środa, 3 stycznia 2018

Przygoda 052 cz. IV

Przygoda LII

Nie poddawaj się, tylko walcz! cz. IV


Ponieważ nic już nie mogliśmy zrobić dla Waldena, to zawieźliśmy jego notatki oraz inne rzeczy z jego pokoju, które dowodziły niewinności Huberta, na miejscowy posterunek policji. Tam zaś pokazaliśmy je komisarz Jenny i powiedzieliśmy, co udało nam się odkryć. Policjantka pod wpływem tych dowodów musiała przyznać nam rację, choć przyszło jej to z trudem z powodu dumy, czy może raczej wybujałego ego.
- A więc jednak to ten wariat - powiedziała smutnym głosem - Wielka szkoda. Naprawdę bardzo żałuję, że tak skończył. Pamiętam go z dawnych lat. Wtedy jeszcze nie był wariatem. Potem miał miejsce ten wypadek i on... A zresztą sami wiecie. Tak czy inaczej przez ten wypadek już nigdy nie był taki, jak przedtem. Biedny człowiek.
- Tak, biedny - potwierdził smętnie John Ketchum - Przez ten wypadek, w którym został ciężko ranny w głowę postradał zmysły i już nigdy ich całkowicie nie odzyskał. Ale za to pamiętał doskonale, że jego siostrzeniec był mu bliski niczym rodzony syn.
- Hubert zwierzał się wujowi i mówił mu wiele o sprawach, o których nie mówił nawet matce - dodał Ash smutnym tonem - Walden traktował go niczym własne dziecko i pewnie dlatego postanowił pomścić jego krzywdy.
- To on też zabił tych wszystkich ludzi - powiedziałam - Nazwał siebie Czyścicielem, żeby w ten sposób podkreślić, że oczyszcza to miejsce z łajdaków. Przynajmniej tak się domyślam.
- Wiele spraw już nigdy nie zostanie wyjaśnionych, ponieważ Walden nie żyje i nic nie przywróci go do życia - rzekła komisarz Jenny - Ale cóż... Sprawa została zamknięta. Czyściciel nie żyje.
- A Kronikarz? - zapytałam.
- Jeszcze dziś zostanie wypuszczony - odpowiedziała mi policjantka - W końcu jest niewinny.
- Doprawdy, Jenny? A jeszcze godzinę temu był dla ciebie głównym podejrzanym w tej sprawie - zakpił sobie John Ketchum.
Policjantka popatrzyła na niego zasmucona.
- Nie szydź sobie ze mnie. Posądzałam Huberta o zabicie jego ojca, bo był na miejscu zbrodni wtedy, gdy ją popełniono i nie miał alibi, a do tego odgrażał się Dariusowi na oczach świadków, czemu zresztą nie zaprzeczał. Wszystko więc pasowało do siebie i to jak ulał. Teraz jednak rozumiem, że popełniłam błąd. Natychmiast każę go wypuścić. Chłopak nie może wisieć za niewinność.
Jak powiedziała, tak zrobiła, więc Kronikarz jeszcze tego samego dnia powrócił do domu, gdzie czekali już na niego matka, Candela, jego wierne Pokemony, a prócz tego Dawn, Ash, John Ketchum i ja. Wszyscy radośnie powitaliśmy naszego drogiego przyjaciela. Wierne Pokemony skoczyły mu w objęcia i wyściskały go. Tak samo potem zrobiły Candela oraz Marlen, ściskając go oraz całując po policzkach, aż chłopak się zawstydził.
- To jest po prostu niesamowite! - zawołał uradowanym głosem, kiedy już obie panie go puściły - Jak przekonaliście Jenny, że jestem niewinny?
- Więc ona ci tego nie powiedziała? - zapytałam.
- Nie... A co miała powiedzieć?
John Ketchum posmutniał. Wiedział, że musi to zrobić, choć wcale mu to nie odpowiadało.
- Siadaj, chłopcze. Muszę ci coś wyjaśnić.
I opowiedział mu dokładnie całe nasze śledztwo. Hubert był załamany, gdy usłyszał już wszystko.
- Biedny wujek Walden... - powiedział, roniąc przy tym łzę - A więc zginął... Biedaczek... Bardzo go kochałem.
- A on kochał ciebie, synku - rzekła Marlen, dotykając czule jego dłoni - Pamiętaj o tym zawsze i nie potępiaj go bez względu na to, co zrobił.
Młodzieniec spojrzał na nią uważnie, mówiąc:
- Nawet nie zamierzam tego robić, mamo.
Następnie zapytał, kiedy odbędzie się pogrzeb Waldena.
- Za kilka dni. Trzeba załatwić pewne formalności i w ogóle - odrzekł mu John Ketchum - Ale spokojnie. Będzie dobrze. Choć niestety będziemy musieli powiedzieć dziennikarzom, kto był Czyścicielem.
- Skoro nie można inaczej...
Candela delikatnie położyła swoją dłoń na dłoni chłopaka.
- Nie smuć się... Przynajmniej twój wujek już nie cierpi.
- Co masz na myśli?
- Sam mówiłeś, że jego życie to było jedno wielkie pasmo cierpień.
Kronikarz pokiwał smutno głową.
- No tak, to prawda... W sumie to masz rację. Przynajmniej się już nie męczy. Najważniejsze, że cała sprawa została już wyjaśniona.
- No, właściwie to nie do końca - rzekł Ash - Wciąż jeszcze nie wiemy, kto zabił twojego ojca.
Hubert spojrzał na niego pytająco.
- Co masz na myśli, przyjacielu? Przecież to wujek Walden zabił tych wszystkich ludzi.
- Nie wszystkich - powiedział mój chłopak - Tylko sześciu pierwszych. Twojego ojca zabił ktoś inny.
- Pika-pika-chu! - pisnął Pikachu.
- Dokładnie tak - dodałam - Na dowód tego mamy te notatki twojego wuja. Nazwiska w nich zapisane są przekreślone poza nazwiskiem Dariusa Mareya, twego ojca.
- I niby czego to dowodzi? - zapytała Marlen.
Ash spojrzał na nią i rzekł:
- Tego, że pani byłego męża zabił ktoś inny niż pani brat.
- Przekreślone nazwiska oznaczają więc osoby, które Walden zabił? - spytała Dawn.
- Pip-lu-li? - zaćwierkał Piplup.
- Nie inaczej - powiedział jej brat - Po popełnieniu zbrodni przekreślał od razu nazwisko tego, którego posłał na tamten świat.
- Zatem nieprzekreślone nazwisko oznacza osobę, której nie zdążył on zabić - dodałam.
- Pika-pika-chu! - pisnął Pikachu.
- No to w takim razie kto zabił mojego ojca? - zapytał Hubert.
John Ketchum popatrzył na niego uważnie.
- Dobre pytanie. Ale chyba znam na nie odpowiedź.
- Ja chyba także - dodał jego potomek - Ale może być pewien problem z udowodnieniem tego.
Dawn uśmiechnęła się delikatnie.
- A słyszeliście o czymś takim jak blef?
Ash spojrzał na nią i objął ją mocno, po czym złożył czuły pocałunek na jej policzku.
- Siostrzyczko... Jesteś genialna. Chociaż bardzo możliwe, że to wcale nie będzie konieczne. Jak właściwie wszystko rozegramy, to być może blef z naszej strony będzie niewielki lub wcale nie będziemy musieli blefować.
- Możliwe, ale najpierw powiedzcie mi, o czym myślicie - powiedział Kronikarz, którego wyraźnie aż paliła ciekawość, aby poznać nasz plan.
- Za to ja bym chciał najpierw się dowiedzieć, mój drogi chłopcze, czy obaj myślimy tak samo, choć coś mi mówi, że raczej tak - rzekł pan John do swego prawnuka.
Już po chwili wszystkie wątpliwości w tej sprawie zostały rozwiane i można było przejść do omówienia planu działania.

