środa, 3 stycznia 2018

Przygoda 058 cz. III

Przygoda LVIII

Śledztwo muszkieterów cz. III


Poszliśmy do komnaty królowej bardzo niezadowoleni oraz zdumieni tym wszystkim, co właśnie zobaczyliśmy w pokoju ministra. Chcieliśmy szczerze porozmawiać z Jej Wysokością. Wiedzieliśmy doskonale, że jeżeli naszyjnik był ze sztucznego szkła, to już tylko sama królowa musiała go zostawić w swoim pokoju zamiast prawdziwego. Pytanie tylko brzmiało: co wobec tego zrobiła ona z naszyjnikiem, tym autentycznym z diamentami? To wszystko wyglądało co najmniej dziwacznie. Oczywiście istniało jeszcze inne wytłumaczenie... Sam pan minister, chcąc nam zamydlić oczy, dał nam falsyfikat, zaś prawdziwy naszyjnik ukrył gdzieś indziej. Powiedziałam o tym mojemu chłopakowi, ale on uznał takie wyjaśnienie za niedorzeczne.
- To mogłoby być możliwe tylko w jednym przypadku - powiedział Ash - Gdyby Michellieu wiedział doskonale o tym, że będziemy prowadzić śledztwo w tej sprawie. Jednakże on przecież nie wiedział o niczym. Nie wiedział, że jesteśmy detektywami i że właśnie do nas zwróci się z prośbą o pomoc Francois.
- Pika-pika! Pika-chu! - zapiszczał Pikachu, potwierdzając jego słowa.
- Tak, masz rację. To słaby punkt mojej teorii - stwierdziłam smętnie - Ale przecież wobec tego królowa musiała zamienić naszyjnik. Tylko po co?
- Równie dobrze może być jeszcze inaczej - stwierdził mój luby - Jest jeszcze taka możliwość, że ktoś ukradł królowej naszyjnik już wcześniej i potem zamienił go na podróbkę, zaś Jej Wysokość nie zauważyła tego. W takim wypadku możemy sobie szukać złodzieja chociażby na księżycu, bo przecież nie wiemy, kim on jest ani też gdzie, ani kiedy dokładniej dokonał kradzieży.
- Jednak nie wyglądasz na specjalnie przekonanego do tej teorii.
- To prawda, Sereno. Ta teoria moim zdaniem jest daleka od prawdy, jednak musimy wyjaśnić prawdę. Im szybciej, tym lepiej.
- Wobec tego porozmawiajmy sobie z królową. O ile oczywiście takie coś jest możliwe.
- Jeśli królowej zależy na tym, aby wyjaśnić całą sprawę, to wobec tego lepiej by było, żeby to było możliwe. W końcu to nie jest wcale nasz kaprys, tylko niezbędna część naszego śledztwa.
Podczas rozmowy dotarliśmy powoli do komnaty królowej. Pilnujący go strażnicy nie chcieli nas wpuścić, ale ostatecznie zgodzili się przekazać Jej Wysokości wiadomość, że prosimy ją o rozmowę.
- Powtórka z rozrywki - mruknęłam nieco poirytowana tym, co właśnie miejsce.
Muszkieterowie stojący tuż przed pokojem naszej władczyni poszli jej przekazać naszą nowinę, a po chwili wrócili do nas, mówiąc:
- Jej Wysokość prosi państwa do siebie.
- Doskonale - odpowiedziałam - Mówiłam wam, że królowa zechce nas wysłuchać.
- Pika-pika-chu! - pisnął złośliwie Pikachu.
Weszliśmy do komnaty władczyni, a drzwi się za nami zamknęły.
- Słucham was - powiedziała królowa - Strażnicy mówią, że wiecie coś nowego w sprawie mojego skradzionego naszyjnika. Chciałabym się zatem dowiedzieć, co to takiego.
- No cóż... Opowiem wszystko Waszej Królewskiej Mości - rzekł Ash - Ale obawiam się, że to, co powiem, nie spodoba się Waszej Wysokości.
- Mów śmiało, drogi chłopcze.
Detektyw-muszkieter z Alabastii opowiedział królowej Annie Marie dokładnie, co miało miejsce jakieś pół godziny temu. W miarę trwania tej opowieści władczyni była coraz bardziej tym wszystkim zainteresowana i jednocześnie zdenerwowana, a kiedy przeszliśmy do momentu, w którym to naszyjnik uległ zniszczeniu, dzięki czemu odkryliśmy, że jest on fałszywy, kobieta jęknęła przerażona, po czym padła załamana na krzesło, łapiąc się mocno za głowę.
- Koniec tych oszustw, Wasza Wysokość - powiedział mój luby bardzo poważnym tonem - Proszę nam teraz powiedzieć prawdę. Czemu naszyjnik skradziony przez ministra był fałszywy i czemu Wasza Wysokość wcale nie jest tym faktem zdumiona, tylko przerażona?
- Pika-pika! Pika-chu! - zapiszczał Pikachu.
Wpatrywałam się uważnie w kobietę, która załamana rzekła:
- Wiedziałam, że prędzej czy później cała ta sprawa wyjdzie na jaw. Miałam tylko nadzieję, iż minie sporo czasu, nim to nastąpi, a winą zostanie obarczony nieznany nikomu tajemniczy złodziej.
- Dlaczego jednak Wasza Wysokość zamieniła swój własny naszyjnik na falsyfikat? - zapytał Ash.
- I gdzie jest prawdziwy? - spytałam.
- Pika-pika? - pisnął nasz pokemoni przyjaciel.
Królowa westchnęła głęboko i rzekła:
- Bardzo żałuję, że fałszywy naszyjnik uległ zniszczeniu. Gdyby nie to, mogłabym go odłożyć na miejsce i oczyścić z zarzutów biedną Madeline. Niestety, teraz będę musiała jakoś odzyskać mój prawdziwy naszyjnik, bo inaczej król skażę moją wierną pokojówkę za coś, czego ona nie zrobiła.
- Obawiam się, że nadal nie rozumiemy, o co tutaj chodzi - rzekł mój chłopak.


Anne Marie popatrzyła na nas, ponownie westchnęła i zaczęła nam wszystko wyjaśniać:
- To dłuższa historia, ale spróbuję streścić ją w kilku zdaniach. Otóż zanim wyszłam za króla byłam zakochana w innym mężczyźnie. To był diuk George Martingham, ambasador władcy regionu Hoenn. Kiedy przybył on na dwór mojego męża dwa miesiące temu byłam początkowo szczęśliwa, ale potem poczułam się okropnie, gdyż dawne uczucie zaczęło w nas obojgu odżywać, na co przecież nie mogłam sobie pozwolić będąc żoną samego króla Kalos. Poprosiłam zatem diuka, żeby wyjechał i przysłał na dwór mojego męża kogoś innego. On się zgodził, a na pamiątkę naszego dawnego uczucia podarowałam mu mały prezent w postaci naszyjnika, który Louis wręczył mi z okazji ostatnich urodzin. Tu zaś zastąpiłam go imitacją.
- Dlaczego ze sztucznego szkła? - zapytałam.
- Fałszerz nie miał innego tworzywa pod ręką, ja zaś się spieszyłam. Niestety, mój pośpiech był bardzo nierozsądny. Ale skąd mogłam wiedzieć, że tak wszystko się skończy? Teraz falsyfikat jest zniszczony, a ja nie mam dowodów dla króla, aby go przekonać, że Madeline jest niewinna.
- A nie może mu Wasza Królewska Mość powiedzieć o naszyjniku, bo król gotów pomyśleć, że coś Waszą Wysokość łączy z jej dawną miłością, prawda? - bardziej stwierdziłam niż zapytałam.
Kobieta pokiwała smutno głową.
- Niestety, to prawda. Nie wiem więc, co mam robić.
- Jedyny sposób, to odzyskać naszyjnik... Ten prawdziwy - zauważył Ash.
- Pika-pika! Pika-chu! - pisnął bojowo Pikachu.
- Dobrze, ale jak to zrobić? - zapytała królowa.
- Trzeba kogoś posłać do diuka po naszyjnik - powiedziałam.
Władczyni jęknęła głośno.
- Ba! Tylko kogo ja wyślę? Nie mogę tutaj zaufać zbyt wielu osobom. Francois natomiast powinien czuwać przy swojej ukochanej i wspierać ją w ciężkich chwilach, więc jego nie poślę. A gdybym go posłała, to zostałabym tutaj bez żadnej naprawdę zaufanej osoby wokół mnie.
- Nie rozumiem.
- To proste, Sereno. Poza Francois i Madeline nie ufam raczej nikomu. Wam powiedziałam o wszystkim, bo jesteście przyjaciółmi pana de Sauve, a jego przyjaciele to moi przyjaciele. Wierzę, że chcecie mi pomóc, ale...
Nagle spojrzała na nas uważnie i uśmiechnęła się lekko.
- Zaraz... A może wy byście pojechali do diuka po naszyjnik?
Ash spojrzała na królową uradowany, a następnie rzekł:
- Odmówiłbym, gdyby Wasza Wysokość mi tego zabroniła.
Królowa szybko poderwała się z krzesła, podbiegła do Asha, po czym nie zważając wcale na swoją godność monarchini mocno go uścisnęła, na co Ash zareagował uroczym rumieńcem.
- Dziękuję ci, mój młodzieńcze! Jesteś nieodrodnym wnukiem swojego dziadka. Ostatecznie on też nigdy nie odmawiał pomocy potrzebujących.
- Fakt... To prawda - odpowiedział jej wesoło mój luby.
Anne Marie puściła mego ukochanego i powiedziała:
- Spieszcie się zatem, moi kochani. George Martingham jest obecnie w swojej letniej rezydencji w Kalos, która jest położona nad morzem, ale za dwa dni ma odpłynąć do Hoenn.
- Skąd Wasza Wysokość to wie? - zapytałam.
- Napisał mi o tym w liście, który to dostałam wczoraj. Wspomina tam datę swego planowanego wyjazdu. Musicie więc się naprawdę pospieszyć.
- Tak też właśnie zrobimy - rzekł Ash uroczystym tonem - Odzyskamy naszyjnik i przywieziemy go Waszej Wysokości.
- Pika-pika-chu! - zapiszczał Pikachu, salutując władczyni łapką.
- Nie zawiedziemy Waszej Królewskiej Mości! - dodałam nad wyraz bojowym głosem.

