się z nimi skontaktować i obaj panowie obiecali zaraz udać się na posterunek policji i pomóc nam znaleźć Serenę.
- Spokojnie, przyjacielu. Będzie dobrze - próbował pocieszyć mnie Bob, klepiąc delikatnie moje ramię - Znajdziemy Serenę i wszystko będzie dobrze.
- Pika-pika! Pika-chu! - zapiszczał Pikachu, lekko klepiąc moją nogą łapką po policzku.
Bardzo chciałem im wierzyć, ale lęk o życie mojej ukochanej był zbyt wielki, abym potrafił zachować spokój.

***


Kapitan Rocker oraz jego stryj przybyli prędko na posterunek policji, gdzie zaraz też zjawiliśmy się i my. A gdy już cała nasza grupa się spotkała, to szybko przeszła do wyjaśniania całej sytuacji. Komisarz opowiedział Jenny i Bobowi o tym, jakich odkryć dokonał ze mną i Sereną, z kolei ja opowiedziałem o moich odkryciach i o porwaniu mojej ukochanej.
- Teraz wszystko układa się w jedną całość - powiedział komisarz - To dlatego ten drań wspomniał o apostołach. Chce zabić razem dwanaście ofiar, w tym także i ciebie.
- Dokładnie tak - zgodziłem się z nim - Założę się, że gdy już zabije pozostałe ofiary, to bardzo zadowolony ze swego dzieła wróci i dokończy to, co zaczął porywając mnie.
- Spokojnie, chłopcze! Postaramy się do tego nie dopuścić - powiedział Jasper Rocker - Znajdziemy go na czas i nie pozwolimy mu już nikogo więcej zabić.
- Tylko jak? - zapytał detektyw Bob - Tyle wiemy, a wciąż nie wiemy tego najważniejszego, czyli gdzie on się ukrywa?
- Powinniście byli powiedzieć mi o tych wszystkich odkryciach już wczoraj, gdy tylko przybyliście do Alabastii - rzuciła w moją stronę Jenny - Gdybyśmy wcześniej wiedzieli, kim on jest, to wtedy...
- Co wtedy? - burknął komisarz - Co byśmy niby osiągnęli? Przecież to sprytna kanalia! I do tego doskonały aktor! Potrafi się przebierać i to tak dobrze, że rozwieszanie listów gończych nic by nie dało. Poza tym on spodziewał się po nas takiego ruchu i gdybyśmy tak zrobili, to z pewnością byłby ostrożniejszy i wdrążył w życie jakiś alternatywny plan. A tak mamy nad nim pewną przewagę.
- Niby jaką?
- On myśli, że jesteśmy głupi i dlatego śmiało sobie poczyna. Prawda jest jednak taka, iż lekceważąc nas sam jest głupcem i postąpił nierozważnie porywając Serenę tuż pod nosem jej chłopaka.
- Chłopaka, który nie potrafi jej pomóc - jęknąłem załamany i z lekkim gniewem spojrzałem na policjantów - Co my tu jeszcze robimy?! Na co czekamy?! Powinniśmy szukać kryjówki Zodiaka i Sereny!
- A gdzie niby chcesz jej szukać? - spytała Jenny - Przecież nie wiemy, gdzie on jest. Chyba, że masz coś, co należy do Sereny i wtedy może mój Arcanine po zapachu by ją...
- To nie będzie konieczne - przerwał jej komisarz zadowolonym tonem - Mam pewne podejrzenia na temat jego miejsca pobytu.
Spojrzeliśmy na niego z uwagą, a ja, domyślając się powoli, o co chodzi lekko się uśmiechnąłem i spytałem:
- Więc zrobił pan tak, jak ustaliliśmy?
- Dokładnie tak, mój chłopcze. Nawiasem mówiąc, to miałeś bardzo dobry pomysł.
- Zaraz, chwila! O czym wy mówicie?! - zawołała zdumiona Jenny.
- Sam chciałbym to wiedzieć - rzucił złośliwie kapitan Rocker.
Jego stryj szybko przeszedł do wyjaśnień, bo czas nas naglił.
- Och, to prawda proste - powiedział rzeczowym tonem - Nasz młody przyjaciel zaproponował, abym spróbował dowiedzieć się czegoś na temat ludzi przybywających ostatnio do Alabastii. Ja jako osoba nietutejsza nie byłem znany i dlatego łatwiej przetrząsnąłem miasto poszukując wszelkich informacji, których potrzebowaliśmy. Oczywiście zrobiłem to w lekkiej charakteryzacji, aby Zodiak mnie nie poznał.
- W jakim to było celu? - zapytał Bob.
- Chcieliśmy odkryć, czy ostatnio ktoś tutaj nie wynajmował jakiegoś domku w okolicy lub nie przebywa w opuszczonych budynkach starych fabryk itp. - odpowiedziałem mu - Wnikliwe śledztwo komisarza Rockera pozwoliło nam ustalić, że w Alabastiii żaden dom ani też pokój nie zostały wynajęte w ciągu ostatnich kilku dni ani też żadna opuszczona fabryka czy budynek nie są ostatnio zajmowane.
- Tyle odkryliśmy i my - rzuciła Jenny - I co z tego?
- Ale Zodiak musi gdzieś działać - dodał Bob - Z pewnością ma więcej niż jeden pokój do swojej dyspozycji, aby skutecznie nagrywać swe filmiki.
- Ale żaden z domów ostatnio nie wynajmowano - wtrącił komisarz - Hotelu zaś nie braliśmy pod uwagę. Brak tam miejsca do skutecznego oraz spokojnego działania bez ryzyka odkrycia.
- Tylko, że ten bydlak ma pokój w hotelu - zauważył Bob.
- Tak, ale nie zabija w hotelu - powiedziałem - Ma tu jeszcze jedną siedzibę.
- Ale przecież sam mówiłeś, że przecież ostatnio nikt tu nie najmował pokoju ani całego domu.
- Owszem, ale za to ostatnio wynajęto pewien stary budynek sklepowy naprzeciwko zakładu fryzjerskiego - rzekł komisarz Rocker - Osoba, która to zrobiła siedzi tam często po całych dniach i remontuje piwnicę, w której podobno trzeba sporo naprawić.
- Piwnica! - zawołałem - Szerokie pole do popisu! Hałasy po całych dniach! Idealne miejsce na kryjówkę Zodiaka!
- Pika-pika! Pika-chu! - poparł mnie Pikachu.
- Spokojnie, przyjacielu - powiedział Bob - To jeszcze niczego nie dowodzi.
- Dokładnie! Przecież mogła to miejsce wynająć najbardziej uczciwa osoba na świecie - zauważył Jasper Rocker.
- Tyle tylko, że najmu dokonano zaledwie dwa tygodnie temu i osoba najmująca bardzo przypomina mi Zodiaka - dodał komisarz - Co prawda z opisu wynika, że był wtedy w przebraniu, ale to może być on. Prócz tego posiadał coś jakby tatuaż na nadgarstku.
- Tatuaż?! - krzyknąłem - Dlaczego dopiero teraz pan o tym mówi?!
- Chciałem się jeszcze upewnić, że to na pewno on i potem zebrać ludzi i dopiero wtedy go dopaść, żeby mieć pewność, iż nam nie ucieknie. Tak postępuje prawdziwy policjant!
- Ale nie Sherlock Ash! - zawołałem - On rusza na ratunek zawsze wtedy, gdy jest potrzebny! Ruszam więc tam!
- Pika-pika! - poparł mnie Pikachu, wskakując mi na ramię.
- Gdzie jest ten wynajęty budynek sklepowy? - spytałem.
- Naprzeciwko zakładu fryzjerskiego niejakiego Rene Artoisa - odparł na to komisarz.
- Doskonale! Jedziemy tam! - zarządziłem.
- Pika-pika-chu! - dodał Pikachu, machając bojowo łapką.
- Świetnie! Jeszcze nie jest gliną, a już się tu czuje jak u siebie - rzuciła Jenny tak, abym to usłyszał.
- Ash, zaczekaj! - zawołał za mną Bob, kiedy już byłem na zewnątrz budynku.
Zatrzymałem się i zaczekałem, aby go wysłuchać.
- No co?
- Lepiej pojedźmy motorami. Będzie szybciej - powiedział Bob.
- Racja - dodał kapitan Jasper Rocker, wychodząc z posterunku wraz ze swoim stryjem i z Jenny - Szybciej dotrzemy na miejsce.
- Dobrze, tylko się pospieszmy! Tu liczy się każda chwila! - zawołałem - Już i tak dużo czasu zmarnowaliśmy.


