środa, 26 czerwca 2024

Przygoda 128 cz. II

Przygoda CXXVIII

Widmo śmierci cz. II


Diana zaprowadziła nas do swojego domu, który znajdował się na obrzeżach miasta. Dom był elegancki, dość bogaty i widać było po nim, że osoba mieszkająca w nim bynajmniej do biednych się nie zalicza. Tym bardziej rozumieliśmy to, iż taka osoba może mieć problemy z amatorami cudzej własności. Takich, którym nie chce się pracować, a zamiast tego wolą dorobić się majątku tanio i szybko, jedyny wysiłek mając w tym, aby nie dać się złapać policji. Żal nam się więc zrobiło tej biednej pisarki. Biedna kobieta pracuje uczciwie na siebie, a tu przyjdzie taki jeden z drugim, cwaniaczek i matacz i będzie chciał się dorobić, szantażując ją. To już po prostu podłość najwyższego sortu.
Nasza nowa klientka zaprosiła nas do środka, ugościła poczęstunkiem, a gdy już się wszyscy wygodnie usadowiliśmy na swoich miejscach, Diana usiadła w eleganckim fotelu, ustawionym naprzeciwko nas i powiedziała:
- Naprawdę nie jestem pewna, czy powinnam w tę sprawę was mieszać. To w końcu poważna sprawa i niewykluczone, że moja siostra może na tym ucierpieć. A tego wolałabym nie ryzykować.
- Spokojnie, Diano. Nie warto od razu zakładać wszystkiego, co najgorsze - powiedział uspokajającym tonem Scribbler.
- Wolałabym nie ryzykować - stwierdziła pisarka.
- A ja wolałbym wiedzieć, o co w tym wszystkim chodzi - powiedział Ash.
- W sumie racja - zgodziła się z nim Dawn - Skoro już się tu pofatygowaliśmy i tu jesteśmy, to może opowiesz nam, o co chodzi i potem będziemy dyskutować o sensie lub braku sensu naszego udziału w tej sprawie.
Diana pokiwała lekko głową i opadła się mocniej o oparcie fotela, po czym westchnęła głęboko i powiedziała:
- Chodzi o to, że od kilku lat jestem pisarka. Pisze kryminały i jeżeli wierzyć moim fanom, to są one bardzo ciekawe.
- No i są one ciekawe, zapewniam was - rzekł wesoło John Scribbler - A mnie to chyba możecie wierzyć.
Diana uśmiechnęła się delikatnie, chyba rozbawiona tym komplementem, a potem odpowiedziała:
- To bardzo miłe z twojej strony, jednak nie jestem pewna, czy jeden literat powinien oceniać drugiego. Zwłaszcza, jeżeli obaj piszą w tym samym gatunku i są na swój sposób konkurencją dla siebie.
- Konkurencja jak konkurencja - zachichotał Scribbler - Mojej pozycji w tym pięknym literackim świecie nie zagrażasz. A oceny mam zawsze obiektywne.
- Mogę potwierdzić, czytałem już „Widmo śmierci” i bardzo mi się podoba ta książka - powiedział Max.
- Potwierdzam, jest naprawdę ciekawa, choć trochę mroczna - dodała Dawn.
Jej Piplup zapiszczał delikatnie i zatrzepotał skrzydełkami na znak, że się z nią zgadza. Od razu uśmiechnęłam się, gdy wyobraziłam sobie, jak moja kochana szwagierka uważnie czyta ten kryminał, a jej ulubiony Pokemon siedzi jej sobie na kolanach i zerka do książki. To musiał być uroczy widok.
- No dobrze, a więc piszesz kryminały i ci one wychodzą - powiedział Ash z szerokim uśmiechem na twarzy - I zakładam, że zarobiłaś na nich bardzo dużo.
- A po czym to wnosisz? - zapytała Diana.
- Po tym, jak wygodnie i zamożnie sobie żyjesz, że tak powiem.
Pikachu zapiszczał wesoło i lekko skinął głową.
Kobieta zaś uśmiechnęła się delikatnie, wyraźnie zadowolona z tego, jaki to tok myślenia przyjmuje mój ukochany i odparła:
- Widzę zatem, że rzeczywiście mam do czynienia ze znawca. To mi znacznie ułatwia decyzje o tym, aby wam powiedzieć, o co chodzi.
- Cieszę się, bo naprawdę chcemy ci pomoc - powiedział mój mąż - A zatem słuchamy. Jak to wygląda z tym szantażem?
- Od kilkunastu dni dostaje jakieś niemile listy - odpowiedziała Diana.
- Jakie listy? - zapytałam.
- Anonimowe. Nie wiem, kto je pisze, ale wyraźnie mi w nich grozi. Pierwszy z nich zawierał stwierdzenie w stylu „Wygodnie ci się żyje, wiedźmo? To niedługo już nie będzie tak wygodnie”. Potem pojawiały się kolejne anonimy o podobnej treści, jednak jak dotąd nie było w nich zadania pieniędzy. Dopiero niedawno to się zmieniło.
- Masz te anonimy? - zapytał Ash.
- Tylko ten ostatni. Mogę go wam pokazać, jeśli chcecie - odparła Diana.
- Poprosimy o to - rzekł mój mąż.
Diana wstała, poszła do swojego gabinetu i powróciła już po chwili z dużą kartką papieru w reku. Podała go mnie i Ashowi, a my przeczytaliśmy go i zaraz podaliśmy reszcie naszej drużyny, aby mogła się z nim zapoznać. Jego treść była napisana na komputerze, oczywiście bez podpisu, a brzmiała ona tak:

Zapłać 300 tys. dolarów, albo odbiorę ci to, co ci najbliższe.


