Podziemne królestwo cz. III
Uzupełnienie pamiętników Sereny - opowieść Asha:
Królowa Mab czekała na mnie w swojej komnacie. Gdy zobaczyła, że wchodzę, uśmiechnęła się przyjaźnie.
- Witaj, Ash. Cieszę się, że przybyłeś.
Oddałem kobiecie niski pokłon, po czym powiedziałem:
- Zaszczyt to dla mnie, Wasza Wysokość. Nie wiem jednak, dlaczego zostałem tutaj wezwany.
Władczyni ponownie obdarzyła mą osobę promiennym uśmiechem.
- Ależ spokojnie, mój drogi. Nie musisz się niczym przejmować. Chcę sobie tylko z tobą porozmawiać bez świadków. Mam bowiem dla ciebie pewną bardzo ważną wiadomość do przekazania.
- O! A jaką? - zapytałem zaintrygowany.
- Dowiesz się zaraz... Ale póki co tutaj nie jest bezpiecznie rozmawiać. Tutaj ściany mają uszy. Bezpieczniej będzie więc tę prowadzić rozmowę na świeżym powietrzu.
- A to już jak Wasza Wysokość uważa.
Kobieta uśmiechnęła się do mnie przyjaźnie.
- Doskonale... Ale nim wyjdziemy, to mam nadzieję, że zechcesz zjeść ze mną drugie śniadanie?
- Wasza Królewska Mość... Moja dziewczyna... Ona...
- Z pewnością da sobie radę bez ciebie przez kilka godzin, nieprawdaż? Potem będziesz mógł jej wszystko opowiedzieć. Na razie jednak nalegam, abyś pozostał w moim towarzystwie.
- A mam jakiś wybór?
- Prawdę mówiąc... to nie.
- W takim razie zostanę.
- Cudnie... Uwielbiam rozsądnych mężczyzn. Siadaj, proszę.
Dziwiło mnie to wszystko, ale oczywiście spełniłem jej życzenie (czy raczej rozkaz) i usiadłem. Potem weszła służba, która nakryła do stołu, po czym ukłoniła się nam i wyszła.
- Jedz śmiało, proszę - powiedziała Mab.
Ponieważ jak sama wcześniej stwierdziła, nie miałem żadnego wyboru, jadłem i patrzyłem na nią uważnie. Ona również powoli konsumowała swój posiłek, uważnie mi się przy tym przyglądając.
- Powiedz mi, proszę... Ile masz lat? - zapytała po chwili.
- Za miesiąc kończę siedemnaście, Wasza Wysokość.
Władczyni zrobiła nieco zdumioną minę.
- Poważnie? Jesteś bardzo młody, a jednak też bardzo mądry. Nie znam wielu ludzi, u których następuje takie właśnie połączenie młodego wieku oraz ogromnego doświadczenia.
- Wasza Wysokość mi schlebia.
- Bynajmniej... Mówię jedynie prawdę, a prawda to nie pochlebstwo.
Musiałem przyznać, że jest w tym sporo sensu.
- Wasza Królewska Mość ceni mnie chyba bardziej niż ja siebie.
- Takie moje prawo - odpowiedziała Mab - Tak czy inaczej naprawdę bardzo się cieszę, że mogę z tobą rozmawiać sam na sam.
- A dlaczego chciała Wasza Wysokość rozmawiać ze mną i to jeszcze na osobności?
- O tym powiem ci później. Na razie chcę z tobą porozmawiać o tobie samym. Opowiedz mi zatem coś o sobie.
- Nie bardzo wiem, co mam mówić.
- No to wobec tego ja ci będę zadawać pytania, a ty po prostu na nie odpowiadaj, dobrze?
Wyraziłem zgodę na ten pomysł i zacząłem mówić o sobie, a raczej moja szacowna rozmówczyni pytała mnie o coś, ja natomiast udzielałem jej odpowiedzi, w ten sposób przekazując jej wiadomości na mój temat. Na takiej oto rozmowie minęła nam około godzina, po czym władczyni Utopii kazała przynieść lektykę, do której potem zaprosiła mnie. Nigdy jeszcze nie poruszałem się takim środkiem transportu, więc tym chętniej tam wsiadłem. Następnie cztery Pangoro podniosły ten dosyć niezwykły pojazd w górę i zaczęły iść przed siebie. Na polecenie królowej Mab wyszły one poza pałac, a potem zaczęli iść po okolicy.
- Dobrze... Teraz możemy porozmawiać otwarcie ze sobą... - rzekła Jej Wysokość - Wygodnie ci?
- Owszem... Tylko trochę trzęsie - zachichotałem.
Władczyni parsknęła śmiechem, po czym bardzo wygodnie wyłożyła się w lektyce i zaczęła mówić:
- Naprawdę ogromnie mnie cieszy fakt, że mogę z tobą porozmawiać otwarcie. Wiem, że jesteś naprawdę mądrym człowiekiem pomimo swojego młodego wieku, dlatego chcę ci powiedzieć coś, co ma dla mnie ogromne znaczenie.
- Rozumiem, Wasza Wysokość. A więc o czym mamy mówić?
- Chodzi mi o tego wampira, czy też raczej wampirzycę, która tutaj grasuje.
- Wasza Królewska Mość sama przecież mówiła, że takiego stworzenia tu na pewno nie ma.
Kobieta uśmiechnęła się do mnie, po czym powiedziała:
- Prawdę mówiąc muszę ci wyznać, że tak naprawdę wiedziałam o jej obecności tutaj, ale nie mogłam się do tego publicznie przyznać.
- Dlaczego?
