czwartek, 21 grudnia 2017

Przygoda 019 cz. II

Przygoda XIX

Muzeum pełne tajemnic cz. II


Następnego dnia odwiedziła nas Esmeralda, aby zgodnie ze swoją zapowiedzią powróżyć mi z kart. Byłem bardzo ciekaw tego, co ona może mi powiedzieć. Poza tym, choć nie chciałem się do tej sprawy przyznać przed samym sobą, to dziewczyna na swój sposób bardzo mi się spodobała. Oczywiście głównie intrygowała mnie pod względem tych wróżb i w ogóle, jednak jeśli chodzi o jej urodę, to też było coś na rzeczy, że mi się ona podobała, ale powiedzmy szczerze... Widziałem już wiele całkiem ślicznych dziewczyn, ale nie dostawałem bzika na punkcie każdej z nich; to już była działka Brocka. Mnie zaś osoba Esmeraldy fascynowała (jeśli moje uczucia względem niej można nazwać fascynacją) tylko pod względem duchowym.
- Witaj, Ash - powiedziała przyjaźnie Cyganka, kiedy weszła do pokoju wynajmowanego przez naszą wesołą kompanię - Widzę, że twoja drużyna od wczoraj powiększyła swój skład.
- Owszem, bo tak się złożyło, że spotkałem tutaj starego znajomego i postanowił on z nami spędzić nieco czasu - pospieszyłem z wyjaśnieniami.
Esmeralda uśmiechnęła się zadowolona, po czym lekko dygnęła przed Ridleyem i powiedziała:
- Jestem Esmeralda.
- A ja Ridley, miło mi cię poznać - odparł chłopak.
- Mnie również miło - zaśmiała się Esmeralda.
Aipom zeskoczyła z jej ramienia, po czym wskoczyła na moje ramię i zaczęła wesoło piszczeć.
- Coś mi mówi, że moja Aipom cię polubiła - zaśmiała się Cyganka.
- Ja również bardzo ją polubiłem - powiedziałem radośnie, głaszcząc delikatnie Pokemona po główce - Ale bardziej ją będę lubił, jeśli więcej nie będzie próbować mi ukraść czapkę.
- Spokojnie, na pewno więcej tego nie zrobi - zachichotała Esmeralda.
Ja zaś pogłaskałem ponownie Aipom po główce i dopiero wówczas zauważyłem, że ma ona przebite swoje prawe ucho wielkim, cygańskim kolczykiem, a na głowie nosi kolorową chustę. Widać niektóre Pokemony przypominają nie tylko w zachowaniu, ale i w wyglądzie swoich trenerów. Mimowolnie uśmiechnąłem się więc, kiedy sobie pomyślałem, jak zabawnie wyglądałby Pikachu w mojej czapce. Na pewno równie zabawnie co dzisiaj, kiedy prowadząc ze mną śledztwo nosi miniaturową wersję stroju Sherlocka Holmesa.
- No dobrze, ale bierzmy się do rzeczy. Obiecałam ci przecież wróżbę, więc do dzieła.
To mówiąc Cyganka usiadła wygodnie przy stole, a ja usadowiłem się naprzeciwko niej. Dziewczyna wyjęła z kieszeni talię kart, potasowała je i położyła przede mną.
- Przełóż lewą ręką - powiedziała.
Wykonałem polecenie i przełożyłem karty lewą ręką, aby były zgodnie z zasadami wróżenia jeszcze bardziej pomieszane. Esmeralda zaś powoli zaczęła rozkładać karty w ramach jakieś magicznego pasjansa. Były one odwrócone do nas tylną częścią, abyśmy nie widzieli, jakie to są karty. Gdy już ułożyła wzór, jaki planowała ułożyć, to powiedziała:
- A więc, ponieważ przełożyłeś osobiście karty, to wróżba ta będzie dotyczyć ciebie, bo moc twoich dłoni przeszła na nie.
- Doprawdy? - zaśmiała się Alexa - Ciekawe, jakie jeszcze moce mają ręce Asha? Może to ręce, które leczą?
To mówiąc wybuchła śmiechem, zaś Helioptile i Pikachu zawtórowali jej. Esmeralda zmroziła dziennikarkę bardzo nieprzyjemnym spojrzeniem.
- Nie należy kpić sobie z wróżb, zwłaszcza, jeżeli nie ma się o nich bladego pojęcia - powiedziała.
- OK, ja więc nie wypowiadam się na ten temat - powiedziała Alexa, machając rękami na znak zgody.
Widocznie nie chciała się kłócić z dziewczyną.
Tymczasem Cyganka wyłożyła przede mną pierwszą kartę.
- To jest twoja karta. Król pik. Oznacza ona młodego, czarnowłosego mężczyznę, takiego jak ty.
Następnie zaczęła układać pozostałe karty wokół tej jednej.
- Ósemka pik... Rozłąka cię spotkała z kimś bliskim...
- Zgadza się - powiedziałem - Niedawno moja drużyna się rozpadła.
Esmeralda uśmiechnęła się do mnie i zaczęła dalej odsłaniać karty.
- Masz w sobie wielki talent i odkryłeś go jakiś czas temu, lecz mało z niego korzystałeś, bo też i mało miałeś ku temu okazji. Talent ten jednak przyniesie ci wielką sławę oraz ogromne zaszczyty. Wykorzystaj go więc mądrze dla dobra innych, a będziesz szczęśliwy.
- Jaki to jest talent? - zapytałem zaintrygowany jej słowami.
- Tego nie wiem, bo karty nie mówią wszystkiego. Sam musisz to w sobie odkryć - odpowiedziała mi Esmeralda.
Kontynuowała ona potem swoje wróżby.
- Nowi przyjaciele już na ciebie czekają. Chłopak i dziewczynka... Przyjaźń wielka z ich strony cię spotka.
- Jak oni będą wyglądać?
- Niewiele widzę na ten temat... Będzie to jednak... rodzeństwo.
- Rodzeństwo? Jesteś pewna?
- Tak... Karty tak mówią. Rodzeństwo to przyjaźń ci okaże większą niż ktokolwiek innych dotychczas. Będziesz ich mentorem...
- Ja? Mentorem?
- Dokładnie. Wykorzystaj więc rozsądnie swój mir, jakim się będziesz u nich cieszyć. Niech woda sodowa nie uderza ci do głowy, ponieważ wtedy stracisz zarówno przyjaciół, jak i ich szacunek.
Słuchałem jej uważnie, a tymczasem Esmeralda mówiła dalej:
- Marzenie swoje posiadasz. Ciężka praca do jego realizacji przed tobą. Ale jeśli się nie poddasz, to wreszcie osiągniesz swoje cele.
- Naprawdę? Więc zostanę Mistrzem Pokemonów?
- Skoro takie jest twoje marzenie, to ono się spełni.
Uśmiechnąłem się radośnie, kiedy usłyszałem te słowa. Bardzo mi się one spodobały.
- To świetnie. A więc mów dalej... Za jaki czas mi się to uda?
Esmeralda położyła na stole kolejną kartę.
- Jedenastka kier. A więc za jedenaście miesięcy.
- Jesteś tego pewna?
- Tak...
- I za jedenaście miesięcy zostanę Mistrzem Pokemonów?
- O ile oczywiście nie poddasz się i będziesz dalej walczyć o swoje marzenia.
Obiecałem sobie w duchu, że nie pozwolę na to, aby kiedykolwiek tak się stało. Postanowiłem sobie już zawsze walczyć o swoje szczęście i nigdy się nie poddawać, choćby nie wiem co. Dzięki temu, jak i również dzięki waszym wsparciu, moi kochani przyjaciele, ta przepowiednia się spełniła.
Tymczasem Cyganka oglądała dalej karty i mrucząc pod nosem coś, czego nie zrozumiałem, mówiła dalej:
- Ktoś ci bliski za rok i trzy miesiące odejdzie z tego świata.
- Ktoś mi bliski? KTO?! - zawołałem przerażony.
Przed oczami stanęła mi cała galeria bliskich memu sercu osób z moją mamą na czele. Stratę każdego z nich na pewno opłakiwałbym. Odejście każdego mego przyjaciele zabolałoby mnie równie mocno i nie wiedziałem, czego mam się spodziewać.
- Tego nie wiem... Ale to nie człowiek - mówiła dalej Esmeralda.
Odetchnąłem z ulgą, choć za chwilę przypomniałem sobie, że przecież mam też kilka bliskich sobie osób wśród Pokemonów, chociażby Pikachu. Gdyby on lub też jakiś inny bliski mi stworek miał umrzeć to... Nawet nie chciałem o tym myśleć.
- Nie człowiek? A więc Pokemon? - zapytałem.
- Tak - odpowiedziała krótko i sucho Esmeralda.
- Co to za Pokemon?
- Tego nie wiem...
- Proszę, powiedz mi! Kto to będzie?
- Nie wiem, przysięgam ci, Ash - Cyganka popatrzyła na mnie bardzo smutnym wzrokiem - Nie mam pojęcia, kto to będzie. Mogę ci powiedzieć jednak coś innego.
- Mów zatem.
- To będzie Pokemon, który bardzo cię kocha. Pokemon, któremu ty bliższy jesteś ponad wszystko. Odda za ciebie życie, kiedy będziesz walczyć ze swoim wrogiem.
- Jakim wrogiem?
- Nie wiem. Ale dobrze wiem, że Pokemon ten umrze zamiast ciebie. Nie opłakuj go jednak, ponieważ czasami tak się życie układa, że śmierć przynosi jednocześnie narodziny.
- Śmierć przynosi narodziny? Nie rozumiem.
- Nie musisz. Zresztą czas pozwoli ci zrozumieć te słowa.
Oglądała dalej karty, odkrywając je po kolei.
- Ktoś również bardzo cię kocha... Jest w tobie zakochany, lecz nigdy uczucia ci tego nie wyzna, ani słowem, ani gestem.
- Dlaczego? Dlaczego mi tego nie wyzna?
- O to już Cyganki nie pytaj, bo Cyganka nie zna motywów ludzi, o których mowa w tych kartach. Zna jedynie wydarzenia. Motywy to już nie jej działka.
- Niech ci będzie - powiedziałem nieco zawiedziony - Powiedz mi coś jeszcze o tej osobie.
- Niewiele mogę o niej powiedzieć, poza jedną rzeczą. Ona nie umie mówić.
- Nie umie mówić? Jest niemową?
- Tak mówią mi karty. Mówić nie może, ale mogłaby inaczej jakoś ci powiedzieć, że cię kocha. Nie zrobi tego jednak. O motywy jej jednak mnie nie pytaj, bo ich nie znam.
- Rozumiem. Czy coś jeszcze mówią karty?
Esmeralda oglądała je dalej, po czym zaczęła mówić:
- Wiele dziewczyn przez twoje życie się przewinęło, lecz tylko jedna serce twe na zawsze zdobędzie.
- O! Słyszeliście to?! Nasz Ash się zakocha! - zaśmiała się Alexa, a jej Helioptile zapiszczał radośnie.
- Ciekawe tylko, w kim? - zapytał wesoło Tracey.
- Nie wiem, ale mam nadzieję, że zaprosi nas na swój ślub - rzekł na to żartobliwym tonem Ridley.
- Dranie - zaśmiałem się i spojrzałem na Esmeraldę - Powiedz mi coś więcej o tej dziewczynie.
Cyganka odsłoniła kolejną kartę. Była to dama kier.
- Młoda, jasnowłosa dziewczyna u twojego boku wkrótce się zjawi. Znasz ją już od dawna, ale jakbyś nie znał.
- Znam ją, ale jakbym nie znał? Co to znaczy? - zapytałem.
- Karty mówią zagadkami, lecz nie oczekuj, że rozwiążą się one od razu same - mówiła dalej Esmeralda - Ale wygląd tej dziewczyny podać ci mogę.
- Więc podaj, proszę. Jak ona będzie wyglądać?
- Oczy koloru nieba w pogodę... a włosy barwy dojrzałego miodu. Usta różowe jak maliny. Słomkowy kapelusz też widzę.
- Słomkowy kapelusz?
- Tak... i chusteczka...
- Chusteczka?
- Słomkowy kapelusz oraz chusteczka symbolem waszej miłości będą. Ale zaczekać na tę miłość musisz... Znasz tę dziewczynę, lecz tak, jakbyś jej nie znał. Ona też zna ciebie, lecz tak jakby cię nie znała. Poznać się na nowo musicie i zaufać całkowicie. Gdy już sobie nawzajem zaufacie, to razem przejdziecie przez wszystkie trudy tego świata.


