Nie poddawaj się, tylko walcz! cz. II
Wieczorem tego samego dnia, zgodnie z obietnicą, którą to wcześniej daliśmy naszemu nowemu znajomemu, poszliśmy razem do teatru na jego przedstawienie. W recepcji powołaliśmy się na pana Kronikarza i wówczas otrzymaliśmy trzy przygotowane przez niego dla nas bilety.
- Dziękujemy - powiedział Ash - To bardzo miłe ze strony naszego drogiego artysty, że zostawił nam te bilety.
- I to jeszcze w najlepszym miejscu - dodałam zadowolona, kiedy już pojawiliśmy się na sali.
- Oby tylko przedstawienie było tego warte - mruknęła nieco złośliwie Dawn.
Miała ona bowiem wciąż pewne wątpliwości co do osoby Kronikarza uważając go za co najmniej lekkiego bzika, jeżeli nie gorzej. Dlatego też musiała nam ciągle przypominać, abyśmy sobie dobrze zapamiętały ten fakt. Oczywiście Ash w końcu zaczął to ignorować uważając, iż nasz znajomy literat jest po prostu niezwykłym człowiekiem, ale dobrym, a więc czepianie się go nie ma sensu. Jego siostra jednak uważała inaczej.
- Mówię ci, należy na tego gościa uważać - powiedziała.
Uśmiechnęłam się do niej delikatnie.
- Proszę cię, Dawn! Chyba nie chcesz mi powiedzieć, że się boisz tego człowieka.
- Po prostu uważam, że należy na niego uważać.
- Dawn, jak możesz? Przecież to taki sympatyczny człowiek.
- Widzieliśmy już bardziej sympatycznych ludzi i co? Potrafili się oni potem okazać prawdziwymi łajdakami.
Te słowa nieco mnie przeraziły, dlatego też musiałam jej w tej sprawie przyznać rację. Ostatecznie już niejeden raz spotykaliśmy na swojej drodze nad wyraz sympatycznych ludzi, którzy niestety, później okazywali się być niebezpiecznymi bydlakami i świrami, więc trudno było uznać słowa Dawn za szukanie dziury w całym.
- Niestety, to prawda. Ci najbardziej sympatyczni często okazywali się zwykłymi łajdakami, jeśli nie gorzej - powiedziałam po chwili - No, ale nie spisujmy od razu Kronikarza na straty. Możliwe, że jest naprawdę bardzo dobrym, chociaż nieco zwariowanym człowiekiem. Takim, jak Ash czy John Scribbler.
- Może... Ale lepiej, żebyśmy byli ostrożni w relacjach z tym panem.
- To słuszna uwaga. Ale tak z innej beczki, to cię tak nagle naszło na krytykę i czarnowidztwo? Przed podróżą, to ty po prostu tryskałaś energią i radością, a teraz co?
- Ach, bo ten cały wykład Clemonta z tym kinem mnie załamał. I aż się chwilami boję zrobić krok do przodu z obawy, że ten krok zmieni całe nasze życie i losy całego świata.
Parsknęłam śmiechem, gdy usłyszałam jej słowa i powiedziałam:
- Dawn, przede wszystkim nie popadaj w paranoję. Spróbuj odzyskać dawny entuzjazm, a zobaczysz, że poczujesz się lepiej.
- Tak, być może - Dawn nie wyglądała na specjalnie przekonaną moimi słowami - Jaka szkoda, że Clemont musiał zostać w XXI wieku. Lepiej bym się teraz czuła, gdyby tu był.
- Aha! Już wszystko rozumiem - zachichotałam - Panikujesz z powodu jego nieobecności.
- Raczej z powodu jego durnego wykładu - rzuciła z lekką złością moja przyjaciółka - Ech, co mu w ogóle strzeliło do głowy, żeby nam takie rzeczy opowiadać i to jeszcze przed samą podróżą?! Jeśli chciał nas nastraszyć, to ze mną mu się to udało.
- Spokojnie, my jesteśmy z tobą, więc wszystko będzie dobrze.
Dawn uśmiechnęła się z lekką ironią.
- Czyżby? Przecież Ash przyciąga kłopoty jak magnez szpilki, a ty i ja zaraziłyśmy się tym od niego, dlatego też raczej spodziewam się całej masy kłopotów niż tego, że wszystko będzie dobrze.
- Będzie dobrze, ale po całej masie zwariowanych perypetii i kłopotów, z których oczywiście wyjdziemy obronną ręką.
- Zobaczymy, czy masz rację - uśmiechnęła się Dawn.
- Dobra, moje panie - powiedział wesoło mój chłopak - Teraz jednak bądźcie cicho, bo już za chwilę rozpoczyna się przedstawienie i to przede wszystkim powinniśmy teraz zobaczyć.
- Pika-pika! - zgodził się z nim Pikachu, siedzący mu na kolanach.
Spojrzałyśmy na nich obu z uśmiechem, po czym kiwnęłyśmy na znak zgody głowami, po czym spojrzeliśmy w kierunku sceny. Już chwilę później wyszedł ukazał się na niej pewien mężczyzna w garniturze.
- Witam wszystkie dzieci... Witam też starszą publiczność - powiedział wesoło człowiek - Mam nadzieję, że będziecie się wszyscy dobrze bawić. Dzisiaj wystąpi przed wami kilku naszych artystów, ale najwięcej będzie tu do powodzenia ktoś, kogo chyba wszyscy znają w tym mieście. Literat oraz artysta w jednej osobie. Niemalże człowiek legenda. Pan Kronikarz, od którego to piosenki zaczynamy nasze przedstawienie. Życzę państwu dobrej zabawy. Zapraszam!
Z widowni posypały się gromkie brawa. Nawet Dawn klaskała, choć wciąż uważała, że co do Kronikarza, to powinniśmy zachować ostrożność. Najwięcej chyba jednak klaskał Ash, który wyczuł w młodzieńcu pokrewną sobie duszę, poza tym (jak to mi później powiedział) Kronikarz bardzo mu przypomina naszego wspólnego znajomego, Johna Scribblera, a ten przecież jest jednym z najbardziej sympatycznych ludzi, jacy kiedykolwiek chodzili po tym świecie.
Po kilku minutach na scenie pojawił się Kronikarz. Miał on na sobie zielony mundur żołnierza (prawdopodobnie ułana), przy boku szablę, zaś w ręku trzymał gitarę. Obok niego stało kilka Pokemonów. Były to: Aipom, Totodile, Charmeleon i Noctowl. Pierwszy z nich ściskał w swoich łapkach koncertynę, drugi bębenek, trzeci trąbkę, czwarty zaś nie posiadał żadnego instrumentu.
- Witajcie, dzieci i dorośli! - zawołał wesoło Kronikarz - Przedstawię wam teraz piosenkę pewnego żołnierza, który pomimo tego, iż wojaczka się skończyła, a on nie ma już pracy, dalej umie czerpać radość z życia. Cieszy was ta wiadomość?
- Tak! - pisnęły radośnie dzieciaki.
- Nie słyszę! - droczył się z nimi Kronikarz.
- TAK! - wrzasnęły chórem dzieci.
- To dobrze. A zatem do dzieła!
Artysta uśmiechnął się wesoło, podskoczył radośnie, po czym dał znak swoim Pokemonom, a cała ta jakże urocza grupa zaczęła grać na swoich instrumentach. Jedynie Noctowl nie grał na niczym, za to okazało się, że ma piękny głos i umie wydawać z siebie bardzo przyjemne dla ucha dźwięki, przypominające dźwięki różnego rodzaju instrumentów.
Melodia wykonywana przez Pokemony artysty była skoczna i bardzo przyjemna, natomiast piosenka, którą pod tę melodię zaśpiewał Kronikarz, miała naprawdę urocze słowa. Leciały one tak:
Bez względu na to, ile człowiek ma w kasie,
Niech ma humor i niech pcha się.
Gdy go opuści radość życia i krzepa,
To gość przepadł, bo nie umie żyć!
A mnie w to graj, gdy w sercu czuję maj,
W kieszeni dychę, a pod pachą piękną płeć.
A mnie w to graj, że mam na ziemi raj,
Że co dzień taką frajdę mogę mieć.
Gdybym wciąż stękał i przeklinał dolę podłą,
To by na pewno w życiu mi się kiepsko wiodło.
A mnie w to graj, że mam na ziemi raj,
I żyje mi się, że choć buzi daj!
Podczas śpiewania Kronikarz oraz jego Pokemony wesoło skakały po scenie, przez co dzieci miały jeszcze większy ubaw podczas oglądania tego przedstawienia. Zresztą nie tylko one. Ja, Ash oraz Dawn, a także Pikachu i Piplup również byliśmy z tego bardzo zadowoleni.
- Muszę przyznać, że on naprawdę ma do tego dryg - powiedziała moja najlepsza przyjaciółka.
Nagle z widowni podbiegła do sceny jakaś mała, urocza dziewczynka w niebieskiej sukience, białych rajstopkach i brązowych bucikach. Była to przesłodka istotka o złocistych włosach oraz niezwykle błękitnych oczach. Kronikarz na jej widok bardzo się zdziwił, a mała wyciągnęła rączki w jego kierunku. Młodzieniec z delikatnym i czułym uśmiechem wziął dziewuszkę na ręce, zaś ta objęła go za szyję, pocałowała czule, po czym zaczęła wesoło wokół niego skakać, klaszcząc przy tym w dłonie. Kronikarz zasalutował jej szablą, po czym oboje zaczęli brykać po scenie i tańczyć ze sobą. Potem nasz artysta ponownie spojrzał na widownie śpiewając:
A mnie w to graj, gdy w sercu czuję maj,
W kieszeni dychę, a pod pachą piękną płeć.
