czwartek, 4 października 2018

Przygoda 117 cz. IV

Przygoda CXVII

Wilkołak działa nocą cz. IV


Poszliśmy wszyscy spać tak, jak to zarządził nasz kochany gospodarz, a już następnego dnia wszyscy wyspani i wypoczęci wstaliśmy na śniadanie, które przygotowali nam Bianka, Latias i Latios.
- Wiecie, dawno już nie pamiętam czasów, kiedy Latias i Latios nam towarzyszyli podczas posiłku - powiedział Lorenzo, gdy już jedliśmy razem posiłek przy stole.
- Tak, a wszystko przez to, że brat Latias zginął kilka lat temu, a sama Latias się przeprowadziła do Alabastii - odparł Bianka - W sumie to ja nie wiem, czemu to zrobiłaś. Tak źle ci było w Alto Mare?
Pokemonka w ludzkiej postaci od razu zaprzeczyła temu i zaczęła coś pokazywać na migi, ale Bianka zaśmiała się i powiedziała:
- Spokojnie, nie musisz mi niczego tłumaczyć. Ja doskonale wiem, jakie były twoje motywy i wcale nie mam ci ich za złe. Po prostu brakowało ci Asha, którego tak uwielbiasz.
- I ja ją uwielbiam. Jest dla mnie jak siostra - powiedział Ash, czule dotykając dłoni Latias - Jak moja mała, młodsza siostrzyczka.
- Sporo już masz tych siostrzyczek - zażartowała sobie Dawn - Mnie, Latias, May, swoje kuzynki z Melemele... To całkiem spora grupka.
- Lepiej taka grupka niż jedna, wiecznie swatająca cię młodsza siostra - zauważył zadziornym tonem Clemont.
Bonnie spojrzała na niego ze złością i lekkim żalem w oczach.
- Hej, a mówiłeś, że nie wymieniłbyś mnie nawet na tysiąc kochających i posłusznych sióstr.
- Tak mówiłeś? - spytałam dowcipnie.
- Czy wspomniałem o tysiącu, to nie wiem, ale reszta się zgadza i dalej podtrzymuję te słowa - uśmiechnął się Clemont.
- Ale mimo to wypominasz mi, że kiedyś cię swatałam - Bonnie zrobiła wręcz nadąsaną minę.
- Ojej, to były tylko takie żarty.
- Jakoś mnie nie rozbawiły.
- Bo nie masz poczucia humoru - stwierdził Max.
- Przeciwnie, mam wielkie poczucie humoru - zapeszyła się Bonnie, a jej Dedenne zapiszczał potakująco.
- Wcale w to nie wątpimy - powiedziała z uśmiechem Maren.
- Wy wszyscy macie naprawdę ogromne poczucie humoru - stwierdził Herbert Jones - Dlatego właśnie cieszę się, że znowu mogę z wami spędzić trochę czasu. I wiecie co? Mam wielką nadzieję, iż częściej będziemy się spotykać w takim gronie.
- Będziemy mieli okazję już za dwa tygodnie spędzić czas wszyscy razem, ale w znacznie większym gronie. O ile oczywiście zechcecie przyjąć moje zaproszenie - powiedział Ash z wielkim uśmiechem na twarzy.
- Zaproszenie? A na co? - zapytała Lyra.
- Nie wiesz? Mój brat już za dwa tygodnie kończy dziewiętnaście lat! - zawołała radośnie Dawn.
- Właśnie i będzie wielka biba z tej okazji! - rzekł Max.
- Zabawa i to na czternaście fajerek, a może nawet i więcej - dodałam.
Herbert, Maren, Lorenzo, Bianka, Lyra i Khoury uśmiechnęli się lekko, a potem oznajmili nam, że skoro tak się sprawy mają, to oni razem z miejsca przyjmują to zaproszenie i z największą chęcią wezmą udział w przyjęciu urodzinowym Asha, zwłaszcza, jeśli sam solenizant ich tak chętnie zaprasza.
- Doskonale! To będzie wspaniała zabawa! - stwierdził radośnie Ash.
- Pika-pika! Pika-chu! - zapiszczał Pikachu.
- Zgadzam się - powiedziałam - Mam tylko nadzieję, że będziecie się dobrze bawić.
- Jeszcze byśmy nie mieli się dobrze bawić - zachichotał lekko Herbert Jones - Jak dotąd jeszcze nie było takiej sytuacji, abym się z wami dobrze nie bawił.
- To dlatego, że z wami można się tylko i wyłącznie dobrze bawić - stwierdziła Maren wesołym głosem.
- Dokładnie - poparła ją Lyra - Z wami zawsze coś się dzieje i nigdy się przy was nie można nudzić.
- Teraz to się trochę ponudzimy, skoro Ash porzucił pracę detektywa - zauważyła ponuro Bonnie.
Herbert spojrzał zaintrygowany na Asha, podobnie zrobili też Maren, Lyra i Khoury.
- Jak to, porzuciłeś pracę detektywa? - spytał zdumiony Jones.
- Ale dlaczego to zrobiłeś? - zdziwił się Khoury.
- Bo się załamał po tym, jak mój brat dostał w plecy kulkę i o mało nie został przez to kaleką - mówiła dalej Bonnie - Ash się o to obwiniał, a tak naprawdę powinien obwiniać...
- Ekhem! - chrząknęłam groźnie i spojrzałam na nią znacząco, a potem zerknęłam na Dawn mającą przygnębioną minę.
Bonnie szybko zrozumiała, że przesadziła.
- Zły los - dokończyła Bonnie - A potem jeszcze doszła do tego sprawa takiej jednej laski Jessiebelle, która oszukała Asha i Serenę i wykorzystała ich do swoich celów, a choć Ash wyrównał z nią rachunki, to i tak się uparł, że powinien porzucić pracę detektywa.
- To nie jest cała prawda, bo ona jest bardziej złożona - rzekł Ash - Ale nie wiem, czy chcę o tym rozmawiać.
Nasi drodzy przyjaciele byli bardzo ciekawi powodów emerytury Asha, dlatego zaczęli usilnie prosić, aby mój luby opowiedział wszystko co i jak. Ten zaś z lekkim niepokojem oraz delikatną niechęcią spełnił ich prośbę i opowiedział dokładnie, jak to wszystko wyglądało. Przyjaciele wysłuchali go z wielką uwagą, nie przerywając mu jego opowieści, a kiedy skończył, to zaczęli wszyscy wyrażać swoje zdanie w tej sprawie. Żaden z nich nie skrytykował Asha, ponieważ wszyscy przyznali, iż Ash miał swoje powody i te powody były całkiem sensowne, ale także wszyscy byli tego samego zdania, że mój luby powinien wrócić do pracy detektywa, ponieważ jego detektywistyczna działalność była zbyt poważna i zbyt wiele przyniosła światu, aby teraz tak po prostu ją porzucić.
- Talent do rozwiązywania zagadek to wielki dar, a z wielkim darem zawsze się wiąże wielki obowiązek - powiedział Herbert Jones - Nie możesz go zmarnować, a zwłaszcza wtedy, kiedy możesz go wykorzystać w mądrym celu. Pożytek z twoich talentów świat miał jak zawsze ogromny i uważam, że tak powinno być dalej. Marnowanie takiego daru to wielki grzech, tak w każdym razie ja uważam.
- Ale skąd wiadomo, że ja nadal posiadam ten dar? - zapytał Ash - Jak dotąd wiele wskazuje na to, iż ten dar we mnie zanikł. Może nie całkowicie, ale mimo wszystko zawsze.
- Cóż... Jeśli tak uważasz, to trudno mi z tym polemizować - stwierdził ponurym głosem Herbert Jones - Ale być może niedługo przeżyjesz pewną przygodę, która przekona cię do tego, że jednak nadal posiadasz swój wielki talent i możesz z niego dalej śmiało korzystać.
- Zobaczymy, jak to będzie wyglądać. Obyś miał rację, ale tak prawdę mówiąc, to ja już w to chyba nie wierzę.
Ash wyraźnie posmutniał, z kolei Pikachu zapiszczał delikatnie i lekko trącił łapką swego trenera, który powoli wstał od stołu i ruszył przed siebie.
- Ash, wszystko dobrze? - zapytała z niepokojem Dawn.
- Tak, siostrzyczko. Po prostu chcę pospacerować sobie i pomyśleć - odpowiedział jej brat.
Bez słowa również wstałam od stołu i poszłam za nim, a Pikachu i Buneary niemal natychmiast do mnie dołączyli.

