Pikachu detektywem cz. III
Kirlia szybko poleciała po pomoc i sprowadziła Chespina i Bulbasaura, którzy natychmiast związali Watchoga, zanim ten zdążył się ocknąć po tym, jak go mocno zaprawiłem piorunem. Pokemon potem odzyskał przytomność dopiero wtedy, gdy już był skrępowany. Ocknął się trzęsąc szybko głową i jęcząc przy tym lekko.
- O rany... Moja głowa! - jęknął załamany, a do tego jeszcze wyraźnie obolały - Co się stało? Pociąg po mnie przejechał.
- Ta, jasne! Zgrywaj teraz głupa! Może ktoś się nabierze! - zawołała wściekle Buneary, patrząc na niego groźnie - Myślisz, że jesteśmy tak głupi, aby się nabrać na te twoje sztuczki?!
- Jakie sztuczki? O czym ty mówisz?
- Weź już się lepiej nie zgrywaj! To ty ukradłeś okulary Krookodile’a, a wcześniej go ogłuszyłeś, a potem zaatakowałeś Kirlię, gdy ta cię znalazła i przyłapała na próbie ucieczki!
- O czym ty mówisz?! - jęknął zdumiony Watchog - Nic takiego nie miało miejsca!
- Jasne! Tak najłatwiej, co?! Zgrywać idiotę?! Słuchaj, tutaj nikogo nie nabiorą twoje sztuczki! Domyślamy się, czemu zaatakowałeś Krookodile i zabrałeś mu okulary. Ale czemu zabrałeś też okulary Panchama?
- Nie wziąłem niczyich okularów! To jakieś brednie! Pikachu, proszę! Pomóż mi! Ja nic nie zrobiłem!
- Nic nie zrobiłeś, tak? - spytałem z ironią w głosie - A kto zaatakował Kirlię i to jeszcze na naszych oczach?
- Nikogo nie zaatakowałem! - krzyknął zrozpaczony Watchog.
- Naprawdę? - spytała zapłakana Kirlia - A co niby robiłeś pół godziny temu, co?!
- Ja... Ja nie wiem... - jęknął załamanym głosem Pokemon wiewiórka, opuszczając smutno głowę.
- Proszę, zgrywa idiotę do końca - warknęła wściekła Buneary - Można się było tego domyślić. Za grosz cywilnej odwagi!
Watchog załamanym wzrokiem patrzył najpierw na nią, a potem na mnie, mówiąc wręcz płaczliwie:
- Proszę was! Ja naprawdę nic nie zrobiłem. Nie pamiętam, co robiłem w ciągu najbliższych kilku godzin. Spotkałem Kirlię, rozmawiałem z nią, potem jakby zemdlałem i obudziłem się tutaj związany przez was.
- To jest twoja linia obrony? - spytał Bulbasaur - Nie sądzę, aby Asha i Damiana to przekonało, kiedy już im o tym powiemy.
- Co z nim zrobimy? - spytał Chespin.
- O tym, to niech zadecyduje Damian. Jest jego trener i on powinien go należycie ukarać - odpowiedział Bulbasaur i spojrzał na mnie pytająco: - Pikachu, jak sądzisz?
- Uważam, że to właściwe wyjście z sytuacji - powiedziałem ponuro - Zabierzcie go do domu i pilnujcie. Ale póki co nie powiadamiajcie jeszcze nikogo o tym, nawet Damiana.
- Dlaczego? - spytał Chespin wyraźnie zdumiony.
- Bo muszę sobie to wszystko dobrze przemyśleć. Bardzo dobrze - odpowiedziałem mu poważnie i ponuro zarazem - Ta cała sprawa bardzo mi się nie podoba.
Powoli ruszyłem przed siebie ścieżką, a Buneary pobiegła za mną.
- O co chodzi, kochanie? - spytała, kiedy już znalazła się po mojej prawicy - Nie jesteś pewien winy Watchoga?
- Dokładnie. Nie jestem jej pewny - odpowiedziałem jej.
- Ale jak to? Przecież sam widziałeś, że zaatakował Kirlię. Oboje to widzieliśmy.
- Wiem, co widziałem. Ale wiem też, iż widziałem wiele spraw, które nie były naprawdę takimi, jakimi się wydawały - odpowiedziałem jej - To wszystko jest bez sensu. Jeśli nawet on zaatakował Krookodile’a i zabrał mu okulary, to niby czemu zabrał również okulary Panchama? Czemu Kirlia tak łatwo dała mu się zaskoczyć? W końcu nie należy do osób, które łatwo podejść. No i czemu Watchog ma tak dziwną linię obrony? To nie trzyma się kupy.
- Nie sądzisz, że szukasz dziury w całym? Watchog zaatakował Kirlię i zabrał obie pary okularów. Widzieliśmy to. W czym więc problem?
- W tym, że prawie nic tutaj nie ma sensu.
- To, iż ty go nie widzisz wcale nie oznacza, że tego sensu nie ma.
- Być może, ale mimo wszystko muszę się przejrzeć dokładnie całej tej sprawie.
- Co chcesz zrobić?
- Przyjrzeć się lepiej tym śladom na drzewie pod dziuplą, w której Nowa Meloetta schowała okulary Panchama. Obawiam się, że mogłem coś źle zrozumieć.
Buneary z kolei nie rozumiała z tego wszystkiego chyba nic, ale mimo to poszła za mną. Chwilę później dołączyła do nas Nowa Meloetta.
- Bulbasaur i reszta odprowadzili Watchoga i pilnują go - zameldowała nam - Pikachu, zaczynam mieć wątpliwości, czy to na pewno on jest winien temu wszystkiemu.
- A więc jest nas dwoje - powiedziałem z lekkim uśmiechem - Chociaż ktoś mi wierzy, bo inne osoby to już niekoniecznie.
To mówiąc spojrzałem z lekki wyrzutem w kierunku Buneary, która delikatnie się zarumieniła.
- Wybaczcie, ale ja naprawdę nic z tego nie rozumiem. Watchog jest niewinny? To niby kto ukradł te okulary i kto zaatakował Kirlię? Przecież widzieliśmy doskonale, że to on to robił.
- Nie... Poprawka - odpowiedziałem jej - Widzieliśmy tylko, jak on atakuje Kirlię, a potem znaleźliśmy przy nim okulary. To nie jest to samo.
