niedziela, 11 lutego 2018

Przygoda 109 cz. V

Przygoda CIX

Na kłopoty kuzyn cz. V


Wróciliśmy powoli do szpitala, rozmawiając ze sobą na temat tego, co niedawno ujrzeliśmy. Przede wszystkim nie dawało nam spokoju to, że ten tajemniczy epileptyk miał w swoim pokoju artykuły z gazet na temat Asha. To było naprawdę zagadkowe. Nie rozumieliśmy tego. Czemu ten człowiek tak bardzo interesował się moim chłopakiem? Co sprawiło, że aż wyklejał sobie jego sukcesami ściany swojego gabinetu? Jaki był w tym wszystkim sens? Tego sensu jakoś odnaleźć nie potrafiliśmy. Rzecz jasna mieliśmy w tej sprawie pewne podejrzenia, jednak one były tylko i wyłącznie zwykłymi przypuszczeniami, pozbawionymi jakiegokolwiek potwierdzenia w faktach, dlatego woleliśmy ich nie roztrząsać, przynajmniej na początku, bo potem nasza rozmowa zeszła właśnie na ich temat.
- Jak myślisz, dlaczego ten starszy pan tak bardzo się tobą interesuje, Ash? - spytałam mojego chłopaka.
- Pika-pika? - zapiszczał pytająco Pikachu.
- Nie mam zielonego pojęcia - odpowiedział Ash, lekko masując sobie palcami podbródek - To wszystko intryguje mnie równie mocno, jak ciebie. Tylko nie umiem sobie tego w żaden sposób wyjaśnić.
- A może jednak potrafisz?
- Nie, Sereno. Nie potrafię.
- Oj, daj już lepiej spokój. Ty przecież jesteś Sherlock Ash! Prywatny detektyw, który to rozwiązał już niejedną zagadkę. Ty miałbyś nie znaleźć wyjaśnienia tej sprawy?
Ash uśmiechnął się do mnie delikatnie i odparł:
- Znaleźć pewnie bym umiał, ale chodzi o to, że nie jestem pewien, czy bym tego chciał.
- Dlaczego?
- Ponieważ obawiam się tego, czego mogę się dowiedzieć.
- A czego się możesz dowiedzieć?
- Czegoś, co może mi się bardzo, ale to bardzo nie spodobać.
Popatrzyłam na niego uważnie i zapytałam:
- Obawiasz się dowiedzieć czegoś złego o tym człowieku?
- Tak, właśnie tego się obawiam, podobnie jak i tego, że będzie z nim tak samo, jak z Giovannim.
- Boisz się, że okaże się on kanalią i do tego jeszcze twoim krewnym?
- Właśnie. Zauważ, ilu ostatnio drani okazuje się być moimi krewnymi. Nie chcę sobie kolejnych dokładać do drzewa genealogicznego.
- Ale pomyśl, Ash... Niby w jaki sposób to ma być twój krewny? Czy raczej... Jaki to ma być krewniak?
- Jaki? Sam nie wiem... Żaden nie przychodzi mi do głowy.
- A mnie przychodzi jeden. Ale to chyba niemożliwe.
- Skoro to jest niemożliwe, to nawet nie warto o tym mówić. Poza tym spokojnie. Może przyciśniemy staruszka i nam wszystko powie?
- Śmiem wątpić, żeby to było możliwe.
- Pewnie masz rację, ale muszę spróbować.
Powoli weszliśmy do szpitala i podeszliśmy do recepcji, gdzie siedziała znajoma pielęgniarka.
- Witajcie, moi kochani - uśmiechnęła się do nas kobieta - Co tam? Wy znowu do waszego pacjenta?
- Naszego? - zdziwiłam się wesoło.
- A tak, waszego. W końcu to wy go uratowaliście, więc śmiało można nazwać go waszym pacjentem. Ma akurat gościa, ale spokojnie. Na pewno się ucieszy na wasz widok.
- Z pewnością - zaśmiałam się - Zwłaszcza, że mamy piżamę, po którą nas posłał.
- Posłał was po piżamę? - parsknęła śmiechem pielęgniarka - To co? Ta nasza szpitalna mu się nie podoba?
- Najwidoczniej nie - zachichotał Ash - Strasznie wymagający jest ten pan. Ale cóż... Tacy ludzie też się trafiają. Możemy do niego iść?
- Oczywiście - odparła z uśmiechem pielęgniarka - Idźcie śmiało. Tylko uważajcie, proszę.
- A to czemu?
- Bo ja znam takich ludzi, jak on. Starzy i wredni tetrycy wymagający wszystkiego od wszystkich, ale od siebie nigdy nic. Nawet leków nie umiał zażywać regularnie, bo jakby to robił, to by tutaj nie trafił. Wiecie, jak moja koleżanka go dzisiaj zagadała w tej sprawie, to ją wyzwał od najgorszych i powiedział, że niech się nie miesza do jego spraw. Więc cóż...
- Rozumiem - uśmiechnął się do niej Ash - Będziemy uważać.
Po tej rozmowie poszliśmy do sali, w której leżał „nasz pacjent“, jak go nazwała pani w recepcji. Pamiętaliśmy, gdzie znajdowała się owa sala, więc bez trudu trafiliśmy do niej, a kiedy już byliśmy na miejscu, to chcieliśmy tam wejść, gdy nagle usłyszeliśmy rozmowę z niej dobiegającą. Ash stanął w miejscu i położył sobie palec na usta i pokazał, abym była cicho, po czym zaczęliśmy wszyscy uważnie nasłuchiwać.
- Słuchaj, nie możesz tego przed nimi taić. Oni w końcu się zorientują, kim ty jesteś - mówił głos, który dobrze znaliśmy.
To był głos pana Winstona Krupsha, ojca Kasandry Cheerful. To on był gościem naszego pacjenta.
- Nie przypominam sobie, abym prosił cię o jakąkolwiek radę w tej sprawie - odburknął gniewnym tonem pacjent.
- To prawda, nie prosiłeś, jednak jestem w obowiązku ci jej udzielić. Posłuchaj mnie... Tak dalej nie może być. Oni w końcu odkryją prawdę, bo czego ty oczekujesz? Że niczego się nie domyślą? Zwłaszcza po tym, jak ich posłałeś do siebie po piżamę?
- Wiem, że w końcu odkryją prawdę, a zwłaszcza Ash. On jest przecież detektywem. Jak zechce, to wszystko bez trudu odkryje. Założę się, że teraz ryje po moim domu i odkrywa prawdę. A jeśli jeszcze tego nie robi, to już wkrótce to zrobi. Tacy jak on nie odpuszczają, póki nie dojdą do celu, a jego celem jest odkrycie prawdy.
- Właśnie, człowieku. Weź się zastanów przez chwilę! Co on poczuje, kiedy wreszcie odkryje tę prawdę?
- To mnie mało obchodzi, co on poczuje. Mnie nikt nigdy nie pytał o to, co ja czuję, kiedy kazano mi zrezygnować z moich marzeń i celów, do jakich dążyłem jako młody człowiek. Więc czemu ja mam się kogokolwiek pytać o uczucia?
- Aż taki z ciebie egoista, czy tylko takiego udajesz?
- Egoista? Phi! Też mi coś! Świat jest przesiąknięty egoizmem i pełen ludzi egoistycznych, jednak jakoś im nikt tego nie wypomina. No, a kiedy ja zaczynam postępować tak samo, jak postępuje cały ogół, to od razu się robi z tego wręcz zbrodnię.
- Oczywiście. A więc uważasz, że możesz sobie spokojnie krzywdzić innych ludzi na tym świecie?
- Nigdy nikogo nie skrzywdziłem.
- Doprawdy? A twoja rodzina? Nie skrzywdziłeś ich może?
- Naginasz fakty do własnych celów, Winston!
- O nie! To ty je naginasz, żeby być zawsze usprawiedliwionym wobec świata i siebie samego! Posłuchaj, ja nie mam zamiaru kłamać przed Ashem, kim ty jesteś i jeśli mnie zapyta o to, kim jesteś, to ja mu powiem prawdę. Nie będę dla ciebie okłamywał tego biedaka!
- Oczywiście, biedak! A jakże! On biedak, jego dziewczyna biedaczka, tamte dwie też biedaczki... Wszyscy biedactwa, a ja potwór, a więc wszyscy bij zabij na mnie! A czy ktoś mnie kiedykolwiek zapytał o to, czego ja chcę od życia?! No i co? Mam być teraz potępiany za to, że realizowałem swoje marzenia?
- Marzenia... Też mi coś... I co niby masz z tych marzeń?
- Pewne sprawy źle się potoczyły, to pewne. Ale przecież nie chciałem z nią zrywać kontaktu. Sama pokazała mi drzwi, gdy się zjawiłem.
- A czego się po niej spodziewałeś? Że się w ciebie wtuli i powie, jak strasznie za tobą tęskniła? Zachowałeś się wobec niej jak ostatni cham, a potem nie miałeś dokąd pójść i gdybym cię nie przyjął, to...
- Będziesz mi to teraz wypominać, co?! Już i tak dość mam wyrzutów sumienia z powodu śmierci Belli! Chcesz mi jeszcze dołożyć cierpienia?!
- Nie ja ci go dokładam, ale los i wiedz, że z jego strony to jest zwykła sprawiedliwość. Prędzej czy później musiało się to stać. Na co ty liczyłeś? Wszystko, co uczynimy zawsze ma jakieś skutki, a jeżeli uderzysz kogoś, to musisz liczyć się z tym, że ten cios odbije się i trafi w ciebie. Takie ryzyko zawsze istnieje.
- Może i masz rację. Ale co ja mam zrobić?
- Powiedzieć mu prawdę zanim będzie za późno.
- Za późno na co?
- Na życie z kimś innym niż tylko samym sobą.
Po tych słowach Winston Krupsh powoli wyszedł z sali. Wówczas to ja i Ash szybko się odsunęliśmy i udawaliśmy, że dopiero co tu przyszliśmy, dlatego też starszy pan nie domyślił się, iż słyszeliśmy całą jego rozmowę z naszym pacjentem.