***


Ash spacerował powoli ulicami Alto Mare pogrążony we własnych myślach. Nie odzywał się przez dłuższy do nas ani słowem, chociaż dobrze wiedział, że idziemy w jego pobliżu, ale nie przejął się tym wcale. Widać słowa Herberta Jonesa wywarły na nim naprawdę wielkie wrażenie i to tak mocne, że aż musiał sobie je na spokojnie przemyśleć. Razem z Pikachu i Buneary szłam za nim powoli, aby w razie czego móc wesprzeć go jakimś dobrym słowem lub radą, o ile oczywiście będzie tego potrzebować.
Mój luby jednak przez naprawdę długi czas nie odzywał się, tylko szedł dalej w milczeniu przed siebie, rozmyślając pewnie nad tym, co tego ranka usłyszał. W końcu usiadł powoli na najbliższej ławce, a oparł łokcie o kolana, a głowę o dłonie i tak zaczął myśleć. Popatrzyłam na niego, po czym bez zbędnych słów usiadłam obok niego, a Pikachu i Buneary uczynili to samo. Nie odzywaliśmy się tak przez chwilę, aż w końcu Ash spojrzał na mnie i obdarzył mnie promiennym uśmiechem.
- Widziałem, jak idziesz za mną - powiedział.
- I co? Nie raczyłeś się odezwać? - zapytałam ironicznie.
- Sam nie wiem. Jakoś nie miałem ochoty na rozmowę.
- A teraz to masz ochotę?
- Owszem, teraz mam, ale jeśli ty nie masz...
Położyłam mu dłoń na kolanie i powiedziałam czule:
- Kochanie, ty nawet nie wiesz, jak bardzo mi zależy na tobie i na tym, abyś był szczęśliwy.
- Jeśli tak samo, jak mnie na tobie oraz na twoim szczęściu, to chyba jednak wiem - odpowiedział mi czule Ash.
Uśmiechnęłam się do niego delikatnie i położyłam lekko głowę na jego ramieniu, a mój ukochany objął mnie czule ręką. Kątem oka zauważyłam, że także Pikachu obejmuje delikatnie swoją ukochaną.
Siedzieliśmy tak przez chwilę, gdy nagle zauważyliśmy, jak w pobliżu szła Bianka ze sztalugami. Obok niej kroczył jakiś wysoki chłopak, chyba w naszym wieku lub trochę starszy, o azjatyckich rysach twarzy, dość krótko obciętych czarnych włosach oraz brązowych oczach. Wyglądu jego postaci dopełniały szare, dość ponure ubranie i okulary mocno osadzone na nosie. Jeśli to prawda, że ubiór często oddaje charakter i nastrój człowieka, to jego strój mówił mi, iż jego właściciela coś musiało dręczyć. Coś zdecydowanie o wiele bardziej poważnego niż np. stłuczone kolano.
- Będziesz mi dzisiaj pozować, Seiyi? - zapytała Bianka chłopaka.
- Nie, nie mam specjalnie ochoty - odpowiedział jej zapytany - I w sumie nie wiem, czemu zgodziłem się tutaj przyjść. Nie mam jakoś ochoty na przebywanie w towarzystwie ludzi.
- Tak, Amiko mi to mówiła - rzekła ponuro Bianka, patrząc na niego ze smutkiem w oczach - Poza tym umiem patrzeć i widzę, co się z tobą dzieje. Już prawie rok siedzisz głównie sam w swoim pokoju i rzadko wychodzisz do ludzi.
- Wychodzę do nich tylko wtedy, kiedy muszę to robić. Do ciebie też bym nie wyszedł, gdyby nie to, że bardzo cię lubię. A poza tym bardzo się przyjaźniłaś z Minako.
- Przyjaźniłam się zawsze z tobą i z nią - odpowiedziała na to Bianka - I dobrze wiem, że wciąż nosisz żałobę. Miałam jednak nadzieję...
- Na co miałaś nadzieję? Że o niej zapomnę? Że przestanę nosić żałobę, bo ludzie tego ode mnie oczekują?
- Nie, Seiyi. Nie tego oczekiwałam - odpowiedziała smutno Bianka - Jedyne, czego oczekiwałam, to możliwość pomocy ci w jakiś sposób.
Seiyi opuścił smutno głowę, a po jego policzku delikatnie poleciała łza.
- Nie możesz mi pomóc, Bianko. Nikt mi nie może pomóc.
- To chyba prawda - zgodziła się z nim młoda malarka - Sam musisz to zrobić. Nikt inny nie zrobi tego za ciebie, tylko ty sam. Problem w tym, że ty chyba nie chcesz sobie pomóc.
- A niby w jaki sposób ja mam sobie pomóc, Bianko? W jaki sposób? Ja przecież straciłem kogoś, kogo bardzo kochałem. Ty sama straciłaś kogoś bliskiego, więc powinnaś mnie zrozumieć. A nawet jeszcze bardziej, bo aż dwoje osób naraz.
Bianka westchnęła delikatnie i powiedziała:
- Tak, straciłam dwie bliskie sobie osoby jednego dnia, a ty straciłeś tylko jedną, ale nasz ból po ich stracie jest równie wielki. Różnica między nami jest tylko taka, że ja jakoś zdołałam przetrwać to i żyć. Ty zaś tego nie umiesz zrobić.
- A kiedy straciłaś swoich rodziców? Kilka ładnych lat temu. A kiedy ja straciłem ukochaną? Całkiem niedawno. Ten ból jest dla mnie jeszcze za świeży, Bianko, aby miał tak po prostu minąć.
Młoda malarka westchnęła delikatnie i powiedziała:
- Myślę sobie, że tak naprawdę taki ból, to nigdy nie mija. Po prostu można z nim się nauczyć żyć albo i nie. Ja się nauczyłam z tym żyć.
- A było ci łatwo?
- Wiesz doskonale, że nie.
- No widzisz, a więc jak możesz oczekiwać, że ja łatwo sobie z tym bólem poradzę?
- Nie mówię, że to będzie łatwe, ale że powinieneś spróbować to jakoś zrobić i pod żadnym pozorem nie możesz robić to sam, bo taki ból nigdy nie zostaje w pełni uśmierzony, jeśli zwalczasz go samemu.
- Co więc mam robić?
- Spędzaj czas z przyjaciółmi, bo tylko w ich towarzystwie zdołasz zwalczyć swój ból.
- Problem w tym, że obecność ludzi oraz ich szczęścia mnie chwilami strasznie drażni. Nie, to nie jest chwilami. To się dzieje niemal bez przerwy. Te ich radosne twarze, wielkie szczęście itd... To mnie po prostu dobija.
- I co zamierzasz? Nienawidzić za to całego świata?
- Nie. Wolę po prostu unikać ludzi, aby nie ranić ani ich, ani siebie.
- Jak tam sobie chcesz. Ale jako twoja przyjaciółka nie mogę zostawić cię samego z tym problemem.
Seiyi uśmiechnął się delikatnie.
- Nie odpuszczasz. Uparta jesteś, wiesz?
- Artyści już tak mają. Upór i determinacja to cechy, dzięki którym osiągają swoje cele. Oczywiście pomaga im również wielki talent.
- Tak, zdecydowanie - Seyi dalej się uśmiechał - A może tak zamiast mnie na tle tego wszystkiego namalujesz moją siostrę?
- Cóż... Też niezła z niej modelka. W sumie czemu nie? A jest teraz w domu?
- Powinna być. Zresztą pójdę tam i powiem jej, co i jak, a ty potem do nas dołączysz, dobrze?
- Może być.


