czwartek, 21 grudnia 2017

Przygoda 025 cz. II

Przygoda XXV

Przedstawienie na Maxa cz. II


Gdy próba się już zaczęła, usiedliśmy we trójkę obok Sandry, po czym zaczęliśmy obserwować poczynania wszystkich aktorów występujących na scenie. Musiałam przyznać, że mieli oni naprawdę prawdziwy talent do tego, co robią, bo świetnie im szło odtwarzanie na scenie ról bohaterów tej najsłynniejszej ze wszystkich sztuk Szekspira. W grze aktorów nie można było wyczuć (przynajmniej moim zdaniem) ani cienia sztuczności, ponieważ wszystko, co mówili lub robili brzmiało niewiarygodnie prawdziwie, prócz tego każdy z nich doskonale sobie radził na scenie i umiał zagrać swoją rolę tak, że chwilami miało się wrażenie, iż to, co widzę, dzieje się naprawdę, a nie tylko jest bardzo dobrze oddaną przez grupę ludzi inscenizacją. To było naprawdę doskonałe.
Aktorka, która odtwarzała rolę Julii, była piętnastoletnią blondynką o zielonych oczach i niezwykle szczupłej figurze. Miała na imię Claudia i od dawna grała ona w sztukach wystawianych w teatrze Sandry - oczywiście robiła to w przerwach pomiędzy podróżami po świecie, gdyż Claudia była koordynatorką Pokemonów, więc często opuszczała Petalburg, żeby potem jednak wrócić i móc występować w kolejnych przedstawieniach. Musiałam przyznać, że ta dziewczyna wspaniale gra, jakby urodziła się na scenie. Po jej grze widać było, iż kocha to, co robi, a to w zawodzie aktora podstawa.
W przerwie między jedną próbą, a drugą ja, Ash i Max poszliśmy z Sandrą do garderoby Claudii. Musieliśmy w końcu odbyć rozmowę z naszą gwiazdeczką na temat zamachów na jej życie.
- Claudio, wybacz, że ci przeszkadzam - powiedziała dyrektorka teatru - To są moi nowi znajomi, detektyw Sherlock Ash i jego przyjaciele, panna Serena Evans oraz panicz Max Hameron.
Aktorka spojrzała na nas uważnie i powiedziała:
- Rozumiem. Wy w sprawie tych zamachów na moje życie? - zapytała dziewczyna.
- Dokładnie tak. Chcemy się dowiedzieć, kto za tym wszystkim stoi - odpowiedział jej Ash, który miał już na sobie strój Sherlocka Holmesa, ten zaś zdecydowanie dodał mu powagi w oczach aktorki.
- Moim zdaniem winna wszystkiego jest Samantha - odparła Claudia.
- Kim jest Samantha? - zapytałam Sandrę.
- To dublerka Claudii. Bardzo zazdrości naszej gwieździe sławy i sama chciałaby grać rolę Julii, ale cóż... Nie będę zmieniać w ostatniej chwili obsady aktorskiej... Chyba, że nie będę miała innego wyjścia.
- Właśnie ona chce doprowadzić do tego, żeby pani nie miała innego wyjścia - powiedziała Claudia - Czy nie widzi pani, że ona robi wszystko, żeby mnie zniszczyć? Ta dziewczyna nie cofnie się przed niczym, byle tylko osiągnąć swój cel.
- Wiesz, moim zdaniem trochę zbyt negatywnie ją oceniasz, moja droga - rzekła spokojnym, choć bardzo smutnym tonem Sandra - Przecież wiesz, że Samantha może nie jest aniołkiem, ale...
- Nie jest aniołkiem? Bardzo subtelnie to pani ujęła - parsknęła z kpiną w głosie Claudia, po czym spojrzała w stronę naszej trójkę - Nie wiecie, co ta jędza potrafi zrobić. Pewnego razu nawet publicznie rzuciła się na mnie i zaczęła mnie ciągnąć za włosy.
- Bo ją rozdrażniłaś mówiąc, że zawsze będzie tylko na drugim planie - przypomniała jej Sandra.
- Ale to przecież prawda! Na co ona liczy? Że jak nauczy się na pamięć całej sztuki, to już musi grać z nami? - zapytała oburzonym tonem Claudia - A pani nie powinna jej darować tego, co ona wtedy zrobiła, ale stanąć po mojej stronie. Powinna pani ją wywalić na zbity pysk! Byłby przynajmniej święty spokój.
- Jak na sławną aktorkę język ma niewyparzony - szepnęłam do Asha.
- Pozwól, że to ja ocenię co powinnam zrobić, a co nie - odpowiedziała Sandra, nieco urażona słowami Claudii - Póki co, to ja jestem tu dyrektorem teatru, a nie ty, więc nie pouczaj mnie w kwestii moich obowiązków. Chyba, że masz angaż w innym teatrze, to proszę bardzo. Możesz sobie tam iść. Ja po tobie na pewno płakać nie będę.
Claudia zrozumiała, że przesadziła, ponieważ opuściła smutno głowę i powiedziała skruszonym tonem:
- Przepraszam, nie chciałam pani urazić, ale ja już sama nie wiem, co mam robić. Przez tę dziewczynę żyję w ciągłym strachu o swoje życie. Nie wiem, do czego ona jeszcze się posunie, żeby tylko wyeliminować mnie z przedstawienia.
- Gdzie znajdziemy tę całą Samanthę? - zapytał Ash.
- Pewnie jest teraz w swojej garderobie - odparła Claudia - Idźcie do niej, skoro tak bardzo tego chcecie, a jeśli to zrobicie, to zapytajcie ją, kiedy wreszcie przestanie mnie nękać. Dotychczas byłam wobec niej pobłażliwa. Mogłam jej darować te różnego rodzaju figle, jakimi mnie raczyła. Mogę też wybaczyć tej jędzy to, że publicznie rzuciła się na mnie i próbowała pobić, ale zamachów na swoje życie nie zamierzam tolerować.
- Figle? - zdziwiłam się - O jakich figlach mówisz?
Claudia popatrzyła na mnie poważnie, po czym ze stoickim spokojem, który był chyba wymuszony obecnością Sandry, udzieliła mi stosownych wyjaśnień.
- Jak zaczęliśmy próby do „Romea i Julii“, to panna Samantha najpierw rzuciła się na mnie i o mało nie wyrwała mi wszystkich włosów z głowy. Pani Sandra jednak jej nie wyrzuciła, a ja poczułam, że swoimi docinkami mogłam ją zranić i wywołać taką, a nie inną sytuację, więc w miarę swoich możliwości starałam się nie drażnić więcej tej biednej dziewczyny. Mimo to spotkała mnie z jej strony czysta złośliwość. Najpierw na scenie ktoś rzucił mi pod nogi skórkę od banana, przez co poślizgnęłam się i o mały włos nie skręciłam kostki. Potem znowu ktoś wysmarował mi mój kostium sceniczny dżemem czy innym paskudztwem i musiałam go dwie godziny prać, zanim to wszystko zeszło. Wreszcie ktoś mi posłodził herbatę solą, a nie cukrem. No cóż... To wszystko byłam w stanie jeszcze znieść, bo ostatecznie to tylko głupie, bardzo żałosne, złośliwe figle ze strony zazdrosnej konkurentki. W teatrze już nie takie rzeczy się robiło, żeby pozbyć się rywalki. No więc, to mogłam zlekceważyć, ale to, co teraz ma miejsce, to już przechodzi ludzkie pojęcie. Najpierw ten puder, a potem samochód. Co jeszcze, pytam się? Co ona następnym razem wymyśli, żeby mnie skrzywdzić?
Następnie Claudia popatrzyła uważnie na Sandrę i powiedziała:
- Jeśli ta dziewczyna jest tak zdesperowana, że posuwa się do takich rzeczy, byleby tylko osiągnąć swój cel, to ja jej ostatecznie mogę oddać tę rolę. Niech ją sobie ma i niech się nią nawet udławi. Ja nie zamierza ginąć dla przedstawienia. Dziwi mnie tylko, że pani bagatelizuje całą tę sprawę, pani Sandro.
- Ja wcale nie bagatelizuję tej sprawy, moje dziecko. Po prostu ani ja, ani też policja nie mamy żadnych dowodów na to, że za tym pudrem oraz za zamachem samochodowym stoi Samantha.
- A niby kto może stać?! Nie znam innych osób, które by mi życzyły źle! No, bo niby kto miałby to zrobić?! - wołała oburzonym tonem Claudia.
- Ja stawiam na jej terapeutę - powiedział do mnie i do Asha Max.


