czwartek, 21 grudnia 2017

Przygoda 028 cz. II

Przygoda XXVIII

Elektryczna zagrywka cz. II


- Hmm... To jest bardzo intrygująca zagadka - powiedział profesor Oak, kiedy skończyliśmy swoją opowieść - Wszystko wskazuje na to, że ten cały Surge jest w to zamieszany.
- Problem w tym, że nie mamy na niego niestety żadnych dowodów - zauważyłam.
- Spokojnie, moja droga. Dowody się znajdą. Na razie zaś musimy się przede wszystkim dowiedzieć, w jaki sposób on zwabia do siebie Pokemony - mówił dalej uczony, przechadzając się po swoim gabinecie.
Tracey popatrzył na niego uważnie.
- Panie profesorze... A może właśnie coś jest w tych napojach? Coś, co wywołuje otępienie w umysłach Pokemonów?
- Nie wydaje mi się. Nie znam napoju, który by umiał czegoś takiego dokonać, a jeśli już, to działa on na wszystkie umysły, zarówno na ludzkie, jak i te pokemonie.
To mówiąc Oak spojrzał na Asha.
- Jesteś pewien, że ty i Clemont też piliście ten sok?
- Owszem, panie profesorze. Ale ze mną i z nim wszystko w porządku, tylko nasze Pokemony zniknęły bez śladu - odpowiedział mu mój chłopak.
Uczony zastanowił się przez chwilę nad tym, co usłyszał.
- Możliwe, że to nie sok, ale coś, co się w nim znajduje, ma wpływ na umysł Pokemonów. To oczywiście jest tylko przypuszczenie, jednak istnieje mnóstwo roślin, które wpływają na zachowanie Pokemonów. Muszę o tym wszystkim porozmawiać z profesor Ivy. Ona jest o wiele bardziej obeznana w świecie botaniki. Poza tym mieszka na Wyspach Oranżowych, a tam takie rośliny rosną częściej niż u nas.
- Sądzi pan, że ktoś mógł zetrzeć na proszek jakąś roślinę, a potem wsypać ją do soku, który podał nam Surge? - zapytał Ash.
- Właśnie tak uważam, jednak muszę mieć pewność, że się nie mylę. Jeszcze dziś zadzwonię do profesor Ivy i zapytam ją o rośliny mające takie właściwości. Gdy się czegoś dowiem, powiadomię was.
Podziękowaliśmy za to profesorowi, po czym wyszliśmy od niego i zaczęliśmy się przechadzać ulicami miasta.
- Nie rozumiem, jak on może wabić te Pokemony, a potem je łapać tak, by nikt tego nie zauważył - mówiła Iris.
- Porwania Pokemonów, o ile oczywiście te wydarzenia można nazwać porwaniami, najlepiej dokonywać w nocy, kiedy wszyscy śpią - powiedział Cilan.
- Ale skoro Surge je porywa, to musi je gdzieś trzymać - stwierdziłam - Może rewizja jego lokalu by coś pomogła?
- Podejrzewam, że Jenny już o tym pomyślała. Kto wie? Może to coś pomoże, choć ja myślę, że ten gość jest za cwany, żeby dać się złapać w taki sposób  - odpowiedział Ash.

***


Wieczorem Ash był tak przygnębiony utratą wiernego Pikachu, że po kolacji, którą ledwie co tknął, poszedł do swojego pokoju, po czym przez całą godzinę grał na skrzypcach bardzo smutną melodię. Rozpoznałam ją. To był ten sam utwór, który grał na pogrzebie Meloetty. Pochodziła ona z serialu „Porwany za młodu“ i zdecydowanie pasowała do smutnej sytuacji, w jakiej się znaleźliśmy. Różni ludzie w najróżniejszy sposób wyrażają swój smutek po stracie kogoś bliskiego. Jedną z metod Asha było zaś granie na skrzypcach. Cóż... Zawsze lepsze to niż kopanie mebli, co mnie się czasami zdarzało.
Nie wiem, jakim cudem zasnęliśmy tej nocy, ponieważ oboje byliśmy bardzo przejęci tym wszystkim, co miało ostatnio miejsce. Wiem za to, że następnego dnia ja i Ash znowu wzięliśmy sobie wolne z pracy w ramach prowadzonego przez nas śledztwa, po czym poszliśmy do porucznik Jenny zapytać ją, czy może dowiedziała się już ona czegoś nowego w tej sprawie. Powiedzieliśmy jej przy okazji również o swoich podejrzeniach na temat sproszkowanych roślin wsypanych do soku, którym uraczył nas Surge.
- Naszym zdaniem prawdopodobnie to sprawia, że Pokemony dały się zwabić w pułapkę - powiedział Ash.
Jenny uśmiechnęła się do nas delikatnie.
- To rzeczywiście wiele by wyjaśniało, ale niestety guzik z pętelką, przyjaciele. Nasze wnioski są diabła warte.
- A to niby czemu? - zdziwiłam się.
- Wyobraźcie sobie, że udało mi się jakoś dostać od prokuratora nakaz rewizji i wczoraj wieczorem przeszukaliśmy siłownię Surge’a. Wiecie, co w niej odkryliśmy? NIC! Kompletnie nic! Gość wcale nie w domu żadnego ze skradzionych Pokemonów. Musieliśmy odejść z niczym, a on śmiał się nam bezczelnie prosto w twarz.
Ash załamany opadł na krzesło, kiedy to usłyszał.
- To już jest po prostu jakaś tragedia! Wiemy, że gość jest winien, a nie możemy go zamknąć!
- Witaj w moim świecie. Wiesz, ile ja miałam już takich przypadków? - jęknęła załamana Jenny - Nie wiem nawet, jak mamy zdobyć na tego drania dowody. Moi ludzie obserwują go dzień i noc, a on co? Nawet nie splunął na chodnik. Prawie wcale też nie wychodzi z tej swojej siłowni. No i jak my mamy mu coś udowodnić? Jesteśmy po prostu bezsilni.
Widząc, że nic tutaj nie zdziałamy, wyszliśmy z posterunku, po czym poszliśmy razem w kierunku domu Asha. Po drodze spotkaliśmy Iris oraz Cilana, którzy udali się tam z nami. Oczywiście opowiedzieliśmy im zaraz o wynikach śledztwa porucznik Jenny. Oboje byli tym wyraźnie oburzeni.
- Normalnie nosi mnie! Jak ja nie cierpię takich sytuacji! - zawołała Iris, zaciskając ze złości pięści.
- Myślisz, że ja jestem tym zachwycona? - zapytałam - Ale przecież nic nie możemy zrobić. Sherlock Ash jest w tym wypadku bezsilny.
- Ale przecież musimy działać! - krzyknęła Mulatka.
- A niby jak? - mruknął Cilan - Przecież nie włamiemy się do siłowni Surge’a! Jeszcze nas złapią i sami pójdziemy siedzieć.
- Cilan ma rację. Takim sposobem działania nic nie zyskamy, ale też bezczynnie siedzieć nie możemy - powiedział Ash, opierając się dłońmi o stół, przy którym się ulokowaliśmy - W tym wszystkim jest coś, co mnie dręczy.
- Co takiego? - zapytałam.
- Gdzie ten drań chowa porwane Pokemony? Przecież skoro rewizja niczego nie wykazała, to znaczy, że w siłowni ich nie ma. Wobec tego gdzie one są? Policjanci obserwują go dzień i noc. Trzeba by się dowiedzieć, gdzie wychodzi i po co. Może zadzwonię do Jenny, żeby ją o to zapytać.
- Proszę bardzo, a ja pójdę się zdrzemnąć, bo z tych nerwów nie spałam pół nocy i czuje, że zaraz zasnę na siedząco - powiedziałam, mocno przy tym ziewając.
Poszłam więc do pokoju mego chłopaka i bezceremonialnie walnęłam się w ubraniu na łóżko, po czym zmęczona opadłam w ramiona Morfeusza. Oczywiście nie miałam żadnych przyjemnych snów, ale gdy już wróciłam z objęć Morfeusza do świata ludzi, to czułam się znacznie lepiej. Zadowolona zeszłam na dół, gdzie siedzieli Cilan i Iris.