- Czy wszystkie listy były pisane na komputerze? - zapytał Clemont.
- Dokładnie tak. Wszystkie, bez wyjątku - odpowiedziała Diana.
- Masz je może przy sobie? - zapytałam.
- Nie, spaliłam je.
Spojrzeliśmy na nią zdumieni. Czego jak czego, ale takiej odpowiedzi to się nie spodziewaliśmy.
- Spaliłaś?! Dlaczego?! - zawołała zdumiona Bonnie.
- De-ne-ne? - zapiszczał pytająco Dedenne.
Diana spojrzała na nas ze skruszoną miną i odpowiedziała:
- Tak. Ale przecież nie miały one żadnego znaczenia. Wypisywał mi w nich tylko same groźby i nic więcej. Dopiero teraz zaczął żądać pieniędzy.
Westchnęłam załamana. Ta kobieta była naprawdę strasznie głupia. Jak ona tak mogła postąpić? Spaliła dowody rzeczowe w tej sprawie. Nie ma co, po prostu beznadziejne. Jak na osobę, która pisze kryminały, to bardzo nierozsądne.
Ash pokręcił załamany głową. Najwidoczniej podzielał on moje zdanie w tej sprawie, jednak nic nie powiedział, zachowując taktowne milczenie. Zamiast tego, delikatnie pokręcił głową i odparł:
- Oczywiście, pewnie masz rację. Ale powiedz nam, w tym liście nie pisze nic na temat tego, w jaki sposób masz zapłacić swojemu szantażyście.
- To prawda, ale podejrzewam, że napisze mi jeszcze kolejny list, w którym już poda wszystkie szczegóły.
- To więcej niż pewne - stwierdził Ash - A jak dostałaś poprzednie listy?
- Ktoś mi je wrzucił do skrzynki na listy.
- Nie widziałaś, kto to robi?
- Nigdy go nie przyłapałam.
- A listy były w kopercie?
- Tak, ale bez żadnego adresu. Nic na niej nie pisało.
Ash pomasował sobie lekko podbródek i zastanowił się nad tym.
- Czyli nie chce się w żaden sposób zdradzić. Nie pisze nic ręcznie, aby nie zostawić dowodu w postaci charakteru pisma. A te koperty też spaliłaś?
- Tak, razem z listami - odpowiedziała Diana - Ale mam kopertę od ostatniego listu. Ale nie wiem, czy coś na niej znajdziecie, poza moimi odciskami palców.
- Jakoś nie wydaje mi się, aby był tak głupi, aby zostawił odciski palców na kopercie od anonimu - powiedział John Scribbler.
- Może masz rację - odparł Ash, choć nie wyglądał na kogoś, kto jest takim sposobem myślenia przekonany - Ale ciekawi mnie coś jeszcze. Czy podejrzewasz, Diano, kto zada od ciebie pieniędzy i dlaczego?
- Nie jestem pewna, ale chyba wiem, kto to może być - odparła pisarka.
No i wreszcie coś konkretnego, pomyślałam sobie. Może chociaż w tej jednej sprawie ta kobieta zachowała się profesjonalnie.
- To ciekawe - powiedziałam głośno.
- A kto to taki? - zapytała Dawn.
Diana spojrzała na nas w sposób konspiracyjny, po czym odpowiedziała:
- Nie mam oczywiście żadnych dowodów na to, że mam rację, ale to jedyna osoba, która mogłabym o to podejrzewać.
- Ale kto to taki? - zapytał Max.
- To mój wydawca, Eugene Labrent.
- Twój wydawca? - zdziwił się Clemont.
- A niby po co miałby to robić? - zapytała Dawn.
- No właśnie - dodał Max - Ten gość jest bogaty. Widziałem jego furę, jak nią jeździł. Taka wypasiona, że musiała kosztować fortunę.
- Dokładnie tak - poparł go Clemont - Nie wydaje mi się, aby miał on jakieś problemy finansowe i musiał szantażować Dianę, aby nadrobić straty.
- No, nie do końca - odparła pisarka - Bo widzicie, zanim wydałam książkę „Widmo śmierci”, miałam wydać ją w jego wydawnictwie. Jednak niedługo potem dostałam znacznie lepszą propozycję od innego wydawnictwa i zrezygnowałam z usług pana Labrenta, choć wydał on moje wcześniejsze książki. Nie mógł mi tego darować, podobno poniósł przeze mnie straty finansowe, bo już wszystko dla mnie przygotował i co? I ja zrezygnowałam. Odgrażał mi się, że jeszcze tego pożałuję i że mnie zniszczy.
- Wiec uważasz, że to on? - zapytałam.
- Tylko on mi przychodzi do głowy. Nikt inny - odparła Diana.
- W porządku, wobec tego sprawdzimy to - odpowiedział Ash - Ale powiedz mi, o co chodzi z tym, że możesz stracić wszystko, co ci drogie?
- Na pewno chodzi o moją siostrę, Irene. Nie wiem, o kogo jeszcze by mogło chodzić - odpowiedziała pisarka.
- Siostra Diany jest w szpitalu, w śpiączce - wyjaśnił nam Scribbler - Miała tak z trzy miesiące temu wypadek samochodowy. Diana i mąż Irene, Cyril, tak na zmianę przysiadują u niej na sali.
- Bardzo nam przykro z tego powodu - powiedziałam.
Byłam szczera, ponieważ myśl o tym, że jakakolwiek osoba w młodym wieku i mająca przed sobą jeszcze całe życie, zapadła w śpiączkę i nie może z niej wyjść, napawała mnie ogromnym smutkiem. Za mocno przypominało mi to, jak raz Ash był w podobnej sytuacji. Na całe szczęście niedługo, ale zawsze. Zbyt mocno mi to zapadło w pamięć, abym miała teraz się nie wzruszyć.
- A to starsza czy młodsza siostra? - zapytał Ash.
- Młodsza o dwa lata - odpowiedziała Diana.
- Czyli obawiasz się, Diano, że ten ktoś, kto żąda od ciebie pieniędzy może skrzywdzić twoją siostrę, jeżeli mu nie zapłacisz?
- Pika-pika? - zapiszczał pytająco Pikachu.
Diana pokiwała smutno głową, po czym opuściła ją ze smutkiem w dół.
- Rozumiem - odpowiedział Ash - A powiedz, czy twoim zdaniem, on byłby do tego zdolny?
- Z całą pewnością tak.
Mój ukochany pokiwał delikatnie głową, jakby chciał nam dać znak, że wie już wszystko, co powinien wiedzieć, a potem powoli powstał z kanapy, na której siedział wraz ze mną i częścią naszej drużyny. Siedzący my na kolanach Pikachu zwinnie zeskoczył na podłogę i zapiszczał, wyraźnie zainteresowany, co będziemy teraz robić. Ash oczywiście nie zamierzał tego przed nami ukrywać.
- Dziękuję, na razie wiemy już dość, aby rozpocząć śledztwo - powiedział do nas, a także do Diany i Scribblera - Na razie musimy czekać na kolejny krok tego tajemniczego szantażysty. Na pewno niedługo zażąda on pieniędzy. Wtedy trzeba będzie rozpocząć nasze działania. Mam prośbę. Jeżeli dostaniesz, Diano, kolejny list z zadaniem zapłaty, ale tym razem ze szczegółami, to powiedz nam o tym i to natychmiast.
- Dobrze, ale pod warunkiem, że obiecacie mi pełną dyskrecję i ostrożność w tej sprawie - odpowiedziała mu Diana.
- Nie musisz im o tym mówić. Oni to wiedzą sami - stwierdził na to Scribbler.
Pożegnaliśmy się z pisarzami i wyszliśmy na zewnątrz. Kiedy oddaliśmy się już od domu Diany, Bonnie zapytała:
- Ash, ale naprawdę będziemy czekać na kolejny list szantażysty i nic więcej nie robić?
Max parsknął śmiechem, słysząc jej naiwne pytanie i odpowiedział:
- Bonnie, nie bądź naiwna. Przecież to oczywiste, że nie będziemy wcale na niego czekać. To znaczy, zaczekamy, ale przy okazji będziemy także działać przez ten czas tak, jak na detektywów przystało.
Dziewczynka zaintrygowana popatrzyła na niego, a potem na Asha, pytając, czy to prawda. Widząc jego tajemniczy uśmiech, zachichotała radośnie.
- Tak! I to ja rozumiem! Wiecie co?! Strasznie mi brakowało naszych śledztw!
- Mnie również - dodał jej starszy brat.
- To co robimy, Ash? - zapytała Dawn, wciąż mocno ściskając w ramionach Piplupa, który zaćwierkał pytająco.
- Zaraz wam powiem - odpowiedział Ash, jak zwykle tajemniczo.
Uśmiechnęłam się zachwycona, gdy to zobaczyłam. Choć nie powiedziałam tego na głos, to mnie samej także brakowało tych wspólnych śledztw całej naszej dzielnej drużyny.