- Jesteś tego pewna? - zapytałam Claudię.
- Słucham? - zdziwiła się aktorka, patrząc na mnie.
- Czy na pewno nikt inny nie przychodzi ci do głowy? - spytałam.
- Ktoś inny, który w jakiś sposób chciałby zaszkodzić twojej osobie? - dodał Max, a po cichu mruknął do nas: - Ktoś inny niż jej psychoanalityk, oczywiście.
Claudia początkowo chyba chciała nam powiedzieć, że nie, ale już po chwili zmieniła zdanie i odpowiedziała:
- Właściwie to ktoś mi przychodzi do głowy, ale jakoś nie wydaje mi się, aby on był do tego zdolny.
- O kim mówisz? - zapytał Ash.
- Pewnie ma na myśli swojego terapeutę - mruknął po cichu Max.
- Mówię o pewnym chłopaku, którego znam od dawna - odpowiedziała Claudia - Ma na imię John i już od jakiegoś czasu ciągle za mną łazi i mówi, że bardzo mu się podobam. Ale widzicie... On nie podoba się mnie.
- No dobrze. A więc twoim zdaniem ten John mógłby cię chcieć zabić? - zapytałam.
- Nie wiem. Naprawdę nie wiem. Chciał, abym zrezygnowała z kariery aktorki i koordynatorki Pokemonów i była z nim, ale oczywiście wyśmiałam go - mówiła dalej Claudia - On zaczął mi wtedy mówić, że praca w mojej branży jest bardzo niebezpieczna itd. Może więc te zamachy na moje życie to jego sprawka?
- Mówisz, że chciałby cię przekonać do tego, że zawód artystki jest na tyle niebezpieczne, żebyś z niego zrezygnowała? - zapytałam.
- Dokładnie tak uważam - odpowiedziała Claudia.
- To brzmi dość wiarygodnie, jak sądzicie? - zapytał Max, patrząc na mnie i na Asha.
- Jak dla mnie również to brzmi wiarygodnie - powiedziałam - A co ty o tym sądzisz?
- Pika-pika? - zapiszczał pytająco Pikachu.
Ash poprawił sobie czapkę na głowie i powiedział:
- Myślę, że musimy sobie porozmawiać z tym całym Johnem, żeby się dowiedzieć, czy mamy rację. Ale najpierw rozmówimy się z twoją rywalką, Claudio. Jak jej tam... Z tą całą Samanthą.
Chwilę później wyszliśmy z garderoby Claudii.
- Ech, te aktorki. Ja dostanę kiedyś przez nie migreny - powiedziała załamanym tonem Sandra, masując sobie dłońmi skronie.
- Nikt nie mówił, że show-biznes to jest prosta sprawa - stwierdziłam filozoficznym tonem.
- Może i nie, ale coś wam powiem o tych aktorach - odparła dyrektora teatru - Najlepiej chyba zachowanie takich ludzi ocenił pewien jakże mądry bohater pewnej sztuki.
- A jak brzmi ta ocena? - zapytał Ash.
- A tak: Posłałbym ich wszystkich do diabła, gdybym sam nim nie był - odparła Sandra.
- To z „Fausta“ - szepnęłam na ucho memu chłopakowi.
Chwilę później Sandra machnęła gwałtownie ręką i poszła przed siebie.
- Osobliwa osoba - powiedziałam.
- Aż za bardzo, Sereno, ale być może w tym świecie wszyscy tak mają? - zasugerował Ash.
- Być może - odparłam.
Po tej krótkiej wymianie zdań poszliśmy całą trójką w stronę garderoby dublerki Claudii, Samanthy. Gdy już mieliśmy do niej zapukać, to zza drzwi dobiegły nas nieprzyjemne głosy.
- Powinnaś się bardziej starać! - wołał jakiś nieco ochrypły głos.
- Kiedy ja już mam tego wszystkiego dość, mamo! - odpowiedział jakiś młodszy głos.
- Co?! Że ty masz dosyć?! Ty?! Jesteś żałosna! Z takim podejściem do życia nigdy nie zdobędziesz sławy!
- Wiem o tym! Powtarzasz mi to bez przerwy!
- Najwidoczniej muszę to robić, bo wciąż do ciebie nie dociera, jaka to szansa dla ciebie! W tę niedzielę przyjedzie przecież słynny krytyk sztuki, żeby napisać recenzję na temat tego przedstawienia! Jeżeli zagrasz Julię i spodobasz mu się, to oceni cię tak pozytywnie, że wszyscy reżyserzy będą się o ciebie zabijać!
- Ale ja mam już tego dość! Nie jestem tak dobra jak Claudia!
- Możesz być od niej i sto razy lepsza, jak wreszcie przestaniesz się bawić w sentymenty i weźmiesz się porządnie do dzieła!
- To co ja niby mam jeszcze robić, mamo?! Już dość napsułam jej życia swoimi głupimi figlami! Nie chcę tego więcej robić.
- Więc zawsze będziesz nikim! Nie rozumiesz, że musisz ją zniechęcić, żeby przejąć jej rolę?!
- Już próbowałam, ale bez skutku.
- Więc próbuj dalej.
- Nie ma mowy.
- Wobec tego, skoro jesteś takim tchórzem, to nie pokazuj mi się więcej na oczy, ty głupia dziewczyno!
Chwilę później drzwi się otworzyły i wyszła (czy raczej może wypadła) przez nie jakaś niska, otyła kobieta w różowej bluzce i beżowej spódnicy, posiadaczka ciemno-brązowych włosów i czarnych oczu. Spojrzała na nas bardzo pogardliwie, po czym poszła w swoją stronę.
- Nie wygląda zbyt przyjemnie - powiedziałam.
- To prawda. Przypomina mi rozjuszonego Beedrilla - odparł Ash - Ale chodźmy już lepiej porozmawiać z tą całą Samanthą.
- Pika-pika-chu - zapiszczał Pikachu.
- No właśnie. Chodźmy - dodał Max.
Weszliśmy do garderoby, a tam siedziała Samantha. Była ona brunetką o niebieskich oczach, ubrana w szarą, niezbyt rzucającą się w oczy sukienkę i białe adidasy. Sprawiała wrażenie typowej szarej myszki, a jej ubiór tylko to potwierdzał.
- Czego chcecie? - zapytała nas - I kim wy w ogóle jesteście?
- Jesteśmy detektywami i badamy sprawę napaści na twoją rywalkę, Claudię - odpowiedział dziewczynie Max - Ja jestem Max Hameron, a to są Ash Ketchum i Serena Evans.
Dziewczyna spojrzała uważnie na mego chłopaka, po czym zaczęła się jakby nad czymś zastanawiać.
- Chwileczkę... Ash Ketchum? - spytała po chwili.
- Tak - odpowiedział jej detektyw.
- Ale chyba nie ten Ash Ketchum z Alabastii? - dopytywała się dalej Samantha.
- Właśnie ten sam - powiedział dumnym tonem mój chłopak - A co? Znasz jakiś innych?
Samantha zaśmiała się lekko.
- Nie, po prostu jestem zdziwiona. Wiesz, widziałam jakiś czas temu w telewizji Mistrzostwa Ligi Kalos i wiem, że wygrałeś je pokonując w bitwie tę słynną aktorkę filmową, Dianthę. Nie wiedziałam jednak, że zmieniłeś branżę. Dorabiasz sobie teraz jako szpicel?


