czwartek, 21 grudnia 2017

Przygoda 029 cz. I

Przygoda XXIX

Zagadka Zamku Bitew cz. I


- Co on we mnie widzi? - zapytałam sama siebie.
Stałam w łazience przed lustrem oglądając dokładnie całą swoją osobę z każdej dosłownie strony. Uśmiechnęłam się figlarnie, po czym przyszedł mi do głowy zwariowany pomysł. Mianowicie zdjęłam z siebie wszystko, co miałam na sobie i naga, jak mnie Bozia stworzyła, stanęłam ponownie przed lustrem. Obejrzałam wówczas dokładnie moje ciało w całej jego okazałości. Wydawało mi się, że mam wszystko, co powinna mieć, jednak mimo to nie potrafiłam wyrzucić z głowy jakieś takiej głupawej myśli, iż nie posiadam w sobie niczego, co mogłoby się podobać Ashowi.
- Ach, co on w ogóle we mnie widzi? Co on we mnie widzi? - pytałam siebie ponownie.
Dotknęłam delikatnie swoich piersi.
- Czy one nie są aby za małe? Co prawda urosły mi one wcześniej niż normalnie rosną one dziewczynom, ale... Trudno powiedzieć... Musiałby mi ktoś powiedzieć, ale kto? Asha przecież o zdanie nie zapytam, bo doskonale wiem, co mi powie.
Chwilę później usłyszałam pukanie do drzwi.
- Sereno... Mogę wejść na chwilę?
Był to głos Delii Ketchum. Przerażona szybko złapałam za pierwszy lepszy ręcznik, zasłoniłam się nim i powiedziałam wesołym tonem:
- Owszem, na chwilkę można.
Kobieta weszła do środka i popatrzyła na mnie z uśmiechem.
- Podziwiałaś się w lustrze, co?
Pokiwałam delikatnie głową.
- I pewnie zastanawiałaś się, co mój syn, a twój chłopak, w tobie widzi, mam rację?
- Tak - odpowiedziałam zdumiona, że kobieta mnie przejrzała.
Pani Ketchum zachichotała delikatnie.
- Znam to uczucie. Jak Josh zaczął do mnie chodzić w konkury, to tak samo robiłam jak ty. Też zastanawiałam się, co też on we mnie widzi. Aby sobie odpowiedzieć na to pytanie, stawałam naga przed lustrem, dotykałam całego swojego ciała, zwłaszcza piersi i pytałam samą siebie: „Co też on we mnie widzi?“. Ty zadawałaś sobie takie same pytania, prawda?
Potwierdziłam kiwnięciem głowy.
Delia obdarzyła mnie wówczas czułym uśmiechem.
- Tak myślałam, kochanie. Nawiasem mówiąc to zabawne. Czasy się zmieniają, a ludzkie nawyki pozostają te same.
- Rzeczywiście... To naprawdę zabawne.
Kobieta pogłaskała powoli dłonią moją głowę, po czym zaczęła myć w umywalce swoją twarz. Ja tymczasem zrzuciłam z siebie ręcznik i zerknęłam ponownie do lustra.
- Powiedz mi... Czy ja mogę się podobać Ashowi?
Delia powoli złapała za ręcznik, wytarła sobie nim twarz i popatrzyła na mnie z uśmiechem wręcz politowania.
- Kochanie... Nie jestem mężczyzną i nie mogę powiedzieć tego z całą pewnością, jednak jeżeli chcesz znać moje zdanie, to ja uważam, że jesteś naprawdę bardzo śliczną dziewczyną.
- Tak myślisz?
- Oczywiście, maleńka. Najlepszy dowód na to jest taki, że mój syn jest z tobą i jakoś nie widzę, żeby latał za innymi.
- Ale może on jest tylko z przyzwyczajenia ze mną?
Moja rozmówczyni parsknęła śmiechem, gdy to usłyszała.
- Błagam cię, Sereno... Znacie się już tak długo, rozumiecie po prostu doskonale, razem rozwiązujecie skomplikowane zagadki detektywistyczne, nieraz już ratowaliście sobie nawzajem życie, a teraz takie głupie bajki mi opowiadasz. Uważasz, skarbie, że mój syn jest takim człowiekiem, który by z przyzwyczajenia miał z kimś być?
- Ale ja w ogóle nie mogę mu się podobać!
- A to niby czemu? - zapytała zdumiona Delia, patrząc na mnie bardzo uważnie.
Popatrzyłam na siebie i lekko zaczęłam dotykać swego ciała.
- No, sama zobacz. Jestem chuda jak patyk, mam małe piersi, w talii też jakaś taka nie tego...
Pani Ketchum parsknęła śmiechem, gdy to usłyszała.
- Proszę cię... Jesteś szczupła, zgoda, ale tym lepiej. Piersi zaś, moim zdaniem, to masz odpowiednie. Co zaś do talii, to jak na mój gust wszystko z nią w porządku.
- Naprawdę tak uważasz?
- Kochanie... Nie rozumiem cię. Skąd te wszystkie wątpliwości?
- A tak jakoś mnie naszło... Po prostu chciałam wiedzieć.
- No dobrze, ale nie rozumiem, czemu mnie o takie rzeczy wypytujesz. Dlaczego nie zapytasz o to Asha?
- Bo on nie powie mi prawdy.
- Skąd wiesz?
- Bo nie chce mnie ranić.
Delia uśmiechnęła się czule i przytuliła moją głowę do swego serca.
- Sereno... Mój syn cię kocha, a ty kochasz jego. Trzymaj się tej myśli i nie wmawiaj sobie oraz innym bzdur, dobrze?
- No dobrze, tak zrobię. Przepraszam. Wiem, że nie powinnam tak się zachowywać, ale ja... Po prostu mam...
- Po prostu masz kompleksy - dokończyła moją myśl pani Ketchum ze znawstwem w głosie - Znam to uczucie, bo mnie samej, gdy byłam w twoim wieku, też tak odbijało, ale nie bój się, aniołku. Takie są już konsekwencje bycia nastolatką. Jak masz te naście lat, to masa kompleksów cię nachodzi, z byle czego potrafisz robić problem, ale nie bój się. Jak już dorośniesz, to od razu spojrzysz na świat inaczej.
Biedna Delio, pomyślałam sobie. Gdybyś tylko wiedziała, czemu tak naprawdę mam całą masę kompleksów... To wszystko jest inaczej niż ci się wydaje. To nie tylko mój młody wiek, choć pewnie i on swoje dołożył. Tutaj chodzi o co innego. Moje powody, dla których tak, a nie inaczej postępuję, a te powody są o wiele bardziej skomplikowane. Lepiej jednak, żebyś o tym wszystkim nie wiedziała. Jeszcze nie teraz.
- Pewnie masz rację - odpowiedziałam głośno i uśmiechnęłam się do niej delikatnie.
- Na pewno mam rację, kochanie - odparła Delia, całując mnie w czoło - Ale teraz lepiej się ubierz, bo tam na dole chłopcy już zawody robią.
Zachichotałam wiedząc, o co jej chodzi. Zaczęłam nakładać na siebie bieliznę.
- Obrażą się, jeśli przyjdziemy im pokibicować? - zapytałam.
- Obrażą się, jeśli nie przyjdziemy - odpowiedziałam Delia.
Narzuciłam na siebie szybko koszulkę i spódniczkę.
- Wobec tego chodźmy.
- Chodźmy, Sereno.