- Ash! Serena! - zawołał wesoło na nasz widok - Witajcie, kochanie. Pikachu! Buneary! Was też miło widzieć!
- Witaj, dziadku - uśmiechnął się do niego przyjaźnie Ash, a nasze Pokemony zapiszczały lekko.
- Odwiedza pan tu kogoś? - zapytałam.
- Tak, starego znajomego - odparł wymijająco starszy pan - Ale już idę, mam swoje sprawy, także... Nie będę wam już przeszkadzał. Widzimy się później, kochani.
Po tych słowach Winston Krupsh uśmiechnął się delikatnie i ruszył w swoją stronę, zostawiając nas samych.
- Ciekawe, o czym oni rozmawiali? - spytałam - I dlaczego on mówi o tym, że nasz pacjent coś przed tobą ukrywa? I kim jest ta cała Bella?
- Ja się chyba domyślam - powiedział mój luby ponurym tonem - Ale prawdę mówiąc wolałbym się mylić.
Powoli weszliśmy do sali, a stary epileptyk, gdy tylko nas zobaczył, to uśmiechnął się lekko i spytał:
- O! Jesteście wreszcie. Macie tę piżamę?
- Tak, mamy - odpowiedział mu Ash ponurym tonem i podał mu siatkę z piżamą - Proszę, oto ona, a tutaj są klucze. Mam nadzieję, że pomogliśmy.
- Oczywiście, że pomogliście i to bardzo - odparł starszy pan - Bo w tej jej szpitalnej piżamie spać się nie da.
- Zbyt szorstka? - zasugerowałam.
- Nie, po prostu... Mam swoje upodobania i nie lubię ich zmieniać. Jak będziecie mieli tyle lat, co ja, to też będziecie je mieli. Albo i nie... Lepiej ich nie miejcie.
- My już mamy pewne swoje przyzwyczajenia - odparłam dowcipnie - I trudno by się nam było od nich oderwać.
- No właśnie - pokiwał głową staruszek - A jak będziecie tak starzy, jak ja, to będzie wam trudniej się od czegokolwiek odzwyczaić. Takim starym piernikom jak ja wszystko przychodzi trudniej.
- Zwłaszcza mówienie prawda, co nie? - spytał złośliwie Ash.
Pacjent spojrzał na niego zdumiony.
- O co ci chodzi?
- Dobrze pan wie - odparł gniewnym tonem Ash - Słyszeliśmy część pana rozmowy z Winstonem Krupshem i wiemy już, że pan coś przed nami ukrywa, ale niestety jeszcze nie wiemy, co takiego. Nie lubimy jednak być okłamywani, dlatego domagamy się wyjaśnień.
- Jakich wyjaśnień, młody człowieku?
- Kim pan jest i dlaczego pan trzyma w swoim gabinecie artykuły na mój temat?
Starszy pan spojrzał na nas wściekle i sapnął:
- Byliście tam?! A niby jakim prawem weszliście do mojego gabinetu?! Mieliście tylko przynieść piżamę z mojej sypialni i nic więcej!
- Ale zajrzeliśmy także do innego pokoju - Ash nie dał się stłamsić - I widzieliśmy ściany wyklejane artykułami na mój temat. Chcemy zatem się dowiedzieć, skąd one się tam wzięły i dlaczego.
- A co was to obchodzi? - mruknął gniewnie pacjent - Mogę zbierać artykuły o kim tylko chcę, a wam nic do tego!
- Przeciwnie. Nam dużo do tego, jeżeli to nas dotyczy - odpowiedział mu Ash - A to dotyczy nas i to bezpośrednio. Dlatego też pytam jeszcze raz. Czemu pan zbiera te artykuły?
- Po nic. Bez żadnego powodu.
- Naprawdę? To ciekawe. A może ma pan jednak jakiś powód, którego się pan wstydzi?
Mężczyzna popatrzył na nas groźnie, po czym wysapał:
- Cokolwiek robię, to robię to na własny rachunek i nikomu nie muszę się z tego spowiadać.
- Tak? A ze śmierci Belli także nie?
Stary epileptyk spojrzał groźnie na Asha i wysyczał:
- Nie ja ją zabiłem, tylko atak serca! Była chora od dawna!
- A może przyczynił się pan w jakiś sposób do jej choroby?
Mężczyzna patrzył na nas coraz groźniejszym wzrokiem i widać było, że gdyby tylko mógł, to skoczyłby Ashowi do gardła. Ponieważ jednak nie mógł tego zrobić, to zacisnął mocno zęby i rzekł:
- Nie waż się tak mówić! To nie ja ją zabiłem! I w żaden sposób się do tego nie przyczyniłem! I nie życzę sobie takich uwag pod moim adresem!
- A ja nie życzę sobie być okłamywanym!
- Nigdy cię nie okłamałem. Co najwyżej nie mówiłem ci całej prawdy, a to przecież co innego.
- Niech będzie. A więc proszę nam powiedzieć, dlaczego kolekcjonuje pan te artykuły? I dlaczego chciał pan, żebym je znalazł, bo przecież piżama to był tylko pretekst, prawda?
- Zgadza się. To był tylko pretekst. A co do tych artykułów, to jesteś detektywem i to dobrym. Spróbuj więc sam się dowiedzieć.
- Po co te gierki? Niech pan wreszcie zacznie mówić! Kim pan jest?!
Starszy pan położył się na łóżku, po czym odwrócił wzrok ku ścianie, aby nie musieć na nas patrzeć. Zrozumieliśmy wówczas, że ciągnięcie tej rozmowy jest pozbawione sensu, więc wyszliśmy z sali wraz z Pikachu oraz Buneary.

***


Powróciliśmy do domu państwa Cheerful bardzo zasmuceni tym, co się wstało stało. Nie wiedzieliśmy też, co mamy myśleć. Ash miał oczywiście własną teorię na temat tego, czego byliśmy świadkami, ale nie chciał mi jej powiedzieć, zaznaczając przy tym, iż ma nadzieję, że się myli w tej sprawie. Ja zaś coś podejrzewałam, ale nie bardzo miałam czas, aby o tym myśleć, ponieważ ledwie wróciliśmy, a zastaliśmy tam Mallow w towarzystwie ojca, kiedy gotowali coś w kuchni. Od razu na widok kuzynki mojego chłopaka przypomniałam sobie o tym, jakie problemy ją dręczą, dlatego też skupiłam się na nich i zapomniałam o starym epileptyku, którego pozostawiliśmy w szpitalu pod opieką personelu medycznego.
- Witamy - powiedziałam przyjaźnie na powitanie.
Mallow i jej ojciec odwrócili się do nas radośnie.
- Aha! Właśnie powracają głodni! - zawołała radośnie najstarsza panna Cheerful, gdy tylko nas zobaczyła.
- Mają doskonałe wyczucie czasu - zaśmiał się jej ojciec - Tym lepiej. Niedługo będzie reszta domowników.
- Ale mam nadzieję, że tym razem uszykowałeś coś lepszego niż tylko paćkę pierogową, wujku - powiedział dowcipnym tonem Ash.
- Pika-pika! Pika-chu! - pisnął dowcipnie Pikachu.
- Ash, mój drogi chłopcze - odpowiedział mu wesoło pan Cheerful - Czy chcesz mi wypominać tamten przypadek? Przecież to było niechcący. Poza tym Mallow mi teraz pomaga, więc nic nie ma prawa pójść nie tak.
- Mam nadzieję - odparł mój chłopak i zaczął wąchać - Umm... Pachnie wyśmienicie. Czyżby to była zupa mleczna?
- Oczywiście - uśmiechnęła się wesoło Mallow - Zupa mleczna i to z przepysznymi kawałkami chlebka. Wiesz... Taka sama jak ta, którą jedliśmy w dzieciństwie. Pamiętasz?
Ash westchnął wesoło i spojrzał na kuzynkę wzruszonym wzrokiem.
- Nigdy tego nie zapomnę, Mallow. Bardzo mi brakuje tych czasów.
- Mnie też. Wtedy wszystko było łatwiejsze.
- Tak, to prawda. A propos... Możemy porozmawiać na chwilę? Ale na osobności? Chcę ci coś powiedzieć.
Mallow wydawała się być zdziwiona tą prośbą, jednak postanowiła ją spełnić, dlatego pokiwała potakująco głową i rzekła:
- Dobrze, Ash. Tato, przypilnuj zupy. Tylko proszę, nie przypal jej.
- Córeczko, jak możesz tak mówić?! - jęknął załamanym głosem - Że niby ja miałbym przypalić zupę?! Jeszcze czego!
Następnie parsknął śmiechem i pogłaskał córkę po głowie.
- Spokojnie, kochanie. Niczego nie przypalę. Wszystko będzie dobrze, zobaczysz.
Mallow uśmiechnęła się do niego i wyszła z kuchni wraz ze mną oraz Pikachu i Buneary. Dziewczyna zaprowadziła nas do swojego pokoju, a gdy tam byliśmy, zamknęła drzwi na klucz i spytała:
- No dobrze. O co chodzi?
- Chcielibyśmy się dowiedzieć, Mallow, jakie są tak  naprawdę twoje uczucia względem Sebastiana Valamonta - odpowiedział jej Ash.
Dziewczyna zmieszała się, kiedy usłyszała to pytania i przez chwilę sprawiała wrażenie, jakby nie wiedziała, co ma odpowiedzieć kuzynowi. W końcu westchnęła załamana i powiedziała:
- Chciałabym stwierdzić, że nic poza nienawiścią, ale widzę po twojej minie, iż nie ma sensu kłamać. Ty już znasz prawdę.
- Tak, znam...
- Więc po co o nią pytasz?
- Bo chcę ją usłyszeć z twoich ust.
Mallow załamana westchnęła głęboko i popatrzyła bardzo załamanym wzrokiem na swojego kuzyna, po czym odparła:
- Prawda jest taka, że się w nim zakochałam. Początkowo bardzo go nie lubiłam, bo naprawdę działał on na nerwy, ale jak tylko zaczął zaloty do mojej siostry, to poczułam się okropnie. Słyszałam wiele złego o nim, więc postanowiłam pomówić z nim i przekonać go, aby zostawił moją siostrę w spokoju. Ale on zaśmiał się i odparł, że tak naprawdę kocha mnie i do Lany się zaleca jedynie dlatego, iż nie chce on, aby inni o tym wiedzieli, że się zakochał i jest gotów porzucić swoje dotychczasowe życie.
- Naprawdę? - zakpiłam sobie.
- Tak. Sebastian spędza bardzo dużo czasu między ludźmi, którzy mają podobne upodobania do bawienia się ludzkimi uczuciami. On chce z tym światem zerwać, ale nie jest to takie proste, bo przecież... Kpiny i w ogóle. Czasami trudno to znieść.
- I dlatego podrywa Lanę? - spytałam.
- Nie... Właściwie nie tyle on ją podrywa, co ona jego. Jest jedną z tych dziewczyn, które za nim latają, a on im na to pozwala, nie dając im żadnej nadziei na cokolwiek. W każdy razie tak mówi.
- I ty mu wierzysz? - spytał ponuro Ash - A nie wydaje ci się, że on zwyczajnie kłamie, aby cię podejść?
- Być może masz rację - odparła smutnym głosem Mallow - Ale co ja mogę na to poradzić, Ash? Gdy spotkałam się z nim pierwszy raz, to mnie pocałował. I uwierzcie mi... Całował tak wspaniale... Tak oszałamiająco... Ja wiem, ja wiem... To zwykły babiarz, ale co ja na to poradzę? Na uczucia nic nie można poradzić. Zwłaszcza na uczucie miłości. Kocham go i chciałabym być z nim. Gdyby nie to, że tak się boi tego środowiska... To mnie w nim zresztą najbardziej drażni.
- I dlatego właśnie chciałaś, abyśmy go przekonali, żeby dał on spokój Lanie - powiedziałam zasmucona - Chciałaś się pozbyć konkurencji.
- Nie! To nie tak! - jęknęła załamanym głosem Mallow - Ja naprawdę się martwię o moją siostrę. Ona będzie z powodu swojego uczucia tylko cierpiała, bo przecież Sebastian jej nie kocha. Pozwalając jej zalecać się do niego popełnia błąd i muszę z tym skończyć.
- Spotkałaś się z nim kilka razy, tak?
- Tak. I zawsze był wobec mnie inny niż to wszystkim okazuje. Mówię wam. Oczarował mnie tym zachowaniem i sprawił, że czułam się cudownie. Nie tak, jak przy Kiawe.
- A co ty masz do niego? - spytał Ash - Skrzywdził cię czymś?
- Nie, wcale... Tylko ta jego okropna podejrzliwość... No i w ogóle... On się ostatnimi czasy wcale nie umie bawić. Naprawdę jest chwilami zbyt poważny i nie wiem, czy posiada zdolność żartowania.
- Dobre pytanie - zaśmiał się delikatnie Ash - Ale wiesz, jako dziecko był inny.
- Wiem, był inny, ale teraz się zmienił. Stał się zbyt poważny. Ja także staram się być poważna i rozsądna, jednak umiem również żartować i wiem, kiedy należy przestać być poważną. On tego najwyraźniej nie wie.
- Rozmawiałaś z nim o tym?
- Rozmawiałam, ale niespecjalnie się tym chyba przejął, bo jakoś wciąż się nie zmienił.
- I dlatego właśnie go rzuciłaś? - spytałam.
- A więc widziałaś? - mruknęła ponuro Mallow - Tak, to prawda. Mam dość ukrywania tego. Kocham Kiawe, ale poczułem też jakieś uczucie do Sebastiana. Nie pozwoliłabym mu się nigdy rozwinąć, gdyby nie to, że mój chłopak... Że on jest...
- Mallow... Proszę cię... Czy ty naprawdę wierzysz w to, co mówisz? Wierzysz, że Sebastian...
- Sereno, proszę! - jęknęła załamana dziewczyna, przerywając mi - Ja już sama nie wiem, w co mam wierzyć, a w co nie. Ja już po prostu wariuję od tego wszystkiego. I nienawidzę samej siebie za to, że cierpi przeze mnie Lana. Nie mogę sobie tego darować. Ale co ja mam robić, Ash?! Co ja mam robić?!
- Odpuść sobie Sebastiana, zanim będziecie wszystkie bardziej cierpieć - zaproponował jej kuzyn.
- Och, Ash... Gdyby to było takie proste - najstarsza panna Cheerful miała łzy w oczach, ale szybko je otarła, mówiąc: - No, ale co tam? Muszę z tym jakoś żyć.
- A co zrobisz w sprawie Sebastiana? - spytałam.
- Nie wiem, Sereno. Nie wiem. Ale teraz nie czuję się na siłach, aby o tym myśleć. Lepiej już pójdę sobie i pomogę ojcu dokończyć robić kolację, bo jeszcze przypali tę biedną zupę mleczną i kto to potem będzie jadł?
Mallow po tych słowach wyszła powoli ze swojego pokoju, a my nie wiedzieliśmy, co mamy powiedzieć lub zrobić. Sytuacja więc wyglądała na jeszcze bardziej skomplikowaną, niż nam się na początku wydawało.

