środa, 20 grudnia 2017

Przygoda 013 cz. II

Przygoda XIII

Skarb wujaszka cz. II


- O nie! Ten ogród jest taki wielki - jęknęła Dawn.
- Pip-lu-pip! - zaćwierkał załamany Piplup.
- Przeszukanie całego zajmie nam wieki - dodała Iris.
- Proszę tylko nie szerzyć tutaj defetyzmu - mruknął niezadowolony ich słowami Cilan - Jak dla mnie ten ogród jest w sam raz.
- Właśnie! - rzekłem podnieconym tonem - Nieważne, jaki jest wielki! Weźmiemy się za niego i znajdziemy ten skarb!
- Pi-pika-chu! - zapiszczał radośnie Pikachu, machając bojowo łapką.
Nie chcę się chwalić, ale moje pozytywne nastawienie do całej sprawy sprawiło, że wszyscy natychmiast zapomnieliśmy o tym, jak wielki jest ten ogród i zabraliśmy się za jego przekopywanie.
- Przyjaciele! Łopaty w dłoń i do dzieła! - zawołałem wesoło.
Dla zabawy wszyscy skrzyżowaliśmy ze sobą ostrza naszych narzędzi wiertniczych i głośno zawołaliśmy:
- Jeden za wszystkich, wszyscy za jednego!
Następnie zabraliśmy się do kopania. Nie było oczywiście łatwo, już po chwili mieliśmy serdecznie dość tego ogrodu, ale nie traciliśmy ducha walki. Wypuściliśmy też nasze Pokemony, aby nam pomagały, ale niestety z poszukiwań w ogrodzie wyszły nici, a dokładniej rzecz ujmując nic tam nie znaleźliśmy.
- Ech, ja już mam dość! - jęknęła załamana Iris, wysuwając się z dołu, w którym właśnie siedziała.
- Ja też mam dość - dodała Dawn, która również próbowała wyczołgać się z niedawno wykopanego przez siebie dołu.
Podałem jej rękę, aby mogła wyjść, po czym załamany oparłem się o łopatę i rozejrzałem dookoła.
- Naprawdę już sam nie wiem, co mamy robić - powiedziałem dysząc przy tym lokomotywa - Przekopaliśmy chyba z pół ogrodu i nic. Może tutaj wcale nie ma tego, czego szukamy?
- Albo jest, ale po prostu my nie wiemy, gdzie szukać - zauważył Cilan - W końcu to wielki ogród.
- Pika-pika - sapał wykończony kopaniem Pikachu.
- Tak, wielki. A żebyś wiedział, Cilan. Naprawdę wielki - mruknąłem z trudem odzyskując oddech - Gary będzie miał z nim przekichane, jeżeli tu zamieszka na stałe.
- A tak w ogóle, to gdzie on jest? - zapytała nagle Dawn.
Rozejrzeliśmy się dookoła i zauważyliśmy, że naszego gospodarza nie ma z nami.
- No, tak! Oczywiście! Gary Oak, nasz szanowny gospodarz nie chce sobie brudzić rączek i przyjdzie dopiero na gotowe - stwierdziłem z ironią.
- Albo przyniesie wam coś, co pomoże w poszukiwaniach - stwierdził wesoło Gary, wychodząc z domu na ogródek.
W ręku niósł on jakiś dziwny, podłużny przedmiot przypominający mi wykrywacz min stosowany przez saperów.
- Gdzie ty byłeś, Gary? - zapytałem z lekkim niezadowoleniem - My tu kopiemy dla ciebie grządki, a ty się włóczysz. Gdzieś ty był?
- Byłem w piwnicy. Szukałem tego! - odpowiedział mi Gary, pokazując na trzymany przez siebie przedmiot - To jest wykrywacz metalu.
- Praktyczna rzecz - stwierdził Cilan.
- No, to bierzmy się za poszukiwanie! - zawołałem radośnie czując, że być może jednak wcale to jeszcze nie koniec naszych poszukiwań.
Gary wziął więc mocno do rąk swoje niezwykłe urządzenie i zaczął iść wzdłuż ogrodu, przykładając wykrywacz do ziemi. Dość szybko, bo już po kilku minutach, widać było efekty poszukiwań, które objawiły się poprzez miganie na czerwono lampki przymocowanej do owego wykrywacza.
- Aha! Bingo! Mój wykrywacz metalu wskazuje, że należy kopać tutaj! - zawołał Gary, patrząc na nas zachwycony.
- Super! No to na co jeszcze czekamy?! - zawołałem i zacząłem szybko kopać w miejscu, które wskazał wykrywacz.
Dawn, Iris i Cilan oraz nasze Pokemony z miejsca skoczyły mi pomóc, więc już po około dwóch minutach kopania natrafiliśmy na małą skrzynkę. Radośnie wyjęliśmy ją z ziemi, a następnie otworzyliśmy. W środku jednak znajdowała się jedynie jakaś niezbyt wielka kartka papieru. Byliśmy tym faktem bardzo zawiedzeni.
- I to ma być ten skarb? - zdziwiłem się.
- Coś mi tu nie gra - dodała Dawn.
Pikachu i Piplup byli tego samego zdania, co ona, co wyrazili dość niezadowolonym piskiem.
Gary wziął do ręki kartkę i przeczytał nam na głos jej treść:

Domyślam się, mój drogi spadkobierco, że właśnie od ogrodu zacząłeś swoje poszukiwania. Niestety, muszę cię ogromnie rozczarować. Nigdy nie schowałbym skarbu w tak oczywistym miejscu jak to. To oznacza, że twoje poszukiwania jeszcze nie zostały zakończone i musisz je kontynuować.

Twój wujek Charlie.


Gary ze złości zgniótł kartkę w dłoni i zawołał:
- Przeklęty dowcipniś! Doskonale wiedział, drań jeden, że będziemy tu kopać i zostawił nam tę niespodziankę!
- Ale skąd mógł to wiedzieć? - zapytała Iris, rozkładając ze zdumienia ręce.
- Nie mam pojęcia, ale najwidoczniej był on bardziej przewidujący niż byśmy tego chcieli - rzekł Gary.
Westchnęliśmy głęboko ze smutku, bo to niestety oznaczało dla nas, że wracamy do punktu wyjścia. Nie opuścili jednak jeszcze ogrodu wychodząc z założenia, że skoro skarb nie znajduje się w ziemi, to może znajdować się w dosłownie każdym miejscu posiadłości, nawet w dziupli drzewa. Dlatego też przeszukiwaliśmy wszystkie drzewa, jakie tu rosły.
- Chyba coś mam! - zawołała już po chwili Dawn, wyjmując jakiś mały przedmiot z dziupli jednego z drzew.
Była to jednak tylko kolejna mała szkatułka. Domyślaliśmy się, jaka może być jej zawartość, no i niestety mieliśmy rację. W środku była kolejna kartka z kolejnym liścikiem od wujka Gary’ego. Liścik miał treść:

Tutaj też, królu mój złoty,
Dosięgną cię upadki, a nie wzloty.
Skarb jest gdzie indziej, mówię ci.
Więc więcej szukać w drzewach niech się nie śni.


- A to wierszokleta od siedmiu boleści - mruknęła niezadowolona Iris, kopiąc ze złości pierwszy kamień, który się jej nawinął pod stopę.
- I do tego jeszcze niezły dowcipniś - dodałem równie niezachwycony, co moja przyjaciółka.
- Jak dla mnie to bardzo kiepskie rymy - stwierdziła Dawn, gniotąc ze złości kartkę, którą znalazła.
Szukaliśmy więc dalej, ale niestety nasze poszukiwania nie prowadziły nas ciągle do niczego konkretnego. Skorzystaliśmy znowu z wykrywacza metali, który wskazał nam, iż coś znajduje się w stawie, który znajdował się na terenie ogrodu. Oczywiście postanowiliśmy do niego zajrzeć, choć ja sam podejrzewałem, co takiego jest ukryte w wodzie.
- Piplup! Przynieś to, co znajduje się w stawie! - zawołała Dawn.
Pokemon szybko wykonał polecenie i skoczył do wody, a po chwili wrócił trzymając w skrzydłach skrzyneczkę. Jak się oczywiście łatwo było tego domyśleć, tam również był złośliwy liścik o takiej treści:

Jesteś zapewne mokry i zły, mój przyjacielu.
Ale jeśli chcesz mieć mniej powietrza w portfelu,
A więcej w nim posiadać pieniążków złotych,
To musisz wstać i wziąć się do roboty.