Seiyi pożegnał więc Biankę i odszedł, zaś malarka uśmiechnęła się i obejrzała się w bok, aż zobaczyła nas na ławce.
- O! No proszę! Kogo ja tu spotykam? - spytała dowcipnie, powoli do nas podchodząc - Lubimy podsłuchiwać, co?
- Nie wiedziałam, że to poufna rozmowa - zażartowałam.
- Nie zaraz poufna, ale mimo wszystko mogliście dać jakiś znać, że tu jesteście. Przedstawiłabym was.
- Mieliśmy dać znać o naszej obecności i przerywać sobie taką jakże romantyczną scenę? W życiu! - zaśmiałam się lekko.
Bianka zrobiła groźną minę i zaraz z miejsca spoważniałam.
- Wybacz, strasznie głupio to zabrzmiało, prawda?
- Czy strasznie, to ja nie wiem, ale że głupio, to fakt.
- Przepraszam cię, Bianko. Chciałam rozładować napięcie, ale chyba niezbyt mi się to udało, co nie?
- Powiem tak... Mogłaś to zrobić lepiej.
- Ej, weź już jej nie dobijaj! - wstawił się za mną Ash - Przecież ona nie chciała cię urazić!
- Pika-pika! Pika-chu! - zapiszczał Pikachu.
- Wiem, że nie chciała mnie urazić i wcale się nie gniewam. Po prostu jestem załamana. Chciałam poprawić humor przyjacielowi, a zamiast tego tylko sama siebie zdołowałam.
- A co mu dokładniej dolega? - spytałam.
- On chyba coś mówił o swojej dziewczynie, prawda? - dodał Ash.
- A tak, właśnie tak - pokiwała głową Bianka - Chodzi o to, że Seyi stracił swoją dziewczynę w wypadku samochodowym. Jechała ona autem z takim jednym kretynem, któremu się wydawało, że umie prowadzić i cóż... Wpadli na latarnię i się rozbili. Biedna Minako zginęła na miejscu.
- A ten kretyn? - zapytałam.
- Przeżył. Sąd uznał, że wina nie leżała po jego stronie. Może trochę za szybko jechał, ale droga była wtedy śliska i nawet przy normalnej prędkości łatwo było spowodować wypadek, dlatego właśnie go uniewinnili. Ale i tak nie zmniejszyło to bólu, który teraz rozdziera serce biednego Seiyiego.
- Nie dziwię mu się - powiedział zasmuconym głosem Ash - W końcu nic mu nie zwróci ukochanej, a fakt, że tamten chłopak nie został skazany...
- Daj spokój, Ash. On z pewnością nie był niczemu winien - wtrąciłam i spojrzałam na Biankę - Ostatecznie sąd nie uniewinniłby go, gdyby był winien, prawda?
- A tego to ja bym nie była taka pewna, Sereno - stwierdziła ponuro Bianka - Jako detektywi oboje na pewno doskonale wiecie, że sądy niekiedy skazują niewinnych i ułaskawiają winnych, więc cóż... Tutaj nie mogę ci z całą pewnością zagwarantować, że on był niewinny.
- A Seiyi go obwiniał?
- Trochę tak, ale potem dał sobie spokój. Teraz głównie obwinia siebie samego.
- Siebie? A to niby czemu?
- Minako była wtedy na pewnej imprezie urodzinowej swojej kumpeli w sąsiednim mieście i miała wracać nocą do domu. Seiyi wówczas był na konkursie naukowym, więc nie mógł jej odebrać, dlatego poprosiła o pomoc swego kolegę. Niestety, gdy ten ją odwoził i gdy już byli blisko Alto Mare, to nagle wpadli w poślizg i walnęli w latarnię. Kierowca miał w kierownicy poduszkę powietrzną, więc przeżył. Pasażerka nie miała już tyle szczęścia.
- Straszne. Czy byli pijani? - spytałam.
- Ten kumpel wypił tylko jedno piwo i to chyba nawet nie całe. A w każdym razie badanie alkomatem zaprzeczyło, aby miał niedozwoloną ilość alkoholu we krwi. Mógł więc swobodnie prowadzić i to bez żadnego ryzyka wypadku.
- A jednak ryzyko istniało.
- Tak, ale nie z jego strony, a to jest duża różnica. W każdym razie tak właśnie stwierdziła policja. A jak było naprawdę, pewnie nigdy się już nie dowiemy.
- A jak twoim zdaniem było? - zapytał Ash.
Bianka spojrzała na niego uważnie i odpowiedziała:
- Moim zdaniem Minako najlepiej by zrobiła, jakby nie wracała po nocach z imprezy do domu, a Seiyi by najlepiej zrobił, gdyby nie obwiniał się o to, że nie miał wtedy dla niej czasu i sam jej nie zabrał, ponieważ w ten sposób nikomu nie pomoże, a już na pewno nie sobie.
- Ja pytałem o to, co twoim zdaniem się wtedy wydarzyło?
- Co się wydarzyło? Powiem ci, co się wydarzyło, Ash. Jeden kretyn, któremu się wydawało, że umie prowadzić zabrał biedną, naiwną laskę w drogę do Alto Mare i po drodze rozbili się z powodu kiepskiej drogi i to do tego śliskiej, a brak większych umiejętności w kierowaniu autem u tegoż kretyna zdecydowanie pogorszył sytuację. A jaki jest z tego wniosek, panie detektywie? Taki, że to ten kretyn odpowiada moralnie za jej śmierć, a nie Seiyi, a zamiast niego, to właśnie Seiyi czuje wyrzuty sumienia, co moim zdaniem jest jawną niesprawiedliwością ze strony losu, ale w sumie czego od niego oczekiwać? Los przecież nigdy nie był sprawiedliwy.
- Źle się obszedł z tobą? - spytałam.
- A nie zastanawiało cię nigdy, Sereno, dlaczego mieszkam tylko z dziadkiem? - mruknęła Bianka.
- Wiele razy, ale wszelkie rozmowy na ten temat urywałaś, ledwie tylko je zaczynaliśmy.
Bianka westchnęła przygnębiona i powiedziała spokojniejszym tonem niż przed chwilą:
- Tak, to prawda. Przepraszam cię, nie powinnam być taka chamska. Ale jak widzisz, los źle się ze mną obszedł i odebrał mi jednego dnia dwoje bliskich mi ludzi i gdyby nie dziadek, to nie wiem, co by ze mną było.
- A co się stało z twoimi rodzicami? - zapytał Ash.
Bianka jednak nie chciała o tym rozmawiać, czego dowiodła szybko zmieniając temat rozmowy.
- Może chcecie pójść ze mną do domu Seiyiego? Chciałam, żeby mi pozował i w ten sposób choć przez chwilę się nie zadręczał śmiercią swojej dziewczyny, ale on nie chce, to może chociaż namaluję jego siostrę, a przy okazji spędzę z nim trochę czasu. Pójdziecie?
- Jasne. I tak nie mamy nic innego do roboty - powiedział wesoło Ash, wstając powoli z ławki - A przy okazji również przyjrzymy mu się, bo gość wygląda na mocno zdołowanego.
- Tak, a jak wiemy, zdołowani ludzie potrafią robić ogromne głupstwa - dodałam, także powoli wstając z ławki.
- Właśnie tych głupstw się z jego strony obawiam - powiedziała Bianka smutnym głosem - Dlatego mam nadzieję, że może tak rzucicie bacznym okiem na niego. W końcu co trzy pary oczu, to nie jedna.
- Zgadza się - uśmiechnął się lekko Ash - Sam bym tego lepiej nie ujął, Bianko.
- Pika-pika! Pika-chu! - zapiszczał wesoło Pikachu, wskakując swemu trenerowi na ramię.

