Najpotężniejszy wróg cz. II
Pamiętniki Sereny c.d:
Tej nocy spało mi się naprawdę dobrze, choć miałam dość dziwny sen. Byłam w nim na jakiejś dużej polanie, na której rosło mnóstwo kwiatów. To miejsce było bardzo piękne i czułam w nim się tak, jakbym była w jakiejś kolorowej bajce. Wszystko dookoła było w jasnych, przyjemnych barwach, nic tylko wesoło biegać i skakać albo też po prostu położyć się na trawie w ciepłych promieniach słońca, zamknąć oczy i marzyć. Zapewne właśnie to bym zrobiła, gdybym nagle nie usłyszała dobiegających z dość daleka jakiś głosów. Kierowana ciekawością postanowiłam udać się w stronę z której one dochodziły. Gdy tylko to zrobiłam, to ujrzałam samotne drzewo, a obok niego jakąś parę. Składali się na nią chłopak o ciemnych blond włosach, w czarnej bluzie, ciemno czerwonych spodniach i ciemnych butach, a także urocza dziewczyna. Miała długie, czarne włosy, niebieską sukienkę, czarne rajstopy i tenisówki tej samej barwy. Oboje trzymali się za ręce i patrzyli sobie w oczy, jakby świat wokół nich nie istniał. Owa scena wydawała mi się bardzo romantyczna i przypominała mi moje chwile z Ashem. Nie chcąc im przeszkadzać postanowiłam odejść, lecz oboje nagle zwrócili wzrok w moja stronę i zaczęli mi się przyglądać. Zanim jednak ja zdążyłam im się lepiej przyjrzeć, obudziłam się.
Swoją drogą, ten sen był naprawdę bardzo dziwny. Nigdy przecież nie widziałam tych dwojga, więc skąd nagle wzięli się w moim śnie? Z drugiej jednak strony oboje mieli w sobie coś znajomego. Ech! Nie ma co, życie detektywa jest pełne zagadek i to nawet w wydawałoby się tak prozaicznej sprawie, jak ludzki sen. A przy okazji ciekawe, jak taki sen wytłumaczyłby sennik egipski?
Moje rozmyślania na ten temat musiały jednak zejść na dalszy plan, bo ważniejsze teraz było to, gdzie się znajdowałam. Nie był to pokój w domu Asha, w którym już od dawna razem mieszkamy. To był mój pokój w moim rodzinnym domu w mieście Vaniville! W każdym razie tak się wydawało na pierwszy rzut oka, bo kiedy mu się bliżej przyjrzałam, to zauważyłam, że jest on do niego jedynie podobny, ale posiadał wręcz dość poważne różnice. Przede wszystkim był on większy i miał mniejsze okno, zaś widok za nim ostatecznie przekonał mnie, że nie znajdowałam się w rodzinnym Kalos. W oddali widziałam bowiem morze, a przecież w najbliższej okolicy mojego rodzinnego domu był las i to na niego miałam widok z okna. Wniosek więc był oczywisty: znowu ktoś mnie porwał.
Szczerze mówiąc, to nie czułam w tym momencie strachu ani złości. Raczej znużenie i spore zażenowanie. Bo naprawdę miałam już serdecznie dość bycia ciągle porywaną przez nieznanych sprawców. Poza tym czułam się źle, że przeze mnie Ash musi wciąż narażać życie, aby mnie ocalić z rąk jakiegoś świra. Kiedyś moim najczęstszym porywaczem był, jak zapewne wam dobrze wiadomo, Arlekin vel Kevin McBrown, kuzyn Asha ze strony matki, będący przy okazji szalonym geniuszem pracującym dla Giuseppe Giovanniego. Starał się za wszelką cenę mnie zdobyć, gdyż przypominałam mu jego zmarłą ukochaną Renę. No i nienawidził też Asha, ponieważ (jak to uparcie twierdził Kevin) ten zniszczył mu życie oraz odebrał miłość ojca. Dobrze wiemy, że to była nieprawda, sam zaś Arlekin w końcu pogodził się z Ashem i zrozumiał, że nie jestem jego Reną. Niestety, niedługo po tym zginął, naprawiając ostatecznie wszystkie swoje błędy.
Porwała mnie także podła kapłanka Kali, która chciała mnie złożyć w ofierze swej imienniczce, czyli hinduskiej bogini śmierci. W pewnym sensie uprowadził mnie też ten psychol Cary Grenet. Chociaż, gdybym nie poznała jego sekretu, to może wtedy nie zrobiłby mi krzywdy. Ale czy wiadomo, co byłoby później? No i ostatnio porwał mnie Zodiak - jak na razie najgorszy psychol z nich wszystkich. To były najważniejsze porwania mojej osoby w ciągu ostatnich kilku lat, że nie wspomnę tutaj o innych, sporadycznych przypadkach mojego porwania, jak chociażby wtedy, kiedy razem z Misty przeszkodziłyśmy w misji jednemu kłusownikowi, a ten za to uwięził nas i na polecenie Giovanniego miał zabić i pewnie by to zrobił, gdyby nie to, że w ostatniej chwili przyszedł nam z pomocą Ash.
Krótko mówiąc, byłam w ciągu naszych detektywistycznych przygód kilka razy porywana i czasami czułam się jak ta księżniczka z całej serii gier o braciach hydraulikach Mario i Luigim, która ciągle była porywana i ciągle obaj główni bohaterowie musieli rzucać swoje obowiązki i ratować tę durną dziewuchę, która pomimo bycia księżniczką (i to oczywiście bogatą) jakoś nie potrafiła zainwestować w porządną ochronę i ciągle dawała się porywać, przez co obaj bracia jako hydraulicy raczej niewiele zarabiali, bo przecież ciągle ją ratowali z rąk wrogów, zamiast siedzieć w warsztacie i zarabiać na życie w zawodzie, którego się wyuczyli.
Podsumowując więc, wtedy właśnie poczułam się przez chwilę jak ta księżniczka, bo przecież kolejny raz zostałam porwana i kolejny raz Ash był zmuszony mnie ratować. Tym razem jednak byłam zupełnie swobodna i to jeszcze w całkiem miłym pokoju, podobnym (jak już mówiłam) do mojego. Ktoś, kto go tak przygotował, musi mnie dobrze znać i wiedzieć, co lubię, pomyślałam sobie. Tylko kto to taki? Czyżby kolejny Arlekin? Nie ma co, trzeba było to sprawdzić i dlatego też postanowiłam lepiej rozejrzeć się po miejscu, w którym się znalazłam. Tylko tak mogłam zdobyć odpowiedzi na dręczące mnie pytania. Dostrzegłam drzwi, które na szczęście były otwarte, jednak zamiast wyjścia na korytarz, znalazłam ładnie urządzoną łazienkę z wszystkim niezbędnymi przyborami. Było też wiele lubianych przeze mnie kosmetyków. Czułam się coraz bardziej niespokojna i jak sami przyznacie, miałam ku temu coraz więcej powodów, jednak nie ma co szukać śladów mając na sobie tylko piżamę, więc postanowiłam najpierw skorzystać z tej, bądź co bądź, bardzo ładnej łazienki.
