środa, 3 stycznia 2018

Przygoda 058 cz. II

Przygoda LVIII

Śledztwo muszkieterów cz. II


Udaliśmy się w kierunku miasta Vaniville, gdzie miał swoją siedzibę władca tej krainy, król Louis XXIII i jego małżonka, królowa Anne Marie. Muszę przyznać, że byłam naprawdę zaskoczona obecnością królewskiego pałacu w moim rodzinnym mieście. Co prawda od urodzenia mieszkałam w tym miejscu i wiedziałam o tym, że znajduje się w nim muzeum, które to kiedyś było rezydencją władców Kalos, jednak jakoś wcale nie ciągnęło mnie do niego i na obecną chwilę zapomniałam zupełnie, że tam jest taki zabytek historyczny. Głupio mi się więc zrobiło, kiedy Dawn zapytała mnie:
- Wiedziałaś o tym, Sereno, że w twoim rodzinnym mieście była kiedyś letnia siedziba królów tego regionu?
Nie chcąc przyznać, że jestem w tej sprawie nie tyle laikiem, co wręcz kompletnym ignorantem, powiedziałam:
- Naturalnie... Od dawna o tym wiedziałam.
- I nic nam nie powiedziałaś? - zapytała nieco złym tonem Bonnie.
- Wiesz... Chciałam wam zrobić niespodziankę - zachichotałam lekko, rumieniąc się przy tym.
Spojrzałam na Asha, szczerząc przy tym bardzo głupkowato swe zęby. Moje zachowanie nawet w człowieku mało inteligentnym mogło wzbudzić podejrzenie, a co dopiero w detektywie z Alabastii, który rozwiązywał już o wiele bardziej skomplikowane sprawy niż dziwne zachowanie jego lubej. Dlatego doskonale wiedziałam, że mój ukochany z pewnością zna prawdę na temat mojej wiedzy o rodzinnych stronach, jednak kulturalnie zachował ją dla siebie.
Pałac był po prostu piękny, ale jego wygląd nie był dla mnie jakoś imponujący. Nie żebym nie umiała docenić piękna wnętrz budowli z XVIII wieku, ale po prostu widziałam już równie piękne budynki, jak choćby pałac księcia Edwarda w królestwie Queentania. Niezwykle imponujący był też Zamek Bitew oraz Pałac Perfum tej wariatki księżniczki Allie. W ogóle to region Kalos zawsze słynął z pięknych barokowych budowli, jakich mogły mu pozazdrościć inne regiony.
Pałac królewski nosił nazwę Pałacu Tęczy, która to wzięła się stąd, że jego komnaty były niezwykle barwne, jak również kolorowe niczym tęcza. Musiałam przyznać, że jego architektowi zdecydowanie nie brakowało ani wyobraźni, ani pomysłowości.
Podeszliśmy do bramy głównej prowadzeni przez naszego nowego przyjaciela Francoisa de Sauve’a. Strażnicy zagrodzili nam wówczas dalszą drogę. Nosili na sobie mundury muszkieterów, w dłoniach natomiast mieli muszkiety, a przy boku szpady.
- Stać! Kto idzie?! - zawołali, mierząc do nas z broni palnej.
- Ekhe... Eee... Sami swoi - zaśmiał się Max.
- Mam nadzieję, że spisaliście ostatnią wolę - dodała Dawn, lekko przy tym chichocząc w nerwowy sposób - Bo potem może już nie być okazji.
Młodzieniec, którego poznaliśmy dwie godziny wcześniej, zaśmiał się radośnie na to pytanie i zawołał:
- Hola, panowie! Cóż to?! Nie poznajecie mnie?!
Muszkieterowie opuścili natychmiast swą broń i uśmiechnęli się do nas w przyjazny sposób.
- Francois! Raichu! Jakże miło was znowu widzieć! - zawołali radośnie - Dlaczegóż to tak późno przychodzicie, przyjaciele? Mieliście może jakieś niemiłe starcie z bandytami z tych okolic?
- Aż tak to widać? - parsknął śmiechem zapytany - Tak, mieliśmy, ale spokojnie, moi przyjaciele. Obaj wyszliśmy z tego cało, a to wszystko dzięki pomocy tej oto szóstki młodych ludzi, których to chciałbym przedstawić Ich Królewskim Mościom.
- Ach! Skoro tak, to wobec tego zapraszamy was do pałacu! - zawołali muszkieterowie, salutując nam i ustępując nam drogi.
- Widzicie, przyjaciele? Mówiłem, że nie będzie żadnego problemu z wejściem tutaj. W końcu jestem cały czas z wami - powiedział Francois.
- Owszem, masz rację. Nie mamy powodu do obaw - rzekł Ash.
- Miło mieć znajomości w świecie - zauważyłam dowcipnym tonem.
- Tak... Rzeczywiście miło - potwierdził nas nowy przyjaciel.
Chwilę później weszliśmy z jego pomocą do pałacu i zaszliśmy do jego komnaty. Gwoli wyjaśnienia pan de Sauve miał tutaj swój własny pokój. Poprosił więc, abyśmy w nim poczekali, gdyż on sam chce odwiedzić swoją ukochaną, która pracuje tutaj w pałacu, a potem osobiście przedstawi nas parze królewskiej podczas wieczornego balu.
- Super! Uwielbiam bale! - zawołała Bonnie, klaszcząc w dłonie.
Francois i jego Raichu uśmiechnęli się do niej przyjaźnie.
- Wobec tego będziesz miała okazję wziąć dzisiaj udział w jednym z nich, moja droga - rzekł po chwili do dziewczynki panicz de Sauve - A teraz wybaczcie mi, ale wzywają mnie sprawy natury sercowej, sami rozumiecie.
Po tych słowach wyszedł on z komnaty i pognał do swojej wybranki, my zaś pozostaliśmy na miejscu w towarzystwie jego Raichu, który rozsiadł się wygodnie na łóżku z niewielkim bandażem na głowie (jakby ktoś chciał wiedzieć, to sama mu go założyłam).
- Ciekawi mnie, kim jest ta jego ukochana i jak ona wygląda - rzekła Dawn.
- Na pewno jest to bardzo piękna i bardzo miła osoba - powiedziałam - A przynajmniej mam taką nadzieję.
- A czemu masz taką nadzieję? - zapytał Ash.
- Pika-pika? - zapiszczał Pikachu.
- Wiecie... Bo nie chciałabym, aby taki miły człowiek musiał się użerać resztę swojego życia z jakąś jędzą w rodzaju Ksantypy.
- A kto był? - zapytała Bonnie.
- Żona Sokratesa - wyjaśnił jej mój chłopak.
- Tego filozofa?
- Właśnie.
- Prawdę mówiąc, to nie wiadomo, czy Sokrates miał żonę - zauważył nieco przemądrzałym tonem Clemont - Ostatecznie przecież Ksantypa jest postacią bardziej legendarną niż historyczną.
- Żyła czy nie żyła, jaka to teraz za różnica? - mruknął Max - Ważne, że my sobie teraz możemy pożyć jak pączki w maśle i zobaczyć, jak wyglądało Kalos w XVIII wieku.
- No właśnie - powiedziała Dawn - Nie ma co, to miejsce jest naprawdę piękne.
- Mam tylko nadzieję, że przydzielą nam tu jakieś osobne komnaty - dodał Clemont - Bo chyba nie każą nam gnieździć się w jednym pokoju.
- W razie czego możemy wziąć pokoje w tawernie - zauważył Ash.
- Wolałbym nie. Tawerny to są wylęgarnie podejrzanych typów - rzekł młody Hameron, czyszcząc sobie chusteczką okulary - Nigdy nie wiadomo, na kogo możemy tam trafić.
- Pod tym względem pałac nie jest wiele bezpieczniejszym miejscem - stwierdził lider naszej drużyny.
Max popatrzył na niego zdumiony.
- Mówisz poważnie, czy sobie żartujesz, stary?
- Jestem teraz śmiertelnie poważny, przyjacielu.
- Och, weź go już nie strasz! - zwróciła bratu uwagę Dawn - Przecież my przybyliśmy tu najwyżej na dzień lub dwa. Błagam was! Co niby złego się może zdarzyć przez ten czas?
- Biorąc pod uwagę fakt, w jaki sposób bardzo pęedko przyciągamy do siebie nieszczęścia? - bardziej stwierdziłam, niż zapytałam - Myślę, że dużo. Nawet bardzo dużo.
- Obyś nie powiedziała tego w złą godzinę, Sereno - rzekł detektyw z Alabastii.
- Pika-pika-chu! - zapiszczał niezadowolonym głosem Pikachu.