***


Jakiś czas później ja i Ash, w towarzystwie naszych wiernych Pokemonów, a więc Pikachu i Buneary, udaliśmy się do siedziby wydawnictwa, którym kierował Eugene Labrent. Chcieliśmy go przesłuchać. Oczywiście nie mieliśmy zamiaru mu mówić o tym, że go podejrzewamy o szantażowanie naszej klientki. Nie byłoby to za mądre, bo oznaczałoby, że Diana powiadomiła o wszystkim osoby postronne, a tego nie cierpią szantażyści i potrafią z zemsty za takie nieplanowane działania się zemścić i to w okrutny nieraz sposób. No, a poza tym, obiecaliśmy naszej klientce dyskrecje. A słowo detektywa przecież coś znaczy, zwłaszcza, kiedy daje je swemu klientowi detektyw światowej sławy.
Weszliśmy do siedziby wydawnictwa, w recepcji pokazaliśmy legitymacje detektywistyczne i zażądaliśmy rozmowy z szefem. Recepcjonistkę zdziwiła i to niemało nasza obecność i nasze żądanie, mimo to od razu zadzwoniła do swojego pryncypała i powiadomiła go o obecności niespodziewanych gości. Odczekała tak z minute, aż w końcu spojrzała na nas uważnie i powiedziała:
- Pan prezes was przyjmie. Proszę, tymi schodami na drugie piętro.
To mówiąc, wskazała nam ręką schody.
- Dziękujemy - powiedziałam sucho i ruszyliśmy we wskazanym nam właśnie kierunku.
Weszliśmy powoli i bez pospiechu po schodach na górę, a gdy znaleźliśmy się  na miejscu, odnaleźliśmy gabinet prezesa i zapukaliśmy do drzwi. Usłyszeliśmy w odpowiedzi suche „Proszę”, po którym wkroczyliśmy do środka. W gabinecie już czekał na nas, wciąż siedzący przy biurku, pan Eugene Labrent. Był to mężczyzna dość wysoki, lekko siwawy, w średnim wieku i ubrany w elegancki garnitur. Jego jadowicie zielone oczy wpatrywały się w nas z wielką uwagą.
- No proszę, wielcy detektywi Sherlock Ash i jego piękna partnerka Serena - powiedział do nas tonem co najmniej ironicznym - Cóż was do mnie sprowadza? Czyżby kolejne ważne śledztwo?
- Owszem, jakby pan zgadł - odpowiedział mu Ash - Możemy usiąść?
- Oczywiście, jak najbardziej - Labrent wskazał nam ręką krzesła przed swym biurkiem - Bardzo chętnie się dowiem, jaka to sprawa was tak absorbuje.
Usiedliśmy na krzesłach, a nasze Pokemony zaraz wygodnie usadowiły się na naszych kolanach i wbiły wzrok w naszego rozmówcę.
- A zatem, czemu zawdzięczam ten zaszczyt? - zapytał zadowolonym głosem Eugene Labrent.
- Prowadzimy bardzo poważne dla nas śledztwo - odpowiedział Ash.
- Domyślam się, że nie chodzi o obnośną sprzedaż - zachichotał mężczyzna - A więc, prowadzicie śledztwo. Wspaniale, ale w jakiej sprawie? No i co może ona może mieć wspólnego ze mną?
- Bardzo wiele - odpowiedziałam - Tak się składa, że pewna kobieta złożyła na pana skargę w sprawie nękania. Podobno ją pan nęka.
Buneary zapiszczała delikatnie i pokiwała łebkiem, jakby chciała powiedzieć, że dokładnie tak się sprawa ma, jak to mówię.
Na dźwięk moich słów, Labrent stracił niemal od razu całą swoją jowialność i popatrzył na nas bardzo groźnie. Z jego twarzy, jak na zawołanie, zniknął uśmiech zadowolenia i zastąpił go ponury i niechętny wyraz prawdziwej wściekłości.
- A więc to tak. O to chodzi - powiedział ze złością, z trudem chyba dusząc w sobie chęć wybuchnięcia gniewem - Ta podła suka, Diana Backerry was wynajęła, żebyście zdobyli jakieś dowody przeciwko mnie, prawda?
- No, nie do końca o to chodzi - odpowiedział mu Ash bardzo zadowolony z tego, że Labrent właśnie połknął zarzucony na niego haczyk - Chodzi jedynie o to, proszę pana, że oskarża pana o nękanie i my musimy to sprawdzić. Nie chcemy w tej sprawie mieć najmniejszych wątpliwości.
- I jeżeli oskarżenia wobec pana są bezpodstawne, udowodnić to przed sądem, pod warunkiem, że w ogóle dojdzie do procesu - dodałam.
- Oczywiście, że są bezpodstawne! - zawołał ze złością Labrent - Jak ktoś taki jak wy, ludzie z taką reputacją, mogą mieć choćby najmniejsze wątpliwości? Jak w ogóle mogliście choćby pomyśleć, że te absurdalne oskarżenia są prawdziwe?
- Pan wybaczy, ale nie możemy nikogo wykluczać na początku śledztwa od rzucanych w jego kierunku podejrzeń. To by było nieprofesjonalne - odparł Ash.
- Pika-pika-chu! - zapiszczał potwierdzająco Pikachu.
Labrent parsknął kpiąco i zawołał:
- Ale chyba nie myślicie, że człowiek o moim nazwisku i moim stanowisku miałby się bawić w nękanie kogokolwiek?
- Pan daruje, ale nie możemy myśleć takimi kategoriami - odpowiedziałam.
- To prawda - dodał Ash - Nie wolno nam nikogo oceniać po stanowisku na tym świecie. Mamy obowiązek traktować poważnie tego rodzaju oskarżenia.
Labrent znowu parsknął ironicznie i oparł się mocno o oparcie swego krzesła.
- No naprawdę, ta parszywa suka już posunęła się nawet do tego, aby mnie o to oskarżać. To po prostu kpina. Nie wiem, co to za pomysły, aby mnie oskarżać o coś takiego? Ja rozumiem, mamy na pieńku, ale zaraz takie oskarżenia?
- Czyli przyznaje pan, że nie macie najlepszych relacji? - zapytałam.
Koleś doskonale wie, o czym mówimy, pomyślałam sobie. Tym lepiej, a więc Ash doskonale trafił. Diana zresztą także. Labrent ma coś na sumieniu. Oczywiście oboje blefowaliśmy z tym nękaniem i oskarżeniem o to, ale facet mówił o tym tak, jakby to wszystko było prawda. I jakby naprawdę Diana oskarżała go o to. Dosyć to było interesujące.
- Najlepszych relacji? Ciekawie to pani ujęła - powiedział z kpiną Labrent - Tak, można tak to ująć. Ale trudno mieć dobre relacje z kimś, kto oszukuje w taki sposób drugiego człowieka. Ona miała u nas wydać swoją książkę. Już podpisała z nami umowę. Już mieliśmy wszystko przygotowane i wydanie powieści miało w tej sytuacji ruszyć pełną parą, a tu nagle ona dzwoni i odwołuje wszystko. A czemu to robi? Bo inne wydawnictwo jej złożyło lepszą propozycję. Poniosłem przez nią spore straty, uruchomiłem już procedurę wydania książki, wszystko było zapięte na ostatni guzik i co? I nico! Nic z tego nie wyszło! Wszystko przez nią i przez te jej głupie pomysły!
- Rozumiem, że nie jest pan zadowolony z tego powodu - powiedziałam.
- Dziwi was to? - warknął Labrent - Przez tę głupią idiotkę mam obecnie w tej sprawie same problemy. A ona tylko rozłożyła w tej sprawie ręce i rzuciła mi jakieś głupie „przepraszam”. I tylko tyle. Jedno przepraszam za takie coś! Mam więc jak najbardziej powody do tego, aby mieć jej dosyć. Ale mimo to, wpadła jakiś czas temu do mojego gabinetu z tą swoją cholerną przyjaciółką w roli ochroniarza i co mi mówi? Że ją nękam! Że niby wypisuję jakieś podle słowa na drzwiach oraz na ścianie domu! Że wybiłem jej okno kamieniem! Że niby piszę do niej jakieś podłe anonimy! To po prostu kpiny! Ja miałbym to wszystko robić?! I niby po co?! Za to, co mi zrobiła, już jej wytoczyłem proces o odszkodowanie. Proces jest w toku, a ja czekam na wyrok sądu! Po co miałbym niby bawić się w jakieś nękanie?
- A może po to, że nie ma pan pewności, że ten proces potoczy się po pana myśli? - spytał Ash tonem niewiniątka - Tak w każdym razie uważa nasza klientka.
- Wasza klientka to jedna wielka kłamliwa jędza! - zawołał, nie panując już nad swoimi emocjami Labrent - We wszystkim kłamie! Nawet w sprawie swoich niby książek. Was pewnie też nieźle okłamała.


