Alternatywna zagadka cz. IV
Powoli kończył nam się czas, który nam został do chwili rozpoczęcia w naszym świecie przyjęcia urodzinowego Dawn. Dlatego też postanowiliśmy odprowadzić państwo zakochanych do miasta i zaraz potem iść w miejsce, gdzie miał się otworzyć portal do naszego świata. Szliśmy teraz razem w stronę Vaniville. Greninja oraz Pikachu szli tuż za nami, nie spuszczając oczu z Finna, który nadal mocno związany przy nas.
- Więc to wasza dwójka mnie odwiedziła? - zachichotała moja (że tak powiem) bliźniaczka - Martha i Bob, dobre sobie. Choć w sumie to dzięki wam zrozumiałam, że nadal kocham swojego Asha.
- Nie ma tego złego, co by na dobre nie wyszło. Dzięki tej maszynie Clemonta, mogliśmy was pogodzić. I złapać przy okazji pewnego wariata - zaśmiał się z kolei mój Ash.
- To co teraz zrobicie? Macie jakieś plany na przyszłość? - spytał trener Chespina, uśmiechając się przy tym wesoło.
- Mam zamiar ponownie wystartować w Lidze Kalos - oznajmił nam Lustrzany Ash.
- A ja będę mojemu chłopakowi towarzyszyć i pomagać w realizacji jego planów - oznajmiła jego panna tuląc się do niego.
Nagle oboje stanęli, patrzyli na siebie czule.
- To jestem twoim chłopakiem?
- Owszem i teraz mi się już nie wywiniesz. Chodź no tutaj!
Po tych słowach złapała swego ukochana za koszulkę i przyciągnęła do siebie. Zaraz potem się pocałowali. Ich pocałunek trwał dobre pięć minut, jeśli nie dłużej. Nagle doświadczyłam deja vu. Przypomniał mi się mój sen i wreszcie zrozumiałam, że to tę dwójkę w nim widziałam. Trochę dziwnie było patrzeć, jak ta druga ja całuje Asha. Ale ja mam swojego i nie oddam go żadnej babie, zaś Lustrzana Serena też z pewnością nie odda innej swego ukochanego.
Czas nas naglił i pora była już na to, aby wyjść „po angielsku“, dlatego też odeszliśmy jakieś sześćdziesiąt metrów, gdy nagle nasi zakochani jednak przerwali pocałunek i pomachali nam na pożegnanie.
- No dobra, musimy już, iść bo profesorek niedługo ponownie otworzy portal - powiedziałam wesoło.
- Dbajcie o siebie nawzajem! - dodał Ash.
- Życzymy wam szczęścia!! - krzyknęła moja szwagierka.
- Dziękujemy wam za wszystko! - zawołał sobowtór mojego chłopaka.
- Serena, dbaj o swojego Asha, jasne?! A ty, Clemont, dbaj o swoją niebieskowłosą! - odkrzyknęła wesoło moja kopia.
- Na pewno! Obiecuję! - zawołał wesoło Clemont.
- Wszyscy będziemy o siebie dbać! - krzyknął radośnie Ash.
- Pika-pi! - dodał wesoło Pikachu.
Doszliśmy do miejsca, z którego tu przybyliśmy. Portal był już otwarty. Przeszliśmy przez niego całą paczką. Znowu oślepiło nas światło, a już po chwili byliśmy już w laboratorium profesora Oaka. Uczony uśmiechnął się na nasz widok, ale też lekko zdumiał, widząc związanego Finna.
- A to co za jeden? - zapytał - Pamiętam go! Wpadł tutaj i zabrał mi kilkanaście sztuk wzmacniających witamin, a mnie zdzielił czymś twardym po głowie. Chciał z wami walczyć... Tylko tyle zrozumiałem z tego, co mi mówił, zanim mnie uderzył.
- Spokojnie, panie profesorze - rzekł mój ukochany - On już nam nie zagrozi. Z nim teraz sobie porozmawia porucznik Jenny. Myślę, że oboje będą mieli sobie bardzo dużo do powiedzenia.
Finn zrobił wściekłą minę, ale nic nie mógł zrobić, gdyż sznury zbyt mocno go krępowały. Wiedział już doskonale, iż przegrał.
Pół godziny później porucznik Jenny i sierżant Bob przyjechali, żeby zabrać ze sobą naszego więźnia. Kiedy im opowiedzieliśmy, co ten drań zrobił, to oboje nie mieli wątpliwości, gdzie jest miejsce Finna - w areszcie śledczym, gdzie będzie czekał na proces.
- I jak tam było w Kalos, moi drodzy? - zapytał profesor Oak, kiedy już nasz przeciwnik został wyprowadzony - Widzę, że zakupy się udały.
Te słowa mężczyzna dodał, widząc torby z zakupami targane przez naszych tragarzy.
