środa, 3 stycznia 2018

Przygoda 051 cz. II

Przygoda LI

Tajemnica błękitnego jeziora cz. II


Pół godziny później ja, Ash i Alexa (a także nasi wierni Pikachu oraz Helioptile) byliśmy w bibliotece.
- Wydaje mi się, jakbym niedawno tu była - powiedziała dowcipnym tonem dziennikarka z Kalos - Była tu i szukała razem z Clemontem i Dawn wiadomości dla ciebie, panie detektywie.
- Bo tak było - odpowiedział jej Ash.
Alexa zrobiła dowcipną minę.
- No tak, rzeczywiście. Co ta skleroza robi z ludźmi?
Jej Helioptile zapiszczał wesoło, gdyż naprawdę rozbawiła go nasza wymiana zdań, podobnie jak i mnie.
- Dobra, dosyć już tych żartów. Zajmijmy się naszą pracą - rzekłam po chwili.
- Pika-pika-chu! - pisnął wesoło Pikachu.
Usiedliśmy razem przy jednym stoliku, po czym zaczęliśmy przeglądać gazety sprzed roku. Nic to nie dało, więc zrobiliśmy to z gazetami z innych lat, ale wciąż niczego brakowało nam wiadomości w temacie, który mógłby coś mówić o dziewczynce odpowiadając wiekiem i wyglądem małej Lizzy.
- To beznadzieja! - jęknął załamanym tonem Ash - Szukamy i szukamy, a tymczasem wciąż nie mamy niczego. Możliwe zatem, że moja teoria jest po prostu bez sensu.
- Trudno mi ją oceniać, skoro jej nawet nie znam - odparłam z lekkim wyrzutem w głosie.
Miałam mu nieco za złe to, że przemilczał przede mną i przed naszymi przyjaciółmi teorię, która mu przyszła do głowy. Co prawda wszystkiego i tak się domyślałam, a przynajmniej większości, ale nie zmieniało to faktu, że mój ukochany milczał wtedy, gdy powinien mówić.
- Ja też jej nie znam, a jakoś nie narzekam - powiedziała Alexa.
- A ja narzekam, bo jestem jego dziewczyną i oczekuję, że on mi będzie wszystko mówił - stwierdziłam z goryczą.
Dziennikarka z Kalos popatrzyła na mnie uważnie.
- Nie licz na to, Sereno. Żaden ukochany nie mówi swojej ukochanej wszystkiego, nawet jeśli ją bardzo kocha. Takie coś jest bowiem niemożliwe zarówno pod względem fizycznym, jak i psychicznym.
- Możliwe, ale mógłby mi mówić więcej - odparłam ironicznie.
- A! To co innego - zachichotała Alexa.
- Możecie przestać rozmawiać o mnie w taki sposób, jakby mnie tutaj nie było? - zapytał Ash nieco oburzonym tonem.
- Wybacz, panie detektywie - zaśmiała się nasza przyjaciółka.
Nagle Helioptile i Pikachu zaczęli chyba z nudów biegać ze sobą po bibliotece. Wskoczyli oboje na wysoką półkę, gdzie leżała sterta gazet.
- Przynajmniej oni dobrze się bawią - powiedziałam smutno.
Chwilę później gazety, na których siedzieli nasi kompani, zleciały wraz z nimi na podłogę, robiąc przy tym sporo hałasu.
- Rzeczywiście mają dobrą zabawę - odparła z uśmiechem Alexa - Jak jest rozróba, to musi być frajda.
Ash westchnął głęboko i powoli wstał z krzesła, po czym podszedł do Pokemonów, załamując lekko ręce.
- Co wy wyprawiacie, na miłość boską? - jęknął z rozpaczą w głosie.
Powoli zaczął zbierać stworki, a także gazety, które one porozrzucały oraz układać je na górze. Nagle jego wzrok padł na jedno pismo. Wówczas jego twarz rozjaśnił radosny uśmiech.
- Serena... Alexa... Znalazłem...
Spojrzał na nas i zawołał radośnie:
- Znalazłem!
- CICHO! - zawołał któryś z czytelników.
- Ludzie tu chcą poczytać w spokoju! - dodał inny.
Mój ukochany zarumienił się delikatnie na twarzy i wydukał szybko przeprosiny. Następnie usiadł on przy stoliku obok nas i położył przed nami gazetę, którą trzymał w ręku.
- Zobaczcie... Mamy naszą Lizzy - powiedział.
Spojrzałyśmy uważnie tam, gdzie powinniśmy, a nasze twarze rozjaśnił radosny uśmiech. Helioptile i Pikachu wskoczyli na nasz stolik, żeby także móc to zobaczyć.


Pierwsza strona gazety ukazywała zdjęcie Lizzy, a nad nim ogromne litery układające się w napis:

CÓRKA PAŃSTWA MASSARD NIE ŻYJE.

Ash popatrzył na mnie, potem na Alexę, a następnie cała nasza trójka zaczęła czytać artykuł.

Wczoraj mała Elizabeth Massard, nazywana przez swoich rodziców Lizzy, utonęła w jeziorze zwanym „błękitnym“. Dziewczynka pływała łódką razem ze swoim Vulpixem. Pokemon zaczął szybko biegać po pokładzie łódki najwidoczniej chcąc się bawić razem ze swoją panią. Wówczas to wypadł za burtę. Mała Lizzy chciała go wyciągnąć, ale wtedy sama wleciała do wody i utonęła. Całe to zdarzenie widziała jej starsza o trzy lata siostra, Alyson Massard, która nie była wtedy w łódce, ale na brzegu jeziora. Skoczyła ona siostrze na ratunek, lecz niestety nie zdołała ją ocalić. Państwo Massard są w rozpaczy, Alyson również. Obwinia się, że pozwoliła ona siostrze pływać łódką.
- Gdybym jej zabroniła, to pewnie by jeszcze żyła - powiedziała.
Ta straszliwa tragedia dowodzi tego, że to jezioro jest niebezpiecznym miejscem dla małych dzieci i należy nie puszczać ich tam samych. Należy też uczyć nasze pociechy pływać od najmłodszych lat. Być może dzięki temu unikniemy podobnych przypadków.