***


Następnego dnia ja, Ash i John Ketchum poszliśmy do posiadłości ojca Huberta. Macocha naszego przyjaciela właśnie siedziała w swoim pokoju i patrzyła na siebie w lustrze.
- Nie podobasz się sobie w czerni? - zapytał złośliwie John.
- To dziwne, bo przecież nosisz ją z własnej winy - dodał Ash.
- Pika-pika-chu! - pisnął gniewnie Pikachu.
Kobieta odwróciła się do nas udając zdumienie.
- Nie bardzo rozumiem, o co wam chodzi.
- Ooo! Ty już bardzo dobrze rozumiesz, o co nam chodzi - powiedział złośliwie detektyw John Ketchum.
Następnie cała nasza trójka podeszła do niej, natomiast słynny śledczy z regionu Sinnoh ponownie przemówił:
- Muszę przyznać, że naprawdę sprytnie sobie to wszystko obmyśliłaś, moja droga. Wmówiłaś swojemu mężowi, iż ma on powody do tego, żeby obawiać się swojego syna i że to na pewno on jest Czyścicielem. Potem przekonałaś go, że lepiej będzie okazać chłopakowi choć odrobinę sympatii. Dlatego właśnie przyjął on twoją propozycję, żeby zaprosić na wasze ziemie Cyganów, a potem ugościć u siebie Huberta. Później poprosiłaś Kronikarza, kiedy po wesołych tańcach w taborze cygańskich odprowadził do waszego domu bardzo zmęczoną Angelikę, żeby ją ululał do snu, a gdy już mu się to udało, to zaproponowałaś, żeby został na noc, bo co się będzie o tak późnej porze włóczył do obozu cygańskiego? Hubert został więc u was na noc, a ty zabiłaś męża, żeby potem na rano odkryć spokojnie jego ciało i oskarżyć Huberta o zabójstwo. Zostawiłaś nawet przy trupie małą kartkę z podpisem „CZYŚCICIEL“, żeby łatwiej obciążyć swoją zbrodnią konto wielokrotnego zabójcy. To był piękny plan, naprawdę bardzo pomysłowy... Zwłaszcza, że tym razem Hubert był na miejscu popełnionego przestępstwa, a do tego miał motyw, żeby zabić Dariusa.
- Nikt za to nie wiedział o twoim motywie - zaczął mówić Ash - A był on bardzo prosty.
- Naprawdę? A niby jaki? - zapytała podła kobieta.
- Pieniądze - powiedziałam - Gdybyś jednak tylko zabiła męża, którego poślubiłaś wyłącznie dla jego forsy (a której jest bardzo wiele), to wówczas musiałabyś się podzielić spadkiem z pasierbem, a tego przecież nie chciałaś. Twój plan pozwolił ci jednak załatwić obu za jednym zamachem i zagarnąć wszystko.
- Pika-pika-chu! - pisnął gniewnie Pikachu, sypiąc z policzków iskry.
Kobieta parsknęła śmiechem.
- Piękna bajeczka. Szkoda tylko, że nie macie żadnych dowodów na jej potwierdzenie.
- Och, przeciwnie... Mamy je - rzekł John Ketchum.
- Naprawdę? A jakie?
- Widzisz... Twoja córeczka w nocy wstała do łazienki i gdy wracała z niej, to widziała, jak wchodzisz do sypialni jej ojca, a swojego męża. Bardzo ją to zdziwiło, bo od dawna sypiałaś osobno, a tu nagle około północy widzi cię, jak idziesz do swego męża, a jej ojca.
- No i co z tego? - zapytała bezczelnie pani Marey - To chyba nie jest zbrodnia, prawda?
- Nie... Ale widzisz... Twój drogi mąż, zgodnie z ustaleniem lekarzy, zginął tak około północy, natomiast panna Angelika widziała cię właśnie o tej porze, jak chodzisz sobie po korytarzu. Zapewniam cię, że policja bardzo dokładnie zbada ten szczegół, gdy jej o nim powiemy. I weźmie go całkiem na poważnie, zwłaszcza po tym, jak złapaliśmy Czyściciela. Wystarczy więc tylko powiedzieć komisarz Jenny o naszym odkryciu i możesz pożegnać się z wolnością.
John Ketchum zachichotał podle, zaś kobieta warknęła ze złości jak dziki Pokemon, po czym złapała za torebkę i wyjęła z niej niewielki pistolet, który natychmiast w nas wycelowała.
- Idioci! Wy już nic nikomu nie powiecie!
- Nie bądź głupia - powiedział detektyw, zachowując stoicki spokój - Nawet jeśli nas zabijesz, nic ci to nie da. Angelika powiedziała o wszystkim bratu, a on nam.
- Właśnie! Już i tak przegrałaś! - dodał odważnie Ash.
- Pika-pika! - pisnął wściekły Pikachu.
- Angelice i Hubertowi nikt nie uwierzy! - warknęła na nas macocha Kronikarza - Jedno z nich to głupi dzieciak, a drugie to nic nie warty śmieć, który miał motyw, żeby zabić swojego ojca i obciążyć tym mnie! Ale wam mogą już uwierzyć. Dlatego też teraz was zabiję i...