- Poeta się znalazł - powiedziała Iris, ponownie kopiąc ze złością jeden z kamieni.
- Do tego raczej bardzo kiepski - stwierdziła z kpiną w głosie Dawn, pokazując palcem na kartkę - Te ostatnie zwrotki nawet się nie rymują.
- Może się spieszył i nie chciało mu się myśleć nad dobrymi rymami - uznał Cilan.
- Tak czy inaczej wciąż nie wiemy, gdzie może być ten cały skarb - powiedziałem załamany, rozglądając się przy tym dookoła - Już chyba cały ten przeklęty ogród przeszukaliśmy i nic.
- Wobec tego, skoro na zewnątrz się nam nie udało, to może spróbujmy poszukać wewnątrz? - zaproponował Gary.
- Tak, to świetny pomysł! - poparłem go.
- Pika-chu! - zapiszczał radośnie Pikachu.
Już po chwili byliśmy wewnątrz posiadłości i zaczęliśmy ją dokładnie przeszukiwać. Przetrząsnęliśmy z pomocą naszych Pokemonów wszystkie pokoje, zajrzeliśmy w każdy kąt, w każdy zakamarek, ale niestety nigdzie nie znaleźliśmy niczego, co mogłoby przypominać choć trochę skarb wujka Charliego.
Spotkaliśmy się jakiś czas później w bibliotece, która moim zdaniem była naprawdę imponująca. Widać po niej było, że wujek Gary’ego lubił za życia dużo czytać. Jego biblioteka zawierała ogromny regał, a na nim całe półki zapełnione książkami z najróżniejszych dziedzin, o jakich tylko można stworzyć książkę. Z ciekawości zacząłem oglądać kilka z nich.
- No, proszę! Nie wiedziałem, że twój wujek lubił przygody Sherlocka Holmesa - powiedziałem z nieudawanym podziwem, gdy oglądałem właśnie jedną z książek.
- Jak widać, bardzo je lubił. W ogóle, to on miał chyba jakąś słabość do kryminałów i zagadek - stwierdził Gary siadając w fotelu.
Był widocznie załamany. Tymczasem ja odłożyłem książkę na półkę i przyjrzałem się uważnie całej kolekcji.
- Niesamowite! Tyle pięknych książek! Ja cię kręcę! Cała seria przygód Sherlocka Holmesa! Naprawdę niesamowite! - wołałem radośnie, z pasją przyglądając się tej kolekcji.
- Ash! Bardzo się cieszymy, że znalazłeś w tej bibliotece coś dla siebie, ale może jednak byś skończył się w to wszystko wpatrywać jak dziecko w nową zabawkę i zaczął kombinować z nami, gdzie jest ten cały skarb, co?! - zwróciła mi uwagę Iris, która bynajmniej nie podzielała mego zachwytu.
Zawstydzony czułem, że się cały rumienię. Usiadłem więc przy stoliku, przy którym siedzieli już moi przyjaciele i zacząłem razem z nimi myśleć, gdzie moglibyśmy znaleźć ten cały skarb.
- Ech, to wszystko jest bez sensu! - jęknęła Dawn - Przeszukaliśmy już chyba cały dom, nawet te najbardziej brudne i odpychające miejsca. I co? Żadnych efektów!
- Pip-pip - zapiszczał zasmucony Piplup, siadając obok swej trenerki.
- Efekty są jedynie takie, że ja się cała zakurzyłam - mruczała bardzo niezadowolona Iris, otrzepując się z kurzu.
- Ach... Szkoda, że nie ma tu z nami Sherlocka Holmesa. On na pewno wiedziałby, jak nam pomóc - stwierdziłem.
- Pika-chu - jęknął załamany Pikachu.
- Przeciwnie, Ash, mój przyjacielu! - zawołał nagle Cilan radosnym tonem - Zapewniam was, że Holmes już tutaj jest!
To mówiąc nałożył na swoją głowę beret oraz brązową kamizelkę, po czym wyjął ze swego plecaka lupę, po czym pokazał się nam w tym stroju.
- Jestem Cilan, najlepszy detektyw świata Pokemonów oraz ludzi, a co! Najlepszy i bezkonkurencyjny! - zawołał bojowym tonem.
- Chyba we własnym mniemaniu - mruknęła złośliwie Iris do Dawn.
Niestety, miała ona rację. Cilan posiadał naprawdę bardzo dobry umysł ścisły oraz umiał świetnie gotować, jednak w sprawie zabawy w detektywa okazywał się on być kompletnym beztalenciem. Nie chcę go obrażać, no bo w końcu to mój przyjaciel, jednak między Bogiem a prawdą muszę, ale to po prostu muszę powiedzieć, że z Cilana jest taki detektyw, jak ze mnie primabalerina, to znaczy żaden. W sumie to nawet nieźle mu szło szukanie zaginionych Pokemonów, jednak w innych sprawach związanych z byciem detektywem (czyli takimi jak ta) całkowicie sobie nie radził, czego jakoś nie raczył nigdy zauważyć. Oczywiście Iris, która zawsze była zdecydowanie o wiele mniej subtelna ode mnie, niejeden raz oznajmiła tę smutną prawdę naszemu przyjacielowi, ale cóż... Do niego to nie docierało i wciąż starał się on za wszelką cenę udowodnić nam wszystkim, ale przede wszystkim to chyba sobie samemu, że jednak jest w stanie być doskonałym detektywem. Godny podziwu zapał, muszę powiedzieć. Doceniałem to, ale jednocześnie też nie miałem wielkich nadziei, że kiedykolwiek mu się to uda.
Cilan tymczasem, jak to on, po tej swojej wiązance wychwalającej jego samego, zabrał się do rzeczy poprzez energiczne obserwowanie każdego kąta w bibliotece. Następnie, gdy już to skończył robić, powiedział:
- Gary, możesz pożyczyć mi na chwilę list od twojego wujka?
- Jasne, nie ma sprawy - odpowiedział zapytany i podał mu list.


Nasz przyjaciel przyjrzał się mu uważnie, obejrzał go przez lupę ze wszystkich stron i powiedział:
- Ze wstępnych oględzin wnioskuję, że list ten został napisany całkiem niedawno.
- Tyle to i my wiemy - mruknęła złośliwie Iris.
Niezrażony tym Cilan kontynuował dalej swoje obserwacje:
- Papier jest naprawdę dobrej jakości, dość mocny. Wnoszę, że jest on papierem dla ludzi o niemalże kapryśnym, a w każdym razie na pewno o bardzo wysublimowanym guście.
To mówiąc lekko ugryzł kartkę i stwierdził:
- Ma nieco słonawy posmak, co może wskazywać, że pochodzi on z miejsc, gdzie jest morze lub ocean.
- Smakosz się znalazł - zakpiła sobie Iris.
- I co niby te wiadomości nam dają? - zapytała Dawn.
Cilan zaśmiał się i już chciał odpowiedzieć, kiedy nagle się zawiesił i powiedział:
- Prawdę mówiąc nic... Mówią nam tylko o guście, którym kierował się wujek Gary’ego, a jego gusta mogą nam dużo powiedzieć.
- Mogą, ale nie muszą! Cilan, nie widzisz, że robisz z siebie idiotę?! - zawołała już mocno zirytowana jego popisami Iris - Ja myślałem, że mamy jednego błazna w drużynie i jest nim Ash, ale tu się okazuje, że się myliłam! Mamy dwóch błaznów!
- I obaj są chłopakami - dodała Dawn.
- Właśnie.
Nie muszę chyba mówić, że ich uwaga nieco nas obu uraziła, chociaż podzielałem zdanie Iris, że Cilan po prostu się wygłupia, a ten jego piękny wywód, którym właśnie nas uraczył, choć był on bardzo trafny, to niestety  prowadził nas donikąd. Ponieważ jednak, jak już wcześniej powiedziałem, byłem zawsze bardziej taktowny niż Iris, to nie wyraziłem swoich myśli na głos.
Cilan zaś zrobił nieco niezadowoloną minę i powiedział:
- Jestem pewien, że dokładne oględziny listu pomogą mi stwierdzić, z całą pewnością oraz bez obaw, że się pomylę, gdzie znajduje się skarb.
- Jak ty z tego listu wyczytasz, gdzie jest ten skarb, to cię ozłocę, Cilan - powiedziała Iris z kpiną w głosie.
Nasz przyjaciel nie przejął się tym i zaczął uważnie czytać list jeszcze raz, potem znowu i znowu. Robił tak chyba z kilkanaście razy, aż w końcu spocony odłożył list na stół, wyjął chusteczkę z kieszeni, którą potem wytarł sobie pot z czoła.
- No i co? Gdzie jest ten skarb? Wiesz to? - spytała Iris.
- Właśnie, Cilan? Gdzie jest skarb? - zapytałem.
Najsłynniejszy detektyw regionu Unova otarł sobie szybko pot z czoła i wydusił z siebie słowa, które widocznie z trudem przeszły mu przez gardło:
- Gdzie jest skarb? He he he... No, cóż... Mogę wam, zgodnie zresztą z wcześniejszą zapowiedzią, powiedzieć i to bez najmniejszej nawet obawy, że się pomylę... że.... że nie mam bladego pojęcia!
Wszyscy jęknęliśmy załamani, słysząc jego słowa.
- Och, ty geniuszu! Wiedziałam, że te twoje popisy tak się skończą - mruknęła niezadowolona Iris - Z tobą zawsze to samo. Umiesz się jedynie popisywać, ale jak przychodzi co do czego, to żadnego z ciebie pożytku.
Cilan usiadł załamany na krześle.
- Ech, dlaczego moja dedukcja zawsze mnie zawodzi? Dlaczego znowu mi się nie udało? Dlaczego?! Dlaczego?! Dlaczego?!
Poklepałem go przyjacielsku po ramieniu i powiedziałem:
- Nie martw się, Cilan! Będzie dobrze! W końcu nie zawsze wszystko nam się udaje od razu, za pierwszym razem! Zobaczysz, jeszcze znajdziemy ten skarb, przyjacielu. Znajdziemy go!
Nie wiem, czy podniosłem w ten sposób mojego kumpla na duchu, ale ten uśmiechnął się do mnie i uścisnął mi przyjaźnie dłoń. Już po chwili znów zaczęliśmy wszyscy razem się zastanawiać, gdzie też może znajdować się ten skarb. Jedynie Gary siedział zamyślony w swoim fotelu i głowił się nad czymś, jednak nie raczył on nam powiedzieć, co tak bardzo zajmuje jego biedną głowę, że nawet nie chce się do nas odezwać. Dopiero po kilku długich minutach wreszcie przemówił:
- Słuchajcie, mam chyba pewien pomysł! Nie wiem, czy mi się to uda, ale warto spróbować! Będę jednak do tego potrzebował pomocy Cilana!
- Mnie?! A czemu mnie?! - zdziwił się Cilan.
Był on naprawdę zdumiony, jednak sposób, w jaki wypowiedział swoje pytanie, wskazywał na to, iż jest bardzo dumny z faktu, że Gary potrzebuje właśnie jego. Z pewnością musiał to uważać za wielki zaszczyt dla siebie.
- Bo ty jako jedyny w tej paczce znasz się dobrze na naukach ścisłych, a ich znajomość może mi tutaj pomóc - wyjaśnił mu Gary.