- Niech pan lepiej usiądzie, panie profesorze, bo to tak niesamowita historia, że aż pan siądzie z wrażenia - oznajmił mu jego chrześniak.
- Pika-pika-chu! - pisnął radośnie Pikachu.
- Nim zaczniesz, Ash, chciałbym ci coś powiedzieć. Chodzi o ten film z twoją wczorajszą walką, gdzie twój Frogadier ewoluował w Greninję. Otóż przeanalizowałem go sobie bardzo dokładnie.
- I co? Co pan o tym sądzi? I co to w ogóle za forma? - zapytał Mistrz Ligi Kalos.
- Pika pika? - dołożył swoje elektryczny gryzoń.
- Wiesz... Nie jestem specem od ewolucji Pokemonów, jednak mogę ci powiedzieć, że ty i twój Frogadier... Przepraszam, twój Greninja jesteście w pewien sposób połączeni.
- Połączeni? Ash i jego pokemon? - zdziwiłam się.
- Ale jak to jest możliwe? - zapytał Clemont.
- Myślałam, że mojego brata łączy więź z Pikachu! Przecież to jego pierwszy Pokemon - wtrąciła panna Seroni.
Latias pokazała coś na migi.
- Masz rację. I jego najlepszy przyjaciel - dodałam.
- Przypominam wam, że ja kocham wszystkie moje Pokemony i nigdy nikogo nie faworyzuję. Prawda, Pikachu?
- Pika-pika! - pokiwał głową elektryczny gryzoń.
- Już wam wyjaśniam, o co chodzi - uśmiechnął się do nas uprzejmie profesor Oak - Widzicie... To połączenie występuje tylko i wyłącznie wtedy, gdy toczy się walka i polega ono na tym, że ty i twój Greninja potraficie się w pewien sposób ze sobą zespolić.
- Czy taka umiejętność jest normalna? - zapytał Ash.
- Nie i w tym właśnie sęk - odrzekł jego ojciec chrzestny - Nigdy nie byłem świadkiem czegoś tak niezwykłego. Możliwe, że profesor Sycamore, mój dawny uczeń, lepiej jest obeznany w tym temacie, ale tak czy inaczej to niezwykłe zjawisko.
Postanowiłam zadać pytanie w sprawie, która mnie dręczyła.
- Przepraszam bardzo, panie profesorze, ale czy to jest możliwe, żeby Greninja Asha pochodził z innego świata? - zapytałam - Z kosmosu lub też innego wymiaru?
Spodziewałam się, iż uczony mnie wyśmieje, on jednak tego nie zrobił. Przybrał tylko poważną minę i rzekł:
- Dlaczego nie? Wiemy doskonale, że istnieją planety, na których żyją Pokemony. Istnieją też inne wymiary jak choćby ten alternatywny świat, z którego właśnie wróciliście. Niewykluczone więc, że Greninja nie pochodzi stąd, lecz z miejsca, o którym nigdy nie słyszeliśmy.
- A więc jednak! - zawołał Ash - Tylko nie rozumiem, dlaczego to mi odbiera siły?
- O to już zapytaj kogoś innego, mój chłopcze.
Po tych słowach uczony wziął telefon, przyłożył go do ucha i zaczął z kimś rozmawiać. Niedługą chwilę później do pomieszczenia wszedł jeden z pracowników profesora w towarzystwie młodej dziewczyny w cygańskim stroju. Na jej ramieniu siedział Pokemon małpka.
- Esmeralda! - krzyknęłam zdumiona - Skąd ty się tu wzięłaś?!
- Byłam w okolicy i postanowiłam wpaść z wizytą - odpowiedziała mu przyjaźnie dziewczyna.
Jej stworek wskoczył wesoło na ramię Asha, piszcząc radośnie na jego widok.
- No proszę! - zachichotał mój luby - Twoja Aipom ewoluowała! Jest teraz Ambipomem!
Małpka zapiszczała wesoło, po czym przywitała się radośnie z nami wszystkimi, skacząc nam na ramiona i piszcząc. Następnie wróciła do swej trenerki.
- Widziałam ten filmik, który dałeś profesorowi Oakowi - powiedziała Esmeralda do naszego lidera - Muszę powiedzieć, że to naprawdę niezwykłe wydarzenie, taki atak. Pierwszy raz widzę coś takiego, chociaż słyszałam o czymś takim. W naszym świecie...
- W waszym, czyli w jakim? - zapytałam zdumiona.
- Miałam tu na myśli świat Cyganów - odparła moja rozmówczyni - Bo widzisz... Jak wiecie, jestem w połowie Cyganką i nie obca mi jest kultura rasy, z której wywodzi się mój ojciec. Znam mity oraz legendy powtarzane z pokolenia. Jedna z nich mówi o potężnym Greninja, który dokona wielkich czynów i ocali świat przed zagładą.
- Jaki świat? Nasz? - spytał mój luby.