A mnie w to graj, że mam na ziemi raj,
Że co dzień taką frajdę mogę mieć.
Gdybym wciąż stękał i przeklinał dolę podłą,
To by na pewno w życiu mi się kiepsko wiodło.
A mnie w to graj, że mam na ziemi raj,
I żyje mi się, że aż buzi daj!
Przy śpiewaniu ostatnich słów piosenki Kronikarz wziął na ręce małą dziewczynkę, ta zaś czule pocałowała go w policzek. Następnie młodzieniec posadził uroczą istotkę na scenie, po czym ona, on i jego Pokemony ukłonili się publiczności, która zaczęła głośno klaskać.
- Ale zabawne przedstawienie - powiedziałam.
- To prawda - zaśmiała się Dawn, klaszcząc wesoło w dłonie - Jak dla mnie ta mała grała najlepiej.
- Zwłaszcza, że improwizowała - dodał Ash.
- Pika-pika-chu! - pisnął wesoło Pikachu.
Dawn spojrzała na swojego brata i spytała:
- Sądzisz, że tego nie było w planie przedstawienia?
- W żadnym razie - odpowiedział jej mój chłopak - Jestem pewien, że to była czysta improwizacja.
- Pewnie masz rację, jak zawsze zresztą - zauważyłam.
- Pika-pika-chu! - pisnął wesoło Pikachu.
Po tej piosence do widowni podeszła jakaś kobieta w blond włosach i o czerwonych oczach, ubrana w zieloną sukienkę wyjściową. Zabrała ona ze sceny małą dziewczynkę, karcąc ją przy tym lekko. Mała patrzyła wesoło na Kronikarza, który uśmiechnął się do niej czule, po czym zszedł na chwilę ze sceny i ustąpił miejsca innym wykonawcom. Szybko jednak tam wrócił, aby zaśpiewać publiczności jeszcze kilka skocznych utworów, a kiedy już całe przedstawienie dobiegło końca, to Ash zauważył, że dziewczynka ciągnie ową ponurą kobietę, którą ją zabrała ze sceny, w kierunku prawdopodobnie garderoby artystów.
- Chcę iść do Huberta! Chcę iść do Huberta! - piszczała dziewczynka wręcz płaczliwym głosem.
- No dobrze, już dobrze. Pójdziemy do niego - powiedziała niechętnym tonem kobieta.
- Ciekawe, kim jest ten cały Hubert? - zapytałam.
Ash uśmiechnął się wesoło.
- Pewnie nasz Kronikarz - odpowiedział.
- On miałby tak na imię? - zdziwiła się Dawn - Nawet ładnie.
- Ale kim jest ta mała? - spytałam.
- Chodźmy za nimi, to się dowiemy - powiedział mój chłopak.
Chociaż może takie zachowanie nie było zbyt godne detektywów z Alabastii, to zrobiliśmy tak, jak postanowił Ash i poszliśmy za małą oraz jej matką. Dzięki temu trafiliśmy do garderoby Kronikarza. Nie weszliśmy tam, gdyż tylko zaczailiśmy się pod drzwiami i zaczęliśmy uważnie słuchać tego, co tam było mówione. Zresztą nie musieliśmy jakoś specjalnie wysilać uszu, ponieważ rozmowa toczyła się dość głośno.
- O co ci w ogóle chodzi, kobieto?! - pytał Kronikarz - Przecież ja jej nic złego nie robię!
- Masz na nią zły wpływ! Zobacz, co ona dzisiaj przez ciebie zrobiła! - mruknęła gniewnie, choć raczej spokojnie kobieta.
- Przeze mnie?! Kobieto, przecież ja jej nie kazałem skakać na scenę!
- Ale spędzasz z nią bardzo dużo czasu i co? Oto, jakie są tego efekty. Moja córka zachowuje się jak jakaś artystka kabaretowa! Skacze po scenie i wykonuje te dziwaczne sztuczki.
- Mówisz o tym tak, jakby to było coś złego.
- Może i nie jest złego dla ciebie, ale moja córka jest panną z dobrego domu. Nie wypada, aby takie coś robiła.
- Rozumiem. A więc ja nie jestem z dobrego domu, co?
- Przepraszam, nie to miałam na myśli.
- Ale tak to zabrzmiało.
- Coś ty taki obraźliwy, Hubercie? Jakbyś się wziął do uczciwej pracy, to by było wszystko dobrze i nikt by ci nie dokuczał.
- Twoim zdaniem mój zawód nie jest uczciwy?
- Oczywiście, że jest uczciwy, ale też... Dosyć dziwny. No, bo zobacz sam. Książki piszesz, na scenie sobie występujesz... I jeszcze Angelikę w to wszystko wciągasz.
- Mamo! Ale ja to lubię! - pisnął dziewczęcy głos.
Kronikarz wydawał się być wręcz oburzony tymi oskarżeniami, na co wskazywał ton, w jakim chwilę później przemówił.
- Ja jej do niczego nie wciągam!
- Doprawdy?! A kto dzisiaj ją wziął na scenę?! Może ja?! - zapytała kobieta z ironią.
- Sama chciała na nią wbiec!
- A jakby chciała ci wskoczyć na głowę, to też byś jej pozwolił?!
- Przecież nic się nie stało! Ludziom się podobało, a przedstawienie było dzięki temu jeszcze lepsze.
- Właśnie, mamo! Nic się nie stało! - pisnęła dziewczynka.
Kobieta jednak zlekceważyła jej słowa.
- Stało się dużo, a mianowicie to, że moja córka tańczyła na scenie jak jakaś artystka, a ja sobie tego po prostu nie życzę.
- Mówisz tak, jakby bycie artystą było jakąś hańbą - rzekł Kronikarz.
- Może i daleko temu do hańby, ale przecież sam przyznasz, że pannie z dobrego domu takie coś nie przystoi. To może jej zepsuć reputację.
- Jaką reputacje?! Przecież to jeszcze dziecko! Ona chce się bawić!
- Słuchaj, Hubert... Doceniam to, że pomagasz w opiece nad Angeliką i opiekujesz się nią wtedy, gdy my nie mamy czasu tego robić, ale uprzedzam cię... Jeśli będziesz jej dalej pozwalał na wszystko, to zabronię ci się z nią spotykać!
- To akurat nie zależy od ciebie... W każdym razie nie tylko od ciebie.
- Co chcesz przez to powiedzieć?
- To, że jeżeli będziesz dalej tak do mnie mówić, to wynajmę dobrego prawnika i postaram się, aby odebrano wam Angelikę i przyznano mnie pod opiekę! Ciekawe, co sąd powie o rodzicach, których prawie nigdy nie ma w domu i muszą wynajmować niańki lub prosić o pomoc słynnego artystę?
Kobieta była wyraźnie oburzona jego słowami.
- Uprzedzam cię, Hubercie... Nie obchodzi mnie, że jesteś sławny i na tyle zamożny, aby sobie wynająć dobrego adwokata. Mam w nosie też to, iż twoim ojcem chrzestnym jest ten słynny detektyw! Jeśli zobaczę, że uczysz moją córkę tego, czego nie powinieneś jej uczyć, to postaram się o to, abyś nigdy więcej jej nie zobaczył i wówczas to nawet najlepszy adwokat ci nie pomoże!
- Mamo! Proszę! Nie rób tego! Ja kocham Huberta! - pisnęła płaczliwie dziewczynka.
- Wiem, że go kochasz, ale niestety, on ma na ciebie bardzo zły wpływ - odparła dumnym tonem jej matka.
Następnie zwróciła się do Huberta:
- A ty... Zrozumiałeś, co ci powiedziałam?
- Aż nadto - burknął Kronikarz.
- To dobrze. Pamiętaj, ja nie rzucam słów na wiatr! I nie groź mi więcej sądem, bo wyjadę z małą na drugi koniec świata i więcej nas nie znajdziesz! A już na pewno nie swojej ulubienicy! Idziemy, Angeliko!
- Mamo! Pozwól mi jeszcze zostać... Proszę...
- No dobrze, ale tylko chwilkę.
Parę sekund później dało się słyszeć coś, co wskazywało na to, iż mała Angelika (bo tak miała na imię dziewczynka) rzuciła się Kronikarzowi na szyję i zaczęła jakby szlochać.
- Ja nie chcę... Ja nie chcę wyjeżdżać... Ja cię tak kocham... - łkała mała kruszynka o złotych włosach.
- Ja ciebie też kocham, maleńka - odpowiedział czule Kronikarz - Nie płacz, wszystko będzie dobrze, zobaczysz.
- I będziemy się dalej bawić?
- Oczywiście, że tak, kochanie. Będziemy...
- Będziecie, ale z rozwagą - stwierdziła kobieta - Dobrze, chodźmy już, Angeliko. Pora na nas.
Potem było słychać cmoknięcia, co oznaczało, że dziewczynka czule się pożegnała z Kronikarzem, a już chwilę później wyszła razem ze swoją matką. Na szczęście obie nas nie zauważyły, gdyż staliśmy w bezpiecznym miejscu, więc nie było możliwości, aby nas wypatrzono.