***


Razem z Bianką poszliśmy do domu Seiyiego. Był to bardzo ładny oraz elegancki dom, dowodzący samym swoim wyglądem, że mieszkają w nim ludzie zamożni i nie muszący się wcale przejmować tym, czy jutro będą mieli włożyć coś do garnka, czy też nie. Zdecydowanie taki problem ich nie dotyczył. Niestety, choć byli zamożni, to nie uniknęli smutku i cierpienia, który dotyka lub bez względu na ich pochodzenie oraz stan majątkowy.
Rodziców Seiyiego nie było w domu, ponieważ wyjechali oni na małe wczasy, powierzając swemu synowi opiekę nad domem oraz jego młodszą siostrzyczką, panną Amiko, uroczą dwunastoletnią dziewczynką, podobnie jak jej brat mającą azjatyckie rysy twarzy, choć nie była w pełni Azjatką. Jak nam wyznała Bianka, ich ojciec był Japończykiem, a matka pochodziła stąd, a po ślubie zamieszkali tutaj na stałe.
- I wcale im się nie dziwię, że tak zdecydowali, bo przecież, czy jest jakieś piękniejsze miejsce od Alto Mare? - zapytała wesoło Bianka.
- Poza Alabastią czy Vaniville, to rzeczywiście nie ma piękniejszego - zaśmiałam się.
- Wybacz, nie chciałam cię urazić, Sereno - powiedziała Bianka nieco przepraszającym tonem - Ja po prostu kocham to miasto. Spędziłam w nim najlepsze chwile mojego życia i spodziewać się przeżyć ich znacznie więcej.
- Ja mam tak samo z Alabastią, choć również upodobałem sobie kilka innych miast, a to jest jedno z nich - uśmiechnął się delikatnie Ash.
- Dobrze, czy będziecie nas malować? - spytała pana Amiko.
Jej czarne włosy spięte były w dwie kitki, zaś brązowe oczy patrzyły na nas z wyraźnym zainteresowaniem. Ubiór dziewczynki stanowiły spodenki oraz żółta koszulka, a w jej objęciach znajdował się uroczy Ambipom, który głośnymi piskami domagał się uwiecznienia go na płótnie.
- Coś mi mówi, że jak zaraz nie zaczniesz malować, to twoje modele ci uciekną - powiedział wesoło Seiyi, patrząc na malarkę wesołym wzrokiem.
Ja i Ash obserwowaliśmy go uważnie, próbując dostrzec w jego oczach coś, o czym wspominała Bianka. Jak na razie niczego takiego nie udało nam się wypatrzeć, choć czuliśmy, iż w jego spojrzeniu jest wiele smutku, który próbuje on ukryć pod płaszczykiem radości i humoru. Były to jednak tylko  nasze przeczucia, dlatego póki co zachowaliśmy je dla siebie.
- Tylko nie myślcie sobie, że z miejsca was namaluję - powiedziała Bianka, gdy rozkłada sztalugi - Jak na razie zrobię jedynie szkic waszych postaci, a potem dodam mu barw. Amiko, bądź zatem tak miła i nie ruszaj się. Ambipom, ciebie to też dotyczy.
Dziewczynka i jej Pokemon usiedli więc na krześle, który ustawił im Seiyi i zamarli w bezruchu. Bianka zaś wzięła do ręki czerwony ołówek, po czym bardzo powoli zaczęła rysować na sztaludze swoich modeli.
- Potem, jak już stworzę szkic, będziecie mogli odpocząć, ponieważ do dodawania kolorów nie będziecie mi potrzebni - powiedziała Bianka tonem prawdziwej artystki - Ale jak na razie bądźcie uprzejmi nie ruszać się.
- Spokojnie, ja się przecież nie ruszam - rzuciła Amiko.
- Tak? A kto teraz rusza buzią? - zażartowała sobie malarka.
- Sorki. Już nią nie ruszam.
- I bardzo dobrze. A ty się tak nie szczerz, Seiyi, bo będziesz następny w kolejce do pozowania.
- Zastanowię się nad twoją uroczą propozycją, moja droga - zaśmiał się na to Seiyi.
- Może tak zaprosisz ją na randkę? - zaproponowała Amiko.
- Miałaś się nie ruszać - skarciła ją Bianka.
- Wybacz mi, ale randki to chwilowo ostatnia rzecz, o której marzę - powiedział Seiyi i momentalnie posmutniał - Poza tym zapominasz chyba, jaki jest jutro dzień.
- Nie dajesz nam o tym zapomnieć - rzuciła bardzo gniewnie Bianka - Niedługo jest rocznica jej śmierci. Wszyscy dobrze o tym wiemy.
- Już niedługo? - zapytałam zdumiona - To już niedługo minie cały rok, odkąd ona umarła?
- Tak, dokładnie - potwierdził Seiyi ponurym tonem - Ale jakoś nie jestem w stanie szukać sobie nowej dziewczyny, a zwłaszcza teraz, gdy już niedługo jest rocznica jej śmierci.
- Pewnie odwiedzisz jej grób, prawda? - zapytał Ash.
- Pika-pika? - dodał pytająco Pikachu.
- Owszem, tak zamierzam zrobić - potwierdził smutno Seiyi - Choć dla Bianki to jest jedynie rozdrapywanie ran, które nikomu nie pomaga.
- A jak inaczej to nazwiesz? - spytała gniewnie Bianka, nie przerywając przy tym swojej pracy - Przecież to oczywiste, że teraz bardzo cierpisz, a chodzenie co miesiąc na jej grób, aby składać kwiaty tylko pogarsza twój stan.
- Uważasz, że nie powinienem tam chodzić?
- Uważam, że powinieneś żyć z żywymi, a nie tylko zmarłymi. Amiko, nie ruszaj się. Za chwilę kończę i będziesz mogła się ruszać.
Bianka dalej rysowała dziewczynkę i jej Pokemona, z kolei zaś Seiyi bardzo powoli, przygnębionym krokiem wszedł do domu.


