czwartek, 30 maja 2024

Przygoda 127 cz. II

Przygoda CXXVII

Narcyz się nazywam cz. II


Narcyz nie odstępował przez kolejne godziny rudowłosej Yvonne ani na krok.  Tańczył tylko z nią i jedynie z nią spędzał czas, nie próbując nawet patrzeć na te inne ślicznotki wokół siebie, z których kilka próbowało do niego podbijać, a jedna to niemalże ciągnęła go na parkiet. On jednak kulturalnie i tak grzecznie, jak to tylko było możliwe, odmówił wszystkim, tłumacząc:
- Bardzo mi przykro, ale ten wieczór mam już zarezerwowany. Ta oto urocza dama tego dokonała.
Dziewczyny patrzyły nieprzychylnie na Yvonne, wyraźnie złe z powodu tego, co właśnie usłyszały. Jedna z nich powiedziała nawet z niechęcią:
- Szczęściara.
Yvonne była dokładnie tego samego zdania. Uśmiechnęła się do dziewczyn z przepraszającą miną, ale bynajmniej nie żałując tego, że jej rywalki muszą obecnie obejść się smakiem. Wręcz przeciwnie, sprawiała wrażenie bardzo z tego powodu zadowolonej. Powoli sączyła kolejnego drinka, wpatrując się uważnie w Narcyza i kiedy orkiestra zaczęła grać następny utwór, sama porwała go do tańca. Idealny był do tego moment, gdyż piosenka, którą zaśpiewał lider zespołu, brzmiała tak:

Ruda tańczy jak szalona!
Ruda tańczy jak szalona!

Wracam do domu po ciężkiej nocy.
Byłem u rudej, kocham jej oczy.
Jeszcze teraz tego nie wiem,
Czy byłem z nią w piekle, a może w niebie?

Ruda tańczy jak szalona.
Krzyczy, piszczy. To jest ona.
Rudą lalę pokochałem.
Z rudą noce są wspaniałe.

Widziałem wiele, słyszałem jeszcze więcej,
Ale nawet nie marzyłem o takiej panience.
Zamykam oczy i widzę jej ciało.
Chciałbym dziś tam wrócić, bo ciągle mi mało.

Ruda tańczy jak szalona.
Krzyczy, piszczy. To jest ona.
Rudą lalę pokochałem.
Z rudą noce są wspaniałe.
Ruda tańczy jak szalona!

Ruda okazała się być blondyną,
Gdy rozjaśniłem pokój swoją peleryną.
Lecz z tamtej nocy niczego nie żałuję.
Co ona potrafi! Jeszcze to czuję!

Ruda tańczy jak szalona.
Krzyczy, piszczy. To jest ona.
Rudą lalę pokochałem.
Z rudą noce są wspaniałe.
Ruda tańczy jak szalona!

Ruda tańczy jak szalona!
Ruda tańczy jak szalona!
Ruda tańczy jak szalona!
Ruda tańczy jak szalona!

