poniedziałek, 29 lipca 2024

Przygoda 128 cz. III

Przygoda CXXVIII

Widmo śmierci cz. III


Diana czekała na nas w swoim domu, chodząc nerwowo po salonie, kiedy już się zjawiliśmy. Był z nią Scribbler i młody mężczyzna, którego widzieliśmy wtedy w szpitalu, gdy odwiedzaliśmy Alexę. Ciril, szwagier Diany i mąż jej siostry Irene. Cała trójka zdecydowanie nie wyglądała na zadowolonych, chociaż, jak to się za chwile miało okazać, z zupełnie różnych powodów.
- Jesteście nareszcie! - zawołała Diana, podbiegając do nas i wymachując nam przed oczami ściskaną w dłoni kartką papieru - Zobaczcie, co ten gnojek ośmielił się mi napisać!
Ash wziął od Diany kartkę i przyjrzał się jej bardzo uważnie. Siedzący mu na ramieniu Pikachu patrzył zaintrygowany na treść anonimu.
- Przyjemniaczek, nie ma co - powiedział Ash i podał mi kartkę.
Wzięłam ją do ręki i odczytałam na głos jej treść:

Jutro o godzinie 12:00, w parku. Zostaw pieniądze w koszu na śmieci. Niech będą owinięte w papier. Żadnych glin, bo stracisz wszystko, co ci drogie.

Dawn zagwizdała delikatnie, kiedy skończyłam czytać.
- No nieźle. Gość już wyznaczył miejsce i termin.
- Ale kosz na śmieci i to w parku? - zapytała ironicznie Bonnie.
- No właśnie - zgodził się z nią Max - To jest tak tradycyjne i klasyczne, że aż trąci kiczem.
Diana spojrzała na niego ze złością i zawołała:
- Was to śmieszy, tak?
- Ależ skąd! - odpowiedział jej Clemont, próbując jakoś załagodzić sytuację - Po prostu chcemy jakoś rozładować napięcie.
- Kiepsko wam to idzie, podobnie chyba jak śledztwo - mruknęła Diana, znów nerwowo chodząc po pokoju - Po waszych minach nie widać, żebyście wiedzieli, kto mi wysyła te anonimy i dlaczego. I jeszcze sobie żarciki robicie.
- Żadne żarciki - zaprotestował Max - Ja tylko zwracam uwagę na to, że to z tym koszem na śmieci wygląda dosyć nieciekawie.
- Co masz na myśli? - zapytałam.
- No, sama zobacz, Serena. To takie mało oryginalne - wyjaśnił Max.
- Malo oryginalne? - spytała Dawn.
- No tak! - zachichotał młody Hameron - No, sami zobaczcie. Park, kosz na śmieci, w samo południe, papier, żadnych glin. To po prostu jak historyjka wzięta z jakiegoś kryminału i to jeszcze nie najlepszego. Nic oryginalnego.
Ash zastanowił się nad jego słowami. Pomasował sobie lekko palcami swój podbródek i powiedział:
- Nic oryginalnego, powiadasz? To ciekawe stwierdzenie. Sporo nam mówi o naszym szantażyście.
- Niby co takiego? - zapytała ironicznie Diana.
- Przede wszystkim to, że nie jest zbyt kreatywny i pomysłowy. Nie umie w tej sprawie wymyślić niczego oryginalnego, korzysta z czegoś, co przeczytał albo też obejrzał w telewizji.
Scribbler pokiwał lekko głową na znak, że się zgadza z Ashem.
- A to oznacza, że nie jest zbyt pewny siebie, chociaż zgrywa twardziela. Bo nie chce za bardzo ryzykować, wymyślając coś kreatywnego. Bo przecież to fakt, każdy pisarz wam to powie, że kreatywność wymaga ryzyka, próbowania czegoś nowego i innego, a stare pomysły oraz powtarzanie starych schematów jest o wiele bardziej bezpieczne, choć to też ryzyko, że może się w końcu znudzić czytelnikowi i wtedy...
- Fajnie, że jesteście tacy odkrywczy, kochani psycholodzy, ale nie sądzicie, że to nie ma najmniejszego znaczenia? - zapytał ze złością Ciril.
Scribbler spojrzał na niego uważnie i zarazem ponuro. Widać było, że obaj się nie do końca dogadują, jeżeli w ogóle o jakimkolwiek dogadywaniu się może być tutaj mowa.
- Mój przyjacielu, to ma ogromne znaczenie - odpowiedział Scribbler - A już w każdym razie podczas śledztwa, które można prowadzić jedynie w taki sposób, że się bada wiele rzeczy, również drobiazgi i bierze się je wszystkie pod uwagę.
- Tak, pod warunkiem, że detektyw rozwikła sprawę. A czy twoi znajomi to zrobili? Jak widać, jeszcze nie - mruknął Ciril.
Bonnie i Max popatrzyli na niego groźnie, wyraźnie niezadowoleni z tego, co właśnie nam ten koleś powiedział.
- Hej, a co ty sobie myślisz, co?! - mruknęła Bonnie, biorąc się pod boki - To nie jest piekarnia, że składasz zamówienie i za chwilę masz już chleb lub bułkę!
- No właśnie - zgodził się z nią Max - Przecież wszystko wymaga czasu. Tak mówi Ash, a on wie, co mówi. Rozwikłał już z nami niejedną sprawę.
- Owszem, ale jak dotąd nic jeszcze nie wie na temat szantażysty - stwierdził na to złośliwym tonem Ciril - I bez urazy, ale jakoś nic nie zapowiada tego, aby to się miało zmienić.
Teraz to i mnie on wkurzył i już chciałam mu powiedzieć do słuchu, jednak mój ukochany mąż położył mi rękę na ramieniu i odparł:
- Sereno, nie warto. On ma rację. Nic jeszcze o tej sprawie nie wiemy i wciąż nie wiemy, co powinniśmy zrobić.
- Ja widzę jedno wyjście. Zapłacić szantażyście i mieć spokój - powiedział na to złośliwym tonem Ciril.
Spojrzeliśmy na niego zdumieni i oszołomieni jednocześnie. Co prawda, po tych jego wcześniejszych słowach powinniśmy się byli wszyscy tego rodzaju rady spodziewać, ale mimo wszystko zaskoczyło nas to, co powiedział.
- Zapłacić okup? To jest twój cały plan? - zapytał ze złością Scribbler.
- A macie może jakieś inne wyjście? - odpowiedział pytaniem na pytanie Ciril - Może mamy ryzykować życiem mojej żony, żebyście wy się mogli wykazać?
- A skąd niby wiesz, że twojej żonie coś grozi, jeżeli Diana nie zapłaci okupu? - spytała Dawn.
Piplup, jak na potwierdzenie, zaćwierkał i delikatnie zamachał skrzydełkami.
- To chyba oczywiste - odparł Ciril - Dla Diany nie ma niczego droższego niż życie jej siostry. Więc jeśli może coś stracić, to właśnie ją. Mam rację? Tak sama przecież mówisz, Diano.
Pisarka jakby nieco zmieszana tym pytaniem, coś tam mruknęła pod nosem, a zaraz potem poprawiła się i powiedziała:
- Tak, dokładnie tak. Sama bym tego lepiej nie ujęła.
Jej wypowiedź nie wydawała mi się do końca szczera, to jej zmieszanie się na samym początku odpowiedzi trochę mnie zaniepokoiło. Uznałam jednak, że to nie ma większego znaczenia, przynajmniej chwilowo. Ash wszakże myślał chyba w inny sposób, ponieważ nie odrywał wzroku od Diany, a jego oczy wyrażały coś, czego nie umiałam nazwać, ale co na pewno nie było pozytywnym nastawieniem do naszej klientki.
- A więc, Diano, chcesz zapłacić temu szantażyście? - zapytał Clemont.
- A mam jakieś inne wyjście? - spytała Diana - Wy nie wiecie nadal, kim ten ktoś jest, a ja nie mogę ryzykować życiem siostry. To co waszym zdaniem mogę w tej sprawie zrobić?
Max już miał coś odpowiedzieć, kiedy nagle Ash powiedział:
- Właściwie to jedyne wyjście. Masz rację, Diano. Trzeba zapłacić.
O ile zachowanie Cirila było jeszcze dla nas dosyć dziwne, to już słowa Asha w tej sytuacji stały się dla nas o wiele bardziej niezrozumiale. Jak to? On, wielki Sherlock Ash chce przyznać, że nie umie teraz złapać przestępcy i rzuca ręcznik na ziemie? Poddać się tak po prostu?
Nie wiem, jak u reszty, jednak mnie tylko przez chwilę przyszła ta myśl do głowy, ponieważ ledwie tylko spojrzałam na minę mojego męża, a zaraz się lekko uśmiechnęłam, orientując się, do czego on zmierza. Znałam go już tak dobrze, że nie mogłam się nabrać na ten pozornie poddańczy ton. Wystarczyło mi tylko jedno baczne spojrzenie na jego twarz, a wiedziałam wszystko. Byłam pewna, że zaraz nas czymś pozytywnym zaskoczy i tak też było. Ponieważ najpierw Ash rzekł:
- Zapłacisz, Diano. I koniecznie musisz to zrobić prawdziwymi pieniędzmi. Zapomnij o numerze w stylu pociętych gazet. Podejrzewam, że ten gość jest na to za sprytny i nie da się na to złapać. Poza tym, jeżeli boisz się o życie siostry, lepiej nie ryzykować. Poza tym, o ile dobrze wiem, trzydzieści tysięcy dolarów to nie jest dla ciebie jakaś wielka suma. Stać cię na to, prawda?
- Owszem, stać mnie na to - odpowiedziała Diana niezadowolonym tonem - Ale nie tego się po tobie spodziewałam. John zaręczał, że jesteście najlepsi w tym, co robicie, a wy jedynie umiecie dać mi rady, które sama mogę sobie dać.
- Być może, ale czasami nie ma innego wyjścia, więc trzeba się poddać - rzekł na to Ash - Przynajmniej tymczasowo, bo jestem pewien, że złapiemy tego gagatka i możesz mi wierzyć, że jak ja jestem czegoś pewien, to tak właśnie jest.
Diana nie wyglądała na zbyt przekonana, ale nic nie powiedziała. Widać już nie chciała się kłócić z moim ukochanym. Ciril zaś zadowolony pokiwał głową i powiedział:
- Dobrze, że nie chcesz ryzykować życia mojej żony. Ani swojego własnego. Nie warto dla odrobiny pieniędzy ryzykować swoim życiem.
- Odrobiny? Dobre sobie - mruknął Max.
Ciril zignorował jego słowa i powiedział, że musi już iść, ponieważ chciałby jeszcze odwiedzić swoją żonę i dowiedzieć się, co u niej, czy może już lepiej i czy jest szansa na to, aby się wybudziła ze śpiączki. Co ciekawe, o ile wcześniej się mi wydał on dosyć ironiczny i szyderczy, zwłaszcza podczas rozmów ze szwagierką, to gdy mówił o tym, że chciałby się dowiedzieć o stanie swojej żony, wydał mi się nagle jakiś inny. Jego ton stał się o wiele poważniejszy, nie słychać było w nim ani grama złośliwości ani szydery. Nie wiedziałam, czy dobrze rozumuje, ale czułam, że jego zona musi być mu niesamowicie bliska. Pomyślałam sobie wtedy, iż może jego szwagierka nie budzi jego sympatii i ma w nosie jej problemy, to żonę kocha i jej życie i zdrowie przejmuje go jak najbardziej. Tym lepiej, bo w kwestii naszej sprawy nie wzbudził on naszej sympatii. Dobrze, że chociaż w tej umiał on tego dokonać.