Popatrzyłam na nią oburzonym wzrokiem. Ta dziewucha była jeszcze bardziej zarozumiała niż jej rywalka, a w dodatku bezczelna. Co ona sobie w ogóle wyobrażała odzywając się do mojego chłopaka w taki oto sposób?! Musiałam jej utrzeć nosa.
- Po pierwsze nie szpicel, tylko detektyw, a to duża różnica! Po drugie, to ty nie bądź taka mądra, bo jak wylądujesz na czterdzieści osiem godzin w policyjnym areszcie, to już nie będzie ci tak wesoło - zawołałam.
Moje słowa chyba zabrzmiały groźnie, gdyż dziewczynie natychmiast zszedł z twarzy ten jej głupkowaty, ironiczny uśmieszek, a ona sama jakby tak lekko spokorniała i spytała:
- Czego chcecie?
- Czego chcemy? Dowiedzieć się, co masz wspólnego z napaściami na Claudię? - odpowiedziałam jej.
Dziewczyna popatrzyła na mnie uważnie, po czym odpowiedziała:
- Już mówiłam policji, że nie mam z tym nic wspólnego. Nic a nic. Ja jestem czysta jak łza.
- Poważnie? Jak łza? - zakpił sobie Max - Pierwszy raz widzę łzę, która tak pluje jadem i to jeszcze na odległość.
- I na dodatek kłamie - dodał złośliwie Ash - Nie musisz przed nami udawać. Doskonale wiemy o twoich złośliwych figlach, jakie robiłaś swojej rywalce. Mam je wszystkie wymienić?
Samantha uśmiechnęła się wówczas ironicznie i odpowiedziała:
- Przyznaję, że mogłam całkowicie celowo oraz z premedytacją zaleźć mojej rywalce za skórę, ale nic (poza tym figlami, oczywiście) jej z mojej strony nie spotkało. Słowo honoru.
- Jakoś ci nie wierzę - powiedziałam równie wrednym tonem, co ona.
- To już twój problem - warknęła Samantha.
- Mylisz się, kochana. To twój problem - powiedziałam, pochodząc do niej i patrząc groźnie w jej oczy - Póki co Claudii nic się nie stało, ale jeśli ten stan rzeczy się zmieni, to masz zagwarantowane, że policja aresztuje cię jako główną podejrzaną w tej sprawie.
- Właśnie, kochana! Więc lepiej nie mydl nam oczu tą swoją rzekomą niewinnością, tylko rozmawiaj z nami szczerze o wszystkim - dodał groźnie Max, krzyżując ręce na piersi.
- Pika-pika! - zapiszczał groźnie Pikachu.
Dziewczynę chyba nieco przeraziły moje słowa, bo przestała być taka pewna siebie i powiedziała:
- Już wam mówiłam, nie mam z tym nic wspólnego.
- To już słyszeliśmy. Powiedz nam coś, czego nie słyszeliśmy - odparł złośliwie Ash.
- Czy wiecie, że reżyser Steven Zilman rozwodzi się z żoną? - zapytała Samantha, lekko się uśmiechając.
- Powiedz nam, coś czego nie słyszeliśmy, ale na temat - mruknął Ash, z trudem się przy tym nie uśmiechając.
Żart ten był nawet zabawny i ja sama bym pewnie wybuchła śmiechem gdyby nie to, że cała ta sytuacja była zdecydowanie poważna i nie sprzyjała potyczkom słownym, jakie to próbowała z nami toczyć Samantha, ani tym bardziej nie sprzyjała ona żartom.
- Gadaj! - warknęłam ze złością.
Aktoreczka szybko spoważniała i zawołała:
- No już dobrze, przyznaję, że te figle to była moja sprawka, ale na tym koniec! Nic złego jej nie zrobiłam! Przysięgam!
Popatrzyliśmy wszyscy uważnie na Samanthę. Nie wiedzieliśmy, czy powinniśmy jej wierzyć, czy też nie, ponieważ jej przerażenie wyglądało na autentyczne, ale przecież ona potrafiła grać, w końcu była aktorką. Trudno więc było nam stwierdzić z całą pewnością, czy możemy ją wykluczyć z listy podejrzanych.
- No dobrze, niech ci będzie - powiedział Ash policyjnym tonem - Jeśli jednak Claudii coś się stanie, to masz zagwarantowane, że od razu pójdziesz siedzieć za próbę jej zabicia. Rozumiesz?
To mówiąc wyszedł, a ja i Max za nim.
- Myślisz, że mówi prawdę? - zapytałam.
- Nie wiem, ale lepiej miejmy ją na oku - odpowiedział Ash - A póki co chodźmy do tego całego Johna. Jestem ciekaw, co on nam powie.
- Pewnie to samo, co wszyscy mówią - odparł Max.
- Czyli co? - spytałam.
- Czyli to, że jest niewinny - wyjaśnił nasz przyjaciel.
- Pika-pika - zapiszczał załamanym tonem Pikachu.
- Możliwe, ale nie zaszkodzi go przesłuchać - rzekł Ash.

***


Claudia podała nam adres Johna, czyli chłopaka, którego podejrzewała o bycie sprawcą ataków na jej osobę. Co prawda zdecydowanie uważała ona, że za wszystkim, co ją spotkało, na pewno stoi jej rywalka Samantha, jednak uznała słuszność naszych argumentów, które mówiły jej, że najlepiej będzie zbadać każdy trop, niż od razu wyciągnąć wnioski właściwie bez dowodów, bo przecież tych nie mieliśmy wcale. Dlatego też podobała nam adres Johna, a my udaliśmy się do niego.
John był młodym piętnastolatkiem o rudych, krótko obciętych włosach oraz szarych oczach. Chodził ubrany w dżinsy, białą koszulę oraz czapkę z daszkiem. Wyglądał nieco jak mój luby, przy czym wydawał mi się on być zdecydowanie nieprzyjemnym typem, co odróżniało go od Asha jak ogień od wody.
- Słucham? Co was do mnie sprowadza? - zapytał chłopak.
- Jesteśmy prywatnymi detektywami i przychodzimy w sprawie, która dotyczy twojej dobrej znajomej, Claudii - powiedział poważnym tonem Ash.
John uśmiechnął się na sam dźwięk tego imienia.
- Poważnie? I co? Ona was do mnie przysłała?
- W pewnym sensie - odpowiedziałam.
- Naprawdę? To cudownie! Kazała mi coś przekazać? - dopytywał się dalej chłopak przejętym tonem.
- Tak, żebyś się od niej odczepił i zaprzestał swoich prób posłania ją na tamten świat, bo inaczej ona pośle cię do więzienia i to na długie lata, stary - odpowiedział mu złośliwie Max.
John zrobił zdumioną minę.
- Nie rozumiem, o co wam chodzi.
- Naprawdę tego nie rozumiesz? - zapytał Ash - Na Claudię dokonano kilku zamachów. Raz ktoś dodał jej do pudru kwasu, a innym razem znowu ktoś chciał ją przejechać samochodem, a poszlaki wskazują na ciebie.
Nie była to prawda, ale John przecież o tym nie wiedział, co dawało nam przewagę nad nim. Chłopak wyraźnie się przestraszył i spocił przy tym na całej twarzy.
- Słyszałem o tym, że ktoś próbował ją przejechać, ale na prawdę nie rozumiem, dlaczego mnie o to posądzacie - powiedział John.
- To nie my cię podejrzewamy, tylko policja, a to bardzo duża różnica - powiedziałam groźnym tonem, również blefując.
John wyraźnie uwierzył moim słowom, bo spocił się na całej twarzy jeszcze bardziej niż przedtem.
- Ja nie mam z tym nic wspólnego! Słowo! Nie skrzywdziłbym Claudii! Ja ją przecież uwielbiam!
- Doprawdy? I z tego uwielbienia chcesz, żeby rzuciła ona dla ciebie karierę aktorską? - zapytałam z kpiną w głosie.
- A kiedy to nie podziałało, to chciałeś ją nastraszyć, żeby sama z niej zrezygnowała, tak? - dodał Max.
- Pika-pika! - zapiszczał groźnie Pikachu, a z jego policzków posypały się małe iskierki.
Chłopak wyglądał na coraz bardziej przerażonego.
- Ale to nieprawda! Ja jej nie zaatakowałem! Nie skrzywdziłbym jej! Ja naprawdę ją uwielbiam! Mówię poważnie!
Ash mierzył go przez chwilę wzrokiem, po czym powiedział:
- No dobrze, niech ci będzie. Gdybyś się jednak o czymś dowiedział, co ma związek z tą sprawą, to idź do oficer Jenny i powiedz jej to.
Chwilę później wyszliśmy z jego domu.
- Dlaczego ty tak łatwo rezygnujesz? - zapytałam zdumiona - Przecież mógł nam powiedzieć coś ważnego.
- Nie wydaje mi się - odpowiedział Ash - Poza tym na pewno nie on dosypał kwasu do pudru Claudii.
- Racja. Do tego pudru on w ogóle nie miał dostępu. Chyba, że o czymś nie wiemy - powiedział Max.
- Pika-pika - zapiszczał, kiwając głową Pikachu.
- Dokładnie - zgodził się z nimi Ash - Puder to raczej nie jego sprawka.
- Przypuśćmy, że nie jego. A samochód? - spytałam.
- A widzisz... To co innego, ale raczej nie wyciśniemy z niego prawdy, w każdym razie jeszcze nie teraz - mówił dalej Ash - Proponuję, żebyśmy teraz poszli do oficer Jenny.
Poszliśmy do policjantki i opowiedzieliśmy jej o wszystkim, co wiemy, jak i również o tym, że podejrzewamy Johna o udział w całej tej sprawie. Policjantka wysłuchała nas uważnie, po czym powiedziała:
- To jest bardzo interesujące, co mi opowiadacie, ale póki co, to tylko wasze domysły. Nie mamy pewności, czy naprawdę on jest winien tego, co się stało. Poza tym jeśli jest winny, to może chcieć ponownie zaatakować.
- Co wobec tego powinniśmy zrobić? - zapytał Ash.
- Czekać na kolejny ruch zamachowca - odparła Jenny.
- Chce pani ryzykować życiem Claudii?! - zdziwiłam się.
Jenny uśmiechnęła się do mnie delikatnie.
- Spokojnie. Dzwoniłam już do Sandry Cox i opowiedziałam jej swój plan działania. Toteż jutro na próbie zjawię się ja oraz siostra Joy z lekami, gdyby potrzebna była natychmiastowa pomoc medyczna. Jeśli zamachowiec zaatakuje, to złapiemy go na gorącym uczynku.
- A jeśli nie zaatakuje? - zapytał Max.
Policjantka popatrzyła na niego uważnie, po czym odpowiedziała:
- To i tak go złapiemy, tyle tylko, że zajmie nam to nieco więcej czasu.