***


Po tej rozmowie poszliśmy porozmawiać z naszymi przyjaciółmi, aby ich powiadomić o wszystkim, co właśnie miało miejsce. Clemonta i Dawn znaleźliśmy spacerujących sobie po okolicy. Max trenował zaś szermierkę pod okiem kilku królewskich muszkieterów oraz Bonnie, która mu dzielnie kibicowała.
- Nieźle mi idzie - powiedział zadowolony młody Hameron - Naprawdę jestem coraz lepszy w te klocki.
- Bardzo mnie to cieszy - odpowiedziałam mu wesoło - No, ale tak czy siak pora najwyższa na obiad, a następnie chcemy wam przekazać pewną bardzo ważną sprawę.
- Poważnie?! - zawołała Bonnie - Czy to oznacza jakąś przygodę?
- A żebyś wiedziała - uśmiechnął się do niej wesoło Ash - Ale najpierw musimy coś zjeść. Trzeba nabrać sił, zanim ruszymy w drogę.
- Ruszymy w drogę? - zapytał Max.
Mój luby szybko zasłonił mu dłonią usta i rzekł:
- Nie tak głośno, przyjacielu - powiedział - W końcu to bardzo ważna sprawa i wymaga ona dyskrecji.
- Nie musisz mi tego powtarzać. Rozumiem to doskonale. Konspiracja wariacja i takie tam - zaśmiał się młody Hameron - To powiesz nam, o co ci chodzi?
- Powiem po posiłku - odpowiedział mu nasz lider.
Udaliśmy się więc całą naszą drużyną do sali, gdzie potem zjedliśmy bardzo pyszny obiad. Nasycił on nasz głód, po czym poszliśmy się przebrać oraz przygotować do drogi. Dobrze wiedzieliśmy, że będzie to dość groźna wyprawa i potrzeba nam będzie broń. Wzięliśmy więc część broni zabranej tym bandytom poznanym przez nas na początku wyprawy. Clemont i Max dla siebie dobrali dwie szpady odpowiednie dla nich wielkością oraz wagą. Co prawda obaj nie byli jeszcze zbyt dobrymi szermierzami, ale zawsze lepiej mieć u boku broń białą niż jej nie mieć.
Przed wyruszeniem na wyprawę przyszedł nas odwiedzić Francois de Sauve w towarzystwie swego Raichu.
- Proszę, przyjaciele - powiedział, podając nam list w pięknej kopercie - To jest pismo do diuka. Królowa prosi w nim o to, o czym bardzo dobrze wiecie.
- Rai-chu! - pisnął jego Pokemon.
- Zostałeś wtajemniczony w tę sprawę? - zapytałam.
- Nie inaczej, moja droga. W końcu ja oraz moja narzeczona jesteśmy wiernymi przyjaciółmi Jej Wysokości. Wy zaś macie niecałe dwa dni, aby dotrzeć do celu waszej podróży. Pojutrze powinniście być już na miejscu, bo inaczej...
- Nie musisz kończyć - powiedział Ash, biorąc do ręki list i chowając go sobie za pazuchę - Wiemy doskonale, jakież to niebezpieczeństwo wam zagraża, jeśli zawiedziemy.
- Wobec tego pamiętajcie, że nie tylko mojej narzeczonej, ale również i królowej, grozi poważne niebezpieczeństwo - mówił dalej Francois - Choć mojej ukochanej to szczególnie.
Mój chłopak poklepał go wesoło po ramieniu i obiecał:
- Nie bój się. Zrobimy wszystko, co w naszej mocy, aby wam pomóc.
Kawaler de Sauve uśmiechnął się radośnie.
- Doskonale, przyjaciele. A zatem jedźcie... Tylko uważajcie na siebie, proszę. Jej Wysokość obawia się, iż ktoś może chcieć wam przeszkodzić w dotarciu do celu waszej podróży.
- Domyślamy się, o kim mówisz - powiedziałam - Ryzyko oczywiście jest duże, ale nie z takimi przeciwnościami losu sobie radziliśmy.
- Dokładnie tak - zgodził się ze mną mój chłopak - Zobaczycie, będzie dobrze... Ruszajmy więc w drogę.
- Pika-pika-chu! - zapiszczał wesoło Pikachu, machając bojowo łapką.

***


Wyszliśmy poza pałac, a kiedy byliśmy już w bezpiecznej odległości od niego, to zaczęliśmy rozmawiać.
- Prawdę mówiąc z tego, co powiedział Francois wynika, że minister Michellieu może chcieć nam przeszkodzić w wykonaniu naszego zadania - zauważyłam.
- Nie inaczej - odrzekł mój luby - Miałby ku temu powody. Ostatecznie przecież nie cierpi Madeline za to, że ta go kiedyś odtrąciła, a zatem w jego interesie jest, aby zgniła ona w więzieniu.
- Tylko jak miałby się on dowiedzieć, co my planujemy? - zapytała Dawn.
- Zdaniem królowej ma on mnóstwo szpiegów pośród ludzi w pałacu - odpowiedział jej brat - Nie zdziwiłbym się, gdyby tak właśnie było. Bez względu zatem na to, czy on wie o naszej wyprawie czy też nie, to musimy być przygotowani na każdą ewentualność.
- Nie inaczej - rzekł Clemont - Tak czy inaczej pora ruszać w drogę.
- Wiecie... Rozmawiacie o niezwykle ważnych sprawach, ale czy ktoś może mi powiedzieć, po co my dokładnie będziemy narażać swoje życie? - wtrąciła się nagle Bonnie.
- Dużo ci z tego przyjdzie, że się dowiesz - mruknął Max - Ja także nie znam wszystkich szczegółów, a nie narzekam jak ty. Clemont i Dawn zaś chyba zostali częściowo wtajemniczeni w te sprawy, ale jak widzę najwięcej o tym wszystkim wiedzą jedynie Ash i Serena.
- To prawda - potwierdził młody Meyer - My wiemy jedynie o to, że chodzi tutaj o pewien naszyjnik, którymi musimy przywieść na czas, ale nie wszystko nasz drogi lider zechciał nam powiedzieć.
- Jednak uważam, podobnie jak nasz drogi haker, iż dokładna wiedza w tej sprawie nie jest nam potrzebna - zauważyła Dawn.
- Gdy król posyła żołnierzy na wojnę, to nie podaje im jej powodów - stwierdziłam - Mówi im jedynie: „Mości panowie, walczcie tam i tam“, zaś żołnierze wykonują jego polecenie i walczą w tych miejscach, gdzie król im każe.
- No właśnie! - zaśmiał się Ash - Wobec tego chodźmy walczyć w tym miejscu, w którym nam każą, zaś nasze ewentualne wątpliwości zostawmy na potem. Ostatecznie czy życie jest warte zadawania tylu pytań?
Następnie wypuścił on z pokeballi Charizarda i Pidgeota.
- Znowu będziecie musieli nas przewieść - powiedział ich trener - Mam nadzieję, że możemy na was liczyć.
Oba Pokemony wydały z siebie przyjazne dźwięki.
- To chyba oznacza tak - zachichotał młody Hameron.