Gdy młody mężczyzna wyszedł, Diana załamana usiadła w fotelu i pogrążyła się we własnych myślach, a Scribbler spojrzał na nas zaintrygowany, nie mniej niż reszta naszej drużyny, która wszakże zaczęła się chyba domyślać, że mój miły, a ich lider coś kombinuje, bo ich miny nie były już tak rozczarowane, jak na samym początku, gdy Ash powiedział swój dość kontrowersyjny pomysł.
- Słuchaj, nie pasuje mi to jakoś do ciebie, przyjacielu - rzekł pisarz - Chcesz się tak po prostu poddać?
- Nie powiedziałem, że chcę się poddać - odparł Ash i uśmiechnął się do nas wszystkich tajemniczo - Przeciwnie, będziemy mieli dzisiaj dużo pracy.
- I ta praca pomoże nam złapać szantażystę? - zapytała Diana.
- Owszem, jeśli oczywiście wszystko dobrze pójdzie - odpowiedział mój mąż - A wszystko dobrze pójdzie, jeżeli poprowadzimy wszystko tak, jak zaplanujemy.
- Albo raczej, jak ty zaplanujesz - rzuciła dowcipnie Dawn, chichocząc przy tym lekko wraz ze swoim Piplupem.
Ja i Buneary też parsknęłyśmy śmiechem, bo w sumie tak właśnie było. Ash mówił skromnie o tym, że my planujemy, ale prawda była taka, iż to on planuje, a my wykonujemy wszystkie jego polecenia i czasami lekko je tylko podrasujemy. Ale cóż, tak to już jest, gdy się należy do drużyny genialnego detektywa.
- Co chcesz? Taki nasz los? On planuje, my realizujemy - rzuciła Bonnie.
- De-ne-ne! - zapiszczał wesoło Dedenne.
- Czas już był najwyższy na to, aby przywyknąć - zażartował sobie Max.
- Przywykłam, ale zdążyłam o tym nieco zapomnieć, kiedy nie mieliśmy tak długo wspólnych spraw - odpowiedziała wesoło Dawn - Ale pora faktycznie się na nowo przyzwyczaić. A więc, braciszku, jaki masz pomysł?
- Bardzo dobry, podobnie jak i mam nadzieje na to, że się tak okaże - odrzekł na to jej starszy brat z uśmiechem na twarzy.
Dawn zachichotała i dowcipnie naciągnęła mu czapkę na oczy, mówiąc:
- Chwalipięta. Nie wiem, jakim cudem jeszcze cie wszyscy tak kochamy.
- Bo mam urok osobisty, któremu nie można się oprzeć - rzucił mój luby.
- Zapomniałeś też powiedzieć o swojej wrodzonej skromności - dodałam.
- Na szczęście ty zawsze mi o tym przypomnisz - odparł wesoło Ash.
John Scribbler zaśmiał się rozbawiony nasza wymiana zdań. Diana za to była po prostu wściekła.
- Jestem zachwycona, że macie tak wiele powodów do tego, aby się śmiać, ale wiecie? Ja ich nie mam. Muszę zapłacić sporo kasy jakiemuś szantażyście, a wy tu sobie urządzacie śmichy-chichy.
- Przepraszam bardzo, ale przypominam ci, że na początku nie chciałaś nas w ogóle wynająć - odpowiedział jej Ash - A teraz nagle tutaj masz do nas pretensje, bo wpadliśmy na pomysł, który może rozwiązać twoje problemy.
- Nie wiem, czy dobrze zrobiłam, dając się przekonać Johnowi do wynajęcia was - rzuciła nam ze złością pisarka - Ale nawet jeśli, to czego wy ode mnie się spodziewacie? Że będę skakać z radości, bo wy macie jakiś pomysł? Ja nawet nie wiem, jaki to jest pomysł.
- Dowiesz się wszystkiego, ale w odpowiednim momencie - powiedział Ash tonem tak poważnym i stanowczym, że nawet nasza zrzędliwa klientka musiała się uspokoić i potraktować go poważnie - Na początek muszę poprosić cię o to, abyś pobrała z banku pieniądze, jakie są potrzebne do zapłacenia okupu i zostawiła je nam do jutra rana.
Kobieta spojrzała na niego zdumiona.
- Pieniądze na okup? Powierzyć wam? A po co?
- Dowiesz się jutro. Uwierz mi, to konieczne, żeby złapać tego drania.
Diana nie wiedziała, co ma o tym myśleć, ale Scribbler ją uspokoił, mówiąc, że jeżeli Ash ją o to prosi, to na pewno musi mieć ku temu powody, a jeżeli ma on powody, to są one ważne i można mu zaufać. Pisarka nie wyglądała na do końca przekonana, ale w końcu zrozumiała, że jako detektywi, którzy rozwiązali już tyle zagadek i złapali samego Giovannego, rozwalając jego organizację przestępczą, to na pewno wiemy, co mówimy i co robimy.
- W porządku. Niech wam będzie - powiedziała do nas głosem oznaczającym rezygnację ze wszelkich protestów - Nie rozumiem, do czego to wszystko niby zmierza, ale biorąc pod uwagę wszystko, co dotychczas zrobiliście, zaufam wam. Obym tylko tego nie żałowała.
Zadowoleni podziękowaliśmy jej za zaufanie i nakazaliśmy jej, aby zrobiła tak, jak ją Ash o to poprosił. Poszła więc do banku, tam pobrała pieniądze, ile było potrzeba do zapłaty okupu, a następnie przekazała je nam. My zaś powróciliśmy do domu, gdzie mieliśmy przejść do realizacji kolejnej części naszego śledztwa.
- To jaki teraz mamy plan? - zapytała Dawn swojego brata, kiedy byliśmy już na miejscu.
Ash uśmiechnął się zadowolony do nas wszystkich, po czym stanął na samym środku pokoju, w taki sposób, abyśmy wszyscy go widzieli i powiedział:
- Sprawa wygląda tak. Jutro Diana przekaże okup szantażyście. Musimy być na to przygotowani. I musimy pomoc naszej klientce go złapać. Wiecie może, jak to zrobimy?
- Ja wiem! Ja wiem! - zawołał Max, podnosząc przy tym rękę w górę niczym uczeń podczas lekcji - Zaczaimy się na niego, a kiedy odbierze okup, będziemy go śledzić i złapiemy na gorącym uczynku. Zgadłem?
Ash uśmiechnął się do niego serdecznie i odpowiedział:
- Ciekawa propozycja. Tak postąpiło by dziewięciu na dziesięciu detektywów. I właśnie dlatego tego nie zrobimy.
Maxowi zrzedła mina, kiedy to usłyszał.
- Dlaczego? Co jest takiego złego w tym planie?
- To, że podobnie jak działania szantażysty, co słusznie zauważyłeś, nie jest ani trochę oryginalnym planem. Szantażysta nie jest zbyt kreatywny w swoich działaniach, ale nie jest też głupi. Naoglądał się filmów i naczytał książek, dlatego też stosuje metody stare i wypróbowane. Dlatego nie możemy także podjąć takich działań, ponieważ on to przewidział i się na pewno na to przygotował. Nie, w taki sposób go nie złapiemy. Musimy to zrobić inaczej.
- Ale jak? - zapytała Bonnie, a jej Dedenne dołożył do tego pytający pisk.
- Już wyjaśniam. Clemont i Dawn! Potrzebuję waszej pomocy przy tej forsie. Wiem, że podobno udało ci się wyprodukować niewidzialną farbę, którą zobaczyć można tylko w ultrafiolecie. Farbę w sprayu, jeśli się nie mylę.
Clemont uśmiechnął się zadowolony, chyba już wiedząc, o co Ash chce go poprosić i powiedział:
- Wiem już, do czego zmierzasz, stary. A więc znowu dzięki nauce przyszłość mamy dziś!
Zadowolony stanął w pozycji bojowej i powiedział dumnie:
- Widzicie? Wynalazki jednak są wspaniale! Dzięki jednemu z nich już jutro zostanie złapany przestępca!
- O matko! Teraz już nie przestanie się chwalić! - jęknęła Bonnie.
- Ale nie rozumiem. Chcecie oznakować te pieniądze? - zapytała Dawn.
- Dokładnie tak - odpowiedział Ash.
- No, ale co dalej, braciszku?? Jak my niby mamy potem złapać szantażystę, skoro nawet nie wiemy, kim on jest?
- A kto powiedział, że nie wiemy?
Teraz to wszyscy spojrzeliśmy zdumieni na Asha.
- Wiesz, kto jest szantażystą? - zapytałam.
- Wiem, ale udowodnimy to jedynie wtedy, kiedy oznaczymy te pieniądze. To jedyne wyjście. Ta farba w sprayu będzie się świecić jeszcze kilka dni po tym, jak się nią coś spryska. Ale tylko w ultrafiolecie. I będą się świecić palce tego, kto je dotknie. Bez trudu więc udowodnimy winowajcy jego winę.
- Zatem ty wiesz, kto jest winowajca? - zapytała Dawn.
- Wiem, kto to jest, ale nie wiem, dlaczego to robi. Mam na ten temat teorię, a nawet kilka, jednak nie wiem, która z nich jest prawdziwa, bo każda mi się wydaje równie sensowna. Musimy to sprawdzić. Dlatego do dzieła! Clemont, Dawn! We dwoje spryskajcie te banknoty farbą, o której mówimy i przy okazji spiszcie ich numery seryjne.
- A po co ci numery seryjne? - zapytała Dawn.
- Na wszelki wypadek - odpowiedział Ash.
Następnie spojrzał na Bonnie i Maxa i powiedział:
- A wy poszukajcie tej dziewczyny, której Pokemon zaatakował Dianę. Chce się w pewnej sprawie upewnić, że mam rację, a ona może mi w tym pomoc.
- A w jaki sposób mamy ją znaleźć? - zapytał Max.
- Przecież my jej nie znamy! - dodała Bonnie.
- Ne-ne-ne! - zaprotestował piskiem Dedenne.
- To najmniejszy problem - odpowiedział Ash, uśmiechając się do nich - Tu, w Alabastii praktycznie ciągle grasują jacyś łowcy sensacji. Publikują w Internecie to i owo, co tylko ciekawe się tu dzieje. Jestem pewien, że to, co się stało w parku już jest opublikowane. Może w artykule będzie wiadomość o tej dziewczynce. Jeśli tak, to wtedy będziemy musieli się z nią skontaktować.
- A jeżeli nie? - zapytała Dawn.
- Wtedy trzeba będzie inaczej jej poszukać - odpowiedział Ash - A poza tym, widzieliście na pewno, jak ta dziewczynka wygląda, prawda?
- Tak, widzieliśmy - powiedziała Bonnie - Była tak w moim wieku, miała na sobie fioletową sukienkę w białe gwiazdki. I miała zielone włosy.
- No wybornie - odparł Ash zadowolony - Jestem pewien, że ludzie tu ją znają i to pewnie dobrze, bo to nie jest wielkie miasto i większość mieszkańców dosyć dobrze się zna, choćby tylko wizualnie. Namierzcie ją i przyprowadźcie do mnie. A gdy już będzie ona u nas, musimy ją wypytać o kilka rzeczy.
Max i Bonnie nie byli chyba do końca przekonani do tego, żeby mogło im się udać wykonać to zadanie, ale zasalutowali przed swoim liderem i powiedzieli, że wykonają zadanie tak, jak tylko mogą najlepiej.
- A ty co będziesz robić? - zapytała Dawn.
- Ja i Serena musimy porozmawiać z kapitan Jenny - odpowiedział Ash - Coś mi chodzi po głowie, pewna ciekawa teoria na temat tej sprawy. Oczywiście, to jest tylko i wyłącznie teoria i nie mam żadnej pewności, że jest prawdziwa. Ale to by się nawet zgadzało.
- Jaka teorie? - zapytałam.
Ash zignorował moje pytanie i mówił dalej:
- Ale zasadniczo, to chyba niemożliwe, aby to była prawda. Bo w końcu, po co by ona miała to robić? A on? A jeśli on, to czemu Pokemon zaatakował ją? O co w tym wszystkim chodzi? Musimy wszystko sprawdzić.
- O czym dokładniej mówisz? - zapytałam coraz bardziej zaintrygowana.
Mój ukochany uśmiechnął się do mnie delikatnie, po czym rzekł:
- Powiem wam wszystko, gdy już będę miał pewność, że mam rację. A jak na razie, zajmijmy się wszyscy tym, co powinniśmy zrobić. Do dzieła, kochani!
- Tak strasznie się cieszę, że wróciliście - powiedziała Bonnie do mnie chwile później, kiedy ruszaliśmy wykonać nasze zadania.

