Sherlock Ash kontra Arlekin cz. II
Kilka minut później ja i Ash lecieliśmy razem na grzbiecie Pidgeota w kierunku miasta Azuria. Obok nas lecieli May i Gary, którym za środek transportu posłużył Charizard mojego chłopaka. Sunęliśmy po niebie w kierunku celu naszej podróży. Ponieważ znajdował się on dość daleko od Alabastii, to musieliśmy tam lecieć bardzo długo. Minęło tak około półtorej godziny zanim tam dotarliśmy.
- Mam nadzieję, że przez ten czas Brockowi i Misty nic się nie stało - powiedziała May, kiedy już wylądowaliśmy.
Mój chłopak spojrzał na nią z przyjaznym uśmiechem.
- Spokojnie, moja droga. Arlekin może i jest wariatem, ale zawsze gra według pewnych ustalonych zasad. On zawsze taki był, odkąd go tylko pamiętam. Nigdy nie łamał raz danego słowa. Skoro powiedział, że będzie na nas czekał, aż wkroczymy do akcji, to będzie czekał. W końcu nam to obiecał.
- Obiecał nam również, że nasza misja nie będzie łatwa - zauważyłam zaniepokojona - Więc podejrzewam, iż w tej sprawie też dotrzyma danego słowa.
- A żebyś wiedziała, Sereno - kiwnął głową mój chłopak - Ale chyba nie oczekiwałaś niczego innego prawda?
- Oczywiście, że nie, tylko niepokoi mnie, jakie on na nas tam mógł zasadzki zastawić - powiedziałam.
May zacisnęła ze złości dłoń w pięść.
- Nieważne, co tam na nas czeka. Nasi przyjaciele potrzebują pomocy, więc nie możemy ich tam zostawić.
- To prawda - zgodził się z nią Gary Oak - Poza tym bez ryzyka nie ma dobrej zabawy, prawda?
Po tych słowach parsknął śmiechem, wyszczerzając przy tym wesoło swoje zęby.
Panna Hameron westchnęła załamana.
- A ty jak zwykle to samo... Tylko nawalanki ci w głowie.
Mój ukochany zachichotał i poprawił sobie na głowie czapkę.
- Nie ma co gadać. Trzeba się brać do dzieła. Ale najpierw dokonamy odpowiedniej charakteryzacji.
- Co masz na myśli? - zapytała May.
Ja już się domyśliłam, o co mu chodzi, zachichotałam i patrzyłam, jak Ash nakłada na siebie strój Sherlocka Holmesa, a potem podobny kostium zakłada Pikachu.
- Ta dam! Jesteśmy gotowi! - zawołał mój chłopak.
- Hej! „Ta dam“ to przecież moja kwestia! - przypomniałam mu nieco oburzonym tonem.
Mój luby zachichotał delikatnie.
- Wybacz... Jakoś nie mogłem się powstrzymać.
May westchnęła ponownie.
- Ech... Cały Ash... On zawsze ze wszystkiego robi wielkie halo. Ale w sumie chyba m.in. za to go lubimy, prawda?
- No właśnie - zaśmiał się Gary - No to ruszajmy, przyjaciele! Misty i Brock na nas czekają!
***
- Możecie się jeszcze wycofać.
- Nie ma mowy! - zawołałam gniewnie.
- Chyba ci odbiło, jeśli sądzisz, że się wycofamy! - dodała May.
- Właśnie! Idziemy tam z tobą i koniec dyskusji - rzekł Gary.
- Ale zrozumcie mnie - powiedział detektyw z Alabastii - To będzie niebezpieczne. To tak, jakbyśmy weszli do paszczy śpiącego Gyaradosa.
- Możliwe, ale się już nie wycofamy - stwierdziłam stanowczo, powoli podchodząc do mojego chłopaka i zaciskając bojowo pięść.
- Strzeż się nas, Arlekinie! - zawołała panna Hameron, stając z drugiej strony Asha.
- Gdyż zaraz skopiemy ci tyłek! - dokończył młody Oak.
- Pika-pika-chu! - zapiszczał bojowo Pikachu.
Nasz lider uśmiechnął się do nas radośnie, po czym rzekł:
- No dobrze... Wybaczcie mi, ale musiałem spróbować was przekonać, abyście się mogli na czas wycofać. Cieszy mnie jednak wasza obecność.
- A nas cieszy, że wreszcie dałeś sobie z przekonywaniem nas do tego, abyśmy zrezygnowali z pomagania ci - stwierdziła dowcipnie May.
Ash uśmiechnął się do nas, po czym rzekł:
- To wchodzimy.
Jak powiedział, tak zrobiliśmy i już minutę później byliśmy w środku. Rozejrzeliśmy się dookoła. Wokół było pusto. Nie widzieliśmy żadnego człowieka, nawet portiera przy drzwiach. Do tego panował lekki półmrok, ponieważ lampy były zgaszone. Nagle jednak gwałtownie się one zapaliły, po czym usłyszeliśmy głos Arlekina.
- Witam serdecznie na Sali w Azurii. Czeka was tu wiele wspaniałych atrakcji, a więc zapraszamy.
- Skąd dobiega jego głos? - zapytała May.
- Pewnie to jakieś nagranie - powiedział Ash, rozglądając się dookoła - Albo on tu jest naprawdę i obserwuje nas.
- Zapraszam serdecznie korytarzem prosto przed siebie - mówił dalej głos - Tylko uważajcie... Tam czekają na was niemiłe pułapki. Bądź więc ostrożni, bo w tej grze nie ma dodatkowego życia.
Po tych słowach Arlekin wybuchnął gromkim śmiechem i zamilkł, zaś May zacisnęła pięść ze złości.
- Już ja mu dam dodatkowe życie... Niech no tylko dostanie się on w moje ręce - powiedziała, dysząc wściekle.
- Chodźmy - rzekł Ash.
- Pika-pika! - zapiszczał Pikachu.
Powoli zaczęliśmy iść przed siebie, rozglądając się dookoła siebie.
- Na waszym miejscu patrzyłbym pod nogi - usłyszeliśmy nagle głos Arlekina.
- A ja na twoim miejscu pilnowałabym własnego nosa! - warknęła na niego May, wychodząc do przodu.
Chwilę później fragment podłogi pod jej nogami osunął się, a nasza przyjaciółka z krzykiem runęła w dół.