***


Ja, Ash i Max usadowiliśmy się na grzbiecie Charizarda, który złapał swoimi łapami Maxa, po czym zadowoleni ruszyliśmy w drogę. Obok nas w powietrzu sunął Pidgeot z Clemontem, Dawn oraz Bonnie. Ponieważ oba Pokemony były bardzo obciążone ilością pasażerów, to leciały znacznie wolniej niż normalnie, co nieco nas niepokoiło, gdyż czas był dla nas na wagę złota, jednak nie mogliśmy narzekać, nie mieliśmy przecież innych środków transportu, a prócz tego w powietrzu przemieszczaliśmy się raczej szybciej niż na ziemi.
Niestety, duży ciężar, jaki dźwigały nasze Pokemony, były dla nich tak uciążliwe, że musieliśmy po około godzinie lotu wylądować na ziemi.
- Gdzie my teraz jesteśmy? - zapytała Bonnie.
- W Santalune - odpowiedział Clemont.
- A skąd ty niby możesz to wiedzieć?
- A stąd!
To mówiąc jej starszy brat wskazał palcem wskazującym na tabliczkę z nazwą miasta, do którego właśnie dolecieliśmy.
- Nie dotarliśmy zbyt daleko - powiedziałam zasmucona.
- Dziwisz się? - odpowiedział mój ukochany - Nasze środki transportu są obciążone pasażerami. Jeżeli nie będziemy robić postojów, to cała nasza wyprawa może się skończyć zanim jeszcze się zaczęła.
Za radą naszego lidera zostaliśmy przez pół godziny na ziemi, po czym ruszyliśmy w dalszą drogę. Podczas kolejnego postoju odkryliśmy, że już się ściemnia, więc musieliśmy znaleźć sobie jakieś miejsce na nocleg. Była nią pobliska oberża. Tam właśnie wynajęliśmy sobie trzy pokoje, zjedliśmy kolację i poszliśmy spać. Następnego dnia zaś po śniadaniu ruszyliśmy w drogę. Niestety, od tego momentu zaczęła się dla nas niezbyt przyjemna passa, a konkretnie mam tu na myśli przeszkody.
Najpierw około południa, podczas dalszego lotu, usłyszeliśmy dziwne dźwięki, a coś świsnęło mi koło ucha.
- Co to było?! - zawołałam.
- Nie wiem, ale to nie brzmiało przyjemnie - odpowiedział Ash.
- Pika-pika-chu!
Chwilę później znowu coś mi świsnęło nad uchem.
- Znowu to samo! - zawołałam.
- Ja też to poczułem - odrzekł mój luby.
- Co nam lata nad uszami?
- Nie mam pojęcia.
- Ale ja wiem! - krzyknął Max, który leciał trzymany w łapach przez Charizarda - Ktoś na ziemi do nas strzela!
- Strzela?! - zdziwiłam się.
- No tak! Z muszkietów! - wyjaśnił chłopak.
- Lecimy za nisko - dodała Dawn - Musimy wzbić się w górę, aby nas nie widzieli z ziemi.
- To niemożliwe! - odparł na to Clemont - Nasze środki transportu są obciążone zbyt mocno i nie polecą wyżej, ani tym bardziej szybciej.
- Musimy więc coś zrobić, inaczej nas zestrzelą! - zawołała Bonnie.
Ash popatrzył na Charizarda.
- Leć, przyjacielu. Leć najszybciej, jak to tylko możliwe! Nie mogą nas dogonić!
Pokemon zaryczał lekko, po czym ruszyliśmy nieco szybciej ku celowi naszej podróży, niestety nic nam to nie pomogło, ponieważ kule świstały wokół naszych głów cały czas. W końcu stało się to, czego się obawiałam - jeden pocisk uderzył Charizarda prosto w pierś, który to zaryczał mocno z bólu, a następnie zaczął pikować w dół.
- Co się stało?! - zawołała Dawn.
- Charizard oberwał! - odpowiedział jej brat.
Chwilę później Pidgeot zaskrzeczał przeraźliwie.
- Nasz samolot także - stwierdził Clemont - Musimy lądować, inaczej się rozbijemy!
Chcąc nie chcąc musieliśmy wylądować, choć przy tym staraliśmy się w miarę możliwości osiąść na ziemi daleko od naszych napastników.
- Proszę państwa, wpadliśmy właśnie w lekkie turbulencje, ale proszę zachować spokój! - zawołał Ash dowcipnym tonem.
Widocznie chciał on nam wszystkim poprawić humor, co jednak wcale mu się nie udało, czego dowodziło zachowanie panny Seroni.
- Lekkie turbulencje? - krzyknęła - Zaraz wylądujemy w zaświatach!
- Weź nie szerz mi tutaj defetyzmu, jeśli łaska! - odparł jej brat - Więcej optymizmu!
- Więcej realizmu! - odparła jego siostra.
Mimo pewnych obiekcji ze strony Dawn udawało się nam jednak dość bezpiecznie wylądować na ziemi, przy czym biedny Pidgeot zrobił to w sposób mało delikatny, gdyż niechcący zrzucił ze swojego grzbietu Bonnie. Dziewczynka poleciała ostro przed siebie, upadła na ziemię i jęknęła bardzo głośno, wołając przy tym gniewnie:
- Auu! To nie było miękkie lądowanie!
- Nie inaczej - powiedział jej brat - Ale najważniejsze, że żyjemy. To jest przecież najważniejsze.
- Jak tam nasze Pokemony? - zapytałam.
Clemont i Max obejrzeli nasze środki transportu.
- Charizard dostał w bok kulką... - powiedział ten pierwszy.
- Pidgeot zaś ma przestrzelone skrzydło - dodał ten drugi - Dalej już nie polecą, przynajmniej nie teraz.
Dawn tymczasem podbiegła do Bonnie i sprawdziła jej stan.
- Nie dobrze! - zawołała - Maleńka... Co ci jest?
- Moja noga... Strasznie boli...
- O nie! - jęknął Clemont, podbiegając szybko do siostry.
Dotknął delikatnie nóżki swojej małej podopiecznej.
- Niedobrze... Na pewno skręciła sobie nogę, a może i gorzej...
- Biedna Bonnie! - jęknęłam załamana - Co możemy zrobić, Ash?!
- Musimy zabrać naszych rannych przyjaciół do lekarza... Oczywiście jeśli tutaj jakiegoś znajdziemy - powiedział mój luby.
- Nie wolno nam tracić nadziei! - zawołał Max - My jesteśmy przecież muszkieterami, a oni nigdy się nie poddają!
Ash położył mu dłoń na ramieniu.
- W pełni podzielam twoje zdanie, stary. Ale spieszmy się, póki mamy jeszcze czas.
- Pika-pika-chu! - pisnął bojowo Pikachu.