- A jaka to niby różnica?
- W tym przypadku ogromna. Meloetto, możesz mi pomóc przyjrzeć się tej dziupli?
- Jasne.
Nowa Meloetta złapała mnie łapkami i powoli podniosła mnie w górę aż do miejsca, gdzie na korze drzewa znalazłem ślady pazurów. Przyjrzałem im się jeszcze raz i to bardzo dokładnie.
- No i co tam widzisz?! - zawołała do mnie Buneary, wciąż stojąca na ziemi.
- Ślady pazurów, jak poprzednio.
- Czyli to Watchog tutaj się wspiął i zabrał okulary!
- Niekoniecznie. Muszę popatrzeć na nie dokładniej.
Przyjrzałem się dokładniej tym śladom i myślałem nad tym, co widzę. Ten widok naprawdę mnie niepokoił. Wydawało mi się przez długą chwilę, że to są ślady pazurów Watchoga, jednak im dłużej na nie patrzyłem, tym dłużej zacząłem dochodzić do wniosku, że moje wcześniejsze wnioski w tej sprawie były zbyt daleko posunięte. Widziałem chyba tylko to, co chciałem zobaczyć, a prawda mi umknęła. Musiałem się temu przyjrzeć jeszcze raz i jeszcze dłużej, aż w końcu zacząłem powoli rozumieć pewne fakty.
- Chyba zaczynam rozumieć - powiedziałem z uśmiechem.
Meloetta powoli opuściła mnie na ziemię, a ja zacząłem głośno myśleć.
- Nie jestem specjalistą od śladów pazurów, więc mogłem się pomylić. Zwłaszcza, że wtedy tak bardzo wierzyłem w winę Watchoga, iż chciałem widzieć jego ślady. Ale ja przecież wcale nie jestem znawcą! Tak! Ja jestem imbecylem! Ash jest genialnym detektywem i z pewnością nie dałby się tak zwieść, jak ja! Naprawdę głupiec ze mnie!
- O czym ty mówisz? - spytała Buneary, patrząc na mnie zdumiona - Nie rozumiem tego.
- To bardzo proste... Te ślady na drzewie wcale nie muszą należeć do Watchoga. Mogą, ale przecież nie muszą. Prawdę mówiąc, im dłużej im się przyglądam, tym bardziej mam wątpliwości, że nie widziałem prawdy.
- Do czego zmierzasz?
- Do tego, że nie Watchog zabrał stąd okulary, ale ktoś inny. Być może ktoś, kogo znamy.
- Kto taki?
Zamiast jej odpowiedzieć zacząłem biegać dookoła i patrzeć na ziemię. W śniegu było wiele odcisków łap najróżniejszych Pokemonów, w końcu trochę ich tutaj chodziło, ale mimo wszystko miałem nadzieję, że znajdę w nich to, czego się spodziewałem. I oczywiście znalazłem.
- Doskonale! - zawołałem radośnie - Bardzo dobrze! Mamy to!
- Ale co takiego? - spytała zdumiona Buneary.
- Właśnie! Co tam znalazłeś? - zapytała Nowa Meleotta.
- Zaraz wam powiem. Chyba zaczynam wszystko rozumieć.
- A ja nic - jęknęła załamana moja dziewczyna, biorąc się pod boki - Wiesz co? Naprawdę zachowujesz się tak samo, jak twój trener!
- Dziwi cię to? - zachichotałem - Pokemony upodabniają się do swoich trenerów, to oczywiste. I ja jestem podobny do Asha, choć on z pewnością o wiele szybciej by na to wpadł niż ja.
- A możesz w końcu wyjaśnić, o co ci chodzi?
- Oczywiście. Już wam mówię.
Wyjaśniłem obu paniom, do jakich wniosków doszedłem i pokazałem im pewne ślady na ziemi. Buneary i Nowa Meloetta był wyraźnie bardzo zaszokowane, kiedy tylko się o tym dowiedziały, ale łatwo mi uwierzyły, bo przecież dowody, które im pokazałem były aż nadto oczywiste oraz jasno mówiące, że mam rację.
- A więc to on zabrał okulary! - zawołała Buneary - Tylko po co?
- Dowiemy się tego, jak go złapiemy - odpowiedziałem.
- Tylko gdzie my go mamy szukać? - spytała Nowa Meloetta.
- Spokojnie. Zostawił ślady na śniegu. Wystarczy tylko po nich iść.
Spojrzeliśmy na ziemię i dostrzegliśmy bez trudu ślady podejrzanej przez nas osoby i pognaliśmy tam, dokąd one prowadziły. Dość szybko skierowały nas one do miasta, a w nim ślady niestety się urwały, czy raczej zostały zadeptane przez inne Pokemony i ludzi.
- No i co teraz? - spytała Buneary - Gdzie my go mamy teraz szukać?
Ja byłem jednak spokojny. Wiedziałem, że znajdziemy tę osobę, jeśli tylko dobrze poszukamy. Oczywiście istniało ryzyko, iż ten ktoś już dawno opuścił miasto, a więc możemy sobie go szukać do jutra, ale ja byłem dobrej myśli. Zbyt dobrze znałem charakter osoby, którą podejrzewałem, więc spodziewałem się po nim konkretnego zachowania.
- Spokojnie... Pomyślmy, dokąd on teraz poszedł? - zamyśliłem się - Bo przecież ten koleś nie bez powodu zabrał okulary. Chciał je do czegoś wykorzystać.
- Tylko do czego?
- Dobre pytanie, Buneary. Nie wiem, ale czuję, że to nie jest nic nie zgodnego z prawem, chociaż ten koleś ma tendencję do łamania prawa, ale chyba nie tym razem.
- Więc co? - spytała Meloetta.
- Nie wiem... Nie jestem pewien... Coś mi nie daje spokoju. Po co mu te okulary? I czy nadal jest w mieście?
Spojrzałem na moje towarzyszki i powiedziałem:
- Popytajcie o niego po mieście. Z pewnością jakiś Pokemon go zauważył. Jak czegoś się dowiecie, to wróćcie tutaj.
- A ty co zrobisz? - spytała Buneary.
- Muszę sobie to wszystko przemyśleć. Mam pewne podejrzenia, ale muszę je dobrze rozważyć.