- Nie wiem - rozłożyła bezradnie ręce dziewczyna - O tym legenda nie wspomina. Mówi jednak o innej, ważnej rzeczy.
- Jakiej konkretnie? - spytałam.
- Mianowicie o tym, że Pokemon ten przybędzie z nieba i moc jego będzie inna niż wszystkich Pokemonów tej rasy.
Po tych słowach Esmeralda przybrała nagle wzniosły ton, a następnie wyrecytowała:
Na ciemnym niebie blask zabłyśnie,
I wielki grom na ziemię świśnie.
Wtedy do świata tego zstąpi ten,
Któremu dane jest zło przepędzić hen!
Świat ocali jego moc potężna.
Więc choć postura bohatera niedołężna,
Po pozorach nie oceniaj, lecz po mocy.
Bo dzień nastaje zawsze po nocy,
A siła w sercu, nie w mięśniach drzemie.
On zagrabione przywróci mienie.
Ze swym trenerem w jedność się połączy,
A moc swoją z jego mocą złączy.
Zło obaj przepędzą, gdy nadejdzie pora
I z świata przegnają groźnego potwora.
- Piękny wierszyk. Sama go napisałaś? - zapytała Dawn.
Esmeralda spojrzała na nią nieco urażona.
- Mówię poważnie! To przepowiednia wygłoszona przez kobietę, która żyła w przyjaźni z moją prababką. Nazywała się Sybilla.
- Sybilla?! - krzyknęliśmy przerażeni, słysząc to imię.
- Tak. A co? - spytała zdumiona naszą reakcją Esmeralda.
Opowiedzieliśmy naszej przyjaciółce o tym, kogo wczoraj spotkaliśmy. Byliśmy ciekawi, co też ona nam o niej może powiedzieć.
- Co?! Wróżka Sybilla?! Widzieliście ją?! - zapytała bardzo zdumiona Cyganka - Niesamowite! A więc ona żyje!
- Ale jak to jest w ogóle możliwe? - zapytał bardzo zdumiony Clemont - Przecież powiedziałaś nam, że ona znała twoją prababkę. Gdyby ona teraz żyła, to powinna mieć co najmniej sto lat, jeśli nie więcej.
- Dokładnie tak! - powiedziałam - A przecież, jak ją spotkaliśmy, to wyglądała najwyżej na czterdzieści. Niby jak to jest możliwe?
Nasza rozmówczyni sama była nieźle zaszokowana tym wszystkim.
- Wróżka Sybilla to ponoć istota nieśmiertelna. Nikt nie wie, kim ona tak naprawdę jest i gdzie mieszka. Od lat żaden człowiek jej nie widział. Mówią, że zniknęła w innym świecie. Ponoć ma przybyć tu dopiero wtedy, gdy jej przepowiednie zaczną się sprawdzać.
- A dużo jest tych przepowiedni?
To pytanie zadała Latias w języku migowym, ja zaś powtórzyłam to na głos.
- Trochę ich jest i część już się spełniła. Skoro kręci się tu w pobliżu, to widocznie jakaś jej przepowiednia niedługo może się wypełnić.
- Czyżby więc Greninja był Pokemonem z tej wróżby? - zdumiała się Dawn.
Jej przyrodni brat wyglądał na pogrążonego we własnych myślach. Nie powiedział więc nic przez dłuższą chwilę, a kiedy już w końcu to zrobił, to użył przy tym niemalże szeptu.
- Frogadier inny niż wszystkie. Pisane są mu rzeczy niezwykłe...
Bardzo dobrze wiedziałam, kogo teraz cytuje mój ukochany. Te słowa przepowiedziała mu swego czasu niejaka Olimpia, Liderka siódmej Sali z miejscowości Anistar w regionie Kalos. Ponoć potrafiła ona przewidywać przyszłość. Kiedyś uważałam to za brednie i czcze przechwałki tej paniusi. Teraz widzę, jak bardzo się myliłam.
Ash spojrzał na Esmeraldę i zapytał:
- Uważasz, że mój Pokemon jest Pokemonem z przepowiedni Sybilli?
- Nie wiem, przyjacielu, ale jeśli mogę coś ci poradzić, to nie korzystaj z niezwykłej mocy Greninjy - odpowiedziała mu Cyganka - Na tym filmie wyraźnie widziałam, że cię to osłabia. Im dłużej więc twój przyjaciel z niej korzysta, tym bardziej ty słabniesz. Jeżeli będziesz zbyt długo i zbyt często używał tej zdolności, to możesz umrzeć.
- Miałem podobne odczucia, ale nie wiedziałem, czy dobrze myślę - rzekł na to mój luby - Ale teraz wszystko jest już jasne. Im mniej będę z tej mocy korzystał, tym lepiej.
Greninja, który stał uważnie obok nas i słuchał tej rozmowy, wyraźnie posmutniał.
