Zodiakalny zabójca cz. II
Umyliśmy razem naczynia po obiedzie, prowadząc przy tym bardzo wesołą rozmowę na temat naszej wspólnej przyszłości, gdy nagle dało się słyszeć dzwonek do drzwi.
- O! Ciekawe, kto to może być? - zapytał zaintrygowany Ash.
- Pika-pika? - dodał pytającym tonem Pikachu.
Mister Mime zaraz pobiegł, aby otworzyć drzwi i przekonać się o tym. Gdy tylko drzwi zostały przez niego otwarte, to dało się słyszeć przyjemny, kobiecy głos.
- Witaj, Mime! Są może Ash i Serena?
- Mime-mime! Mime-mime! - zapiszczał Pokemon.
- Znam ten głos - powiedział mój luby.
- Pika-pika! - pisnął Pikachu, wskakując mu na ramię.
- Ja także - dodałam i wzięłam Buneary w objęcia.
Poszliśmy szybko do salonu, gdzie Mister Mime wprowadził dwoje gości, jak się okazało, doskonale nam znanych.
- No proszę! Patrzcie państwo, kto raczył nas odwiedzić! - zaśmiał się wesoło Ash, gdy tylko zobaczył, kim są nasi goście.
- Jenny! Bob! - zawołałam radośnie.
Pikachu i Buneary zapiszczeli wesoło na ich widok.
- Witajcie - powiedziała Jenny, uśmiechając się przyjaźnie.
Tak, to rzeczywiście była ona, kapitan Jenny, szef policji w Alabastii. Wraz z nią przybył do nas jej zastępca, detektyw Bob. Oboje mieli na sobie mundury policyjne, w których wyglądali po prostu genialnie. Przez chwilę przeszło mi na myśl, że ja i Ash również moglibyśmy dobrze i elegancko wyglądać w takich mundurach policyjnych. Z pewnością dodawałyby one nam powagi, a Ash byłby jeszcze przystojniejszy w moich oczach. Wszak wiadomo, że za mundurem panny sznurem. To wszak stara prawda znana nie od dziś.
- Wreszcie raczyliście powrócić z Polski - powiedział Bob po chwili - Dobrze, że w końcu to zrobiliście, bo Alabastia znowu potrzebuje waszej pomocy.
- Ciekawe, dlaczego mnie to nie dziwi? - zachichotał lekko Ash - Ale w sumie czego innego mogłem się spodziewać? Nie ma nas chwilę i już całe miasto pogrąża się w chaosie.
- Oj, weź, skarbie. Nie przesadzaj z tym chaosem. Na pewno nie jest wcale tak źle, mam rację? - powiedziałam i spojrzałam pytająco na naszych przyjaciół.
Odpowiedzią dla mnie były jednak ich ponure miny, które bardzo mi się nie spodobały, a wręcz strasznie mnie zaniepokoiły.
- Co? Chyba mi nie powiecie, że Ash ma rację i cała Alabastia pogrąża się w chaosie, bo nas nie było kilkanaście dni - jęknęłam.
- Można tak powiedzieć - stwierdził ponuro Bob - Ale nie chodzi tu o Alabastię... Jeszcze nie. Póki co sprawa dotyczy Wertanii. Na razie.
- Jeszcze... Na razie... O co tu chodzi? - zapytał zdumiony Ash.
- Pika-pika? - zapiszczał Pikachu.
- Lepiej będzie, jak usiądziemy, bo to nie jest sprawa, którą można by opowiadać na stojąco - zaproponowała Jenny.
Usiedliśmy więc przy stole, zaś Mister Mime szybko przygotował dla nas i naszych gości herbatę, a kiedy już zaczęliśmy się nią raczyć, to Jenny zapytała:
- I jak tam było w Łebie? Podobało się wam?
- Owszem i to nawet bardzo - odpowiedziałam z uśmiechem - To jest bardzo piękne miejsce. I ludzie tam są naprawdę mili.
- A w jaki sposób porozumiewaliście się z nimi? - zapytał wyraźnie zaintrygowany Bob - Przecież nie uczyliście się nigdy polskiego.
- Nie musieliśmy tego robić, ponieważ język wspólny regionów jest niesamowicie zbliżony do języka polskiego - wyjaśnił Ash - Oba są prawie takie same. Różnią się tylko pewnymi drobiazgami, głównie akcentem oraz ortografią, ale to bardzo mało istotne szczegóły.
- To bardzo ciekawe - rzekł z zainteresowaniem w głosie Bob - Kto by pomyślał, że nasz język wspólny jest zbliżony do polskiego.
- To akurat jest nic niezwykłego - rzuciła Jenny dosyć przemądrzałym tonem - Każdy, kto chociaż trochę zna historię wie doskonale, że pierwsze kolonie, a potem państwa zakładali tam ludzie z Europy, którzy nie mieli czego szukać w swoich państwach lub też chcieli poznać nowy świat, a większość tych ochotników, którzy osiedlali się w regionach, to byli Polacy. To oni mieli najwięcej odwagi, żeby osiedlać się pomiędzy pierwotnymi ludami tych ziem oraz Pokemonami, które to budziły w większości krajów Europy wielkie przerażenie i niepokój. Polacy posiadali szaleńczą wręcz odwagę i dlatego bez wahania się tam osiedlali i tworzyli podwaliny tego, co dzisiaj zwiemy regionami. I dlatego też, gdy już ściągnęli kolonistów z innych krajów Europy, to właśnie oni mieli najwięcej do powiedzenia w sprawie administracji itd, a kiedy władcy wszystkich regionów postanowili zaprowadzić jeden wspólny język dla tych terenów, to właśnie na cześć pierwszych kolonistów Polaków ustanowili ich język językiem wspólnym dla regionów. Tylko trochę go zmienili w kilku aspektach, ale poza tym to jest ten sam język, którym obecnie się posługują Polacy.
- Tak, to samo mówił nam John Scribbler - powiedział Ash.
- Ciekawe, że ja tego nie wiedziałem - rzekł Bob.
- Było się uczyć historii, gdy byłeś dzieckiem, to byś teraz wiedział takie rzeczy - rzuciła ironicznie Jenny.
- Tylko bez takich głupich tekstów, proszę - burknął policjant - Nie jestem może specjalnie obeznany z historią regionów, ale nieukiem to ja też nie jestem i nie będę.
- Nikt przecież tak nie myśli - powiedziałam pojednawczo.
Buneary położyła delikatnie łapkę na ręce Boba, który uśmiechnął się lekko, westchnął i rzekł:
- Dobra, to przecież nieważne.
- No właśnie - poparła go Jenny - Sprawa jest o wiele bardziej poważna i chodzi o to, co się dzieje w Wertanii.
- A co tam takiego się dzieje? - zapytałam.
- Doszło tam do serii morderstw dokonanych przez pewnego czubka i to niesamowicie sprytnego czubka. Nie możemy wam jednak zbyt wiele o tej sprawie powiedzieć, ponieważ pan generał chce wam osobiście wszystko wyjaśnić.