***


Josh z Ashem siedzieli przy stole siłując się na rękę. Obaj byli silni, przynajmniej na tyle, ile ja zdołałam to zobaczyć, więc pojedynek ten trwał dość długo. Wokół walczących zebrali się Pikachu, Latias, Dawn, Clemont, Bonnie oraz Max, którzy dzielnie kibicowali Ashowi. Ja i Delia zeszliśmy na dół do salonu, po czym podeszliśmy do reszty.
- I jak? Kto wygrywa? - zapytałam.
- Jak na razie nikt, ale Ash ma dużą szansę, żeby osiągnąć zwycięstwo - odpowiedziała mi Dawn.
- Dawaj, Ash! Dawaj! Pokaż, co umiesz! - wołał wesoło Max.
- Ash, mój siłaczu! Nie daj się! - krzyczała radośnie Bonnie.
- Pika-pika! Pika-pi! - piszczał bojowo Pikachu.
- Naprzód, braciszku! Śmiało! - chichotała Dawn.
- Córeczko, nawet ty przeciwko mnie? - zapytał żartobliwym tonem Josh, jeszcze bardziej napinając mięśnie.
- Wybacz, tatusiu, to nic osobistego. Po prostu mam większą słabość do Asha niż do ciebie - odparła dziewczyna.
Pan Ketchum parsknął śmiechem i powrócił do siłowania się na rękę z synem, który oczywiście nie zamierzał odpuścić. Im obu już żyły pojawiły się na głowie, a czoła zrosił im pot, ale bynajmniej nie zamierzali odpuścić.
- Dawaj, synku! Dawaj! Bij się do samego końca! - zawołała Delia.
- Nie poddawaj się, tylko walcz! - dodałam radośnie.
Ash natężył wszystkie siły, po czym zacisnął zęby, aż żyła mu jeszcze mocniej zaczęła buzować na głowie. Joshowi również, gdyż przecież obaj wytężali wszystkie siły, żeby wygrać. Oczywiście nie chodziło tutaj o samo zwycięstwo, co raczej o tzw. męską dumę, jak również o męski honor, czyli chyba największe ze wszystkich powodów, jakie tylko mogą być przyczyną sporu pomiędzy mężczyznami.
- Oby tylko Ash wygrał - powiedziałam.
Bardzo chciałam, żeby tak się stało. Zacisnęłam więc mocno kciuki, po czym wręcz z zapartym tchem patrzyłam na pojedynek. Jakieś dwie minuty później mój chłopak w końcu położył swego ojca na rękę, oddychając przy tym z ulgą.
- Uff... Ale to było trudne - powiedział, machając szybko obolałą ręką.
Wszyscy krzyknęliśmy z radości. Dawn, Latias oraz Bonnie skoczyły Ashowi na szyję, całując go przy tym zachłannie. Podobnie chwilę później postąpiłyśmy ja oraz Delia.
- Pika-pi! Pika-chu! - zapiszczał radośnie Pikachu, podskakując przy tym wysoko w górę.
- Brawo, Ash! Pokazałeś klasę! - zaśmiała się radośnie panna Meyer.
- Wiedziałem, że ci się uda, choć muszę powiedzieć, że pan Ketchum też nie jest ułomkiem - rzekł Clemont.
- Co racja, to racja, ale Ash jest pod pewnym względami podobny do mnie - rzekł Max wesołym głosem - Może na pozór jest taki i owaki, ale jak się rozkręci...
- To nie ma przebacz! Tak, wiemy! - zawołałyśmy ja i Dawn.
Josh powoli otarł sobie pot z czoła i uśmiechnął się wesoło.
- Muszę powiedzieć, że świetnie ci poszło, synu - powiedział z dumą w głowie - Naprawdę jesteś coraz silniejszy, ale musisz wciąż trenować, żeby nie wyjść z wprawy.
- Widać efekty tego ostatniego pobytu w siłowni - zachichotała Delia - Jednak zgadzam się, synku, że musisz trenować, aby zachować siłę.
- Zamierzam tak robić, mamo - powiedział Ash i spojrzał z uśmiechem na ojca - Mam nadzieję, że będziesz ze mną dalej trenować, tato, gdy tylko znowu się spotkamy.
- Masz to jak w banku, mój synu - odparł na to Josh i poczochrał swego potomka po głowie - Naprawdę wspaniały, mądry i bardzo dobry z ciebie chłopak, Ash. Nie zaszkodzi zatem, jeżeli dołożysz do swoich zalet również nieco siły fizycznej.
- On już ma jej sporo - powiedziałam z dumą w głosie.
- To prawda, ale nie zaszkodzi, jeśli będzie miał jej więcej - rzekł pan Ketchum.
- Zgadzam się z wami, ale teraz dosyć tych zawodów, panowie... Lepiej chodźcie już na kolację, bo pora najwyższa coś zjeść - przerwała tę dyskusję Delia - Reszta kompanii oczywiście też jest zaproszona.
- No, ja mam nadzieję - zachichotał Clemont - W końcu pomagałem ją uszykować.
- Nie musisz się już tak chwalić, braciszku, bo nie tylko ty to robiłeś - mruknęła złośliwie Bonnie - Swoje dołożyli też Latias i Mr. Mime.
- Co racja, to racja - powiedziała Delia z uśmiechem na twarzy - Ale spokojnie, doceniam pomoc każdego z was. Dlatego tym chętniej zapraszam was wszystkich na posiłek.
- Jedno ci powiem, synu. Znajdź sobie żonę tak porządną, jak twoja matka, a cierpieć nie będzie - rzekł wesoło Josh - Chociaż mam wrażenie, że już sobie taką znalazłeś i jesteś z nią szczęśliwy.
- Pewnie, że jestem, tato - pokiwał wesoło głową Ash - W każdym razie nie mam powodów, żeby narzekać.
- Oby tak dalej było - pan Ketchum wówczas spojrzał na mnie - Nie dawaj mojemu synowi powodów do narzekania, a zobaczysz, że będziecie oboje razem bardzo szczęśliwi.
Bardzo mnie ucieszyły jego słowa. W końcu chyba miło jest wiedzieć, iż przyszły teść nas lubi, prawda?