Mab spojrzała na mnie uważnie.
- Wyobraź sobie, chłopcze, co by było, gdyby wiadomość o tym wyszła na światło dzienne. Wiesz, jaka panika wybuchłaby wówczas między moimi poddanymi? Gorsza niż możesz to sobie wyobrazić. Dlatego też musiałam, po prostu musiałam zachować tajemnicę, jednak po cichu na swój sposób zbadałam całą sprawę.
- I co Wasza Wysokość odkryła?
- Wiem już, kto jest wampirzycą.
Nadstawiłem uważnie uszu.
- Kto nią jest?
- Wasza przyjaciółka Jessie.
Popatrzyłem na władczynię Utopii i westchnąłem. Nie wiedziałem, czy mam jej wierzyć, ale uznałem, iż lepiej będzie udawać człowieka święcie przekonanego w prawdomówność swojej rozmówczyni, dlatego rzekłem:
- A więc to ona... Rozumiem. Ale jak to jest w ogóle możliwe, że...
- Że stała się wampirem? Nie mam pojęcia, ale tak czy inaczej jest nim i może zagrozić nam wszystkim. Musimy więc pozbyć się ją w odpowiedni sposób.
- W jaki sposób? - zapytałem.
- Mam pewien pomysł, ale potrzebuję do jego realizacji twojej pomocy.
Następnie kobieta stuknęła lekko w lektykę, która została postawiona na ziemi. Potem Mab wysiadła ze swojego pojazdu, a ja zrobiłem to samo. Zauważyłem wtedy, że byliśmy na jakimś pięknym pagórku, gdzie nie było praktycznie nikogo poza tymi Pokemonami sługami królowej.
- Co zatem powinniśmy zrobić? - zadałem jej pytanie.
- Zaraz ci powiem, mój drogi... Podejdź do mnie, proszę.
Podszedłem do niej zaintrygowany jej zachowaniem. Nie wiedziałem, do czego ona zmierza.
- Muszę ci powiedzieć, Ashu Ketchum, że od samego początku, kiedy tylko cię zobaczyłem, spodobałeś mi się, mój drogi.
Poczułem, jak na policzki wychodzą mi delikatne rumieńce.
- Dziękuję, Wasza Wysokość. Schlebia mi to.
- Tym lepiej - stwierdziła kobieta - Lubię schlebiać tym, którzy na to zasługują, a ty zasługujesz na komplementy bardziej niż ktokolwiek inny.
- Bardzo dziękuję, Wasza Królewska Mość, ale... Mieliśmy pomówić o dalszym planie działania.
- Spokojnie... Wszystko w swoim czasie. Poza tym musimy rozmawiać bez świadków.
To mówiąc spojrzała ona na cztery Pangoro.
- Oddalcie się.
Pokemony złożyły jej pokłon, po czym odeszły, a my zostaliśmy sami.
- A więc proszę mówić, Wasza Wysokość - powiedziałem.
- Już mówię - uśmiechnęła się królowa - Ta wampirzyca jest naprawdę bardzo niebezpieczna. Musimy więc być naprawdę bardzo ostrożni wobec niej. Dlatego ani słowa nikomu, nawet twojej dziewczynie.
- Nawet Serenie?
- Jej tym bardziej... Nie chcesz chyba, aby została wciągnięta w jakieś niebezpieczeństwo, prawda?
- No... Prawdę mówiąc... To rzeczywiście racja. No, ale wobec tego co powinienem zrobić?
- Musisz dzisiaj wieczorem przyjść porozmawiać z Jessie i powiedzieć jej, że masz jej coś ważnego do przekazania na osobności. Wciągniesz ją potem do pewnej komnaty, gdzie będę czekać ja z moimi ludźmi. Pamiętaj jednak, że musisz być naprawdę przekonujący. Mnie się nie uda wciągnąć ją w pułapkę, ponieważ wobec mnie jest bardzo nieufna. Ale ciebie powinna posłuchać.
- A jak już wciągnę w pułapkę, to co wtedy? - zapytałem.
- To bardzo proste - stwierdziła Mab - Ja i moi ludzie zaatakujemy ją, a następnie unieszkodliwimy na dobre.
- Rozumiem, że unieszkodliwienie oznacza śmierć?
- Tak... A co myślałeś?
- Prawdę mówiąc nic.
- No właśnie.
Następnie spojrzała ona na horyzont i powiedziała:
- Powiedz mi... Co sądzisz o moim królestwie?
- Uważam, że jest ono bardzo piękne - odpowiedziałem jej.
Kobieta uśmiechnęła się do mnie przyjaźnie.
- Właśnie... Żal mnie ogarnia, gdy sobie pomyślę, że nie mam godnego następcy ani męża, któremu mogłabym urodzić potomka, aby mu przekazać mój tron.
- Na pewno jeszcze kogoś znajdziesz, pani.
Mab posmutniała.
- A kogo ja niby znajdę? Nie mam żadnej możliwości, by kogokolwiek znaleźć. Chyba, że z mojej rodzinnej planety ktoś mnie odwiedzi i tu ze mną zostanie.
- Z całą pewnością tak będzie.
- A jeśli nie? Co wtedy?
Westchnąłem głęboko, gdy mnie o to zapytała:
- Trudno mi powiedzieć, Wasza Wysokość.
Królowa popatrzyła mi w oczy i powiedziała nagle:
- Zostań ze mną. Tutaj, w Utopii. Na zawsze.
Zdziwiły mnie jej słowa do tego stopnia, że początkowo wziąłem je za żart, więc parsknąłem śmiechem, mówiąc:
- Naprawdę świetny żart, Wasza Wysokość. Prawie dałem się nabrać.