Zainteresowani coraz mocniej jego słowami, wpatrywaliśmy się uważnie w mężczyznę, nie wiedząc, o czym on mówi. Ponieważ jednak chcieliśmy wiedzieć o tym wszystkim jak najwięcej, musieliśmy udawać, że wiemy przynajmniej część z tego, o czym on nam opowiada. I że nie do końca dowierzamy jego słowom, aby popadł w jeszcze większą złość i nie wahał się nam powiedzieć wszystkiego.
- To ciekawe, co pan opowiada - powiedział Ash lekkim tonem - A zatem pan twierdzi, że ona kłamie. A w jakiej niby sprawie?
- W każdej, drogi chłopcze! W każdej - odpowiedział nam Labrent - Ale jak widzę, nie wierzycie mi. Sądzicie, że to są tylko słowa, tak? To zaraz wam pokażę, w czyją sprawę się zaangażowaliście!
Z uśmiechem mściwej satysfakcji, zaczął nam mówić:
- Zatem dowiedzcie się, że wasza droga klientka, wasza wielka pisarka, ta oto nowa Agatha Christie, jak ją nazywają, ta parszywa Diana Backerry, to nikt inny jak tylko nędzna kłamliwa wiedźma! Wielka mi pisarka! Pisarka, która nawet nie pisze sama swoich powieści.
- Jak to? - zdziwiłam się.
Mężczyzna spojrzał na mnie z pewną satysfakcją w oczach. Widocznie moje zdumienie bardzo go cieszyło.
- Aha, a więc nie powiedziała wam tego. No cóż, wcale mnie to nie dziwi. To nie jest powód do dumy, żeby się nim pochwalić. Bo i czym tu się chwalić! Te jej powieści przecież nawet nie były jej. Przecież je wszystkie pisała jej siostra Irene.
Ja i Ash spojrzeliśmy na siebie zdumieni, a potem na naszego rozmówcę, zaś nasi pokemoni przyjaciele wytrzeszczali mocno oczy, równie mocno zaskoczeni, co my tym, czego właśnie się dowiedzieliśmy.
- O czym pan mówi? - zapytał zdumiony Ash.
- Pika-pika? Pika-chu? - pisnął pytająco Pikachu.
- O tym, że Diana nie napisała żadnego ze swoich kryminałów. To znaczy, nie napisała ich sama. Robiła to wszystko na spółkę z Irene. Nie mam jednak pojęcia, ile z tego wszystkiego napisała jedna, a ile druga. Wiem tylko, że Diana ma nieraz problem z odpowiednim wysłowieniem się, a co dopiero z tym, aby napisać coś nie tylko dobrego, ale i wręcz genialnego. Jej siostra jej pomagała, czego ona zresztą nigdy przede mną nie ukrywała.
- To bardzo ciekawe - powiedziałam - Dlaczego więc tylko nazwisko Diany zawsze widnieje na okładce? I to ona jest przedstawiania jako jedyna autorka?
- Bo Irene jest nieśmiała. Nie umie promować książek i nie wie, jak miałaby rozmawiać ze swoimi czytelnikami - odpowiedział na to Labrent - To niestety dość  dziwna osoba, choć z wielkim talentem pisarskim. Nie wie jednak, jak rozmawiać z ludźmi, a zwłaszcza w miejscach publicznych. Nie umie się promować, nie umie się reklamować, nie umie robić niczego z tego, co powinien umieć zrobić pisarz, aby móc zdobyć sławę. Za to Diana to potrafi. Oj tak, co jak co, ale promować się i robić wokół siebie mnóstwo szumu, to ona potrafi. Zawsze jej to wychodziło. I jak widać, nadal wychodzi.
- Rozumiemy. To bardzo ciekawe - odpowiedział na to Ash, delikatnie sobie masując podbródek palcami - Ale przecież to nie jest nielegalne. Może nie jest zbyt fair, ale mimo wszystko nie jest to coś, czego można by się wstydzić.
- Może i nie, ale za to można się wstydzić tego, że kiedy się samemu daje coś do redakcji do wydania, trzeba poprawiać wszystko i to wiele razy - odpowiedział na to nasz rozmówca - A tak właśnie było w jej przypadku. Tak, dokładnie tak. Wielka panna Diana Backerry sama nie umie niczego napisać, a już na pewno nie w sposób poprawny. Bez swojej siostry byłaby nikim.
- Ale mimo wszystko, zarobił pan na ich pisarskim duecie dość dużo, mam racje? - zapytałam nieco złośliwie.
- Owszem, zarobiłem i to sporo, ale ostatnio poniosłem straty i to naprawdę ogromne - odpowiedział mi Labrent - A ona jeszcze będzie mi zarzucać, że ja niby ją nękam. Naprawdę, to śmieszne. Powiedziałem jej to wszystko i dodałem jeszcze od siebie, żeby nie próbowała rozgłaszać tego publicznie, bo inaczej oskarżę ją o zniesławienie. I zobaczymy, kto się będzie musiał tłumaczyć przed sądem. Zresztą ona i tak to będzie musiała zrobić, bo przecież czeka ją proces o odszkodowanie.
Po tych słowach, spojrzał na nas uważnie i odparł:
- Posłuchajcie mnie! Nie wiem, co ona wam nagadała, ale dobrze wam radzę, nie słuchajcie jej! To kłamliwa suka bez żadnych zasad! Jeżeli ktoś ją rzeczywiście nęka, w co wątpię, to sobie na to zasłużyła. Ale nie wierzę w to nękanie. Dla mnie to jest po prostu zwyczajna chęć zwrócenia na siebie uwagi.
- Co pan mówi? Uważa pan, że ona to wszystko sobie zmyśliła? - spytał Ash.
- Oczywiście, że tak - odpowiedział nasz rozmówca - Ona jest do tego zdolna i co do tego, nie mam najmniejszych wątpliwości. Ta kobieta potrafi robić wokół siebie sporo szumu. Uwierzcie mi. Na czym jak na czym, ale na reklamowaniu swojej osoby to ona doskonale się zna.
- Ale nie wyklucza pan możliwości, że nękanie może mieć miejsce naprawdę? - zapytałam.
- Nie, nie wykluczam, ale jakoś nie bardzo mi się chce w to wszystko wierzyć - odparł na to prezes wydawnictwa - A zresztą, jakie to ma dla mnie znaczenie? Ja nie mam z tym nic wspólnego. Może ktoś ją nęka, może nie. Nic mnie to jednak nie obchodzi. Ja mam swoje sprawy i to nimi zamierzam się zajmować.
- A jedną z nich jest proces o odszkodowanie ze strony Diany? - spytał Ash.
- Owszem i zamierzam go poprowadzić aż do końca - odpowiedział mu na to Labrent z ironicznym uśmiechem na twarzy - Jak więc widzicie, kiedy mam z kimś na pieńku, to go pozywam do sądu, a nie próbuję go skrzywdzić lub nękać. Ja takie sprawy załatwiam na drodze prawnej, jak każdy normalny człowiek.
Ash popatrzył na mnie i uśmiechnął się zadowolony. Widać było, że usłyszał to, co chciał usłyszeć.
- Macie jeszcze jakieś pytania? - spytał Labrent - Bo bardzo przepraszam, ale mam sporo spraw na głowie i nie mogę poświecić wam zbyt wiele czasu.
- Jeszcze tylko jedno pytanie - powiedział mój ukochany - Wspomniał pan o przyjaciółce Diany. Podobno była ona z nią, kiedy Diana oskarżała pana o nękanie.
- To prawda. Była, choć ledwo co się odzywała.
- Jak ona się nazywa i gdzie możemy ją znaleźć?
- Nazywa się Agnes Pickering. Pracuje w cukierni „Pod Różą”.
Uznaliśmy, że dalsze przesłuchiwanie mężczyzny nie ma raczej sensu, a więc pożegnaliśmy się z nim i wyszliśmy z gabinetu, a potem z wydawnictwa. Gdy już się upewniliśmy, że jesteśmy dość daleko od miejsca pobytu Labrenta i nikt nas nie podsłuchuje, zapytałam Asha:
- Sadzisz, że on mówi prawdę?
- Owszem, tak właśnie uważam - odpowiedział mi Ash.
- Dlaczego tak sądzisz?
- Bo mnie przekonuje jak najbardziej ten argument, że nękanie przez niego Diany nie miałoby praktycznie najmniejszego sensu. On dba o swoje dobre imię i nie może sobie na to pozwolić, aby go posadzili za nękanie i groźby karalne. Poza tym, najlepszym dowodem na jego prawdomówność jest to, że podał on Dianę do sadu, aby mu zapłaciła odszkodowanie, a więc chce walczyć o swoje uczciwie.
- Może podał, a może nie podał - zauważyłam nieco ironicznie - Nie wiem, dlaczego tak z góry mu wierzysz.
- Nie powiedziałem, że mu wierzę - odparł dowcipnie Ash - Ten aspekt, to się jeszcze sprawdzi. Choć moim zdaniem, to tylko formalność. Gościu raczej by nie ryzykował mówienia nam o skardze do sądu, której nie ma, bo przecież dobrze wie o tym, że możemy to sprawdzić.