Gdy skończyliśmy czytać artykuł, Ash popatrzył na nas zadowolony.
- No i proszę... Wiedziałem... Miałem jednak rację. Moja teoria okazała się być jednak słuszna.
- Czy możesz wreszcie łaskawie nam powiedzieć, co to jest za teoria? - rzekłam nieco złośliwie.
- Taka, że Lizzy dlatego nie wyszła wyraźnie na zdjęciach Alexy, a na niektórych wcale nie wyszła, ponieważ jest duchem.
- Tak właśnie czułam, że taka teoria chodzi ci po głowie - odparłam.
- Pika-pika-chu! - pisnął Pikachu.
Ash pogłaskał go delikatnie po łebku.
- Dzięki, stary. Gdyby nie ty, pewnie nigdy bym tego nie odkrył.
- Pika-pi! Pika-chu! - pisnął wesoło Pikachu.
Helioptile zamruczał niechętnie, słysząc słowa mego chłopaka.
- Ty także się spisałeś, Helioptile, choć na przyszłość pomagaj nam w inny sposób niż poprzez demolowanie całej biblioteki - rzekła Alexa.
Pokemonowi to się spodobało, bo od razu odzyskał dobry humor.
- Całej nie zdemolował. Tylko jej pewną część - zażartowałam sobie.
Następnie poważnie już dodałam:
- To, co odkryliśmy, tłumaczy bardzo wiele, nie sądzicie?
- To tłumaczy prawie wszystko - odpowiedziała mi Alexa - Dzięki temu wiemy już, dlaczego Lizzy nie wychodzi na zdjęciach oraz czemu nosi na sobie taki dziwny strój, jakby nie z tej epoki.
- Bo nie jest z tej epoki - odparł Ash.
Zerknął do artykułu.
- Ta gazeta jest z 1926 roku.
- To osiemdziesiąt lat - powiedziałam zaszokowana.
- No właśnie... - mówił dalej detektyw z Alabastii - Zatem wiemy już, kim jest... A raczej „CZYM“ jest Lizzy. Jednak nie wiemy nadal, czego tutaj szuka. Czemu nie przeszła na tzw. drugą stronę?
- Tego pani Silverstone od nas nie oczekuje - przypomniałam mojemu chłopakowi.
- W sumie racja. Ona chce tylko wiedzieć, z kim zadaje się jej córka - dodała Alexa.
- Pika-pika-chu! - zapiszczał Pikachu.
Ash zachichotał delikatnie.
- Masz rację, stary. Jakoś wątpię, żeby pani Sylvii spodobał się fakt, że jej córka zadaje się z duchem.
- Tak czy inaczej musimy jej to powiedzieć - zauważyłam.

***


Wracając do domu pani Seroni mijaliśmy niewielki park miejski, gdzie zauważyliśmy pewnego dobre nam znanego chłopaka. Miał on czarne oczy i brązowe włosy, zaś jego strojem była zielona bluza, szare spodnie i duża, żółta torba. Uroku całej tej postaci dodawał jeszcze zbierak do śmieci, za pomocą którego podnosił on z trawy papierki oraz inne odpadki porzucone tu przez różnego rodzaju niechlujów.
- To chyba Kenny! - zawołał Ash.
- Pika-pika-chu! - zapiszczał jego Pokemon.
- A niech mnie! To rzeczywiście on! - zaśmiałam się - Co on robi?
- Wreszcie coś pożytecznego - stwierdził z ironią mój luby.
Ton jego głosu ani słowa, które powiedział, wcale mnie nie zdziwiły. Ostatecznie nie miał on praktycznie żadnego powodu, aby lubić Kenny’ego. Wręcz przeciwnie, miał wszelkie powody, aby go nienawidzić. W końcu to przez niego Domino złapała Dawn oraz May, ukradła im Pokemony, a mnie i Asha omal nie zabiła. Wszystko przez niego. Co prawda zrehabilitował się potem pomagając nam w walce z Czarnym Tulipanem, jednak nie zmienia to faktu, że w oczach zarówno Dawn, jak i jej brata, a także Clemonta był on po prostu zwykłym zerem.
- Rozumiem, że to wasz znajomy - powiedziała Alexa.
Ash pokiwał głową na znak potwierdzenia.
- Nie inaczej. Choć szczerze mówiąc żałuję, że go znam.
- Rozumiem. Ja mam podobnie z kilkoma typkami.
Mój ukochany tymczasem podszedł do Kenny’ego, który tak był zajęty swoją robotą, że nawet nas nie zauważył.
- Wiesz, do twarzy ci z tym - powiedział.
Kenny spojrzał na niego i od razu go rozpoznał, Dawn zaś dodała do słów swojego brata złośliwe słowa:
- Pasujesz do tych śmieci. Jesteś taki sam, jak one. Sam powinieneś być w tej torbie razem ze swoimi kolegami.
- Witaj, Ash - odpowiedział mu przyjaźnie chłopak - Cześć, Pikachu. Się ma, Serena! Miło cię znowu widzieć.
- Chciałabym to samo powiedzieć, ale nie lubię hipokryzji - odparłam z wyraźną kpiną w głosie.
Kenny puścił tę uwagę mimo uszu i spojrzał na Alexę.
- A to kto?
- Jestem Alexa. Pracuję dla „Sinnoh Express“ - wyjaśniła nasza droga przyjaciółka.
- I nie tylko dla nich. Alexa jest bardzo popularną dziennikarką - dodał Ash.
- Pika-pika-chu! - pisnął Pikachu.
Młodzieniec z Sinnoh pokiwał głową na zrozumienia, po czym wrócił do zbierania śmieci.
- Rozumiem - powiedział - No cóż... Obracacie się, jak widzę, w coraz to lepszym towarzystwie. Zwłaszcza ty, Ash.
- O jakim towarzystwie mówisz? - zapytał zdumiony mój luby.
- No, jak to? A Mistrzowie Strefy Walk to niby co? Nie elita?
Zdziwiły nas bardzo jego słowa.
- Skąd o tym wiesz? - spytał detektyw z Alabastii.
- Wciąż interesuję się światem trenerów Pokemonów, zwłaszcza ich elit, bo zamierzam kiedyś do niego wrócić - odparł Kenny.
- A teraz nie możesz? - zapytałam.
- Niestety, jeszcze nie.
Ash uśmiechnął się delikatnie i rzekł:
- Niech zgadnę... Odrabiasz prace społeczne jako karę za to, co zrobiłeś jakiś czas temu. Mam rację?
Kenny spojrzał na niego groźnie i rzekł:
- Tak! Właśnie masz rację! Zobacz, na co mi przyszło! Z koordynatora Pokemonów stałem się sprzątaczem parku.
- A co, mądralo? Wolałbyś może poprawczak? Kić dla nieletnich, jak to niektórzy nazywają? - zapytałam z ironią w głosie.
Chłopak zrozumiał, że przesadził, więc powiedział:
- Nie... Ale to mi ubliża.
- Żadna praca nie hańbi - stwierdziła Alexa.
- Naprawdę? - mruknął złośliwie Kenny - Nawet wtedy, kiedy upadasz ze szczytu prosto na samo dno?
- Spotkało cię to z twojej własnej winy - przypomniał mu Ash.
- Wiem, ale sądziłem, że skoro wam pomogłem, to dadzą sobie spokój z jakąkolwiek karą.
- System sprawiedliwości tak nie działa.
- Zauważyłem, Ash.
Spojrzałam na niego łagodnie i w miarę delikatnie zapytałam:
- Może chcesz, abyśmy ci pomogli?
Kenny przerwał swoją pracę i popatrzył na mnie uważnie.
- Czy ja dobrze rozumiem? Chcesz mi pomagać po tym wszystkim, co wam zrobiłem?
- Daj spokój. Nic się wtedy nikomu nie stało...
Poczułam na sobie wymowny wzrok Asha, dlatego szybko poprawiłam swoją wcześniejszą wypowiedź.
- No dobra, stało się, ale nikt nie zginął, a to najważniejsze.
- Sąd uznał inaczej i jeszcze przez miesiąc muszę się bawić w te hece - powiedział Kenny, zbierając dalej śmieci.
- Przynajmniej pracujesz na świeżym powietrzu - stwierdziła Alexa.
Wyraźnie rozzłościła w ten sposób chłopaka, który mruknął:
- Proszę bardzo, nabijajcie się ze mnie. To umiecie najlepiej.
- A jak ty nabijałeś się z Dawn, a potem z Clemonta, to było dobrze? - zapytał Ash.
- Pika-pika-chu! - pisnął bojowo Pikachu.
- Przecież wiesz, że to był żarty.
- Z naszej strony także.
- Niech ci będzie. Chcesz coś jeszcze, czy dalej pragniesz się nade mną pastwić?
Ash wyraźnie uznał, iż już wystarczająco dokuczył Kenny’emu, gdyż następne swoje słowa wypowiedział innym, znacznie milszym tonem:
- Spokojnie, Kenny. Nie chcę cię nad tobą dłużej znęcać. Powiedz mi tylko jedno. Mieszkasz w tej okolicy, prawda?