Moi przyjaciele szybko więc wydobyli z garażu motocykle i już po chwili gnaliśmy nimi w kierunku celu naszej wyprawy. Ja jechałem z Jenny w jej motorze z przyczepką, Bob jechał z komisarzem, a z kolei kapitan jechał osobnym motorem.
Dość szybko dotarliśmy na miejsce. Gdy tylko to zrobiliśmy, to zaraz pobiegłem do zakładu fryzjerskiego Rene, który właśnie strzygł jednego klienta. Na mój widok mężczyzna szybko przerwał swoją pracę i zawołał wesoło:
- Bonjuor, Ash! Bonjour, Pikachu! Miło was widzieć!
- Ciebie też! Ale nie czas teraz na przyjacielskie rozmowy. Mam ważną sprawę - odpowiedziałem i spojrzałem na klienta Rene - Czy da nam pan chwilkę? To nie potrwa długo.
Klient nie miał nic przeciwko, więc szybko przeszedłem do rzeczy.
- Słuchaj, Rene, mam pytanie.
- Jakie, mon ami?
- Chodzi o tego gościa, który wynajął sklep naprzeciwko ciebie. Czy widziałeś go może dzisiaj?
- Dzisiaj? W sumie to tak i to dwa razy nawet.
- Kiedy dokładniej?
- Rano i potem jeszcze tak przed jakąś godzinę lub dwoma. Wszedł do swego sklepu, pomachał mi wesoło ręką, gdy zobaczył, że go widzę i zajął się swoimi sprawami.
- A czy ktoś z nim był?
- Nie, był sam.
- Miał coś może ze sobą?
- Tak, taką sporą czerwoną walizkę na kółkach. Chyba przewoził w niej jakieś narzędzia do remontu piwnicy.
- Skąd taki pomysł?
- Bo jak wychodził, to było widać, że walizka była lekka, a gdy wrócił, to ciągnął ją z lekkim trudem.
Jęknąłem przerażony, bo to potwierdzało moje najgorsze obawy.
- A czy często tak wychodził z tą walizką?
- Wcześniej tylko raz go z nią widziałem, a poza tym, to nie.
- I czy też walizka była ciężka, gdy wracał?
- Chyba tak, bo wyglądał na zmęczonego, gdy ją ciągnął za sobą. Ale nie przyglądałem się zbytnio.
- A często słychać stamtąd odgłosy remontu?
- Czasami i tylko wtedy, kiedy się jest w pobliżu tego sklepu, bo nie hałasuje aż tak bardzo. A dlaczego pytasz?
- Później ci wyjaśnię. Dziękuję ci bardzo!
Po tych słowach szybko wybiegłem z zakładu fryzjerskiego, a wierny Pikachu pognał za mną. Moi przyjaciele z policji czekali na mnie oraz na moje odkrycie, którym zaraz się z nimi podzieliłem.
- Słuchajcie, nie ma już wątpliwości! Tam jest Zodiak! I trzyma tam Serenę! Musimy się pospieszyć, jeśli chcemy ją ocalić!
- To będziemy się chyba musieli tam włamać - zauważył kapitan Rocker.
- Właśnie, bo przecież nie mamy nakazu - dodała Jenny.
- Nie mamy teraz czasu go zdobywać - powiedziałem - Serena jest w wielkim niebezpieczeństwie i muszę ją ocalić!
Podbiegłem do sklepu Zodiaka i zacząłem nasłuchiwać. Przez kilka sekund nic nie nie słyszałem, jednak już po chwili dało się słyszeć dźwięk wiertarki oraz kilku innych narzędzi remontowych. Dobrze wiedziałem, co to oznacza.
- Zaraz się zacznie! Szybko! Musimy tam wejść! - zawołałem.
- Ale jak to? Tak bez nakazu? - spytała przerażona Jenny - A jeśli się mylisz i tam go nie ma?
- Nie mylę się! On tam jest! - powiedziałem ze złością, że tracimy czas na takie dyskusje.
- Nakaz nie jest nam potrzebny, gdy zachodzi poważne podejrzenie dokonania przestępstwa - zauważył komisarz Rocker.
- To prawda, choć wolę nie być w skórze Asha, jeśli się myli i tam go nie ma - dodał jego bratanek.
Drzwi sklepu były zamknięte na kłódkę, więc kazałem Pikachu szybko ją przeciąć Stalowym Ogonem, co ten zaraz wykonał. Kłódka pękła na dwie części i mogliśmy już wejść do środka.
- Ash, tak przecież nie można! To jawne włamanie! - zawołała Jenny.
- To mnie aresztuj! - warknąłem ze złością w jej stronę i szybko zaraz pognałem w kierunku wnętrza sklepu - Oby tylko nie było za późno!
- Pika-pika! - zapiszczał zaniepokojony Pikachu.