***


Na całe szczęście pan Cheerful nie przypalił zupy, w czym pomogła mu Mallow, a więc mieliśmy co jeść. Winston Krupsh, Lillie oraz jej mama przyszli o czasie na kolację i tylko Lana tego nie zrobiła, gdyż postanowiła w ogóle nie zaszczycać swoją obecnością wspólnego posiłku w rodzinnym gronie. My zaś, pomimo początkowych propozycji jej sióstr postanowiliśmy zjeść posiłek bez niej.
- Naprawdę nie zaczekamy na Lanę? - spytała Lillie swego ojca, kiedy już podjęliśmy decyzję w tej sprawie.
- Mój głód z pewnością nie będę czekał - zaśmiał się wesoło Ulisses - Ale spokojnie. Zostawimy jej porcję i na pewno będzie miała co jeść, kiedy już przyjdzie. A poza tym wszyscy jesteśmy już głodni. Na co więc chcesz czekać?
Jego argumenty przekonały nas, także powoli zaczęliśmy jeść kolację, przy okazji rozmawiając na temat Clemonta.
- Wasz przyjaciel czuje się już coraz lepiej - powiedziała pani Cheerful do Asha - Myślę, że niedługo będzie miał dość siły, żeby chodzić sam bez niczyjej pomocy. Oczywiście jeszcze trochę czasu na to trzeba, ale Clemont jest coraz bliższy tego dnia.
- To dobrze. Tak bardzo się o niego martwiłem, gdy został postrzelony - odparł smutnym głosem Ash - Bałem się, że może więcej nie chodzić.
- Pika-pika-chu! - zapiszczał smętnie Pikachu.
- Spokojnie, nie musisz się tego obawiać - odparła wesoło jego ciotka - Wszystko będzie dobrze, ale Clemont musi jeszcze bardzo dużo trenować. Ja nadzoruję jego ćwiczenia i zobaczysz. Zanim się obejrzysz, on już będzie chodził tak, jak dawniej.
- Mam nadzieję, ciociu. Mam nadzieję.
- Dzisiaj robił wielkie postępy. Oby więc tak dalej, a będzie dobrze. Jestem tego pewna.
- Nie mogę się już tego doczekać - powiedziałam.
- I nie tylko ty - uśmiechnęła się delikatnie Kasandra Cheerful - Dawn też nie może się tego doczekać, że o Bonnie i panu Meyerze nie wspomnę. Ale przy okazji powiem wam, iż nadzieja na rychłe wyzdrowienie bardzo zachęca Clemonta do działania. Dlatego musicie mieć jak najwięcej nadziei na przyszłość i dalej dodawajcie chłopakowi otuchy. To z pewnością mu pomoże. Jeśli nie fizycznie, to psychicznie.
Uśmiechnęliśmy się do niej, bardzo uradowani z tego faktu, o których mówiła nam pani Cheerful. To była naprawdę radosna nowina. Radosna i niosąca wiele nadziei. Dzięki niej zapanowała przyjemna atmosfera przy stole. Niestety, minęła ona, gdy tylko do domu powróciła Lana. Dziewczyna była przygnębiona i bardzo szybko zobaczyliśmy, co jest tego przyczyną. Ta przyczyna leżała w jej rękach, wydając z siebie różne dziwne dźwięki.
- Lana? Co się stało? - spytał załamany pan Cheerful, widząc córkę.
Matka i siostry dziewczyny patrzyły zdumione i przerażone na Lanę, która wyciągnęła w ich stronę coś czerwonego i niewielkiego.
- O Boże! Dexter! - krzyknęła Lillie, zasłaniając sobie usta dłońmi.
Ulisses Cheerful zerwał się szybko ze swojego miejsca i podbiegł do swojej córki, zabierając od niej robota.
- O nie, Dexter! Biedaku... Co ci się stało? Biedaku kochany... Co się stało, Lana? Gdzie go znalazłaś?
- Niedaleko stąd. Usłyszałam jego piski, poszłam więc to sprawdzić i zobaczyłam go. Wzięłam go więc szybko i tu zaniosłam.
- Dobrze zrobiłaś, kochanie... Muszę go szybko naprawić, póki jeszcze jest nadzieja - jęknął załamanym głosem pan Cheerful.
Następnie pogłaskał on delikatnie po głowie swoją córkę, odebrał od niej Dextera i pobiegł z nim w ramionach do swojego warsztatu.
- To straszne. Biedny Dexter. Wyglądał, jakby nieźle oberwał - rzekła smutnym głosem Lillie.
- Mam nadzieję, że tata go naprawi - dodała Mallow.
Każdy z nas posiadał takową nadzieję, a zwłaszcza ja i Ash, ponieważ pamiętaliśmy, iż robot ten został wysłany przez nas na przeszpiegi. Miał obserwować Sebastiana, dzięki czemu mogliśmy odkryć, co kombinuje ten łajdak. Istniała nadzieja, że Dexter zdołał coś nagrać i kto wie? Być może to nagranie (jeżeli takowe w ogóle istnieje) pomoże nam wszystko zrozumieć. Tylko trzeba było sprawdzić, czy robocik zdołał cokolwiek nagrać, a jeżeli tak, to co i w jakim stanie to jest nagranie?