- Zgoda, kochanie. Wierzę, że ci się uda.
Buneary i Nowa Meloetta poszły więc każda w innym kierunku, aby móc dobrze rozejrzeć się po mieście i wszystko przemyśleć, tymczasem ja powoli usiadłem w jakimś cichym miejscu, aby dokonać dogłębnej analizy zaistniałej sytuacji, jak to czasami mawiał Ash. Cała ta sprawa bardzo mnie przejęła, a ponieważ po moim trenerze odziedziczyłem coś w rodzaju smykałki do rozwiązywania zagadek, to postanowiłem rozwikłać tę sprawę, ale okazywało się, że to zadanie zdecydowanie mnie przerasta.
- Chyba to wszystko mnie nieco przerasta - mówiłem sam do siebie - Ech, pora już spojrzeć prawdzie w oczy. Ja nie jestem Ashem. Nie zdołam rozwiązać tej zagadki. Chociaż... W sumie niby jakiś trop mam, a przecież nie mogę się teraz poddać. Ash mówił nieraz, aby się nigdy nie poddawać i zawsze trzymaliśmy się obaj tej zasady. Tym razem też muszę się tej zasady trzymać, bo inaczej wyjdę na ostatniego idiotę. Istotnym pytaniem jest tutaj to, czy Watchog naprawdę jest winien. Jak tak o tym myślę...
Zacząłem główkować nad tym wszystkim, co widziałem wtedy, gdy Watchog zaatakował Kirlię. Potem uparcie twierdził, że nie pamięta tego, co robił przez kilka najbliższych godzin. Kłamał czy mówił prawdę? A jeżeli mówił prawdę, to o co tutaj chodziło? Czyżby... Tak, to by było jedyne wyjaśnienie, ale po co? Brakuje motywu. Ech! Po prostu beznadziejny ze mnie detektyw. Ash z pewnością już by wszystko wiedział, a ja co? Niby ciągle mu towarzyszę, a mimo to nic nie umiem zrobić bez jego pomocy, a już na pewno nie rozwiązać zagadkę taką, jak ta. Po prostu noga ze mnie, a nie detektyw.
Nagle moje rozmyślania przerwało pojawienie się Buneary, która to właśnie powróciła z rekonesansu po mieście.
- Miałeś rację, Pikachu! - zawołała na wstępie, podbiegając do mnie - Kilka Pokemonów widziało go, jak kradnie on z jednego sklepu z wystawy muszkę i ucieka ją, ścigany przez wściekłego właściciela.
- Muszkę, powiadasz? Hmm... To jest bardzo ciekawe - powiedziałem, gładząc sobie palcami podbródek - To naprawdę interesujące.
- Pikachu! Buneary! - zawołała Nowa Meloetta, podlatując do nas - Pytałam się Pokemonów, które spotkałam na swojej drodze. Kilka z nich widziało, jak obiekt naszego zainteresowania kradnie ze straganu kwiatu i ucieka z nimi.
- Kwiaty? A do tego jeszcze muszka i okulary - powiedziałem, powoli się uśmiechając - Chyba zaczynam wszystko rozumieć.
- A ja wręcz przeciwnie - stwierdziła Buneary - Przecież to bez sensu. Na co mu to wszystko? Chce się żenić czy co?
- Nie do końca żenić. Raczej wyznać komuś miłość - odpowiedziałem jej wesoło - Ciekawe tylko, kto jest obiektem jego westchnień? Czy któraś z was może dowiedziała się, czy któreś z Pokemonów widziało, dokąd ten drań pobiegł?
- Tak, dwa Squirtle widziały, jak biegł on w kierunku, z którego my właśnie przybyliśmy - powiedziała Nowa Meloetta.
- To ciekawe - rzekła zdziwiona Buneary - Po co miałby wracać? I czemu go nie spotkaliśmy?
- Wcale nie musieliśmy się na niego natknąć. Poza tym on nie musiał przecież iść tam, gdzie myślimy - odpowiedziałem jej - Ale lepiej będzie, jeśli to sprawdzimy. Chodźcie!
***
Pobiegliśmy z powrotem w kierunku willi profesora Oaka, po drodze spotykając różne Pokemony. Zapytaliśmy je, czy może widziały one osobę, która nas zainteresowała, a kilka z nich odpowiedziało, że tak i pokazały nam, którędy ona poszła. Okazało się, że nasze przeczucia nas nie myliły, ponieważ kierunku jej drogi był taki sam, jak myśleliśmy. Ruszyliśmy tam szybko.
- Oby tylko nie było za późno! - zawołała Buneary, biegnąc tuż za mną.
- Za późno na co? - spytałem zdziwiony.
- No, żeby pomóc.
- Spokojnie. On raczej nie ma złych zamiarów. Przynajmniej mam taką nadzieję.
- Dowiemy się wszystkiego na miejscu - odpowiedziała nam Nowa Meloetta.
Przyspieszyliśmy nieco kroku i w końcu dotarliśmy na miejsce, czyli do domu profesora Oaka.
- Dobra, to gdzie on teraz jest? - spytała Buneary, kiedy już byliśmy przed wejściem do willi.
- Wejdziemy, rozejrzymy się i wtedy...
Nie dokończyłem, ponieważ nagle otworzyło się jedno z okien i dało się słyszeć głośny wrzask:
- Puszczaj mnie, ty głupi, pancerny wielkoludzie! Ja chciałem tylko zaprosić tę pannę na randkę! Czy to taka zbrodnia z mojej strony?!
Chwilę później dał się słyszeć odgłos kopniaka, a następnie ze świstem na ziemi wylądowała jakaś biała postać, która lądując zaryła nosem w śnieg.
- Zdaje się, że już nie musimy go szukać - stwierdziłem dowcipnie, po czym podbiegliśmy do tego biednego amanta.
Ten zaś pozbierał się powoli i zaczął masować sobie obolałą głowę. Miał na niej okulary przeciwsłoneczne Panchama, zaś przy szyi zawiązaną czerwoną muszkę. Chwilę później jedno z okien na piętrze otworzyło się i dało się słyszeć dziki ryk:
- Zapomniałeś o swoim kalafiorze!