- Co oczywiście zrobimy.
- Oczywiście, Sereno. Ale jak mówiłem, to moim zdaniem tylko formalność. Jak dla mnie, to on mówił prawdę.
- A o tym nękaniu, to też twoim zdaniem prawda?
- Oczywiście, że tak. Wierzę w każde jego słowo. Może jest nieco zbyt pewny siebie, ale mimo wszystko uważam, że on mówi prawdę. Nie okłamuje nas.
- Ale to oznacza, że Diana nas okłamała.
Ash uśmiechnął się delikatnie i pokiwał lekko palcem wskazującym, jakby mi chciał zwrócić na coś uwagę.
- Nie, Serenko. Ona nas nie okłamała. Ona po prostu zataiła przed nami fakty i nic więcej. To nie jest kłamstwo.
Spojrzałam na niego, nie bardzo zadowolona z tego jego poczucia humoru.
- Zwał jak zwał. Ważne jest jedynie to, że ona coś przed nami ukrywała i to od samego początku. I teraz już wiemy, co takiego. Tylko nadal nie rozumiem, po co ona to zrobiła? Dlaczego powiedziała nam tylko o szantażu, a nie powiedziała nam o tym, że ten tajemniczy szantażysta dodatkowo ją wcześniej nękał?
- Czyli zakładasz, że to robi jedna i ta sama osoba?
- Tak uważam. A ty nie?
- Sam nie wiem. Co innego wypisywać napisy na drzwiach i ścianie domu, a co innego żądać od kogoś pieniędzy. To dwie zupełnie różne rzeczy. Chociaż wcale nie wykluczam, że za obie te rzeczy odpowiada jedna i ta sama osoba.
- Ale podejrzewasz, że to mogą być dwie różne sprawy?
- Niczego chwilowo nie podejrzewam. To po prostu jedynie możliwości, które trzeba rozważyć. Ale nie, uważam podobnie jak ty, iż za te czyny odpowiada jedna i ta sama osoba, którą musimy złapać.
- Nie będzie to takie łatwe, skoro nasza klientka od początku nie jest z nami szczera. A w każdym razie, nie całkowicie.
- To prawda. Pominęła fakt nękania jej, który miał miejsce przed wysyłaniem jej żądania okupu.
- I nie tylko o tym nam nie powiedziała, Ash. Zapomniała przy okazji nam też wspomnieć o tym, że to nie ona pisze swoje książki, tylko jej siostra.
Ash uśmiechnął się do mnie nieco pobłażliwie, gdy to usłyszał.
- Poprawka, kochanie. Ona pisze te książki, ale nie pisze ich sama. I to jest też zasadnicza różnica.
Westchnęłam lekko poirytowana. Czy on musi mnie poprawiać w takiej dosyć błahej sprawie? OK, ma rację, ale nie musi tego tak akcentować.
- No dobrze, niech ci będzie. Ona nie pisze ich sama, ale z siostrą. Tylko, że to nadal jest nie w porządku wobec nas, że ona nam tego nie powiedziała. Przecież to są istotne szczegóły dla sprawy, a my o nich nie wiedzieliśmy aż do dzisiaj.
Tym razem Ash się ze mną całkowicie zgodził.
- Tak, to rzeczywiście dziwne. Dlaczego zataja przed nami takie informacje? Co chce w ten sposób osiągnąć? No i jeszcze...
- Jeszcze co?
- No i jakie jeszcze fakty przed nami zataja.
Spojrzałam na niego zaintrygowana. Jego słowa zmusiły mnie do myślenia. To wszystko było bardzo intrygujące. Nasza nowa klientka zaczęła znajomość z nami od zatajania przed nami istotnych faktów. Czy to możliwe, że ukrywała przed nami coś jeszcze? A jeśli tak, to co takiego? I jaki miała w tym wszystkim cel? Nie byłam tego w stanie zrozumieć. Mieliśmy wciąż za mało informacji na ten temat, aby wyciągać wnioski.
- Myślisz, że ona jeszcze coś przed nami ukrywa? - zapytałam.
Ash rozłożył bezradnie ręce.
- Niestety, tego nie wiem. Ale podejrzewam, że tak. Oczywiście, to tylko moje przypuszczenia i nic więcej. Nie mam żadnych dowodów, a bez nich nie chce w jej stronę rzucać żadnych oskarżeń.
- Oskarżeń? Uważasz, że ona mogła zrobić coś bardzo złego i teraz ktoś się na niej za to mści?
- Jak powiedziałem, kochanie, to tylko moje przypuszczenia. Nie będę nic w tej sprawie głośno mówić. Mówię to jedynie tobie, a reszcie naszej drużyny także to powiemy, tylko w swoim czasie. To dobre i kochane osoby, ale mogą się jeszcze niechcący zdradzić przed naszą klientką. Jeśli jest winna i zrobiła coś złego, wtedy spłoszą ją nasze podejrzenia. Jeżeli jednak jest niewinna, obrażą ją i zranią, a ona straci do nas zaufanie. Na jedno i drugie nie możemy sobie pozwolić.
Przyznałam mu rację. Clemont i Dawn z pewnością dotrzymają dla nas każdej tajemnicy, ale obawiam się, że Max i Bonnie, a już zwłaszcza Bonnie mogliby się niechcący wygadać przed Diana. Lepiej było do tego nie dopuścić. Rzeczywiście, w tej sytuacji, kiedy ta kobieta ukrywa przed nami pewne istotne fakty, lepiej, aby nie wiedziała, że o tym wszystkim wiemy. Przynajmniej na razie.
- To dokąd teraz idziemy? - zapytałam po chwili namysłu.
- Do Agnes Pickering - odpowiedział mi Ash - Z nią również musimy sobie co nieco porozmawiać.