Narcyz tańczył namiętnie z Yvonne, uśmiechając się do niej i nie odrywając wzroku od jej osoby, obserwując z ogromną uwagą jej ruchy, które były w jego oczach naprawdę wspaniałe i to pod każdym względem. Dziewczyna bowiem tak niezwykle się poruszała, z taką gracją i elegancją, jakby nie robiła nic innego przez całe swoje życie. Jej taniec był magiczny, niemalże hipnotyzujący. Mógłby się w niego wpatrywać bez przerwy, bo stanowiły dla niego niemalże dzieło sztuki. Tak piękne i zachwycające, jakiego jeszcze nigdy nie miał okazji zobaczyć.
Jeszcze żadna dziewczyna tak bardzo na niego nie działała i jeszcze żadna w nim nie budziła aż takiego zachwytu. Oczywiście, nie tylko ona sama tak rozpalała jego pragnienia poznania jej bliżej, ale również biżuteria, którą ta nierozważna gąska była obwieszona. Naprawdę nie wiedziała, że takie coś wabi tylko nędznych podrywaczy i amatorów cudzej własności? Takich jak on? No cóż, już niejeden raz spotykał dziewczynę niezwykle podobną do niej podczas swojej kariery. I zawsze one padały ofiarą jego uroku osobistego i sposobów, w jaki on go wykorzystywał. Takie panienki nigdy się niczego nie nauczą. Wiecznie robią te same błędy i przez praktycznie cały czas zawsze je można oszukać w taki sam sposób.
Narcyz wiedział o tym i umiał to wykorzystać. Teraz to robił, kiedy uśmiechał się słodko do Yvonne i poprowadził ją potem do stolika, prawiąc jej cały szereg licznych komplementów i zamawiając im kolejne drinki.
- Próbujesz mnie upić? - zapytała dowcipnym tonem Yvonne, kiedy podał jej kieliszek z jeszcze jedną porcją alkoholu.
- Być może - odpowiedział tajemniczym tonem Narcyz, nie przestając się do niej uśmiechać.
Yvonne parsknęła śmiechem, po czym wypiła drinka do dna, a następnie się delikatnie wzdrygnęła, bo alkohol widocznie był dosyć mocnym napojem. Zaraz potem pochyliła się lekko w jego stronę i zapytała namiętnym tonem:
- Powiedz, ale tak szczerze. Masz wobec mnie nieuczciwe zamiary, co?
Narcyz wiedział, że w takiej sytuacji żartobliwie powiedzenie prawdy, to jest klucz do osiągnięcia celu. Dziewczyna nie będzie tak ostrożna, ponieważ dobrze się bawi i jego słowa, choćby nie wiadomo, co powiedział, odbierze jako żart. I nie będzie wcale z tego powodu czujna, wręcz przeciwnie, stanie się jeszcze bardziej otwarta. Narcyz jako uważny obserwator zdążył już zauważyć, iż ludzie, kiedy im się powie prawdę w sposób humorystyczny, nie poważny, nie potraktują tej prawdy jako faktów, jako czegoś poważnego i odbiorą to jedynie jako żart. I dlatego można w takiej sytuacji działać całkowicie swobodnie.
- Powiem ci zupełnie uczciwie, moja droga - powiedział Narcyz, uśmiechając się do niej zmysłowo - Mam i to bardzo niecne. Ale obiecuję się powstrzymywać. A przynajmniej tak długo, jak tylko się da.
Yvonne parsknęła śmiechem, rozbawiona tym, co usłyszała.
- A to ciekawe - odparła dowcipnie - To może w takim razie powiesz mi, jakie to masz zamiary wobec mnie i które zrealizujesz, jeżeli jednak nie uda ci się wobec mnie powstrzymywać?
Narcyz, nie odrywając od niej wzroku, przyjął bardzo konspiracyjny ton, a do tego przysunął się mocno twarzą do jej twarzy i powiedział wesoło:
- Zamierzam cię upić, a następnie zabrać do twojego mieszkania. Tam oboje spędzimy czas tak, jak to dorośli robią, gdy są sam na sam, a następnie rano, zanim się obudzisz, zabrać ci tę śliczną biżuterię i jeszcze kilka innych cennych rzeczy i potem uciec z nimi daleko stad, nie oglądając się za siebie.
Zgodnie z jego przewidywaniami, Yvonne najpierw popatrzyła na niego lekko zdziwiona, ale zaraz potem, widząc jego wesołą minę, parsknęła śmiechem, wręcz opluwając się kolejnym drinkiem, który to właśnie piła, a zaraz potem powiedziała bardzo rozbawiona, niemalże krztusząc się ze śmiechu:
- Jesteś niesamowicie zabawny, wiesz? Nawet nieźle ci poszło na początku, bo kiedy zacząłeś to mówić, byłeś niesamowicie poważny. Niestety, potem tak się słodko uśmiechnąłeś, że wszystko zawaliłeś. Wybacz, ale aktor z ciebie marny. Nie przekonujesz mnie.
- No, to ciekawe - odpowiedział jej dowcipnie Narcyz - A skąd wiesz, że to, iż się uśmiecham nie jest wcale dowodem tego, że właśnie jestem winny?
- Nie możesz być winny. Nikt, kto mówi wprost z uśmiechem na twarzy, że chce okraść swoją ofiarę, byłby w stanie to zrobić.
- No, robisz się coraz ciekawsza - odpowiedział Narcyz.
Jaka ona naiwna i głupia, pomyślał sobie w duchu. Jak każda inna, którą już zdążyłem poznać. Tym lepiej, to dzięki takim jestem w stanie cokolwiek zarobić.
Głośno zaś powiedział:
- A powiedz mi, skąd wniosek, że osoba, która śmiało mówi o tym, że kogoś okradnie lub zabije, jednak nie planuje tego zrobić? Skąd wiesz, iż ona tylko udaje lub sobie żartuje? Może mimo wszystko mówi ona poważnie?
- Nie, to niemożliwe - odpowiedziała mu wesoło Ivonne - Jeżeli ktoś taki jest zdolny do powiedzenia na głos tego, co zamierza, to traci element zaskoczenia i w ten sposób pozbawia siebie możliwości dokonania przestępstwa.
Narcyz uśmiechnął się do niej pobłażliwie, delikatnie wypił swojego drinka i zadowolony powiedział:
- Jesteś naprawdę coraz bardziej interesująca. Najchętniej bym kontynuował te tak dla mnie ciekawą rozmowę, ale w jakimś cichszym miejscu. Tu, jak grają, to trudno usłyszeć własne słowa.
Jak na zawołanie, chwilę potem zespół zaczął ponownie grac i oboje z trudem już słyszeli siebie nawzajem. Yvonne przyznała mu rację, a ponieważ sama była w najwyższym stopniu zainteresowana osobą Narcyza, jak i rozmowa, która właśnie oboje rozpoczęli, powiedziała:
- Może w takim razie zmienimy miejsce? Pójdziemy do mnie i tam, zupełnie na spokojnie, porozmawiamy sobie o tym wszystkim?
Narcyz uśmiechnął się. Na to właśnie liczył. Oczywiście, gdyby dziewczyna nie była aż tak nowoczesna, nie naciskałby i spokojniej zdobywałby jej zaufanie, aż by je zdobył i osiągnął swój cel. Ale mimo wszystko, skoro sama ułatwia mu to, do czego dążył, to dlaczego miałby jej tego odmówić?
- Zgadzam się. Tylko muszę uprzedzić, że jeżeli zostanę z tobą sam na sam, to nie gwarantuję, iż nie będę chciał cię całować.
- Tym lepiej, bo jeżeli ty tego nie zrobisz, to ja zacznę całować ciebie.
Oboje obdarzyli się bardzo namiętnymi uśmiechami, a zaraz potem Yvonne z zadowoleniem machnęła ręką na kelnera, zapłaciła rachunek, pomimo tego, że jej towarzysz oferował się, iż może zrobić to za nią. Dziewczyna na chwilę podeszła jeszcze do barmana, którego dobrze znała i życzyła mu dobrej nocy, a następnie wyszła z Narcyzem. Młodzieniec zadowolony ruszył razem z nią w kierunku drzwi i obejmując ją lekko, zapytał:
- To gdzie mieszkasz?

