Przygoda XVI
Przedstawienie musi trwać cz. I
- Uhu! Braciszku... Uhu! Przyszła bratowo... Pobudka...
Słowa te, choć wypowiedziane w sposób uroczy i słodki, były na tyle głośne, że nie mogły nas nie obudzić, więc nic dziwnego, iż słysząc je Ash i ja otworzyliśmy powoli oczy, aby dowiedzieć się, kto to bawi się w budzik. Zobaczyliśmy wówczas Dawn ubraną w różową piżamkę, która siedziała na krześle i wpatrywała się w nas uważnie. Obok niej siedzieli Pikachu oraz Piplup. Lekko zawstydzeni jej obecnością szybko naciągnęliśmy na siebie kołdrę, bo w końcu pod nią nie mieliśmy nic na sobie. Nie chcieliśmy więc, żeby Dawn oraz dwa towarzyszące jej Pokemony to zobaczyły.
- Dawn, co ty tu robisz? - zapytałam zdumiona, gdy już zdołałam dojść do siebie po szoku, jaki wywołała w nas obecność nieproszonych gości.
- Co ja tu robię? Siedzę i patrzę sobie na was. A co, nie wolno? - odpowiedziała mi dziewczyna pytaniem na pytanie.
- Wolno, ale nie jesteśmy okazami w muzeum, żeby nas oglądać - stwierdziłam na wpół żartobliwie, a na wpół poważnie.
- A w ogóle to kto cię tu wpuścił, Dawn i to bez mojego pozwolenia? Muszę chyba zwolnić odźwiernego - powiedział Ash, lekko ziewając.
- Najpierw musisz go zatrudnić - zażartowałam sobie.
Siostra mego chłopaka zachichotała delikatnie. Widać, że musiała być bardzo zadowolona z widoku mnie i Asha śpiących jak nas Bozia stworzyła oraz mocno do siebie przytulonych. Cóż... Zdecydowanie taki widok miał w sobie jakieś ujmujące piękno, jednak Dawn mogłaby najpierw zapytać nas, czy ma pozwolenie na oglądanie takich widoków. Całe szczęście, że oboje byliśmy szczelnie przykryci kołdrą, także więc poza naszymi głowami oraz rękoma dziewczyna nic nie widziała.
- Dawn, siostrzyczko moja... Nie wiesz, że za kino się płaci? - mruknął Ash niezadowolonym tonem.
- Właśnie! Uiściłaś zapłatę za bilet? - zachichotałam.
- Eee... Wybaczcie, ale nie - odparła dziewczyna, wciąż się śmiejąc.
Oboje z Ashem byliśmy nieco zawstydzeni, bo w końcu leżeliśmy nadzy pod kołdrą, a Dawn oraz dwa Pokemony peszyli nas swą obecnością. Dziewczyna zaś najwyraźniej była tym wszystkim bardzo zachwycona, bo ciągle tylko chichotała.
- Nie widziałam kasjera, więc weszłam na salę projekcyjną za friko - dodała po chwili Dawn.
- Właśnie widzę. Do tego jeszcze Pikachu ci w tym pomógł - dodał Ash i spojrzał na swego Pokemona - My sobie jeszcze pogadamy, ty wstrętny zdrajco.
- Pika-chu! - zapiszczał wesoło Pokemon, który nie wyglądał wcale na osobę przerażoną groźbami swego trenera.
- W sumie to jak ty tu weszłaś? - zapytał Ash, odrywając swój wzrok z Pikachu i spoglądając na siostrę.
Dziewczyna uśmiechnęła się i pokazała na okno.
- Pamiętacie, jak Clemont dobudował do naszego domku na drzewie takie jedno, małe udogodnienie?
Wiedzieliśmy doskonale, o co jej chodzi. Tym udogodnieniem była gruba, mocna lina przymocowana do ściany domku i do ściany nad oknem w pokoju Asha. Specjalne urządzenie, zbudowane ze starego kołowrotka oraz kierownicy od zepsutego roweru stworzyło coś w rodzaju transportu, za pomocą którego z domku na drzewie można się było dostać do pokoju Asha i na odwrót. Udogodnienie to było naprawdę ogromne, ale miało ono również swoje wady, o czym świadczyła obecność Dawn w naszym pokoju o tak wczesnej porze.
- Ale przecież okno było zamknięte. Jak je otworzyłaś? - zapytałam.
- Mój kochany, słodki Piplup wsunął skrzydło pomiędzy szparę w obu częściach okna, odsunął zasuwkę i po sprawie - powiedziała Dawn, biorąc swego Pokemona na ręce.
- To prawda, Piplup? - zapytał Ash, spoglądając na Pokemona groźnym wzrokiem.
- Pip-lup-pip! - zapiszczał na swoją obronę stworek.
- Oj, nie złość się na niego, braciszku. On przecież nie zrobił nic złego - zachichotała panna Seroni.
- Może i nie, ale prosiłbym, abyś następnym razem nie wparowywała do mojego pokoju bez uprzedniej zapowiedzi. Zwłaszcza, kiedy jestem z moją dziewczyną sam na sam - mruknął Ash.
Dawn zaśmiała się ponownie, po czym wstała z krzesła.
- Nie ma sprawy. Wracam do domku na drzewie. Pora się ubierać i iść na śniadanie.
To mówiąc otworzyła okno i wypuściła przez nie Pikachu oraz Piplupa, którzy pobiegli po linie z powrotem do kwatery głównej naszego Klubu Detektywów. Chwilę później Dawn spojrzała ponownie na mnie i na Asha, którzy dalej zakrywaliśmy się szczelnie kołdrą, aby przypadkiem jej uważne oko nie dostrzegło tego, czego dostrzec nie powinno.
- Ash! Serena! Do zobaczenia na śniadaniu! - zawołała Asha, po czym złapała rękoma za swój środek transportu i zniknęła nam z oczu.
Załamana opadłam na poduszki oddychając głęboko i spojrzałam na mego chłopaka.
- Kurczę... Dawn potrafi czasami tak się psocić, że hej...
- A żebyś wiedziała, Sereno... Mam czasami ochotę spuścić jej lanie - powiedział Ash.
- Daj spokój, Ash. Ostatecznie ona nie robi tego złośliwie - wystąpiłam w obronie swojej przyszłej szwagierki.
- Może i nie, ale tak czy inaczej warto pomyśleć o zamontowaniu w moim pokoju systemu antywłamaniowego z bardzo głośnym alarmem - mruknął mój ukochany.
- Tak, żebyś obudził nim cały dom?
- Przynajmniej nikt nie wejdzie do mojego pokoju bez pozwolenia.
Zaśmiałam się delikatnie do mojego ukochanego i popatrzyłam mu w oczy z miłością, mówiąc:
- Jesteś cudownie zabawny, Ash, kiedy tak się złościsz. Wiesz o tym?
To mówiąc powoli podniosłam się z łóżka i podeszłam do okna, bardzo szczelnie je zamykając. Chciałam mieć pewność, że nie będziemy mieli więcej nieproszonych gości. Spojrzałam potem na Asha i widząc go bardzo zadowolonego, choć przed chwilą jeszcze się złościł, zapytałam:
- No, co?
- Nic... Tylko wyglądasz tak pięknie z tym wisiorkiem...
Uśmiechnęłam się do niego, bo doskonale wiedziałam, o co mu chodzi. Po prostu podobałam mu się naga, ale nie chciał tego powiedzieć wprost, bo wolał używać subtelniejszej metody wyrażania swoich uczuć. Cóż... Skoro miał takie podejście, to nie mogłam go za to potępiać. Przeciwnie, nawet lubiłam ten jego sposób w wyrażaniu się.
- Nie chce mi się wierzyć, że patrzysz teraz akurat na mój wisiorek - zażartowałam sobie.
- A czemu nie? Jest bardzo piękny - odpowiedział mi żartem Ash.
Zamruczałam zadowolona i dotknęłam powoli mego wisiorka. Był to Yang od Latias. Ash miał na sobie Yin. Oboje bardzo polubiliśmy te piękne wisiorki wręczone nam przez naszą serdeczną przyjaciółkę do tego stopnia, że w ogóle się z nimi nie rozstawaliśmy. Teraz zaś, poza owymi prezentami od Latias nie mieliśmy nic na sobie. Powodem tego był prosty fakt, że nie lubiliśmy ich zdejmować z siebie. Nosiliśmy je ze sobą praktycznie zawsze: podczas kąpieli czy spania, a nawet podczas... Ekhem... Robienia tego, co ze snem nie ma wiele wspólnego.
Wzięłam Yang do ręki i zaczęłam go czule oglądać.
- Jest piękny, podobnie jak i nasze uczucie - powiedziałam.
Mój chłopak powoli podniósł się z łóżka i podszedł do mnie, po czym zaczął się bawić moimi włosami.
- Jak uważasz, Ash? Czy naprawdę jest tak, jak z tymi medalionami? Jesteśmy jednością pomimo tego, że pod wieloma sprawami się różnimy? - zapytałam po chwili.
- A pod innymi doskonale się dogadujemy, Sereno - odpowiedział Ash, powoli gładząc moje włosy.
Najwyraźniej uwielbia się nimi bawić, bo bardzo często to robi. Nie narzekam na niego z tego powodu, ponieważ podoba mi się, kiedy tak robi. Zaśmiałam więc delikatnie i dodałam:
- To prawda. Różnimy się pod pewnymi względami, niekiedy nawet mocno, ale pod innymi z kolei doskonale się rozumiemy.