Cilan rozpromienił się na twarzy i zawołał radosnym głosem:
- Ależ naturalnie, Gary, że możesz mnie prosić o pomoc! Proś o nią jak najbardziej! Nie mam nic przeciwko temu! Bez wahania ci jej użyczę, nawet natychmiast!
- Doskonale! A więc chodź teraz ze mną, bo potrzebuję twojej pomocy! Potrzebuję jej teraz! Musimy kuć żelazo, póki gorące!
To mówiąc Gary wyszedł z pokoju, a tak właściwie to z niego wybiegł, jeśli mam być ścisły.
- Jakie żelazo? - zdziwił się jego słowami Cilan.
Rozłożyliśmy wszyscy zdumieni ręce na znak, że niestety nie wiemy, o co naszemu druhowi chodzi, więc Cilan wzruszył tylko ramiona i poszedł za nim, żeby się dowiedzieć, co też Gary od niego chce.
- Jak myślicie, co Gary znowu wymyślił? - zapytała Iris.
- Nie mam pojęcia, ale sądząc po jego zachowaniu myślę, że to musi być coś naprawdę ważnego - odpowiedziałem jej.
- Też tak myślę - poparła mnie Dawn.
Ponieważ w tej samej chwili poczuliśmy, jak nam burczy w brzuchach, szybko wyjęliśmy z naszych plecaków kanapki i zaczęliśmy się nimi raczyć. Oczywiście nie zapomnieliśmy też nakarmić nasze Pokemony, które także były bardzo głodne. Naturalnie nie mogliśmy o nich zapomnieć, w końcu dzielnie nam pomagały przy szukaniu skarbu. Zasłużyły na to, aby zostać za to nagrodzone, nawet jeśli poszukiwania nic nam nie dały.
Jakieś pół godziny później do pokoju wrócili Gary i Cilan. Obaj byli z siebie bardzo zadowoleni, a na ich twarzy malował się triumf.
- Już wiemy, gdzie jest skarb! - zawołał wesoło Gary.
- Poważnie?! - zapytaliśmy ja, Dawn i Iris - Gdzie?!
- Na strychu! - zawołał radośnie nasz gospodarz.
- Ale przecież tutaj nie ma strychu! - zdziwiłem się - Przynajmniej tak nam wcześniej mówiłeś.
Na twarzach Gary’ego i Cilana ponownie zawitał uśmiech, tym razem jednak tajemniczy, a wręcz enigmatyczny.
- Owszem, tak myślałem, ale okazało się, że jest inaczej - powiedział po chwili Gary.
- Dokładnie tak! Gary pomyślał, że być może znajduje się tu jakiś tajny pokój, o którym nic nie wiemy - zaczął nam wyjaśniać Cilan - Zmierzyliśmy więc obaj cały dom z zewnątrz i wewnątrz. Wówczas okazało się, że wyniki zewnętrzne są większe o kilka metrów od wewnętrznych.
- Wybacz, jestem laikiem z matmy i nie wiem, o czym do mnie mówisz - rzekła złośliwie Dawn.
- Zaczyna się! Kolorowych snów! - dodała wrednie Iris.
- Cilanowi chyba chodzi o to, że skoro takie są wyniki badań, to w tym domu znajduje się pomieszczenie widoczne z zewnątrz, ale niewidoczne wewnątrz - odpowiedziałem i popatrzyłem na mego przyjaciela, oczekując zaprzeczenia lub potwierdzenia moich słów.
Cilan pokiwał głową z uśmiechem i powiedział:
- Brawo, Ash! Zaczynasz rozumieć! O to właśnie mi chodziło.
- A więc oznacza to, że w tym domu jest strych, o którym nie wiemy? - zapytała zaintrygowana Dawn.
- Pip-pip? - pisnął jej Piplup.
Cilan i Gary pokiwali głową na znak potwierdzenia.
- Znajduje się on w gabinecie mojego wujka. Chodźmy tam! - zawołał pierwszy z nich, machając na nas ręką.
Oczywiście natychmiast poderwaliśmy się z miejsc i pobiegliśmy z Garym i Cilanem do pokoju, którym był dawniej gabinetem jego wujka. Obejrzeliśmy sobie dokładnie ten pokój, jednak nie bardzo wiedzieliśmy, gdzie może być to tajemnicze, ukryte pomieszczenie.
- No i jak mamy się dostać na ten cały strych? - zapytałem.
Cilan z dumą na twarzy pokazał nam sufit.
- Zobaczcie sami, przyjaciele - powiedział.
Spojrzeliśmy w górę.
- Co widzicie na tym suficie? - spytał Cilan.
- Hak od lampy - odpowiedziałem.
- Właśnie. Co to ma niby do rzeczy? - zdziwiła się Iris.