***


Udaliśmy się do kawiarni „Pod Różą”, gdzie zamówiliśmy sobie stolik, a tam porcję gorących lodów czekoladowych i truskawkowych, idealnych na te porę roku i kiedy kelnerka nam je podała, to zapytaliśmy ją nieco konspiracyjnym tonem:
- Przepraszam, ale chcielibyśmy o coś zapytać.
Kelnerka spojrzała na nas uważnie i odpowiedziała nam pytaniem na pytanie:
- A o co takiego?
- Chodzi nam o Agnes Pickering - powiedział Ash - Czy ona tu pracuje?
- No oczywiście, że tak - odparła kelnerka - To ta ładna blondynka, która teraz stoi przy kontuarze.
To mówiąc, wskazała nam ręką wysoką blondynkę o brązowych oczach i dość ładnej cerze, zgrabnym nosie i szczuplej sylwetce. Młoda kobieta była tak chyba w wieku Diany i czyściła właśnie szklanki ściereczką.
- A czego od niej chcecie? - zapytała nas kelnerka.
Ash uśmiechnął się do niej delikatnie i w odpowiedzi wyciągnął tylko swoją legitymację detektywistyczną, a ja uczyniłam to samo. Kelnerka od razu wiedziała już, z kim ma do czynienia i odpowiedziała:
- Rozumiem. Za godzinę Agnes kończy zmianę. Wtedy będziecie mogli z nią porozmawiać.
Ucieszyliśmy się na wieść o tej informacji, po czym zaczęliśmy jeść swoje lody. A w zasadzie, to zaczęliśmy jedynie ja i Ash, bo Pikachu i Buneary już dużo wcześniej zaczęli wcinać swoje porcje łakoci. Urocze i kochane łakomczuchy.
W tym samym czasie, kelnerka, z którą rozmawialiśmy, podeszła do Agnes i powiedziała jej coś na ucho, po czym wskazała ręką na nas. Chyba wyjaśniła jej, iż chcemy z nią porozmawiać. Gdy Agnes spojrzała w naszym kierunku, lekko się jej skłoniliśmy na znak, że ją witamy i mamy nadzieję na rozmowę. Agnes delikatnie się uśmiechnęła i kiwnęła nam ręką w przyjacielskim geście.
Po godzinie, kiedy Agnes kończyła już swoją zmianę, zadowoleni wyszliśmy z lokalu, płacąc oczywiście przy okazji rachunek i poczekaliśmy na kelnerkę, która nas interesowała. Nie musieliśmy długo czekać. Dziewczyna zjawiła się przy nas, ubrana już po cywilnemu i powiedziała życzliwie:
- Witajcie. Koleżanka mi wspominała, że chcecie ze mną rozmawiać.
- To prawda - odpowiedział jej Ash - Prowadzimy właśnie pewne śledztwo i być może zdołasz nam pomóc.
- Pika-pika-chu! - zapiszczał wesoło Pikachu.
Agnes uśmiechnęła się do nas radośnie i odpowiedziała:
- To niesamowite. Słynni detektywi proszą mnie o pomoc. To jest naprawdę super. Tyle razy czytałam o waszych śledztwach i tyle razy czytałam różne bardzo ciekawe kryminały. Ale przeżyć osobiście podobną przygodę, to jeszcze nigdy nie przeżyłam. To musi być naprawdę ciekawe, tak prowadzić śledztwa.
- No owszem, to jest bardzo ciekawe - odpowiedziałam jej wesoło - Ale chyba nie myślisz, że to tylko zabawa, mam nadzieję. Bo widzisz, nie jest. To jest przede wszystkim naprawdę wielka odpowiedzialność. Choć nie zaprzeczam, daje nam to też naprawdę wiele satysfakcji.
- Przede wszystkim dlatego, że udaje nam się przy rozwiązaniu zagadki tak zrobić, aby tego zła mniej było na świecie - powiedział Ash.
Pikachu i Buneary zapiszczeli wesoło na znak potwierdzenia jego słów.
Agnes uśmiechnęła się zadowolona, kiedy tylko to usłyszała. Najwidoczniej tak właśnie wyobrażała sobie pracę detektywa i bardzo zachwycona była tym, że jej podejrzenia się potwierdziły.
Zaczęliśmy powoli iść przed siebie, przy okazji rozmawiając.
- Prowadzimy sprawę twojej przyjaciółki, Diany - rzekł Ash.
Agnes zasmuciła się, jednocześnie jednak na jej twarzy widać było coś, jakby ulgę z powodu tego, co usłyszała.
- A więc prowadzicie jej sprawę. Jak to dobrze. Przyznam się wam, że to jest naprawdę straszne. Tak dręczyć biedną dziewczynę. Mało już się na nią zwaliło? Ten wypadek siostry, która tak bardzo kocha i z która zawsze była blisko. A teraz jeszcze i to. Nie wiem, jak można mieć sumienie, aby gnębić tak niewinną kobietę.
A więc to nękanie jest prawdą, pomyślałam sobie. Co prawda, mój ukochany jakoś nie bardzo dowierzał w podejrzenia pana prezesa wydawnictwa o tym, aby Diana mogła sobie wymyślić wszystko i nie była wcale nękana, ale ja miałam w tej sprawie pewne wątpliwości. Teraz jednak je straciłam. Zatem ktoś naprawdę gnębił tę biedną pisarkę. Chociaż szybko przyszła mi do głowy inna myśl, dużo bardziej mroczna. Możliwe, że wszystkie te napisy na ścianie i drzwiach oraz wybicie okna zorganizowała sama Diana, aby zrobić sobie reklamę. Oj tak, to niestety także było możliwe. Ostatecznie przecież mogła ona sama wypisać te podłe teksty na swoim domu i upozorować nękanie samej siebie. Tak mogło być. Jednak Ash nie sprawiał wrażenia przekonanego o tym. Albo może nie przyszło mu to do głowy? Uznałam, że po rozmowie z Agnes powinnam mu o tym wspomnieć.
- Czyli, jeśli dobrze rozumiem, widziałaś dowody nękania twojej przyjaciółki - powiedział Ash.
- Oczywiście, że widziałam - odpowiedziała mu Agnes - Byłam świadkiem, jak Diana znalazła na swoich drzwiach napis „Oszustka”.
- Oszustka? - zapytałam zaskoczona.
- Tak, właśnie taki. Diana wam nie mówiła, jaki to był napis?
- Nie. Uznała, że to nie jest ważne.
- Rozumiem. To znaczy, nie rozumiem, bo tak naprawdę to wszystko jest dla mnie naprawdę dziwne. Nie rozumiem, co ona wyprawia. Ja na jej miejscu bym od razu poszła na policję, gdyby mnie ktoś zaczął nękać. Rozumiem oczywiście ten argument, że nie ma za wielkiej szansy na to, aby odkryć, kto pomalował jej drzwi i po co, ale przecież nie można tego tak zostawić. Bo zostawienie czegoś takiego bez echa tylko sprawi, że oprawca tylko się rozbestwi.
- No i się rozbestwił, o ile dobrze wiem - powiedział Ash.
- Zgadza się. Rozbestwił się i to jak! - zawołała załamanym głosem Agnes - To było zresztą do przewidzenia. Ten drań, ktokolwiek to jest, poczuł, że policja go nie szuka, więc pozwolił sobie na znacznie więcej. Nie tylko znowu wypisywał jej obraźliwe słowa na drzwiach, ale jeszcze dodatkowo, jakby tego było mało, wybił jej raz szybę w oknie kamieniem. Byłam wtedy u Diany, kiedy to się stało. To było po prostu straszne. Przestraszyłam się. A ona nadal nie chciała iść na policję, bo jak powiedziała, oni i tak go nie znajdą, bo weź tu znajdź jedną osobę z anonimowego tłumu, której nikt nawet nie widział. Może i ma rację, ale ja uważam, że nie wolno nigdy czegoś takiego zostawić.
- Uważam, że masz rację - powiedział Ash, zachowując się tak, jakby cała ta sprawa była nam doskonale znana - Ale co poradzić? Nas Diana też nie chce w tej sprawie słuchać.
Agnes westchnęła ponuro na znak, że doskonale rozumie, o czym on mówi.
- No i sami widzicie. I jak my niby mamy jej pomoc, skoro ona sama nie chce tej pomocy? Albo w ogóle nie wierzy w to, aby ona mogła się udać. Ale naprawdę sami powiedzcie, czy ona nie jest głupia? Ktoś ciągle jej wypisuje „Oszustka” na drzwiach, wybija jej szybę kamieniem, a zaraz potem pisze na ścianie „Tu mieszka oszustka”. A ona co robi? Nic nie robi.
- To rzeczywiście dziwne - powiedziałam, chociaż myśli moje krążyły wokół czegoś zupełnie innego niż to, co ona mówi.
Nie dawał mi spokoju napis, jaki został wypisany na drzwiach i na ścianie w domu Diany. Dlaczego ktoś jej zarzucał, że jest ona oszustką? Nie, chyba jednak to nie mogła napisać sama Diana. Gdyby ona chciała upozorować to, że ktoś ją nęka i próbowała dzięki temu zyskać reklamę, to raczej by nie pisała o sobie „Oszustka”. Prędzej by się nazwała kobietą lekkich obyczajów, podłą kreaturą czy jakoś tak. Ale raczej nie oszustką. Nie, to raczej mi się ze sobą nie klei. Ale powiem o tym Ashowi, kiedy już będziemy sami, pomyślałam sobie.