***


Wieczorem miał miejsce bal. Choć nie wiedzieliśmy dokładnie, z jakiej okazji on się odbywa, to jednak nie specjalnie nas interesowało. Ostatecznie przecież król i królowa mogli urządzić u siebie przyjęcie z byle jakiego powodu, byleby tylko miło spędzić czas w towarzystwie swoim oraz swoich dworzan, a przy okazji pokazać się wszystkim ludziom od najlepszej strony, choć moim zdaniem takie bale to był tylko pretekst, aby dźgać ludziom w oczy swoim bogactwem, co zresztą jest praktyką do dzisiaj stosowaną. Tak czy siak zamierzaliśmy się wszyscy dobrze tego dnia bawić.
Na przyjęcie poszliśmy razem z Francois. Weszliśmy razem z nim do sali balowej, po czym stanęliśmy w kącie czekając momentu, w którym de Sauve przedstawi całą naszą drużynę parze królewskiej. Przedtem jednak mieliśmy okazję poznać jego ukochaną.
- Pozwólcie, że wam kogoś przedstawię - powiedział młodzieniec - To panna Madeline de Beauchaump, osobista pokojówka królowej i zarazem moja narzeczona.
Co prawda stanowisko pokojówki może się wam wydawać raczej mało zaszczytne, jednakże ja doskonale pamiętałam, że w dawnych czasach bycie służącą samej królowej przysługiwało jedynie damom z dobrego domu, a najlepiej tym naprawdę szlachetnie urodzonym, gdyż funkcja to był wielki przywilej, który wszak nie spływa na każdą kobietę. Dlatego właśnie wcale nie byłam zdziwiona, że szlachcianka piastowała tu stanowisko pokojówki królowej i jeszcze wyraźnie zachwycała się tym.
- Bardzo mi miło państwa poznać - rzekła Madeline z uśmiechem na twarzy - Francois opowiedział mi o tym, jak uratowaliście mu życie. Nawet nie umiecie sobie wyobrazić, ile to dla mnie znaczy.
- Jeśli tyle, ile dla mnie życie mojego ukochanego, to na pewno bardzo wiele - odpowiedziałam jej przyjaźnie.
Dziewczyna spojrzała radośnie w moją stronę. Teraz dopiero miałam okazję lepiej się jej przyjrzeć. To była dziewczyna około osiemnastoletnia, szatynka o zielonych oczach i różowych ustach oraz policzkach tej samej barwy, małym i kształtnym nosku, a także niesamowicie gładkich licach. A więc krótko mówiąc, była prześliczna i naprawdę urocza.
- Ich Królewskie Moście, król Louis XXIII i jego małżonka, królowa Anne Marie! - ogłosił nagle jeden z dworzan, prawdopodobnie herold.
Wszyscy ludzie obecni na sali balowej natychmiast zaprzestali zabawy i ukłonili się z szacunkiem Ich Królewskim Wysokościom, gdy ci weszli do pomieszczenia. Mimo, iż etykieta nakazywała mi spuścić wzrok, potajemnie zerknęłam na nich i zauważyłam, jak oni oboje wyglądają. Król był wysoki, w średnim wieku, z lekko odstającym brzuchem. Jego twarz zoraną lekkim zmarszczkami zdobiły delikatne brązowe wąsiki oraz mała bródka tej samej barwy. Na głowie miał czarną perukę z lokami. Ubiór władcy stanowił biały strój ze złotymi zdobieniami. Królowa z kolei była znacznie młodsza od swego męża. Miała ona około dwudziestu lat, złote włosy i błękitne oczy. Jej suknia była różowa z białymi falbankami.
Oboje usiedli na tronach, po czym poprosili, aby podeszli do nich różni dworzanie, by się mogli przywitać oraz powiedzieć swoje sprawy. Kiedy kilku podeszło i przemówiło do władców, to następnie podszedł Francois, z szacunkiem oddając ukłon Ich Królewskim Mościom.
- Bardzo chciałbym przedstawić kogoś Waszym Królewskim Mościom - rzekł nasz przyjaciel z szacunkiem w głosie - To ludzie, którzy ocalili mi dzisiaj życie. Gdyby nie oni, to nie miałbym teraz możliwość rozmawiać z Waszymi Królewskimi Mościami.
- Doprawdy? - zapytała królowa zachwyconym tonem - Wobec tego tym bardziej nam ich przedstaw. Jesteśmy bardzo ciekawi.
- Dokładnie tak, najdroższa - uśmiechnął się król, całując delikatnie jej dłoń.
Chwilę później Francois dał nam znak i wówczas wyszliśmy z tłumu, oddając pokłon Ich Królewskim Mościom.