***


Zabraliśmy Bonnie, Charizarda oraz Pidgeota do najbliższej oberży, do której potem sprowadziliśmy lekarza. Obiecał on szybko opatrzyć naszych rannych kompanów.
- Nie możemy czekać na wiadomości o ich stanie - przypomniała Dawn - Z każdą chwilą tracimy bardzo cenne dla nas minuty.
- Ale nie możemy zostawić Bonnie oraz naszych Pokemonów samych - rzekł Clemont.
- Ja z nimi zostanę - zgłosił się Max - Razem z Mudkipem będziemy ich pilnować. Wy możecie spokojnie jechać dalej.
Nie byliśmy pewni, czy to aby na pewno jest dobry plan, jednak młody Hameron uważał, że nie ma innej możliwości, jak tylko postąpić w taki oto sposób. Ash więc w końcu przyznał mu rację.
- Macie swoje sakiewki? - zapytał on młodego Hamerona.
Muszę tutaj wyjaśnić, że królowa przed naszą wyprawą ku morzu dała nam sześć solidnie wypchanych sakiewek, abyśmy mieli dość pieniądzy na karczmę i inne niezbędne opłaty.
- Spokojnie, szefuńciu - odparł wesoło zapytany - Ja i Bonnie mamy nasze pieniądze i nie rozstajemy się z nimi w ogóle, więc będzie dobrze.
- Obyś miał rację - pokiwałam smutno głową.
Po tych słowach ja, Ash, Clemont i Dawn poszliśmy w do karczmarza. Musieliśmy od niego pożyczyć jakiś środek transportu, bo nasze poprzednie zostały ciężko ranne i raczej nie mogliśmy ich więcej użyć. Na szczęście gospodarz miał kilka Pokemonów koni, dlatego pożyczyliśmy je od niego (oczywiście nie za darmo), po czym pognaliśmy przed siebie.
- Musimy jechać jak najszybciej - rzekł mój luby - Jutro powinniśmy rozmawiać z diukiem, bo inaczej nasza misja nie zostanie wykonana.
- Pika-pika-chu! - zapiszczał Pikachu.
Jechaliśmy dalej nie widząc przed sobą żadnego niebezpieczeństwa, przynajmniej na razie, jednak ja czułam w sercu, że czeka ono na nas i to za najbliższym rogiem.
Gnaliśmy dalej przed siebie i byliśmy coraz bliżej celu podróży. Gdy nasze wierzchowce zrobiły się bardzo zmęczone, musieliśmy się zatrzymać w najbliższej karczmie na postój. Tam zaś zamówiliśmy sobie jakiś posiłek i zjedliśmy go w milczeniu. Nie rozmawialiśmy o niczym bojąc się, że ktoś mógłby nas podsłuchać.
Kiedy przyszło do zapłacenia rachunku, to miał miejsce pewien bardzo nieprzyjemny incydent. Mianowicie jakiś mężczyzna zaczepił Dawn i zaczął ją męczyć swoim żałosnym zachowaniem.
- Chodź no tutaj, moja złociutka! Napijesz się wina ze mną! - zawołał, przyciągając ją do siebie.
- Zostaw mnie w spokoju, gamoniu jeden! - warknęła na niego moja przyjaciółka.
- O co ci chodzi, złociutka? - zaśmiał się podle nędznik - Przecież nie jestem znowu taki brzydki.
- Wiesz, co? Masz absolutną rację, głąbie... Nie jesteś brzydki... Jesteś odrażający - warknęła złośliwie dziewczyna.
Oprych się uraził, słysząc jej słowa.
- Coś ty powiedziała, panieneczko?!
- To, co słyszysz!
- Hej! Zostaw moją ukochaną! - krzyknął Clemont, podbiegając do niego wściekły.
- Lepiej się nie mieszaj, szczeniaku! - warknął na niego zaczepiający jego ukochaną facet.
Młody Meyer nie wytrzymał ze złości. Podbiegł do drania i uderzył go wściekle pięścią w twarz. Bandzior upadł na podłogę, ale dość szybko się z niej pozbierał i ryknął:
- Mnie bijesz?! MNIE?! Jak śmiesz?!
Następnie złapał on za szpadę i zaatakował Clemonta. Chłopak miał przy boku broń białą, dlatego zaczął z jej pomocą odpierać ataki swojego przeciwnika. Wtedy jednak ze stolików zerwali się inni ludzie, widocznie kompani tego napastnika i ruszyli oni na pomoc swemu koledze.
- Jeden za wszystkich, wszyscy za jednego! - zawołałam wraz z moim chłopakiem, gdy skoczyliśmy w sukurs młodemu Meyerowi.
- Pika-pika-chu! - pisnął bojowo Pikachu, rażąc przeciwników prądem.


Mój luby złapał za szpadę, po czym zaczął odpierać ataki napastników, zaś Dawn i ja złapaliśmy za krzesła oraz butelki z winem, które poszły w ruch jako nasza broń.
- Hej! Zostaw to krzesło! - zawołał do panny Seroni gniewnym głosem oberżysta - Kosztuje dwa ludwiki!
Siostra mojego ukochanego uśmiechnęła się do karczmarza dowcipnie, a następnie spojrzała na Asha, wołając:
- Hej, braciszku! Możesz mi pożyczyć dwa ludwiki?
- A nie masz swoich pieniędzy? - zapytał jej brat, nie przerywając swej walki.
- Mam, ale brakuje mi drobnych.
Mój luby walnął jednego z przeciwników pięścią prosto w gębę, żeby go od siebie odepchnąć, po czym wyjął sakiewkę, szybko wydobył z niej dwie monety i rzucił je Dawn, ta zaś podała je karczmarzowi.
- Może być? - zapytała.
- Może - odparł mężczyzna.
Następnie pozwolił on mojej przyjaciółce złapać krzesło, które potem rozbiła na głowie jakiegoś oprycha. Później schwyciła jego szpadę i zaczęła nią w miarę swoich możliwości odpierać ataki bandytów.
- Chyba mam u ciebie dług, braciszku - zażartowała chwili później.
- No, coś ty? Między nami? - zachichotał Ash, który walczył właśnie tuż obok niej.
Walka trwała dalej, natomiast Pikachu co chwila raził naszych wrogów piorunem. W końcu załatwiliśmy wszystkich, ale nie obyło się bez małych kłopotów, ponieważ jeden z tych łajdaków uderzył szpadą Clemonta prosto w ramię. Chłopak nie przejął się tym mówiąc, że jego rana to nic takiego. Dlatego tylko przewiązał sobie ramię kawałkiem swojej koszuli, po czym razem z nami ruszył w dalszą drogę ku morzu.
- Jesteś pewien, że wszystko z tobą dobrze, kochanie? - zapytała Dawn z troską w głosie.
- Tak... Naturalnie... Nic mi nie jest - rzekł jej chłopak.
Niestety, bardzo poważnie się w tej sprawie pomylił, gdyż po godzinie jazdy zbladł na całej twarzy, a do tego też wyraźnie osłabł. Opadł w końcu głową na łeb swego wierzchowca.
- Clemont! - krzyknęła przerażona panna Seroni, szybko podjeżdżając do niego - Musimy ratować mojego chłopaka!
Ash, ja i Pikachu też byliśmy bardzo przerażeni całą tą sytuacją, więc zatrzymaliśmy się w najbliższej oberży, gdzie na szczęście karczmarz był również cyrulikiem i nie obce mu były metody leczenia.
- Kawałek ostrza szpady utkwił w ramieniu waszego przyjaciela - rzekł mężczyzna - Na całe szczęście nie osiadł on głęboko w jego ciele. Łatwo go wydobędę, ale będzie musiał po tym wszystkim jakiś czas wypocząć.
- Nie możecie tutaj zostać - powiedział Clemont, ocierając sobie pot z czoła - Jedźcie, proszę! Nasza misja jest ważniejsza.
- Ja z nim zostanę - zgłosiła się Dawn.
Nie chcieliśmy tego za bardzo robić, gdyż los naszego przyjaciela był dla nas najważniejszy, jednak wiedzieliśmy, iż w przypadku zwłoki biedna panna Madeline może odpowiedzieć przed sądem za coś, czego nie zrobiła, a my musieliśmy za wszelką cenę do tego nie dopuścić. Dlatego też z bólem serca ruszyliśmy w dalszą podróż tylko we trójkę: ja, Ash i Pikachu.