***


Po kolacji spędziliśmy jeszcze wszyscy bardzo miło czas, jednak potem musieliśmy udać się na spoczynek. Zgodnie z nowo przyjętym zwyczajem ja i Ash spaliśmy w pokoju na górze, zaś reszta naszej kompani w domku na drzewie. Przed pójściem spać poszłam do łazienki się umyć. Gdy tam szłam, to usłyszałam rozmowę dobiegającą z dołu. Z ciekawości zatrzymałam się, aby jej posłuchać.
- Wiesz, Delio... Kiedy tak spędzam z wami czas, to zaczynam powoli rozumieć, jak żałosną kreaturą byłem - mówił Josh - Nie rozumiem tego, jak mogłem zostawić ciebie i Asha, a później Johannę i Dawn.
- Powody, dla których tak postąpiłeś, Josh, dzisiaj nie mają już żadnego znaczenia - odpowiedziała mu Delia - To wszystko jest przeszłością, której nic i nikt nigdy nie zmieni. Po co w ogóle do tego wracać?
- Może masz rację? Jednak za każdym razem, gdy widzę moje dzieci w akcji, jak wykazują się szlachetnością serca i hartem ducha, że o inteligencji nie wspomnę, to czuję na dnie swojej duszy jakiś ogromny kamień, który mnie przygniata.
- Domyślam się, że jest ci teraz żal tego, że zmarnowałeś swoją szansę na założenie rodziny.
- Właśnie tak, Delio.
- Josh, mój drogi... Na pewno bardzo dobrze wiesz, że ty i ja nigdy już nie będziemy razem. Za późno już na to. O wiele za późno. Więc jeśli cała ta rozmowa ma prowadzić do tego, abym znowu ci zaufała, to...
- Nie, Delio! Źle mnie zrozumiałaś. Ja wcale przecież do tego nie dążę! - zaprzeczył nieco gwałtownie pan Ketchum.
Jego ex żona musiała być wyraźnie zdumiona tymi słowami.
- Nie rozumiem. Wobec tego po co mi to wszystko mówisz?
- Po to, żebyś wiedziała, że czuję do siebie żal z powodu tego, co się stało. Wiem, że nic to nie zmienia, ale chcę, żebyś to wiedziała i chcę cię też prosić o jedno.
- O co?
- O to, żebyś mile mnie wspominała, gdy zbierze ci się na wspominki.
- Mogę ci obiecać, że tak będzie.
- A ja mogę obiecać, kochana Delio, że nigdy nie będę stawał na twojej drodze do szczęścia.
- O czym ty mówisz? - zapytała zdziwiona kobieta.
Josh zachichotał i odrzekł:
- Nie udawaj. Jutro przybędzie na weekend do Alabastii Steven Meyer. Podobasz mu się, a on podoba się tobie. Wiem to. Widziałem was razem na randce.
- Śledziłeś nas?
- Nie. Tylko zabrałem Asha i Dawn do wesołego miasteczka i wracając zauważyliśmy was, jak spacerujecie.
- Rozumiem.
- Delio... Ja chcę, żebyś ułożyła sobie z kimś życie i równie dobrze to może być właśnie ten człowiek. Nie widzę przeciwwskazań. Oby tylko dał ci on tyle szczęścia, ile ja, głupi i żałosny ojciec naszego syna, nie umiałem ci dać.
To mówiąc Josh skierował swoje kroki w stronę drzwi.
- Nie zostaniesz na noc? - zapytała pani Ketchum.
- Nie, wolę wrócić do Centrum Pokemon - odparł jej ex-mąż.
- Zostań, proszę. Możesz się przespać na kanapie. Jest rozkładana.
- Nie wiem, czy powinienem. Zbyt mocno was skrzywdziłem, żebym miał z tobą pod jednym dachem długo przebywać.
- Josh... Nalegam... Zostań na noc i zdrzemnij się na kanapie. Nie chcę, żebyś wracał po ciemku do swego wynajętego pokoiku.
Mężczyzna delikatnie westchnął.
- Zawsze byłaś uparta, Delio... Dobrze, zgadzam się. Zostaję.
- To dobrze. A zostaniesz na weekend na mieście?
- Tak. Spędzę ze swoimi dziećmi trochę czasu, jednak potem ruszam w dalszą drogę.
- Życie w ciągłej podróży. Nigdy ci się to nie znudzi?
- Raczej nie. Mam cygańską naturę. Poza tym przywykłem już do tego, tak samo jak ty do bycia domatorką.
- Dla każdego coś miłego, mój drogi. Cóż... Wobec tego idź spać.
- Dobranoc, Delio.
- Dobranoc, Josh.
Ponieważ rozmowa się skończyła, poszłam do łazienki i rozmyślałam na temat tego, co właśnie usłyszałam. Wynikało z tego, że Josh Ketchum naprawdę się zmienił na lepsze. Oby tylko ta zmiana była trwała.

***


Następnego dnia w sobotę przed pójściem do pracy jedliśmy wszyscy śniadanie, gdy nagle do okna zaczęło coś stukać.
- Latias... Zobacz, proszę, o co chodzi - poprosiła Delia.
Zamieniona w dziewczynę panna Pokemon wstała od krzesła i wyszła na chwilę, po czym wróciła trzymając na rękach ogromnego motyla.
- O! To Vivillon! - zawołałam wesoło.
- Tak, ale jakiś dziwnie znajomy - powiedział Ash.
- Co on ma uczepione do nóżki? - zapytał Clemont, poprawiając sobie swoje okulary.
Rzeczywiście, ów uroczy Pokemon miał do swojej przyczepiony stópki coś niewielkiego oraz kwadratowego. Latias postawiła Vivillona na ziemi, po czym odpięła mu ów tajemniczy przedmiot i położyła go przed Ashem.
- To do mnie? - spytał mój chłopak.
- Pika? - dodał jego Pikachu, siedzący na stole i raczący się keczupem.
Vivillon zapiszczał, a Latias wysłuchała go, po czym pokazała coś na migi.
- Mam rozumieć, że ten Pokemon mówi, że na tym pudełku jest jakaś nagrana wiadomość dla mnie? - zapytał mój chłopak.
Jego przyjaciółka pokiwała szybko głową.
- To niesamowite! Wiadomość dla Asha! - zawołała radośnie Bonnie, patrząc z zachwytem na tajemniczy przedmiot.
- De-de-ne! - pisnął jej Dedenne.
- No, otwórz go, braciszku! Nie każ nam długo czekać! - dodała Dawn, karmiąca właśnie swojego Piplupa.
- No dalej, chłopie! Wszyscy się już niecierpliwimy - rzekł Max, a jego Mudkip wyraził piskiem swoje poparcie dla niego.
- Spokojnie, już otwieram - powiedział z uśmiechem na twarzy Ash, po czym nacisnął duży, czerwony przycisk na pudełku.
Z tajemniczego przedmiotu wysunęła się nagle mała, ale za to wyraźna postać stworzona z hologramu, którą była wysoka blondynka o niebieskich oczach. Miała na sobie białą podkoszulkę oraz zielone dżinsy. Od razu ją rozpoznałam.
- To Viola! - zawołałam.
Rzeczywiście, była to panna Violet Marey, zwana pieszczotliwie Violą, fotograf i Liderka Sali w Santalune, młodsza o dwa lata siostra dziennikarki Alexy, naszej serdecznej przyjaciółki. Poznaliśmy ją rok temu, kiedy Ash toczył swoją pierwszą walkę o Odznakę z regionu Kalos. Nawiasem mówiąc w tym samym czasie ja właśnie odnowiłam znajomość z Ashem po ośmiu latach nie widzenia się z nim, co też bezpośrednio spowodowało to, iż teraz jesteśmy szczęśliwą parą.
- Rzeczywiście, to Viola! - zawołał Clemont, ponownie poprawiając sobie na nosie okulary - Ale czemu się ona z nami kontaktuje?
- Cicho bądź, to się dowiemy! - skarciła go Dawn.
Tymczasem Viola przemówiła:
- Witaj, Ash. Skoro słuchasz tej wiadomości, to oznacza, że mój drogi Vivillon dotarł wreszcie do Alabastii. Cieszę się z tego powodu, ponieważ chcę cię prosić o pomoc.
- O pomoc? - zdziwił się Ash.
- Pamiętasz na pewno bardzo dobrze Zamek Bitew. Ten sam, w którym ja zdobyłam tytuł księżnej, a ty barona - mówiła dalej Viola.
Oczywiście, że Ash doskonale pamiętał to miejsce. Ja również dobrze je pamiętałam. Niesamowite miejsce pełne rycerskich tradycji i obyczajów. Od razu przypadło memu chłopakowi do gustu.
- Sprawa jest naprawdę poważna. Zamek Bitew nie jest już tym samym tętniącym życiem miejscem, co kiedyś.
- Czemu? - zdziwiłam się.
- Nie mogę ci tego wyjaśnić tutaj, ale bardzo chce cię prosić, abyś wraz ze swoją drużyną przybył tutaj i rozwiązał całą zagadkę. Mam nadzieję, że nie odrywam cię od żadnych innych ważnych obowiązków. Wiem jednak, iż jeśli ktoś może mi pomóc, to tylko ty, słynny detektyw z Alabastii oraz jego wierna drużyna.
- Ale niby jak mamy to zrobić? - zapytała Dawn.
- Założę się, że chodzi tu o jakąś zagadkę - odpowiedział Max wesoło - Nareszcie nowa przygoda.
- Ciekawi mnie tylko, skąd Viola wie o tym, że jesteśmy detektywami? - dodał Clemont.
- Dodamy to do listy pytań, które jej zadamy po przybyciu na miejsce - odparł Ash i słuchał dalej wiadomości.
- Jeśli się zgadzasz na moją prośbę, to zadzwońcie do mnie - mówiła dalej Viola - Mój numer telefonu to 963 864 753. Mam wielką nadzieję, że pomożecie mi, bo sama nie wiem, kogo innego mogłabym prosić o pomoc. Przyszłość i spokój Zamku Bitew zależy już tylko od ciebie Ash. Zadzwoń, gdy będziesz wiedział, czy przybędziesz, czy nie.
To mówiąc obraz Violi zniknął.