***


Pamiętniki Sereny c.d:
Byłam wściekła sama na siebie. Dobrze przecież wiedziałam o tym, jak podstępny jest ten psychol, a jednak dałam się nabrać na jego sztuczki. Gdy tylko zobaczyłam starszego pana, który zasłabł na ulicy, to nie potrafiłam odmówić mu pomocy. Wraz z jeszcze paroma ludźmi zabrałam go do jego pokoju w hotelu i gdy reszta wyszła, upewniwszy się wcześniej, że biedak dobrze się czuje też powinnam wyjść, ale ja jak ta głupia zostałam, bo ten uroczy starszy pan o to poprosił. Dlaczego nie wzbudziło moich podejrzeń, że właśnie mnie o to poprosił? Widać taki ze mnie detektyw, jak z Miltanki Tauros. A potem jeszcze jak idiotka pochyliłam się nad nim, a on psiknął mi czymś w twarz i straciłam przytomność.
- Obudziłaś się już? - usłyszałam nagle czyjś podły głos.
Doskonale wiedziałam, do kogo on należy i wcale nie kwapiłam się do tego, aby spoglądać w stronę, z której ów głos dobiega, ale mimowolnie to zrobiłam i wówczas zobaczyłam przed sobą Zodiaka. Wyglądał dokładnie tak samo, jak na tych swoich nagraniach, a właściwie to jeszcze bardziej obrzydliwie, bo był na żywo.
- Przez chwilę miałem obawy, że zaprawiłem cię za mocno i już się nie obudzisz, co popsułoby mi całą zabawę, ale jak widzę byłem w błędzie, co też bardzo mnie cieszy.
- Nie będzie ci do śmiechu, kiedy tylko mój narzeczony się tu zjawi! - zawołałam hardo.
Dobrze wiedziałam, że drażnienie go w tych okolicznościach nie było zbyt mądre, ale nie chciałam dawać mu satysfakcji i pokazywać mu, że się go boję, bo to go tylko bawiło, a ostatnie, czego wtedy chciałam, to było sprawianie mu przyjemności.
- Twój narzeczony, powiadasz? - zachichotał podle Zodiak - Och! Z całą pewnością się tu zjawi, to nie ulega wątpliwości. W końcu jest słynnym detektywem i wątpię, aby jego sława była przereklamowana. On z całą pewnością się tu zjawi, pytanie tylko, kiedy to nastąpi?
To pytanie zdecydowanie odebrało mi całą pewność siebie. Ash rzecz jasna był bardzo bystry, ale w jaki sposób miałby mnie znaleźć na czas i ocalić zanim ten świr dołączy mnie do swojej kolekcji ofiar? Obawiałam się, że w tym przypadku Ashowi bardziej będzie potrzebne szczęście, a nie rozum i chociaż Ash zawsze miał niesamowite szczęście, to jednak w tym wypadku mogło ono osłabnąć. Taka możliwość niestety istniała i musiałam to sobie uświadomić, a gdy to zrobiłam, to Zodiak (wyraźnie widzący moje obawy) zachichotał podle i rzekł:
- Aha! Coś czuję, że wiara w twoje ocalenie poważnie osłabła, zgadza się, słodziutka?
Nie zaszczyciłam jego pytania odpowiedzią, ale miał bydlak rację i dobrze o tym wiedział. Ja z kolei bałam się, że oto wybiła moja ostatnia godzina, w duchu modliłam się, aby Ash dotarł tu jak najszybciej.
Niestety, Zodiak nie zamierzał już dłużej czekać, tylko chciał od razu wprowadzić w życie swój plan. Teraz, kiedy opisuję tę chwilę czuję, że właśnie wtedy znalazłam się w najgroźniejszej dla mnie sytuacji w całym moim życiu. Ani podczas Bitwy o Kanto, ani też w chwili, kiedy zostałam postrzelona w obronie Asha nie czułam tak blisko siebie obecności śmierci, jak w tym właśnie momencie. Nie byłam wówczas w stanie nawet zebrać myśli, tym bardziej, że ten psychol swoimi słowami starał się odebrać mi resztki nadziei, co niestety bardzo dobrze mu szło.
- Choćby ten twój chłoptaś był nie wiadomo jak sprytny, to i tak nie jest dość szybki by tu dotrzeć - zachichotał złośliwie Zodiak - Nim on i mój dawny rywal tu dotrą, to ty już dawno będziesz zimna jak lód. Ale nie bój się, nie umrzesz byle jak, bo dla mojej specjalnej ofiary mam zaplanowany naprawdę specjalny koniec.
Po tych słowach wyszedł z pokoju i nastawił płytę, której dźwięki miały zagłuszyć moje wrzaski bólu i przerażenia.
- I co malutka? - zapytał, gdy już wrócił - Nadal sądzisz, że ktoś zdąży cię uratować?
- Zgadza się! - przemówił nagle jakiś głos.
Nagle poczułam obecność jeszcze jednej osoby, która pojawiła się nie wiadomo skąd. Po chwili zarys tej postaci wyłonił się z cienia, choć nadal nie był on jeszcze całkowicie widoczny. Sam psychopata był całkowicie zdezorientowany i przez chwilę wpatrywał się w przybysza stojąc jak słup soli. Wreszcie zdołał wydusić z siebie kilka słów:
-  Jak ty...? Skąd...? Kim ty do diabła jesteś?