- A więc to wy ocaliliście naszego drogiego de Sauve? - rzekła bardzo uradowana królowa - Winniśmy wam jesteśmy wdzięczność ponad wszelką miarę.
- Tak, nie inaczej - dodał jej małżonek - Francois jest nie tylko naszym dworzaninem, ale także serdecznym przyjacielem. Ocalenie go jest zatem czynem niezwykle patriotycznym.
- Dziękujemy bardzo Waszym Królewskim Mościom - powiedział Ash, kłaniając się uniżenie - Pragnę wszak zauważyć, że my jedynie spełniliśmy swoją powinność.
- W rzeczy samej - dodał Clemont uroczystym tonem - Kiedy widzimy człowieka w niebezpieczeństwie, to ruszamy mu z pomocą i to bez względu na to, czy jest on szlachcicem, mieszczaninem, czy też chłopem.
- Dla nas człowiek jest człowiekiem i każdemu, bez względu na jego pochodzenie należy się pomoc - rzekł Max.
- Tak brzmi niepisana zasada muszkieterów - zauważyłam.
- Jesteście muszkieterami? - zapytała królowa.
Ash, Clemont i Max dobyli szpad i stanęli na baczność przed władcami Kalos.
- Nie inaczej - powiedział mój chłopak - Jesteśmy muszkieterami króla jegomości, władcy regionu Kanto.
- Chociaż pochodzimy z innego kraju, w którym nie ma Pokemonów - dodał przyjaźnie Max.
- Nie inaczej - pokiwał głową Clemont.
Następnie podaliśmy swoje zmyślone nazwiska. Wszyscy ludzie obecni na sali byli wówczas pod wielkim wrażeniem, kiedy je usłyszeli.
- To wprost niesamowite! - zawołał zachwyconym głosem król Kalos - Wnuki słynnych czterech muszkieterów? Nie sądziłem, że mieli oni dzieci.
- Nie wszyscy o tym wiedzą - odpowiedziałam dowcipnie.
Jegomość król parsknął śmiechem.
- Dowcipni z was młodzi ludzie - stwierdził - Tym lepiej. Bardzo cenię sobie poczucie humoru, więc tym bardziej przyjemnie mi się rozmawia z ludźmi, którzy umieją żartować. Nie znoszę ponuraków.
- Ja również - wtrąciła się do tej rozmowy królowa - Nie ukrywam, że cieszy mnie to, iż nie tylko uratowaliście naszego drogiego Francois, ale też to, że umiecie żartować. A zatem... Bawcie się dobrze i mam nadzieję, iż będziemy mieli jeszcze okazję porozmawiać.
- My także mamy taką nadzieję - odpowiedziałam przyjaźnie, dygając Jej Królewskiej Mości.
Następnie odeszliśmy na bok, a Francois wesoło do nas zagadał.
- Widzieliście? Już przypadliście do gustu królowi i królowej.
- Mam nadzieję, że wywarliśmy na nich pozytywne wrażenie - rzekłam.
Młodzieniec parsknął śmiechem.
- Moja droga... Ty jeszcze w to wątpisz? Zapewniam cię, że oboje są już w was automatycznie zakochani i wcale nie żartuję. Naprawdę bardzo im przypadliście do gustu.
- Im może tak, ale temu tam, to chyba niekoniecznie - rzekł Max.
Francois odwrócił się za siebie i spojrzał w kierunku dość wysokiego mężczyzny mającego około czterdzieści parę lat, brązowe włosy i szare oczy oraz niesamowicie ponury wyraz twarzy. Ubrany był on w czerwony strój, a jego pierś zdobiła zielona szarfa. Na ramieniu mężczyzny siedział Pokemon małpa o brązowej maści, wyglądający nieco jak skrzyżowanie pawiana oraz szympansa. Koniec jego ogona płonął delikatnym płomieniem. Sam zaś stworek zajadał łapczywie ciastka podawane mu przez swego pana.
- Chodzi ci o niego? - zapytał de Sauve - Na waszym miejscu bym się nim nie przejmował. On nie lubi nikogo. Oczywiście poza swoim Monferno.
- A więc to jest Monferno - powiedziałam - Nie wygląda on raczej zbyt sympatycznie.
- Co chcesz? Jaki pan, taki kram - mruknęła Dawn - Widziałaś kiedyś ponurego trenera z wesołym Pokemonem?
- W sumie to nie - odparłam.
- Kim jest ten człowiek? - zapytał Clemont.
Francois szybko pospieszył z odpowiedzią:
- To Armand Michellieu, I minister króla Kalos. Niezbyt sympatyczny jegomość, choć bardzo skuteczny jako polityk. Typ raczej samotnika. Unika towarzystwa, choć na balach się pojawia ze względu na swoje obowiązki.
Ja i mój chłopak spojrzeliśmy uważnie na tego mężczyznę czując, że co jak co, ale zdecydowanie go nie polubimy. On również spojrzał na nas, zaś jego wzrok mówił nam aż nadto, iż to nasze uczucie będzie jak najbardziej odwzajemnione.
Chwilę później rozpoczęła się zabawa i wszyscy zaczęliśmy ze sobą tańczyć. Ash porwał do tańca mnie, Clemont Dawn, natomiast Max Bonnie. Wypuściliśmy też kilka mniejszych Pokemonów, aby mogły pobawić się z nami (te większe pozostaliśmy w pokeballach, gdyż ich obecność mogłaby nieco przerazić ludzi). Oczywiście w takiej sytuacji Pikachu został porwany w tany przez Buneary, która piszczała z radości mogąc się z nim bawić.
- To jest po prostu wspaniała chwila! - powiedziałam do Asha czule podczas tańca.
- Ja również tak uważam - rzekł mój chłopak - Przypomina mi się bal u księcia Edwarda.
- A mnie ten bal, na którym to potem walczyliśmy w duecie przeciwko Miette i jeszcze jednej laseczce, która później okazała się być przebranym Jamesem z Zespołu R. Pamiętasz?
- Jak mógłbym o tym zapomnieć? - odrzekł z uśmiechem mój chłopak - Nigdy nie zapomniałem tego wydarzenia. Zwłaszcza, że to właśnie wtedy twoja Eevee ewoluowała w Sylveon.
- Tak, masz rację - pokiwałam wesoło głową - Wtedy też tańczyliśmy. Tylko, że ja najpierw tańczyłam z Clemontem, a ty z Miette, a ta zołza jedna potem się skarżyła, iż rzekomo jej deptałeś po palcach.
- To było niechcący... A poza tym szukałem pretekstu, aby zatańczyć z tobą.
- Poważnie?
- Naprawdę. Ona była zbyt wymagająca w tańcu. Ty zaś byłaś wobec mnie zawsze bardziej wyrozumiała.
- No popatrz...
Po tych słowach oboje parsknęliśmy wesołym śmiechem.