- Pan generał?! - zawołaliśmy ja i Ash, bardzo tym faktem zdumieni.
- Pika-pika?! Bune-bune?! - zapiszczeli Pikachu i Buneary.
- On sam - powiedziała Jenny - Ja wiem, że dopiero co wróciliście z Łeby i chcecie pewnie odpocząć, ale sprawa jest poważna. Generał prosi, abyście przyjechali jak najprędzej do Wertanii i spotkali się z nim w sprawie tego szaleńca. W Wertanii wyjaśni wam wszystko, a potem poprosi, abyście rozwiązali tę sprawę, ponieważ jego ludzie sobie z nią nie radzą.
- Wiemy, że odszedłeś już na emeryturę, Ash, ale chyba sam dobrze rozumiesz, iż w takiej sytuacji żaden porządny śledczy nie może myśleć tylko o sobie - dodał Bob niesamowicie poważnym tonem - Dlatego też bardzo chcemy prosić ciebie... i ciebie także, Sereno... abyście choć w tej sprawie zarzucili emeryturę i jeszcze raz nam pomogli.
- Ale widzisz, Bob, my... - chciałam już powiedzieć, że Ash porzucił emeryturę i wrócił do gry, ale policjant nie dał mi dokończyć.
- Ja wiem, że sprawa jest niebezpieczna, ale przecież już nie z takich niebezpieczeństw zawsze wychodziliście obronną ręką.
- Ale Bob...
- Nie zapominajmy także o tym, że generał nie będzie skąpy. Zapłaci wam za śledztwo i to porządnie.
- Daj spokój, Bob - zaśmiał się Ash - Przecież my nie robimy tego dla pieniędzy.
- Wiem, ale zawsze kasa się przyda, prawda? - uśmiechnął się Bob - A zwłaszcza bardzo duża kasa. Będziecie mogli sobie za nią zafundować takie wakacje, że po prostu czapki z głów.
- Ale Bob, posłuchaj... - znów zaczęłam mówić i znów mi przerwano.
- Zapewniam was, że nie będziecie tego żałować. Staniecie się sławni i bogaci, a raczej bogaci i sławni, choć w sumie, to już macie to wszystko, ale nie zaszkodzi mieć tego więcej. A poza tym...
- Czy ja mogę wreszcie coś powiedzieć?! - zawołałam z lekką już irytacją.
Bob natychmiast umilkł, a Jenny spojrzała na niego karcąco i rzekła:
- Kochasiu, daj dziewczynie coś powiedzieć.
- Przepraszam, proszę bardzo. Co chciałaś powiedzieć, Sereno?
Uradowana, że policjant dał mi wreszcie dojść do słowa, przeszłam do udzielenia wyjaśnień:
- Widzicie... Wasza propozycja jest bardzo interesująca i dla nas, jako detektywów bardzo kusząca, ale nie musicie nas kusić wizją zysków ani też niczym podobnym, bo przecież my służymy sprawiedliwości, a nie sławie i mamonie.
- Wiem, ale Ash przecież jest na emeryturze i...
- Bob... Ash już nie jest na emeryturze.
Ta wiadomość zaszokowała nie tylko Boba, ale i samą Jenny. Oboje spojrzeli na Asha zaintrygowani, oczekując potwierdzenia.
- Czy to prawda? - zapytała Jenny.
- Pika-pika-chu! - zapiszczał potwierdzająco Pikachu.
- Tak, to prawda - powiedział Ash, uśmiechając się od ucha do ucha - Przeżyliśmy razem z Sereną w Łebie pewną przygodę, która zmieniła moje nastawienie w tej sprawie i postanowiłem wrócić do gry. Więc, z całym do was szacunkiem, nie musicie mnie przekupywać, abym porzucił emeryturę, bo ja już to zrobiłem.
- Tak? I co? Nie łaska było o tym powiedzieć przyjaciołom? - burknął urażony Bob.
- Nie zwracajcie na niego uwagi - rzuciła złośliwie Jenny - I lepiej mi powiedzcie... Pojedziecie z nami do Wertanii, aby omówić tę sprawę?
Spojrzałam na Asha, a on na mnie, a potem na Pikachu i Buneary, po czym mój ukochany uśmiechnął się radośnie, skinął mi lekko głową i oboje zawołaliśmy głośno:
- Jedziemy!
***
Generał policji bardzo ucieszył się na nasz widok. Tak bardzo, że aż uściskał nam obojgu dłonie, po czym powiedział:
- Cieszę się, że tutaj przyjechaliście. Sprawa jest naprawdę bardzo poważna, moi drodzy. W innej sprawie nie kazałbym was tu sprowadzać, ale chyba sami rozumiecie...
- Rozumiemy, panie generał - przerwał mu Ash - Sytuacja jest poważna i dlatego nas pan wezwał. To wszystko jest jak na razie dla nas jasne. Ale chcielibyśmy wiedzieć, w jakiej dokładnie sprawie zostaliśmy tu wezwani.
Generał spojrzał na Jenny i Boba pytająco.
- Nie wyjaśniliście im wszystkiego?
- Sam pan chciał, abyśmy tego nie robili - zauważył Bob.
Szef policji uderzył się lekko dłonią w czoło i zawołał:
- Boże kochany! Ta moja przeklęta pamięć! Macie rację, nakazałem wam przecież nie mówić im zbyt wiele, dopóki ich tutaj nie przywieziecie! Wybaczcie mi, proszę, tę całą konspirację. Jest ona może i uciążliwa, ale też konieczna.
- Nie wątpię - rzucił złośliwie Ash - Ale czy dowiemy się w końcu, po co nas tu wezwano?
- Słusznie, pora przejść już do wyjaśnień - rzekł generał i poprosił nas, abyśmy usiedli, a kiedy to zrobiliśmy, to powiedział: - No dobrze, a teraz posłuchajcie uważnie. Mówi wam coś imię Zodiak?
- Czy chodzi może o tego słynnego mordercę z USA, który działał tak gdzieś w latach sześćdziesiątych? - spytał Ash.
Generał spojrzał na niego zachwyconym wzrokiem.
- Geniusz! Prawdziwy geniusz! Zgadł bez problemu! Ale skąd ty to wiedziałeś?
- To bardzo proste. Przecież nie wezwałby pan nas tutaj, aby z nami rozmawiać o firmie produkującej zegarki o takiej nazwie, tylko o żywym człowieku powiązanym w jakiś sposób z policją. A skoro tak, to mi tylko jedna osoba pasuje do tego schematu. Ten zabójca z USA.
- Brawo, mój drogi chłopcze! - zawołał zadowolony generał - Widać, że wciąż umiesz myśleć i wyciągać właściwe wnioski z tego, co widzisz i słyszysz. Wielka szkoda, że moi ludzie w dużej mierze zatracili już tę jakże pożyteczną zdolność.
- Jest pan dla nich z pewnością zbyt surowy - powiedziałam.