- Ciekawe, o co w tym wszystkim chodzi? - zapytałam zdumiona.
- I kim jest Kronikarz dla tych pań? - dodała Dawn.
- Pika-pika-chu! - pisnął Pikachu.
- Nie wiem, ale lepiej nie mówmy Kronikarzowi, że podsłuchiwaliśmy jego rozmowę z tymi paniami - zaproponował Ash.
Tak zrobiliśmy i gdy zapukaliśmy do drzwi garderoby słynnego artysty, a ten nas wpuścił, to nawet nie napomknęliśmy mu o tym, czego byliśmy świadkami. Pochwaliliśmy jedynie jego naprawdę wspaniały występ, a także wyraziliśmy mimochodem chęć poznania słynnego Johna Ketchuma, o ile oczywiście jest to możliwe.
- Naturalnie, że tak - odpowiedział Kronikarz wesołym tonem - Wiecie co, moi drodzy? Jeśli nie macie żadnych innych planów na ten wieczór, to zapraszam was do siebie. Zjecie ze mną kolację, a już jutro poznacie mojego ojca chrzestnego. Sam wam osobiście go przedstawię.
Pomysł był bardzo dobry, więc wyraziliśmy na niego zgodę.
***
Poszliśmy do domu Kronikarza, gdzie zostaliśmy ugoszczeni bardzo pyszną kolacją, jaką to nasz gospodarz uszykował w towarzystwie swoich Pokemonów. Miał je tylko cztery, jednak widać było wyraźnie, iż traktuje je niczym swoich najlepszych przyjaciół. Nadał im nawet imiona, co przecież w przypadku trenerów rzadko kiedy miało miejsce. Ash mówił, że jak dotąd znał tylko jedną osobę, która tak robiła, czyli Ritchiego. Poza nim nikt nie nadawał Pokemonom imion.
- Pozwólcie, że przedstawię wam moją wesołą gromadkę - powiedział nasz nowy przyjaciel - Chiquitę już znacie. A to są kolejno Croco, Denver oraz Minerwa.
Pierwsze z wymienionych imion nosił Totodile, drugie Charmeleon, a trzecie Noctowl, który okazał się być płci żeńskiej.
- To niesamowite! Nigdy wcześniej nie spotkałem samicy Noctowla - powiedział Ash z nieukrywanym podziwem.
- Bo rzadko je można spotkać, jednak one naprawdę istnieją - odrzekł Kronikarz - Ja miałem tego farta, że na nią trafiłem. W ogóle mam wielkie szczęście mając takich przyjaciół, jak ta wesoła gromadka.
Widać było, że Pokemony są bardzo oddane swemu trenerowi, który w sumie traktuje je bardziej jak własne dzieci lub najlepszych przyjaciół niż zwierzątka domowe, co bardzo nam wszystkim zaimponowało.
Później podczas kolacji Kronikarz opowiadał o sobie.
- Odkąd skończyłem dwanaście lat i zostałem trenerem, zacząłem dużo podróżować po świecie - mówił nasz gospodarz - Nigdy jednak nie paliłem się za bardzo do walk Pokemonów. Zawsze bardziej wolałem obserwować je, poznawać ich zwyczaje, a przede wszystkim zbierać związane z nimi legendy oraz podania. Zwiedziłem bardzo wiele terenów, zapisując przy tym dokładnie każdą historię, jaką usłyszałem na temat Pokemonów i potem wydałem to wszystko w formie jednej książki. To otworzyło mi drogę do kariery literackiej. Napisałem również kilka dzieł dla dzieci, ale największą frajdę przynosi mi pisanie kryminałów oraz występowanie na scenie.
- To niesamowite - powiedziałam z uśmiechem.
- Wiesz co, Kronikarzu? Znam kogoś, kto wręcz doskonale by się z tobą dogadał - stwierdził wesoło Ash.
- Pika-pika-chu! - pisnął Pikachu.
Domyślałam się, kogo Ash ma na myśli.
Dawn w rozmowie też brała czynny udział, choć nadal miała pewne wątpliwości, co do dobrych intencji naszego nowego przyjaciela. A kiedy już poszliśmy spać i ulokowaliśmy się w pokoju przydzielonym nam przez Kronikarza, to powiedziała mi:
- On wydaje się być całkiem miły, ale mimo wszystko wolę zachować ostrożność. Przecież nie wiemy, czy jego sympatyczny charakter na pewno jest prawdziwy.
- A czemu nie? W końcu Pokemony go kochają - zauważyłam.
- Bez urazy, Sereno, ale Pokemon pokocha nawet łajdaka, jeżeli tylko ten okaże mu serce i będzie go dobrze traktował - stwierdziła Dawn.
- Niestety, tu masz rację - rzekł smutnym głosem Ash - To, że człowiek dba o swoje Pokemony nie oznacza, że nie jest draniem. Jednak ja bym nie spisywał go na straty. Może naprawdę jest taki dobry i rubaszny, jak się to wydaje?
- Może... Ale lepiej bądźmy czujni - odparła jego siostra.
- Słusznie. Ostrożności nigdy za wiele - stwierdził mój chłopak.
- A co sądzicie o tej dziewczynce, Angelice? - zapytałam.
- Myślę, że to może być córka Kronikarza.
Ash parsknął śmiechem.
- Proszę cię, siostrzyczko. Nie żartuj sobie. On ma około dwadzieścia lat, a ta mała tak z siedem lub osiem. Żeby więc być jej ojcem, to musiałby nim zostać mając co najmniej dwanaście lub trzynaście lat. OK, to jest na swój sposób możliwe, ale śmiem wątpić, aby tym razem tak było.
- Faktycznie, to rzeczywiście mało prawdopodobne - stwierdziła panna Seroni - Poza tym ta baba jest sporo starsza od niego. Nie wydaje mi się więc, aby mogła być ona w związku z nastolatkiem i owocem tego związku było dziecko.
- No i sama widzisz - powiedziałam - Ale wobec tego kim ta mała jest dla Huberta vel Kronikarza?
- Pika-pika? Pika-pi? - zapiszczał pytająco Pikachu, patrząc na swojego trenera uważnie.
Ten zaś uśmiechnął się delikatnie i rzekł:
- Mam pewną koncepcję, ale zanim się nią z wami podzielę, to wolę się dobrze przyjrzeć całej tej sytuacji. A poza tym nie Kronikarz nas interesuje, ale tajemnicza seria morderstw, która ponoć miała tu miejsce.
- Jak na razie nie wiemy o niej nic - stwierdziła gorzko Dawn - Mam nadzieję, że jutro to się zmieni na lepsze.
- Pip-lu-pip! - zaćwierkał z nadzieją jej Piplup.
Życzenie mojej przyjaciółki spełniło się, jednak zdecydowanie nie tak, jak by sobie ona tego życzyła. Następnego bowiem dnia podczas śniadania usłyszeliśmy pukanie do drzwi. Nasz gospodarz poszedł otworzyć i już po chwili wrócił w towarzystwie miejscowej oficer Jenny, a także mężczyzny noszącego na sobie prochowiec i szary kapelusz. Miał on czarne włosy oraz brązowe oczy, jak również był on bardzo podobny z wyglądu do Asha. Pomyślałam sobie nawet, iż mój ukochany mając tak czterdzieści lat (bo na tyle wyglądał mi ów mężczyzna) będzie wyglądał tak samo.
- Przyjaciele... Pozwólcie, że wam kogoś przedstawię - powiedział Kronikarz uroczystym tonem - To jest mój ojciec chrzestny, John Ketchum. A to komisarz Jenny z miejscowej policji. A to są Ash, Serena i Dawn, moi nowi przyjaciele.
- Miło mi was poznać - powiedzieli goście.
Mój luby oraz jego siostra nie mogli wręcz oderwać wzroku od swego przodka. Byli nim wyraźnie zachwyceni. Do tego widziałam, iż doznali oni lekkiego, choć pozytywnego szoku. I wcale się im nie dziwiłam, w końcu ile razy człowiek ma możliwość stanąć oko w oko ze swoim pradziadkiem i to w czasach, kiedy ów pradziadek był młody? Raczej bardzo rzadko.
- Czy wam coś się stało? - zapytał słynny detektyw, widząc wyraźne zdumienie połączone z ogromnym wrażeniem, jakie właśnie malowało się na twarzach jego prawnuków.
Ash i Dawn szybko zachichotali i powiedzieli, że to nic takiego, tylko nigdy wcześniej nie mieli możliwości poznać osobiście człowieka, którego podziwiają.
- Proszę was, dzieciaki. Nie opowiadajcie bzdur - zaśmiał się do nich John Ketchum - Ja niby jestem obiektem waszego podziwu?
- Dokładnie tak - powiedziała Dawn - Wiele o panu słyszeliśmy i po prostu mieliśmy nadzieję pana poznać, która to nadzieja wreszcie raczyła się ziścić.
Mężczyzna parsknął delikatnym śmiechem.
- Naprawdę bardzo trudno mi w to uwierzyć. Jestem może człowiekiem znanym i lubianym, ale przecież nie robię nic, co by zasługiwało na wasz podziw. Ja po prostu walczę o to, żeby tego zła mniej było na świecie. Nic więcej.
- No proszę. Kolejny idealista - zachichotałam delikatnie.
Ash uśmiechnął się przyjaźnie do mężczyzny.
