środa, 3 stycznia 2018

Przygoda 057 cz. I

Przygoda LVII

Podziemne królestwo cz. I


Uzupełnienie pamiętników Sereny - zeznanie Anonima:
Giovanni w towarzystwie swojej wiernej (choć niesamowicie ponurej) sekretarki wpatrywał się uważnie w Arlekina, który klęczał przed nim na jednym kolanie i z takim jakby poczuciem wstydu opuścił głowę w dół. Miał powody, aby okazywać pokorę przed swoim przełożonym, ponieważ swoimi ostatnimi działaniami mocno mu się naraził. Teraz nie zostało mu już nic innego, jak tylko naprawić to, co sknocił i poprawić swoją sytuację m.in. właśnie poprzez pokorę.
- Co masz na swoje usprawiedliwienie, 005?
Takim oto mrocznym pytaniem podły szef organizacji Rocket przerwał panującą w pokoju ciszę.
- Chciałem wyrównać rachunki z moim osobistym wrogiem, proszę pana - odpowiedział mu Arlekin.
- I dlatego wystawiłeś do starcia z nim naszych jakże cennych ludzi? - odparł z kpiną Giuseppe Giovanni - Myślisz może, błaźnie jeden, że mamy niewyczerpane zasoby ludzkie?
- Nie, wcale tak nie myślę - rzekł agent z pokorą w głosie.
- On w ogóle nie myśli - zakpiła sobie jego pacynka.
Twarz ponurego bossa rozjaśnił delikatny uśmiech.
- Jak raz się zgadzam z tym twoim kolegą - powiedział, po czym zaraz spoważniał - Ty w ogóle nie myślisz, 005. Wykorzystałeś potrzebnych nam ludzi do rozegrania jakieś swojej prywatnej akcji, na którą ja nie wyraziłem zgody. Do tego jeszcze poniosłeś porażkę. Jak mi to wytłumaczysz?
- Nijak! Nijak! - zapiszczał Jacob.
Arlekin uśmiechnął się wesoło do swojego szefa. Wyglądało to tak, jakby wcale nie był przejętym tym, co właśnie miało miejsce.
- Moim usprawiedliwieniem jest fakt, że pragnąłem pochwycić Asha Ketchuma, który jest sola w oku naszej organizacji i oddać go w pana ręce.
- Ale poniosłeś porażkę. Nic więc cię nie tłumaczy.
- Oczywiście, proszę pana. Powinienem być więc surowo ukarany.
- Miło mi, że myślimy tak samo.
- Jednakże chciałbym zaznaczyć, iż posiadam coś, co na pewno anuluje ten jakże surowy dla mnie wyrok.
- Poważnie? - zapytał z kpiną w głosie Giovanni - I cóż to niby takiego jest?
Agent spojrzał uważnie na swojego przełożonego, po czym rzekł:
- Wiem, gdzie znajduje się ONA.
- Jaka ona?
- Ta ONA, proszę pana.
Następnie powiedział, o kogo chodzi. Mężczyzna w fotelu wyglądał na wyraźnie zdumionego jego słowami.
- Nie wierzę! 005! Chcesz mi powiedzieć, że namierzyłeś mój jakże wspaniały oraz cenny eksperyment?
- Dokładnie o nim mówię, proszę pana - zaśmiał się wesoło Arlekin - I tylko ja wiem, gdzie on przebywa i jak go złapać.
- Rozumiem, że w zamian chcesz, abym darował ci twoje nędzne życie, jak również nie ukarał cię za twoją niesubordynację? - zapytał przywódca organizacji Rocket.
- Jak najbardziej, proszę pana - odparł jego sługus.
- Coś za coś! - pisnęła pacynka, zaś jej właściciel zrobił minę uroczego człowieka, za którego przy odrobinie wyobraźni mógłby uchodzić.
Giovanni uśmiechnął się lekko.
- Niech będzie, 005... Wobec tego otrzymujesz ode mnie jeszcze jedną szansę... Jeśli się sprawdzisz, to całkowicie daruję ci twoją samowolkę oraz zmarnowanie kilkunastu naszych ludzi, którzy teraz przez ciebie poszli do więzienia. Powiedz mi tylko, gdzie jest mój genialny eksperyment?
Przestępca w stroju błazna powoli podniósł się z klęczek, po czym rzekł:
- Tam, gdzie ostatnio byłem, proszę pana. W Kalos.