***


Mieszkanie panny Yvonne było naprawdę piękne. Znajdowały się w nim nie tylko eleganckie meble, jak i kilka różnych dzieł sztuki, ale i spora biblioteka pełna książek i salon ze sporym telewizorem. Kuchnia była dobrze zaopatrzona i już po chwili Yvonne przygotowała im obojgu kolację, w czym pomagały jej dwa wierne Pokemony, Butterfree oraz Sylveon. Nie minęło wiele czasu, kiedy Narcyz i jego nowa zdobycz siedzieli sobie wygodnie naprzeciwko siebie przy stoliku w salonie i kontynuowali swoją rozmowę.
- Powiedz mi zatem, proszę, dlaczego uważasz, że człowiek, który mówi nam wprost, że jest przestępcą, nie może nim być - rozpoczął Narcyz.
- Powód jest jednym z najprostszych na świecie - odpowiedziała mu Yvonne, nalewając sobie i jemu napój do szklanek - Złodziej nie może powiedzieć wprost o tym, że jest złodziejem, bo inaczej wzbudzi podejrzenia wokół siebie i nawet, jeśli ludzie słuchający go, uznają jego słowa za żart, traci w ten sposób przewagę, jaką posiada w postaci elementu zaskoczenia.
- Czyli innymi słowy, jeżeli bym ci powiedział, że chcę cię okraść, będziesz czujna i nie dasz się podejść?
- Otóż to.
Narcyz uśmiechnął się delikatnie, sącząc przy tym powoli herbatę i zajadając ją ciastkiem, spojrzał na Yvonne i odpowiedział:
- To bardzo ciekawa hipoteza, ale obawiam się, że nieprawdziwa. Widzisz, w chwili, w której złodziej mówi ci wprost, iż planuję cię okraść, wcale nie musi się narazić na twoją czujność. Może za to spowodować, że weźmiesz jego słowa za żart i nie potraktujesz go poważnie.
- No, to zależy.
- Od czego?
- Od tego, w jaki sposób to powie. Widziałeś taki film „Piraci z Karaibów”?
- Kojarzę, ale nie widziałem. A czemu pytasz?
- Tam jest taka scena, kiedy główny bohater, kapitan Jack Sparrow przyłapany przez strażników portu na kręceniu się koło jednego z najlepszych statków, nagle jest zapytany przez tych strażników o to, co tu robi. Tylko bez kłamstw. A on na to z uśmiechem na twarzy odpowiada „Uczciwie więc wam odpowiem, że zamierzam uprowadzić ten statek, potem zwerbować załogę, a następnie grabić i rabować, aż padnę na swój piracki pysk”. Strażnicy nie wierzą mu. Jeden co prawda mówi, że nie brzmi to jak kłamstwo, ale drugi strażnik stwierdza: „Przecież, gdyby to była prawda, nie powiedziałby jej nam”. Na to Jack odpowiada: „Chyba, że wiedział, że mu nie uwierzycie”. I ostatecznie wychodzi cało z tej sprawy dlatego, iż strażnicy uznali jego słowa za żart lub popisywanie się. A dlaczego tak się stało? Bo mówił o tym spokojnie, żartował sobie i dlatego nie wzięli go na poważnie. Gdyby jednak im to powiedział z kamienna twarzą, wcześniej grożąc im bronią, to odebraliby to jako prawdę, bez żadnych wątpliwości.
- A więc jednak przyznajesz mi, że można odebrać prawdę za żart i nie mieć jej za coś poważnego?
- Tylko i wyłącznie wtedy, kiedy zostanie ona odpowiednio przedstawiona.
Narcyz uśmiechnął się delikatnie do dziewczyny, będąc już coraz bardziej nią zainteresowany. Lekko poprawił sobie włosy dłonią i powiedział:
- No, powiem ci, że naprawdę rozpalasz coraz bardziej moje zainteresowanie. Czy studiujesz psychologię?
- Nie, ale szykuję się do egzaminów i dosyć dużo ostatnio czytam o tematach, o których teraz rozmawiamy.
Narcyz pokiwał głową na znak, że rozumie i przez chwilę milczał, popijając sobie ponownie herbatę i mówiąc po chwili:
- A powiedz mi, skąd wiesz, że ja żartowałem z tą kradzieżą? Może jednak to wszystko mam naprawdę w planach i tylko sprawiam wrażenie takiego słodkiego i niewinnego?
Yvonne zachichotała rozbawiona i powoli odłożyła filiżankę na stół, kiedy już skończyła sączyć swój napój.
- Nie, zdecydowanie nie mogłeś mówić na poważnie.
- Skąd to wiesz?
- Bo ledwo co mnie poznałeś. Nie można mówić wprost obcej dziewczynie, że się chce ją okraść, kiedy się ma taki zamiar naprawdę. Przecież ryzykuje się w ten sposób brak uwiedzenia danej dziewczyny. Ryzyko, iż nawet jeśli uzna ona te słowa za żart, może nie chcieć się z kimś takim zadawać. A to przecież jest wielka strata, mam rację?
Narcyz uśmiechnął się do niej, nie mogąc odmówić jej racji. Faktycznie, nie zawsze mówienie dziewczynie prawdy w zabawny sposób pomagało, a zwłaszcza wtedy, kiedy podrywało się ją pierwszy raz. Wtedy było ryzyko, że nie uzna ona jego słów za żart, albo uzna za żart, jednak pozbawiony humoru i odejdzie mocno urażona. Takie rzeczy też mu się trafiały, choć oczywiście rzadko. Zwykle bowiem jego urok osobisty nadrabiał ewentualne braki w zachowaniu.
- Tak, masz rację. Wszystko się zgadza - odpowiedział dziewczynie Narcyz - Ale powiedzmy, oczywiście czysto teoretycznie, że mimo wszystko jednak wcale nie żartowałem i mówiłem prawdę? I nie boje się przegranej, ponieważ jestem aż bezczelnie pewny siebie? Co wtedy?
Yvonne uśmiechnęła się delikatnie i wzięła do ręki kanapkę, powoli ją jedząc i mówiąc:
- Bezczelna pewność siebie nie jest, przynajmniej moim zdaniem, pozytywną cechą. Może ona zgubić i doprowadzić do utraty wszystkiego.
- A jeżeli jest ona siłą i pomaga osiągnąć wyznaczone sobie cele?
- Może i tak być, ale mimo wszystko lepiej jest nie popisywać się. Wiesz, jak to mówią: pycha krąży przed upadkiem.
Narcyz zachichotał delikatnie i zapytał dowcipnie:
- Wiem, to wszystko prawda. Ale w zasadzie, jeśli odpowiednio podejdzie się do całej sprawy, można przekuć pewność siebie z wady na zaletę.
- Śmiała teoria - odparła dowcipnie Yvonne - A jak twoim zdaniem należy do tej sprawy odpowiednio podchodzić?
- Przede wszystkim poznać swojego rozmówcę i wiedzieć, czego się można po nim spodziewać i na co z kimś takim można sobie pozwolić.
- To ciekawe. A więc uważasz, że wszystko to kwestia podejścia?
- Ja tak właśnie to postrzegam.
- Być może masz rację. Zatem najlepiej poznać nieco osobę i wiedzieć, na co można sobie z nią pozwolić i czy można być śmiałym, czy nie.
- Dokładnie tak.
- Rozumiem. A jak najlepiej poznać osobę? Chyba nie da się tego zrobić tak na zawołanie?
- Oczywiście, że nie. To wszystko wymaga czasu. Ale bywają otwarte i takie ciekawe osoby, które łatwo da się poznać, jakie one są. Wystarczy spędzić z nimi nieco więcej czasu i już wszystko jest jasne.
- To interesujące. A ja? Jaka jestem? Mnie łatwo poznać?
- Nie wiem, czy łatwo, ale na pewno jesteś otwarta i chętna do poznawania innych ludzi.
- Skąd taki wniosek?
- Bywasz w klubach i zawierasz tam znajomości. Osoba zamknięta w sobie na takie coś by sobie nie pozwoliła. Zatem musisz być otwarta na świat. Zresztą, jeśli chcesz wiedzieć coś więcej o sobie, to daj mi dłoń.
Yvonne zaintrygowana wyciągnęła w jego kierunku prawą dłoń. Narcyz zaś spojrzał na nią z uwagą, zaczął bardzo dokładnie studiować zawarte na niej linie, po czym powiedział wesoło:
- Ciekawe, długa linia życia. Krótka, ale za to wyrazista linia rozumu. Mocno też zaznaczona linia serca.
- I co to oznacza? - zapytała Yvonne.
- To oznacza, że jesteś ciekawa świata, otwarta na ludzi i nie zniechęcasz się za szybko, czasami działasz pod wpływem emocji, nie rozumu, ale ogólnie żyjesz tak, aby niczego nie żałować. Życie twoje zaś jest pełne niespodzianek. Czuję też, że lubisz przygody. I co? Trafnie odgadłem?
- Może tak, może nie? - odpowiedziała dowcipnie Yvonne - Ale przy okazji przygód, to jakie mogą na mnie czekać?
- Myślę, że najróżniejsze.
- Czy teraz jakaś czeka na mnie? Jakaś z tobą?
- To już zależy od ciebie.