- Nawet pan nie wie, panie Ketchum, ile to dla mnie znaczy. Te proste słowa mają w sobie większą moc niż może pan sobie wyobrazić.
Detektyw również skierował w jego stronę przyjaźnie uśmiech i rzekł:
- Przyjemnie mi jest to słyszeć, ale wybaczcie... Sprowadziły nas tutaj sprawy służbowe. Innym razem chętnie z wami porozmawiam, jednak teraz musimy...
- Musimy porozmawiać z waszym nowym przyjacielem - stwierdziła ponuro komisarz Jenny.
Następnie spojrzała uważnie na Kronikarza i zapytała:
- Co robiłeś dzisiejszej nocy?
- Spałem, proszę pani... A co miałbym robić? - zdziwił się zapytany.
- Nie mędrkuj, tylko odpowiadaj na moje pytania - warknęła na niego Jenny złym tonem.
- Boże kochany... Znowu kogoś zamordowano?! - jęknął Hubert.
- Tak, dokładnie tak - powiedział John Ketchum poważnym tonem - Tej nocy Czyściciel znowu zaatakował.
- I ponownie zabił kogoś, kogo osoba wiedzie prosto do ciebie - dodała oskarżycielskim tonem Jenny.
- Przepraszam, ale czy wolno wiedzieć, o co tu chodzi? - zapytałam.
Policjantka spojrzała na mnie ironicznie.
- Oczywiście, że wolno, moja droga. Otóż w ciągu ostatnich dwóch miesięcy jakiś tajemniczy morderca, nazywający siebie Czyścicielem, zabija konkretne osoby, po czym pozostawia na swoim miejscu swoją taką jakby wizytówkę... Jest to mała karteczka z napisem „Czyściciel“. Podejrzewamy, że mamy do czynienia z chorym psychicznie człowiekiem bawiącym się w oczyszczanie miasta ze wszystkich śmieci... Znaczy ludzi, których on uważa za śmieci.
- Skąd takie przypuszczenie? - zapytał Ash.
- Ależ to bardzo proste - odparł John Ketchum - Tajemniczy Czyściciel wysłał przed dokonaniem zbrodni list z zapowiedzią, że zacznie zabijać. Nie napisał kogo, ale kazał się mieć na baczności. Nie wzięliśmy tego wcale na poważnie, ale wychodzi na to, że popełniliśmy tym samym poważny błąd.
- Zginęło już sześć osób, a może zginąć i więcej - dodała Jenny - Co ciekawe, wszystkie ofiary łączy parę szczegółów, przede wszystkim zaś to, że każda z nich mieszka w Sinnoh, jak również i to, iż wszystkie są w jakiś sposób powiązane z waszym nowym przyjacielem.
- Że słucham?! - zawołał Kronikarz zaszokowanym głosem - To chyba jakaś pomyłka!
Następnie spojrzał uważnie na swojego ojca chrzestnego.
- Wiedziałeś o ich powiązaniu ze mną?
- Trudno było nie wiedzieć - odpowiedział detektyw - W końcu znam cię od najmłodszych lat i wiem, jakie osoby cię kiedyś skrzywdziły. Teraz te osoby giną jedna po drugiej. Nie powiesz mi chyba, że to przypadek.
- Jakie to są osoby? - zapytała Dawn.
- Nie możemy wam tego powiedzieć ze względu na dobro śledztwa - odparła Jenny.
John Ketchum uśmiechnął się do niej ironicznie.
- Proszę cię. Nazwiska ofiar nie są tajemnicą. Poza tym oni i tak mogą to odkryć. Jak nie dzięki nam, to dzięki gazetom. Może więc lepiej będzie, żeby poznali oni prawdę zamiast tego, co wymyślają sobie dziennikarze?
Policjantka westchnęła głęboko, po czym powiedziała:
- No dobrze, niech wam będzie. A więc słuchajcie uważnie... Mamy sześć ofiar Czyściciela. Każdą z nich zabił wbijając jej nóż prosto w serce. Zawsze zabija on w nocy i zawsze robi to podstępem wchodząc do domu swoich ofiar. A propos tych ofiar... Pierwszą z nich jest pewna dziewczyna, Martha Gingers. Mówi ci coś to nazwisko, Kronikarzu?
- O tak - odpowiedział smętnym tonem młodzieniec - To moja dawna dziewczyna. Udawała, że mnie kocha tylko po, żeby potem zakpić sobie ze mnie na oczach wszystkich swoich przyjaciół. Ośmieszyła mnie publicznie.
- A ty za to zaprawiłeś ją nożem - powiedziała komisarz Jenny głosem pełnym oskarżenia.
Kronikarz spojrzał na nią przerażony.
- Przysięgam, że nie mam z tym nic wspólnego! Nawet nie było mnie wtedy na miejscu przestępstwa!
Jenny nie przejęła się tym, gdyż mówiła dalej:
- Drugą ofiarą jest pan Robert Potomsky... Potem zostali zabici kolejno jego szkolni koledzy: Thomas Witney, Jeremy Bretty oraz Alfred Windeck. Wszyscy czterej, gdy mieli po dziewięć lat, byli agresywnymi dzieciakami i prześladowali pewnego młodego chłopaka. Nazywał się on Hubert Marey, którego obecnie wszyscy znamy jako Kronikarza, literata i artystę.
Hubert zasłonił sobie oczy dłonią i odparł:
- To prawda... Ci ludzie mnie prześladowali. Krzywdzili oraz poniżali publicznie... Raz nawet zostałem przez nich skopany na oczach całej szkoły. Nikt się wtedy nie ruszył, żeby mi pomóc!
- I dlatego ich zabiłeś?
- Nie zabiłem ich! - krzyknął Kronikarz - Po co miałbym to robić teraz, po tylu latach?!
- Właśnie, Jenny. Nie wyciągajmy pochopnych wniosków - dodał John Ketchum - Przecież brakuje nam dowodów mówiących wprost o jego winie.
- Gdyby było inaczej, to ten pan już by siedział - powiedziała Jenny, wskazując palcem na Kronikarza - Ale ja swoje wiem. To on jest winien i zostaje nam tylko to udowodnić.
- Znalazłaś sobie kozła ofiarnego! - warknął na nią Kronikarz - Chcesz sobie statystyki w ten sposób poprawić!
- Licz się lepiej ze słowami, mój młody człowieku, bo posadzę cię za obrażanie funkcjonariusza na służbie! - odpowiedziała mu komisarz Jenny, groźnie machając przy tym pięścią - Wyobraź sobie, mój drogi Hubercie, że tej właśnie nocy zamordowano dyrektora tej szkoły, w której cię katowano.
- Tego śmiecia? Nie będę udawał, że mi go żal - powiedział Kronikarz ponurym tonem.
- Hubercie! - zawołał zaszokowany John Ketchum.
Jego chrześniak popatrzył na niego załamany.
- No co?! Taka prawda! Rodzice tych łajdaków byli nadziani, więc go przekupili, a on zatuszował całą sprawę mojego skatowania, dzięki czemu ci łajdacy mogli sobie chodzić bezkarnie i nic im nie zrobiono! Zamiótł całą sprawę pod dywan, bo chciał ratować swoją posadkę!
- To po prostu podłe! - zawołałam oburzona.
- Obrzydliwe! - dodała wściekłym głosem Dawn.
- Pip-lu-li! - zaćwierkał jej Piplup.
- Pika-pika! - pisnął Pikachu.
- Zgadzam się! To po prostu ohydne! - stwierdził Ash.
Jenny spojrzała na nas uważnie.
- Możliwe, ale bez względu na to, co ten człowiek kiedyś zrobił nikt nie ma prawa odbierać mu życia - powiedziała - Dlatego muszę zadać ci to pytanie, Hubercie... Gdzie byłeś dzisiejszej nocy?
- W domu... Razem z moimi gośćmi - odpowiedział Kronikarz.
Potwierdziliśmy jego słowa.
- A o której poszliście spać? - zapytała nas policjantka.
- Niedługo tak przed północą - powiedział Ash.
- Pika-pika! Pika-chu! - poparł go jego Pokemon.
Jenny spojrzała na nas uważnym wzrokiem.
- To interesujące... Bo zabójstwa dokonano około 1:00 w nocy. Więc to oznacza, że twoje alibi jest raczej kiepskie. Nikt nie może zapewnić, iż o tej porze leżałaś w swoim łóżku i spałeś.
- Przysięgam wam, że tak właśnie było! - zawołał załamanym głosem Kronikarz - Nawet się do tego drania nie zbliżyłem! Nie wiedziałem nawet, że on mieszka w Twinleaf!
- Dobrze... Niech ci będzie... Na razie musisz złożyć zeznania w tej sprawie.
- Znowu?! - jęknął Kronikarz - W sprawie tamtych drani też musiałem je złożyć i je złożyłem.
- Tamci dranie zostali zabici w innych miejscach niż Twinleaf, więc to inne Jenny cię maglowały - stwierdziła sucho pani komisarz - Teraz zaś ja cię muszę osobiście przemaglować. Ale spokojnie, to tylko formalność. Jeśli naprawdę jesteś niewinny, to nie masz się czego obawiać.
- Ja jestem niewinny, ale ty w to nie wierzysz - mruknął Kronikarz.
Chiquita, która właśnie wskoczyła mu na ramię, zapiszczała gniewnie w kierunku policjantki.