Odświeżona wróciłam szybko do pokoju i tu czekała na mnie kolejna niespodzianka. Zastałam elegancko zastawiony stół, na którym czekało na mnie śniadanie. Chrupiące świeże rogaliki, marmolada, a do tego jeszcze i gorące kakao. Innymi słowy moje ulubione śniadanie z dzieciństwa. Ponad to przygotowane było także jedzenie dla moich Pokemonów, które (jak to zdążyłam zauważyć) mój porywacz zabrał wraz ze mną. Uznałam wówczas, iż nie będę przecież szukać śladów z pustym żołądkiem, a poza tym też nie chciałam urazić mojego, dość uprzejmego porywacza. Wypuściłam zatem swoje Pokemony i zabraliśmy się do jedzenie. Oczywiście przeszło mi przez myśl, że to jedzenie może być czymś nafaszerowane i dlatego poprosiłam Braixena, aby swoim węchem sprawdził, czy nie wyczuwa w nim czegoś podejrzanego. Gdy jednak mój drogi przyjaciel nic nie wyczuł, to uznałam, że jedzenie jest w porządku i takie też było. Prócz tego smakowało wręcz bajecznie. Jedząc je coraz bardziej czułam, że mam teraz do czynienia z naśladowca Arlekina, z tą tylko różnicą, iż tamten zostawiał mi za każdym razem jakieś liściki z wiadomością, a ten gość nie zrobił tego.
Gdy już skończyliśmy śniadanie zauważyłam, że w pokoju pojawiły się kolejne drzwi. Teraz już musiały prowadzić na zewnątrz. Schowałam swoje Pokemony do ich pokeballi, zostawiając przy sobie jedynie Braixena, po czym razem ruszyliśmy do wyjścia.
- Bądź lepiej bardzo czujny, Braixen! Nie wiadomo w czyjej gościnie się znaleźliśmy. To wszystko wygląda bardzo pięknie, jak w baśni o Pięknej i Bestii, ale życie to przecież nie jest baśń i ktoś, kto bawi się w takie hece musi chcieć czegoś w zamian za swój trud i coś mi mówi, że forma zapłaty, jakiej z pewnością ode mnie zażąda, raczej mi się nie spodoba. Dlatego w razie czego bądź gotowy do walki.
- Brai-brai-xen! - odpowiedział mi mój starter i wziął do łapki swój kijek, na którym pojawił się płomień.
Tak zabezpieczeni wyszliśmy oboje z pokoju. Wówczas zobaczyliśmy dość długi korytarz. Gdy wahałam się, w którą stronę mam iść, usłyszałam w głowie głos mówiący mi, żebym poszła w prawo. Wskazywało to na to, że mój porywacz był telepatą. Nie wiedziałam, czy powinnam go słuchać, ale ostatecznie postanowiłam posłuchać tajemniczego głosu, jednocześnie zachowując przy tym wszelkie środki ostrożności. Ja i Braixen poszliśmy więc w prawo i szliśmy tak długo, aż doszliśmy do schodów prowadzących w górę. Nie mając przed sobą innej opcji, zaczęliśmy po nich iść. W końcu ukazały nam się dość spore drzwi bez żadnych zdobień. Wystarczyło lekkie pchnięcie, aby je otworzyć. Pchnęłam je więc i już po chwili ja oraz mój Pokemon znaleźliśmy się w pomieszczeniu, które już znałam z moich snów. Była to ta sama Wielka Sala, w której trzy lata temu Nieznajomy Chłopak ukazał mi wizje mojej przyszłości. Dostrzegłam w niej znajome mi lustro, w którym widziałam tamte obrazy. Chwilę później drzwi od sali zamknęły się i chociaż przerażona próbowałam je otworzyć, to niestety, nie dało się tego zrobić.
- No i jesteśmy w pułapce. Po prostu wspaniale - westchnęłam.
- Brai-brai! - zapiszczał mój starter.
- Hmm... Możemy spróbować. Dobrze, Braixen! Użyj...
Nie dane mi było dokończyć, gdyż usłyszałam znajomy mi już głos, który grzecznym tonem powiedział:
- Witaj, Sereno. Cieszę się, że tutaj przyszłaś. Czekałem na ciebie. I za pozwoleniem, mój drogi Braixenie, ale atak nie będzie konieczny.
Obejrzałam się i dostrzegłam postać Mrocznego Chłopaka, który nie tak dawno ocalił mnie przed Zodiakiem, a wcześniej ukazał mi wizje mojej przyszłości, co przypomniał mi niedawno we śnie. Ale czemu teraz mnie uwięził?
- Bardzo przepraszam, Sereno, że zabrałem cię tu wbrew twojej woli, ale niestety, to było konieczne.
- Serio? - spytałam bardzo ironicznie - A czemuż to? Trzy lata temu przyprowadziłeś mnie tu w podobny sposób. Z tą tylko różnicą, że wtedy byłam tego świadoma. W jakim celu zrobiłeś to tym razem?
- Czas, żebyś poznała odpowiedzi na wiele pytań Sereno. Chcę ci ich udzielić, abyś wszystko dobrze zrozumiała. Te tajemnicze wydarzenia, jakie miały ostatnio miejsce, zostaną dziś wyjaśnione.
- Tak? - spytałam zaciekawiona - Powiesz mi, dlaczego tak ci zależało na rozwoju mojego związku z Ashem? I czemu niedawno uratowałeś mnie przed Zodiakiem? Choć tak prawdę mówiąc, to za to ostatnie chciałam ci podziękować. Gdyby nie ty, to ten wariat...
- To był mój obowiązek, Sereno. Musiałem czuwać nad tobą i Ashem, żeby żadne niespodziewane zdarzenie nie zniszczyło waszego szczęścia - odpowiedział mój gospodarz i dodał już czulszym głosem: - Cieszę się, że nic ci się nie stało, Sereno. Nie darowałbym sobie tego nigdy, gdyby ten świr cię skrzywdził.
Prawdę mówiąc, to jego ton nieco mnie zaskoczył. Ten gość był wobec mnie bardzo uprzejmy, uratował mnie przed Zodiakiem, ale teraz cieszy się z tego tak, jakby czuł do mnie coś więcej niż tylko uczucie przyjaźni.
- Kiedy opowiem ci moją historię, to wszystko stanie się jasne. Wiedz jednak, że od czasu naszego spotkania w Kalos nadal pilnie obserwowałem ciebie i Asha. Jakiś czas po ukazaniu ci wizji przyszłości, podobną wizję ukazałem Ashowi. Oczywiście, droga jego kariery różniła się od twojej i to sporo, bo ty dokonałaś już swego wyboru, zaś on wtedy się jeszcze wahał.
- Kiedy dokładnie ukazałeś mu te wizje?
- Wtedy, kiedy Ash leżał w szpitalu po tym, jak uratował cię przed Sharpedo.
- Zaraz! To było wtedy, kiedy ja...
- Zgadza się, Sereno - odpowiedział mi chłopak z wielkim uśmiechem na twarzy - Choć prawdę mówiąc, to nawet po zobaczeniu obu wizji Ash się jeszcze wahał, ale to ty pomogłaś mu podjąć właściwą decyzję. Ty i twoja miłość do niego.
Muszę przyznać, że poczułam w sercu przyjemne ciepło. Przypomniało mi to sytuację zaraz po zobaczeniu przeze mnie tych wizji. Wtedy właśnie Ash swoją troską o mnie pomógł mi się zdecydować. Teraz okazuje się, że ja podobnie zmotywowałam jego.
- To wszystko było możliwe tylko dlatego, że oboje darzycie się tak wielkim uczuciem - powiedział po chwili chłopak - Gdyby jedno z was nie odwzajemniało go, to moja rola tutaj byłaby zbędna. Oczywiście, mógłbym sztucznie pobudzić uczucie u Asha, ale to nie zdałoby się na nic.
- Wybacz, ale teraz nie rozumiem o czym mówisz - powiedziałam zdumiona - Możesz mi powiedzieć o co w tym chodzi?
- Tak, Sereno. Otóż wasze uczucie ma tak wielką siłę tylko dlatego, że jest prawdziwe, naturalne. Oboje rozwijaliście je i pielęgnowaliście pomimo przeciwności losu.
- To prawda, tylko powiedz, czemu tak ci zależy na naszym szczęściu? To znaczy jeden powód już mi wyjawiłeś. Ale czy są jakieś inne?
- Owszem, jest jeszcze jeden powód.
- A jaki?