- Bianko, powiem ci szczerze... Psychologiem, to ty nie jesteś - rzekł dość ironicznie Ash.
- Nie zamierzam nim być, ani nie zamierzam pozwalać na to, aby mój przyjaciel żył tylko cierpieniem i wspomnieniem tych, którzy już nie żyją - odparła zadziornym tonem Bianka, nie przerywając swojej czynności - I nie myśl sobie, że śmierć Minako wcale mnie nie obeszła. Ona była też i moją przyjaciółką i bardzo mocno obeszła mnie jej śmierć. Ale musimy żyć, choć to trudne, a Seiyi ma dla kogo żyć, więc powinien na tym się skupić, a nie tylko cierpieć i przeżywać to, co się stało.
- Wiesz co? Mówisz tak, jakbyś miała serce z kamienia - powiedziałam złym tonem.
Bianka oderwała wzrok od szkicownika, spojrzała na mnie zasmucona i odpowiedziała mi:
- Tak. Rzeczywiście, mam serce z kamienia. Jeśli kamień umie płakać i krwawi z bólu, kiedy widzi potrzaskane ciało swojej najlepszej przyjaciółki, to tak, mam serce z kamienia.
Zrobiło mi się głupio, gdy to usłyszałam, dlatego próbowałam ją jakoś przeprosić za swoje wcześniejsze słowa.
- Wybacz, Bianko. Nie chciałam cię urazić.
- Spokojnie, Sereno. Nie uraziły mnie twoje słowa. Zresztą ja już chyba przywykłam do złośliwości pod swoim adresem. Seiyi częstuje mnie nimi codziennie, odkąd próbuję mu jakoś pomóc, więc można powiedzieć, że już jestem przyzwyczajona do takiego traktowania.
Po tych słowach Bianka wróciła do szkicowania, a ja i Ash powoli spojrzeliśmy w kierunku drzwi do domu, a następnie, korzystając z tego, że nikt nie zwraca na nas uwagi, poszliśmy poszukać Seiyiego.
- Hej, Seiyi! Jesteś tam?! - wołał Ash.
- Pika-pika! - dodał Pikachu.
Nie usłyszeliśmy jednak odpowiedzi, tylko pewną dobrze nam znaną melodię. To była melodia z pięknej piosenki „The last unicorn“ pochodzącą z równie pięknego filmu „Ostatni jednorożec“. Dobiegała ona z pokoju na piętrze. Zaciekawieni poszliśmy w jej kierunku i już po chwili ujrzeliśmy Seiyiego siedzącego w jakimś pokoju (prawdopodobnie w swoim) i właśnie słuchającego piosenki z gramofonu. Początkowo nie zwrócił na nas uwagi, ale kiedy utwór dobiegł końca, spojrzał w naszą stronę i uśmiechnął się dość ponuro. W jego oczach szkliły się łzy.
- Piękny utwór, prawda? - zapytał.
- Tak, bardzo piękny - odpowiedziałam mu.
- Dobrze go znamy - dodał Ash.
Pikachu i Buneary, którzy to stali obok nas, zapiszczeli delikatnie na znak, że oni także dobrze znają tę piosenkę i również ją lubią.
- Minako bardzo kochała ten utwór - powiedział do nas smutno Seiyi i dodał po chwili: - A także film, z którego on pochodzi. To był nasz ulubiony film. Bardzo lubiliśmy go razem oglądać.
- My z Sereną także go lubimy - rzekł z lekkim uśmiechem Ash - Jest piękny, choć taki smutny.
- No właśnie - potwierdził Seiyi - Tak samo, jak miłość moja i Minako. Nasz związek również był bardzo piękny, ale smutny, bo zakończenie jego było wręcz okropne. Rozdzieliła nas śmierć. Nie ma chyba smutniejszego zakończenia pięknej historii o prawdziwej miłości niż rozdzielenie dwojga zakochanych na zawsze.
- Nie, nie ma - powiedziałam przygnębiona.
Doskonale wiedziałam, o czym mówi Seiyi. Sama swego czasu, kiedy myślałam, że Ash nie żyje przeżywałam podobne katusze i cierpienia, jakie dopadały teraz jego. Rzecz jasna mój luby żył wtedy i musiał się ukrywać przez jakiś czas, ale przecież ja wtedy nie mogłam tego wiedzieć, dlatego też cierpiałam naprawdę i czułam, jak moje serce pęka na kawałki z bólu, a każdy dzień bez Asha zdawał mi się być wielką udręką.
- Doskonale rozumiem, co musisz czuć - powiedziałam po chwili - Ja także straciłam kiedyś kogoś bardzo mi drogiego i choć potem okazało się, że on jednak żyje, to jednak przez ten czas, gdy myślałam, iż straciłam go na zawsze, przeżywałam męki piekielne.
- A więc znasz to uczucie ogromnej pustki w sercu, której niczym nie da się zapełnić - powiedział smutno Seiyi - Wiesz dobrze, jakie to uczucie cierpieć katusze każdego dnia, gdy tylko pomyślisz, że tej ukochanej osoby nie ma już z tobą i już nigdy jej nie będzie.
- Tak, znam to uczucie i wiem, że trudno jest żyć bez ukochanej osoby, ale może mimo wszystko Bianka ma rację? Może powinieneś spróbować? W końcu masz dla kogo żyć.
- Właśnie. Masz przecież kochającą młodszą siostrę - powiedział Ash - Nie sądzisz, że warto dla niej żyć?
- Mojej siostrze lepiej by było ze mnie - stwierdził Seiyi.
- Jak możesz tak mówić?! - zawołałam z gniewem - Uważasz, że ona chce twojej śmierci?
- Nie, ale uważam, że beze mnie lepiej by jej się żyło i nie tylko jej.
To mówiąc chłopak ponownie nastawił gramofon, a po chwili zaczęła z niego wydobywać się kolejna bardzo dobrze nam znana piosenka. To był utwór „That’s all I’ve got to say“, również pochodzący z filmu „Ostatni jednorożec“. Ta piękna i zarazem smutna piosenka popłynęła powoli z tuby gramofonu, a Seiyi powoli zaczął śpiewać jej słowa, mając coraz więcej łez w oczach. Przez chwilę nie wiedzieliśmy, co mamy zrobić, ale ostatecznie postanowiliśmy nie przerywać i patrzeć, co wydarzy się dalej.
A co wydarzyło się dalej? Mianowicie, kiedy piosenka miała przejść z męskiej solówki w duet damsko-męski, to nagle usłyszeliśmy za sobą czyjś delikatny głosik. Odwróciliśmy się i zauważyliśmy, że to mała Amiko stoi w drzwiach i śpiewa żeńską część piosenki, patrząc na brata wzrokiem pełnym szczerej miłości. Wzruszony tym widokiem Seiyi powoli dołączył do duetu i już po chwili oboje śpiewali czułe słowa tego utworu, aż w końcu piosenka się skończyła, a Amiko podeszła do swego brata, który czule ją do siebie przytulił i pocałował ją w czoło. Chwilę później zaczął mocno płakać.
- Braciszku... Nie płacz, proszę... Bo mi się serce kraje - rzekła smutno Amiko do brata.
Ten pogłaskał ją delikatnie po głowie i rzekł:
- Przepraszam, siostrzyczko, ale ja nie umiem płakać. To silniejsze ode mnie. Ale spokojnie... Popłaczę i przestanę.
- Tak, a jutro znów zaczniesz płakać - rzekła z wyrzutem dziewczynka.
- Nie będę, kochanie. Jutro nie będę płakać. Od jutra więcej nie będę płakać, obiecuję ci to.
Jego słowa zabrzmiały tak dwuznacznie i tak złowrogo jednocześnie, że bardzo się z Ashem zaniepokoiliśmy. Nie mieliśmy jednak czasu, aby się nad tym zastanawiać, ponieważ nagle Seiyi wyszedł z pokoju, mijając nas bez słowa, a jego siostra spojrzała na nas i powiedziała:
- Widzicie, jaki on jest? Ciągle obiecuje mi, że już niedługo przestanie płakać, a wciąż płacze.
- Może potrzebuje więcej czasu? - zasugerowałam.
- Właśnie! Może po prostu musi dłużej przeboleć to, co go spotkało? - dodał Ash.
Amiko była jednak innego zdania.
- Nie sądzę. Mój brat... Ja się boję, że on... On sobie coś zrobi.
A więc i dziewczynka dostrzegła, co dręczy jej brata. Nie tylko Bianka to dostrzegła, ale i Amiko, że o nas już nie wspomnę. A skoro tak, to chyba musiało być coś na rzeczy.
- Skąd ci przyszło do głowy, że twój brat coś sobie może zrobić? - zapytał po chwili Ash.
- Bo widziałam na strychu, w tym jego laboratorium, w którym on się zamyka całymi godzinami i robi te swoje eksperymenty, dziwne buteleczki. Zwłaszcza jedna z takim białym proszkiem mnie niepokoi.
- Białym proszkiem? - zapytał Ash - Pokażesz nam go?
- Dobrze - dziewczynka skinęła głową - Chodźcie za mną.