***


Kiedy nasi przyjaciele zajęli się tym, co im zlecono, ja i Ash, w towarzystwie jak zwykle nam idących z nami Pikachu i Buneary, udaliśmy się do kapitan Jenny. Na szczęście, mimo tego, że już zbliżał się wieczór, była ona wciąż na komendzie i miała możliwość, aby nas wysłuchać.
- Słucham, co was do mnie sprowadza? - zapytała Jenny, gdy osiedliśmy w jej gabinecie naprzeciwko jej biurka.
- Dobrze, że cię zastaliśmy, choć trochę się balem, że cię już nie będzie - rzekł wesoło Ash.
- Nie mam nic lepszego do roboty dziś wieczorem. Zresztą rzadko mam.
- Nie masz życia osobistego?
- A ty nie masz innych pytań, które możesz mi zadać?
Ash parsknął śmiechem, czując, że Jenny, skoro tak sobie z nimi żartuje, to ma dobry humor. Tym lepiej, łatwiej i chętniej spełni ona naszą prośbę.
- Masz rację, nie po to tu przyszliśmy, aby wypytywać o twoje życie prywatne i jego szczegóły, choć pewnie byłoby ono ciekawe.
- Uwierz mi, mylisz się - odparła na to dowcipnie Jenny - Moje życie nie jest ani trochę ciekawe. Nie mam obecnie ochoty ani czasy na związki. Ja mam teraz na głowie obowiązki, jakimi do nie tak znowu dawna męczył się kapitan Rocker. Uwierzcie mi, zajmuje to dość czasu, abym miała się jeszcze bawić w związki.
- Nam jakoś związek nie przeszkadza w pracy - zauważyłam.
- Wy to co innego, jesteście detektywami, macie więc więcej możliwości i o wiele więcej luzu niż my, policjanci - stwierdziła Jenny - Ale mniejsza już o to. Co was do mnie sprowadza.
- Chodzi o sprawę wypadku Irene, siostry tej słynnej pisarki Diany - wyjaśnił jej Ash.
- Tej, która napisała „Widmo śmierci”? - zapytała Jenny - Tak, znam dobrze tę sprawę. Biedna dziewczyna. Jakiś cholerny dziki Pokemon wlazł do jej garażu i do jej samochodu i potem, ostrząc sobie zęby, pogryzł jej kable i doprowadził do jej wypadku. Biedna dziewczyna. Nawet nie da się ukarać sprawcy, bo niby jak? W końcu, nie aresztujemy Pokemona i to dzikiego.
- A co by było, gdyby nie był to dziki Pokemon i nie zrobił tego z nudów lub dla ostrzenia zębów, jak to określiłaś, tylko na czyjeś polecenie? - spytał Ash.
Policjantka spojrzała na niego zaintrygowana.
- Jak to? Chcesz powiedzieć, że uważasz, iż ktoś to zlecił Pokemonowi? I co? I liczył na to, że to się nie wyda? Przecież nie tak znowu trudno odkryć, kto ma jakie Pokemony. Dysponujemy też coraz lepszą technologią, która może nam też potem takiego Pokemona przesłuchać i wtedy już by się morderca nie wymigał od odpowiedzialności. No, być może same zeznania Pokemona to za mało, aby kogoś posadzić, ale dość, aby postawić go w stan oskarżenia, a potem zrobić śledztwo i to takie, że łatwo znajdziemy dowody jego winy.
- To wszystko prawda. Zlecanie własnym Pokemonom takiego zadania nie jest za mądre, bo prędzej czy później się to może wydać - powiedział Ash - Ale co wtedy, kiedy morderca się pozbędzie swojego Pokemona po dokonaniu zbrodni?
- Pozbędzie się? Chcesz powiedzieć, że go zabije?
- Zabije albo usunie w jakiś inny sposób z widoku. I w tym właśnie celu ja i Serena do ciebie przychodzimy. Musimy wiedzieć, czy w ciągu ostatnich miesięcy, a konkretnie trzech miesięcy, nie miała miejsce jakaś sprawa, w która zamieszany byłby jakiś Raticate.
Dopiero teraz zaczęłam powoli rozumieć, o co chodzi Ashowi. Ten atak tego właśnie Pokemona na Dianę, wypadek jej siostry spowodowany przez tego właśnie stworka, no i wreszcie jakieś dziwne tajemnice związane z osobą naszej klientki. Teraz wszystko zaczęło mi się układać w jedną całość. Ale pamiętałam też strach Asha na samą myśl o tym, że może mieć rację i wierzcie mi, ten strach udzielił się także i mnie. Jeśli te podejrzenia były słuszne, to oznaczało, że mamy do czynienia z kimś szalonym. Ale to wszystko może być tylko zbiegiem okoliczności. Na to nie mieliśmy jeszcze żadnych dowodów. Poza tym, po co ona miała by to robić? Po co Diania miałaby... Nawet w myślach nie chciałam dokańczać tak przerażającej wizji i wyobrażać sobie powody, dla których to miałoby coś takiego, o czym tutaj mowa nastąpić. Ponadto, najważniejszym powodem, dla którego nie powinniśmy rzucać takich oskarżeń głośno było to, że nie mieliśmy na to najmniejszych dowodów. To były jedynie nasze przypuszczenia i nic więcej. A to co innego niż twarde dowody, tak bardzo cenione przez sądy i policję.
Jenny wpatrywała się uważnie w Asha i we mnie, chyba rozumiejąc to, do czego mój ukochany zmierza. Oczywiście nie miała ona całego obrazu sytuacji, bo nie powiedzieliśmy jej o ataku Pokemona na Dianę. Mimo tego, zdołała ona łatwo pojąć, do czego zmierzają nasze pytania i powiedziała po chwili namysłu:
- To bardzo ciekawa koncepcja. Sądzisz, że zabójca zlecił Pokemonowi, aby przegryzł Irene przewody hamulcowe, a potem pozbył się tego stworka, sprzedając go gdzieś lub zabijając go?
- Tak właśnie uważam, choć stawiam raczej na sprzedanie go komuś pokroju Zespołu R - odpowiedział na to Ash.
- A dlaczego uważasz, że morderca wybrał tę opcję? Nie lepiej byłoby takiego stworka zabić?
- Owszem, ale jak to zrobić? Pobić na śmierć? To raczej nie jest zbyt dobre. Pokemon mimo wierności trenerowi nie da się zatłuc, no i ucieknie mu. Otruć? To pozostanie ciało, które ktoś może odnaleźć, zbadać i zacząć zadawać niewygodne pytania. Zastrzelić? To samo i jeszcze groźniejsze, bo zostanie kula. Zabić nożem? Też może Pokemon się nie dać i uciec. Nie, zabicie Pokemona nie jest za dobre ani za skuteczne. Lepiej go sprzedać nieświadomego kłusownikom, którzy wywiozą go daleko stąd. I o takie sprawy mi chodzi. Czy nie mieliście ostatnio jakiś spraw z takimi kłusownikami? Jeżeli tak, to czy jest w nie zamieszany jakiś Raticate?
Argumenty Asha były bardzo trafione, dlatego Jenny pokiwała tylko lekko głową na znak, że rozumie wszystko i przyjmuje wypowiedz mojego męża za coś, co naprawdę przemawia do jej wyobraźni.
- Poszukam w aktach. Wydaje mi się, że była taka sprawa, ale nie mam co do tego całkowitej pewności. Nie chcę wam mówić tego, czego nie wiem na pewno, dlatego poszukam dokładnie. Jak się dowiem, od razu dam wam znać.
- Dzięki, Jenny. Liczymy na ciebie - powiedział Ash i powoli wstał z krzesła.
Zaczęliśmy się już zbierać do wyjścia, kiedy nagle Jenny zawołała do nas:
- A właściwie, na co wam te informacje? Prowadzicie sprawę Irene?
- Nie do końca - odpowiedział jej Ash - To inna sprawa, choć również bardzo ważna. Nie jesteśmy do końca pewni, czy wyciągamy właściwe wnioski, ale tego się możemy dowiedzieć dzięki tobie. Jeżeli nam pomożesz.
Jenny uśmiechnęła się delikatnie do nas i powiedziała:
- Cieszę się, że mogę wam pomóc. Brakowało mi was w Alabastii. I nie tylko mnie. Mam nadzieję, że szybko powrócicie z tej szkoły do tego miasta. Ono was naprawdę potrzebuje.
Uśmiechnęliśmy się do niej życzliwie i ruszyliśmy w kierunku wyjścia.

***


Max i Bonnie nie odszukali w Internecie żadnych wiadomości na temat tej dziewczynki, której Raticate zaatakował Dianę. Nie zamierzali się jednak poddać i poszli jeszcze popytać ludzi o nią, ale na razie nie odnieśli sukcesu. Ale jakoś nie brakowało im wciąż wiary w siebie, ponieważ powiedzieli nam, że jutro zaraz po śniadaniu będą szukać dalej. Ash pochwalił ich za to, mówiąc:
- Takich właśnie pomocników bardzo potrzebuje każdy detektyw.
Oboje niemalże pękali z dumy na wieść o tym i postanowili, że zadbają o to, aby następnego dnia nas nie zawieść i zasłużyć sobie na te pochwały. Ja i mój mąż, ponieważ doskonale ich znaliśmy, wiedzieliśmy, że tak właśnie będzie i na pewno nie zawiodą oni naszych oczekiwań.
Clemont i Dawn trochę lepiej sobie poradzili, bo stopniowo powoli kończyli swoją pracę spisywania wszystkich numerów seryjnych pieniędzy i pryskania tych banknotów, które Diana miała przekazać w ramach okupu szantażyście specjalną farbą w sprayu widzianą tylko w ultrafiolecie. Oczywiście sami trzymali banknoty specjalnymi szczypczykami, aby im palce się nie świeciły od środka, którym kasa została spryskana.
- Jutro, kiedy klientka złoży okup, będziemy gotowi - powiedział Ash, gdy już skończyli - Jak zwykle, mogę na was liczyć, kochani. Nie zawiedliście mnie.
- A skąd będziesz wiedział, kto jest szantażystą, skoro nie zamierzasz na niego zastawić zasadzki? - zapytała Dawn.
- Nie będę musiał. Wyślemy za nim ogon i to taki, żeby się nie zorientował, że jest śledzony - odparł na to jej brat.
- Jaki ogon? Kto nim będzie? - zapytał Clemont.
- Pewnie jakiś nasz Pokemon - zasugerował Max.
- Blisko, bardzo ciepło - odparł na to detektyw i uśmiechnął się delikatnie.
- Może Dedenne? - zaproponowała Bonnie, wyciągając na rękach swojego przyjaciela, który zapiszczał słodko.
Ash pokręcił jednak przecząco głową.
- Nie, to niemożliwe. Dedenne to Pokemon z Kalos, a to Kanto. Nie każdy tu ma takiego Pokemona, a w zasadzie to chyba tylko ty. Może rzucić się on w oczy i zwrócić swoją uwagę. Poza tym, każdy Pokemon wysłany na zwiady może się w taki czy inny sposób rzucić w oczy. Nie, nam potrzeba innej pomocy. Kogoś, kto umie tak się wtopić w otoczenie, że wręcz staje się niewidzialny.
Kiedy tylko wspomniał o niewidzialności, dobrze już wszyscy wiedzieliśmy, kogo ma na myśli. Nie musiał nam więcej mówić. Wszystko się stało dla nas aż nadto jasne. O pomoc trzeba było poprosić Latias. Już kilka razy służyła ona naszej drużynie swoimi umiejętnościami i tym razem też tak miało być. O ile ją znałam, to czułam, że bez wahania nam pomoże i jeszcze będzie z tego bardzo zadowolona. Wszak ona lubi być pożyteczna i pomocna, a dodatkowo, biorąc pod uwagę to, co ona potrafi, osiągała to bez większych trudności. Byłam więc pewna, że w tej oto sprawie Ash nie mógł wybrać lepszego wywiadowcy.
- Dobrze, moi kochani - rzekł po chwili Ash - Wszyscy się dzisiaj nieźle, ale to naprawdę nieźle napracowaliśmy. Zasługujemy na porządny odpoczynek. Rzecz jasna, z kolacją.
- Robi się, Ash! - zawołał wesoło Clemont i ruszył do kuchni.
- A po kolacji jakiś fajny film na rozluźnienie - zasugerowała wesoło Dawn.
- Koniecznie - zgodziłam się z nią.
- A potem spać i nabrać sił - dokończył Ash - Jutro czeka nas poważne, ale to poważne zadanie. Musimy być wypoczęci, żeby odpowiednio się zabrać za jego wykonanie. Jutro, jak wszystko dobrze pójdzie, rozwiążemy kolejną zagadkę.
- Zagadkę, której nam tak długo brakowało - powiedziała Bonnie.
- Naprawdę strasznie się cieszę, że tu wróciliście - rzekł wesoło do mnie i do Asha Max.