Mój chłopak spojrzał na nas uważnie.
- Chyba wszyscy wiemy, co należy w tej sprawie zrobić? - zapytał.
- Oczywiście! Musimy zadzwonić do naszej przyjaciółki i powiedzieć jej, że się zgadzamy! - odpowiedziałam wesoło.
- Chwileczkę! Taka wyprawa na pewno zajmie nam sporo czasu, a co tymczasem z naszymi obowiązkami? - zapytał jak zawsze bardzo praktyczny Clemont.
Bonnie jęknęła załamana, słysząc jego słowa.
- Braciszku, jesteś po prostu strasznym sztywniakiem.
- Nie umiesz się wyluzować - dodałam.
- Nie chodzi o to. Ja po prostu uważam, że skoro pracujemy wszyscy w restauracji pani Delii, to powinniśmy ją zapytać, czy możemy wyjechać na parę dni.
Nasza szefowa uśmiechnęła się bardzo wesoło, ledwie usłyszała słowa chłopaka.
- Kochani, po co o tym dyskutujecie, skoro doskonale już wiecie, jaka będzie moja odpowiedź w tej sprawie?
- To prawda, znamy ją, a raczej jedynie domyślamy się jej, proszę pani, ale nie chcemy wyjść na niegrzecznych - rzekł młody Meyer.
Josh spojrzał chłopakowi w oczy.
- Mądry i do tego bardzo dobrze wychowany. To idealne połączenie, mój drogi. Oby tak dalej. Taki jak ty łatwo znajdzie sobie dziewczynę.
Clemont zarumienił się na twarzy, a Delia trąciła w ramię swojego ex-męża.
- Proszę cię, nie dokuczaj im.
- Ale ja przecież im nie dokuczam, tylko mówię, jak się sprawy mają - zachichotał wesoło Josh.
- A więc mamy wolne na czas wyprawy, mamo? - spytał Ash.
- Oczywiście, synku, a nawet na dłużej, jeżeli będzie trzeba - odparła kobieta - Dlatego zadzwoń do Violi i powiedz, że zgadzasz się jej pomóc.
Ash radośnie pocałował mamę w policzek, po czym szybko dokończył śniadanie i poszedł ze mną do telefonu, następnie wybrał podany mu numer. Już po chwili na ekranie pojawiła się dobrze nam znana osoba.
- Ash! Serena! Miło was widzieć! - zawołała panna Marey.
- Ciebie również miło widzieć, Violu! - uśmiechnął się przyjaźnie Ash.
- Jak się zapewne domyślasz, dostaliśmy twoją wiadomość - dodałam.
- Domyślam się tego - zachichotała dziewczyna - A więc jak? Zgadzasz się przyjechać do Zamku Bitew?
- Owszem, ale ja nie mogę tego zrobić tak od razu - powiedział Ash bardzo poważnym tonem - Właśnie skończyliśmy kolejną naszą sprawę i w ten poniedziałek będę zeznawał w sądzie przeciwko przestępcy, którego to wsadziliśmy za kratki.
- Wszyscy będziemy zeznawać. Cała nasza drużyna - dodałam.
- Rozumiem. A potem macie jakieś plany? - spytała nasza przyjaciółka.
- Nie, potem nie mamy żadnych planów i możemy przyjechać do ciebie - odpowiedział jej radośnie Ash.
- Naprawdę? Całą drużyną? - ucieszyła się dziewczyna.
- Oczywiście, że tak - zachichotał wesoło mój chłopak.
- A przy okazji, skoro mowa o naszej kompani. Może mi powiesz, skąd wiesz, że jesteśmy detektywami i działamy drużyną? - spytałam.
Viola zarumieniła się lekko na twarzy, po czym powiedziała:
- Mam bardzo dobre źródło informacji, moi drodzy.
- Chyba nawet wiem, jak to źródło ma na imię - zachichotał Ash - Ale nieważne. 21 listopada jest poniedziałek i wtedy jesteśmy zajęci, jednak 22 listopada we wtorek wsiadamy w pierwszy samolot do Kalos i Zamek Bitew niech nas oczekuje.
- To świetnie, bo naprawdę mamy tu bardzo nieciekawy problem, moi drodzy - uśmiechnęła się do nas Viola - Jednak wierzę, że z waszą pomocą doskonale sobie z nimi poradzimy.
- Cieszy mnie twoja wiara we mnie - powiedział Ash - A nie możesz nam powiedzieć wszystkiego, jaki masz dokładniej problem?
- To nie jest rozmowa na telefon, przyjacielu. Przyleć lepiej do nas, to ci wszystko opowiem. Wszystko ze szczegółami.
- Wobec tego przyjadę.
- Ale z całą drużyną?
- Jasne, że z całą.
- Wobec tego przybywajcie tu. Książę Turner, właściciel Zamku Bitew strasznie się ucieszy na wasz widok. Często was wspomina.
- Mam tylko nadzieję, że to są dobre wspomnienia - zażartowałam.
Viola zachichotała.
- Nawet bardzo dobre.
- Wobec tego oczekuj nas we wtorek na lotnisku w Lumiose - rzekł Ash.
- Będę czekać - odparła Viola.
Mój luby powoli odłożył słuchawkę i połączenie zostało zakończone. Następnie spojrzał na mnie mówiąc:
- Przekaż naszej kompani, żeby się szykowała do wyjazdu! We wtorek ruszamy do Kalos!
- Tak jest, szefie! - zasalutowałam wesoło, po czym ruszyłam biegiem do salonu, aby powiedzieć naszym przyjaciołom o wszystkim.