Cyganka spojrzała jeszcze raz w karty.
- Rudowłosej dziewczyny wszak się strzeż. Ona zgubić cię może.
- Rudowłosej? O kim ty mówisz?
Znałem tylko jedną, rudowłosą dziewczynę. Misty Macroft. Ale jakoś nie umiałem sobie wyobrazić, aby ona miała mi w jakiś sposób zaszkodzić.
- Dziewczyna ta o włosach koloru kasztanowego... Tak uwielbianego przez malarzy... Objawia się ona w moich kartach.
Odetchnąłem z ulgą. To nie mogła być Misty. Ona miała włosy koloru marchewki, nie zaś kasztanowe. Oczywiście barwa ta z wiekiem mogła się zmienić, ale jakoś moje serce nie chciało przyjąć do wiadomości choćby i hipotezy, że Misty mogłaby mi w jakiś sposób zaszkodzić.
- Nie znasz jej imienia? - zapytałem.
Esmeralda pokręciła przecząco głową.
- Karty nie mówią imion, Ash. Karty mówią jedynie konkretne dane, choć nie zawsze robią to jednoznacznie. Szczegółów musisz dowiedzieć się sam. Ale wiem jedno... Dziewczyna o kasztanowych włosach, którą kiedyś poznałeś, w życiu twoim znów się pojawi. Strzeż się jej wszak... Ona zgubą twoją może być, jeśli zbytnio jej zaufać. A nawet jeżeli jej nie zaufasz, to i tak płakać przez nią będziesz i cierpienia w sercu wielkiego doznasz, gdyż zła jest ona, choć niezwykle piękna.
- Cóż... Zło i piękno nieraz bywają nierozłączne - zaśmiała się Alexa.
- Mówisz to z autopsji? - zapytał dowcipnie Ridley.
- Nie, tak tylko sobie gadam - odparła dziennikarka.
Cyganka przyjrzała się jeszcze raz kartom.
- Dama pik. Dziewczyna o ciemnych włosach... Kolejna osoba bliska ci w życiu. Tajemnicę przed tobą skrywa.
- Dziewczyna o ciemnych włosach? Dawn... - powiedziałem sobie w myślach, a na głos dodałem: - Czy odkryje ona przede mną swoje sekrety?
Esmeralda obejrzała znowu karty.
- Tak, jednak poczekać na to długo jeszcze musisz... No i nie możesz naciskać, bo jeśli będziesz nalegać, stracisz wszystko. Nie wolno ci nalegać. Bądź cierpliwy, tyle ci mogę powiedzieć.
Po tych słowach Esmeralda zaczęła powoli składać karty.
- To wszystko, co mogę ci powiedzieć. Realizuj swoje marzenia, nigdy się nie poddawaj, a wszystko, co sobie postanowisz, zawsze zrealizujesz.
- Dziękuję ci, Esmeraldo. Naprawdę dziękuję - powiedziałem z lekkim uśmiechem na twarzy.
- Nie dziękuj, lecz zapłać mi za wróżbę.
Aż mnie zatkało, gdy to usłyszałem.
- Zapłacić ci mam za wróżbę? Jak to? - spytałem.
- Przecież wczorajsza wróżba była za darmo - powiedziała Alexa.
- Wczorajsza wróżba tak. Dzisiejsza już nie była - odpowiedziała jej Esmeralda.
- O tym nie wspominałaś - stwierdziłem nieco oburzonym tonem.
- Pika-pika! - zawołał gniewnie Pikachu, po czym iskierki poszły mu z policzków.
- No dobrze... Ile chcesz? - zapytałem, sięgając po portfel.
Esmeralda zaśmiała się wesoło, a Aipom wskoczyła jej na ramię.
- Spokojnie, Ash. Ja przecież wcale nie mówiłam, że chcę pieniędzy - powiedziała do mnie Cyganka - Chcę innej zapłaty.
- Jakiej?
- Daj mi rękę.
Nie wiedząc, o co jej chodzi i z lekką niepewnością, podałem jej swoją dłoń. Dziewczyna włożyła mi wówczas coś do niej, a następnie delikatnie zacisnęła mi palce tak, aby zamknąć mi dłoń.
- Chcę, abyś zbadał pewną sprawę - powiedziała Esmeralda.
- Ja? Sprawę? Jaką? - zapytałem zaintrygowany jej słowami.
- Gdy stąd wyjdziesz idź do muzeum, w którym byłeś wczoraj, a się dowiesz. To zaś, co ci właśnie dałam, pomoże ci rozwikłać tę sprawę.
Spojrzałem na swoją dłoń i otworzyłem ją, po czym zobaczyłem w niej coś okrągłego i czarnego.
- Guzik... To przecież guzik - powiedziałem.
- Pika-pika? - zapiszczał zdumiony Pikachu, wskakując mi na ramię.
- Co ten guzik może mi pomóc? - zapytałem.
Esmeralda uśmiechnęła się do mnie przyjaźnie.
- Jesteś inteligentny, Ash... Domyśl się więc... Przyjrzyj mu się bardzo uważnie. Powiem ci jedno... To nie jest do końca to, na co wygląda.
- Znowu mówisz zagadkami. Nie możesz wprost powiedzieć mi tego, co tu się dzieje?
- Nie mogę. Aby to powiedzieć muszę mieć dowody, a ich nie mam. Ty je musisz zdobyć.
- Dlaczego właśnie ja?
- Bo ciebie policja posłucha, a mnie niestety nie. Ty jesteś sławny i masz przyjaciół niemalże w każdym mieście na świecie. Ciebie oficer Jenny bardziej posłucha niż mnie.
- Ale co mam robić?
- Przyjrzyj się temu guzikowi... Idź do muzeum i dowiedz się, co zaszło wczoraj w nocy.
To mówiąc Esmeralda wyszła z pokoju razem z Aipomem na ramieniu. Ja zaś spojrzałem ponownie na guzik, który miałem w ręce. Wzruszyłem ramionami, po czym schowałem go do kieszeni.
- Co zamierzasz teraz zrobić, Ash? - zapytał mnie po chwili milczenia Tracey.
- Zamierzam teraz iść do muzeum i dowiedzieć się, co się tam stało - odpowiedziałem mu - Idziecie ze mną?
Oczywiście wszyscy chcieli iść, dlatego też poszliśmy. Nim jednak tam dotarliśmy, to natknęliśmy się na dosyć niezwykłe zjawisko. Mężczyzna, który wcześniej krzyczał na kustosza muzeum, teraz szarpał Esmeraldę.
- Oddawaj mi to, smarkulo! Oddawaj natychmiast! - wrzeszczał na nią mężczyzna.
- Nie wiem, o czym pan mówi! Proszę mnie puścić! - odpowiedziała mu przerażona Esmeralda.
- Dobrze wiesz, o czym mówię. Ta twoja małpa ukradła mi coś i lepiej mi to oddaj albo wyrwę ci to z gardła!
- Hej! Zostaw ją! - zawołałem, podbiegając do mężczyzny i próbując go odsunąć od Esmeraldy.
Mężczyzna odepchnął mnie jednak od siebie.
- Nie mieszaj się, smarkaczu! Ta mała coś mi ukradła i zamierzam to odzyskać.
- Ale może nie w ten sposób, co?!
- Powiedziałem już, nie mieszaj się do tego!
Zanim jednak zdążył powiedzieć coś jeszcze, Aipom skoczyła mu na twarz i zaczęła go dziko okładać pięściami. Wściekły mężczyzna próbował zepchnąć z siebie Pokemona, co Esmeralda wykorzystała, aby uciec. Aipom widząc, że jej trenerka jej wolna, zeskoczyła z twarzy napastnika i rzuciła się za swoją panią.
- Wracajcie tutaj! - zawołał mężczyzna, ale już po chwili Esmeralda i jej Pokemon zniknęły mu z oczu.
Mężczyzna zawarczał ze wściekłości pod nosem. Spojrzał na mnie i powiedział:
- A ty, chłopaczku, następnym razem nie wtrącaj się w cudze sprawy!
Następnie odszedł zły jak Beedrill.


