Obowiązki starszego brata cz. II
Razem z moim lubym oraz jego Pikachu wsiedliśmy do samochodu, którym przyjechał po nas sierżant Bob. Nasz znajomy policjant zasiadł za kierownicą, odpalił silnik i ruszył z nami w drogę.
- No to opowiadaj - powiedział Ash - Co tam się stało w Alabastii pod moją nieobecność?
- A więc zacznijmy od tego, że Łowczyni J uciekła z więzienia.
Gdyby w głowę mojego chłopaka walnął właśnie piorun lub gdyby się on dowiedział, że jego dom spłonął, to chyba nie byłby bardziej przerażony niż teraz, gdy usłyszał te okropne słowa, które również i mnie wprawiły w prawdziwy szok.
- Jak to?! - krzyknął - Ona uciekła?! Nie umieliście jej lepiej pilnować czy co?!
- Pika-pika?! - pisnął oburzony Pikachu.
Bob odwrócił się do niego delikatnie, robiąc przy tym bardzo smutną, wręcz przepraszającą minę.
- Nie kieruj swoich pretensji w moim kierunku, jeśli łaska! To nie ja jej pilnowałem!
- Przepraszam - jęknął Ash.
- Jak do tego doszło?! - dodałam załamana.
- Już mówię - rzekł sierżant - Przede wszystkim dlatego, że siedziała ona w więziennym szpitalu po tym, co miało niedawno miejsce.
Wiedzieliśmy z Ashem doskonale, o czym to mówi nasz przyjaciel. Podczas ostatniego starcia Łowczyni J strzeliła z pistoletem do mojego ukochanego, ale ten odbił swoją szpadą jej pocisk, który następnie trafił rykoszetem w rurę z gorącą wodą, ta natomiast uderzyła ją w twarz silnym strumieniem. Przez to owa podła kobieta straciła wzrok w jednym oku, a jej facjata została trwale oszpecona. Pamiętam doskonale, jak porucznik Jenny mówiła nam, iż Łowczyni J uważała za winnego całej tej sytuacji Asha i pomstowała na niego, niemalże cały czas zapowiadając mu swoją zemstę. Teraz zaś, kiedy uciekła, może zechcieć spełnić swoje obietnice. Bałam się tego, ale tak naprawdę to nie o siebie drżałam, a o mojego ukochanego.
- Wiem doskonale, o czym mówisz - przerwałam swoje rozważania - Ale jak J mogła uciec z więzienia?
- Ba! Żebym ja to wiedział! - jęknął załamany sierżant Bob - Nie mam pojęcia, ale widocznie w tym szpitalu więziennym nie pracują wcale jacyś inteligentni ludzie, bo niestety to wyszło jak wyszło, a nasza droga paniusia zwiała. Jak dotąd nie udało nam się wpaść na jej trop.
- Wielka szkoda - powiedziałam - Mam jednak nadzieję, że szybko ją złapiecie.
- Nie liczyłbym na to - odrzekł Ash - Znam ją bardzo dobrze i wiem doskonale, na co ją stać. Teraz się ukryje w jakimś bezpiecznym miejscu, gdzie nigdy jej nie znajdziemy, żeby potem w odpowiednim momencie nas zaatakować i to najlepiej właśnie wtedy, kiedy się tego najmniej będziemy spodziewać.
- Pika-pika-chu! - pisnął Pikachu na znak, że podziela jego zdanie.
Przerażona złapałam go mocno za dłoń.
- Wobec tego powinieneś na siebie uważać - powiedziałam.
Mój luby położył rękę na me ręce i uśmiechnął się do mnie czule.
- Spokojnie, Sereno. Wiele razy już otarłem się o śmierć i zawsze jakoś wychodziłem z tego obronną ręką. Tym razem też tak będzie.
- Cieszy mnie twój optymizm, ale ja mimo wszystko się boję.
- Maleńka moja... Przecież dobrze wiesz, że ja już wiele razy miałem podobnie niemiłe przygody i...
- No właśnie! - przerwałam mu - Tyle razy wszystko ci się udawało! Działasz skutecznie już tak długo, że najwyższy czas...
- Że najwyższy czas na to, aby powinęła mi się noga, tak?! To chcesz powiedzieć, Sereno?!
- Właśnie tak.
- Nie wierzysz więc we mnie?
- Wierzę, ale się też o ciebie boję! Uważasz, że źle postępuję?!
- Wręcz przeciwnie, kochanie moje. Postępujesz tak, jak dziewczyna szczerze kochająca swojego chłopaka. Tylko uwierz w moje możliwości i wspieraj mnie zamiast dołować.
- Przepraszam - powiedziałam smętnie, wtulając się w niego.
Ash objął mnie mocno do siebie.
- Ja też przepraszam. Przecież ty mówisz to wszystko z niepokoju o mnie.
Następnie spojrzał na Boba, mówiąc:
- A więc powiedz mi, proszę, co tam jeszcze się dzieje w Alabastii. W końcu mówiłeś coś o Brocku.
- Tak, to prawda. Wasz drogi przyjaciel popadł w małe tarapaty, ale jestem pewien, że kiedy weźmiemy się za tę sprawę, to bardzo łatwo sobie z nią poradzimy - odpowiedział mu policjant.
- Pewnie tak, ale możesz mi powiedzieć dokładniej, o co chodzi?
- Pika-pika? - pisnął Pikachu.
Policjant westchnął głęboko. Najwidoczniej rozmowa o tym nie była dla niego przyjemna, podobnie jak i do nas, ale przecież w końcu należało wysłuchać całą tę opowieść.
- Cała ta heca zaczęła się dzisiaj w południe. Wy płynęliście wówczas statkiem do Kanto, a Alabastia przeżywała wyjątkowe wydarzenie - zaczął mówić Bob - Mianowicie chodzi o konkurs kulinarny. Kucharz Roku... Ten tytuł miał otrzymać najlepszy kucharz w całym mieście. Dlatego też stanęli w szranki najlepsi z najlepszych. Konkurs ten miał się odbyć w restauracji twojej mamy, Ash. To miejsce, które całe miasto wysoko sobie ceni, a do tego pasuje do takiego konkursu. Tak czy inaczej wśród zawodników nie mogło oczywiście zabraknąć waszego drogiego przyjaciela, Brocka.
- Domyślam się - odpowiedział z uśmiechem na twarzy mój luby - Ale co dalej? W jakie on wpadł tarapaty?
- Otóż członkowie jury, wśród których zasiadała również twoja mama, Ash, mieli rozstrzygać, jakie potrawy są najlepsze w smaku. Głównie w konkursie były podawane zupy. Brock przygotował zupę pomidorową z makaronem. Każdy członek jury otrzymał na małym talerzu odrobinę tej potrawy i miał ją spróbować. Niestety, jeden z jurorów po zjedzeniu swojej porcji zupy autorstwa Brocka dostał ciężkiego zatrucia, padł na ziemię, stracił przytomność i tylko dzięki szybkiej interwencji został ocalony. Leży teraz w szpitalu pogrążony w śpiączce. Jak wyjeżdżałem, to jeszcze nie odzyskał przytomności, ale ponoć trucizna nie była w zbyt potężnej dawce, więc go nie zabiła, tylko mocno mu zaszkodziła.
- Rozumiem już - kiwnął smętnie głową Ash - A więc aresztowaliście Brocka posądzając go o otrucie tego gościa?
- Nie mieliśmy wyboru. Przecież to w jego zupie była trucizna.