- To nie twoja wina - powiedziałam - Jednak obaj musicie uważać na tę moc, gdyż widzieliście, jaka ona jest niebezpieczna.
Ash tymczasem schował Pokemona do pokeballa, po czym stwierdził:
- No cóż... Trzeba będzie uważać. A teraz, Esmeraldo... Miałbym do ciebie małą prośbę.
Następnie wziął dziewczynę na stronę i wyjaśnił jej, o co mu chodzi. Ta zachichotała radośnie, po czym zawołała:
- Aha! Nie ma sprawy! Z przyjemnością to zrobię.
Następnie pożegnała się z nami mówiąc, że ma jakieś swoje sprawy do załatwienia, po czym wyszła.
- Co jej powiedziałeś, braciszku? - zapytała Dawn.
- Dowiesz się w swoim czasie - odparł mój chłopak - No, a teraz niech pan posłucha profesorze. Mamy dla pana niesamowite nowiny.
Opowiedzieliśmy naszemu mentorowi, co wydarzyło się w Kalos. Nasz uczony nie krył zdziwienia naszą opowieścią.
- A więc jednak przeniosło was do innego świata? - zapytał - A ja już myślałem, że Latias coś pokręciła, gdy mi o tym opowiadała. Ale jak to jest możliwe? Przecież wszystko wyliczyłeś ze cztery razy. Prawda, Clemoncie?
Młody Meyer podrapał się zdumiony po głowie.
- Wie pan, panie profesorze, jak teraz sobie o tym myślę, to dochodzę do wniosku, że chyba zapomniałem przekonwertować moje obliczenia z systemu szesnastkowego na system dziesiętny.
- Rozumiesz coś z tego? - zapytała mnie Dawn - Bo ja ani w ząb.
- Ja tak samo - zachichotałam.
Nasz wynalazca tymczasem dalej lamentował nad swoim losem.
- Czemu ja jestem takim przygłupem? Czemu?
Blondyn zaczął walić się pięściami po głowie, ale na szczęście jego dziewczyna przerwała mu tę brutalną czynność.
- Nie bij się po głowie, kochanie, bo w końcu nikomu nic się nie stało. Poprawisz obliczenia i wszystko będzie dobrze. A ta maszyna też może być pożyteczna. Dzięki niej zeswataliśmy lustrzane wersje Sereny i Asha, a to było piękne, wiesz?
- Jak dla mnie, to ty jesteś najpiękniejsza Dawn - wypalił bez namysłu okularnik rumieniąc się przy tym obficie.
- Och, Clemont! Chodź no tutaj! - powiedziała i przyciągnęła go do siebie.
Zaraz potem oboje się pocałowali.
- To draństwo jest chyba zaraźliwe - szepnęłam Ashowi na ucho.
- A żebyś wiedziała, kochanie, że zaraźliwe - odrzekł dowcipnie mój luby i również mnie pocałował.
Przyznam się, że uwielbiam wręcz, kiedy Ash mnie całuje, dlatego też zawsze odwzajemniam ten piękny miłosny gest.
- Ciekawi mnie, jak długo oni potrafią się całować - zachichotała lekko Dawn.
Latias parsknęła śmiechem, widząc to wszystko i pokazała coś na migi. Zobaczyłam ruchy jej dłoni, więc zrozumiałam doskonale, o co dziewczynie chodzi.
- Aż tak długo? Nie przeceniasz nas aby? - zaśmiałam się.
- Mnie zaś bardzo ciekawi, co teraz robią Serena i Ash z innego świata - powiedział mój luby.
- W sumie to mnie również. Panie profesorze, czy istnieje możliwość podejrzenia co teraz dzieje się w tym drugim Kalos? - spytałam.
- Właśnie, Clemont. Istnieje taka opcja? - dodał mój luby.
Blondyn w okularach podrapał się lekko po głowie.
- Hmm... Gdybym tak podłączył monitor do maszyny, a potem jeszcze przekonwertował portal, tak żeby posłużył za pewnego rodzaju kamerę... To może się udać! Już się za to biorę! Dajcie mi dosłownie minutę!
Po tych słowach podszedł radośnie do teleportera. Nie minęła nawet wspomniana minuta, a rozległo się wołanie:
- Podgląd już działa! Chodźcie!
Zbliżyliśmy się do maszyny. Wyglądała ona tak samo jak ostatnio, z tą różnicą, że był do niej podłączony monitor.
- Ustawiłem portal tak, aby był rozmiaru milimetra, nikt w niego nie wejdzie. Założyłem w nim taką mini-kamerę, dlatego mamy podgląd. Jakie współrzędne mam wpisać?
- Wpisz lokalizację domu Sereny - rzekła moja druga połowa - Coś tak czuję, że oboje tam teraz są.