***


Wieczorem byliśmy już bardzo blisko morza. Ponieważ jednak zbyt wielkie zmęczenie ogarnęło nas i nasze drogie wierzchowce, to musieliśmy znaleźć miejsce na nocleg. Rankiem zaś, po szybko zjedzonym śniadaniu pognaliśmy w kierunku letniego pałacu diuka Martinghama. Gdy tylko tam dotarliśmy, to przekazaliśmy strażnikom, że musimy porozmawiać z ich panem, gdyż mamy dla niego wiadomość od samej królowej Kalos. Gdy zaś gospodarz dowiedział się o tym, natychmiast zaprosił nas do siebie i zapytał dokładnie, o co chodzi.
Diuk George Martingham był tak około trzydziestoletnim mężczyzną o niebieskich oczach i czarnych włosach, które przysłaniał białą peruką. Jego strój był fioletowy, zaś guziki w nim posiadały złotą barwę. Wyglądał dość elegancko i sprawiał raczej miłe wrażenie.
- Przysyła was królowa Kalos?! - zapytał - Mówcie zatem, czego sobie życzy ta najszlachetniejsza ze wszystkich kobiet na świecie.
Ash szybko podał mu list od władczyni. Mężczyzna otworzył go oraz przeczytał, następnie powiedział smutnym tonem:
- Naprawdę bardzo mi przykro spełnić prośbę mojej władczyni, ale nie mam wyboru. Rozumiem, że jesteście wtajemniczeni w całą tę sprawę?
Potwierdziliśmy jego słowa.
- A więc doskonale... Królowa dała mi ten naszyjnik i ma prawo teraz mi go zabrać. W końcu tutaj chodzi o sprawiedliwość, a także o los panny de Beauchamp. Pamiętam ją... Była naprawdę miła i dobra. A więc, skoro jej życie od tego zależy, to niech tak będzie.
Następnie mężczyzna zaprowadził nas do pewnego gabinetu, gdzie w biurku miał on naszyjnik od królowej. Pokazał go nam.
- Proszę, przyjaciele... Weźcie naszyjnik i przekażcie naszej szlachetnej władczyni, że zawsze będę miał ją w moim sercu i to bez względu na to, czy będę daleko stąd, czy też blisko.
Nagle coś mnie tknęło. Pamiętałam doskonale, jak to było w „Trzech muszkieterach“. Tam przecież podstępna Milady de Winter ukradła dwie z dwunastu diamentowych spinek, które d’Artagnan miał dostarczyć królowej Annie Austriaczce, co nieco skomplikowało misję naszych bohaterów... Na szczęście tylko trochę. Musiałam więc się upewnić, czy aby moje obawy nie są uzasadnione, dlatego też wzięłam do ręki naszyjnik i obejrzałam go sobie dokładnie.
- Tego się właśnie obawiałam - powiedziałam.
- Czego takiego? - zapytał Ash.
- Brakuje dwóch diamentów.
Mój luby i diuk spojrzeli przerażeni na naszyjnik. Martingham obejrzał dokładnie prezent od królowej i jęknął załamany.
- Masz rację... Diamentów w naszyjniku było dwadzieścia... Teraz jest tylko osiemnaście. Ktoś ukradł dwa.
- Ale kto? - spytał załamanym głosem mój luby.
Diuk pomyślał przez chwilę.
- Niech pomyślę... Wczoraj miałem pewnego gościa... Podobno to była przyjaciółka królowej... Nazywała się hrabina Autumn.
- Czy widziała naszyjnik? - zapytałam.
- Tak - pokiwał głową nasz rozmówca - Pokazałem go jej. W końcu to przyjaciółka królowej. Miała list od niej.
- Jaki list?
- Taki, w którym królowa ręczy za jej wierność i mówi, że to zaufana osoba wtajemniczona w sprawy naszyjnika. Podobno chciała się upewnić, że jest on bezpieczny, więc go jej pokazałem.
- A zatem mamy odpowiedź na nasze pytanie! - zawołał Ash - To była agentka ministra Michellieu!
- Co?! Jego?! - jęknął diuk - Ale co on ma do królowej?
- Nie do niej, ale do Madeline - wyjaśniłam mu - Jeżeli naszyjnik nie wróci do pałacu, to król wsadzi na dożywocie do więzienia właśnie ją jako jedyną podejrzaną w tej sprawie.
- Co możemy zrobić? - zapytał nasz gospodarz.
- Chwileczkę - rzekł mój chłopak - Czy hrabina już wyjechała?
- Tak. Wyjechała na godzinę przed waszym przybyciem.
- Na czym podróżuje?
- Na Rapidashu.
Detektyw z Alabastii pomyślał przez chwilę.
- Będzie musiała zatrzymywać się w oberżach, aby odzyskać chociaż część sił. Wobec tego mam pewien pomysł.

***


Po zjedzeniu posiłku pożegnaliśmy diuka Martinghama, wzięliśmy od niego naszyjnik, a następnie pognaliśmy przed siebie.
- Oby tylko twój plan się powiódł - powiedziałam - Bo inaczej nasza droga Madeline będzie miała poważne problemy.
- Spokojnie, Sereno - odparł mój ukochany - Damy sobie radę, jestem tego pewien.
- Pika-pika-chu! - pisnął Pikachu.
Pędziliśmy przed siebie, po drodze zatrzymując się w kilku oberżach, aby odzyskać siły i posilić się. W jednej karczmie czekali na nas Clemont i Dawn. Ten pierwszy miał rękę na temblaku oraz bandaż na głowie, ale czuł się mimo tego całkiem dobrze.
- Żyjesz, stary? - zapytał wesoło Ash, ściskając przyjaciela.
- Jak najbardziej - powiedział nasz kompan - Boli mnie nieco ramię, ale wszystko jest dobrze.
- Gospodarz dał sobie doskonale radę z moją raną! - zawołała radośnie jego dziewczyna.
- Trochę bolało, ale cóż... Dawn mnie cały czas trzymała za rękę, więc wytrwałem - dodał jej chłopak, patrząc z miłością na ukochaną.
Uśmiechnęliśmy się radośnie.
- Załatwiliście sprawę jak należy? - zapytałam.
- No jasne, że tak - odpowiedziała moja przyjaciółka - Ledwie przybył do nas wasz Fletchinder z listem, a dokładnie obserwowaliśmy wszystkich przyjezdnych. Łatwo namierzyliśmy hrabinę Autumn. Zatrzymała się tu na chwilę, aby zmienić wierzchowca i coś zjeść. Piplup i Buneary sprawdzili się doskonale w roli złodziejaszków, bo niepostrzeżenie zabrali jej z torby podróżnej kilka małych drobiazgów. Wśród nich było to!
Po tych słowach podała nam ona do ręki dwa diamenty oderwane od naszyjnika, które Ash obejrzał z uwagą i podał mnie, ja zaś schowałam je do woreczka, który miałam zawieszony na szyi i który zawierał też pozostałe diamenty królowej.
- Doskonale się spisałaś - powiedziałam.
- Podziękuj moim Pokemonom - stwierdziła Dawn.
- Pip-lu-li! - zaćwierkał dumnie Pokemon.
- Bune-bune! - dodała Buneary.
Czule pogłaskałam je dłonią po głowie i uśmiechnęłam się przyjaźnie.
- Brawo, Piplup! Brawo, Buneary! Pokazaliście klasę! - powiedziałam.
Oba stworki były bardzo zadowolone z tych pochlebstw, a zwłaszcza Buneary, której gratulacje złożył też Pikachu, na co ona zareagowała lekko piszcząc z radości.
- Przy okazji... Nasze dzielne złodziejaszki zabrały hrabinie jeszcze to! - rzekł Clemont, podając nam pewien papier.
Ash otworzył go, po czym przeczytał:

Z mojego rozkazu i dla dobra Kalos osoba posiadająca ten dokument uczyniła to, co uczyniła.

Michellieu.

- No proszę, historia lubi się powtarzać - mruknęłam złośliwie.
Pamiętam doskonale, jak w powieści pana Dumasa kardynał Richelieu wręczył swojej agentce, Milady de Winter, pismo o bardzo podobnej treści. Paradoksalnie ocaliło ono potem życie czterech muszkieterów. Miałam więc nadzieję, iż w naszym przypadku też tak będzie i to pismo nam pomoże.
- Co o tym sądzisz, Ash? - zapytała Dawn.
Jej brat uśmiechnął się do niej delikatnie i rzekł:
- Moim zdaniem ten kawałek papieru ma wartość znacznie większą od złota.

***


Po tej rozmowie pognaliśmy dalej w kierunku pałacu, zatrzymując się jedynie raz na noc w jednej oberży. Aby mieć pewność, że nikt nie ukradnie nam dokumentu, spaliśmy w jednym pokoju, ja natomiast miałam woreczek zawierający naszyjnik pod poduszką. Rano natomiast po szybko zjedzonym posiłku pognaliśmy dalej. Ponieważ tym razem nikt nas nie ścigał, to droga zeszła nam szybciej i dotarliśmy do pałacu królewskiego bez najmniejszego trudu. Niestety, tam czekała na nas ostatnia przeszkoda.
- Nie ruszać się! - usłyszeliśmy przed sobą pewien nienawistny głos w chwili, w której byliśmy już w środku i szliśmy korytarzami pałacu.
Spojrzeliśmy w jego stronę i wtedy zauważyliśmy nie kogo innego, jak właśnie bandytę Mercantona, który ze szpadą w dłoni zagrodził nam drogę.
- Ty?! - zawołał zdumiony Ash - Co ty robisz w pałacu?!
- Czekam na was z polecenie pana ministra - powiedział mężczyzna - Muszę przyznać, że naprawdę wielkie z wami utrapienie. Przechytrzyliście hrabinę Autumn, ale ze mną wam tak łatwo nie pójdzie!
- Jesteś agentem Michellieu?! - zawołałam, chociaż odpowiedź na to pytanie była dla mnie jak najbardziej oczywista.
Mężczyzna parsknął śmiechem.
- Naturalnie. Dobrze jest mieć jakiegoś potężnego mecenasa w tych jakże niespokojnych czasach, mam rację?
Następnie wymierzył on szpadę w Asha.
- A teraz oddawaj naszyjnik, chłoptasiu albo wyślę cię na spotkanie z przodkami!
Mój chłopak złapał szybko za szpadę i zawołał:
- Spróbuj mi go odebrać, jeśli potrafisz!
Ponieważ to ja miałam przy sobie naszyjnik, Ash dodał szeptem:
- Leć do królowej. Szybko!
- Nie zostawię cię samego! - odpowiedziałam mu.
- Rób, co mówię! Od tego zależy los Madeline!
Pikachu stanął przed Mercantonem i zapiszczał groźnie, zaś z obu jego policzków posypały się iskry.
- Nie, Pikachu! - zawołał Ash - Ty biegnij z Sereną! Sam sobie dam radę.
Pokemon nie wyglądał na przekonanego słowami swojego trenera, tak samo jak i ja, ale musieliśmy posłuchać tego polecenia, dlatego pognaliśmy oboje przed siebie w kierunku komnaty królowej, podczas gdy mój chłopak zaczął walczyć na szpady z tym bandytą Mercantonem.
Chwilę później przekonałam się, że Ash miał rację pozostawiając mi swego startera, gdyż ledwie zrobiłam kilkanaście kroków, a drogę zagrodzili mi żołnierze królewscy.
- Stój, panienko! - zawołali - Mamy rozkaz panienkę aresztować!
- Nie ma mowy! - odkrzyknęłam im - Pikachu! Daj im nauczkę!
Pokemon szybko wykonał polecenie i już po chwili moi przeciwnicy leżeli na ziemi oszołomieni, ja zaś przedarłam się bezpiecznie do komnaty królowej. Nie było przed nią strażników, dlatego też bez żadnego problemu tam wparowałam, oczywiście bez pukania - sprawa była bowiem zbyt pilna, abym miała się bawić w takie ceregiele.