- Jedno jest pewne... Nie ma drugiej takiej pary jak my - stwierdził Ash z radością w głosie.
- To prawda. Takich dwóch jak nas trzech to nie ma ani jednego - zażartowałam sobie.
Ash zachichotał, a ja odwróciłam się przodem do niego i spojrzałam mu w oczy z miłością.
- Myślisz, że będziemy na zawsze razem i nic nas nigdy nie rozdzieli? - zapytałam po chwili.
W sumie nie wiem, jakiej odpowiedzi oczekiwałam od mego chłopaka, ale ta, którą mi udzielił była dla mnie jak najbardziej zadowalająca.
- Nie wiem, co nam przyniesie przyszłość, ale jedno wiem na pewno. Nasza miłość ma wszelkie szanse na to, żeby przetrwać wszystko, jeśli tylko będziemy o nią walczyć równie zawzięcie, jak walczymy o sprawiedliwość.
Wtuliłam się w niego mocno, a uszkiem słuchałam słodkiego bicia jego rozkosznego, kochającego mnie szczerze serduszka.
- Masz rację, Ash. Masz rację. Musimy zawsze walczyć o to, w co wierzymy - powiedziałam.
- Jak porządni detektywi - rzekł mój luby.
- I jak porządni muszkieterowie - dodałam żartobliwie.
Ash zachichotał, słysząc moją odpowiedź.
- Nie inaczej, Sereno. Nie inaczej.
***
Przy śniadaniu rozmawialiśmy o różnych sprawach. W sumie nawet nie pamiętam, o jakich, ale zdecydowanie musiały to być wesołe i przyjemne tematy, ponieważ co chwila wszyscy wybuchaliśmy śmiechem. Ten poranek zaliczał się do niesamowicie przyjemnych. Ash jak zwykle był wręcz duszą towarzystwa, podobnie również jak i Dawn. Oboje zdecydowanie wiedli prym w rozmowie, sypiąc żartami jak z rękawa. Ja oraz Bonnie o mało nie zlecieliśmy z krzeseł ze śmiechu, kiedy słyszeliśmy ich dowcipne uwagi. Clemont zachowywał się już nieco poważniej, jednak przecież nawet on zaśmiewał z dowcipów naszych przyjaciół, choć robił to nieco poważniej. Na śniadaniu zjawili się również moja mama, Meyer oraz Delia, którzy co prawda rzadko się odzywali, ale widać było, że wesoła atmosfera udzieliła się również i im, bo ciągle się do nas uśmiechali.
Po śniadaniu poszliśmy wszyscy do pracy, gdzie w radosnej atmosferze poświęciliśmy się naszym obowiązkom.
- Ach, wrzesień tego roku jest nadzwyczaj ciepły, nie uważasz, Sereno? - zapytał mnie Ash, gdy minęliśmy się w drzwiach od kuchni.
- Owszem, wyjątkowo ciepły - odpowiedziałam mu z uśmiechem na twarzy - Mam wielką nadzieję, że to ciepło utrzyma się aż do zimy.
- Na to za bardzo bym nie liczył, ale w sumie może twoje życzenie się spełni? Kto wie?
Wzruszyłam ramionami na znak, że wszystko się może jeszcze zdarzyć, po czym wróciłam do swoich obowiązków. Pracowaliśmy wszyscy razem aż do ukończenia naszej zmiany. Po niej zaś nasza wesoła paczka postanowiła oddać się przyjemnościom.
- Dokąd się wybieracie? - zapytała nas Misty, kiedy już szykowaliśmy się do wyjścia.
- W sumie to nawet nie wiem. Nie mam żadnych planów na dzisiaj - powiedziałam i spojrzałam na Asha czekając, co on powie.
- Ja też nie mam żadnych planów - rzekł mój chłopak.
- Pika-chu! - zapiszczał wesoło jego Pokemon, wskakując mu zwinnie na ramię.
- Ani ja - odparła Dawn - Przynajmniej na razie nie mam żadnych.
- Pip-lup-pip! - zapiszczał radośnie jej Piplup.
- My z Dedenne także nie - dodała Bonnie.
- De-de-ne! - pisnął wesoło Dedenne.
Misty uśmiechnęła się do nas wówczas i powiedziała:
- To się nawet bardzo dobrze składa, moi kochani. Chciałabym wam coś zaproponować. Możecie iść z nami?
- Iść z wami? A dokąd? - zapytałam zainteresowana słowami Misty.
- I co masz na myśli mówiąc „z nami“? - dodał Ash.
- Pika-pika? - zapiszczał pytająco Pikachu.
- Ma na myśli siebie, mnie oraz Latias - odezwała się do nas Melody, uśmiechając się wesoło.
Latias powoli podeszła do nas i pokiwała lekko głową na znak, że jej przyjaciółka się nie myli.
- Dokładnie tak. Więc jak? Pójdziecie z nami? - zapytała nas ponownie Misty, mając wciąż na twarzy przyjazny uśmiech.
- A wolno wiedzieć, dokąd zamierzacie nas zaprowadzić? - spytała Dawn.
- Pip-lu-pip? - zaćwierkał pytająco jej Piplup.
- Właśnie, ja sama jestem tego strasznie ciekaw - dodałam.
- Poza tym powiedz nam, Misty, czy to, co chcesz nam zaproponować, będzie dla nas atrakcyjne? - zapytała Bonnie.
- De-de-ne! - pisnął Dedenne, wskakując dziewczynce na głowę.
Misty, Melody oraz Latias uśmiechnęły się do nas tajemniczo.
- Powiem tak... Myślę, że to powinno się wam spodobać - stwierdziła po chwili Misty.
- Najlepiej będzie jednak, jak sami zobaczycie to, co my chcemy wam pokazać, a dopiero potem wystawicie ocenę - dodała Melody.
Latias przytaknęła jej ruchem głowy, co oznaczało, że podziela ona zdanie swoich przedmówczyń.
Postanowiliśmy zrobić tak, jak nam radzono i najpierw zobaczyć, jaką to niespodziankę dla nas szykują nasze przyjaciółki, a dopiero potem ją oceniać. Tak też więc zrobiliśmy i cały nasz Klub Detektywów udał się za Misty, Melody i Latias (właściwie to prawie cały Klub, bo Clemont został z Brockiem w kuchni ze względu na swoje obowiązki).
Trzy nasze przyjaciółki zabrały nas ze sobą do budynku teatru, który znajdował się w Alabastii. Dawno tam już nie wystawiano żadnych sztuk, ale najwidoczniej ktoś postanowił to zmienić, ponieważ kiedy weszliśmy do środka, to po teatrze kręciła się już cała masa ludzi, z których każdy coś ustawiał, każdy coś kładł, każdy coś przestawiał. Każdy się krzątał, każdy miał coś do roboty.
- Ruch jak u Beedrilli w ulu - powiedziałam dowcipnie.
- To Beedrille mają ule? - zapytała Bonnie.
- Niektóre tak - odpowiedziałam jej.
Weszliśmy powoli do pomieszczenia z widownią oraz sceną, na której krzątali się już różni ludzie, głównie w naszym wieku lub niewiele od nas starsi. Widocznie wszyscy szykowali się do jakiegoś przedstawienia. Byli nim naprawdę mocno podekscytowani.
- Misty, po co nas tutaj przyprowadziłaś? - zapytał Ash.
- Zaraz zobaczysz - odpowiedziała mu przyjaciółka, uśmiechając się enigmatycznie.
- Wykaż trochę więcej cierpliwości, Ash - zachichotała wesoło Melody, patrząc na nas z figlarnymi iskrami w oczach.
Latias pokazała mojemu chłopakowi coś na migi. Zaśmiałam się, bo zrozumiałam, o co chodzi. W końcu, jak już mówiłam, Ash od jakiegoś czasu uczył mnie migowego, dzięki czemu mogłam porozumiewać się z Latias oraz Pikachu, którzy umieli mówić tylko w tym właśnie języku.
- Zgadzam się. Cierpliwość to zdecydowanie nie jest drugie imię Asha - zachichotałam wesoło.
Mój ukochany zrobił nieco nadąsaną minę, gdy to usłyszał. Rozmowę przerwało nam podejście jakiegoś chłopca w okularach, którego od razu rozpoznaliśmy.
- Witaj, Misty! Widzę, że przyprowadziłaś ze sobą gości - zawołał wesoło chłopak.
- Owszem i to nie byle jakich - odpowiedziała mu Misty - Nie muszę was przedstawiać, bo sądzę, że się znacie.
- MAX! - zawołaliśmy jednocześnie ja, Ash, Dawn i Bonnie na widok chłopaka.
- Pika-chu!
- De-de-ne!
Chłopakiem, który właśnie stanął przed nami, był nasz przyjaciel Max Hameron. Ledwie nas zobaczył, a uśmiechnął się radośnie i wpadł od razu w objęcia Asha, którego mocno uściskał. Pikachu zeskoczył z ramienia swego trenera i pozwolił, by chłopak delikatnie go do siebie przytulił.
- No i znowu się spotykamy, Max! Nawet nie wiesz, jak się cieszę z tego powodu - powiedziałam radosnym głosem.
- Minęło już trochę czasu od naszego ostatniego spotkania - dodała Bonnie.
- Właśnie. Ostatni raz widzieliśmy się przecież podczas tego incydentu z burmistrzem Alabastii! - zawołał radośnie Ash.
Była to prawda, bo May i Max towarzyszyli nam podczas tej całej awantury, potem jednak oboje ruszyli w swoją stronę po nowe przygody. Nie sądziliśmy więc, że tak szybko znowu spotkamy Maxa. Oczywiście była to dla nas naprawdę miła niespodzianka.