- Jestem innego zdania, ale to teraz bez znaczenia - rzekł generał policji - Mamy znacznie poważniejsze problemy niż takie zagadnienia. W tym mieście zaczął niedawno grasować jakiś psychol, który przedstawia się jako Zodiak. Zabił już pięć osób i obawiamy się, że planuje kolejne zbrodnie.
- Zabił pięć osób? Kogo konkretnie? - zapytałam.
Generał podał nam teczkę, w której znajdowały się spisane wszystkie dokładne personalia zabitych osób wraz ze zdjęciami oraz jeszcze paroma informacjami na ich temat. Obejrzeliśmy je z Ashem bardzo dokładnie, po czym spojrzeliśmy uważnie na naszego rozmówcę w oczekiwaniu dalszych informacji.
- Jesteście pewni, że to wszystko jego robota? - zapytał Ash.
- To nie ulega wątpliwości - odpowiedział generał - A już na pewno nie po tym, jak sam się do tego przyznał.
- Przyznał? - zapytałam zdziwiona - W jaki sposób to zrobił? Wysłał wam listy?
- Nie, tak robił prawdziwy Zodiak. Jego naśladowca idzie z duchem czasu. Sami zobaczcie.
Po tych słowach generał policji podszedł do telewizora stojącego w kącie pokoju, wsunął do leżącego pod nim odtwarzacza DVD płytę i zaraz ją uruchomił Chwilę później na ekranie telewizora ukazał nam się naprawdę przerażający widok. Był nim mężczyzna w średnim wieku, przywiązany do krzesła i do tego jeszcze zakneblowanym. Kilka sekund od rozpoczęcia projekcji obok niego stanął jakiś człowiek ubrany na czarno. Miał na twarzy coś, co wyglądało jak worek, ale z otworami na oczy i usta. Prócz tego na worku widniał jakiś znak przypominający jakieś dziwne koło.
- Witam serdecznie organy ścigania - powiedział groźny jegomość - Większość z was pewnie jeszcze mnie nie zna, a pozostali jeszcze nie, ale spokojnie. Postaram się, aby wszyscy o mnie pamiętali i to przez długie lata. A zatem dla tych, którzy jeszcze nie wiedzą, kim jestem, dokonuję swojej prezentacji. Jestem Zodiak. Noszę imię mojego wielkiego poprzednika, ale zamierzam się stać o wiele sławniejszy niż on. Osiągnę to w najlepszy ze wszystkich możliwych sposobów. Poprzez sztukę! I to nie byle jaką sztukę, lecz poprzez sztukę zabijania. Bo nic tak naprawdę nie zapada w pamięć, jak zabójstwo dokonane w wyjątkowy sposób. Wszyscy kochacie wielkich artystów malujących obrazy czy rzeźbiący rzeźby, ale prawda jest taka, że przyszłe pokolenia łatwo o nich zapominają. Bo ludzie łatwo zapominają tych, których kochają. Ale tych, których nienawidzą, zapamiętują doskonale i nigdy ich nie zapominają. I ja już postaram się o to, żebyście mnie na zawsze zapamiętali i znienawidzili. A rozpocznę moje starania od dzisiaj. Pomoże mi w tym ten oto człowiek.
To mówiąc wskazał ręką na związanego mężczyznę i dodał:
- Ten oto człowiek pomoże mi stać się artystą. Od niego zacznie się wszystko, bo w końcu od czegoś trzeba zacząć. A ponieważ ten człowiek ma zaszczyt być moją pierwszą ofiarą, to obiecuję wam i jemu też, że zabiję go bardzo szybko i w miarę możliwość bezboleśnie. Moich następnych ofiar to już nie spotka, zatem... Kochani moi obrońcy sprawiedliwości... Złapcie mnie, jeśli potraficie. Dopóki zaś tego nie zrobicie, to będą kolejne ofiary. I one nie będą lekko zabijane.
Po tych słowach Zodiak zaśmiał się okrutnie, po czym zasłonił swoim ciałem kamerę i chwilę później dało się słyszeć krzyk ofiary i pojedynczy strzał z pistoletu.
- Następne nagrania są znacznie bardziej brutalne, ale lepiej, żebyście ich nie oglądali - powiedział generał, wyłączając film - Tam egzekucje ofiar tego wariata są już dokładnie ukazane i nie oszczędzają w ogóle nerwów człowieka, który to ogląda. Ale co sądzicie o tym, co właśnie widzieliście?
- Świr kompletny - powiedziałam.
- Do tego bydlak i sadysta - dodał Ash.
Pikachu i Buneary zapiszczeli delikatnie na znak, że się zgadzają.
- Zupełnie jak ten pierwszy Zodiak - rzekł Bob - Wiecie, ten świr, który działał w USA.
- Tak, ale tamten nie porywał ludzi, tylko zabijał ich na miejscu i nie wysyłał filmów, tylko listy - zauważyłam.
- Co chcesz? Co kraj, to obyczaj - zauważyła złośliwie Jenny.
- Ile dostaliście takich nagrań? - zapytał Ash.
- Pięć, tyle samo, co ofiar - odpowiedział generał - I każdy mord jest o wiele groźniejszy od poprzedniego. Zresztą zajrzyjcie do teczek. Tam jest wszystko napisane.
Zajrzeliśmy z Ashem do teczek i zobaczyliśmy wszystkie niezbędne dane na temat ofiar.
- Pierwsza ofiara to Horacy Blughorn, lat sześćdziesiąt sześć, ojciec dwójki dzieci i dziadek trójki wnuków, bogaty biznesmen, zabity strzałem z pistoletu - przeczytałam zasmucona - Druga ofiara to Eugene Descaroux, lat trzydzieści trzy, modelka i artystka, zabita strzałem w głowę, przed śmiercią torturowana za pomocą tzw. Maski Diabła.
Spojrzałam zdumiona na generała i zapytałam:
- Co to takiego?
- To? Straszne paskudztwo - odpowiedział mi generał policji - Wielka maska nałożona na głowę, a do niej podłączony kabel, który łączy ze sobą maskę z takim urządzeniem na stole. Maska w ciągu dwóch minut nagrzewa się tak bardzo, że może człowiekowi spalić twarz. Chyba, że biedna ofiara szybko znajdzie klucz do maski, ale biedna dziewczyna nie znalazła klucz i jej twarz zaczęła się palić, lecz ten bydlak się zlitował i zastrzelił ją szybko, co zostało nam ukazane na filmie.
- Straszne - jęknął Ash.
- Przerażające - dodałam i spojrzałam uważnie na dalsze notatki - Trzecia ofiara to Daniel Dafon, lat czterdzieści trzy, dziennikarz, bezdzietny i mieszkający samotnie. Pracował dla „Kanto Express“. Został utopiony za pomocą tzw. Topielca. A co to takiego?