Mab popatrzyła na mnie najbardziej poważnym wzrokiem, jaki tylko zdołała z siebie wykrzesać i zapytała:
- Naprawdę uważasz, że ja żartowałam?
Jej mina odebrała mi pewność w tej sprawie.
- Nie... Chyba nie...
- No właśnie, Ash - odpowiedziała mi kobieta - Mówię to najzupełniej poważnie, mój chłopcze.
- Ale czemu to mówisz, pani?
Moja rozmówczyni dotknęła mej skroni dłonią i rzekła:
- Nie jest to dla ciebie jasne? Ponoć jesteś detektywem. Chyba widzisz jasno, że wpadłeś mi w oko.
- Słucham?
- Nie rozumiesz? Podobasz mi się i to bardzo.
- Poważnie?
- Jak najbardziej.
Kobieta zaczęła lekko pieścić palcami moje włosy. Odsunąłem się od niej jednak i powiedziałem:
- To bardzo miło z twojej strony, pani, ale... Jak zapewne dobrze wiesz, ja mam już dziewczynę...
- Serenę? - odparła kobieta - Spokojnie... Już niedługo przestanie ona stanowić dla nas problem.
Nie spodobały mi się jej słowa.
- Co chcesz przez to powiedzieć?
Mab straciła nagle całą swoją dobroć, a jej twarz przybrała złowrogi, niemalże przerażający wygląd.
- To, że dobrze wiem, iż ktoś inny się w niej kocha i właśnie zabiera sobie twoją laseczkę daleko stąd.
- Słucham?! - zawołałem przerażony.
Następnie podbiegłem do królowej i złapałem ją za poły jej szaty.
- Gadaj! Gdzie jest Serena?! Co z nią zrobiłaś?!
Kobieta śmiała mi się prosto w twarz, mówiąc podłym tonem:
- Spokojnie... Jest bezpieczna... Póki co...
Następnie pstryknęła palcami, co sprowadziło do nas cztery Pangoro, które łapiąc mnie mocno za ramiona, oderwały mnie w sposób brutalny od swojej władczyni.
- Nie róbcie mu krzywdy! - zawołała Mab - On jest mój!
Pokemony puściły mnie więc i rzuciły na ziemię pod jej nogi. Kobieta spojrzała mi w oczy z kpiną.
- Wstań! Nie lubię, kiedy ktoś przede mną się poniża. Zwłaszcza, kiedy tego kogoś lubię. A do ciebie mam wyraźną słabość, dlatego nie chcę cię skrzywdzić. Jeśli jednak zechcesz wystąpić przeciwko mnie... Wtedy...
Chwilę później zauważyłem, jak otaczają nas różne Pokemony. Każdy z nich miał apaszkę na szyi. Wśród nich byli też Jessie, James, May oraz Gary. Wszyscy wyglądali tak, jakby nie mieli kontaktu z własnym rozumem.
- Wtedy moi wierni słudzy mogą zrobić ci krzywdę - dokończyła swoją wypowiedź bardzo złośliwym głosem Mab.
- Nie myślisz chyba, że ci się poddam bez walki! - zawołałem, kładąc dłoń na rękojeści szpady - Mam broń, a prócz tego wierne Pokemony.
- Nie ma sensu stawiać oporu - rzekł Gary groźnym tonem.
- Królowa Mab jest sprawiedliwą i wspaniałą władczynią - dodała May w ten sam sposób.
- Będziemy więc za nią walczyć - stwierdziła Jessie.
- Do ostatniej kropli krwi - dokończył tę wypowiedź James.
Dobyłem szpady z pochwy.
- Jak chcecie... Ale ja będę się bronić i to również do ostatniej kropli krwi.
- Tak długo nie będziesz walczyć... Zapewniam cię - zachichotała podle władczyni Utopii.
Podbiegłem do niej i przyłożyłem jej szpadę do gardła.
- Nie prowokuj mnie! Gadaj, gdzie jest Serena?!
Królowa parsknęła śmiechem.
- Jeśli mnie zabijesz, to na pewno się tego nie dowiesz.
- Może, ale będę miał satysfakcję z wykończenia cię.
- Śmiało, Ash... Zrób to... A wtedy oni wykończą ciebie... Zaś Serena zginie...
- Masz ją uwolnić! Natychmiast! Inaczej zginiesz!
- Tak? Śmiało... Przecież ty jeszcze nigdy nikogo nie zabiłeś. Spróbuj więc... Być może ci się uda... Ale nie wiesz, jak to jest zabić kogoś... Jesteś uczciwym i dobrym człowiekiem. Takim nie jest wcale łatwo zadać komuś śmierć. Potem będą cię dręczyć wyrzuty sumienia. Wykończą cię one... Nie będziesz mógł z nimi żyć. Nie będziesz mógł spać ani jeść... Zwariujesz od tego, a potem zaczniesz zabijać łatwo... Pierwszy raz jest najtrudniejszy, ale potem idzie gładko. To jak? Śmiało... Zrób to... I stań się taki, jak ci, których nienawidzisz i z którymi walczysz.
Wiedziałem, że ta podła jędza ma rację. Nie miałem możliwości, aby ją zabić, więc powoli opuściłem broń.
- Tak jak myślałam... Uczciwy aż do przesady... Brać go!
May i Gary podskoczyli do mnie i zacisnęli dłonie na moich rękach, a Jessie z Jamesem zaraz potem pozbawili mnie szpady. Widząc to Mab podle zachichotała i powiedziała:
- Jesteś odważny i bojowy, chociaż chyba niezbyt inteligentny, skoro próbujesz mnie skrzywdzić. Ale spokojnie, mój słodki skarbie. Już niedługo zostaniesz najwierniejszym ze wszystkich wiernych mi ludzi.