- Co to jest za koleś?! Najpierw zaczepia kustosza, a teraz ją? O co mu chodzi? - zapytał zdumiony i oburzony zarazem Tracey.
- Nie mam pojęcia, ale coś mi mówi, że natrafiliśmy na jakąś grubszą sprawę - powiedziałem z powagą w głosie.
- Chodźmy lepiej do muzeum. Tam pewnie wszystkiego się dowiemy - zaproponowała Alexa.
Zgodziliśmy się na to i poszliśmy tam. Kiedy tam jednak dotarliśmy, to zauważyliśmy, że wejście do muzeum było oklejone taśmami policyjnymi, co oznaczało brak wstępu. Wokół budynku krążyło zaś kilku policjantów.
- Co tu się dzieje? Co tu się stało? - zapytałem zdumiony.
Wśród policjantów zauważyłem oficer Jenny. Podeszliśmy do niej.
- Oficer Jenny. Co tu się stało? Dlaczego nie wolno wejść do muzeum? - zapytałem.
Jenny spojrzała na mnie i westchnęła głęboko, po czym powiedziała:
- Ponieważ wczoraj w nocy doszło tu do włamania. Nocny stróż nakrył złodziei na gorącym uczynku, a ci go postrzelili. Mężczyzna walczy teraz ze śmiercią.
- Czy to... Pan Bertram? - zawołała przerażona Alexa, zasłaniając sobie usta dłońmi.
- Gdzie on został zabrany? - zapytałem.
- Do szpitala, ale i tak was nie wpuszczą do niego. Nawet krewnych teraz nie wpuszczają - wyjaśniła Jenny - Jest zbyt ciężko ranny, żeby mieć gości. Takie obowiązują zasady w szpitalach.
- Rozumiem - powiedziałem i zasmucony spojrzałem na przyjaciół - A więc o to chodziło Esmeraldzie. Chce, żebyśmy rozwiązali sprawę ataku na nocnego stróża i włamania do muzeum.
- Ale czemu jej na tym zależy? - zapytał Tracey.
- Właśnie. Dlaczego zależy jej na tym, żebyśmy się tym zajęli? - dodał Ridley.
Pokiwałem załamany głową.
- Nie wiem. A odpowiedzią na to wszystko jest ten guzik, który mi dała Esmeralda.
Włożyłem rękę do kieszeni i namacałem w niej ów przedmiot.
- Uff! Jest! Już się bałem, że zniknął.
- Zniknął? Chwileczkę, przyjaciele! A gdzie jest Meloetta?! - zapytał Ridley.
Rozejrzeliśmy się dookoła i zauważyliśmy, że rzeczywiście mityczna Pokemonka zniknęła. Widocznie z jakiegoś powodu stała się niewidzialna, tylko z jakiego powodu? Co takiego ją doprowadziło do takiego lęku, że postanowiła zniknąć? To wszystko nas przerastało.
- Co się tutaj dzieje? - zapytał Ridley - Ona często tak lubi znikać, ale zawsze ma ku temu jakiś powód.
- Może przestraszyła się widoku oficer Jenny? - zasugerowała Alexa.
- Może... Ale nie wiem - odparł Ridley.
- Skupmy się. Kiedy ostatni raz widzieliśmy Meloettę? - zapytałem.
Ridley, Alexa i Tracey zastanowili się razem ze mną.
- Moim zdaniem wtedy, kiedy doszło do tej akcji z tym mężczyzną, który szarpał Esmeraldę - powiedziała Alexa po chwili namysłu.
Wszyscy zgodnie stwierdziliśmy, że to musiało być właśnie tak, jak ona mówi. Tylko dlaczego Meloetta wtedy zniknęła? Co wywołało w niej taką, a nie inną reakcję? I najważniejsze, gdzie ona teraz jest? Na te pytania niestety nie znaliśmy jeszcze odpowiedzi. Jeszcze.