***


Zgodnie z naszymi przewidywaniami, a raczej tylko takimi pobożnymi życzeniami, otrzymaliśmy trzy komnaty, w których to rozlokowaliśmy się parami, aby było nam wygodnie. Noc więc minęła nam bardzo przyjemnie, jednak następny dzień był już zdecydowanie mniej radosny.
Wszystko zaczęło się podczas drugiego śniadania. Jedliśmy je razem z Ashem w naszym pokoju, kiedy nagle ktoś zapukał do naszych drzwi.
- Proszę! - zawołał mój chłopak.
Po tym zaproszeniu wparował Francois de Sauve. Jego twarz wyrażała prawdziwe przerażenie.
- Nieszczęście, przyjaciele! Straszne nieszczęście! - zawołał - Stała się rzecz straszna!
- A co konkretnie? - zapytał Ash.
- Pika-pika? - dodał Pikachu.
- Madeline... Ona...
- Co z nią?! - zawołałam - Nie żyje?!
- Nie...Ona żyje... Jeszcze...
- Nie rozumiem.
- Bo jeśli czegoś nie zrobię, to mogą ją na zawsze zamknąć w lochu za zbrodnię najwyższego sortu. Za obrazę majestatu Jej Królewskiej Mości, królowej Anne Marie.
Mój luby spojrzał na niego uważnie.
- Wybacz, przyjacielu, ale mówisz naprawdę chaotycznie. Możesz nam powiedzieć dokładniej, o co chodzi?
Francois otarł sobie pot z czoła, po czym usiadł na krześle, masując sobie powoli serce, które widocznie zaczęło go boleć.
- Widzicie... Dzisiaj rano, po śniadaniu... Królowa chciała założyć swój naszyjnik... Taki piękny naszyjnik z diamentów.
- Widzieliśmy go wczoraj w nocy - powiedziałam - Piękna rzecz, nie powiem. No i co z tym naszyjnikiem?
- Zakładam, że został skradziony, prawda? - zapytał Ash.
De Sauve uśmiechnął się do nas.
- Skąd ty to wiesz?
- Logika, przyjacielu.
- Pika-pika-chu! - poparł swego trenera Pikachu.
Młodzieniec uśmiechnął się do nas przyjaźnie.
- Geniusz... Prawdziwy geniusz... Właśnie tak... I słuchajcie... Królowa chciała założyć dzisiaj rano naszyjnik, ale nie znalazła go. Wiedziała, że nie odłożyła go w inne miejsce, jak tylko tam, gdzie on był, więc cóż... Kazała go szukać i...
- Czy służba go znalazła? - zapytałam.
- Nie, ale znalazła coś innego... Jeden z diamentów z naszyjnika... Był on w rzeczach mojej ukochanej. W jej ubraniach.
Przeraziły mnie te słowa. Były naprawdę szokujące.
- Chcesz powiedzieć, że teraz Madeleine została oskarżona o kradzież naszyjnika?! - zawołałam.
- Tak - odpowiedział mi Francois - A ten diament z naszyjnika tylko potwierdza jej winę.
- Ale po co by miała kraść naszyjnik królowej? - spytałam.
- Pewnie oskarżenie brzmi: „Chciała wydłubać diamenty z naszyjnika i sprzedać je, aby na tym zarobić“ - rzekł mój chłopak.
Nasz przyjaciel klasnął radośnie w dłonie, słysząc tę wypowiedź.
- Geniusz absolutny! Wiedziałem, że dobrze robię przychodząc tutaj! - zawołał - Pamiętam, jak wczoraj mi wspominaliście w rozmowie, że lubicie rozwiązywać zagadki. Być może zatem zechcecie pomóc mi wyjaśnić tę sprawę.
Spojrzałam na detektywa z Alabastii i zapytałam:
- Pomożemy mu, Ash?
Dwudziestowieczny muszkieter uśmiechnął się do mnie wesoło.
- Naturalnie, kochanie. Pomożemy!
- Pika-pika! Pika-chu! - zapiszczał wesoło Pikachu, wskakując swemu trenerowi na ramię.
Ash powoli wstał z fotela, na którym siedział i powiedział:
- Chcę zobaczyć pokój twojej narzeczonej, a szczególnie miejsce, w którym znaleziono diament. Potem chcę zobaczyć komnatę królowej.
- To pierwsze możesz zobaczyć od razu. To drugie może być trudno załatwić - rzekł nasz przyjaciel.
- Od tego zależy wolność, a może nawet i życie twojej ukochanej.
Francois pokiwał smutno głową.
- Dobrze, porozmawiam z królową. Ona też nie wierzy w winę mojej narzeczonej, więc powinna się zgodzić nam pomóc.
- To nam bardzo ułatwi sprawę - powiedziałam.