- Dawn, no proszę. Wyglądasz jeszcze piękniej niż ostatnim razem - powiedział wesoło Max, zerkając na moją najlepszą przyjaciółkę.
- Weź przestań, bo się zarumienię - zachichotała delikatnie dziewczyna.
- Ty też wypiękniałaś, Sereno - dodał pospiesznie chłopak, zerkając na mnie.
Zarumieniona pod wpływem jego komplementów lekko poczochrałam mu ręką czuprynę i powiedziałam:
- Cieszę się, że cię znowu widzę, Max.
Była to prawda, niesamowicie cieszyłam się na widok tego chłopca. W końcu gdyby nie jego umiejętności hakerskie połączone ze ścisłym umysłem Clemonta, być może nigdy nie zdołalibyśmy udowodnić niewinności Asha w sprawie z burmistrzem. Max znacznie przyczynił się do ocalenia mojego ukochanego, więc tym bardziej cieszyła mnie jego obecność w Alabastii.
- Ja też się cieszę, że was widzę! - odparł uradowany Max - Proszę, jest tutaj również Bonnie oraz jej wierny Dedenne.
- De-de-ne! - pisnął radośnie Pokemon, wskakując na ręce Maxa.
Chłopiec zadowolony mocno przytulił go do siebie i potarł policzkiem o policzek Pokemona.
- Nie, czekaj Max! Lepiej tego nie rób, bo...! - jęknęła Bonnie, ale nie zdążyła dokończyć, bo chwilę później Max został lekko porażony prądem przez Dedenne.
- Za późno - jęknęła Bonnie.
Max upadł na ziemię, ale po chwili szybko się pozbierał, śmiejąc się przy tym do rozpuku.
- A więc mizianie działa u Dedenne jak atak - powiedział tonem, jakby właśnie odkrył ciekawą wiadomość naukową - Warto to zapamiętać.
Tak, to właśnie cały Max. Uwielbiał naukę, podobnie jak Clemont i kiedy tylko miał ku temu okazję, to zawsze w jakiś sposób poszerzał swoją wiedzę o coraz to nowe, ciekawe dane. Ciekawe dla niego, rzecz jasna, bo jeśli chodzi o mnie, to niewiele z tych jego ciekawostek było tak naprawdę ciekawych. Ale cóż... To kwestia gustu, a ponoć o gustach się nie dyskutuje, jak mówi mądre przysłowie. Więc postanowiłam posłuchać tego przysłowia i nie rozmawiać z Maxem na tak drażliwy temat.
- Słuchaj, Max! A co ty tutaj w ogóle robisz? - zapytał po chwili Ash z wyraźnym zainteresowaniem bijącym z jego głosu.
- I powiedz mi, proszę, gdzie jest twoja siostra, May? - dodałam równie zainteresowana.
- No, właśnie! Co z May? Czy ma się dobrze? - spytała Dawn.
- Sama możesz ją o to zapytać - zaśmiał się Max.
To mówiąc chłopak wskazał na znajdujące się niedaleko nas miejsca w pierwszym rzędzie widowni. Siedziała tam jakaś dziewczyna, która właśnie krzyczała w stronę sceny.
- Nie, nie i jeszcze raz nie! - zawołała dziewczyna, podchodząc do ludzi stojących na scenie - Wcale nie tak powinniście to śpiewać! Musicie w to włożyć więcej serca i pasji! Oni to śpiewają z radością! Śpiewają, gdyż praca, której się poświęcają, sprawia im wielką przyjemność!
- A co jest niby przyjemnego w harowaniu po całych dniach w kopalni diamentów? - zapytał jeden z aktorów, który miał na sobie (co dopiero teraz zauważyłam) strój krasnoludka.
- To nie ma najmniejszego znaczenia. Twoim zadaniem jest właściwe zagrania postaci, którą odtwarzasz, a nie kwestionowanie słuszności jej decyzji - powiedziała do niego dziewczyna, która widocznie była reżyserem całego spektaklu.
Aktorzy westchnęli załamani, po czym wrócili do gry i zaczęli głośno i wesoło śpiewać:
Hej stu-stuk-stuk-stuk! Pik-pik-pik!
Tu pod ziemią dzień po dniu.
Wciąż puk-puk-puk-puk! Pik-pik-pik!
Podoba nam się tu!
Raz tak, raz pik! Bogaty szlif!
Tylko pik-pik-pik! I diamentów cały lik.
To mnie raj! To mnie raj!
To mi raj! To mi raj!
To nasz diamentowy raj!
I pik-pik-pik-pik! Puk-puk-puk!
Od świtu aż po noc.
Wciąż pik-pik-pik-pik! Stuk-stuk-stuk!
Już ich mamy całą moc.
Choć mamy tysiąc skrzyń i pak,
Hej! Stuka kilof, puka hak!
O to chodzi, że lubimy tak
Ten stuk i puk i bach!
- Doskonale! - zawołała reżyserka zadowolonym tonem, gdy piosenka dobiegła końca - Nie mogliście tak od razu?! Tylko tak mi zaśpiewajcie na premierze, a będzie dobrze.
- Hej, May! Możesz tu na chwilę podejść?! - zawołał dziewczynę Max.
Pani reżyser odwróciła się powoli w stronę brata.
- O co chodzi, Max? Aha! Panny spóźnialskie już przyszły! Najwyższa pora! Właśnie zaczynamy próbę!
To mówiąc May podeszła do nas, ale kiedy zobaczyła, że oprócz Misty, Melody oraz Latias jesteśmy też ja, Ash, Dawn i Bonnie, na jej twarzy zagościł radosny uśmiech połączony z zaskoczeniem.
- Witaj, May - powiedział Ash.
- Ash! Serena! Dawn! Bonnie! Jakże się cieszę, że was znowu widzę! - zawołała May, obejmując i całując w policzek każde z nas.
Chwilę później ukucnęła i przywitała się też z Pikachu oraz Dedenne.
- Witaj, Pikachu. Ciągle jeszcze trzymasz z Ashem?
- Pika-pika! Pi-ka-chu! - zapiszczał wesoło Pokemon.
- Słuszna postawa. Cześć, Dedenne! Ciebie również miło widzieć - dodała May, zwracając się do malutkiego Pokemona, głaszcząc go czule po główce.
Następnie podniosła się na równe nogi i zapytała:
- Coś mi mówi, że skoro wy tu jesteście, to pewnie Misty już wszystko wam wyśpiewała, co nie?
Misty zrobiła nieco nadąsaną minę, ale tylko na pozór, bo w głębi serca była naprawdę w wyśmienitym nastroju, co mogłam z łatwością rozpoznać. Znałam ją już tak długo, że umiałam poznać, kiedy się denerwuje naprawdę, a kiedy nie.
- Prawdę mówiąc, to Misty jeszcze nic nam nie mówiła o tym, co ty tu robisz - odpowiedziałam zgodnie z prawdą.
- Właśnie, May! Co to ma być za posądzenie mnie o długi jęzor, co?! - zapytała rudowłosa panna, patrząc na swoją przyjaciółkę niezadowolonym spojrzeniem - Czemu od razu musisz wychodzić z założenia, że jestem paplą i wszystko, co wiem, to powiem Ashowi i reszcie?
- Och, Misty! Ja tylko tak powiedziałam, gdy zobaczyłam, że jest z tobą Ash i reszta - tłumaczyła się May, czerwieniąc się ze wstydu na twarzy.
- Prawdę mówiąc, May, to ty niewiele minęłaś się z prawdą, bo Misty jest paplą - zażartowała sobie Melody.
- Później się z tobą policzę - mruknęła Liderka Sali w Azurii, po czym spojrzała na May - Ponieważ jednak nic im nie powiedziałam, to może ty sama zechcesz wprowadzić naszych przyjaciół w arkana naszego planu?
- Jakiego planu? - zdziwiłam się.
May uśmiechnęła się do nas, założyła ręce za plecy i powiedziała:
- W sumie to nie jest żaden plan. Chodzi po prostu o to, że razem z moim młodszym bratem...
- Czy musisz wiecznie podkreślać, że jestem młodszy? Bardzo tego nie lubię - mruknął pod nosem Max, który widocznie nie był zachwycony, że May często akcentuje ich wiek.
May poczochrała mu włosy i zaśmiała się z lekkim politowaniem.
- Spokojnie, braciszku. Ja po prostu stwierdzam fakty, nic więcej.
- Ale musisz to robić niemalże bez przerwy? - zapytał niezadowolony tonem Max.
Misty westchnęła głęboko i popatrzyła na Maxa ze zrozumieniem.
- Uwierz mi, doskonale wiem, co czujesz. Mam w końcu trzy starsze siostry.
Oczywiście nasza przyjaciółka mogła chłopca doskonale zrozumieć, bo naprawdę ma trzy starsze siostry, które nieraz jej dokuczały z tego powodu, że była najmłodsza z nich. Nazywały ją małą, traktowały z wyższością, a także nieco dogryzały i rzucały w jej stronę złośliwe docinki. Takie właśnie zachowanie zdecydowanie nikomu by się nie podobało. Myślę, że dzięki temu Misty umiała tak dobrze zrozumieć Maxa.
- No, dobra! Dość już tych pogaduszek. Może wreszcie im powiesz o całej sprawie? - zapytała Melody, klaszcząc przy tym w dłonie.