Podobnie jak Zodiak, tak i ja nie mogłam ukryć swego zdumienia pojawieniem się owego nieznajomego. W przeciwieństwie jednak do mego oprawcy, ja nie czułam przed ową mroczną postacią żadnego strachu, a jedynie niepokój. Kimkolwiek był ten osobnik, sprawiał wrażenie, że chciał mnie uratować przed psychopatą. Kiedy jednak przyjrzałam się mu lepiej, wszystko stało się jasne. Gdy jego sylwetka była już widoczna w świetle, poznałem w nim mrocznego młodzieńca, który w trakcie podróży po regionie Kalos ukazał mi dwie różne drogi mojej przyszłości. Do tej pory sądziłam, że był to jedynie sen, okazało się jednak, że to wszystko działo się naprawdę. Zodiak mimo przerażenia wyciągnął broń i strzelił do chłopaka, lecz najwyraźniej chybił. Wtedy strzelił ponownie, ale znów bez rezultatu. Młodzieniec zaś spokojnie obserwował psychola, po czym zaczął iść w jego stronę. Ten nadal strzelał w stronę nieznajomego i wreszcie trafił go jedną z kul. Młodzieniec jednak lekko się uśmiechnął z politowaniem, po czym wyciągnął dłoń na której znajdowała się kula z pistoletu. Chwilę później rozsypała się w proch. Następnie błyskawicznie znalazł się przy Zodiaku i prawa ręką chwycił go za gardło, po czym uniósł bez wysiłku do góry. Jego oczy zabłysły znacznie intensywniej szafirowym światłem, zaś mroczna aura zgęstniała i zdawało mi się, że rozszerza się na całe pomieszczenie. Chciałam już uciekać z tego miejsca, lecz byłam skrępowana i przywiązana do krzesła. Chcąc nie chcąc musiałam patrzeć na tę scenę rodem z horroru. Zodiak próbował się wyrwać z uścisku mrocznego chłopaka, lecz daremnie. Ten tylko  mocniej wpił palce w jego szyję, zduszając w ten sposób krzyki psychopaty. Cały czas patrzył mu też w oczy, oświetlając je blaskiem swych oczu. Wtedy też przemówił, a słowa, które wtedy usłyszała, umocniły we mnie wrażenie, jakbym oglądała jakiś horror fantasy.
- Koniec twego terroru! Czas, abyś posmakował własnego lekarstwa - przemówił chłopak - Sam teraz doświadczysz najgorszego horroru i twoje ofiary staną się twymi prześladowcami.
Po tych słowach w jego lewej dłoni zaczęła się formować mroczna kula, przypominająca nieco głąb dymu okraszony iskrami.
- Zrodzony z największej grozy, uformowany z mroku gęstszego niż mrok nocy. Niech moja moc uwolni cię i przeniesie w to ciało. Ruszaj, mój sługo!
Po tych słowach chłopak dosłownie wcisnął ową kulę energii w głowę Zodiaka, po czym, odepchnął go w kąt pomieszczenia. Byłam dosłownie przerażona ową sceną i przez moment bałam się, że spadłam z deszczu pod rynnę. Ale po chwili, kiedy nieznajomy spojrzał na mnie, jego groźna dotąd twarz rozpogodziła się. Jednocześnie poczułam, że krępujące mnie więzy zniknęły i faktycznie byłam wolna.
W tej samej chwili drzwi od pomieszczenia gwałtownie się otworzyły i stanęli w nich Ash i Pikachu. Na ich widok serce zaczęło mi walić z radości jak szalone.
- Ash! - krzyknęłam szczęśliwa jak jeszcze nigdy dotąd.
- Serena! - krzyknął Ash.
- Pika-pika! - pisnął Pikachu.
Obaj wbiegli do pokoju i już po chwili ściskali mnie i całowali po całej twarzy tak zachłannie i tak szalenie, jakby nie widzieli się ze mną ze sto lat.
- Och, kochana moja! - wołał radośnie mój luby - Tak strasznie się o ciebie bałem! Bałem się, że ten bydlak cię...
- Spokojnie, Ash! Nic mi nie jest! Zobacz, ja jestem cała i zdrowa - uspokajałam go.
- Jak to dobrze - odetchnął z ulgą mój ukochany - A gdzie jest Zodiak?
Spojrzałam szybko w kierunku kąta, w który to został rzucony przez tajemniczego nieznajomego Zodiak i ku swojemu przerażeniu zobaczyłam, jak ten świr powoli podnosi się z podłogi, masuje sobie obolałą głowę i patrzy w naszym kierunku.
- Co jest, tajemniczy wybawicielu? - zapytał Asha z kpiną w głosie - Ty czarodzieju zakichany jeden! Ciskasz ludźmi o ściany siłą woli?
Po tych słowach zerwał z głowy worek i wówczas to oczom naszym ukazała się dobrze znana nam ze zdjęć twarz Tiberiusa Rouke’a, tyle tylko, że nieco starszego i już siwego w kilku miejscach swej głowy.
- Magik się znalazł! Obrońca zakichany! Rzucać mną o ścianę ci się zachciało? Lubisz sztuczki? To ciekawe, co powiesz na taką?
Po tych słowach wyjął z kieszeni niewielki pistolet i wymierzył go w Asha.
- Ciekawe, co powiesz na taką sztuczkę, czarodzieju?
Z jego słów wynikało, że wziął Asha za mego tajemniczego wybawcę, który niespodziewanie zniknął bez śladu i teraz mój luby miał odpowiedzieć za jego czyny.
- Koniec twoich sztuczek, magiku! - wysyczał Zodiak.
Wtem padł strzał, ale to nie strzelił ten świr, tylko komisarz Rocker, który właśnie wbiegł do pokoju z bronią w ręku. Zaraz za nim wpadli do środka również jego bratanek oraz kapitan Jenny i detektyw Bob. Zodiak tymczasem, trafiony w prawą dłoń wił się na podłodze z bólu i jęczał przy tym niemiłosiernie.
- Tiberius Rouke - powiedział z nienawiścią w głosie komisarz Rocker - Tak coś czułem, że w końcu się spotkamy.
- Geoffrey Rocker - wysyczał Zodiak i jego twarz rozpromienił nagle podły uśmiech - Kope lat! Dawno się nie widzieliśmy.
- Zbyt dawno, bydlaku.
Bob powoli podniósł z ziemi Zodiaka i założył mu na ręce kajdanki, z kolei Jenny spojrzała na mnie i Asha, pytając:
- Nic wam nie jest?
- Na szczęście nie - odpowiedział Ash.
- W porę przyszliście na czas - dodałam.
- O tak, w samą porę - pokiwała głową Jenny i nagle się skrzywiła - Może ktoś wyłączyć tę durną muzyczkę? Będę wdzięczna!
Bob zachichotał i szybko zostawił Zodiaka pod strażą obu Rockerów i poszedł wykonać zadanie. Już po chwili w pokoju zapanowała błoga cisza.
- No! Od razu lepiej! - zawołała zadowolona Jenny.
- Gratuluję ci, stryju - rzekł z radością kapitan Rocker do swojego krewniaka - Wreszcie złapałeś Zodiaka.
- A ja panu bardzo dziękuję - powiedział Ash do komisarza - Gdyby nie pańska pomoc, to Serena...
- To zadanie wykonaliśmy wspólnie, przyjacielu - rzekł z uśmiechem na twarzy komisarz - Ja, ty, twoja dziewczyna i Jasper. Wszyscy razem schwytaliśmy tego potwora.
- Tak, a ja i Jenny tylko podziwialiśmy widoki - rzucił złośliwie Bob.
Wszyscy zaśmialiśmy się wesoło, a mnie wydawało się, że dostrzegam w drzwiach pokoju tego tajemniczego nieznajomego, który mnie ocalił. Stał on tam i lekko się uśmiechał do mnie i do Asha.
- Ash, widzisz to? - spytałam szeptem mojego chłopaka.
- Tak, widzę - odpowiedział dość zaniepokojonym tonem Ash, również wpatrując się w drzwi od pokoju.
Nieznajomy zaś uśmiechnął się powoli i zniknął, a kiedy mówię, że zniknął, to mam na myśli dosłowne zniknięcie, a wręcz rozpłynięcie się w powietrzu.
- Dobrze, chodźmy już stąd! - zawołał nagle Bob - Pora już na nas!
- Zgadza się - poparła go kapitan Jenny - Trzeba wreszcie spisać raport do generała w tej sprawie.
- Jak to dobrze, że ja takie rzeczy mam już za sobą - zaśmiał się Jasper Rocker.