Clemont coś wstukał w maszynę i po chwili na monitorze pojawił się obraz. Ujrzeliśmy wówczas mój dom. Ktoś siedział na werandzie przed nim. Nasz wynalazca przybliżył nieco obraz. Na wiklinowej ławce siedzieli Ash i Serena z równoległego świata. Dziewczyna była mocno wtulona w swego ukochanego, on zaś jedną ręką trzymał delikatnie jej dłoń, drugą zaś czule głaskał jej włosy. To było tak piękne, że mogłam w nieskończoność patrzeć na tę cudowną scenę. Wzruszył mnie ten widok i nawet zakręciła mi się łezka w oku. Wtuliłam się w Asha, po czym spytałam go:
- Sądzisz, że będą szczęśliwi?
- Ja nie sądzę, kochanie. Ja jestem tego pewien - rzekł mój ukochany - Będą tak szczęśliwi, jak my. Nie przeszkadzajmy im już. Proszę cię, wyłącz maszynę, Clemont. Żyjmy własnym życiem, nie cudzym.
- Pikaaa! - poparł go jego starter.
Nasz naukowiec z uśmiechem na twarzy spełnił jego prośbę.
***
Postanowiliśmy iść do restauracji „U Delii“, gdzie czekało już na nas przyjęcie z okazji urodzin naszej kochanej Dawn. Miało się tak za jakieś pół godziny rozpocząć, dlatego też wypadało przybyć na nie o czasie. Po drodze jeszcze raz rozmawialiśmy o tym wszystkim, kogo dziś spotkaliśmy i jakie niebezpieczeństwo na nas czekało.
- Czy jeszcze kiedyś tam wrócimy? - spytałam.
- Nie wiem, ja w każdym razie bardzo chętnie - rzekł mój luby - Choć tak właściwie to trochę dziwnie jest widzieć samego siebie. Jednak z drugiej strony widzieć dwie Sereny, to dla mnie cudowny widok.
- Nawet jeżeli ta druga ma krótkie włosy, braciszku? - zapytała Dawn nieco przewrotnym tonem.
- Czemu nie, skoro umiała tak podkreślić swój wygląd, żeby nawet w krótkich włosach wyglądać pięknie? - zaśmiał się zapytany.
- Och, a więc spodobały ci się jej włosy? - pomyślałam sobie.
W głowie mojej powstały wówczas podwaliny pewnego jakże bardzo ciekawego pomysłu.
Nieco później dotarliśmy do restauracji. Ash wszedł tam pierwszy, aby powiedzieć mamie, że jego siostra już wróciła. Chwilę później ja, Clemont i Latias wprowadziliśmy dziewczynę na salę, gdzie czekało na nią przyjęcie urodzinowe.
- Niespodzianka! - krzyknęliśmy wszyscy radosnym głosem.
- Że co?! - zdziwiła się Dawn.
Była ona w nie małym szoku, podobnie również jak jej Piplup. Przez chwilę próbowała zrozumieć, o co tu chodzi, aż w końcu uderzyła się dłonią w czoło i zawołała:
- No jasne! Przecież mam dzisiaj urodziny!
- I to nie byle jakie, bo czternaste - zaśmiał się jej brat.
Dziewczyna spojrzała na niego uważnie.
- To dlatego tak się spieszyliście, aby tu wrócić właśnie dzisiaj?!
- Brawo! Widzę, że przenikliwość jest u was rodzinna! - stwierdził nagle jakiś znajomy głos.
- MAY! - krzyknęła radośnie panna Seroni - A już się bałam, że nie przybędziesz na tę uroczystość. W końcu masz swoje obowiązki w Kalos, a przynajmniej tak mówiłaś.
- Obowiązki czy nie... Urodziny moja przyjaciółka ma tylko raz w roku - stwierdziła panna Hameron, ściskając niebieskowłosą dziewczynę.
Chwilę później Buneary w spiczastej czapeczce na głowie podeszła do swej trenerki, piszcząc przy tym radośnie i podając jej talerzyk z ciastem.
Na przyjęciu obok mnie, Asha i Latias byli inni nasi przyjaciele, czyli Clemont, Brock, Misty, Melody, May, Gary, Max, Bonnie, Tracey, Cilan, Iris, Esmeralda, Delia Ketchum, Steven Meyer, porucznik Jenny i sierżant Bob. Później na przyjęcie przyszli też kapitan Rocker oraz profesor Oak, a chwilę potem Johanna Seroni wraz z Joshem Ketchumem, Cindy Armstrong i jej córką Taylor. Johanna miała pewne trudności z dotarciem tu na czas, ale Josh pogadał z kim trzeba i jej to ułatwił.
Każdy z gości wręczył naszej solenizantce prezent, a następnie zabawa rozpoczęła się na dobre.
- Powiedz mi, Ash... Co wtedy szeptałeś Esmeraldzie, kiedy byliście na stronie? - zapytałam mego ukochanego, odchodząc z nim w bok.
- Przekazałem jej wieść o urodzinach Dawn i poprosiłem, żeby kupiła jej jakiś prezent.