Następnie właściciel owego głosu, czyli Krookodile rzucił dość mocno pogniecionym bukietem kwiatów prosto w kierunku osoby, którą wykopał. Bukiet wylądował na głowie nieszczęśnika, ten zaś miauknął załamanym głosem i rzekł:
- Co za brutal! Dlaczego zawsze, jak się zakocham, to muszę przy tym obrywać, co?!
Nagle nieszczęśliwy amant dostrzegł nas i jęknął:
- No proszę! Starter głąba!
- Witaj, Meowth - powiedziałem do niego.
Tak, Sereno. To był właśnie Meowth z Zespołu R. Nasz stary, dobry znajomy, który właśnie miał to nieszczęście zostać wykopanym z willi przez Krookodile’a Asha.
- Coś mi mówi, że nie masz dzisiaj szczęścia, co? - spytałem nie bez złośliwości.
- Tak, a żebyś wiedział - odpowiedział mi Meowth, wstając i otrzepując futro ze śniegu - Mam niestety pecha w miłości. Ale może po prostu to nie dla mnie, co? Mówią, że kto ma szczęście w grze, ten nie ma szczęścia w miłości. Może więc powinienem spróbować swego szczęścia w Monte Carlo albo Las Vegas?
- A ty w ogóle masz szczęście w grze? - spytała złośliwie Buneary.
- Nie wiem, bo jeszcze nie próbowałem, ale może pora to zrobić? - odpowiedział jej Meowth - A tak w ogóle, to co wy tutaj robicie?
- Właśnie mieliśmy cię zapytać o to samo - odpowiedziałem mu złośliwie - Bo tak się składa, że cię szukaliśmy, a ty nam wręcz spadłeś jak z nieba.
- Poważnie? A czemu mnie szukaliście?
- Bo tak się składa, że masz coś, co nie należycie do ciebie.
Meowth zachichotał nerwowo i zarumienił się lekko.
- Jeśli chodzi o te kwiaty i tę muchę, to ja... ja tego... Ja to wszystko z miłości... Nie wiecie, jak to jest, kiedy się Pokemon zakocha?
- Nie o tym mówimy, choć to przy okazji też nie są twoje rzeczy - powiedziałem złym tonem - Mówimy o tym!
To mówiąc zabrałem mu z głowy okulary Panchama, a ten popatrzył na mnie zdziwiony.
- Ach, o tym mówisz?! - spytał zdumiony.
- Tak, właśnie o tym - odpowiedziałem - Te okulary mają już swojego właściciela.
- A skąd ja miałem wiedzieć, że mają właściciela? Leżały one sobie w tej dziupli, w której siedziałem, aby z niej obserwować Sylveon należącą do waszej głąbinki i co? Miałem nie wziąć, jak się walały bez celu? A mnie mogły się przydać.
- Obserwowałeś Sylveon przez okno? - zdziwiła się Nowa Meloetta.
- Tak, a co? Nie wolno? - spytał Meowth - Widziałem ją wczoraj, jak robiła zakupy z tą waszą głąbinką i poczułem, jak mi serce zamiera z radości. Musiałem ją znowu zobaczyć. Śledziłem ją i widziałem, że obecnie przebywa tutaj, więc ukryłem się dzisiaj w tej dziupli i obserwowałem ją. Potem zaś ta tutaj...
To mówiąc wskazał na Nową Meloettę.
- Ta tutaj schowała coś w tym drzewie, czy wręcz rzuciła to mi na głowę. Ja zaś przykryłem się starymi liśćmi, dlatego mnie nie zauważyła. Myślalem, że wyrzuca te okulary, więc sobie ja wziąłem. Skoro ona ich nie chce, to ja mogę je wziąć, bo mnie się mogły przydać. Jak widzę pomyliłem się. Szkoda, ale trudno. Muszę spróbować szczęścia gdzie indziej.
- I tylko tyle? - spytałem zdumiony - Ukradłeś bukiet i muchę, żeby zaimponować Sylveon?
- Tak, ale to jest bezcelowe, bo ta dała mi kosza, a gdy chciałem być bardziej stanowczy, to jej kumpel Krookodile wykopał mnie przez okno.
- Bardziej stanowczy? - zakpiła sobie Buneary - Lepiej powiedz, że byłeś po prostu nachalny.
- Zwał jak zwał. Mniejsza o to. Muszę teraz wracać do moich kumpli. Pewnie już za mną tęsknią. Wesołych Świąt, głąby!
To mówiąc odszedł swoją drogą.
- A więc sprawa okularów Panchama już się wyjaśniła - powiedziałem zadowolony - Trzeba je będzie oddać właścicielowi.
- A co z okularami Krookodile’a? - spytała Nowa Meloetta - On też je ukradł?
- Nie sądzę. Myślę, że za tym stoi Watchog, ale nie działał on zgodnie ze swoją wolą.
- Czyli co? - spytała Buneary - Ktoś go zahipnotyzował?
- Bardzo możliwe... Ale to wydaje się bez sensu, bo niby po co ten ktoś miałby to robić? Naprawdę już nie wiem, co mam o tym wszystkim myśleć. Może muszę jeszcze to przeanalizować?
- Tak czy inaczej lepiej już chodźmy - zaproponowała Nowa Meloetta - Trzeba oddać Panchamowi jego okulary.
***
Pancham oczywiście z radością odzyskał swoją własność, podobnie jak wcześniej zrobił to Krookodile, ale wciąż miałem poważne wątpliwości w sprawie Watchoga i w ogóle nie rozumiałem motywacji osoby, która z całą pewnością (wtedy to było już dla mnie jasne jak słońce) wrobiła go w to wszystko. Motywacja tej postaci stanowiła dla mnie naprawdę ogromną zagadkę i w ogóle nie rozumiałem, o co tu chodzi. Dlatego też cały wieczór chodziłem jak struty. Dopiero widok Greninjy Asha (który spędzał z nami święta), siedzącego załamanego w kącie sprawił, że przestałem myśleć o swoim problemie i usiadłem obok niego.
- Wciąż nie możesz jej zapomnieć, prawda? - bardziej stwierdziłem niż spytałem.
- Tak, to prawda - odpowiedział mi smutno mój przyjaciel - Ja wiem, że powinienem spróbować żyć własnym życiem, ale uwierz mi, to wcale nie jest takie proste. Wszystko zdaje mi się ją przypominać.