***


Następnego dnia również poszliśmy do teatru na próbę. Co prawda tak nie specjalnie przekonywał nas pomysł oficer Jenny z tym, aby użyć Claudii jako przynęty, jednak prawdę mówiąc i tak nie mieliśmy większego wyboru, jak tylko przyjąć ten plan, chociaż moim zdaniem pozostawiał on wiele do życzenia. Claudia też nie była specjalnie przekonana do tego pomysłem, ale ostatecznie przyjęła go i postanowiła zachowywać się tak, jakby nigdy nic. Z kolei Jenny oraz Sandra były zdecydowanie zadowolone tym pomysłem uważając go wręcz za doskonały fortel. Moim zdaniem był on raczej zbyt ryzykowny, ale nie chciałam się na ten temat kłócić z Jenny ani Sandrą.
Podczas całej próby wszyscy razem usiedliśmy wygodnie na widowni i obserwowaliśmy uważnie aktorów. Wyjątkiem był tu Pikachu, którego Ash posłał, aby ten dyskretnie pilnował Samanthy i w razie czego nie dopuścił do jej kolejnego ataku na życie Claudii. Jako, że Pokemon jest dość mały i zawsze łatwo mógł wejść w różne miejsca, a poza tym posiadał niezwykłą inteligencję, to bez trudu wykonał on polecenie swojego trenera, który to ze spokojnym sercem usiadł z nami na widowni.
- Nie bójcie się - powiedział - Jeśli Samantha wykręci nam jakiś numer, to już Pikachu zadba o to, żeby tego pożałowała.
- Mam nadzieję, że tak będzie. Mam jakieś złe przeczucia - rzekłam.
- Zupełnie jak wszyscy bohaterowie „Gwiezdnych Wojen“. Ja również je mam, ale udaję, że jestem spokojny - odparł na to Ash.
- Ja też się denerwuję tym wszystkim. Oby tylko nic złego się nie stało Claudii - dodał poważnym tonem Max.
Pokiwałam smutno głową, po czym spojrzałam na scenę, gdzie Julia, grana przez naszą nową znajomą, poszła właśnie za radą ojca Laurentego i postanowiła zażyć ów magiczny likwor, który to miał wprowadzić ją w stan pozorowanej śmierci. Dziewczyna otworzyła flakonik, po czym wypiła jego zawartość i upadła na scenę.
- Brawo! Doskonale! - zawołała Sandra, wstając ze swego miejsca - Świetnie to zagrałaś. Możesz już teraz wstać.
Ale Claudia nie wstała. W ogóle się nie poruszyła.
- Mówię, że możesz już wstać, Claudio - powiedziała Sandra.
Ja, Ash i Max szybko zerwaliśmy się ze swoich miejsc i podbiegliśmy do dziewczyny. Wraz z nami pobiegła siostra Joy ze swoją torbą lekarską.
- Co się tu dzieje?! To nie tak miało być! - wołała przerażona Jenny, wbiegając również na scenę.
Max sprawdził dziewczynie puls.
- Żyje.
- Dzięki Bogu - powiedziałam i wzięłam do ręki flakonik - Co tu było?
- Sok pomarańczowy. Flakonik miał mieć w sobie płyn, żeby wszystko wyglądało bardziej wiarygodnie - odpowiedziała Sandra.
- Obawiam się, że ktoś tutaj czegoś dodał albo też wylał sok i wlał coś innego - powiedział Ash poważnym tonem.
- O nie! Tylko nie to! - jęknęłam, załamując ręce - No i co my teraz zrobimy?!
- Zostawcie to mnie - powiedziała siostra Joy.
Szybko wyjęła ze swej torby lekarskiej strzykawkę, po czym napełniła ją jakimś bezbarwnym płynem z buteleczki.
- Co to jest? - zapytałam.
- Środek wymiotny. Cokolwiek podano Claudii, to jej organizm zaraz to zwróci - powiedziała Jenny, wstrzykując dziewczynie środek w żyłę.
Chwilę później Claudia poderwała się z podłogi, zaczęła kaszleć, po czym gwałtownie zwymiotowała na scenę.
- OCH! Ten widok będzie mnie prześladował do końca życia - jęknął załamanym głosem Max - No, może tylko przez najbliższy miesiąc, ale to wyłącznie przy odrobinie szczęścia.
Opadłam wykończona na scenę i otarłam sobie ręką pot z czoła.
- Uff... Co za ulga - powiedziałam po chwili.
- Gratuluję, siostro Joy - rzekł z uśmiechem na twarzy Ash.
Pielęgniarka uśmiechnęła się do niego delikatnie.
- Nie musisz mi gratulować. To przecież moja praca.
Sandra powoli otarła sobie pot z czoła.
- Och, dzięki Bogu. Już myślałam, że to koniec. Bo w takim wypadku, jak pisał wielki wieszcz, dla oszczędności grzebać będziemy ryczałtem.
- Co proszę? - zdziwił się Max.
- To chyba z „Mazepy“ - powiedziałam.
Ash pokiwał głową.
- Chyba tak... Dużo podróżowałem i niestety pod pewnym względami zaniedbałem swoją literacką edukację.
Machnęłam na to lekceważąco ręką.
- Nie przejmuj się tym, Ash. I tak dużo wiesz na temat literatury. Ja za to nie podróżowałem i dużo czytałem, ale wiele mnie ominęło. Jednak nie bój się, nadrobimy wszyscy zaległości.
- Co właściwie było w tym flakoniku? - zapytał Max, przywracając nas do rzeczywistości.
Jenny podniosła go i powąchała.
- Nie jestem pewien, ale ma dziwnie ostry zapach. Wydaje mi się, że to jakiś silny środek nasenny.
- Środek nasenny? - zdziwiłam się.
- Owszem i to bardzo silny. Lepiej wezmę to do analizy.
To mówiąc wyjęła z kieszeni woreczek na dowody i schowała do niego buteleczkę, żeby potem ją zbadać. Dobrze, że żadne z nas nie dotykało jej palcami, a jedynie przez chusteczkę, dzięki czemu nasze odciski nie zakryły śladów sprawcy.
Claudia tymczasem usiadła powoli na scenie i zaczęła dość zmęczonym ruchem dłoni masować sobie głowę.
- Co się dzieje? Poczułam nagle jakąś dziwną senność, a potem... Nie wiem, co było dalej. Ktoś mnie może oświecić?
- Owszem, możemy i zaraz to zrobimy - powiedział Ash - Ale najpierw muszę porozmawiać z moim Pikachu.