May i Max przywołani w ten sposób do rzeczywistości, uśmiechnęli się wesoło, po czym pierwsze z nich zaczęło mówić:
- No, więc... Cała sprawa wygląda tak... Władze Alabastii postanowiły wystawić w mieście sztukę „Królewna Śnieżka i siedmiu krasnoludków“.
- Z jakiej okazji? - zapytał Ash.
- W sumie to bez żadnej okazji. Wystawiają ją tak po prostu, żeby pokazać się z lepszej strony przed ludźmi - odpowiedziała złośliwie Misty.
- Zwyczajnie nasi kochani politycy chcą sobie polepszyć frekwencję przed kolejnymi wyborami - dodała równie ironicznie Melody.
- Taka prawda, politycy to cwaniaczki - powiedziała Dawn i popatrzyła na swojego brata.
- Muszę się z tobą zgodzić, siostrzyczko. Politycy to rzeczywiście są cwaniaczki. Cwaniaczki i złodzieje, nic więcej - stwierdził chłopak.
- Ash, daj spokój. Przecież nie każdy polityk musi kraść - rzekłam z uśmiechem na ustach.
- Poprawka, kochana Sereno. Nie każdy polityk daje się złapać na tym, że kradnie - zażartował sobie Ash.
- Pika-chu! - dodał Pikachu, który widocznie podzielał zdanie swego trenera.
- Zgadzam się z tobą, braciszku. Ja tam osobiście uważam, że każdy polityk kradnie. Różnica tkwi tylko w sumach, jakie wkładają oni do swojej kieszeni - powiedziała Dawn.
- Pip-lup-pip-pip! - zapiszczał nieco oburzonym tonem Piplup, kiwając główką na znak potwierdzenia słów swojej trenerki.
- Święte słowa - powiedział Ash, wyraźnie zadowolony z tego, że jego siostra podziela jego zdanie w tej sprawie.
Machnęłam już na to ręką, bo nie zamierzałam przekonywać mojego chłopaka i jego siostry do zmiany zdania tym bardziej, że sama nie lubiłam polityków, a po prostu zwyczajnie nie chciałam, aby mój ukochany i moja najlepsza przyjaciółka ulegali stereotypom.
- A więc władze wystawiają sztukę na podstawie baśni braci Grimm i poprosili ciebie o jej wyreżyserowanie? - zapytałam po chwili, patrząc na May.
- W sumie to ta sztuka jest na podstawie baśni oraz na podstawie tego słynnego filmu animowanego z 1937 roku - wyjaśniła mi May.
Uśmiechnęłam się na wieść o tym, ponieważ podobnie jak i Ash wręcz uwielbiałam ten film. Zachwycona klasnęłam więc w dłonie i zawołałam:
- To świetnie! To musi być naprawdę świetna sztuka!
- Owszem, jest świetna, ale niestety z aktorami jest mały problem - westchnęła głośno May, patrząc wymownie na scenę - Widzieliście chyba, co oni potrafią wyczyniać? Wielkie gwiazdy teatru się znalazły. Może oni i są gwiazdami, ale kapryszą gorzej niż małe, rozwydrzone, wredne dzieci.
- To się nazywa show biznes - zażartował sobie Ash.
Bonnie, Latias i Dawn zachichotały wesoło słysząc ten żart. Ja zaś lekko się uśmiechnęłam. Nie żeby żart mnie nie rozbawił, ale powiedzmy sobie szczerze, gdy widziałam załamanie nerwowe rysujące się na twarzy May poczułam, że bardzo jej współczuję i sama nie chciałabym znaleźć się na jej miejscu.
- No, dobrze, ale niby czemu właśnie ciebie poprosili o zorganizowanie tego przedstawienia? - zapytałam, chcąc zmienić temat.
- Właśnie, May! Czemu ty i Max zostaliście o to poproszeni? - dodała Bonnie bardzo ciekawskim tonem.
- De-de-ne? - zapiszczał pytająco Dedenne.
- Bo jak wiecie ostatnimi czasy właśnie tym się zawodowo zajmuję. Organizowaniem przyjęć oraz imprez - wyjaśniła nam wesoło May - Poza tym chodzi o to, że wszystkim w Alabastii spodobało się przyjęcie, które ostatnio zorganizowałam, więc cóż...
- Nie musisz już nic mówić, wszystko rozumiemy - stwierdziła Dawn z uśmiechem na twarzy - A więc wystawiasz sztukę? A Misty, Melody i Latias w niej grają?
- Nie inaczej - powiedziała wesołym głosem Melody - Bystra z ciebie dziewczyna, Dawn. Uczysz się logicznego rozumowania.
- Przy moim starszym bracie detektywie to wcale nie jest takie trudne - zachichotała wesoło Dawn.
- Właśnie, brat detektyw - powiedziała nagle May i spojrzała uważnie na mojego chłopaka - Czy mogłabym cię poprosić o chwilę rozmowy na osobności, Ash?
- Jasne, nie ma problemu - odpowiedział mój chłopak i uśmiechnął się do Pikachu - Pikachu, chodź ze mną.
- Pika-chu! - zapiszczał Pokemon, wskakując mu na ramię.
- Ja też mogę iść z wami, Ash? - zapytałam.
- To już zależy od May - rzekł dyplomatycznie detektyw i spojrzał na przyjaciółkę.
Dziewczyna stwierdziła, że nie ma nic przeciwko mej obecności, więc już po chwili ja, Ash, Pikachu oraz May znaleźliśmy się w osobnym pokoju, gdzie nasza przyjaciółka przeszła na ton konspiracyjny, wcześniej uważnie się rozglądając, czy ktoś nas nie podsłuchuje.
- Nie chciałam tego mówić przy innych, jednak oczywiście możecie później powiedzieć to wszystkim członkom waszego detektywistycznego klubu - rzekła May.
Oczywiście obiecaliśmy naszej przyjaciółce największą dyskrecję, jaką tylko da się w całej sprawie zachować, po czym zapytaliśmy, o co w ogóle w tym wszystkim chodzi. May podeszła wówczas powoli do biurka, które stało w kącie pokoju, otworzyła szufladę, wyjęła z niej kartkę papieru, po czym podała ją mnie oraz Ashowi.
- Proszę, przyjacielu. Oto jest przyczyna naszych problemów.
Ash wziął do ręki kartkę i przeczytał ją, po czym podał ją mnie. Ja zaś uważnie zapoznałam się z jej treścią i musiałam przyznać, że nie jest ona zbyt budująca. Brzmiała ona tak:
Wasza primadonna jest osobą żałosną i płytką. Domagam się, żeby natychmiast wyniosła się z waszego przedstawienia i została zastąpiona przez kogoś naprawdę godnego tej roli. W przypadku nie posłuchania mego żądania sam zaprowadzę porządek w tym teatrze. Nie zmuszajcie mnie do ostateczności. Spełnijcie moje żądania, w końcu nie oczekuję zbyt wiele.
Fantom
- Dość niezwykły liścik - powiedziałam, patrząc z nieco niepewnym uśmiechem na Asha.
- Pika-pika - zapiszczał nieco zaniepokojonym tonem Pikachu.
- A żebyś wiedziała, Sereno, że niezwykły - powiedział detektyw, z trudem siląc się na humor.
- Fantom... To po angielsku znaczy Duch, prawda? - spytałam.
- Duch... Zjawa... Upiór - przetłumaczyła May.
- Upiór? Coś mi mówi, że bardzo lubi operę - zażartował sobie Ash.
Zachichotałam, bo doskonale wiedziałam, o czym on mówi, ale mimo wszystko poczułam też, że nie było to stosowne miejsce ani stosowny czas na żarty. Ash jednak już taki jest. Uwielbia sobie stroić żarty nawet wtedy, gdy sytuacja była poważna, a może raczej szczególnie wtedy to lubi robić. No, tak czy inaczej zdecydowanie żart był zabawny, ale sytuacja na niego nie była zbyt odpowiednia.
- Z listu wynika, że ten cały Fantom ma wobec waszego przedstawienia niezbyt uczciwe zamiary, prawda? - zapytał po chwili Ash.
- Niezbyt uczciwe zamiary? Ładnie to ująłeś. Dyplomatycznie i dość subtelnie - zaśmiała się May, ale zaraz spoważniała - Obawiam się jednak, że być może nie będzie to wcale takie wesołe, jak byśmy to sobie mogli wyobrażać.
- To prawda, Ash. Być może ten cały Fantom wcale nie będzie skory do żartów. Spodziewam się, że on raczej poważnie potraktuje swój list oraz zawarte w nim żądania - powiedziałam.
- Pika-pika - zapiszczał smutno Pikachu, opuszczając smętnie główkę w dół.
Ash uśmiechnął się do mnie delikatnie.
- Doskonale zdaję sobie z tego sprawę, najdroższa Sereno - powiedział, ponownie spoglądając na list - Myślę sobie jednak, że jedyne, co możemy teraz zrobić, to poczekać na ruch Fantoma i potem dopiero spróbować go złapać.
- Co?! Czekać na ruch Fantoma? Nie takiej rady od ciebie oczekiwałam - stwierdziła ironicznie May.
Ash skrzyżował ręce na piersi i popatrzył na przyjaciółkę z kpiną w oczach.
- Doprawdy? A więc czego niby oczekiwałaś ode mnie, May? - zapytał nieco złym tonem.
May poczuła, że chyba posunęła się za daleko, po czym powiedziała przepraszającym tonem:
- Wybacz mi, Ash. Nie chciałam cię urazić, naprawdę nie chciałam. Po prostu jestem przerażona i nie wiem, co mam zrobić. Planowałam dzisiaj przyjść do ciebie z tą sprawą, ale Misty uprzedziła mnie i sama was tutaj przyprowadziła.