- To, w co ja wierzę albo nie wierzę jest teraz bez znaczenia - odparła na te słowa pani komisarz - Ja muszę wypełniać swoją powinność. Dlatego też zabieram cię na przesłuchanie. Potem wrócisz do domu, ale pamiętaj, że będę miała na ciebie oko.
Aipom Huberta wyraziła sprzeciw groźnym piskiem, jednak jej trener uspokoił ją delikatnym klepnięciem po głowie.
- Spokojnie, Chiquita - powiedział Kronikarz uspokajającym głosem - Słyszałaś przecież. Ta pani tylko wykonuje swoje obowiązki. Musi to robić.
Następnie wyszedł razem z nią, także w domu zostaliśmy jedynie my oraz pan John Ketchum, który głośno westchnął.
- Biedny ten mój chrześniak - rzekł po chwili detektyw - Od samego początku miał w życiu pod górkę.
- Właśnie słyszeliśmy - powiedziałam smutnym głosem - I naprawdę bardzo nam przykro z tego powodu.
Detektyw uśmiechnął się do nas delikatnie.
- To, co usłyszeliście to jest zaledwie wierzchołek góry lodowej tych wszystkich nieszczęść, jakie spadły na tego chłopca.
- A co jeszcze go spotkało? - zapytał Ash.
- Pika-pika-chu? - pisnął Pikachu.
John Ketchum pokazał nam dłonią, abyśmy usiedli, po czym zaczął nam opowiadać:
- Wszystko zaczęło się od jego ojca, Dariusa Mareya. Jest to człowiek wyjątkowo podły. Ironią losu pozostaje tutaj fakt, że kiedyś on i ja byliśmy przyjaciółmi. Jednakże wtedy on był zupełnie innym człowiekiem. Mówię wam, naprawdę innym. Dobrym, sympatycznym, wrażliwym, a potem co się z nim stało? Odbiło mu, gdyż chciał być lepszym niż jest naprawdę. Zaczął pracować i pracować coraz mocniej, coraz więcej, coraz bardziej. Stał się w końcu pracoholikiem, zaś pieniądze, które zarabiał, wykorzystywał na to, aby polepszyć sobie standardu życia i popisywanie się przed innymi tym, co posiada. Chciał wszystkim w ten sposób powiedzieć: „Ja sam doszedłem do tego wszystkiego własną, ciężką pracą“.
- To chyba godne pochwały - stwierdziła Dawn.
John Ketchum uśmiechnął się do niej delikatnie.
- Tak uważasz? Pewnie masz rację, ale niestety, efektem tego był fakt, że nie miał już czasu dla żony i postanowił nie mieć nigdy dzieci. Gdy w końcu zgodził się na dziecko, to powiedział sobie, że to musi być córka. Chciał ją nazwać Angelika. No, ale urodził mu się syn, którego znienawidził od pierwszej chwili, gdy tylko go zobaczył.
- Za co?! - zapytałam zdumiona - Za to, że nie był on jego wymarzoną córką?!
- Dokładnie tak - potwierdził detektyw - Żeby więc nie musieć spędzać z nim czasu uciekał coraz bardziej w pracę. Stał się również drażliwy, nieraz podniósł rękę na żonę, a matkę Huberta. Kobieta długo to znosiła licząc, że on się zmieni. Ale on się nie zmienił. Stał się zimny i ponury. Gdy zaś ich syn skończył dziewięć lat, a w szkole o mały włos go nie zakatowano, to Dariusz Marey... Wiecie, co on powiedział? Wiecie? Powiedział: „To jego wina. Skoro jest takim idiotą, że nie umie się obronić, to niech go biją. Może się dzięki temu czegoś nauczy“.
Zasłoniłam sobie przerażona usta dłonią, słysząc te słowa. Nie mogłam w to uwierzyć. Własny ojciec powiedział tak o własnym synu? Ash nieraz miał żal do swego ojca za to, iż ten go porzucił, ale po usłyszeniu opowieści swego pradziadka z pewnością uznał, że miał znacznie lepiej od Huberta, któremu po prostu trafił się ojciec najgorszy z możliwych.
- To potworne - powiedziała po chwili Dawn.
- Nie ma to tamto. Po prostu ohydne - dodał Ash.
- Pika-pika-chu! - pisnął gniewnie Pikachu.
John Ketchum zgodził się z nimi.
- Ohydne, ale prawdziwe. Biedny Hubert ciężko to znosił. Do tego ten szkolny gang... Ci czterej podli, żałośni oraz podstępni synowie bogatych rodziców, którym było wszystko wolno, niemalże go skatowali na śmierć. No i jeszcze ta dziewczyna, co ośmieszyła Kronikarza publicznie. Przez to wszystko on stał się taki... Inny niż wszyscy.
- To znaczy? - zapytałam.
- Zaczął uciekać od ludzi i coraz bardziej ciągnęło go do towarzystwa Pokemonów. Rozumiał się z nimi lepiej niż z kimkolwiek. Z ludzi w sumie zadawał się jedynie ze mną, swoją matką oraz jej bratem, panem Waldenem Kremplishem. Prócz tego również bardzo lubi dzieci. Może dlatego, że w głębi serca on sam jest dużym dzieckiem... Biednym, bardzo skrzywdzonym przez świat dzieckiem, które to musiało dorosnąć, ale zachowało w sobie sporo dzieciństwa. Pisanie książek i występowanie na scenie to wszystko, co mu daje frajdę. Dzięki temu czuje się lepiej. Czuje się ważny, potrzebny, lubiany... A teraz jest oskarżony o coś tak potwornego.
- To na pewno nie on - powiedziałam.
Detektyw uśmiechnął się do nas delikatnie.
- Ja też nie wierzę w jego winę, ale niestety nie mamy też dowodów jego niewinności, więc póki co dla policji on jest głównym podejrzanym.
- To naprawdę zaskakujące, że po tylu latach ktoś nagle mści krzywdy Kronikarza - zauważył Ash - Brzmi to tak, jakby jakaś osoba... No, sam nie wiem, jak to ująć... Bawiła się w kata lub obrońcę sprawiedliwości. Szkoda tylko, że niewinny człowiek może przez to ucierpieć.
- Właśnie... Ale nie bójcie się... Jestem detektywem i przysięgam wam, że znajdę prawdziwego zabójcę.
- Możemy panu pomóc - powiedział Ash.
- Pika-pika-chu! - pisnął radośnie Pikachu.
- Właśnie! Może pan na nas liczyć! - dodałam.
- Chętnie panu pomożemy! - zawołała Dawn.
- Pip-lu-pip! - zaćwierkał Piplup.
John Ketchum uśmiechnął się do nas z lekkim politowaniem.
- Miło mi to słyszeć, ale myślę, że pomoc trójki nastolatków, choćby nawet najbardziej utalentowanych, nie może w żaden sposób mi się przydać.
- Jest pan tego pewien? - zapytał Ash.
Detektyw popatrzył na niego uważnie.
- Chłopcze... Nie wątpię, że masz na pewno bardzo wiele talentów, ale w tej sytuacji musisz dać sobie spokój. I tak niewiele zdziałasz.
- Zdziwi się pan, ile on potrafi - powiedziałam poważnym tonem - Ash jest naprawdę wspaniałym detektywem i potrafi wiele dokonać. Wystarczy tylko dać mu szansę.
Pradziadek mojego ukochanego wcale nie wyglądał na przekonanego.
- Oczywiście, rozumiem wszystko, co do mnie mówicie, jednak bardzo mi przykro... Cokolwiek byście nie zrobili, to niestety jesteście dziećmi... Tak... Jesteście tylko i wyłącznie trójką dzieciaków, a w tym świecie jedynie dorośli mają coś do powiedzenia. Może to być trochę niesprawiedliwe, ale prawdziwe. Naprawdę bardzo mi przykro.
Po tych słowach słynny detektyw wstał, pożegnał się z nami i wyszedł z domu.
- No i to by było na tyle, jeśli chodzi o współpracę z naszym przodkiem - powiedziała załamana Dawn - Na co my w ogóle liczyliśmy, braciszku? Że on nam pomoże?
- Spokojnie, siostrzyczko - rzekł Ash ze stoicyzmem w głosie - Jeszcze nasze będzie na wierzchu. Póki co zaś poczekajmy na Kronikarza. Może od niego dowiemy się czegoś ciekawego.
- Jak na razie wiemy już całkiem sporo - zauważyłam - Wiemy, kim są ofiary i wiemy, w jaki sposób morderca je dobiera.
- Dokładnie tak - potwierdził moje słowa detektyw z Alabastii - Wiemy także, że ofiary mieszkały w różnych miastach, chociaż wcześniej cztery z nich chodziły do szkoły w Twinleaf. To oznacza, że się przeprowadziły.
- I co z tego? - zapytała Dawn.
- To, że teoria policji jest pozbawiona sensu.
- A dlaczego?
- Sama pomyśl... Czy gdyby Kronikarz był zabójcą, którego teraz szuka policja, to czy miałby możliwość odnalezienia tych ludzi? Czy szukałby ich po całym Sinnoh? A jeśli tak, to pozostaje inne pytanie. Jak się nocą włamał do ich domów i zadał im śmierć? Czy wejście do bogatego domu jest tak proste, aby pierwszy lepszy mógł go dokonać? No i jeszcze najważniejsze... Kronikarz jak dotąd nie został aresztowany. Powód? Ma on alibi na czas dokonania zabójstw. Więc to ktoś inny zabija tych ludzi.