***


Amiko zaprowadziła nas na strych, w którym jej brat miał swoje małe laboratorium chemiczne. Chłopak miał tam różne przyrządy niezbędne do dokonywania eksperymentów, takie jak probówki oraz retorty, a także inne takie rzeczy, które znam jedynie z widzenia, bo nazwy jakoś nie weszły mi nigdy do głowy. Amiko pokazała nam dokładnie cały strych, a następnie odsunęła poluzowaną deskę i wyjęła spod niej coś bardzo niepokojącego. To była niewielka buteleczka do połowy napełniona jakimś białym proszkiem w formie kryształków. Nie miała na sobie żadnej etykietki ani niczego, co by wyjaśniało, czym jest jej zawartość, ale jej widok zdecydowanie budził przerażenie.
- Co to takiego? - spytałam zdumiona.
- Nie wiem, ale zdecydowanie nie lek na nerwy - odpowiedział mi Ash, uważnie przyglądając się buteleczce.
Odkorkował buteleczkę i powąchał ją lekko.
- Hmm... Nie wiem, nie czuć specjalnie zapachu. Może dopiero, jak się wrzuci do wody...
- Skąd wiedziałaś, że twój brat to tutaj trzyma? - zapytałam Amiko.
- Widziałam raz przez dziurkę od klucza, gdy sprawdzałam, co on tutaj robi.
- Aha, takie coś. Ale wiesz, że podglądanie innych jest nie fair?
- Tak? A robienie czegoś takiego jak ten proszek jest fair? A w ogóle, to co to jest?
- Nie mam pewności - odpowiedział Ash - Chyba będę musiał to sobie pożyczyć do analizy.
Po tych słowach spojrzał na Amiko i zapytał:
- Jest u was w domu soda?
- Tak, mama ma często zgagę i ją bierze. A co?
- Przynieś mi ją tutaj. I jakąś buteleczkę. Tylko pospiesz się, proszę.
- Dobrze, już idę. Ale po co ci to?
- Dowiesz się, jak przyniesiesz.
Dziewczynka pobiegła wykonać zadanie, a ja stanęłam przy drzwiach, aby obserwować, kiedy będzie wracać lub jeśli to będzie wracał jej brat, aby Ash zdążył odłożyć buteleczkę na miejsce i nie wzbudzić podejrzeń swoim zachowaniem. Pikachu i Buneary zaś stanęli w oknie i z niego obserwowali ogród, w którym Bianka malowała ze szkicu postać Amiko i jej Pokemona, a Ambipom z dużym zainteresowaniem siedział jej na ramieniu, wszystko z uwagą obserwując.
- Jak zobaczycie Seiyiego, to dajcie mi znać - powiedział Ash.
Na szczęście Amiko wróciła dość szybko z dwie paczkami sody oraz niewielką buteleczką. Ash z zadowoleniem wziął od niej oba przedmioty i powiedział:
- Dobrze, a teraz zrobimy naszemu przyjacielowi małego figla.
Po tych słowach przesypał zawartość buteleczki do tej, którą to podała mu Amiko, a gdy to zrobił, to podał ją mnie. Następnie do buteleczki, którą właśnie opróżnił wsypał sodkę, zakorkował ją i schował tam, skąd ją wyjął.
- I myślisz, że on się nie zorientuje w niczym? - spytałam.
- Mam nadzieję, że nie, ale nawet jeśli, to minie trochę czasu, zanim sobie zrobi nową porcję - odpowiedział mi Ash - A to już zbadają dla mnie Clemont i Herbert Jones.
Pikachu i Buneary zapiszczeli nagle ostrzegawczo. To oznaczało, że Seiyi właśnie wracał do domu. Musieliśmy więc szybko opuścić strych.

***


Na całe szczęście zdążyliśmy wyjść z tajnego laboratorium młodego Seiyiego i powróciliśmy do ogrodu, w którym przez ten czas Bianka dalej tworzyła swoje arcydzieło. Naprawdę doskonale jej to szło, ale w sumie to nic dziwnego, bo ta dziewczyna posiada ogromny talent i trudno nam było go nie podziwiać.
- Nieźle ci idzie - powiedziałam, kiedy zerknęłam malarce przez ramię na jej płótno.
- Dziękuję, ale jak skończę, to będzie jeszcze lepsze - odpowiedziała mi na to Bianka.
- A dużo ci zostało do skończenia? - spytał Ash.
- No, trochę mi jeszcze zostało, ale spokojnie. Jeszcze dzisiaj skończę i będziecie mogli podziwiać moje arcydzieło.
- Tak, arcydzieło arcychwalipięty - rzucił dowcipnie Seiyi, który to siedział niedaleko malarki.
- No proszę. Zaczynasz rzucać żartami. To chyba dobry znak - zaśmiała się delikatnie Bianka, patrząc wesoło na przyjaciela.
- Cóż... Miło mi to słyszeć - pokiwał delikatnie głową chłopak - Zatem, jak już będzie wszystko gotowe, to mam nadzieję, że będę pierwszym, który się o tym dowie.
- No właśnie! Chyba powiesz nam o tym, jak już skończysz malować, prawda? - zapytała z nadzieją w głosie Amiko.
- No chyba, że powiem - zaśmiała się Bianka, kontynuując malowanie - A jak tam twoje sprawy na mieście, Seiyi? Załatwiłeś już to, co planowałeś załatwić?
- Oczywiście, że tak - pokiwał lekko głową chłopak.
- A co takiego załatwiałeś? - zapytała Amiko.
- Takie swoje sprawy. Nic, co by mogło cię zainteresować - odparł na to dość wymijająco chłopak.
Amiko przybrała bardzo niezadowoloną minę.
- A właśnie, że to mnie interesuje i to bardzo.
- I to właśnie mnie niepokoi - westchnął delikatnie Seiyi - Ta twoja ciekawość kiedyś może doprowadzić cię do zguby.
- A ciebie te twoje tajemnice - rzuciła złośliwie jego młodsza siostra.
Ash uśmiechnął się delikatnie, słysząc te sprzeczki.
- Wiecie, przypominacie mi teraz mnie i moją młodszą siostrę Dawn. Ja i ona też się czasami ze sobą tak sprzeczamy, a mimo to oboje bardzo się kochamy.
- I chyba nic w tym dziwnego, bo przecież, kto się czubi, ten się lubi - stwierdziłam wesoło.
- Właśnie - powiedziała Amiko, czule przytulając się do swojego brata - A ja cię przecież bardzo lubię, Seiyi. Nawet więcej, ja cię bardzo kocham.
Seiyi pogłaskał czule jej głowę i powiedział:
- Ja ciebie też bardzo kocham, siostrzyczko. Kocham cię najmocniej na świecie i bardzo mi zależy na tym, żebyś zawsze była szczęśliwa.
- Będę szczęśliwa, jeśli tylko będziesz mi wszystko mówić.
Seiyi parsknął śmiechem i powiedział:
- No, nie przesadzaj. Tak łatwo nie dostaniesz tego, na czym ci zależy. Nie mogę ci mówić wszystkiego.
- Dlaczego? Przecież ja ci mówię wszystko.
- Chwilowo tak, ale spokojnie. Już niedługo będziesz mieć przede mną tajemnice.
- Ja? Tajemnice? Przed tobą? - obruszyła się lekko dziewczynka - Nie sądzę!
Jej starszy brat uśmiechnął się wesoło, wyraźnie bardzo rozbawiony tym stwierdzeniem.
- Cieszę się, że tak mówisz, ale spokojnie. Jeszcze zobaczymy, jak to będzie wyglądać w praktyce, moja maleńka.
To mówiąc pocałował ją delikatnie w czoło i wszedł powoli do domu.
- Mam nadzieję, że nie zorientuje się, co zrobiliście - powiedziała cicho do mnie i Asha Amiko, gdy już jej brat zniknął z pola widzenia.
- Spokojnie, nie ma szans na to, aby mógł się w czymś zorientować - odpowiedział jej pewnym siebie tonem - A poza tym, nawet gdyby zauważył to, że ktoś mu grzebał w jego zapasach, to i tak nie zdąży na jutro sobie przygotować nowej.
- A skąd to wiesz? Nie wiesz, jakim mój brat jest geniuszem - rzekła na to ponuro Amiko.
- Nie ma co z góry panikować. Najlepiej być dobrej myśli - odparł Ash.
- Pika-pika-chu! - zgodził się z nim Pikachu.
- Powiedział to detektyw, który sam nie ma już dobrych myśli i odszedł na emeryturę - mruknęła złośliwie Bianka.
Ash spojrzał na nią ironicznie, ale nic nie powiedział, gdyż wiedział, że ma ona rację, dlatego pominął jej słowa milczeniem.
- Tak czy inaczej naprawdę trzeba być dobrej myśli - powiedziałam po chwili - Bez tego raczej trudno sobie poradzić w realizacji czegokolwiek.
- Dobrze, a więc skoro to już ustaliliśmy, to chodźmy do domu Bianki. Mamy w końcu coś do sprawdzenia - rzekł Ash.
- A co takiego chcecie sprawdzać? - zapytała Bianka.
- A takie coś. Później ci opowiemy, jak już to sprawdzimy i będziemy mieli pewność, co to takiego - odpowiedziałam jej wymijająco.
Bianka spojrzała na mnie uważnie, po czym skinęła potakująco głową.
- Niech wam będzie. Tylko bądźcie uprzejmi powiedzieć mi wszystko, co odkryjecie. Chyba mi się to należy po tym, że was przyjęłam pod swój dach.
- Aha, to więc będzie coś w rodzaju czynszu? - zaśmiał się Ash i wraz z Pikachu zachichotał delikatnie.
- Możesz to tak traktować - zaśmiała się Bianka.
- Doskonale. A zatem opowiemy ci wszystko co i jak, ale tylko pod warunkiem, że pokażesz nam swój obraz, kiedy już go dokończysz.
- Jako lokator nie możesz stawiać warunków gospodyni - zachichotała lekko malarka - Ale w sumie niech ci będzie. I tak chciałam wam pokazać moje dzieło, gdy już je dokończę.
- A więc trzymamy cię za słowo, że je nam pokażesz - powiedziałam.
- Zrobię to z prawdziwą przyjemnością - uśmiechnęła się Bianka i już po chwili powróciła do malowania.