- Gdzie jest Ash? - zapytałam.
- Poszedł do restauracji swojej mamy. Podobno Dedenne Bonnie także się zgubił - odpowiedział mi Cilan.
- Dedenne? A co się stało? - zapytałam przejęta.
- Zadzwoniła tu Bonnie z płaczem, bo się okazało, że pani Ketchum wysłała na zamówienie jakiemuś gościowi pizzę, a biedny Dedenne wlazł do pudełka z tym przysmakiem i bach... Zanim się spostrzeżono, pojechał w siną dal - wyjaśniła Iris.
- Ash pobiegł więc zatrzymać kuriera z pizzą zanim ten dostarczy ją klientowi - dokończył Cilan.
- Rozumiem. A mówił coś o Jenny? - spytałam.
- Tak. Mówił, że rozmawiał z nią i dowiedział się, że wczoraj wysłała ona swoich ludzi, żeby obserwowali Surge’a, lecz ten ostatnio w ogóle nie wychodzi ze swojej sali. Wczoraj jeszcze włóczył się po mieście, ale dzisiaj siedzi na miejscu.
- To niesamowite. Jednak skoro wcześniej wychodził, to pewnie się z kimś spotkał i niewykluczone, że sprzedał mu już skradzione Pokemony.
- Możliwe, ale nie ma na to dowodów - odpowiedział mi Cilan.
- Ostatnio na nic nie mamy dowodów! To jest po prostu chora sytuacja! Gość śmieje się nam prosto w twarz, a my co? Siedzimy tu sobie i nic nie robimy!
- A masz jakiś pomysł, co robić? - zapytała mnie Iris - Ja sama palę się do działania, ale przecież nie posiadamy żadnych podstaw, aby go wsadzić za kratki. Gość jest za sprytny.
- Być może on i jest sprytny, ale my będziemy znacznie sprytniejsi od niego! - zawołałam - Musimy włamać się do biura Surge’a i poszperać w jego papierach! Wtedy na pewno coś odkryjemy!
- Włamać się?! Przecież to jest przestępstwo! - zawołał Cilan oburzony samym myśleniem o tym - Poza tym mogą nas aresztować.
- Ja uważam, że Serena ma rację! Nie możemy siedzieć z założonymi rękami! - poparła mnie Iris.
- Ja natomiast uważam, że to beznadziejny pomysł - mówił dalej nasz zielonowłosy kompan.
- Wobec tego proponuję rozstrzygnąć ten spór za pomocą dość starej, ale wypróbowanej metody - powiedziała Iris - Papier, nożyce, kamień.
Cilan uśmiechnął się do niej lekko i stanął z nią do potyczki. Niestety przegrał sromotnie, ponieważ jego papier został przecięty przez nożyce jego przyjaciółki.
- A widzisz, Cilan?! Wygrałam! Moje na wierzchu! - zawołała wesoło Mulatka, podskakując z radości.
- Może mały rewanż? - spytał chłopak.
- Zapomnij! Przegrałeś, a więc idziemy do Surge’a! Koniec i kropka! - zawołałam groźnym tonem.
Wiem, że podjęcie takiej decyzji było z mojej strony zdecydowanie bardzo nieodpowiedzialne, jednak ostatecznie nie miałam żadnego innego pomysłu jak tylko ten, a przecież nie chciałam siedzieć bezczynnie.
Cilan został przegłosowany, dlatego też musiał z nami pójść. Przedtem jednak postanowił on dokładnie zbadać za pomocą szkła powiększającego okolicę naszego domku na drzewie.
- Chcę wiedzieć, czy Pikachu i Luxray zeszli stąd z własnej woli, czy też ktoś je porwał, a jeśli zeszli, to dokąd dalej poszli?
Ponieważ zgodził się iść z nami na akcję, to postanowiłyśmy z Iris dać mu te pięć minut, podczas których mógł on pokazać nam swoje umiejętności detektywa. Tym razem Cilan, w przeciwieństwie do naszego poprzedniego spotkania, kiedy to razem tropiliśmy sobowtóra Asha, okazał o wiele więcej inteligencji, gdyż udało mu się dostrzec ledwo widoczne ślady pokemonich łapek na ziemi i korze drzewa.
- Co prawda śladów Pikachu jest tutaj pełno, ale śladów Luxraya jest niewiele, dlatego łatwo można wywnioskować, jaką drogą on stąd poszedł - powiedział po chwili Cilan.
- No i jaka to droga? - zapytałam.
- Poszedł w kierunku centrum miasta.
- Jesteś pewien? A nie np. do lasu, na łąkę czy w stronę gór?
- Jestem całkowicie tego pewien, Sereno. On poszedł w stronę miasta i mniemam, że Pikachu zrobił to samo.


To mogło oznaczać tylko jedno. Nasze zguby nie opuściły Alabastii, a porucznik Surge musi mieć tu gdzieś swoją kryjówkę, w której je trzyma, o ile już ich nie sprzedał. Postanowiliśmy więc je uwolnić.
Weszliśmy na spokojnie do siłowni, po czym odnaleźliśmy porucznika Surge’a. Jak zwykle był on w wyśmienitym humorze, więc postanowiliśmy go zagadać za pretekst podając fakt, iż Clemont nie ma dość pieniędzy, aby kontynuować tutaj ćwiczenia, ale pragnie mimo wszystko jakoś utrzymać kondycję i nie wie, jak to zrobić.
- Może więc zna pan jakieś odpowiednie ćwiczenia, które pomogą nam załatwić ten problem? - zapytał Cilan.
- Oczywiście, drogi chłopcze. Już ci tłumaczę, jak twój kolega może zachować formę - powiedział Surge, bardzo zadowolony z tego pytania.
- To wy dwaj tu sobie pogadajcie, a ja muszę... Przypudrować nosek - zachichotała, robiąc niewinną minkę.
Porucznik zrozumiał, o co chodzi, bo natychmiast wskazał mi palcem właściwy kierunek.
- Idź tam i pierwsze drzwi na lewo.
- Ja może pójdę z nią, bo ona ciągle się gdzieś gubi - zachichotała Iris i zostawiliśmy Cilana sam na sam z tym olbrzymem.
Następnie udaliśmy się rzekomo do toalety, a tak naprawdę poszłyśmy do gabinetu porucznika, który znajdował się niedaleko naszego rzekomego celu. Doskonale wiedziałyśmy, gdzie on jest, ponieważ przychodząc tu z Ashem miałam okazję bardzo dobrze przyjrzeć się temu miejscu, dlatego też poprowadziłam Iris właściwą drogą. Na całe szczęście gabinet wcale nie był zamknięty na klucz, więc łatwo do niego weszliśmy.
- Czego właściwie tu szukamy? - zapytała Iris.
- Sama nie wiem. Czegoś, co pomoże nam udowodnić, że porucznik Surge kradnie i sprzedaje Pokemony prywatnym kolekcjonerom.
- Mam więc rozumieć, że improwizujemy?
- Jak masz lepszy pomysł, to powiedz - mruknęłam złośliwie.
Nie miała, więc zamknęła buzię i dalej szukała ze mną czegokolwiek, co mogłoby się nam przydać.
W końcu nasz wysiłek przyniósł owoce, gdyż otworzyłyśmy biurko porucznika, tam natomiast znaleźliśmy kilka papierów, a zwłaszcza jeden, szczególnie nas interesujący. Była to lista Pokemonów typu elektrycznego oraz dokładnie zawarte opisy ich umiejętności.
- Zobacz, na tej liście jest Pikachu Asha - powiedziała Iris.
- I Luxray Clemonta - dodałam.
- Co to oznacza?
- Że Surge musiał dokładnie obserwować wszystkich swoich klientów i ich Pokemony, po czym notował, które z nich mogą mu się przydać. Tylko te potem porywał.
- HEJ! Co wy tu robicie?!
Przerażone podniosłyśmy głowy w górę, a oczom naszym ukazał się przerażający widok. To był jeden z ludzi porucznika Surge’a, który nakrył nas na gorącym uczynku.
- Ekhem... No... Tego... My pomyliłyśmy pokoje... Przepraszam... Już wychodzimy - zaczęłam się jąkać.
Gość jednak wyjął pistolet i wymierzył go w nas.
- Czemu? Aż tak się wam spieszy? Zostańcie tu... Szefa bardzo ucieszy wasza wizyta tutaj.
Chwilę później obie otrzymałyśmy mocny cios w głowę i straciłyśmy przytomność.