- A taki, że wasze uczucie przypomina mi to, które łączyło mnie i moją ukochaną. Jest tak samo silne, głębokie i bardzo piękne. I tylko ono może mi pomóc.
- Ale w czym może ci pomóc miłość moja i Asha?
- W pokonaniu Złam, oczywiście - powiedział poważnie chłopak.
Te słowa naprawdę mnie zamurowały. Więc ów gość zadał sobie cały ten trud po to, abyśmy teraz pomogli mu zniszczyć tego potwora. Ale w jaki niby sposób mieliśmy to zrobić? Już miałam zadać mu to pytanie, gdy nagle coś mnie tknęło. Skoro ten chłopak mówi, że chce pokonać Zło, to znaczy, że... To musi być On.
- Powiedz mi, proszę, czy odpowiesz mi na wszystkie moje pytania?
- Tak, Sereno. Poznasz odpowiedzi na wszystkie swoje pytania.
- Dobrze - postanowiłam zagrać otwarcie - Więc powiedz mi najpierw, kim naprawdę jesteś... Maćku. Bo domyślam się, że to ty jesteś Maciek z Łeby, prawda?
Słysząc to imię chłopak uśmiechnął się lekko, po czym otoczyła go jasna poświata. Jednocześnie zniknęła panująca wokół niego ciemna aura, jego oczy stały się fioletowe, zaś twarz nabrała trochę innych rysów, dzięki czemu już nie miałam żadnych wątpliwości, że oto stał przede mną Maciek, którego ja i Ash poznaliśmy w Łebie.
- Dobrze się domyśliłaś, Sereno. To ja jestem Maćkiem, którego tak się obawiałaś w Łebie. Jestem także tym tajemniczym przyjacielem Mewtwo, który pomagał wam w Bitwie o Kanto oraz podczas ostatnich dwóch intryg Malamara. Tych w które zamieszane było Zło.
- I tym, który wypuścił wiedźmę Morganę - warknęłam, a po chwili dodałam łagodniej - Ale przy okazji też ratując mi przy tym życie.
- I ostatnio jeszcze ocaliłem cię przed Zodiakiem, ale to tylko szczegół - dodał Maciek, mrugając przy tym okiem.
- Ja i Ash podejrzewaliśmy to od jakiegoś czasu, że Maciek i nasz tajemniczy nieznajomy ze snów to jedna i ta sama osoba, ale w obu swoich wcieleniach wyglądałeś inaczej, co nas trochę zmyliło.
- Gdy spotkałem was w Kalos, a potem odwiedziłem w waszych snach, to przybrałem trochę inną postać niż ta, którą tu widzisz.
- Dobrze, a więc teraz uporządkujmy fakty - powiedziałam - Najpierw ukazałeś mnie i Ashowi wizje naszej przyszłości, potem obserwowałeś nas cały czas, aż wreszcie, kiedy Zło skumało się z Malamarem, to wyszedłeś z ukrycia i pomagałeś nam w walce z nimi.
- Tak, ponad to pomogłem Mewtwo chronić wasze Pokemony przed mocą Malamara i brałem też udział w Bitwie jako jeden z trenerów.
Po tych słowach Maciek ponownie dokonał transformacji swojej osoby i przez chwilę ukazał mi się jako czarnowłosy chłopak, w typowym stylu trenera Pokemon. Gdy tylko mu się bliżej przyjrzałam, to przypomniał mi się pewnie typek, który wciągnął nas w pułapkę Malamara.
- Red!
Na widok owego osobnika przeraziłam się nie na żarty. Właśnie wtedy, gdy Beehyam pod kontrolą Malamara uśpił Asha, Red udając przyjaciela wciągnął mnie i moich przyjaciół w pułapkę. Owszem, doprowadził nas do Pokemona odpowiedzialnego za stan Asha, ale też ujawnił swoje prawdziwe plany i tożsamość. To właśnie ów straszny upiór, czy też demon nazywający siebie Złem był odpowiedzialny za wzrost mocy Malamara oraz pośrednio za jego intrygę z upiorem Kali, że nie wspomnę o chaosie jaki spowodował podczas Bitwy o Kanto. I oto Maciek, jak się okazuje, potrafi przybrać tę samą postać.
- Więc to ty jesteś tym potworem! - krzyknęłam po części ze złości, a po części ze strachu - Chciałeś zabić moich przyjaciół! Skrzywdziłeś Asha i chciałeś zabić nas oboje!
- Tak, Sereno, masz rację - przyznał Maciek smutnym tonem, wracając do swej poprzedniej postaci - Jestem potworem, ale to nie ja chciałem was zabić, tylko Zło.
- I mówisz to tak spokojnie?! Przecież, przecież...
- Sereno, Zło jest teraz uwięzione i nic ci już nie zrobi. Ale to moja wina, że wtedy omal was nie zniszczyło.
Miałam już naprawdę dość tej całej pokręconej historii. Emocje szalały w mojej głowie i chciałam po prostu uciec z tego miejsca. Jak najdalej od tego gościa, Zła i w ogóle jak najdalej stąd. Chciałam być razem z Ashem. Poczułam jednak, że wbrew zdrowemu rozsądkowi powoli zaczynam się uspokajać i przestają targać mną te wszystkie negatywne emocje. Czułam jedynie spokój i znów mogłam zebrać myśli.
- Co ty mi zrobiłeś? - spytałam zdumiona - Bo to na pewno jest twoja robota, mam rację?
- Tak. Umiem wpływać na emocje, uspokajać i wyciszać te negatywne oraz pobudzać pozytywne. Ale to nie jest zasługa mrocznych mocy, tylko moje własne umiejętności. Takie posiadają wszyscy moi rodacy.
- Dobrze więc, chociaż nadal mi się to wszystko nie podoba, to jednak wysłucham twojej historii. Ale uważaj! Jeśli coś mi się stanie, to Ash nigdy ci tego nie daruje!
- Wiem o tym dobrze i doskonale rozumiem i to lepiej niż myślisz. Ja też nie miałem skrupułów, aby pomścić swoją ukochaną.
- Pomścić? Czy to znaczy, że ktoś ją zabił?
- Tak - powiedział cicho Maciek - To było zabójstwo.
- Boże, ja naprawdę...
- Spokojnie, Sereno. Wszystko ci i tak opowiem. Zasługujesz na to, aby poznać całą prawdę o mnie. Wtedy i tylko wtedy zrozumiesz w pełni moje motywy. Ash i jego towarzysze też usłyszą tę historię.
- Więc mamy tu na nich zaczekać?
- Tak, lecz zacznę opowiadać już teraz. Dzięki laleczkom od Latias twoi przyjaciele wszystko usłyszą od razu.
- Ale jedynie Ash za pomocą tych laleczek może usłyszeć to, co ja słyszę - powiedziałam zdumiona - Chyba, że potrafisz jakoś wzmocnić czar laleczek.
- Dobrze rozumujesz, Sereno - odparł z uśmiechem na twarzy Maciek - Wzmocnię ich moc, dzięki czemu Dawn i Josh też wszystko usłyszą.
- Josh i Dawn? Więc to oni towarzyszą Ashowi?
- Tak, Sereno i uwierz mi, dzięki nim Ash zdoła łatwo przejść przez wszystkie próby, jakie czekają go w mojej wieży. A kiedy już to zrobi, to czeka go walka ze mną. I kiedy mnie pokona, to Zło zostanie pokonane.
- Ech, nadal mało z tego rozumiem - westchnęłam - Ale skoro i tak odpowiesz na moje pytania, to wtedy wszystko będzie miało sens.
- Dokładnie tak, Sereno. Pytaj więc śmiało.
- Dobrze. A zatem powiedz mi, proszę, kim naprawdę jesteś i jak masz naprawdę na imię?