- Aha... Rozumiem.
Nagle zauważyliśmy Tracey’ego, jak staje obok nas zmęczony tańcami, dysząc przy tym jak parowóz.
- Ależ ta Melody potrafi wymęczyć człowieka - powiedział, ocierając sobie pot z czoła.
- Nie wątpię - zachichotałam.
- Muszę przyznać, że chłopak wyglądał dzisiaj naprawdę elegancko. Miał na sobie spodnie od garnituru i białą wyjściową koszulę z krawatem. Jednak widok ten psuł nieco fakt, że na jego kołnierzyku widniał jakiś ślad.
- Co to jest, Tracey? - zapytałam.
- Co, co to jest? - zdziwił się chłopak.
Pokazałam mu o co chodzi, zaś ten spiekł tzw. raczka i zaczął szybko wycierać kołnierzyk ze szminki (bo niewątpliwie to była ona).
- Niech to! Nie chce zejść! - jęknął - Chyba bez prania się nie obejdzie.
- Mówiłem ci. Czerwone bardziej plami - parsknął śmiechem Ash.
Przyjęcie urodzinowe mej najlepszej przyjaciółki nie odciągnęło wcale moich myśli od tego, co sobie zaplanowałam wcześniej. Dlatego następnego dnia po pracy spędziłam nieco czasu z Ashem, potem natomiast poprosiłam, aby nie gniewał się na mnie, gdyż muszę coś ważnego załatwić na mieście.
- Spokojnie. Idź i załatw to. Tylko nie zamarudź zbyt długo, jeśli mogę cię prosić.
Obiecałam, że wrócę najszybciej, jak to tylko będzie możliwe, po czym pocałowałam go czule w policzek i pobiegłam w kierunku miejsca, które musiałam odwiedzić, aby zrealizować mój plan.
Szybkim spacerem doszłam pod pewien sklep, w którym kupiłam dwie rzeczy. Szczęśliwym trafem znalazłam swój rozmiar, choć nie było to łatwe. Co prawda zamierzałam je użyć tylko raz, ale nawet na ten raz musiały być one dopasowane do mej osoby.
Następnie skierowałam szybko swe kroki w stronę najbliższego salonu fryzjerskiego. Na szczęście zdążyłam już trochę poznać Alabastię i bardzo dobrze wiedziałam, gdzie znajdę fryzjera, także po zaledwie paru minutach stałam pod drzwiami salonu o nazwie „U Rene“. Przez szybę zajrzałam do środka, miałam szczęście, bo w środku znajdował się tylko jeden mężczyzna i zmiatał resztki włosów z podłogi. Był to młodzieniec bardzo wysoki oraz szczupły. Miał niebieskie oczy i krótkie brązowe włosy, a jego twarz nie posiadała ani odrobiny zarostu. Mógł mieć najwyżej dwadzieścia siedem lat.
- Dobry wieczór, panu - przywitałam się grzecznie, gdy już weszłam do środka - Czy znajdzie pan czas na jeszcze jedno strzyżenie?
Mężczyzna uśmiechnął się do mnie życzliwie.
- Dla ciebie, młoda damo, znalazłbym czas nawet i na pięć strzyżeń. Rene Artois ceni piękne damy, a Rene Artois to ja.
Ostatnie słowa fryzjer wypowiedział wesoło, kłaniając mi się w pas.
- Dziękuję panu. Mi tam wystarczy jedno, ale za to dosyć nietypowe. Widzi pan to ma być niespodzianka dla mojego chłopaka.
Człowieka zaciekawiły moje słowa.
- Nietypowe? Brzmi interesująco. Zamieniam się więc w słuch.
Przedstawiłam mu się i opowiedziałam zwięźle o swoich zamiarach, czym wywołałam uśmiech na jego twarzy.
- Niezła z ciebie psotnica, że robisz coś takiego dla swego ukochanego, ale ja Rene, mistrz nożyczek w Alabastii, bardzo chętnie spełnię twą prośbę. Wszystko w imię miłości.
- Do dzieła zatem - powiedziałam.
Młody mężczyzna zabrał się za to, za co zabrać się miał. Byłam pod wrażeniem jego płynnych i pełnych gracji ruchów. To wszystko wskazywało na to, że ten człowiek naprawdę jest mistrzem nożyczek.
Po paru minutach fryzjer skończył swoje „dzieło“. Obejrzałam sobie wówczas bardzo dokładnie owoc jego pracy.
- Wygląda po prostu wspaniale! - powiedziałam zachwyconym głosem - Dokładnie tak, jak sobie wymarzyłam. Dziękuję panu, panie Rene. Jest pan genialny. Ile płacę?