***


Uzupełnienie pamiętników Sereny - opowieść Dawn:
Mój brat szybko odnalazł Dedenne Bonnie. Ponieważ znał adres, pod który udał się goniec z pizzą, szybko pojechał tam na motorze i dogonił gościa, po czym zdołał go namówić, aby otworzył on pudełko z pizzą oraz zajrzał do jego wnętrza. Znaleźli tam małego Dedenne, który napchał sobie brzuszek połową tego jakże pysznego placka, po czym leżał i jęczał z bólu. Ash kazał gońcowi zaczekać, następnie pognał do restauracji swojej mamy, wziął od niej nową pizzę (która na szczęście została uszykowana), oddał ją gońcowi, żeby ten miał co zawieść swojemu klientowi, a następnie ruszył z Dedenne do Centrum Pokemon, gdzie powierzył biedaka opiece siostry Joy. Potem wrócił do domu, jednak nie zabawił tam długo, bo jakiś czas później wsiadł znowu na motor i pojechał w kierunku miasta. Tam spotkał mnie, gdy właśnie wracałam ze swojej zmiany.
- Cześć, braciszku - powiedziałam z uśmiechem na twarzy.
- Cześć, siostrzyczko - odpowiedział mi Ash - Dokąd idziesz?
- Na spacer po mieście, a ty?
- A ja jadę do profesora Oaka. Dzwonił on do mnie i mówił, że chce porozmawiać w mojej obecności z profesor Ivy. Ponoć to bardzo ważne. A przy okazji... Nie widziałaś nigdzie Sereny?
- Nie. Myślałam, że jest z tobą.
- Zostawiłem ją w domu, bo poczuła się zmęczona, a kiedy wróciłem, to już jej nie było.
- Dziwne. A może skontaktuj się z nią za pomocą tej swojej laleczki, co dostałeś ją od Latias?
- Już próbowałem, ale ona chyba nie ma jej przy sobie, bo mnie nie słyszała.
- Szkoda. Słuchaj, mogę jechać z tobą do profesora?
- Jasne, wskakuj.
Siadłam więc na motorze za Ashem, objęłam go mocno w pasie, po czym pojechaliśmy oboje do profesora Oaka. Ten zaś bardzo ucieszył się na nasz widok, choć moja obecność nieco go zdziwiła.
- Myślałem, że przyjedziesz z Sereną - powiedział uczony.
- Chciałem tak zrobić, ale ona gdzieś zniknęła i nie mogę jej znaleźć - odparł Ash.
- Myślałeś kiedyś o założeniu jej nadajnika? - zachichotał Tracey.
- Strasznie śmieszne - mruknął mój brat.
- Równie to zabawne, co inteligentne - powiedziałam złośliwie.
Oak machnął lekceważąco ręką.
- Nieważne. Słuchaj, Ash... Rozmawiałem wczoraj z profesor Ivy. Za chwilę ma ona do mnie zadzwonić, aby powiedzieć mi, co odkryła na temat sprawy, o której to ostatnio rozmawialiśmy. Chciałbym, żebyś był przy tym obecny. Może wyciągniesz z tego, co tu usłyszymy, należyte wnioski.
Chwilę później odezwał się sygnał nadchodzącego właśnie połączenia. Profesor zasiadł przed komputerem, po czym nacisnął jakiś przycisk. Na ekranie zobaczyliśmy wówczas obraz profesor Feliny Ivy. Jak zwykle jej wzrok sprawiał wrażenie, jakby dopiero co została wyrwana z długiego snu, ale mimo to jej głos, choć jak zwykle spokojny, brzmiał bardzo nerwowo. Widać była niezwykle tym wszystkim przejęta.
- Profesorze Oak... Mam wiadomości dla pana. Te, o które pan prosił - powiedziała uczona z Valencii.
- Chodzi o rośliny, które mogą wpływać na zachowanie Pokemonów typu elektrycznego? - zapytał Oak.
- Właśnie. Proszę sobie wyobrazić, panie profesorze, że takie rośliny rzeczywiście istnieją. Rosną one na terenach, które badam. Widuję je niemal codziennie, choć dopiero od wczoraj wiem, co one potrafią. Przy okazji nie uszło mojej uwadze, że ostatnio ich populacja znacznie się zmniejszyła.
- Czym to można tłumaczyć?
- Myślę, że ktoś zerwał bardzo dużo tych roślin z łąk i wykorzystał je potem do własnych celów. Dziwi mnie to jednak, bo przecież umiejętność ta nie jest powszechnie znana.
- Rozumiem. Czy pani profesor może nam powiedzieć, jak działają te rośliny?
- Ich moc wydobywa się wtedy, gdy są sproszkowane. Wówczas należy je podać Pokemonowi typu elektrycznego zmieszane z wodą, a w ciągu kilku godzin zapadnie on w coś w rodzaju transu.
- Transu?
- Tak. Potem można go kontrolować do czasu, aż się nie obudzi.
- W jaki sposób można je kontrolować?
- Są różne metody. Można do nich mówić, można też przekazywać im wiadomości telepatycznie, a można także przywabić pewnymi dźwiękami.
- Jakimi dźwiękami?
- Istnieją maszyny, które tworzą specjalne dźwięki, za wysokie do uszu człowieka. Trener je nie usłyszy, ale jego Pokemon już tak. Budowa takich maszyn została już dawno zakazana, zaś wszelkie ich plany zostały ponoć zniszczone przez policję podczas wielkiej obławy na złodziei Pokemonów kilka lat temu, ale cóż... Chyba oboje nie mamy  złudzeń, co do tego, jak przestępcy traktują prawo.Tak czy siak dźwięki te potrafią przywabić różne Pokemony, chociaż te typu elektrycznego są na nie zazwyczaj odporne.
- Bo mają silniejszy umysł. Ale jeśli popadną w trans...
- To można je nimi zwabić.
- Czy podczas snu Pokemon też usłyszy te dźwięki?
- Jeśli ten sen jest transem, to tak.
- Czy wtedy Pokemon pójdzie do źródła tego dźwięku?
- Tak.
- Skąd pani profesor to wszystko wie? - zapytałam.
Uczona popatrzyła na mnie i szybko przeszła do wyjaśnień:
- Znam kilku uczonych, którzy to w trakcie swoich badań sprawdzili umiejętności umysłowe Pokemonów. Jeden z nich o nazwisku... A zresztą to nieważne. Otóż odkrył on, że typy elektryczne można przywołać za pomocą specjalnych ultradźwięków. Wystarczy tylko osłabić pracę ich umysłu.
- Czy to znaczy, że po zażyciu tych ziół one są całkowicie posłuszne twórcy tych dźwięków? - zapytał Ash.
- Teoretycznie tak. W praktyce jednak to różnie bywa.
- Pani profesor... A czy te zioła należy tylko podawać w wodzie? Czy można je podać w czymś innym np. w soku?
- W soku? Niech no pomyślę... Tak... To jest możliwe. Co prawda nie spotkałam się jeszcze z takim przypadkiem, ale myślę, że tak.
- Rozumiem. Dziękuję pani profesor - powiedział profesor Oak.
- Nie ma za co, profesorze. Proszę mi tylko wyjaśnić, czy skoro pytał pan o te informacje, to czy to oznacza, że...
- Że ktoś użył ziół i ultradźwięków, żeby móc kraść czyjeś Pokemony? Obawiam się, iż istnieje taka możliwość.
Felina Ivy przerażona zasłoniła sobie usta.
- Jeśli tak jest, to mam nadzieję, że go powstrzymacie.
- Ja również, pani profesor. Ja również.
To mówiąc Oak zakończył rozmowę i spojrzał na nas.
- Jak widzisz, Ash, to bardzo poważna sprawa.
- Owszem... A więc już wiem, jak Surge łapie wszystkie Pokemony typu elektrycznego. Muszę powiadomić o tym porucznik Jenny.
- Ale bądź ostrożny, Ash. Pamiętaj, że nasz wróg to z całą pewnością bezwzględny człowiek - przypomniał mu uczony.
- Spokojnie, już takich spotykałem i jakoś dawałem sobie z nimi radę - zawołał mój brat, wybiegając z laboratorium.
- Jak zwykle pewny siebie - powiedział Tracey.
- To go pcha do zwycięstwa - odpowiedziałam mu wesoło i pobiegłam za Ashem.