***


Nieco później Ash, który to poszedł porozmawiać z Pikachu, powrócił zdecydowanie w nie najlepszym humorze. Jego Pokemon siedział mu na ramieniu równie smutny, co zawiedziony.
- Nic z tego już nie rozumiem - powiedział ponuro mój luby.
- Co powiedział ci Pikachu? - zapytałam.
Ash spojrzał na mnie i odpowiedział:
- Mówi, że Samantha nie mogła zaatakować Claudii, bo podczas próby siedziała obrażona na cały świat w swojej garderobie.
- I nie wychodziła z niej?
- Nie. Ani przed próbą, ani po niej. Siedzi tak od przynajmniej dwóch godzin. Flakonik z sokiem Sandra miała od rana przy sobie. Potem jednak zostawiła go podczas próby w swoim gabinecie, który nie zamknęła niestety na klucz i poszła na próbę. Godzinę później nadeszła chwila, żeby ukazać scenę wypicia likworu przez Julię. Sandra wróciła więc do gabinetu, wzięła flakonik i już.
- Czyli przez tę godzinę próby na scenie ktoś musiał wejść do gabinetu i wlać do flakonika środku nasennego? - zapytałam.
- Właśnie tak, ale Samantha nie mogła tego zrobić, bo Pikachu na moje polecenie obserwował ją ledwie tu przyszliśmy, czyli od dwóch godzin.
- I przez te dwie godziny Samantha w ogóle nie wychodziła ze swojej garderoby? - spytał Max.
- Pikachu ręczy za to głową. Nie mogłaby przejść obok niego tak, żeby on jej nie zauważył - odpowiedział Ash.
Spojrzeliśmy na siebie zdumieni. Wobec tego rzeczywiście cała sprawa nabierała zdecydowanie coraz gorszego obrotu.
- A niech to licho! A byliśmy już tak blisko schwytania sprawcy! - jęknęła Jenny - To po prostu beznadziejne! Jeśli nie Claudia, to kto?!
- John odpada. Nie było go dzisiaj w teatrze - powiedział Max - Chyba, że był i nikt go nie zauważył.
- Nie było go. Moi ludzie go obserwują. Łazi z kumplami po mieście - odpowiedziała policjantka - Ma więc murowane alibi. To nie on.
- Wobec tego kto? - zapytała Sandra.
Ash rozłożył bezradnie ręce.
- Nie mam pojęcia, kto. Skoro nie John ani nie Samantha, to ja już nie wiem kto. Innych podejrzanych nie mamy.
Po krótkiej rozmowie uznaliśmy, że dalsze siedzenia w teatrze nie ma sensu i postanowiliśmy wrócić do domu Hameronów.
- No trudno. Nic już dzisiaj raczej nie zdziałamy. Wracajmy do domu - powiedział Ash.
- Właśnie. Nie ma co tutaj siedzieć. Może jutro będziemy wiedzieć coś więcej - dodałam.
Sandra załamana złapała się za głowę.
- Ach! Wciąż to jutro, jutro i znów jutro wije się w ciasnym kółku od dnia do dnia. A każde wczoraj zdaje się być...
- Co ona wygaduje? - zapytała zdumiona i zarazem zaszokowana oficer Jenny.
- To chyba monolog z „Makbeta“, jeśli się nie mylę - odpowiedziałam.
- Aha.
Pożegnaliśmy Sandrę, po czym Jenny powróciła na posterunek, a my do domu państwa Hameron.
- Cieszę się, że was tu widzę. Możecie być z nas dumni. Wszystkie jest już zapięte na ostatni guzik - powiedziała z dumą w głosie Caroline, kiedy ja i weszliśmy do jej kuchni - Mówię wam, to będzie wspaniałe przyjęcie.
- Wierzę, że tak będzie - uśmiechnął się do niej Ash - Jestem pewien, że wszystko jest zapięte na ostatni guzik i raczej nie można się do niczego przyczepić.
- Cieszę się, że tak mówisz - powiedział Norman zadowolonym tonem - W końcu nie codziennie kończy się jedenaście lat. Nasz syn zaś powinien wiedzieć, że go bardzo kochamy i chcemy wraz z nim należycie uczcić ten dzień.
- I na pewno on będzie o tym wiedział - powiedziałam z uśmiechem na twarzy - Na pewno też wie, że bardzo go państwo kochają i nigdy o tym nie zapomni.
Norman uśmiechnął się wesoło i poklepał Asha po ramieniu.

***


Następnego dnia wszyscy razem wstaliśmy ze swoich łóżek znacznie wcześniej niż dotychczas, po czym chodząc na paluszkach uszykowaliśmy wszystko na przywitanie solenizanta. Nawet Ash, choć nigdy nie miał tego w zwyczaju, nie ociągał się przy wstawaniu z łóżka. Widocznie uznał on, że przyjęcie urodzinowe jego przyjaciela to nie jest byle jaki dzień i wypada być bardziej żywym z tej okazji. Po cichu więc wszyscy przebraliśmy się, a następnie wyjęliśmy tort z lodówki, zapaliliśmy świeczki i zakradliśmy się cicho do pokoju Maxa, weszliśmy tam, po czym zaczęliśmy bardzo głośno śpiewać: „Sto lat!“.
Chłopak powoli podniósł się na łóżku i założył sobie okulary na nos, po czym spojrzał na nas nieco nieprzytomnym wzrokiem.
- Od kiedy to jest w zwyczaju, żeby solenizanta budzić wcześnie rano? - zapytał Max.
- Od wtedy, gdy mój młodszy brat kończy jedenaście lat - powiedziała z humorem w głosie May.
To mówiąc podeszła ona do Maxa, położyła przed nim tort i wesoło cmoknęła brata w policzek.
- No proszę, co za nowość. Całujesz mnie na dzień dobry? - zaśmiał się chłopak.
- W końcu masz dzisiaj urodziny. Nie zaszkodzi więc, jeśli cię pocałuję - powiedziała May - Ale na wszelki wypadek i tak przepłuczę sobie usta.
- To dobrze, bo posmarowałem swoje policzki arszenikiem i lepiej go sobie szybko zmyj z warg, jeśli nie chcesz skonać w agonii.
Wszyscy wybuchliśmy śmiechem. To rodzeństwo naprawdę umiało ze sobą toczyć urocze potyczki słowne, ale cóż... Najwidoczniej sprawdza się przysłowie, że kto się czubi, ten się lubi.


Po tym jakże uroczym powitaniu wszyscy po kolei złożyliśmy życzenia Maxowi i poprosiliśmy go, aby zdmuchnął on świeczki na swoim torcie. Chłopak z radością to uczynił, a następnie wszyscy wyszliśmy, żeby mógł on się ubrać, zejść na dół oraz otworzyć swoje prezenty. Tort oczywiście zabraliśmy, aby mieć pewność, że nie spałaszuje on go sam, ale z nami. Max szybko się ubrał i niczym rakieta zbiegł na on dół, po czym zasiadł do stołu, żeby zjeść z nami swoje urodzinowe śniadanie.
- Teraz trzeba pokroić tort - powiedziała Caroline.
- Wobec tego coś mi mówi, że najwyższy czas, aby wkroczyć do akcji - zawołał bardzo podnieconym głosem Clemont - Pamiętajcie, dzięki nauce przyszłość mamy dziś!
Następnie wyjął z plecaka jakiś dziwaczny przedmiot przypominający bączek skrzyżowany z wiertłem.
- Włączam zestaw Clemonta. Zbudowałem wczoraj to urządzenie, gdyż przewidziałem, że znajdziemy się kiedyś w takiej sytuacji jak ta. Nazwałem je Precyzyjno-równo-cięciomierz, wersja wielka.
- Precyzyjno-równo-cięciomierz? - jęknęłam.
- Wersja wielka? - dodała Bonnie załamanym tonem - Braciszku, jesteś geniuszem w wymyślaniu oczywistych nazw.
- Ekstra! Nauka jest niesamowita! - zawołał podnieconym głosem Ash.
Dla wyjaśnienia muszę dodać, że już raz Clemont zbudował urządzenie nazwane Precyzyjno-równo-cięciomierz, ale to był miniaturowy przedmiot i służył do krojenia małego ciasta, nie zaś tak wielkiego jak ten tort.
- Stawiam pięć dolarów, że to cacuszko wyleci za chwilę w powietrze - powiedziałam z uśmiechem na twarzy.
- Przyjmuję zakład - odpowiedział Ash.
Tymczasem Clemont włączył urządzenie i z jego pomocą przeciął tort na równe kawałki.
- Widzicie, przyjaciele?! - powiedział do nas wszystkich, gdy już wyjął urządzenie z ciasta - Moje wynalazki są po prostu genialne. Rozum mi się aż wylewa z głowy.
- Próżność także - mruknęła May - Ale faktem jest, że on rzeczywiście umie żartować.
Chwilę później wynalazek zaczął syczeć i buczeć, po czym wybuchł i biedny Clemont skończył w sadzy.
- No i tak kończy swój żywot kolejne genialne ustrojstwo mojego brata - powiedziała złośliwym tonem Bonnie.
- Och, dlaczego?! Dlaczego?! Dlaczego?! - jęczał załamany Clemont, płacząc nad szczątkami swego wynalazku.
- No cóż, tak to już bywa - powiedziałam, po czym spojrzałam bardzo wymownie na Asha.
Mój chłopak niezbyt zadowolony wyjął portfel, wydobył z niego pięć dolarów i podał mi je, a ja schowałam do kieszeni.
- Wiesz, że na zakładach z tobą przegrałem już dwadzieścia dolarów? - powiedział.
- Takie jest życie - zaśmiałam się.