Chciałam już sięgnąć ręką po portfel, ale fryzjer delikatnie złapał moją dłoń i powiedział:
- Od ciebie nie przyjmę żadnej zapłaty, moja piękna panno. To jest dla mnie prawdziwa przyjemność, że mogę przysłużyć się tak pięknej sprawie, jaką jest miłość dwojga młodych ludzi. Ach! Być może i mnie trafi kiedyś zbłąkana strzała Kupidyna? Tak na to liczę od lat. No, ale tak czy inaczej nie przyjmę od ciebie zapłaty, Sereno.
- W takim razie... Znasz pan może restaurację „U Delii“?
- Czy znam? Ależ naturalnie, że tak! - zawołał z zachwytem mój nowy znajomy - Potrawy tam serwowane to poemat smaku, nie potrafię znaleźć słów, aby opisać jak wspaniałe są te dania!
- W takim razie masz tam gratisowy posiłek.
- Naprawdę?! Och! Dziękuję ci bardzo, moja droga! A gdybyś kiedyś potrzebowała fryzjera, to wal od razu do mnie. O każdej porze.
Podziękowałam mu za wszystko i wyszłam z jego salonu. Mężczyzna pomachał mi wesoło ręką na odchodne. Ja nieco odmieniona zewnętrznie pognałam prosto to domu Delii. Było już trochę późno, więc się spieszyłam.
***
Po dotarciu na miejsce, weszłam do środka. Nikogo nie było. Widać wszyscy już poszli spać. Postanowiłam udać się prosto do pokoju Asha i zrobić mu niespodziankę. Chciałam już wejść po schodach, kiedy z kuchni wyszła pani Ketchum.
- Dobry wieczór, Sereno. Gdzie się podziewałaś tyle czasu?
- Byłam u fryzjera. A co, nie widać? - odpowiedziałam wesoło.
Delia dopiero teraz zauważyła różnicę w moim wyglądzie.
- O mamusiu, Sereno! Przecież ty ścię...
Zasłoniłam jej usta, żeby nie wykrzyczała tego, co właśnie spostrzegła. Na ucho wyjaśniłam kobiecie moje zamiary. Widać było, że odetchnęła z ulgą, gdy je usłyszała.
- No, no, no... Moje dziecko, nie wiedziałam, że stać cię na takie psoty - powiedziała moja przyszła teściowa - Ash będzie zdumiony, tego możesz być pewna.
- To bardzo dobrze, w końcu taki miałam zamiar - odrzekłam wesoło i weszłam na górę.
Poszłam do łazienki, gdzie założyłam na siebie coś, co kupiłam przed wizytą u fryzjera. Następnie skierowałam swoje kroki w kierunku pokoju mojego chłopaka.
- Proszę! - usłyszałam głos mojego chłopaka, gdy oznajmiłam mu swój powrót delikatnym pukaniem.
Weszłam do środka. Zobaczyłam wówczas, że Ash leży sobie na łóżku, a jego Pikachu drzemie sobie w swoim posłaniu. W pokoju zgaszone były wszystkie światło i jedynie latarnia uliczna dawała troszkę światła, które z okna padało na moją sylwetkę.
- Dobry wieczór, kochanie - powiedziałam czule.
- Serena? Gdzie byłaś tyle czasu? Już chciałem iść cię szukać.
- Byłam u fryzjera, aby zrobić ci niespodziankę.
- A, to świetnie - mruknął mój luby nieco zmęczonym głosem - Zaraz! Gdzie ty byłaś?!
Nastąpił punkt kulminacyjny mojego planu. Zadowolona podeszłam do przełącznika i włączyłam światło.
- Ta-daaam!!! No i jak ci się podobam w nowej wersji Ash? - spytałam bardzo wesoło.
- Serena! Co ty masz na sobie? I co z twoimi włosami?!
Te zdania Ash prawie wykrzyczał. Następnie wstał z łóżka z rumorem, budząc przy tym swojego Pokemona.
Powodem jego szoku było to, iż zobaczył mnie właśnie w niebieskich i dość obcisłych dżinsach, mojej wiernej czarnej bluzce, a co najważniejsze: z włosami przystrzyżonymi na krótko. Nic więc dziwnego, że wcale nie krył swojego zdziwienia.
- No i co, Ash? Podoba ci się mój nowy styl? - zapytałam niewinnym tonem - Skoro tak bardzo spodobała ci się ta druga Serena, to postanowiłam trochę się do niej upodobnić.
Mój chłopak był dosłownie w szoku. Nawet jego Pikachu przetarł oczy ze zdziwienia na mój widok.
- Ale przecież... Sereno... Twoje włosy... Ścięłaś je, bo patrzyłem przez moment na drugą ciebie?
- No, skoro tamta ja była taka piękna...
- Ale przecież ona to ty... To znaczy... Obie jesteście piękne, jednak to ciebie i tylko ciebie kocham.
- A więc nie podobam ci się w krótkich włosach kochany? - spytałam zadziornie, kręcąc sobie palcem loczka.