- Rozumiem cię, ale mimo wszystko powinieneś spróbować jakoś żyć. Ona by tego chciała, jestem tego pewien.
- Tak, ja też... Ale dobija mnie wciąż jej śmierć. Już mniej niż kiedyś i zacząłem już powoli jakoś podchodzić do tego tak, jak do czegoś, co jest nieodwracalne, ale mimo wszystko...
- Mimo wszystko wciąż boli, prawda?
- Tak, żebyś wiedział. Chyba nigdy nie przestanie boleć.
- Prawdopodobnie masz rację, ale mimo wszystko nie należy tracić wiary w przyszłość. Może z nowym rokiem odzyskasz nadzieję i sens życia. Bardzo bym tego chciał. Ash zresztą także.
- Tak... Wiem o tym. Żal mi go, bo się musi przeze mnie męczyć.
- On się nie męczy, co raczej przeżywa twój ból razem z tobą, a to już co innego, przyjacielu.
- Tak czy siak bardzo źle się z tym czuję. Próbuję nie zwalać na Asha dodatkowego cierpienia, ale obawiam się, że mimo moich usilnych starań on doskonale widzi, co się ze mną dzieje. Staram się więc odzyskać jakoś normalność, ale mimo wszystko... Sam wiesz, jak jest. Czasami pomaga mi praca, jednak chwilowo nikt nie ma dla mnie zajęcia i cóż... I znowu do mnie wracają złe myśli.
- Nie dziwię się. Jak możesz się czymś zająć, to nie myślisz tak o swym cierpieniu, ale normalnie to...
Nagle podeszła do nas panna Froakie, siostrzyczka zmarłej ukochanej Greninjy. Dziewczyna była wyraźnie zachwycona.
- Choć, Greninja! Frogadier Damiana przygotował wraz ze mną mały występ dla ciebie.
Muszę tutaj wyjaśnić, że Frogadier, podobnie jak jego trener polubił bardzo sztukę i często występował z nim na scenie, dlatego też nauczył się on wielu sztuczek oraz piosenek, czego dał wyraz teraz, gdy poszliśmy do pokoju, gdzie były już Kirlia, Buneary, Nowa Meloetta, Buizel, Krookodile i jeszcze kilka innych Pokemonów.
- O! Jesteście wreszcie! - zawołała radośnie Buneary, podbiegając do mnie - Siadajcie, bo zaraz się zacznie! A ty, Froakie, jesteś gotowa?
- Oczywiście, że tak - zachichotała panna Froakie - Jeszcze się pytasz?
- O co tu chodzi? - spytał Greninja, siadając wraz ze mną na podłodze wokół naszych przyjaciół.
- Panna Froakie chce cię rozbawić z pomocą Frogadiera Damiana - odpowiedziała mu Buneary.
- W razie czego, jeżeli to nie pomoże, to może podniesie cię na duchu opowieść o tym, jak Pikachu ocalił mnie przed Watchogiem - rzuciła na to Kirlia, robiąc w moją stronę słodkie oczka - Byłeś prawdziwym bohaterem, Pikachu.
Uśmiechnąłem się lekko, a Buneary prychnęła z gniewem.
- O co jej chodzi? - zapytałem zdumiony - Zrobiłem coś nie tak?
- Być może. Nieważne. Obejrzyjmy już to przedstawienie, skoro mnie tu wezwaliście - rzucił ironicznie Greninja.
Chwilę później wokół nas na dywanie pojawił się Frogadier Damiana z marynarską czapką i jakąś niewielką laseczką w dłoni. Obok niego skakała panna Froakie w podobnej czapce. Puścił z gramofonu wesołą melodię i zaczął ze swą towarzyszką tańczyć wesoło i śpiewać:
Kilo serca, duszy funt
I dziewczynka, to jest grunt.
Przed dziewczynką rum,
Po dziewczynce rum.
Nie przejmować się, to grunt!
Sto uśmiechów, jedna łza
I całusów ile da.
Przed całusem rum,
Po całusie dwa
I na nowo, ile da.
Kropelka, dwie miłości.
To robi się dla dam.
Butelka namiętności
I sentymentu gram.
Kilo serca, duszy funt
I dziewczynka, to jest grunt.
Przed dziewczynką rum,
Po dziewczynce znów
I dopiero jesteś zdrów!
Panna Froakie wesoło towarzyszyła swemu koledze w tańcu i śpiewie, przy okazji wygłupiając się, ile tylko się da. Gdy występ więc dobiegł już końca, to zaczęliśmy głośno klaskać. Nawet Greninja był bardzo radosny, klaszcząc przy tym wesoło w łapki.
- Wspaniale! Brawo! Cudownie! - wołał radośnie - Jesteście po prostu kochani!
- Drobiazg, stary - odpowiedział mu wesoło Frogadier - Ja i Damian mamy to wystawić przed publicznością za jakiś czas. Mamy nadzieję, że publiczności się spodoba.
- Na pewno się spodoba! - zawołałem radośnie - Jestem tego pewien!
- Tak, ja także - dodała Buneary.
Następnie podeszła do mnie i powiedziała tak, abym tylko ja to słyszał:
- Widzisz, jak Froakie się stara poprawić mu humor?
- Widzę - odpowiedziałem jej w taki sam sposób - Myślisz, że ona go kocha?
- Czy go kocha? - prychnęła lekko Buneary - A twoim zdaniem po co ona to wszystko robi? Oczywiście, że z miłości, bo go kocha. Ja myślałam, że już dawno to zauważyłeś.
- Dostrzegam wiele rzeczy, ale nie zawsze mam czas zgadywać, kto tu się w kim kocha.
- Tak, masz sporo obowiązków, zwłaszcza jako towarzysz Asha, który chyba żyje samymi przygodami. Ale musisz przyznać, że nie tylko ludzie, ale też i Pokemony z miłością często robią wiele rzeczy, nawet kompletne głupstwa.
Zaśmiałem się i nagle coś mnie tknęło.
- Z miłości robią głupstwa... Tak, to możliwe. To nawet bardzo, ale to bardzo możliwe!
Uśmiechnąłem się do Buneary i zawołałem:
- Słuchaj, gdzie jest Anabel?!