***


Następnego dnia poszliśmy wszyscy odwiedzić pana Bertrama w tym szpitalu, w którym leżał, ale niestety nie wpuszczono nas do niego. Biedak wciąż kurował się po otrzymanej ranie i był w ciężkim stanie. Nikt nie miał pewności, czy on z tego jeszcze wyjdzie. Musieliśmy więc powrócić do naszego pokoju w Centrum Pokemon. Tam usiadłem w fotelu i wpatrując się w guzik od Esmeraldy mówiłem:
- To wszystko jest dziwne... Ten mężczyzna atakujący Esmeraldę... Ten guzik... Ta napaść na nocnego stróża. O co w tym wszystkim chodzi?
- Jedno wiemy na pewno - powiedziała Alexa.
- Co takiego? - zapytałem.
- To, że pan Bertram miał rację. To muzeum jest pełne tajemnic i to niekoniecznie związanych ze sztuką - wyjaśniła mi dziennikarka.
Pokiwałem głową na znak, że się z nią zgadzam.
- Nie inaczej. Ale jak mamy to wyjaśnić? To wszystko, co tu się dzieje, przecież nie ma sensu.
- Powinniśmy więc spróbować go znaleźć - stwierdziła Alexa.
- No dobrze, ale jak?
Dziennikarka rozłożyła bezradnie ręce.
- Nie wiem...
Tracey spojrzał na mnie i po chwili powiedział:
- Do tego jeszcze ta figurka, o której mówił nam Bertram. Gość uparcie twierdził, że Jacques de Bauff nie był mańkutem. Dlaczego?
- Może to tylko taki upór staruszka, który ma jakąś swoją teorię i nie da sobie nic innego na jej temat powiedzieć? - zasugerowała Alexa.
Tracey pokręcił przecząco głową.
- O nie! To musi być coś innego. Coś naprawdę ważnego. Ale co? Nie mam pojęcia. A poza tym jego teoria zgadza się całkowicie z moją teorią. Postać na figurce powinna mieć szpadę w prawej dłoni.
- Ale co to ma za znaczenie? - zapytał załamanym tonem Ridley - Czy to jest naprawdę takie ważne?
- Może jest ważniejsze niż myślimy - powiedziałem.
Zastanowiłem się przez chwilę, po czym wstałem i nałożyłem czapkę na głowę.
- Dokąd idziesz? - zapytała Alexa.
- Do biblioteki. Chcę się dowiedzieć czegoś na temat tego posążka. Może on być kluczem do całej tej sprawy.
- Albo nie mieć z nią nic wspólnego - stwierdził Ridley.
- Właśnie po to tam idę, żeby się tego dowiedzieć - wyjaśniłem mu - Wrócę niedługo. Nie odchodźcie nigdzie.
- Spokojnie. I tak nie zamierzamy nigdzie iść - odpowiedział Tracey.
Pikachu radośnie wskoczył mi na ramię i poszedł razem ze mną do miejscowej biblioteki. Tam obaj spędziliśmy sporo czasu na przeglądaniu różnych książek o sztuce. W końcu znaleźliśmy coś bardzo interesującego.
- Zobacz, Pikachu - powiedziałem, wskazując na ilustrację w książce, którą właśnie przeglądaliśmy - To jest zdjęcie tej figurki, którą oglądaliśmy w muzeum.
- Pika-pi? - zapiszczał Pikachu.
Uśmiechnąłem się do niego delikatnie.
- Widzisz, w której ręce bohater trzyma swoją szpadę? - zapytałem.
Pokemon przyjrzał się bardzo uważnie ilustracji i zapiszczał wesoło rozumiejąc już, co mam na myśli.
- No właśnie. Trzyma ją w prawej dłoni. Dlaczego nie w lewej?
Chwilę później pomyślałem sobie, że być może to zdjęcie wykonano odwrotnie. Przejrzałem więc sobie jeszcze kilka książek, jednak wszystkie pokazywały figurkę w taki sam sposób. Wniosek zatem być tylko jeden: Jacques de Bauff musi trzymać swoją szpadę w prawicy. Wszystkie zdjęcia to potwierdzają, również ich opisy. Więc skąd szpada w lewej dłoni?
- To bardzo intrygujące. Chodźmy do naszych przyjaciół. Musimy im to powiedzieć - powiedziałem.
Zamknąłem książkę i wyszedłem z czytelni, po czym zadowolony poszedłem do Centrum Pokemon. Szedłem tam cały pogrążony we własnych myślach, gdy nagle wyskoczyły przede mną jakieś dwa Pokemony. Były to Venusaur oraz Ariados. Oba zaczęły na mnie groźnie warczeć. Chciałem je wyminąć, ale Pokemony zastawiły mi drogę.
- Co się tu dzieje? Czego ode mnie chcecie? - zawołałem.
- Pika-pika! - zapiszczał groźnie Pikachu.
Usłyszałem nagle za sobą czyiś podły śmiech. Odwróciłem się za siebie i zobaczyłem wówczas tego samego mężczyznę, który zaczepił wtedy na ulicy Esmeraldę.
- Ładne mam Pokemony, mój chłopcze? - zapytał złośliwym tonem.
- Owszem, niczego sobie - odpowiedziałem zadziornie - Wypuścił je pan po to, abym mógł na nie popatrzeć?
- Nie tylko po to - rzekł mężczyzna - Chcę, abyś oddał mi coś, co nie należy do ciebie.
- Nie rozumiem, o co panu chodzi.
- Nie udawaj. Ta mała Cyganicha dała ci coś, co wcześniej mi ukradła.  Żądam, żebyś mi to oddał.
- Naprawdę nie rozumiem, o co panu chodzi.
Szybko jednak pojąłem, na czym mu tak bardzo zależy. Jedyne, co mi dała Esmeralda, to był ten tajemniczy guzik. Po dokładnych oględzinach zauważyłem, iż mężczyzna, który mnie zaatakował, nie miał jednego guzika przy marynarce. Widocznie Aipom Esmeraldy ukradła mu go i dała swojej pani, a ona dała go mnie. Ale po co? Co było takiego szczególnego w tym guziku, że ten mężczyzna chciał go tak bardzo odzyskać? Musiał zawierać coś naprawę ważnego. Pomyślałem sobie, że wobec tego lepiej będzie mu tego guzika nie oddawać.
- Dobrze wiesz, mały. Oddaj mi to, co dała ci ta Cyganicha, bo jak nie, to sobie inaczej porozmawiamy! - krzyknął na mnie mężczyzna.
Ja i Pikachu ustawiliśmy się w pozycji bojowej.
- Sam to sobie odbierz, jeśli chcesz - odpowiedziałem mu.
Mężczyzna zaśmiał się z kpiną.
- Jak sobie życzysz. Venusaur, Ariados... Porozmawiajcie sobie z nim tak po swojemu.
Oba Pokemony skoczyły na mnie. Pikachu wówczas stanął pomiędzy nami i zaatakował je kulą energii oraz szokami elektrycznymi, niestety ataki te oszołomiły napastników tylko na chwilę, ponieważ dość szybko się oni pozbierali, po czym zaatakowały mnie ponownie. Pikachu dzielnie z nimi walczył, ale niestety obaj przeciwnicy byli od niego silniejsi, a prócz tego atakowali go jednocześnie, nie dając mu wielkich szans na obronę. Nim się więc obejrzałem mój Pokemon leżał poobijany na chodniku, a ja zostałem owinięty pajęczą siecią Ariadosa.
- Teraz, chłopaczku, skoro nie przekonałem cię po dobroci, to użyję wobec ciebie innych argumentów - powiedział mężczyzna z kpiną w głosie - Venusaur, do dzieła!
Pokemon wydobył z siebie ogromne pnącza i zaczął mnie nimi bić. Były to bolesne i nieprzyjemne razy, jednak nie trwały one długo, bo już po chwili ktoś przybył mi na pomoc i zaatakował Venusaura. Otworzyłem oczy, które zamknąłem wcześniej z bólu, a wówczas zobaczyłem Meloettę, choć wyglądała ona teraz inaczej: włosy owinęły się jej wokół głowy niczym turban, a jej ciało stało się bardziej brązowe. Miałem już okazję widzieć przeobrażenie Meloetty w wojowniczkę, zatem nie zdziwił mnie wcale jej widok, gdy piszcząc groźnie atakowała mego napastnika.
- Meloetta! - zawołałem zdumiony, ale również bardzo uradowany - Brawo, Meloetto! Bij go bez litości! Nie daj się!
Pokemonka z uśmiechem na ustach z przyjemnością spuściła łomot jednemu napastnikowi, a kiedy już go znokautowała, to jednym ciosem swojej na pozór niegroźnej rączki rozcięła pajęczynę, która mnie krępowała, a następnie rzuciła się na Aradiosa. Ten próbował z nią walczyć, lecz ona była od niego o wiele zwinniejsza, więc bardzo szybko go pokonała. Mój prześladowca widząc to, jęknął tylko załamany i przywołał oba Pokemony do pokeballi.
- To jeszcze nie koniec, chłopcze! - zawołał do mnie i uciekł.