***


Zodiak szybko trafił do aresztu, a opinia publiczna została jeszcze tego samego dnia powiadomiona o jego schwytaniu. Oczywiście dziennikarze z gazet „Kanto Express“ i „Głos Alabastii“ po odkryciu tego faktu od razu przybyli, aby przeprowadzić wywiad z bohaterami tej historii, którzy rzecz jasna bardzo chętnie opowiedzieli o przebiegu śledztwa i o tych wszystkich szczegółach, które wolno im było zdradzić prasie. Chyba nie muszę tutaj też dodawać, że najlepszy artykuł w tej sprawie napisała nasza droga Alexa dla Cindy Armstrong.
Niedługo potem generał policji posłał po mnie, Asha, Jaspera Rockera, jego stryja, kapitan Jenny i detektywa Boba, aby wręczyć nam wszystkim najwyższe odznaczenia policyjne w całym Kanto za rozwiązanie sprawy Zodiaka. Co prawda Rockerowie oraz ja i Ash nie byliśmy policjantami, ale generałowi wcale to nie przeszkadzało. Dodał przy tym, iż wobec Jaspera Rockera, Asha i mnie ma pewne plany i szybko się nimi z nami podzielił.
- Panie kapitanie - powiedział do Jaspera Rockera - Wiem dobrze o tym, że przeszedł już pan na emeryturę, ale liczę na to, że zechce pan rozważyć moją propozycję w sprawie pańskiego powrotu do służby, choćby tylko na kilka lat. Widzi pan, już wkrótce odchodzi na emeryturę komisarz Jackson, szef policji w Wertanii. Bardzo chciałbym powierzyć właśnie panu to stanowisko, oczywiście w stopniu komisarza.
Wszystkim nam się ten pomysł bardzo spodobał, kapitanowi również, choć poprosił on o trochę czasu do namysłu, ponieważ chce on omówić tę sprawę ze swoją rodziną. Generał nie miał nic przeciwko temu, a potem zwrócił się do nas bardzo uroczystym tonem:
- Od 1 października rozpoczyna się nabór do akademii policyjnej i liczę na to, że wśród studentów nie zabraknie waszej dwójki. Po przejściu w niej odpowiedniego szkolenia będziecie mogli oficjalnie rozpocząć nami  współpracę z nami jako policyjni detektywi konsultanci.
- A nie możemy tego zacząć bez tych wszystkich ceregieli? - zapytał dowcipnie Ash.
- Moglibyście, ale wiedza zdobyta w akademii może wam się jeszcze kiedyś przydać i wtedy podziękujecie mi za moją rekomendację.
- Rekomendację? - zdziwiłam się.
- A tak, właśnie rekomendację - potwierdził generał - Poleciłem was tam jako wyjątkowo dobrze prosperujące zdolne umysły i spodziewam się, że to docenicie i osiągnięcie same doskonałe wyniki.
Oboje z Ashem zasalutowaliśmy mu, a Pikachu zaraz potem uczynił to samo, piszcząc przy tym bojowo.
Generał złożył też gratulacje kapitan Jenny i detektywowi Bobowi, a także staremu Rockerowi, wyrażając przy tym swoją radość przy złapaniu Zodiaka i dodając przy tym, iż jest spokojny o los całego Kanto, skoro tacy policjanci je chronią.
- Panie generale, wszystko, co zrobiliśmy, było naszym obowiązkiem - zauważył Geoffrey Rocker - Nie zrobiliśmy niczego, czego by nie zrobił każdy inny policjant na naszym miejscu.
Prawdę mówiąc opinię tę podzielaliśmy wszyscy, a zwłaszcza ja i Ash oraz nasz wierny kompan Pikachu.


A jeśli chodzi o kompanów, to ja i mój ukochany wciąż byliśmy lekko zaniepokojeni osobą naszego tajemniczego wybawcy, który to ocalił mnie przed Zodiakiem. Przy dobrym wytężeniu pamięci rozpoznaliśmy w nim tego gościa, który przed trzema laty dał nam wizje naszej przyszłości i w pewnym sensie przyczynił się do tego, że ja i Ash zostaliśmy parą. Kim on jednak był i dlaczego to zrobił, tego już nie wiedzieliśmy, choć łączyliśmy jego osobę z osobą tajemniczego przyjaciela Mewtwo, który to przyjaciel podobno miał pewne zamiary wobec naszej dwójki. Ale czy mieliśmy rację w swoich przypuszczeniach, tego już nie wiedzieliśmy, gdyż Sybilla oraz Mewtwo nie kontaktowali się z nami, więc byliśmy zdani tylko na domysły w tej sprawie.
Jeśli zaś chodzi o Zodiaka, to biegli szybko orzekli jego oczywistą niepoczytalność i dlatego sąd nakazał umieścić go w domu bez klamek, gdzie jednak nie miał lekkiego życia. Podobno każdej nocy miał on jakieś przerażające koszmary, w których przeżywał ogromny ból zadawany przez niego samego jego ofiarom. Czy to jest prawda, nie wiedzieliśmy, ale za to byliśmy pewni, że łajdak poniósł zasłużoną karę.
Po złapaniu Zodiaka w całej Alabastii zapanował spokój i powszechna radość, zaś imiona Sherlocka Asha i jego przyjaciół było sławione. Nasi przyjaciele z drużyny detektywistycznej wrócili do miasta akurat wtedy, gdy urządzano w restauracji „U Delii“ wielką fetę z tej okazji i dlatego zespół The Brock Stones zagrał kilka rewelacyjnych piosenek na cześć Asha, a gdy to robili, to cała sala śpiewała razem z nimi.
Pierwsza piosenka szła tak:

Gdy arszeniku czujesz w zupie smak,
Gdy brylantowej kolii w sejfie brak,
Gdy nagle znika żona twa lub mąż,
A w wannie pełza jadowity wąż.
Za oknem cień, stłuczone pryska szkło
I trach, trach! Trup pada! No, to co?
To wszystko minie, będzie znów tip top.
Prywatny nasz detektyw zwęszył trop.

Ash Ketchum zna swój fach i trud.
Wnet wszystko gra. Tres bien, sehr gut.
Ash Kechtum na kłopoty
Ma zawsze środek złoty.
Czego się martwisz, co ty?
Proste to jak drut!
Ash Ketchum na kłopoty
Ma zawsze środek złoty.
Weźmie się do roboty, zrobi cud!

Gdy pachnie kokainą żony szal,
Gdy rusza mąż z dziewczyną w siną dal,
Gdy facet w białych getrach ostrzy nóż
Lub sączy jad w pąsowych kolce róż.
Gdy zegarowa bomba sieje śmierć...
Bach! Bach! I znika tony złota ćwierć.
Ty nic się tym nie przejmuj, gwizdać fiuu!
Życz przyjemnego mnie i sobie snu!
Bo przecież...

Ash Ketchum zna swój fach i trud.
Wnet wszystko gra. Tres bien, sehr gut.
Rzecz cała w wielkim skrócie:
Zabili go i uciekł,
Więc kiwa palcem w bucie
W tył i w bok i w przód.
Rzecz cała w wielkim skrócie:
Zabili go i uciekł,
Więc kiwa palcem w bucie
W tył i w przód.

Unova, Kanto, Kalos, Sinnoh, Johto, Hoenn.
Przestępcę wziąć za mordę - jego cel.
Sherlocka dziedzic i Poirota syn.
Armia nie sprosta mu państwowych glin.
Choćbyś niewinny był i nie miał skaz.
Znajdzie poszlaki nasz dedukcji as.
Choćbyś był czysty jak panieńska łza,
Nie masz alibi - strzeż się go jak psa!

Ash Ketchum to detektyw nasz.
Nie będzie bandzior pluł mu w twarz.
Ash Ketchum na kłopoty
Ma zawsze środek złoty.
Czego się martwisz, co ty?
W końcu Asha znasz.
Rzecz cała w wielkim skrócie:
Zabili go i uciekł.
Włożył papucie i znów pełni straż.


Po tej piosence, która została nagrodzona gromkimi brawami, zespół The Brock Stones zaśpiewał kolejny przebój, który szedł następująco:

Nie wiesz, kiedy zjawia się.
Spada niby grom!
Z mroku się wyłania, by przepędzić zło.
Kto, co, jak i gdzie?
On to wszystko wie!
Teraz chodź!

Sherlock Ash!
Zawsze ci pomoże!
Czuwa noc i dzień!
Sherlock Ash!
Oj, powieje grozą!
Sherlock Ash!
To Sherlock, Sherlock Ash!

Dymu kłąb, to znowu on!
Czuwa noc i dzień!
Zanim skrada się tuż-tuż
Ten w płaszczu jego cień!
Wróg widząc jego twarz
Zwiewa póki czas!
Leci!

Sherlock Ash!
Zawsze ci pomoże!
Czuwa noc i dzień!
Sherlock Ash!
Oj, powieje grozą!
Sherlock Ash!
Sherlock już do nas szybko mknie!
Sherlock Ash!