- Wielka kostka napełniona wodą i podłączona kablami do takich wielkich dwóch butli z wodą oraz do sufitu - wyjaśnił nam generał - Głowa ofiary była w takiej kostce i w odpowiedniej chwili Zodiak zaczął powoli pompować do tej kostki wodę, coraz więcej i więcej. Bydlak dał swojej ofierze taki mały nożyk, aby sobie zrobił tracheotomię.
- Co takiego?
- To polega na zrobieniu niedużej dziurki w szyi lub w tchawicy, aby móc oddychać pomimo zalania całej twarzy wodą. Biedak nie zdołał tego zrobić i utopił się.
- Potworność - jęknęłam załamana i spojrzałam w akta - A czwarta i piąta ofiara, jak widzę, zostały zabite jednocześnie.
- Tak... Sally Adrians i Allan Richardson, oboje lat dwadzieścia cztery - powiedział generał - Para narzeczonych z bogatych rodzin, wolontariusze. Wiecznie się w coś angażowali. A to jakaś zbiórka pieniędzy na szpital, a to znów jakiś koncert charytatywny na rzecz domu opieki... Kurczę, w co oni się nie angażowali? Wszyscy w mieście ich lubili i co? Bydlak skuł ich oboje kajdankami i zostawił im pod ręką siekierę, żeby się mogli uwolnić, ale w okrutny sposób.
- Jaki? - zapytałam.
- Kajdanki miały bardzo krótki łańcuszek i oni byli przykuci z ich pomocą do wielkiej rury i aby się uwolnić, jedno by musiało obciąć rękę drugiego. Dał im pół godziny i pilnował, co zrobią.
- Zakładam, że żadne drugiemu nie obcięło ręki, prawda? - zapytał z nadzieją w głosie Ash.
- Nie, nie zdobyli się na to. Każde namawiało do ratowania się, ale żadne się na to jakoś nie zdobyło. W nagrodę za tę lojalność Zodiak bardzo łaskawie wpuścił im gaz do pomieszczenia i oboje się udusili.
- Bydlę! - zawołał Ash, zaciskając pięść ze złości.
- Tak, a wczoraj świr wysłał nam piąty film, w którym zapowiedział, iż po szóstej ofierze zamierza zmienić miejsce działania. Jego zdaniem policja z tego miasta to dla niego żadni przeciwnicy. I wiecie co? Miał rację, ale spokojnie. Teraz, gdy się zjawiliście, ten bydlak nie ma szans.
- Wie pan, nie wiem, czy nas pan za bardzo nie przecenia - odparł na to smutno Ash.
- To prawda, jeszcze z kimś takim nie walczyliśmy - dodałam ponuro - Także proszę nie spodziewać się po nas cudów.
- Cudów nie oczekuję, tylko efektów, bo na moich ludzi, to ja nie mam co liczyć.
- Jest pan zbyt surowy - zauważył Ash - Przecież ten szaleniec z całą pewnością wybiera swoje ofiary przypadkowo. Trudno przewidzieć, kiedy zaatakuje i w jakim miejscu.
- Tego nie zamierzam przewidywać - odpowiedział generał ponuro - Ja chcę wiedzieć, kim jest ten świr i gdzie przebywa. Moi ludzie nie potrafią tego odkryć. Liczę, że wam się to uda.
- Ale skoro im się nie udało, czemu nam ma się udać? - zapytał Ash.
- Bo w przeciwieństwie do moich ludzi nie ograniczają ich przepisy i paragrafy, a do tego oboje używacie głów nie tylko jako ochrony ciała przed deszczem.
- To znaczy? - zapytałam.
- To znaczy, że niektórzy mają głowy tylko po to, żeby im się deszcz nie lał do środka. Wy zaś macie je do czegoś więcej, do wielu funkcji, a jedną z nich jest funkcja o nazwie myślenie. Inna funkcja, która nie jest wam obca, to funkcja nazywana dedukcją lub też logicznym wyciąganiem wniosków z tego, co się widzi i słyszy. Wiecie, ostatnio odnoszę wrażenie, że niewielu policjantów posiada te umiejętności. Dlatego odsunąłem od tej sprawy moich podwładnych z Wertanii i powierzam ją wam... I oczywiście waszej dwójce.
To mówiąc spojrzał na Jenny i Boba.
- Wy dwoje przejmujecie teraz tę sprawę. Macie przesłuchać wszystkie osoby powiązane z ofiarami. Być może (a raczej na pewno) moi ludzie coś przeoczyli. Z kolei wy...
Po tych słowach skierował swój wzrok na mnie i Asha.
- Macie dobrze pogłówkować w tej sprawie. Dostaniecie wszystkie dane i spróbujcie coś z tego wyciągnąć. A jeśli wyciągniecie, to natychmiast idziecie z tym do mnie.
- Dobrze, panie generale - rzekł Ash lekko zmieszany, co jak wiadomo rzadko mu się zdarza - Chodzi tylko o to, że...
- Tylko nie mów o swojej emeryturze - jęknął gniewnie generał - Wiem o niej aż za dobrze. Ale w takiej sprawie nie wolno ci myśleć o sobie i o swojej wygodzie. Rozwiąż tę zagadkę, a potem możesz sobie wracać na tę swoją emeryturę, skoro tak koniecznie musisz.
- Ja nie o tym - zaśmiał się Ash - Chodzi o to, że jeśli mamy prowadzić tę sprawę, to potrzeba jak najwięcej związanych z tą sprawą i to także takich, o których opinia publiczna nie powinna wiedzieć.
- Spokojnie, to się rozumie samo przez się - odrzekł generał tonem mówiącym, że dla niego to rzecz oczywista - Dostaniecie wszystkie dane i to bez wyjątku. Tylko radzę wam przygotować sobie jakąś miednicę albo coś takiego, bo to, co zobaczycie na tych nagraniach może wywołać u was wymioty.
- Chyba, że oglądaliście już „Piłę“ - rzucił Bob dość dowcipnym tonem - Bo wtedy to raczej będziecie uodpornieni na takie widoki.
- Nie oglądaliśmy - odpowiedziałam.
- To lepiej sobie uszykujcie miednicę - rzekł generał.
- Albo obejrzyjcie wcześniej „Piłę“ - zaproponował Bob.
***
Pomimo jakże życzliwych rad naszego drogiego przyjaciela Boba, ja i Ash darowaliśmy sobie oglądanie thrillera i kiedy tylko znaleźliśmy się w Centrum Pokemon (gdzie wzięliśmy sobie pokój), to zaczęliśmy przeglądać z uwagą wszystkie dane na temat sprawy Zodiaka. Generał w ciągu godziny zdobył dla nas nie tylko akta tej sprawy, ale również wiele innych, bardzo ciekawych informacji na temat ofiar tego świra. Były to dane na temat gustu ofiar, ich upodobań, ich życia oraz tego, z kim się ostatnio spotykali. Ash uważał, że w tych danych zawarty jest klucz do doboru ofiar Zodiaka, a ten klucz mógł nam pomóc go złapać. Nie byłam do końca przekonana, co do sensu takiego sposobu działania.