- Wasza Wysokość! - zawołałam zamiast dzień dobry - Mam naszyjnik!
Królowa spojrzała zdumiona na mnie, po czym spytała:
- Masz?
- Tak! Jest tutaj i to cały!
To mówiąc wyjęłam szybko woreczek z naszyjnikiem i położyłam go na szafce. Władczyni złapała go w obie dłonie, po czym przyjrzała mu się uważnie.
- Tak! To rzeczywiście on! Wywiązaliście się ze swojego zadania. Ale dlaczego jesteś sama? Gdzie jest reszta waszej drużyny?
- To długa historia, ale później ją opowiem - wydyszałam - Ash właśnie walczy z bandytą nasłanym przez Michellieu!
- CO?! Wielki Boże! - zawołał przerażona królowa - Przecież w tym kraju pojedynki są zakazane! Musimy natychmiast przerwać tę walkę zanim oboje zostaną aresztowani!
Chwilę później usłyszeliśmy jakiś głośny krzyk, a potem głośny jęk.
- O nie! Tylko nie to! - pisnęłam przerażona.
- Pika-pi! - dodał równie zmartwiony Pikachu.
Anne Marie, ja i dzielny Pokemon wybiegliśmy z komnaty, oczywiście zabierając ze sobą naszyjnik (nie mogliśmy przecież ryzykować kolejnej kradzieży) i pobiegliśmy w kierunku, skąd dobiegł nas ten jęk. Wówczas to zobaczyliśmy Asha z lekko zakrwawioną szpadą oraz Mercantona leżącego na posadzce i wijącego się z bólu.
- Och, Ash! - zawołałam, skacząc na szyję mojemu chłopakowi.
- Pika-pi! - pisnął radośnie Pikachu, robiąc to samo.
Dzielny muszkieter objął nas oboje mocno do siebie i pogłaskał czule po głowach.
- Wątpiłaś w moje zdolności szermiercze, Sereno?
- Nie... Ale bałam się o ciebie.
Chwilę później na korytarzu pojawili się król i Michellieu, jak również zgraja innych ludzi.
- Coś ty narobił, młodzieńcze?! - zawołał zdumiony władca - Czemu poraniłeś tego człowieka?!
- To oczywiste! - krzyknął minister - To zwykły bandyta!
- Nie inaczej - uśmiechnął się zadowolony Ash - Mercanton to bandyta i zasługuje na więzienie. Ukradł on naszyjnik królowej, zaś winą za ten czyn próbował obciążyć pannę Madeline de Beauchamp, w czym pomagała mu niejaka hrabina Autumn!
- Co takiego?! - zawołali wszyscy ludzie zdumieni tymi słowami.
Ja także byłam bardzo zdziwiona tym, co wygaduje mój ukochany. On tymczasem mówił dalej:
- To jego wielmożność, minister Michellieu wpadł na trop złodzieja i posłał mnie oraz moich przyjaciół, żebym odzyskał naszyjnik, jak również dowiódł niewinności panny Madeline. Oto dowód, że mówię prawdę.
Po tych słowach Ash wyjął zza pazuchy dokument skradziony hrabinie przez Piplupa i podał go królowi. Ten przeczytał na głos jego treść.

Z mojego rozkazu i dla dobra Kalos osoba posiadająca ten dokument uczyniła to, co uczyniła.

Michellieu.

Władca pokazał ten papier ministrowi i zapytał:
- To chyba twoje pismo, prawda?
Ten zaś przyjrzał się dokumentowi i rzekł:
- Tak, mój panie... I moja pieczęć... Ale skąd...
Nagle spojrzał on na Asha, na mnie i królową, po czym uśmiechnął się wesoło i rzekł:
- Dobrze wykonałeś swoje zadanie, młodzieńcze! Kalos jest ci winne wdzięczność.
Następnie skierował swój wzrok na Mercantona.
- A tego łajdaka aresztować i przysłać mu do celi medyka! Chcę, żeby zdrowy odpowiedział przed sądem za swoje podłe czyny! Znajdźcie też jego wspólniczkę, hrabinę Autumn i ją także aresztujcie!
- Rozkaz! - zawołali muszkieterowie i wybiegli wykonać polecenie.
- No, a co z Madeline de Beauchamp? - zapytałam - Chyba już nikt nie wątpi w to, że jest niewinna?
- Naturalnie - uśmiechnął się minister - Niechaj natychmiast zostanie uwolniona!
- Ktoś się bardzo z tego ucieszy - powiedziała władczyni Kalos.
- Widzę, moja droga, że odzyskałaś już swój naszyjnik - rzekł jej mąż - Ale chyba został on lekko uszkodzony.
- Spokojnie, Wasza Królewska Mość - odparła królowa - Oddam go do królewskiego złotnika. On z całą pewnością go naprawi.
- Tylko trzeba będzie na niego uważać - powiedział nagle Ash.
- Jak to? - zdziwiłam się.
- Żeby go nikt ponownie nie ukradł.
Po tych słowach mój ukochany spojrzał uważnie na Michellieu, który zarumienił się lekko.

***


Kilka minut później jego wielmożność, I minister Michellieu zaprosił mnie, Asha i Pikachu do swego gabinetu, a gdy tylko się w nim znaleźliśmy, to upewniwszy się, że nikt nas nie podsłuchuje, rzekł:
- No dobrze, moi kochani... Powiedzcie mi teraz, co miała oznaczać ta cała maskarada?
Następnie spojrzał na Asha, dodając:
- Dlaczegóż to uratowałeś moją reputację i okłamałeś króla po tym wszystkim, co próbowałem wam zrobić?
Mój chłopak uśmiechnął się delikatnie, po czym powiedział:
- Kierował mną pragmatyzm.
- Doprawdy? - zdziwił się minister.
- Naturalnie. Wiedziałem, że w żaden sposób nie zdołam dowieść, iż to Ekscelencja jest winien tej kradzieży, dlatego też wymyśliłem bajeczkę, w którą wszyscy z łatwością uwierzyli. W ten sposób pomogłem przyjaciołom i nie zrobiłem sobie z Ekscelencji wroga.
Michellieu uśmiechnął się przyjaźnie do Asha.
- Młodzieńcze! Mimo swego młodego wieku myślisz bardzo rozsądnie. Masz zadatki na wielkiego polityka.
- Dziękuję, Ekscelencjo. Być może kiedyś zajmę się polityką, choć na razie nie czuję do tego powołania. Póki co mam swoją misję do spełnienia.
- A jakaż to misja, mój chłopcze?
- Walka o to, żeby tego zła mniej było na świecie.
- To jest bardzo ambitny cel, lecz też niezwykle trudny do osiągnięcia. Mierzysz bardzo wysoko.
- Możliwe, ale wierzę, że mi się uda osiągnąć sukces.
Minister spojrzał na niego z uśmiechem.
- Masz moje błogosławieństwo w tej sprawie. Jesteś naprawdę bardzo wartościowym człowiekiem i zasługujesz na to, żeby wygrać walkę z losem. Ja zaś będę modlił się, aby ci się to udało, bo wiedz, iż masz odtąd we mnie oddanego ci przyjaciela.
Po tych słowach wyciągnął on dłoń w kierunku Asha. Mój luby przez chwilę się wahał, ale w końcu uścisnął ją.
- Nie zrobiłem tego dla pana, ale dla Kalos. Jest Ekscelencja wielkim politykiem bardzo potrzebnym temu regionowi. Nie mnie więc oceniać pana poczynania, choć mam nadzieję, że nigdy więcej Madeline de Beauchamp ani jej bliscy nie doznają od pana krzywdy.
- Przysięgam ci, że tak właśnie będzie - powiedział minister - A możesz być pewien, iż przysiąg danych prywatnie nigdy nie łamię.
- Wierzę Ekscelencji.
Po tych słowach cała nasza trójka skierowała się ku wyjściu.
- Zaczekajcie! - zawołał nagle nasz rozmówca - Czy nie potrzeba wam niczego? Nie macie żadnego życzenia? Należy się wam wszak coś za wasz bohaterski czyn.
Ash odwrócił się do ministra, po czym spojrzał na mnie i na Pikachu, a następnie rzekł:
- Mamy tylko jedną prośbę.
- Mów śmiało, chłopcze. Co zechcesz, spełnię.
- Chciałbym prosić Waszą Ekscelencję, żeby wasze nazwisko zapisało się dobrze na kartach historii i żeby nikt więcej przez Waszą Ekscelencję nie cierpiał.
- W każdym razie nikt niewinny - dodałam.
- Panienko... Nie ma ludzi niewinnych - rzekł na to Michellieu - Każdy na swój sposób jest czemuś winny. Ale mogę ci obiecać, że więcej nie będę wykorzystywał moich wpływów, aby załatwiać swoje prywatne porachunki. To zachowanie niegodne ministra.
- Proszę o tym zawsze pamiętać, Ekscelencjo - powiedziałam.
- Pika-pika-chu! - pisnął Pikachu.