- Tak jak ci mówiłem, pochodzę z innego świata. Jest on niezwykle piękny, a moi rodacy posiadają pewien przywilej, że jeżeli zechcą, to mogą śmiało odwiedzać inne światy. Zawsze też mogą wrócić, kiedy tylko tego zapragną. Później zaś opowiadają reszcie swoje przygody.
- A ten twój świat, jaki dokładnie jest? - spytałam zaciekawiona.
- Można powiedzieć, że jest to kraina wyciągnięta z najpiękniejszych marzeń sennych. Bardzo przypomina raj, a moi rodacy są charakterystyczni, bo nie ma w nich śladu zła czy negatywnych emocji. Oczywiście wiedzą, czym one są, lecz nie są w stanie ich odczuwać.
- To brzmi bardzo ciekawie - stwierdziłam - A jak wyglądają?
- W sumie podobnie do ludzi, tyle tylko, że nasze ciała są stworzone w połowie z materii a w połowie z ducha.
- Czy twoja zmarła ukochana też pochodzi z tego świata?
- Tak, oboje pochodzimy stamtąd. Wiesz, jest jeszcze jedna ciekawa cecha nas oraz naszych rodaków, cecha dotycząca miłości i związków: otóż przeznaczone sobie osoby rodzą się w tym samym momencie. Dosłownie w tym samym.
- Naprawdę? Nigdy o czymś takim nie słyszałam - byłam naprawdę zdumiona tą rewelacją.
- U nas to normalne. Przeznaczeni sobie chłopak i dziewczyna rodzą się dosłownie w tej samej chwili. I potem łączą się ze sobą na całe życie. Jak mówiłem, każdy posiada swoją druga połówkę i to od chwili swoich narodzin. Potem są już na zawsze razem, a kiedy tylko nasz czas w tamtym świecie dobiega końca, to nie umieramy tak jak wy, tylko w pewien sposób się odradzamy. Trudno mi teraz wyjaśnić ten proces.
- Mówiłeś, że twoi rodacy podróżują po różnych światach. Lubicie tak bardzo podróżować?
- Tak, po prostu jesteśmy ich ciekawi. Po powrocie zaś opowiadamy reszcie naszych rodaków swoje przygody, ale w moim przypadku wszystko wypadło inaczej - odpowiedział Maciek, po czym posmutniał.
- Wiem, bardzo mi przykro z powodu twojej ukochanej - powiedziałam ze współczuciem - Ale jak do tego doszło?
- Złośliwość oraz zawiść ludzka. Można by powiedzieć, że to jest dość powszechna historia w tym świecie - powiedział Maciek beznamiętnym głosem, choć w jego oczach widać było łzy.
- Bardzo mi przykro. Rozumiem, że mówienie o tym sprawia ci ból - powiedziałam przepraszającym tonem - Jak wiesz, sama przez pewien czas myślałam, że straciłam Asha już na zawsze.
- Tak, czułem twój ból. Był bardzo podobny do mojego. Ból po stracie prawdziwej miłości, ale w moim przypadku ma on jeszcze szerszy zasięg. Jako pierwszy z mojej rasy mogłem się o tym przekonać.
- Co masz na myśli?
- Chodzi o to, że cierpi nie tylko nasze ciało oraz psychika, ale także i dusza. Czujemy, jakbyśmy umierali w potwornych męczarniach, lecz nie mogli umrzeć - powiedział Maciek siląc się na spokój - Ból, jaki zadaje mi Zło jest niczym wobec bólu po stracie Natalie.
- Natalie? Tak miała na imię twoja ukochana?
- Tak - odparł takim dość rozmarzonym głosem Maciek - To dla mnie najpiękniejsze imię na całym świecie. Drugim, niezwykle dla mnie ważnym imieniem jest twoje imię, Sereno.
- Moje? - spytałam zdumiona i zarumieniłam się delikatnie - To bardzo miłe, ale czemu jestem dla ciebie aż tak ważna? A Ash i jego towarzysze? Bo mówiłeś, że mamy ci pomóc pokonać Zło, ale czuję, że to nie wszystko.
- Tak, to prawda. Ty i Ash jako jedyni możecie mi pomóc pokonać Zło. Ale masz rację - dodał Maciek - Jest jeszcze jeden powód dla którego mi na tobie zależy.
- Wiedziałam. Pytanie tylko, czy to jest to, o czym myślę? - rzekłam niepewnie.
- No cóż... Spójrz lepiej w kryształowe lustro, a zobaczysz, o co chodzi - powiedział Maciek.
Zobaczyłam, że lustro znów jest aktywne i spojrzałam na ukazujący się obraz. Była nim scena z mojego snu. To wszystko naprawdę mnie zdumiało, co oczywiście nie uszło uwadze Maćka.
- Widzę, że ta scena cię zaskoczyła. Nie rozumiem tylko, dlaczego - powiedział.
- Bo śniła mi się dzisiaj, kiedy spalam w pokoju znajdującym się tutaj.
- Naprawdę? Ale jak to możliwe? - Maciek był naprawdę zdumiony i w tym zdumienie nie było nic sztucznego.
- Nie wiem, ale śniła mi się ta piękna polana, a w oddali widziałam właśnie tę zakochaną parę. Nie mogłam jedynie zobaczyć ich twarzy.
- Więc zobacz je teraz, a zrozumiesz czemu aż tak się tobą interesuję - powiedział Maciek z uśmiechem na twarzy.
Obraz się przybliżył i wtedy dostrzegłam twarze tej parki. W chłopaku rozpoznałam Maćka, z tym tylko, że różnił się nieznacznie rysami twarzy, oczy zaś miał nie fioletowe, a niebiesko szare. Wydał mi się on całkiem przystojny. Gdy jednak zobaczyłam twarz jego czarnowłosej ukochanej o imieniu Natalie, to wtedy wszystko stało się jasne. Ona miała moją twarz! Dosłownie. Uśmiechała się wręcz w identyczny sposób, a do tego też miała te same duże, niebieskie oczy. Różniła się ode mnie tylko kolorem włosów. Nie wiedziałam, co o tym wszystkim sądzić, ale wiedziałam już doskonale, czemu Maciek zainteresował się moją osobą. On także pod tym względem przypominał Arlekina, ale przynajmniej nie nazywał mnie uparcie imieniem swojej ukochanej.
- Teraz rozumiem - odparłam zszokowana - A więc Natalie była aż tak podobna do mnie?
- Dużo bardziej niż myślisz - odparł Maciek - Chociaż ona i ja nie potrafimy okazywać pewnych zachowań, które dla was ludzi są normalne.
- Co masz na myśli?
- Na przykład chodzi mi o wasze dziwne zachowania, kiedy okazujecie sobie uczucia. Te wszystkie bardzo dziwne zagrywki, udawane złośliwości, droczenie się itd.
- No cóż... Ludzie po prostu tak mają, to zupełnie normalne - odparłam z uśmiechem.
- Dla nas jest to niezrozumiałe. My i nasi rodacy okazujemy sobie uczucia bezpośrednio bez takich głupich zagrywek. Bo w sumie, niby po co komplikować to, co jest oczywiste? Poza tym wspomniane zachowania zbyt mocno mi się kojarzy z ludźmi, przez których zginęła Natalie. Ale o tym ci zaraz opowiem. Muszę, aby wszystko było dla was zrozumiałe.
- Dobrze, wysłucham cię, ale jeśli jakieś wspomnienie będzie sprawiać ci ból...
- Spokojnie, Sereno. Ja i tak żyję z tym bólem już od czterech lat, choć tak właściwie to od pięciu. Ale dzisiaj opowiem ci moją historię i to jako prawdziwy ja.