Kenny spojrzał na niego z kpiną, po czym rzekł:
- Tak, stary. Wyobraź sobie, że tu się urodziłem i wychowałem.
- Doskonale. A więc powiedz mi jedną rzecz... Bywałeś nad jeziorem zwanym błękitnym?
- Wiele razy.
- A czy widziałeś tam może jakąś dziewczynkę ubraną w ciuchy jakby z innej epoki?
Ex-koordynator Pokemonów spojrzał na niego uważnie.
- A po co chcesz to wiedzieć?
- Mam swoje powody. Powiesz mi czy nie?
- Zależy, kiedy dokładniej miałbym ją widzieć.
- Jak miałeś, powiedzmy... Dziewięć lat.
Kenny zastanowił się przez chwilę.
- Nie... Wtedy jej nie widziałem.
- A później? - spytała Dawn.
- A później to tak... Widziałem taką jedną dwa lata temu, ale z daleka. Potem widziałem ją jeszcze kilka razu. Jednego dnia nawet podszedłem do niej, ale uciekła. Nie wiem, kim ona była.
- Nie szkodzi... A więc widziałeś ją?
- Owszem. Parę razy.
- To dobrze... Bo ona dalej wędruje po tych stronach.
Nasz rozmówca spojrzał na Asha i wzruszył ramionami:
- A co mnie to interesuje?
- Ciebie nic, ale bardzo interesuje nas - odpowiedział mu mój chłopak - Możesz zatem nam pomóc.
- W jaki sposób?
- W taki, że będziesz wieczorami obserwował jezioro w Twinleaf, zaś szczególną uwagę zwrócisz na tę osobę, o której mówimy.
- O te panience, którą widziałeś dwa lata temu nad jeziorem - dodałam.
- Wątpię, żebym ją poznał - stwierdził nasz rozmówca.
- Poznasz ją, bo wygląda tak samo, jak dwa lata temu - odparł Ash.
- Nie postarzała się ani o jeden dzień - dodała Dawn.
Kenny spojrzał na nich z uwagą.
- Żarty sobie ze mnie stroicie? Niby jak to jest w ogóle możliwe?
Więc mu powiedzieliśmy. Jego reakcja była taka, jak przewidzieliśmy. Popatrzył na nas i jęknął:
- CO?! DUCH?! Ona jest duchem?!
- Owszem, ale spokojnie... Raczej nikogo nie krzywdzi - powiedział na to Ash.
- Raczej... Umiesz pocieszyć człowieka - zakpił sobie Kenny.
Chwilę później dodał:
- Powiedz mi jednak... Po co mam ją wypatrywać i obserwować?
- Chcę wiedzieć, czemu ona tutaj się włóczy - wyjaśnił mu Ash - Nie umiem sobie na to pytanie odpowiedzieć, a chcę to zrobić. Dlatego wszelkie dane w tej sprawie są mile widziane.
- I ja ci mam je dostarczyć?
- Będzie mi bardzo miło, jeśli to zrobisz.
- A co będę z tego miał?
- Zaszczyt, że nam pomagasz - zażartowała sobie Alexa.
- A przy okazji przestaniemy z ciebie kpić - dodałam.
- Pika-pika-chu! - pisnął Pikachu.
Kenny zachichotał, odzyskując dobry humor.
- Umiecie się targować. Umowa stoi.