- I co dalej?! Jak to potem wytłumaczysz policji, co?! - zawołałam.
- Wcale nie będę musiała tego robić - zaśmiała się do nas podła kobieta - Ukryję gdzieś wasze ciała, a sama wyjadę za granicę razem z córką. Ona i tak nic nie zrozumie, bo jest na to za mała. Natomiast policja, zanim was znajdzie, to będzie się musiała nieco natrudzić. A i tak nie zdoła odkryć, kto was zastrzelił. Tak więc powiedzcie pa-pa, kochani detektywi!
Chwilę później padł strzał, ale to nie strzeliła pani Marey, lecz ktoś zupełnie inny. Macocha Huberta upuściła broń z ręki, zaś Pikachu strzelił w nią piorunem, kiedy próbowała ją podnieść. Oszołomiona kobieta była już obezwładniona. Następnie do pokoju wpadła komisarz Jenny z dymiącym jeszcze pistoletem w dłoni i kilku jej ludzi, a także Hubert.
- Sophie Marey, w imieniu prawa aresztuję cię za zabójstwo twojego męża, Dariusa Mareya! - zawołała pani komisarz, kiedy policjanci zakuwali podłą kobietę w kajdanki.
Aresztantka popatrzyła na nią z kpiną w oczach.
- Męża? To był zwykły śmieć! Pracoholik i damski bokser! Niejeden raz mnie uderzył, gdy się zdenerwował. A do tego jeszcze traktował mnie jak ścierwo! W końcu dostał to, na co zasłużył!
- A Hubert?! On też sobie zasłużył na śmierć?! - zawołałam oburzona.
- On zawsze był, jest i będzie nic nie wart! - odparła podła kobieta - W tej sprawie Darius miał całkowitą rację. Hubert to jedno wielkie zero i co?! Miałam podzielić się z nim spadkiem po jego ojcu? Nigdy! A poza tym na kogoś i tak trzeba było zwalić winę, a on nadawał się do tego znakomicie.
- Zabrać ją! - mruknęła Jenny do swoich ludzi, patrząc z obrzydzeniem na tę parszywą czarną wdowę.
Kobieta została wyprowadzona, a po krótkiej chwili do pokoju wpadła Angelika. Była czymś bardzo przejęta.
- Mamo! Co się tutaj dzieje? Co to za hałas?! Czemu zabierają mamę?! - dopytywała się mała istotka zapłakanym głosem.
Hubert złapał ją szybko w ramiona i przytulił mocno do siebie.
- Maleńka moja... Spokojnie. Już wszystko dobrze.
- Braciszku... Dlaczego zabierają mamę? - zapytała urocza istotka - Ja chyba wiem. Mama była zła dla pani policjantki i teraz będzie stać w kącie, prawda?
Hubert nie wiedząc, co odpowiedzieć swojej siostrze, tylko milczał.
- A czy mamusia prędko wróci? - dopytywała się kruszynka.
Jej starszy brat wziął ją na ręce i jeszcze mocniej do siebie przytulił.
- Nie wiem, kochanie. Ale póki co ja się tobą zajmę.
Podeszłam zasmucona do Asha i powiedziałam:
- Biedna kruszynka... Straciła ojca, a teraz jeszcze i matkę.
- Tak... Ale za to zyskała wspaniałego brata - odpowiedział mój luby.
- Dobrze, że powiedziała mu o tym, co widziała w nocy.
- Tak... Szkoda tylko, że tak naprawdę nie wiedziała, która jest godzina wtedy, gdy zauważyła swoją matkę wchodzącą do sypialni ojca.
- Co się tym przejmujesz? Najważniejsze, że jej matka myślała inaczej i dała się zwabić w naszą pułapkę.
- To prawda, ale co by było, gdyby się nie dała zwieść?
- Ależ to oczywiste, co wtedy by było.
- Tak? To co by było?
- Wymyśliłbyś z panem Ketchumem coś innego.
- Pika-pika-chu! - pisnął wesoło Pikachu.
Ash uśmiechnął się delikatnie, słysząc moje słowa i powiedział:
- Masz rację, Sereno. To rzeczywiście jest oczywiste.
- Raczej elementarne, mój drogi - zachichotałam.
- Właśnie, skarbie. Elementarne - potwierdził Ash.