***


Ponieważ Clemont był z Dawn na spacerze, zaś Max pod okiem kilku miejscowych muszkieterów i Bonnie trenował szermierkę, to nasza dwójka razem z wiernym Pikachu udała się bez nich do pokoju panny Madeline de Beauchamp.
- Jak sądzisz, kto ukradł naszyjnik i dlaczego chciał winą obciążyć tę biedną dziewczynę? - zapytałam.
Ash rozłożył bezradnie ręce.
- Nie mam pojęcia, ale moim zdaniem szybko to odkryjemy. To musi być ktoś, kto ma do Madeline osobistą urazę.
- Urazę? Ale dlaczego?
- To właśnie musimy ustalić, kochanie.
Weszliśmy do pokoju narzeczonej naszego nowego przyjaciela. Nikt tam nie stał i nie pilnował go, więc mogliśmy sobie pozwolić na swobodę działania. Przejrzeliśmy dokładnie szafę z ubraniami dziewczyny.
- Sądzisz, że tutaj coś znajdziemy? - zapytałam.
- Możliwe... Dowiemy się tego jednak, gdy to znajdziemy - odparł mój chłopak.
Pikachu również razem z nami oglądał rzeczy w szafie, po czym nagle zapiszczał głośno.
- Co się stało, Pikachu? - zapytał Ash.
- Pika-pi! Pika-pi! Pika-chu! - piszczał Pokemon, pokazując na swoją łapkę.
Jego trener rozejrzał się dookoła, czy nikt nas nie widzi, po czym wyjął lupę i spojrzał przez nią na to, co trzymał elektryczny gryzoń.
- Co to jest? - zapytałam.
- Jeszcze nie wiem... Ale... Wydaje mi się, że zaraz to odkryję.
Po tych słowach detektyw z Alabastii poślinił lekko swój palec i pobrał z łapki Pikachu to, co na niej leżało, a następnie wziął to do ust.
- Hmm... Smak truskawek oraz biszkoptu - powiedział po namyśle - No tak! To są okruszki ciastek z truskawkowym nadzieniem!
- Jesteś pewien?
- Tak... Sami je jedliśmy podczas wczorajszego balu. Pamiętasz?
- Tak... Ale chyba wszyscy je jedli.
- Owszem, wszyscy... Również nasz złodziejaszek.
Zadowolony Ash schował lupę do kieszeni, po czym rzekł:
- Idziemy do Francois. Mam nadzieję, że ma on już to pozwolenie od królowej, abyśmy mogli przejrzeć jej pokój. W końcu od tego zależy czyjeś życie.