***


Powróciliśmy do domu w chwili, kiedy pani Seroni kończyła właśnie z resztą naszej drużyny obiad.
- Witajcie! - zawołała wesoło mama Dawn - Jesteście w samą porę. Już najwyższy czas jeść.
- Ash jest jak Pokemon. Może wyjść z domu i wrócić do niego zawsze wtedy, kiedy zgłodnieje - zażartowała sobie jej córka.
Parsknęłam śmiechem, słysząc te słowa. Pikachu i Alexa również miały z niego ubaw. Mojemu ukochanemu oczywiście wcale się nie spodobały te drobne złośliwości.
- Ha ha ha! Ale śmieszne! - mruknął złym tonem.
- Zamiast się wymądrzać, córeczko, to lepiej byś mi pomogła nakrywać do stołu - zauważyła dowcipnie pani Johanna.
- Właśnie! - dodała Bonnie - Sami mamy wszystko robić?!
- Ne-ne-ne! - pisnął jej Dedenne.
Dawn westchnęła głęboko i spojrzała na Piplupa.
- Widzisz? Zawsze to samo. Mój brat ma fory u mojej matki, a ja muszę pracować w kuchni. Życie jest po prostu fair!
- Ej! Czy ty myślisz, że ja się bawiłem, podczas gdy ty pracowałaś? - zapytał Ash - Jeśli tak, to się mylisz. Przeciwnie. Pracowałem i dotarłem do pewnych bardzo zaskakujących wniosków.
- Opowiesz nam je przy obiedzie, braciszku - odpowiedziała mu panna Seroni.
Następnie razem ze swoim Pokemonem poszła ona do kuchni, żeby kontynuować przygotowania do obiadu. Szybko zrzuciliśmy z siebie plecaki i ruszyliśmy jej z pomocą. Dzięki temu wszystko było gotowe szybciej niż było to przewidywane.
- Super! - zawołała radośnie Johanna Seroni, patrząc z zachwytem na zastawiony do obiadu stół - Zdążyliśmy w samą porę.
- Mamo, jedno mnie ciekawi - zauważył Dawn - Nakryć jest o jedno więcej niż powinno być. Możesz nam to wyjaśnić?
Matka mojej przyjaciółki uśmiechnęła się do niej delikatnie.
- Ach, prawda! Zupełnie zapomniałam wam powiedzieć, moi kochani. Będziemy mieli gościa.
Chwilę później dało się słyszeć pukanie.
- O! To chyba właśnie on! - stwierdziła nasza gospodyni - Poczekajcie, kochani. Zaraz wrócę.
Pani Seroni poszła otworzyć drzwi i już po chwili wróciła ona z owym gościem, którym okazał się...
- Witajcie, przyjaciele.
- Profesor Rowan! - zawołała radośnie Dawn.
- Przyszedł pan zjeść z nami obiad? - zapytałam zdziwiona.
- Oczywiście - odpowiedział mi uczony - Kiedy dowiedziałem się, że tu jesteście, to postanowiłem was zobaczyć. W końcu nie wiadomo, kiedy znowu będę miał ku temu okazję.
- Słusznie - powiedział z uśmiechem na twarzy Ash - Należy korzystać z każdej okazji, jaka nam się nadarza.
- Pika-pika-chu! - pisnął radośnie Pikachu.
Johanna popatrzyła na nas wesoło i rzekła:
- Widzę, że będziemy mieli bardzo przyjemną atmosferę. Tym lepiej. Przy stole zawsze taka powinna panować. A teraz siadajmy.
Usiedliśmy i zaczęliśmy powoli jeść obiad, jednocześnie rozmawiając na temat sprawy, którą obecnie prowadzimy. Nasza gospodyni stwierdziła, że możemy swobodnie mówić przy panu profesorze, gdyż doskonale wie on o wszystkim.
- Opowiedziałam mu już o sprawie, którą zaczęliście dzisiaj prowadzić - mówiła Johanna Seroni.
- Och, mamo! To cała ty! - zaśmiała się Dawn - Pan profesor zadzwonił do ciebie z zapytaniem, co u nas słychać, a ty od razu musiałaś mu wszystko wygadać.
- Pip-lu-pip! - zaćwierkał Piplup, wcinając razem z innymi naszymi Pokemonami karmę.
- Pika-pika-chu! - dodał wesoło Pikachu.
Pani Seroni spojrzała czule na córkę.
- Dawn, kochanie... Przecież dobrze wiesz, że nie mam przed drogim panem profesorem żadnych tajemnic. Był on od zawsze przyjacielem moich rodziców, a także i moim.
- Wiem o tym, mamo, ale żeby tak od razu się wygadać?