***


Dalej sprawy potoczyły się bardzo szybko. Panią Marey aresztowano i miała ona w areszcie oczekiwać na swój proces. Gazety okrzyknęły Johna Kechuma, Asha, Dawn oraz mnie bohaterami, a także zrobili nam zdjęcie, które potem umieszczono na pierwszej stronie „Sinnoh Expressu“. Wszyscy się cieszyli, że sprawa Czyściciela została ostatecznie rozwiązana.
Hubert vel Kronikarz znalazł zaś nowy materiał do kryminału, który zamierzał napisać - miał być inspirowany tym wszystkim, co ostatnio się działo w Twinleaf. Angelika zamieszkała wraz z nim. Chociaż często pytała o mamę, to jednak mieliśmy nadzieję, że w końcu przestanie to robić, żeby kiedyś, gdy już dorośnie, zrozumieć wszystko, co miało ostatnio miejsce.
Candela postanowiła nie podróżować już z taborem, ale zostać na stałe z Kronikarzem. Okazało się wówczas, że moje przypuszczenia i nadzieje, jakie po cichu żywiłam względem niej oraz jej przyjaciela z dzieciństwa, były jak najbardziej słuszne - zwłaszcza, kiedy oboje nam oznajmili, że są parą. Na całe szczęście rodzice dziewczyny nie mieli nic przeciwko temu związkowi, co było przyjemną dla nas niespodzianką, bo przecież wszyscy wiedzą, że Cyganie bardzo niechętnie oddają swoje dzieci tym, którzy nie są z ich rasy. Tym razem jednak było inaczej, bo rodzice Candeli, choć pewne obiekcje względem Huberta posiadali (a właściwie tylko jeden - że nie jest Cyganem), to po niezbyt długich namowach ze strony swojej córki w końcu ustąpili. Przyczyną tego stanu rzeczy był w dużej mierze fakt, że kochali oni swoje dziecko i chcieli jego szczęścia, a do tego Kronikarz był dla nich kimś w rodzaju swojaka - przysposobionego, ale zawsze. Dlatego wyrazili zgodę na ten związek, ale postawili warunek: gdy nadejdzie czas wesela, to ma się ono odbyć po cygańsku, na co wszyscy bez wahania przystali.
Ale nie tylko Kronikarz i jego wieloletnia przyjaciółka byli nad wyraz zadowoleni z takiego obrotu spraw. Również ich Aipomy okazały ogromną radość tego powodu. Okazało się bowiem, że oboje od dawna mają się ku sobie. Wbrew temu, co początkowo myślałam, wcale nie byli rodzeństwem. Po prostu od dziecka wychowywali się razem i potem na długi czas zostali rozdzieleni, dlatego też teraz postanowili już zawsze być blisko siebie, co okazywali poprzez radosne piski oraz skakanie po całym domu Huberta w radosnym tańcu. Wszyscy obserwowaliśmy to z nieukrywanym zachwytem.
- Najwidoczniej na tym świecie pojawiło się trochę więcej miłości - powiedziałam czułym tonem do Asha.
- Tak... I bardzo dobrze - odpowiedział mój ukochany - Powinno być jej jak najwięcej na świecie.
Wszyscy nasi przyjaciele powiedzieli, że mamy rację, choć Dawn nieco posmutniała na widok dwojga ganiających się po domu Aipomów. Gdy ją zapytałam, czemu jest taka smutna, odrzekła:
- Przypomniał mi się mój ukochany... Mój kochany Clemont... Tęsknię za nim.
- Pip-lu-pip! - zaćwierkał smętnie jej Piplup, patrząc na nią smętnym wzrokiem.
Położyłam jej dłoń na dłoni i uśmiechnęłam się czule.
- Spokojnie, maleńka. Już niedługo powrócimy do naszych czasów, ale póki co bawmy się tutaj, póki możemy.
Moja przyjaciółka westchnęła głęboko, wciąż wyraźnie zasmucona, ale posłuchała mojej rady i brała razem z nami udział w korzystaniu z uroków lat trzydziestych.
Ostatniego dnia naszego pobytu w tych pięknych czasach Dawn, Ash i ja, w towarzystwie Huberta, Candeli oraz Angeliki poszliśmy do kina na film animowany „Królewna Śnieżka i siedmiu krasnoludków“ z 1937, wielki hit w regionie Sinnoh, a chociaż ja oraz mój luby znaliśmy go na pamięć, to obejrzenie go w kinie sprawiło nam wielką przyjemność.
Potem poszliśmy do jednej restauracji, gdzie zgodnie ze zwyczajem lat trzydziestych orkiestra grała piękną muzykę. Ja i Ash nie mogliśmy oprzeć się pokusie, żeby nie zatańczyć choć jednego kawałka, więc podeszliśmy do orkiestry, po czym mój luby zamówił piosenkę „W błękicie oczu twych“. Na szczęście orkiestra ją znała, więc zaraz ją zagrała, a my zaczęliśmy tańczyć do słów tego utworu, który leciał tak:

To nic, niby nic, lecz musi się coś w tym kryć.
Jakaś moc, jakaś siła, co mnie zbudziła z twardego snu.
Ta moc, dziwna moc każe mi o tobie śnić.
Wyczekiwać wśród drżeń, tęsknić co noc i co dzień.

W błękicie oczu twych zgubiłem cały świat
I myśli me, i serce me, i spokój wszystkich dni.
W błękicie oczu twych sam zginąć byłbym rad,
By znaleźć w nich uśmiechy twe i szczęścia łzy.
I może jest to śmieszne, może to jest dziecinne,
Że tak wszystkiemu winne są słodkie oczy twe.
W błękicie oczu twych zgubiłem cały świat,
Lecz właśnie w nich znalazłem dzisiaj szczęście me.

I może jest to śmieszne, może to jest dziecinne,
Że tak wszystkiemu winne są słodkie oczy twe.
W błękicie oczu twych zgubiłem cały świat,
Lecz właśnie w nich znalazłem dzisiaj szczęście me.

Gdy skończyliśmy tańczyć pocałowałam czule Asha, co reszta naszych przyjaciół (głównie Hubert i Candela) przywitali gromkimi brawami.
- Czy wolno wiedzieć, kochanie, czemu wybrałeś właśnie tę piosenkę? - zapytałam mojego ukochanego, gdy odprowadzał mnie do stolika.
- Ponieważ pasuje ona do moich uczuć - odpowiedział czule mój luby - Ja sam w błękicie twoich oczu zgubiłem cały mój świat, lecz znalazłem w nim również swoje szczęście.
- Och, Ash! - uśmiechnęłam się do niego radośnie.
Następnie szepnęłam mu na ucho:
- Musimy jeszcze kiedyś tu wrócić.
- Naturalnie... Bezsprzecznie - dodał mój ukochany.