- Anabel? A na co ci ona?
- Muszę z nią porozmawiać!
- Ale dlaczego?
- Przyszła mi do głowy jakaś koncepcja, ale nie mam pewności, czy się nie mylę i dlatego muszę z nią pogadać, a potem z Watchogiem!
Buneary popatrzyła na mnie wyraźnie zaintrygowana.
- Czy to oznacza, że właśnie rozwiązałeś zagadkę?
- Owszem, a przynajmniej tak myślę - odpowiedziałem jej wesoło - Ale tylko rozmowa z Anabel może mi pomóc.
- To chodźmy i poszukajmy jej.
Dość szybko odnaleźliśmy Anabel, która właśnie wraz z Ridleyem i profesorem Oakiem dyskutowała na jakiś temat. Poprosiliśmy ją o chwilę rozmowy na osobności. Oczywiście ona wiedziała, co do niej mówimy, więc zrozumiała, czego od niej chcemy i poszła z nami. Gdy już byliśmy z nią sami, to zapytałem ją o to, co chciałem wiedzieć. Anabel pomyślała przez chwilę, sięgnęła głęboko w pokłady swojej pamięci, po czym udzieliła mi odpowiedzi, która była zgodna z moimi przypuszczeniami. Po tej rozmowie poszedłem do Watchoga (wciąż pilnowanego przez Bulbasaura i Chespina), porozmawiałem z nim, on zaś potwierdził moje podejrzenia w tej sprawie.
- A więc wszystko jest już jasne - powiedziałem zadowolony do mej dziewczyny - Teraz musimy wezwać tutaj Kirlię. Musi nam wyjaśnić kilka kwestii.
Buneary (nie kryjąc swej ogromnej satysfakcji z takiego obrotu spraw) szybko sprowadziła wyżej wspomnianą Pokemonkę do pokoju, w którym czekaliśmy już ja i Anabel.
- Co się stało? - spytała Kirlia - O co tutaj chodzi? Dlaczego mnie tu wezwaliście?
- Jak ty mogłaś to zrobić, Kirlio? - rzekła do niej załamanym głosem Anabel, patrząc z wyrzutem na swoją Pokemonką.
Ta zmieszała się przez chwilę, po czym odpowiedziała:
- Nie wiem, o co ci chodzi, Anabel.
- Nie udawaj, bo kiepsko ci to wychodzi - rzuciłem do niej bardzo gniewnym tonem - Poza tym Anabel nie możesz okłamać. Wiesz doskonale, że ona wyczuje, kiedy kłamiesz, a kiedy mówisz prawdę. Dlatego lepiej dla ciebie będzie, jeśli zaczniesz mówić prawdę.
- Wiemy już wszystko o twojej intrydze - dodała Buneary.
Kirlia popatrzyła na nią gniewnie i spytała:
- Skoro już wiecie, to po co mi zadajecie pytania, czemu to zrobiłam?
- Bo chcemy mieć całkowitą pewność - wyjaśniłem, chodząc po pokoju z łapkami splecionymi za plecami - Ponieważ mamy zbliżające się święta, opowiem ci pewną świąteczną opowieść.
- Proszę... Słucham uprzejmie - odparła Kirlia.
- Otóż od jakiegoś czasu Damian dość często bywał u Anabel, u której trenował przed swoją przyszłą walką z Paulem. Anabel z Ridleyem mu w tym pomagali. Jego Pokemony więc powinny już niedługo być gotowe do zmierzenia się z Pokemonami Paula, jeśli już nie są na to gotowe. Tak czy inaczej wśród stworków Damiana jest Watchog, jego starter i ulubieniec.
- Ciekawie się zaczyna - rzekła Kirlia - Mów dalej.
- Otóż Watchog pewnego dnia podczas treningu pomaga Kirlii, gdy nagle zaatakowały ją dzikie Beedrille, którym przez nieopatrzność weszła na teren. Kirlia jest tak nim dzięki temu zachwycona, że zakochuje się w nim. Jest jednak pewien problem. Mimo, iż robi naprawdę wszystko, aby Watchog zwrócił na nią uwagę, ten pozostaje niewzruszony z jednego, dość smutnego, ale jakże prostego powodu. Kirlia nie jest w jego typie.
- Ten drań nie umie docenić prawdziwego piękna - warknęła Kirlia, a wszelka słodycz, jaka jeszcze przed chwilą się malowała na jej pyszczku, teraz zniknęła bez śladu.
- Odtrącił twoje zaloty i to przy innych Pokemonach Damiana i przy Pokemonach Anabel - mówiłem dalej, wciąż chodząc wokół niej - Bardzo cię to zirytowało. Poczułaś się na tyle obrażona, że uznałaś, iż należy go ukarać. Okazja na to pojawiła się dzisiaj. Gdy Meloetta ukradła okulary Panchama, aby dać mu nauczkę, postanowiłaś też zadziałać. Podejrzewam, iż byłaś świadkiem tego, jak ona kradnie mu okulary i wpadłaś na pomysł, jak to wykorzystać na swoją korzyść. Wiedziałaś, że Watchog miał konflikt z Krookodilem, który też posprzeczał się Oshawottem. Wykorzystując swoje moce psychiczne zaczekałaś, gdy Watchog i ty zostaniecie sam na sam, potem zaraz go zahipnotyzowałaś i wysłałaś, aby zaatakował Krookodile’a i zabrał mu jego okulary. Ten wykonał polecenie i to na twoich oczach, a ty podrzuciłaś na miejsce przestępstwa muszelkę Oshawotta, którą ten znowu zgubił. Wyglądało to najpierw tak, jakby Oshawott zaatakował Krokodile’a, a potem, że ktoś go próbuje w to wrobić. Sprytne. Następnie sprowadziłaś zahipnotyzowanego Watchoga do lasu wraz z jego rzekomym łupem, a gdy nadeszliśmy, kazałaś mu, aby cię zaatakował. To właśnie ujrzeliśmy i źle wtedy zrozumieliśmy. Intryga się dopełniła. W naszych oczach Watchog był złodziejem i przestępcą, który zaatakował podle Krookodile’a, okradł go, a także chciał w to wszystko wrobić biednego Oshawotta. A ty miałaś swoją zemstę. Brawo... Niestety, miałaś pecha prosząc o pomoc mnie i Buneary, ponieważ my doszliśmy prawdy.