- Ale inni się nie pochorowali, tylko ten juror - zauważyłam.
- Pika-pika! - pisnął Pikachu.
- To niestety nie działa wcale na obronę Brocka - zauważył Bob - Akt oskarżenia opiera się na tym, że wasz przyjaciel wlał truciznę tylko do tej porcji zupy, jaką miał zjeść ten konkretny juror.
- Głupoty i nic więcej! - zawołałam - Po co Brock miałby to robić?! Czy on w ogóle zna tego gościa?!
- Nie zna i w tym sęk - powiedział sierżant - Nie wiemy, po co miałby to robić, co działa na jego korzyść, ale tylko w pewnym sensie, bo przecież to, iż nie możemy znaleźć motywu zabójstwa wcale nie oznacza, że Brock jest niewinny.
Ash pokiwał smutno głową.
- Niestety, to prawda. Brak motywu broni Brocka jedynie w bardzo małym stopniu. Ale przecież jesteśmy detektywami. Na pewno zdołamy go wybronić!
- No pewnie, że tak - dodałam radośnie - Musimy dać sobie radę. To jest przecież nasz przyjaciel. Nie możemy go teraz zostawić w potrzebie.
- Pika-pika-chu! - pisnął bojowo Pikachu.
Bob spojrzał na nas z wesołym uśmiechem.
- No i takie słowa to ja rozumiem! - zawołał wesoło - Miejcie wiarę, moi kochani. Miejcie wiarę w swoje siły, a zawsze zwyciężycie.
- Żeby tylko samą wiarą można było wygrać - westchnął głęboko Ash.
- Wtedy cały świat byłby jedną wielką paradą zwycięzców - dodałam z delikatną ironią w głosie.
Po przyjechaniu na posterunek policji zaszliśmy od razu do gabinetu porucznik Jenny, która uśmiechnęła się lekko na nasz widok.
- O! Już jesteście! Witam was, przyjaciele.
Kobieta wypowiedziała te słowa przygnębionym głosem, choć nasz widok wyraźnie sprawił jej przyjemność.
- Ładnych rzeczy się dowiaduję, Jenny - rzekł Ash, siadając na krześle naprzeciwko policjantki - Łowczyni J uciekła, mój przyjaciel Brock siedzi za coś, czego nie zrobił. Pięknie... Bardzo pięknie. Ledwie mnie kilka dni nie ma, a już całe miasto staje na głowie.
- Pika-pika-chu! - jęknął załamanym tonem Pikachu.
Widocznie Pokemon z politowaniem przyjął słowa swojego trenera, choć ja osobiście przyjęłam je z humorem, zwłaszcza ostatnie zdanie. W końcu to były tylko żarty albo też lekka ironia, nie zaś przechwalanie się, czy też wredne docinki.
Jenny westchnęła głęboko, choć lekko się przy tym uśmiechnęła.
- A więc Bob już wam zdążył o wszystkim powiedzieć?
- No pewnie, że zdążyłem - rzekł wesoło sierżant - W końcu nasza podróż tutaj trwała niecałą godzinę, więc zdążyłem przez ten czas wszystko wyjaśnić naszym młodym detektywom.
- Dobrze, że już wróciliśmy - powiedział Ash - Widzę, że moja osoba jest tutaj naprawdę bardzo potrzebna.
- Nie bądź taki próżny - zażartowałam sobie.
- Pika-pika-chu! - pisnął Pikachu.
Porucznik Jenny zachichotała delikatnie i rzekła:
- Jaka tam próżność? Dla mnie to po prostu stwierdzenie faktów. Ash naprawdę jest teraz bardzo potrzebny w Alabastii. W końcu jeśli ktoś ma rozwiązać tę zagadkę, to tylko on.
- Nie żebyśmy my byli głupi czy coś w tym guście - zachichotał Bob - Ale prawdę mówiąc nam niestety wiążą ręce procedury, których musimy się trzymać przestrzegać. Wy zaś możecie działać swobodnie.
- Ale ta nasza swoboda może się skończyć, jeśli przekroczymy swoje uprawnienia - zauważyłam dowcipnie.
- Więc ich nie przekraczajcie - odparła nieco złośliwie Jenny.
- Czasami inne wyjście jest mało możliwe lub też w ogóle nie istnieje - odpowiedział jej Ash tym samym tonem.
- Pika-pika-chu! - pisnął radośnie Pikachu.
- Taki tok myślenia albo wpakuje cię do więzienia, albo wyniesie cię na szczyty - powiedziała porucznik Jenny przyjaznym tonem.
- Mam tylko nadzieję, że to drugie, a nie pierwsze - zachichotałam.
Policjantka uśmiechnęła się do mnie i rzekła:
- Dobra, a teraz na poważnie. Musimy zająć się tą sprawą.
- Co wiemy w sprawie Brocka? - zapytał Ash.
- Pika-pika? - pisnął Pikachu.
- Jak na razie niewiele - powiedziała Jenny, przeglądając papiery w tym temacie - Nikt nie widział, aby Brock cokolwiek wlewał do zupy tego gościa, ale w kieszeni waszego przyjaciela znaleziono fiolkę z jakąś trującą substancją. Nie wiemy jeszcze, co to jest, ponieważ nasi specjaliści dopiero to badają.
- A jak się nazywa ten juror, którego zaprawiono trucizną?
Jenny zajrzała w akta i sprawdziła to.
- Skawinsky. Joseph Skawinsky.
- Rozumiem. Co o nim wiemy? - zapytał Ash.
- Bogaty krytyk kulinarny, bardzo szanowany w świecie - wyjaśniła pani porucznik - Jego żona postawiła na nogi całą policję Alabastii, kiedy się dowiedziała, co spotkało jej męża. Nie muszę wam mówić, że żąda od nas bezwzględnego ukarania sprawcy.
- A więc to zrób - powiedział mój chłopak - Ale ukaż prawdziwego sprawcę, a nie niewinnego człowieka.
- Póki co, to Brock jest jedynym podejrzanym - zauważyła Jenny - Nie mamy innego, więc musieliśmy go przesłuchać w tej sprawie.
- Czy jest zatrzymany? - zapytałam.
- Kapitan Rocker uznał, że tymczasowy areszt nie będzie konieczny, zwłaszcza kiedy pani Ketchum poręczyła za Brocka. Ma on być tylko cały czas w mieście i czekać na proces.
Bardzo mnie ucieszyły te słowa.
- Czy ktoś jeszcze życzyłby sobie śmierci tego człowieka? - zapytał po chwili Ash.
Policjantka rozłożyła bezradnie ręce.
- Nie wiemy. Jego żona twierdzi, że z nikim nie miał on na pieńku, ale Bob już prowadzi dochodzenie w tej sprawie.
- Powiedzmy, że mamy pewne wątpliwości, co do prawdziwości jej słów - wyjaśnił sierżant z lekką ironią w głosie - Nie wierzymy w to, żeby taki bogaty i wpływowy gość mógł nie mieć żadnych wrogów. Być może więc niedługo się czegoś dowiem w tej sprawie.
- Tym lepiej - powiedział mój chłopak - Przez ten czas Sherlock Ash i jego drużyna przyjrzą się dokładnie całej sprawy.
Jenny popatrzyła na chłopaka z uśmiechem.
- Doskonale. To właśnie chciałam usłyszeć.
Kilka minut później odwiedziliśmy kapitana Rockera, który również był bardzo zadowolony z naszego powrotu.