***


Gdy już nadszedł czas powrotu ze smutkiem malującym się na naszych oczach i widocznym w naszych sercach pożegnaliśmy Angelikę, Huberta, Candelę oraz ich Pokemony, życząc im wszystkim wiele szczęścia w życiu i miłości.
- Dbajcie o siebie nawzajem - powiedziałam.
- Oby wasza miłość zawsze była tak silna, jak teraz - dodała Dawn.
- Pip-lu-pip! - zaćwierkał radośnie jej Piplup.
Kronikarza oraz jego piękna Cyganka, trzymając się czule za dłonie, spojrzeli na nas z uśmiechem.
- Dziękujemy wam. Oby wasze życzenie się spełniło - rzekła Candela.
- Jestem pewien, że tak będzie - stwierdził Hubert.
- Dbaj o swoją młodszą siostrę - rzekł do niego Ash - W końcu teraz tylko ty jej zostałeś.
- Pika-pika-chu! - pisnął Pikachu.
Hubert uśmiechnął się i spojrzał radośnie na swoją małą siostrzyczkę, delikatnie głaszcząc ją dłonią po główce.
- Będę dbał o nią zawsze. Jest moim małym skarbem.
- Nie jestem mała! Jestem duża! - pisnęła dziewczynka, tupiąc przy tym gniewnie nóżką.
Zachichotałam delikatnie, podobnie jak i Hubert.
- Oczywiście, kochanie. Jesteś już dużą dziewczynką - powiedziałam radosnym głosem.
Pochyliłam się nad nią i dodałam:
- Będziesz dbać o swojego brata? Obiecasz mi to?
- Tak - pisnęła słodko dziewczynka.
- Obie będziemy się nim opiekować - dodała Candela.
Zachichotaliśmy, słysząc te słowa. Bardzo nas to rozbawiło. Przyznaję, iż bardzo przykro nam było wracać domu i ich zostawiać, ale musieliśmy to zrobić. Ostatecznie w 2006 roku ktoś już na nas czekał.
Uściskaliśmy bardzo mocno naszych przyjaciół, a już szczególnie Ash i Dawn uścisnęli czule Johna Ketchuma, który powiedział:
- Wybaczcie mi, proszę, że początkowo was nie słuchałem. Byliście najlepszymi pomocnikami, jakich tylko mogłem sobie wymarzyć. Nie licząc oczywiście Huberta, który też kilka razy mi pomagał w rozwiązaniu spraw, które prowadziłem, jednak nie umniejsząc jego zasług wy byliście naprawdę wspaniałymi pomocnikami. Ashu, Dawn, Sereno... Nie mógłbym sobie na czas tej sprawy znaleźć lepszych asystentów. Mówię poważnie. Bez was nie dałbym sobie rady.
- Jest pan zbyt skromny - odparłam.
Mężczyzna zachichotał.
- Możliwe, ale zapamiętajcie jedno... Cokolwiek będzie miało miejsce w waszym życiu, to kierujcie się zasadą, jaką ja sam podzielam. A brzmi ona tak: „Nie poddawaj się, tylko walcz“.
- Albo też „Nigdy się nie poddawaj, tylko walcz“ - dodał wesoło Ash.
- Pika-pi! Pika-chu! - pisnął radośnie Pikachu.
Detektyw ponownie zachichotał.
- Dokładnie tak, kochani. Przestrzegajcie tylko tej zasady, a zawsze w życiu dacie sobie radę. Tego jestem całkowicie pewien. Powiem wam nawet więcej. Cały świat stoi przed wami otworem. Wykorzystajcie to!
- Może być pan pewien, że wykorzystamy - powiedziałam, ściskając dłoń mego chłopaka.

***


Po tym czułym oraz bardzo smutnym pożegnaniu w końcu opuściliśmy naszych nowych przyjaciół, a następnie poszliśmy do miejsca, z którego nieco wcześniej wyruszyliśmy w naszą podróż. Tam zaś na przenośnikach w czasie wpisaliśmy datę 9 kwietnia 2006 roku i chwilkę później byliśmy już u siebie.
- Czy jesteśmy już u siebie? - zapytała Dawn.
- Na pewno tak - stwierdził Ash.
- Skąd masz tę pewność, braciszku?
- Bo właśnie widzę Clemonta idącego w naszą stronę.
Rzeczywiście, nasz drogi wynalazca zobaczył nas i radośnie podbiegł do nas, po czym uściskał każdego z nas.
- Clemont, najdroższy! - zawołała panna Seroni, mocno przytulając się do swojego ukochanego - Tak bardzo się za tobą stęskniłam! Długo na nas czekałeś?
- Nie! Tylko kilka minut - odpowiedział jej chłopak.
- Dla mnie to trwało znacznie dłużej - odparła zasmucona panna Seroni - Tak się cieszę, że wreszcie jesteśmy razem!
- Ja także jestem szczęśliwy - dodał nasz wynalazca - Ale opowiadajcie lepiej, co tam się wydarzyło w 1938 roku.
- Opowiemy to wszystkim, jak już będziemy w domu - powiedział Ash - A póki co wracajmy do domu pani Seroni. Pewnie się cała nasza kompania za nami nieźle stęskniła.
- Na pewno nie tak mocno, jak my za nimi - odparłam ironicznie.
- Pika-pika-chu! - pisnął wesoło Pikachu.
Parsknęliśmy wszyscy śmiechem, po czym ruszyliśmy w kierunku naszego obecnego lokum, a tam czekali już na nas nasi przyjaciele: Johanna Seroni, Alexa, Bonnie i Max. Gdy już cała nasza gromada była w pełnym składzie, to z najprawdziwszą przyjemnością opowiedzieliśmy im o naszych przygodach w latach trzydziestych. Nasi kompani wysłuchali nas uważnie, gdyż ja i Ash umieliśmy naprawdę bardzo ciekawie opowiadać. W końcu mieliśmy już w tym doświadczenie całkiem spore.
- Niesamowita historia - powiedziała zachwyconym głosem Alexa - Normalnie brzmi jak opowieść z jakiegoś filmu.
- A nawet jeszcze lepiej! - zawołał Max - Wielka szkoda, że nas tam nie było! To musiała być przygoda.
- No właśnie! Następnym razem musicie nas zabrać - dodała Bonnie.
Alexa zastanowiła się przez chwilę.
- Wiecie co? To naprawdę bardzo ciekawe... Mówicie, że Hubert miał na nazwisko Marey. Prawda?
- Tak - potwierdziłam.
Nagle zorientowałam się, o co jej chodzi.
- Chwileczkę... Chyba rozumiem, do czego zmierzasz...
- Ja także - dodał Ash z wielkim uśmiechem na twarzy - Przecież ty się nazywasz Marey. Czyżby Hubert to był twój dziadek bądź pradziadek?
- Pika-pika? - zapiszczał pytająco Pikachu.
Dziennikarka spojrzała na nas i pokiwała wesoło głową.
- Dziadek, tak gwoli ścisłości. Dobrze go pamiętam, choć oczywiście już nie tak mocno, jak kiedyś. Zmarł, gdy miałam dziesięć lat. Wiele spraw z nim związanych zdążyłam już zapomnieć, ale nigdy nie zapomnę tego, jak wymyślał te swoje zwariowane historie i jak się razem z Violą śmiałyśmy do rozpuku z jego bajek.
- A Candela? Ją też pamiętasz? - zapytała Dawn.
Kobieta pokiwała twierdząco głową.
- Pamiętam, ale bardzo mało. Jeszcze mniej niż dziadka, ponieważ ona zmarła jeszcze wcześniej niż on.
Poczułam smutek, gdy tylko usłyszałam o ich śmierci. Co prawda nie mogłam oczekiwać, iż nasi bliscy będą żyć wiecznie, lecz mimo wszystko zrobiło mi się przykro. Dlatego też, aby poprawić sobie humor, rzekłam:
- A więc się pobrali. To bardzo dobrze. Oboje pasowali do siebie.
- Tylko ciekawi mnie, co z Angeliką - dodała moja przyjaciółka.
Alexa rozłożyła ręce.
- Moi rodzice lepiej powinni ją pamiętać niż ja. Muszę kiedyś z nimi na ten temat porozmawiać. Ale o ile wiem, to miała się dobrze. A zresztą przy takim starszym bracie jak Hubert trudno, żeby było inaczej.
- Co racja, to racja - stwierdziła Dawn, patrząc na Asha - Kochający starszy brat to sama radość i szczęście.
- Dobrze to ujęłaś - zachichotała wesoło mała Bonnie.