Powoli zaczynałem już rozumieć, o co chodzi naszemu przyjacielowi, jednak uznałem, że to jest jego pięć minut, więc niech się wygada. Zasłużył sobie na tę chwilę satysfakcji.
- Ten hak od lampy to nie jest zwykły hak, przyjaciele. To jest uchwyt od wejścia na strych - powiedział Cilan - Gary, możesz?
- Z przyjemnością - rzekł chłopak, zacierając ręce z radości.
Następnie podstawił sobie taboret, wszedł na niego, złapał za rzekomy hak od lampy i przekręcił go w lewo, a następnie mocno pociągnął. Ledwie to zrobił, a kawałek sufitu z przymocowanym do niej hakiem odłączył się od reszty okazując się być klapą prowadzącą na strych. Zadowolony z tego efektu Gary złapał się mocno rękami za sufit i wskoczył na górę. W taki oto sposób znalazł się na strychu.
- I co? Jest tam coś?! - zawołałem do niego.
- Poza kurzem i całą stertą gratów raczej niewiele, Ash! - odezwał się po chwili Gary, ale nagle dodał: - Nie, czekajcie! Jest coś! Jakaś skrzynia!
- Skrzynia?! A ciężka? - zapytała Dawn.
- Owszem! Sam jej nie zniosę! - zawołał do nas Gary.
- Czekaj, wchodzimy tam! - krzyknąłem do niego, po czym wspiąłem się na górę, a Pikachu za mną.
Później pomogłem Dawn, Iris oraz Cilanowi wejść za mną. Pikachu zaś pomógł wejść na górę Piplupowi. Gdy już byliśmy na górę rozejrzeliśmy się po całym pomieszczeniu.
- Fuj! Ale tu brudno! - jęknęła Iris na widok strychu.
- No, zebrało się tu trochę kurzu - rzekł Cilan wesoło.
- Sprzątaczka ma wolne? - zakpiła sobie Dawn.
- Albo zwiała na widok tak zakurzonego strychu - zaśmiałem się lekko, a Pikachu słysząc moje słowa wesoło zachichotał.
- Jak dla mnie temu miejscu przydałoby się solidne odkurzanie - dodała moja siostra, gdy jej Piplup kichnął od nadmiaru kurzu.
- Później się tym zajmiemy - stwierdził Cilan.
- Właśnie! Pora wreszcie zobaczyć skarb! - zawołałem zachwycony.
Gary uśmiechnął się do nas i pokazał nam skrzynię, która jego zdaniem na pewno zawierała w sobie skarb jego wujka. Na szczęście nie była ona zamknięta na klucz, więc bez problemu ją otworzyliśmy. Oczom naszym ukazał się wówczas niesamowity widok. Skrzynia pełna była złotych monet i innych kosztownych drobiazgów, takich jak małe, ale drogie kamienie.
- Niesamowite! A więc to jest ten skarb, który tak długo szukaliśmy? - zapytała z zachwytem w głosie Dawn.
- Pip-lu-li! - zaćwierkał zachwyconym głosem Piplup.
- Wszystko na to wskazuje - stwierdził z uśmiechem na twarzy Gary - Namęczyliśmy się nieco, by go znaleźć, ale warto było.
- To prawda. Ta przygoda dowodzi tego, że matematyka jest królową nauk! - powiedział z dumą w głosie Cilan.
- Super! Zupełnie jak w „Znaku czterech“, albo i lepiej, bo to się dzieje naprawdę - powiedziałem radośnie.
Zadowolony wziąłem sobie do ręki jedną ze złotych monet i zacząłem ją uważnie oglądać. Uśmiechnąłem się zachwycony.
- Piękna... Naprawdę piękna moneta... Tylko, że... Coś mi się w niej nie podoba.
- Co konkretnie? - spytała Dawn, a Pikachu spojrzał na mnie równie zaintrygowany, co ona.
- To, że na tych monetach nie ma żadnego rewersu, Dawn - wyjaśniłem i pokazałem jej monetę - Tylko w bajkach złote monety mogą nie mieć nic na sobie, ale tak naprawdę to muszą mieć one na sobie coś wyryte. Rewersy, portrety, numery seryjne, cokolwiek. A tutaj nic takiego nie ma.
- Faktycznie. Wszystkie monety są bez żadnych znaków! - zauważyła Dawn, uważnie przyglądając się skrzyni.
- Coś mi tutaj brzydko pachnie! - powiedziała Iris.
Cilan uśmiechnął się zawstydzony.
- Wybacz, zapomniałem się popsikać dezodorantem.
- Nie miałam na myśli ciebie, Cilan, choć prysznic zdecydowanie by ci się przydał - mruknęła do niego dziewczyna.
Gary poczuł, że rzeczywiście coś tutaj jest nie tak, gdyż zaczął się on nerwowo przyglądać wszystkim monetom i innym świecidełkom, których było pełno w skrzyni. Ja tymczasem pokazałem jedną z monet Pikachu.
- Mam pewien pomysł. Pikachu, potrzyj to cacko ogonem, ale zrób to naprawdę bardzo mocno.
Pokemon wypełnił moje polecenie i już po chwili złota moneta, którą trzymałem w dłoni, była złota tylko z jednej strony. Z drugiej - czyli z tej, którą pocierał ogonem Pikachu - zrobiła się ona szara.
- Tak jak myślałem - powiedziałem i spojrzałem na Gary’ego - To nie jest złoto. To tylko metalowe krążki pomalowane złotą farbą.
- Jak to?! Nie! To przecież niemożliwe! Nieprawdopodobne! - jęknął Gary i zaczął szybko przetrząsać skrzynie.
Cilan obejrzał uważnie kilka małych kamyczków szlachetnych, które były w skrzyni i powiedział:
- Obawiam się, że Ash ma rację. Te kamyczki zaś to nie są rubiny, ani szmaragdy, ani nawet diamenty. To zwykłe kolorowe szkło.
- To znaczy, że skarb twego wujka to tylko pomalowane badziewie? - zawołała zdumiona i jednocześnie oburzona Iris.
- Nie wydaje mi się - stwierdził Gary i wyjął z dna skrzyni jakąś kartkę papieru - Zobaczcie, co jeszcze tu znalazłem.
Zeszliśmy do gabinetu, po czym rozłożyliśmy kartkę i zaczęliśmy ją uważnie czytać.

Gratuluję Ci, Gary.

Skoro dotarłeś aż tutaj, to domyślam się, że na pewno obliczyłeś już rozmiar domu ze wszystkich stron i odkryłeś brakujące pomieszczenie, czyli ten strych. Gratuluję Ci więc pomysłowości, ale to wciąż nie jest to, czego szukasz. Pozwól zatem, że udzielę Ci ostatniej już wskazówki. Brzmi ona tak: prawdziwy skarb znajduje się w miejscu, które znajduje się w każdym porządnym domu, ale do którego raczej Ty nie zaglądasz, w przeciwieństwie do swojego dziadka. Przypomnij więc sobie, co mówiłem o tym, żebyś nie dał się zwieść pozorom, bo one mylą, a ten skarb, którego szukasz, tylko na pozór jest bez wartości.
Jeszcze raz życzę Ci powodzenia.

Twój wujek Charlie.


Załamany Gary zgniótł w dłoni list i zaczął jęczeć.
- O nie! Nie! To się nie dzieje naprawdę! To wszystko to jakiś okropny koszmar, nic więcej!
- Cóż... Najwidoczniej twój wujek miał bardzo duże poczucie humoru - stwierdziłem.
- Pika-chu - zapiszczał smutno Pikachu, wskakując mi na ramię.
- Owszem, straszny był z niego dowcipniś i teraz dopiero widzę ogrom jego poczucia humoru - odparł na to Gary niezadowolonym tonem.
- Przynajmniej tym razem nie pisał wierszem - zażartowała sobie Dawn licząc na to, że pocieszy w ten sposób chłopaka.
Niestety, nie udało jej się to, gdyż Gary wyglądał nadal jak co najmniej siedem nieszczęść, jeśli nie więcej.
- A więc wracamy do punktu wyjścia - stwierdziłem po chwili namysłu - Zastanówmy się... Co to może być za miejsce, które znajduje się w każdym porządnym domu, a które ty, Gary, raczej nie odwiedzasz?
- Nie mam pojęcia - odparł Gary, rozkładając bezradnie ręce - To może być w końcu każde miejsce, zaczynając od kuchni, a kończąc na piwnicy. Znając humor mojego wujaszka mógł ukryć swój skarb nawet na księżycu.
- Ciekawe, jakby się tam niby dostał? - zakpił sobie Cilan.
Nikt nie zwrócił na niego większej uwagi.
- I o co mu chodzi z tym, że pozory mylą i że skarb może początkowo nam się wydawać bez wartości? - główkowała Dawn.
- Właśnie. Co to może znaczyć? - zastanawiała się Iris.
- Wszystko jedno! Zaczynam mieć tych całych poszukiwań serdecznie dość! - zawołał Gary, gniotąc w dłoni kartkę - Naprawdę mam już dość tego wszystkiego! Wujek wyraźnie sobie z nas stroi żarty! Powoli zaczyna mnie to już denerwować. Mam dość!
- Chcesz się poddać? - zapytałem zasmuconym tonem.
Poddanie się Gary’ego oznaczałoby bowiem koniec przygody, na co ja nie chciałem wyrazić zgody. W każdym razie na pewno nie w tej chwili, gdy dopiero co zacząłem się rozkręcać i nie wtedy, kiedy wciąż nie osiągnęliśmy celu.
- Przykro mi, ale nie mam innej możliwości - odpowiedział Gary Oak, klepiąc mnie lekko po ramieniu - Nie wiem już, co mam zrobić.
- Tylko, proszę cię, nie próbuj mi tu umierać. Już twój wujek to zrobił i starczy - stwierdziła Iris złośliwym tonem.
- Właśnie, a ja nie będę cię ratował, jak zechcesz sobie zaliczyć zgon - powiedziałem równie złośliwie.
- Czyżby? Nie ratowałbyś mnie od śmierci, Ash? - zapytał Gary powoli się uśmiechając, bo doskonale wiedział, że żartuję.
- Wiesz, nie to, żebym cię nie lubił, stary, bo serio bardzo cię lubię, ale widzisz... Ponura żniwiarka to jest taka osoba, z którą raczej nie chciałbym za nic w świecie walczyć.
Pochyliłem się do Dawn i powiedziałem nieco ciszej:
- Chodzi o te jej paskudną gębę. Jest naprawdę przerażająca. Aż ciarki mnie przechodzą po plecach, gdy sobie o niej pomyślę.
- Mnie to mówisz... Ja mam większe ciarki na samą o niej wzmiankę - odpowiedziała mi żartobliwie Dawn - Ale w ogóle to skąd wiesz, że śmierć jest kobietą? Może to mężczyzna?
- Śmierć miałaby być facetem? Jeszcze czego - zachichotałem słysząc tę sugestię - Nie obraź się, Dawn, ale ponury żniwiarz zdecydowanie musi być płci żeńskiej. Tylko kobieta ma tyle zimnej krwi, żeby stać tak z kosą w dłoni i z wielką, czarną kataną na sobie. Facet spaliłby się ze wstydu, gdyby tak miał stać z tą kosą przez te wszystkie lata i czekać na to, żeby się ruszyć. Poza tym zabrakłoby mu cierpliwości na takie powolne czekanie.
- Ja jednak myślę, że śmierć to musi być mężczyzna - stwierdziła Dawn - Widzisz, Ash, kobiety mają gust i rękę do mody. Mężczyźni też, ale jednak rzadziej osiągają taki stan ducha, żeby znać się na modzie.
- A co ma do tego moda? - spytałem.
- Wszystko. Myślisz, że jakaś kobieta mogłaby stać całą wieczność w jednej szacie i nie przebrać jej, zwłaszcza wtedy, gdy moda się zmienia?
Jej rozumowanie było słuszne, więc wybuchnąłem śmiechem, który już po chwili udzielił się nam wszystkim.