Yvonne uśmiechnęła się do niego delikatnie, po czym wstała, posprzątała ze stołu i podeszła do gramofonu, który nastawiła i już chwilę potem zaczęły się z niego wydobywać dźwięki „Habanery” z opery „Carmen”. Narcyz nie był zbytnio fanem muzyki klasycznej, ale uśmiechnął się do dziewczyny i bardzo zadowolony wstał, podszedł do niej i zaczęli razem tańczyć, a tymczasem śpiewaczka, aby im umilić taniec, zaśpiewała:

Bo miłość to cygańskie dziecię,
Ani jej ufaj i ani wierz.
Gdy gardzisz, kocham cię nad życie,
Lecz gdy pokochasz, to się strzeż.

Narcyz patrzył uważnie w oczy Yvonne, kiedy razem tańczyli. Naprawdę, ona była wyśmienitą tancerką i cudownie umiała wyginać swoje piękne ciało w rytm muzyki, nieważne, jaka by to muzyka była. Zachwycała go z każdą chwilą coraz bardziej, coraz mocniej, a do tego niesamowicie go pociągała. Wiedział, że musi się do niej jak najmocniej zbliżyć. A zwłaszcza do jej biżuterii. Była ona na pewno sporo warta i szkoda by było, aby miała się marnować u tej bogatej panienki, którą na pewno stać na dużo więcej takich uroczych drobiazgów. Lepiej, aby trafiły do niego, biedaka, który już z pewnością będzie umiał należycie z niej skorzystać.
- Powiedz mi, kochany, ty bardziej podziwiasz mój dekolt w sukni, czy może biżuterię, która mam na sobie? - zapytała po chwili Yvonne, dostrzegając to, w jaki sposób na nią patrzył.
Uśmiechnął się do niej i odpowiedział dowcipnie:
- Jedno i drugie w równie silnym stopniu mnie interesuje. Ale zdecydowanie najbardziej mi się podobają twoje usta.
Yvonne zachichotała jak mała dziewczynka, po czym delikatnie trąciła go w ramię i odrzekła na to:
- Oj, łobuzie. Tak na pierwszej randce? Ładnie to tak?
- No, ja też myślę, że ładnie - odpowiedział jej Narcyz.
Następnie przysunął mocniej swoją twarz do twarzy dziewczyny i już miał ją pocałować, kiedy nagle zadzwonił telefon wiszący na ścianie. Yvonne przeprosiła więc na chwilę swojego rozmówcę, mówiąc, że musi odebrać, ale spokojnie, zadba o to, aby to nie potrwało długo, a potem to zajmie się już całkowicie jego osobą, bo jest niesamowicie ciekawa tych jego niegrzecznych zamiarów wobec niej, o jakich jej wcześniej wspominał. Zaraz potem poszła do kuchni, w której to znajdował się aparat telefoniczny. Przedtem jednak odwróciła się, stojąc w progu pomieszczenia i powiedziała:
- A przy okazji, masz ładny tatuaż na nadgarstku. Kręcą mnie takie rzeczy.
Po tych słowach, weszła do kuchni i odebrała telefon. Rozmawiała z kimś o jakiś niezbyt istotnych sprawach. Ze słów, jakie padały podczas tej rozmowy jasno wynikało, iż to jej nadopiekuńczy ojciec chce wiedzieć, czy wszystko z nią jest w porządku i że nie musi się o nią niepokoić. Narcyz uśmiechnięty wiedział, że może sobie Yvonne obiecywać ojcu, iż nic jej nie jest i nic złego się z nią dzieje, ale już po tej nocy dopiero dostanie jej kochający i troskliwy tatuś powody do tego, aby się o nią niepokoić. Tylko, że on, Narcyz, złodziej nad złodzieje, będzie już wtedy bardzo daleko.
Z tymi myślami, usiadł wygodnie na kanapie i czekał na powrót dziewczyny. Jej Pokemony usadowiły się niedaleko niego, a jeden z nich, konkretnie Sylveon ze słodkim piskiem wydobywającym się z jego pyszczka, popatrzył na niego i tak jakby mrugnął do niego okiem. Chwilę później Narcyz zauważył, iż roztacza on wokół siebie jakąś niezwykłą aurę, która sprawiała, że wzbudzał on wokół siebie o wiele więcej uroku niż dotychczas. Ponadto też Butterfree pomachał skrzydłami, z którym posypał się jakiś dziwny pyłek. Narcyz domyślił się, co to oznacza, ale nim zdążyć zareagować, poczuł z powodu pyłku motyla i uroku słodkiego liska taka senność, że nie wytrzymał i opadł głową na poręcz kanapy, zapadając w błogi sen.