***


Następnego dnia mieliśmy wyruszyć wszyscy w podróż do Kanto, ale nim to nastąpiło poszliśmy wszyscy w miejsce, gdzie miała się odbyć mała potyczka pomiędzy Clemontem a Kennym. W końcu wszystko zostało już ustalone i należało tylko wypełnić zobowiązania wobec przeciwnika. Jakby nie było, tutaj chodziło o honor.
Johanna Seroni oraz Alexa postanowiły iść razem z nami, żeby sobie zobaczyć tę walkę. Przyszliśmy na miejsce, po czym poczekaliśmy. Kenny zjawił się parę minut później. Towarzyszyła mu jakaś młoda blondynka w niebieskiej bluzce, czarnych spodniach oraz szarych butach. Posiadała ona bardzo długich włosach, które rozpuszczone na wietrze dumnie powiewały. Jej szary oczy uważnie się nam przyglądały, zaś delikatne, różowe usteczka zostały rozszerzone w radosnym uśmiechu.
- Ash... Dawn... Zatem Kenny nie kłamał - powiedziała wesoło kobieta - A sądziłam, że ten drań znowu mnie cygani... Jednak się pomyliłam.
- Cynthia! - zawołała radośnie Dawn - No proszę! Ty tutaj?
- Co ty tu robisz? - dodał zdumiony Ash.
- Byłam w okolicy i spotkałam Kenny’ego. Znamy się oboje dobrze z czasów, gdy zaczynał on swoją karierę - odpowiedziała kobieta - Powiedział mi, dokąd idzie i po co, to postanowiłam pójść z nim i zobaczyć tę waszą walkę. Coś mi mówi, że będzie bardzo ciekawa.
Poczułam wtedy, jak serce mocno mi bije z wrażenia.
- Niesamowite! A więc to jest Cynthia, słynna Mistrzyni Pokemon Ligi Sinnoh, o której mi tyle opowiadałeś?! - zawołałam zaszokowana.
- Ona sama - powiedział z uśmiechem Ash.
- Ale ekstra! - zawołał Max.
- Nie przestawisz mi swoich przyjaciół? - zapytała Cynthia.
Mój ukochany radośnie dokonał prezentacji mojej, Clemonta, Bonnie, Maxa, Alexy oraz pani Seroni. Kobieta radośnie się z nimi przywitała, po czym chciała zacząć z nimi rozmowę, ale Kenny przypomniał o tym, że on i nasz drogi wynalazca mają stoczyć walkę. Dlatego też obaj przygotowali się do starcia. Przedtem jednak poprosiłam Asha i młodego Meyera na chwilę rozmowy.
- Wiecie... Od wczoraj trapi mnie jedna taka sprawa, ale dopiero teraz sobie przypomniałam, że miałam was o to zapytać.
- Możesz nas zapytać po walce - rzekł Clemont.
- Wolę teraz, zanim całkiem zapomnę, czego właściwie chciałam.
- No to słuchamy - powiedział Ash.
Spojrzałam więc uważnie na obu chłopców i zaczęłam wyjaśniać, o co mi chodzi.
- Widzicie... Intryguje mnie jedna rzecz. Jak to jest w ogóle możliwe, że ja, Ash i Dawn byliśmy na zdjęciu w gazecie z 1938 roku, skoro dopiero teraz cofnęliśmy się w czasie i doprowadziliśmy do tej jakże zwariowanej sytuacji, dzięki której trafiliśmy na pierwsze strony gazet?
To zagadnienie było naprawdę intrygujące, więc obaj chłopcy się nim bardzo zainteresowali.
- Rzeczywiście, dobre pytanie - powiedział Ash - Clemont, co ty o tym myślisz?
- Uważam, że to posiada swoje wyjaśnienie - stwierdził nasz przyjaciel - Widzicie... Czas dzieli się na przeszłość, teraźniejszość i przyszłość. W przeszłości widocznie doszło do sytuacji, w której cała wasza trójka cofnęła się z jakiegoś powodu w czasie, po czym trafiła na pierwsze strony gazet. Jakie to były powody, nie wiem. Wiem jednak, że wpłynęło to na naszą teraźniejszość i przyszłość w taki sposób, iż potem znaleźliśmy w gazecie owo zdjęcie, a żeby wyjaśnić jego sens, to ty, Ash i Dawn przenieśliście się do 1938 roku, rozwiązaliście zagadkę, zrobiono wam zdjęcie i już.
- Czyli, że musiała istnieć w czasoprzestrzeni jakaś inna wersja naszej teraźniejszości, która wywołała tę dziwaczną sytuację? - zapytałam.
- Nie inaczej - powiedział Clemont - Ale to tylko teoria. Może nie być prawdziwa.
Ash uśmiechnął się do nas i dodał:
- Wiecie co? Nie wiem, jaka jest prawda, ale jedno wiem na pewno.
- Co takiego? - spytałam.
- Że mojemu pradziadkowi bardzo by się ta zagadka spodobała.