- Domyślam się, że Misty o niczym nie wie? - zapytałam.
- Jeszcze nie, ale znając ją szybko się zorientuje, że coś jest nie tak - odparła na to panna Hameron.
- Mniejsza o to, czy ona o tym wie, czy też nie. Zamierzam ofiarować ci swoją pomoc - powiedział najlepszy detektyw z Alabastii, który nie żywił wcale urazy do przyjaciółki za jej poprzednie słowa.
- Pomóc? Ale jak chcesz to zrobić, Ash? - zapytałam nie mając pojęcia, co postanowi mój chłopak.
- Pika-pika? - dodał zaintrygowany Pikachu.
Ash zastanowił się przez chwilę, a następnie spojrzał na May i rzekł:
- Wydaje mi się, że jest tylko jedno wyjście z tej sytuacji.
- Jakie? - zapytaliśmy ja i May jednocześnie.
- Pika-pika? - pisnął Pikachu.
Mój luby uśmiechnął się do nas wesoło, po czym zaczął przechadzać się po pokoju i mówić:
- Ja to widzę tak... Nie wiemy, kto jest Fantomem i tak szybko się tego nie dowiemy. Oficjalnie śledztwo spłoszy naszego gościa lub też go tylko rozsierdzi i stanie się on nieobliczalny, a wówczas nie wiadomo, co zrobi.
- Faktycznie, to jest bardzo możliwe - powiedziałam.
- Co zatem proponujesz, Ash? - zapytała May.
- Proponuję teraz, żeby nasza kompania wkręciła się do grupy aktorów, którzy mają grać w twoim przedstawieniu. Zagramy razem z nimi, a przy okazji przygotujemy się do schwytania Fantoma. Będziemy obserwować dokładnie wszystkich pracowników teatru, a potem zastawimy zasadzkę i bach! Złapiemy tego ptaszka na gorącym uczynku.
Ash spojrzał na nas i zapytał:
- Co wy o tym sądzicie?
Ja i May po namyśle uznaliśmy, że zdecydowanie to jedyny sensowny plan, jaki mamy, choć zdecydowanie wiązał się on z dużym ryzykiem, że nic nie pójdzie po naszej myśli, bo przecież mogło tak być. Mimo wszystko jednak ten pomysł był naprawdę dobry i musiałyśmy go zaakceptować, co natychmiast powiedziałyśmy Ashowi.
- Jest tylko jeden problem... Jakie role mielibyśmy zagrać? - zapytałam - Na pewno May ma już wszystkie osoby obsadzone.
- Spokojnie, na to znajdzie się jakaś rada - stwierdziła May - Myślę, że nie musicie wcale grać. Wystarczy, że dołączycie do pracowników teatru. Oświetleniowcom, pirotechnikom i wszystkim innym ludziom, którzy tutaj pracują, przyda się mała pomoc.
- Szkoda, bo miałem ochotę znaleźć się na scenie - jęknął zasmucony tymi słowami Ash.
- Kochanie, przecież nie zawsze możemy robić to, na co mamy ochotę - powiedziałam, klepiąc go lekko po ramieniu.
- Pika-pika-chu - dodał Pikachu pocieszającym tonem.
Ash spojrzał na mnie i uśmiechnął się lekko. Najwidoczniej przyznał mi rację, bo już nie wracał do tego tematu, a jedynie powiedział:
- Tak przy okazji bardzo chciałbym porozmawiać z tą waszą „uroczą“ primadonną. Jestem ciekaw, czemu Fantom jej tak nie lubi?
May uśmiechnęła się ironicznie.
- Jeśli mam być szczera, to jej nikt nie lubi. Może poza tylko kilkoma osobami, ale ja tych osób nie znam.
- Zakładam, że nie bez powodu ludzie jej nie lubią - stwierdziłam z lekką kpiną w głosie.
Nasza przyjaciółka pokiwała wesoło głową.
- Nie inaczej, kochana Sereno. Bardzo dobrze zakładasz. Powiedzmy sobie wprost, ta nasza primadonna jest...
Nie zdążyła nam jednak powiedzieć, jaka jest ich primadonna, bo po chwili rozległo się pukanie do drzwi i kiedy May powiedziała „proszę“, do pokoju wparowała jakaś nastolatka w moim wieku. Miała ona długie blond włosy oraz duże, zielone oczy, z których kipiała wściekłość i jad. Ubrana była w sukienkę z bufiastymi rękawami, najwidoczniej więc szykowała się do wystąpienia w roli głównej owego przedstawienia.
- May, muszę z tobą porozmawiać! - zawołała na wstępie dziewczyna.
- Czemu nie masz jeszcze na sobie peruki? Za chwilę zacznie się próba - zapytała ją panna Hameron.
- Założę ją za chwilę, bo na razie mam większe zmartwienie - odparła dziewczyna, po czym spojrzała na mnie, Asha i Pikachu - A ci to kto?
- To są moi przyjaciele, Izabello. Możesz przy nich mówić spokojnie o wszystkim - pospieszyła z odpowiedzią May.
Izabella (bo tak widocznie nazywała się dziewczyna) nie wyglądała na specjalnie przekonaną słowami swojej reżyserki, bo zmierzyła nas uważnym wzrokiem, po czym wysyczała:
- Mimo wszystko wolałabym z tobą porozmawiać sam na sam. Chodzi o sprawę Fantoma.
- My właśnie w tej sprawie - powiedziałam.
Aktorka spojrzała na nas uważnie.
- Doprawdy? A wy niby jak możecie pomóc mi w tej sprawie, co? - zapytała primadonna z kpiną w głosie.
Już doskonale rozumiałam, dlaczego ta panienka nie jest specjalnie lubiana przez innych pracowników teatru. Po prostu jej się nie dało lubić. Była nadęta, samolubna, okropnie irytująca i co tu dużo mówić... wyraźnie działała wszystkim na nerwy. Mnie w każdym razie na pewno.
Zanim zdążyłam cokolwiek odpowiedzieć, to Ash odezwał się jako pierwszy. Najwidoczniej wyczuł, że mam ochotę rzucić dziewczynie jakiś wredny tekst, więc chcąc uniknąć kłótni szybko powiedział:
- Chcemy tę sprawę wyświetlić.
Izabella spojrzała na niego wzrokiem oznaczającym brak zrozumienia z jej strony. Najwidoczniej znajomość tak trudnego słowa jak „wyświetlić“ przekraczało jej (bardzo skromną zresztą) wiedzę.
- Inaczej mówiąc chcemy ją rozwiązać - wyjaśnił Ash, kiedy widział wyraźnie, że dziewczyna nie rozumie, co on do niej mówi.
To słowo na szczęście aktorka zrozumiała, bo uśmiechnęła się ledwie je usłyszała.
- Doskonale! A więc wobec tego liczę na to, że całą tę sprawę, jak to ująłeś, wyświetlicie, bo ja mam już tego serdecznie dosyć!
- A co się znowu stało? - zapytałam May z politowaniem w głosie.
- Co się znowu stało?! Co się znowu stało?! Ty się mnie pytasz, co się znowu stało?! A jak ci się wydaje, co?! - wyrzuciła z siebie Izabella, coraz bardziej popadając w histerię.
May rozłożyła bezradnie ręce.
- Nie mam pojęcia, co się mogło stać, nie jestem przecież jasnowidzem.
Primadonnę strasznie zdenerwowała ta odpowiedź, gdyż nasrożyła się ona jeszcze mocniej i zawołała:
- Może nie jesteś jasnowidzem, ale za to jesteś wręcz niesamowicie bezczelna. A więc skoro nie wiesz, to zobacz, co się stało!
To mówiąc wcisnęła do ręki May kartkę papieru.
- Znalazłam tę kartkę dzisiaj rano w mojej garderobie. Czy możesz mi powiedzieć, co to znaczy?!
May rozłożyła kartkę i przeczytała na głos jej treść:
Zrezygnuj z roli Śnieżki, dobrze Ci radzę. Nie nadajesz się do tej roli, więc daj sobie lepiej spokój. Weź sobie inną rolę lub całkowicie pożegnaj się z tym przedstawieniem. Przemyśl moją decyzję, bo następnym razem przejdę od słów do czynów.
Fantom
Dziewczyna spojrzała na nas uważnie, a potem na swoją primadonnę i powiedziała:
- Cóż... To rzeczywiście nieciekawej treści liścik.
- Nieciekawej treści? Czy ty rozumiesz, co to oznacza?! - warknęła na nią Izabella - Jakiś gość o kretyńskim pseudonimie żąda, abym ja, gwiazda teatru, zrezygnowała z roli Śnieżki tylko dlatego, że jego zdaniem do niej nie pasuję?! To po prostu żałosne!
- Więc skoro to jest takie żałosne, to czemu się tym przejmujesz, co? - zapytałam.
Aktorka spojrzała na mnie jak na nienormalną i powiedziała:
- Czy ty tego nie rozumiesz? Takie listy i żądania mnie obrażają, a ja nie lubię być obrażana! Ja jestem gwiazdą! Mam talent! Wielki, prawdziwy talent! Domagam się zatem szacunku należnego osobie mojego pokroju!