Ash spojrzał zdumiony na przyrodnią siostrę.
- A czemu nie? W końcu pan profesor nie jest byle kim. Możemy mu śmiało zaufać.
- No właśnie - dodał z dumą Clemont - Jestem pewien, że możemy na nim jak najbardziej polegać.
- Słusznie. Uczeni to są ludzie godni zaufania - dodał Max, wpychając sobie do ust porcję jedzenia.
Widocznie zasmakował on w kuchni pani Seroni, której wcześniej nie miał jeszcze okazji próbować.
- Nie mówi się z pełnymi ustami - zauważyła Bonnie.
- I nie dokarmia się Pokemonów przy stole - odgryzł się dziewczynce młody Hameron.
Była to aluzja do tego, że Bonnie co chwila karmiła siedzącego obok niej na stole Dedenne.
Clemont spojrzał załamany na siostrę, po czym zawołał:
- Bonnie! Ile razy ci mówiłem?! Masz go nie dokarmiać!
- Kiedy jemu to smakuje! - pisnęła w obronie dziewczynka.
- De-ne-ne! - zgodził się z nią Dedenne.
- Możliwe, jednak potem nie zje całej karmy, a musi ją jeść, żeby być zdrowy i silny.
Profesor Rowan pokiwał głową ze zgodą.
- Muszę powiedzieć, że Clemont ma rację. Karma pomaga Pokemonom utrzymać zdrowie oraz siłę fizyczną. Zwykłe jedzenie już tak na nie działa.
- Moim zdaniem to wszystko zależy od Pokemona - zauważył Ash - Ja często daję Pikachu łakocie, zwłaszcza jabłka (do których on ma słabość), a i tak obaj mamy zawsze apetyt.
- Bo ty i Pikachu jesteście żarłokami - zaśmiałam się delikatnie.
- Przyznaję się bez bicia. To szczera prawda - odpowiedział na to mój chłopak dowcipnym tonem.
- Pika-pika-chu! - pisnął wesoło Pikachu.
Zachichotałam delikatnie, słysząc jego słowa. Uroczo zabrzmiała jego wypowiedź. Musiałam też przyznać się przed samą sobą, że bardzo lubiłam go jako żarłoka. Przynajmniej wiedziałam, że zawsze trafię przez żołądek do jego serca. Zwłaszcza, iż Delia nauczyła mnie kilku naprawdę świetnych przepisów.
- Dobry apetyt jedzącego to komplement dla kucharza, który szykował mu posiłek - zauważył Clemont.
- Zgadzam się. Sama bym tego lepiej nie ujęła - odpowiedziała na to Johanna Seroni.
Jedliśmy dalej prowadząc przyjemną rozmowę, ale temat został nieco zmieniony, gdyż nasza gospodyni, jak również jej gość honorowy (mam tu na myśli profesora Jasona Rowana) byli bardzo ciekawi, co też udało nam się odkryć. Ash więc na zmianę ze mną i Alexą w skrócie, ale zachowując przy tym najważniejsze szczegóły, zrelacjonował przebieg naszej wyprawy do biblioteki. Wszyscy byli w szoku, kiedy usłyszeli naszą opowieść.
- Zaraz! Chwila moment! Czy ja dobrze zrozumiałam? - zapytała nas Dawn - Chcecie powiedzieć, że ta cała Lizzy jest duchem?
- Wszystko na to wskazuje - odpowiedziałam.
Moja przyjaciółka spojrzała na mnie dość przerażona. Co prawda miała już podczas podróży z Ashem do czynienia z duchami, to jednak wciąż nie przywykła do ich obecności i wolała trzymać się od nich z daleka.
- No to nieźle... Po prostu super... Ona jest duchem... Świetnie.
- Ja wiem, że taka wiadomość jest dla ciebie szokiem, ale tak właśnie to wszystko wygląda - powiedział jej brat - Musimy się teraz dowiedzieć, dlaczego ona tutaj krąży od tylu lat.
- A po co mamy się tego dowiadywać? - zapytała Bonnie.
- Dlatego, że chcemy jej pomóc - odpowiedział nasz lider.
- Poprawka. Ty chcesz pomóc tej zjawie. Mnie do tego nie mieszaj! - zawołała Dawn - Ja tam nie mam przyjemnych spotkań z duchami i jakoś nie palę się do tego, aby znowu jakieś poznawać.
- Ładna z ciebie siostra, nie ma co - skarcił ją Clemont.
Dziewczyna spojrzała na niego.
- A co? Może nie mam racji? Może przez te duchy nie mamy tylko i wyłącznie samych problemów? - zapytała - A zapomnieliście już o Sashu?
Bonnie przeszły ciarki, gdy usłyszała to imię.
- Weź mi nie przypominaj - powiedziała - Przerażające widmo.
- No właśnie! A skąd mamy wiedzieć, że ta cała Lizzy nie jest jeszcze gorsza od tamtego widma?
- Nie wydaje mi się, aby była gorsza - stwierdziłam - Moim zdaniem raczej jest nieszczęśliwa i potrzebuje pomocy.
- Możliwe, ale ja tam wolę się trzymać od duchów z daleka.
- Jak tam sobie chcesz - mruknął niezadowolonym tonem mój chłopak - Nikt ci nie każe, żebyś mi pomagała, siostrzyczko. Sam znajdę sposób, aby pomóc Lizzy.
- Sam tego nie będziesz robić, bo ja zamierzam ci w tym asystować - powiedziałam bardzo poważnym tonem.
Mówiłam to zupełnie na poważnie. Co prawda miałam stracha przed duchami i innymi zjawiskami paranormalnymi, ale przecież, jeżeli mój drogi chłopak mógł się narażać na niebezpieczeństwo, żeby tylko komuś pomóc, to czemu ja miałabym być gorsza? Zresztą jeden za wszystkich, wszyscy za jednego. Walczymy razem ramię w ramię i nie ma to tamto.
- Ja również zamierzam ci pomóc - powiedziała Alexa.
- Ja także - dodał Clemont.
- I my też - rzekł Max.
- Wszyscy ci pomożemy! - pisnęła Bonnie.
- De-ne-ne! - potwierdził Dedenne.
Dawn spojrzała uważnie na swego brata i nieco głupio się jej zrobiło z powodu tego, co wcześniej powiedziała, więc szybko dodała:
- No dobrze, niech wam będzie. Ja również pomogę, ale jeśli mogę was prosić, to pozwólcie, iż zachowam dystans wobec tego ducha.
- Niech ci będzie. Ważne, że pomożesz - stwierdził Ash.
- Ciekawi mnie, dlaczego ten duch chodzi po ziemi - powiedziałam po chwili - Normalnie przecież taka zjawa ma jakieś powody, żeby to robić. Jakie powody może więc mieć Lizzy?
- Może to jest związane z jej nagłą śmiercią? - zapytał mój chłopak.
- Nagłą i tragiczną śmiercią - rzekł profesor Rowan.
Spojrzeliśmy na niego uważnie.
- Pan zna tę historię? - spytał Clemont.
- Znam. Wydarzyła się ona co prawda osiemdziesiąt lat temu, gdy mnie jeszcze nie było na świecie, bo ja liczę sobie dopiero sześć krzyżyków, ale mój drogi ojciec (niech spoczywa w pokoju) opowiadał mi ją, gdy jeszcze żył.
- Rozumiem - powiedział Ash - Więc niech nam pan, proszę, opowie o tym, co pan wie.
- Pika-pika-chu! - pisnął Pikachu, wcinając dalej karmę razem z innymi Pokemonami.
Uczony nie dał się długo prosić, gdyż zaczął mówić:
- Prawdę mówiąc powiem wam raczej niewiele, ale być może te dane na coś się wam przydadzą. Otóż wiem, że Lizzy wcale nie była rodzonym dzieckiem państwa Massard.
- Jak to? - zdziwiłam się.
- Była adoptowana? - zapytała Bonnie.
- Dokładnie tak - potwierdził jej słowa profesor Rowan - Pani Massard bowiem poroniła drugie dziecko i nie potrafiła sobie z tym poradzić. Aby zapełnić pustkę w sercu, jaką wywołała ta okropna dla nich sytuacja, wzięła dziewczynkę z domu dziecka. Była to Lizzy. Jej przybrana siostra, Alyson, czyli rodzone dziecko państwa Massard, miało wtedy pięć lat.
- Czy siostry się lubiły? - zapytała Dawn.
- Myślałem, że ta sprawa cię nie interesuje - zauważył Ash i to nie bez złośliwości.
Siostra spiorunowała go spojrzeniem.
- Nie powiedziałam, że mnie nie interesuje. Powiedziałam jedynie, że wolę się trzymać na dystans od tego ducha i tyle, a to przecież co innego.
- Rozumiem - kiwnął głową jej brat.


Profesor Jason Rowan poczekał, aż oboje skończą swoją dyskusję, po czym powiedział:
- Alyson bardzo polubiła małą Lizzy, a przynajmniej tak to wyglądało. Mówią jednak, że ponoć nie cierpiała jej i była zazdrosna o nią, jak również o względy, jaką obdarzyli ją rodzice. Oczywiście to tylko pogłoski. Nie ma żadnych dowodów na to, aby je potwierdzić.
- Ani na to, żeby im zaprzeczyć - stwierdziła Alexa.
- Dokładnie - rzekł Ash - Więc mówi pan, panie profesorze, że panna Massard mogła mieć na pieńku z siostrą?
- Tak... Ale jak zaznaczyłem, nie potrafię temu ani zaprzeczyć, ani też tego potwierdzić.
Mój ukochany uśmiechnął się do mnie delikatnie.
- To bardzo ważna informacja - powiedział - Ciekawi mnie, czy żyje jeszcze ktoś, kto może nam powiedzieć, co miało wtedy miejsce.
- Wątpię. To było osiemdziesiąt lat temu - zauważył Clemont.
Johanna Seroni pomyślała przez chwilę, a następnie rzekła:
- Czekajcie... Coś mi właśnie przyszło do głowy. W naszej okolicy żyje pewna staruszka. Nazywa się Alyson Grinweald. Ma około dziewięćdziesiąt lat, a może i więcej.
- Sądzisz, że to siostra Lizzy? - zapytała Dawn.
Jej rodzicielka rozłożyła bezradnie ręce.
- Nie mam pojęcia, choć to bardzo możliwe. Wiek i imię się zgadza, ale oczywiście to jeszcze o niczym nie świadczy. To może być przecież zwykły zbieg okoliczności.
Ash wstał od stołu. W jego oczach czaił się zapał do działania.
- Przyjaciele! Powinniśmy odwiedzić tę staruszkę i przepytać ją.
- Idę z tobą! - powiedziałam.
- Ja również - dodał Clemont.
- Skoro tak, ja wybieram się tam z wami - rzekła Dawn.
- My też chcemy tam iść! - zawołali Max i Bonnie.
- Nie ma mowy! - nie zgodziła się z nimi Johanna Seroni - Ktoś musi mi pomóc posprzątać po obiedzie i przygotować kolację. A przy okazji chcę mieć asystę, kiedy będę opowiadać mojej przyjaciółce Sylvii o tym, że jej córka zadaje się z duchem.
- No nie! To jest nie fair! - jęknęli jednocześnie najmłodsi członkowie naszej drużyny.
- Spokojnie! Ja też zostaję, więc wam pomogę - dodała Alexa - Jak na dziś dość się już nachodziłam.
- Mam nadzieję, że moja pomoc też nie jest do pogardzenia, Johanno - dodał dość żartobliwie profesor Rowan.