- Ktoś, kogo Kronikarz mógł wynająć - zauważyła Dawn.
Ash spojrzał na nią zdumiony.
- No co? - jęknęła panna Seroni - Mówię tylko to, co może pomyśleć policja.
- Albo co już sobie pomyślała - dodałam.
Mój luby pokiwał smętnie głową.
- Macie rację... To, że on ma alibi nie znaczy, że kogoś nie wynajął. Ta linia obrony ma niestety, bardzo poważne luki. Ale przecież musimy jakoś ocalić Kronikarza. On na pewno jest niewinny!
- Pika-pika-chu! - pisnął Pikachu, machając bojowo łapką.
- Jesteś tego pewien? - zapytała Dawn - A jeżeli się mylimy? Jeżeli to rzeczywiście on? To co wtedy?
Jej brat nie wiedział, co ma na to odpowiedzieć. Ja sama zaś czułam, że odpowiedź na to pytanie może mnie przerazić, jeżeli ją powiem na głos, dlatego również zachowałam milczenie.
W ciągu następnych dwóch dni nie wydarzyło się nic ciekawego. Ponieważ brakowało nam wsparcia zarówno policji, jak i Johna Ketchuma, to nie mogliśmy poprowadzić oficjalnie śledztwa. Mogliśmy tylko siedzieć razem z Kronikarzem w jego domu i czekać. A na co czekać? Na jeszcze większe problemy, a tych nasz drogi przyjaciel miał ostatnio bez liku. Nie dość, że go podejrzewano o zlecenie serii zabójstw, to jeszcze dostał zakaz opuszczania terenu miasta Twinleaf jako główny (a tak właściwie to jedyny) podejrzany w całej tej sprawie. Policja prowadziła śledztwo, jednak przede wszystkim zajmowało ją chyba szukanie dowodów na Kronikarza zamiast próba znalezienia innych podejrzanych.
Dawn i Asha denerwowała nasza bezsilność. Próbowali więc ponownie porozmawiać z detektywem Johnem, lecz nic im to nie dało, ponieważ ten nie chciał wcale słyszeć o jakiekolwiek naszej pomocy. Był w tej sprawie równie uparty, co policja.
- Ach! Tęsknię za czasami, w których jestem znany i policja sama prosi mnie o pomoc - powiedział mój ukochany, kiedy po raz kolejny rozmowa z jego pradziadek zakończyła się porażką.
Podzielałam jego zdanie, ale wiedziałam, iż nic nie mogę zrobić, więc zwykle milczałam, gdy mój luby miał ataki smutku i depresji spowodowane bezsilnością. Sama chwilami czułam się po prostu okropnie. Wiedziałam, że nawet dokładne przeczytanie w XXI wieku tego artykułu, który sprawił, iż tu w ogóle przybyliśmy, nic nam by na nie pomogło, gdyż same dane to za mało. Nie mogliśmy tu działać, skoro policja wyraźnie nam tego zakazała. Złamanie tego okropnego zakazu mogło zakończyć się dla nas wsadzeniem do więzienia, dlatego daliśmy sobie z tym spokój, jednak ta okropna i podła bezczynność połączona z bezsilnością wyraźnie nam dokuczała.
Trzeciego dnia pobytu w roku 1938 zaczęło się wreszcie coś dziać. Mianowicie chodzi mi o to, że w południe po ulicach miasta przejechało kilka wozów cygańskich. Ludzie wylegli z domów, aby zobaczyć to jakże niesamowite zjawisko. Cyganie siedzący na swych wozach zaprzężonych w Rapidashy (czyli piękne Pokemony wyglądające jak białe konie z ognistymi grzywami) machali wesoło do ludzi, a także grali na różnych instrumentach muzycznych, co mieszkańcy tego miasta przyjmowali z prawdziwą radością. Najwięcej zadowolenia okazał jednak Kronikarz, który z jakiegoś powodu bardzo uważnie obserwował wszystkie cygańskie wozy w tym korowodzie i wyglądało na to, że kogoś wśród nich wypatrywał. Robił to długo, jednak w końcu mu się to udało, ponieważ krzyknął z radości i zawołał:
- Candela! Hej, Candela!
Jego słowa były zwrócone w kierunku cygańskiej dziewczyny w wieku około dziewiętnastu lat. Miała ona dość ciemną karnację, niemalże brązową, beżowe oczy i długie, czarne włosy częściowo spięte w kitkę, a częściowo rozpuszczone. Nosiła białą koszulę zapinaną na guziki, wielką i fioletową spódnicę oraz czerwone buty. Dziewczyna zauważyła Kronikarza, gdy ten ją wołał, gdyż uśmiechnęła się radośnie na jego widok, zeskoczyła z wozu, którym właśnie jechała, po czym podbiegła do Huberta i rzuciła mu się na szyję.
- Hubert! Jakże ja się cieszę, że cię widzę! - zawołała, okrywając jego twarz pocałunkami - Strasznie za tobą tęskniłam! Och, Chiquita! Jak miło cię widzieć, maleńka! Kronikarz dba o ciebie?
Aipom siedząca na ramieniu swego trenera zapiszczała wesoło.
- Tak też myślałam - powiedziała radośnie dziewczyna - No i jeszcze ktoś się tobą stęsknił.
To mówiąc wyciągnęła lewę ramię, a po chwili wskoczył na nie Aipom bardzo podobny do Chiquity, ale nieco większy i bez grzywki.
- Chester! Miło cię widzieć! - zachichotał radośnie Hubert, głaszcząc Pokemona po głowie - Widzę, że dalej jesteś silny i uroczy, jak zwykle.
Oba Aipomy zeskoczyły na ziemię i zaczęły radośnie piszczeć. W tej samej zaś chwili Kronikarz przedstawił nas Candeli:
- Pozwól moja droga... To są moi przyjaciele... Ash, Serena i Dawn. A to są Pikachu i Piplup.
Cyganka uśmiechnęła się do nas bardzo przyjaźnie, ściskając każdemu z nas dłoń.
- Naprawdę bardzo mi miło was poznać. Przyjaciele Huberta są moimi przyjaciółmi.
Dziewczyna sprawiła na nas przyjemne wrażenie, dlatego zaczęliśmy z nią rozmawiać.
Candela... Całkiem ładne imię pomyślałam sobie. Jest hiszpańskie, ale wywodzi się z łaciny i oznacza „grom“. Żywiłam wówczas wielką nadzieję, że dziewczyna wbrew znaczeniu swego imienia okaże się być spokojną oraz bardzo miłą osobą.
- Wiesz, ja znam osobiście jedną Cygankę, która też ma Aipoma - rzekł po chwili Ash - Ciekawi mnie więc ten zbieg okoliczności.
- Jaki zbieg okoliczności? - zapytała Candela.
- W sprawie Aipoma. Dwie Cyganki poznałem w życiu i obie posiadają stworka tego samego gatunku. Dziwne, prawda?
Nasza nowa znajoma uśmiechnęła się do niego przyjaźnie.
- Nie ma w tym nic dziwnego - powiedziała - W końcu te Pokemony są bardzo popularne pośród Cyganów. Lubią podróże podobnie jak i my, więc cóż... Wielu ludzi z naszej rasy posiada Aipomy lub Ambipomy. To jest coś zupełnie normalnego.
- Rozumiem - uśmiechnął się do niej Ash.
Już po chwili szliśmy sobie spokojnie ulicami miasta, rozmawiając o tym, co miało ostatnio miejsce w Sinnoh.
- Nie czytuję gazet, ale słyszałam o tym całym Czyścicielu - stwierdziła Candela poważnym tonem - W końcu, kiedy się podróżuje po regionie, po którym grasuje zabójca, to trudno o tym zabójcy nie słyszeć, zwłaszcza, iż ludzie często o nim mówią. Często i głośno.
- A teraz najgorsze jest to, że policja podejrzewa mnie o dokonanie tych czynów - powiedział Kronikarz.
Cyganka popatrzyła na niego i zawołała:
- Nigdy w to nie uwierzę! Rozumiesz?! NIGDY!
- Dziękuję, że tak mówisz, ale policja ma inne zdanie w tej sprawie.
- Policja się myli, bo nie zna wszystkich szczegółów.
Spojrzałam na nią uśmiechnięta.
- Przyjemnie nam to słyszeć, ponieważ my również nie wierzymy w jego winę - powiedziałam.
- Im nas więcej, tym lepiej - stwierdził Ash.
- Dokładnie. Razem możemy sporo zdziałać - dodała Dawn.
Kronikarz posmutniał.
- Śmiem wątpić, bo przecież policja nie życzy sobie naszego śledztwa w tej sprawie.
- Może i nie - stwierdziłam - Ale pewien mądry człowiek powiedział mi kiedyś: „Nigdy się nie poddawaj, tylko walcz“ i uważam, że to właśnie powinniśmy zrobić.
Następnie spojrzałam na Asha, który to uśmiechnął się do mnie bardzo delikatnie i czule zarazem.
- Dziękuję ci... To bardzo pięknie zabrzmiało - powiedział - Dlatego też musimy działać zgodnie z tym przysłowiem.
- Ale niby jak zamierzasz to zrobić? - zapytała Dawn.
- Pip-lu-pip? - zaćwierkał Piplup.