Ja, Ash, Max oraz Lillie, w towarzystwie Pikachu i Buneary poszliśmy do pokoju tej ostatniej, a tam zaczęliśmy się naradzać.
- Myślicie, że ktoś celowo uszkodził Dextera? - spytała Lillie.
- Oczywiście, że tak - odpowiedział jej Ash - I myślę też, że wszyscy dobrze wiemy, kto to taki.
- Sebastian? Ale niby czemu miałby to zrobić? - jęknęła jego kuzynka - Przecież on nigdy nie widział Dextera na oczy. Nie wiedział, że to jest nasz robot.
- Może sama obecność tego robota wzbudziła w nim podejrzenia i go zaatakował? - zasugerowałam.
- Możliwe, ale nie sądzę, aby tak było - odparł na to Ash - Sebastian mógłby zaatakować tego robota tylko wtedy, kiedy by wiedział, że robot go śledzi. A przecież nie miał prawa tego wiedzieć.
- Nie miał, ale mimo wszystko mógł się tego jakoś dowiedzieć.
- Ale jak, Sereno? Jak?
- Nie wiem, Ash. Nie wiem. Ale tylko on mógł to zrobić.
- Nie... To mógł zrobić każdy z różnych motywów i możliwe, iż są one zupełnie nie związane z misją, jaką wykonywał Dexter.
- Myślisz, że uszkodzenie Dextera to czysty przypadek? - spytał Max.
- Nie wiem, być może - westchnął załamany Ash, rozkładając ręce - A tak nawiasem mówiąc zbyt wiele domysłów i pytań jest w tej sprawie.
- Pika-pika! - zapiszczał smętnie Pikachu.
Jego trener pokiwał lekko głową, po czym spojrzał na naszego hakera i zapytał:
- Dowiedziałeś się czegoś o Sebastianie?
- Tak - potwierdził Max, kiwając przy tym głową - Dowiedziałem się. Ale nie wiem, czy to cokolwiek ci pomoże.
- Najpierw mi powiedz, a potem sam ocenię, co i jak - odpowiedział mu mój chłopak.
Max uśmiechnął się lekko i zaczął mówić:
- Przeryłem Internet i przy okazji włamałem się na jego konta, które gość sobie założył na kilku portalach społecznościowych. Dowiedziałem się dzięki temu, że Sebastian Valamont nie pochodzi z tych stron. Zamieszkał tu około dziesięć lat temu razem z matką, ale potem jego matkę aresztowano za jakieś poważne przestępstwo i on został adoptowany przez jakąś rodzinę, która wyprowadziła się razem z nim do Johto. Sebastian wrócił tutaj jakoś tak rok temu i zamieszkał w domku wynajętym mu przez jego adopcyjnych rodziców.
- Takie buty... No rzeczywiście, nic nadzwyczajnego - rzekł smutnym tonem Ash - Chociaż... Kto wie? Może i te informacje nam się przydadzą?
- Och, wątpię - jęknęła Lillie - Nie mamy nic, co by otworzyło moim siostrom oczy. On je kompletnie zmanipulował.
- Niestety, wszystko na to wskazuje - rzekł załamanym tonem Ash.
- Pika-pika! - zapiszczał smętnie Pikachu.
Jego trener pogłaskał powoli między uszami i uśmiechnął się do niego przyjaźnie.
- Och, mój przyjacielu. Obawiam się, że tym razem nie zdołamy pomóc osobom, które na nas liczą.
Słysząc to Lillie ścisnęła Asha lekko za jego prawą dłoń i powiedziała:
- Nie przejmuj się tym tak, kuzynku. Zrobiłeś, co mogłeś. Reszta już należy do moich sióstr. Tylko one mogą same przejrzeć na oczy. I tak nam pomogłeś.
- Ale mógłbym zrobić więcej, a nie zrobiłem.
- A ty znowu to samo? - jęknęłam załamana - Ash, zrozum wreszcie. Każdy ma swoje ograniczenia i ty także. Nie możesz pomóc każdemu, kto poprosi cię o pomoc. Czasami trzeba powiedzieć sobie tę bolesną prawdę, że nie jest się wszechmocnym i niepokonanym.
- Ja to już dawno sobie powiedziałem - rzekł smutno mój chłopak - I dlatego też wycofałem się z pracy detektywa. Nie powinienem się już nigdy angażować w jakąkolwiek sprawę. Widzę, że w ten sposób tylko ośmieszam się w oczach innych.
- Daj już spokój, szefuńciu - rzekł wesołym tonem Max - Wcale się nie ośmieszyłeś. W każdym razie nie w naszych oczach. Zrozum to wreszcie. Po prostu nie możesz dokonać wszystkiego. Serena ma rację. Ty masz swoje ograniczenia jak każdy, ale to przecież nie oznacza, że jesteś do niczego. My w ciebie wierzymy. Ja w ciebie wierzę.
- I ja też - powiedziałam.
- I ja także - dodała Lillie.
- Pika-pi! Bune-bune! - zapiszczeli Pikachu i Buneary.
Ash uśmiechnął się do nas radośnie.
- Miło mi to słyszeć. Dziękuję wam, kochani. Naprawdę bardzo wam dziękuję. Wasze słowa wiele dla mnie znaczą. Cieszę się, że mogę na was polegać.
- Tak samo, jak my możemy polegać na tobie, Ash - powiedziałam z uśmiechem na twarzy.
- Zawsze mogliśmy na ciebie liczyć i ty zawsze możesz liczyć na nas - dodała Lillie, również się przy tym uśmiechając.
- Nic dodać, nic ująć - rzekł Max.
- Pika-pi! Pika-chu! - pisnął słodko Pikachu.
Ashowi wyraźnie poprawił się humor, gdy to wszystko usłyszał.
- Jesteście naprawdę kochani. Dziękuję wam. Dziękuję, że jesteście.

***


Noc minęła nam raczej spokojnie, choć wciąż byliśmy bardzo przejęci tym wszystkim, co nas spotkało. To było naprawdę strasznie dołujące, że nie mogliśmy w żaden sposób pomóc siostrom Cheerful, a do tego jeszcze nasza rozpacz wzrosła, kiedy rano po śniadaniu ja, Ash, Max, Pikachu, Buneary i Lillie siedzieliśmy w pokoju Mallow. Rozmawialiśmy wtedy o kilku dość zwyczajnych sprawach, o jakich tylko można rozmawiać, aż tu nagle drzwi do pokoju gwałtownie się otworzyły i jak grom wparowała przez nie Lana. Dziewczyna była wściekła jak wszyscy diabli. Spojrzała na starszą siostrę i zawołała:
- Jesteś z siebie zadowolona?!
- Lana? Co się stało? - zapytała zdumiona Mallow.
- Pytam, czy jesteś z siebie zadowolona?!
- Nie rozumiem. O co ci chodzi?
- Nie rozumiesz? To zobacz sobie!
To mówiąc Lana podłożyła jej pod nos telefon komórkowy. Mallow spojrzała na niego i zauważyła widocznego na nim SMS-a. Przeczytała go załamana najpierw cicho, a potem na głos:

Wszystko, co dobre, kiedyś musi się skończyć. Więc to nie moja wina, że znudziło mi się moje dotychczasowe życie i twoje zaloty. Wybacz mi, proszę, ale to nie moja wina. Ja po prostu mam już dość tego wszystkiego. Chcę zmienić swoje życie, więc muszę w nim zmienić wszystko, łącznie z naszymi relacjami. Wybacz mi, to nie moja wina. Nie pisz do mnie, nie dzwoń, żyj szczęśliwa. I nie wiń mnie, bo to nie moja wina.

- No nie, co za gnida! - wrzasnęła oburzona Lillie - Jak on śmiał coś takiego do ciebie napisać?!
- Lana... Tak mi przykro - powiedziała smutno Mallow.
Siostra wyrwała jej jednak telefon z ręki i rzuciła:
- Komu jak komu, ale tobie na pewno nie jest przykro! Ty fałszywa gnido! Ciesz się, bo będziesz miała teraz Sebastiana tylko dla siebie! A tego przecież chciałaś, prawda?!
- Lana, ja... - powiedziała Mallow i wyciągnęła rękę w jej stronę.
- Daj mi spokój! - wrzasnęła Lana i wypadła z pokoju jak strzała.
Ash popatrzył na mnie zasmuconym wzrokiem.
- No cóż... Wydaje się, że jeden problem z głowy. Ale mimo wszystko jakoś... Jakoś nie umiem się z tego cieszyć.
- Ani ja, chociaż chciałabym powiedzieć „A nie mówiłam“ - odrzekła smutno Mallow - Ale jakoś wcale mnie to nie cieszy.
- Trudno, żeby cieszyło cię cierpienie siostry - stwierdził Max - Nawet jeśli dziewczyna działa ci na nerwy i to już od bardzo dawna.
- A żebyś wiedziała - pokiwała smutno głową Mallow - Wolałabym, aby już z nim się włóczyła nie wiadomo gdzie i nie wiadomo z kim, ale za to była szczęśliwa.
- Tak, ja też - dodał Ash i spojrzał na mnie - Sereno... Coś się stało?
- Nie, nic... Tak tylko...
- Co takiego?
- Coś mi nie daje spokoju. Te słowa... „To nie moja wina“.
- Co w nich dziwnego?
- Sama nie wiem... Przypominają mi one coś... Coś, co kiedyś oboje czytaliśmy. Jakąś książkę.
Ash zastanowił się przez chwilę, ale nic mu nie przychodziło do głowy, a tymczasem Mallow dostała SMS-a. Wzięła komórkę do ręki i sprawdziła wiadomość. Ledwie ją odczytała, a zaraz zrobiła się dziwnie przygnębiona.
- Coś się stało, Mallow? - spytałam.
- Nie, nic takiego, Sereno - odpowiedziała mi przygnębionym tonem dziewczyna - Tylko... Tego no... Taką głupią wiadomość dostałam.
- Od kogo? - zapytał Max.
- Nieważne. To bez znaczenia - machnęła lekceważąco ręką Mallow, odkładając telefon.
Chwilę później rozległo się pukanie do drzwi. Gdy gospodyni wyraziła zgodę na wejście, to do pokoju wszedł pan Cheerful.
- O! Tutaj jesteście! Słuchajcie, Lana płacze z rozpaczy u siebie. Nie wiecie, co jej się stało?
- Sebastian Valamont dał jej kosza - rzucił Max.
- Aha... No tak, powinienem był się domyśleć - odparł przygnębionym tonem mężczyzna - Chyba pójdę do niej i...
- Lepiej nie, tato - rzekła Mallow - Jeszcze bardziej się rozzłości. Niech się wypłacze, a potem z nią porozmawiamy.
- Może masz rację. No, ale jeszcze do tego wrócimy. A na razie... Ash, mam do ciebie sprawę. Możesz przyjść do mojego warsztatu?
- Jasne.
Ash i Pikachu wyszli, a ja, Max i Buneary poszliśmy za nim. Ulisses Cheerful zaprowadził nas do swego warsztatu. Jak przystało na pokój tego typu był on zagracony i zapełniony masą narzędzi oraz różnych sprzętów, o których trudno było powiedzieć, czy mogą być użyteczne, czy też raczej wręcz przeciwnie.
- O! W tym miejscu Clemont czułby się jak w domu - zaśmiał się Max, kiedy tylko zobaczył warsztat.
- Nie ma to tamto. Masz rację - odrzekł z uśmiechem na twarzy Ash - To naprawdę miejsce dla kogoś takiego jak on.
- Tak, zgadza się - dodałam wesoło.