- May! - wrzasnęliśmy przerażeni.
- Pika-pika! - pisnął załamany Pikachu.
Na szczęście dziewczyna szybko złapała dłońmi za krawędź podłogi, a po chwili niezłego szoku, który przeżyła, próbowała się wspiąć na górę. Gary i Ash szybko podbiegli do niej, po czym złapali ją za ręce.
- Spokojnie, kochanie. Zaraz cię wciągniemy! - zawołał młody Oak.
- A spróbuj mnie tylko puścić, to będziesz miał do czynienia z moim duchem! - odparła żartobliwie May.
Obaj chłopcy zaparli się nogami, wytężyli wszystkie swoje siły, po czym z trudem wciągnęli dziewczynę na górę i opadli na podłogę, dysząc przy tym ze zmęczenia.
- Uff! O mały włos! - jęknęła cudownie ocalona osoba - Już myślałam, że nadeszła moja ostatnia chwila.
Następnie zwróciła swój wzroku ku Ashowi i rzekła:
- Mówiłam ci, że ściągasz na mnie pecha, a ty nie chciałeś mi wierzyć. No i co? Czyja racja?
- To był czysty przypadek - zauważył mój luby.
- Pika-pika! Pika-chu! - poparł go Pikachu.
May zrobiła złośliwą minę.
- Przypadek, tak? A te poprzednie sytuacje, kiedy ktoś mnie porywał, więził lub chciał zabić to też przypadek?
- No cóż... Przypadki chodzą parami - zażartowałam sobie.
Moja przyjaciółka zachichotała zadziornie.
- Ty zawsze umiesz znaleźć wytłumaczenie na zachowanie twojego chłopaka. Ja nie wiem, jak ty to robisz?
- Wprawa - odpowiedziałam dowcipnie.
Chwilę później usłyszeliśmy głos Arlekina.
- A mówiłem, żebyście patrzyli pod nogi? Może teraz będziecie mnie bardziej słuchać. Idźcie dalej w kierunku sali z basenem. Ale uważajcie. Różne nieprzyjemne rzeczy na was czekają.
- Ciekawe, jakie? - zapytałam.
- Nie pytaj, bo jeszcze się dowiesz - odpowiedział mi Gary Oak.
Szliśmy dalej. Niedługo jednak musieliśmy czekać na kolejną pułapkę, ponieważ już po minucie usłyszeliśmy głos 005:
- Uwaga na głowy! Ha ha ha!
Spojrzeliśmy w górę i wtedy posypały się na nas kawałki sufitu i to naprawdę spore.
- Uważajcie! - wrzasnął Ash.
Mój luby złapał mnie szybko i pociągnął za sobą, zaś Gary to samo zrobił ze swoją ukochaną. W ostatniej chwili uniknęliśmy śmierci.
- O mały włos! - jęknęłam, ocierając sobie pot z czoła.
- Ha ha ha! - dobiegł nas nie wiadomo skąd podły śmiech Arlekina - Naprawdę zabawnie wyglądacie unikając moich pułapek. Jednak dobrze wam idzie. Oby tak dalej.
- Widzę, że drań się dobrze bawi - powiedział Gary.
May była coraz bardziej wściekła. Zacisnęła obie pięści ze złości, po czym warknęła:
- Już ja się z nim pobawię... Niech no tylko dostanę go w swoje ręce!
Ash poprawił sobie na głowie czapkę.
- Jeżeli mogę, moja droga, to bardzo chcę być następny w kolejce do spuszczenia mu manta.
Panna Hameron spojrzała na niego i rzekła:
- Masz to u mnie.
***
Arlekin nie pozwolił nam wejść do głównej sali z basenem drzwiami, przez jakie normalnie się tam wchodzi. Musieliśmy więc iść okrężną drogą, co umożliwiło naszemu przeciwnikowi zaatakować nad za pomocą różnych pułapek, jakie wcześniej uszykował. Były to przeróżne złośliwości, takie jak stoczenie po schodach wielkiej kuli, osuwający się nam pod nogami stopień, jak również przyczepione do sufitu pistolety strzelające do nas pociskami, które nie mogły nas zabić, ale za to sprawiały nam sporo bólu oraz raziły po całym ciele, gdy tylko nas trafiły. Dlatego też musieliśmy je zniszczyć, aby przejść dalej. Pomogły nam w tym nasze Pokemony na czele z dzielnym Pikachu. Zniszczyły one swoimi mocami pistolety, a my dzięki temu mogliśmy ruszyć w dalszą drogę.
Po tych wszystkich niemiłych przeżyciach dotarliśmy wreszcie do sali z basenem, gdzie zauważyliśmy siedzącą na krzesłach dla widowni grupkę ludzi. Pierwszą grupą były Sensacyjne Siostry związane ze sobą razem i zakneblowane. Niedaleko nich siedzieli związani Misty i Brock. Ich usta były przewiązane kolorowymi chustami.
- Są tutaj! - zawołał Ash.
Nasi skrępowani przyjaciele zauważyli nas, po czym zaczęli się wić i szarpać, jakby próbowali coś nam powiedzieć, ale z powodu chust, które zasłaniały im usta, było to niemożliwe.
- Szybko! Rozwiążmy ich! - powiedział Gary.
Nim jednak zdążyliśmy podbiec do naszych przyjaciół, to nagle nie wiadomo skąd wyskoczyły i stanęły nam na drodze jakieś Pokemony. Były one głównie typu wodnego i wyraźnie miały do nas niechęć.
- Co się dzieje?! Co to za Pokemony?! - zapytałam.
- To Pokemony Sensacyjnych Sióstr - odpowiedział Ash - Dobrze je znam.
- Pika-pika! - potwierdził jego słowa Pikachu.
- Ale czemu patrzą na nas tak groźnie? - spytała May.
- One nie są sobą - odpowiedział Gary.
- Jak to? - zdziwiłam się.
Młody Oak pokazał palcem na naszych przeciwników.
- Spójrzcie na ich oczy! Są w transie! Ktoś je zahipnotyzował!
Ash popatrzył na nas z bojową miną.
- Wobec tego musimy z nimi walczyć. Jeśli zadamy im ból, powinny się ocknąć.
Pikachu zeskoczył z jego ramienia i zapiszczał bojowo.
- Nie możesz walczyć z nimi sam, przyjacielu - zawołał mój chłopak, łapiąc za swoje pokeballe - Potrzebujesz wsparcia!