Po tych słowach Maciek ponownie zaczął zmieniać postać. Tym razem jednak transformacja była nieco inna: wokół niego zgęstniała czarna aura, pojawiły się wyładowania czarnych iskier. Maciek wydał z siebie jęk bólu i po chwili opadł na ziemię. Gdy zaś wstał, to aura powoli zniknęła, a jego oczy przybrały taki sam kolor, jak w owym obrazie, czyli niebiesko szary. Na jego twarzy widać było przeżyte cierpienie, a w jego oczach widać było smutek i ból.
- Od długiego czasu znów przybrałem swój prawdziwy wygląd. Mamy mało czasu, więc opowiem ci wszystko najszybciej, jak tylko się da. Jeśli na twarzy pojawi mi się grymas bólu, to się nie przejmuj. To tylko znak, że Zło dopomina się swojego pokarmu.
- Zaraz! Jak to?! Czy to oznacza, że Zło jest... W tobie?
- Tak, moje ciało jest więzieniem dla Zła. Choć właściwie powinienem powiedzieć Negaforce’a.
- Negaforce? Tak Zło się naprawdę nazywa?
- Właściwie to jest nazwa ogólna dla całej rasy tych podłych istot. Są to najpotężniejsze personifikacje czystego Zła. Bezcielesne oraz naprawdę potężne demony, będące osobową formą Chaosu. Prócz tego musisz chyba przyznać, że Negaforce brzmi lepiej jako imię, niż Zło.
- Hmm... Teraz to brzmi jak historia z „Czarodziejki z Księżyca”. Tam główny wróg, Królowa Metalia był potworem podobnego gatunku, co ten cały Negaforce.
- Dobrze znam to anime. Oglądaliśmy je kiedyś razem z Natalie - rzekł Maciek - Ale wtedy jeszcze nie wiedziałem, że spotkam w swoim życiu podobne monstrum.
- Jak to się stało, że spotkałeś Zło, czy też raczej Negaforce’a? Czy ma to związek ze śmiercią Natalie?
- Owszem i to bardzo ścisły. Jak się w końcu dowiedziałem, to właśnie Negaforce pośrednio odpowiada za śmierć mojej ukochanej, a co najgorsze, to sami go do tego sprowokowaliśmy. Uznał nas za zagrożenie.
- Nie rozumiem, jak wy niby mogliście zagrażać takiemu potężnemu potworowi?
- Tak samo, jak ty i Ash. Wasze czyste, piękne uczucie, wasza miłość są dla Negaforce’a śmiertelnym zagrożeniem. Jedyną siłą, która może go pokonać i wypędzić z tego świata jest właśnie prawdziwa miłość. Brzmi to może banalnie i oklepanie, ale zapewniam cię, że to sama prawda. Zresztą durnie oraz ignoranci, którzy śmialiby się z tego, w momencie spotkania ze Złem straciliby swoją butę.
- Wiem o tym aż za dobrze. W końcu już raz spotkałam tego potwora. Był przerażający, niezwykle podły i wręcz okrutny - wzdrygnęłam się na samo wspomnienie Zła pod postacią Reda.
- To prawda, choć widziałaś zaledwie mały ułamek jego mocy. Ale i to wystarczyło, żebyście ty, Ash i wasi towarzysze przeżyli piekielne chwile.
- To mało powiedziane, ten potwór chciał, aby moi przyjaciele stali się niewolnikami jego i Malamara. Torturował Asha strasznymi koszmarami, mnie chciał zabić od razu, a Asha po dalszych torturach - wzdrygnęłam się na samo wspomnienie tego koszmaru.
- Ale ocalił was Mewtwo z moją pomocą, choć powinienem to przeze mnie spotkała was ta okropna przygoda.
- Jak to? - spytałam przerażona - Co ty masz z tym wspólnego?
- I tego się dowiesz, kiedy dojdę do tego momentu mojej opowieści. Wtedy wszystko stanie się jasne.
- Oby, bo nie muszę chyba mówić, że to wszystko naprawdę mocno mi się nie podoba. Boje się, że za chwilę ten potwór gdzieś się tu zjawi.
- Dopóki jestem świadomy, on nie może działać samodzielnie. Może jedynie zadać mi okrutny ból, kiedy dopomina się o swój pokarm. A jego pożywieniem są moje negatywne emocje: przede wszystkim gniew. Ale nie dostane go już więcej.
- Zaraz! To wtedy, gdy Negaforce wciągnął nas w pułapkę Malamara, to ty byłeś pozbawiony świadomości? - spytała zdumiona i przerażona.
- Tak, przez cały ten czas, od kiedy przyjąłem Zło do swego ciała, nie spałem w ogóle. Mając teraz takie moce nie musiałem tego robić. Ale też czułem potworne zmęczenie. Zmęczenie spowodowane bólem, cierpieniem i ciągłą tęsknotą za Natalie. Ale musiałem czuwać oraz obserwować ciebie i Asha. Osoby, które są moją nadzieję na uwolnienie się od Zła, a co za tym idzie ponownego złączenia z Natalie. Ale w końcu zasnąłem ze zmęczenia i wówczas część Negaforce’a się uwolniła. To wystarczyło, żeby zgotować wam piekielne chwile, jednak dzięki impulsowi od Mewtwo obudziłem się na czas, aby powstrzymać tego potwora. Od tego momentu nie pozwoliłem sobie już na chwile słabości.
- Rozumiem. Ale czekaj, bo coś sobie właśnie przypomniałam! Czy to ty pomogłeś Ashowi wtedy, kiedy to Malamar sprowadził upiora Kali, który przejął moje ciało?
- Tak, lecz nie chcąc się jeszcze ujawniać tylko przemówiłem do niego telepatycznie.
- Ale niby w jaki sposób Ash potem zdołał się skontaktować ze mną? - spytałam zaciekawiona - Bo przecież słyszałam jego głos, ale żadne z nas nie ma mocy telepatycznej.
- Macie za to coś innego, wasze serca - odparł Maciek z uśmiechem.
- Nasze serca? Ash coś wspominał, ale tak prawdę, to mówiąc on sam za bardzo nie wiedział, na czym to polega. I ja też nic z tego nie rozumiem.
- To bardzo proste - wyjaśnił Maciek - Dwoje zakochany ludzi, których uczucie jest tak głębokie i silne jak wasze są w stanie wyczuwać sercem stan swojego partnera/partnerki. Nieliczni zaś wśród nich, naznaczonych przez przeznaczenie, może rozmawiać ze sobą za pomocą głosu serc.
- Czyli Ash i ja możemy zrobić coś takiego? - moje zdumienie nie miało granic.
- Owszem, jesteście jednymi z nielicznych ludzi, którzy posiadają tę zdolność. W gruncie rzeczy jest troszkę podobna do telepatii, tyle tylko, że to wasze serca przesyłają myśli. Jest to też bardzo dobra metoda do walki z przeciwnikiem, który jest telepatą. On umie tylko czytać myśli płynące z umysłu, serce zaś jest poza jego zasięgiem.
- A czy ty i Natalie też tak umieliście? - spytałam.
- Tak, z tym, że w naszym świecie ta zdolność jest dość powszechna, wszyscy nasi rodacy to potrafią - odpowiedział Maciek.
Wtem chłopak spojrzał w kierunku wiszącego na ścianie zegara, lekko zamknął oczy i powoli zaczął oddychać, jakby próbował się skupić i coś wyczuć, tak w każdym razie ja to sobie tłumaczyłam.
- Co się stało? - zapytałam.
- Obawiam się, że będziemy musieli chwilowo przerwać naszą jakże przyjemną rozmowę - odpowiedział mi Maciek.
- A co się stało?
- Nasi drodzy goście przybyli po ciebie.
- Ash?! Przybył tutaj?!
- Tak i to w towarzystwie, tak jak na to liczyłem. Wybacz mi, proszę, ale będę musiał do nich wyjść. Ale spokojnie, wrócę tu jeszcze i będziemy mogli dokończyć naszą rozmowę.