***


Wróciliśmy do domu Lorenza i Bianki, gdzie mieliśmy wielką nadzieję znaleźć Clemonta. Niestety, chłopak wyszedł gdzieś z Dawn i nie było go na miejscu, dlatego też musieliśmy na niego poczekać. Zajęliśmy się przez ten czas swoimi sprawami i jednocześnie z uwagą oglądaliśmy buteleczkę z tajemniczymi, białymi kryształkami.
- Jak sądzisz, Ash, co to jest? - zapytałam mojego chłopaka, gdy wraz z nim obserwowaliśmy tajemniczą zawartość buteleczki.
- Nie jestem do końca pewien, ale mam pewną teorię na ten temat - odpowiedział mi Ash, nie odrywając wzroku od substancji.
Przyglądał się jej uważnie i to pod każdym kątem, mrucząc przy tym coś pod nosem.
- Tak? A jaka to teoria? - spytałam - To trucizna, prawda?
- Tak. Moim zdaniem to trucizna i to nie byle jaka, bo cyjanek potasu - odparł na to Ash.
- Skąd ta pewność? - spytałam - Czy to dlatego, że cyjanek jest właśnie w takiej formie? Kryształkowej?
- Pika-pika? - dodał pytająco Pikachu.
- Dokładnie tak. Poza tym może mi się wydaje, ale tak jakby czuję przy tym pewien zapach, którego nie umiem nazwać. Albo może mi się tylko wydaje, że coś czuję, bo wietrzę wokół siebie same zbrodnie. Sam nie wiem.
- Możliwe, że czujesz smród jakieś intrygi, która się właśnie rozkręca - zaśmiałam się delikatnie.
Ash parsknął śmiechem.
- Tak, to bardzo możliwe. Ale zdecydowanie o wiele lepiej będzie, jeśli tę substancję obejrzy sobie Clemont. W końcu to on jest w naszej paczce specjalistą od nauk ścisłych. Co prawda lepiej się zna na fizyce i technice, ale chemia też nie jest mu obca.
- No właśnie - potwierdziłam - Ale w końcu słynny detektyw Sherlock Ash ma prawo posiadać własną teorię w tej sprawie.
- Słynny detektyw na emeryturze - poprawił mnie Ash - Tak, słynny detektyw na emeryturze ma własną teorię w tej sprawie, która zgadza się z teorią jego wiernej partnerki, ale mimo wszystko woli pozostawić dokładną ocenę swojemu przyjacielowi naukowcowi. Tak w końcu postępuje zawsze każdy specjalista, a ja chcę być specjalistą, nawet jeśli emerytowanym.
- Och, Ash... Czy ty naprawdę... - już chciałam dać mu wykład, ale nauczona doświadczeniem zmieniłam zdanie i powiedziałam tylko: - Bardzo jestem ciekawa, po co Seiyiemu coś takiego. Czyżby chciał się tym otruć?
- Być może... Albo też otruć kogoś, a potem siebie. To w końcu też jest możliwe.
- Otruć kogoś? Chyba nie sądzisz, że on planuje zabójstwo?
- Niczego nie chcę zakładać, ale musimy brać również pod uwagę i taką ewentualność.
Popatrzyłam na Asha uważnie i zapytałam:
- Chyba nie myślisz, że on chce zabić tego gościa, który...
- Tego gościa, który przed rokiem doprowadził do wypadku i śmierci jego dziewczyny? Tak, właśnie taka sama myśl przyszła mi do głowy.
- Ale na kiedy by on ją sobie zaplanował?
- Trudno mi powiedzieć, kochanie. W końcu nie jestem nim i nie wiem, co mu tam siedzi w głowie.
- Ale gdybyś był nim, a ja bym zginęła przez jakiegoś kretyna, któremu tylko się wydaje, że umie prowadzić auto, to kiedy byś chciał pomścić moją śmierć?
Ash pomyślał przez chwilę i powiedział:
- Dobre pytanie i tak sobie myślę, że najlepsza byłaby do tego rocznica twojej śmierci. A właśnie, kiedy ona dokładniej zginęła, ta jego luba?
- Nie mam pojęcia. Bianka na pewno wie.
- Tak, ale chwilowo ona maluje swój obraz i nam tego nie powie, ale jak wróci, to koniecznie musimy ją o to zapytać.
- O co chcecie ją zapytać? - usłyszeliśmy niedaleko głos Dawn.
Dziewczyna przyszła właśnie w towarzystwie swojego ukochanego i patrzyła na nas z zainteresowaniem.
- O taką jedną sprawę, która nas bardzo interesuje - odpowiedział Ash z uśmiechem na twarzy - A tak przy okazji, to do was również mamy małą sprawę, a zwłaszcza do ciebie, Clemont.
- Poważnie? To doskonale, bo już się bałem, że nikomu nie potrzeba mojego geniuszu - uśmiechnął się dowcipnie Clemont.
- Weź się już tak nie chwal. Od chwalenia swoich umiejętności jest tu mój brat - zachichotała Dawn.
- Dobrze, już dobrze - powiedział wesoło młody Meyer - A więc czego wam potrzeba, przyjaciele?
- Wiedzy na temat tego, co to jest - odpowiedział na to Ash, podając naszemu drogiemu geniuszowi buteleczkę ze skrystalizowanym proszkiem - To białe coś bardzo nas niepokoi, dlatego też chcemy się dowiedzieć, co to takiego.