Ta piosenka również została nagrodzona wręcz gromkimi brawami, lecz to nie był koniec występów tego jakże genialnego zespołu.
- A teraz zaśpiewamy piosenkę, którą napisaliśmy całkiem niedawno na cześć naszego genialnego detektywa! - zawołała wesoło do mikrofonu Melody - Mamy tylko wielką nadzieję, że ta piosenka spodoba się nie tylko naszemu detektywowi, ale również i reszcie naszej szanownej publiczności.
Posypały się brawa, a zespół The Brock Stones zaczął grać i zaśpiewał następującą piosenkę:


Szczęście mi uciekło,
Pomóż je odnaleźć!
Tylko ty, nikt więcej
Możesz wszystko naprawić!

Sherlock Ash!
Ty odpowiedź każdą znasz!
Sherlock Ash!
Zawsze dłoń pomocną dasz!

W zakamarkach znikła
Moja wielka miłość.
Umysł twój rozświetli
Straszne mroki przeszłości.

Sherlock Ash!
Tyś detektyw jest the best!
Sherlock Ash!
Ale o tym chyba wiesz!

Tylko ty masz przeczucie
I dedukcję słuszną masz.
Nikt inny tak nie umie tropić zła!
Zalety twe niezwykłe są jak intuicja twa!
Zaprowadź nas ku szczęściu,
By radośnie płynął czas!

Odnajdź, proszę, tego,
Kto nam spokój nasz skradł!
Tylko tyś oparciem
Jest znękanej mej duszy!

Sherlock Ash!
Ty zagadką każdą znasz!
Sherlock Ash!
Zawsze dłoń pomocną dasz!

Sherlock Ash!
Zawsze dłoń pomocną dasz!
Sherlock Ash!
Ty zagadkę każdą znasz!

Tylko ty masz przeczucie
I dedukcję słuszną masz.
Nikt inny tak nie umie tropić zła!
Zalety twe niezwykłe są
Jak czapka twa i płaszcz!
Zaprowadź nas ku szczęściu!
Chcemy wolni być jak ptak!

Szczęście mi uciekło.
Pomóż je odnaleźć!
Tylko ty, nikt więcej
Możesz wszystko naprawić!

Sherlock Ash!
Tyś detektyw wielki jest!
Sherlock Ash!
Ale o tym przecież wiesz!

Publiczność była tą piosenką zachwycona, a Ash i ja jeszcze bardziej, dlatego też chyba nikogo nie zdziwi fakt, że nagrodziliśmy zespół gromkimi brawami.

***


W sumie na tym mogłabym zakończyć moją opowieść na tej scenie, ale wkrótce potem nastąpiło coś, o czym koniecznie muszę tutaj wspomnieć. Dlatego też pozwolę sobie jeszcze trochę przedłużyć koniec tej historii.
Dnia 30 lipca 2008 roku odbyły się moje dziewiętnaste urodziny i z tej okazji w restauracji „U Delii“ zostało urządzone wielkie przyjęcie, na które zjechało się wielu  przyjaciół ze wszystkich regionów, aby świętować razem ze mną ten jakże ważny dla mnie dzień. Oczywiście ja cieszyłam się tego dnia z zupełnie innego powodu niż z tego, że jestem o rok starsza. O nie! Powód miałam znacznie poważniejszy, a była nim rozmowa Asha z jego ojcem, którą niechcący usłyszałam jakieś dwa dni przed moimi urodzinami. Z tej rozmowy wynikało wyraźnie, że mój luby chce poprosić mnie o rękę.
- Ale ty przecież już ją poprosiłeś o rękę i Serena już się zgodziła - zauważył Josh Ketchum.
- Zgadza się, tato. Pamiętam doskonale, że właśnie w tamte pamiętne Walentynki oświadczyłem się Serenie - odpowiedział Ash - Ale chodzi o to, że tamte zaręczyny były nieoficjalne, a teraz powinny być oficjalne.
- Rozumiem, ale co cię tak nagle naszło, żeby tak prosić Serenę o rękę?
- To nie jest tak, że nagle mnie naszło, bo już od dawna chciałem to zrobić, tylko czekałem na właściwy moment. A poza tym Serena obiecała mi, że wyjdzie za mnie dopiero wtedy, kiedy ja wrócę do gry. A ledwie wróciłem, a zaraz mieliśmy sprawę Zodiaka do rozwiązania, a potem ten proces w jego sprawie i w ogóle. Jakoś brakowało okazji.
- A teraz jest odpowiednia?
- Oczywiście! Jej urodziny, to doskonała okazja!
- A masz już jakiś plan, jak to zrobić?
- Owszem, o północy zabiorę ją na plażę do miejsca, gdzie jest ten taki niewielki bar z orkiestrą latynoską. To chyba dość romantyczna sceneria, co nie?
- Świetny pomysł, mój synu! - zawołał Josh - To mi się bardzo podoba i jestem pewien, że Serenie też się ten pomysł spodoba.
- Dzięki, tato. Wybacz, że zawracałem ci tym głowę, ale nie byłem pewien tego pomysłu i chciałem się ciebie poradzić.
- Ależ zawracaj mi głowę, synku! Zawracaj, bo przecież od czego ma się ojców? Poza tym ja chcę ci pomagać, bo przynajmniej choć trochę się czuję jeszcze ci potrzebny, mój kochany synku. A co do twojego pomysłu, to Serenie z całą pewnością on się spodoba.
O tak, spodoba mi się, pomyślałam sobie. A właściwie to już on mi się bardzo podoba. Teraz tylko zostało mi wesprzeć Asha w rozwoju tego planu, aby był on jeszcze lepszy. I już wiedziałam nawet, jak to zrobić.
Poprosiłam o pomoc moją mamę, a ta przywiozła mi w dniu moich urodzin pewną rzecz, która miała dla mnie szczególną wartość i przy okazji miała mi pomóc zrealizować mój plan działania. Mama oczywiście spełniła moje życzenie, po czym wręczyła mi ją, mówiąc:
- Skarbie, nie jestem pewna, czy to dobry pomysł.
- Niby jaki? Żebym wyszła za niego? - zdziwiłam się.
- Właśnie.
Jej słowa bardzo mnie zaskoczyły. Nie spodziewałam się po niej takich właśnie słów i to jeszcze teraz, w tak ważnym dla mnie momencie.
- Mamo, co ty masz do Asha?! Myślałam, że go lubisz!
- Lubię go i to strasznie! Jest mi jak syn! Dba o ciebie i jest zawsze fair wobec ciebie!
- Więc czego ty nagle od niego chcesz?!
- Bo się martwię o ciebie! Nie chcę, żebyś przeszła coś takiego, co ja musiałam przejść z twoim ojcem!
- Ale tata cię kochał i ty chyba kochałaś jego!
Moja matka lekko się obruszyła, gdy to usłyszała.
- Chyba? Ja go cały czas kocham i nigdy kochać go nie przestanę.
- Więc o co chodzi?
- O to, że go straciłam! I to przez co? Przez naszą wspólną pasję! A ty i Ash też macie wspólną pasję. A do tego z jej powodu o mały włos cię nie zabito.
- Mamo, ale ja żyję i jeszcze niejeden raz zdążę cię doprowadzić do szału swoim zachowaniem.
- Oby tak było, córeczko - rzekła moja mama wzruszonym głosem i czule mnie do siebie przytuliła - Sądzisz, że będzie na niego pasować?
- Na pewno. Ash jest wysoki i postawny, tata też taki był. Powinna być więc w sam raz.
- Oby wam się udało.
- Mamo, rozbiliśmy organizację Rocket, pokonaliśmy Malamara, raz za razem rozwiązaliśmy cały szereg trudnych zagadek detektywistycznych! Skoro takie przeszkody nas nie zmogły, to nic nas nie zmoże.
- Oby tak było córeczko. Oby tak było.
Wiedziałam, że z całą pewnością tak właśnie będzie, jeśli tylko ja i Ash odpowiednio rozegramy swoje życie. A jak to mamy zrobić, to już sami ustalimy, gdy nadejdzie czas.