Po tych słowach Maciek zaczął znikać, powoli stając się coraz bardziej przeźroczystym, aż w końcu całkowicie przestałam go widzieć.
***
Uzupełnienie pamiętników Sereny - opowieść Asha c.d:
Podróż przez Atlantyk przebiegała bardzo spokojnie, nasz przewodnik zaś sprawiał wrażenie niezniszczalnego. Miałem chwilami wrażenie, że to maszyna, a nie żywe stworzenie, bo żeby lecieć tak długo i to jeszcze bez zmęczenia, to naprawdę wyczyn i nie każdy ptak tak potrafi. Tata mówił mi, że jastrzębie są niezwykle silne oraz wytrzymałe, jednak ten musi być chyba niezwykle ponadprzeciętny, żeby potrafić lecieć tak długo i to bez chwili odpoczynku. Ale biorąc pod uwagę, że jego przyjacielem był posiadający potężne moce gość, to w sumie nie było niczym niezwykłym, iż ów ptaszek posiadał tak mnóstwo sił fizycznych, które przekraczają umiejętności wielu przedstawicieli jego gatunku.
Lecieliśmy bardzo długo, aż w pewnym momencie jastrząb zawrócił do nas i lądując na grzbiecie Laprasa zaskrzeczał kilka razy. Pikachu zaś starał się przekazać mi, co ten chciał nam powiedzieć.
- Tato! Siostrzyczko! Teraz musimy być bardzo czujni, bo za chwilę wpłyniemy w mgłę - powiedziałem.
- W takim razie musimy być już blisko - odparł mój ojciec.
- Dlaczego tak uważasz, tato? - zdziwiłem się jego pewnością.
- Też jestem ciekawa, bo w końcu mgła to dość naturalne zjawisko - stwierdziła Dawn.
- Możliwe, ale na pewno nie taka - powiedział ojciec i wskazał palcem na coś, co było przed nami.
Istotnie, mgła którą widzieliśmy nie miała w sobie nic normalnego, już sam jej kolor był bardzo nienaturalny i trudny do określenia. Co ciekawe, wydawało mi się chwilami, że rozstępuje się przed nami, tworząc jakby wąski korytarz. Trochę jak fale Morza Czerwonego przed Mojżeszem i jego kompanią.
- Coś mi mówi, że miałeś rację, tato. Wygląda na to, że ta mgła jest niezwykła i wiesz co? Wcale bym się nie zdziwiłbym się, gdyby stanowiła coś w rodzaju specjalnej ochrony.
- Ochrony? Ciekawe przed czym lub przed kim - zdziwiła się Dawn - Ten wasz znajomy raczej nie wygląda na takiego gościa, który miałby się czegokolwiek obawiać.
- W sumie to prawda, Serena widziała go w akcji i z tego, co mówiła, to on jest bardzo groźny.
- Właśnie, braciszku! Więc niby czego ten gość miałby się obawiać?
- Może ta mgła jest po to, żeby go nikt nie znalazł - powiedział nasz ojciec.
- Myślisz, tato, że on po prostu nie chce być odnaleziony? To ma sporo sensu - zamyśliłem się chwilę - Bardzo możliwe, że ów chłopak nie chce, aby ktoś dowiedział się o jego działaniach.
- Tylko po co to wszystko, Ash? Czego on może od was... A właściwie to od NAS chcieć? - spytała Dawn.
- Trudno powiedzieć. Gość twierdzi, że nie chce zrobić krzywdy ani Serenie, ani mnie. I czuję, że mówi prawdę. Tylko nie wiem, skąd we mnie to przeczucie.
- Cóż... Jedno jest pewne, moi kochani - powiedział pogodnie ojciec - Cokolwiek kombinuje, to nie damy mu się tak łatwo. Ale swoją drogą mnie też ciekawi, czego on może tak naprawdę chcieć od ciebie i Sereny.
- Jak wam już mówiłem, gdy spotkałem go pierwszy raz, to powiedział mi, że chce mnie prosić o pomoc i poprosi o nią wtedy, kiedy ponownie się zobaczymy - odparłem - I zależało mu bardzo na tym, żebyśmy ja i Serena byli razem. Twierdził nawet, że wyczuł łączące nas uczucie i nie chce, aby ono przepadło.
- Czyżby więc to był jakiś nadprzyrodzony świat? - zaśmiała się Dawn - A tak swoją drogą, to coś mi mówi, że dogadałby się z Bonnie. Ona też bardzo często gada, że wyczuwa łączące kogoś więzi i takie tam.
- Cóż... Coś w tym jest, ale prawda jest taka, że gość nie pochodzi z naszego świata. Twierdzi też, że uczucie jakie łączy mnie i Serenę bardzo przypomina to, które łączyło go z jego ukochaną. Ale niestety, ona nie żyje - dodałem smutno.
- Hmm, a może ta sprawa ma jakieś drugie dno? - zamyślił się ojciec.
- O czym myślisz, tato? - spytaliśmy razem ja i Dawn.
- Cóż... Gość posiada jakieś nadprzyrodzone moce i co do tego nie ma żadnych wątpliwości.
- To prawda i co dalej?
- To może ten gość chce posłużyć się wami, aby odprawić jakiś rytuał - kontynuował tata.
- Myślisz, że chce przy pomocy magii i naszego życia ożywić swoją ukochaną? - spytałem zdumiony.
- Wiem, synku, że to brzmi nieco mrocznie i absurdalnie, ale pamiętaj, co się działo podczas twoich wcześniejszych przygód.
Muszę przyznać, że słowa ojca, jak dziwnie by nie brzmiały, to miały sporo sensu. Mieliśmy już z Sereną do czynienia z różnymi magicznymi stworami oraz istotami, które chciały zrobić z nami porządek: oryginalna Wampirzyca Noivern, kapłanka Kali i wiedźma Morgana, Malamar z mocą od Zła i samo Zło. No właśnie, Zło!
- Tato, Dawn! Coś mi mówi, że chyba zaczynam rozumieć, o co w tym chodzi - powiedziałem.
- Wiesz już, co kombinuje ten gość? - spytała Dawn.
- Owszem, domyślam się, że ową przysługą, o jaką mnie chce prosić, to pomoc w pokonaniu Zła.
- W sumie to ma sens, Ash, bo przecież cały czas ty oraz twoja drużyna walczycie o to, żeby tego zła mniej było na świecie - powiedział ojciec - Ale chyba tym razem chodzi o coś więcej niż łapanie przestępców, czyż nie?
- O tak, tato. Dawn zresztą dobrze wie, o co mi chodzi - zwróciłem się do siostry.
- Aż za dobrze wiem - odparła ponuro Dawn - To znaczy, że ponownie spotkamy tego potwora, który pomagał Malamarowi cię tak urządzić.
- Zaraz! Czy masz na myśli tego upiora czy też demona, który najpierw ukazał się wam jako Red? - spytał ojciec - I to wtedy, kiedy Ash zapadł w śpiączkę przez Beehyama pracującego dla Malamara?
- Tak, dokładnie tego samego, tato - mruknęła Dawn - I naprawdę nie mam ochoty znów spotykać tego monstrum. Omal wtedy nie zginęliśmy.
- Spokojnie, to na razie tylko przypuszczenia - starałem się ją uspokoić - Ale jeżeli mam rację, to nasz tajemniczy nieznajomy, który nas tu wezwał, to nie kto inny, jak Maciek, przyjaciel Mewtwo.
***
W końcu dotarliśmy do lądu, którym okazała się być średniej wielkości wyspa. Przed nami znajdował się las i wąska ścieżka biegnąca na wprost od wybrzeża. Nie widząc innej drogi, postanowiliśmy iść ścieżką. Nasz ptasi przewodnik umocnił nas w tym postanowieniu, kiedy tylko zaczął lecieć w wybranym przez naszą trójkę kierunku. Poszliśmy więc za nim.