Detektyw z Alabastii westchnął głęboko i powiedział:
- Podobasz mi się, ale o wiele bardziej wolałem głaskać twoje piękne, długie, miodowe włosy. No i tamta Serena miała inny charakter niż ty. Taki charakter, którego ja na dłuższą metę bym nie zniósł. Tylko moją Serenę kocham i żadnej innej tak szczerze nie potrafiłbym pokochać.
- Och, Ash! - zawołałam wzruszona i rzuciłam się na mojego chłopaka, przewracając go na łóżko.
Zaczęłam zachłannie całować jego usta, a dłońmi dotykać jego włosy. Na moment przerwałam te czynność i spytałam go:
- Chyba nie sądziłeś, że tak nagle z byle powodu zacznę nosić spodnie?
- Prawdę mówiąc, to dla mnie we wszystkim wyglądasz pięknie. Nawet w tych ohydnych dżinsach. Prawda, Pikachu?
- Pika-pika-pi! - poparł go zaspanym tonem elektryczny gryzoń.
- To bardzo dobrze, bo wcale nie miałam zamiaru zmieniać wyglądu, mój ty głuptasie.
Po tych słowach znowu czule go pocałowałam, a kiedy już odkleiłam swoje usta od jego, to Ash z takim lekkim niepokojem zapytał:
- A co z twoimi włosami?
- No cóż, co do włosów, to będziesz musiał się do nich przyzwyczaić, mój kochany.
Detektyw z Alabastii popatrzył na mnie groźnie.
- Spokojnie - dodałam prędko - Za jakieś trzy lub cztery miesiące znów będą miały dawną długość.
- Cztery miesiące?! Pogięło cię?! - jęknął mój rozmówca.
- Pika? - dodał Pikachu.
- No, w sumie to istnieje szybszy sposób na przywrócenie mi dawnego wyglądu - rzekłam tajemniczo.
- Doprawdy? Niby w jaki sposób można oszukać matkę naturę?
- A w taki, kochanie - zaśmiałam się i szarpnęłam za swoje kudły, które zostały mi w ręku.
Spod peruki wypłynęły natychmiast moje prawdziwe włosy: długie i gęste, o barwie dojrzałego miodu. Zobaczyłam ogromną radość w oczach mego ukochanego. Od razu zaczął głaskać mnie po głowie.
- Poprosiłam fryzjera, bardzo miłego zresztą, żeby przyciął tę perukę - wyjaśniłam szybko całą sytuację i odrzuciłam ów jakże mroczny przedmiot za siebie na podłogę.
- Tak wyglądasz o niebo lepiej - odparł mój chłopak.
- Poważnie? A na tamtą Serenę się gapiłeś!
- Będziesz mi to wypominać do końca życia?
- Nie podobała mi się ta sytuacja.
- I dlatego musiałaś mnie tak straszyć? Ostatnim razem razem z twoim wyglądem zmieniłaś swój charakter. Bałem się, że tamta sytuacja wróciła.
- Spokojnie, już pozostanę taka, jaka jestem. Ten mój mały podstęp to była tylko mała kara za to, że non stop patrzyłeś na inną.
- Więcej już nie będę. Obiecuję ci. Zresztą nie będę miał nawet okazji, aby tak postępować.
- No i super! Bardzo mi to odpowiada.
Ash zachichotał, po czym spojrzał na swego startera:
- Pikachu, przyjacielu... Przepraszam cię, ale wiesz, co musisz zrobić.
- Pika-pika - zapiszczał zmęczonym tonem elektryczny gryzoń.
Wziął w jedną łapkę kant swojego posłania i wymaszerował razem z nim z pokoju, zaraz po tym zamknął za sobą drzwi. Zostaliśmy więc sami.
- No to teraz, kochanie, będę cię przepraszał za tamto tak długo, aż mi wybaczysz - zachichotał.
- Ale ja już ci wybaczyłam - odparłam wesoło.
- Aha! To w takim razie będę ci dziękował za to, że mi wybaczyłaś.
- To możesz zrobić.
- Doskonale!
Już chwilę później pocałował mnie czule, jednocześnie pomagając mi pozbyć się tych ohydnych dżinsów, które szczerze mówiąc, już mnie nieźle denerwowały.
- Uff! Co za ulga! - pomyślałam, kiedy je zdjęłam - One są naprawdę okropne i można się w nich udusić. Nigdy więcej tego draństwa nie założę! Ja nie wiem, jak dziewczyny mogą w tym chodzić!
Następnie zaczęłam bardzo czule i z miłością oddawać pocałunki mego ukochanego, dziękując mu w ten sposób za wyzwolenie moich nóg i bioder od tego paskudztwa. On natomiast dziękował mi za to, iż nie zmieniłam swego wyglądu i wciąż jestem taka, jaką mnie uwielbia. Ja zaś wiedziałam, że tę noc z pewnością oboje spędzimy na dziękowaniu sobie nawzajem, co zresztą bardzo mi odpowiadało.
KONIEC