Ja i Pikachu nie zamierzaliśmy go ścigać. Obaj byliśmy zbyt zmęczeni, aby to zrobić, poza tym bardziej zajmowała nas teraz Meloetta, która fruwała teraz nad nami, piszcząc przy tym zwycięsko.
- Dziękuję ci, Meloetto. Uratowałaś mi życie - powiedziałem.
- Pika-pika-chu - zapiszczał z wdzięcznością Pikachu.
Pokemonka uśmiechnęła się do nas delikatnie, po czym przybrała ona swoją poprzednią postać i zmęczona opadła w moje dłonie.
- Och, biedactwo. Zmęczyłaś się tą walką. Powinnaś odpocząć.
- Melo-melo-ooo - zapiszczała Meloetta z uśmiechem na swojej buzi.
Wziąłem w ramiona Pokemonkę, po czym przytuliłem ją mocno do siebie. Później podniosłem z ziemi i objąłem również mojego biednego Pikachu, a następnie pobiegłem z nimi do Centrum Pokemon.
Nasi przyjaciele siedzieli już w naszym pokoju i czekali na nas. Widok mnie i Pikachu wracających z Meloettą bardzo ich ucieszył.
- Ash! Pikachu! Jesteście nareszcie! - zawołała radośnie Alexa.
- No proszę, jest z wami również Meloetta - dodał zadowolony Tracey.
- Ale niestety jakaś dziwnie osłabiona - rzekł Ridley, podrywając się ze swojego miejsca.
Podbiegł do mnie i złapał mocno w objęcia Meloettę, która delikatnie i czule zapiszczała na jego widok.
- Musimy zanieść ją do siostry Joy! - zdecydował nasz przyjaciel - Pikachu też, bo widzę, że jest bardzo słaby.
- Przy okazji opowiesz nam, czego się dowiedziałeś - dodał Tracey.
Pobiegliśmy na dół i powierzyliśmy naszych pokemonich przyjaciół opiece siostry Joy. Pielęgniarka oraz jej Chansey natychmiast się nią zajęli.
- Siostro Joy, czy oni wydobrzeją? - zapytałem przerażonym tonem.
- Na pewno. Biedactwa są tylko osłabione - odpowiedziała nam kobieta z uśmiechem na twarzy - Nie musicie się już niepokoić. Wszystko będzie dobrze, na pewno.
Pocieszeni tymi słowami udaliśmy się do swojego pokoju, po czym ja dokładnie i ze szczegółami zrelacjonowałem moim przyjaciołom to, co odkryłem w bibliotece oraz o tym, co się stało zaraz potem. Alexa, Tracey i Ridley wysłuchali mnie z uwagą oraz z lekkim przerażeniem, zwłaszcza kiedy ten tajemniczy mężczyzna, kimkolwiek był, zaatakował mnie swoimi Pokemonami i próbował odzyskać to, co dała mi Esmeralda.
- Ale w sumie to nie wiem, czemu jemu zależy na tym, aby dostać w swoje ręce ten guzik - powiedział Tracey.
- Z tego, co zauważyłem, to jest guzik z jego marynarki - wyjaśniłem.
- To nie tłumaczy, dlaczego cię zaatakował - stwierdziła Alexa.
- Może to jest bardzo zabytkowy guzik? Jedyny w swoim rodzaju? - zapytał Ridley.
- I wart całą masę pieniędzy? - dodała Alexa.
- Wtedy nie nosiłby go w swojej marynarce... Chyba, że...
To mówiąc zacząłem dokładnie oglądać ów przedmiot. Przysunąłem go sobie do oczu, by zobaczyć wyraźnie wszystkie jego szczegóły.
Godzinę później siostra Joy oddała mi Pikachu całego i zdrowego. Powiedziała jednak, że uleczenie Meloetty potrwa nieco dłużej, dlatego też musimy uzbroić się w cierpliwość. Z trudem, bo z trudem, ale przejęliśmy to do wiadomości i wróciliśmy do pokoju oraz do naszych rozmyślań.
- Popatrz, Pikachu. To na pozór taki sobie zwyczajny guzik, a jednak jeden człowiek o mało co nie zabił za niego dwoje ludzi - powiedziałem.
- Pika-chu? Pika-pika-chu-chu - zapiszczał mój Pokemon.
- Nie inaczej. Co jest takiego w tym guziku, że on chce go odzyskać? - mówiłem dalej sam do siebie.
Tymczasem moi przyjaciele zastanawiali się nad rewelacjami, które zdobyłem w bibliotece.
- A więc jednak ta figurka powinna trzymać szpadę w prawej dłoni. Miałem rację - powiedział zadowolonym tonem Tracey.
- Owszem, ale to nie tłumaczy, dlaczego ta w muzeum ma szpadę w lewej ręce - stwierdził Ridley.
- Właśnie. To nie tłumaczy tego faktu, który tak nas nurtuje - dodał Tracey, drapiąc się lekko po głowie.
Wszyscy pogrążyliśmy się we własnych myślach, gdy nagle coś nas z nich wyrwało. Było to moje odkrycie, którego właśnie dokonałem.
- Chwileczkę... Nie zauważyłem tego wcześniej. Ciekawe, co to może być? - spytałem, oglądając uważnie guzik.
- Co takiego zauważyłeś? - zapytała mnie Alexa, spoglądając na mnie uważnym wzrokiem.
Podszedłem do niej i pokazałem jej guzik, który trzymałem w dłoni.
- Zobacz... Tu jest taki malutki przycisk - pokazałem go jej palcem - Widzisz?
Alexa przyjrzała mu się uważnie.
- Rzeczywiście. Tutaj jest jakiś mały przycisk - powiedziała, powoli wypuszczając słowa ze swych ust - Ale nie rozumiem, do czego on może służyć.
- A ja się chyba tego domyślam - powiedziałem, uśmiechając się - Moje podejrzenia jednak zostaną ostatecznie potwierdzone lub rozwiane, jeżeli odwiedzimy oficer Jenny i zapytamy ją o to.
To mówiąc podbiegłem szybko do drzwi, a Pikachu wskoczył na moje ramię.
- Idę z tobą, Ash! - zawołała Alexa, po czym spojrzała na Ridleya i Tracey’ego - A wy dwaj zostańcie tutaj i czekajcie na nas.
- Spokojnie! Nie zamierzamy nigdzie stąd iść - odpowiedział Ridley.
- Ale mógłbyś nam powiedzieć, Ash, co takiego ważnego odkryłeś w tym guziku - dodał Tracey.
- Powiem wam to dopiero wtedy, kochani, kiedy moje przypuszczenia potwierdzą się albo nie - odpowiedziałem jej.
Chwilę później ja i Alexa oraz nasze Pokemony: Pikachu i Helioptile, pędziliśmy razem na najbliższy posterunek policji, żeby tam przekazać miejscowej oficer Jenny nasze rewelacje.
- Dlaczego postanowiłaś pójść ze mną? - zapytałem zdumiony Alexę, kiedy biegliśmy.
- Na wypadek, gdyby ten drań znowu cię zaatakował. Lepiej, żebyś miał wtedy wsparcie - odpowiedziała mi.
Trudno mi było się z nią nie zgodzić, dlatego też nie narzekałem na jej obecność, tylko przyspieszyłem nieco swoje kroki. Dość szybko oboje znaleźliśmy się u oficer Jenny. Pokazaliśmy jej ów guzik i przekazaliśmy nasze, a ściślej mówiąc moje podejrzenia. Kobieta obejrzała tajemniczy przedmiot i zadowolona powiedziała:
- Wiesz co, Ash? Jakoś nigdy nie sądziłam, że powiem to kiedykolwiek jakiemuś nastolatkowi, ale moim zdaniem nadajesz się na detektywa.
- Naprawdę? Mówisz poważnie? - zapytałem, rumieniąc się przy tym lekko.
- Oczywiście, że tak, a to jest najlepszy dowód - dodała policjantka śmiertelnie poważnym głosem, wskazując ręką na guzik - Miałam już okazję widzieć takie cacka. Wiem, co się w tym draństwie znajduje. A znajduje się w nim powód, dla którego o mało co nie zostałeś dzisiaj zabity i to w biały dzień.
- Czyli moje przypuszczenia są słuszne? - zapytałem.
- No oczywiście, że tak. Zresztą, żeby się przekonać, czy mam rację, wystarczy tylko kilka małych gestów.
To mówiąc obejrzała ona sobie dokładnie guzik, a chwilę później, nie wiedzieć jak, otworzyła go dzieląc na dwie połówki. Wnętrze guzika, które okazało się wtedy naszym oczom, mogło przejść najśmielsze oczekiwania ludzi mających pierwszy raz do czynienia z taką sprawą. Ja jednak, chociaż nigdy wcześniej nie przeżyłem takiej przygody, uśmiechnąłem się radośnie i z satysfakcją.
- A więc wobec tego pozostaje nam tylko jedno pytanie. Co my mamy zrobić dalej w tej sprawie?
Jenny zastanowiła się przez chwilę, po czym usiadła przy biurku i powiedziała:
- Opowiedz mi jeszcze raz dokładniej, jak wyglądał ten mężczyzna, który cię zaatakował.

***


Po rozmowie z Jenny Alexa wyszła, ja zaś pozostałem jeszcze chwilę, żeby omówić z policjantką pewne moje plany. Później ja i moja przyjaciółka wróciliśmy do Centrum Pokemon, gdzie czekali już na nas Tracey i Ridley. Była razem z nimi Meloetta, którą siostra Joy przywróciła do zdrowia.
- Witaj, Meloetto! Cieszę się, że widzę cię już zdrową! - zawołałem radośnie do Pokemonki.
Ta zaś przytuliła swoją buzię do mego policzka i zapiszczała radośnie, po czym szybko spoważniała oraz zaczęła nam coś pokazywać na migi.
- Co ona mówi? - zapytał Tracey Ridleya.
Chłopak rozłożył jednak bezradnie ręce.
- Niestety, nie mam pojęcia. Nie znam migowego.
- Ale ja znam. Nauczyłem się go, żeby móc swobodnie rozmawiać z Pikachu - odpowiedziałem wesoło - Meloetto, spokojnie. Nie gestykuluj tak szybko. Mów po kolei, co się stało.
Pokemonka, choć z trudem, opanowała się i zaczęła pokazywać mi coś na migi.
- Zaraz... Czy ja dobrze zrozumiałem? Wtedy zniknęłaś nam z oczu, bo poleciałaś obserwować Esmeraldę?
Meloetta pokiwała głową potwierdzając moje przypuszczenia, po czym zaczęła dalej mówić coś w języku migowym, który na całe szczęście swego czasu opanowałem bardzo dobrze, dzięki czemu rewelacje mej pokemoniej przyjaciółki były dla mnie zrozumiałe.
- Dobrze rozumiem? Porwali ją? Ten sam mężczyzna, który zaatakował mnie później na ulicy?
Kolejne potwierdzenie.
- A więc on ją porwał! Drań! - zawołałem ze złością, zaciskając dłoń w pięść.
- Ale po co on ja porwał? Nadal tego nie rozumiem - zapytał Tracey, rozkładając bezradnie ręce.
- Ten podły drań chciał odzyskać ten guzik, który ukradła mu Aipom - odpowiedziałem mu - Ale nie wiedział, że Esmeralda wcześniej przekazała mi ten guzik. Musiał jednak to z niej wycisnąć lub się domyślić po tym, że ją broniłem przed nim wtedy na ulicy, więc zaatakował również i mnie. Na szczęście Meloetta przybyła mi z pomocą, a guzik jest już bezpieczny w rękach oficer Jenny.
- Jeśli on się o tym dowie, to może zabić Esmeraldę i uciec - rzekła Alexa.
- Nie dopuścimy ani do jednego, ani do drugiego - zawołałem wręcz bojowym tonem.
- Pika-pika! - zapiszczał równie bojowo mój Pikachu.
- Widziałaś, dokąd ją zabrali? - zapytał Ridley Meloettę.
Pokemonka pokiwała głowa i poleciała w kierunku drzwi.
- A więc prowadź nas, Meloetto! - zawołałem radośnie.
Ruszyliśmy biegiem w tym kierunku, który to wskazywała nam nasza pokemonia przyjaciółka mając nadzieję, że zdążymy na czas.