Następnie zmieniła się ona mocno na twarzy, a z jej ust wysunęły się powoli dwa ostre kły. Już wszystko było dla mnie jasne.
- To ty! - zawołałem - Ty jesteś wampirem, którego szukaliśmy!
- Dokładnie tak - odpowiedziała mi kobieta - Wystarczy, że napiję się czyjeś krwi, a wstrzykuję tej osobie jad, który otępia jej mózg i sprawia, iż zostaje ona mi posłuszna.
- To dlatego oni wszyscy noszą apaszki - powiedziałem, patrząc na ludzi i Pokemony wokół mnie - Ukrywają w ten sposób swoje rany na szyi.
- Cóż za bystre spostrzeżenie. Szkoda tylko, że tak późno poczynione. Musiałam zamienić kilka z Pokemonów i twoich przyjaciół w moje sługi, ponieważ za bardzo ich niepokoiła moja osoba. Czuli chyba, że nie jestem prawdziwą Mab, którą uwięziłam w lochu.
- Czemu jej też nie zamieniłaś w posłuszną sobie marionetkę?
- Nie mogłam. Miała zbyt silną wolę, dlatego musiałam się jej pozbyć. Oczywiście rozsądne wydawało się zabicie jej, ale wolałam ją zachować przy życiu. Nigdy nie wiadomo, kiedy znowu będzie mi potrzebna. A poza po jej śmierci wszystkie czary, które rzuciła, przestaną działać, łącznie z tym pięknym słoneczkiem. A szkoda by było, gdyby zapadła tu ciemność, mam rację?
Próbowałem się wyrwać z rąk May i Gary’ego, ale ci trzymali mnie mocno, a do tego dołączyły do nich inne „marionetki“ królowej Mab, więc moje wysiłki były daremne.
- Gdzie jest Serena?! - zawołałem.
- Nie zawracaj sobie tym głowy - mruknęła złośliwie kobieta - Już i tak jej więcej nie zobaczysz. A zresztą po tym, co ci zaaplikuję, nie będziesz nawet o niej myślał.
Po tych słowach Mab podeszła do mnie i wysunęła mocniej kły.
***
Pamiętniki Sereny c.d:
Ja, Pikachu i Fletchinder wybiegliśmy z pałacu, po czym zaczęliśmy szukać Asha. Wiedzieliśmy, że jest on obecnie z fałszywą Mab gdzieś na błoniach, jednak nie mieliśmy pojęcia, gdzie dokładnie. Na całe szczęście, że Pikachu posiada naprawdę dobry słuch i dzięki niemu usłyszał on (przy odpowiedni wyciszeniu się) głos swego trenera.
- Tam jest! - zawołał.
Szybko pognaliśmy przed siebie w kierunku, który to wskazał nam elektryczny gryzoń. Dotarliśmy w ten sposób na jakiś pagórek, gdzie stali właśnie mój luby oraz fałszywa Mab. Otaczała ich cała grupa Pokemonów, a także May, Gary, Jessie i James.
- Tam jest Ash! - zawołałam.
- Chyba ma kłopoty - stwierdził Pikachu.
- Spokojnie... Zaraz to załatwię! - zawołał Fletchinder.
Następnie poderwał się w górę i zaatakował podłą wampirzycę wtedy, gdy ta właśnie próbowała wbić swoje kły w mojego ukochanego. Wskutek tego ataku wiedźma odleciała kilka ładnych metrów od Asha.
- Fletchinder! - zawołał radośnie detektyw z Alabastii, widząc swojego Pokemona.
- Przybywamy z pomocą! - krzyknęłam, biegnąc w jego stronę.
- Serena! Pikachu! - zawołał radośnie mój chłopak na mój widok.
Szybko wyrwał się on z rąk May i Gary’ego, jednocześnie też mocno odpychając od siebie Jessie oraz Jamesa. Następnie wypuścił on z pokeballi Pokemony, które natychmiast zaatakowały sługusów Mab. Nasi przyjaciele, będący wciąż pod wpływem wampirzycy, chcieli rzucić swoje stworki do walki, jednak szybko zostali znokautowani przez Pikachu oraz Fletchindera.
Fałszywa Mab, widząc to wszystko, ryknęła z wściekłości, tracąc w ten sposób ostatecznie resztki swojej fałszywej dobroci i sympatii.
- Znowu ty, paskudna dziewucho! - wrzasnęła wampirzyca - Mówiłam Arlekinowi, żeby się ciebie pozbyć, ale nie! On chciał cię mieć żywą! Dosyć tego dobrego!
Następnie jej postać otoczył jakiś dziwny, biały blask, po czym przed nami stała właśnie nie piękna kobieta, lecz wielki Noivern.
- Dość długo cię tolerowałam, moja panno! - zawołała podła diablica - Ale teraz to się zmieni! Ash jest tylko mój!
- Nigdy, ty wiedźmo!!! Nie pozwolę go sobie odebrać!!! - krzyknęłam - Będziesz musiała mnie zabić!!!
- Jak sobie chcesz.
Następnie wampirzyca skoczyła zaciekle w moją stronę. Powaliła mnie na ziemię i próbowała zmiażdżyć. Mój luby i Pikachu szybko ruszyli mi z pomocą. Ten pierwszy uderzył potwora szpadą, zaś ten drugi poraził go prądem. To jednak nie zniechęciło tej bestii do walki, gdyż jednym ruchem skrzydła odrzuciła ona Asha daleko od siebie, a drugim odepchnęła mocno na bok jego startera.