***


Ponieważ wszystko zostało już ustalone, to poszliśmy we czwórkę (nie licząc oczywiście naszych Pokemonów) do domu pani Grinweald. Podobnie jak dom pani Seroni był on mały i z ogródkiem. Zapukaliśmy do jego drzwi, a po chwili otworzyła nam staruszka. Była ona kobietą niską, w okularach na nosie, ale ubraną bardzo elegancko w ładną niebieską suknię z białymi falbankami. Czuć było w niej damę. Na jej prawym policzku znajdowała się mała blizna, jakby ślad trzech pazurów, co jednak bynajmniej nie szpeciło twarzy staruszki.
- Słucham? - zapytała.
- Dzień dobry, pani Grinweald - powiedziała bardzo uprzejmie Dawn, lekko przy tym dygając - Nie poznaje mnie pani? Jestem Dawn Seroni, córki pani Johanny.
Kobieta zdjęła swoje okulary, przetarła je sobie chusteczką i ponownie osadziła na nosie. Zadowolona uśmiechnęła się na widok dziewczyny.
- Dawn Seroni! Córka słynnej koordynatorki, Johanny Seroni! Miło mi cię widzieć, drogie dziecko! Dawno tutaj nie byłaś.
- Bo podróżowałam, proszę pani.
- Tak, kochanie. Wiem o tym. Słyszałam sporo o twoich sukcesach na pokazach Pokemonów. Miasto Twinleaf może być z ciebie bardzo dumne, moja droga. A ci to kto?
- Przepraszam bardzo, już przedstawiam - uśmiechnęła się Dawn, po czym dokonała prezentacji - To jest mój chłopak, Clemont Meyer. To mój przyrodni brat, Ash Ketchum, a to jego dziewczyna, Serena Evans.
- Bardzo nam miło panią poznać - powiedział Ash.
- Pika-pika-chu! - pisnął Pikachu.
- Twój przyrodni brat? - zdziwiła się pani Alyson - Nie wiedziałam, że ktoś taki istnieje.
- To dłuższa historia... - skwitowała krótko całą sprawę Dawn.
- Rozumiem. Ale wejdźcie do środka... Co tak będziemy rozmawiać na dworze?
Po tych słowach staruszka wpuściła nas do domu, a następnie zaprosiła do salonu, gdzie podała nam herbatę i ciasto. Co prawda niedawno jedliśmy obiad, ale oczywiście Ash i Pikachu od razu zaczęli pałaszować smakołyki, więc zatrzymałam wiadomość o tym fakcie dla siebie.
- A więc co was do mnie sprowadza? - zapytała kobieta.
- Nim odpowiemy na to pytanie musimy panią prosić, żeby najpierw pani zechciała nam coś powiedzieć - rzekł Clemont.
Staruszka oznajmiła nam, iż bardzo chętnie to zrobi, o ile oczywiście posiada dane, które nas interesują.
- Chcemy zapytać... Czy nazywała się pani kiedyś Alyson Massard? - zapytał po chwili Ash.
Słysząc to pytanie starsza pani westchnęła głęboko, spojrzała uważnie na mojego chłopaka i odparła:
- Domyślam się już, po co tutaj przyszliście. Chodzi wam o tego ducha, prawda?
- Wie pani o nim? - spytałam.
- Chyba całe miasto o nim wie - odpowiedziała pani Grinweald - Ale niestety większość ludzi wykazuje się wielką ignorancją w tej sprawie i nie bierze małej Lizzy za ducha.
- Na świecie jest wielu ignorantów - stwierdził filozoficznie Clemont.
Kobieta przytaknęła mu, siadając w fotelu.
- Święte słowa, mój chłopcze. Święte słowa. Ale niestety... Taki już jest nasz drogi świat. Jedni nie wierzą w duchu, choć je widzieli na własne oczy, inni zaś nie umieją ich zauważyć wtedy, kiedy one krążą wokół nich. Ale jedni i drudzy są ignorantami.
Wzdrygnęłam się lekko na samą myśl o tym, że wokół mnie może teraz właśnie krążyć jakiś duch, a ja o tym nie wiem.
W tej samej chwili do pokoju wszedł Pokemon kot i wskoczył pani Alyson na kolana, ta zaś zaczęła go głaskać.
- O! To Persian - powiedział Ash.
Poznałam tego Pokemona bez trudu i od razu przypomniał mi się ktoś, kto również posiadał podobnego stworka. Całe szczęście, że pani Grinweald nie jest tak samo podła i złowroga jak Giovanni, pomyślałam sobie.
- Ten Pokemon należał kiedyś do mojego męża - powiedziała nasza rozmówczyni - Zmarł dwa lata temu na raka.
- Bardzo nam przykro - rzekłam uroczystym tonem.
- Pika-pika-chu! - zgodził się ze mną Pikachu.
Twarz kobiety rozjaśnił delikatny uśmiech.
- Dziękuję ci, moja droga. No cóż... Tak to już niestety bywa na tym świecie. Nasi bliscy prędzej czy później muszą odejść. Moi bliscy już nie żyją. Najpierw Lizzy, potem rodzice, wreszcie mój mąż. Teraz tylko Persian mi został.
- Rozumiemy - rzekł smutnym głosem Ash, a jego Pikachu zapiszczał w smętny sposób.