- Spokojnie, siostrzyczko - odpowiedział jej bardzo wesoło Ash - Coś się zawsze wymyśli. Więcej optymizmu, mniej paniki.
- To bardzo dobry pomysł - stwierdziła radośnie Candela - Na pewno nasza piątka zdoła dokonać niemożliwego. W końcu takich dwóch, jak nas trzech, to nie ma ani jednego.
- A powiedział to Kubuś Puchatek - dodał Kronikarz.
Cyganka uśmiechnęła się do niego i rzekła:
- Jak widzę wciąż pamiętasz książki z naszego dzieciństwa. To dobrze. To bardzo dobrze wróży.
- A wróży czemu? - zapytała dowcipnie Dawn.
Candela uśmiechnęła się do niej tajemniczo.
- A niczemu... Tak sobie tylko powiedziałam.
C.D.N.
Kronikarz załatwił swoim nowym znajomym darmowe bilety na swój występ. A Dawn nie jest do niego przekonana, bo uważa go za świra, a przecież to naprawdę porządny i sympatyczny gość, dzięki któremu mogą się dowiedzieć, gdzie znaduje się ten, którego poszukują, skoro jest on jego chrześniakiem. Dawn powinna najpierw go poznać, a nie tak od razu go skreślać tylko dlatego, że wydał jej się dziwny. Chociaż ma rację, że powinni zachować ostrożność. W końcu nie wiedzą, co to za człowiek, a już nie raz się sparzyli na ludziach, którzy wydawali się porządni i uczciwi. Serena jest optymistką, skoro wychodzi z przekonania, że zawsze wszystko im się uda. A Dawn martwi się, że poważnie narozrabiają przez te podróże w czasie. Totodile to Pokemon krokodyl, a Charmeleon kameleon? Kronikarz zatańczył na scenie ze swoją małą siostrzyczką, która go uwielbia. A on bardzo ją kocha i nie wyobraża sobie, aby miał ją stracić. Jednak jej matce nie podoba się to, że ona bawi się z nim na scenie, bo obawia się, że zechce pójść w jego ślady, a to zniszczy jej w przyszłości reputację. Problem w tym, że tak naprawdę wcale jej nie wychowuje, bo w ogóle nie ma dla niej czasu, ponieważ jest bardzo zapracowana i skupiona na karierze i bogaceniu się, tak samo jak jej mąż. A Ty tam napisałeś, że ona ma czerwone oczy, a przecież to nie wampirzyca xD Kronikarz jest bardzo miły i gościnny, skoro zaprosił swoich nowych znajomych na kolację :)
OdpowiedzUsuńKronikarz kocha występy i uwielbia dawać publiczności radość tym, co robi i dlatego chętnie zaprosił naszą trójkę na swój występ. Dawn po prostu nie jest zbyt optymistycznie nastawiona do tego wszystkiego po tym, co usłyszała od swojego chłopaka, a poza tym zbyt dobrze pamięta takich ludzi, którzy byli dla nich aż za bardzo mili i potem chcieli ich zabić. Ale spokojnie, przekonana się do Kronikarza. Serena wierzy po prostu w to, że jeśli Ash z nimi jest, to wszystko będzie dobrze. Dawn zwykle podziela jej zdanie, teraz tylko wyjątkowo obawy i brak Clemonta przyćmiewają jej optymizm. Charmeleon to taki mały Pokemon dinozaur typu ognistego, wygląda trochę jak mały tyranozaurus rex, tylko czerwony. Jego ewolucyjną formą jest Charizard - wielki latający jaszczur (takiego Pokemona posiada Ash i to jeden z jego najsilniejszych Pokemonów). Zgadza się - matka Angeliki i jej ojciec wolą robić karierę i szpanować bogactwem zamiast zajmować się córką i dlatego to bardziej Kronikarz wychowuje swoją siostrzyczkę niż oni. Dlatego oboje są sobie tak bardzo bliscy. A macocha Kronikarza posiada czerwone oczy dlatego, że w anime osoby o takich oczach to zwykle postacie wredne i nawet podłe. A ta kobieta właśnie taka jest. Jak trzeba opiekunki do Angeliki, to wie, gdzie się zgłosić, a tak to gardzi pasierbem i nie chce, aby jej córka szła w jego ślady.
UsuńKronikarz jest bardzo zżyty ze swoimi Pokemonami, których uważa za swoich przyjaciół. I jak to możliwe, że Ash sądził, iż Noctowle są tylko samcami? To skąd w takim razie by się brały? xD Gościom Kronikarza bardzo spodobało się jego niecodzienne podejście do Pokemonów. I on bardzo lubi podróże. Z pewnością zwiedził wiele ciekawych miejsc. I nie przepada za walkami Pokemonów. Za to bardzo się nimi interesuje. A Dawn wciąż ma obawy co do tego, czy on rzeczywiście jest w porządku, choć przecież wszystko na to wskazuje. Ona jest naprawdę podejrzliwa i nieufna, choć pewnie by taka nie była, gdyby nie przestrogi Clemonta, którymi tak się przejęła. Ash przyznał jej rację, choć jest bardziej przekonany do nowego znajomego. I są ciekawi, kim jest dla niego Angelika. A Ash zapewne domyśla się, że to może być jego siostra. No nie, w dwudziestoleciu międzywojennym też wszystkie policjantki z regionu Kanto miały na imię Jenny? To taka tradycja tego regionu? :) I okazało się, że John wyglądał bardzo podobnie do Asha i zajmował się tym samym, co on. Jestem ciekaw, czy on się dowie o tym, że są oni jego prawnukami. Do tego okazuje się, że on posiada to samo motto, co Ash i jest skromnym człowiekiem, nieszukającym poklasku ani podziwu. I jakiś szalony psychopata zabija ludzi, którzy kiedyś narazili się Kronikarzowi? Domyślam się, że imię jego byłej również nie jest przypadkowe? W końcu jedna z Twoich dziewczyn również miała na imię Marta. Ci mężczyźni, którzy w dzieciństwie dokuczali Kronikarzowi, są zapewne odpowiednikami tych gnojków, którzy dokuczali Tobie. Oni też mieli na imiona Robert, Tomek i Alfred? Jeremy to raczej nie, bo to imię w Polsce nie występuje, ale może Jeremiasz? Ty też przecież zostałeś skopany na oczach innych i nikt Ci nie pomógł, prawda? Ale Marta chyba nie ośmieszyła Cię przed swoimi przyjaciółmi, czy o czymś nie wiem? Kronikarz zdenerwował się na Jenny i trudno się temu dziwić, skoro uważa, że to on pozabijał tych ludzi. A przecież nie ma na to żadnych dowodów, więc nie powinna wyciągać takich pochopnych wniosków. Wątek z dyrektorem też został zaczerpnięty z Twojego życia. Ci gówniarze powinni trafić do poprawczaka za to, co Ci zrobili, a tymczasem nie ponieśli za to żadnych konsekwencji. Cieszę się, że mogę poczytać to opowiadanie. Dzięki temu dowiem się o Tobie czegoś więcej, a wiesz że mi na tym zależy, żeby wiedzieć o Tobie jak najwięcej. Choć wiem też, jak trudno jest Ci mówić o swojej przeszłości, bo mówienie o takich okropnościach nie przychodzi łatwo. Ja to doskonale rozumiem. Ash, Serena i Dawn jednym głosem przyznali Kronikarzowi rację, że zachowanie tego dyrektora było naprawdę podłe, skoro dał się przekupić rodzicom tych bachorów, żeby wszystko poszło w zapomnienie. Ale to niestety jest takie normalne i powszechne w tym świecie. A Twinleaf to jedno z miast w Kanto, tak? Inne Jenny maglowały Kronikarza? Jeju, jak to brzmi. Tam są same klony. Straszne. xD Jak się je rozpoznaje, skoro wszystkie wyglądają tak samo i posiadają te same imiona, a do tego pełnią identyczne funkcje? To po prostu obłęd. xD A Chiquita najwyraźniej jest ulubienicą Kronikarza, skoro wszędzie ją ze sobą zabiera.
OdpowiedzUsuńOwszem, Kronikarz traktuje swoje Pokemony jak przyjaciół i bardzo je kocha, a one odwdzięczają mu się wiernością. He he he - bo widzisz, łatwiej spotkać samce Nocowtlów niż samice, które mniej ufają ludziom i są bardziej ostrożne wobec nich :) Oczywiście, że podejście Kronikarza jego gościom bardzo się spodobało, bo jest równie niezwykłe, co on sam. Dawn rzeczywiście wciąż posiada obawy i to właśnie z powodu przestróg Clemonta, bo normalnie by tego nie robiła. Mała poprawka - tu akcja się dzieje w regionie Sinnoh, a nie Kanto. I nie każda policjantka w regionach to Jenny :) Ale faktem jest, że każde miasto każdego regionu posiada jakąś policjantkę Jenny i wszystkie są łudząco podobne do siebie i posiadają to samo imię. Wiąże się to z tym, że twórcy anime nie chcieli rysować do każdego miasta innych policjantów, dlatego poszli na łatwiznę i wymyślili sobie tę serię klonów, że tak powiem xD To samo tyczy się Sióstr Joy - pielęgniarek leczących Pokemony. Też wszystkie wyglądają tak samo i każde miasto posiada jedną Joy. Różni ich praktycznie tylko uniform: każdy region posiada inny rodzaj uniformu dla Joy i Jenny :) John Ketchum rzeczywiście wygląda trochę jak dorosła wersja Asha i posiada takie samo motto i swoją pracę wykonuje dla wyższych celów niż poklaski czy nagroda. Oj nie, imię zabójcy to nie przypadek, bo "oczyszcza" on w ten sposób świat. A co do Marty, to nie skrzywdziła mnie w taki sposób, ale zachowała się dość podle wobec mnie i dopiero po długim czasie za to przeprosiła i pojęła, jaka głupia była. Ale gdy to pisałem, to jeszcze tego nie zrobiła i stąd jej imię. A co do moich prześladowców, to nie pamiętam ich imion, dlatego dałem pierwsze lepsze. Ale to, co przeżył Kronikarz z ich strony - to przeżyłem naprawdę. Wątek z dyrektorem ratującym swoją reputację zatuszowaniem całej sprawy też jest prawdziwy. Ale tutaj za to bydlaki poniosły karę, w prawdziwym życiu już nie. Cieszę się, że ta historia pozwala Ci lepiej mnie poznać, a ja swoją przeszłość w taki sposób mogę opowiedzieć. To nawet lepsze niż płakanie nad sobą. Twinleaf to jedno z miast w regionie Sinnoh i Dawn z niego pochodzi. Chiquita to pierwszy Pokemon Kronikarza, dlatego ma z nią takie relacje, jakie Ash ma z Pikachu.