***


Na nasze szczęście królowa Anne Marie wykazała się być naprawdę rozumną osobą, ponieważ udzieliła nam pozwolenia na obejrzenie osobiście swojego pokoju i przeszukiwanie jej osobistych rzeczy. Właśnie dzięki temu mogliśmy przeprowadzić dokładne śledztwo w sprawie tego skradzionego naszyjnika.
- Doskonale - powiedział zadowolony Ash, wchodząc do komnaty Jej Królewskiej Mości - Oby tylko moje przeczucia mnie nie myliły.
- A jakie są twoje przeczucia, skarbie? - zapytałam.
- Pika-pika? - pisnął pytająco Pikachu.
- Dowiesz się w swoim czasie - odrzekł z uśmiechem mój chłopak.
Powoli oraz dokładnie zaczęliśmy oglądać pokój. Cała nasza trójka przetrząsnęła go wzdłuż i wszerz, zaś starter mojego chłopaka prowadził najdokładniej poszukiwania. Miał on bowiem nad nami tę przewagę, że był mniejszy i mógł wejść tam, gdzie my nie mogliśmy. Przejrzał on dokładnie wszystkie kąty. W kilku z nich odnalazł on dokładnie takie same okruszki, jakie znaleźliśmy w pokoju Madeline. Ja i mój luby zaś znaleźli podobne w szufladzie szafki, gdzie przedtem był naszyjnik.
- Nieźle... Znowu te okruszki... i znowu te ciastka... - powiedział mój chłopak.
Następnie obejrzał dokładnie szufladę przez szkło powiększające.
- Co takiego cię w tym meblu tak zaabsorbowało? - zapytałam.
- Jego politura - odpowiedział mi detektyw z Alabastii - Ma dziwaczne zadrapania... Niewielkie, ale zawsze.
- Może złodziej niechcący podrapał paznokciami drewno?
Ash uśmiechnął się do mnie.
- Dobrze główkujesz, ale nie mógł to być człowiek.
- Niby czemu?
- Zobacz sama.
To mówiąc przejechał on delikatnie paznokciami po drewnie szuflady. Ślady, jakie tam zostały, były bardzo niewielkie i praktycznie niewidoczne. Natomiast te, które znajdowały się na niej wcześniej, były bardzo wyraźne. Dość szybko to zauważyłam. Prócz tego rozstęp śladów również rzucał się w oczy.
- Widzisz, kochanie? - tłumaczył mi Ash - Jeżeli podrapiesz drewno, to ustawiasz palce w taki oto sposób.
Detektyw pokazał, o co mu chodzi.
- Rozstęp twoich palców jest właśnie taki. Ślady po nich więc zostają takie, jakie ja zostawiłem. Poza tym to drewno jest mocne. Musiałbym się mocno wysilić, żeby zostawić na nim wyraźne ślady. Ślady pozostawione przez złodzieja są o wiele wyraźniejsze od moich i rozstęp między nimi jest inni niż u mnie. Wniosek?
- To nie jest człowiek! - zawołałam - To nie człowiek ukradł naszyjnik! To sprawka jakiegoś Pokemona!
- Brawo, Sereno - uśmiechnął się Ash.
- Pika-pika-chu! - pisnął Pikachu, skacząc mu na ramię.
Detektyw z Alabastii zadowolony schował lupę do kieszeni i rzekł:
- Myślę, że oboje już wiemy, jaki Pokemon dokonał tej kradzieży.
- No, nie do końca - odpowiedziałam mu - Jaki?
- Pomyśl tylko, najdroższa... Jaki Pokemon jest zwinny, szybki, może się wspinać i ma palce podobne do człowieka, ale inne, a prócz tego zajadał się on cały czas podczas wczorajszego balu tymi ciastkami z nadzieniem truskawkowym?
Pomyślałam przez zaledwie krótką chwilę, po czym lekko uderzyłam się otwartą dłonią w czoło.
- No tak! - zawołałam - Już wiem! To jest...
- Właśnie tak - nie dał mi dokończyć Ash.
- Ale po co miałby on to robić?
- Na polecenie swego trenera, to jasne. Tylko, że może być problemem z udowodnieniem mu tego.
- Więc co robimy?
- Idziemy porozmawiać z naszym złodziejaszkiem.
- I co? Sądzisz, że się przyzna do winy?
- Nie musi. Wystarczy, że odda nam naszyjnik, a my już przekonamy króla Louisa, że Madeline jest niewinna.
- To może być trudne - zauważyłam.
- Pika-pika! - pisnął zasmucony Pikachu.
Ash uśmiechnął się do nas i zawołał:
- Odwagi, przyjaciele! Nie traćmy nadziei! W końcu rozwiązaliśmy już trudniejsze zagadki! Z tą też damy sobie radę!

***


Lokaj stojący tuż przed pokojem Michellieu nie chciał nas wpuścić do pierwszego ministra. Nie chciał nawet wejść do pokoju swego pryncypała mówiąc, iż zajmuje się on teraz swoimi obowiązkami i na pewno nie ma dla nas czasu.
- Proszę powiedzieć panu ministrowi, że domagamy się rozmowy z nim w bardzo ważnej sprawie natury państwowej - rzekł niezwykle poważnym tonem.
- Pika-pika-chu! - pisnął głośno Pikachu.
Służący westchnął załamany, po czym wszedł do pokoju swego pana, a następnie przekazał mu naszą wiadomość. Chwilę później wrócił do nas z gniewem wypisanym na twarzy.
- Pan minister zaprasza.
- Doskonale - uśmiechnął się zadowolony Ash.
Następnie wszedł razem ze mną i Pikachu do środka. Minister Armand Michellieu popatrzył na nas uważnie, lecz wyraźnie zły.
- Słucham, moi drodzy - rzekł z irytacją - Nie mam zbyt wiele czasu i przyjmuję was tylko dlatego, że to podobno bardzo ważna sprawa.
- Ważniejszej być nie może - powiedział mój ukochany - Chodzi tutaj o prawdę oraz oczyszczenie kogoś z niesłusznie na niego rzuconych oskarżeń.
- Chodzi wam o tę młodą Beauchamp? - zapytał minister - Wobec tego wybaczcie mi, ale ta sprawa mnie nie interesuje. Tym zajmie się sąd.
- Pan wybaczy, jednak musimy z panem o tym porozmawiać - naciskał mój ukochany.
- Doprawdy? A niby po co?
- Po to, żeby uniknąć skandalu. Chyba, że pański Monferno ma stanąć przed sądem za kradzież... którą pan mu zlecił.
Michellieu spojrzał groźnie na Asha i rzekł:
- Słucham? Co powiedziałeś, młody człowieku?
- To, co pan słyszał - odparł bezczelnie mój chłopak - Wiem, że to pan ukradł naszyjnik królowej i podłożył potem jeden z jego diamentów pannie de Beauchamp. A raczej nie pan, ale pański Pokemon. Mamy na to dowód.
- Niby jaki?
- Okruszki, proszę pana. Okruszki ciastek, którymi to zajada się pański pupilek nawet teraz, w tej chwili.
To mówiąc słynny detektyw z Alabastii wskazał palcem na Monferno siedzącego sobie na wiszącej pod sufitem małej żerdzi i jadł właśnie swoje ulubione łakocie. Okruszki z ciastek wylatywały z jego paszczy na podłogę, wyraźnie zostawiając dowody winy.
Minister zaklął pod nosem ze złości.
- Wiedziałem, że tak poważnej sprawy nie należy powierzać głupiej małpie! No cóż... Będę miał nauczkę na przyszłość.
Następnie spojrzał na nas i rzekł:
- Ale to i tak niczego nie zmienia. Wiecie chyba dobrze, że te okruszki to żaden dowód, prawda? W końcu każdy mógł je tam zostawić.
- To prawda - odpowiedział mu Ash - Ale też nie każdy zostawia na szufladzie ślady zadrapań typowych tylko dla Pokemonów małp.
- Zadrapania nie dowodzą, że Monferno coś ukradł.
- Ale dowodzą, że był w pokoju królowej. Jak pan to wytłumaczy?
- Mogę powiedzieć, iż o niczym nie wiedziałem.
- Mógłby pan... Ale czy to tłumaczy, czemu Monferno wydłubał jeden z diamentów w naszyjniku i podłożył komuś innemu? A może chce nam pan powiedzieć, że pański Pokemon celowo obciążył niewinną osobę z czystej złośliwości?
- Istnieje taka możliwość.
Mój luby parsknął złośliwym śmiechem.
- Niechże pan już sobie ze mnie nie kpi, panie ministrze. Przecież pan doskonale wie, że wystarczy, iż pójdziemy z tymi rewelacjami do królowej, a ta natychmiast wyśle królewskich muszkieterów do pańskiego gabinetu i znajdzie w nim naszyjnik.
- Skąd pewność, że tutaj go trzymam? - zapytał minister.
- Bo to ostatnie miejsce, w którym ktoś by go szukał - odparł detektyw z Alabastii.
Michellieu spojrzał na niego zdumiony, po czym wysyczał przez zęby:
- Bystry z ciebie chłopak... I to bardzo bystry... Masz rację. Skradzioną rzecz trzymać na widoku może tylko idiota albo też wielki spryciarz. Ten pierwszy robi to z głupoty, a ten drugi ze sprytu, bo miejsce tuż na widoku jest ostatnim miejscem, w którym się szuka skradzionego przedmiotu.
- Nie inaczej - uśmiechnął się Ash - Większość ludzi uważa, że złodziej ukradziony przez siebie przedmiot schowa w miejscu daleko poza widokiem wścibskich oczu. Tymczasem dobry złodziej wie, iż łup należy schować w takim miejscu, w którym nikt nie będzie go szukał. A przecież gabinet pana ministra, zleceniodawcy tej kradzieży to jest ostatnie miejsce, gdzie ktoś by szukał naszyjnika. Nawet więc, gdyby ktoś pana podejrzewał, że ma pan coś wspólnego z kradzieżą, to nikt pana by nie posądził o to, iż schował pan naszyjnik we własnym gabinecie, gdzie pierwszy lepszy mógłby go znaleźć. To właśnie jest mocną stroną tej kryjówki.