Nie powiedziałam tego na głos, bo nie chciałam wywoływać awantur, ale pomyślałam sobie, że osoba jej pokroju zasługuje na mocnego kopniaka w tyłek za te swoje fochy i wymysły, bo naprawdę zachowywała się tak, że aż się prosiła o to, aby jakiś Fantom zrobił jej krzywdę. Prawdę mówiąc nie miałabym nic przeciwko, gdyby ktoś wreszcie dał tej gwiazdeczce nauczkę. Oczywiście bez przesady, ale i tak nauczka się należy tej divie.
- Obiecujemy, Izabello, zająć się tą sprawą i złapać Fantoma - rzekł Ash bardzo poważnym tonem, a Pikachu, siedzący mu właśnie na ramieniu, zapiszczał potwierdzająco.
Aktorka spojrzała na Asha, podeszła do niego i pogroziła mu palcem, powoli cedząc swoje słowa.
- Lepiej dla ciebie, żeby tak było, bo jak nie, to mój prawnik już was załatwi! Zobaczysz!
To mówiąc wyszła z pokoju.
May westchnęła głęboko i spojrzała na nas uważnie.
- Teraz już widzicie, przez co ja tu muszę przechodzić. Niby to teatr, ale chwilami odnoszę wrażenie, że mam do czynienia ze zwykłym cyrkiem, bo to, co się tutaj wyprawia przechodzi ludzkie pojęcie.
- Doskonale cię rozumiemy - powiedziałam ze zrozumieniem w głosie - A więc zajmijmy się tą sprawą. Ash, od czego zaczniemy?
Detektyw zastanowił się przez chwilę.
- Zaczniemy od zobaczenia naszej gwiazdeczki w akcji. Coś mi mówi, że wkurzy ona naszą aktorską grupę tak mocno, że zanim się spostrzeżemy to kilku aktorów odejdzie, a dla nas zwolni się miejsce i nie będziemy musieli być zdegradowani do roli zwykłych pracowników, tylko dostaniemy własne role.
Normalnie dziwiłam się przewidywaniom Asha, jednak tym razem tak się nie stało. W końcu na własne oczy widziałam Izabellę w akcji i mogłam przewidywać, jak potrafi ona denerwować.
***
Kiedy już skończyliśmy rozmowę z May, to poszliśmy wszyscy na widownię oglądać przygotowania do spektaklu. Ja, Ash, Dawn, Bonnie oraz Pikachu, Piplup i Dedenne usiedliśmy sobie na widowni. Widząc Pokemony moich drogich przyjaciół wypuściłam natychmiast z pokeballi Fennekina i Panchama, żeby również oni mogli oglądać z nami próby do sztuki. May usiadła niedaleko nas i co chwila zwracała się do swoich aktorów mówiąc im, jak mają grać. Gdy oglądaliśmy próbę Ash po cichu wyjaśnił Dawn oraz Bonnie sprawę, z jaką zwróciła się do nas May. Poprosiliśmy jednak przy tym dziewczyny o to, żeby zachowały dyskrecję, co one obiecały zrobić.
Gdy już się nagadaliśmy, to wróciliśmy do oglądania przedstawienia, a raczej jego próby. Z tej okazji powiem co nieco na temat sztuki.
W sztuce tej, która jak już wcześniej było mówione, wzorowana była na baśni braci Grimm, jak również na tym słynnym filmie animowanym z lat trzydziestych rozszerzono nieco rolę Królewicza, którego w przedstawieniu grał młodzieniec o obciętych na krótko fioletowych włosach, w okularach na nosie oraz z leciutką bródką. Widać było, że bardzo mu się podoba ta rola, bo odgrywał on ją z prawdziwą pasją. Praktycznie nic mu nie można było zarzucić poza tym, że czasami za bardzo skupiał się on na tym, czy podziwia go publiczność, czy też nie.
- Jack, ja cię naprawdę bardzo proszę - powiedziała po chwili May błagalnym głosem - Ty weź się mniej popisuj, a więcej staraj, ponieważ grasz naprawdę nieźle, ale musisz mnie zwracać uwagę na to, czy ktoś na ciebie patrzy.
- Dlaczego? Czy ty nie rozumiesz tego, że ja jestem aktorem i chcę wiedzieć, czy jestem widziany oraz słyszany na widowni - odpowiedział jej aktor, który miał na imię Jack.
- Po prostu trzymaj się scenariusza, a wszystko będzie dobrze, OK? - zapytała May nieco już załamanym tonem.
Jack najwidoczniej nie chciał się z nią kłócić, bo po prostu zgodził się na jej warunki i zaczął grać dalej, choć widać było, że nie specjalnie mu to odpowiada i woli grać tak, aby wszyscy na widowni wiedzieli, że to on rządzi na scenie, a przedstawienie kręci się wokół niego.
Koleżanką Jacka była Jessica, młoda, czerwonowłosa dziewczyna w jego wieku. W sztuce grała ona rolę Pazia Królewicza, który towarzyszy mu w poszukiwaniach Śnieżki i czasami wtrąca jakieś dowcipne uwagi na ten temat. Postać ta nie występowała co prawda ani w bajce, ani w baśni, ale Max (który to pomagał napisać scenariusz tej sztuki) dodał ją uznając, że dzięki temu w całej historii będzie jeszcze więcej humoru. Poza tym obaj wyglądali razem jak Don Kichot i Sancho Pansa, co naprawdę dodawało obu tym postaciom uroku, a publiczność musiała ich polubić, nie było innej opcji.
W rolę Złej Królowej wcielała się Misty i musiałam to przyznać, była po prostu fenomenalna. Widać było, że odgrywanie tej roli wręcz doskonale jej idzie. W grze rudowłosej dziewczyny z Azurii nie było wcale ani cienia sztuczności. Kiedy mówiła swoje kwestie, to była po prostu niezastąpiona, czyli taka, jaka być powinna: mroczna, groźna, nieprzystępna, okrutna oraz despotyczna, a wręcz szalona. Taka, jak była Zła Królowa.
Niestety, nieco gorzej miał się aktor, który podstawiał głos pod Zaklęte Zwierciadło. Pamiętam, że w bajce Disneya miał on dość mroczny sposób przekazywania odpowiedzi, to jednak nie specjalnie wychodziło aktorowi.
- O nie! Stop! Jak ty w ogóle to mówisz? - jęknęła May, wchodząc na scenę - To nie tak powinno brzmieć!
Aktorowi wcale nie spodobało się to, że panna Hameron krytykuje jego sposób gry. Uważał, że wszystko jest w porządku, a pani reżyser zwyczajnie szuka dziury w całym, nic więcej. May za nic nie mogła się z nim dogadać.
- Ja uważam, że ona ma rację. Głos Ducha zaklętego w zwierciadle powinien brzmieć zupełnie inaczej - odezwał się po chwili Ash, wstając ze swojego miejsca.
Aktor popatrzył na mojego chłopaka niechętnie i powiedział:
- A niby jak twoim zdaniem on powinien brzmieć, co?
- Inaczej niż ty to mówisz. Ty po prostu to deklamujesz, a to musi być mówione z pasją.
- Wobec tego może pokażesz mi, jak to się robi, cwaniaczku? - mruknął niechętnie aktor, biorąc się za boki rękami.
Ash popatrzył na May, czy ta mu na to pozwoli, a kiedy otrzymał od niej zgodę wyrażoną poprzez skinięcie głową, schował się za Lustrem i dał znać Misty, żeby ta rozpoczęła swoją kwestię. Dziewczyna (ubrana w strój Złej Królowej) rozłożyła szeroko ręce i przemówiła mrocznie:
- Duchu w magicznym zwierciadle, co moc władczyni swej znasz! Przez mgły i mrok! Czy czujesz mój wzrok?! SŁUŻ! Ukaż mi swą twarz!
Specjaliści od pirotechniki stworzyli mroczny dźwięk, co oznaczało, że duch pojawia się właśnie w lustrze. Ponieważ nie mogliśmy ukazać jego twarzy na tafli lustra, to jedynie umieściliśmy na górze nad sceną ludzi, którzy powoli opuścili na dół za pomocą sznurków kredowo-białą maskę teatralną, która miała służyć za twarz ducha. Reszta już należała do Asha.
- Królowo, słucham cię - przemówił mój chłopak ukryty za lustrem.
Sposób, w jaki wypowiedział on te słowa sprawił, że aż Bonnie miała na plecach lekkie ciarki.
- Rany, jak on to mówi - powiedziała dziewczynka, lekko szczękając zębami ze strachu.
- De-de-ne! - pisnął również przerażony Dedenne.
Ich reakcja dowodziła wyraźnie, że mój luby naprawdę, ale to bardzo realistycznie zabrzmiał z pierwszym zdaniem, jakie wypowiedział, dlatego uśmiechnęłam się zadowolona i zaczęłam słuchać dalej.
- Powiedz, Zwierciadło, wyjaw mi przecie, kto jest najpiękniejszy na świecie? - zapytała Misty dostojnym tonem.
Ash ponownie przemówił.
- Sławny jest blask urody twej. Lecz co to? Dzieweczkę widzę z mgły. W łachmanach jaśnieje piękność jej... Biada... Piękniejsza jest niż ty.
- Biada nie mnie! A jak brzmi imię jej? - zapytała groźnym tonem Zła Królowa vel Misty.
Ash znowu zaczął mówić:
- Wargi jakby z róż... Jej włosy jakby z hebanu... Jej płeć niby śnieg...
- To... ŚNIEŻKA! - krzyknęła rudowłosa aktorka.
- Przerwa! - zawołała May zadowolonym głosem.
Ash wyszedł zza lustra, natomiast ja i Dawn podbiegłyśmy do niego zachwycone. Razem z nami podbiegł też Pikachu.