***


Narcyz ocknął się po kilkunastu minutach. Poczuł, że głowa go lekko boli, ale nie był to uporczywy ból, zresztą dość szybko zaczął mu on przechodzić, a on sam powoli odzyskiwał świadomość tego, co się wokół niego dzieje. Naprzeciw siebie zobaczył Yvonne, uśmiechniętą do niego przyjaźnie.
- Już się obudziłeś? Wybacz, nie chciałam cię budzić. Tak ładnie spałeś.
- Wybacz, musiałem się zdrzemnąć. Coś mnie chyba zamroczyło - odparł na to Narcyz, delikatnie masując sobie skroń.
Wtedy właśnie dostrzegł on coś, co wcześniej mu umknęło. Na dłoniach miał założone kajdanki i to bynajmniej nie takie, które mogłyby służyć do zabaw sam na sam w łóżku, ale znacznie poważniejsze. Bo to były policyjne kajdanki. Narcyz przez chwile nie zrozumiał, co się dzieje i dlaczego takie stalowe bransoletki tak nagle ozdobiły jego dłonie, potem jednak zaczął się czegoś domyślać. Popatrzył na Yvonne groźnym wzrokiem i powiedział:
- Te twoje stwory mnie uśpiły. Chciałaś mnie złapać, tak?
- Owszem, kochasiu - odpowiedziała na to Yvonne - Wybacz mi, proszę, bo to dość nieciekawe metody działania, ale nie miałam innego wyjścia. Zadanie to jest zadanie i muszę je wykonywać jak należy. Poza tym, nie cierpię takich cwaniaków jak ty. Oszuści wykorzystujący niewinne kobiety, aby je okradać lub zachęcać do powierzenia im całego dobytku, z którym potem uciekają na koniec świata. To jest podłe. Ty jesteś naprawdę gorszy niż zwykły złodziej. Choć oddać ci trzeba to, że umiesz świetnie tańczyć, łajdaku.
Narcyz popatrzył na dziewczynę, czując, że oto teraz wpadł i to na całego. Te kajdanki i to, iż został nimi skuty jasno dowodziły, z kim ma do czynienia. Mimo to, próbował jeszcze swoich sił uwodzicielskich i powiedział:
- Yvonne, ja naprawdę nie wiem, o czym do mnie mówisz. Przecież ja ci nic złego nie zrobiłem.
- Nie zrobiłeś, ale próbowałeś - odparła na to Yvonne - Tylko widzisz, ja nie jestem pierwszą lepszą, którą możesz oczarować i wykorzystać.
- Zauważyłem. Jesteś bystrzejsza niż myślałem. Ale czy mimo wszystko, ze względu na to, jak dobrze nam się rozmawiało, nie byłabyś skłonna mnie wypuścić i zapomnieć o całej sprawie?
Mówiąc to, przybrał najbardziej czarującą minę, jaką tylko zdołał wykrzesać z siebie, ale nic mu to nie dało, gdyż dziewczyna pokręciła przecząco głową i nie bez satysfakcji odpowiedziała:
- Wybacz, twój urok nawet lekko na mnie działał, ale już mi przeszło.
- I tak to z tymi kobietami jest - jęknął Narcyz - A może mimo to przemyślisz jeszcze taką możliwość, aby mnie wypuścić?
- Przykro mi, ale to jest niemożliwe. Jesteś tym, kim jesteś i musisz ponieść za to konsekwencje, Narcyzie.
Uwodziciel wzdrygnął się na myśl o tym, że dziewczyna go poznała, jednak nie poddawał się dalej i postanowił kontynuować działania.
- Narcyzie? Jaki Narcyzie?
- Weź już nie obrażaj mojej inteligencji. Zdradził cię ten tatuaż na nadgarstku. Taki sam, jakiego opisali policjanci, którzy cię pierwszy raz złapali. Czytałam dziś tak długo i tak uważnie twój życiorys, że zapamiętałam sobie ten szczegół, bardzo mi zresztą przydatny, jak się okazuje.
- Naprawdę nie rozumiem, o czym ty do mnie mówisz. Mam tatuaż, ale to nie jest jeszcze powód, żeby...
- Nie rozumiesz? No cóż, może on ci pomogą pojąć, co i jak.
Po tych słowach wstała, podeszła lekko do drzwi, otworzyła je i zaraz potem do pokoju wkroczyło kilku policjantów z komisarzem Rockerem na czele. Na ich widok Narcyz westchnął. Wiedział już, że gra jest przegrana, a on nie ma już na to szansy, aby choć trochę zdołał z tego wszystkiego zmienić na swoją korzyść.
- Witaj, Narcyz - powiedział zadowolonym tonem komisarz - Wybacz nam te niemiłe powitanie, ale służba nie drużba, a ciebie szuka już sporo stróżów prawa. To nieźle, jak na tak młody wiek.
Narcyz westchnął i spojrzał na Yvonne, mówiąc do niej:
- A zatem to wszystko, to była podpucha, tak? Celowo poszłaś do baru, licząc na to, że ja się tam zjawię i cię poderwę, a ty mnie wciągniesz w zasadzkę. Czyż nie tak było?
Yvonne uśmiechnęła się z kpina w oczach i odpowiedziała:
- Może już nie licytujmy się, kto kogo bardziej oszukał, dobrze? Ja wydałam cię glinom, zgoda. Ty za to chciałeś mnie okraść i nie przeczę, byłeś bardzo bliski osiągnięcia celu, ale nic z tego. Twój tatuaż cię zdradził. Nie miałam w tej sprawie aż takiej wiedzy, aby bez niego móc cię w pełni rozpoznać. Ostatecznie zdjęcia to trochę za mało. Mogłeś być po prostu podobny do tego łajdaka Narcyza. Ale ten tatuaż odebrał mi wątpliwości. No i załatwione, po sprawie. Przykro mi, że tak się to musi kończyć, bo jesteś nawet ciekawym rozmówcą, ale spokojnie. Nie będzie ci dokuczać samotność i brak osób do rozmowy. W wiezieniu już czekają podobni do ciebie. Na pewno się z nim dogadasz.
- Oczywiście, że się dogadamy. Tylko żałuję, że mnie złapał policyjny szpicel.
- Szpicel? Przesadzasz. Nie jestem policjantką, tylko detektywem. A to chyba ci nie ubliża.
- To już chyba zależy od tego, jak to przedstawiasz. A na imię raczej nie masz Yvonne, co nie?
Dziewczyna parsknęła śmiechem, po czym zdjęła nagle perukę z głowy, przed wszystkimi odsłaniając swoje długie i puszyste włosy barwy dojrzałego miodu, w których jej było naprawdę pięknie. Równie pięknie, co w peruce.
- A to akurat jest prawda. Z pewnego punktu widzenia. Jestem Serena Jane Yvonne Ketchum, z domu Evans. Żona detektywa, Asha Ketchuma.
- Również tutaj obecnego - odezwał się nagle mój ukochany, wchodząc w tej samej chwili do mieszkania.
Miał on na sobie nadal strój barmana, a także perukę i okulary, jednak te dwa ostatnie aspekty swojego przebrania właśnie zdjął na oczach coraz bardziej tym wszystkim zdumionego Narcyza, który mimo tej bardzo niekomfortowej dla siebie sytuacji, nie mógł wyjść z podziwu.
- No proszę. Słynny detektyw Sherlock Ash i jego ukochana małżonka - rzekł z niezwykłym, jak na te okoliczności, szacunkiem w glosie - A więc to wy. Zatem, jak widzę, złapali mnie najlepsi z najlepszych.