- Sytuacja w Alabastii nie jest najlepsza i zdecydowanie wymaga ona twojej ingerencji, Ash - powiedział mężczyzna - Wiesz dobrze, że nie lubię tego robić, bo w końcu pokazuję w ten sposób, jak słaby jest nasz organ ścigania, ale cóż robić? Ta sprawa dotyczy twojego przyjaciela, mam więc nadzieję, że okaże się on niewinny.
- On na pewno jest niewinny, panie kapitanie - powiedział Ash bardzo pewnym tonem.
- Pika-pika! - pisnął Pikachu.
- Ręczymy własnymi głowami za niego dodałam.
Szef policji w Alabastii machnął lekceważąco ręką, słysząc te słowa.
- Co mi tam po waszych głowach?! - zawołał - Mnie tutaj potrzeba dowodów! Rozumiecie? Dowodów! Ta baba, znaczy się pani Skawinsky’a domaga się od nas działań. Dla niej Brock chciał otruć jej męża, ale gdybyś ją zapytała, czemu miałby to robić, to tylko rozłoży bezradnie ręce i powie, że nie wie, ale my na pewno złapaliśmy właściwego sprawcę. Tak wygląda rozmowa z nią.
- Musimy więc dowieść niewinności Brocka - zauważyłam.
- Właśnie dlatego liczę na to, że po cichu poprowadzicie śledztwo w tej sprawie - kontynuował swoją mowę kapitan - Wiem, iż Brock Wandstorf to wasz przyjaciel, dlatego właśnie chcę, abyście się w tę sprawę naprawdę sumiennie zaangażowali. Liczę w pełni na waszą uczciwość.
- Co ma pan na myśli? - zapytałam.
Ash jednak się tego domyślił.
- Chodzi o to, iż liczy pan na to, że jeśli mimo wszystko Brock okaże się być winny, to my panu uczciwie o tym powiemy. Prawda?
- Właśnie - potwierdził kapitan Rocker - Zrozumcie mnie, proszę. Ja naprawdę wierzę w niewinność waszego przyjaciela, lecz jeżeli to on jest winien...
- On nie jest winien i ja to udowodnię! - zawołał Ash.
- Pika-pika-chu! - pisnął gniewnie Pikachu.
Szef policji popatrzył na niego ze smutkiem w oczach i rzekł:
- Chciałbym, aby tak było. Nie chcę wsadzać twojego przyjaciela na długie lata do więzienia, ale nie będę miał wyboru, jeśli nie dowiedziesz, że zrobił to ktoś inny.
- Wobec tego udowodnię winę prawdziwemu sprawcy i po krzyku - zauważył Ash.
- Pika-pika! Pika-chu! - zapiszczał rozkosznie Pikachu.
Kapitan Rocker, słysząc te słowa, parsknął śmiechem.
- Co pana tak bawi? - zapytał Ash.
- Ty oraz twoje słowa - odpowiedział mu mężczyzna - Mówisz o tym śledztwie tak, jakby chodziło o wzięcie udziału w pikniku.
- Chcę po prostu dodać otuchy innym oraz sobie - rzekł detektyw z Alabastii.
Policjant popatrzył na niego bardzo uważnie, kiwnął delikatnie głową, po czym powiedział:
- Liczę więc, że zdołasz rozwiązać tę zagadkę. Naprawdę bardzo wiele od tego zależy.
- Wiem o tym równie dobrze, co i pan.
- A więc na co jeszcze czekasz? - zapytał kapitan Rocker - Ruszaj do boju, mój chłopcze!
Ja, Ash oraz Pikachu uśmiechnęliśmy się wesoło słysząc te słowa, po czym wyszliśmy z komisariatu i skierowaliśmy swoje kroki w kierunku Centrum Pokemon. Tam bowiem, jak się domyślaliśmy, przebywał nasz przyjaciel Brock. Chcieliśmy sobie z nim porozmawiać.
Gdy weszliśmy do Centrum, spotkaliśmy zasmuconą Misty. Na nasz widok dziewczyna jakby lekko się ucieszyła, po czym objęła czule po kolei każde z nas.
- Ash! Serena! Jak to dobrze, że jesteście! - rzekła smutnym głosem.
Następnie otarła szybko łzy z oczu i mówiła dalej:
- Takie nieszczęście... Taka tragedia. To naprawdę przechodzi ludzkie pojęcie. Żeby Brocka oskarżyć o coś takiego?! Ale wybaczcie. Wy przecież o niczym nie wiecie...
- Wiemy - przerwał jej Ash.
- Wiecie?
- Tak. Porucznik Jenny i sierżant Bob już nam wszystko opowiedzieli - wyjaśniłam.
Rudowłosa dziewczyna pokiwała zasmucona głową.
- Aha... No tak... A więc nie muszę wam niczego tłumaczyć. Co o tym sądzicie?
- To przykra sytuacja - powiedział Ash - Ale przecież wychodziliśmy nawet z trudniejszych.
- Właśnie! - dodałam, delikatnie się uśmiechając - Pamiętam, jak raz Tracey był oskarżony o kradzież notatek profesora Oaka, a Ash zaledwie w kilka godzin wyjaśnił całą sprawę.
Misty nie wyglądała jednak na specjalnie pocieszoną moimi słowami.
- Tym razem niestety chodzi tutaj nie o zwykłą kradzież, ale o próbę zabójstwa, a to przecież zupełnie co innego - stwierdziła.
- Morderstwo czy kradzież, Brock jest niewinny i ja to udowodnię! - zawołał Ash.
- Pika-pika-chu! - pisnął Pikachu.
- Ash, cieszy mnie twoje podejście do tej sprawy - powiedziała Misty, delikatnie się przy tym uśmiechając - Chodźmy więc... Brock jest w swoim pokoju.
Rudowłosa zaprowadziła nas tam i już po chwili ściskaliśmy radośnie naszego serdecznego przyjaciela z miasta Marmoria.
- Ash! Serena! Cieszy mnie wasz przyjazd! - zawołał z ulgą Brock - Naprawdę nie wiem, co ja mam teraz robić. Oskarżają mnie o coś, czego nie zrobiłem.
- Znamy całą sprawę, ale chcielibyśmy teraz usłyszeć twoją wersję wydarzeń - rzekł na to Ash - Być może powiesz nam coś, czego inni nie zauważyli.
- Co? On miałby coś zauważyć? Śmiem wątpić - stwierdziła ironicznie Misty, siadając na krześle - On się przecież ciągle gapił na jedną taką ładną członkinię jury.
Brock zarumienił się lekko, słysząc te słowa.
- No co? Była taka piękna... Niemalże jak Wenus... Nie mogłem oczu od niej oderwać.
- To znaczy, że nie widziałeś zbyt wiele, prawda? - bardziej stwierdził niż zapytał Ash.
- W sumie to tak - przyznał mu ze smutkiem w głosie Brock - Muszę jednak zauważyć, że jeżeli ktoś chciał wlać truciznę do porcji tego jurora, to musiał naprawdę być bardzo sprytny. Skawinsky trzymał talerz ze swoją porcją w rękach i tylko na chwilę odrywał od niego wzrok, aby spojrzeć na kogoś ze swoich koleżanek i kolegów. Jeśli ktoś chciał mu wlać truciznę, to musiał to zrobić w sekundę lub dwie.
- To prawda - powiedziała Misty - Byłam tam i dokładnie wszystko widziałam.
- Więc jak dokładniej cała sprawa się odbyła? - zapytałam.