***


Dom tajemniczego mężczyzny, który uprowadził Esmeraldę był raczej małym, ale też całkiem ładnym domem. Wyglądał dość przytulnie, więc na pierwszy rzut oka nikt by tego o nim nie powiedział, że to właśnie tutaj uwięziono młodą dziewczynę. Pamiętałem jednak słowa Esmeraldy, aby nie oceniać niczego po pozorach, bo przecież to, na co patrzę, nie musi być tym, na co wygląda.
Przez chwilę ukrycie za krzakiem obserwowaliśmy tajemniczy dom.
- Jesteś pewna, że to tutaj? - zapytał Ridley Meloettę.
Pokemonka pokiwała lekko głową na znak potwierdzenie słów swego opiekuna.
- A więc wobec tego ruszajmy ją ratować! - powiedziałem, wręcz paląc się do działania.
Alexa złapała mnie jednak za rękę.
- Spokojnie, przyjacielu. Spokojnie... Tylko bez zbędnego pośpiechu - powiedziała z uśmiechem na twarzy - Wydostaniemy stąd Esmeraldę, ale z pomocą rozsądku, nie zaś pośpiechu.
- Masz rację - odpowiedziałem jej, kiwając głową - Tylko co mamy robić?
- Zastanówmy się przez chwilę - powiedziała dziennikarka, drapiąc się delikatnie po głowie - Co możemy zrobić?
- Cicho, ktoś idzie! - szepnął Tracey.
Schowaliśmy się razem szybko za krzakiem w ogrodzie domu, po czym wysunęliśmy z niego lekko głowy i zauważyliśmy wówczas, że ktoś właśnie wychodzi z domu i idzie w kierunku furtki. To był ten sam mężczyzna, który mnie wtedy zaatakował. Meloetta na jego widok lekko pisnęła i stała się niewidzialna. Bardzo jej zazdrościłem tej umiejętności, bo gdybym umiał zrobić tak jak ona, to nie musiałbym kryć się po tych krzakach i mógłbym zacząć spokojnie działać, co bardzo chciałem zrobić.
Mężczyzna tymczasem przeszedł przez furtkę i poszedł w sobie tylko znanym kierunku.
- Dobra, gość już sobie poszedł. Możemy więc wkroczyć do akcji - powiedziałem.
- Dla pewności wystawmy lepiej straże - zaproponowała Alexa.
Uśmiechnąłem się na znak zgody.
- Ja idę - powiedziałem.
- Ja również - dodała Alexa.
- Wobec tego Ridleya i ja zostaniemy na czatach - powiedział Tracey.
Ridley nie miał nic przeciwko temu, więc nie oponował, kiedy tak postanowiliśmy. On i Tracey zostali więc w krzakach i na czatach, z kolei ja i Alexa razem z naszymi Pokemonami podbiegliśmy szybko do drzwi domu.
- Drzwi są zamknięte na klucz - powiedział Ash.
- Spokojnie, to żaden problem - zaśmiała się Alexa.
Następnie wyjęła ona ze swoich włosów spinkę, a następnie zaczęła nią wiercić w zamku. Już po chwili drzwi się otworzyły.
- Niesamowite! Jak to zrobiłaś? - zapytałem ją zachwyconym głosem.
Alexa zaśmiała się, zrobiła dumną minę i powiedziała:
- Widzisz, Ash... Nie zawsze byłam taką grzeczną dziewczynką, jaką jestem. W przeszłości czasami okazyjnie łamałam prawo, więc nauczyłam się wtedy tego i owego.
Nie wiedziałem, czy mam jej wierzyć, czy też nie, ale to teraz nie miało dla mnie żadnego znaczenia. Musieliśmy ratować Esmeraldę, wiedziałem więc, że im szybciej to zrobimy, tym lepiej. Jednocześnie wierny Pikachu zapiszczał bojowo, co oznaczało, że on również wychodził z tego samego założenia. Dlatego też bez zbędnego gadania na ten temat weszliśmy do domu, po czym rozejrzeliśmy się po nim.
- Gdzie ona może być? - zapytałem, rozglądając się dookoła.
- Nie mam pojęcia. Może być wszędzie - odparła Alexa.
Na szczęście Pikachu oraz Helioptile rozejrzeli się uważnie dookoła domu, po czym znaleźli w końcu wejście do piwnicy.
- Pika-pi! Pika-chu! - zapiszczał radośnie mój Pokemon, wskazując przy tym łapką pewne drzwi.
Podbiegliśmy tam z Alexą i otworzyliśmy je. Już po chwili oczom naszym ukazały się schody prowadzące na sam dół.
- Brawo, Pikachu! - zawołałem radośnie.
- Brawo, Helioptile! - dodała wesoło Alexa.
Nasze Pokemony zbiegły na sam dół, a my tuż za nimi. Chwilę później dotarliśmy do małego pomieszczenia, w którym zauważyliśmy przywiązaną do krzesła Esmeraldę. Obok niej leżała na podłodze jej Aipom też mocno związana. Obie miały usta zakneblowane chustami.
- Spokojnie, to my! Ash i Alexa - powiedziałem z uśmiechem.
- Zaraz was uwolnimy - dodała moja przyjaciółka.
Szybko przystąpiliśmy do rozwiązania Cyganki i jej Pokemona. Już po chwili obie były wolne.
- Dziękuję wam. Gdyby nie wy, byłoby po mnie. Chcieli mnie już zabić - powiedziała Esmeralda, masując sobie obolałe nadgarstki.
- Domyślam się, że z powodu tego guzika - powiedziałem z uśmiechem na twarzy.
- A więc już wiesz? - zapytała mnie Esmeralda.
- Wiem już prawie wszystko - odpowiedziałem jej radośnie - Nie mam jeszcze pewności, co do pewnych szczegółów, ale już wiem, czemu temu draniowi zależało na tym, aby odzyskać ten przeklęty guzik. W nim był aparat fotograficzny, którym fotografował eksponaty w muzeum, żeby móc potem robić ich kopie.
Esmeralda klasnęła radośnie w dłonie, gdy to usłyszała.
- Wiedziałam, że mogę na tobie polegać. Gary Oak nie mylił się co do ciebie.
- Jak to? Znasz Gary’ego Oaka? - zapytałem zdumiony.
- Owszem, ale nie ma sensu teraz o tym mówić - powiedziała Cyganka - Lepiej się już stąd zabierajmy.
- Słuszna uwaga. Im szybciej stąd znikniemy, tym lepiej - rzekła Alexa.


Ruszyliśmy więc w kierunku schodów, ale już po chwili zatrzymaliśmy się przerażeni, bo na naszej drodze stanął właściciel domu z pistoletem w dłoni, którym mierzył do nas.
- Ktoś was tu zapraszał? - zapytał groźnym tonem.
Przełknąłem głośno ślinę, kiedy zobaczyłem jego broń. Wiedziałem, że co jak co, ale to nie oznacza dla nas niczego dobrego.
- Panie Berard... Niech pan da mi spokój... Ja naprawdę nie mam tego guzika! - zawołała Esmeralda przerażonym głosem.
Właściciel domu, który najwyraźniej nazywał się Berard, zachichotał złośliwie i odpowiedział jej:
- Ależ ja doskonale wiem, że go nie masz, kwiatuszku. Wiem, że ma go ten twój chłoptaś stojący właśnie obok ciebie.
Następnie zwrócił się do mnie.
- Jakże to szlachetne z twojej strony, kochasiu, że przyszedłeś tutaj na pomoc swojej dziewczynie.
Nie miało sensu mu tłumaczyć, że nie jest ona wcale moją dziewczyną. Po pierwsze pora na to była nieodpowiednia. Po drugie Berard nie wyglądał wcale na osobę, z którą można by było dyskutować. Za to wyglądał na gościa, który zaraz nas zabije, zwłaszcza jak się dowie, że nie mamy już jego drogocennego guzika.
- No więc jak, kochasiu? Gdzie masz mój guzik? - zapytał Berard.
- Naprawdę chodzi panu o guzik? A może o aparat fotograficzny, który miał pan w nim ukryty? - odpowiedziałem mu bardzo złośliwie pytaniem na jego pytanie.
Mężczyzna zagwizdał z udawanym podziwem.
- No proszę. Widzę, że bystry z ciebie szczeniak. Ale na tym koniec twojej kariery inteligenta. Gadaj, gdzie masz mój aparat? Gadaj, a oszczędzę wam życie!
- Jasne! Jakbym nie wiedział, że i tak nas pozabijasz, kiedy już ci to wszystko powiem - odpowiedziałem mu.
- Pika-pika! - zapiszczał groźnie Pikachu.
- Lepiej się nie mądrz, szczeniaku, bo stracę cierpliwość. Gadaj, gdzie jest aparat?! - wrzasnął Berard, z trudem panując nad sobą.
- Bezpieczny w rękach oficer Jenny, która już jest na tropie waszej podłej działalności! - odpowiedziałem mu.
- Ash, może lepiej go nie drażnij? - zapytała nieco przerażona Alexa - Nie spieszy mi się na tamten świat.
- Przecież on i tak nas zabije! W tej branży nie zostawia się świadków! - powiedziałem.
- Dokładnie tak. Widzę, że ty jesteś naprawdę bystry - wycedził przez zaciśnięte zęby Berard - Szkoda, że skoro tak wiele w tobie inteligencji, to nie pomyślałeś, aby oddać mi ten aparat. Nie skończyłbyś może tak marnie, jak skończysz teraz.
To mówiąc wymierzył we mnie pistolet, ale po chwili jęknął, po czym zleciał ze schodów prosto na dół, pod nasze nogi. Widocznie coś uderzyło go mocno od tyłu i znokautowało. Po chwili w miejscu, w którym on przed chwilą stał, coś mocno zabłysło, a oczom naszym ukazała się Meloetta.
- Meloetta! - zaśmiała się radośnie Alexa.
- To twoja robota? - zapytałem zadowolony.
Pokemonka zapiszczała radośnie głową.
Zadowoleni zabraliśmy szybko broń Berardowi, a następnie bardzo mocno związaliśmy go mocno sznurem, którym niedawno skrępowane były Esmeraldę i jej Aipom. Następnie pobiegliśmy na górę, żeby powiedzieć naszym przyjaciołom o tym, co się stało. Nie zdążyliśmy jednak wybiec na ogród, bo zanim to zrobiliśmy, to do domu weszli Tracey i Ridley. Trzymali oni mocno próbującego im się wyrywać mężczyznę.
- A to co za jeden? - zapytałem zdumiony.
- Przyszedł z właścicielem tego domu, ale został na zewnątrz, kiedy tamten wszedł - odpowiedział mi Ridley - Po chwili zauważył nas i chciał uciec, ale go powstrzymaliśmy.
- I wysłaliście nam Meloettę na pomoc? - zapytała Alexa.
- Właściwie to ona sama ruszyła wam na ratunek - rzekł Ridley - Tak jakby wyczuła, że jej potrzebujecie.
- Dzielna Meloetta. Chwała jej za to - powiedziała Esmeralda.
- Ale kim jest ten tajemniczy wspólnik Berarda? - zapytała Alexa.
Tracey i Ridley podsunęli nieco w górę głowę człowieka, którego trzymali. Od razu go rozpoznaliśmy.
- Kustosz Bicaud? Więc to on pomagał Beradowi w jego działalności? - zapytała zdumiona Alexa.
Uśmiechnąłem się delikatnie.
- Teraz już wszystko jest dla mnie jasne - powiedziałem.
- Ale nie dla mnie. Czy mógłbyś więc mi to wyjaśnić? - zaproponowała dziennikarka.
- Nam również, jeśli łaska - dodali Tracey i Ridley.
- Ależ nie ma sprawy, przyjaciele, ale najpierw wezwijmy oficer Jenny, żeby aresztowała tych dwóch panów za fałszerstwo, kradzież oraz próbę zabójstwa.