Tymczasem wszyscy powoli zaczęli jeść pyszne ciasto oraz inne dania uszykowane na urodziny Maxa. Później solenizant rozpakował swe prezenty i był z nich bardzo zadowolony, czego bynajmniej nie ukrywał. Szczególnie spodobał mu się prezent od mamy, którym była książka o jakiś nie do końca dla mnie zrozumiałych matematycznych sprawach.
- Dziękuję ci, mamo! Jesteś cudowna! - powiedział z radością w głosie.
- Nie przesadzaj, synku. To nic wielkiego. Przecież każda kochająca matka zrobi wszystko, aby jej dziecko było szczęśliwe - odpowiedziała mu czule Caroline.
Na twarzy Asha pojawiła się wówczas tajemnicza mina.
- Hmm.... To brzmi ciekawie - powiedział.
- Co brzmi ciekawie? - zapytałam zdumiona.
Mój chłopak szybko zerwał się z krzesła.
- No jasne! To jest to! - zawołał zadowolonym tonem.
- O czym ty mówisz, Ash? - zawołałam.
- Chodzi o sprawę, którą właśnie prowadzimy! - krzyknął mój chłopak i spojrzał na Caroline - Mogę skorzystać z państwa telefonu?
- Oczywiście, że tak. A co? Czy wiesz już, kto jest winny? - zapytała pani Hameron.
- Na razie tylko się domyślam, ale żeby mieć pewność, musimy zrobić małą prowokację - powiedział Ash.
To mówiąc pobiegł on do telefonu i przez chwilę stał przy aparacie rozmawiając z kimś o jakiś bardzo ważnych dla niego sprawach. Później zadowolony wrócił do salonu.
- Już skończyłeś rozmawiać? - zapytała May.
- Owszem, skończyłem - odpowiedział Ash, uśmiechając się.
- A wolno wiedzieć, z kim rozmawiałeś i o czym? - spytała Dawn.
Ash popatrzył na nią wymownie.
- To ma być przesłuchanie policyjne? - zaśmiał się - Jeśli tak, to dobrze ci idzie! Masz zadatki na niezłego gliniarza.
- ASH!
- No dobrze, już dobrze, Dawn. Spokojnie. Już mówię. Zadzwoniłem do oficer Jenny i poprosiłem ją, żeby aresztowała Samanthę.
- Co zrobiłeś?! - zawołałyśmy jednocześnie ja, Dawn i May.
- Przecież ona jest niewinna! Sam tak mówiłeś! - dodała Bonnie.
- Prawdę mówiąc to powiedział Pikachu, a nie ja, ale to prawda, ona jest niewinna - rzekł Ash, smarując sobie przy tym tosta dżemem.
- Wobec tego czemu kazałeś ją aresztować? - zdziwił się Clemont.
- Właśnie, Ash! Możesz nam to wyjaśnić? - dodałam.
Chłopak uśmiechnął się do mnie i powiedział:
- Pani Hameron nasunęła mi przed chwilą odpowiednie rozwiązanie zagadki. Stwierdziła ona, że każda kochająca się matka zrobi wszystko, aby tylko uszczęśliwić swoje dziecko.
- No i co z tego? - spytała May.
Zła za jej komentarz położyłam sobie palec na ustach.
- Nie przeszkadzaj! Ash teraz mówi.


Chłopak uśmiechnął się do mnie i kontynuował swoją wypowiedź:
- Byliśmy niedawno mimowolnymi świadkami rozmowy Samanthy i jej matki. Z rozmowy tej mogliśmy łatwo wywnioskować, jak bardzo ta kobieta kocha swoją córkę. Jej miłość do niej jest tak wielka, że nie waha się jej namawiać do bezwzględnego wyeliminowania rywalki. Idę o zakład, że to ona była pomysłodawczynią tych wszystkich figli, jakich ofiarą padła nasza biedna Claudia.
- Myślisz, że to matka Samanthy chciała, żeby jej córka to wszystko robiła? - zapytała pani Hameron.
- Owszem. Z tego, co wszyscy widzieliśmy możemy wnioskować, że to naprawdę ambitna kobieta - odparł Ash.
- Czyli może być niebezpieczna - dodał Max.
- Właśnie. Moim zdaniem to wszystko jej sprawka. Sądzę również, że to ona namówiła Samanthę do tego, żeby ta podała swojej rywalce kwas w pudrze.
- Czyli ten kwas to dzieło Samanthy? - spytałam.
- Sądzę, że tak. Myślę również, iż ten numer z kwasem przeraził ją i postanowiła więcej nie robić niczego takiego. Wściekła matka wzięła więc sprawy w swoje ręce i przeszła do działania. Przypominam sobie teraz, że widziałem ją wczoraj przed teatrem, jednak nie zwróciłem na nią większej uwagi. To był mój błąd, bo to właśnie ona podała środek nasenny Claudii w tym flakoniku.
- Co tym chciała osiągnąć? - zapytała May.
- Chciała pozbyć się rywalki swojej córki - stwierdziła Dawn - Ale żeby środkiem nasennym?
- Pamiętajcie, że to był silny środek - przypomniałam.
- Dokładnie. Myślę więc, że matka Samanthy podała sporą dawkę tego draństwa Claudii, żeby ta rozchorowała się od tego i musiała jechać do szpitala na długi czas, a tymczasem jej córeczka dostałaby szansę dla siebie - mówił dalej Ash.
- Pika-pika-chu - zapiszczał groźnie Pikachu.
- Ale się nie udało, bo siostra Joy czuwała, dzięki czemu długi pobyt w szpitalu nie wchodzi w grę - powiedziałam z ulgą w głosie - Jednak nadal nie rozumiem, czemu kazałeś aresztować Samanthę?
- Po pierwsze ona i tak jest winna tego kwasu w pudrze. Po drugie chcę tym czynem zmusić jej matkę do działania - mówił dalej Ash - Ona na pewno zechce teraz oczyścić córkę z zarzutów. Żeby to zrobić przyjdzie na policję i do wszystkiego się przyzna.
- I co to da? - spytała Dawn.
- Widzicie... Mogę się mylić, ale sądzę, że matka Samanthy zostawiła odciski palców na flakoniku, może nawet na klamce od drzwi do gabinetu Sandry. Ludzie oficer Jenny zbadają więc odciski, porównają z odciskami tej szalonej kobiety i wszystko się wyjaśni.
- Przypominam ci, że to tylko twoje przypuszczenia, nie fakty - rzekła May nieco złośliwym tonem.
Ash uśmiechnął się do niej.
- Kochana May... Jeśli się mylę, to zrzucę mój strój detektywa, cisnę go w kąt i odejdę na emeryturę.