***


Pamiętniki Sereny c.d:
Obudziłam się dopiero jakiś czas później. Leżałam w jakimś ciemnym pomieszczeniu związana bardzo mocnym sznurem, a usta zlepiał mi duży plaster. Obok mnie siedzieli zaś skrępowani oraz zakneblowani Cilan i Iris. Oboje byli już przytomni, a na ich twarzach widniały zdecydowanie nietęgie miny. Zanim zdążyłam się zorientować, gdzie jesteśmy, wzrok mój przykuł widok przede mną. Stanowił go Surge stojący odwrócony do mnie plecami. Naprzeciwko niego znajdował się wielki ekran z hologramu, na którym to widniała dobrze mi znana postać siedząca w fotelu. Był to Giovanni, a na jego kolanach jak zwykle spoczywał Persian, którego on głaskał powolnymi i wręcz groźnymi ruchami.
- O co chodzi, 006? - zapytał szef organizacji Rocket.
- Szefie, sytuacja się nieco skomplikowała. Gliny depczą mi po piętach, ale na szczęście nie są w stanie niczego nam udowodnić - zaczął meldować Surge.
- Wobec tego nie masz się czego obawiać, 006. Co to za jedni?
To mówiąc wskazał palcem na mnie, Cilana i Iris.
- Takie wścibskie dzieciaki. Kumple tego całego Asha Ketchuma.
Na twarzy Giovanniego zawitał nieprzyjemny grymas, gdy usłyszał to nazwisko.
- Mam rozumieć, że ten szczeniak wpadł na twój trop? - zapytał bardzo groźnym, choć nadal spokojnym głosem Giovanni.
- Niewykluczone, szefie, ale podobnie jak policja on też nie może mi nic udowodnić.
- Lepiej dla ciebie, żeby tak było. Dlaczego jednak nadal nie wysłałeś mi Pokemonów?
- Nie miałem jak, szefie. Maszyna przenosząca pokeballe przez telefon niestety... Uległa zepsuciu. Musimy ją naprawić.
- Jak długo wam to jeszcze zajmie?
- Jakiś dzień, góra dwa.
- Posłuchaj no, Surge... Moja cierpliwość nie będzie trwała wiecznie. Jesteś dobry, bardzo dobry. Sprawdziłem cię dokładnie nim zacząłeś u mnie pracować. Podczas wielkiej wojny na Wschodzie w latach osiemdziesiątych wykazałeś się pomysłowością i to zarówno ty, jak i twoje Pokemony. Potem byłeś Liderem Sali w Orani, ale cóż... Znudziło cię stabilne życie i wybrałeś takie, które jest pełne przygód oraz ryzyka. Cieszę się więc, że pracujesz dla mnie, ale pamiętaj, że moja cierpliwość ma swoje granice. Nie przekraczaj ich, jeśli chcesz żyć.
- Przypominam, że to był szefa pomysł, abym w taki sposób kradł te elektryczne szczury.
- No oczywiście, iż ten plan jest mojego autorstwa, to zrozumiałe. Nie awansowałeś przecież w hierarchii moich agentów dlatego, że potrafisz sam myśleć, tylko dlatego, że skrupulatnie i wiernie wykonujesz powierzone ci zadania. Ale tym razem, jak widzę, natrafiłeś na trudności, co mnie bardzo niepokoi.
- Może pan być spokojny, panie szefie. Zadbam o to, żeby Pokemony otrzymał pan w ciągu najbliższej doby.
- To za długo. Muszę mieć je dzisiaj.
- Ale jak ja mam panu przekazać? Moi ludzie dostarczyli mi podstępem zapasowe części do maszyny wysyłającej, ale potrzebują przynajmniej doby, aby ją naprawić.
- Powiedziałem, że to za długo. Muszę mieć ten łup już dzisiaj.
- Więc co mam zrobić?
- Dzisiaj o godz. 22:00 mój człowiek spotka się z tobą we wiadomym ci miejscu. Dasz mu pokeballe ze skradzionymi przez ciebie Pokemonami, on zaś wręczy ci zapłatę. Potem tu wrócisz i odczekasz na koniec śledztwa, a następnie wyjedziesz stąd.
- Rozumiem. Jak poznam tego człowieka?
- On pozna ciebie.
- Ale policja mi depcze po piętach. Wiem, że obserwują moją siłownię. Jeśli z niej wyjdę, to pójdą za mną, a wtedy...
- Postaraj się więc, żeby ich zgubić.
- Jak?
- Zdaję się na twoją wyobraźnię. Chyba coś takiego posiadasz, prawda?
- Tak, szefie. Zrobię tak, jak pan sobie życzy. A co z tymi dzieciakami?
- Nasze zasady w tej sprawie są bardzo jasne. Żadnych świadków.
- Rozumiem, szefie. Skoro trzeba, to trzeba.


Mówiąc te słowa rozłączył się, natomiast ja przełknęłam głośno ślinę. Wiedziałam doskonale, co oznacza zwrot „żadnych świadków“. Przecież już raz uniknęłam takiego losu, ale wtedy ocalił mnie Ash. Nie wiedziałam, czy i tym razem będę mieć tyle szczęścia.
- Dobrze, kochani. Jak widzę jesteście strasznie wścibscy, a ja bardzo nie lubię wścibskich osób - rzekł Surge niesamowicie groźnym głosem - Ale doceniam zawsze pomysłowość oraz odwagę, dlatego też nie zabiję was... Na razie. Zachowam sobie wasze jakże drogie życie jako kartę przetargową, gdybym musiał negocjować z policją. Tak urocza trójka jak wy będzie wręcz doskonałym argumentem dla przedstawicieli prawa, jeśli zechcą mnie tutaj zatrzymać.
To mówiąc uśmiechnął się do nas podle i wyszedł, a my pozostaliśmy sami. Wiedziałam, że tym razem wpadliśmy po uszy w kłopoty. Nie było szans, żeby ktoś nas tu znalazł. Co prawda policjanci wciąż obserwowali salę, a więc na pewno zauważyli, że weszliśmy tutaj i jeśli nie wyjdziemy, powiadomią o wszystkim Jenny, ale jak ona nas tu znajdzie? Na to pytanie już nie znałam odpowiedzi.

***


Uzupełnienie pamiętników Sereny - opowieść Dawn c.d:
Jenny wysłuchała naszych rewelacji i natychmiast skontaktowała się z ludźmi stojącymi na czatach przed siłownią Surge’a. Otrzymała od nich wiadomość, która bardzo nas przeraziła.
- Moi ludzie mówią, że widzieli Serenę w towarzystwie dwóch innych osób. Podobno weszli razem do środka tej przeklęte siłowni i już z niej nie wyszli.
- Jak wyglądały te pozostałe osoby? - zapytał Ash przejętym tonem.
- Jedna to Mulatka w białym stroju, a drugi to chłopak o zielonych włosach i w kelnerskim wdzianku - odpowiedziała Jenny.
Mój brat jęknął przerażony.
- Boże! Iris! Cilan! Oni tam są razem z Sereną! Musimy ich ratować!
- Ratować, braciszku? Ale jak? - zapytałam - Przecież nie wiemy, gdzie są trzymani.
- Na pewno na terenie siłowni. To nie ulega wątpliwości - powiedział Ash.
- Ale przecież już raz ją rewidowaliśmy i wiesz, z jakim skutkiem - zwróciła mu uwagę Jenny - Poza tym nie mamy przecież na niego żadnych dowodów. Nie możemy zatem wtargnąć do jego miejsca pracy i szukać w nim trojga lekkomyślnych nastolatków.
- Możemy i będziemy ich tam szukać - stwierdził mój brat stanowczym tonem - Zapominasz chyba, Jenny, że możesz zamknąć porucznika Surge’a na czterdzieści osiem godzin. Przez ten czas ja przeszukam dokładnie jego siłownię i znajdę moich przyjaciół. Wiem, że oni tam są. Pokemony także. On ma tam jakieś tajne przejście, które prowadzi do piwnicy lub też czegoś innego. Założę się o co tylko chcecie, że w tym właśnie miejscu trzyma on Serenę i resztę.
Jenny jęknęła załamana.
- To są tylko przypuszczenia, Ash. Nie mamy pewności, że tak jest.
- Ale nie możemy zostawić Sereny, Iris i Cilana samych na pastwę losu - odparł mój brat.
Policjantka pokiwała tylko głową.
- Jeśli się mylisz, mój drogi, to możesz być pewien, że osobiście urwę ci łeb! Jedziemy!
Jenny zabrała nas radiowozem na siłownię „Napakowani“. Wezwała też swoich podwładnych, po czym razem z nimi wparowała do środka podejrzanego pomieszczenia i aresztowała ona wszystkich ludzi porucznika Surge’a. Niestety jego samego tam ma miejscu nie było.
- Gdzie jest wasz szef? - zapytała policjantka aresztowanych groźnym tonem.
- Nie wiemy! Poszedł gdzieś sobie zanim wy tutaj przyjechaliście! - odpowiedział jeden z mężczyzn.
- Może jakby wiedział, że pani porucznik osobiście się tutaj po niego pofatyguje, to by jednak został? - zakpił sobie drugi z mężczyzn.
- Ty nie bądź taki dowcipny. Posiedzisz sobie w naszym areszcie, to zobaczysz, że ci ten głupi uśmieszek zejdzie z twarzy - odparła na to Jenny.
- Nic na nas nie macie! Wasze oskarżenia są warte tyle, co brud pod moim butem! - zawołał do niej mężczyzna.
- To się jeszcze zobaczy, kochasiu. A na razie jesteście zatrzymani - odpowiedziała mu zastępczyni szefa miejscowej policji.
- Coś mi mówi, że nie macie prawa ani podstaw, aby to robić - mruknął złośliwie kolejny mężczyzna.
- Mamy prawo zamknąć na czterdzieści osiem godzin każdego. A co do podstaw takiej decyzji, to już one się znajdą - powiedziała pani porucznik - Zabrać mi tych gości, bo stracę do nich cierpliwość i zrobię im krzywdę!
- Zobaczysz! Za dwie doby wszyscy wyjdziemy, a potem oskarżymy was za bezprawne zatrzymanie! Stracisz swoją odznakę, laluniu! - odgrażał się jeden z ludzi.
- Dla ciebie „pani laluniu“, jak już! A poza tym zachowaj siły na proces sądowy, bo będziesz miał na nim się z czego tłumaczyć.
Policjanci wyprowadzili ludzi Surge’a, a Jenny spojrzała uważnie na Boba.
- Czy nie wiesz może, gdzie jest szef tych jakże dowcipnych kolesi? - zapytała go.
- Niestety nie wiem. Wyszedł stąd kwadrans przed waszym przybyciem - odpowiedział jej Bob.
- I nie zatrzymałeś go?
- Nie było rozkazu, żeby go zatrzymać. Ale posłałem dwóch ludzi za nim, żeby pilnowali cwaniaczka.
- Chociaż coś... Skontaktuj się z nimi. Muszę wiedzieć, gdzie on jest.
Bob wyjął krótkofalówkę i zawołał do niej:
- Oskar 200-01! Oskar 200-01, zgłoście się!
- Tu Oskar 200-01, zgłaszamy się - dobiegł nas głos z krótkofalówki.
- Śledzicie dalej Surge’a?
- Śledziliśmy, panie sierżancie, ale już tego nie robimy.
- Niby dlaczego?
- Albo gość się zorientował, że go śledzimy albo od samego początku o tym wiedział, bo celowo wskoczył w tłum ludzi i zniknął w nim, zanim zdążyliśmy ponownie tego drania namierzyć.
Sierżant jęknął ze złości i powiedział:
- Później sobie o tym pogadamy. Na razie wracajcie na posterunek.
Wyłączył krótkofalówkę, po czym spojrzał załamanym wzrokiem na Jenny.
- Wybacz mi, moi ludzie zgubili go.
- Jeżeli on ucieknie, to ty i twoi podwładni będziecie się tłumaczyć kapitanowi Rockerowi, bo ja na pewno nie będę brała odpowiedzialności za waszą niekompetencję - wysyczała groźnie pani porucznik.
- Pierwszy raz mi się coś takiego zdarzyło!
- Zapamiętaj, że pierwszy raz może być zarazem ostatnim razem. Idź mi stąd, człowieku! Zostaw nas samych!