***


Weekend upłynął nam całkiem przyjemnie, w dużej mierze dzięki panu Meyerowi, który przyleciał odwiedzić swoje dzieci, a także zobaczyć swoją ukochaną Delię. Chociaż takie coś mogłoby się wydawać niemożliwe, to jednak Steven i Josh zdołali zawrzeć między sobą coś w rodzaju przyjaźni, a przynajmniej wzajemnego szacunku i sympatii. Pan Ketchum nie okazywał zazdrości o swoją byłą żoną, a raczej troskę, żeby uniknęła ona kolejnego cierpienia, a jeżeli o coś mógł być zazdrosny, to jedynie o fakt, iż widział na własne oczy to szczęście, którego przez swoją własną głupotę się wyrzekł, czego teraz bardzo serdecznie żałował.
W poniedziałek zgodnie z tym, co powiedział Ash, odbył się proces tego drania porucznik Surge’a, w którym cała nasza drużyna wzięła udział jako świadkowie. Zaświadczyliśmy na nim o zbrodniczej działalności ex-Lidera Sali w Oranii, co w połączeniu z zeznaniami jego ludzi doprowadziło do jego osadzenia w więzieniu na piętnaście lat. Ciesząc się, że sprawę tę mamy wreszcie zakończoną Ash nakazał Bonnie, aby jako nasza sekretarka zanotowała w naszym archiwum dane na temat tej sprawy (co często robiła po zakończeniu przez nas sprawy) a kiedy to się już stało, to spakowaliśmy swoje rzeczy i następnego dnia polecieliśmy samolotem do regionu Kalos. Wcześniej jednak załatwiliśmy, że Cilan oraz Iris zastąpią nas w kuchni restauracji „U Delii“. Oboje nigdzie nie wybierali się, dlatego zgodzili się tymczasowo pracować na naszym miejscu, oczywiście za naszą pensję.
Ponieważ region Kalos znajduje się na innym kontynencie niż Kanto, więc musieliśmy udać się tam drogą lotniczą. Co prawda nie była to dla nas pierwszyzna, bo już parę razy podróżowaliśmy tym środkiem transportu, dlatego też bez żadnych obaw usiedliśmy w samolocie na swoich miejscach i ruszyliśmy w drogę. Razem z nami leciał wybierający się w swoją kolejną włóczęgę Josh Ketchum.
- Byłem ostatni raz w Kalos już dawno temu, więc koniecznie muszę znowu zwiedzić sobie te tereny - powiedział ojciec Asha - Naprawdę jestem ciekaw, jak się one zmieniły, jeśli w ogóle zaszły w nich jakieś zmiany.
- Zobaczysz sam, tato - odparł jego syn - Mam jednak nadzieję, że nie będziesz zawiedziony.
- Jedyne, czym jestem zawiedziony, to tylko swoimi wcześniejszymi decyzjami.
- Nie bój się, tato. Wszystko będzie dobrze, bo w końcu między nami panuje już zgoda - odparła z uśmiechem Dawn.
Mężczyzna delikatnie ścisnął dłoń swojej córki i uśmiechnął się czule.
- Cieszy mnie, że tak mówisz. Obym zawsze zasługiwał na takie miłe z twoich słów, kochanie.
Lot samolotem minął nam bardzo miło, a kiedy wylądowaliśmy już na lotnisku w Lumiose, to wysiedliśmy rozglądając się za nasza przyjaciółką. Szybko ją wypatrzyliśmy.
- Witaj, Viola! - zawołał radośnie Ash na jej widok.
- Pika-pika! - zapiszczał Pikachu.
Dziewczyna podbiegła do nas wesoło.
- Witajcie, przyjaciele. Cieszę się, że was znowu widzę! - powiedziała radośnie Liderka Sali w Lumiose - Ash, Serena... Clemont i Bonnie. Miło was ponownie spotkać. A kim jest reszta?
- To jest Dawn Seroni, moja przyrodnia siostra. A to Max Hameron, nasz nowy nabytek - wyjaśnił Ash, przedstawiając swoich przyjaciół.
Dawn i Max przywitali się z Violą.
- No, a ten przystojniak to kto? - spytała dziewczyna, patrząc uważnym wzrokiem na ojca Asha.
- Nazywam się Josh Ketchum i tak się składa, moja droga, że jestem ojcem tych jakże uroczych rozrabiaków - powiedział mężczyzna, wskazując na swoje dzieci.
- No proszę! Ojciec Asha i Dawn... Bardzo miło mi pana poznać. A ja jestem Violet Marey... Viola - rzekła nasza przyjaciółka, kiedy mężczyzna pocałował jej dłoń - Pan też wybiera się do Zamku Bitew?
- Nie... Ja wyruszam w swoją stronę, ale przy najbliższej okazji chętnie zawrę z panią bliższą znajomość.
- Mam nadzieję, drogi panie - uśmiechnęła się do niego wesoło nasza przyjaciółka - A dbaliście o mojego Vivillona?
- No jasne - zaśmiała się Dawn, która trzymała na rękach Pokemona Violi.
Motyl zapiszczał wesoło, po czym radośnie usiadł na ramieniu swojej trenerki i połaskotał radośnie czułkami jej policzek.
- Mój kochany Vivillon. Cieszę się, że jesteś cały oraz zdrowy.
Pokemon zapiszczał wesoło, a jego właścicielka wyjęła pokeball, po czym ukryła go w nim.
- Potem cię wypuszczę, przyjacielu.
- Viola, a przyjechałaś tu po nas sama? - spytałam po chwili.
- Nie, przeciwnie. Przybyła tu ze mną jeszcze jedna, dobrze wam znana osoba - odparła zapytana.
- Otóż to! - usłyszeliśmy dobrze nam znany głos.
Chwilę później ukazała się naszym oczom wysoka, młoda kobieta w wieku około dwudziestu pięciu lat, ubrana w fioletowo-czarną bluzę i szare dżinsy, a na jej ramieniu siedział Helioptile, który skoczył wesoło na ręce Ashowi, łasząc się do niego.
- No proszę! Alexa! Helioptile! - zawołał mój chłopak.
- Pika-pika-chu! - zapiszczał wesoło jego Pokemon.
- Miło was znowu widzieć. Stęskniłam się za wami - odpowiedziała z uśmiechem dziennikarka.
- Zakład, że nie tyle za nami, co za jednym z nas, Sereno? - zapytała mnie dowcipnie Dawn, patrząc na swego brata.
Zlekceważyłem jej słowa, a głośno powiedziałam:
- To teraz już wiem, kto jest tym twoim źródłem informacji - zaśmiałam się.
- Można się było tego domyślić - powiedziała z ironią Dawn - Od kogo innego byś miała wiedzieć, że pracujemy jako detektywi?
- No cóż... Nie będę ukrywać, że raczej nie mam tajemnic przed moją drogą siostrą - odparła wesoło Alexa, patrząc na nas - Ale wy chyba macie tajemnice przede mną. Kim jest ten pan?