- Ash, już jest późno - powiedziałam, gdy zbliżała się północ - Chyba powinniśmy iść spać. Oboje!
Pikachu oraz Buneary zgodzili się ze mną w tej sprawie, co okazali piskiem ponaglającym Asha do łóżka.
- Spokojnie, ja już kończę - odpowiedział Ash, wciąż nie odrywając wzroku od papierów.
- I co chcesz przez to osiągnąć? - jęknęłam - Co niby chcesz zrobić, czytając ciągle te papiery? Chcesz z pomocą tych danych zastawić zasadzkę na Zodiaka? Próbujesz go w ten sposób osaczyć?
- Próbuję go zrozumieć - odparł na to Ash z anielską cierpliwością do mojej ignorancji, która była wywołana zmęczeniem i chęcią spokojnego snu - Jeżeli zrozumiem jego sposób działania, to łatwiej zdołam przygotować jakąś zasadzkę na niego, a w każdym razie łatwiej go złapię.
- Uważasz, że wybiera on ofiarę według jakieś schematu? - spytałam - Przecież sam mówiłeś, iż on może wybierać ofiary przypadkowo.
- Tak, istnieje taka możliwość, ale chcę spróbować odnaleźć w jego doborze ofiar jakiś schemat - odparł Ash.
- Ale te ofiary nie mają ze sobą za wiele wspólnego. W sumie, to chyba nawet nic - zauważyłam.
- Poza tym, że są zamożni i mieszkają w Wertanii - rzekł mój luby.
- To niewiele. Nie łączy ich płeć, nie łączy wiek, nawet pochodzenie. Ta cała Eugene pochodzi z Kalos, a nie z Kanto. Pozostali są miejscowi, ale ona nie.
- A więc tę cechę też możemy wykluczyć, chociaż Zodiak mógł tego nie wiedzieć, co nie?
- Ash... Przecież ty sam w to nie wierzysz.
Mój ukochany westchnął przygnębiony i rzekł:
- Nie, nie wierzę, bo jestem pewien, że ten bydlak ma jakiś schemat działania i bardzo dokładnie wybiera swoje ofiary.
- Być może, ale teraz powinieneś już iść spać, bo przemęczony raczej niewiele zdołasz zdziałać i niewiele zdziałasz.
- Tak, masz rację - pokiwał głową Ash na znak zgody - Popracuję dalej jutro, kochanie.
Powoli odłożył na bok papiery, przebrał się potem w piżamę i położył się obok mnie. Objęłam go czule do siebie, pocałowałam delikatnie w usta, a następnie postanowiłam go jakoś podnieść na duchu.
- Spokojnie, kochanie - powiedziałam czule - Jeszcze złapiemy tego świra Zodiaka. Zobaczysz, Ash. Na nas przecież nie ma mocnych.
Ash uśmiechnął się lekko i złożył czuły pocałunek na mych ustach, a po chwili oboje rozebraliśmy się i pogrążyliśmy w najbardziej przyjemnym sposobie okazywania sobie uczuć. Po wszystkim zaś nadzy i czule do siebie przytuleni zasnęliśmy.
Miałam wtedy bardzo dziwny sen. Tak dziwny, że można by go nazwać retrospekcją z przeszłości. Wspominam go tutaj, ponieważ ma on ogromne znaczenie dla całej naszej historii.
***
Kalos, 3 lata wcześniej.
Wreszcie nadszedł ten moment: niedługo miał odbyć się Finał Wystaw w Klasie Mistrzyń, w którym miałam zmierzyć się z Arią o tytuł Królowej Kalos. Marzyłam o tym od chwili, kiedy postanowiłam zostać Pokemonową Artystką. Wydawać się mogło, że po porażce w debiutanckim występie w Coumarin całkowicie zrezygnuję z tej drogi, a owe marzenie będzie jedynie mrzonką. Postanowiłam jednak udowodnić zarówno sobie, jak i wszystkim: przyjaciołom, rywalom, mojej mamie, a także Ashowi, że nie poddam się tak łatwo, że mam w sobie siłę i spełnię swoje zamiary. Chciałam pokazać wszystkim, że jestem najlepsza w tym, co robię, że to jest mój życiowy cel.
Rzeczywistość jednak pokazała, jak bardzo moje spojrzenie na całą tę sprawę mija się z prawdą. Moje zaangażowanie w Wystawy, z szlachetnych bądź co bądź pobudek, sprawiły, że stałam się kimś zupełnie innym, niż byłam naprawdę. Szalona rywalizacja z Miette oraz Shauną doprowadziły do wyniszczenie mnie oraz moich Pokemonów.
Przyjaciele coraz bardziej się o mnie martwili, lecz długo byłam głucha na ich rady. W końcu trafiłam do szpitala na wskutek wręcz potwornego wycieńczenia, spowodowanego nadmiernym treningiem. Dopiero wówczas zaczęłam poważnie zastanawiać się nad sobą, co jest zasługą nie tylko stanu w jakim się znalazłam, ale także i słowami Asha. Od samego początku nie podobało mu się to, że tak bardzo zaczęłam się zmieniać oraz przesadnie angażować w życie artystki. Początkowo, przed wystawą w Coumarin, Ash szczerze popierał mój pomysł, tym bardziej, że wiedział on, jakie ideały mi wtedy przyświecały. Ale potem, gdy zmieniłam swój wizerunek i co gorsza charakter, Ash mocno posmutniał, choć starał się tego nie okazywać. Gdy jednak przekroczyłam już granice rozsądku, to nie wahał się powiedzieć wprost, co o mnie myśli. Zawsze, kiedy jeszcze byliśmy tylko przyjaciółmi, mogliśmy nawzajem liczyć na swoje wsparcie i szczerą opinię, a gdy któreś z nas postępowało niewłaściwie, to grzecznie, choć stanowczo zwracaliśmy sobie uwagę, lecz nigdy nie dochodziło między nami do kłótni. Wtedy jednak słowa Asha były boleśnie prawdziwe, choć nie okazywał w żadnym, razie gniewu, ale mimo to bolała mnie jego opinia o mojej osobie. A była do bólu prawdziwa: stałam się zupełnie inną osobą niż ta dziewczyna, którą byłam na początku, zniknęły moja radość z życia, pogoda ducha, ciekawe pomysły na przyjemne spędzenie wolnej chwili i entuzjazm przy każdym przedsięwzięciu, a pojawiły się determinacja i parcie na karierę. Choć nadal kierowałam się chęcią uszczęśliwienia ludzi swoimi występami, szczególnie zaś Asha, to jednak nie była już tą dawną, prawdziwą sobą. Ash przyznał wprost, że tęskni za tą dawną ja, tą z początku naszej podróży.