- Już wam mówię. Do każdego uczestnika konkursu członkowie jury pochodzili z talerzem. Dostawali oni jedną chochlę przygotowanej zupy, aby móc ją spokojnie zjeść przy stole.
- Czy zwykle tak to wygląda? - zapytał Ash.
- Raczej nie - odpowiedział Brock - Zwykle po prostu jury degustuje zupę łyżką prosto z garnka, jednak tym razem trafili się nam smakosze z prawdziwego zdarzenia. Musieli wziąć więc na talerz niewielką porcję i rozkoszować się jej smakiem, po czym swoje spostrzeżenia. Kiedy już wyrobili sobie zdanie na temat konkretnej zupy dostawali porcję kolejnej zupy kolejnego uczestnika.
- Musieli się nieźle potem objeść tymi porcjami, które degustowali, co nie? - zauważyłam ironicznie.
Brock zachichotał delikatnie.
- Możliwe... Ale to są prawdziwi smakosze i im jedna łyżka zupy nie wystarczy, aby w pełni nacieszyć się jej smakiem oraz aromatem. Muszą zjeść na spokojnie co najmniej kilka łyżek, żeby wyrobić sobie opinię na temat zupy. To prawdziwy zawodowcy.
- Zwykły pretekst, żeby się nażreć za darmo - mruknęła Misty.
- Ilu było członków konkursu? - zapytałam, ignorując jej słowa.
- Poza mną jeszcze czterech kucharzy, w tym jedna była całkiem ładną dziewczyną - odpowiedział Brock.
Widząc, że jego ruda przyjaciółka spiorunowała go wzrokiem, chłopak zachichotał nerwowo.
- No co? To tylko stwierdzenie oczywistych faktów.
Misty prychnęła z pogardą.
- Oczywistych faktów. Też mi coś.
Uśmiechnęłam się delikatnie widząc tę ich sprzeczkę. Oni chyba oboje byli stworzeni po to, aby drzeć ze sobą koty. Zachowałam jednak tę myśl dla siebie, po czym powiedziałam:
- Rozumiem. A więc pięciu uczestników. Po kolei każdy z nich dawał odrobinkę swej zupy członkom jury do degustacji.
- Tak, Sereno. Tak właśnie było - potwierdził Brock - Potem wszyscy jurorzy siadali przy jednym stole i zaczęli jeść.
- Jak długo zajęła im ta degustacja? - zapytał Ash.
- A bo ja wiem? - nasz przyjaciel wzruszył ramionami - Z trzy minuty, może cztery. No, góra pięć. Potem zapisali swoje wnioski, odczekali trochę i brali się za degustację kolejnej zupy.
- Rozumiem - pokiwał głową mój ukochany - A czy twoja zupa była podawana jako ostatnia?
- Tak.
- Uhm... No dobrze, Brock. A jak wytłumaczysz tę fiolkę z resztami podejrzanej substancji, którą znaleziono w kieszeni twego ubrania?
- Mała poprawka - zauważyła Misty - Brock miał wówczas na sobie swoje normalne ubranie oraz fartuch kucharski, natomiast fiolkę znaleziono w kieszeni jego płaszcza.
- To bardzo interesujące - rzekł mój ukochany, masując sobie palcami podbródek - Gdzie wisiał płaszcz?
- Na krześle, na którym siedziałem - odpowiedział Brock.
- Nie pilnowałeś go cały czas?
- Nie. A po co miałbym to robić?
- Racja, Brock. Niby po co? Przecież w żadnym razie nie mogłeś się spodziewać, że ktoś wykręci ci taki numer.
Ash popatrzył uważnie w moje oczy, mówiąc:
- Skoro płaszcz wisiał na krześle, to nasz morderca mógł wykorzystać sposobność, kiedy zrobiło się zamieszanie wokół otrutego Skawinsky’ego, żeby podłożyć Brockowi truciznę.
- To ma sens - powiedziałam - Tylko kto mógł to zrobić?
- Pika-pika? - zapiszczał Pikachu.
Żadne z nas nie znalazło odpowiedzi moje na pytanie.
- Przykro mi, ale to wszystko, co wiemy - stwierdził Brock.
- I tak powiedziałeś nam więcej niż policja - zauważył Ash - Być może to pomoże mi rozwikłać całą sprawę.
- Szkoda tylko, że nikt z was nic więcej nie widział - dodałam bardzo smutnym, wręcz zawiedzionym tonem.
- Jakby co, to możecie jeszcze przesłuchać Melody - rzekła Misty.
Spojrzeliśmy na nią zdumieni.
- Melody? - zapytałam.
- Tak - potwierdziła swoje słowa rudowłosa - Była tam i ciągle robiła zdjęcia tym swoim głupim aparatem.
- Aparatem?
- A tak... To jej nowa zabaweczka... Na dwa lub trzy tygodnie.
Ash parsknął śmiechem i rzekł:
- To mówisz, że Melody robiła zdjęcia aparatem?
- A tak. Robiła zdjęcia aparatem, który dostała od Tracey’ego.
- Od Tracey’ego? - zdziwiłam się.
- Tak. To ty nie wiesz, że ona leci na niego i vice versa?
- To ja akurat wiem, ale zaskoczyłaś mnie wiadomością, że oni oboje dają sobie prezenty.
- Cóż... Mnie już nic na tym świecie chyba nie zaskoczy - stwierdziła Misty - Jeśli więc chcecie wiedzieć coś więcej, to być może Melody zdoła odpowiedzieć na wasze pytania.
- Słuszna uwaga - powiedział Ash - Zaraz się ją zapytamy. Prawda, Pikachu?
- Pika-pika-chu! - pisnął radośnie jego Pokemon.
- Ona jest tutaj w Centrum? - zapytałam.
- Powinna być - odpowiedziała Misty.
- Chodźmy więc tam! - zarządził detektyw z Alabastii.
***
Po tej rozmowie poszliśmy do pokoju Melody, gdzie zastaliśmy naszą serdeczną przyjaciółkę z wyspy Shamouti. Jak tylko opowiedzieliśmy jej o tym, co nas sprowadza, ta pokiwała smętnie głową mówiąc:
- Ależ nie ma sprawy, chętnie wam pomogę. Poczekajcie tylko... Zaraz tego poszukam.
Następnie poszperała w swoich rzeczach i wydobyła z niego aparat fotograficzny, po czym podała go nam.
- Proszę. Tylko, jak już wywołacie film, to bądźcie łaskawi oddać mi moją własność. Najlepiej w nienaruszonym stanie.
- A może być lekko naruszony? - zapytał Ash.
Melody zmierzyła go niemalże zabójczym spojrzeniem.
- No dobra, to był żart - zachichotał mój chłopak - Nie ma sprawy, oddam ci go takiego, jakiego od ciebie pożyczyłem.
- Pika-pika-chu! - zapiszczał potwierdzająco Pikachu.
- Lepiej dla ciebie, aby tak było, Ash - odparła dziewczyna, grożąc mu lekko palcem.
Popatrzyłam na nią uważnie.
- Melody, a powiedz mi, proszę, czy zauważyłaś może coś ciekawego podczas tego konkursu?
- Poza tym, że Brock wariował na widok ładnych lasek nieco mniej niż normalnie?
Załamana spojrzałam na nią i powiedziałam:
- Chodziło mi o coś naprawdę poważnego, co może mieć jakiś, choćby najmniejszy wpływ na nasze śledztwo.