- Byłeś niesamowity, Ash! - zawołałam z radością w głosie.
- Pika-pika! - zapiszczał wesoło Pikachu.
- Właśnie, braciszku! Doskonale stworzyłeś głos Ducha Zwierciadła. Jesteś wspaniały! - powiedziała z dumą w głosie Dawn.
Mój chłopak zarumienił się lekko na twarzy.
- Dzięki. Jako dzieciak nieraz widziałem tę bajkę i do dzisiaj pamiętam wszystkie kwestie, które w niej padają, łącznie z kwestiami czarodziejskiego zwierciadła.
- To super, ale czy musiałeś mówić tak archaicznie jak z innej epoki? - zdziwiła się panna Seroni.
- Musiałem, bo film animowany, na którym bazujemy, pochodzi z 1937 roku. Tak się wtedy wyrażano - odpowiedział jej starszy brat.
May przerwała nam dyskusję podchodząc do nas i mówiąc:
- Ash, zgadzam się, że byłeś po prostu niesamowity. Angażuję cię.
- Co proszę?! - zapytał zdumiony chłopak.
- Pika-pika? - zapiszczał Pikachu.
- To, co słyszysz, mój przyjacielu. Twoje przewidywania okazały się jak najbardziej słuszne. Zamierzam cię zaangażować i to z miejsca, Ash. Wystąpisz jako Zwierciadło w naszej sztuce. O ile oczywiście chcesz.
Ash nie miał nic przeciwko temu, by się pokazać na scenie (co zresztą sam wcześniej powiedział), więc oznajmił, że z wielką radością spełni jej życzenie i wystąpi w przedstawieniu w roli, jaką mu właśnie powierzyła jego przyjaciółka.
- Cieszę się, Ash. A ciebie, gamoniu, zwalniam! - zawołała groźnie May do aktora, który miał przedtem grać Ducha Zwierciadła - Nie nadajesz się w ogóle do tej roli!
Urażony aktor oczywiście natychmiast bez słowa zabrał swoje rzeczy i wyszedł z teatru, mrucząc pod nosem coś, czego na szczęście żadne z nas nie zrozumiało. Mówię „na szczęście“, bo domyślam się, że nie było to nic przyjemnego.
- No i widzisz, Sereno? Wiedziałem, że uda się nam wkręcić do tego przedstawienia. Dzięki temu łatwiej będziemy mieli wszystkich na oku - rzekł do mnie zadowolony Ash.
- Jak na razie to tylko ty dostałeś rolę. My jeszcze nie - powiedziałam do niego z uśmiechem na twarzy.
- Spokojnie, to się może jeszcze zmienić. Tak coś czuję, że ta nasza primadonna wywinie jeszcze jakiś numer i sprawi, że zwiększy się wakat na stanowisko aktorów w tym teatrze - zaśmiał się Ash.
Nie miałam pojęcia, skąd on to może wiedzieć, ale szybko się okazało, że przepowiednia mego chłopaka się sprawdziła, a wszystko przez Izabellę. Jej żałosne podejście do siebie i swojej roli sprawiało, że po kilku minutach grania z nią, kiedy co chwila przerywała próbę, żeby móc poprawić sobie makijaż lub na coś ponarzekać, miało się ochotę ją udusić gołymi rękami. Wielka szkoda, że porucznik Jenny nie uwzględniłaby takiej zbrodni jako zabójstwa w afekcie ani tym bardziej jako obrony własnej, ponieważ miałam chwilami naprawdę wielką ochotę zrobić tej primadonnie krzywdę. Jednak nie chciałam wcale siedzieć w więzieniu przez taką idiotkę, choć też ręce mnie świerzbiały, ale cóż... Musiałam z nią jakoś wytrzymać, bo przecież przedstawienie musi trwać, jak to mówią w teatrze.
- Nie wydaje się wam, że ta suknia mnie nieco pogrubia? - zapytała po chwili gry Izabella.
May załamana jęknęła i zaczęła tłumaczyć tej rozkapryszonej divie, że wcale tak nie jest i to tylko jej wyobraźnia, ale cóż... Robiła to w myśl powiedzenia gadał dziad do obrazu, a obraz do niego ani razu lub też jak wolicie May rzucała swoimi argumentami jak grochem o ścianę, bo mogła nasza biedna reżyserka mówić swoje, a nasza aktorka i tak zawsze wiedziała wszystko lepiej. A to jej przeszkadzała suknia, a to znowu narzekała na zachowanie swojej bohaterki, a to jeszcze marudziła, że aktorzy grający krasnoludki nie okazują jej szacunku. Doprowadziła do tego, że w końcu trzech aktorów, którzy grali krasnoludki Mędrka, Gburka oraz Nieśmiałka zdenerwowali się i powiedzieli, że mają serdecznie dość tej roli i żadne pieniądze nie są warte zszarganych nerwów, więc odchodzą. Przepowiednia Asha więc sprawdziła się i to w stu procentach.
***
May załamana opadła na krzesło w swoim pokoju reżyserskim, a potem jęknęła głośno:
- To już jest koniec! To po prostu kompletna porażka! Przez tę wredną, rozkapryszoną divę opuszczą mnie zaraz wszyscy aktorzy!
- To czemu jej nie zwolnisz? - zdziwiłam się.
- Właśnie! Ja na twoim miejscu już dawno bym ją zwolnił - powiedział Ash, nie kryjąc swego zdumienia.
- Pika-pika! - zgodził się z nim Pikachu, zaciskając łapki w piąstki.
May spojrzała załamana na Maxa i jęknęła:
- Ty im to wytłumacz, ja już nie mam siły.
Max pokiwał głową na znak zgody, po czym zwrócił się do nas:
- Widzicie, sęk w tym, że ona podpisała z nami kontrakt, na mocy którego jeżeli sama nas nie opuści, to nie mamy prawa jej wywalić, inaczej moja siostra zabuli tej jędzy za ten czyn wysokie odszkodowanie.
- I co? Musieliście ją przyjmować na takich warunkach? - zdziwiła się Dawn.
- Pip-pip?! - zapiszczał zdumiony Piplup.
- Nie mieliśmy wyboru. To jest siostrzenica samego wiceburmistrza.
- Jego? - zdziwiłam się - Przecież ona jest biała!
- Bo to siostrzenica jego żony i jej oczko w głowie - wyjaśniła May - Z tego też powodu wiceburmistrz powiedział nam, że ta dziewucha ma zagrać w naszej sztuce i koniec, a jeżeli mamy coś przeciwko, to on wynajmie do przygotowania przedstawienia kogoś innego.
- Właśnie No, więc chyba sami teraz widzicie, że jeśli ją wywalimy, to równocześnie będziemy mogli pożegnać się z wypłatą - dodała załamanym tonem May.
- Chyba, że jędza sama zrezygnuje - stwierdziła panna Seroni.
Ash zastanowił się przez chwilę.
- Sama zrezygnuje? Może to jest właśnie celem Fantoma?
- Sądzisz, że ten cały Fantom chce doprowadzić Izabellę do tego, żeby ona zrezygnowała z udziału w przedstawieniu? - zapytałam.
- Fenne-kin? - zapiszczał mój Fennekin pytająco.
Ash spojrzał na mnie i powiedział poważnym tonem:
- Sądzę, że tak właśnie zamierza postąpić.
- Tak czy inaczej ja teraz muszę znaleźć trzech aktorów, którzy zagrają brakujące krasnoludki w naszej drużynie - powiedziała zasmuconym tonem May.
Rzeczywiście miała z tym mały problem, bo z siedmiu krasnoludków pozostało teraz czterech. Dwóch aktorów, których imion niestety nie pomnę, grało Śpioszka i Apsika. Melody wcielała się w rolę Wesołka, z kolei Latias w Gapcia. Ponieważ była to rola niema, więc naszej drogiej przyjaciółce zdecydowanie nie brakowało niczego, co było potrzebne do odtwarzania tej postaci. Jednak królewna Śnieżka miała w swojej paczce przyjaciół siedem krasnoludków, a więc odejście trzech aktorów musiało być niezłym ciosem dla May, choć Ash doskonale przewidział, że coś takiego się wydarzyć z powodu fochów Izabelli i w sumie nawet go to cieszyło, bo dawało to naszej drużynie detektywistycznej możliwość osobistego zagrania w sztuce.
May chyba czytała w jego myślach, bo po chwili namysłu spojrzała uważnie na naszą paczkę i zapytała:
- A co byście powiedzieli na to, żebym zaangażowała was?
- Nas? - zdziwiła się Bonnie.
- Co masz dokładniej na myśli? - dodała Dawn.
- To, co mówię. Proponuję, żeby to właśnie Ash, Dawn i Bonnie zagrali brakujące krasnoludki - mówiła dalej May.
- Ale my nie znamy tekstu sztuki - powiedziała panna Meyer.
- I nie mamy wcale czasu na to, żeby się go nauczyć - stwierdziła moja przyszła szwagierka.
- Pip-lup-pip - zapiszczał smutno Piplup.
- De-de-ne - pisnął równie zasmucony Dedenne.
Jedynie Ash wyglądał na wyraźnie bardzo zachwyconego propozycją przyjaciółki.
- Może i nie znamy tekstu sztuki, ale przecież możemy się go nauczyć. Ile czasu zostało nam do przedstawienia? - zapytał.
- Cztery dni - odpowiedziała mu May.
- No, wybornie! Doskonale! To dość czasu, żeby się nauczyć tego, co tam mamy się nauczyć. Nie wydaje mi się, aby to było trudne.