***


Ash na szczęściu nie musiał jednak robić tego, o czym mówił, bo po przyjęciu urodzinowym, które było niezwykle udane i na które to przyszło wielu gości (przyjaciele rodziny Hameron), kiedy już wszyscy zmęczeni szykowaliśmy się do snu, to nagle zadzwoniła do nas oficer Jenny z nowymi wiadomościami. Wszystko było tak, jak powiedział Ash: mama Samanthy przyszła na posterunek policji i przyznała się do tego, że chciała pozbyć się rywalki swej córki włamując się do gabinetu Sandry, wylewając z flakonika sok i wlewając do niego dużą dawkę środka nasennego. Porównano odciski palców znalezione na narzędziu zbrodni oraz na klamce od drzwi i słowa kobiety się potwierdziły. Pozostało co prawda jedno pytanie: skąd matka Samanthy wiedziała, że ów flakonik służy do próby w przedstawieniu i że będzie w nim sok? W końcu równie dobrze mogło tam nic nie być, więc Claudia nie wypiłaby niczego i cały plan by diabli wzięli. To pytanie szybko jednak znalazło swoją odpowiedź. Samantha wiedziała o tym wszystkim, bo jako dublerka Claudii miała prawo posiadać takie informacje. Powiedziała o tym matce dodając również, że takie rekwizyty dyrektorka teatru zwykle trzyma w swoim gabinecie i wyciąga je stamtąd dopiero w czasie próby. Mając takie informacje matka Samanthy uknuła więc cały ten jakże perfidny plan. Przyszła do teatru, wmieszała się między aktorów, weszła do gabinetu, zrobiła swoje, a następnie wyszła najzwyczajniej w świecie przez nikogo nie zatrzymana.
Zgodnie z przewidywaniami Asha Samantha mimo przyznania się jej matki do winy i tak nie wyszła z więzienia, ponieważ podczas przesłuchania przyznała się do tego, że namówiona przez swoją rodzicielkę wlała nieco kwasu do pudru dziewczyny. Kwas nie był groźny dla życia, nie wypalał skóry, a jedynie mocno ją przypiekał. Dziewczyna miała dostać bólów na całej twarzy, co zmusiłoby ją do tego, żeby odwiedzić szpital oraz zrobić w ten sposób miejsce swojej rywalce. Cały plan jednak zawiódł, a matka i córka wylądowały w areszcie śledczym.
- Wszystko fajnie, tylko nadal jedna sprawa wciąż nie daje mi spokoju - powiedziała Jenny zakłopotanym głosem - Sprawa z tym samochodem. Ani Samantha, ani jej matka nie przyznają się do tego.
Ash, słysząc to, obdarzył Jenny promiennym uśmiechem.
- Moim zdaniem ta sprawa jest bardzo prosta. Jest tylko jeszcze jedna osoba, która miałaby powód, aby tak załatwić Claudię i na dodatek znajduje się w tym mieście. To John, jej adorator.
- Ale on ma przecież alibi na czas popełnienie tego czynu.
- Kto mu je dał?
- Jego przyjaciel.
- Czy to nie ten sam przyjaciel, któremu zginął samochód?
- Tak.
- Ten sam samochód, którym potem próbowano przyjechać Claudię?
- Dokładnie.
- Więc co? Nie wydaje ci się to dziwne?
Z bólem serca muszę powiedzieć, że nasza droga oficer Jenny z miasta Petalburg najwidoczniej nie należy do zbyt bystrych osób, gdyż dopiero po chwili dotarło do niej, co mówi Ash.
- No więc, co mam zrobić? - zapytała.
- Przesłuchaj więc tego przyjaciela, ale tak wiesz... po policyjnemu - uśmiechnął się do niej Ash.
- Po policyjnemu? - zdziwiła się Jenny.
- No wiesz... Postrasz go mówiąc, ile lat grozi za składanie fałszywych zeznań i takie tam... Zobaczysz, że zmięknie i przyzna się, że to alibi, które dał Johnowi jest fałszywe.
- A jeśli się okaże, że nie jest fałszywe? - zapytała Jenny.
- Wtedy dopiero będziemy się martwić - odparł Ash.
Policjantka postanowiła zrobić dokładnie tak, jak jej to poradził mój chłopak, chociaż zdecydowanie uważała, że Ash może nie mieć racji, a ona aresztuje niewinnego człowieka i co wtedy będzie?
Obawy Jenny okazały się jednak bezpodstawne, gdyż już następnego dnia otrzymaliśmy telefon od niej.
- Po raz kolejny teoria Asha okazała się być słuszna - powiedziała do nas na dzień dobry policjantka - Sprawa jest już wyjaśniona. John próbował przyjechać Claudię samochodem pożyczonym od swojego kumpla, który dał mu alibi na czas dokonania zamachu.
- A czemu John chciał przejechać Claudię? - zapytałam.
- Twierdzi, że nie chciał jej zabić, tylko nastraszyć, żeby zrezygnowała z występów wiedząc, jak bardzo one są niebezpieczne dla jej życia. Chciał w ten sposób mieć ją tylko dla siebie - wyjaśniła Jenny.
- No jasne. Kolejny szalony z miłości wariat - powiedziałam.
- Ale dzięki wam ten wariat siedzi już za kratkami i nic już nikomu nie zrobi, a jutrzejsze przedstawienie się odbędzie.
- To będzie przedstawienie na maxa! - zawołał wesoło Ash - Jestem tego pewien, bo Claudia wspaniale gra.
- To prawda. Zgadzam się z przedmówcą - powiedziałam uśmiechnięta - Claudia to dobra aktorka, chociaż jest nieco próżna.
- Wielcy ludzie zwykle bywają próżni - odparł Ash.
- Naprawdę? Więc ty też?
- Nie, Sereno. Ja jestem wyjątkiem od reguły.

***


W niedzielę zgodnie z zapowiedzią odbyło się przedstawienie, w której to Claudia doskonale zagrała Julię Capulet. Oczywiście państwo Hameron z dziećmi oraz nasza wesoła kompania otrzymała darmowe bilety, z których oczywiście skorzystaliśmy. Dostaliśmy przy tym honorowe miejsca blisko sceny, z których mogliśmy dokładnie podziwiać cały kunszt aktorski naszej nowej znajomej.
Przedstawienie było po prostu wspaniałe, ale niestety już w czasie trwania I aktu, gdy pojawiła się Julia, miało miejsce małe zamieszanie, które na chwilę opóźniło dalszy ciąg sztuki. Kiedy to Claudia jako Julia miała się pierwszy raz pojawić na scenie, to tę pokryła nagle dziwna, gruba warstwa dymu.
- Co tu się dzieje? Tego nie ma w sztuce! - zawołała załamana Sandra, która siedziała obok nas.
Chwilę później ze sceny dobiegł nas jakiś niesympatyczny śmiech, a po chwili dym opadł odsłaniając nam dwie postacie, którymi byli kilka lat starsi od nas chłopak i dziewczyna. Mieli oni na sobie białe ubranie z dużą, czerwoną literką R na nich narysowaną.
- Co wy robicie?! Dlaczego psujecie moje przedstawienie?! - zapytała wściekła Sandra.
- Te dwie niecnoty, reżyserko droga... - zaczęła mówić dziewczyna.
- Niosą kłopoty, choć przedstawienia serio szkoda - dodał chłopak.
- By uchronić świat od dewastacji...
- By zjednoczyć wszystkie ludy naszej nacji...
- Miłości scenicznej nie przyznać racji...
- By gwiazd dosięgnąć, będziemy walczyć.
- Jessie!
- I gwiazdorski James.
- Zespół R scenicznie walczy w służbie zła.
- Więc poddaj się lub do scenicznej walki z nami stań.
- Miau! To fakt! - zawołał Meowth, wyskakując z jakiegoś kąta.
- Zespół R! - krzyknął Ash, zrywając się z miejsca - Nawet tutaj was przywiało?!
- Zespół R? - zdziwiła się Sandra - Kim oni są?
- To jest wredna szajka, która ciągle próbuje ukraść cudze Pokemony - odpowiedział jej Ash.
- No, a najwięcej polują na Pikachu Asha! - dodała bardzo oburzonym tonem Bonnie.
- Spokojnie, głąby. Dzisiaj nie przyszliśmy kraść - powiedziała Jessie.
James i Meowth zdumieni spojrzeli na nią.
- Nie przyszliśmy? - zapytał James.
- Oczywiście, że nie. Przyszliśmy tutaj po ty, żeby zobaczyć mnie na scenie! Bo w końcu jestem światowej sławy aktorką i muszę grać na scenie i uważam, że lepiej zagrałabym Julię niż ta wasza mała gwiazdeczka!
- Dobrze, że za marzenia nie zamykają, bo Jessie dostałaby dożywocie - powiedział James, łapiąc się za głowę.
Meowth wysunął pazury.
- To fakt. Ale skoro już tu jesteśmy, to może jednak weźmiemy naszego drogocennego Pikachu, co?! - zaproponował.