W końcu nadszedł dzień moich urodzin i odbyło się wielkie przyjęcie z tej okazji. Wszyscy doskonale się bawiliśmy, a już zwłaszcza ja, choć tak naprawdę nie mogłam się doczekać chwili, w której to Ash zabierze mnie na plażę i oświadczy mi się. Chyba, że nagle zmienił on zdanie w tej sprawie, ale miałam nadzieję, że tak nie jest. I całe szczęście moje nadzieje spełniły się, bo tak blisko północy Ash podszedł do mnie i rzekł:
- Kochanie, masz może ochotę na przejażdżkę?
Miałam ochotę podskoczyć z radości, gdy o to zapytał, ale przecież nie mogłam się zdradzić, więc spytałam:
- A dokąd?
- A tu, niedaleko. To jak? Pojedziesz?
- Z tobą choćby do samego piekła.
- Spokojnie, tam akurat się nie wybieramy.
Wyszliśmy więc z restauracji, przed którą stał zaparkowany motor mojego chłopaka. Ash założył kask i podał mi drugi, zapraszając mnie do wspólnej jazdy. Założyłam więc swój kask, po czym usiadłam tuż za nim.
- A co ty masz na sobie? - zapytał zdziwiony Ash.
Spojrzałam na siebie i zachichotałam delikatnie, bo domyśliłam się, o co mu chodzi. O tę dodatkową część mojej garderoby, którą normalnie na sobie nie nosiłam.
- O to pytasz? To tylko skórzana kurtka pilotka mojego taty. Ładnie mi w niej?
- Bardzo. To trzymaj się, skarbie!
Po tych słowach włączył silnik, a ja objęłam go w pasie i już po chwili ruszyliśmy razem w kierunku plaży. Dość szybko tam dotarliśmy, a gdy już to się stało, to poszliśmy razem w kierunku miejsca, gdzie był ten niewielki bar z latynoską orkiestrą. Zdziwiło mnie trochę, że siedzą do tak późna, ale Ash mi wyjaśnił, że po prostu im zapłacił, aby czekali na nas. Dlatego też mieliśmy cały tylko dla siebie.
- Sereno - rzekł po chwili Ash - To, co się niedawno stało, to...  Ja się strasznie bałem, że cię stracę.
- Ale nie straciłeś mnie, Ash - powiedziałam, czule gładząc jego twarz dłonią - I nigdy mnie nie stracisz.
- Wierzę, ale bardzo bym chciał, żebyś już zawsze była bezpieczna i szczęśliwa ze mną. To wydarzenie tylko utwierdziło mnie w tym, co już dawno chciałem zrobić. Jesteśmy oboje co prawda jeszcze bardzo młodzi, ale dobrze wiemy, czego chcemy i dlatego też chciałbym cię poprosić o to, żebyś...
- Poczekaj, Ash - przerwałam mu - Zanim powiesz więcej, chciałabym cię prosić, abyś to wziął. Na mnie nawet dobrze leży, ale na ciebie bardziej będzie pasować.
To mówiąc zdjęłam z siebie kurtkę mojego taty i podałam ją Ashowi, który patrzył na mnie wzruszonym wzrokiem.


- Ale to kurtka twojego taty.
- Ale to jest męska kurtka, w dodatku skórzana. Na tobie lepiej będzie wyglądać.
Ash założył ją i muszę przyznać, wyglądał w niej bombowo. Kurtka była skórzana i brązowa, z lekkim białym kożuchem przy szyi. Mojemu ukochanemu zawsze było do twarzy w brązie i teraz także tak było, a jeśli dodać fakt, że kurtka pasowała na niego idealnie, to chyba nie muszę tutaj nikomu tłumaczyć, że byłam wprost zachwycona widokiem Asha.
- Leży jak ulał! - zawołałam - Wyglądasz rewelacyjnie i tak po męsku! Prawdziwy macho z ciebie!
- Oj tam, zaraz macho - zachichotał Ash - A więc, Sereno, chciałem cię bardzo prosić o to, żebyś...
- Zanim o to poprosisz, zerknij proszę, do swojej kieszeni, dobrze?
- A do której?
- Lewej.
Ash sięgnął do kieszeni i wyjął z niej pierścionek zaręczynowy i to ten sam, który swego czasu podarował mi w Walentynki. Mój luby spojrzał na mnie zdziwiony, a ja powiedziałam żartobliwie:
- Jestem praktyczną dziewczyną i przygotowałam się zawczasu.
- Ale skąd wiedziałaś, co ja...? Podsłuchiwałaś wtedy! Prawda?!
- Oj weź! Nie marudź, tylko rób swoje - zachichotałam.
W duchu zaś pomyślałam:
- No, ma blask księżyca, kurtkę macho, pierścionek oraz dziewczynę. Zrobiłam więc wszystko, co mogłam. Reszta zależy od niego.
Ash popatrzył wesoło na mnie, po czym z ogromnym uśmiechem na twarzy założył mi pierścionek na ręce i zapytał:
- Sereno Evans, kocham cię nad życie i chcę spędzić z tobą resztę życia. Obiecuję ci, że będą trudne dni i gwarantuję ci, że będziesz często miała mnie dość. Ale gwarantuję ci też to, że jeśli tego nie zrobię, to będę żałować do końca życia. Kocham cię, zmieniłaś moje życie na lepsze i chcę też zmienić na lepsze twoje życie. Dlatego też tu i teraz, bez najmniejszych wątpliwości pytam cię, wyjdziesz za mnie?
Wzruszenie przez krótką chwilę odebrało mi mowę i nie byłam w stanie wydusić z siebie choćby jednego słowa, ale w końcu się przełamałam i wypowiedziałam nie tylko słowo, lecz całe zdanie.
- Już ulepszyłeś moje życie i chcę, abyś dalej to robił i dlatego też bez wahania zgadzam się.
Po chwili zaś dodałam:
- Tak właśnie wyobrażałam sobie tę chwilę!
Rzuciłam się Ashowi na szyję, a on czule okręcił mnie dookoła osi i potem postawił mnie na ziemi, podbiegł do orkiestry i powiedział:
- Chłopaki! Właśnie przed chwilą się zaręczyłem i jestem szczęśliwy jak nigdy! Zagrajcie coś dla nas! Tylko wiecie, coś odpowiedniego dla tej chwili!
- To może jakieś requiem? - zapytał złośliwie jeden z muzyków.
Drugi zdzielił go przez łeb i powiedział wesoło:
- Robi się, szefie!
Chwilę później zespół zaczął grać i przy okazji śpiewać, a Ash porwał mnie radośnie do tańca. Zaczęliśmy czule podrygiwać w rytm latynoskiej muzyki i słuchaliśmy słów piosenki, które szły tak:

19 miał lat!
Nazywał ciebie cziki-cziki-cziki-czikita!
Patrzył ci prosto w twarz,
Śpiewając swoje cziki-cziki-cziki-czikita!
Nie chciałaś ani chwili dłużej żyć
Bez ciepłych jego słów, bez jego słodkich ust!
Nie chciałaś nigdy z nikim innym być,
Od dzisiaj tylko on - nie zmieni tego nikt.