Następnie wypuścił swoje pozostałe stworki, którymi byli Frogadier, Pidgeot, Charizard, Fletchinder oraz Hawlucha. Były tam jeszcze dwa inne, które nazw jednak nie pamiętam.
- Nie będziecie w tej walce sami! - zawołałam, uwalniając Braixena oraz Panchama.
May i Gary również uwolnili swoje Pokemony.
- Atakujcie! - zawołał Ash.
Doszło wówczas do walki, która była ostra, a chwilami wręcz bardzo brutalna. W końcu podczas normalnej bitwy Pokemonów przeciwnicy nie chcą się nawzajem pozabijać. Teraz jednak było inaczej, ponieważ stworki Sensacyjnych Sióstr wyraźnie próbowały zabić nasze Pokemony. Rzecz jasna nie robiły one tego w ogóle z własnej woli, ale dlatego, że zostały zahipnotyzowane i dalekie były od bycia sobą. Mimo wszystko musieliśmy je jakoś pokonać, więc ramię w ramię walczyliśmy, wydając raz za razem coraz to nowe polecenie naszym Pokemonom. Walka była naprawdę ostra, zaś nasi podopieczni raz za razem musieli strzec swego życia, żeby go nie stracić w tej potyczce. Kilku naszych padło nieprzytomnych na ziemię, ale wcześniej powaliło na łopatki część przeciwników.
- Obawiam się, że straciliśmy już 50% naszego mięsa armatniego - powiedziała złośliwie May.
- Słucham?! - zapytałam zdumiona - Co niby straciliśmy?
- Mam na myśli Pokemony - odparła moja przyjaciółka.
- To co wyskakujesz mi z tym mięsem armatnim? - warknęłam na nią gniewnie.
- Chciałam tylko rozładować napięcie! - odcięła się ona.
- Jakoś wcale ci to nie wyszło, wiesz?!
- Możesz przestać na mnie wrzeszczeć?!
- Cicho, baby! - ryknął na nas Gary Oak - Połowa naszego oddziału wciąż walczy i nie zamierza się poddać!
- Właśnie! To jest teraz najważniejsze! - poparł go Ash.
Uznałyśmy z May, że nie ma co się teraz ze sobą kłócić, zwłaszcza, że wróg wciąż był silny, dlatego powróciłyśmy do walki, dzielnie dopingując nasze Pokemony. Walka była niesamowicie trudna. W ostatniej jej fazie trzymali się już tylko Pikachu, Charizard, Pidgeot, Braixen i Hawlucha. Nacierali na wielkiego Gyaradosa, który atakował nas z basenu raz po raz. Starcie było naprawdę trudne do wygrania, gdyż ten jeden Pokemon zdołał przez bardzo długi czas odpierać ataki naszych dzielnych wojowników, ale w końcu był zmuszony paść pod ich ciosami.
- Hurra! Wygraliśmy! - zawołałam, podskakując z radości.
- Górą nasi! - pisnęła radośnie May.
Ash i Gary przybyli sobie wesoło piątkę.
- No to teraz pora uwolnić naszych przyjaciół - rzekł młody Oak.
- Z ust mi to wyjąłeś, stary! - zaśmiał mój chłopak.
Jednak nie zdążyliśmy zrobić ani kroku w stronę uwięzionych, kiedy nagle z jakiegoś miejsca wyskoczył Arlekin z wiernym parasolem w ręku.
- Brawo! Widzę, że pierwsza runda naszej jakże emocjonującej gry zakończyła się waszym zwycięstwem. Gratuluję - rzekł wesołym tonem.
- Są lepsi niż myślałeś - zachichotała pacynka Jacob.
005 popatrzył na nią i uśmiechnął się lekko, mówiąc:
- Możliwe... W końcu z zahipnotyzowani Pokemonami trudno było sobie poradzić, a wy daliście sobie radę.
- Jak zdołałeś je zahipnotyzować?! - zapytał Ash.
- Posiadamy w organizacji Rocket różne, bardzo przydatne urządzenia - odpowiedział mu jego kuzyn - Niektóre z nich sam zbudowałem. Tutaj wystarczyło proste urządzenie wpływające na fale mózgowe Pokemonów.
- Pogratulowałbym ci, gdyby nie to, że mam teraz ochotę cię rozerwać na strzępy - zasyczał przez zęby detektyw z Alabastii.
- Ale dopiero po mnie, pamiętaj! - zawołała May, stając obok niego.
Arlekin wybuchł śmiechem, gdy to usłyszał.
- Jesteście naprawdę uroczy. Sądzicie, że mnie pokonacie? WY?! Na razie jest 1:0 dla was, ale gra wciąż się toczy. Jutro skontaktuję się z wami na temat jej dalszych zasad.
- O nie! Nie ma mowy! - krzyknęła May - Jutro będziesz siedział w domu bez klamek!
To mówiąc rzuciła się ona na agenta 005, który bez słowa wycelował w nią swój parasol. Z przedmiotu wyleciał niebieski promień, uderzył on w dziewczynę i odepchnął w naszą stronę.
- May! - wrzasnął przerażony Gary, podbiegając do niej i dotykając jej ramienia - Nic ci nie jest?
- Nie... W porządku... Tylko trochę mnie oszołomiło - odparła jego dziewczyna, masując sobie miejsce między piersiami.
- To było na razie ostrzeżenie. Następnym razem nie będę już taki miły - powiedział Arlekin.
- Jaki miły pan się znalazł! - warknęłam w jego kierunku.
Ash złapał za szpadę, ale jego kuzyn rzekł bardzo groźnym tonem:
- Nie radzę. Wiem, że doskonale się tym posługujesz, ale jeśli mi włos z głowy spadnie, to twoi kumple, którzy są jeszcze u mnie w niewoli, mogą zapłacić za twój czyn nawet życiem.
Mój chłopak trzymał dłoń na rękojeści swojej broni, zaś jego kuzyn mówił dalej groźnym tonem:
- Zastanów się, Ash. Jeśli zginę lub dostanę się do więzienia, to twoi przyjaciele zostaną zdani na łaskę moich ludzi, a oni nie będą wobec nich tacy mili jak ja. Póki co nie krzywdzą ich, ale tylko dlatego, że ja im tak każę. Jeśli jednak mnie zabraknie, to kto wówczas im zabroni zrobić kuku całej czwórce?