Mimo wszystko zależało mi, aby odegrać się jakoś na Shaunie za jej wcześniejsze oszustwa. I udało mi się to, bo po powrocie do zdrowia nadal trenowałam, jednak tym razem już dużo rozsądniej, korzystając przy tym z wsparcia moich przyjaciół. Jak wiecie szczególnie zdanie Asha liczyło się dla mnie najwięcej. W duchu to jemu właśnie zadedykowałam swój występ w półfinale Klasy Mistrzyń, pokonując w nim zarówno Miette, jak i Shaunę. Dostałam też propozycję dalszego stażu u Palermo, niezależnie od wyniku Finału.
Te właśnie wspomnienia przyszły mi do głowy, gdy rozmyślałam nad swoim dalszym losem, co teraz przypominał mi mój sen. Siedziałam wtedy w parku, przed Centrum Pokemon zastanawiając się nad tym, jaką decyzję podjąć. Czy nadal mam być Artystką i występować kierując się jedynie swoim talentem i ideałami, chociaż Palermo dała mi do zrozumienia, gdzie takim myśleniem zajdę, czy też może zrezygnować z tej drogi i znaleźć inne marzenie. Najbardziej jednak dręczyło mnie cos innego: co dalej będzie z moim uczuciem do Asha? Ile ono zdoła przetrwać, jeśli przyjmę propozycję Palermo i pójdę z Nią. Czy nadal będzie tak silne, czy będę mieć czas dla niego oraz moich przyjaciół? A co, jeżeli porzucę karierę Artystki? Jak ja wyjaśnię przyjaciołom i swojej mamie, że to nie jest moja droga życiowa. Już wyobrażałam sobie minę mojej mamy oraz jakiś jej tekst w stylu „A nie mówiłam?”.
I wtedy stało się coś nieoczekiwanego, mianowicie poczułam, że nie jestem w parku sama. Poczułam to w chwili, w której to usłyszałam za sobą następujące słowa:
- Wiem, co cię trapi i nad czym się zastanawiasz. Jeśli chcesz, to mogę ci pomóc.
Słowa te wypowiedział jakiś tajemniczy osobnik, którego dopiero teraz spostrzegłam. Był to średniego wzrostu młody chłopak, lecz jego wygląd daleki był od zwyczajnego. Jego oczy świeciły dość dziwnym, szafirowym blaskiem, jego ubranie było całe czarne, zaś wokół niego unosiła się jakaś ciemna poświata. Wydawało mi się, że to jakaś postać z horroru, lecz co jeszcze dziwniejsze, w ogóle nie czułam przed nim strachu. Dręczył mnie jednak silny niepokój, co było oczywiście zrozumiałem, bo trudno o brak niepokoju, gdy nagle jakiś nieznajomy rzuca mi taki tekst.
- Kim jesteś? I skąd ty możesz wiedzieć, co mnie dręczy? - spytałam zdumiona - I dlaczego niby chcesz mi pomóc? Nawet się nie znamy.
- Ty mnie nie znasz, ale ja znam ciebie Sereno - rzekł ten uśmiechając się - I wiedz, że mogę ułatwić ci podjęcie decyzji. A trapi cię, czy wybrać karierę, czy też miłość.
Muszę przyznać, że ów chłopak mnie mocno zaskoczył. Czyżby umiał czytać w myślach? Tym bardziej nie chciałam zaufać obcemu, który pojawia się nie wiadomo skąd i twierdzi, że chce mi pomóc i do tego jeszcze zna moje myśli.
- Powiedzmy, że masz rację, ale nadal nie widzę powodu, dla którego miałabym skorzystać z twojej pomocy. Wcale cię nie znam i nie wiem, czemu chcesz mi pomóc. I niby jak chcesz to zrobić?
- Pokażę ci, Sereno - powiedział nieznajomy i wyciągnął rękę - Uwierz mi, mam swoje sposoby.
Nim zdążyłam zareagować, spowiło mnie jasne światło. Kiedy zaś otworzyłam oczy, nie byłam już w parku, przed Centrum Pokemon, tylko w jakiejś obszernej Sali. Nie było w niej zbyt wielu rzeczy, widziałam jednak okna oraz wyjście na balkon. Pośrodku Sali widniał jednak ciekawy obiekt. Był nim spory kawał przezroczystego kryształu, o nieregularnym kształcie. Kiedy podeszłam bliżej ujrzałam swoje odbicie. Przypomniała mi się wtedy nasza przygoda w Lustrzanej Jaskini, kiedy chciałam pokazać ją naszym przyjaciołom podczas podróży po Regionie. Wówczas też Ash przeniósł się do alternatywnego wymiaru, gdzie poznał odpowiednik siebie, a do tego też odpowiednik mnie, Clementa i Bonnie.
- Twoje skojarzenia są bardzo słuszne, Sereno - usłyszałam nagle głos nieznajomego chłopaka - To lustro pochodzi właśnie z Lustrzanej Jaskini. Ja jednak potrafię wykorzystać pełnię mocy owych kryształów.
- W jaki sposób? Jak w ogóle się tu znalazłam? Co się tu...?
- Tylko spokojnie, Sereno. Nic ci tutaj nie grozi. Nie mam zamiaru wyrządzić ci żadnej krzywdy. Jesteśmy w głównej Sali w moim domu, a właściwie Wieży.
Nadal byłam kompletnie zdezorientowana. Kim był ten chłopak, jaką dysponował mocą, skąd mnie zna i czemu w ogóle chce mi pomagać? Te i bardzo wiele innych pytań przychodziło mi w tym momencie do głowy. Nieznajomy zaś podszedł do mnie i wtedy miałam okazję przyjrzeć mu się lepiej. Pomimo mrocznej aury oraz świecących na niebiesko oczu, wydawał się być podobny do zwykłego nastolatka, niewiele starszego ode mnie czy Asha.
W jego spojrzeniu nie dostrzegłam żadnego fałszu, spoglądał na mnie spokojnie i uważnie, jakby szukał mojego wzroku. Co ciekawe, uśmiechał się do mnie przyjaźnie i ciepło, poczułam więc, że faktycznie nie grozi mi z jego strony niebezpieczeństwo. Nie wiedziałam jednak, skąd to wiem. Przy okazji dostrzegłam, że pomimo przyjaznego uśmiechu i w miarę pogodnej postawy, kryło się w nim coś jeszcze. Jakby smutek i ból, choć może mi się tylko wydawało.
- Ale powiedz mi, proszę, kim ty właściwie jesteś, skąd mnie znasz i dlaczego chcesz mi pomóc.
- Jestem istotą, pochodzącą z innego świata - odpowiedział zapytany - Urodziłem się jednak w tym świecie, jednak moje imię niech pozostanie tajemnicą.
- Dlaczego? - spytałam zdumiona.
- Po prostu nie używam go obecnie, nie pytaj proszę dlaczego. Może kiedyś znów będę go używał.
- Wybacz, ale to wszystko jest naprawdę bardzo zagadkowe i nadal nie odpowiedziałeś mi na najważniejsze pytania.
- Prawda, więc już mówię: otóż obserwuję cię już od dawna, Sereno. Ciebie i Asha.