Jednak mimo tych wszystkich uroczych żartów wiedzieliśmy, że fakt dokonany był taki, iż podobnie jak i Gary, tak i my też nie wiedzieliśmy, co mamy dalej robić, więc postanowiliśmy się poddać. Wróciliśmy wszyscy do biblioteki, gdzie usiedliśmy przy stoliku i zaczęliśmy grać w karty, które miała Dawn. Jak zapewne dobrze wiesz, ona zawsze nosi przy sobie talię kart, która pomaga nam zwalczać nudę lub w jakiś sposób zapomnieć o tym, co złe. Gary jako jedyny nie grał z nami. Siedział on w fotelu pogrążony we własnych myślach, które z całą pewnością nie były wesołe, czego jednak nikt z nas nie miał mu za złe.
- Szkoda, a myślałam, że jednak znajdziemy ten skarb - powiedziała Dawn ze smutkiem.
- Pip-pip! - zapiszczał jej Piplup, patrząc na to, jakie ma ona karty.
- Niestety, poszukiwania skarbu wujka Gary’ego musimy zaliczyć do tej kategorii naszych przygód, która nosi nazwę „nie udane“ - stwierdził ze smutkiem w głosie Cilan.
- A było już tak blisko. Już myślałam, że ta skrzynia zawiera w sobie prawdziwy skarb - powiedziała załamana Iris.
- Niestety, jak się okazuje, nie wszystko złoto, co się świeci. Prawda, Pikachu? - zapytałem mego Pokemona.
- Pika-chu - zapiszczał smutno zapytany.
- Niestety, to prawda - odparła Dawn i już chciała wziąć ze stołu karty, które na nim leżały.
- Przepraszam, Dawn, ale te karty są moje - powiedziałem, zagarniając zdobyczne karty ręką.
- Wybacz mi, Ash. Zamyśliłam się - zachichotała Dawn, rumieniąc się przy tym lekko - Myślałem, że ten układ kart daje całą pulę mnie.
- Jak widzisz, daje ją mojej skromnej osobie - zaśmiałem się lekko.
- Niestety, to prawda - stwierdziła Iris kontynuując grę - Widać, że nie wszystko jest takie, jak się wydaje. Nawet w bibliotece.
Słysząc jej słowa poczułem, że coś mnie tknęło. Spojrzałem na Iris z uwagą i zapytałem:
- W bibliotece?
- No tak, Ash! W bibliotece! Ocknij się wreszcie, człowieku! - mówiąc to Iris pstryknęła mi palcami na głową - Przecież siedzimy w bibliotece i w niej też gramy w karty. Co ty robisz, że nic nie kontaktujesz?
Pogrążony we własnych myślach nawet jej nie słuchałem.
- W bibliotece nie wszystko jest takie, jak się wydaje... No jasne!
Poderwałem się ze swego miejsca i pocałowałem Iris w policzek.
- Iris, jesteś geniuszem!
- To miło mi, że tak uważasz, ale mógłbyś mnie tak z łaski swojej nie obśliniać, co? - mruknęła Mulatka, ocierając sobie rękawem policzek.
- Ale czy ty nic nie rozumiesz, Iris?! Właśnie dzięki tobie rozwiązałem zagadkę! - zawołałem radośnie.
Następnie porwałem w ramiona Pikachu i zacząłem z nim tańczyć.
- O czym ty mówisz?! Jaką zagadkę rozwiązałeś? - zdziwił się Cilan.
- Właśnie, Ash? O co ci chodzi? - zapytała Dawn.
- No przecież o zagadkę skarbu twego wujaszka, Gary! - zawołałem do naszego przyjaciela.
Gary poderwał się z fotela i spojrzał na mnie zdumiony.
- Jak to? Wiesz już, gdzie on jest?
- Jak najbardziej, przyjacielu! Wiem doskonale i zaraz wam to powiem. Pozwólcie mi tylko nacieszyć się tą chwilą... Dajcie mi kilka sekund...
Gdy już minęło kilka sekund, o które prosiłem, krzyknąłem z radości, a potem powiedziałem:
- No i doskonale... Teraz już mogę wam powiedzieć, gdzie i czym jest skarb twojego wujaszka.