Chwilę później detektyw z Alabastii zapytał:
- Proszę nam powiedzieć... Czy pamięta pani, co się tak dokładnie stało wtedy nad jeziorem?
Staruszka pokiwała głową.
- Nigdy tego nie zapomnę. Cały czas mam dokładnie wyryte w pamięci te wspomnienia. Lizzy chciała wtedy pójść nad rzekę. Poszłam z nią, żeby jej pilnować. Mała chciała popływać sobie łódką razem z Vulpixem, którego rodzice jej podarowali na urodziny. Zabroniłam jej tego, ale ona mnie nie posłuchała. I co? Przez tego Pokemona wyleciała z łódki i na moich oczach utonęła. Próbowałam ją ratować, ale niestety spóźniłam się.
Kobieta po opowiedzeniu nam tych wydarzeń zaczęła załamana płakać. Dawn zasmucona podała jej swoją chusteczkę, aby mogła sobie otrzeć oczy. Staruszka nie przyjęła jednak tego daru.
- Nie trzeba, kochanie... Spokojnie... Muszę po prostu...
Odetchnęła z ulgą i powiedziała:
- Już mi lepiej. Wybaczcie mi, proszę. Mam dziewięćdziesiąt jeden lat, a mażę się jak małe dziecko. To żałosne.
- Wcale nie... Raczej prawdziwe - zauważyłam.
Ash spojrzał na kobietę, po czym zapytał:
- Proszę mi powiedzieć... Widziała pani kiedyś ducha swojej siostry, który ponoć krąży tu już jakiś czas?
Staruszka pokręciła przecząco głową.
- Nie... Prawdę mówiąc długo nie było mnie w tym mieście. Dopiero tak dwa lata temu, po śmierci męża, powróciłam tutaj, aby tu umrzeć. Chcę odejść z tego świata w moich rodzinnych stronach i tutaj zostać pochowana.
- Do tego ma pani jeszcze dużo czasu - powiedziała Dawn.
Nasza rozmówczyni uśmiechnęła się do niej delikatnie.
- Dziękuję za te miłe słowa, ale prawdę mówiąc mnie już tylko śmierć może przynieść ukojenie. Raczej nic innego tego nie zrobi.
- A więc nie widziała pani tego ducha? - zapytałam.
- Nie, ale wiem, że krąży on wokół jeziora - odpowiedziała pani Alyson - Tak się składa, iż słyszałam, co ludzie mówią o tajemniczej dziewczynce, która tam chodzi. Nie wiedzą jednak, kim ona jest. Jedni mówią, że duchem.Drudzy zaś, że zwykłą dziewczynką, która po prostu wolniej rośnie. Tak czy siak nie odważyłam się nigdy tam pójść, aby ją zobaczyć.
- Ale pani wie, że to duch pani siostry? - zapytał Clemont.
- O tak, wiem... Po opisie to musi być Lizzy. Ona nosiła właśnie taką sukienkę i miała tak samo spięte włosy. Ale mogę być w błędzie.
- Jest tylko jeden sposób, żeby się pani przekonała, czy ma pani rację, czy też nie - powiedziałam - Powinna pani iść z nami i osobiście zobaczyć tę dziewczynkę.
- Boję się tego - odparła na to staruszka - A jeśli to rzeczywiście ona? Co ja jej wtedy powiem? Że przepraszam ją za to, że nie upilnowałam jej wtedy?
Dawn podeszła do niej i dotknęła delikatnie dłoni kobiety.
- Jeśli pani nie pójdzie, to się nie dowie.
Staruszka spojrzała na moją przyjaciółkę z uśmiechem, po czym rzekła:
- Dobrze. Pójdę z wami.

***


Poszliśmy więc razem z panią Alyson w kierunku jeziora. Idąc tam Ash wyjął krótkofalówkę i powiedział przez nią:
- Kenny! Zgłoś się!
Chwilę później urządzenie trzasnęło lekko, a następnie dało się słyszeć wyraźnie głos naszego znajomego:
- Tu Kenny. Witaj, Ash.
Dla wyjaśnienia muszę dodać, że mój ukochany zostawił chłopakowi krótkofalówkę, aby mógł się z nami kontaktować w razie czego i vice versa. Teraz bardzo to nam pomogło.
- On? A czemu się z nim kontaktujecie? - zapytała zdumiona Dawn.
Wyraźnie nie lubiła Kenny’ego, zwłaszcza po tym, co miało miejsce ostatnio. Doskonale ją w tej sprawie rozumiałam, jednak pojmowałam też, dlaczego Ash prosi go o pomoc. Dlatego też odpowiadając na pytanie mojej przyjaciółki odparłam, iż mój chłopak ma ku temu powody.
- I jak tam? Widziałeś ją? - zapytał Ash.
Krótkofalówka znowu trzasnęła, zaś Kenny powiedział przez nią:
- Nie. Wciąż się nie pojawiła. Naprawdę nie wiem, czy powinienem tutaj ciągle stać. Sterczę tutaj już od półtorej godziny po zakończeniu mojej pracy i co? Wciąż jej nie ma. Naprawdę chyba dam sobie spokój.
- Ani mi się waż! - zawołał groźnie detektyw z Alabastii - Masz tam stać i czekać na nas, a jak się ona pojawi, to obserwuj ją, co będzie robić.
- Nadal nie rozumiem, po co ci to wszystko.
- Bo chcę jej pomóc, a być może jej zachowanie powie mi coś o niej.
- Śmiem wątpić, ale niech ci będzie.
Po tych słowach rozłączył się, zaś Ash popatrzył na nas.
- Doskonale. Kenny pilnuje jeziora. Nie ma szans, aby Lizzy przeszła niezauważona po okolicy.
- Ash, ty naprawdę uważasz, że obserwowanie ducha może sprawić, że wpadniemy na pomysł, jak pomóc Lizzy? - zapytała Dawn.
- Nie widzę innej możliwości - odpowiedział jej Ash - Ten biedny duch potrzebuje pomocy, inaczej nie błąkałby się tutaj bez celu zamiast udać się do zaświatów.
- Tego nie wiesz... Duchy przecież mają różne powody, dla których nie idą dalej na tzw. drugą stronę - stwierdził Clemont.
- Pewnie i tak, ale jeśli nie spróbujemy, to nigdy się nie dowiemy, jak jej pomóc.
- A może ona nie potrzebuje pomocy?
- Potrzebuje jej, Clemont. Jestem pewien, że potrzebuje.
- Pika-pika-chu! - pisnął Pikachu.
Pani Alyson nic nie mówiła, tylko szła w milczeniu obok nas.
Kilka minut później dotarliśmy nad jezioro. Kenny stał tam ukryty za jakimś drzewem. Jak tylko nas zobaczył, to położył sobie palec na ustach i pokazał, żebyśmy podeszli do miejsca, w którym on stoi. Zrobiliśmy tak, jak nam powiedział.
- Domyślam się po tym, co robisz, że Lizzy się pojawiła? - zapytał Ash.
- Owszem. Jest tam!
To mówiąc wskazał on palcem jezioro, po którym chodziła dobrze nam znana postać dziewczynki, a obok niej biegały dwa Vulpixy, choć zgodnie z tym, co widzieliśmy kilka godzin wcześniej jeden biegał znacznie wolniej od drugiego, jako że był starszy i wyraźnie słabszy.
- Czy poznaje ją pani? - zapytała Dawn panią Grinweald.
Staruszka popatrzyła na jezioro oraz na chodzącą wokół nich bardzo spokojnym krokiem dziewczynkę, po czym westchnęła głęboko.
- Boże! To ona! To Lizzy!
I zanim zdążyliśmy ją powstrzymać, staruszka wysunęła się ze swojej kryjówki, po czym zawołała:
- Lizzy! Siostrzyczko!
Dziewczynka spojrzała na nią uważnie, po czym babcia zaczęła szybko (jak na swoje możliwości, oczywiście) iść w kierunku widma.
- Alyson? - przemówił duch.
- Tak, Lizzy. To ja... Twoja siostra...
Wtedy stało się coś dziwnego. Starszy z Vulpixów zawarczał groźnie, po czym skoczył na staruszkę, powalił ją na ziemię i ugryzł jej prawą dłoń. Szybko podbiegliśmy do nich, a Pikachu uderzył piorunem w Pokemona. Cios na tyle zabolał jego przeciwnika, iż ten zaraz puścił rękę staruszki, ale dalej warczał i zamierzał ponownie do niej doskoczyć, lecz drogę zagrodził mu Pikachu.
- Pika-pika! - zapiszczał bardzo groźnie elektryczny gryzoń, a z jego policzków posypały się iskry.
Vulpix popatrzył na niego, po czym uspokoił się i odszedł do swojego towarzysza.
- Czemu on panią zaatakował? - zapytała zdumiona Dawn.
Pani Alyson powoli podniosła się z ziemi.
- Nie mam pojęcia. Ale Vulpix Lizzy nigdy mnie nie lubił. Pewnie dalej czuje do mnie niechęć i dlatego to zrobił.
Szybko wyjęłam z plecaka watę, wodę utlenioną oraz bandaż, po czym opatrzyłam dłoń staruszce. Kobieta podziękowała mi, a następnie rozejrzała się dookoła, po czym zawołała załamana:
- O nie! Lizzy zniknęła!
Niestety była to prawda, tajemniczy duch zmarłej tragicznie przed laty dziewczynki zniknął.
- No i pięknie! - jęknął Kenny - A więc mam rozumieć, że stałem tutaj tylko po to, aby ona pojawiła się na parę minut i sobie poszła? Normalnie super! Mogę już wykreślić z mojego życia prawie dwie godziny bezmyślnie zmarnowanego czasu.
- Mam dla ciebie propozycję, Kenny - powiedziała Dawn.
Następnie spojrzała na chłopaka i wrzasnęła:
- ZAMKNIJ SIĘ!!!
- Pip-lu-pi! - dodał gniewnie jej Piplup.