***


Kiedy już oba ptaszki zostały przesłuchane, a następnie zamknięte w swojej klatce, wszyscy poszliśmy do naszego pokoju w Centrum Pokemon, gdzie usiedliśmy, a ja, przechadzając się radośnie po pokoju razem z moim Pikachu, zacząłem wyjaśniać Tracey’emu, Ridleyowi, Alexie i Esmeraldzie całą sprawę, którą właśnie zakończyliśmy. Towarzyszyła nam w tym oficer Jenny, gdyż była niezwykle ciekawa moich rewelacji.
- Cała sprawa była trudna do rozwikłania, bo miałem bardzo mało poszlak - zacząłem mówić - Jednak kiedy odkryliśmy, że w guziku znajduje się miniaturowy aparat fotograficzny, to już wiedziałem, że to musi być jakaś grubsza sprawa. Zorientowałem się, że Berard musiał z pomocą tego guzika fotografować eksponaty w muzeum, ale nie wiedziałem, po co to robił. Skoro zależało mu na tym aparacie tak mocno, że posunął się nawet do tego, żeby porwać Esmeraldę, to zdjęcia zrobione za pomocą tego guzika musiały mieć dla niego wielką wartość. Ponieważ drań posunął się nie tylko do porwania Esmeraldy, ale również i do próby zabicia mnie, to na tych zdjęciach musiało być coś bardzo wartościowego. Wtedy zacząłem myśleć nad tym, co odkryłem w bibliotece.
- Mówisz o sprawie tej figurki Jacquesa de Bauff? - zapytał Tracey.
- Właśnie o tym mówię, Tracey. Jak słusznie zauważyłeś, oryginalny Jacques powinien trzymać szpadę w prawej dłoni. To naprowadziło mnie na właściwy trop.
- Wybacz, ale nie widzę związku - powiedziała Alexa.
Zaśmiałem się lekko, gdy to usłyszałem.
- No cóż... Ja też długo go nie widziałem, ale widzicie... Zrozumiałem, że skoro na wszystkich zdjęciach oraz we wszystkich jego opisach Jacques trzyma szpadę w prawej dłoni, zaś w muzeum trzyma w lewej, to wówczas musi coś w tym być. Uznałem więc, że to, co widzieliśmy w muzeum jest fałszywką. Skoro jednak kustosz, znający się ponoć na sztuce, nic o tym nie wiedział i nie poznał fałszywki, to znaczy, że wcale nie zna się na sztuce, albo...
- Albo zależy mu na tym, aby nikt się nie zorientował w tym, że to fałszywka! - zawołała Alexa.
- Właśnie tak! Zgadza się! Zadałem więc sobie pytanie, czemu mu na tym zależy? Wówczas pomyślałem, że musi być w to wszystko zamieszany, jednak... Po co mu taka zabawa, pytałem sam siebie.
- No właśnie, po co? - zapytała Esmeralda.
- Na to pytanie już odpowie nam nasza oficer Jenny - zaśmiałem się delikatnie, wskazując na nią ręką.
Jenny popatrzyła na mnie i uśmiechnęła się, po czym zaczęła mówić:
- Kiedy opisałeś mi, jak wygląda ten mężczyzna, który cię zaatakował na ulicy, to od razu wiedziałam, że mam do czynienia z Berardem. Drań siedział już za fałszerstwo, ale wyszedł niedawno z więzienia. Widać, że wrócił do branży.
- Dobrze, ale co ma to wszystko wspólnego z kustoszem? - zapytał Tracey.
Jenny uśmiechnęła się do nas i zaczęła mówić:
- Wtedy, kiedy przyszliście do mnie i opowiedzieliście mi, co wiecie, to poczułam, że wpadliście na trop jakieś naprawdę super sprawy. Później Alexa wyszła, a ty, Ash, powiedziałeś mi, że podejrzewasz pana kustosza Bicauda o współudział w tej sprawie. Kiedy już wyszedłeś zaczęłam szukać jego motywów i znalazłam je. Gość ma problemy finansowe. Muzeum nie przynosi mu już dochodów takich jak kiedyś. Więc udział w przestępstwie pasował do niego idealnie.
- Ale jakie to dokładniej przestępstwo? - zapytał Ridley.
- Już wam mówię - powiedziałem - Widzicie.... Berard udając bywalca muzeum robił zdjęcia eksponatom. Potem w domu wywoływał zdjęcia i poprzez swoich ludzi zdobywał fałszywki tych eksponatów, którym zrobił zdjęcia. Następnie dawał je Bicaudowi, a ten podczas zamykania muzeum, gdy miał już kilka minut dla siebie, obchodził wszystkie eksponaty. Potem dokonywał on podmiany oryginału na fałszywki. Te ostatnie zostawały w muzeum, a oryginały opuszczały je pod płaszczem kustosza, który zanosił je wspólnikowi i razem sprzedawali te cacka za grube pieniądze. Oczywiście musieli tak robić tylko z małymi eksponatami, ponieważ inne nie dałoby się wynieść z muzeum.
- Ja i mój dziadek od dawna podejrzewaliśmy go o coś podobnego, ale nie mieliśmy dowodów - odezwała się Esmeralda - Poza tym, gdybyśmy wysunęli takie oskarżenie wobec tak szanowanego człowieka, to raczej nikt by nam nie uwierzył. Musieliśmy mieć pomoc innych ludzi. Mieliśmy więc wielkie szczęście, że do Marmorii przyjechałeś ty, Ash.
- No właśnie, a skąd wy mnie w ogóle znacie? Ty i twój dziadek? - zapytałem.
- Od Gary’ego Oaka. Poznałam go jakiś czas temu. Opowiedział mi on o tobie oraz o tym, że rozwiązałeś zagadkę skarbu jego wujka i że masz szacunek wielu ludzi na tym świecie. Uznałam więc, że jeśli to właśnie ty rzucisz oskarżenie na Bicauda, to zabrzmi ono inaczej niż z moich ust. Wiedziałam, że przyda nam się pomoc, poprosiłam więc o nią ciebie, gdy się zjawiłeś w mieście. Potem postrzelili mojego dziadka...
- Mówisz o nocnym stróżu, Bertramie, prawda? - zapytałem.
- Właśnie tak - potwierdziła Esmeralda - To właśnie Bertram jest moim dziadkiem. To ojciec mojej matki. Moja matka odeszła z domu i wyszła za Cygana. Gdy miałam dziesięć lat rodzice umarli, a ja zostałam adoptowana przez dziadka. Razem z nim wpadliśmy na trop kustosza i aby udowodnić jego winę, wciągnęliśmy was w całą tę sprawę.
- Opowiesz nam dokładniej, jak to było?
- Z przyjemnością. Otóż wasz przyjazd do miasta był dla nas wręcz wybawieniem. Nie wiedzieliśmy już z dziadkiem, co mamy robić. Tego samego dnia, kiedy Aipom na moje polecenie ukradła Berardowi jego guzik i przekazała go mnie wiedziałam, że muszę ten fant gdzieś ukryć. Wtedy to przypadkiem spotkałam ciebie, Ash i kiedy dowiedziałam się, kim jesteś, a mając już o twojej osobie pewną wiedzę, postanowiłam wciągnąć cię w tę sprawę. Pobiegłam do dziadka i opowiedziałam mu, że tu jesteś oraz co o tobie wiem. Dziadek uznał, że można ci zaufać i kiedy poszedł do muzeum zastał tam was. Zadowolony dał wam delikatną wskazówkę, która miała naprowadzić ciebie, Alexę i Tracey’ego na trop.
- Powiedział, że Jacques de Bauff nigdy nie był mańkutem.
- Dokładnie. Dziadek chciał w ten sposób dać wam do zrozumienia, że ta figurka to fałszywka, ale kustosz usłyszał waszą rozmowę i zorientował się w tym, co się dzieje. Wiedział, że musi działać i to szybko. Sfingował więc włamanie do muzeum i postrzelił mojego dziadka. Na całe szczęście nie zabił go.
- Spokojnie, teraz kustosz siedzi, a twój dziadek będzie mógł zeznawać w sądzie przeciwko niemu i jego żałosnemu wspólnikowi - powiedziałem z nieukrywaną satysfakcją - Ty natomiast postanowiłaś po tym, jak postrzelili ci dziadka, przekazać guzik z ukrytym w nim aparatem mnie?
- Tak, ale niestety ten bydlak Berard zorientował się, do kogo należy Aipom, która go okradła i dlatego mnie porwał. Chciał to zrobić wcześniej, zaraz po naszej rozmowie w Centrum Pokemonów, ale mu przeszkodziłeś. Niestety, nieco później mnie dogonił i wtedy nie miałam już tyle szczęścia. Zamknął mnie związaną w swoim domu i przesłuchał. Oczywiście nic mu nie powiedziałam, ale on się domyślił po tym, jak mnie broniłeś wtedy na ulicy, że możesz mieć z tym wszystkim coś wspólnego. Próbował odebrać ci aparat, ale nie udało mu się. Chciał więc zabić mnie i gdyby nie wy, to już bym z wami nie rozmawiała.
- A tak obaj złodzieje są zamknięci i wszystko już jest jasne.
- No nie do końca wszystko - powiedział na to Tracey - Powiedzcie mi wreszcie, dlaczego ta figurka Jacquesa de Bauff jest inna niż oryginalna?
- To bardzo proste - wyjaśniłem mu - Widzicie... Berard robiąc zdjęcie popełnił błąd. Wywołał je odwrotnie, więc na zdjęciu figurka miała szpadę w lewej ręce. Zanim się zorientował, to kopia była już gotowa. Było za późno, żeby się wycofać lub robić kolejny duplikat.
Jenny wstała z fotela i z uśmiechem na twarzy podała mi dłoń.
- Ash... Gratuluję ci. Jesteś lepszym detektywem niż ci się to wydaje. Mam wielką nadzieję, że jeszcze kiedyś będziemy razem prowadzić jakieś śledztwo.
Uścisnąłem jej dłoń z radością i z dumą.
- Ja również mam taką nadzieję.