***


Po tym wszystkim sprawy potoczyły się już zdecydowanie szybko. Madeline odzyskała wolność, natomiast nasi przyjaciele powrócili powoli do zdrowia. Naszyjnik królowej został naprawiony, Mercanton oraz hrabina Autumn wylądowali w lochu za swoje czyny, zaś sława naszej dzielnej drużyny obiegła całe Kalos. Staliśmy się lokalnymi bohaterami. Dlatego też nikogo na pewno nie zdziwi, gdy potem zostaliśmy odznaczeni przez króla Orderem Złotego Pokeballa za uratowaniu honoru królowej.
Zostaliśmy w XVIII wieku aż do chwili, kiedy to trzy tygodnie po tych wszystkich wydarzeniach, które wcześniej opisałam, odbył się huczny ślub Francois i Madeline, na którym to oczywiście my byliśmy honorowymi gośćmi. Jedliśmy tam, piliśmy i tańczyliśmy bawiąc się w najlepsze razem z naszymi nowymi przyjaciółmi, na rano zaś (nie bez żalu) pożegnaliśmy ich mówiąc, że musimy ruszać w drogę.
- Nie możecie tutaj zostać? - zapytała Madeline.
- Niestety są jeszcze inne miejsca na tym świecie, które nas potrzebują - powiedział Max.
- Ale sercem zawsze będziemy z wami - dodałam radośnie.
- Nigdy nie zapomnimy tego, co dla nas zrobiliście - rzekł Francois - Pamiętajcie też, że jesteśmy waszymi dłużnikami. Moja szpada będzie odtąd na wasze usługi. Gdziekolwiek byście nie byli, jeśli tylko mnie wezwiecie, zawsze przybędę wam z pomocą.
- I vice versa - rzekł wzruszony Ash.
Następnie uściskaliśmy naszych przyjaciół, zaś Pikachu czule pożegnał Raichu należącego do Francois, po czym ruszyliśmy na błoniach, skąd też zamierzaliśmy odbyć podróż powrotną w nasze czasy.
- To była naprawdę wspaniała przygoda! - zawołała Bonnie.
- Nie mogę się już doczekać, aż ją opowiemy naszym przyjaciołom! - dodał radośnie Max.
- Mam tylko obawy, że nie wszyscy nam uwierzą - zachichotała Dawn - Zwłaszcza w to, jak Ash pokonał na szpady tego drania Mercantona!
- Pika-pika-chu! - pisnął radośnie Pikachu.
- To bez znaczenia - zaśmiał się mój chłopak - My to wiemy i to jest najważniejsze.
- Tak, to prawda - poparłam go - No, a poza tym najważniejsza osoba, która powinna nam uwierzyć, na pewno to zrobi.
Miałam tu oczywiście o Johnie Scribblerze.
- Widzicie, przyjaciele? - zapytał nagle Ash - Zawsze damy sobie radę z każdym problem, jeśli tylko będziemy zgraną drużyną.
- O, tak! - zgodził się z nim Clemont - Wtedy żadne niebezpieczeństwo nie jest nam straszne.
Po tych słowach wyjął on z pochwy swoją szpadę. Ash i Max poszli za jego przykładem, zaś ja, Dawn oraz Bonnie złapaliśmy za patyki. Potem skrzyżowaliśmy je, wołając:
- Jeden za wszystkich, wszyscy za jednego!
Chwilę później chłopcy schowali swoją broń i zaśpiewali oni chórem pieśń, którą wszyscy kochaliśmy i która teraz sama cisnęła nam się na usta. Piosenkę ze starego, dobrego serialu „D’Artagnan i trzej muszkieterowie“ z lat siedemdziesiątych, która szła tak:

Cieszymy się naszym wiekiem
Młodym i przystojnym.
Pięknościami, pucharami
I długimi szpadami.
Hej!
Potrząsając kapeluszami
Z pięknymi piórami
Życiu nieraz szepniemy
Merci beaucoup!

Już koń i siodło do boju wzywa nas
I wicher pieści rany stare raz po raz.
Spokojnie, druhu!
Do przodu nie pchaj się tak!
Jeszcze zdążysz poznać
Żołnierskiego życia smak.

Cieszymy się naszym wiekiem
Młodym i przystojnym.
Pięknościami, pucharami
I długimi szpadami.
Hej!
Potrząsając kapeluszami
Z pięknymi piórami
Życiu nieraz szepniemy
Merci beaucoup!

Światu trzeba pieniędzy, cóż…
C’est la vie!
Ale rycerzy trzeba mu jeszcze bardziej.
No tak!
Lecz czy bez miłości i…
He he he he!
Pieniędzy wart
Jest coś rycerz
I czy może on ruszyć w świat?

Cieszymy się naszym wiekiem
Młodym i przystojnym.
Pięknościami, pucharami
I długimi szpadami.
Hej!
Potrząsając kapeluszami
Z pięknymi piórami
Życiu nieraz szepniemy
Merci beaucoup!

I tą właśnie piosenką zakończyliśmy naszą dość zwariowaną, ale za to niezwykle przyjemną i niesamowitą pod każdym względem przygodę rodem z powieści wielkim mistrza Aleksandra Dumasa ojca.


KONIEC















7 komentarzy:

  1. A więc królowa musiała zdradzić drużynie Asha swój sekret, aby mogli odzyskać prawdziwy naszyjnik po to, by oczyścić Madeline z zarzutów. To z pewnością ją zmartwiło, ale na szczęście postanowiła im zaufać, tym bardziej że król może się teraz o wszystkim dowiedzieć, skoro wyszło na jaw, że jej naszyjnik nie był prawdziwy.

    OdpowiedzUsuń
  2. Powiem Ci, że trudno mi sobie wyobrazić latające środki transportu w czasach muszkieterów, jakimi w Twoim opowiadaniu są Pokemony xD A ci strzelcy z całą pewnością zostali wysłani przez Michellieu, aby uniemożliwić im podróż po naszyjnik. Cóż to za zawzięty człowiek, skoro poświęca tyle energii na to, by ujrzeć Madeline za kratkami, ale wierzę że drużynie Asha uda się dotrzeć na czas. :) Tak czy inaczej ja jestem ciekaw, jak to się dalej potoczy, choć postępowanie Michellieu jest naprawdę idiotyczne. Za bardzo mu zależy na tym, żeby Madeline trafiła do więzienia, a przecież ona nic takiego nie zrobiła. To on narzucał jej się publicznie z oświadczynami, a ona miała prawo mu odmówić, skoro nigdy nic do niego nie czuła, ale on tego nie rozumie, bo to nie jest człowiek, któremu się odmawia i w tym właśnie tkwi cały problem.