Nie żeby żarty Melody nie były zabawne, bo były naprawdę bardzo urocze, ale tym razem mnie one wkurzyły ze względu na całą tę sytuację, która bynajmniej nie sprzyjała żartom. Dziewczyna chyba to zrozumiała, ponieważ spoważniała i rzekła:
- No dobrze... W sumie to coś takiego mi się przypomniało.
- Co takiego? - zapytał Ash.
- Otóż chodzi mi o to, że podczas tego całego konkursu wydarzyło się coś, co mogło mieć znaczenie, chociaż nie musiało. Ale ja zwróciłam na to szczególną uwagę.
- A więc nam to powiedz - powiedziałam.
Melody uśmiechnęła się lekko, po czym rzekła:
- Posłuchajcie więc. Otóż wtedy, kiedy ten cały Skawinsky szedł sobie z porcją zupy Brocka do stołu, to wpadł na niego jakiś chłopaka, potrącił go i przez niego nasz pan został lekko oblany zupą. Młodzieniec zaczął więc faceta przepraszać, złapał za jakąś mokrą szmatkę i bardzo szybko zaczął wycierać mu poplamioną koszulę.
- A Skawinsky co wtedy zrobił? - zapytałam.
- Odstawił swój talerz na stół i odepchnął tego chłopaka mówiąc, żeby już dał mu spokój, po czym usiadł, zjadł swoją porcję zupy, po czym padł nieprzytomny na ziemię, wijąc się z bólu.
- Rozumiem - rzekł Ash - Myślisz więc, że ta sytuacja może mieć jakiś związek z naszym śledztwem?
- Pika-pika? - zapiszczał Pikachu.
- Nie jestem pewna, ale może mieć - stwierdziła Melody - Tak czy inaczej pytaliście mnie o to, na co zwróciłam uwagę, a na to zwróciłam największą uwagę.
- Aha, takie coś - pokiwałam głową ze zrozumieniem - No cóż... To może mieć znaczenie, prawda, Ash?
- Tak i to nawet większe niż myślisz - powiedział mój ukochany - Bo jeżeli Skawinsky odłożył wtedy talerz ze swoją zupą na stół, to ktoś mógł skorzystać z okazji, aby mu coś do niej dosypać.
- Zgadza się! Więc chodźmy powiedzieć o tym Jenny!
Już chciałam to zrobić, kiedy Ash złapał mnie za rękę.
- Nie tak prędko, Sereno. Fakt, że taka sytuacja miała miejsce wcale nie dowodzi niewinności Brocka. Prokurator, kiedy to usłyszy może nam powiedzieć, że nasz przyjaciel wykorzystał tę sytuację, jaka zaszła podczas tego zamieszania, które opisała nam Melody i wtedy wlał jurorowi do zupy truciznę.
- Faktycznie... To wcale nie jest dowód niewinności Brocka - rzekłam smutnym tonem.
- I dlatego właśnie musimy się jeszcze bardziej postarać, kochanie, ale spokojnie. Jesteśmy na dobrym tropie.
- Super. A kiedy odzyskam swój aparat? - zapytała Melody.
- Eee... Już jutro - odpowiedział jej po krótkim namyśle Ash.
- Pika-pika-chu! - pisnął Pikachu.
- Trzymam cię za słowo, Ash - powiedziała dziewczyna z Shamouti - To jest dla mnie naprawdę ważny przedmiot, a więc dla swojego własnego dobra lepiej go nie uszkodź.
- Spokojnie, moja droga. Zwrócę ci go w nienagannym stanie. No, może prawie nienagannym.
Melody zmierzyła go groźnie wzrokiem.
- No dobra, nie „prawie“, tylko „na pewno“ - poprawił się szybko mój luby.
***
Wychodząc z pokoju zaszliśmy jeszcze na chwilę do Brocka, żeby go zapytać, czy potwierdza ów incydent z oblaniem zupę pana Skawinsky’ego przez tajemniczego chłopaka. Kiedy on to zrobił, podziękowaliśmy mu i wyszliśmy, po czym skierowaliśmy swoje kroki w kierunku domu Delii Ketchum. Nim jednak tam dotarliśmy, to spotkaliśmy idących właśnie do Centrum Pokemon Josha razem z Cindy i Taylor. Ta ostatnia uśmiechnęła się radośnie na widok Asha.
- Witajcie! - powiedział pan Ketchum na nasz widok - A co wy tutaj robicie, kochani?
- Pewnie prowadzicie jakieś śledztwo, mam rację? - zapytała Cindy.
- Skąd taki wniosek? - zapytał dowcipnym tonem mój chłopak.
- Ponieważ masz na sobie strój Sherlocka Holmesa - odparła kobieta.
Ash zachichotał wesoło.
- Podziwiam twoją przenikliwość. Tak, masz rację, ja i Serena właśnie jesteśmy na tropie.
- O! To ciekawe - powiedziała z uśmiechem na twarzy kobieta - A wolno wiedzieć, jakie śledztwo prowadzicie?
Usiedliśmy zatem na ławce stojącej niedaleko, po czym w skrócie opowiedzieliśmy całej trójce, jakie śledztwo nas obecnie zajmuje.
- To jest po prostu przerażające - rzekła Cindy, gdy skończyliśmy już opowiadać - I policja sądzi, że to Brock jest winien?
- W sumie to nie, ale brakuje im innych podejrzanych - wyjaśniłam.
- Jak dla mnie cała ta sprawa zakrawa na farsę! - zawołał oburzonym tonem Josh Ketchum.
- Być może i tak, tato, ale póki co nie mamy dowodów niewinności naszego przyjaciela - zauważył detektyw z Alabastii - A więc jak na razie musimy je zdobyć, a dopiero potem protestować.
- Popieram. To jest odpowiednia kolejność działań - stwierdził ojciec mojego ukochanego.
- Tylko w jaki sposób chcecie udowodnić winę waszego przyjaciela? - zapytała Cindy.
Ash zrobił nieco dumną minę i poprawił sobie czapkę na głowie.
- My detektywi mamy swoje sposoby.
- Nieźle to brzmi - uśmiechnęłam się.
- Co takiego?
- Te słowa „my detektywi“. Mówisz tak, jakbyś mnie również zaliczał do rasy detektywów.
- Bo tak jest. Przecież już wiele razy pomagałaś mi w śledztwach i jeszcze niejeden raz to zrobisz. Ja po prostu doceniam twoje starania.
- Dziękuję. Wiele dla mnie znaczą twoje słowa - powiedziałam.
Mówiłam prawdę, bo naprawdę tak było. To jest naprawdę przyjemne uczucie wiedzieć, że ktoś cię docenia za wszystko, co dla niego robisz, a jak widziałam wyraźnie, Ash doceniał mnie jak mało kto.
- Jestem pewna, że sobie poradzicie - stwierdziła panna Taylor bardzo pewnym siebie tonem - W końcu jesteście oboje genialni, a zwłaszcza Ash. On jest najbardziej genialny ze wszystkich genialnych ludzi na świecie.
Po tych słowach spojrzała ona czułym wzrokiem na mojego chłopaka, mówiąc przy tym:
- Ash jest bardzo mądry i odważny, prawda, mamo?
- Tak, kochanie. To sama prawda - stwierdziła Cindy z uśmiechem.
Mój luby delikatnie się zarumienił na twarzy pod wpływem tych dość niespodziewanych komplementów.
- Miło mi to słyszeć. Przyjemnie jest wiedzieć, że ktoś cię docenia.
Taylor patrzyła na niego zachwyconym wzrokiem.
- Jesteś naprawdę bardzo odważny. Chyba nie ma problemu, z którym byś sobie nie poradził, prawda?