Twarz Kirli przybrała gniewny wyraz twarzy, a ona sama warknęła:
- Spryciula z ciebie, wiesz? Widzę, że cię nie doceniałam. To był mój błąd.
- Tak, podobnie jak i to, że przeprowadziłaś swoją zemstę wtedy, gdy Anabel była w pobliżu i mogła dowieść, iż kłamiesz.
Buneary spojrzała na Kirlię i dodała:
- Jesteś podła! Jak mogłaś to zrobić? I jeszcze zalecałaś się do mojego chłopaka!
- Jego? - Kirlia spojrzała na mnie złośliwie - Daj spokój! Myślisz, że ja nie mam nic innego do roboty?!
- Przecież lepiłaś się do niego!
- To była część mojej gry! Chciałam wzbudzić w nim litość i tyle! Żeby bardziej uwierzył w moją wersję!
Byłem w szoku, kiedy to usłyszałem. A moja dziewczyna myślała, że Kirlia na mnie leci? I to z wzajemnością? Ale w nie mniejszym szoku była sama Buneary, która jęknęła:
- Jak to? Więc to była gra? A ja myślałam, że...
- Że co, ty głupia maskotko?! - zawołała Kirlia - Że się w nim może zabujałam?! Że mu się może poszczęściło i ma wiele wielbicielek, jak jego trener? Przykro mi, ale się mylisz. Pikachu jest super, ale nie w moim typie.
- Ale Watchog jest, tak? - spytałem złośliwie - A ponieważ ty nie jesteś w jego typie, to mu wycięłaś taki numer?
- Głupi gryzoń z wadą zgryzu - warknęła Kirlia wściekłym tonem - Pokochałam go, a on mnie odtrącił! Ośmieszył mnie publicznie! Jak niby mogłam mu to potem darować?!
- Kirlio! - jęknęła załamana jej trenerka - Jak mogłaś się tego dopuścić? Nie tego cię przecież uczyłam.
- Wybacz mi, Anabel, ale ja musiałam się zemścić. Ze mnie nikt nie będzie bezkarnie drwił. Mam swoją dumę i nikt nie będzie jej szargał.
- I przez tę dumę nie spędzisz z nami świąt - zadecydowała Anabel poważnym tonem - Wrócisz do Strefy Walki i to jeszcze dzisiaj. Wyślę cię do Scotta. Być może on nauczy cię czegoś mądrego. Być może pracując dla niego jakiś czas zrozumiesz, jak podle postąpiłaś. I wybacz, ale nie będę mogła cię nazywać więcej swoją przyjaciółką dopóki nie zrozumiesz tego, jak podle postąpiłaś.
Kirlia, słysząc jej słowa zamarła, a w jej oczach pojawiły się łzy.
- Jak to? Anabel! Naprawdę chcesz mnie odesłać? Nie chcesz mieć we mnie przyjaciółki?!
- Chcę, ale musisz zrozumieć, że to, co zrobiłaś jest godne potępienia i musisz zostać za to ukarana. A największą karą dla ciebie będzie publiczne przeproszenie Watchoga i Oshawotta i to przy wszystkich Pokemonach, przy których go ośmieszyłaś. Potem zostaniesz odesłana do Scotta. A ja nie chcę cię widzieć aż do chwili, w której w pełni nie zrozumiesz tego, że postąpiłaś nad wyraz podle.
Kirlia załamana wiedziała, iż nie ma sensu błagać o wybaczenie, bo jakiekolwiek piękne słowa padłyby teraz z jej ust, to i tak by nic nie zdołały zrobić. Anabel w tej sprawie była nieugięta, podobnie zresztą, jak i my. Przestępczyni musiała ponieść konsekwencje swojego czynu, a jej skrucha, gdyby nawet ją teraz wyraziła, nie byłaby szczera.
***
Co mogę jeszcze dodać w tej sprawie? Kirlia oczywiście publicznie przeprosiła Watchoga i Oshawotta, przyznając się do wszystkiego, zaś ja i Buneary oznajmiliśmy wszem i wobec wolę Anabel, która jako trenerka naszej winowajczyni ukarała ją w taki oto sposób, że jeszcze tego samego wieczoru odesłała ją w pokeballu przez telefon w domu profesora Oaka do Scotta, twórcę Strefy Walk. Tam zaś miała ona pozostać do czasu, aż nie zrozumie swoich błędów i nie zechce dobrymi uczynkami je naprawić. Co prawda wielu z nas chciało, aby Anabel jej przebaczyła, jednak ta uznała, iż jeśli teraz to zrobi, to winowajczyni nigdy nie zrozumie w pełni tego, co zrobiła. Kirlia więc musiała ponieść karę, czy jej się to podobało, czy nie, a przymusowa banicja (jeśli oczywiście można to tak nazwać) wydawała się być najlepszym rodzajem wymierzenia sprawiedliwości.
Oczywiście wszyscy po kolei przeprosiliśmy Watchoga za niesłuszne podejrzenia, a ten oznajmił przyjaźnie, iż nie gniewa się, bo doskonale nas rozumie i pewnie na naszym miejscu zrobiłby dokładnie to samo. Nie miał do nas ani trochę żalu, co najwyżej nieco był zły na Nową Meloettę, która to niechcący stała się przyczyną jego nieszczęścia, ale mimo wszystko dość szybko o tym zapomniał i rozmawiał z Pokemonką zupełnie normalnie, jakby nic się nie stało.
Muszę jednak powiedzieć, że cała ta przygoda przyniosła coś dobrego dla nas wszystkich, a mianowicie pogodzili się ze sobą Oshawott i Piplup.
- Wiesz co, stary? - spytał Oshawott Piplupa, obejmując go lekko ręką za ramiona - Jak sobie pomyślę, co Kirlia chciała zrobić temu biednemu Watchogowi... A właściwie to nie tyle chciała, co zrobiła to po prostu mam ciarki na plecach.
- Tak, ja też - powiedział ponuro Piplup - Aż strach pomyśleć, co by się mogło stać, gdyby zakochała się w którymś z nas.
- Brr... Lepiej o tym nie myśleć.
- Właśnie i najlepiej w ogóle nie myśleć o panienkach.