Sam las, który musieliśmy przebyć, nie wydawał się jakoś szczególnie mroczny, czy niebezpieczny. Zauważyliśmy też coś niezwykłego: mieszkały w nim zarówno zwykłe zwierzęta, jak i Pokemony. Żyły one tutaj razem, nie wchodząc sobie w drogę. Ten widok sprawił mi niezwykłą przyjemność. Co prawda w regionie Kanto też występują zwykłe zwierzęta i to najliczniej ze wszystkich innych regionów, ale nie wchodzą w kontakty z Pokemonami, a jeśli już, to nie tak często, jak w tym właśnie miejscu. Oczywiście rozsądek nakazywał nam zachowanie ostrożności, ale podróż przez las nie obfitowała w żadne niespodzianki. Kiedy już z niego wyszliśmy, to dostrzegliśmy dość rozległą przestrzeń, pośrodku której górowała samotna wieża. Jej wygląd był dość osobliwy, od swej podstawy przypominała zwykłą skałę, w której ktoś rzeźbił budowlę, ale im dalej wzwyż, tym bardziej przypominała dzieło człowieka. W paru miejscach widzieliśmy pojedyncze okna, zaś na samym szczycie zauważyliśmy solidny balkon.
- No, nie powiem, dość okazała budowla - mruknąłem - Ciekawe tylko, co nas tam czeka?
- Z pewnością tam czyhają jakieś pułapki, bo jak na razie, to idzie nam zbyt łatwo - stwierdził tata.
- A tak swoją drogą, to czemu oni wszyscy mają jakiegoś takiego fioła na punkcie wież? - spytała Dawn.
- Jacy wszyscy? - spytałem zaciekawiony.
- No, chodzi mi o tych różnych złych czarowników - wyjaśniła moja siostra - Z tego, co widziałam w bajkach oraz filmach, a także i z tego, co wyczytałam z książek, większość takich typów mieszka w wieżach.
- Może to jest jakiś niepisany zwyczaj - mruknął nasz ojciec - Ale tak swoją drogą, ja także jestem tego ciekaw, choć o wiele bardziej interesuje mnie teraz to, co też kombinuje nasz drogi gospodarz, kimkolwiek on jest.
- Racja, zresztą powinien zaraz do nas wyjść i powiedzieć co i jak - odparłem.
- Tak przynajmniej mówił, ale szczerze mówiąc, to ja mu nie ufam - mruknęła Dawn.
- Spokojnie, siostrzyczko. Jak na razie gra z nami fair i choć musimy być ostrożni, to jednak sądzę, że wyjaśni on nam zasady swojej gry i to bez żadnych sztuczek.
- Czy to zwykłe przeczucie, czy też może detektywistyczny instynkt? - spytała Dawn.
- Nazwij to jak chcesz - odparłem - Ale czuję, że ten przeciwnik, jak groźny by nie był, nie chce nas skrycie zabić w jakiejś perfidnej zasadzce.
- Obyś się nie pomylił, Ash - odparł mój ojciec - Bo przecież Delia, Johanna i Grace nigdy mi nie darują, jeżeli coś wam się stanie.
- A Cindy nie daruje nam, jeżeli coś stanie się tobie, tato - powiedziała Dawn.
- Otóż to, więc jest jeden-jeden - dodałem wesoło.
Naszą rozmowę przerwaliśmy, gdy doszliśmy do wspomnianej wieży. Nasz przewodnik poleciał wówczas w górę i wylądował na balkonie, który widzieliśmy. My natomiast zatrzymaliśmy się tuż przed bramą wejściową i próbowaliśmy ją otworzyć, oczywiście bez rezultatu. Wtedy zauważyliśmy blask światła i znów ukazało się widmo naszego przeciwnika.
- Cieszę się, że dotarliście tu tak szybko, przyjaciele - zawołał do nas uprzejmie - Mój jastrząb was polubił i prędko znaleźliście wspólny język.
- Owszem, swoją drogą to bardzo mądry ptak - zauważyłem - Zna nie tylko nasz język, ale i język Pokemonów. Czy to zasługa twojej magii?
- Nie, tego nauczył się sam, choć ja mu nieco pomogłem. Dużo z nim rozmawiałem, a kiedy tu zamieszkaliśmy, to często spotykał się z żyjącymi tu Pokemonami.
- A długo tu już mieszkacie? - spytałem zaciekawiony.
- Około czterech lat, czyli nieco dłużej, niż obserwuję was, to znaczy ciebie i Serenę.
- Pamiętam, mówiłeś mi o tym - odparłem - Powiedz w końcu, jakie to wyzwanie nas czeka w tej wieży. Finału się domyślam.
- Jak już mówiłem - mówił chłopak - Masz się zmierzyć ze mną i mnie pokonać, wtedy wypuszczę Serenę. Ale nim do tego dojdzie, wasza trójka musi przejść serię prób, dzięki którym ty, Ash, będziesz mógł się ze mną zmierzyć.
- A nie możemy od razy z tobą walczyć, bez tych całych ceregieli?! - zawołała Dawn - Chyba, że chcesz nas najpierw zmęczyć, czy może raczej przetestować.
- Ta druga opcja jest już bliższa prawdy, moja droga Dawn - odparł z uśmiechem nieznajomy - Swoją drogą cieszy mnie twoja bojowa postawa. Taką samą miałaś w Bitwie o Kanto.
- Obserwowałeś mnie wtedy? - zdziwiła się Dawn - Ja myślałam, że obserwujesz jedynie Asha i Serenę.
- Obserwuję nie tylko ich, ale także inne ważne dla mnie osoby, choć niekonieczne związane z tym wyzwaniem. Ale wtedy widzieliśmy się na polu walki.
- Serio? Nie przypominam sobie. Chociaż... - moja droga siostrzyczka zamyśliła się chwilę - Czy to ty byłeś może tym gościem, który zagrzewał wszystkich do walki i kazał nam wierzyć w Asha?
- Dokładnie tak - potwierdził nieznajomy - To byłem ja. I to ja także pomogłem Mewtwo chronić wasze Pokemony przed hipnozą Malamara.
- A więc jednak! - zawołałem tryumfalnie - Więc to ty jesteś tym jego tajemniczym przyjacielem. I oczywiście też tym samym przyjacielem, przed którym ostrzegała nas Sybilla, prawda... Maciek?
- Masz rację, Ash - widmo zmieniło nieco postać, w której poznałem Maćka, znajomego z Łeby.
- Ale tak, jak mówił Mewtwo, nie mam wobec was złych zamiarów, a Sybilla, no cóż...
- Nie powiem, solidnie ją wystraszyłeś - powiedziałem - Nigdy jej nie widziałem w takim nastroju. Zawsze jest taka spokojna i opanowana, a tu nagle, z twojego powodu...
- Nie chciałem po prostu, aby zbyt wiele osób dowiedziało się o moich planach - powiedział Maciek - Przedwieczni wiedzą o moim istnieniu oraz o tym, że mam z wami jakieś powiązanie. Ale nawet wasz przyjaciel Chronos nie mógłby wam zdradzić moich zamiarów.
- Nawet on, a to ciekawe - mruknąłem zaintrygowany - To masz aż tak wielką moc?
- Tak - odparł smutno Maciek - To jest moje przekleństwo. Cena, jaką musiałem zapłacić.
- Wybacz, ale my nie jesteśmy aż tak wtajemniczeni jak Ash! - zawołał mój ojciec - Możesz więc mówić trochę jaśniej?
- Było by nam bardzo miło, gdybyś to zrobił - dodała Dawn.
- Cóż... Prawdę mówiąc, to ja wiem niewiele więcej niż wy, kochani - dodałem nieco zmieszany.