***


Następnego dnia zwróciliśmy pieniądze Dianie mówiąc, że nie musi się o nic obawiać, bo szantażysta zostanie złapany. Pisarka nie była chyba do końca pewna, że nie ma powodu do obaw, ale mimo wszystko postanowiła nam zaufać.
- Ciekawi mnie tylko, po co na cala noc wam były moje pieniądze - rzekła po chwili - Niech zgadnę. Spisaliście ich numery seryjne, żeby można było potem je namierzyć, kiedy szantażysta je zabierze?
- Dokładnie tak - potwierdził Ash.
Bonnie już chciała powiedzieć, że również prócz tego spryskaliśmy specjalną farbą w sprayu, ale Clemont zasłonił jej usta dłonią i uciszył. Dobrze zrobił, gdyż że względu na pewne nasze podejrzenia względem naszej klientki woleliśmy, aby nie wiedziała wszystkiego o naszych metodach pracy.
- To co mam zrobić? - zapytała po chwili.
- To, co ustaliliśmy - odpowiedział jej Ash - Zostawiasz pieniądze na miejscu i sobie idziesz. Resztę zostawisz nam. My odpowiednio wyśledzimy tego gościa, który się bawi w szantaże.
- A jak dokładniej chcecie to zrobić? Ostatecznie, samo spisanie numerów seryjnych banknotów to trochę mało.
- Mamy swój plan i zrealizujemy go punkt po punkcie. Możesz być pewna, że wszystko pójdzie jak trzeba. Zaufaj nam tylko, a nie zawiedziesz się.
Diana nie wyglądała nadal na do końca przekonaną, prawdopodobnie z tego powodu, że zachowaliśmy dla siebie praktycznie wszystkie ważne szczegóły i nic ona o nich nie wiedziała. Ash jednak uważał, iż nie powinna wiedzieć ona nazbyt wiele o naszym śledztwie. Tym bardziej, że mieliśmy wszyscy wobec niej pewne podejrzenia i nie byliśmy w stanie jej zaufać, póki nie upewnimy się, czy mamy racje, czy też nie.
Pisarka wzięła więc pieniądze i poszła na miejsce pozostawienia okupu. Za nią zaś udała się, zgodnie z naszym planem, niewidzialna Latias, która rano, jakąś godzinę przed wizytą u Diany, poprosiliśmy o tę przysługę. Nasza urocza i bardzo kochana przyjaciółka bez wahania się na to zgodziła. Uwielbiała nam pomagać, a ponadto, podobnie jak my, nie cierpiała szantażystów i chęć przyskrzynienia choć jednego z nich motywowała ją do działania.
- Dobrze, nic tu po nas. Latias sobie poradzi - powiedział Ash, kiedy już tak pisarka, jak i nasza przyjaciółka w niewidzialnej postaci udały się do parku - My w tej sytuacji musimy jedynie czekać na wiadomości, które są nam potrzebne.
- A niektóre z nich musimy my dostarczyć - rzekł Max zadowolonym z siebie tonem.
To mówiąc, chwycił on Bonnie za rękę i pognał z nią wesoło na misję, a za nimi biegł Dedenne, wesoło popiskując.
- Jak sądzisz? Długo będziemy czekać? - zapytałam Asha, gdy oboje już nam zniknęli z oczu.
- Trudno mi powiedzieć, ale chyba nie - odpowiedział mi mój mąż - Ale tego to ja już nie wiem. Wszystko zależy od tego, jak dobrze sobie poradzą nasi wierni przyjaciele. Wiadomości spodziewam się jednak bardzo prędko.
- A więc, co teraz robimy? - zapytała Dawn.
- Teraz idziemy do domu i tam będziemy czekać - odparł na to jej brat - Tam ma się zjawić Latias, gdy już będzie wiedzieć, kto zabrał kasę i gdzie on mieszka.
- Czyli teraz przechodzimy do najmniej lubianej przez nas części śledztwa, prawda? Czekania na wiadomości?
Ash rozłożył bezradnie ręce i odpowiedział:
- Przykro mi, siostrzyczko, jednak ten etap śledztwa też musimy zaliczyć. Nie mamy innego wyjścia.
Ponieważ była to prawda, poszliśmy do domu i zaczęliśmy tam oczekiwać na powrót Latias. Aby jakoś zabić czas, zaczęłam czytać książkę. Nie pamiętam już, która to była. Ale muszę powiedzieć, że nie zdołałam za wiele jej treści poznać, bo nie minęła jeszcze godzina, a usłyszeliśmy pukanie do drzwi. Ash zadowolony i z uśmiechem na twarzy, podbiegł do drzwi i otworzył je. W progu stała Latias, rzecz jasna pod postacią Bianki. Uśmiechnęła się do nas serdecznie i weszła do środka.
- Witaj, Latias - powiedział do niej Ash.
- Cześć, Latias! - zawołała wesoło na jej widok Dawn.
- Masz już dla nas te informacje? - zapytałam.
Latias radośnie pokiwała głową na znak, że tak właśnie jest, po czym zaczęła nam pokazywać w języku migowym, co zobaczyła. Okazało się, iż okup odebrał z miejsca wyznaczonego w liście mały Pidgey, który potem przekazał go jednemu Butterfree, od niego odebrał go Spearow, a od niego z kolei jakiś mężczyzna. Ash zadowolony uśmiechnął się i zapytał, jak on wyglądał. Opis zgadzał się idealnie z podejrzeniami mojego męża.
- Doskonale, a zatem już wiemy, kto zabrał okup - powiedział Ash i założył na siebie strój detektywa - Idziemy, kochani. Pora zrobić małą konfrontację.
- Zabierzemy Dianę? - zapytałam.
- Oczywiście, że tak - odpowiedział Ash - Powinna ona wiedzieć, kto zabrał jej kasę i dlaczego. Choć tak naprawdę, to ja jeszcze nie wiem, dlaczego. Ale coś mi mówi, że za niedługo się dowiemy.
- Ale masz na ten temat jakieś podejrzenia? - zapytała Dawn.
- Mam, ale wolę teraz skonfrontować się z nim i dowiedzieć się, czy miałem w tej kwestii rację. Bo przyznam ci się, że nie wszystko jest tu dla mnie jeszcze tak jasne, jak być powinno.
- Dlatego właśnie tam idziemy, aby wszystko stało się jasne - stwierdził na to dowcipnie Clemont - Mam rację, Ash?
- No, nie do końca - odparł na to detektyw - Teraz jeszcze nie wszystko jest dla nas jasne. Ale jak dobrze pójdzie, to do jutra, ewentualnie pojutrza powinniśmy już wszystko wiedzieć.

***


- Nie bardzo rozumiem, o co wam w ogóle chodzi - powiedział Ciril, patrząc na nas wszystkich wzrokiem bardzo niechętnym.
- A ja myślę, że doskonale wiesz - odparł na to Ash, krzyżując przy tym ręce na piersi i robiąc wszystko, aby jego wzrok przybrał jak najbardziej mroczny oraz ponury wyraz.
Ciril przez chwilę milczał, najwyraźniej układając sobie w głowie jakąś dobrą wymówkę, jaka mógłby nas uraczyć. Nas jednak to nie było w stanie oszukać. Nie tylko dlatego, że wiedzieliśmy już, iż to on jest winien, ale również z tego powodu, że jego próby przekonania nas o swojej niewinności były beznadziejne i chyba by tylko głupi dał się na to nabrać. My natomiast do głupich się nie zaliczaliśmy. Jeśli on myślał inaczej, to chyba sam był głupi.
- Sprawa jest prosta. Mamy niezawisłego świadka, który widział najpierw, jak twoje Pokemony zabierają okup i przekazują go sobie nawzajem, a potem ty go od nich odbierasz - mówił dalej Ash.
- Pika-pika-chu! - zapiszczał groźnie Pikachu.
- Tak? A to ciekawe - zachichotał złośliwie Ciril - To gdzie jest ten świadek? Niech tu stanie i powie mi prosto w oczy, że uważa mnie za kłamcę i szantażystę.
- Nie ważne, gdzie jest ten świadek - odpowiedział na to Ash - W razie czego się pojawi przed sądem i zezna przeciwko tobie.
- Zezna? Owszem, zezna, ale kłamstwa, których go nauczycie - mruknął ze złością w głosie Ciril - Nie mam pojęcia, dlaczego się na mnie uwzięliście, ale to ani trochę nie jest śmieszne.
- Oczywiście, że nie jest, bo jesteśmy śmiertelnie poważni i zaraz udowodnię ci, że tak jest - stwierdził na to mój mąż.
Po tych słowach, spojrzał uważnie na Clemonta i dał mu znak ręką. Ten zaś z uśmiechem na twarzy wydobył z kieszeni niewielką latarkę i powiedział:
- Zostawcie to mnie! Dzięki nauce przyszłość mamy dziś!
Następnie włączył latarkę, która to zaczęła wydobywać z siebie ultrafioletowe światełko. W tej samej chwili ja i Dawn, jak to było już wcześniej zaplanowane, na dany znak podeszłyśmy do okien i zasłoniliśmy je w taki sposób, aby w pokoju było jak najciemniej. Wtedy właśnie Ash złapał szybko Cirila za ręce, wyprostował je dziko i nakierował na latarkę Clemonta. Blask tegoż przedmiotu sprawił, że na rękach Cirila zauważyliśmy wyraźne fioletowe plany, duże i doskonale widoczne. Młody mężczyzna wyrwał się z rąk mojego męża i warknął:
- Gdzie z łapami, szpiclu jeden?!
- Są plamy! To on! - zawołała Diana przerażona.
- Możecie odsłonić okna. Już wszystko wiemy - powiedział do mnie i Dawn Ash tonem bardzo z siebie zadowolonym.
Ciril spojrzał na nas zdumiony, a mój mąż przeszedł do wyjaśnień.
- Przed pozostawieniem okupu, posmarowaliśmy z moimi przyjaciółmi każdy z banknotów specjalną farbą w sprayu. Taką, która jest widoczna tylko i wyłącznie w ultrafiolecie, a która zostawia ślady na palcach tego, kto dotknie opryskanego przedmiotu. To wystarczający dowód dla policji. A gdyby ci tego było mało, to tak na wszelki wypadek spisaliśmy numery seryjne banknotów i nie zdołasz nigdzie ich wydać, bo ledwo to zrobisz, a zaraz policja się o tym dowie i cię zamknie.
Ciril spojrzał na nas groźnym wzrokiem, jakby chciał nas nim zabić, a ja się uśmiechnęłam złośliwie i powiedziałam:
- Nie wiem, czy myślałeś, że jesteśmy głupi, ale jeżeli tak, to widzisz teraz, jak bardzo się myliłeś.
- Ty?! To mnie szantażowałeś?! Ty?! - jęknęła załamanym tonem Diana, ręce składając w niemalże teatralnym geście - Dlaczego? Dlaczego mi to zrobiłeś?
Jej szwagier spojrzał na nią z nienawiścią w oczach, nie kryjąc już przed nami tego, co naprawdę czuje w stosunku do tej kobiety.
- Chcesz wiedzieć, dlaczego? Powiem ci. Za to, co ty zrobiłaś mojej żonie, a swojej siostrze.
Diana przeraziła się, gdy to powiedział. Jej twarz wyrażała tak wielki strach, jakiego jeszcze na niej nie widziałam.
- O czym ty mówisz? Co ja takiego zrobiłam Irene? - zapytała.
- Nie pamiętasz? To ci przypomnę - odpowiedział jej wrednie Ciril - Ta twoja nowa powieść, „Widmo śmierci”. Dobrze wiesz, że ona nie jest twoja! To nie ty, a moja żona ją napisała! Tak, wiem o tym, bo mi mówiła niedługo przed wypadkiem. Obie pisałyście książki i dobrze wam się wiodło, ale potem moja żona chciała już wyjść z tego układu i postanowiła napisać sama własną książkę. Poszło jej świetnie i by mogła teraz być sławną pisarką, gdyby nie to, miał miejsce ten wypadek, a ty go wykorzystałaś, aby kontynuować swoją sławę wielkiej pisarki. Ale prawda jest taka, że ty sama jesteś nikim. Bez mojej żony nic byś nie zrobiła, niczego byś bez niej nie dokonała.
- To nieprawda! Większość pomysłów w tych książkach była moja! - zawołała Diana oburzonym tonem.
- Może i większość, ale nie wszystkie!
- Co to za różnica?! Napisałam te książki za zgodą Irene! Ona sama na to się zgodziła! Nic ci do tego!
- Do tego nie, ale do powieści, którą napisała wyłącznie moja żona, to już tak.
Na ten argument, pisarka nie umiała nic odpowiedzieć. Spojrzeliśmy na nią pytająco, a ona nawet nie była w stanie zaprotestować. Nie musieliśmy więc się o to pytać, czy to prawda. Dobrze wiedzieliśmy, że tak jest. I co ciekawe, wcale nas to jakoś nie zdziwiło. Od jej wydawcy mieliśmy już informacje o tym, iż to nie ona pisała swoje powieści, to znaczy, nie pisała ich sama. I że zrobiła wszystko, aby to ona, a nie ona z siostra były na okładce tych książek. Dlatego też właśnie nawet w najmniejszym nawet stopniu rewelacja ta nas nie zaskoczyła. Wręcz przeciwnie, bardzo nam to do niej pasowało.
Diana widząc nasze spojrzenia, zmieszała się mocno, przez chwilę chyba nie wiedząc, co ma nam powiedzieć. W końcu warknęła:
- No co? O co wam chodzi? Jej i tak to by nic nie pomogło, gdybym zostawiła tę książkę i jej nie wydała jako ja. Poza tym, ona i tak by ze mną ją wydała, gdyby nie ten wypadek. Ja tylko zrealizowałam cele, które obie od dawna realizowałyśmy i tyle. To nic takiego.
- Że słucham?! Nic takiego?! - zawołała oburzona Dawn - To najzwyklejsza kradzież!
- To najzwyklejszy interes, moja droga - odpowiedziała ironicznie Diana - Nie wiesz, jak to jest w świecie artystycznym. To show-biznes! Tutaj przedstawienie musi trwać, bez względu na sentymenty. Musiałam to zrobić.
- A ja musiałem cię za to ukarać - odparł na to Ciril - Te pieniądze się należą Irene. Pomogą jej w rehabilitacji, kiedy się już wybudzi.
- Jeżeli się wybudzi - mruknęła Diana.
Nieco zaskoczył mnie jej komentarz, chociaż podejrzenia, jakie ja i mój mąż mieliśmy wobec tej kobiety przygotowały nas na takie bezduszne uwagi, to i tak byliśmy przerażeni, że siostra może tak o siostrze powiedzieć. Najwyraźniej już się pogodziła z tym, iż Irene nigdy się nie wybudzi. Więcej, nawet sprawiała wrażenie, jakby czerpała z tego satysfakcję.
Nagle zadzwonił telefon. Ciril poszedł go odebrać, porozmawiał przez chwilę i potem powrócił do nas, bardzo zadowolony i uśmiechnięty od ucha do ucha.
- Słuchajcie, nie uwierzycie! Cud prawdziwy! Irene...
- Co z nią? - zapytała Dawn.
- Ona... Ona się wybudziła.
Widząc nasze zdumione i lekko zszokowane miny, mężczyzna powtórzył:
- Słyszeliście?! Ona się obudziła! Wróciła do mnie! I do świata!
Chociaż nie pałaliśmy nazbyt wielką sympatia do Cirila, to jednak widząc na jego twarzy wielką radość i ulgę z powodu tego, co się stało, nie mogliśmy się nie uśmiechnąć wraz z nim i dzielić jego radość. Dawn uściskała mocno Clemonta, zaś Buneary Pikachu, a Piplup podskakiwał wesoło. Ja natomiast czule złapałam Asha za ręce i uśmiechnęłam się do niego, a on spojrzał na mnie z miłością, aż tu nagle jego wzrok przykuło coś, co znajdowało się tuż za mną. Coś, co bynajmniej nie było radosne. Obejrzałam się więc za siebie i zobaczyłam Dianę. Jej twarz wcale nie wyrażała zadowolenia ani radości. Przeciwnie, malowała się na niej złość. I coś na kształt wyraźnego zawodu. Spojrzałam ponownie na Asha, a jego wzrok mówił mi wszystko. On wyciągnął z tego widoku te same wnioski, co i ja.
Jeśli więc mieliśmy jeszcze wątpliwości na temat tego, o co podejrzewaliśmy Dianę, to teraz te wątpliwości się rozwiały. W tamtej chwili zyskaliśmy pewność, co do naszych przypuszczeń. Tylko jak mieliśmy je udowodnić? Tego jeszcze nie wiedzieliśmy.