    OdpowiedzUsuń
  3. Widzę, że wyprawa robi się coraz ciekawsza i podobnie jak w powieści Dumasa, drużyna się wykrusza z powodu otrzymanych ran, które musi wyleczyć. Szkoda, że Bonnie i Max nie mogli dalej uczestniczyć w wyprawie. A Clermont jest zwykle spokojny i opanowany, ale tym razem zachował się gwałtownie i porywczo, skoro uderzył podrywacza Dawn. Przez to oni również musieli zrezygnować z dalszej podróży, skoro na wskutek rany utracił sporo krwi. Ciekawi mnie tylko skąd Serena wiedziała, że hrabina Autumn mogła uczynić dokładnie to samo, co lady Winter? Pewnie to było po prostu przeczucie podpowiedziało jej, że mogło dojść do podobnej sytuacji, jaka miała miejsce w historii Dumasa :)

    OdpowiedzUsuń
  4. Trochę to niesamowite, że w tej historii powtarzają się wydarzenia dobrze znane bohaterom z powieści Dumasa, jakby naprawdę w nich uczestniczyli, a przecież to są inne czasy i postacie xD A Michelieu okazał się obłudnym i fałszywym draniem, skoro wyparł się swoich pomagierów, żeby nie zostać obciążony winą za kradzież naszyjnika. Szkoda tylko, że sam również nie został zdemaskowany, ale myślę, że i na to przyjdzie czas.

    OdpowiedzUsuń
  5. Powiem Ci, że Michelieu zachował się naprawdę w porządku wobec Asha. Mimo wszystko okazał się honorowym człowiekiem i zrozumiał, iż postąpił naprawdę głupio i niedorzecznie, próbując oskarżyć Madeline o kradzież, żeby pomścić wyrządzoną mu zniewagę. A drużyna Asha przeżyła kolejną niezapomnianą przygodę, zaskarbiając sobie wdzięczność ich królewskich mości oraz Francisa i jego narzeczonej. :) Fajne było to opowiadanie. Naprawdę fajne. Chętnie przeczytam kolejne o Ashu jako muszkieterze. :) Ash jest naprawdę bardzo sprytny i inteligentny. Kto jak kto, ale on z pewnością nie da się wyprowadzić w pole. Jest na to za mądry i dobrze, bo dzięki temu jest genialnym detektywem, choć jego drużyna również jest nieodzowna. Oni też są naprawdę inteligentni, tylko nie posiadają zdolności przywódczych jak Ash. Jednym słowem, przyjaciele Asha są naprawdę wspaniali. Z takimi to można naprawdę wszystko. :) Ash jest bardzo pomysłowy, odważny i pełen brawury, dzięki czemu budzi powszechny podziw i szacunek nawet wśród wrogów. A ta piosenka, którą na końcu śpiewają, to jak zauważyłem, ta piosenka "Param-Param-Paradujemsja" z radzieckiej wersji muszkieterów, ale z polskimi słowami Twego autorstwa :)

    OdpowiedzUsuń
  6. Cóż, zauważyłam tutaj sporo nawiązań do wydarzeń z "Trzech Muszkieterów", co jak najbardziej mi się podobało i sprawiło, że zakręciła mi się w oku łezka sentymentu i nieraz się uśmiechnęłam widząc znajomą z filmów sytuację. Także za to masz wielki plus. .
    Nasi przyjaciele po odkryciu i zniszczeniu falsyfikatu udają się do komnaty królowej, która wyjawia im, że prawdziwy naszyjnik podarowała diukowi George'owi Martingham, ambasadorowi władcy regionu Hoenn, który kiedyś przybył do jej małżonka w interesach. (czy tylko ja tu widzę nawiązanie do historii z księciem Buckingham?). :) Z diukiem kiedyś łączyło ją uczucie głębsze od zwykłej przyjaźni i na dowód tego podarowała mu swój naszyjnik. Teraz jednak należy go odzyskać, by oczyścić dobre imię Madeline. Na szczęście nasi przyjaciele nie muszą jechać do Hoenn po naszyjnik. Diuk obecnie przebywa w swojej letniej rezydencji w Kalos, jednak za dwa dni wyrusza w podróż powrotną do Hoenn, więc Ash i spółka mają naprawdę mało czasu.
    Niezwłocznie więc wyruszają w drogę, jednak zanim do tego dojdzie, Francois przekazuje im list od królowej do diuka, w którym wyjaśnia powody wizyty naszej ekipy. Przyjaciel ostrzega ich także przed możliwymi przeszkodami, które ktoś nieżyczliwy może na nich zastawić (zapewne chodzi mu o Michelieu).
    Nasi przyjaciele wyruszają w podróż na Pidgeottcie i Charizardzie, na odpoczynek zatrzymują się w Santalune. Po wyruszeniu następnego dnia rano zostają niestety ostrzelani z muszkietów, w wyniku czego ich Pokemony zostają ciężko ranne, a dodatkowo podczas lądowania Bonnie skręca kostkę. Idą więc do najbliższej oberży, gdzie Bonnie zostaje pod opieką Maxa, by dochodzić do siebie. Więc w dalszą drogę nasi przyjaciele wyruszają w osłabionym składzie na Rapidashach, wynajętych od oberżysty.
    Po drodze zatrzymują się na odpoczynek i gdy wydaje się, że wszystko idzie zgodnie z planem, Dawn zostaje zaczepiona przez jakiegoś opryszka, który najpierw próbuje bezskutecznie poderwać Dawn, a potem staje do pojedynku z Clemontem, który próbuje bronić ukochanej. Reszta ekipy w imię zasady "Jeden za wszystkich, wszyscy za jednego" rzuca sie na pomoc Clemontowi i wygrywa starcie, więc mogą ruszać w dalszą drogę. Niestety, podczas jazdy okazuje się, że Clemont odniósł w tym pojedynku dość poważną ranę, więc razem z Dawn zostają w najbliższej gospodzie, a w dalszą drogę wyruszają jedynie Ash i Serena wraz z wiernym Pikachu.
    Docierają oni do rezydencji diuka Martinghama, który nie bez żalu oddaje im naszyjnik. Nasza para orientuje sie jednak, że w naszyjniku brakuje dwóch klejnotów. Od diuka dowiadują się, że może mieć je niejaka hrabina Autumn (czy tylko mnie ona przypomina Milady de Winter?), którą po dłuższej wymianie zdań nasi detektywi identyfikują jako agentkę Michelieu. Niezwłocznie wyruszają za nią w pościg i odnajdują ją w najbliższej gospodzie. Przy pomocy Buneary oraz Piplupa wykradają jej dwa brakujące klejnoty z naszyjnika oraz list, który wyjaśnia motywy jej zachowania (przypomina mi list żelazny otrzymany przez Milady od Richelieu w "Trzech muszkieterach") i uniewinnia posiadacza tego listu od wszelkich dokonanych przez niego czynów. Ucieszeni takim stanem rzeczy nasi detektywi uciekają z gospody i, zbierając po drodze swoich przyjaciół, wracają do pałacu królewskiego.

    OdpowiedzUsuń
  7. Ciąg dalszy:
    Oczywiście, nic nie może być zbyt proste. W pałacu natrafiają na Mercantona, który również okazuje się być agentem Michelieu (oczywiście przypomina mi się tu hrabia de Rochefort) i próbuje powstrzymać naszą ekipę przed dotarciem do pałacu. Ash staje z nim do pojedynku na szpady i w tym czasie reszta biegnie do komnaty królowej by oddać jej naszyjnik. Królowa jest uradowana takim stanem rzeczy i natychmiast wyruszają na pomoc Ashowi, gdyż, jak się okazuje, pojedynki są zakazane w Kalos (zupełnie jak w "Trzech muszkieterach", gdzie król też wydał dekret zakazujący pojedynków).
    Od kłopotów Asha ratuje list żelazny wykradziony hrabinie Autumn, o której działalności chłopak niezwłocznie informuje króla. W wyniku tego zarówno ona jak i Mercanton zostają aresztowani i wtrąceni do lochu, a nasza ekipa detektywów otrzymuje Order Złotego Pokeballa za zasługi dla Kalos. Niedługo potem, nie bez żalu, nasza ekipa wraca do swoich czasów wcześniej oczywiście będąc honorowymi gośćmi na ślubie Francois i Madeline. :)
    Piękna historia, idealnie zainspirowana akcją "Diamenty królowej" z "Trzech muszkieterów". Myślę, że sam Dumas ojciec nie powstydził by się takiej historii. Wielkie brawa za talent dla Ciebie, kochany Autorze. :)
    Ogólna ocena: 10000000000000000000000000000000/10 :)

    OdpowiedzUsuń

Przygoda 129 cz. II

Przygoda CXXIX Tytanio, wio! cz. II Lot trwał długo. Ash nie liczył, jak długo, ponieważ odkąd tylko opuścił tak bardzo mu bliskie Gotham Ci...