Tymczasem Ash zadawał dalej pytania Agnes. Pytał ją, jak się zachowywała Diana, gdy zobaczyła te napisy na swoich drzwiach, czy kogokolwiek Agnes może podejrzewać o to wszystko, czy kogoś typuje na podejrzanego itd. Ale niestety, ku mojemu wielkiemu rozczarowaniu, dziewczyna nic na ten temat nie wiedziała i nie miała wobec nikogo żadnych podejrzeń. Ku mojemu zdumieniu, Ash jednak wcale nie wydawał się być tym, co ona mówi zawiedziony. Wręcz przeciwnie, sprawiał na mnie wrażenie bardzo zadowolonego, jakby usłyszał właśnie to, czego chciał się dowiedzieć. Pytał także o relacje Diany z jej siostrą Irene.
- Były bardzo dobre - odpowiedziała mu Agnes - Diana ma zawsze relacje z siostra takie, jakie relacje powinno się mieć z tak bliską osobą.
- Czy to prawda, że one obie pisały wspólnie książki?
- Tak, choć nie wiem, która więcej włożyła w to pisanie, a która mniej. Ale to nie ma najmniejszego znaczenia. Obie super sobie radziły jako duet pisarski. Tylko Irene nieco mnie dziwi niekiedy w swoim zachowaniu, bo widzicie, na książkach jest zawsze tylko nazwisko Diany. Nigdy Irene. Nie wiem, dlaczego. Kiedyś nawet o to zapytałam Irene, ale ona mi odpowiedziała, że nie ma śmiałości być pisarką i to znana. Że boi się tych wszystkich konferencji, tych spotkań z fanami itd. Ja tam sobie myślę, że ona jest skrajną introwertyczką. Wiecie, zamkniętą w sobie, która się nieco boi ludzi. A w każdym razie wielkich tłumów. Tego to się na pewno boi.
- Ale mimo to znalazła sobie męża.
- Tak, Cyril to naprawdę kochający mąż. Gdybyście widzieli, jak on przeżył to, że Irene miała ten wypadek. Nie ma dnia, aby nie bywał przy jej łóżku. Nieraz tam siedzi po całych godzinach i nie wychodzi. Oczywiście tylko wtedy, kiedy ma wolne lub ma mniej pracy. To musi być prawdziwa miłość.
- A Diana lubi swojego szwagra?
Tutaj Agnes nieco się zmieszała i odpowiedziała:
- No cóż... Nie chciałabym powtarzać tutaj plotek, ale wiecie... Jeśli chodzi o te ich relacje, to niektórzy mają co do nich poważne wątpliwości.
- Jakich wątpliwości? - zdziwiłam się.
- Czy są one prawidłowe - odpowiedziała mi Agnes - Bo widzicie, kiedy tylko się on pojawił w życiu Irene, Diana zrobiła się zazdrosna. To oczywiście jeszcze by nie było niczym niezwykłym, bo siostry bywają o siebie zazdrosne, zwłaszcza, kiedy mają ze sobą dobre relacje. Ale widzicie, niektórzy nasi znajomi gadali, że Diana sama się kochała w Cyrilu i to dlatego tak go nie lubiła. Niektórzy nawet są przekonani, że od popadnięcia Irene w śpiączkę, oboje mieli romans.
- Ale to nieprawda?
- Tego nie wiem, ale nie wierzę w ten romans. Ale za to nieco mnie niepokoi to, jak Diana reaguje na widok szwagra. Bo widzicie, wyraźnie go nie lubi, wręcz mu okazuje niechęć. Jakby miała do niego jakiś uraz. To jednak jest niepokojące, nie sądzicie?
Przyznaliśmy jej rację. Ale ponieważ Agnes nie miała nam już nic mądrego do powiedzenia, co mogłoby nam się przydać, pożegnaliśmy ją, dziękując bardzo serdecznie za pomoc i poszliśmy do siebie. Po drodze zaś, rozmawialiśmy na temat tego, co właśnie usłyszeliśmy.
- Co o tym wszystkim sądzisz? - zapytałam Asha.
- Nie jestem pewien, ale to wszystko mi się wydaje dość podejrzane - odparł na to mój ukochany mąż - Przyznam ci się, że coraz mniej ufam naszej klientce.
- Słuchaj, a nie brałeś pod uwagę, że ona może udawać, że ktoś ją nęka? No wiesz, aby zrobić reklamę swojej książce? Choć to słowo „Oszustka” nie do końca mi tu pasuje, bo chyba nie rzucałaby na siebie samą takich oskarżeń. Bo wiesz, nie daj Boże jeszcze ktoś zacząłby się tym interesować, a potem wokół niej węszyć, a wtedy to by mógł odkryć o niej kilka niemiłych spraw.
Ash uśmiechnął się do mnie delikatnie i odpowiedział:
- Tak, rozważałem taki temat, ale zgadzam się z tobą, że ta „Oszustka” tu mi nie pasuje. Gdyby chciała zrobić sobie reklamę w taki sposób, raczej by aż takiego mocnego kalibru na sama siebie nie stosowała. Chyba, że jest stuknięta.
- A jeżeli jest?
- Sam nie wiem. To możliwe, ale jak dla mnie, jakoś za dużo tu jest wielkich nieścisłości, aby miało się ze sobą łączyć w całość.
Chwile potem usiedliśmy sobie na ławce, aby odpocząć. Oczyściliśmy sobie ją ze śniegu i kontynuowaliśmy rozmowę.
- Istnieją cztery możliwości wyjaśnienia w tej sprawie. I każda z nich musimy odpowiednio rozważyć.
- Cztery możliwości? Jakie? - zapytałam.
Pikachu i Buneary zapiszczeli pytająco. Ash przeszedł zaś do wyjaśnień.
- Pierwsza jest taka, że albo ktoś nęka Dianę, a ona podłapała to potem i sama pisze do siebie anonimy z żądaniem okupu, aby zrobić wokół siebie szum. Albo też odwrotnie, nękanie było udawane, ale żądanie okupu jest prawdziwe. Druga zaś możliwość jest taka, że ktoś nęka Dianę, a druga osoba, zupełnie od tej pierwszej niezależna, żąda od niej pieniędzy. Trzecia zaś, że Diana to wszystko wokół siebie sama sfabrykowała i nic jej tak naprawdę nie zagraża.
- To by najlepiej tłumaczyło, dlaczego nie chce zawiadomić policji.
- Otóż to. I wreszcie czwarta, najciekawsza ze wszystkich. Nękanie jest jak najbardziej prawdziwe. Jedna i ta sama osoba wybija jej kamieniem szybę w oknie, potem wypisuje te wszystkie napisy na ścianie i drzwiach, a wreszcie zaczęła jej wysyłać anonimy i żądać od niej pieniędzy. I co gorsza, ta osoba może być wśród przyjaciół Diany. Może być to ktoś, kogo ona nie podejrzewa nawet o to wszystko.
- Wobec tego, czemu nie idzie na policję?
- Bo może po prostu nie wierzyć w ich skuteczność i tyle.
- Ale dlaczego coś przed nami ukrywa? I zresztą nie tylko przed nami. Agnes, jej jedyna przyjaciółka też nie wie wszystkiego. Wie o tym, że ktoś jej pisze napisy na drzwiach i na ścianach, ale nie powiedziała nam nic o anonimowych ani o tym, że ktoś żąda od niej okupu. Diana nic jej o tym nie mówi.
- Nam też by nic nie powiedziała, gdyby nie to, że John Scribbler przez czysty przypadek znalazł jeden z anonimów do niej.
- No właśnie! To wszystko nie wydaje ci się podejrzane?
- I to bardzo, Serenko! I to bardzo! Niestety, w tej sprawie jak dotąd jest za dużo pytań, a za mało odpowiedzi. Będziemy musieli się bardzo mocno wysilić, aby to wszystko zrozumieć.
Delikatnie dotknęłam jego dłoni i uśmiechnęłam się do niego życzliwie.
- Czyli w zasadzie nic nowego, kochanie. Spokojnie, jestem pewna, że nam się uda rozwiązać tę zagadkę.
- No pewnie, że rozwiążemy tę zagadkę - odpowiedział mi Ash, czule się do mnie uśmiechając - Obawiam się tylko, że może nam to zająć nieco czasu.
- Owszem, ale cóż... Nie ma co, takie nasze życie detektywów.
- Ano właśnie. Takie nasze życie. Ale ważne, że wybraliśmy je sobie sami i to dobrowolnie. To zawsze jakaś pociecha.