- Koniec z tobą, panienko Evans! - zaryczała podła bestia.
Jej dźwięk był tak okropny, że aż mi uszy puchły z bólu.
W tej samej chwili coś błysnęło, a Noivern została uderzona w głowę jakimś niebieskim pociskiem w kształcie kuli. Na wskutek tego zleciała ze mną, rycząc z bólu oraz wściekłości. Spojrzałam za siebie i zobaczyłam Arlekina, który biegł mi właśnie na pomoc.
- Ty?! - zawołałam.
- Zostaw Serenę w spokoju! - zawołał agent 005 - Mówiłem ci, że ona jest nietykalna! Mieliśmy umowę!
- Umowa jest nieważna, błaźnie! - warknęła wampirzyca.
Następnie ponownie na mnie skoczyła, ale wówczas oszpecony kuzyn mojego chłopaka stanął tej podłej istocie na drodze i złapał ją mocno za kły. Oboje zaczęli się ze sobą szarpać.
Ash tymczasem stanął na równe nogi i podbiegł do mnie.
- Wszystko w porządku? - zapytał, pomagając mi się pozbierać.
- Spokojnie... Jestem w jednym kawałku - odpowiedziałam mu.
Następnie spojrzałam zdumiona na Arlekina.
- Dlaczego on walczy po naszej stronie? - zapytałam.
- Nie jestem pewien, ale Kevin ma chyba do ciebie wyraźną słabość i motywowany nią ratuje ci życie - wyjaśnił mój chłopak.
Słowa te miały sporo sensu, dlatego nie zadawałam zbędnych pytań, tylko dalej obserwowałam zaszokowana tę walkę, podczas gdy Pokemony Asha biły się zaciekle z pomagierami wampirzycy.
Tymczasem agent 005 po długie szarpaninie wyrwał pannie Noivern kły, doprowadzając do tego, iż ryknęła ona przeraźliwie z bólu.
- Niech cię szlag! Zapłacisz mi za to! - pomstowała na niego.
- Tak? A ile? - zachichotała pacynka Jacob.
Podła diablica w pokemoniej postaci rzuciła się na swego przeciwnika, ten jednak wskoczył jej na grzbiet i zaczął ją dusić za szyję. Wampirzyca usilnie próbowała go z siebie zrzucić, co okazało się być niemożliwe, gdyż ten trzymał się dzielnie, wciąż dusząc ją swoimi silnymi dłońmi. Noivern charczała i ryczała, próbując go rzucić na ziemię, lecz jej wszelkie wysiłki w tym kierunku spełzły na niczym. W końcu Arlekin uznał, że dość już tej zabawy, ponieważ złapał on tymi swoimi żelaznymi łapami za szyję swojej przeciwniczki, po czym przekręcił jej głowę w taki sposób, że usłyszeliśmy głośne chrupnięcie, a następnie ta przerażająca bestia zwaliła się bez życia na ziemię. 005 skręcił jej bowiem kark.
- I po krzyku - powiedział wesoło błazen, dysząc ze zmęczenia.
- A kto krzyczał? - zapytała dowcipnie jego pacynka.
W tej samej chwili stało się coś, co dotychczas widywałam tylko w filmach. Pokemony Mab, dotąd walczące ze stworkami Asha nagle przestały je atakować i złapały się mocno za głowy, mamrocząc coś pod nosami. Również Jessie oraz James zrobili tak samo.
- Co tu się dzieje? - zapytało pierwsze z nich.
- Co my tutaj robimy i to jeszcze z głąbami? - dodało drugie.
Uśmiechnęłam się lekko.
- Jak to miło, że wróciliście - powiedziałam.
- Wróciliśmy? A skąd mieliśmy wracać? - zdziwiła się Jessie.
- Z Lalandii - zażartował sobie Ash.
- Byliście w czymś na kształt transu hipnotycznego - wyjaśnił Pikachu.
Dwoje złodziejaszków spojrzało na Pokemona ze zdumieniem.
- Zaraz?! To ty umiesz mówić?! - zawołała towarzyszka Jamesa.
- Od kiedy? - dodał jej kompan.
- Tutaj wszystkie Pokemony to potrafią - wyjaśnił Ash, podchodząc do nich - Taka już tu panuje moc.
- Moc? Jaka moc? - zdziwiła się Jessie.
- Brzmi dość obiecująco - powiedział jej kolega.
Arlekin tymczasem spojrzał na nas z ironicznym uśmiechem.
- To wszystko brzmi bardzo pięknie, ale chyba zapomnieliście o czymś bardzo ważnym - powiedział.
- O czym? - zapytałam.
- A o tym, że ty idziesz ze mną, moja droga.
Zanim jednak 005 zdążył mnie dotknąć, to mój luby stanął przed nim ze szpadą w dłoni i zawołał groźnie:
- Nawet nie próbuj!
Kevin McBrown zachichotał wesoło.
- Spokojnie, Ash... Tym razem ustępuję ze względu na siłę wysuniętych przez ciebie argumentów... Jednak kiedyś dokonam swego dzieła i wówczas panna Serena Evans będzie moja!
- Chyba w twoich snach! - odkrzyknęłam.
Arlekin parsknął śmiechem, słysząc moje słowa.
- Niewykluczone. Ostatecznie mam przecież piękne sny... Piękniejsze niż ci się wydaje.
Po tych słowach odpalił on swój parasol, na którym poleciał wysoko w górę i skierował się ku wyjściu z Utopii.