C.D.N.



1 komentarz:

  1. Zaczyna się robić coraz bardziej ciekawie. I ponownie mamy do czynienia z moim ulubionym tematem w historiach, czyli zjawiska paranormalne. :) Za to ta historia ma u mnie dodatkowy plusik. :)
    Nasi przyjaciele podczas przeglądania archiwów biblioteki natrafiają na gazetę sprzed 80 lat, która informuje ich o śmierci małej dziewczynki, która utonęła w Błękitnym Jeziorze. Okazuje się być nią mała Lizzie ze zdjęcia, z którą bawi się córka pani Silverstone. Po tym szokującym odkryciu nasi przyjaciele wracają do domu, po drodze natrafiając na Kenny'ego, który za swoje sprawki ma zasądzone prace społeczne i zbiera śmieci w mieście Twinleaf, które okazuje się być jego rodzinnym domem. Przyjaciele początkowo się z niego nabijają, jednak później Ash prosi go, by ten obserwował jezioro i informował ich o pojawieniu się Lizzie.
    Wróciwszy do domu, nasi przyjaciele mówią o tym odkryciu Johannie, która jest naprawdę zaskoczona. Oczywiście od razu podejmuje decyzję o tym, by powiedzieć o wszystkim matce przyjaciółki Lizzie.
    Przy okazji wizytę składa im profesor Rowan, który opowiada im historię Lizzie. Okazuje się, że dziewczynka była adoptowaną córką niejakich państwa Massardów. Miała przyrodnią siostrę, Alyson, a co do ich relacji to zdania są podzielone. Jedni twierdzą, iż dziewczynki bardzo się lubiły, a drudzy, że Alyson była zazdrosna o młodszą siostrę. Przyjaciele dowiadują się, że w mieście zamieszkuje starsza siostra Lizzie, Alyson Grinweald, kiedyś Massard. Dawn, Clemont, Ash i Serena postanawiają złożyć jej wizytę.
    Od starszej pani dowiadują się, że mała Lizzie mimo zakazów siostry wsiadła do łódki, która potem okazała się źródłem jej kłopotów, gdyż to właśnie z niej wypadła chcąc ratować swojego Vulpixa. Alyson od razu rzuciła się siostrze na ratunek, jednak na próżno. Dziewczynka utonęła.
    Starsza pani nie jest zaskoczona obecnością ducha siostry nad jeziorem. Słyszała opowieści mieszkańców i jest przekonana, że to właśnie duch Lizzie spaceruje nad Błękitnym Jeziorem. Po namowie przyjaciół postanawia się wybrać z nimi nad miejsce tragicznej śmierci Lizzie.
    Po krótkim oczekiwaniu (oczywiście przerywanym utyskiwaniem Kenny'ego na jego jakże trudną sytuację życiową) zostają poinformowani o obecności ducha małej Lizzie. Pani Grinweald powoli idzie w kierunku ducha siostry, który ją zauważa i poznaje. Tak jakby to właśnie na nią czekała... Niestety zbliżenie się do siostry uniemożliwia Vulpix małej Lizzie, który atakuje starszą panią i w ostatniej chwili zostaje powstrzymany przez Pikachu przed dalszym atakiem. Po wszystkim niestety dziewczynka znika.
    Odpowiedź Dawn na komentarz Kenny'ego rozwala. :D
    Coś mi się wydaje, że dziewczynka chce się skontaktować z siostrą i porozmawiać o dawnych wydarzeniach, które pewnie nie okażą się być takimi jakimi pierwotnie się wydawały. Być może siostry muszą sobie nawzajem wybaczyć, by Lizzie mogła w spokoju przejść na drugą stronę...
    Historia bardzo intrygująca i ciekawie napisana. Temat bardzo poruszający i oczywiście interesujący (ale rymy xD).
    Ogólna ocena: 1000000000000000000000000000/10 :)

    OdpowiedzUsuń

Przygoda 129 cz. II

Przygoda CXXIX Tytanio, wio! cz. II Lot trwał długo. Ash nie liczył, jak długo, ponieważ odkąd tylko opuścił tak bardzo mu bliskie Gotham Ci...