Rzeczywiście, tak właśnie było. Dla tych, którzy jeszcze jakimś cudem tego się nie domyślili, choć odnoszę wrażenie, że takich raczej nie ma, muszę wyjaśnić, iż to właśnie ja byłam tą rudowłosą panną Yvonne, która oczarowała Narcyza, a w odpowiednim momencie nakazała swoim Pokemonom go uśpić i wydała go policji z Wertanii. Oczywiście, choć zapewne nie jest to dla nikogo specjalną zagadką, ale to Ash wymyślił cały ten plan, zaś komisarz Rocker go zatwierdził. To dzięki temu ten oto notoryczny oszust i złodziej wreszcie stanie przed sądem za swoje czyny.
Muszę przeprosić każdego rozczarowanego moim stylem pisania, ale na ten jeden raz musiałam nieco zmienić swój styl narracji, aby nikt nie domyślił się zbyt wcześnie, o co chodzi, choć obawiam się, że większość z was i tak szybko odkryła moja tożsamość i domyśliła się mojego udziału w tej sprawie. Liczę jednak na to, że może chociaż jedną osobę ten styl nieco zmylił i przynajmniej choć trochę miał on sens podczas spisywania tej oto historii.
Wracając jednak do tematu, to Narcyz uważnie przyjrzał się mnie i Ashowi, a zaraz potem powiedział dowcipnie:
- No cóż, naprawdę jestem pod wrażeniem. Wiele już słyszałem z gazet oraz z telewizji o waszej działalności i poznanie was osobiście, mimo wszystko, jest dla mnie prawdziwym zaszczytem. Ciekawe też, że podobnie jak w piosence, ruda się okazała być blondyną. Takich czarów marów, to ja się nie spodziewałem.
- A ja się nie spodziewałem, że będziesz na tyle bezczelny, aby mimo tego, iż niedaleko stąd zostałeś złapany i ledwie uciekłeś, dokonać akcji również tutaj, tak blisko miejsca obławy na ciebie - powiedział komisarz Rocker - Sądziłem, że jeśli nawet tu jesteś, przyczaisz się na jakiś czas i dopiero wtedy zaczniesz działać.
- Tak by zrobił ktoś inny, ale ja jestem przecież Narcyz - odpowiedział mu na to uwodziciel - Ja zawsze działam nieszablonowo.
- No, chyba nie do końca. Nasz detektyw cię rozgryzł i zastawił tu na ciebie zasadzkę.
- Bo to bystrzak. Przyznaj pan, że wy mnie moglibyście jeszcze długo szukać, gdyby nie on.
- Tak, przyznaję. Bystry to on był i nadal jest.
To mówiąc, spojrzał na Asha i na mnie, lekko zasmucony, gdyż chyba właśnie sobie zdał sprawę z tego, że niestety Narcyz ma rację, a on sam nie jest wcale tak genialny i gdyby nie nasza pomoc, pewnie długo by jeszcze z resztą policji tego matacza szukał. No, może nie tak znowu długo, ale sam przecież powiedział, iż nie podejrzewał łotra o to, aby był na tyle bezczelny, żeby przeprowadzić akcję świeżo po swojej ucieczce, zamiast się przyczaić, jak rozsadek nakazywał. Przyznam się, że ja sama miałam co do tego wątpliwości, choć argumenty Asha w tym kierunku jednak mnie przekonały. Dlatego wzięłam udział w tej akcji i jak się okazało, była to naprawdę trafiona decyzja.
- Dobra, koniec już tego gadania! - zawołał po chwili komisarz Rocker - O ile mnie pamięć nie myli, upomina się obecnie o ciebie już kilku, jeśli nie kilkunastu prokuratorów. Trochę zarzutów wobec ciebie postawiono, więc nie ma co, trzeba się za to zabrać. Idziemy, cwaniaczku.
Po tych słowach, dał znak kilku policjantom, a ci złapali mocno bandytę pod pachami i podnieśli go z kanapy, a zaraz potem wyprowadzili go z mieszkania. W chwili, gdy to robili, Narcyz spojrzał jeszcze na mnie i powiedział:
- Naprawdę wspaniała z ciebie dziewczyna.
Następnie spojrzał na Asha i dodał:
- Pilnuj jej lepiej dobrze, chłopie, bo to wyjątkowa dziewczyna.
- Wiem o tym, ale miło mi, że ktoś również to dostrzegł - odpowiedział mu na to Ash, delikatnie mnie przy tym obejmując.
Narcyz delikatnie skinął głową przede mną i Ashem na znak szacunku, a już po chwili został wyprowadzony z mieszkania przez policjantów.
- No, moi kochani... Musze wam pogratulować dobrze wykonanego zadania - rzekł kapitan Rocker, podchodząc do nas - Ash, naprawdę świetnie to wymyśliłeś. Jestem pod wrażeniem.
- Dziękuję, komisarzu, ale obawiam się, że w tej sprawie pochwały nie należą się mnie, a mojej ukochanej żonie - odparł Ash, uśmiechając się i wskazując dłonią na mnie - Tym razem nie zrobiłem nic wielkiego.
- Jak to, nic? - zdziwiłam się - A ten cały plan, to niby czyja zasługa?
- Owszem, ale w tej sprawie byłem wyjątkowo jedynie asystentem. Cała więc zasługa przypada jedynie Serenie. No, może trochę też mnie, ale głównie jej.
Przyznam, iż radością dla mnie było usłyszeć tak piękne komplementy z ust mojego ukochanego męża i przy okazji, choć może nieco przemawia przeze mnie próżność, przyjemnie mi się też zrobiło na myśl o tym, iż tym razem cała zasługa przypada mnie. Nie, żeby mi jakoś przeszkadzało to, że podczas naszych śledztw to zawsze Ash rozwiązuje zagadkę, a ja jedynie mu w tym pomagam, nie nadążając często za jego szybkim tokiem rozumowania i łączeniem faktów ze sobą, to jednak mimo wszystko miło mi było usłyszeć, że za jakąś sprawę tym razem cała zasługa przypada wyłącznie mnie.
- To wszystko prawda - powiedział zachwyconym głosem komisarz Rocker, z uśmiechem na mnie patrząc - Nie spodziewałem się, tak swoją drogą, że umiesz być aż tak uwodzicielska, Sereno.
- Ja też nie - zachichotał Ash - Takiej cie chyba jeszcze nie znalem. Ruda i tak bardzo kusząca swoim wyglądem i ruchami. Niby znam cię doskonale, a mimo to nadal potrafisz mnie pozytywnie zaskoczyć.
- Miło mi, skarbie - odpowiedziałam wesoło - Liczę jednak na to, że jeszcze nieraz cię zaskoczę.
- Pod warunkiem, żeby było to pozytywne zaskoczenie.
- Myślę, że możesz śmiało na to liczyć.
Następnie spojrzałam na zegar wiszący na ścianie i powiedziałam:
- Ale chyba powinniśmy już wracać do siebie. Właścicielka tego mieszkania już raczej wolałaby wrócić do siebie. Nie każmy jej długo czekać.
- I nie każmy długo czekać Pikachu i Buneary - dodał Ash - Siedzą obecnie u Alexy i już się pewnie nie mogą doczekać, aż powrócimy.
- A Alexa już pewnie czeka na relację z całej tej historii. Będzie miała dzięki niej artykuł stulecia.
- Nie inaczej. Jeden z najlepszych, jeśli nie najlepszy w całej jej karierze.