Ash zachichotał lekko zmieszany.
- Wiesz, to drobna przesada. Może i jestem nieco bystry, ale...
- Nieco? Ty jesteś bardzo bystry! - pisnęła dziewczynka - Nie znam innego tak bystrego chłopaka jak ty!
- Więc raczej mało znasz chłopaków - powiedział mój luby.
Zachichotałam delikatnie, widząc to wszystko. Cała ta sytuacja była naprawdę zabawna. Mała przymilała się Ashowi, chociaż jeszcze nie tak dawno fukała na niego niczym obrażona kotka i dawała mu w kość swoimi docinkami. Teraz zaś zmieniła do niego nastawienie o 180 stopni. Widać wiele może sprawić jedno uratowanie życia.
- Dobra, nie zatrzymujemy was, bo i na nas już pora - powiedział po chwili Josh Ketchum - Musimy znaleźć sobie pokoje w Centrum Pokemon, zanim wszystkie zostaną zajęte.
- To raczej się nie wydarzy - zachichotał Ash - Ale zanim zapomnę, to gdzie zgubiliście Cynthię?
- Nigdzie jej nie zgubiliśmy - odpowiedział mu ojciec.
- Poszła swoją drogą - dodała Cindy - Podobno ma jakieś sprawy do załatwienia w Strefie Walk.
- Aha... Rzeczywiście, mówiła nam coś tym - uśmiechnął się detektyw z Alabastii - Tak czy inaczej dobranoc i do zobaczenia. Kiedy skończymy śledztwo, to powiadomimy was o jego wynikach.
- Chcę znać szczegółową relację z przebiegu tego śledztwa - zastrzegł sobie ojciec mego chłopaka - Ze wszystkimi szczegółami.
- Masz to jak w banku! - zachichotał Ash.
- Taylor, chodź. Musimy już iść - zawołała córkę Cindy.
Dziewczynka zrobiła zasmuconą minę, po czym popatrzyła na mojego chłopaka słodkimi oczkami i powiedziała:
- To pa, Ash! Jutro się zobaczymy!
- Nie mogę ci tego obiecać, ale być może tak będzie - odparł jej idol.
Panna Armstrong uśmiechnęła się do niego delikatnie, po czym lekko posłała mu buziaka dłonią i poszła za matką oraz Joshem.
- O ja cię kręcę! - zachichotałam wesoło - Chyba zyskałeś kolejną członkinię swojego fanklubu.
- Pika! Pika-chu! - pisnął radośnie Pikachu.
- Weź mnie nie dołuj - mruknął niezadowolonym tonem Ash - Przecież ta mała działa mi na nerwy.
- Dlaczego? - zapytałam - To przecież takie miłe dziecko.
- Miłe?
- No dobra, wcześniej może taka nie była i sama chwilami miałam jej serdecznie dość, ale się zmieniła i zobacz, teraz cię uwielbia.
- Ja już wolałem poprzednią opcję. Przynajmniej słodycz z niej nie kapała tak, że mogła zemdlić, a teraz to właśnie się dzieje.
Spojrzałam na Pikachu i powiedziałam:
- Wiesz co? Twojemu trenerowi to nigdy nie można dogodzić. I tak źle i tak niedobrze. Przecież ta mała teraz go szanuje.
- Pika-chu! - pisnął Pikachu.
- Raczej mnie podziwia, a to nie jest tożsame z szacunkiem - rzekł ironicznie Ash - Poza tym wkurza mnie fakt, że ta mała przechodzi z jednej skrajności w drugą. Najpierw mnie nie cierpi, a teraz uwielbia. Już sam nie wiem, co gorsze.
To mówiąc ruszył on w kierunku swego domu. Ja i Pikachu staliśmy przez chwilę na chodniku, patrząc na niego uważnie.
- Niektórym to nie dogodzisz - stwierdziłam.
- Pika-pika-chu! - zapiszczał smętnie mój towarzysz.
***
Po powrocie do domu zastaliśmy tam Clemonta, Dawn, Bonnie oraz Maxa, którzy właśnie jedli kolację uszykowaną im przez Delię. Kobieta bardzo ucieszyła się na nasz widok. Uściskała nas radośnie, po czym nam również dała posiłek, podczas którego zaczęliśmy omawiać całą tę sprawę. Nie musieliśmy tłumaczyć pozostałym członkom naszej drużyny, jakie to śledztwo teraz prowadzimy, gdyż pani Ketchum zdążyła już im bardzo dokładnie opowiedzieć o niemiłej przygodzie, jaka spotkała Brocka.
- Nie wiem, co mam robić - mówiła mama Asha załamanym głosem - Czuję się taka bezsilna. W was, moi kochani, jest jedyna nadzieja. Musicie ocalić Brocka od więzienia.
Obiecaliśmy tak właśnie zrobić, po czym podzieliliśmy się naszymi spostrzeżeniami w tej sprawie, a także i tym, co dzisiaj odkryliśmy. Potem zaś pokazaliśmy naszym przyjaciołom aparat fotograficzny pożyczony od Melody i poprosiliśmy Clemonta oraz Maxa, żeby wywołali oni film tam umieszczony, ponieważ zdjęcia, jakie zrobiła nasza przyjaciółka mogą mieć naprawdę ogromne znaczenie dla całej sprawy.
- Nie ma sprawy, szefuńciu! Robi się! - zachichotał Max, lekko nam przy tym salutując.
- Za kwadrans będziecie to mieli gotowe - dodał Clemont.
Poszli obaj do piwnicy, siedzieli tam jakiś czas, po czym wrócili ze zdjęciami, które właśnie wywołali.
- Zajęło wam to nieco więcej czasu niż kwadrans - mruknęła złośliwie Bonnie, patrząc na chłopaków.
- No wybacz, sprawy się przeciągnęły - zachichotał Max.
- A poza tym wynalazcy nie wolno poganiać - powiedział starszy brat panny Meyer.
Następnie obaj pokazali nam te zdjęcia, które obejrzeliśmy dokładnie. Była na nich cała masa ludzi, których niestety nie znaliśmy. Zapytaliśmy więc Delii o kilka spraw.
- Co to jest za staruszka, która siedzi tu po lewicy Skawinsky’ego? - zapytałam.
Delia przyjrzała się uważnie zdjęcia.
- Ach, to pani Fiona Marlow! - powiedziała - Była również w jury, kiedy odbywał się ten konkurs na kucharza roku.
- Znasz ją? - zapytał Ash.
- Niezbyt dobrze, rzadko tutaj bywa - odparła jego mama - Ale na tym konkursie się zjawiła. Jest znaną kucharką, kiedyś miała własną restaurację, ale niestety ona oraz jej świętej pamięci mąż źle zainwestowali swoje pieniądze i zbankrutowali, a ich lokal poszedł pod młotek. Obecnie pracuje dla innych, nie dla siebie, ale jest bardzo szanowana, a jej potrawy uwielbia całej Kanto. Szkoda tylko, że nie ma własnej restauracji. Zasługuje na to.
- Smutne - powiedziała Dawn.
- Pip-lu-pip! - zaćwierkał Piplup.
Delia pokiwała smętnie głową.
- Pani Marlow była kiedyś znajomą mojej mamy. Dobrze ją znam, dlatego kiedy inni członkowie jury zaproponowali, aby ona również została jurorem, to bez wahania się na to zgodziłam.
Ash słuchał tego bardzo uważnie, notując sobie w pamięci wszystkie te informacje.