Pan Cheerful popatrzył na nas przyjaźnie i rzekł:
- Cieszę się, że wam się tu podoba. Ale nie wezwałem was tutaj po to, aby pokazać wam mój warsztat. Chciałem wam pokazać coś innego.
Po tych słowach wskazał dłonią na stół, na którym leżał Dexter.
- Co z tym biedakiem? - spytałam zasmucona.
- Spokojnie, będzie żył, ale jeszcze muszę nad nim nieco popracować - odpowiedział pan Cheerful - Ktoś bardzo mocno mu przyłożył i trochę się nad nim namęczę, zanim go naprawię. Ale spokojnie, uda mi się to i będzie taki, jak dawniej. A może nawet jeszcze lepszy. No dobrze, ale przecież nie po to was tu wezwałem.
- A czemu to zrobiłeś, wujku? - spytał Ash.
- Pika-pika? - dodał Pikachu.
- Zobacz - powiedział pan Cheerful i pokazał mu pendraiva - Dexter miał w swojej pamięci nagranie. Przeniosłem je tutaj i zobacz, co na nim się znajduje.
Stanęliśmy przed laptopem, którego to wuj Asha włączył, a następnie podłączył do niego pendraiva, poklikał i włączył nagranie. Chwilę potem na ekranie ukazał się obraz przedstawiający Sebastiana oraz... Kathryn. Oboje stali bokiem do kamery i rozmawiali ze sobą. Ale to, o czym rozmawiali bynajmniej nie było miłym tematem.
- Naprawdę doskonale ci idzie, Sebastian - rzekła Kathryn - Bardzo dobrze sobie radzisz. Lana dosłownie je ci z ręki.
- Ty także osiągnęłaś spory sukces. Lana uważa cię za swoją najlepszą przyjaciółkę, a jej mamusia podziela to zdanie - odrzekł Sebastian, podle się śmiejąc.
- Nie ma co gadać. Oboje mamy wielki talent aktorski.
- Z pewnością. Może kiedyś zostaniemy aktorami?
- Może. Ale póki co interesuje mnie Kiawe.
- Spokojnie. To już twoja działka, aby odegrać naprawdę skutecznie rolę jego pocieszycielki. Ja zaś się zajmę panną Mallow.
- Dobrze. Tylko nie zapomnij zrobić jej kilka kompromitujących zdjęć, które potem umieścimy w sieci. Kompromitacja wręcz murowana, a przede wszystkim Kiawe nie będzie chciał jej znać, a przecież o to mi chodziło od początku, prawda?
- Tak, tobie tak. Ale mnie zależy na czymś innym.
- A na czym konkretnie?
- Już niedługo rocznica pewnego ważnego dla mnie wydarzenia. Chcę, aby to właśnie tego dnia Mallow została przeze mnie zniszczona. Właśnie wtedy. Zresztą już ci to mówiłem.
- Wiem, mówiłeś mi, choć nie bardzo rozumiem, dlaczego tak bardzo ci na tym zależy.
- To już moja sprawa. Ty zajmij się swoim księciem z bajki, a ja moją księżniczką. Niedługo będziemy mieli to, czego chcemy.
- A wtedy otrzymasz nagrodę - powiedziała czule Kathryn, dotykając dłonią twarzy Sebastiana - I możesz być pewien, że nie będę wtedy skąpa.
- Mam nadzieję...
Nagle Sebastian spojrzał w bok, zwracając swoją twarz prosto na ekran i powiedział:
- Coś się tam poruszyło.
- Gdzie?
- W tych krzakach.
- Zdawało ci się.
- Nie sądzę. Sprawdźmy to.
Wtedy obraz zniknął, ale dalszy ciąg tych wydarzeń był nam znany. Łatwo się można było domyślić tego, że Dexter próbował uciec, ale został zaatakowany i uszkodzony.
- A to gnidy! - zawołał Max oburzonym tonem, gdy film się zakończył - To jest po prostu niesłychane! Żeby coś takiego...!
- Masz rację, to po prostu podłość przez duże P - wysyczał przez zęby Ash - Teraz już wszystko jest jasne.
- Pika-pika! - zapiszczał gniewnie Pikachu, a z jego policzków poszły iskierki.
- Jednego tylko nie rozumiem - powiedziałam - Sebastian wcale nie zna Dextera. Ten potem pewnie zaczął uciekać i zwiał, zanim go przyłapali w tych krzakach. A jednak go uznano za zagrożenie i zaatakowano. Dlaczego?
Pan Cheerful pomyślał przez chwilę i rzekł:
- O Boże! Kathryn! Ona tu była kilka razy i widziała Dextera. Więc z pewnością go poznała i uznała za szpiega Lillie. Wiedziała, że Lillie jej nie lubi, więc mogła dodać dwa do dwóch i...
- Rozumiem... Pewnie masz rację - powiedział Ash - Trzeba pokazać ten filmik Lanie i Mallow. To jest ten dowód, na który czekaliśmy. Dowód, który otworzy moim kuzynkom oczy.
Wzięliśmy laptopa i zanieśliśmy go do pokoju Mallow, ale tej tam już nie było. Lillie powiedziała, że poszła się ona przejść.
- Trudno. Pokażemy jej ten film, jak wróci. A na razie niech Lana go zobaczy - zaproponował Max.
Tak właśnie zrobiliśmy i pokazaliśmy film Lanie. Dziewczyna płakała z rozpaczy jeszcze mocniej niż przedtem i zaczęła pomstować na Valamonta na czym świat stoi.
- Wiesz, Ash... - powiedziałam do mojego chłopaka, kiedy już oboje wyszliśmy z pokoju Lany - Chyba wiem, co mi ta cała historia przypomina.
- Co takiego?
- Powieść „Niebezpieczne związki“. Pamiętasz ją?
- Czekaj... Czy to na jej podstawie powstał film „Wierna żona“, który oboje tak lubimy?
- A tak, to prawda. Właśnie o tej książce mówię. Widocznie Kathryn i Sebastian musieli znać tę historię, bo intrygę uknuli zgodnie z tą książką.
- Tak... Cwane bydlaki. Ale co miał na myśli Sebastian, gdy mówił o rocznicy? Co się wydarzyło dziesięć lat temu na Melemele? A może... Nie chodzi o Melemele? Może...


Nagle coś go tknęło. Złapał się za głowę rękami i jęknął:
- Boże kochany...
Następnie krzyknął przerażony:
- MAX!
Max wypadł szybko z pokoju Lany, w którym siedział wraz z Lillie i próbował pocieszyć środkową pannę Cheerful. Szybko stanął przed nami na baczność i salutując powiedział:
- Jestem, szefuńciu. O co chodzi?
- Sprawdź mi coś na temat Sebastiana Valamonta - rozkazał mu Ash.
- Oj, znowu? - jęknął Max, wyraźnie zawiedziony poleceniem swojego idola.
Ash jednak nie chciał słuchać żadnych wymówek.
- Bez gadania! Rób, co mówię!
- No dobra, dobra... Tylko co mam sprawdzić?
- Jego prawdziwą matkę. Chcę wiedzieć, kim ona była. I czy z jakiegoś powodu wiąże się jej osoba z jakąś aferą w Melemele.
- Dobra, już się za to biorę.
- Pospiesz się. Mamy mało czasu.
Max spojrzał na mnie z uśmiechem i rzucił:
- Zdaje się, że detektyw wrócił do gry.
Następnie pognał zadowolony przed siebie. Ja zaś z Pikachu i Buneary patrzyłam na Asha co najmniej zdumiona, niewiele już z tego wszystkiego rozumiejąc, jak zresztą dość często bywało w dawnych, dobrych czasach.
- Ash, co się stało? Co ci przyszło do głowy?
- Pewna teoria... Ale obym się mylił.
Chwilę później wezwał nas do siebie Max. Pokazał nam laptopa, na którym widniał artykuł na temat pewnego procesu sądowego.
- Co to takiego? - spytałam.
- Artykuł o prawdziwej matce Sebastiana. Miał zdjęcia z tej sprawy na swoim koncie na naszej klasie. Kobieta nazywała się Rosamund Mordaunt. Wyszła za mąż za wdowca, który miał synka. Małego, uroczego chłopca. Kobieta była furiatką i nieraz w furii pobiła ona kilka razy swego pasierba, a w końcu skatowała go na śmierć. Jej męża, który na to pozwolił, złapano i skazano na dożywocie. Jednak jego żona i winowajczyni uciekła wraz z Sebastianem, swoim synem z poprzedniego związku. Uciekła do Melemele, ale tam została rozpoznana przez panią Kasandrę Cheerful i aresztowana, a następnie deportowana do Kanto, gdzie popełniła swą zbrodnię. Tam wciąż obowiązuje kara śmierci. Skazano ją na nią i potem stracono w celi śmierci.
Zaczęłam powoli wszystko rozumieć.
- Kiedy to było? - spytałam.
- Dziesięć lat temu... Równo - odpowiedział Max, patrząc na artykuł - A potem Sebastiana adoptowali państwo Valamont i... Hej, Ash! A ty dokąd lecisz?!
Ash pognał przed siebie, a ja, Pikachu i Buneary za nim. Mój ukochany zajrzał szybko do pokoju Mallow, ale tam jej nie zastał.
- Boże, gdzie ona jest? Jeszcze nie wróciła?! Gdzie ona mogła...
Nagle zauważył leżący na stoliku jej telefon.
- Zostawiła komórkę - powiedział - Może tam jest wskazówka?
Włączył ją i przeczytał zawartego w niej ostatniego SMS-a. Ledwie to zrobił, a jęknął przerażony:
- Święty Boże! Wujku! Lillie! Lana!
Następnie szybko wybiegł z pokoju kuzynki. Pobiegłam za nim wraz z Pokemonami, zaczynając już powoli rozumieć, o co tutaj chodzi. Chwilę później wpadliśmy na pana Cheerful.
- Co się stało, Ash? - spytał zdumionym tonem mężczyzna.
- Wujku, gdzie mieszka Sebastian Valamont?! - zawołał przerażonym głosem Ash - Proszę, powiedz mi! To sprawa życia i śmierci!
Mężczyzna podał mu dokładną lokalizację domu, w którym mieszka Valamont, a Ash podziękował za to i szybko wybiegł na zewnątrz, wołając głośno:
- Wezwij szybko policję! Musimy się spieszyć! Niech jadą natychmiast do Valamonta! Oby tylko nie było za późno!