***


Rzeczywiście, Irene wybudziła się ze śpiączki. Pojechaliśmy razem z Diana oraz Cirilem do szpitala. Nie wpuszczono nas co prawda do sali, w której ta biedna młoda kobieta leżała, ale wystarczyło nam, abyśmy się upewnili, że ona żyje i jeśli chodzi o jej zdrowie, to lekarze są dobrej myśli. Nie mogła jeszcze mówić pełnych zdań, tylko krótkie pojedyncze słowa, a i to niewiele, ale mimo wszystko poznała ona bez trudu męża i siostrę. Ucieszyła się na ich widok i zasmuciło ją, że potrzeba jej kolejnych badań i jej bliscy nie mogą przebywać zbyt długo w jej towarzystwie. Lekarz jednak obiecał Irene, że będzie mogła się nacieszyć po badaniach.
W sprawie zdrowia tej biednej kobiety nie mogliśmy nic zrobić, dlatego też, ponieważ uznaliśmy, że nic tu po nas, odeszliśmy. Wstąpiliśmy jeszcze na chwilę do Alexy i jej synka, którzy mieli się naprawdę dobrze, a potem powróciliśmy do domu, zastanawiając się po drodze, co możemy jeszcze zrobić. Odpowiedz na to pytanie przyszła do nas jednak bardzo szybko, ponieważ ledwie tylko przeszliśmy przez próg domu, a wtedy zauważyliśmy bardzo z siebie zadowolonych Bonnie i Maxa. Oboje doskoczyli do nas i oznajmili nam coś naprawdę niesamowitego.
- Słuchajcie, nie uwierzycie! Znaleźliśmy tę dziewczynkę! - zawołała Bonnie - Tę, którą kazaliście nam znaleźć!
- Naprawdę?! To wspaniale! - powiedziałam uradowana.
- Jak wam się to udało? - zapytał nie bez podziwu w głosie Clemont.
- No, nie powiem, nie było to łatwe - odrzekł na to dowcipnym tonem Max - Ale spokojnie, nie chcemy się chwalić, choć na pochwały na pewno sobie oboje z Bonnie zasłużyliśmy.
- Zasłużyliście, bez dwóch zdań - powiedziała rozbawiona Dawn.
- Gratuluję wam, jestem z was dumny - dodał uradowany Ash - To gdzie ona teraz jest? Czy powiedziała wam coś?
- Jest tutaj, w salonie - odpowiedział mu Max - A jeszcze nic nie powiedziała, bo nie chcieliśmy jej przesłuchiwać bez was. Uważaliśmy, że to by było nie fair.
Podziękowaliśmy im za to, że tak właśnie podeszli do tej sprawy, a następnie Max i Bonnie zaprowadzili nas do salonu, w którym czekała już dziewczynka, o której mówili i którą nakazał im szukać Ash. Wyglądała ona dokładnie tak samo, jak opisali ją nasi przyjaciele. Przy jej nogach był Raticate. Ten, który tak bardzo nas interesował.
- Witaj. Cieszę się, że przyszłaś i że możemy z tobą porozmawiać - rzekłam do niej serdeczni na powitanie.
- Max i Bonnie mi powiedzieli, że mogę wam pomoc rozwiązać zagadkę, nad która się właśnie męczycie - odpowiedziała życzliwie dziewczynka, wstając przy tym z fotela i podając nam po kolei rękę na powitanie - Nie mogłam więc do was nie przyjść. Poza tym, już od dawna czytam o waszych przygodach. Jestem waszą fanką. Mam na imię Sylvia.
- Bardzo miło nam cię poznać, Sylvio - powiedział do niej miłym tonem Ash - Naprawdę bardzo się cieszę, że tu przyszłaś. Bo rzeczywiście, możesz nam pomoc rozwikłać zagadkę.
Usiedliśmy, a dziewczynka usadowiła się naprzeciwko nas w fotelu, a twarz jej wyrażała naprawdę ogromne podniecenie. Była zachwycona samą myślą o tym, że może pomoc w jakiś sposób słynnym i wybitnym detektywom, którymi byliśmy w jej oczach. Jej komplementy były nam bardzo miłe, ale nie mogliśmy się nimi w pełni nacieszyć, bo Asha wciąż dręczyły pewne sprawy, które wyjaśnić mogła nam jedynie ona.
- Powiedz mi, proszę... Pamiętasz na pewno, jak wczoraj twój Pokemon nagle zaatakował w parku pewną kobietę, prawda? - zapytał Ash.
Dziewczynka pokiwała smutno głową i spojrzała na swojego stworka.
- Tak, pamiętam to doskonale. Choć wolałabym o tym zapomnieć. To było po prostu straszne. Nawet nie wiem, co w niego wstąpiło.
- My się domyślamy, ale nie mamy co do tego pewności - odpowiedział jej na to Ash - Dlatego właśnie musisz nam pomoc.
- Zrobię, co będę mogła.
- Powiedz nam, proszę, skąd masz tego Pokemona? Dostałaś go od profesora Oaka jako swojego startera? Czy może złapałaś go?
Dziewczynka pokręciła przecząco głową.
- Nie, jego nie. Jego adoptowałam tuż po tym, jak policja zlikwidowała gang kłusowników, porywający Pokemony od właścicieli i sprzedające je tym, którzy im więcej zapłacą. Jednym z nich był Raticate. Kiedy policja złapała ten gang, od razu ogłoszono, że znaleziono takie i takie Pokemony i właściciele mogą je odebrać.
- I co? Odebrali je? - zapytałam.
- Większość tak, ale kilka nie, w tym Raticate’a. Nikt się po niego i tamte inne nie zgłosił. Więc policja ogłosiła darmowa adopcję Pokemonów. Ja wzięłam więc Raticate’a.
Ash pomasował sobie podbródek palcami i zastanowił się.
- To ciekawe. A więc ten Pokemon był skradziony właścicielowi, który potem się po niego nie zgłosił. To bardzo interesujące. Czy pozwolisz, że mój Pikachu z nim chwilkę porozmawia?
- Oczywiście, jeśli to ma pomoc, to proszę bardzo - odpowiedziała Sylvia.
Pikachu zeskoczył zwinnie z ramienia Asha i podszedł do Raticate’a, po czym zapiszczał życzliwie i zaczął do niego mówić w pokemonim języku. Niestety, tutaj napotkaliśmy na niespodziewana przeszkodę w postaci uporu Raticate’a. Stworek z jakiegoś powodu nie chciał nic na ten temat mówić. Nie pomogły błagania w tej sprawie Pikachu, prośby Sylvi i słodki głosik Bonnie, która próbowała przekonać Pokemona do zmiany zdania. Nic to nam nie dało. Raticate był uparty i widocznie uparł się, aby nie mówić nic o tym wszystkim.
W tej sytuacji, Ash tylko bezradnie rozłożył ręce i powiedział:
- No trudno. Skoro on nie chce z nami rozmawiać, to nie wiem, co byśmy w tej sprawie mogli jeszcze zrobić.
Sylvia poczuła się bardzo przygnębiona, bo wstała z fotela, opuściła głowę w dół i powiedziała przepraszająco:
- Bardzo mi przykro, że tak wyszło. Nie wiem, dlaczego on nie chce o tym mówić. Chciałabym wam pomoc, ale obawiam się, że nie mogę nic zrobić.
- Spokojnie, pomogłaś nam - odpowiedział życzliwie Ash.
- On ma rację - poparła brata Dawn - Może nie powiedziałaś nam za wiele, ale nie o to nam chodziło. Chcieliśmy coś potwierdzić i ty to zrobiłaś.
Dziewczynka spojrzała na nią z uśmiechem na twarzy. Widać było, że te oto piękne słowa, nawet jeżeli były lekkim ubarwieniem faktów, bardzo poprawiły jej humor i podniosły na duchu.
- Naprawdę? Jeśli tak, to cudownie! Bardzo chciałam wam pomoc. Będę więc mogła opowiedzieć koleżankom i kolegom, że pomogłam Sherlockowi Ashowi w rozwiązaniu pewnej bardzo skomplikowanej sprawy?
Ash uśmiechnął się do niej życzliwie i odpowiedział tonem starszego brata:
- Oczywiście, że tak. Masz do tego pełne prawo.
Dziewczynka pisnęła z radości i uściskała mocno mojego męża, a następnie w wesołych podskokach wyszła z domu, w towarzystwie Raticate’a.
- No i co? Pomogła coś ta rozmowa? - zapytał Max.
- Pomogła i owszem - odpowiedział na to słynny detektyw, po czym zaczął chodzić po pokoju - Choć spodziewałem się czegoś więcej. Nadal wiemy za mało, aby wysunąć oskarżenie wobec konkretnych osób. To, że ten Pokemon należał do kogoś innego i został sprzedany kłusownikom, to trochę za mało. Może on wcale nie mieć z Diana nic wspólnego.
- Nic? Przecież ją zaatakował - zauważyła Dawn.
- To żaden dowód dla sądu - powiedział Ash, nie przestając chodzić nerwowo po pokoju - Mógł to zrobić z wielu powodów, niekoniecznie tych, które teraz jej przypisujemy. Musimy mieć więcej dowodów. Więcej informacji.
- Może Jenny nam pomoże? - zasugerowałam - Miała zdobyć dla nas pewne informacje.
- A właśnie, a propos Jenny! - zawołała Bonnie - Dzwoniła tutaj, kiedy was nie było. Pytała o was. Mówiła, że ma jakieś ważne informacje.
- Tak, podobno bardzo ważne - dodał Max - I prosiła nas, że jak wrócicie, to żebyśmy wam o tym powiedzieli i żebyście przyjechali do niej.
Ash i ja spojrzeliśmy na siebie zaintrygowani i zarazem uradowani. Jednak nie był to jeszcze koniec sprawy. Wciąż mieliśmy szansę odkryć całą prawdę. To było światełko w tunelu, które tak bardzo było nam potrzebne.
- I dopiero teraz nam o tym mówicie? - zapytał ze złością Clemont, patrząc na siostrę groźnym wzrokiem - Nie mogliście nam tego powiedzieć wcześniej?
- Przecież nie pytaliście - odpowiedziała Bonnie takim tonem, jakby ta sprawa była aż nadto oczywista.
Ash uspokoił rodzeństwo ruchem reki i uśmiechnął się delikatnie, mówiąc:
- W porządku, nie ma sprawy. Ważne, że nam to powiedzieliście. A to dla nas bardzo ważne. To oznacza, jeszcze nie przegraliśmy.
- Szefuńciu, daj spokój! Przecież my nigdy nie przegrywamy - stwierdził Max tonem bardzo pewnym siebie.
- No właśnie! Jak się już za coś bierzemy, to zawsze wygrywamy! - dodała Bonnie, mówiąc dokładnie w ten sam sposób, co jej przedmówca.
- To co robimy? - zapytała Dawn znacznie poważniejszym tonem.
- Wy zostańcie tutaj i czuwajcie - polecił Ash - Ja i Serena jedziemy do Jenny. Jestem ciekaw, co nam przekaże. Jak już poznamy jej odkrycia, to wrócimy tutaj. A potem ustalimy wspólnie, co należy zrobić.
Decyzja ta nie do końca spodobała się najmłodszym członkom naszej drużyny i częściowo też Dawn, ale ostatecznie zaakceptowali oni ja i pozwolili nam działać tak, jak to Ash zaplanował.