***


- No i jak? Co było dalej? - zapytałam podnieconym tonem, kiedy Ash nagle przerwał swoją opowieść.
Mój chłopak uśmiechnął się do mnie delikatnie.
- No cóż... Chętnie bym ci to powiedział, najdroższa, ale wydaje mi się, że musimy to odłożyć na później.
- A to niby dlaczego? - zdziwiłam się.
- Choćby dlatego, że właśnie nadeszła pora na mój pojedynek z Garym - powiedział Ash.
- Naprawdę? To już minął czas oczekiwania? - bardzo mnie zaskoczyły jego słowa - A w ogóle to skąd ty to wiesz, że już czas? Patrzyłeś na zegarek i odmierzyłaś, ile minut nam zostało?
- Nie. Po prostu widzę Gary’ego idącego w naszą stronę - zaśmiał się do mnie mój chłopak.
Odwróciłam się za siebie i zauważyłam, że chłopak rzeczywiście idzie w naszą stronę. Trzymał on pod pachą dwie szpady, z pomocą których miał się odbyć pojedynek. Szybko się też zorientowałam, że Gary nie jest sam. Obok niego szli May, Max oraz Tracey.
- Hej! A oni co tutaj robią? - zdziwiłam się bardzo widokiem naszych przyjaciół.
- Jak to, co? To są nasi sekundanci - odpowiedział mi z uśmiechem na twarzy Gary, który był już na tyle blisko nas, aby usłyszeć moje pytanie.
Ash klasnął radośnie w dłonie.
- Super! A więc będziemy mieli prawdziwy pojedynek, jak w powieści „Trzej muszkieterowie“! Wiesz co, Gary? Bardzo mi się to podoba. Serio mi to pasuje - powiedział zadowolony mój chłopak.
- Owszem, choć jak na mój gust to jest nieco głupie - stwierdziła nieco złośliwym tonem May.
- Mnie tam się taki pomysł podoba - stwierdził wesoło Max.
- Bo tobie podoba się wszystko, co robi Ash - rzekła ironicznie jego starsza siostra.
- Ponieważ wszystko, co robi Ash jest warte tego, aby mi się podobało - odpowiedział na to jej młodszy brat.
May zrobiła załamaną minę i spojrzała na mnie bardzo wymownie, ja zaś uśmiechnęłam się do niej przyjaźnie. Sama nie byłam zbyt zachwycona tym, że Ash przerwał swoją opowieść z powodu tego głupiego pojedynku, ale cóż... Skoro słowo się rzekło, to już nie można się było z niego wycofać. Honor mojego chłopaka by na tym ucierpiał, a on nie umiałby normalnie żyć ze świadomością, że tak się zachował. Pod tym względem Ash był i nadal jest prawdziwym muszkieterem.
- Przyniosłem tak jak obiecałem szpady, żebyśmy mieli czym walczyć - powiedział Gary Oak, wbijając broń ostrzem w ziemię - Nie są one ostre, więc nic sobie nimi nie zrobimy.
- Tak, co najwyżej wydłubiecie sobie oczy - mruknęła złośliwie May.
- Spokojnie, na to także jestem przygotowany - odpowiedział Gary i pokazał nam dwie maski, jakie noszą zwykle zawodowi szermierze podczas treningów.
- Dzięki temu wasze twarze będą bezpieczne od wszelkiego rodzaju zadrapań i ogólnie od niebezpieczeństwa - stwierdził Tracey.
- A przy okazji, to jak Gary was znalazł? - zapytałam wesoło.
- Pika-chu! - zapiszczał Pikachu również pytająco.
- To proste. Byłem u dziadka i znalazłem tam Tracey’ego - zaczął mi wyjaśniać młody Oak - Dziadek udostępnił mi go, aby odegrał on rolę mego sekundanta. Potem, kiedy szliśmy razem na miejsce pojedynku, spotkaliśmy May i Maxa, którzy zapytali nas, dokąd idziemy i w jakim celu. Jak już się tego dowiedzieli, to natychmiast poszli z nami.
- Przy okazji Ash, jacy są twoi sekundanci? - zapytał Max.
- W sumie to Serena jest moim jedynym sekundantem i nie wiem kto jeszcze mógłby nim być. Może Pikachu?
Pokemon nie miał nic przeciwko temu, ale Gary miał inne zdanie w tej sprawie.
- Moim zdaniem powinno być fair. Ja mam obu sekundantów ludzi i ty też powinieneś mieć - powiedział.
- Ale skąd wezmę drugiego sekundanta? - rozłożył bezradnie ręce Ash.
- Mogę ci pożyczyć jednego ze swoich. Ja mam ich trzech - zaśmiał się wesoło Gary.
- Ja chętnie będę sekundantem Asha - zgłosił się Max, podchodząc do mnie i do mego chłopaka.
- Super, a więc May i Tracey będą moimi - zgodził się na tę propozycję Gary - Chyba wszystko już załatwione, mam rację?
- Tak! Zaczynajmy pojedynek!
- To może być bardzo ciekawe - powiedziałam z uśmiechem na twarzy.
- Jestem pewien, że Ash wygra! - stwierdził z pewnością w głosie Max, patrząc zachwycony na mego chłopaka, który był jego idolem.
- Nie zapominaj jednak, że Gary trenował równie mocno, co Ash, więc walka będzie wyrównana - stwierdził z powagą w głosie Tracey.
- A więc wobec tego będziemy tu mieli pojedynek dwóch mistrzów - zaśmiała się wesoło May - Zapowiada się ciekawa walka.
Ash i Gary założyli na twarzy maski.
- Proponuję, żeby starcie było prowadzone tylko i wyłącznie do trzech pchnięć, dłużej nie - zaproponowałam.
- Co na to pojedynkujący się? - zapytał Tracey.
Ponieważ walczący nie mieli nic przeciwko temu, więc już po chwili skrzyżowały się ostrza szpad i walka została rozpoczęta. Szybko wówczas się przekonałam, że rzeczywiście obaj przeciwnicy byli wręcz doskonałymi szermierzami, ponieważ ich starcie było długie i naprawdę zaciekłe, zaś cała nasza czwórka obserwowała je z bijącymi mocno w piersiach sercami, nie ukrywając zachwytu. Pikachu, Fennekin oraz Pancham kibicowali dzielnie Ashowi, zaś ja i Max robiliśmy to w duchu, bo jako sekundanci powinniśmy przecież zachować ciszę i nie rozpraszać niepotrzebnie walczących.
Pierwsze pchnięcie zadał Gary’emu Ash. Uśmiechnęłam się wówczas, gdy zobaczyłam ten widok zadowolona.
- No to 1:0 dla Asha - powiedziałam z uśmiechem.
- Ale to niestety jeszcze nie jest koniec starcia - rzekła May.
Rzeczywiście, walka jeszcze nie była rozstrzygnięta. Szybko się o tym przekonałam, gdy w ciągu kilku minut Gary zadawał dwa pchnięcia jedno za drugim Ashowi.
- 2:1 dla Gary’ego - stwierdził Tracey - Jeszcze tylko jedno pchnięcie i wygra.
- Nawet na to nie licz! Ash na pewno sobie poradzi! - zawołałam nieco oburzona tymi słowami.
- Nie rozpraszajcie przeciwników! - zwróciła nam uwagę May.


Kiwnęłam przepraszająco głową i w milczeniu obserwowałam dalszą walkę. Ash tymczasem sparował spokojnie kolejny cios Gary’ego i chwilkę później zadał mu pchnięcie, przed którym on uskoczył, po czym zamierzał on pchnąć ostatecznie przeciwnika szpadą. Przeliczył się jednak, bo Ash w ostatniej chwili zrobił unik i pchnął go, ale tym razem skutecznie.
- Remis! - powiedział Tracey.
- 2:2 - uśmiechnęłam się - Ash wciąż może wygrać.
- Pika-pi! Pika-chu! - zapiszczał radośnie Pikachu, zaś moje Pokemony wesoło mu zawtórowały.
Może to głupie, ale choć początkowo byłam negatywnie nastawiona do tego pojedynku, to teraz patrzyłam na niego z zachwytem czując, jak moje serce mocno wali podniecone. Choć na głos nie mówiłam nic, to jednak w duchu dzielnie kibicowałam mojemu chłopakowi życząc mu z całego serca wygranej.
Tymczasem Gary natarł na Asha, ale on ze stoickim wręcz spokojem wytrzymał jego napór, a po chwili wytrącił mu szpadę z ręki. Byłam pewna, że teraz zada mu ostatnie pchnięcie i będzie po wszystkim, ale nic z tego. Mój chłopak zachował się honorowo. Podniósł z ziemi broń Gary’ego i rzucił mu ją, zaś jego przeciwnik ze sprawnością godną mistrza złapał swoją szpadę i pojedynek rozgorzał na nowo. Obaj przeciwnicy nacierali na siebie, aby po chwili jeden lub drugi przyjął postawę bierną oraz jedynie odpierał ataki. W końcu Gary natarł na Asha z całą swoją siłą, ten jednak zrobił unik, upadł na ziemię, po czym, gdy młody Oak zamachnął się, żeby zadać mu pchnięcie, ten szybko ukucnął i pchnął go w odsłoniętą pierś.
- Trzecie pchnięcie! - zawołał Tracey - Koniec walki!
- 3:2! Ash wygrał! - krzyknęłam zachwycona!
- Pika-pika! - pisnął zachwycony Pikachu.
- Wiedziałem, że Ash sobie poradzi! - wołał radośnie Max.
Mój chłopak zdjął maskę z twarzy i zasalutował Gary’emu swą szpadą. Jego przeciwnik uczynił to samo oraz uśmiechnął się do niego, mówiąc:
- Gratuluję ci, Ash! Wiedziałem, że jesteś dobry w te klocki, ale nie sądziłem, że aż tak.
- Nie doceniłeś mnie, Gary - zaśmiał się Ash.
- Tak, to był mój błąd. Ale następnym razem będę ostrożniejszy.
- Na pewno tak będzie.
- To co? Rewanż?
- Kiedy tylko zechcesz, Gary.
- Dobrze, ale jeszcze nie teraz. Jeszcze się umówimy.
To mówiąc Gary podał Ashowi dłoń, którą ten z radością uścisnął. Już po chwili Pikachu skoczył swemu trenerowi w ramiona, ten zaś podniósł go radośnie w górę i czule przytulił do serca. Następnie mocno przytulił mnie, gdyż rzuciłam mu się na szyję i pocałowałam go w usta.
- Wiedziałam, że wygrasz, najdroższy! - zawołałam.
- Czy ktoś miał wątpliwości? - zachichotał Ash, po czym spojrzał na Gary’ego i zapytał: - Byłbym zapomniał. Jak tam twoje badania, Gary? Czy spodobały się one twojemu dziadkowi?
Młody Oak uśmiechnął się do niego przyjaźnie.
- Oczywiście, a myślałeś, że jest inaczej?
- Nawet przez chwilę nie przyszło mi to do głowy.
Obaj dawni adwersarze podali sobie ręce na znak zgody i przyjaźni, po czym Gary wziął szpady oraz maski i powiedział:
- No, na nas już pora. A przy okazji... Ponoć dzisiaj wieczorem macie oboje występ w lokalu „U Delii“. Czy to prawda?
- Owszem, to prawda - odpowiedziałam mu wesoło - Przyjdziesz?
- Nie mógłbym odmówić sobie tej przyjemności - zaśmiał się Gary - To do zobaczenia wieczorem, Ash. Zobaczymy, czy występujesz na scenie tak dobrze, jak walczysz.
- Zobaczysz, że tak jest - zaśmiał się mój chłopak.
Gary puścił mu oko i poszedł w swoją stronę. Tracey, May i Max też nam pogratulowali, a także obiecali się zjawić na występie tym bardziej, że w jednym z nich miał wystąpić Max. Porozmawialiśmy z nimi jeszcze przez chwilę, potem jednak oni poszli i zostaliśmy sami.
- My chyba też powinniśmy się zbierać, Sereno - powiedział do mnie Ash - Niedługo będzie pora na występ.
- Dobrze, pójdziemy, ale pod jednym warunkiem - stwierdziłam.
- Jakim? - zapytał Ash.
- Pika? - dodał Pikachu.
- Że dokończysz wreszcie swoją opowieść o skarbie wujka Gary’ego - powiedziałam do Asha.
Mój chłopak i jego Pokemon zaśmiali się wesoło, po czym usiedli oni ze mną na trawie, żeby móc spełnić moją prośbę.