Minister wyszczerzył do nas zęby w sposób co najmniej jadowity.
- Sprytny jesteś, chłopcze. Masz moje gratulacje... Umiesz myśleć oraz wyciągać wnioski z tego, co widzisz. A więc dobrze... Naszyjnik jest tutaj... Jednakże nawet jeśli go odzyskacie, to jak udowodnicie, że to nie Madeline de Beauchamp stoi za jego kradzieżą?
- To już nasz problem - powiedziałam władczym tonem - Proszę oddać nam naszyjnik, inaczej sprowadzimy tu królową!
- Pika-pika-chu! - pisnął groźnie Pikachu.
Michellieu westchnął głęboko, po czym on otworzył szufladę i wyjął z niego naszyjnik.
- Proszę... Oto on... Bierzcie go i niech was wszyscy diabli!
- Jedno mnie tylko zastanawia - rzekł Ash - Po co pan się w to bawił, panie ministrze?
Mężczyzna westchnął głęboko, po czym odparł:
- Kochałem się kiedyś w Madeline de Beauchamp. Chciałem ją nawet poślubić... Ale ona mnie odrzuciła, rozumiecie to? Odrzuciła mnie! Poniżyła mówiąc, że jestem dla niej za stary. Zrobiła to publicznie, gdy ja publicznie poprosiłem ją o rękę.
- I za to tylko chciał posłać pannę Madeline do więzienia? - zapytałam zaszokowana jego słowami.
Minister uśmiechnął się do mnie ironicznie, po czym rzekł:
- Jestem człowiekiem bardzo ambitnym... Bardzo nie lubię, gdy mi się odmawia. Nigdy też nie zapominam tego, co mi uczyniono zarówno tego dobrego, jak i tego złego. Zwłaszcza to drugie pozostaje w mojej pamięci.
- Wierzę - rzekł z kpiną w głosie Ash.
- Dwa lata temu prosiłem ją o rękę - mówił dalej Michellie - Dostałem jednak kosza. Rok później zostałem urzędnikiem, zaś trzy miesiące temu I ministrem i oficjalnym zastępcą króla. Miałem więc możliwość wyrównać rachunki z tymi, którzy kiedyś potraktowali mnie podle.
- Wobec tego niech więc pan się mści na kimś innym, a nie na naszych przyjaciołach - powiedział mój luby, wyciągając dłoń - Proszę nam oddać naszyjnik. Natychmiast!
Polityk zazgrzytał zębami ze złości, po czym rzucił lekko w kierunku Asha naszyjnik. Detektyw z Alabastii wyciągnął dłoń, jednak nie złapał pocisku, zaś ten poleciał na podłogę. Wówczas miało miejsce coś naprawdę zdumiewającego. Naszyjnik upadł nam pod nogi i... rozprysł się na tysiąc kawałków. Diamenty poszły w drobiazgi.
- Co to jest?! - zawołałam zaszokowana - Co to ma być?!
Ash, Pikachu i minister również byli w szoku. Podbiegliśmy wszyscy do resztek naszyjnika i zaczęliśmy je dokładnie oglądać.
- Nie rozumiem tego - powiedział Michellieu - Przecież... Diamenty nie mogą się rozbić na kawałki...
- To jakaś kolejna pańska sztuczka?! - zawołałam.
- Przysięgam, że nie! - zarzekł się mężczyzna - Nie rozumiem tego...
Wziął do ręki kawałek diamentu i zgryzł go zębami.
- To szkło! Sztuczne szkło!
Spojrzeliśmy na niego zdumieni, a Ash ze złości uderzył się pięścią w swą prawą dłoń.
- Idziemy, Sereno! Musimy sobie porozmawiać z królową. Ma ona nam coś do wyjaśnienia.