***


Wybiegłam z domu za Ashem, a Pikachu i Buneary razem ze mną. Nie musiałam pytać mojego chłopaka o to, co się tutaj dzieje, ponieważ teraz zrozumiałam już wszystko. To było po prostu przerażające i wolałam nie myśleć o tym, co się może stać z Mallow, jeżeli ten psychopata zechce ją zniszczyć. Ostatecznie przecież mógł z nią zrobić dosłownie wszystko, co tylko chciał.
Gnaliśmy szybko pod wskazany adres, a po drodze spotkaliśmy Kiawe siedzącego na ławce w towarzystwie panny Kathryn. Dziewczyna wyraźnie zalecała się do niego, ale raczej bez jego aprobaty.
- Cała sprawa jest moim zdaniem prosta - powiedziała do niego podła intrygantka - Mallow nie była nigdy ciebie warta. Nie powinieneś się nią przejmować.
- Jak ja mam się nią nie przejmować, kiedy cierpię z powodu tego, co zrobiła? - rzekł smutnym głosem Kiawe - To po prostu niesłychane. Jak ona mogła mi to zrobić?
- Widocznie mogła - stwierdziła ironicznie Kathryn, gładząc chłopaka po ramieniu - Ale spokojnie. Ona nie umiała cię docenić, ale to przecież nie znaczy, że ja cię nie doceniam, skarbie.
Przysunęła się, jakby chciała go pocałować, jednak nie zdołała tego dokonać, gdyż chłopak odsunął się od niej.
- Słuchaj, z całym szacunkiem, ale ja nie szukam pociechy. W każdym razie nie teraz. Za wcześnie to wszystko.
- Oby zaraz nie było za późno - powiedział Ash, podchodząc do niego.
Kiawe i Kathryn spojrzeli na niego zdumieni.
- O czym ty mówisz, Ash? - zapytał czarnoskóry chłopak.
- O czym? O tym, że ta pannica i jej kumpel Valamont chcą teraz zabić Mallow.
- CO?! - wrzasnął Kiawe wściekłym głosem.
- Co to za brednie?! - jęknęła Kathryn zdumionym głosem - Valamont moim kumplem? O czym ty w ogóle mówisz?!
- Nie udawaj! Dobrze wiesz, o czym mówię! - zawołał Ash - Razem z Sebastianem uknułaś intrygę, aby zdobyć Kiawe! Sebastian miał ośmieszyć, a potem zabić Mallow w rocznicę śmierci swej matki!
- CO?! - wrzasnęła w szoku Kathryn.
Wyraźnie była przerażona tym, co właśnie usłyszała, podobnie jak i Kiawe.
- Jesteś tego pewien, Ash? - spytał chłopak.
- Tak jak tego, że tu stoję - odparł Ash.
Kiawe popatrzył wściekłym wzrokiem na Kathryn i powiedział:
- Jeśli to prawda, zniszczę cię!
- Ja przysięgam! O niczym nie wiedziałam! - broniła się dziewczyna - Ja tylko chciałam cię zdobyć! Nie wiedziałam, że ten świr... Błagam, uwierz mi! Ja nie wiedziałam!
Kiawe jednak nie słuchał tego, co ona mówi, tylko pognał przed siebie w kierunku domu Sebastiana, zaś ja, Ash, Pikachu i Buneary ruszyliśmy za nim. Mieliśmy tylko nadzieję, że zdążymy na czas.

***


Dość szybko dobiegliśmy do domu Sebastiana Valamonta, a kiedy już znaleźliśmy się na miejscu, to zaczęliśmy walić pięściami w drzwi, ale nikt nam nie otworzył.
- Niech to! Zamknięte! - zawołałam wściekła.
- To dla mnie żaden problem - powiedział Kiawe.
Następnie wziął zamach i uderzył w zamek nogą, jednak wbrew swoim oczekiwaniom nie wyłamał go.
- Poczekaj, pomogę ci! - zawołał Ash i sam uderzył.
Co prawda też nie wyłamał zamka, ale osłabił go do tego stopnia, że kiedy Kiawe uderzył ponownie z kopa w drzwi, to wyłamał zamek i dom stanął przed nami otworem. Wparowaliśmy zatem do środka i zaczęliśmy nawoływać Mallow.
- Mallow! Mallow, gdzie jesteś?!
Przez chwilę pierwszym dźwiękiem, które nam odpowiedziało na te nawoływania, była cisza. Potem jednak usłyszeliśmy jakiś zduszony pisk dobiegający z pierwszego piętra. Szybko ruszyliśmy biegiem schodami na górę, dalej nawołując Mallow, mając nadzieję, że szybko ją odnajdziemy zanim się stanie coś złego. Dobiegliśmy do jakiegoś pokoju, skąd dobiegły nas zgłuszone głosy. Drzwi te także były zamknięte na klucz, ale co to było dla Kiawe? Chłopak bez trudu wziął je z kopa, a kiedy już to zrobił, to od razu wparowaliśmy do pokoju i zobaczyliśmy Mallow w bieliźnie, na której siedział próbujący ją udusić Sebastian.
- Zostaw ją, bydlaku! - krzyknął Kiawe i skoczył na łajdaka, odciągając go od swojej ukochanej.
Obaj przeciwnicy zaczęli się okładać pięściami, ale na szczęście Kiawe nie należał do ułomków i nie pozwolił na to, aby ten drań go udusił, co próbował osiągnąć, kiedy już obaj tarzali się po ziemi. W końcu Kiawe po ostrej wymianie ciosów odrzucił przeciwnika od siebie, a Pikachu i Buneary ogłuszyli drania swoimi mocami.
- Boże... W ostatniej chwili - powiedziałam przerażona, łapiąc się za serce - Jeszcze trochę i by... Wolę nie myśleć.
Mallow zapłakana spojrzała na nas, po czym rzuciła się ona Ashowi na szyję, płacząc jeszcze mocniej.
- Och, Ash! Wybacz mi, kuzynku! Przepraszam cię! Tak strasznie cię przepraszam! Byłam głupia, że nie słuchałam twoich rad! Przyszłam tutaj rozmówić się z nim, a on chciał mnie uwieść, jednak ja nie byłam w stanie... Rozebrał mnie, ale ja nie mogłam... Wtedy on dostał szału. Powiedział, że zapłacę za śmierć jego matki! Powiedział, że moja matka zabiła jego! Mówił takie straszne rzeczy! Boże, Ash! To było okropne!
- Spokojnie, Mallow. Już jest dobrze - uśmiechnął się do niej kuzyn, przytulając ją czule - Już wszystko dobrze. Dzięki Kiawe.
Mallow puściła kuzyna i podeszła do swego ukochanego, patrząc na niego załamanym wzrokiem.
- Kiawe, ja... Ja... Przepraszam cię. Ja naprawdę... Nie wiem, co mam powiedzieć. Tak strasznie mi głupio. Nie zasłużyłam na ciebie... Nawet jako przyjaciółka...
- Mallow... Pomówimy o tym później - rzekł wyrozumiałym tonem jej chłopak - Na razie musimy się nim zająć.
Kilka minut później do domu wpadła policja z państwem Cheerful. Funkcjonariusze z miejsca aresztowali Sebastiana Valamonta, który zdołał już odzyskać przytomność. Młodzieniec, kiedy tylko zobaczył ciotkę Asha, o mało nie skoczył jej do gardła i policjanci musieli go mocno trzymać.
- Ty podła suko! - wrzeszczał wściekle - Zabiłaś moją matkę! Posłałaś ją na śmierć! Odebrałaś mi wszystko, co było mi drogie!
- Jesteś synem tej kobiety?! - spytała zaszokowana Kasandra Cheerful - Boże święty! Jesteś synem tej bestii w ludzkiej skórze?!
- Mojej matki! Jestem synem mojej matki! Matki, którą ty zabiłaś!
- A czy wiesz, co ona sama zrobiła?! Skatowała na śmierć niewinnego chłopca!
- Nic nie wartego, upośledzonego bachora! Też mi strata!
- On był niewinnym dzieckiem!
- A ona była moją matką! A ty mi ją odebrałaś! I co?! Przyjemnie ci teraz?! Zniszczyłem tę twoją jakże kochającą się rodzinkę! Na jedno moje skinienie Lana oraz Mallow jadły mi z ręki i znienawidziły się nawzajem! Chciałem najpierw poprzestać na tym, ale uznałem, że to za mało! I gdyby nie ten głupi czarnuch i jego kumple, to by mi się udało! Ale spokojne! Ja tu jeszcze wrócę i wykończę całą waszą rodzinkę! Wszystkich po kolei!
Policjanci wyprowadzili go, a Ash spytał jednego z nich:
- Mam wielką nadzieję, że ktoś z was to zaprotokołował, ponieważ to się chyba nazywa „publiczne i dobrowolne przyznanie się do winy“.
- Oczywiście, że tak, panie Sherlocku Ashu - odpowiedział mu jeden z policjantów, uśmiechając się - Nie mogłoby być inaczej.
Mallow tymczasem była przytulana przez ojca, a potem przez matkę, która wciąż nie mogła wyjść z szoku po tym, co się stało.
- Boże, co to za potwór! - jęknęła - Co z nim teraz będzie?
- Albo zgnije w więzieniu, albo w domu bez klamek - odparł na to Ash - Sąd już zadecyduje w tej sprawie.
Pani Cheerful spojrzała na swego siostrzeńca i powiedziała:
- Ash... Cieszę się, że zdążyłeś na czas. Gdyby nie ty...
- Spokojnie, mamo - uśmiechnęła się delikatnie Mallow - Ash zawsze nam pomoże w kłopotach. Bo w końcu... na kłopoty najlepszy jest kuzyn. Prawda, Sereno?
- O tak... - zaśmiałam się - Zwłaszcza, jeśli tym kuzynem jest Sherlock Ash, prywatny detektyw.