***


Jenny miała dla nas bardzo pomyślne wiadomości. Wraz z Bobem bardzo, ale to bardzo dokładnie przeszukała policyjne archiwa i znalazła w nich wiadomości, które nas interesowały. Wiadomości, które mogły nam pomoc rozwikłać do końca tę zagadkę i które uzupełniały zebrane przez nas fakty.
- Trochę się napracowaliśmy, ale odkryliśmy z Bobem ciekawe fakty - rzekła do nas bardzo z siebie zadowolona - Odkryliśmy, że niecałe trzy miesiące temu tu, w Alabastii została zwinięta grupa kłusowników i handlarzy Pokemonów. Wpadli z całym swym towarem w chwili, w której chcieli go sprzedać podstawionemu przez nas człowiekowi. To była naprawdę świetna akcja.
- Na pewno, w to nie wątpię - odpowiedział wesoło Ash - I co dalej?
- Uwolniliśmy wszystkie Pokemony, które porwali. Większość zdołało wrócić do swoim trenerów, ale niestety kilka z nich nie odnalazło swoich opiekunów i z tego też powodu zarządziliśmy ich adopcje. I rzeczywiście, wśród tych stworków był też Raticate. Trafił on do jakieś dziewczynki, ale nie pamiętam już, do której, a w aktach nie było to napisane.
- Nie szkodzi. My już namierzyliśmy tę dziewczynkę - powiedziałam.
- Namierzyliście? - zdziwiła się Jenny - To po co zebrałam dla was te dane? Po to, żebyście już o wszystkim wiedzieli?
- Niekoniecznie wszystko - odpowiedział jej Ash - Wciąż nie wiemy jeszcze wszystkiego. W naszych danych istnieje nadal pewna luka, która być może ty nam zdołasz zapełnić.
- Luka? Jaka luka?
- Chodzi o tych kłusowników. Kto im sprzedał tego Raticate?
- Sprzedał? A nie przypadkiem, komu go oni ukradli?
- Mamy podstawy, by przypuszczać, że ci ludzie nie ukradli tego Pokemona, ale kupili go od jego właściciela, który dobrowolnie go sprzedał z pewnego dosyć ważnego do siebie powodu.
Jenny wpatrywała się w Asha niezwykle uważnie. Nie spodziewała się ona takich rewelacji i nie dziwie się jej. Sama byłam w niemałym szoku, kiedy je po raz pierwszy usłyszałam. Rozumiałam więc dobrze, co nasza biedna policjantka może teraz czuć.
- To naprawdę ciekawe - powiedziała Jenny, patrząc to na Asha, to na mnie - A więc chcecie mi powiedzieć, że to sprawa bardziej poważna niż się wydaje? I ze ta cała afera z kłusownikami może wam pomoc rozwiązać znacznie poważniejsza sprawę?
- Sam bym tego lepiej nie ujął - odpowiedział jej Ash.
- Pika-pika-chu! - zapiszczał potwierdzająco Pikachu.
Policjantka uśmiechnęła się do nas delikatnie i powiedziała:
- Zakładam więc, że chcielibyście sobie z tymi dwoma ananasami pogadać.
- Dwoma? To było ich dwóch? Nie więcej? - spytał Ash.
- Nie, tylko dwóch - odpowiedziała kapitan Jenny - Choć z tego, co mi tutaj mówicie, to mieli wspólnika. Właściciela jednego z Pokemonów. Niezły z niego drań, skoro sprzedał swojego Pokemona tym łajdakom.
- Większy drań niż ci się wydaje - powiedziałam, a Buneary zapiszczała na znak, że zgadza się ze mną.
- Tak więc, zgadłaś. Bardzo chcielibyśmy sobie z tymi ananasami, jak to ich raczyłaś nazwać, porozmawiać - dodał po chwili Ash - O ile to jest możliwe, rzecz jasna.
- Jest możliwe i to jak najbardziej - stwierdziła z uśmiechem na twarzy Jenny - Zanim was tu zaprosiłam, pogadałam z kim trzeba i załatwiłam wam rozmowę z tymi dwoma łobuzami. Jeżeli pojedziecie ze mną, jeszcze dzisiaj się ona odbędzie.
Teraz to my byliśmy zaskoczeni. Nie spodziewaliśmy się aż tak korzystnej dla nas sytuacji. Nasza przyjaciółka pozytywnie nas zaskoczyła i sprawiła nam wręcz ogromna przyjemność. Nie umieliśmy ukryć swojej radości z tego powodu.
- Och, Jenny! Naprawdę jesteś wielka! - zawołałam wesoło, a Buneary słodko klaskała w łapki, aby okazać swój zachwyt.
- Nie wiem, jak ci się zdołamy odwdzięczyć - powiedział Ash.
- Postarajcie się, aby i mnie się coś dostało z waszej chwały - odpowiedziała z dowcipnym uśmieszkiem na twarzy Jenny - Kiedy znów zaleje was blask chwały, bądźcie tak mili i nie zapomnijcie o moim udziale w tej sprawie.
Ash spojrzał na mnie, potem na Pikachu i Buneary, po czym odparł:
- Masz to u nas.
Jenny zatarła z radości ręce, po czym zabrała nas ze sobą na parking, gdzie miała zaparkowany swój motor z przyczepką. Zostawiła chwilowo komendę pod opieką detektywa Boba, a sama zabrała nas poza miasto do wiezienia, w którym gnili ci dwaj kłusownicy, którzy nas interesowali.
Nie będę się tu rozpisywać za bardzo o tym, jak wyglądała rozmowa, bo to nie ma najmniejszego znaczenia. Ważne jest jedynie to, że ci dwaj początkowo nie bardzo palili się do tego, aby nam pomagać, kiedy jednak obiecaliśmy im, iż za to, co nam powiedzą możemy pogadać z prokuratorem i wstawić się za nimi, aby w ten sposób otrzymali skrócenie wyroku, w końcu ustąpili i odpowiedzieli nam na nasze pytania. Nie mieliśmy ich nazbyt wiele, ale te, które zadaliśmy wystarczyły, aby odkryć prawdę. Szczególnie wypytywaliśmy ich o znajomość z osobą, która im sprzedała Raticate’a.
- Dowiedziała się jakoś o nas. Nie mamy pojęcia, w jaki sposób, ale zdołała się z nami skontaktować. Powiedziała, że ma fajnego Pokemona i może nam go za niewielka sumkę opchnąć. Nie wiedzieliśmy, czy powinniśmy jej ufać, ale tak się jakoś złożyło, że Raticate to Pokemon poszukiwany przez kilku kolekcjonerów, tak więc zgodziliśmy się. Przyjechaliśmy na ustalone miejsce spotkania. Ona tam już na nas czekała. Sprzedała go nam i pojechała sobie. Dwa tygodnie później zwinęli nas i siedzimy tutaj.
- Jak wyglądała ta kobieta, o której mowa? - zapytał Ash.
Udzielili nam odpowiedzi. Mój mąż wyjął wówczas z kieszeni zdjęcie Diany i pokazał je kłusownikom.
- Czy to ona?
Kłusownicy przyjrzeli się zdjęciu bardzo dokładnie, a potem odparli:
- Tak, to ona. Bez dwóch zdań.
A zatem wszystko już było dla nas jasne. Luki w naszej układance zostały w końcu załatane. Nie mieliśmy wątpliwości, wszystkie nasze podejrzenia były jak najbardziej słuszne.
- Czy w razie czego powiecie to wszystko przed sądem? - zapytałam.
- A ta małpa pójdzie siedzieć, jeżeli to zrobimy? - spytał jeden z kłusowników.
- Naturalnie.
- W takim razie, zgoda. Macie to u nas.
Ash zadowolony uśmiechnął się do nich i podziękował im za pomoc, a potem zabrał nas ze sobą i ruszyliśmy w drogę powrotną do Alabastii.
Kiedy jakiś czas później, pod wieczór byliśmy w domu, opowiedzieliśmy od razu naszym przyjaciołom z drużyny całą tę historie. Nasi przyjaciele nie byli w stanie uwierzyć w to, co mówimy. Mimo to, że wiedzieli o naszych podejrzeniach, wciąż nie byli w stanie to uwierzyć.
- Ale to przecież niemożliwe! - zawołała Dawn.
- A to niby czemu? - zapytał Ash - Przecież wszystko układa się w logiczną całość. Diana chce zamordować siostrę, więc nakazuje swojemu Raticate, aby ten przegryzł przewody hamulcowe w aucie Irene. Kiedy siostra ma wypadek, ona się musi pozbyć swojego Pokemona. Nie może ryzykować, że policja będzie badać te sprawę dokładnie i odkryje, że to jej Pokemon za tym stoi, a skoro tak, to ona musi mieć z tym coś wspólnego. Sprzedaje więc swojego stworka kłusownikom, czego ten nie może jej darować. Dlatego zaatakował ją wtedy w parku. Dobrze on sobie zapamiętał zdradę ze strony swojej trenerki. A kłusownicy zapamiętali ją i będą w stanie zeznać to przed sądem.
- Ale po co? Po co Diana chciała zabić rodzoną siostrę? - zapytała Bonnie.
- Zazdrościła jej talentu czy męża? - dodał Max.
- Myślę, że wszystkiego po trochu - odpowiedział Ash - Ale to jedyna luka w tym wszystkim. Wszystko już wiemy, poza tym jednym faktem.
- To w takim razie powinniśmy wydać ją policji - zauważył Clemont.
- Spokojnie, przyjacielu. Wszystko po kolei - stwierdził Ash tonem bardzo opanowanym - Biedna Irene się dopiero co wybudziła. Myślę, że nie powinniśmy aresztować jej siostry przy niej. Bo przecież ta wiedźma jest w szpitalu przy niej i jej mężu. Wolałbym oszczędzić takiego szoku biednej kobiecie.
- Może słusznie? Po co biedactwo ma się męczyć jeszcze bardziej i odkryć w taki sposób, że rodzona siostra chciała ją zabić? - stwierdziła Dawn.
- Ja tam bym ją aresztował na miejscu, zanim wywinie nam jeszcze jeden taki chory numer - powiedział na to Max, nie kryjąc swojego niezadowolenia.
- Niby jaki numer? - zapytałam.
- Jakiś podły. Jak w tej powieści „Widmo śmierci”.
- Nie jesteśmy w świecie powieści, ale w prawdziwym świecie, Maxiu.
- Wiem o tym, Ash, ale przecież powieści bywają wzorowane na życiu. A tam w tej powieści to dopiero była historia. Kobieta chciała zabić drugą kobietę, choć zgrywała jej najlepszą przyjaciółkę. Detektyw na szczęście w porę się zorientował i złapał ją na gorącym uczynku, gdy ta chciała dokończyć dzieła.
- A jak chciała to zrobić?
- Przebrała się za pielęgniarkę i próbowała wstrzyknąć jej do kroplówki coś, co by ją zabiło.
Ash spojrzał na Maxa przerażonym wzrokiem, a nasz przyjaciel, widząc to, chyba zrozumiał, co pomyślał mój ukochany i złapał się dłonią za usta. Inni, w tym także i ja, także pojęliśmy grozę całej sytuacji.
- Ash, chyba nie chcesz powiedzieć, że...
- Właśnie to chce powiedzieć, Serenko - odpowiedział mój mąż - Oczywiście to mogą być przesadzone obawy, ale lepiej nie ryzykować. Jedziemy tam! Teraz!
Następnie spojrzał na resztę naszej drużyny i zawołał:
- Wy zostańcie tutaj! Dzwońcie do Jenny lub Boba! Powiedzcie im, że mamy podstawy podejrzewać, że Irene może umrzeć tej nocy i że pojechaliśmy do tego nie dopuścić!