***


Następnego dnia odwiedziliśmy z Esmeraldą jej dziadka w szpitalu. Mężczyzna bardzo ucieszył się na nasz widok, a kiedy powiedzieliśmy mu, że przestępcy siedzą w więzieniu, jego radość jeszcze bardziej wzrosła. Podziękował nam wszystkim za pomoc i powiedział, że jego dom zawsze stoi dla nas otworem.
Uścisnęliśmy mu wszyscy dłoń i pożegnaliśmy się z nim mówiąc, że obecnie wracamy do naszych domów, ale mamy nadzieję, że się jeszcze z nim spotkamy.
- Dziękuję ci, Ash - powiedziała zadowolona Esmeralda, kiedy już wyszliśmy ze szpitala i znaleźli chwilę sam na sam - Gdyby nie ty, to nigdy nie złapalibyśmy tych łajdaków.
- Pomogli mi moi przyjaciele, a przede wszystkim Meloetta. Bez niej nie dałbym sobie rady.
- Ale i tak największa zasługa należy się tobie, Ash - powiedziała Esmeralda, po czym rzuciła mi się na szyję i ucałowała mnie w oba policzki.
- Esmeraldo! - zawołałem rumieniąc się.
- Bardzo ci dziękuję, Ash. To, co dla mnie zrobiłeś jest czynem nie tylko godnym pochwały, ale też i szacunku. Nigdy ci tego nie zapomnę. Ani też nigdy nie zapomnę ciebie.
To mówiąc Cyganka wyjęła z kieszeni swoją talię kart do wróżenia i podała mi ją do ręki.
- Proszę. Weź to ode mnie na pamiątkę.
- Ale to twoje karty do wróżenia - powiedziałem zdumiony - Nie mogę tego przyjąć.
- Weź je, proszę. Ja sobie kupię drugie. A ty dzięki nim nigdy o mnie nie zapomnisz.
Uśmiechnąłem się do niej przyjaźnie i wzruszony zarazem. Wziąłem więc od niej talię kart, którą mi oferowała, po czym powiedziałem:
- Nie zapomnę o tobie, Esmeraldo. Nie zapomnę.

***


- I nie zapomniałeś - zaśmiałam się wesoło, kiedy Ash zakończył swoją opowieść - Wciąż o niej pamiętasz.
Ash w odpowiedzi na moje słowa rozłożył wesoło ręce i zachichotał.
- Owszem, tak się jakoś złożyło, że nie zapomniałem.
- A nadal masz te karty od niej? - zapytała Dawn.
- Mam i bardzo chętnie wam z nich powróżę - powiedział wesoło Ash, zacierając wesoło dłonie.
- A umiesz? - zapytała Bonnie.
- Owszem, po tej przygodzie kupiłem sobie jedną książkę o wróżeniu i nauczyłem się.
W takiej sytuacji wszyscy zaproponowaliśmy, żeby mój chłopak nam powróżył, na co on z przyjemnością zgodził. Już po chwili siedzieliśmy razem w domku na drzewie, a Ash układał każdemu z nas magicznego pasjansa.
- Jedno tylko mnie niepokoi w całej tej przygodzie - powiedziałam po chwili.
- Co dokładniej? - zapytał Ash.
- Kim jest ta rudowłosa kobieta, która ponoć ci zagraża i który z twoich przyjaciół Pokemonów ma za ciebie umrzeć?
Ash zasmucony pokiwał delikatnie głową dając mi do zrozumienia, że jego również to niepokoi.
- Ja też tego nie wiem. Na te pytania nie znam jeszcze odpowiedzi. Ale wiem, że zgodnie z przepowiednią ten ktoś, kimkolwiek jest, umrze w październiku. Przeliczyłem to sobie bardzo dokładnie i wiem, że nastąpi to już niedługo. Boję się.
Dawn spojrzała na brata pocieszająco i rzekła:
- Nie bój się, braciszku. Pamiętaj, że przyszłość jest w ciągłym ruchu i może wcale nic takiego się nie wydarzyć.
- Ale przecież pozostała część tej przepowiedni już się sprawdziła - przypomniała je Bonnie.
- A tak, faktycznie, to prawda - zasępiła się Dawn - Ale może jednak ta konkretna część się nie sprawdzi?
- Myślę, że nie ma co się niepokoić na zapas - odezwał się Clemont - Co ma być, to będzie, a jak będzie, to jakoś sobie wszyscy damy z tym radę.
Ash spojrzał na niego z wdzięcznością w oczach.
- Masz rację, Clemont. Masz rację...


KONIEC





1 komentarz:

  1. Uwielbiam motyw z przepowiadaniem przyszłości, to jest naprawdę cudowne. Dzięki temu, że zawsze fascynowały mnie pewne paranormalne zjawiska i tego typu sprawy, to ta historia mnie naprawdę wciągnęła. Oraz oczywiście jej mega ciekawa fabuła i pomysł na nią, który był bardzo ciekawy. :)
    Któż mógłby pomyśleć, że sam kustosz muzeum pomaga w podrabianiu eksponatów i sprzedawaniu oryginałów za grube pieniądze. Ja rozumiem problemy finansowe, ale żeby od razu uciekać się do przestępstwa. To dla mnie lekko niezrozumiałe, ale to akurat jest mały szczegół. Najważniejsze, że człowiek odpowiedzialny za porwanie Esmeraldy i postrzelenie Bertrama, jej dziadka, siedzi w więzieniu i długo wolności nie zobaczy. :)
    Bardzo podoba mi się ten motyw z Meloettą zakochaną w Ashu, a przynajmniej zauroczoną Ashem. Wszak to już druga Pokemonka, która traci głowę dla naszego Asha. Ależ ten chłopak ma powodzenie! :)
    Ogólna ocenka: 10/10 :)
    Oby tak dalej, kochanie! :) :*

    OdpowiedzUsuń

Przygoda 129 cz. II

Przygoda CXXIX Tytanio, wio! cz. II Lot trwał długo. Ash nie liczył, jak długo, ponieważ odkąd tylko opuścił tak bardzo mu bliskie Gotham Ci...