KONIEC













5 komentarzy:

  1. Jak to dobrze, że Walden pozostawił dowody stwierdzające, że to on był mordercą. A Jenny pamiętała go z czasów, gdy był jeszcze zdrowy na umyśle. Ale w rzeczywistości Twój wujek nie jest Ci tak bliski, prawda? Masz z nim dobre relacje, ale nie traktuje Cię jak syna? I za czasów Huberta w Ameryce skazywano jeszcze ludzi na powieszenie? Wiadomość o śmierci wujka bardzo go zasmuciła. Ciekaw jestem, kto stoi za śmiercią Dariusza. Pewnie ktoś, komu się naraził, choć niewykluczone, że może to być również jego małżonka, bo jakoś wątpię w to, żeby ona go kochała. Za to z całą pewnością kochała jego pieniądze. No i okazało się, że faktycznie to ona go zabiła, a przy okazji chciała też pozbyć się Huberta, oskarżając go o ojcobójstwo, aby zagarnąć cały majątek dla siebie. Co za podła i wyrachowana suka! A to, że Angelika była świadkiem jej wizyty w pokoju męża, było sprytnie obmyślonym kłamstwem. I okazało się, że ta potworna baba posiadała pistolet, którym postanowiła zastrzelić detektywów za odkrycie prawdy. Na szczęście w pobliżu byli policjanci, którzy zdołali ją obezwładnić, zanim zrobiła komukolwiek krzywdę. A czy Twoja macocha ma na imię Zofia? I teraz Angelika trafi pod opiekę brata, ciotki i babci, skoro jej ojciec nie żyje, a matka pójdzie siedzieć do więzienia. Ona w ogóle nie zdaje sobie sprawy z powagi sytuacji i pewnie nawet nie wie o śmierci ojca. To będzie dla niej straszliwy wstrząs.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. To prawda, ja i mój wujek bardzo się lubimy, ale takich pięknych relacji jak Hubert i Walden nie mamy. W latach 20 i 30 XX wieku oraz jeszcze długo po II wojnie światowej obowiązywała kara śmierci za zabójstwo, choć w USA woleli krzesło elektryczne, ale regiony znajdujące się w Ameryce różnią się trochę w swoim prawie od prawa amerykańskiego, a w Sinnoh był stryczek za zabójstwo - jak w Polsce czy Anglii. We Francji czy Belgii i chyba w Niemczech preferowali gilotynę. Tak czy siak kara śmierci za zabójstwo było normą i tylko szczegóły jej wykonania je od siebie odróżniały. W USA wtedy preferowali krzesło elektryczne, choć chyba stryczek też był, ale krzesło było i za wyjątkowo podłą zbrodnię. Potem po wojnie była chyba komora gazowa, a obecnie jest zastrzyk z trucizną i tylko wyjątkowo go stosują wobec wyjątkowych zwyrodnialców. Macocha Huberta liczyła, że zabije męża i obciąży tym konto Czyściciela, a właściwie swojego pasierba, bo przecież na niego próbowała zwalić winę, dzięki czemu cały spadek po mężu byłby tylko jej. A w sumie to Angelika widziała matkę wchodzącą do pokoju Dariusza w chwili zabójstwa, tylko mała nie wiedziała, która to była godzina. To już detektywi wymyślili, aby się suka zdemaskowała. Wiedziała, że po złapaniu Czyściciela Hubert i detektyw Ketchum cieszą się większym szacunkiem policji, więc jeśli rzucą policji poszlakę obciążającą ją, to policja to z pewnością sprawdzi i jeszcze nie daj Boże coś odkryje, a wtedy wszystko przepadło. Więc wolała nie ryzykować. Co prawda było ryzyko, że się nie da złapać w tę pułapkę, ale w razie czego wymyśliliby coś innego. Tak czy siak nie uszłoby jej to na sucho. A nie pamiętam, jak moja macocha ma na imię - rzuciłem pierwsze imię żeńskie, jakie przyszło mi do głowy, aby postać tej kreatury w ogóle jakieś miała. Tak, teraz Hubert zajmie się siostrą, dla której strata rodziców w tak krótkim czasie była niezłym szokiem, ale przy bracie poradzi sobie z tym.