- Ale, Ash! Przecież nauka tekstu wcale nie jest taka łatwa! - odezwała się Dawn.
- Poza tym nie mamy doświadczenia. Przecież nigdy nie graliśmy na scenie - dodała Bonnie.
Ash najwidoczniej jednak nie uważał takich przeszkód za przeszkody, bo uśmiechnął się tylko i powiedział:
- Każdy sławny aktor kiedyś musiał rozpocząć swoją karierę. Poza tym mamy coś jeszcze oprócz talentu.
- Dość rozumu, żeby się to w nie pchać? - zapytała Dawn.
Mój chłopak kompletnie zignorował jej słowa.
- Mamy wiarę we własne możliwości! A to w połączeniu z talentem, który również posiadamy, tworzy przepis na sukces.
- Pika-pi! - zapiszczał bojowo Pikachu, machając lekko łapką.
- No, a poza tym tekstu nie jest wcale tak wiele, a każdy z nas musi się nauczyć jedynie swoich kwestii i po sprawie - mówił dalej Ash.
Dawn i Bonnie nie wyglądały na do końca przekonane, ale ostatecznie zgodziły się chociaż spróbować.
- Tylko jak podzielimy się rolami? - zapytała Bonnie.
- Ja chcę zagrać Gburka - rzekł Ash podnieconym tonem - Będę więc miał podwójną rolę, Pikachu. Czyż to nie jest super?
- Pika-chu! - pisnął radośnie Pikachu na znak, że się z tym zgadza.
- To ja zagram Mędrka - stwierdziła Dawn.
- To w takim razie mnie zostaje Nieśmiałek - zaśmiała się Bonnie.
- Ale chyba wiesz, że z tą nieśmiałością u ciebie, to już bywa różnie, prawda? - zażartowała sobie lekko panna Seroni.
Dziewczynka słysząc te słowa tupnęła nóżką i fuknęła obrażona.
- A dla ciebie, Sereno, miałabym zadanie specjalnie - powiedziała po chwili May z uśmiechem na twarzy.
- Naprawdę? Jakie? - zapytałam zainteresowana.
- Chciałabym, abyś nauczyła się tekstu Śnieżki i została dublerką Izabelli. W razie czego może zajść taka sytuacja, że ją zastąpisz. Co ty na to, moja droga?
- Ja miałabym zastąpić Izabellę, waszą primadonnę? - zdziwiłam się czując, jak mocno mi serce z podniecenia bije.
Nie ukrywałam, że chętnie wystąpiłabym na scenie, ale mimo wszystko bałam się porażki do tego stopnia, że musiałam poważnie przemyśleć sobie propozycję May. Spojrzałam więc na Asha mając nadzieję, że on pomoże mi podjąć właściwą decyzję.
- Sereno, nie pękaj! Będzie dobrze! Pamiętaj, że przecież będziesz tutaj tylko dublerką. Nie wiadomo, czy w ogóle wystąpisz, a znajomość testu Śnieżki ci na pewno nie zaszkodzi - powiedział mój ukochany.
- Pika-pika-chu! - pisnął radośnie Pikachu.
- Tak myślisz? - uśmiechnęłam się do niego radośnie i odwróciłam się do May - Wobec tego przyjmuję twoją propozycję.
- JUPI! - krzyknęły jednocześnie Dawn i Bonnie.
- Hurra! - zawołał wesoło Ash, podskakując w górę.
Nagle rozmowę przerwał nam dziki rumor pomieszany z wrzaskiem oraz ogromnym szlochem.
- HEJ?! Co to było? - zapytał Ash, rozglądając się dookoła.
- Błagam, tylko niech to nie będzie kolejny atak Fantoma! - jęknęła May, składając ze sobą ręce w błagalny sposób i patrząc w kierunku nieba.
Niestety, jej najgorsze oczekiwania potwierdziły się, bo po chwili do pokoju weszła nawet bez pukania Izabella. Była ona cała biała i niezwykle wkurzona.
- Na miłość boską, co ci się stało?! - zapytała May.
- A jak ci się wydaje, May?! - warknęła na nią wściekle dziewczyna - Jakiś kretyn zrzucił na mnie otwarty worek z mąką i zobacz, jak ja teraz wyglądam!
- Jak dla mnie, to ona wygląda teraz znacznie lepiej niż normalnie - powiedziałam cicho do Bonnie, która wesoło zachichotała.
- Jakiś kretyn? - zdziwiła się Dawn.
- Tak, jakiś kretyn! Chociaż raczej powinnam powiedzieć Fantom! On znowu zaatakował!
- Nie da się ukryć - mruknęłam.
Izabella spojrzała na nią groźnym wzrokiem, jakby chciała rozszarpać ją na kawałki.
- I to twoim zdaniem usprawiedliwia Fantoma?!
- Nie, ja nie mówię, że usprawiedliwia, ale po prostu... Tego no... Może nie powinnaś się tak wszystkim przejmować?
Primadonna miała jednak inne zdanie, ponieważ wściekała się coraz mocniej i nic do niej nie docierało. Pomimo tego, że to był wyraźny dowód na działalność Fantoma, którego przecież chcieliśmy schwytać, to jednak musiałam przyznać, że taka kara należała się Belli za te jej wszystkie fochy i grymasy, dlatego delikatnie wykrzywiłam swe usta z trudem powstrzymując się od ryknięcia śmiechem na tak jakże zabawny dla mnie widok. Podobnie miał Max, który zasłonił sobie dłonią usta, aby nie pokazywać, że jego ta scena również mocno ubawiła.
Izabella jednak nie uważała tego za zabawne.
- O! No, proszę. Widzę, że was to śmieszy! - warknęła na nas groźnie, kładąc sobie ręce po bokach.
Powiedzieliśmy wszyscy chórem, że wcale tak nie jest i dla nas jest to sytuacja poważna, ale chyba nie brzmieliśmy zbyt przekonująco, ponieważ Izabella poskarżyła się znowu na to, jaki to los jest wobec niej okrutny i że ona żąda kategorycznie, abyśmy pochwycili tego wstrętnego dowcipnisia, po czym wyszła, żeby doprowadzić się do porządku.
- Coś mi mówi, że Fantom się nieco rozbestwił - zachichotał Max.
- Owszem, pomysłowości to nie można mu odmówić - zaśmiałam się.
May również z trudem powstrzymywała się od śmiechu, jednak szybko się uspokoiła i powiedziała:
- W jednym Izabella ma rację. Musimy prędko dowiedzieć się tego, kto kryje się pod pseudonimem Fantom, a potem go złapać. Jak na razie jego działalność kończy się na raczej drobnych żartach, ale to przecież się może zmienić. Musimy więc go schwytać lub w jakiś sposób powstrzymać.
To mówiąc spojrzała na Asha i dodała:
- Liczę na ciebie, przyjacielu.
Mój chłopak zrobił wówczas dumną minę i powiedział:
- Możesz być spokojna, rozwiążę tę zagadkę.
- Pika-pika-chu! - zapiszczał bojowy Pikachu.
C.D.N.
Subskrybuj:
Komentarze do posta (Atom)
Przygoda 129 cz. II
Przygoda CXXIX Tytanio, wio! cz. II Lot trwał długo. Ash nie liczył, jak długo, ponieważ odkąd tylko opuścił tak bardzo mu bliskie Gotham Ci...
-
Tutaj zaś znajdują się krótkie opisy przygód bohaterów serii „ Ash i Serena na tropie ”. Dzięki nim łatwiej przypomnicie sobie, o czym był k...
-
Świat Pokemonów - a oto kilka wiadomości niezbędnych po to, aby można było zrozumieć całą fabułę. Akcja naszej historii dzieje się w świe...
-
Początek, czyli jak to się zaczęło Pamiętam jak dziś dzień, w którym Ash zdołał spełnić swoje marzenie i został Mistrzem Pokemon. Było t...
No ładnie, takiego scenariusza opowiadania się nie spodziewałam kochanie. Piękny początek i nagle bum! Mamy tajemniczego Fantoma i wkurzającą Izabellę, która jest celem jego ataków. I wcale mu się nie dziwię, też bym jej coś na głowę zrzuciła. :D
OdpowiedzUsuńPoczątek prześliczny, przypominają mi się pewne rzeczy między nami, których tu nie pomnę, a o których tylko Ty skarbie wiesz :)
A potem sprawa Fantoma. Czy tylko mnie Izabella wkurza? Rozpuszczona dziewucha. Nie zdziwię się, jak finalnie zrezygnuje z udziału w przedstawieniu, a Serena godnie ją zastąpi. :)
Ciekawa historia, pozostawia nas w napięciu aż do następnego odcinka. :)
Ogólna ocena: 10/10 :)
Pozdrowionka :)
*Zasmarkany ze zdziwienia Rotom Dex*
UsuńTeraz to nie tylko kronikarz wie... Teraz wie duża część internetu, która tu weszła
UsuńDawn to mogłaby być żoną patologa Romana z osiedla :) Nie no, Clemont wyraźnie podkochuje się w Dawn, skoro biorąc pod uwagę jej zachcianki zrobił tą linę. A Piplup... to chyba powinien być pokemon-zboczeniec xDDDDDD Nie no, wolę już mieć plotkarę Hankę za siostrę, niż taką pedofilkę
OdpowiedzUsuńdobra część
OdpowiedzUsuńGratuluję kronikarzu za świetne aluzje! ,,Tego, co ze snem nie ma wiele wspólnego" No jakbym nie wiedział... xDD
OdpowiedzUsuń