Zaraz potem wybiegł z domu, a ja za nim. Pikachu i Buneary wiernie pędzili tuz przy naszych nogach. Następnie Ash wyciągnął z garażu motor, odpalił silnik i usiadł za kierownicą. Ja usiadłam za nim, obejmując go mocno w pasie, a Pikachu z Buneary usiedli mi na kolanach i mocno się mnie przytrzymali. I ruszyliśmy.
- Ash, kochanie! - zawołałam do mojego męża, gdy zaczęliśmy gnać ulicami miasta - Ale pamiętaj, że my jedziemy do szpitala w odwiedziny! Nie, żeby tam na dłużej zostać!
Mówiłam tak, gdyż wciąż było jeszcze dość sporo śniegu i lodu na drodze, a mnie do głowy od razu przyszła przerażająca wizja, że wywalamy się na lodzie i kończymy z połamanymi kończynami. Ash na szczęście był na tyle dobry w tym, co robił, że nie mieliśmy nawet najmniejszego wypadku i dotarliśmy do szpitala cali i zdrowi. Było już ciemno, gdyż jako że to był styczeń, a więc i zima, to słonce o wiele wcześniej zachodziło i znacznie wcześniej robiło się ciemno, choć wieczór dopiero zaczął przeradzać się w noc. Z jakiegoś powodu ta atmosfera potęgowała tylko moje obawy. Nie bez powodu przecież w książkach i filmach największe, jak i też najbardziej przerażające zbrodnie zwykle dzieją się w nocy.
- Idziemy, kochani! - zawołał Ash, gdy już zwinnie zeskoczył z motoru, który to wcześniej zaparkował na szpitalnym parkingu.
Bez słowa pognałam za nim, a wraz ze mną Pikachu i Buneary. Na szczęście tego samego dnia byliśmy już u Irene, więc wiedzieliśmy, na jakiej sali ona leży i odnalezienie jej nie stanowiło dla nas trudności. Baliśmy się tylko, że może w tej właśnie chwili Diana morduje siostrę, a my nie zdążymy na czas, aby jej w tym przeszkodzić. Oczywiście, nie mieliśmy żadnej pewności, czy ona spróbuję znowu usunąć siostrę i tym razem skuteczniej, ale wydawało się nam to więcej niż tylko prawdopodobne. Rzecz jasna, nie musiała ona tego zrobić tego dnia, ale lepiej jest dmuchać na zimne. Zwłaszcza, gdy ma się do czynienia z osoba, która już raz się odważyła próbować zamordować rodzoną siostrę.
Biegliśmy dalej, mijając po drodze kilka pielęgniarek. Te patrzyły na nas dość zdumione tym, że biegniemy i czegoś szukamy, ale jakoś nie zatrzymywały nas. To nam bardzo pomogło, ponieważ nie mieliśmy czasu na pogaduszki. Zbyt wiele od tego zależało, żebyśmy zdążyli na czas. O ile oczywiście nasze przeczucia nas nie myliły. 
Gdy już byliśmy na właściwym pietrze, wpadliśmy na Cirila. Właśnie szedł on do butelki z wodą, aby się napić, ale zaintrygowany naszym widokiem nagle się zatrzymał i zapytał:
- To wy? Co tu robicie?
- Gdzie jest twoja żona? - zapytał Ash niespokojnym tonem.
Ciril był zdumiony jego strachem, ale wskazał ręką na salę, na której leżała jego ukochana małżonka i powiedział:
- Teraz śpi. Siedziałem przy niej, ale poszedłem się napić.
Już miałam odetchnąć z ulgą i poczuć, że niepotrzebnie się niepokoiliśmy, gdy Ash zapytal:
- A jest tam sama?
Odpowiedz Cirila sprawiła, że ponownie mnie zmroziło.
- Nie. Właśnie przed sekundą weszła tam pielęgniarka.
Przerażona jęknęłam, a Ash spojrzał na salę i szybko pobiegł do niej, a wierny Pikachu gnał u jego boku. Niespokojna ruszyłam za nimi, wspierana przez wierna Buneary u boku. Ciril chyba zrozumiał, że dzieje się coś niedobrego, ponieważ od razu ruszył za nami bez słowa, nie zadając w tej sprawie zbędnych pytań.
Ash pierwszy wpadł do sali i widząc coś, co go zaniepokoiło, zawołał coś do Pikachu, a ten wystrzelił we wskazanym kierunku piorun. Rozległ się głośny jęk kobiecy, potem dźwięk opadającej na ziemi strzykawki i wtedy właśnie wpadliśmy do sali ja, Buneary i Ciril. Zauważyłam wtedy jakąś pielęgniarkę w maseczce na twarzy, która zasłaniała jej usta i nos. Mimo tego, rozpoznałam ją bez trudu.
- Co się tu dzieje? Co wy wyprawiacie?! - zawołała wściekle pielęgniarka.
- Dobrze ci radze, nie dotykaj tej strzykawki! - krzyknął do niej Ash - Bo jak znowu ją dotkniesz, dostaniesz mocniej!
- Zostawcie mnie w spokoju! Chcę wykonywać swoją pracę!
- Prace, tak? Wstrzykując Irene do kroplówki jakieś świństwo?!
- Masz źle w głowie, młodzieńcze.
- Doprawdy? To co robisz z tą strzykawką?
Pielęgniarka popatrzyła na nas groźnie, po czym doskoczyła do strzykawki, która leżała właśnie na podłodze. Ale Buneary niczym strzała szybko podbiegła do tego niebezpiecznego narzędzia i złapała go mocno w swoje łapki. Pikachu zaś bez najmniejszych skrupułów powalił ją na podłogę, skacząc na nią dziko i uderzając ją z główki prosto w brzuch. Kobieta jęknęła z bólu i upadla, a Pikachu zerwał jej maseczkę z twarzy, odkrywając przed nami tożsamość tajemniczej morderczyni, której tożsamość jednak wcale nas nie zdziwiła. To była Diana.
- To ty?! - zawołał przerażony jej widokiem Ciril.
On jako jedyny był zaskoczony obecnością szwagierki i odkryciem, że ta bez najmniejszych skrupułów chciała zamordować jego żonę.
- Wiemy już wszystko, Diano - powiedział Ash tonem detektywów ze starych kryminałów, które tak uwielbiał - Wiemy, że próbowałaś zamordować Irene trzy miesiące temu. Wiemy, że kazałaś swojemu Pokemonowi, Raticate’owi, aby ten przegryzł w samochodzie twojej siostry przewody hamulcowe, a potem sprzedałaś go kłusownikom, aby cię nie wydał. Wiemy, że zagarnęłaś jej powieść i wydałaś ją pod swoim nazwiskiem. Wiemy też, dlaczego nie powiadomiłaś policji o tym, że ktoś cię szantażuje. Nas też z niechęcią wynajęłaś. Bałaś się, iż cała sprawa i twoje sekrety wyjdą na jaw. Dlatego byłaś gotowa zapłacić i mieć spokój.
- I miałabym go, gdybyście się nie wtrącili! - zawołała ze wściekłością Diana, patrząc na nas wzrokiem pełnym nienawiści.
Wtem do pokoju wpadła prawdziwa pielęgniarka. Nasze krzyki nie uszły jej uwagi, co zresztą wcale mnie nie zdziwiło.
- Co tu się dzieje? Co to za krzyki?! Pacjenci chcą odpoczywać, a wy im w tym przeszkadzacie!
Ash spojrzał z uśmiechem na prawdziwa pielęgniarkę i odparł:
- Dobrze, że się pani zjawiła. Nakryliśmy tutaj morderczynię, jak próbowała ona otruć za pomocą tej strzykawki swoją siostrę.
To mówiąc, wskazał ręką na Buneary, trzymającą narzędzie zbrodni, a potem na Dianę, na której brzuchu siedział Pikachu, puszczając iskierki z policzków na znak, że jest gotów ją ponownie zaatakować, jeżeli ta odważy się ruszyć.
-  Diana Backerry?! A co ona tu robi?!
- Właśnie powiedziałem. Próbowała zamordować swoją siostrę - odparł na to Ash tonem nauczyciela wyrozumiałego wobec głupoty swojego ucznia.
Pielęgniarka była w niemałym szoku. Nie spodziewała się ona usłyszeć tego, co właśnie usłyszała. Można nawet powiedzieć, że wręcz ją zmroziło, gdy mój mąż oznajmił jej tę wiadomość.
- Co? Ona? To niemożliwe! Taka wspaniała osoba! Przecież nie mogłaby tego zrobić! Poza tym, po co miała by to zrobić?
- No właśnie, to dobre pytanie - powiedziałam, patrząc na Dianę - Jakie były ku temu powody? Dlaczego chciałaś zamordować swoją siostrę?
- Raczej zapytaj mnie, dlaczego miałabym tego nie zrobić - odpowiedziała na to ze złością w głosie Diana - Przeklęta siostrzyczka. Chociaż młodsza, zawsze ode mnie lepsza. Zawsze ładniejsza, bardziej urocza i uwielbiana przez chłopaków. To ona miała wszystko, a ja nic. Ja zawsze byłam sama. Kiedy tylko widział nas obie jakiś chłopak, wolał ją, nie mnie. Ale to bym jeszcze zniosła, bo zostałam w końcu sławna pisarka. Niestety, książki pisałam z nią wspólnie, bo ona miała zawsze takie dobre pomysły. Irene umiała je wymyślać na doczekaniu, choć nie umiała nigdy ich opisać. Ale była zawsze taka dobra i kochana. Udało mi się ją jakoś omotać i przekonać, abyśmy pisały książki wspólnie, ale to ja miałam widnieć na okładce jako autorka. Ale niestety, ten kretyn Ciril zaczął ją buntować przeciwko mnie i wmawiać jej, że to nieuczciwy układ. Zaczęła się stawiać. W końcu oznajmiła mi, że ma ona własną powieść, która potajemnie pisała i powiedziała, że nie chce już pracować ze mną. Chciała mnie zostawić. Wiedziała doskonale, jak bardzo mi jest potrzebna i mimo wszystko była gotowa to zrobić. Musiałam ją powstrzymać.
Wtem do sali wkroczyli kapitan Jenny oraz detektyw Bob. Widać było po ich minach, że wszystko słyszeli.
- Myślę, że tyle nam wystarczy - powiedziała Jenny - Przynajmniej na razie. Resztę ze wszystkimi szczegółami opowie nam nasza artystka na komendzie. Bob, byłbyś tak miły?
Bob zadowolony podszedł do Diany, wyjął kajdanki i dał znak Pikachu, aby już zeskoczył z kobiety. Ten to uczynił, a policjant powiedział:
- Diano Backerry, aresztuje cię za próbę zamordowania twojej siostry.
Po tych słowach, podniósł pisarkę, wykręcił jej ręce do tyłu i nałożył na nie kajdanki.
- I nie zapomnijcie o tym - powiedział Ash, wskazując dłonią na naszą uroczą Buneary, która wciąż trzymała w łapkach strzykawkę z tajemniczą zawartością - To będzie służyć za dowód w sprawie.
Jenny nałożyła gumowe rękawiczki i odebrała strzykawkę od króliczki.
- Słusznie. Sądy lubią bardzo takie smaczki.
Następnie machnęła ręką na Boba, który wyprowadził pisarkę z sali. Ta zaś spojrzała na nas groźnie i powiedziała:
- Ale udało mi się. Teraz wszyscy będą o mnie mówić. Nie o niej, ale o mnie. To ja będę sławna. To moje nazwisko będzie na pierwszych stronach gazet. To ja w tej sprawie będę główną bohaterką! Proszę bardzo, wsadźcie mnie do wiezienia. Ja się tego nie boję! Przyjmą mnie tam tak, jak przyjmuje się sławne artystki!
- Możliwe. Tam bardzo potrzebują sławnych artystek - mruknął złośliwie Ash.
Policjanci wyprowadzili Dianę, a pielęgniarka przez chwile stała w szoku, nie mając pojęcia, co powinna zrobić i co powinna o tym myśleć. Potem zaś jakby się ocknęła i podeszła do Irene, aby ją zbadać.
- No, to dopiero teraz możemy powiedzieć, że to koniec sprawy - powiedział zadowolonym tonem Ash.
- Pika-pika-chu! - zapiszczał delikatnie Pikachu, wskakując mu na ramię.
Ciril spojrzał na nas uważnie i złapał najpierw Asha, a potem mnie za dłonie i czule je ściskając.
- Bardzo wam dziękuję. Naprawdę, nie wiecie, ile ona dla mnie znaczy. Moja kochana Irene! Tak się bałem, że już nigdy nie będę mógł jej przytulić. Nie wiem, jak mam wam dziękować.
- Może nie bawiąc się więcej w takie gierki, w jakie grałeś z Dianą? - rzekł nie bez ironii w glosie Ash.
- No właśnie - dodałam ze złością - Irene bardzo cię kocha. Myślisz, że to ją uszczęśliwi, kiedy się dowie, w jaki sposób zdobyłeś pieniądze na jej leczenie?
Mężczyzna opuścił ponuro głowę w dół i odpowiedział ze skruchą:
- Tak, przyznaje. To było głupie i żałosne. Ale przecież musiałem coś zrobić. Te pieniądze nie są dla mnie. One są dla Irene. Na jej rehabilitację. Przysięgam, to nigdy nie były pieniądze na moje potrzeby.
- Wierzę ci - powiedział Ash, krzyżując surowo ręce na piersi - Gdyby było inaczej, kazałbym policji zabrać również ciebie. Ale nie chcę, żebyś miał problemy i poszedł siedzieć. A już zwłaszcza teraz, kiedy twoja żona cię potrzebuje.
- No właśnie - dodałam równie surowym tonem - Ale skoro Diana nie tylko nie zgłosiła sprawy na policję, a wręcz próbowała całą sprawę zatuszować, to my nie mamy cię za co ścigać.
- Dokładnie tak - zgodził się Ash - Słuchaj głosu rozsądku, który przemawia właśnie przez moją żonę. Nie ma zgłoszenia, nie ma przestępstwa. A więc też nie ma sprawy, którą moglibyśmy prowadzić. Proste jak projekt ustawy. Nic dodać, nic ująć.
Ciril uśmiechnął się do nas życzliwie, ponownie dziękując nam mocno za to, jak wielką wyrozumiałością się wobec niej wykazaliśmy. A ja i Ash delikatnie się do niego uśmiechnęliśmy i wyszliśmy z sali, a Pikachu i Buneary pognali za nami.