- Obserwujesz nas? - zdziwiłam się - Ale dlaczego i w jakim celu?
- No cóż... Po prostu zwróciłem uwagę na rodzące się między wami uczucie - odpowiedział mi chłopak - Jest niezwykle ono piękne i bardzo mi przypomina to, które łączyło mnie z moją ukochaną.
Mówiąc to nieznajomy bardzo posmutniał. Teraz zrozumiałam, że miałam rację, dręczył go jakiś ból i smutek.
- Co się z nią stało? Czy ona...
- Niestety, tak - odpowiedział cicho nieznajomy - Nie żyje.
Nie wiedziałam, za bardzo co mu odpowiedzieć. Z całą pewnością było mi przykro z tego powodu, lecz mimo to nie znałam go w ogóle. Dlatego nie potrafiłam powiedzieć mu nic sensownego. I do tego wciąż jeszcze nie wiedziałam, czemu chce mi pomóc.
- Ale wracając do tematu, to widząc, jakie uczucie rodzi się między tobą i Ashem oraz wyczuwając dręczące cię wątpliwości odnośnie wyboru drogi życiowej, chciałem ci zaoferować pewne rozwiązanie. A dlaczego chcę ci pomóc? Bo nie chcę by takie piękne uczucie, jakie jest między tobą i Ashem przepadło.
- I dlatego chcesz mi pomóc? Bo uczucie jakie żywię do Asha jest takie wyjątkowe?
- Właśnie tak, gdyż świat z którego pochodzę bardzo ceni sobie taką miłość ponad inne wartości.
- I to wszystko? - zapytałam go zdumiona - Nie masz w tym żadnego innego celu?
- Mam, lecz o nim dowiesz się przy następnym naszym spotkaniu. O ile do niego w ogóle dojdzie.
- A od czego to zależy? - spytałam zaciekawiona.
- Od decyzji, którą podejmiesz odnośnie swojej przyszłości - odparł chłopak - Aby ci ją ułatwić, przedstawię ci pewne rozwiązanie odnośnie twoich wątpliwości.
- Czy ma może ono związek z tym lustrem? - spytałam, wskazując ów kryształ.
- Zgadza się - potwierdził chłopak - Dzięki mojej mocy mogę zaraz sprawić, że zobaczysz w nim swoją przyszłość, w zależności od decyzji jaką podejmiesz.
- Zobaczyć przyszłość? - spytałam zdumiona - Czy to w ogóle jest możliwe?
- Tak, ponieważ posiadam zdolność widzenia zarówno przeszłości, jak i przyszłości. Pokażę ci.
- Co zobaczę najpierw?
- To zależy, czy chcesz zobaczyć drogę kariery, czy drogę miłości. Ale jeszcze jedna sprawa.
- Co takiego? - spytałam, czując, że jest w tym jakiś haczyk.
- Wszystkie te wydarzenia, które zaraz zobaczysz będą następstwem podjętej przez ciebie decyzji. Większość z nich wydarzy się na pewno. Inne mogą się przebiegać inaczej, niż jest to ukazane.
- Czyli część z tego co zobaczę może w ogóle nie mieć miejsca?
- Tak, ponieważ przyszłość jest w ciągłym ruchu. Ale mimo to są w niej zapisane stałe wydarzenia, które mimo pewnych zmian i tak będą miały miejsce.
- To dość skomplikowane, nie ma co - odparłam mocno skołowana.
- Wobec tego przejdźmy do rzeczy - zaproponował mi nieznajomy - Spójrz w lustro.
Kryształowe zwierciadło zaczęło świecić jasnym światłem oraz lekko falować. Podobnie było w przypadku wspomnianej już wcześniej przygody w Jaskini Luster. Poczułam wówczas nagle ogromną chęć zobaczenia, co się wydarzy, jeśli będę kontynuować swoją karierę artystki. Ledwie o tym pomyślałam, a zaczął ukazywać mi się obraz.
Zobaczyłam, jak biorę udział w Finale Klasy Mistrzyń. Dałam z siebie wszystko, moi przyjaciele byli naprawdę szczęśliwi i dumni ze mnie, ale mimo to widownia zwycięstwo oddała Arii. Ja jednak z jakiegoś powodu wydawałam się być szczęśliwa. Palermo ponownie zaoferowała mi dalszy staż u siebie i, mimo wahania przyjęłam go.
Nastąpiła chwila, w której musiałam opuścić swoich przyjaciół. Było im bardzo przykro, ale życzyli mi powodzenia na mojej nowej drodze życia. Pożegnanie z Ashem było szczególnie trudne, jednak obiecaliśmy sobie, że spotkamy się ponownie, kiedy tylko spełnimy swoje cele. Dalej widziałam moje dalsze treningi, szkolenia i podróże. Moje Pokemony również zyskały wielką sławę oraz ogromne uznanie. Zaczęłam coraz bardziej przypominać profesjonalną, zawodową Artystkę.
Wydawało mi się, że jest to niezwykle pomyślna dla mnie przyszłość. W kolejnych Wystawach i Konkursach osiągałam coraz lepsze wyniki, nie tylko w Kalos. Ludzie mnie uwielbiali, miałam rzesze fanów. Zostałam w końcu Królową Kalos oraz znaną piosenkarką i tancerką.
Z czasem moja kariera zaczęła iść w kierunku srebrnego ekranu, aż pewno dnia zajęłam miejsce Palermo jako znana producentka i jurorka. Ale zastanawiały mnie dwie sprawy: im byłam starsza, tym bardziej poważna się stawałam, a do tego i smutniejsza. I co gorsze nigdzie w tych wydarzeniach nie widziałam Asha, ani moich przyjaciół. Nawet swoja mamę widziałam jedynie sporadycznie.
Wreszcie ujrzałam wnętrze jakiegoś biura, w którym to za eleganckim sekretarzykiem siedziałam ja, jednak byłam tu już uderzająco podobna z wyglądu do Palermo! W dodatku miałam podobny do niej wyraz twarzy. Do gabinetu weszła jakaś nastolatka, najpewniej Artystka, zamieniła ze mną parę słów, po czym wyszła załamana. Więc decydowałam już o szczęściu, bądź zapomnieniu potencjalnych młodych Artystek.
Ostatnim obrazem, jaki zobaczyłam w tej wizji, to była sypialnia, do której weszłam okryta szlafrokiem. Zamknęłam drzwi na klucz, po czym z nocnej szafki wyjęłam jakiś przedmiot. Gdy obraz się przybliżył, ujrzałam zdjęcie, które zrobiła sobie nasza paczka, kiedy pomagaliśmy Korrinie w poszukiwaniu Lucarionitu. Starsza ja przyglądała się swej młodszej wersji, jak stoi blisko Asha i delikatnie spogląda na niego z uśmiechem. Po chwili ta starsza ja zaczęła płakać, wciąż spoglądając na owo zdjęcie.