***


Tak oto zakończyło się śledztwo prowadzone przez Sherlocka Asha w sprawie jego kuzynek z wyspy Melemele. Choć w sumie mój ukochany nie nazywał tego śledztwem, a jedynie pomocą ofiarowaną członkom swojej rodziny.
- I tak o mały włos bym nie zawalił sprawy - powiedział smutno Ash, kiedy już było po wszystkim - Niewiele brakowało, żeby ten bydlak zabił Mallow. Gdybyśmy nie zdążyli na czas...
- Ale zdążyliśmy na czas i to się liczy - odparłam na to stanowczym i poważnym tonem - A więc tym razem zrobiłeś wszystko tak, jak należy i nikt przy tym nie zginął. Myślę, że można tę sprawę zaliczyć do tych spraw, które nam się udały i to całkowicie.
Clemont, Bonnie, Dawn, pan Meyer i cała rodzina Cheerful była tego samego zdania, że już nie wspomnę o Pikachu i Buneary. Ash więc musiał przyznać, iż tym razem naprawdę wykonał kawał dobrej roboty.
- To dowodzi również tego, jak wiele talentu jeszcze w sobie posiadasz - stwierdził Clemont - Może więc zarzucisz emeryturę?
- Właśnie - zgodził się z nim jego ojciec - Szkoda by było, żeby taki talent miał się marnować.
Ash jednak wciąż był zdania, iż emerytura detektywistyczna jest tutaj konieczna, bo jego umiejętności mimo wszystko już nie są takie, jak kiedyś, a poza tym za bardzo się ośmieszył podczas sprawy Ellisa, którą co prawda rozwiązał, ale pismaki nie pozostawili na nim suchej nitki.
- Wątpię, aby po tym wszystkim, co się stało pod koniec poprzedniego roku w Alabastii ktokolwiek chciał mnie zatrudnić jako detektywa, więc po co sobie robić nadzieję?
- Ale przecież twoja sława znacznie wzrośnie, gdy się rozniesie, że nie dopuściłeś do zabójstwa swojej kuzynki - zauważyła Dawn.
- Właśnie! Znowu będziesz sławny i podziwiany w Alabastii! - dodała radośnie Bonnie, co jej Dedenne poparł radosnym piskiem.
Ash uśmiechnął się zadowolony do dziewczynki i powiedział:
- Być może, ale trzeba zawsze wiedzieć, kiedy się wycofać. I myślę, że to jest teraz mój czas na wycofanie się. Chociaż nie powiem, od czasu do czasu możemy rozwiązywać jakieś zagadki. Bo czemu nie? Ostatecznie kto nam zabroni znowu poczuć tę adrenalinę?
Wiedziałam, że Ash jest uparty i tak łatwo zdania nie zmieni, ale też zdawałam sobie sprawę z tego, iż za bardzo polubił on swoją pracę, aby tak już całkowicie z niej zrezygnować. Dlatego po cichu pocieszałam naszych przyjaciół mówiąc im, że stan Asha jest tylko przejściowy, więc po jakimś czasie znudzi mu się emerytura i wróci do gry. To więcej niż pewne.
Nasi przyjaciele wychodzili z podobnego założenia, dlatego też nie mogli się już doczekać chwili, kiedy słynny Sherlock Ash zawiesi emeryturę i wróci do gry. Wiedziałam, że wszyscy będziemy mieli wtedy powód do świętowania.


Tymczasem Sebastian Valamont trafił do aresztu śledczego i oczekuje obecnie na wyrok. Bez najmniejszego oporu przyznał się do wszystkiego, co sobie zaplanował. Przyznał, że już od dawna miał wielką ochotę zniszczyć rodzinę Cheerful i kiedy zobaczył, jak Kathryn na jego oczach dostaje kosza od Kiawe - chłopaka Mallow - wpadł na pomysł, jak można to wykorzystać. Zaproponował wspólną zemstę. Kathryn, która od dawna kumplowała się z Laną, miała zdobyć jej całkowite zaufanie i podejść ją, aby Sebastian mógł ją uwieść i porzucić. Oboje bardzo dobrze wiedzieli, że bardzo to zaboli Mallow, a Kathryn za wszelką cenę chciała ukarać rywalkę. Ale takie coś jej nie wystarczyło i chciała więcej - chciała samego Kiawe i zaproponowała, aby Sebastian oprócz tego jeszcze uwiódł Mallow. Jemu to jak najbardziej odpowiadało, dlatego też przeszedł do działania. Wiedział, że Mallow jako szanująca się dziewczyna na pewno nie ulegnie jego urokowi osobistemu tak łatwo jak Lana, więc kiedy tylko dziewczyna przyszła do niego żądając zerwania wszelkich stosunków z jej siostrą, Sebastian postarał się o to, aby dziewczyna była nim oczarowana. Przedstawił jej historyjkę o tym, jak to próbuje on zerwać ze swoim dotychczasowym towarzystwem i życiem, ale nie jest to łatwe, więc musi się zgrywać. Dodawał też, iż nie dawał żadnej nadziei Lanie, a ona sobie to wszystko ubzdurała. Co prawda pisał do niej listy z wyraźnymi wyrazami miłości, ale Sebastian wyparł się ich twierdząc, że napisał je ktoś inny podając się za niego, a on sam nie dawał Lanie żadnych nadziei, pozwalając się jej po prostu podrywać. Co do tych listów, to w sumie po części mówił prawdę, gdyż pisała je Kathryn, która potem doniosła o nich pani Cheerful wiedząc, że Lana stanie się jeszcze bardziej zdeterminowana, aby być z Sebastianem i będzie bardziej cierpieć, kiedy ten da jej kosza. Wiedział też, iż Mallow z tego powodu będzie chciała jeszcze mocniej oddzielić go od Lany i zacznie go nachodzić, spotykać się z nim, próbować różnych sposobów przekonania go do zmiany zachowania wobec Lany i postawienia sprawy jasno, iż jej nie kocha i żeby nie robiła sobie nadziei. W końcu to zrobił i to tego samego dnia, w którym wydarzyła się ta tragedia. Odepchnął on Lanę przez SMS-a, a potem napisał wiadomość do Mallow prosząc o spotkanie. Ona przyszła, zaś on odegrał przed nią szopkę, iż tak jak jej już wcześniej wmawiał powiedział, że kocha tylko Mallow i chce z nią być i tylko ona jest w stanie pomóc mu zerwać z przeszłością. Dziewczyna nie wiedzieć jakim cudem uwierzyła draniowi już wcześniej, a teraz pozwoliła mu się rozebrać do bielizny, ale na igraszki w łóżku jakoś nie miała ochoty. Zdenerwowała w ten sposób Sebastiana, który się na nią rzucił i próbował ją zabić.
- Powiedział, że chciał mi najpierw dać przyjemność przed bólem, ale skoro wolę tylko ból, to go dostanę - płakała po wszystkim Mallow, kiedy składała zeznania na policji - Potem coś mówił o swojej matce, że niby moja mama zabiła jego mamę... Dostał szału i bałam się, iż to już koniec. Gdyby nie Kiawe, Ash i Serena, to by mnie udusił.
Na całe szczęście zdążyliśmy na czas i nie doszło do tragedii. Choć naprawdę niewiele brakowało.
Kathryn również została przesłuchana przez policję. Twierdziła jednak, że nie ma z próbą zabójstwa Mallow nic wspólnego i chciała jedynie zdobyć Kiawe, który od dawna się jej podobał i wiedząc, że chodzi on z siostrą jej koleżanki Lany, zbliżyła się do nie jeszcze bardziej, aby go zdobyć. Nie udało jej się to, zatem skorzystała z pomocy, jaką zaoferował jej Sebastian Valamont. Wiedziała, że to notoryczny podrywacz, który w ciągu pół roku, odkąd tu przybył zdołał zdobyć serca większości dziewczyn na wyspie... I tak prawdę mówiąc nie tylko serca. Wiedziała więc, że jeśli on się za coś weźmie, to osiągnie sukces. W zamian obiecała mu, iż będzie jego nagrodą, jeżeli tylko uwiedzie Mallow i zrobi jej kompromitujące zdjęcia, po których Kiawe nie zechce jej znać. Już wcześniej donosiła biednemu chłopakowi o spotkaniach Sebastiana z Mallow, a raz zrobiła im zdjęcia, jak Valamont całował pannę Cheerful, ale to nie wystarczyło, więc wyciągnięcie ciężkiej artylerii było niezbędne. Namówiła ona Kiawe do śledzenia Mallow, a do tego postarała się, aby biedak zobaczył swoją ukochaną w ramionach innego i to jeszcze całowaną przez niego. Ale na tym udział tej kreatury w intrydze Valamonta kończył się, gdyż o jego głównym planie nie miała pojęcia, a w każdym razie tak twierdziła.
- Przyznaję się do udziału w tej intrydze, ale przysięgam, że nie miałam nic wspólnego z próbą zabójstwa Mallow! - tłumaczyła się dziewczyna na policji - Nie wiedziałam, co on planuje. Byłam tylko kolejnym pionkiem w jego grze. Błagam, musicie mi uwierzyć!
Na jej szczęście policja uwierzyła w te słowa, do czego przyczyniły się zeznania Sebastiana, który również przyznał, że Kathryn nie wiedziała o jego zabójczych planach, jak sam je nazywał. Dlatego ta podła intrygantka nie stanęła przed sądem, co jednak nie znaczyło, że miała się wymigać od kary. O nie! Zarówno ja, jak i też Ash oraz Max nie zamierzaliśmy jej tego darować. Ostatecznie przez swoje podłe plany o mały włos zabiłaby biedną Mallow. Nie szkodzi, że nie chciała tego, a zresztą to już nawet nie o to chodziło. Jej intryga była perfidna, więc Kathryn musiała za nią zapłacić. I my już wiedzieliśmy, w jaki sposób to zrobi.
- Najlepiej będzie pokonać jej własną bronią - powiedziałam do Asha i Maxa, gdy się już naradziliśmy, co mamy zrobić - Tak samo, jak w powieści „Niebezpieczne związki“.
Ashowi i Maxowi bardzo spodobał się taki plan, dlatego też pomyśleli chwilę i już po chwili mieli oni gotowy koncept. Jeszcze tego samego dnia umieścili oni w Internecie filmik, który nagrał Dexter. Nagranie to mówiło samo za siebie o zachowaniu Kathryn, a do tego jeszcze Max dodał do niego maile ze skrzynki mailowej tej wrednej intrygantki, które to dziewczyna wysyłała do Sebastiana i jakie od niego otrzymywała. Wykradzenie ich ze skrzynki mailowej tej jędzy nie było wcale trudne, zwłaszcza dla naszego hakera. W ten sposób wszyscy się dowiedzieli, jaka jest naprawdę Kathryn i dziewczyna została zniszczona w społeczeństwie regionu Alola. Jej karą był publiczny ostracyzm, także gdziekolwiek się nie zjawiła, tam spotykało ją zawsze odepchnięcie, kpiny i szyderstwa. Wyganiano ją z barów, z plaży i wszystkich miejsc, do których poszła. A nam nie było jej ani trochę żal.
Jedyną tajemnicą, która pozostała przez pewien czas niewyjaśniona, to była sprawa staruszka epileptyka, który wyraźnie coś przed nami ukrywał. Ash rozmyślał o tym wszystkim i próbował jakoś sobie to wyjaśnić, jednak wyjaśnienie, które mu chodziło po głowie i pojawiło się też w mojej głowie, było na tyle straszne, że mój luby nie był w stanie nawet o niej myśleć. Nie chciał przyjąć tego do wiadomości i próbował za wszelką cenę znaleźć inne wyjaśnienie, ale wszystko inne, cokolwiek by nie wymyślił, wydawało się mało sensowne. Jedyną osobą, która znała prawdę, był Winston Krupsh, ale Ash nie miał odwagi zapytać go o to, ponieważ za bardzo się bał usłyszeć odpowiedź. Mogło to wydawać się co najmniej głupie, w każdym razie komuś z boku, ale ja doskonale wiedziałam, co Ash czuje. W końcu aż za dobrze pamiętałam, co czuł mój luby, kiedy się dowiedział, że Giovanni i Domino to jego bliscy krewni. Nie chciał zatem przechodzić podobnego załamania kolejny raz.