UsuńNo i nasuwa mi się kolejne pytanie. Czy Twój ojciec też nazywa się Dariusz? Ale on chyba nigdy nie był sympatyczny i wrażliwy, a przynajmniej Ty go takim nie pamiętasz, mam rację? I ciekawe jest to, że on chciał mieć córkę Angelikę, a Ty poznałeś dziewczynę o tym imieniu, która jest dla Ciebie jak siostra. Szkoda, że Twoi rodzice już więcej nie starali się o dziecko, bo może miałbyś swoją wymarzoną siostrzyczkę, a ojciec córkę. Może dzięki niej zmieniłby się na lepsze. Ale on chyba nigdy nie bił Twojej mamy, czy czasem mu się to zdarzało? A te jego słowa są naprawdę podłe. Straszne. A brat Twojej mamy ma na imię Waldemar? Ciekawe czemu ten zabójca mści się akurat na tych, którzy skrzywdzili Kronikarza i czy on w ogóle go zna. A ile lat mieli wtedy Ash, Serena i Dawn, skoro John tak bardzo wątpił w ich umiejętności? Pewnie mniej niż 18? Bo wiem, że w kolejnych opowiadaniach są starsi i mają około 20 lat, a tu pewnie są jeszcze nieletni, skoro John nazwał ich dziećmi. Jestem pewien, że oni szybciej znajdą tego tajemniczego zabójcę i dlatego ich zdjęcie znajdzie się w gazecie. Ash najbardziej wierzy w niewinność Kronikarza, a Dawn najmniej, bo w sumie nie jest wykluczone to, że on mógł wynająć tego mordercę, żeby zemścić się na tych, którzy wyrządzili mu krzywdę. A John to uparty osioł, skoro nie daje przekonać się do współpracy, bo nie wierzy w ich możliwości. Nic dziwnego, że Ash popadł przez to w ponury nastrój, skoro czuje się w tej sytuacji bezsilny. A Rapidashy to moje ulubione Pokemony. :) Candela wygląda zupełnie jak Esmeralda z bajki o dzwonniku. :) I okazało się, że ona również posiada Aipoma, którego nazwała Chester. A małpki chyba rzeczywiście były popularne wśród Cyganów. Ambipom to też małpka? I Candela jest całkowicie przekonana o niewinności Kronikarza. Postanowiła im pomóc w odnalezieniu mordercy. I widać, że ona i Kronikarz wyraźnie mają się ku sobie. :)
OdpowiedzUsuńTak, mój ojciec to Dariusz i ja go sympatycznym nie pamiętam. Mama chciała jeszcze jedno dziecko, ale ojciec kategorycznie odmówił uważając, że nie będzie zacharowywał się jak wół dla jeszcze jednego bachora. A czy by się zmienił dzięki córce na lepsze? Wątpię w to. Mama mówiła, że kilka razy ją uderzył, gdy byłem jeszcze bardzo mały, ale potem wolał się psychicznie wyżywać. Tak - jeden z braci mojej ma na imię Waldemar. Widzę, że sprawa Czyściciela Cię zainteresowała. To dobrze :) Ash i Serena mieli wtedy 17 lat, a Dawn 14 lat, dlatego w oczach Johna są po prostu zwykłymi dzieciakami. Ash wierzy w to, że Kronikarz jest niewinny, ale nie zaprzecza słowom siostry, iż może się w tej sprawie mylić. John przede wszystkim nie chce mieszać dzieciaków do sprawy, która może być niebezpieczna. Gdyby tylko wiedział, czego ta trójka dokonała, to mówiłby inaczej, ale tego wiedzieć nie może. Poczucie bezsilności po prostu dobija Asha i wcale mu się nie dziwię. No tak, przecież Ty kochasz konie :) Candela rzeczywiście wygląda trochę jak Esmeralda z bajki Disneya, ale też nawiązałem tu do Cyganki Candeli z bajki "MARCELINO CHLEB I WINO", której postać była po prostu urocza :) Zgadza się, Pokemony małpki są popularne wśród Cyganów. Ambipom to oczywiście małpka, ewolucyjna forma Aipoma. Candalę i Hubert to przyjaciele z dzieciństwa i rzeczywiście czują coś do siebie :)
UsuńNasi przyjaciele wybierają się na występ Kronikarza, swojego nowego znajomego. Dawn ciągle ma co do niego jakieś wątpliwości i cały czas snuje czarne scenariusze odnośnie jego osoby. Niektóre są uzasadnione, ale no kurczę...bez przesady, to się z czasem robi wręcz wkurzające.
OdpowiedzUsuńPodczas występu nasi przyjaciele są świadkami, jak na scenę wskakuje mała dziewczynka i tańczy z Kronikarzem, by po występie usiąść tuż przy scenie. Gdy całe przedstawienie się kończy, przyjaciele zauważają, że jakaś kobieta odciąga dziewczynkę od sceny i mocno ją strofuje. Potem jednak daje się namówić na pójście do garderoby Huberta (tak ma na imię Kronikarz, myślę, że to nie jest przypadek, tak samo jak imię dziewczynki - Angelika, którą Hubert traktuje jak siostrzyczkę, a z tego co wiem, to Ty masz taką przyjaciółkę. :)), gdzie dochodzi do niezbyt przyjemnej wymiany zdań. Mianowicie matka Angeliki nie życzy sobie, by dziewczynka zbyt dużo czasu spędzała z Kronikarzem, gdyż uważa, że dla panienki z dobrego domu występowanie na scenie i zadawanie się z artystą kabaretowym jest zajęciem co najmniej nieodpowiednim. Dochodzi nawet do gróźb i straszenia sądem, by odebrać rodzicom dziewczynki jej córkę, gdyż ci są bardzo zajęci i często podrzucają dziewczynkę właśnie Hubertowi. Wtedy to jest dobry tak? Trochę mnie to wkurza.
Nasi przyjaciele po zakończeniu tej burzliwej kłótni wchodzą do garderoby artysty i wyrażają chęć poznania jego ojca chrzestnego. Zostają zaproszeni na kolację w domu Kronikarza, gdzie poznają wszystkie jego pokemony. Po posiłku położywszy się już do łóżek snują przypuszczenia co do zaistniałej sytuacji. Czy okażą się prawdziwe? To zapewne okaże się później.
Tymczasem następnego dnia rano do drzwi Huberta puka oficer Jenny wraz z Johnem Ketchumem. Jak się okazuje, w dość nieprzyjemnej sprawie. Chodzi o serię morderstw, jakie zostały niedawno dokonane w Sinnoh. Wszystkie te osoby są w jakiś sposób powiązane z Kronikarzem - jego była dziewczyna, która upokorzyła go publicznie, potem dzieciaki, które go prześladowały w szkole i wręcz go prawie skatowały na śmierć bez niczyjej reakcji, aż w końcu dochodzimy do obecnego zabójstwa - dyrektora miejscowej szkoły, który sprawę brutalnego pobicia Huberta zamiótł pod dywan, byleby tylko nie stracić swojej posady. Jedynym podejrzanym w sprawie jest Kronikarz, który niestety nie ma wiarygodnego alibi na noc zabójstwa. Zostaje więc zabrany na posterunek na przesłuchanie w sprawie "Czyściciela", którym on rzekomo jest.
Następne dni nie przynoszą rozwiązania sprawy. Przyjaciele, detektyw oraz Kronikarz mogą jedynie siedzieć i czekać, próbując opracować w razie czego jakąś linię obrony. W tym samym czasie do miasta przybywa tabor cygański, do którego wybierają się przyjaciele i tam Hubert spotyka Candalę, swoją serdeczną przyjaciółkę, do której wyraźnie czuje coś więcej niż przyjaźń. :)
Ciekawa historia, zauważyłam sporo wątków autobiograficznych, to sprawia, że cała sprawa jeszcze bardziej nabiera smaku. W sumie dzięki temu możesz w jakiś sposób wyładować dawną złość.I dobrze, to wręcz idealny sposób, by bez zbędnej przemocy wyładować się na innych. :)
Ogólna ocena: 1000000000000000000000000000000000000/10 :)