- Nie pozwolę wam na to! Pikachu, piorun! - zawołał Ash.
Pikachu strzelił piorunem w stronę Zespołu R, ale wówczas pojawił się Pokemon Jessie, Wobbuffet, który to wykonał ruch znany jako Lustrzana Warstwa i odbił z jego pomocą cios swojego przeciwnika. Pokemon o mało nie oberwał własnym elektrycznym atakiem, ale na szczęście Ash skoczył, chwycił stworka w ramiona i w ostatniej chwili zdołał uchronić go przed niebezpieczeństwem upadając z nim na podłogę.
- Spokojnie, Pikachu, wszystko dobrze - powiedział Ash.
- Piplup! Bąbelki! - zawołała Dawn.
Pokemon skoczył naprzód i wykonał polecenie, ale jego atak z powodu Lustrzanej Powłoki też nie zrobił na Wobbuffetcie żadnego wrażenia.
- On odbija wszystkie nasze ataki! - zawołałam przerażona - Co my teraz zrobimy?
- Zostawcie to mnie! - zawołała wesoło May - Mam w zanadrzu coś idealnie pasującego na tę okazję! Beautifly, naprzód!
Jej Pokemon motyl wyskoczył z pokeballa i zaatakował Wobbuffeta. Zgodnie z przewidywania May jeden szybki, skuteczny atak sparaliżował Pokemona, który nie miał możliwości wykonania żadnego ruchu.
- Teraz, Piplup! Oszołom go bąbelkami! - zawołała Dawn.
Tym razem cios jej Pokemona powalił przeciwnika na ziemię. Wściekła Jessie przywołała go do pokeballa i wypuściła Pumpkaboo.
- Kula Cienia! - zawołała.
- Elektrokula, Pikachu! - krzyknął Ash.
Pikachu strzelił kulę elektryczną, zaś Pumpkaboo kulą ciemnej energii, które zderzyły się ze sobą robiąc sporo hałasu i nic poza tym. Wówczas to James wypuścił Inkaya, który zaatakował nasze stworki swoim słynnym Psychopromieniem. Na szczęście ten atak Pikachu także zdołał zablokować.
- Chespin, do dzieła! - krzyknął Clemont.
- Fennekin! Pancham! Naprzód! - zawołałam.
Już po chwili oba nasze stworki również wkroczyły do akcji zasypując przeciwników całą masą swoich ataków. Jessie, James i Meowth nie byli w stanie dać sobie z nimi rady, zwłaszcza wtedy, kiedy Beautifly sprytnym ruchem sparaliżował ruchy Inkaya oraz Pumpkaboo. Potem zostało już tylko dokończenie dzieła.
- Pikachu! Piorun! Teraz! - krzyknął Ash.
- Dedenne! Szok Elektryczny! - dołączyła do niego Bonnie.
Oba Pokemony dzielnie skoczyły naprzód i zaatakowały przeciwników prądem. Już chwilę później, jak to zwykle bywało, po takim wyładowaniu elektrycznym nastąpił mały wybuch, który wyrzucił w powietrze Zespół R. Ci zaś polecili w górę, wybili dziurę w dachu i zniknęli nam z oczu.
- I tak kończą się wielkie marzenia! - jęknął James.
- To było do przewidzenia! - dodał Meowth.
- Ideał sięgnął bruku! - pisnęła Jessie.
- Zespół R znowu błysnął!
Wszyscy zadowoleni zaczęliśmy gratulować naszym jakże dzielnym Pokemonom zwycięstwa, a z widowni posypała się na nas gromkie brawa. Ponieważ wszyscy staliśmy akurat na scenie ukłoniliśmy się publiczności, po czym wróciliśmy na swoje miejsca.
- To była niesamowita akcja! - zawołał Norman.
- Jak za dawnych, dobrych czasów - dodał Max.
- I jak świetnie daliście sobie z nimi radę - powiedziała Caroline.
- Nic wielkiego. Mamy już w tym wprawę, mamo - zachichotała May.
Ash popatrzył uważnie na Sandrę.
- Myślę, że możemy już kontynuować przedstawienie, o ile ta dziura w dachu ci nie przeszkadza.
Kobieta uśmiechnęła się do niego przyjaźnie.
- Nic nie szkodzi. Dziura w dachu to nic, da się ją jakoś załatać. Tutaj najważniejsze jest przedstawienie, a ono musi trwać.
Porozmawiała chwilę z aktorami, po czym przemówiła do publiczności i przepraszając za tę chwilową przerwę kazała aktorom grać dalej, co ci oczywiście zrobili.
- Wiesz co, Ash? Miałeś rację. To jest rzeczywiście przedstawienie na maxa - zaśmiałam się do mego chłopaka.
- A także dla Maxa - dodał wesoło Ash, patrząc na naszego przyjaciela - Przyznasz chyba, że nigdy na takim przedstawieniu nie byłeś.
- Nigdy nie byłem i pewnie nigdy już nie będę miał okazji powtórzyć tego doświadczenia - dodał z uśmiechem na twarzy młody Hameron - Tym większą ma to przedstawienie dla mnie wartość.
- Z naszą drużyną takie przedstawienia częściej się trafią niż myślisz - zachichotał Ash.
- Mówisz poważnie? - zapytał podnieconym tonem Max.
- Nigdy nie mówiłem poważniej - odparł na to mój chłopak.
Pomimo małej przerwy w przedstawieniu sama sztuka okazała się być doskonała i spodobała się ona publiczności, która bardzo wysoko ją oceniła. Również ów słynny krytyk, który to zjawił się podczas przedstawiła, wydał bardzo pochlebną opinię o całym tym przedstawieniu. Sandra po rozmowie z nim przyszła do nas i powiedziała:
- Facet mówi, że sztuka strasznie mu się podobała i chętnie obejrzy ją jeszcze raz.
- No to w czym problem? - zapytałam, widząc jej załamaną minę.
- Bo widzicie... On chciałby, żeby powtórzyć ten numer ze złodziejami Pokemonów. Twierdzi, że to prawdziwy hit.
Załamana opadłam w ramiona Asha, który zaczął się śmiać.
- Wychodzi na to, że Jessie i jej kumple wreszcie zdobyli wymarzoną sceniczną sławę - powiedział mój chłopak.
- Tak... Rzeczywiście zdobyli - dodałam.
Dawn spojrzała na nas i rzekła ironicznym tonem:
- Jeśli Zespół R zagra kiedyś na poważnie w jakieś sztuce, to wtedy słowa Jessie się sprawdzą i ideał naprawdę sięgnie bruku.
Teraz wszyscy wybuchliśmy śmiechem.



KONIEC








1 komentarz:

  1. Jak widać dzisiejsza sprawa próby zabicia Claudii (wielokrotnej zresztą) ma aż troje sprawców - dublerka i jej wkurzająca jak nie wiem co mamusia oraz zakochany psychofan, który chciał mieć aktorkę tylko dla siebie. Jak widać aktorstwo i sława mają również cienie, nie tylko blaski. :)
    I czy tylko mnie Claudia, Samantha i jej mamusia zirytowały swoim zachowaniem? Naprawdę? Sława za wszelką cenę, grymaszenie na role i w ogóle niewiadomo co, gwiazdorzenie jakby się było hollywodzką aktorką. Te kobiety naprawdę mają tupet.
    A ten psychofan? Mieć ją tylko dla siebie? Ja rozumiem, zakochany chłopak i tak dalej. Ale we wszystkim należy zachować umiar. Jeśli się kogoś kocha, to pozwala mu się robić to, co lubi najbardziej, nie ograniczając go. :)
    No i oczywiście nie zabrakło zespołu R, za którym powiem szczerze, zdążyłam się już nieco stęsknić. :D Jak zwykle wyrównana bitwa między nimi a naszymi bohaterami, którą oczywiście wygrali ci drudzy i "zespół R znowu błysnął". :) I czy tylko ja zauważyłam w słowach Jessie "Ideał sięgnął bruku" cytat z jednego z wierszy Cypriana Kamila Norwida "Fortepian Szopena"? :)
    Ocena: 11/10 :)

    OdpowiedzUsuń

Przygoda 129 cz. II

Przygoda CXXIX Tytanio, wio! cz. II Lot trwał długo. Ash nie liczył, jak długo, ponieważ odkąd tylko opuścił tak bardzo mu bliskie Gotham Ci...