- Hej, Serena! - zawołał.
- Co?
- To chyba twoje!
Po tych słowach rzucił mi on do ręki dwa pokeballe, z których zaraz wyskoczyły Braixen oraz Pancham, moje Pokemony. Następnie agent 005 z organizacji Rocket parsknął śmiechem i zniknął w oddali.
- Nie będziemy go ścigać? - zapytałam.
Ash schował szpadę do pochwy i pokręcił przecząco głową.
- Nie tym razem. Ostatecznie uratował on nam wszystkim życie. Myślę więc, że możemy dać mu tym razem spokój, jednak podczas ponownego spotkania już nie będziemy tacy pobłażliwi.
- Skoro jesteś taki uczynny... - powiedziała Jessie.
- To może oddasz nam swojego Pikachu, co?! - dodał James.
Wtem otoczyły ich Pokemony zarówno moje, jak i Asha, dlatego też nasi nieprzyjaciele szybko zmienili plany.
- Właściwie to... Chyba możemy sobie na dzisiaj odpuścić - jęknęła złowroga dziewczyna.
- Właśnie! - rzekł jej kumpel, ocierając pot z czoła - W końcu nie pali się! Możemy to zrobić innym razem.
- Dokładnie - stwierdziła chichocząc nerwowo jego koleżanka z pracy - Ostatecznie... Co się odwlecze, to wiesz...
Ash popatrzył na nich załamany.
- Wy się chyba nigdy nie zmienicie, prawda? - zapytał.
- Eee... Nie. Raczej nie - odpowiedział mu James.
- Wybacz, ale taką mamy naturę - stwierdziła Jessie - Czy możemy już sobie stąd iść?
- Jedno pytanie - powiedział mój chłopak - Skąd wy się tutaj w ogóle wzięliście?
Zapytani szybko udzielili odpowiedzi na to pytanie. Wyszło wówczas na jaw, że Giovanni ich wysłał na poszukiwanie wampirzycy Noivern, ale niestety, ledwie ją znaleźli, a ta ich zaatakowała i zaprawiła swoim jadem, czyniąc z nich w ten sposób posłuszne sobie marionetki. Meowth, chociaż ugryziony, jako jedyny zdołał osłabić moc jadu zadając sobie fizyczne rany, dzięki czemu przytomny dotarł do Lumiose i został potem znaleziony przez siostrę Joy, która się nim zaopiekowała.
- Dobra, to skoro już wszystko wiemy, to możemy sobie iść, prawda? - zapytał James, uśmiechając się słodko.
- Ale jeszcze kiedyś dorwiemy was, głąby, a wasz Pikachu będzie nasz! - zawołała bojowym tonem Jessie.
Ash uśmiechnął się ironicznie, po czym dał znak swoim Pokemonem. W tej samej chwili Pidgeot, Fletchinder oraz Charizard zaczęli tak mocno machać skrzydłami, że stworzyli w ten sposób niezwykle silny wiatr, który porwał ze sobą obu naszych przeciwników.
- Zespół R znowu błysnął! - wrzasnęli oboje, znikając nam z oczu.
- Czy oni kiedykolwiek się zmienią? - zapytałam.
Ash zachichotał i pokręcił przecząco głową.
- Nie... Zdecydowanie nie. W każdym razie ja w to nie bardzo wierzę.
Nagle usłyszeliśmy jakiś jęk. To z ziemi pozbierali się właśnie May i Gary. Oboje na szczęście odzyskali już zmysły.
- Auu! Ale mnie boli głowa! - jęknęła panna Hameron.
- Ech! Mnie również - dodał młody Oak - Czuję się tak, jakby mi ktoś dziobem w łeb zasunął.
Fletchinder zrobił wówczas minę niewiniątka, natomiast jego trener i ja parsknęliśmy razem wesołym śmiechem.
Nasi przyjaciele spojrzeli na nas zdumieni.
- Co was tak bawi? - zapytała May.
- I co my tutaj w ogóle robimy? - rzekł zdziwiony Gary.
Ash uśmiechnął się do nich przyjaźnie i powiedział:
- To dość długa historia.
Wróciliśmy wszyscy do pałacu, gdzie uwolniliśmy prawdziwą królową Mab, która z wdzięczności zaprosiła nas na przepyszną wieczerzę, podczas której opowiedzieliśmy sobie nawzajem dokładnie wszystko, co wymagało wyjaśnienia. Dzięki temu nie było już żadnych niedomówień i cała sprawa została ostatecznie wyjaśniona.
Noc spędziliśmy spokojnie po raz pierwszy od kilku dni, po czym na rano uszykowaliśmy się w drogę powrotną do domu. Władczyni Utopii osobiście przyszła nam życzyć szczęśliwej podróży. Prócz tego powiedziała uroczystym tonem:
- Dziękuję wam serdecznie za pomoc. Nigdy w pełni nie zdołam się wam odwdzięczyć za to, co zrobiliście dla mnie i dla Utopii. Wiedzcie więc, że już na zawsze pozostaniecie przyjaciółmi moimi oraz moich poddanych. A nasza kraina po wsze czasy będzie dla was otwarta. Gdybyście kiedyś znaleźli się w tarapatach, to zawsze znajdziecie tutaj schronienie. Bądźcie zdrowi i odwiedźcie nas kiedyś.
- Z przyjemnością to zrobimy - odpowiedział jej Ash.
- Będziemy miło wspominać pobyt tutaj - dodałam radośnie.
- Mów za siebie - mruknęła May.
- Spokojnie, moja droga - rzekł z uśmiechem Gary - Nie masz na co narzekać. Ostatecznie wszystko skończyło się dobrze.