***


Powoli podniosłem się z krzesła, które zajmowałem i powiedziałem z uśmiechem na twarzy.
- Moim zdaniem skarb cały czas był tutaj, pod naszą ręką, ale my o tym nie wiedzieliśmy - zacząłem mówić do nich tonem prawdziwego detektywa - Skupiliśmy się na wyobrażeniu stereotypowego skarbu, czyli brylantów i złota, a zapomnieliśmy o tym, że zgodnie ze wskazówkami zawartymi w liście mieliśmy patrzeć na to, co na pozór nie ma żadnej wartości.
To mówiąc podszedłem do regału i wyjąłem z niego jedną z książek. Obejrzałem ją dokładnie i uśmiechnąłem się.
- Tak jak myślałem. Wiedziałem, że coś mi tutaj nie pasuje - zaśmiał się Ash - I teraz już wiem, co. To są książki nie z naszej epoki.
- Jak to „nie z naszej“? - zdziwili się moi przyjaciele.
Gary chyba jako pierwszy zaczął się czegoś domyślać, bo spojrzał na mnie uważnie i powiedział:
- Chcesz powiedzieć, Ash, że te książki...
- Te książki to są prawdziwe skarby. Białe kruki! Zobacz sam! Spójrz na daty wydania. Małym druczkiem pisane, ale jednak je widać.
Pokazałem mu jedną z książek.
- Widzisz? To jest wydanie „Znaku czterech“ z 1900 roku. Tu zaś masz encyklopedię z 1930 roku. A tutaj romans z 1898. Człowieku, to są skarby! Prawdziwe rarytasy dla tych, co kochają książki. Założę się, że niejeden z tych tomów jest poszukiwany przez prawdziwie zapalonych miłośników literatury oraz kolekcjonerów. Niejeden z nich zapłaciłby ci za tę kolekcję sporą sumkę.
Wszyscy podbiegli do regału i zaczęli otwierać książki i sprawdzać, jaka jest ich data wydania. Szybko zrozumieli, że mam rację, zaś każda książka w tej bibliotece pochodzi z dwudziestolecia międzywojennego lub też z początku XX wieku, a inne jeszcze z XIX wieku. Wszystko znakomite tytuły, wszystkie piękne, a prócz tego wszystkie na pozór nic nie warte, bo w końcu kto zwraca uwagę na stare i zakurzone książki?
- Teraz już wszystko rozumiem - powiedział Gary Oak z zachwytem w głosie - Skarb mojego wujka to nie było wcale złoto ani klejnoty. To były te książki. Teraz już rozumiem, czemu mówił, że mojemu dziadkowi się one spodobają. Mój dziadek szuka niektórych tytułów, które tu widzę.
Gary był teraz wniebowzięty. Radośnie brał do ręki każdą książkę i z czułością ją przyciskał do serca.
- Dziadek się bardzo ucieszy, kiedy mu to przekażę. To rzeczywiście prawdziwy skarb, na pozór nie mający jednak żadnej wartości, ale tylko na pozór.
- Jednego tylko nie rozumiem. Czemu twój wujek napisał w liście, że znajdziesz skarb w miejscu, które nie odwiedzasz? - zdziwiła się Iris.
- Właśnie, Gary. O co tu chodzi? - dodała zdumiona Dawn.
Nasz gospodarz wybuchnął śmiechem.
- Widzicie, mój wujek wychodził z założenia, że jestem prawdziwym wrogiem książek. Nie miał racji, choć tylko częściowo, bo kiedyś naprawdę byłem ostatnią osobą, która odwiedziłaby jakąś bibliotekę, teraz jednak jest inaczej. Odkąd zająłem się badaniami naukowymi, a nie trenowaniem czy zawodami, to książki stały mi się bardzo bliskie, ale o tym mój wujek już nie mógł wiedzieć.
- Tak, rzeczywiście - zaśmiałem się lekko, po czym pogłaskałem po główce mojego Pikachu - Masz zatem swój skarb, Gary. Jeśli nadal jednak żywisz jakieś wątpliwości, czy mam rację, to możesz wezwać eksperta, żeby ocenił on te dzieła i powiedział, czy naprawdę mają one jakąś wartość.
- Oczywiście, że poradzę się eksperta w tej sprawie, ale mimo wszystko jestem pewien, że to właśnie skarb mojego wujka - powiedział zachwycony Gary, patrząc przy tym na bibliotekę.
Cilan nieco zakłopotany podszedł do mnie i powiedział:
- Ash, mój przyjacielu... Jestem ci winien gratulacje. Myślałem, że to ja jestem genialnym detektywem, ale jak widzę myliłem się. To ty nim jesteś.
- Weź go tak nie chwal, bo jeszcze wmówisz mu, że jest doskonały pod każdym względem - zakpiła sobie Iris.
Dawn zachichotała widząc, że pod wpływem słów Cilana zaczynam się nieco puszyć z dumy.
- Ech! Świetnie. Po prostu świetnie! Teraz nie da się z nim wytrzymać - jęknęła załamanym głosem Iris widząc, co robię.
- Hej, Ash! Myślałeś może o pracy detektywa? - zasugerowała wesoło Dawn.
Słysząc jej słowa podrapałem się delikatnie po brodzie i powiedziałem:
- Pracy detektywa? Hmm... W sumie czemu nie? Jak kiedyś zostanę wreszcie Mistrzem Pokemonów, to kto wie? Może to będzie moja następna droga, którą będę zmierzać? Zostanie najlepszym detektywem na świecie to dopiero marzenie godne mojej osoby! Już sobie wyobrażam te nagłówki w gazetach... Ash Ketchum, prywatny detektyw! Albo może Ash Holmes? Nie, to brzmi banalnie... O! Już wiem, jak się nazwę! SHERLOCK ASH! No i jak? To dopiero brzmi dumnie, co nie?
Pikachu zapiszczał wesoło, a Iris opuściła załamana głowę.
- Teraz to już naprawdę nie przestanie się chwalić - jęknęła.
Gary tymczasem z uśmiechem spojrzał na mnie i powiedział:
- Ash, należy ci się nagroda za znalezienie skarbu mego wujka.
Uśmiechnąłem się do niego przyjaźnie:
- Ach, daj spokój, Gary. Ja przecież nie robiłem tego dla nagród.
- Wiem, że nie dla nagród, ale i tak nagroda ci się należy. Wybierz więc sobie z tych zbiorów co chcesz. Byleby tylko nie było to nic z tego, co chcę przekazać mojemu dziadkowi.
- Naprawdę, Gary? Mogę wybrać z twojej kolekcji co tylko zechcę?
- Przecież powiedziałem - zaśmiał się Gary - A więc? Co wybierasz?
Spojrzałem więc na regał z książkami, zastanowiłem się i już po chwili dokonałem wyboru.