- A tego blondyna o szarych oczach, ubranego w strój jakby kelnera... Kojarzysz może?
Pani Ketchum spojrzała uważnie na zdjęcie.
- Tak... To jest jeden z moich pracowników. Nazywa się Harry Lovell.
- Nie kojarzę gościa.
- Nic dziwnego, synku. Zatrudniłam go dzień po twoim wyjeździe do Sinnoh. Szukał pracy, więc pozwoliłam mu u nas pracować.
- Czy to on wylał zupę na Skawinsky’ego? - zapytałam.
Delia zastanowiła się przez chwilę.
- Chyba tak... Nie zwróciłam na to większej uwagi, ale to pewnie on. Jednak chyba nie chcecie go za to ścigać prawnie, co nie?
Ash uśmiechnął się do mamy delikatnie.
- Bynajmniej, ale musimy coś więcej wiedzieć o tym panu. Być może jego osoba ma ogromne znaczenie dla całej tej sprawy.
***
Następnego dnia wszyscy poszliśmy do pracy poza Maxem i Bonnie, którzy zostali w domu, aby za pomocą Internetu oraz naprawdę wielkich umiejętności młodego Hamerona zdobyć wiadomości na temat tego pana Lonely. Brock również nie poszedł do pracy, ponieważ nie chciał swoją osobą drażnić gości. Uznał on, iż jego obecność może sprawić, że ludzie przestaną przychodzić do restauracji mamy Asha, gdyż nie będą chcieli jeść dań przygotowanych przez człowieka oskarżonego o trucicielstwo. Delia uważała inaczej, ale nasz przyjaciel uparcie trwał przy swoim, więc daliśmy mu spokój i zajęliśmy się swoimi obowiązkami.
Podczas przerwy na drugie śniadanie ja i Ash oddaliśmy Melody jej aparat fotograficzny, a przy okazji pokazaliśmy dziewczynie zdjęcia, które wywołaliśmy.
- Powiedz nam, proszę, bo chcemy mieć pewność - powiedział mój chłopak - Czy to właśnie ten blondynek wywalił na Skawinsky’ego zupę?
Melody pomyślała przez chwilę, nim odpowiedziała.
- Tak, to właśnie on.
- Jesteś tego pewna? - zapytałam.
- Naturalnie. Widziałam go tu parę razy. To jeden z naszych nowych kelnerów. Ma na imię Henry... Albo Harry... Nie pamiętam.
- Harry Lovell - powiedział Ash.
- Możliwe - rzekła panna z Shamouti - Podejrzewacie, że to on wsypał truciznę do zupy tego kolesia?
- Możliwe - rzekł detektyw z Alabastii - Ale ja nie wiem, jaki miałby mieć ku temu powód. Może Max i Bonnie coś odkryją w Internecie.
- Póki co możecie zawsze przepytać tego chłopaka - zauważyła nasza przyjaciółka.
- Wolałbym nie - rzekł detektyw z Alabastii - Jeśli on jest winny, a my zaczniemy go maglować, to zamknie się w sobie, a wtedy nic z niego nie wydusimy. Poza tym brakuje nam pewności, że to on jest winien.
- W każdym razie gość miał możliwość podłożyć Brockowi truciznę - powiedziała Melody - Wiecie... Przypominam sobie, że jakoś on wcale nie panikował, kiedy doszło do incydentu z otruciem tego kolesia. Wszyscy zebrali się wokół Skawinsky’ego i chcieli mu pomóc, tylko on jakoś się do tego nie palił.
- To żaden dowód - zauważył kwaśno Ash - Ale za to bardzo ciekawe spostrzeżenie.
Melody uśmiechnęła się delikatnie do mojego chłopaka i spytała:
- Mam go śledzić, jak skończy pracę?
- A kiedy ją kończy? - zapytałam.
- Wtedy, kiedy my.
Ash pokiwał delikatnie głową.
- A więc doskonale. Masz go więc śledzić. To będzie twoje zadanie.
Dziewczyna uśmiechnęła się radośnie.
- Super! Już myślałam, że będę musiała stać bezczynnie i nic nie robić.
Bardzo nas ucieszyło zachowanie Melody, więc przypomnieliśmy jej, co ma robić, omówiliśmy z nią dokładne szczegóły jej szpiegowskiej misji, po czym powróciliśmy do swoich zajęć. Od czasu do czasu udało się nam zauważyć Harry’ego, który był zajęty swoimi obowiązkami i wyglądał całkiem zwyczajnie. Jeśli naprawdę jego sumienie obciążała próba otrucia Skawinsky’ego, a my tego nie dostrzegaliśmy w jego twarzy, to widocznie ten chłopak był albo dobrym aktorem, albo socjopatą, a tacy przecież nie okazują prawie nigdy emocji, przynajmniej publicznie. W każdym razie chciałam bardzo się tego dowiedzieć, podobnie jak i Ash.
Po zakończeniu swojej zmiany Harry wyszedł na miasto, zaś Melody dyskretnie ruszyła za nim. Ja i Ash zaś poszliśmy do porucznik Jenny, aby zapytać, jak też posuwa się jej część śledztwa. Kobieta nie miała dla nas pomyślnych wieści.
- Niestety, Skawinsky nadal nie odzyskał przytomności - rzekła - Jego żona po prostu szaleje z rozpaczy oraz wściekłości, a mnie coraz trudniej jest ją uspokoić.
- A badacie przeszłość jej mężulka? - zapytał Ash - Bo przecież w niej może znajdować się odpowiedź na nurtujące was pytania.
- Pewnie, że ją badamy - powiedziała Jenny - Ale niestety wszystko, co wiemy na jego temat, po prostu prowadzi nas donikąd. To człowiek bez skazy. W aktach policyjnych nie mamy nic na jego temat. Jego żoneczka również nie zamierza nam pomagać w tej sprawie. Mówi nam, żebyśmy się odczepili od jej męża i zajęli się szukaniem dowodów na Brocka. Wszelkie próby rozmowy na ten temat zakończyły się fiaskiem.
- Ech! Co za uparta baba! - jęknęłam załamanym głosem - Przecież w ten sposób niczego nam nie ułatwia!
- Owszem, ale obawiam się, że do współpracy to my jej raczej nie przekonamy - stwierdziła pani porucznik - Poza tym mówiłam wam. O tym gościu nie da się powiedzieć nic złego. Jest to bardzo szanowany krytyk kulinarny. Może i ma wrogów, ale my nic o nich nie wiemy.
- Skoro to krytyk kulinarny, to może doprowadził on kilku ludzi do utraty gwiazdki przez ich restaurację lub coś? - zasugerował Ash.
- To byłby motyw - zauważyłam.
- Pika-pika-chu! - pisnął Pikachu.
- Sprawdzamy już ten trop, ale trudno powiedzieć, aby ktoś, kto stracił przez niego gwiazdkę lub dwie miałby zjawić się tutaj, w Alabastii, żeby go spróbować zabić - stwierdziła nasza przyjaciółka.
- A skąd właściwie pochodzi ten krytyk? - zapytał mój luby.
- Z Wertanii.
- Hmm... Z Wertanii, powiadasz? Być może więc należy kogoś tam wysłać, aby się dyskretnie dowiedział czegoś o tym panu.
Jenny patrzyła na niego uważnie i powiedziała:
- Ja tam nikogo wysłać nie mogę. Pani Skawinsky’a związała mi ręce swoimi protestami oraz skargami u najwyższych władz policyjnych. One domagają się szukania sprawcy tutaj, w Alabastii. Uważają, że tylko tutaj może przebywać morderca.