- Ale niewiele brakowało, aby było inaczej.
- Pewnie i niewiele, zawsze co happy end, to happy end.
- Żegnaj, królowo - rzekł Pikachu, kłaniając się królowej w pas.
Mab spojrzała na nas z anielskim uśmiechem, po czym uścisnęła mnie czule, mówiąc:
- Dziękuję ci za pomoc, Sereno.
- Nie ma za co, Mab.
Kobieta spojrzała potem na Asha, po czym rzekła:
- Twoje umiejętności sprawiają, że czynisz ten świat o wiele lepszym miejscem. Oby zawsze tak było. Żegnaj, detektywie. Mam nadzieję, iż nasze drogi jeszcze kiedyś się zejdą.
Następnie złożyła na czole mojego chłopaka delikatny pocałunek, po czym wszyscy ruszyliśmy w drogę.
- Pięknie brzmiały jej słowa - powiedziałam, gdy szliśmy już tunelem ku wyjściu.
- Owszem... - stwierdził Ash - Zwłaszcza te dotyczące mnie. Brzmiały tak, jakbym był jakimś wybrańcem lub kimś.
- Prawdę mówiąc jesteś nim - rzekłam z uśmiechem na twarzy - W tak młodym wieku zdziałałeś już bardzo wiele, a jeżeli wierzyć przepowiedni Esmeraldy, to zdziałasz jeszcze więcej.
- Przyznam się, że ta przepowiednia nieco mnie niepokoi - usłyszałam nagle słowa Pikachu, idącego obok nas - W końcu mówiła ona, że śmierć krąży wokół Asha nieustannie.
- Ale zawsze się on jej wymyka z rąk - zauważyła May.
- No tak, to prawda - potwierdził Gary - Myślę, że nie mamy się więc czego obawiać.
- Ja bym się jednak bał - powiedział elektryczny gryzoń - W końcu jest błazen... Potem też czarny tulipan i kobieta bez oczu z poparzoną twarzą... Wiemy już bez żadnych wątpliwości, o kogo tu chodzi.
- Oj tak... - zgodziłam się z nim - Arlekin... Domino... A ta ostatnia to Łowczyni J. Oni wciąż są na wolności. Ale najgorszy z nich wszystkich jest ich król.
- Giovanni - powiedziała smutno May - Sądzicie, że on kiedyś odpowie przed sądem za swoje czyny?
- Jestem tego pewien - powiedział poważnym tonem Ash - Albo zginie walcząc z nami do samego końca. Tak po prostu musi być.
- To prawda - pokiwałam smutno głową - Karty Esmeraldy mówiły do nas same za siebie i na pewno nie kłamią. Przepowiedziały mi wiele spraw, choćby pogodzenie się z Shauną i co? To wszystko się sprawdziło. Więc ta część wróżby, która jeszcze nie została spełniona, też zostanie prędzej czy później zrealizowana. To więcej niż pewne.
Mój ukochany położył mi dłoń na ramieniu i powiedział czule:
- Spokojnie, kochanie. Bez względu na to, co nas czeka w przyszłości, zawsze damy sobie radę. Nie może inaczej być.
Szliśmy dalej przed siebie, aż w końcu dotarliśmy do tego miejsca, z którego potem trafiliśmy do podziemnego królestwa. Jak zapewne dobrze pamiętacie, był to pewien dość stromy pagórek, z którego zjechaliśmy jak na sankach.
- I co? - zapytała May - Jak my mamy teraz po tym wejść?
- Moim zdaniem wspinaczka będzie najlepsza - stwierdził Pikachu.
- Łatwo ci mówić, bo jesteś Pokemonem - mruknęłam ironicznie.
Ash uśmiechnął się wesoło.
- No jasne! Pokemony! One nam pomogą się stąd wydostać.
Następnie wypuścił on z pokeballa Pidgeota i Charizarda. Ten pierwszy zabrał na górę mnie i Asha, a ten drugi May z Garym. Pikachu leciał razem ze mną oraz moim chłopakiem.
- Dziękuję wam za pomoc, chłopcy - zaśmiał się detektyw z Alabastii, przywołując je do pokeballi.
- No i jesteśmy na górze - powiedziałam - Teraz zostaje nam tylko wrócić do Lumiose.
- Już się nie mogę tego doczekać - rzekła nasza przyjaciółka z Hoenn - Za długo byliśmy pod ziemią.
- Racja... Pora wrócić do normalnego świata - poparł ją młody Oak.
- Mimo wszystko będę miło wspominać to miejsce - stwierdził Ash.
- Ja również - zachichotałam - Zwłaszcza, że na pamiątkę otrzymaliśmy te piękne stroje, jakie nosiliśmy podczas pobytu w Utopii.
Mój chłopak uśmiechnął się radośnie.
- Tak... Będę nam one przypominać o tym, co przeżyliśmy tam na dole. Prawda, Pikachu?
- Pika-pika-chu! - zapiszczał Pokemon.
Jego trener westchnął smutno.
- Och, wybacz. Zapomniałem, że ty już tutaj nie umiesz mówić.
Szybko jednak odzyskał dobry humor.
- No cóż... Tak czy inaczej kolejna nasza przygoda została zakończona sukcesem.
- Racja - poparłam go - To teraz wracajmy teraz do naszych przyjaciół. Na pewno nie mogą się już nas doczekać.
- Właśnie! - powiedziała z uśmiechem May - A zatem co my tu jeszcze robimy? Ruszajmy w drogę!
- Do Lumiose! - zawołał Gary.
- I do naszych stęsknionych przyjaciół! - dodałam radośnie.