C.D.N.




4 komentarze:

  1. O widzę, że postanowiłeś używać angielskich/francuskich imion rzeczywistych władców. :) Widzę, że Ash jest taktowny, skoro nie poruszył tematu niewiedzy Sereny xD A barokowe budowle, meble i wystroje wnętrz są najpiękniejsze, bo króluje w nich bogactwo i przepych. :) Dawn jest zadziorna i dowcipna,nie ma co xD I oni sami mogliby się przekonać, czy Sokrates rzeczywiście miał żonę, skoro mają możliwość przenoszenia się w czasie. :) Swoją drogą to ja nigdy nie słyszałem o żadnej Ksantypie xD Król i królowa wydają się dobrymi i przyjaznymi ludźmi. A oni chyba ich okłamali mówiąc, że pochodzą z rejonu, w którym nie ma Pokemonów? Michelieu to ponurak, który najwyraźniej nie przepada za muszkieterami. I czyżby Ash nie był zbyt dobrym tancerzem, skoro deptał Miette po piętach i twierdzi, że Serena jest bardziej wyrozumiała w kwestii tańca? :)

    OdpowiedzUsuń
  2. A w Twoim opowiadaniu Max spał razem z Bonnie? Przecież oni jeszcze nie są parą xD A Madeline najwyraźniej ktoś postanowił wrobić, bo nie sądzę aby to ona ukradła ten naszyjnik. François natomiast jest pod wrażeniem przenikliwości Asha. Ash i Serena również są przekonani o niewinności Madeline, a nawet królowa nie wierzy w to, że mogła ona dopuścić się kradzieży. Teraz tylko trzeba odnaleźć prawdziwego winowajcę i dowieść jego winę.

    OdpowiedzUsuń
  3. Widzę, że Ash jest pełen dobrych myśli i pewien tego, że uda mu się zdemaskować złodzieja, domyśliwszy się, że była to małpa wysłana na polecenie Michellieu, która nie okazała się dobrym złodziejem, skoro pozostawiła po sobie ślady. Michellieu okazał się mściwy, ale Madeline też postąpiła wobec niego nie fair, skoro publicznie odrzuciła jego oświadczyny, stwierdziwszy że jest dla niej za stary. Mogła go tym urazić i sprawić, że poczuł się znieważony. A naszyjnik wcale nie okazał się diamentowy, tylko szklany. Był jedynie imitacją kosztownej biżuterii.

    OdpowiedzUsuń
  4. Widzę, że sprawa zaczyna nabierać rumieńców. Nasi przyjaciele docierają wraz z Francois do pałacu, gdzie mają się spotkać z parą królewską. Jednak zanim do tego dojdzie, Francois idzie spotkać się ze swoją ukochaną, która pracuje w tym pałacu.
    Dopiero później nasi przyjaciele zostają przedstawieni parze królewskiej, w tym królowej o bardzo wdzięcznym imieniu Anne Marie. :) Od razu zdobywają ich sympatię i zostają zaproszeni na wieczorny bal, na którym wszyscy (no, prawie) się świetnie bawią. Jedynym, który wydaje się być niepocieszonym, jest kardynał Michelieu (przypomina prawdziwego kardynała Richelieu) i jego Monferno, którzy siedzą i zajadają się ciastkami truskawkowymi, a zwłaszcza stworek pożera je ze smakiem.
    Na drugi dzień dochodzi do bardzo nieprzyjemnej sytuacji. Madeline, narzeczona Francois, zostaje oskarżona o kradzież naszyjnika królowej i to na podstawie znalezionego u niej fragmentu naszyjnika. Ash i Serena postanawiają przeszukać zarówno komnatę Madeline, jak i komnatę królowej Anne Marie. Zarówno w pierwszej, jak i w drugiej komnacie znajdują oni okruszki ciastek z truskawkami, a dodatkowo na szafce w komnacie królowej znajdują się zadrapania typowe dla Monferno. Więc podejrzenia od razu padają na kardynała Michelieu, do którego od razu udaje sie nasza para detektywów. Polityk początkowo nie przyznaje się do winy, jednak po ujawnieniu śladów znalezionych w komnacie królowej wyjawia, że to on zlecił swojemu pokemonowi kradzież naszyjnika tylko dlatego, że Madeline kiedy odrzuciła publicznie jego oświadczyny, więc chciał się zemścić podrzucając dziewczynie fragment naszyjnika w ten sposób zrzucając na nią całkowitą winę za kradzież. Nasza para próbuje odzyskać od niego ten naszyjnik, jednak gdy już ma dojść do przekazania biżuterii, biskup rzuca naszyjnikiem o ścianę, a ten się rozbija w drobny mak. Okazuje się, że to był zwykły szklany naszyjnik, imitacja diamentów. Pora, żeby królowa złożyła naszym przyjaciołom obszerne wyjaśnienia... Ale to już w kolejnej części. :)
    Czyta się przyjemnie i bardzo szybko, sprawa prosta, łatwa i przyjemna, dająca nieco oddechu po ostatnich dość mocnych sprawach pełnych niebezpieczeństw. :)
    Ogólna ocena: 10000000000000000000000000000/10 :)

    OdpowiedzUsuń

Przygoda 129 cz. II

Przygoda CXXIX Tytanio, wio! cz. II Lot trwał długo. Ash nie liczył, jak długo, ponieważ odkąd tylko opuścił tak bardzo mu bliskie Gotham Ci...