- Spokojnie przyjaciele. W trakcie czekających was wyzwań, dowiecie się wszystkiego - powiedział Maciek - Dzięki laleczce Latias.
- Ale tylko ja mogę dzięki niej odbierać myśli Sereny - powiedziałem - Tata i Dawn nic nie usłyszą.
- Dzięki mojej mocy laleczki ukażą pełnię swojej siły - odparł Maciek - A więc zarówno twoja siostra, jak i pan Ketchum usłyszą całą tę historię. Pomoże wam ona zrozumieć moją osobę oraz sens czekającej cię walki ze mną, Ash.
- No dobrze, to jakie czekają nas wyzwania w tej wieży? - zapytała Dawn - I czy miałam rację, że chcesz nas przetestować.
- W pewnym sensie tak - odpowiedział Maciek - Chodzi mi konkretnie o to, aby sprawdzić łączącą wasza trójkę więź.
- Naszą więź? - zdumiał się nasz ojciec - Czy ja dobrze rozumiem? Chcesz wiedzieć, czy jesteśmy naprawdę kochającą się rodziną?
- Dokładnie tak, panie Ketchum i proszę mi wierzyć, to będzie miało wpływ na moją walkę z Ashem.
- Robi się coraz ciekawiej, ale niech ci będzie. Zaraz się przekonasz, że tworzymy naprawdę zgraną drużynę! - zawołała bojowo Dawn.
- Bardzo mi się podoba twój entuzjazm, moja droga - powiedział z uśmiecham Maciek - Ale czekające was próby będą trudne, bo każde z was tu obecnych będzie musiało zmierzyć się z własnymi słabościami. Pozostali zaś mają wspierać osobę poddawaną próbie.
- A jaka to próba? - spytałem zaciekawiony.
- Już wam mówię. Najpierw wszyscy razem zmierzycie się z czymś, co będzie zagrażało wam wszystkim. Potem na każdego z was będzie czekać przeciwnik, z którym musicie się zmierzyć. Jeżeli uda się wam pokonać, to wtedy ukaże się wam przejście na wyższe piętro.
- Hmm... To ciekawe - mruknąłem zaintrygowany - Jeszcze nigdy nie brałem udziału w takim wyzwaniu. I wszyscy mamy się nawzajem wspierać, dobrze zrozumiałem?
- Pika-pika? - zapiszczał Pikachu.
- Tak. Tyle tylko, że kiedy już każde z was znajdzie się sam na sam ze swoim przeciwnikiem, to będzie zdane tylko na siebie. Żadnej pomocy od pozostałych nie otrzyma. Każde z was więc będzie musiało pokonać swego przeciwnika, który przede wszystkim będzie chciał zniszczyć waszą więź emocjonalną. Nie możecie mu na to pozwolić. Musicie walczyć z nim i za nic nie wolno wam podporządkować się swoim przeciwnikom ani też nie możecie zrezygnować z walki i zawrócić lub też bez walki pójść do miejsca, gdzie będą czekać na was pozostali. Musicie cały czas iść na przód i nie dać się oraz walczyć zaciekle. Wtedy i tylko wtedy udowodnicie swoją więź.
- Zatem zaczynajmy! - zawołałem - Zrobię wszystko, żeby odzyskać Serenę. Pokonamy wszystkie przeciwności, mam rację, kochani?
- Pika-pika-chu! - zapiszczał bojowo Pikachu.
- Oczywiście, braciszku! - zawołała Dawn - Po tym wszystkim, co już przeszliśmy, nie damy się pokonać.
- Zrobimy to razem, całą trójką - dodał mój ojciec - Zobaczysz, kolego, że Ketchumów nie tak łatwo pokonać, zwłaszcza, gdy działają razem.
Ostatnie słowa tata zwrócił do Maćka. Ten zaś uśmiechnął się znowu i gestem otworzył nam drzwi.
- Mam taką nadzieję, panie Ketchum. Mam taką nadzieję - odparł żywo Maciek i wprowadził nas do środka.
- Jak mówiłem, czekają was tu ciężkie próby, ale wierzę, że wyjdziecie z nich zwycięsko. Ale zanim do tych prób dojdzie, to zapraszam państwa na ucztę.
- Jaką ucztę? - spytała Dawn.
- Na mały poczęstunek, który pomoże wam zregenerować siły i łatwiej zmierzyć się z tym, z czym będziecie musieli tutaj walczyć. Wybaczcie, że nie będę wam towarzyszył, ale lepiej będzie, jeśli ucztą uraczycie się sami. Ja zaś zaczekam na was na ostatnim piętrze wieży, w głównej Sali. Ash ją już zna.
- A co z Sereną? - spytałem zaniepokojony.
- Będzie tam razem ze mną i opowiem jej całą historię, która jest też przeznaczona dla was.
- A czy nie przeszkodzi nam to w tych wyzwaniach? - zaciekawiła się Dawn.
- Nie, ponieważ usłyszycie ją podczas uczty, czyli zanim przystąpicie do wyzwań. A tak gwoli ścisłości, to ta uczta jest głównie po to, żebyście zdołali usłyszeć wszystko, o czym powinniście wiedzieć.
- No, to ruszajmy! - zawołałem, lecz Maciek zatrzymał mnie ręką.
- Jest coś jeszcze! - powiedział.
- Co takiego? - spytałem.
- Pika-pika? Pika-chu! - zapiszczał Pikachu.
- Jak mówiłem, każdy z was musi się zmierzyć ze swoją słabością.
- Zgadza się, już to mówiłeś - powiedziałem zdumiony - Chodzi ci o coś konkretnego?
- Tak. Chodzi o to, że twój najlepszy przyjaciel Pikachu również musi przejść pewną próbę
- Pika? - zapiszczał zdumiony Pikachu.
- A jaką próbę on musi przejść? - spytałem.
- Dość prostą, musi po prostu wejść do swego pokeballa i siedzieć tam tak długo, jak będzie to konieczne.
Pikachu oczywiście skrzywił się na te słowa, ponieważ bardzo nie lubił wchodzić do pokeballa. Swoją drogą nie pamiętam, żebym go kiedykolwiek tam schował. Ani tym bardziej by sam do niego wszedł.
- Czy to na pewno jest konieczne? - spytałem - W końcu Pikachu nie przepada za nim i woli siedzieć mi na ramieniu.
- Cóż... Tym razem jednak Pikachu będzie musiał to zrobić, aby twoja misja zakończyła się sukcesem.
- Ale czemu?
- Bo podczas prób może dojść do ciężkich chwil, a Pikachu chcąc nie chcąc, będzie się starał ci pomóc, a przez to nie będzie w pełni sił, kiedy już dojdzie do naszego finałowego starcia. Oczywiście możesz go wypuścić na czas uczty, ale po niej musi wrócić do pokeballa i będziesz mógł go uwolnić dopiero po naszym starciu.
- Rozumiem - westchnąłem i spojrzałem na swego partnera - Co o tym myślisz Pikachu?
Pikachu przez chwilę siedział zamyślony, po czym spojrzał na widmo Maćka. Ten zaś nadal stał spokojnie z dość poważną miną. Pikachu przez chwilę mu się przyglądał i widać było, że ocenia całą sytuację. Następnie zwrócił się do mnie i zapiszczał przyjaźnie:
- Pika! Pika-pi! Pika-chu!
- Na pewno? - spytałem - Zrobisz to?
Pikachu zapiszczał ponownie na znak zgody, a więc wyjąłem pokeball należący do niego.
- Pikachu, wracaj! - zawołałem i już po chwili mój starter znalazł się w pokeballu.
- Dziwne uczucie - mruknąłem - Pikachu nigdy do tej pory się na to nie zdecydował. No nic, czy teraz możemy już ruszać?
- Tak. Ruszajcie i powodzenia - odpowiedziało widmo i zniknęło.
C.D.N.