***


Wróciliśmy potem do domu, gdzie zjedliśmy obiad, przygotowany nam przez Clemonta i Dawn, po czym opowiedzieliśmy, co robiliśmy i trochę z tego, co się dowiedzieliśmy. Pominęliśmy jednak przy tym kilka aspektów, głownie zaś nasze własne podejrzenia względem Diany. Woleliśmy, aby nasi przyjaciele nie byli oni uprzedzeni do naszej klientki, a ponadto nie chcieliśmy rzucać podejrzeniami bez żadnych dowodów. Jednak wypytywaliśmy naszych przyjaciół, czy może odkryli coś ciekawego. Niestety, wiadomości nie były zbyt pomyślne.
- Przeszukałem dokładnie Internet na temat Diany i jej powieści - powiedział do nas Max - Nie ma co, babka posiada prawdziwy talent i dodatkowo jeszcze się umie odpowiednio wypromować.
- I dodatkowo nie było nigdy żadnych skandali związanych z jej książkami - dodała Bonnie - Ani innych takich sytuacji. Jak dotąd, to promocje jej kryminałów były zawsze bardzo spokojne.
- A wy, kochani, sprawdziliście szczegóły wypadku jej siostry?
To pytanie skierowałam ja do Clemonta i Dawn.
- Tak, byliśmy u kapitan Jenny. Wygrzebała dla nas akta tej sprawy - odparł na to Clemont.
- Kilka godzin to czytaliśmy - dodała z wyrzutem Dawn.
- Doceniamy wasze starania, siostrzyczko - zachichotał Ash - Ale wybacz, tak to już jest, że praca detektywa wymusza na nas pewne poświęcenia. Takie choćby jak to czytanie przez kilka godzin nudnych akt policyjnych.
- No, nudne to one nie były - stwierdził Clemont.
- Mów za siebie - mruknęła Dawn.
- Wręcz przeciwnie, zawierały one naprawdę sporo ciekawych faktów - mówił dalej nasz wynalazca, nie przejmując się zrzędzeniem swojej ukochanej - Wiemy z nich, że jakiś dziki Pokemon wlazł do silnika samochodu Irene i mocno pogryzł jej kable, a konkretnie to przewody hamulcowe.
- Dziki Pokemon? To ciekawe - powiedział zaintrygowany Ash - Ale to nie jest chyba za częste zjawisko.
- Niestety, zdarza się. Zwłaszcza, jeżeli ktoś zostawi samochód na zewnątrz, a nie w garażu - odpowiedział mu Clemont.
- Skąd wiadomo, że to był Pokemon, a nie np. celowe przecięcie nożem?
- Bo ślady, jakie zostały na kablach wskazują wyraźnie na to, że to zrobił jakiś dziki Pokemon.
- Czy odkryto, jaki?
- Nie do końca, ale podejrzenia są takie, że to musiał być jakiś dziki Raticate.
Max i Bonnie wyraźnie zainteresowali się tym, co właśnie powiedzieli nasi przyjaciele.
- Raticate? - zapytał Max - Jesteś pewien, że właśnie ten Pokemon?
- No, całkowitej pewności nie ma, ale na prawie sto procent to jest właśnie ten gatunek Pokemona - odpowiedział Clemont, patrząc uważnie na naszego drogiego hakera - A dlaczego pytasz?
- Bo byliście dzisiaj z Bonnie na spacerze i widzieliśmy taką dziwną, bardzo dziwną sytuację - wyjaśnił Max.
Zainteresowani spojrzeliśmy na niego i na Bonnie, pytając, co mają na myśli.
- Widzieliśmy Dianę, jak chodzi po parku i rozmyśla - powiedziała Bonnie - A potem z jakiegoś zaułka wyszła jakaś dziewczynka ze swoim Raticatem. I on był początkowo bardzo spokojny, aż nagle zobaczył Dianę. Wtedy wściekły zapiszczał i skoczył na nią, przewrócił ją i chciał ugryźć. Interweniowaliśmy więc i Dedenne go poraził prądem, to odpuścił sobie. Jego trenerka zaraz go złapała i odeszła z nim zapłakana, przepraszając nas za wszystko.
Ta historia wydała mi się bardzo interesująca i tajemnicza jednocześnie. Ash był wyraźnie tego samego zdania, ponieważ nie odrywał wzroku od Bonnie, kiedy nam to wszystko opowiadała, a dodatkowo znowu zaczął sobie masować palcami podbródek, co było wyraźnym znakiem, iż ta sprawa bardzo go intryguje. W końcu zaś powiedział:
- To ciekawe. Dlaczego obcy Pokemon atakuje Dianę? Coś mi mówi, że ona go musi znać.
- No właśnie. Dziki Pokemon może zaatakować człowieka, gdy ten niechcący wejdzie na jego teren - zauważył Clemont - Ale nie zaatakuje człowieka Pokemon, który należy do kogoś. Chyba, że na polecenie swego trenera. Ale w tym wypadku nie było takiego polecenia.
- Nie było, naprawdę! - zawołała Bonnie.
- W takim razie ten Pokemon musi ją znać - powiedział Ash - A ona musiała mu kiedyś zrobić coś bardzo złego, skoro ją zaatakował.
- Diana temu zaprzeczyła - zauważył Max - Zapytaliśmy ją o to, ale ona nam mówi, że nie wie, o co nam chodzi, bo pierwszy raz widzi tego stwora. No i sobie potem poszła.
To wszystko było dla nas naprawdę intrygujące, ale nie mieliśmy za bardzo czasu o tym myśleć, ponieważ zadzwonił nagle telefon, który oderwał nas od myśli o tej sprawie. Ash podszedł do niego, rozmawiał przez niego jakąś chwile, a potem powrócił do nas i powiedział:
- Kochani, szykujcie się! Diana dostała właśnie list ze szczegółami, gdzie i w jaki sposób ma dostarczyć okup. Pora, żebyśmy wkroczyli do akcji.


C.D.N.

Przygoda 129 cz. II

Przygoda CXXIX Tytanio, wio! cz. II Lot trwał długo. Ash nie liczył, jak długo, ponieważ odkąd tylko opuścił tak bardzo mu bliskie Gotham Ci...