- Pani pozwoli... Jestem Josh Ketchum, ojciec Asha i Dawn, do usług - powiedział mój przyszły teść, całując Alexę w dłoń.
- Miło mi pana poznać. Jestem Alexandra Marey, ale może mi pan mówić Alexa, wszyscy mi tak mówią - rzekła do niego uprzejmie kobieta - Jestem dziennikarką z „Kalos Express“, jednak piszę też artykuły do innych gazet.
- Wiem. Czytałem niektóre z pani wypocin i muszę przyznać, że jestem pod ich wielkim wrażeniem.
- Dziękuję, ale w pisaniu artykułów pomaga mi moja siostra, która jest zdolnym fotografem. Wiele razy miałam przyjemność wykorzystać zdjęcia, jakie ona robi dzikim Pokemonom.
- Takie tam amatorskie zdjęcia - zaśmiała się Viola.
- Moim zdaniem są profesjonalne - odparła na to jej siostra.
- Ja również podzielam to zdanie - rzekłam.
- Widziałem zdjęcia dołączone do pani artykułów, więc mogę śmiało podzielić zdanie wszystkich tu obecnych - powiedział Josh - To są naprawdę profesjonalne zdjęcia. Równie profesjonalne, co artykuły.
- Cieszę się, że pan tak mówi, nawet jeśli to nie prawda - rzekła Viola.
- Ja również. Muszę powiedzieć, że swego czasu podróżowałam z pana synem i nie miałam nigdy powodów, aby narzekać na jego towarzystwo - dodała Alexa - Wręcz przeciwnie, przeżyliśmy wiele naprawdę wspaniałych przygód, które jak widzę, jeszcze się nie kończą.
- Proszę, proszę... Czego ja się tu o tobie dowiaduję, mój drogi synu? Wspólne przygody z piękną panią... No, no, no! Ale to było chyba zanim poznałeś Serenę, co? - zachichotał Josh.
Ash zarumienił się na twarzy, słysząc jego pytanie.
- To prawda, zanim ją poznałem.
- To dobrze, bo nie chciałbym, abyś flirtował z innymi laseczkami, gdy masz taką super dziewczynę - rzekł wesoło Josh - Ale nawiasem mówiąc nie spodziewałem się, że kiedyś poderwiesz taką ekstra dziennikarkę. No cóż... Cicha woda brzegi rwie, co nie?
Zachichotaliśmy wszyscy, a mój luby zarumienił się na twarzy jeszcze mocniej.
- Tato, to nie jest tak, jak myślisz.
Clemont i Bonnie zachichotali wesoło.
- No dobra, moi mili, ja już muszę się zbierać, bo przygoda na mnie czeka - powiedział z uśmiechem na twarzy Josh - A na was czeka kolejna sprawa do rozwiązania, moi drodzy, więc nie przeszkadzam.
- Na pewno nie chcesz zostać? - zapytał z nadzieją w głosie Ash.
- Właśnie, tato! Zostań z nami! - prosiła Dawn.
- Dzieciaki... Lepiej sobie dacie radę sami, jestem tego pewien - rzekł pan Ketchum - Dobrze wiem, że rozwiążecie tę sprawę tak, jak prawdziwi profesjonaliści, którymi zresztą jesteście.
- Się wie, no nie! - zachichotał wesoło Max - Ja panu mówię, że Ash to jest naprawdę super detektyw, a z nas są świetni pomocnicy. Mówię panu... Taka drużyna daje sobie radę z każdym problemem.
- Święte słowa - zawołała radośnie Bonnie - Zobaczy pan, że Ash nie przyniesie panu wstydu. My zresztą też nie.
- Otóż to - mówił dalej młody Hameron - Ja jestem co prawda na stażu u pana syna, ale jestem pewien, że sobie poradzę jako detektyw. Bo wie pan, ja może jestem niski i okularnik, ale jak się rozkręcę...
- To nie ma przebacz! Tak, wiemy! - jęknęliśmy ja i Ash.
- Ech, ta jego śpiewka. Wszyscy już znamy ją na pamięć - zachichotała Dawn, patrząc na swego brata.
- Może i tak, ale przyznasz chyba, że mamy niezły ubaw dzięki temu - odpowiedział jej Ash.
- Kto ma ubaw, ten ma ubaw - mruknęła dziewczyna.
Josh uścisnął czule swoje dzieci, ucałował je i poszedł w swoją stronę, machając nam radośnie ręką. My zaś wsiedliśmy do samochodu, którym przyjechały po nas Alexa i Viola. Co prawda było nas sześcioro, jednak obie siostry miały do swojej dyspozycji całkiem spore auto, dlatego też nie było żadnego problemu, abyśmy się wszyscy w nim zmieścili.
- A więc może opowiecie nam, czemu nas tutaj zaprosiliście? - zapytał Ash, gdy już jechaliśmy do Zamku Bitew.
- Myślę sobie, że lepiej będzie, jeśli sam książę Turner wam wszystko opowie - powiedziała Viola.
- On zdecydowanie lepiej wyłuszczy wam całą sprawę - dodała Alexa.
Uznaliśmy, że rzeczywiście tak będzie lepiej, więc nie naciskaliśmy już, tylko pojechaliśmy razem do Zamku Bitew. Po jakiś dwóch godzinach jazdy, która upłynęła nam na rozmowach o bardzo przyjemnych sprawach, w końcu dotarliśmy do miejsca przeznaczenia.
- A więc to jest Zamek Bitew? - zapytała zachwyconym głosem Dawn.
- Wygląda niesamowicie - dodał tym samym tonem Max.
Ash uśmiechnął się do nich radośnie.
- Takiego go zapamiętałem - powiedział.
Alexa i Viola natychmiast posmutniały, gdy usłyszały te słowa.
- No cóż... Obawiam się jednak, że będziesz zasmucony, kiedy dowiesz się tego, co tu niedawno miało miejsce - rzekła ta pierwsza.
- Nie rozumiem. O czym ty mówisz?
- Dowiesz się na miejscu. Chodźmy - rzekła Viola.


Zamek Bitew prezentował się naprawdę imponująco. Był piękną, dużą posiadłością przypominającą jeden ze słynnych francuskich zamków nad rzeką Loarą. Jego wnętrza były naprawdę imponujące.
- Ten zamek jest jednym z niewielu miejsc, gdzie wciąż obowiązują rycerskie zasady. Kodeks honory i takie tam - wyjaśnił Ash Dawn i Maxowi.
- To niesamowite. Nie sądziłem, że na tym świecie istnieją jeszcze takie miejsca - powiedział Max z podnieceniem w głosie.
- Przypomina mi się nasza wizyta w królestwie Queentanii - rzekła Dawn.
- Owszem, mnie również - powiedział Ash.
Alexa i Viola oprowadzały nas po Zamku.
- Dawno tu nie byliśmy - powiedziałam radośnie.
- Coś około roku - sprecyzował Clemont.
- Nadal tu jest pięknie - pisnęła wesoło Bonnie.
- De-de-ne! - zgodził się z nią Dedenne.
Chwilę później podeszła do nas pokojówka.
- Proszę powiedzieć Jego Książęcej Mości, że właśnie przybyliśmy - powiedziała Viola dostojnym tonem.
- Rozkaz, księżno - odparła na to pokojówka, po czym weszła ona do pokoju, przed którym akurat stanęliśmy.
Chwilę później wyszła z niego.
- Jego Książęca Mość prosi.
Weszliśmy więc do środka uśmiechnięci.
W pokoju czekali na nas dwaj mężczyźni. Jednym z nich był właściciel Zamku Bitew, książę Turner, wysoki mężczyzna w średnim wieku, o siwych włosach, lekkich wąsach barwy mleka. Nosił na sobie garnitur oraz monokl. Drugi mężczyzna był znacznie młodszy, czarnoskóry, o czarnych włosach i radosnych oczach, ubrany w elegancki garnitur. Obaj panowie przywitali się z nami uprzejmie.
- Witajcie, przyjaciele - rzekł starszy z mężczyzn, którym był książę Turner - Naprawdę bardzo się cieszę, że tu przybyliście. Widzę, że jest was więcej niż wtedy, gdy ostatni raz was widziałem.
- Tak, to prawda. Nasza drużyna poszerzyła się o dwie osoby - rzekł z uśmiechem na twarzy Ash, po czym dokonał prezentacji.
- Zaszczytem dla mnie jest poznać nowych przyjaciół mego przyjaciela - powiedział drugi mężczyzna - Cieszę się też, że mogę znowu widzieć jego dawnych kompanów.
- Nam również miło cię widzieć, Grant - rzekł mój chłopak, ściskając mu dłoń.
- Pika-pika-chu! - pisnął wesoło Pikachu.
- To wy się znacie? - zapytała Dawn.
- Owszem, siostrzyczko - pospieszył z wyjaśnieniami Ash - Grant jest naszym przyjacielem. Poznaliśmy go, gdy wędrowaliśmy po Kalos. To Lider Sali w mieście Sylage. W tym miejscu nosi on bardzo wysoki tytuł.
- Tytuł? - zapytała jego siostra.
- Tak. Każdy trener Pokemonów, który tu przybędzie, zostaje rycerzem i staje do walki z innymi rycerzami, dzięki czemu może on zostać baronem. Potem zaś może toczyć walki z innymi baronami i kiedy już wygra, zostanie hrabią itd. Tytułów tu jest kilka. Rycerz, baron, hrabia, graf, markiz, książę i diuk, czyli wielki książę. Każdy może walczyć z osobą mu równą tytułem szlacheckim.
- Pika-pika! - zgodził się z nim Pikachu.
- A ty masz jakiś tytuł? - spytał Max.
- No jasne, że mam - uśmiechnął się Ash - Jestem tutaj baronem, ale być może jeszcze awansuję.
- Wierzę, iż tak będzie, mój kochany - powiedziałam z radością, kładąc Ashowi dłoń na ramieniu.
- Grant z kolei jest wielkim księciem, a Viola księżną - dodała radośnie Alexa.
- A ty masz jakiś tytuł? - zapytała ją Dawn.
- Nie, ponieważ nie walczę tu w pojedynkach - uśmiechnęła się do niej dziennikarka - Tak w ogóle to mało lubię walki. Ja tam wolę podróżować po świecie i zbierać artykuły na ciekawe tematy.
- Kto co lubi - powiedziała z uśmiechem Viola - Ale chyba mieliśmy opowiedzieć Ashowi, dlaczego go tu wezwaliśmy.
- Właśnie! Jesteśmy tego strasznie ciekawi - rzekł Ash.
- Siadajcie, proszę. Chętnie wam to opowiem - powiedział diuk Turner, pokazując nam fotele.
Usiedliśmy więc, a gospodarz wziął do ręki dzwonek i zadzwonił nim na pokojówki, które po chwili weszły.
- Jaśnie pan dzwonił? - zapytała jedna z nich.
- Każ szykować podwieczorek - powiedział Turner.
- Oczywiście, jaśnie panie.