- Nikt... Wydaje mi się, że nikt - odpowiedziała pacynka.
Detektyw z Alabastii zacisnął zęby ze złości, po czym puścił rękojeść szpady.
- Bardzo rozsądna decyzja, Ash - stwierdził z uśmiechem Arlekin - Już niedługo znowu się zobaczymy. Wracajcie do Alabastii i czekajcie na moje instrukcje. Narka, kochani!
To mówiąc uruchomił on swój parasol, którego górna część wysunęła się bardzo wysoko, rozłożyła na całą szerokość, po czym zaczęła na wzór śmigła obracać się dookoła własnej osi. Nasz przeciwnik zaś ze śmiechem wskoczył na rączkę swego środka transportu, po czym poleciał nim wysoko w górę i zniknął nam z oczu w jednym z korytarzy.
Dopiero wtedy mogliśmy swobodnie podbiec do naszych przyjaciół oraz uwolnić ich z więzów.
- Uff! Już myślałam, że od tej chusty stracę głos - powiedziała Misty, gdy ją zdołałam wyswobodzić.
- Mogę powiedzieć to samo - dodał Brock - Ale na całe szczęście przybyliście nam na ratunek.
- Rychło w czas - stwierdziła z ironią w głosie Lily Macroft, masując sobie obolałe nadgarstki - Ale ten drań nas mocno związał.
- Mogliście przyjść nieco szybciej! - pisnęła załamanym tonem Daisy Macroft - Chyba jeszcze długo będę wypluwać z ust resztki tego ohydnego knebla.
- Ciesz się, że nadal żyjesz - warknęła na nią ze złością Violet Macroft - Ash i jego przyjaciele robili, co mogli, aby nas uwolnić, a ty co? Zero wdzięczności! Lily tak samo!
- Właśnie! Mogłybyście czasami zamknąć te swoje buzie, skoro nie macie nic mądrego do powiedzenia! - dodała złośliwie Misty, kładąc sobie ręce pod boki.
Daisy i Lily zmieszały się, słysząc ten przytyk pod swoim adresem.
- Ależ kochanie... Przecież ty dobrze wiesz, że my bardzo doceniamy twoich przyjaciół - powiedziała ta pierwsza.
- Zwłaszcza Asha! W końcu to taki bohater! - dodała ta druga.
- Właśnie! - Daisy klasnęła radośnie w dłonie - Gdyby nie on, byłoby już po nas i nasze własne Pokemony by nas zabiły.
- Ale dzielny Ash Ketchum czuwał, jak zwykle zresztą! - stwierdziła radośnie Violet.
Następnie objęła ona mocno mego chłopaka i bez pytania go o zgodę złożyła pocałunek na jego policzku. Mój luby zaczerwienił się na twarzy z takiego lekkiego zawstydzenia, a ja zrobiłam to samo, tyle że ze złości. Chwilę później Daisy i Lily poszły w ślady swojej siostry i także ucałowały czule mojego chłopaka. Ashowi było nieco głupio po tym wszystkim, zaś w moim sercu pojawił się taki gniew, że gdyby cała trójka chciała powtórzyć ten numer, to bym chyba je rozerwała na strzępy.
Brockowi również się ta sytuacja niezbyt podobała, czego dowodził fakt, że zgrzytał zębami ze złości.
- A ciebie co ugryzło? - zapytała May.
- Nic, tylko zazdrość mnie zżera od środka! Jedni mają szczęście, inni zaś wiecznie będą sami! - jęknął załamanym głosem czarnoskóry chłopak.
Misty zasłoniła sobie oczy dłonią i powiedziała:
- Panie... Daj mi siłę.
***
Następną godzinę spędziliśmy na bardzo dokładnym obejrzeniu sobie całej Sali w Azurii, a prócz tego na wynajdowaniu oraz na zdejmowaniu kamer pozostawionych przez Arlekina. Brock przy okazji je sobie obejrzał dokładnie.
- Wiecie, nie jestem specjalistą, ale moim zdaniem te kamery to jest po prostu niesamowicie nowoczesna technologia - powiedział - Arlekin z ich pomocą obserwował was i wiedział, co robicie.
- Ale żeby nas obserwować, ten drań potrzebował on jakiegoś ekranu - stwierdziłam.
- No właśnie! - dodała May - A przecież nigdzie nie widzieliśmy tutaj czegoś takiego.
- Osobiście uważam, że Arlekin musiał mieć przy sobie coś w rodzaju małego, przenośnego komputera - zauważył Gary Oak - Pewnie to jego urządzenie było podłączone do kamer i miało też coś w rodzaju mikrofonu. Dlatego właśnie mógł mówić tak, żebyśmy go słyszeli.
- Moje podejrzenia są dokładnie takie same - rzekł Brock.
Misty popatrzyła na nas i powiedziała:
- Tak czy inaczej świr z niego pod każdym względem.
- Ale nieźle się zna na nowoczesnej technice - zauważył Gary.
Najmłodsza panna Macroft wzruszyła lekko ramionami.
- Tak... A kto powiedział, że nie?
- Mimo wszystko jak dla mnie ten koleś powinien się jak najszybciej znaleźć w domu bez klamek - mruknęła May.
Westchnęłam zasmucona.
- Coś mi mówi, że zanim do tego dojdzie, to jeszcze się z nim trochę pomęczymy.
- Nie inaczej - powiedział ponuro Ash, chodząc nerwowo po pokoju - Mam poważne obawy, że masz rację. Arlekin to jest naprawdę poważny przeciwnik. Znam go od dawna. Już jako dziecko był bardzo zawzięty, a do tego też niesamowicie uzdolniony pod względem technicznym. Niestety, to w połączeniu z jego jakże żałosnym ojcem, który nie tylko nie umiał go pokochać, ale wręcz poniżał go oraz upokarzał na każdym kroku, tworzy tu nam przerażająca mieszankę, której efekty mieliśmy dziś okazję zobaczyć. Biedny chłopak.
- Tobie go jest żal?! - zawołała Misty zdumionym tonem.
- Oczywiście, że tak - skinął głową mój chłopak - W końcu to jest mój kuzyn i on nie byłby wcale złym człowiekiem, gdyby nie skrzywdzono go kiedyś w przeszłości. A tak stoczył się on na dno dołączając do organizacji Rocket i krzywdząc każdego, kto tylko go rozdrażni, a odnoszę jakieś takie dziwne wrażenie, że najbardziej drażnię go ja.