      Usuń
  2. A więc detektywi wiedzieli o tym, że Angelika widziała matkę wchodzącą do pokoju męża, choć oczywiście ona nigdy by się nie spodziewała, że matka go zabije. W końcu jest tylko małym dzieckiem, więc taka myśl nigdy by jej przez głowę nie przeszła. Ona nawet nie wie, że ojciec zginął z ręki jej matki. Biedne dziecko zostało osierocone, ale na szczęście ma starszego brata, który bardzo ją kocha i na pewno jej nie zostawi. I wyjaśniło się, skąd Ash, Dawn i Serena wzięli się na tym zdjęciu, które zostało zamieszczone w gazecie. Hubert oczywiście związał się z Candelą, podobnie jak ich Pokemony. :) Dawn szybko zaczęła tęsknić za Clemontem, co świadczy o tym, że naprawdę go kocha. Mimo wszystko trudno jej było opuścić nowych przyjaciół, podobnie jak Ashowi i Serenie. A John naprawdę przekonał się do ich umiejętności, ponieważ okazali się bardzo przydatni w śledztwie i zdemaskowaniu zbrodniarki. On ma rację, że w życiu nie należy się poddawać, tylko trzeba walczyć o swoje szczęście i miejsce w tym świecie. I okazało się, że we współczesności minęło tylko kilka minut, podczas, gdy w czasach, do których się przenieśli, spędzili kilka dni. Podobna sytuacja miała miejsce w "Opowieściach z Narnii", gdzie też czas płynął zupełnie inaczej. Rodzeństwo Pevensie spędziło w Narnii wiele lat, a po powrocie do swego świata okazało się, że upłynęły tylko dwie godziny. I podobnie jest u Ciebie. I okazało się, że Hubert to dziadek Alexy i Violi. A Candela to ich babcia? A to w jaki sposób zdjęcie Asha, Sereny i Dawn znalazło się w gazecie z 1938 roku można wyjaśnić ich przenosinami w czasie. :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Tak, biedna Angelika została teraz bez rodziców, ale na całe szczęście posiada jeszcze starszego brata, który zaopiekuje się nią. Tak - już wiemy, w jaki sposób Ash z Sereną i Dawn trafił na pierwsze strony gazety z 1938 roku :) Tak, Hubert związał się z Candelą i wskutek tego oboje potem stali się dziadkiem i babcią Alexy i Violi. Tak, John Ketchum przekonał się do umiejętności naszych bohaterów i bardzo chętnie skorzysta z ich pomocy następnym razem. I jak widzisz - Ash posiada podobne poglądy co jego pradziadek, czyli takie, aby się nigdy nie poddawać i walczyć o swoje szczęście. I przy okazji o to, żeby tego zła mniej było na świecie :) A jeśli chodzi o powrót naszych przyjaciół do ich świata, to wrócili podobnie jak w "OPOWIEŚCIACH Z NARNII", ale tam to nie zależało od bohaterów, po prostu Narnia posiadała taką magię, a z kolei tutaj Ash i reszta specjalnie ustawili przenośniki w czasie, aby powrócić do swoich czasów na krótko po tym, jak je opuścili. Mogli wybrać dowolny czas powrotu, ale wybrali ten, aby stracić jak najmniej ze swoich czasów. Wystarczyło tylko ustawić właściwą datę i godzinę.

      Usuń
  3. Nie spodziewałam się takiego zakończenia tej historii. Jednak na szczęście wszystko kończy się bardzo dobrze.
    Hubert zostaje uniewinniony dzięki dowodom pozostawionym przez jego zmarłego wuja. Nie wiem czemu, ale mam wrażenie, jakby Jenny bardzo niechętnie wypuszczała Kronikarza z aresztu, tak jakby miała do niego jakieś wąty.
    Ale mniejsza o to, Hubert wraca do domu, gdzie wszyscy witają go bardzo serdecznie. Babcia przekazuje mu smutną wiadomość o tragicznej śmierci wuja, z którym chłopak był mocno związany, co Hubert przyjmuje z ogromnym smutkiem.
    Pozostaje jeszcze jedna zagadka do rozwiązania - kto zabił Dariusa Mareya, jeśli nie zrobił tego Walden? Odpowiedź okazuje się być bardzo blisko - zrobiła to jego własna druga żona, która chciała przejąć jego majątek. Wykorzystała ona obecność Huberta w ich domu, by zwalić na niego winę za zabicie ojca, z którym chłopak był skonfliktowany. Liczyła, że chłopak zostanie aresztowany i skazany na śmierć, a ona przejmie pieniądze Dariusa i wraz z Angeliką wyjedzie za granicę by tam żyć za pieniądze swojego męża. Nie przewidziała jednak tego, że dziewczynka widziała ją, jak wchodziła do sypialni jej ojca, mimo iż od dawna ze sobą nie sypiali. Nie była oczywiście świadoma godziny, ale to akurat detektywi dorobili, by zabójczyni przyznała się do swojego czynu. Kobieta do końca wyzywała swojego męża i pasierba od najgorszych i była przekonana, że nikt nie udowodni jej winy. Chciała nawet zabić naszą paczkę, ale nie zdołała tego zrobić powstrzymana najpierw przez Pikachu, a potem przez oficer Jenny, która akurat wpadła do jej domu. Perfidna zabójczyni do końca wyzywała wszystkich od najgorszych. Co za wredny fałszywy babsztyl.
    Angelika po śmierci ojca i aresztowaniu matki trafiła pod opiekę Huberta, który koniec końców związał się ze swoją przyjaciółką z dzieciństwa Candelą, do której od zawsze bardzo go ciągnęło i vice versa. :)
    Po zakończeniu sprawy Czyściciela nasi przyjaciele żegnają się wylewnie z Hubertem, Candelą, Angeliką i Johnem, po czym wracają do roku 2006, gdzie czeka na nich Clemont i reszta przyjaciół. Przy okazji okazuje się, że Hubert i Candela to... dziadkowie Alexy. Cóż za niespodzianka. :)
    Na drugi dzień nasza paczka ma wracać z powrotem do Kanto, jednak zanim wrócą, musi odbyć się walka Clemonta z Kennym, na którą ten drugi przyprowadza Cynthię, mistrzynię Pokemon z Ligi Sinnoh. Bardzo ciekawy gościnny występ i intrygująca rozkmina Clemonta odnośnie podróży w czasie. Cóż... coś w tym musi być. :)
    Historia sama w sobie bardzo ciekawa, intrygująca i pełna dramatycznych zwrotów akcji. Trzyma w napięciu do samego końca. Ogromne brawa! :)
    Ogólna ocena: 1000000000000000000000000000000/10 :)

    OdpowiedzUsuń

Przygoda 129 cz. II

Przygoda CXXIX Tytanio, wio! cz. II Lot trwał długo. Ash nie liczył, jak długo, ponieważ odkąd tylko opuścił tak bardzo mu bliskie Gotham Ci...