***


Dwa dni później, gdy już Irene poczuła się lepiej, odwiedziliśmy ją w szpitalu i opowiedzieliśmy jej wraz z Cirilem o całej sprawie. Aby wszystko było jasne, to nie pominęliśmy przy tym faktu szantażu, lecz pominęliśmy przy tym fakt, że tym szantażysta był jej mąż. Skłamaliśmy, że był nim ktoś, kogo ostatecznie nie udało się nam złapać, ale odzyskaliśmy pieniądze i przy okazji wpadliśmy na trop Diany i jej przestępstwa. Irene była w niemałym szoku, gdy poznała już prawdę o swojej siostrze. Siedziała na łóżku, łapała się za głowę i mówiła:
- Nie mogę w to uwierzyć. Moja własna siostra zrobiła mi coś takiego? I to za co? Bo była o mnie zazdrosna? Nigdy nie dawałam jej ku temu powodów. Nigdy nie dałam jej odczuć, że jest ode mnie gorsza.
- Jestem tego pewien, kochanie - powiedział Ciril, ściskając czule jej dłoń - To na pewno jej chory umysł jej to wszystko podpowiadał.
- Ja też nie mogę uwierzyć, że ona była do tego zdolna - powiedziała Agnes, która przebywała wtedy na sali szpitalnej i słuchała naszej opowieści - A ja byłam dla niej przyjaciółka. Starałam się zawsze być dla niej dobra i życzliwa. A tu się okazuje, że ona była nienormalna!
- Najwyraźniej - dodał John Scribbler, również obecny wtedy na sali, któremu musieliśmy opowiedzieć całą historię, uważając, że zasłużył na to, ponieważ to za jego porada zajęliśmy się tą sprawą i zdołaliśmy ocalić Irene.
Należy przy tym zauważyć, że Johnowi powiedzieliśmy nieco wcześniej już całą prawdę i nie pominęliśmy przy tym udziału Cirila w tej sprawie, ale również przy okazji poprosiliśmy go, aby nikomu o tym nie mówił, aby ta wiadomość nie dotarła do Irene i nie złamała jej serca, na co Scribbler przystał.
- I pomyśleć, że gdyby John nie poprosił was o pomoc w sprawie szantażu, to nie wpadlibyście na trop tego, co zrobiła Diana - powiedział Ciril.
- Tak to już bywa, że niekiedy to przypadek rządzi światem - rzekł na to dość filozoficznym tonem Scribbler - I pomyśleć, że ja miałem ją za przyjaciółkę. Och, to naprawdę okropne. I jeszcze byłem przekonany, że „Widmo śmierci” jest jej. Wybacz mi, Irene.
- Nic nie szkodzi - odpowiedziała mu życzliwie kobieta - Nie mogłeś o tym wiedzieć. Nikt nie mógł wiedzieć o tym, ze moja siostra jest taka, a nie inna.
- No właśnie, a co z nią? - zapytał Ciril, patrząc na nas - Posądzą ją na całe życie? Bo wiem, że to może i siostra mojej żony, ale zasłużyła sobie na to.
- Nie jestem pewien - odpowiedział na to Ash - Może zamkną w zakładzie? To już sąd zadecyduje.
- A to są wątpliwości, co do jej poczytalności? - zapytała Agnes.
- Nie inaczej - potwierdziłam - Jenny mówiła, że podobno jej nieźle odbiło na komendzie. Prosiła o dziennikarzy i laptopa do pisania i często się śmiała. Nawet się nie dało jej porządnie przesłuchać. Mają ją przebadać specjaliści. Oni już ustalą i to na sto procent, czy jest stuknięta, czy udaje. Jakby jednak nie było, to kary nie uniknie.
Ash pokiwał delikatnie głową i powiedział do Irene:
- Ale to już nie jest problem, który powinien nas zajmować. Niech sądy o niej decydują. Byle sprawiedliwie. My z kolei mamy satysfakcję z dobrze wykonanego zadania, a ty, Irene masz teraz drugą szansę na życie i wierze, że jej nie zmarnujesz i twój mąż ci w tym pomoże.
- Nie zmarnuję, obiecuję wam to - odparła życzliwie Irene.
- A ja będę pilnował, aby tak było - dodał Ciril.
- I ja też będę - zaoferowała się Agnes.
- Trzymamy was za słowo - powiedział życzliwie Ash - No, ale chyba na nas już pora. To chyba już wszystko, co mieliśmy zrobić.
- Nie, jeszcze nie wszystko - powiedział Ciril.
Następnie wręczył nam czek na sporą sumkę pieniędzy. Na taką samą, na jaką zwykle opiewało nasze honorarium, które zabieraliśmy po wykonaniu zadania.
- Proszę, należy się wam. I przepraszam was za to, że początkowo nie byłem wobec was nazbyt miły. Nie znałem was i nie wiedziałem, czy mogę wam ufać.
- W porządku, my się nie gniewamy - odparł Ash i zabrał czek - Tylko proszę, nie zaniedbaj swojej żony. Będzie cię teraz bardzo potrzebowała. Dbaj o nią.
- Obiecuję. Będę dbać i to zawsze - zaręczył z ręką na sercu Ciril.
Pożegnaliśmy więc jeszcze raz jego i Irene, a potem obiecaliśmy Johnowi, że jeszcze wieczorem się zobaczymy w restauracji „U Delii”, gdzie zapraszamy jego wraz z reszta naszej drużyny na porządną kolację. Następnie wyszliśmy z sali, a Pikachu i Buneary ruszyli wiernie za nami.
- To dokąd teraz, Ash? - zapytałam wesoło.
- No cóż, do Alexy - odpowiedział mi mój ukochany - Jeszcze musi tutaj być, zanim lekarze nie uznają, że może wyjść, więc umilmy jej trochę czas.
- Racja. Pewnie reszta naszej drużyny też tam jest.
- Nie wątpię, Serenko. Spędźmy z nimi trochę czasu. Już jutro wracamy do Wertanii. Nacieszmy się więc nimi.
- Oj, będziemy mieli tam co opowiadać - zachichotałam - A swoją drogą, my to dopiero mamy farta. Gdzie nie pojedziemy, tam rozwiązujemy zagadkę. Nawet jak jesteśmy na wakacjach.
- Taka już nasza dola, kochanie - odparł wesoło Ash - Ale powiem ci, że ja już chyba do tego przywykłem.
- Ja mam jeszcze gorzej - dodałam dowcipnie - Ja to wręcz zaczęłam lubić.


KONIEC

Przygoda 129 cz. II

Przygoda CXXIX Tytanio, wio! cz. II Lot trwał długo. Ash nie liczył, jak długo, ponieważ odkąd tylko opuścił tak bardzo mu bliskie Gotham Ci...