- A to niby czemu? - zapytała May.
- Uważa, że ukradłem mu miłość ojca - odpowiedział jej mój luby.
- Prócz tego z jakiegoś powodu ten świr zagiął sobie na mnie parol - dodałam.
May, Misty, Gary i Brock spojrzeli na mnie zdziwieni.
- Poważnie?! - zawołali.
- Tak... Ale jak powiedziałam, nie mam pojęcia, dlaczego.
- To teraz bez znaczenia - rzekł Ash - Musimy udać się do Alabastii i czekać na jego kolejne wskazówki. W końcu więzi on jeszcze czwórkę naszych przyjaciół. Im szybciej ich uwolnimy, tym lepiej.
- No to na co jeszcze czekamy?! - zawołała May - Ruszajmy!
- Podoba mi się twój zapał do działania - powiedział Gary z dumą w głosie - Choć będzie nam też potrzebna spora dawka szczęścia.
- Pewnie. Bez niego ani rusz - zachichotał detektyw z Alabastii.
- Pika-pika-chu! - zapiszczał Pikachu.
***
Po tej rozmowie pożegnaliśmy się jeszcze z Sensacyjnymi Siostrami oraz Misty i Brockiem (którzy zostali na pewien czas w Azurii), a następnie wskoczyliśmy na grzbiety Pidgeota oraz Charizarda, którzy zabrali nas do Alabastii. Tam natomiast skontaktowaliśmy się z Melody, Latias i Cilanem. Opowiedzieliśmy im o naszych przygodach, jak również o tym, co jeszcze nas czeka. Cała trójka była wyraźnie zachwycona naszą historią, życząc nam powodzenia w dalszych działaniac i dodając, że w razie czego są oni gotowi nam pomóc. Ash jednak powiedział im:
- May i Gary wmieszali się w całą tę sprawę wbrew mojej woli, ale was nie chcę w to mieszać. Nie wiadomo, jakie to mogłoby mieć dla nas konsekwencje.
- No właśnie - dodałam poważnym tonem - Nie wiadomo, co strzeli do głowy temu Arlekinowi. Lepiej więc nie prowokować go zbyt dużą ilością naszych przyjaciół, którzy będą nam pomagać.
Nasi kompani byli bardzo zasmuceni jego decyzją, ale ją uszanowali, na swoje szczęście. Nie chciałam nawet myśleć, co by mogło ich spotkać, gdyby 005 się do nich dobrał. Lepiej więc, żeby byli oni jak najdalej od tej przygody. Normalnie ich pomoc bardzo by nas cieszyła, jednak tym razem musieliśmy im odmówić ze względu na naszą przyjaźń. Oni musieli być bezpieczni, chociaż oni, skoro pozostałych naszych przyjaciół (mam tu na myśli Clemonta, Dawn, Bonnie i Maxa) nie umieliśmy ustrzec od złego.
Następnego dnia zadzwonił do nas Arlekin. Miał jak zwykle bardzo dobry humor.
- Witaj, kuzynku... I jak ci się spało? - zapytał wesołym tonem - Bo twoim kumplom całkiem miło.
- Uprzedzam cię, Kevin! Jeśli coś im złego zrobiłeś...
Agent 005 nie dał mu dojść do słowa.
- Spokojnie, Ash. Co ty się tak złościsz? Mówiłem ci już, że ja zawsze dotrzymuję danego słowa i skoro obiecałem ci, iż nic złego ich nie spotka, to możesz być pewien, że tak będzie.
Ash z trudem zdołał zapanować nad sobą, po czym zapytał:
- Gdzie oni są?
- Już ci mówię... Clemont i Dawn są obecnie w pewnym miejscu w regionie Sinnoh. Zaraz wam prześlę wskazówki. Tym razem nie będą ona tak oczywiste jak poprzednim razem.
- A poprzednie były oczywiste? - mruknęłam złośliwie.
Arlekin zignorował moje słowa.
- Oczywiście tym razem także będą czekać na was przeszkody. Mam nadzieję, że sobie z nimi poradzicie, bo inaczej... Papa, przyjaciele... Ha ha ha!
Po tych słowach zaczął on się histerycznie śmiać, a następnie przesłał nam faksem w aparacie telefonicznym kartkę ze wskazówką. Ash złapał ją w dłonie i spojrzał na nią.
- Wierszem... Jak zwykle... Nie mógłby prozą pisać?
- Widocznie liryka jest dzisiaj w modzie - zauważyłam dowcipnie.
Mój luby popatrzył na mnie wesoło.
- Możliwe.
Następnie zaczął on czytać zagadkę napisaną w formie wiersza, która szła tak:
W rodzinne strony pora teraz wrócić.
Nad niebieską wodą osoby swoje rzucić.
Szukaj pannicy o niebieskich włoskach
W miejscu, w którym po pogłoskach
Wnosić możesz, że woda jest wspaniała.
Duszne okolice tam się zaczynają.
Smętne melodie grabarze tam grają.
Lecz teraz, jak słyszałem, mój przyjacielu,
Smutków obecnie nie zaznasz tam wielu,
Gdy pewien detektyw, bohater wspaniały
Pokazał, że w uczuciu do strachu jest niestały.
Więc ruszaj, chłopcze, gdyż czas ucieka.
Pamiętaj wszak, że szlachetny nie zwleka.
Idź więc tam, skąd się przyjaciółka twa wywodzi,
Bo tam właśnie śmierci wypatruje ona i zawodzi.
Jej ukochany wiernie przy niej trwa.
Oboje mogą jednak trafić do wielkiego dna.
Gardziel potwora się pod nimi otwiera.
Więc ciekawość mnie ogromna rozpiera,
Jak uwolnisz ich, mój ty bohaterze?
Zwłaszcza, że na straży jest groźne zwierzę.
Czarne niczym diabeł z piekielnych czeluści.
Znajdzie się w niebezpieczeństwie, kto go wypuści.
Więc szanse maleją z każdą chwilą,
Lecz może niebezpieczeństwa cię nie zabiją.
Walcz więc, Sherlocku Ashu, a zobaczymy,
Czy umiesz ratować wszystkie dziewczyny.
Popatrzyłam załamana na Asha.