***


Łap ją, łap!
Drap ją, drap!
Gryź ją, gryź!
Bo na niej Crazy Zdziś!
Łap ją, łap!
Drap ją, drap!
Gryź ją, gryź!
To śpiewa Crazy Zdziś!

Ty znasz i ja znam,
Ten numer, który gram.
To ja dla ciebie zdzieram głos.
Wyłazi mi z peruki włos.
Ty myślisz: Zdzich, wariacki łeb.
A wariat Zdzich ma łeb jak sklep.
Ja zrobię numer w Hollywood.
Wyliżę im ten cały miód.
Hej, stój! Zaczekaj! Nie uciekaj!
Płyta Crazy Zdzicha czeka!

Łap ją, łap!
Drap ją, drap!
Gryź ją, gryź!
Bo na niej Crazy Zdziś!
Łap ją, łap!
Drap ją, drap!
Gryź ją, gryź!
To śpiewa Crazy Zdziś!

Bo choć 40 lat już mam,
To na gitarze sobie gram.
Bo choć 55 już ma,
To na gitarze jeszcze gra.

To ja, znowu ja.
Crazy Zdzichu gra.
To ja na wizji plączę się,
Dla ciebie, byś kochała mnie.
Nie po to padam wciąż na pysk,
By wygrał inny teledysk.
Czy myślisz, że wyżyję, gdy
Przylepisz zdjęcie me do drzwi?
Hej, stój! Zaczekaj! Nie uciekaj!
Crazy Zdzicha płyta czeka.

Łap ją, łap!
Drap ją, drap!
Gryź ją, gryź!
Bo na niej Crazy Zdziś!
Łap ją, łap!
Drap ją, drap!
Gryź ją, gryź!
To śpiewa Crazy Zdziś!

Bo choć 40 lat już mam,
To na gitarze sobie gram.
Bo choć 55 już ma,
To na gitarze jeszcze gra.

To ja, znowu ja.
Crazy Zdzichu gra.
To ja, znowu ja.
Crazy Zdzichu gra.

Hej, stój! Zaczekaj! Nie uciekaj!
Crazy płyta Zdzicha czeka.

Łap ją, łap!
Drap ją, drap!
Gryź ją, gryź!
Bo na niej Crazy Zdziś!
Łap ją, łap!
Drap ją, drap!
Gryź ją, gryź!
To śpiewa Crazy Zdziś!

Taka oto piosenka wygrywana była przez zespól muzyczny, kiedy ja i Ash, w towarzystwie komisarza Rockera, Alexy, Pikachu i Buneary siedzieliśmy razem przy jednym ze stolików w lokalu, który poprzedniego dnia był świadkiem naszej wielkiej akcji. Wszyscy byliśmy bardzo z siebie zadowoleni, a Pikachu i Buneary niesamowicie cieszyli się z naszej obecności, zwłaszcza, że nie mogli oboje nam towarzyszyć w czasie akcji i musieli ją przeczekać u Alexy. Jako dwa Pokemony znanych detektywów byli zdecydowanie zbyt rozpoznawalni i z tego też powodu mogliby nas niechcący zdemaskować lub przynajmniej za mocno na siebie zwrócić uwagę Narcyza, dlatego woleliśmy nie brać ich ze sobą i zostawić ich pod opieką Alexy. Teraz jednak mogliśmy ponownie razem siedzieć sobie w jednym miejscu i spokojnie rozkoszować się swoją obecnością.
- Naprawdę strasznie żałuję, że nie mogłam zobaczyć was w akcji - rzekła do nas Alexa, popijając lemoniadę przez słomkę i uśmiechając się do nas radośnie.
Ponieważ była w ciąży, nie mogla ona pić alkoholu, nigdy też za nim jakoś nie przepadała, podobnie jak i my, dlatego zamówiła jedynie napój bezalkoholowy, a my w ramach solidarności z nią, zamówiliśmy podobne trunki. Zresztą, ja i Ash nigdy nie byliśmy miłośnikami alkoholu, poza piwem i szampanem, więc przyszło nam to dosyć łatwo. Jedynie komisarz Rocker, który lubił sobie czasami nieco coś mocniejszego chlapnąć, musiał w ramach solidarności z Alexą poprzestać jedynie na butelce coli.
- Żałuj, dziewczyno. Żałuj, bo naprawdę było na co popatrzeć - powiedział po chwili komisarz, uśmiechając się dowcipnie - Byłem tam przebrany za jednego z gości i wszystko widziałem. Naprawdę Serena kusicielka była czymś, co naprawdę warto było zobaczyć.
- Oj, nie wątpię - zaśmiała się Alexa - Ale jednego nadal nie rozumiem. Ash, jakim cudem ty się domyśliłeś, że Narcyz pojawi się właśnie w tym lokalu?
- Nie miałem ku temu pewności, ale próbowałem rozpoznać jego psychikę i się w nią wpasować, przynajmniej na tyle, na ile to było możliwe - odpowiedział na to Ash - Tak jak nas tego uczono na wykładach, na które chodzimy. Starałem się rozgryźć jego sposób myślenia i zacząłem wczuwać się w niego. Uznałem, że jako uwodziciel polujący wyłącznie na zamożne kobiety, nie może on pójść do jakiegoś pierwszego lepszego baru i podrywać pierwsze lepsze panie. On wybierze jedynie taki lokal, do którego przychodzą kobiety z klasą i zamożne, które będzie z czego okraść. A to jest właśnie taki lokal. Lepszego nie ma w całym mieście. Dlatego też uznałem, że w tym oto miejscu on zaatakuje i nie pomyliłem się.
- Owszem, postawiłeś wszystko na jedną kartę i wygrałeś - powiedział na to komisarz Rocker - Chyba jednak masz w sobie coś z hazardzisty.
- A ja to chyba domyślam się, dlaczego tak łatwo go rozgryzłeś - stwierdziła Alexa wesoło.
- Naprawdę? To słucham, jaka jest twoja teoria? - zapytał Ash.
- Moim zdaniem, domyśliłeś się tak łatwo tego, co zrobi Narcyz, bo sam masz w sobie coś z niego.
Ja i komisarz zachichotaliśmy, a Pikachu zapiszczał wesoło, co jednak niezbyt się spodobało mojemu ukochanemu.
- Że słucham? Chcecie mi powiedzieć, że ja niby jestem narcyzem jak on?
- Nie, wcale ci tego nikt nie sugeruje, kochanie - powiedziałam pojednawczo.
- To co mi tu Alexa opowiada, że niby mam jego cechy, co?
Dziennikarka uśmiechnęła się przepraszająco do Asha i powiedziała:
- Wybacz, nie to miałam na myśli. Chodziło mi jedynie o to, że podobnie jak ten uwodziciel, lubisz czasami ryzykować i nie boisz się tego robić. Umiesz także postawić wszystko na jedną kartę i co lepsze, osiągnąć zwycięstwo. Jesteś pod tym względem do niego bardzo podobny. Dlatego umiałeś go podejść i umiałeś odkryć jego sposób myślenia.
Ash wyglądał już na nieco udobruchanego i uśmiechnął się zadowolony.
- Jeśli tak, to co innego. Takie słowa to trafiają do mojego serca. Z tym to się mogę zgodzić.
- Jednego tylko nie rozumiem - powiedział komisarz Rocker - Ash, powiedz mi, proszę, co byś zrobił, gdyby jednak się twój plan nie udał? Gdyby jednak się okazało, że ten cały Narcyz nie poleciałby na wdzięki Sereny?
To mówiąc, spojrzał na mnie przepraszająco i powiedział:
- Oczywiście bez urazy, moja droga. Ja tam nie chcę ci niczego sugerować, ale chociaż jesteś naprawdę piękna i seksowna, to są gusta i guściki. Zatem oboje ryzykowaliście, że on mimo wszystko nie zwróci na Serenę uwagi i sobie wybierze inna ofiarę. Powiedz, co byście wtedy zrobili?
- Przecież to bardzo proste, panie komisarzu - odpowiedziałam na to z lekkim politowaniem - W takiej oto sytuacji mój genialny mąż po prostu wymyśliłby coś innego. Mam rację?
- To prawda - zgodził się ze mną Ash - Oczywiście, to prawda, nie miałem w tej sprawie żadnej pewności, że on zainteresuje się Serena. Mogłem jedynie mieć na to nadzieję. Ale na szczęście, nie była to nadzieja bezpodstawna.
Chwilę później wypiliśmy wspólnie kolejną porcję coli i oranżady, śmiejąc się wesoło i napawając się ogromną satysfakcją z powodu tak dobrze wykonanego przez nas zadania. A gdy zespół zaczął grać kolejny utwór, rozbawiona zerwałam się dziko z miejsca i złapałam Asha za rękę, mówiąc dowcipnie:
- Dasz się porwać do tańca, słodki narcyzie?
- Tobie zawsze i chętnie, moja kochana Yvonne - odpowiedział wesoło Ash.