Sierżant wyszedł wyraźnie załamany, a na siłowni zostaliśmy tylko ja, mój brat oraz Jenny.
- Robi się coraz lepiej - powiedziała wściekłym głosem policjantka - Ci kolesie, których teraz przymknęliśmy mają niestety rację. Nie mamy na nich żadnych dowodów, a jeśli w ciągu czterdziestu ośmiu godzin ta sytuacja nie ulegnie zmianie, to jesteśmy po prostu skończeni!
- Powiedz mi, Jenny, jeżeli wolno mi zapytać... Co się bardziej dla ciebie liczy? Życie Sereny i wolność tych porwanych Pokemonów czy twoja własna kariera bądź stanowisko w policji? - zapytał złośliwym tonem Ash.
Jenny opuściła smutno głowę.
- Przepraszam cię. Nie chciałam, żeby tak to zabrzmiało, ale zrozum... Brak dowodów w tej sprawie przemawia przeciwko nam.
Ash zaczął nerwowo chodzić po sali, w której się znajdowaliśmy.
- On musi gdzieś je trzymać. Przecież twoi ludzie obserwowali go. On nie mógł zrobić niczego bez ich wiedzy. Jaki więc stąd wniosek? One muszą tu gdzieś być! Serena tutaj jest, tak samo, jak Iris, Cilan oraz te wszystkie uprowadzone Pokemony, jeśli ich oczywiście już nie sprzedał.
- Ale gdzie, braciszku? Gdzie on w takich razie ich trzyma? Rewizja przecież niczego nie wykazała - powiedziałam.
- Bo policja nie wiedziała, gdzie ma ich szukać. Tutaj musi być jakieś tajne przejście prowadzące do piwnicy - mówił Ash - Tylko gdzie ono jest?
Chwilę później zaczął on powoli i bardzo dokładnie dotykać ściany w pomieszczeniu, w którym właśnie przebywaliśmy.
- Dotykajcie wszystkiego, co tutaj jest. Szarpcie to, macajcie, pchajcie. Róbcie, co tylko chcecie, ale nie przestawajcie tego robić. Tutaj, w tym oto budynku znajduje się jakieś ukryte zejście na dół do piwnicy lub czegoś podobnego. To jest jedyne wytłumaczenie, dlaczego policja go nie znalazła. Szukajcie albo stracimy Serenę i resztę na zawsze.
Obie posłuchałyśmy Asha, więc natychmiast zaczęłyśmy robić to, co nam kazał. Niestety, przeszukiwanie pomieszczenia nic nie dały, dlatego też poszliśmy do kolejnej sali treningowej. Było ich w całym budynku kilka. Sprawdziliśmy wszystkie.
- To ostatnia sala - powiedział mój brat - Myślę, że to tutaj.
- Nie obraź się, ale mnie są potrzebne dowody, nie zaś przypuszczenia - powiedziała Jenny - Poza tym nie wiem, co my tu szukamy? Przecież tajne przejście nie może być w miejscu, gdzie przychodzą klienci.
- Niby czemu?
- Bo przecież... Każdy mógłby je przypadkiem otworzyć.
- Tak pomyślałoby dziewięć na dziesięć osób. Dlatego właśnie to jest najlepsza kryjówka. Najciemniej jest pod latarnią, nie wiedziałaś o tym?
- Ale to ostatnia sala ćwiczeń w tym budynku.
- Więc musi być ona tym miejscem, które szukamy.
Zaczęliśmy dokładnie przyglądać się całej sali. Uwagę mojego brata szczególnie przykuła poluzowana drabinka na ścianie.
- Wiecie co? Ta drabinka nigdy nie była używana, bo nie jest mocno przymocowana do ściany i istniało ryzyko, że się urwie podczas treningu - powiedział Ash.
- I nie naprawiono jej, skoro jest uszkodzona? - zapytałam - Dziwne, prawda?
- Tu wszystko jest dziwne, siostrzyczko.
Chwilę później zaczął on dokładnie obserwować drabinkę, następnie złapał ją w dłonie i szarpnął.
- Musi to być to... Jestem pewien, że to jest wejście do piwnicy.
Po pół minucie jego wysiłki zostały nagrodzone. Drabinka przechyliła się w stronę Asha, a potem kawałek ściany, do którego była ona tak luźno przymocowana, poruszył się. Mój brat popchnął go mocno, odsłaniając tym samym ciemny i trochę wąski tunel oraz schody prowadzące w dół.
- Tak! Znaleźliśmy je! - zawołał wesoło Ash, obejmując mnie czule - Widzisz, Dawn? Udało się nam!
- Nam? To raczej twoje błyskotliwe myślenie nas ocaliło, jak zwykle zresztą - powiedziałam.
- Nigdy w ciebie nie wątpiłam, Ash - dodała Jenny.
- Czyżby? - zachichotałam, po czym przybiłam sobie piątkę z moim bratem.

***


Pamiętniki Sereny c.d:
Siedzieliśmy sobie we trójkę w ciemności, którą lekko tylko odsłaniało światło dochodzące z małego okienka nad sufitem. Widziałam przez nie nogi przechodzących ludzi. Wnioskowałam więc, że nad nami jest ulica, jednak nie mieliśmy żadnej możliwości, żeby skontaktować się z osobami, które po niej szły, bo byliśmy związani i zakneblowani. Do tego w każdej chwili groziło nam, że zostaniemy zabici jako niewygodni świadkowie.
Ciekawiło mnie, gdzie też znajdują się Surge i jego ludzie. Kilkanaście minut wcześniej wszyscy wyszli, natomiast my zostaliśmy sami. Miałam jak najgorsze przeczucia.
Nagle moje rozmyślania na ten temat przerwał głuchy odgłos kroków, które szybko zbliżały się do pomieszczenia, w którym się znajdowaliśmy. Przerażona poczułam wówczas, jak mi serce zaczyna mocniej bić. Czułam, że za chwilę może nastąpić nasz koniec i odejdziemy z tego świata. Czy tak miało to wszystko wyglądać? Po tylu niesamowitych oraz niebezpiecznych przygodach mieliśmy teraz tak zwyczajnie zginąć? Nie chciałam się na to godzić, ale przecież nie miałam pojęcia, jak temu zapobiec.
Chwili do pokoju wpadły trzy osoby. Nie był to jednak ani Surge, ani też żaden z jego ludzi. To byli Jenny, Ash i Dawn. Ledwie nas zobaczyli, a uśmiechnęli się radośnie.
- Serena! Iris! Cilan! Żyjecie! - zawołał radośnie mój chłopak, szybko rozwiązując mnie.
Gdy to zrobił, szybko przycisnął mnie do siebie i powoli głaskał moje włosy z miłością w każdym dotyku.
- Moja maleńka... Moja ukochana... Nawet nie wiesz, jak się o ciebie bałem. Nigdy więcej mnie tak nie strasz, rozumiesz? Nigdy więcej, skarbie.
- Wybacz mi, Ash, ale ja naprawdę nie mogłam siedzieć bezczynnie z tym wszystkim - odpowiedziałam mu.
Dawn i Jenny tymczasem rozwiązali Iris oraz Cilana.
- Nic ci się nie stało? - pytał dalej Ash.
- Oczywiście, że nie. Ale było gorąco - powiedziałam.
- Spokojnie. Nam też nic się nie stało - mruknęła bardzo złośliwym tonem Iris.
- Całe szczęście przeszliśmy przez to wszystko - dodał Cilan.
Ash uśmiechnął się do nich, po czym czule objął swoich przyjaciół. Następnie wypytał nas o wszystko, co robiliśmy, kiedy on zniknął szukając Dedenne. Opowiedzieliśmy mu to, mój chłopak zaś z kolei powiedział nam, w jaki sposób doszedł do wniosku, że jesteśmy tutaj.
- A więc tak ten drań to robił! - zawołałam oburzonym tonem - Ogłupił umysł Pokemonów za pomocą odpowiednich ziół, a potem jakąś specjalną maszynę przywabił je tutaj.
- Podejrzewam, że to jest ta maszyna - rzekł Cilan, wskazując palcem dziwne urządzenie stojące pod ścianą.