Clemont wziął do ręki buteleczkę i przyjrzał się jej uważnie.
- Hmm... Ciekawe. Jak na oko, to wygląda na skrystalizowaną wersję jakieś trucizny, bo zakładam, że zwykły proszek na zgagę by was tak bardzo nie przejął.
- Zgadłeś, kochasiu - zaśmiał się dowcipnie Ash - Ale wolelibyśmy taką dokładną analizę, a nie analizę typu „jak na oko“ lub „na pierwszy rzut oka“. Chyba możesz nam taką służyć, prawda?
- Oczywiście, przyjacielu - uśmiechnął się do niego wesoło Clemont - Nie mam tylko przy sobie odpowiednich narzędzi, ale spokojnie. W pobliżu jest sklep. Kupię zaraz zestaw małego chemika i sprawdzę to.
- Zestaw małego chemika? A to wystarczy? - spytałam.
- Pika-pika? - zapiszczał Pikachu pytająco.
- Bune-bune? - dodała Buneary.
- Spokojnie, do sprawdzenia, co to takiego z pewnością mi wystarczy. Choć zawsze mogę zrobić to w inny, prostszy sposób.
Po tych słowach Clemont poprosił Dawn, aby mu zaparzyła herbaty. Dziewczyna spełniła jego życzenie, a następnie przyniosła filiżankę owego napoju.
- Muszę was uprzedzić, że jestem lepszym wynalazcą niż chemikiem i nie wszystkie chemiczne umiejętności są mi znane, ale to jest prosta metoda, która pomoże rozpoznać nam tę substancję bez większego trudu.
- W jaki sposób? - zapytała Dawn.
- W bardzo prosty - odpowiedział jej chłopak - Jeśli to jest trucizna, to powinna zacząć po chwili wydawać z siebie pewną charakterystyczną woń.
- A jeśli to nie ta trucizna, o której myślimy? - spytałam.
- Spokojnie, to na pewno ta. A jeśli to inna, to i tak musi wydawać z siebie pewną charakterystyczną woń, zdecydowanie nieprzyjemną dla nosa. Zresztą sami się zaraz przekonamy.
Chwilę później Clemont otworzył buteleczkę, nasypał z niej odrobinę kryształków do filiżanki i odczekał jakiś czas, po czym powąchał napój. Gdy to zrobił, to jego twarz rozjaśnił zadowolony uśmiech.
- Doskonale. Tak, jak myślałem - powiedział - Zapach migdałów. Sami powąchajcie. Nieprzyjemny, prawda?
Powąchaliśmy i poczuliśmy gorzki zapach migdałów. O tak, to był bardzo nieprzyjemny dla nozdrzy zapach.
- A więc jednak mieliśmy rację. To cyjanek potasu - powiedział Ash.
- Pika-pika! Pika-chu! - zapiszczał Pikachu.
- Dokładnie tak - potwierdził Clemont - Tylko, co dalej?
- Właśnie, braciszku - powiedziała Dawn, patrząc uważnie na Asha - Skąd wzięliście tę truciznę? Zabraliście ją komuś?
- Tak - potwierdził jej brat i w skrócie opowiedział jej, czego się dzisiaj dowiedzieliśmy.
- A więc tak to wygląda - rzekła bardzo zasmucona Dawn - Ale czy to oznacza, że on chce otruć siebie, czy też tego kolesia?
- Stawiam na jedno i drugie - odpowiedział jej Ash - Tylko, że nie mamy żadnej pewności, czy ta teoria jest słuszna.
- A więc co robimy? - zapytał Clemont.
- Nie wiem. Coś jednak musimy zrobić - rzekł mój ukochany detektyw - W końcu nie możemy siedzieć z założonymi rękami.
- Tak, to nie w naszym stylu - zgodziłam się z nim - Ale co planujesz?
- Najpierw to musimy się dowiedzieć, kiedy jest rocznica śmierci tej biednej dziewczyny. To oczywiście tylko przypuszczenia, ale stawiam, że ten biedak Seiyi planuje coś właśnie na tę okazję. Nie na inną, tylko właśnie na tą.
- Jakie to romantyczne - stwierdziła Dawn.
- I szalone zarazem także - odpowiedział jej chłopak ponuro - Gdzie ta Bianka, kiedy jest potrzebna?
- Bardzo dobre pytanie - powiedziałam - Pewnie dalej oddaje się sztuce w domu Seiyiego. Może trzeba się do niej pofatygować?
Nie musieliśmy jednak tego robić, ponieważ dziewczyna powróciła do domu i była wyraźnie bardzo z siebie zadowolona, choć właściwie, to miała ku temu powód, bo namalowała naprawdę piękny obraz. Mogliśmy więc ją wypytać w sprawie Seiyiego oraz jego ukochanej.
- Kiedy jest rocznica jej śmierci? - zastanowiła się przez chwilę Bianka - Niech no pomyślę... Chyba jutro... Czekaj, niech no ja sobie przypomnę... Nie jestem pewna, ale wydaje mi się, że właśnie jutro jest rocznica śmierci Minako. Ale nie mam żadnej pewności.
- Spokojnie. Wiem już, kto nam tę pewność zapewni - uśmiechnął się Ash, po czym zawołał głośno: - Maxiu! Możesz przyjść tu na chwilę?!
Max wrócił jakiś kwadrans wcześniej wraz z Bonnie, Lyrą i Khourym, dlatego mój luby wiedział, że może go śmiało poprosić o pomoc. Niestety, nasz kochany haker nie odpowiedział na wołanie, choć siedział w sąsiednim pokoju. Widocznie był bardzo zajęty gadaniem o jakiś swoich sprawach z Khourym, o czym świadczyły odgłosy prowadzonej właśnie rozmowy, które to odgłosy dochodziły do nas z sąsiedniego pokoju.
- Maxiu! - zawołał głośniej Ash.
- Pika-pika! - pisnął Pikachu.
- Chyba będziemy musieli się tam do niego pofatygować - stwierdziłam wesoło.
- A po co? Mam lepszy pomysł - powiedziała Bianka, po czym wydarła się na całe gardło: - MAX! DO NOGI! ALE JUŻ! SZEF CIĘ WOŁA!
Nie trzeba było długo czekać, a do pokoju nagle wparował Max wraz z Bonnie, Lyrą i Khourym.
- Do nogi?! - mruknął gniewnie haker - Ja do nogi?! Ty lepiej uważaj, Bianka, bo jak mnie wkurzysz, to...
- Spokojnie, Maxiu - uśmiechnął się lekko Ash - Bianka wcale nie chciała cię obrazić.
- Nie jestem tego taki pewien - mruknął Max.
- Stary, to teraz nie jest ważne - powiedział wesoło Khoury - Ash ma do ciebie jakąś sprawę.
- A i owszem, mam - potwierdził mój luby - Sherlock Ash ma sprawę do swojego hakera.
- Poważnie? - Max z miejsca się rozpromienił - No, skoro tak, to już inna sprawa. A więc mów, stary. O co chodzi?
- I czy to oznacza, że już porzuciłeś tę głupią emeryturę? - zapytała z nadzieją w głosie Lyra.
- Właśnie! Czy to oznacza, że wróciłeś do gry? - dodała Bonnie.
- Spokojnie, nie galopujcie zbyt daleko - uśmiechnął się Ash - To tylko chwilowa potrzeba. A więc, Max... Chodzi o to, abyś coś sprawdził w necie dla nas. To bardzo pilne.
- Tak mi mów, szefuńciu! - zasalutował mu Max - No, to co mam ci sprawdzić?
Ash wyjaśnił mu wszystko, a Max oczywiście obiecał jeszcze dzisiaj sprawdzić to dla niego i z miejsca go o tym powiadomić. To jednak zostało nieco odłożone w czasie, gdyż Lorenzo zarządził kolację dla nas wszystkich i praktycznie wszyscy zostali zagonieni przez Biankę do kuchni. Gdy już posiłek był gotowy, to usiedliśmy wszyscy przy stole i uraczyliśmy się nim. Skorzystaliśmy też z okazji, że są z nami też Herbert i Maren (którzy wrócili ze zwiedzania miasta) i mogli dokończyć opowieść o swoim śledztwie w regionie Sinnoh, która to opowieść bardzo nas ciekawiła.


C.D.N.

Przygoda 129 cz. II

Przygoda CXXIX Tytanio, wio! cz. II Lot trwał długo. Ash nie liczył, jak długo, ponieważ odkąd tylko opuścił tak bardzo mu bliskie Gotham Ci...