- Pika-pika-chu! - zapiszczał Pikachu.
***
Uzupełnienie pamiętników Sereny - zeznanie Anonima:
Arlekin ukłonił się Giovanniemu, zdając mu raport ze swoich ostatnich poczynań. Okrutny szef organizacji przestępczej Rocket nie wyglądał wcale na zadowolonego tym, co usłyszał.
- Nie tego się spodziewałem - powiedział - Nie takich wyników twojej pracy oczekiwałem.
- Proszę pana... Nie miałem innego wyjścia - rzekł ponuro jego agent - Musiałem postąpić tak, jak postąpiłem.
- Miałeś ją pochwycić, a nie zabić! - warknął na niego Giovanni.
- Ale ocaliłem dzięki temu Zespół R, który mógł zginąć.
- I spodziewasz się, że ci za to podziękuję?!
- Nie, proszę pana... Ale jestem pewien, że podziękuje mi pan za coś zupełnie innego.
- Doprawdy? A niby za co?
- A choćby za to.
Po tych słowach 005 wyjął z kieszeni pewien przeźroczysty woreczek, w którym znajdowały się dwa małe, ostro zakończone.
- Co to jest? - zapytał szef organizacji Rocket.
- To są kły wampirzycy Noivern - odpowiedział Arlekin z uśmiechem na twarzy - Możemy z nich łatwo wydobyć DNA naszej znajomej i stworzyć jej kopię.
Twarz Giovanniego natychmiast rozjaśniła się.
- Brzmi interesująco... A więc ostatecznie to nie porażka, tylko sukces.
- Jak najbardziej, proszę pana. Jeśli jednak można to nazwać porażką, to nic nie szkodzi. Wystarczy teraz tylko przekuć ją w nasze zwycięstwo, co przecież powinno być łatwe dla takiego geniusza zbrodni, jak pan.
Mężczyzna spojrzał na niego zadowolony.
- Doskonale... A więc jednak był z ciebie jakiś pożytek, 005. Dlatego też mogę powiedzieć, że jestem bardzo zadowolony z twoich poczynań.
- To dla mnie zaszczyt, proszę pana - uśmiechnął się podle Arlekin, kładąc na biurku woreczek z kłami.
Giovanni spojrzał na niego zachwycony.
- Zatem tym razem nasz drogi Ash Ketchum przegrał, choć jeszcze o tym nie wie... I nie prędko się dowie...
- Ale mu zrzednie mina, kiedy odkryje prawdę - zachichotał oszpecony na twarzy agent.
- Chętnie ją zobaczę - pisnęła jego pacynka.
- Tak... Ja również - rzekł ponuro geniusz zbrodni świata Pokemonów, po czym razem ze swoim podwładnym zaczął się okrutnie śmiać.
KONIEC
Na szczęście cała sytuacja skończyła się bardzo dobrze i pomyślnie dla naszych detektywów.
OdpowiedzUsuńAsh zostaje zaproszony na spacer wraz z fałszywą królową Mab, która, jak się okazuje później, ma dla niego pewną propozycję nie do odrzucenia. Obsypawszy detektywa deszczem komplementów bez ogródek proponuje mu małżeństwo, kompletnie nie zważając na to, że Ash ma dziewczynę. Za pomocą ugryzienia ma zamiar sprawić, że chłopak zapomni o Serenie i zwiąże się właśnie z władczynią i spłodzi z nią potomka rodu. Ash nie ma zamiaru do tego dopuścić i broni się, jednak królowa wysyła swoich sługusów, by ci pochwycili Asha i, gdy już się wydaje, że sytuacja jest beznadziejna, na miejsce przybywają w ostatniej chwili Serena oraz Pikachu i Fletchinder, którzy atakują fałszywą królową i wyrywają z jej łap Asha, jednak wampirzyca nie ma zamiaru odpuścić. Przemienia się w Noiverna i próbuje zaatakować Serenę, jednak niespodziewanie z pomocą przybywa Arlekin, który zasłania ich własnym ciałem i rzuca się do walki z wampirzycą. Łapie ją za kły i wyrywa jej je, po czym rzuca się na nią i po krótkiej walce skręca jej kark. Oczywiście nadal nie ma zamiaru odpuścić sobie Sereny, co daje naszej parze wyraźnie do zrozumienia, po czym odchodzi.
Wraz ze śmiercią wampirzycy May, Gary oraz Jessie i James budzą się z hipnotycznego snu. Na szczęście tych dwoje ostatnich odpuszcza sobie tym razem łapanie Pikachu, co jednak nie chroni ich przed "błyśnięciem". :) Niektórzy to się jednak nigdy nie zmienią. :D
Jeszcze tego samego dnia prawdziwa królowa Mab zaprasza ich na ucztę, po której nasza grupka wraca do Lumiose. :)
Tymczasem w siedzibie Giovanniego Arlekin ponownie dostaje ochrzan od swojego szefa, którego złość jednakże maleje po otrzymaniu od swojego podwładnego kłów Noiverna, które umożliwią arcywrogowi Asha sklonować złego Pokemona. Czyli walka trwa dalej... :)
Opowiadanie i pomysł na historię bardzo mi się spodobał i, z tego co widzę po zapowiedzi, kolejna przygoda będzie bardzo bliska naszemu sercu, gdyż będzie osadzona w czasach muszkieterów (aczkolwiek będzie z nimi pośrednio związana), więc też zapowiada się bardzo ciekawie. :) A tą historię oceniam bardzo, bardzo wysoko. :)
Ogólna ocena: 10000000000000000000000000000000000/10 :)