Jenny przyjrzała mu się dokładnie.
- Nasi technicy zbadają tę maszynerię, ale jestem całkowicie pewna, że macie rację.
To mówiąc ona wyjęła krótkofalówkę i skontaktowała się z sierżantem Bobem. Wezwała go tutaj.
- Weź ze sobą tak z dwóch ludzi. Musimy bardzo dokładnie zbadać to miejsce i poszukać skradzionych Pokemonów.
Sierżant Bob przyszedł w towarzystwie dwóch policjantów. Razem z nimi Jenny i my przeszukaliśmy całą piwnicę. W końcu znaleźliśmy jakąś skrzynkę, w sam raz na pokeballe, ale niestety była ona pusta.
- Niedobrze... Spóźniliśmy się. Drań nas uprzedził - powiedziała pani porucznik.
Popatrzyłam na nią uważnie.
- Słyszałam rozmowę Surge’a z Giovannim. Powiedział mu, że jakaś maszyna do przesyłania Pokemonów w pokeballach popsuła się i potrzebuje czasu, żeby ją naprawić.
- Co powiedział na to Giovanni?
- Że nie będzie czekać i Surge ma to załatwić w inny sposób.
- Mówili jak?
- Tak. Powiedzieli, że Surge ma iść o 22:00 na spotkanie z agentem organizacji Rocket w jakimś wiadomym miejscu.
- Co to za miejsce?
- Nie mówili.
Jenny zaklęła pod nosem.
- No, to wobec tego ludzie pana mistrza piorunów będą musieli mi to powiedzieć.
- A jeśli nie zechcą? - spytała Iris.
Pani porucznik uśmiechnęła się złośliwie.
- Chyba mnie nie doceniasz, kochana - odpowiedziała jej policjantka - Mamy swoje sposoby... Psychologiczne, nie fizyczne. My jesteśmy subtelni, stosujemy psychologiczne metody działania.
- Oby się one udały - powiedziała smutnym tonem Dawn - Bo inaczej gość nam ucieknie ze wszystkimi Pokemonami.
- Nie ze wszystkim - rzekł sierżant Bob, podając Jenny coś do ręki - Zobacz... Surge musiał to zgubić.
- Co to jest? - zapytała policjantka.
- Wygląda jak czarno-biały pokeball.
Bob otworzył go i po chwili wyskoczył z niego mały, żółty Pokemon z długim ogonem i spiczastymi uszami.
- Pikachu! - zawołał radośnie Ash na widok swego starego, wiernego przyjaciela.
- Pika-pi! - zapiszczał szczęśliwy Pikachu, skacząc w ramiona mojego chłopaka.
- Pikachu, mój przyjacielu! Nawet nie wiesz, jak się cieszę, że cię tu widzę! - wołał Ash ze łzami w oczach, tuląc do piersi swego Pokemona.
- Pika-pi! Pika-pi! - piszczał Pikachu.
- Miło was widzieć znowu razem - powiedziała Iris.
- Naprawdę dobrana z was kompania - dodał Cilan.
Ash uśmiechnął się do nich.
- To prawda. A wy, chociaż niepotrzebnie naraziliście swoje życie na niebezpieczeństwo, to jednak pomogliście nam zdobyć dowody przeciwko temu draniowi, za co jestem wam wdzięczny, choć mimo wszystko mam do was wielką prośbę.
- Jaką? - spytali Iris i Cilan.
- Nigdy więcej się tak nie narażajcie, a jeśli już, to uprzedźcie mnie o tym. To dotyczy również ciebie, Sereno.
- Masz to jak w banku, Ash! - zawołałam wesoło.

***


Jenny zgodnie ze swoją zapowiedzią w odpowiedni sposób przycisnęła ludzi porucznika Surge’a. Powiedziała im:
- Znaleźliśmy piwnicę, w której trzymaliście troje zakładników oraz uprowadzone Pokemony. Wszędzie są wasze odciski palców, więc w żaden sposób się od tego nie wymigacie. Mamy także zeznania trójki osób, które uwięziliście. Mówcie więc, jeżeli chcecie otrzymać mniejszy wyrok. Dokąd poszedł was szef?
Oni nadal jednak mieli wątpliwości, czy powinni zdradzić porucznik Jenny ten sekret. Ostatecznie bali się swojego szefa i wiedzieli, że za takie coś mogą otrzymać karę o wiele gorszą niż więzienie.
- Jak sobie chcecie. Ale coś wam powiem. Wasz szef was wystawił. Uciekł z Pokemonami, żeby je sprzedać, a wy zostaliście na miejscu jako kozły ofiarne. Myślicie, że on po was wróci? W żadnym razie. Zostawił całą waszą zgraję na pastwę losu, a wy pójdziecie siedzieć za to, co zrobił on. Naprawdę tego chcecie. Tak ma wyglądać wasz los?
Musiałam przyznać, że Jenny zasłużyła sobie na stopień porucznika. Posiadała nie tylko wielki intelekt oraz umiejętności potrzebne każdemu stróżowi prawa, ale prócz tego wręcz doskonale znała się na psychologii. W sposób, jaki opisałam, przycisnęła ona ludzi Surge’a i ci dranie wyśpiewali wreszcie, w którym to miejscu miał się spotkać ich szef z pośrednikiem, któremu miał sprzedać porwane Pokemony.
- Miejsce, o którym mowa, to dyskoteka „Zielony Dragonite“. Szef już kiedyś załatwiał tam interesy - powiedział jeden z jego ludzi.
- Jak wyglądasz człowiek, któremu sprzedajecie towar? - spytała Jenny.
- Za każdym razem jest inny.
- Sprytne. Czy dzisiejsze spotkanie ma być o 22:00?
- Dokładnie tak.
- To świetnie. Wobec tego złożymy twojemu szefowi nieoczekiwaną wizytę. Pewnie nie ucieszy się z naszej obecności, ale cóż... Myślę, że jakoś to przeżyję.
To mówiąc wyszła ona ze swojego gabinetu razem ze mną i z Ashem. Byliśmy obecni podczas tego przesłuchania z tego powodu, że cieszyliśmy się naprawdę bardzo dużym zaufaniem pani porucznik.
- Bob! Weź kilku ludzi i jedziemy do dyskoteki „Zielony Dragonite“. Będziemy musieli tam być o 22:00, czyli tak za kwadrans. Niech twoi ludzie będą uzbrojeni.
- OK! I tak mi mów! Nareszcie ich dorwiemy! - zawołał zadowolony Bob, zacierając ręce z radości.
- A co z nami? - zapytała Dawn.
Siedziała ona na korytarzu razem z Iris i Cilanem.
- Wy lepiej się w to nie mieszajcie. Wracajcie do domu albo gdzie tam chcecie. Ash potem wszystko wam opowie - odpowiedziała jej Jenny.
- Oczywiście. Taka to sprawiedliwość. On leci się bawić w ratowanie świata, a my stoimy z boku - mruknęła Iris.
Kiedy jednak nasza pani porucznik poczęstowała ją jednym ze swoich groźnych spojrzeń, dziewczyna zamilkła i już nie protestowała.
- Mogę jechać z wami na akcję? - zapytałam.
Pani porucznik westchnęła głęboko.
- Jak chcesz, ale robisz to na własne ryzyko - odpowiedziała.
Chwilę później Ash, ja, Jenny, Bob i Pikachu wsiedliśmy szybko do radiowozu, po czym pojechaliśmy do dyskoteki. Prócz tego drugim wozem przyjechali ludzie sierżanta, z którymi to przeszliśmy do realizacji akcji.
- Ja wchodzę pierwsza, ze mną wchodzą Ash i Serena. Wy wchodzicie, gdy dam wam znać, że oni są na miejscu - powiedziała Jenny.
- Dobrze, ale proszę, bądźcie ostrożni - rzekł Bob.
- Całe życie jestem ostrożna - odparła pani porucznik.
Chwilę później nasza trójka weszła do środka. Wokół, jak to zwykle w takich miejscach bywa, panowała ciemność i gwar. Trudno było cokolwiek i kogokolwiek wypatrzeć, na szczęście towarzyszyła nam Jenny, która miała doskonały wzrok, a ponadto niemalże szósty zmysł.
- Gdzie on jest? - zapytałam.
- Spokojnie, kochani. Tylko spokojnie. Obserwujcie sobie dokładnie wszystkich dookoła. On nie może nam uciec - odpowiedziała policjantka.
Chodziliśmy razem z nią uważnie po całej dyskotece. W końcu Ash dostrzegł poszukiwanego przez nas człowieka. Siedział on w towarzystwie jakiegoś młodemu mężczyzny i wyraźnie obaj ze sobą rozmawiali.
- Mamy gościa. Już nam się nie wywinie - powiedziała Jenny, po czym wyjęła krótkofalówkę i zaczęła przez nią mówić: - Bob... Otoczcie cały budynek. On nie ma prawa się stąd wydostać.
Chwilę później pani porucznik najbezczelniej w świecie podeszła do stolika, przy którym siedział nasz delikwent, usiadła przy nim i powiedziała:
- Cześć, Surge. Miło cię widzieć. Co to? Spotkanie na szczycie? Trochę dziwne miejsce na przeprowadzanie ważnych transakcji, prawda? Chyba, że są one nielegalne.
- Nie wiem, pani porucznik, o co pani chodzi - odparł Surge, chociaż z jego głosu zdecydowanie bił lekki lęk.
- Naprawdę tego nie wiesz? No, niech ci będzie... Zobaczymy, czy sąd przekonają takie słowa, zwłaszcza jak im pokażę zawartość twojej sekretnej piwnicy, do tego jeszcze z twoimi odciskami palców. I ciekawe, co powie prokurator, kiedy się dowie, że prócz kradzieży zaliczyłeś również porwanie i próbę zabójstwa trójki nastolatków?
Porucznik Surge słysząc te słowa zrozumiał, że gra jest już skończona, więc odepchnął od siebie szybkim ruchem Jenny, po czym wyjął broń.
- No dobra, koniec zabawy! Odsuń się, paniusiu albo nafaszeruję cię ołowiem!
- Nie bądź głupi, Surge! Całą tę dyskotekę już otoczyli moi ludzie! Nie wydostaniesz się stąd! - krzyknęła pani porucznik.
- Być może, ale tobie także nie będzie to pisane.
To mówiąc, ku przerażeniu swego wspólnika, wymierzył swoją broń w policjantkę, ale wtedy poraził go piorun wystrzelony przez Pikachu. Pistolet wypadł mu z dłoni, a mężczyzna gniewnie spojrzał w naszą stronę.
- TY?! I twój Pokemon?! Jak?!
Tylko tyle zdołał z siebie wykrztusić ten przerażająco bezwzględny człowiek.
- Tajemnica zawodowa, kochasiu - odpowiedział Ash, uśmiechając się pogardliwie - A teraz, poruczniku Surge, w imieniu policji Alabastii i swoim własnym chcę ci oznajmić, że jesteś aresztowany.
- Doprawdy? - wysyczał przez zęby Surge - Tak łatwo ze mną sobie nie poradzisz.
To mówiąc dobył swojego pokeballa i rzucił nim przed siebie. Już po chwili z kuli wyskoczył Raichu.
- No proszę, kolejny stary znajomy - uśmiechnął się Ash - Pikachu, do dzieła!