Opowiadał o plażach z palmami,
O wspomnieniach znad ciepłych mórz.
Opowiadał o plażach z palmami,
O wspomnieniach znad ciepłych mórz.
O dziewczynach tańczących, o słońca zachodzie
I nocach gorących od gwiazd.
Ty słuchałaś tych słów i wiedziałaś już dobrze,
Że kiedyś pojedziesz tam z nim.
Ty słuchałaś tych słów i wiedziałaś już dobrze,
Że kiedyś on spełni te sny.


19 miał lat!
Nazywał ciebie cziki-cziki-cziki-czikita!
Patrzył ci prosto w twarz,
Śpiewając swoje cziki-cziki-cziki-czikita!
Nie chciałaś ani chwili dłużej żyć
Bez ciepłych jego słów, bez jego słodkich ust!
Nie chciałaś nigdy z nikim innym być,
Od dzisiaj tylko on - nie zmieni tego nikt.

19 miał lat!
Nazywał ciebie cziki-cziki-cziki-czikita!
Patrzył ci prosto w twarz,
Śpiewając swoje cziki-cziki-cziki-czikita!
Nie chciałaś ani chwili dłużej żyć
Bez ciepłych jego słów, bez jego słodkich ust!
Nie chciałaś nigdy z nikim innym być,
Od dzisiaj tylko on - nie zmieni tego nikt.

Opowiadał o plażach z palmami,
O wspomnieniach znad ciepłych mórz.
Opowiadał o plażach z palmami,
O wspomnieniach znad ciepłych mórz.
O dziewczynach tańczących, o słońca zachodzie
I nocach gorących od gwiazd.
Ty słuchałaś tych słów i wiedziałaś już dobrze,
Że kiedyś pojedziesz tam z nim.
Ty słuchałaś tych słów i wiedziałaś już dobrze,
Że kiedyś on spełni te sny.

19 miał lat!
Nazywał ciebie cziki-cziki-cziki-czikita!
Patrzył ci prosto w twarz,
Śpiewając swoje cziki-cziki-cziki-czikita!
Nie chciałaś ani chwili dłużej żyć
Bez ciepłych jego słów, bez jego słodkich ust!
Nie chciałaś nigdy z nikim innym być,
Od dzisiaj tylko on - nie zmieni tego nikt.


Gdy piosenka dobiegła końca, oboje czule się pocałowaliśmy w usta i ten pocałunek był długi i wręcz cudowny, tak jak i nasza miłość.
- Czy to już koniec niespodzianek? - zapytałam Asha.
- Jeszcze nie, mój skarbie - odpowiedział czule mój ukochany, po czym wziął mnie za rękę.
Oboje poszliśmy nad brzeg morza, gdzie czekała już na nas łódka z parą wioseł i usiedliśmy w niej, po czym wypłynęliśmy nią ileś tam metrów od brzegu. Gdy to zrobiliśmy, to Ash powoli przestał wiosłować, a wtedy ja spytałam:
- I co teraz, kochanie?
- Zaraz zobaczysz - odpowiedział Ash.
Chwilę później wystrzelono w niebo fajerwerki, zrobiło się jasno jak w dzień, a następnie zauważyłam podpływającą do nas łódź Maren ze swoją właścicielką oraz grupką naszych przyjaciół. Potem dostrzegłam Laprasa Asha, Gyradosa profesor Ivy i jeszcze kilka dużych, wodnych Pokemonów z siedzącymi im na grzbiecie resztą naszych przyjaciół. Dostrzegłam też w wodzie Adelę z mężem oraz dziećmi. Wszyscy śmiali się i wołali do mnie wesoło „Wszystkiego najlepszego“. Wzruszyło mnie to bardzo. W oczach  miałam łzy radości, a serce przepełniało mi szczęście.
- Och, Ash! - zawołałam wzruszona.
Mój luby zachichotał lekko, a zespół The Brock Stones (obecny wśród tego radosnego tłumu naszych przyjaciół) zaczął grać wesołą piosenkę, a Brock zaśpiewał:

Perkusja! Smyczki! Dęte! Słowa!
Nie udawaj, siedzi blisko ciebie tuż.
Głosem nie rozpieszcza cię, ma coś jednak fajnego.
I już nie wiesz skąd czujesz dziwny prąd.
Całować chciałbyś ją.

Tak, chcesz ją!
Trochę czujesz, trochę wiesz
To, że ona kocha też, ale trzeba to sprawdzić.
Więc się w końcu rusz i pocałuj już.
Nie zwlekaj dłużej, nie!
Razem ze mną...

Wtedy cały zespół zaśpiewał wesoło:

Sia-la-la-la-la-la! Jeju-jej!
Nie pocałuje jej! Nieśmiały bardzo jest!
Sia-la-la-la-la-la, co za pech!
Nieśmiały jest, to błąd, on w końcu straci ją!

Zachichotał wesoło ubawiona i zarazem wzruszona tą sytuacją, a po chwili Brock zaśpiewał:

Oto moment: na lagunę wpływasz z nią.
Teraz szybko uczyń to - najlepsza to chwila.
Ona nie mówi nic, lecz ty możesz to zmienić,
Chłopcze! Całuj ją!

A następnie wszyscy nasi przyjaciele chórem zaśpiewali:

Sia-la-la-la-la-la, nie bój się!
Zrobiony nastrój masz i ona tego chce!
Sia-la-la-la-la-la, naprzód rusz!
Nie próbuj dłużej kryć, pocałuj ją i już!

Sia-la-la-la-la-la, słuchaj słów!
Piosenka mówi, że całować masz ją tu!
Sia-la-la-la-la-la, muzyki ton!
Wyraźnie mówi, że całować musisz ją!
Całuj ją! Całuj ją! Całują ją!

- No, słyszałeś ich prośbę? - zachichotałam - Pocałuj mnie, Ash.
Mój luby spełnił to życzenie i nasze usta złączyły się ze sobą w bardzo namiętnym pocałunku prawdziwej miłości. Nasi drodzy przyjaciele powitali tę scenę okrzykami prawdziwej radości i wystrzelili w niebo jeszcze więcej fajerwerków.
Tak, to były niezapomniane urodziny.


KONIEC

Przygoda 129 cz. II

Przygoda CXXIX Tytanio, wio! cz. II Lot trwał długo. Ash nie liczył, jak długo, ponieważ odkąd tylko opuścił tak bardzo mu bliskie Gotham Ci...