Następnie zaczęliśmy oboje śmigać po parkiecie, a Pikachu i Buneary szybko do nas dołączyli, tańcząc radośnie tuż przy nas. Zespół śpiewał wtedy znaną nam obojgu doskonale wesołą piosenkę, która szła tak:

To ja, Narcyz się nazywam.
Przepraszam i dziękuję...
Ja tych słów nie używam.
Jestem piękny i uroczy...
Popatrzycie w moje oczy.
Jestem przecież najpiękniejszy,
A na pewno najskromniejszy.

To ja, Narcyz się nazywam.
Powodzenia oraz proszę...
Ja tych słów nie używam.
Jestem śliczny jak kwiatuszek,
Który wabi setki muszek.
Niepotrzebne mi podboje,
Aby wszystkie były moje.

Niech dziś mój pocałunek na ustach innej gości,
Byś mogła się przekonać, jak ona ci zazdrości.
Niech moje słodkie ręce dziś pieszczą innej ciało,
Byś mogła się przekonać, jak krzyczy: „Mało, mało!”.

Niech dziś mój pocałunek na ustach innej gości,
Byś mogła się przekonać, jak ona ci zazdrości.
Niech moje słodkie ręce dziś pieszczą innej ciało,
Byś mogła się przekonać, jak krzyczy: „Mało, mało!”.

To ja, Narcyz się nazywam.
Przepraszam i dziękuję...
Ja tych słów nie używam.
Jestem piękny i uroczy...
Popatrzycie w moje oczy.
Jestem przecież najpiękniejszy,
A na pewno najskromniejszy.

Niech dziś mój pocałunek na ustach innej gości,
Byś mogła się przekonać, jak ona ci zazdrości.
Niech moje słodkie ręce dziś pieszczą innej ciało,
Byś mogła się przekonać, jak krzyczy: „Mało, mało!”.

Niech dziś mój pocałunek na ustach innej gości,
Byś mogła się przekonać, jak ona ci zazdrości.
Niech moje słodkie ręce dziś pieszczą innej ciało,
Byś mogła się przekonać, jak krzyczy: „Mało, mało!”.

Ash, kiedy leciała ta piosenka, uśmiechał się do niej i udawał, że śpiewa wraz z liderem zespołu, co bardzo mnie rozbawiło, a kiedy utwór dobiegł końca, wesoło spojrzałam mu w oczy i zapytałam:
- A jesteś taki, jak w tej piosence?
- Jaki? - zachichotał Ash.
- Taki, że każda mogłaby być twoja, gdybyś tylko chciał?
Mój ukochany mąż obdarzył mnie uśmiechem pełnym miłości, a potem czule i zmysłowo odpowiedział mi:
- Może i mógłbym mieć, ale nie chcę. Ja chcę tylko ciebie. Wyjątkową, dobrą, piękną i kochaną dziewczynę, która jako jedyna wytrzymuje ze mną i tak mocno mnie kocha, iż w ramach rozrywki rozwiązuje ze mną zagadki kryminalne.
- Masz rację, jestem naprawdę wyjątkowa, kochanie - odpowiedziałam mu z uśmiechem na twarzy.
- No proszę. I kto tu teraz jest narcyzem? - zapytał dowcipnie Ash.
Odpowiedziałam mu delikatnym chichotem, a także bardzo czułym i pełnym miłości pocałunkiem w usta, jaki tylko dać może dziewczyna, która szczerze kocha i jest szczerze kochana. Dziewczyna, której nie imponuje nigdy uwodziciel, ale za to serce jej skraść może szczery i dobry chłopak. Dziewczyna, która nie tylko jest w stanie dla niego w ramach wolnego czasu ganiać za przestępcami, ale sama już tak to polubiła, że bzika by dostała, gdyby za długo nie mogła tego robić. Tak, to zdecydowanie prawda. Ja naprawdę jestem wyjątkowa pod każdym względem. Tak samo Ash. Nieźle się dobraliśmy. Dwa urocze narcyzy, które jak już kochają, to na zawsze i szczere. Czego chcieć więcej?
Cóż... Chyba tylko odrobinę więcej nudy w naszym pełnym przygód życiu.


KONIEC

Przygoda 129 cz. II

Przygoda CXXIX Tytanio, wio! cz. II Lot trwał długo. Ash nie liczył, jak długo, ponieważ odkąd tylko opuścił tak bardzo mu bliskie Gotham Ci...