Pokemon skoczył naprzeciwko swego starego przeciwnika, który natarł na niego bez ostrzeżenia i odrzucił daleko w tył.
- Pikachu! - krzyknęłam przerażona.
- Raichu, dołóż mu jeszcze! - zawołał Surge.
Pikachu ledwo zdążył się pozbierać, a zaraz otrzymał kolejny cios od Raichu. Czynność ta miała miejsce jeszcze kilka razy, aż w końcu Pokemon Asha szybko stanął na nogach i w ostatniej chwili zrobił unik. Raichu upadł na ziemię, ale znowu skoczył do ataku. Tym razem jednak jego przeciwnik był na to przygotowany, bo znowu uskoczył w bok.
- Widzisz, Surge? Siła to nie wszystko. Mówiłem ci, że zbyt szybko ewoluowałeś swojego Pokemona - powiedział z kpiną w głosie Ash - Tym chętniej teraz pokażę ci umiejętności mojego.
- A ja pokażę twojemu kurduplowi, co to znaczy zadzierać ze mną! Raichu! Uderz go ogonem!
- Pikachu, stosuj uniki!
Stworek zaczął więc zwinnie uchylać się przed uderzeniami Raichu, co jednak nie było wcale tak łatwe, jakby można było pomyśleć i kilka razy ostre zakończenie ogona przeciwnika lekko musnęło jego skórę.
- Pikachu, Szybki Atak! - krzyknął Ash.
Pokemon ruszył do natarcia w taki oto sposób, że Raichu nie zdążył uskoczyć i otrzymał bardzo mocny cios główką. Nie na darmo jednak jego największym atutem była siła fizyczna, bo szybko się pozbierał, po czym uderzył Pikachu pięścią w policzek, na chwilę powalając go na podłogę. Stworek Asha szybko się jednak podniósł i to gotowy działania oraz dalszej walki.
- Stalowy Ogon! Naprzód! - zawołał Ash.
Pikachu zaatakował Raichu swoim Stalowym Ogonem, zadając mu w ten sposób kilka mocnych ciosów, które poważnie go osłabiły.
- Raichu! Skończ tę dziecinadę! Strzelaj piorunem! Teraz!
Pokemon zaatakował stworka Asha, jednak ów najspokojniej w świecie czekał na ruch swojego przeciwnika, po czym podskoczył wysoko w górę, unikając ataku.
- Znów Stalowy Ogon! - krzyknął mój chłopak.
Pikachu ponownie uderzył Raichu tym niezwykle skutecznym atakiem.
- Teraz Elektrokula! Naprzód!
- Pika-pika-chuuuuuu!
Kula pełna energii elektrycznej uderzyła w Raichu z zawrotną siłą. Pokemon został powalony na ziemię i już się z niej nie podniósł. To był koniec.
- Nie! Raichu! Ponownie przegrałeś z tym zerem! Jesteś do niczego! - ryknął Surge, po czym rzucił się ucieczki.
- O nie! Nic z tego! - zawołała Jenny, łapiąc go za nogi i powalając na ziemię.
Mężczyzna zaczął się z nią mocno szarpać, a że był on niezwykle silny fizycznie, to wyglądało na to, iż szybko osiągnie nad nią przewagę, jednak ostatecznie Jenny pokazała mu, że nie bez powodu jest jedną z najlepszych policjantek w Alabastii, kiedy to wreszcie udało się jej wykręcić ręce swemu przeciwnikowi oraz zakuć go w kajdanki.
- Jesteś aresztowany! - wydyszała nasza przyjaciółka, nie kryjąc przy tym satysfakcji.
Agent Giovanniego, z którym Surge robił interesy, widząc to wszystko próbował uciec, ale przeszkodził mu w tym sierżant Bob ze swoimi ludźmi. Obaj członkowie organizacji Rocket zostali aresztowani.
- Uff... Było gorąco - powiedziałam, kiedy już obaj panowie zostali wyprowadzeni z dyskoteki.
- Owszem, ale bez ryzyka nie ma zabawy - uśmiechnął się do mnie delikatnie Ash.
Następnie podszedł do Pikachu i pogłaskał go powoli po łebku.
- Pokazałeś klasę, przyjacielu - powiedział zadowolony.
- Pika-pika-chu! - zapiszczał wesoło Pokemon.
Porucznik Jenny powoli podeszła do stolika, na którym znajdowało się pudło pełne pokeballi ze skradzionymi Pokemonami.
- Trzeba będzie je zwrócić ich właścicielom - powiedziała.
- Clemont się ucieszy. Biedak bardzo się stęsknił za swoim Luxrayem - odpowiedziałam jej.

***


Nie umiem opisać tej euforii, która mi towarzyszyła, kiedy wyszliśmy z dyskoteki ze świadomością, że możemy oddać trenerom ich Pokemony. Jednak bardziej niż przyszła wizja radości na twarzach owych ludzi, w tym naszego serdecznego przyjaciela Clemonta, radowało mnie co innego, a mianowicie to, że z buźki porucznika Surge’a zszedł ten jego pewny siebie uśmieszek. Oczywiście nie pisnął on ani słówka na temat swojego szefa, Giovanniego, ale prawdę mówiąc trudno było mi sobie wyobrazić, żeby to zrobił. W końcu szefa organizacji Rocket bali się wszyscy, którzy dla niego pracowali. Wiedzieli, że w razie wydania go Giovanni zadba już o to, żeby znaleźć dowody potwierdzające jego niewinność, a oni sami otrzymaliby wyrok śmierci wykonany przez zaufanego człowieka. Woleli już dożywocie niż zimny grób.
Tak więc podsumowując nie mieliśmy dowodów na to, aby ktokolwiek z tych łotrów, których to aresztowała Jenny, należał do organizacji Rocket. Wiedzieliśmy jedynie tyle, że porucznik Surge nosił w niej numer 006, co oczywiście powiedziałam Ashowi i pani porucznik.
- To interesujące - stwierdziła Jenny - Skoro ma bezpośredni kontakt z Giovannim i numer z dwoma zerami to może oznaczać, że należy on do elity agentów. Niestety, tacy ludzie tym bardziej nie powiedzą nam nic o swoim przełożonym. Ale spokojnie. Jeszcze dobierzemy się im do skóry. Macie na to moje słowo.
- Ty też masz moje słowo, Jenny, że zrobię wszystko, co zdołam, żeby wylądował w więzieniu za swoje czyny i został tam już na stałe - dodał poważnym tonem Ash - Przez tę jego działalność cierpią moi bliscy, ale jeszcze przyjdzie kryska na Matyska. Obiecuję wam to.
Spodobały mi się te słowa, więc złapałam mojego chłopaka za rękę i lekko ją ścisnąłem. Potem zerknęłam w bok, żeby zobaczyć, jak sierżant Bob z nieukrywaną satysfakcją wsadza Surge’a do radiowozu. Zanim jednak to zrobił poprosiłam go, żeby poczekała kilka sekund. Mężczyzna się na to zgodził, choć moje zachowanie wywołało w nim zdumienie.
- Poruczniku Surge...
- Czego? - spytał mężczyzna cierpkim tonem, patrząc na mnie groźnie.
- Nic. Tylko chciałam sobie popatrzeć, jak wygląda niewinny człowiek - powiedziałam do niego z kpiną w głosie, przypominając sobie słowa o tej jego rzekomej niewinności, jakimi niedawno nas uraczył.
Mężczyzna zazgrzytał ze złości zębami, po czym Bob wepchnął jego głowę do radiowozu.
- Nie mogłaś się temu oprzeć, co? - zapytał wesoło policjant.
- Owszem, nie mogłam - zachichotałam.
Chwilę później Jenny popatrzyła radośnie na Asha i na mnie, po czym uścisnęła każdemu z nas mu dłoń.
- Jestem bardzo zadowolona ze współpracy z tobą, mój drogi chłopcze. Opowiem szefowi o twoim udziale w całej sprawie. Kapitan Rocker dowie się, że bez udziału twojego i twoich przyjaciół nie odnaleźlibyśmy nigdy tych wszystkich Pokemonów.
Ash uśmiechnął się do niej wesoło.
- Sherlock Holmes pewnie powiedziałby, że możesz przypisać sobie całą zasługę za tę akcję, ale cóż... Jestem mniej altruistyczny niż on, więc powiem, że wielką przyjemność mi sprawisz, jeśli zrobisz tak, jak mówisz.
Pani porucznik zachichotała, słysząc jego słowa.
- I słusznie. Nie ma co być zbyt altruistycznym.