- Tak, masz absolutną rację. Dla nas obu będzie o wiele bezpieczniej, jeśli skupimy się na czymś innym niż laski.
- To prawda. Poza tym, o co my się w ogóle posprzeczaliśmy?
- O jedną niunię, która i tak nie chce żadnego z nas.
- Właśnie! To przecież była głupota do kwadratu! O mały włos nie zniszczylibyśmy w ten sposób czegoś o wiele piękniejszego niż zauroczenie tą pięknością z Unovy.
- Czego konkretnie?
- Naszej pięknej, męskiej przyjaźni.
- Tak, masz rację. Naszej męskiej przyjaźni nie możemy narażać na szwank z powodu jakieś panienki.
- Zgadzam się. Żadna niunia nie jest tego warta, aby dla niej poświęcać przyjaźń.
- Ponoć z okazji Nowego Roku często składa się jakieś obietnice. A więc obiecajmy sobie nawzajem, że nigdy więcej nie wystawimy na szwank naszej przyjaźni.
- Zgoda! To sobie właśnie obiecajmy! I daj pyska, stary!
- Ty także, stary!
Oba Pokemony uściskały się radośnie, zaś ja zachichotałem wesoło, widząc to wszystko.
- Jak dobrze, że wreszcie się pogodzili - powiedziała do mnie Buneary, która stała obok mnie i obserwowała całą tę sytuację.
- Tak, to dobrze - zgodziłem się z nią - Choć mam wrażenie, że wraz z pojawieniem się nowej, ładnej Pokemonki znowu im odbije, a wtedy ich noworoczne postanowienie szlak trafi.
- Może i tak. Ale najważniejsze jest to, żeby zawsze zdołali pogodzili się mimo wszystko.
- Zgadzam się. To jest najważniejsze.
Buneary pokiwała lekko głową i spojrzała w górę.
- Spójrz - powiedziała - Stoimy pod jemiołą.
- Tak... Rzeczywiście - zachichotałem, spoglądając w górę - Wesołych Świąt, Buneary.
- Wesołych Świąt, Pikachu.
Po tych słowach pocałowaliśmy się.
***
Pamiętniki Sereny c.d:
I tak oto wyglądała cała historia, którą opowiedział mi Pikachu. Potem zapytałam Anabel, czy aby na pewno elektryczny starter mojego chłopaka mówi mi prawdę, kiedy jednak zostało to potwierdzone, to uśmiechnęłam się zadowolona, mówiąc:
- To dobrze, bo miałam pewne obawy, czy aby Pikachu nie wymyślił tej opowieści, aby zwrócić na siebie uwagę albo coś.
- Spokojnie, moja droga. Ja byłam osobiście świadkiem kilku z tych wydarzeń, a przede wszystkim brałam udział w zdemaskowaniu Kirlii. A tak nawiasem mówiąc, to strasznie mi głupio z powodu jej zachowania. Mam wielką nadzieję, że Ash i Damian się na mnie za to nie obrażą.
- Spokojnie, na pewno nie - odpowiedziałam jej przyjaźnie - Przecież to nie była wcale twoja wina. Nie możesz odpowiadać za zachowanie swojej przyjaciółki.
- Może i nie, ale może gdybym lepiej ją uczyła...
- Profesor Oak powiedział mi kiedyś, że nigdy nie dowiemy się tego, co by się mogło stać, gdybyśmy postąpili inaczej. A inna mądra osoba stwierdziła, że czasem trzeba przyjąć coś takim, jakie jest i zbytnio tego nie rozważać, bo czy życie jest warte zadawania aż tylu pytań, jak co by było, gdyby?
Anabel parsknęła śmiechem, po czym odparła:
- Nie do końca tak ci to powiedziałam, ale sens przekazu był taki sam. Tak czy siak cieszę się, że zapamiętałaś sobie moje słowa.
- Ja także. A tak przy okazji... Coś mi przyszło do głowy i myślę, że mogłabyś mi pomóc.
Anabel zamieniła się w słuch, a ja jej powiedziałam, co planuję. Mój pomysł bardzo się jej spodobał, więc z radością obiecała mi ona pomóc go zrealizować. Potem wciągnęłam w ten plan też Asha i Brocka. Cała nasza czwórka dość szybko poradziła sobie z realizacją mojej koncepcji, dlatego też z okazji Wigilii mogliśmy wprowadzić ową koncepcję w życie.
A wyglądało to tak, że tuż po wieczerzy wigilijnej, zanim wszyscy zaczęliśmy otwierać prezenty, wprowadziliśmy Pikachu do sali, w której to czekał już zespół The Brock Stones wraz z instrumentami muzycznymi.
- Pikachu, to jest nasz prezent dla ciebie - powiedział wesoło Ash do mikrofonu, stając przy zespole - Piosenka napisana przeze mnie, Serenę i Anabel, z muzyką skomponowaną przy pomocy Brocka.
Pokemon zapiszczał wyraźnie wzruszony tymi słowami, zaś zespół zaczął wesoło grać, po czym Ash z mikrofonem w dłoni, wygłupiając się przy tym niesamowicie, zaczął wesoło śpiewać:
Pikachu!
Wiem, że najlepszy jesteś!
Przybądź tu!
Nikt inny tu nie mógłby
Z tobą równać się!
Twoja moc otoczy.
Wygramy, gdy wyzwanie niesie
Każdy dzień!
Pikachu!
Nie liczy się nikt inny!
Przybądź tu!
Bo jesteś bardzo zwinny
W tej niełatwej grze.
Na pewno nie poddamy się.
Zwyciężymy naszych wrogów
Jeszcze raz!
Oczywiście piosenka ta miała więcej słów, ale niestety... Kartka z ich zapisem niestety gdzieś mi przepadła i nie mogę jej znaleźć, a ponieważ w mojej pamięci pozostał jedynie refren tego uroczego utworu, to właśnie jego umieściłam w moich pamiętnikach. Przy najbliższej okazji poproszę Asha i Anabel, aby mi pomogli sobie przypomnieć, jak szły słowa w zwrotkach tej piosenki (o ile oczywiście je pamiętają). A póki co mogę powiedzieć jedynie tyle, iż Pikachu bardzo się ta piosenka spodobała. I nie tylko jemu.
KONIEC