- Niewiele z tego rozumiem. Tamta zagadka rzeczywiście była mniej zagmatwana niż ta.
Mój luby ze złością zacisnął dłoń w pięść.
- Mniej czy bardziej, to teraz już bez znaczenia. Uwolnimy Clemonta i Dawn, więc ruszajmy!
- Pika-pika-chu! - zapiszczał bojowo Pikachu.
Jakieś dwie godziny później wsiedliśmy we czwórkę na pokład statku, którym popłynęliśmy w kierunku Sinnoh. Na jego pokładzie próbowaliśmy jakoś rozwikłać zagadkę pozostawioną nam przez Arlekina.
- O co tutaj chodzi? - zapytałam, patrząc na kartkę - W jakim miejscu uwięził on Dawn i Clemonta?
- Sinnoh jest wielkie. Nie starczy nam życia, żeby zbadać wszystkie jego zakamarki - stwierdziła May.
- Wobec tego musimy zrobić tak, abyśmy szukali w konkretnym tylko miejscu i żadnym innym - powiedział Gary Oak.
- Ale jak chcesz to zrobić, mądralo? - zapytała jego dziewczyna.
Chłopak uśmiechnął się do niej wesoło.
- Mnie o to nie pytaj. To działka pana geniusza.
Ash zaśmiał się lekko i pomyślał przez chwilę.
- No więc jak wynika z zagadki, musimy znaleźć miejsce urodzenia Dawn.
- To proste. Ona pochodzi w Twinleaf - powiedziałam.
- Ano właśnie - potwierdził mój ukochany - Ale jest jeden problem. Przecież Twinleaf to jest dość spore miasto i nie możemy szukać naszych przyjaciół we wszystkich jego częściach.
- Zawsze lepsze to niż przetrząsać całe Sinnoh - stwierdził Gary.
- W sumie racja - mruknęła May - Ale przydałyby się nam konkrety, nie zaś ogólniki.
- Pika-pika! - jęknął smętnie Pikachu.
- Wobec tego pomyślmy - rzekł Ash i wziął ode mnie kartkę.
Następnie pomasował sobie lekko podbródek, mówiąc:
- On tu pisze o jakimś miejscu z piękną wodą. Wspomina też coś o jakieś dusznej pogodzie.
- Duszna pogoda? O co tutaj chodzi? - zapytałam.
Mój chłopak zaczął chodzić po naszej kajucie i głośno myśleć.
- Arlekin pisze też tu o tym, że jakiś detektyw coś nad tym miejscem z wodą zdziałał i dowiódł, że... No właśnie, co on dowiódł?
May wzięła do ręki kartkę, mówiąc:
- Niestały w uczuciu do strachu. Czyli co? On nie kocha strachu?
- Chyba tak - powiedział Gary - Ale jak mamy rozumieć te słowa? Że jest on odważny?
- Najwyraźniej - kiwnęłam głową - Przynajmniej ja tak myślę. Tylko o jakiego detektywa może mu chodzić?
- Może o Asha? - zapytała panna Hameron.
Uśmiechnęłam się do niej radośnie.
- Niewykluczone, że masz rację. Tylko co w takim razie Ash dokonał nad miejscem z wodą, które jest w pobliżu... Twinleaf...
Nagle walnęłam się dłonią w czoło.
- No tak! Jaka ja jestem głupia! Błękitne jezioro!
Mój luby uśmiechnął się do mnie przyjaźnie.
- Brawo, Sereno! A więc jeśli przyjąć, że masz rację, to musi chodzić o sprawę ducha tej dziewczynki.
May i Gary byli zdumieni.
- Jakiego ducha? Jakiej dziewczynki? - pytali.
- Później wam opowiem - stwierdziłam - Tak czy inaczej pewnie o to mu chodzi, gdy pisze o „dusznej pogodzie“.
- Przebiegły jest drań - rzekła panna Hameron - Widocznie sądził, że się nie zorientujemy w sensie jego słów.
- I pewnie by tak było, gdyby nie bystry umysł naszej drogiej Sereny - stwierdził wesoło Gary.
Poczułam, jak na moich policzki wychodzą rumieńce.
- Miło mi to słyszeć.
Ash uśmiechnął się do mnie delikatnie.
- A więc wiemy już wszystko poza jednym... O jakiego to potwora z piekła rodem chodzi mojemu kuzynowi.
- Mam jakieś dziwne wrażenie, że odkryjemy odpowiedź na to pytanie szybciej, niż tego chcemy - rzekła May.
Gdy przybyliśmy do Sinnoh, to natychmiast wskoczyliśmy na grzbiety Charizarda oraz Pidgeota, którzy zabrali nas do miasta Twinleaf. Tam zaś skierowaliśmy swoje kroki w kierunku jeziora zwanego przez niektórych ludzi „błękitnym“. Bez trudu je odnaleźliśmy, gdyż doskonale znaliśmy to miejsce. To tam jakiś czas temu rozwiązaliśmy pewną ciekawą, chociaż też trudną zagadkę. Takich rzeczy się nie zapomina.
Gdy już byliśmy na miejscu zobaczyliśmy, jak z drzewa, które rośnie tuż nad samym jeziorem, coś zwisa. Coś bardzo wielkiego. Podbiegliśmy szybko do tego miejsca, po czym do naszych oczu dotarł widok Dawn oraz Clemonta związanych w pasie liną, której to koniec jest przywiązany do gałęzi. Oboje mocno wili się i szarpali.
- Dawn! Clemont! - krzyknął mój chłopak.
- Pika-chu! - pisnął przerażony Pikachu.
Oboje spojrzeli w ich stronę i zawołali:
- ASH!
- Zaraz was uwolnimy! - odkrzyknął im detektyw z Alabastii.
- Uciekaj, Ash! To pułapka! - wrzasnęła przerażona Dawn.
Jej brat próbował podbiec do drzewa, z którego oni zwisali, ale wtedy coś nagle wybuchło przed nim, a mój luby upadł pod moje nogi. Szybko pomogłam mu wstać.
- Co to było?! - zapytałam.
Podnieśliśmy szybko wzrok w stronę nieba i zobaczyliśmy wówczas jakiegoś Pokemona wiszącego w powietrzu nad nami. Wyglądał on przez chwilę w moich oczach jak diabeł. Dopiero po chwili zorientowałam się, co to za stworzenie.