***


Następnego dnia w godzinach wieczornych, choć nie była to niedziela, to jednak w restauracji „U Delii“ miało miejsce przedstawienie muzyczne dla gości. Przybyli na nie tłumnie mieszkańcy całej Alabastii, wśród których znajdowała się nasza wesoła kompania. Choć może słowo „wesoła“ nie jest tutaj na miejscu, ponieważ niektórzy z nas nie mieli zbyt radosnych min, a już zdecydowanie nie Clemont.
- To wszystko moja wina - powiedział - Gdyby nie zachciało mi się nagle ćwiczyć mięśni, to nie trafilibyśmy na Surge’a i do niczego by nie doszło.
- Daj spokój, stary - uśmiechnął się do niego przyjaźnie Ash - Przecież właśnie dobrze, że tak się stało. Gdyby nie ty, to być może nigdy byśmy nie poszli do tej siłowni, przez co nie wpadli na trop działalności tego łajdaka. A tak Surge jest już pod kluczem i odpowie przed sądem za to, co zrobił.
- Ale mogło się to wszystko skończyć tragicznie.
- Może i mogło, ale skończyło się dobrze. Myślmy więc pozytywnie o całej tej sprawie.
Chwilę później Ash pożegnał się z nami, bo tak się złożyło, że tym razem był potrzebny na scenie.
- Trzymamy za ciebie kciuki! - zawołała wesoło Bonnie.
Kilka minut później na scenę wyszła Melody.
- A teraz wystąpi przed państwem nasza znakomita koordynatorka Pokemonów i piosenkarka w jednej osobie, panna Dawn Seroni! Zaśpiewa ona wam utwór być może stary, ale za to niezwykle piękny. Akompaniować zaś naszej gwieździe będą jej ojciec i brat. Powitajcie więc ich wszystkich gromkimi brawami.
Z widowni posypały się brawa, a na scenę wyszła Dawn w sukience różowej sukience. Obok niej dreptał jej wierny Piplup, wyraźnie z siebie zadowolony. Zaraz za nią wyszli Josh z akordeonem oraz Ash, trzymający w ręku skrzypce. Temu drugiemu zaś towarzyszył oczywiście wierny Pikachu, cały szczęśliwy, że może znowu być u boku swego trenera.
Starszy oraz młodszy Ketchum usiedli na krzesłach, które wcześniej przyniosła na scenę Melody, po czym zaczęli grać. Dawn zaś stanęła przed mikrofonem i zaczęła śpiewać:

Czasami szczęście przejdzie obok nas tak blisko,
Że tylko ręką sięgnąć już je człowiek ma.
I nie widzimy i tracimy wtedy wszystko,
Chociaż to szczęście samo do rąk nam się pcha.
I jak w ostatniej chwili w pogoń się nie rzucisz
I nie zatrzymasz szczęścia póki jeszcze czas,
To już przepadło, ono drugi raz nie wróci,
Bo szczęście w życiu się pojawia jeden raz.

Szczęście raz się uśmiecha,
Raz nam rzuca swój dar bezcenny.
Człowiek czeka na tę chwile
Przez tyle, tyle, tyle
Męczących dni i nocy bezsennych.

Szczęście raz się uśmiecha,
Jeden raz tylko dłoń podaje.
Gdy okazję tę ominiesz,
Toś przepadła, to już zginiesz.
Bo szczęście przyszło, mogłaś je mieć.

Przez całe życie człowiek stale o kimś marzy
I za kimś tęskni i przyzywa go na głos.
I nagle spotkasz go i czytasz z jego twarzy:
To właśnie ja, twe przeznaczenie i twój los.
Odważnie podejdź wtedy - rzuć mu się w ramiona.
Nie pozwól odejść - niebo, ziemię nawet rusz,
Bo jak odejdzie, toś straciła, toś zgubiona.
I nie naprawisz tego nigdy w życiu już.

Miłość raz się uśmiecha,
Raz nam rzuca swój dar bezcenny.
Człowiek czeka na tę chwile
Przez tyle, tyle, tyle
Męczących dni i nocy bezsennych.

Miłość raz się uśmiecha
Jeden raz tylko dłoń podaje.
Gdy okazję tę ominiesz,
Toś przepadła, to już zginiesz,
Bo miłość przyszła, mogłaś ją mieć.

 Gdy Dawn skończyła śpiewać, z widowni posypały się brawa. Johanna Seroni, siedząca niedaleko, wzruszona otarła sobie łezkę z oka, mówiąc:
- Niesamowite! Moja kochana córeczka. Jaki ona ma talent. Pamiętam, jak śpiewałam jej tę piosenkę, kiedy Dawn była małym dzieckiem. A teraz zobaczcie... Jak wspaniale prezentuje się na tej scenie.
- Tak, to prawda - powiedziałam i spojrzałam na Clemonta - Słyszałeś, przyjacielu, jak lecą słowa tej piosenki?
- Owszem, słyszałem - odparł na to młody Meyer - Wiem, że nie mogę pozwolić na to, żeby szczęście i miłość uciekły ode mnie, ponieważ byłem zbyt wielkim tchórzem, by je złapać. Tylko...
- Tylko co?
- Tylko, czy Dawn zechce się ze mną umówić?
Uśmiechnęłam się do niego przyjaźnie i rzekłam:
- Byłaby kompletną idiotkę, gdyby tego nie zrobiła.
Chłopak popatrzył na mnie radośnie.
- Naprawdę tak sądzisz?
- Jestem tego pewna.
Clemont radośnie wstał od stolika.
- Wobec tego jak tylko zejdzie ze sceny, to zaproszę ją na spacer i lody. To będzie na razie jedynie takie... No wiesz... Przyjacielskie spotkanie... W końcu nie mogę od razu jej zaproponować randki.
- Słusznie, ale od czegoś trzeba zacząć - powiedziałam.
- Dokładnie tak - powiedział Clemont i poszedł w kierunku sceny, żeby zawalczyć o swoje szczęście.


KONIEC









1 komentarz:

  1. Przyznam szczerze, że nie spodziewałam się takiego zwrotu akcji, chociaż od początku moje podejrzenia były skierowane na porucznika Surge'a, i jak widzę słusznie. Ale nigdy w życiu bym się nie spodziewała, że będzie on agentem Giovanniego i to jeszcze w dodatku elitarnym. Co prawda genialności jego metod nie można mu odmówić - sproszkowana roślina w soku by pokemony wpadły w trans, cała działalność pod przykrywką siłowni - ale Nobla za to nie dostanie, a w więzieniu na pewno spędzi długie lata. I bardzo dobrze, jakoś wcale mi go nie szkoda. :)
    Drugim zasługującym na uwagę wątkiem jest jeden z moich ulubionych - wątek uczucia Clemonta i Dawn. Co prawda zaczyna się niemrawo - od przyjacielskiego spotkania - ale wszak od czegoś trzeba zacząć i bardzo, ale to bardzo tej parze kibicuję. :)
    Ogólnie historia poprowadzona bardzo dynamicznie, ciekawie, czytało się z zapartym tchem od pierwszego do ostatniego słowa. Nie można się było wręcz od tego oderwać. :)
    Ogólna ocena: 11/10 :)

    OdpowiedzUsuń

Przygoda 129 cz. II

Przygoda CXXIX Tytanio, wio! cz. II Lot trwał długo. Ash nie liczył, jak długo, ponieważ odkąd tylko opuścił tak bardzo mu bliskie Gotham Ci...