Chwilę później służba przyniosła nam pyszne ciastka i herbatę. Racząc się tym posiłkiem zaczęliśmy słuchać uważnie naszego gospodarza.
- A więc sprawa ma się następująco... Chodzi o to, że nie jestem już tak bogaty jak kiedyś.
- To bardzo dziwne, co pan mówi, bo przecież wszystko tutaj wygląda tak piękne i bogato - powiedziałam.
Turner uśmiechnął się do mnie delikatnie.
- Och, kochana Sereno... To wszystko pozostało takie samo, jak kiedyś, jednak... Jakby to ująć we właściwe słowa... Nie stać mnie już na to, aby to wszystko utrzymać, gdyż gonię resztkami. Mam jeszcze nieco pieniędzy na koncie. Nie wiem, na jak długo mi one starczą, jednak biorąc pod uwagę poniesione straty...
- Pan poniósł jakieś straty? - zdziwił się Clemont.
- Tak, mój chłopcze. Na giełdzie. Źle zainwestowałem swoje fundusze i cóż... Akcje, które wykupiłem, straciły niestety na wartości, zaś pieniądze przepadły. Zamiast zysków mam więc straty.
- Rozumiem, że to dla pana bardzo przykra sytuacja, Wasza Książęca Mość, jednak nie wiem, w jaki sposób mógłby panu pomóc w tej sprawie - odezwał się Ash.
- Pika-pika? - zapiszczał równie zdumiony Pikachu.
Sama byłam tym wszystkim bardzo zdziwiona. Rozumiałam, że książę Turner miał poważne problemy finansowe, ale przecież rozwiązanie takiego problemu nie jest chyba zadaniem dla detektywa. Co najwyżej dla doradcy finansowego. Czułam więc, że w tym wszystkim musi się coś kryć, jakieś drugie dno.
Nasz gospodarz chyba wyczuł nasze myśli, bo uśmiechnął się tylko, po czym powiedział:
- Już wam tłumaczę, o co mi chodzi. Widzicie... To zdarzenie, o którym wam mówiłem, miało miejsce pół roku temu. Jakiś miesiąc temu zaś stało się coś, co zapoczątkowało serię niesamowitych zdarzeń.
Ash spojrzał na niego uważnie, gdy to usłyszał.
- Proszę mówić dalej. Zaczyna się robić interesująco.
Mężczyzna popatrzył na niego uważnie, po czym zaczął mówić dalej:
- Miesiąc temu przybyła do mnie pewna młoda kobieta. Przedstawiła mi się jako Lukrecja Giordano, Włoszka pragnąca kupić sobie jakąś wiejską posiadłość na tych terenach. Upatrzyła sobie właśnie Zamek Bitew.
- Zwiedziła go? - spytał Ash.
- Tak. Pozwoliłem jej na to, bo w końcu nie mogę zabraniać ludziom, by zwiedzali moją posiadłość, jeśli sobie tego życzą.
- Co potem miało miejsce? - zapytałam.
- Pani Lukrecja, jeśli to oczywiście jej prawdziwe imię, uparła się, żeby kupić mój zamek. Na dowód, że nie żartuje, pokazała mi czek na dziesięć milionów dolarów.
Wszystkich nam aż się oczy zabłyszczały, gdy usłyszeliśmy tę sumę.
- Zamek jest tyle wart? - spytał Max.
- Normalnie byłby wart jeszcze więcej, ale niestety wskutek tego, co mnie spotkało wartość wszystkiego, co posiadam, znacznie spadła, również wartość tego miejsca - odpowiedział książę Turner.
- Rozumiem, że odmówił jej pan, skoro tutaj razem rozmawiamy? - zapytała Dawn.
- To prawda, odmówiłem jej. Kobieta jednak bardzo nalegała. Sądziła początkowo, że nie wierzę w to, iż stać ją na kupno mej posiadłości. Zabrała więc mnie do banku, żeby potwierdzić prawdziwość swego czeku. Okazało się, że ma na koncie dwa razy tyle pieniędzy, ile mi oferuje. Mimo wszystko odmówiłem. Kobieta nadal nalegała, chciała nawet podnieść cenę, ja jednak pozostałem nieugięty. Wściekła podarła czek i powiedziała, że jeszcze tego pożałuję.
- Co było potem? - zapytał Ash.
- Potem miały miejsce naprawdę dziwne wydarzenia. Ktoś włamał się do mojego domu. Pokojówka przyłapała w nocy złodzieja, jak czytał on w moim gabinecie jakąś książkę. Początkowo myślała, że to może jestem ja lub ktoś z moich nielicznych zresztą gości, ale kiedy ten ktoś ją zobaczył, to szybko uciekł przez okno.
- Czy coś zginęło w ramach tego włamania? - spytał Clemont.
- Otóż nie. Złodziej tylko oglądał książkę.
- To dziwne - zastanowił się mój chłopak - Złodziej włamuje się do Zamku Bitew, nie kradnie nic, zamiast tego zabiera książkę z biblioteki i po prostu ją sobie czyta. Dziwne, prawda?
- To bardzo dziwne - odpowiedziałam mu - Nic z tego nie rozumiem. Takie działanie nie ma najmniejszego sensu.
- Albo je ma, tyle tylko, że my go nie widzimy - odparł Max.
- Pika-pika - zapiszczał Pikachu.
Ash pokiwał głową.
- Zgadzam się z tobą. To musi mieć jakiś sens, tylko jaki? Nie wiem. Co jeszcze dziwnego miało miejsce w Zamku Bitew, Wasza Książęca Mość?
- Dwa tygodnie temu ktoś znowu się tutaj włamał. Tym razem było to dwoje ludzi. Służąca ich przyłapała, a oni uciekli. Kilka dni później znowu ktoś się tu włamał, prawdopodobnie ci sami ludzie, co ostatnio. Próbowali ukraść pewną figurkę.
- Jaką? - zapytałam.
- Pokażę wam ją.
Turner wstał od stołu i zaprowadził nas wszystkich do swego gabinetu. Pokazał nam potem stojąca na postumencie niewielką figurkę w kształcie Pokemona Lucario z wielkim berłem w dłoni.
- To ta figurka? - spytałam.
- Owszem, właśnie ta - odpowiedział Turner.
- Ale po co komuś jakaś tam figurka, skoro wokół pełno kosztownych rzeczy? - zapytała zdumiona Bonnie.
- Właśnie! To zastanawiające - powiedział książę - Nie rozumiem tego. Liczę, że wy pomożecie mi odpowiedzieć na to pytanie.
Ash obejrzał sobie dokładnie figurkę ze wszystkich stron, potem wyjął z kieszeni lupę, zaczął ją dokładnie oglądać.
- To dziwne... Naprawdę nie widzę w tej figurce nic zagadkowego, a jednak złodziejom szczególnie na niej zależało. Wasza Książęca Mość jest pewien, że oni nic innego nie zabrali?
- Jestem pewien. Nie mieli nawet worka na łupy, ani żadnej torby, nic z tych rzeczy. Mieli w ręku tylko tę figurkę, gdy ich przyłapano. Z trudem im ją zabraliśmy.
- Kto ich ostatnio nakrył na kradzieży? - zapytał Clemont.
- Ja - powiedział Grant, od dłuższego czasu zachowujący milczenie.
Ash popatrzył na niego uważnie.
- Jak wyglądali złodzieje? - zapytał.
- Mieli czarne stroje i kominiarki - odpowiedział Grant - Nie widziałem ich twarzy. Błysnęli mi latarkami prosto w twarz, po czym zaczęli uciekać. Dogoniłem ich, zaalarmowałem służbę i zabraliśmy im tę figurkę.
- Rozumiem.
Mój chłopak przyjrzał się ponownie tajemniczemu przedmiotowi.
- Muszę to wszystko przemyśleć.
- Czyli bierzesz tę sprawę? - zapytał książę Turner.
Detektyw z Alabastii uśmiechnął się do niego przyjaźnie.
- Oczywiście, Wasza Książęca Mość.