- To jest Gengar! - jęknęłam.
- Takiego samego Gengara miał Arlekin! - zawołała May.
- Widocznie to jest jego Pokemon - powiedział Ash - Kevin posłał go tutaj, żebyśmy nie mogli zbyt łatwo uwolnić naszych przyjaciół.
- A to bydlę! - krzyknęła panna Hameron.
Gengar zachichotał podle i cisnął w naszą stronę ciemną kulę.
- Pikachu! Elektrokula! - zawołał mój chłopak.
Pokemon zwinnie zeskoczył z ramienia swego trenera i wykonał jego polecenie. Dwa pocisku, złoty i czarny, zderzyły się ze sobą robiąc sporo huku i hałasu, ale nic poza tym.
- Ja się nim zajmę! - zawołał Ash - Wy ratujcie Dawn i Clemonta!
- Spełnijmy jego ostatnie życzenie - rzekł Gary, ciągnąc May za rękę.
- Ostatnie?! - zdziwiłam się.
Nie miałam jednak czasu dokładnie analizować jego słów, gdyż mój ukochany razem z wiernym starterem u boku zaczął walczyć przeciwko Gengarowi, z kolei ja, May oraz Gary podbiegliśmy do tafli jeziora. Wrogi nam Pokemon zaatakował nas swoją mocą, jednak Pikachu odwrócił jego uwagę ciskając w niego błyskawice, dlatego też zyskaliśmy nieco na czasie i podbiegliśmy do drzewa.
- Spokojnie, kochani! Zaraz was stąd zdejmiemy! - zawołałam.
Niestety, na naszej drodze stanęła wówczas kolejna przeszkoda. Coś bowiem pływało w jeziorze. Coś, co nagle wyskoczyło z wody, doskoczyło w górę i próbowało dosięgnąć Clemonta i Dawn.
- To Sharpedo! - krzyknęłam przerażona.
- Ale skąd on się tu wziął? - zapytała May.
- Arlekin go tu zostawił! - odpowiedziała siostra mojego chłopaka.
- Nie wiem dlaczego, ale odnoszę wrażenie, że ten Pokemon wcale nie jest do nas przyjaźnie nastawiony - stwierdził dowcipnie Clemont, próbując chyba zapanować jakoś nad strachem, który ogarniał nie tylko jego, ale i jego dziewczynę.
Tymczasem ogromny pokemoni rekin ponownie wyskoczył z wody, próbując dosięgnąć swą paszczą naszych przyjaciół, ale ponownie poniósł w tej sprawie porażkę.
- Trzeba coś zrobić! - krzyknęła May.
Wpadłam wówczas na super pomysł.
- Odwrócę jego uwagę, a ty i Gary zdejmijcie ich z tego drzewa!
- Robi się! - zawołał młody Oak.
Wypuściłam z pokeballi Panchama oraz Braixena, którzy natychmiast zaatakowali Sharpedo. Ich przeciwnik, widząc to, natychmiast zapomniał o niedoszłym obiadku i rozjuszony podpłynął do brzegu jeziora, atakując z wody swoimi mocami moje Pokemony. Te oczywiście nie pozostały mu dłużne, gdyż uderzały go one swoimi mocami pilnując, aby był on zajęty podczas gdy Gary z May próbowali uwolnić Clemont i Dawn.
Panna Hameron wspięła się razem ze swoim chłopakiem na drzewo, po czym wypuściła z pokeballa Skitty, Pokemona kotka, który to zwinnie wskoczył do naszych skrępowanych przyjaciół, po czym potraktował ich więzy swoimi pazurkami. Dzięki temu Clemont i Dawn byli wolni. Szybko złapali oni za linę wciąż zwisającą z drzewa, dzięki czemu uniknęli kąpieli w jeziorze.
- Dobra, a teraz właźcie! - zawołał do nich Gary.
- Idź pierwszy! - krzyknęła panna Seroni, patrząc na swego chłopaka.
- Nie! Ty idź pierwsza! - odpowiedział jej młody Meyer.
- Nie ma mowy! Właź na górę, ale już! - warknęła jego ukochana - Ja idę tuż za tobą!
- Lepiej się z nią nie sprzeczaj! - zachichotała May - I tak z nią nie wygrasz.
- Racja... Właź stary! - dodał radośnie Gary.
Clemont westchnął głęboko i zaczął się wspinać po linie na górę w stronę gałęzi, na której siedzieli bezpiecznie nasi przyjaciele. Ja tymczasem kierowałam Braixenem i Panchamem, aby skutecznie odwracali oni uwagę Sharpedo, zaś Pikachu kierowany przez Asha odpierał ataki Gengara.
- I co?! Tylko na tyle cię stać?! - śmiał się wesoło mój chłopak.
Tymczasem nasz drogi wynalazca wszedł na górę, po czym wyciągnął rękę w kierunku swojej ukochanej. Dawn powoli wspinała się do swojego chłopaka, kiedy nagle ten fragment gałęzi, do którego to była przywiązana lina, odłamał się od reszty drzewa, a wówczas moja serdeczna przyjaciółka z głośnym krzykiem runęła w dół.
- Dawn! - wrzasnęli Gary, May i Clemont.
Sharpedo słysząc ten plusk odwrócił się za siebie i zobaczył wówczas Dawn, próbującą szybko dopłynąć do brzegu jeziora. Zadowolony ruszył w jej stronę.
- Ej ty! Zostaw ją! - wrzasnęłam wściekła, ciskając w tego potwora kamieniem.
Pokemon nawet nie zwrócił na mnie najmniejszej uwagi, dalej szybko płynąc do dziewczyny, która szybko próbowała dostać się na brzeg jeziora.
- Zostaw ją, ty bydlaku! - krzyczałam, rzucając w niego raz za razem kamieniami.
Sharpedo jednak całkowicie mnie zignorował, więc musiałam posłać do walki ponownie Braixena i Panchama, którzy to zaatakowali go swoimi mocami. Wówczas dopiero Pokemon rekin się odwrócił i zaryczał groźnie w naszą stronę.
Tymczasem Clemont zawisł na drzewie niczym nietoperz, po czym przytrzymywany przez Gary’ego i May wyciągnął dłoń w kierunku Dawn, wołając:
- Daj mi rękę, szybko!