Poczułam straszny ból w sercu, gdy ujrzałam tę scenę. Nie chciałam już więcej nic oglądać. Chciałam uciec z tego miejsca i płakać z rozpaczy. Nagle jednak zaczęłam się uspokajać i ponownie byłam w stanie zebrać myśli.
- Spokojnie, Sereno - powiedział bardzo łagodnie mój gospodarz - To wszystko się jeszcze nie wydarzyło. To jedynie wizja tego, co może ci się przydarzyć.
- Ale ona jest straszna! - odparłam - Nie chcę już nic więcej oglądać! chcę wrócić do moich przyjaciół!
- Naprawdę nie chcesz wiedzieć, co cię czeka, jeżeli zdecydujesz się walczyć o miłość do Asha?
- Jeżeli zakończenie tej historii będzie równie przygnębiające jak to, które ujrzałam przed chwilą, to dzięki, ale nie chcę.
- Nie przekonasz się, dopóki tego nie zobaczysz. Może okazać się, że jednak finał będzie inny.
Mój rozum stanowczo zaprzeczał, ale głupie serce nalegało, aby jednak zobaczyć i tę wizję. Zaczęłam myśleć o Ashu, o tym ile dla mnie znaczy, oraz o tym jak bardzo boje się ponownie stracić z nim kontakt. Wtedy lustro ponownie zafalowało i chcąc nie chcąc zobaczyłam kolejne obrazy.
Tutaj widziałam, jak Ash zanosi mnie śpiącą do Centrum Pokemon. Jak rano postanawiam porzucić karierę, co oznajmiam Palermo podczas naszej rozmowy. Później widziałam nasze dalsze przygody w Kalos. Pokrótce były to walki z Zespołem R, mile spędzanie czasu, scenka, kiedy przebieram się za Asha by go zastąpić w walce (Ash był wtedy chory), dalej ostatnią walkę Asha o Odznakę w Snowbell, kiedy Ash miał pewien kryzys, lecz z moja pomocą udało mu się go rozwiązać. Zauważyłam, że nasze relacje stawały się coraz bliższe, a do tego też zaczynały być czymś więcej niż przyjaźnią. Ashowi spodobało się, że znów byłam taka, jak na początku naszej podróży, nie tylko z wyglądu, ale i z charakteru. Aż w końcu, pewnego wieczoru wyznaliśmy sobie miłość przy ognisku. W uroczy, ale i bardzo romantyczny sposób. Moje serce zabiło mocniej widząc tę scenę. Następnie wszystko działo się szybko: ujrzałam, jak Ash bierze udział w Lidze Kalos i po dość ciężkiej walce wygrywa z Mistrzynią Dianthą i spełnia swoje marzenie.
Później wszyscy razem lecimy do regionu Kanto, gdzie poznaję Delię Ketchum, czyli mamę Asha, oraz pozostałych jego przyjaciół. Okazuje się, że Ash odkrywa w sobie talent detektywistyczny, który to miał możliwość wykazać już w czasie naszej podróży i cała nasza paczka zakłada drużynę do walki z przestępczością.
Z początku wydaje się to zabawą, jednak z czasem coraz poważniej angażujemy się w ten fach. Walczymy z wieloma przestępcami, mniej lub bardziej groźnymi, oczywiście z naszym Zespołem R na czele, lecz także ponownie z Malamarem. Niektóre z tych przygód wydawały mi się mocno niebezpieczne, lecz jakoś udawało nam się wyjść z nich cało. Mój związek z Ashem rozwijał się bardzo dobrze, chociaż zdarzały się nam przykre chwile. Niemniej z każdej próby wychodziliśmy silniejsi.
W końcu ujrzałam siebie, w białej sukni ślubnej, a naprzeciwko siebie zobaczyłam Ash w eleganckim garniturze. Oboje ślubowaliśmy sobie wtedy miłość przed ołtarzem. Nie muszę chyba mówić jak bardzo szczęśliwa byłam, widząc tę przepiękną scenę. Na koniec zaś ujrzałam nieco starszą wersję siebie, lecz wciąż jeszcze młodą w towarzystwie biegającej dwójki uroczych szkrabów: chłopca i nieco młodszej od niego dziewczynki. Dzieci moje i Asha. Choć był to jedynie odległy obraz, z miejsca pokochałam tych dwoje maluchów.
- Widzisz Sereno? Finał tej wizji nie był wcale tak straszny jak finał poprzedniej wizji - przemówił ponownie chłopak.
- Był przepiękny - odparłam rozmarzonym i wzruszonym głosem - Ale mówiłeś, że przyszłość jest w ciągłym ruchu, prawda?
- Owszem.
- I że nie wszystko, co tu zobaczyłam na pewno się spełni?
- Zgadza się. To zrozumiałe, że wciąż nękają cię spore wątpliwości. Ja jednak nie mogę podjąć decyzji za ciebie. Ukazałem ci jedynie prawdę. Decyzję, której z tych wersji przyszłości chcesz być częścią musisz podjąć sama.
- Rozumiem. Więc może tak się zdarzyć, że mimo wszystko ja i Ash się rozstaniemy, a nasze dzieci nigdy się nie narodzą.
- Owszem, podobnie jak i w drodze kariery może i finał będzie inny, niż ten który widziałaś. Tego jednak nie mogę ci powiedzieć. Ja nie wiem, które z tych wydarzeń ulegną zmianie.
- Więc co mam robić? - spytałam załamana - Rozum mówi inaczej, a serce inaczej.
- Rozum łatwiej jest zwieść aniżeli serce. Serce wyraża prawdziwe pragnienia i uczucia danej osoby.
- Tak uważasz?
- Tak. To mogę ci poradzić: kieruj się głosem serca.
Chciałam go spytać o coś jeszcze, lecz nagle poczułam się zmęczona. Ostatnie co widziałam, to jak ten nieznajomy chłopak podchodzi do mnie i łapie mnie za rękę. Chwili później rozbłysło światło, zaś ja znalazłam się ponownie na ławce w Parku. Potem ogarnęła mnie senność.
Ocknęłam się w łóżku, w Centrum Pokemon. Okazało się, że to Ash mnie tu przyniósł. Ponieważ długo nie wracałam, to zaczął się martwić o mnie i postanowił poszukać. Znalazł mnie śpiącą i uznał, że wyglądam tak słodko, iż nie chce mnie budzić. Więc wziął mnie na ręce i zabrał do łóżka. Moje serce przepełniło ogromne ciepło, z wdzięczności oraz miłości. Ash zawsze się o mnie martwił i troszczył bardziej, niż ktokolwiek inny. Po tym wszystkim wiedziałam już, co mam zrobić i jaką decyzję podjąć.
Zastanawiało mnie tylko jedno: czy to moje spotkanie z nieznajomym, tajemniczym chłopakiem i wizje, które widziałam naprawdę miały miejsce, czy był to tylko sen. Nie ważne jednak, które z tych rzecz było prawdą. Ważne jest to, że wiedziałam już jaką przyszłość mam wybrać.
C.D.N.