- Możliwe, iż mają rację, ale wysłanie kogoś zaufanego do Wertanii jest koniecznie - stwierdził Ash.
- Pika-pika-chu! - pisnął Pikachu.
- Ja tam nikogo posłać nie mogę - rzekła policjantka.
- Ale ja tak - uśmiechnął się do niej radośnie mój luby - I chyba nawet wiem, kogo tam poślę.
Gdy wróciliśmy do domu, zastaliśmy tam Maxa i Bonnie. Oboje byli bardzo podekscytowani.
- Posłuchaj, Ash - powiedział na wstępie młody Hameron - Bardzo, ale to bardzo dokładnie przeszukałem Internet w poszukiwaniu danych na temat tego chłopaka, Harry’ego Lovella i jak dotąd znalazłem tylko dwa szczegóły, które go łączą z osobą Skawinsky’ego.
- Po pierwsze obaj mieszkają w Wertanii - wtrąciła się Bonnie.
- Ne-ne-ne! - pisnął radośnie Dedenne.
- Obaj mieszkają w tym samym mieście? - zapytałam.
- Tak - potwierdził nasz haker.
- To może mieć związek ze sprawa albo nie - dodał Ash - Tak czy siak dobrze wam idzie. Czego jeszcze się dowiedzieliście?
Max natychmiast przeszedł do wyjaśnień.
- Rodzice tego Lovella pracowali kiedyś dla Skawinsky’ego w jego restauracji, ale pewnego dnia niespodziewanie zostali z niej zwolnieni. To był dla nich ogromny cios od losu, zwłaszcza, że nieco wcześniej jakiś pijak potrącił samochodem ich córeczkę, Dolores.
- Biedna mała - jęknęłam - I co z nią?
- Jest do końca życia skazana na wózek inwalidzki - mówił dalej Max - Jakiś czas po tym wypadku jej rodzice zostali zwolnieni z pracy, a zanim znaleźli kolejną, to minęło trochę czasu.
Ash pomasował sobie palcami podbródek.
- Ciekawe... Bardzo ciekawe... To już jest jakieś powiązanie.
- Myślisz, że te sprawy coś łączy? - spytałam.
- Tym właśnie będą musieli zająć się nasi agenci specjalni - rzekł z uśmiechem na twarzy mój luby.
- Mówisz o Clemoncie i Dawn? - zapytałam.
- Dokładnie ich mam na myśli - powiedział detektyw z Alabastii.
- Ale ludzie mogą nie chcieć powiedzieć dwójce dzieci tak ważnych informacji, jak te, które chcemy zdobyć - zauważyłam.
- Wiem o tym i dlatego właśnie na przeszpiegi z nimi zostaną posłani również mój tata oraz Cindy Armstrong. Cała czwórka skutecznie będzie udawać rodzinkę na wakacjach i nie wzbudzi w ten sposób podejrzeń, a przy okazji łatwiej zdobędzie wszelkie dane.
- A co będzie, jeżeli twój tata i Cindy nie zgodzą się nam pomóc? - zapytał Max.
- Właśnie! Co wtedy? - dodała Bonnie.
- De-ne-ne?! - pisnął smętnie jej Dedenne.
Ash puścił nam oczko.
- Trochę więcej optymizmu, kochani. Jak im powiem, o co chodzi, to na pewno się zgodzą.
Chwilę później rozmawiał on przez telefon ze swoim ojcem wciąż siedzącym w Centrum Pokemon. Niestety, efekt tej rozmowy nie był do końca taki, jakiego Ash by oczekiwał. Załamany chłopak dowiedział się, że mała Taylor jest zmęczona ostatnią podróżą i nie chce nigdzie jechać, więc Josh i Cindy postanowili zostawić ją tutaj pod naszą opieką.
- To super! - zawołała radośnie Bonnie - Będzie fajna zabawa!
- Zabawa?! Jak dla kogo - mruknął Ash.
Następnie spojrzał w górę i jęknął:
- O niebiosa! Za co mnie tak każecie?! Za co?! Za co?!
- A jemu co się stało? - zapytał Max.
- Wyraża właśnie swoje ubolewanie z powodu obowiązku, jaki przed chwilą na niego spadł - powiedziałam ironicznie.
- Pika-pika-chu! - pisnął smętnie Pikachu.
C.D.N.
No no no... bardzo ciekawa sprawa. A więc nasz Brock zostaje oskarżony o próbę otrucia pewnego znanego krytyka kulinarnego, znanego jako Skawinsky. Policja twierdzi, iż mógł tego dokonać podczas odbywającego się w Alabastii konkursu kulinarnego, który ma miejsce w restauracji "U Delii", gdzie Brock pracuje. Na domiar złego Łowczyni J uciekła z więzienia, więc nasi przyjaciele mają podwójny problem. Jednak teraz ważniejsza dla Asha i jego ekipy jest sprawa znalezienia dowodów niewinności Brocka.
OdpowiedzUsuńPrzyjaciele rozpoczynają śledztwo i dowiadują się, że podczas konkursu Melody robiła zdjęcia swoim nowym aparatem, otrzymanym od Tracey'ego. Na zdjęciach można zobaczyć, jak nowy kelner Harry Lovell, zupełnie przypadkowo zderza się z krytykiem Skawinskym i wylewa na niego nieco zupy. Według relacji świadków krytyk odstawił na chwilę zupę i zaczął się nerwowo wycierać, po czym ponownie wziął talerz z jedzeniem, zjadł i zaczął zwijać się z bólu. Na szczęście nic poważnego mu się nie stało.
Niestety, nie można się dowiedzieć, czy nasz drogi krytyk miał wrogów, gdyż jego żona uparcie nie chce nic powiedzieć na temat wrogów męża, upiera się, by znaleźć dowody na truciciela. Ona coś mi śmierdzi, tak jak zresztą Harry, który jak ustala ekipa Asha, podobnie jak Skawinsky podchodzi z Wertanii. Dodatkowo rodzina Harry'ego kiedyś pracowała w restauracji krytyka, jednak niedługo po wypadku, któremu uległa jego siostra, jego rodzice zostali nagle z tej restauracji zwolnieni bez podania powodu. Więc Harry miałby motyw by otruć Skawinsky'ego.
Ash postanawia wysłać do Wertanii swoich nieoficjalnych szpiegów: Clemonta, Dawn oraz Josha i Cindy. Ku jego rozpaczy w Alabastii zostaje pod jego opieką mała Taylor, która z ogromnej nienawiści do niego przeszła wręcz w przesadne uwielbienie dla jego osoby. Nie ma to jak mała uwielbiająca cię i wybitnie upierdliwa dziewczynka, z której zapewne będzie więcej szkody niż pożytku.
Ta sprawa trochę mi przypomina jeden z odcinków "Ojca Mateusza", kiedy to podczas konkursu cukierniczego organizator konkursu i jeden z kucharzy zostali otruci. Ten pierwszy niestety zmarł, a drugi wylądował w szpitalu w poważnym stanie. Po długim śledztwie okazało się, że syn przyjaciela jednego z cukierników chciał się zemścić na tym za to, że ten nie pomógł jego ojcu, gdy ten zbierał pieniądze na jego operację serca. Więc dosypał do ciasta proszków na serce, których wykorzystanie okazało się tragiczne. Mam wrażenie, że tu jest podobnie. Czy mam rację? Okaże się. :)
Ogólna ocena historii: 10000000000000000000000000000000000000/10 :)