Jego dziewczyna płynęła szybko w stronę swego ukochanego. Płynęła tak gwałtownie, że Sharpedo ponownie zwrócił na nią uwagę i ruszył w jej kierunku, jednak ataki moich Pokemonów zmusiły go do porzucenia tego planu. Tymczasem panna Seroni złapała mocno rękami nadgarstki swojego ukochanego.
- Dobra, wciągnijcie nas! - krzyknął Clemont.
May i Gary natężyli wszystkie swoje siły, wspierani przez piszczącą bojowo małą Skitty. Jednocześnie Sharpedo kątem oka musiał dostrzec te wysiłki, ponieważ szybko ruszył on ponownie na Dawn i tym razem żadne ataki moich Pokemonów nie zdołały go zatrzymać. Jednak w ostatniej chwili trójka dzielnych ratowników wciągnęła swoją przyjaciółkę na gałąź. Groźny rekin musiał więc obyć się smakiem.
- Uff! - jęknęłam, ocierając sobie pot z czoła - Było naprawdę gorąco. Co za ulga.
Clemont, Dawn, Gary i May zeskoczyli na ląd, po czym cudownie ocalona dziewczyna z Sinnoh pokazała język Sharpedo.
- No i co, mądralo?! Z obiadku nici! - zawołała do niego.
Ash tymczasem dalej walczył z Gengarem, jednak ten zauważył nagle, że nasz cel został osiągnięty, więc najwidoczniej uznał, że dalsza walka nie ma sensu i poleciał wysoko w górę, po czym zniknął pośród chmur.
- Już uciekasz?! A tak dobrze się bawiliśmy - zażartował sobie mój chłopak.
Dawn tymczasem mocno uściskała swego chłopaka, mówiąc przy tym radośnie:
- Byłeś bardzo dzielny, kochanie.
- Starałem się jak mogłem, Dawn - odrzekł na to Clemont, przytulając do siebie ukochaną i pieszcząc dłońmi jej włosy.
Dziewczyna czule go pocałowała, po czym podbiegła do swego brata, skacząc mu na szyję i czule całując jego policzki.
- Braciszku! Wiedziałam, że przybędziesz nam z pomocą! Clemont także w to wierzył! Ani na chwilę nie stracił w ciebie wiarę!
- Dziękuję za te piękne słowa, siostrzyczko... Ale sam bym sobie nie poradził... Pomogli w tym Serena, May i Gary.
- Właśnie! Nie chcę się podmawiać, jednak my też mamy w tym swój udział - dodał dowcipnym tonem młody Oak.
Dawn zachichotała wesoło i stwierdziła dowcipnym tonem:
- Jeżeli liczysz na buziaka, to zapomnij! Niech cię May całuje! Ja nie zamierzam tego robić.
- No wiesz... Ani jednego buziaczka? Nawet najmniejszego? - zapytał ze smutkiem w głosie chłopak.
Jego dziewczyna dała mu lekkiego klapsa dłonią w ciemię.
- Casanova jeden! - mruknęła - A ja myślałam, że tylko Brockowi tak odbija.
Gary zarumienił się zawstydzony.
- No co? Chyba zasługuję na nieco wdzięczności?
- Uważaj, żebym ja ci nie pokazała swojej wdzięczności! - odparła na to May, dając mu kolejnego tzw. liścia w ciemię.
C.D.N.
Akcja jak widać zaczyna się powoli rozkręcać. Nasi przyjaciele docierają do Azurii, gdzie kierują swoje kroki do sali Sensacyjnych Sióstr Macroft, w której uwięzieni są Misty i Brock. Oczywiście nie obywa się bez serii wymyślnych pułapek, z czego w pierwszą z nich o mało nie wpada May, oczywiście od razu z pretensjami rzuca się na Asha, jakby to była jego wina, że wpadła w pułapkę. :D
OdpowiedzUsuńGdy mają już dotrzeć do przyjaciół uwięzionych na basenie, napotykają na swojej drodze zahipnotyzowane pokemony Arlekina, do walki z którymi rzucają wszystkie swoje siły. Po dłuższej walce udaje im się pokonać przeciwników i uwolnić nie tylko przyjaciół, ale także Sensacyjne Siostry, które oczywiście bardzo wylewnie dziękują Ashowi za ratunek, wywołując przy tym zazdrość Brocka. :)
Po wypełnieniu misji w Azurii nasi przyjaciele wracają do Alabastii, by tam oczekiwać na kolejną wskazówkę odnośnie miejsca pobytu kolejnej dwójki przyjaciół. Na drugi dzień po powrocie odzywa się do nich Arlekin, który zdradza im, że tym razem mają poszukiwać Clemonta oraz Dawn i jak zwykle wysyła im wskazówkę faxem, która tym razem nie jest tak oczywista jak poprzednia. Nasza grupa niezwłocznie wsiada na statek do Sinnoh.
Po drodze próbują rozwiązać zagadkę Arlekina. Szybko dedukują, że porywaczowi chodzi o Błękitne Jezioro, nad którym kiedyś Ash i przyjaciele rozwiązali zagadkę pojawiającego się tam ducha dziewczynki. Po dotarciu do Twinleaf od razu kierują się nad jezioro, gdzie oczywiście znajdują Clemonta oraz Dawn przywiązanych do drzewa. Drogę zagradza im Gengar, z którym Ash i Pikachu nawiązują walkę, a reszta grupy rusza na ratunek Clemontowi i Dawn. Udaje im się ich rozwiązać, jednak tym razem na drodze staje im Sharpedo, pokemon-rekin. Na szczęście i tym razem nasi przyjaciele wychodzą z walki zwycięsko i udaje im się uwolnić kolejną parę przyjaciół. Oczywiście Gary nie omieszkuje zwiększyć swoich osiągnięć w tej sprawie i zaczyna przekonywać Dawn, że należy mu się buziaczek w policzek, na co May (jego dziewczyna) daje mu niezłego klapsa w ciemię. :)
Teraz już pozostaje odnaleźć jedynie Bonnie i Maxa. Ciekawe, kto tym razem stanie na drodze naszej paczce, by uratować przyjaciół? Tego dowiemy się już w kolejnej, ostatniej już części tej cudownej przygody. :)
Akcja się wyraźnie rozkręca, napięcie utrzymane do samego końca. Rozdział zasługuje na same najwyższe oceny. :)
Ogólna ocena: 1000000000000000000000000000000000000/10 :)