***


Wieczorem po kolacji skorzystaliśmy z życzliwości księcia Turnera i poszliśmy do jego sauny, aby tam spędzić miło czas w swoim towarzystwie. Gdy już się tam znaleźliśmy, to zaraz zdjęliśmy nasze ubrania, owinęliśmy się ręcznikami oraz usiedliśmy wszyscy na ławkach w jednej sali.
- Ale tu duchota - powiedziała Bonnie, machając wesoło nogami.
- Właśnie dlatego jest tu tak przyjemnie - stwierdził wesoło Max - Bo można tutaj stracić nieco tłuszczyku, a przy okazji taki gorąc dobrze działa na myślenie.
- Słuszna uwaga - powiedziała Alexa, szczelnie owinięta ręcznikiem, aby przypadkiem nikt nie zobaczył jej wdzięków.
Kiedy się przebierałyśmy w szatni, miałam okazję zobaczyć ją w całej okazałości i poczułam, że w moim sercu wzbiera coś w rodzaju zazdrości. Ona była po prostu niesamowicie piękna, nie to, co ja. Moje biedne ciało w porównaniu z jej wypada marnie. To tak, jakby ktoś porównywał ze sobą księżniczkę i żabę. Nie wiem, co Ash we mnie widzi, ale wiem, że jeżeli nie zadbam o siebie, to może mi Alexa go odbić. Chociaż mam wątpliwości, aby była ona do tego zdolna. W końcu jest ona porządną przyjaciółką i wie, jak bardzo kocham mego chłopaka.
Usiadłam obok Asha patrząc na niego.
- I jak uważasz, skarbie? Co to wszystko może znaczyć?
Słynny detektyw rozłożył bezradnie ręce.
- Nie mam pojęcia, naprawdę nie wiem. Coś mi jednak mówi, że w tym wszystkim nie chodzi o jakąś tam figurkę czy też książkę, ale o coś więcej. Pomyślmy, co wiemy?
- Wiemy, że jakaś kobieta, podająca się za Włoszkę, chciała wykupić Zamek Bitew - powiedziałam.
- Wiemy też, że jakiś złodziej włamał się do zamku i przeglądał w nim książkę - dodała Dawn.
- Wiemy również, iż jacyś złodzieje próbowali dwa razy ukraść pewną figurkę - rzekł Clemont.
- To jak na razie, ale możemy się śmiało z tego wszystkiego domyślać, że w tym zamku musi być coś, na czym złodziejom zależy - powiedział Ash - Moim zdaniem ci złodzieje, co włamali się do Zamku Bitew pracują dla tej kobiety, która chciała ten budynek wykupić.
- Też tak uważam - zgodziłam się z nim - Nie wiem jednak, co może być w murach tego zamku, że komuś zależy na tym, aby go mieć?
- Jedno jest pewne. To musi mieć większą wartość niż dwadzieścia milionów dolarów - powiedział Max.
- Czemu? - spytała Bonnie, patrząc na niego z zainteresowaniem.
- No, bo przecież tyle ostatecznie ta cała Lukrecja Jak-Jej-Tam chciała zaoferować za Zamek Bitew, a przecież, żeby jej się opłacał ten cały interes, to widocznie to, co chce zdobyć, jest warte więcej niż tyle, ile oferuje.
- Słuszna uwaga - powiedział Ash, ocierając sobie pot z czoła - Widzę, że umiesz wyciągać właściwe wnioski z tego, co widzisz. To mi się podoba.
Chłopakowi widać bardzo się spodobały słowa swego mentora, który tymczasem wyłożył się wygodnie na ławeczce obok mnie.
- A więc jeśli tutaj w tych murach jest coś wartego znacznie więcej niż dwadzieścia milionów dolarów, to moim zdaniem to jest coś, za co niejeden człowiek byłby gotów zabić.
- Ale co to może być? - spytałam.
- Nie mam pojęcia. Powinniśmy porozmawiać z księciem Turnerem na ten temat. Musi nam opowiedzieć coś więcej o tym zamku.
- Popieram, ale uważajcie. Jak on zacznie opowiadać swoją historię rodową, to lepiej sobie uszykować stryczek i się na nim z rozpaczy powiesić - zachichotała Alexa.
- A to czemu? - spytałam.
- Bo inaczej on was zagada na śmierć, a zapewniam was, że taki rodzaj zejścia z tego świata jest o wiele bardziej brutalny niż powieszenie się na własnym sznurowadle - odpowiedziała żartobliwie dziennikarka.
- Nie wydaje mi się, aby miało być tak straszliwie - zaśmiał się Ash.
Chwilę później spojrzał na nasze Pokemony, które biegały radośnie po saunie i bawiły się w swoim towarzystwie.
- Jutro musimy poprosić księcia Turnera, aby pożyczył nam tę książkę, którą próbował ukraść złodziej.
- Zgadzam się z tobą, Ash - odpowiedziałam memu chłopakowi - Być może coś znajdziemy w tej książce.
- Być może, Sereno... Być może - powiedział Ash, choć ton jego głosu wskazywał, iż ma w tym kierunku poważne wątpliwości.


C.D.N.


4 komentarze:

  1. No no no, jak widzę czeka nas bardzo ciekawa sprawa. Powracamy do Zamku Bitew, znanego nam z serii XY, gdzie Ash nosi tytuł barona. Dochodzi tam do serii tajemniczych zdarzeń. Wielki książę Grant staje się ofiarą swoich złych decyzji finansowych, w związku z czym traci ogromne sumy pieniędzy. I nagle pojawia się "wybawienie" w postaci Lukrecji Giordano, która pragnie kupić zamek, jednak Grant jej odmawia. Od tamtego momentu dochodzi do serii dziwnych zdarzeń, m.in. próby kradzieży figurki Lucario. Rzecz jasna detektyw Sherlock Ash i jego ekipa podejmują się wyjaśnienia tej sprawy. Czy im sie uda? To sie okaże :)
    Swoją drogą, Serenka jak widać ma bardzo poważne wątpliwości co do swojego ciała, skoro stoi nagusia przed lustrem i zastanawia się, co Ash w niej widzi... Na szczęscie Delia przychodzi z pomocą i rozwiewa jej wątpliwości. :)
    Ogólna ocena: 10/10 :)

    OdpowiedzUsuń
  2. Wow!!!!!!!!!!!!!!!!!! 10000000000000000000000000000000000000000/10

    OdpowiedzUsuń
  3. Odpowiedzi
    1. Mi tam początek się podobał��

      Usuń

Przygoda 129 cz. II

Przygoda CXXIX Tytanio, wio! cz. II Lot trwał długo. Ash nie liczył, jak długo, ponieważ odkąd tylko opuścił tak bardzo mu bliskie Gotham Ci...