Tak czy inaczej sprawa wydawała się prosta do rozwiązania, ale nie umieliśmy jakoś spróbować jej rozwikłać, choć wyjaśnienie było wręcz na wyciągnięcie ręki i tylko starczyło po nie sięgnąć. Tak to się jednak czasami składa, że jeśli nie chce góra do Mahometa, to musi Mahomet do góry i tym razem także tak było, kiedy to jednego dnia pan Winston Krupsh zaprosił nas do swojego mieszkania (nie mieszka on bowiem u państwa Cheerful, tylko bywa u nich na obiadach i kolacjach). Ja i Ash, a także towarzyszący nam Pikachu i Buneary zwiedziliśmy razem to miejsce, natomiast starszy pan z uśmiechem na twarzy pokazał nam różne stare przedmioty i tłumaczył ich pochodzenie. Pokazywał nam także stare zdjęcia ze swojej młodości.
- A kim jest ten pan obok pana? - spytałam, wskazując palcem na jedno ze zdjęć.
- To jest mój młodszy brat, William Krupsh. Twój dziadek, Ash.
- Mój dziadek... - jęknął zasmuconym głosem Ash - Ojciec mojej matki Delii, prawda?
- Tak, to prawda. Właśnie on. O! A tutaj jestem ja jako świadek na jego ślubie z Arabellą Flowers, która była siostrzenicą tego znakomitego artysty, Kronikarza.
- Tak, wiem... - uśmiechnęłam się lekko.
Ash powoli wstał od stołu, przy którym siedzieliśmy. Widać było aż nadto wyraźnie, że jest zdenerwowany.
- Co ci się stało, chłopcze? - zapytał pan Winston.
- Ten człowiek w szpitalu, któremu pomogliśmy... I którego potem ty odwiedziłeś... To jest twój brat, tak?
Winston Krupsh załamany westchnął i powiedział:
- Tak, to prawda. To właśnie on. To mój brat William.
- A więc po to była ta cała szopka, tak? Zaprosiłeś nas tutaj po to, aby nam pokazać te zdjęcia i mi to uświadomić, tak?
- Tak, Ash. Widziałem wyraźnie, jak się z tym męczysz. Nie byłeś mnie w stanie o to zapytać, więc sam musiałem zagaić rozmowę.
- Aha, rozumiem - westchnął załamanym głosem mój luby - I co ja mam z tym teraz zrobić?
- Nie wiem, to zależy od ciebie - powiedział Winston Krupsh smutnym tonem - Mój brat jest uparty i w dużej mierze skupiony na samym sobie. W dodatku bardzo dumny. Nie chce się przyznać do tego, że popełnił błąd w swoim życiu i nie ma odwagi prosić cię o wybaczenie. Ani twojej matki. Zresztą już raz ją o nie prosił.
- A mama co na to?
- Pokazała mu drzwi.
- I bardzo dobrze. Na nic innego sobie nie zasłużył.
- Może oceniasz go zbyt surowo? Ja wiem, że postąpił on jak idiota i egoista, ale... Mimo wszystko jest twoim dziadkiem.
- Dziadkiem, który miał w nosie moją matkę i mnie.
- Nie do końca tak to było.
- Do końca czy nie, jaka to teraz różnica? Skrzywdził mnie i mamę, a teraz nawet nie poczuwa się do odpowiedzialności za to wszystko.
- To trudny człowiek, Ash. Ciężko się czasem z nim dogadać.
- Zauważyłem. Czego ode mnie oczekujesz, dziadku?
- To zależy od ciebie. Ja nie mogę decydować w tej sprawie.
- Wiesz co? Żałuję, że to nie ty jesteś moim prawdziwym dziadkiem.
- Ja też tego żałuję, ale cóż... Ja jestem tylko ciotecznym dziadkiem, a on prawdziwym. Myślę, że skoro go znalazłeś, to musi być jakiś znak od losu.
- Niby jaki?
- Sam nie wiem... Naprawdę nie wiem. Ash... Jedyne, co ci mogę teraz poradzić, to żebyś sobie wszystko na spokojnie przemyślał i nie spieszył się z decyzją. Czas na pewno pomoże ci rozwikłać ten problem, no i ta młoda dama także.
To mówiąc wskazał na mnie.
- Widzę, że ona ma na ciebie bardzo dobry wpływ. Razem się więc nad tym zastanówcie i dajcie znać, co postanowiliście. Być może wyjdzie z tego coś dobrego dla nas wszystkich.
Ash nie wyglądał na osobę przekonaną do takiego sposobu myślenia, ale ostatecznie zgodził się zrobić tak, jak Winston mu poradził, chociaż nie ukrywał przy tym, że ma poważne obawy wobec swych relacji z Williamem Krupshem.

***


Cała sprawa z Sebastianem Valamontem, choć była naprawdę bardzo groźna i nieprzyjemna, to jednak posiadała swoje pozytywne skutki. Przede wszystkim rodzina Cheerful zbliżyła się do siebie, a zwłaszcza Mallow, Lana i Lillie. Cała trójka zdołała wreszcie nawiązać między sobą taką więź emocjonalną, jaką miały kiedyś. Lana, chociaż dalej miała tendencję do sprzeczania się z Mallow i nazywania ją „mądralą“ za każdym razem, gdy ta ją pouczała, to jednak dobrze wiedziała, że jej starsza siostra (podobnie, jak i ta młodsza) kocha ją nad życie i chce jedynie jej dobra. Poza tym obie z Mallow rozumiały się bardzo dobrze w sprawie Sebastiana, ponieważ obie padły ofiarą jego intrygi, co je do siebie zbliżyło.
Wszyscy prócz tego chwalili Lillie, która do końca zachowała czujność i jako pierwsza poprosiła Sherlocka Asha o pomoc. Tylko dzięki niej mój luby w porę zainteresował się tym wszystkim i zdołał zapobiec katastrofie. Oczywiście chwalono również Asha, Maxa i mnie, czyli detektywów, którzy zdołali rozwiązać tę zagadkę i to na czas, zanim doszło do tragedii. Państwo Cheerful traktowali nas wszystkich jak bohaterów, Kasandra oraz Mallow gotowały nam same przysmaki, zaś wszystkie trzy siostry spędzały z nami dużo czasu, opowiadając też wszystkim swoim znajomym, których spotkały,ile nam zawdzięczają.
Chociaż związek Mallow i Kiawe został tak brutalnie przerwany przez podłe intrygi, to jednak oboje doszli do wniosku, że popełnili błąd. Mallow taki, iż dała się uwieść intrygantowi, a Kiawe tym, że był w związku zbyt poważny i wiele spraw (łącznie z randkami) miał często zaplanowane, nic nie robił spontanicznie i jakoś nie ciągnęło go do wariactw tak, jak kiedyś. Mallow zaś, pomimo całej swojej powagi, uwielbiała się rozluźnić poprzez spontaniczne wygłupy. Oboje dogadali się i postanowili dać sobie kolejną szansę.
Krótko mówiąc, w domu rodziny Cheerful zapanowała harmonia oraz wielka radość. A do tego jeszcze wielki humor, którego to efekty mieliśmy okazję zobaczyć wtedy, kiedy pewnego razu Mallow wypatrzyła w plecaku Asha kajdanki policyjne i dla zabawy skuła się nimi z Laną, a potem Lana zaczęła się z nią szarpać, przez co Mallow upuściła kluczyk od kajdanek, który wpadł im pod łóżko i nie mogły go wyjąć. Obie dziewczyny poprosiły więc o pomoc Asha, który wręcz dusił się ze śmiechu, gdy je zobaczył skute.
- No proszę... Widzę, że siostry wreszcie nawiązały ze sobą wielką więź emocjonalną - powiedział dowcipnie.
- O tak, jesteśmy obecnie bardzo ze sobą związane! - rzuciła wściekle Lana - Byłbyś tak uprzejmy i nam pomógł?
Ash z Maxem odsunęli łóżko, wydobyli kluczyk i uwolnili obie siostry, które jednak przez to wszystko nie odzywały się do siebie przez resztę dnia. Lana twierdziła, że Mallow ma walnięte pomysły, z kolei Mallow uważała, iż Lana robi problemy z niczego.
Następnego dnia rano obudził nas wszystkich dziki wrzask. Okazało się bowiem, że Lana w nocy wysmarowała (w ramach odwetu za ten numer z kajdankami) włosy Mallow jakąś tajemniczą farbą, także na rano mieniły się one niczym diamenty. Najstarsza panna Cheerful, widząc, jak wyglądają jej włosy (co odkryła idąc rano do łazienki) narobiła dzikiego wrzasku, a potem zaczęła ganiać swą młodszą siostrę po całym domu, zaś Lana wołała wesoło, iż Mallow robi problemy z niczego.
- Niezły widok, nie ma co - powiedziałam, obserwując z uśmiechem to wszystko.
- Oj, niezły - zaśmiał się Max, patrząc na Mallow i Lanę, a także Lillie, która próbuje je uspokoić.
Doskonale wiedziałam, o co mu chodzi. O to, że choć Lana miała na sobie niebieską piżamę, to już Mallow i Lillie miała na sobie nocne koszulki do połowy ud, a to stanowiło dla Maxa wręcz cudowny widok.
- Ciekawe, czy mają coś pod spodem - zastanawiał się na głos chłopak - Może warto by sprawdzić? Jedno lustereczko powie mi przecie, która...
- Zapomnij! - syknęłam na niego groźnie, choć miałam wielką ochotę kwiczeć ze śmiechu.
- No, nareszcie czuję, że wszystko w tym domu powraca do normy - zaśmiał się wesoło Ash, obserwując potyczkę jego kuzynek.
- Pika-pika! - zapiszczał radośnie Pikachu.


KONIEC































Przygoda 129 cz. II

Przygoda CXXIX Tytanio, wio! cz. II Lot trwał długo. Ash nie liczył, jak długo, ponieważ odkąd tylko opuścił tak bardzo mu bliskie Gotham Ci...