***


- No i co wybrałeś, Ash? - zapytałam zaintrygowana, kiedy tylko mój chłopak skończył swoją opowieść.
Ash uśmiechnął się do mnie, p o czym wyjął z plecaka tę samą książkę, którą mi wcześniej pokazał. „Studium w szkarłacie“.
- No jasne, mogłam się tego domyślić - powiedziałam z uśmiechem - Ale chyba nie wziąłeś tylko tego jednego tytułu?
Mój chłopak pokręcił przecząco głową.
- Oczywiście, że nie, kochana Sereno. Ten jeden tytuł w żadnym razie nie zadowoliłby mojej pasji literackiej. Wziąłem sobie oprócz „Studium w szkarłacie“ książki o takich tytułach: „Znak czterech“, „Przygody Sherlocka Holmesa“, „Pies Baskerville’ów“, „Dolina grozy“, „Dzienniki Sherlocka Holmesa“, „Powrót Sherlocka Holmesa“, „Pamiętniki Sherlocka Holmesa“ oraz „Jego ostatni ukłon“.
- Czyli krótko mówiąc wziąłeś od niego całą serię przygód słynnego detektywa, prawda? - zaśmiałam się.
Kiedy Ash potwierdził me słowa skinieniem głowy, dodałam:
- Domyślam się też, że to po tej przygodzie postanowiłeś w przyszłości zostać detektywem?
- Owszem, właśnie po tej, ale wtedy nie miałem jeszcze możliwości rozwinąć skrzydeł - odpowiedział mi mój chłopak - Jednak kiedy wreszcie zostałem Mistrzem Pokemonów, mogę zrealizować to pragnienie.
To mówiąc Ash rozłożył wesoło ręce i zaczął wesoło biec przed siebie.
- Widzisz, Sereno, jak rozwijam skrzydła? - zaśmiał się mój chłopak - Rozwijam skrzydła swoich marzeń! Lecę ku nowym przygodom! I belive I can fly! Za mną, Pikachu! Przygoda nie będzie czekać!
Pikachu biegł obok niego piszcząc przy tym radośnie. Ja zaś stałam i chichotałam widząc ten uroczy widok.
- Och, Ash. Ty naprawdę jesteś wariatem. W pozytywnym tego słowa znaczeniu - powiedziałam i spojrzałam na swe Pokemony - A wy, kochani, też tak uważacie?
Fennekin i Pancham oczywiście zgodzili się ze mną.

***


Wieczorem usiedliśmy wszyscy w lokalu „U Delii“ i wpatrywaliśmy się w scenę, na której to ukazali się Ash z Clemontem i Maxem ubrani w mundury muszkieterów. U boku mieli oni szpady, zaś na głowach piękne kapelusze z pióropuszami. Na ich widok zaczęłam głośno klaskać, wszyscy inni zaś poszli w moje ślady. Chwilę później Tracey zasiadł przy pianinie i zaczął grać. Ledwo to zrobił, a Ash, Clemont i Max zaczęli tańczyć oraz śpiewać piosenkę, której słowa napisał mój ukochany (na spółkę ze mną), a szły one tak:

Cieszymy się naszym wiekiem
Młodym i szczęśliwym.
Pięknościami, pucharami
I długimi szpadami.
Hej!
Potrząsając kapeluszami
Z pięknymi piórami
Życiu nieraz szepniemy
Merci beaucoup!

Już koń i siodło do boju wzywa nas
I wicher pieści rany stare raz po raz.
Spokojnie, druhu!
Do przodu nie pchaj się tak!
Jeszcze zdążysz poznać
Żołnierskiego życia smak.

Cieszymy się naszym wiekiem
Młodym i szczęśliwym.
Pięknościami, pucharami
I długimi szpadami.
Hej!
Potrząsając kapeluszami
Z pięknymi piórami
Życiu nieraz szepniemy
Merci beaucoup!

Światu trzeba pieniędzy, cóż...
C’est la vie!
Ale rycerzy trzeba mu jeszcze bardziej.
No tak!
Lecz czy bez miłości i... he he he he.
Pieniędzy wart
Jest coś rycerz
I czy może on ruszyć w świat?

Cieszymy się naszym wiekiem
Młodym i szczęśliwym.
Pięknościami, pucharami
I długimi szpadami.
Hej!
Potrząsając kapeluszami
Z pięknymi piórami
Życiu nieraz szepniemy
Merci beaucoup!

Kiedy piosenka dobiegła końca, to trzej muszkieterowie wyjęli szpady i zaczęli nimi wesoło machać, po czym zasalutowali nam nimi oraz ukłonili się radośnie. Wszyscy głośno klaskaliśmy im, a już szczególnie robiłyśmy to ja, Dawn, Delia, Bonnie, Meyer oraz May, czemu zresztą trudno się dziwić, skoro artystami właśnie występujący na scenie byli nasi bliscy, nasze dobre, kochane i utalentowane chłopaki.
Chwilę później na scenie pojawiła się Melody w białej sukience, aby opowiedzieć publice kilka dowcipów. To dało nam czas, żebyśmy ja, Dawn oraz Bonnie zdążyły się przebrać. Ash również szybko poszedł się przebrać, bo już za chwilę miał wystąpić w następnym numerze.
Już po chwili wszystko było gotowe, a Tracey zaczął wesoło wygrywać piosenkę „Fortuosity“ z musicalu Disneya „The Happiest Millionaire“. Na scenie pojawił się wówczas Ash ubrany w garnitur i z laseczką w dłoni. Zaczął on radośnie śpiewać słowa tej oto piosenki:

Cóż, może nie jest to taki gród
O którym każdy człowiek śni,
Lecz bogaczy jest tu w bród,
Każdy pracę w mig da mi.
Dzięki nim milionerem zostanę, gdyż
Elegancki mam wdzięk i szyk.
Od imigranta wskoczę wzwyż
Na salony, jak mody krzyk.

Teraz znów po mnie dzwonią,
Bo jestem kamerdynerem,
Lecz powiem wam:
Na szczęście przepis znam.

Fortuosity, to jedno słowo
Fortuosity nadzieję rozpali na nowo.
Dzisiaj zamek cudzy sprzątam,
Lecz jutro własny zbuduję sobie sam.

Fortuosity, to me szczęście.
Fortuosity mówi, że możesz mieć więcej.
Nie martw się więc, iż dziś nie masz nic,
Bo wszystko zmienisz, jeśli wierzysz w fortuosity.

Po tych słowach na scenę wkroczyłyśmy ja, Dawn i Bonnie. Wszystkie byłyśmy ubrane w suknie z lat trzydziestych i zaczęłyśmy wesoło tańczyć obok Asha, który niczym prawdziwy śpiewak jazz-bandu zasuwał po scenie, machając przy tym laseczką oraz cylindrem, który miał na głowie. Chwilę później zaczął śpiewać dalszy ciąg piosenki:

Fortuosity, to jest słowo.
Fortuosity mówi: będzie kolorowo.
Nie martw się, że gdyś w potrzebie
Twe szczęście zwiało i siedzi na drzewie.

Fortuosity, to twa wiara,
Że się spełni każda dobra senna mara.
Uśmiech miej na twarzy swej i 
Rób, co w twej mocy, a resztę zostaw fortuosity.

Zaraz po zaśpiewaniu tej zwrotki Ash zaczął chwilkę tańczyć z każdą z nas. Najpierw ze mną, potem z Dawn, a na koniec lekko okręcił w tańcu Bonnie. Natomiast na sam koniec występu zaśpiewał:

Trzymaj się więc tej filozofii:
Rób, co w twej mocy, a resztę zostaw fortuosity.

Po tych słowach Ash wykonał obrót i skoczył wesoło na jedno kolano. Chwilę później stało się jednak coś, czego mój chłopak nie planował, ale co planowałyśmy my trzy. W tej samej sekundzie ja pocałowałam go w prawy policzek, Dawn w lewy, a Bonnie w czoło. Wszystkie zrobiłyśmy to naraz i jednocześnie zarazem. Szkoda, że nie mogliście widzieć rumieńca na twarzy Asha. Był on godny uwagi.
A co publiczność na to? No, cóż... Oklaskiwała nas sądząc, że to część numeru i miała rację, bo w pewnym sensie tak właśnie było.

KONIEC










Przygoda 129 cz. II

Przygoda CXXIX Tytanio, wio! cz. II Lot trwał długo. Ash nie liczył, jak długo, ponieważ odkąd tylko opuścił tak bardzo mu bliskie Gotham Ci...