***


Pamiętniki Sereny:
- Czy to nie jest Meowth? - zapytałam zdumiona, wskazując palcem w kierunku dwóch sanitariuszy pchających przed siebie nosze z leżącym na nich Pokemon.
Ash przyjrzał się uważnie owemu niezwykłemu zjawisku.
- To rzeczywiście on - powiedział - Wygląda na nieźle skołowanego.
- Pika-pika-chu! - zapiszczał Pikachu, siedzący swemu trenerowi na ramieniu.
- Sądzisz, że to jest Meowth z Zespołu R? - zapytałam.
Mój chłopak rozłożył bezradnie ręce.
- Nie jestem pewien, ale istnieje taka możliwość. Tak czy inaczej jest tylko jeden sposób, aby się tego dowiedzieć.
- Pójść i zapytać go? - zasugerowałam.
- Teraz to już dwa sposoby - mruknął detektyw z Alabastii - Myślałem raczej o tym, żebyśmy dyskretnie sprawdzili tego Pokemona w przebraniu sanitariuszy, ale skoro wolisz grę w otwarte karty...
- Prawdę mówiąc, to... No tak, masz rację. Zdecydowanie wolę działać otwarcie - uśmiechnęłam się czule do niego - Zwłaszcza teraz, po ostatnich wydarzeniach.
Miałam na myśli to, co się działo ostatnio, kiedy musieliśmy uratować naszych przyjaciół z rąk Arlekina. Od chwili, gdy przybyliśmy do Lumiose, aby ocalić Bonnie i Maxa, minęły trzy dni względnego spokoju, jednak nie zdążyłam jeszcze należycie odpocząć po tym wszystkim, co miało ostatnio miejsce, więc nie miałam specjalnie ochoty na bawienie się w podchody.
Ash westchnął głęboko, słysząc moje słowa.
- Szkoda, bo naprawdę miałem ogromną ochotę na przebieranki... No, ale skoro ty jesteś raczej sceptycznie nastawiona do tego pomysłu, to wolę dać sobie z tym spokój, skarbie. Niech tam... Nie traćmy czasu na rozmowy, tylko bierzmy się za wykonywanie naszych obowiązków.
- Ash, niby jakich obowiązków? - parsknęłam śmiechem - Przecież my tylko mamy zaspokoić palącą nas ciekawość.
- No wiem, ale jeśli przy okazji odkryjemy jakąś sprawę, która będzie wymagać naszej interwencji, to cóż... Sama rozumiesz, że będziemy musieli się nią zająć.
- Bo jesteśmy porządnymi obywatelami i detektywami - stwierdziłam - A tacy ludzie przecież nigdy nie zostawiają innych w potrzebie. Nawet jeśli ci inni, to te dranie z Zespołu R. Mam rację?
- Tak... Choć ja miałem na myśli raczej po prostu chęć przeżycia jakieś wspaniałej przygody - rzekł z lekkim uśmiechem na twarzy Ash - Ale twoja wersja też jest jak najbardziej do przyjęcia.
Popatrzyłam na niego z delikatnym politowaniem w oczach, po czym pocałowałam czule jego usta i poszliśmy razem na salę, gdzie leżały chore lub ranne Pokemony. Nie było ich teraz zbyt wiele i wszystkie zachowały przytomność. Wszystkie poza Meowthem, który znajdował się w malignie oraz mamrotał coś bez ładu i składu.
- Co mu jest, siostro Joy? - zapytał Ash, podchodząc razem ze mną i Pikachu do pielęgniarki.
Kobieta, która właśnie oglądała Pokemona w towarzystwie swojego Wigglituffa uśmiechnęła się do nas delikatnie, mówiąc:
- Nie jestem do końca pewna... Wygląda na bardzo przemęczonego, a prócz tego z całą pewnością ktoś go mocno pobił.
- Może stoczył jakąś ciężką walkę? - zasugerowałam.
- To bardzo możliwe - powiedziała Joy - Jednak najbardziej niepokoją mnie te dziwne ślady na jego szyi.
Po tych słowach pielęgniarka wskazała wyżej wspomnianą część ciała Pokemona, na której to widniały dwa małe ślady.
- Wyglądają niczym ukłucia agrafką - stwierdziła sympatyczna kobieta - Jednak nie wiem, kto i po co miałby to robić temu biedakowi.
Mnie zdecydowanie te ślady nie wyglądały na efekt bliskiego kontaktu szyi z agrafką. Raczej widok ten przypominał mi coś znacznie gorszego, od czego na samą myśl miałam ciarki na plecach.
- Dobrze, muszę iść do innych pacjentów - rzekła po chwili siostra Joy - Muszę sprawdzić, jak się czują i oddać je ich trenerom.
- Możemy tu zostać na chwilę z tym biedakiem? - zapytał Ash.
- Pika-pika? - zapiszczał pytająco Pikachu.
- Dobrze, tylko nie za długo i nie męczcie go, proszę - powiedziała pielęgniarka, po czym odeszła w towarzystwie swego pomocnika.


Gdy już mieliśmy wolną rękę, to spojrzeliśmy uważnie na majaczącego Pokemona leżącego na szpitalnym łóżku.
- Sądzisz, że to Meowth z Zespołu R? - zapytałam po chwili.
Mój chłopak i Pikachu spojrzeli na niego uważnie.
- Myślę, że tak, ale nie jestem pewien. Jak sądzisz, stary?
Elektryczny gryzoń szybko zeskoczył z ramienia swojego trenera na łóżko i przyjrzał się uważnie pacjentowi.
- Pika! Pika-pi! Pika-chu!
- Mówisz, że to on? - spytał Ash.
Pokemon zapiszczał ponownie i pokiwał głową, potwierdzając w ten sposób myśli swego przyjaciela.
- Spróbujmy go ocucić, może nam coś powie - zaproponowałam.
Pikachu delikatnie potrząsnął Meowthem, a ten powoli otworzył oczy, spojrzał na nas i jęknął:
- O rany... Głąby!
- To na pewno on - stwierdziłam ironicznie, tracąc z miejsca wszelkie w tej sprawie wątpliwości.
Detektyw z Alabastii podszedł bliżej kociego złodziejaszka i dotknął delikatnie ręką jego głowy.
- Nic się nie bój... Jesteś teraz w Centrum Pokemon - powiedział.
- Och, jak to dobrze... - odetchnął z ulgą Meowth - Jak to dobrze, że się stamtąd wyrwałem.
Jego słowa wyraźnie nas zadziwiły.
- O czym ty mówisz? - zapytał mój chłopak.
- Skąd się wyrwałeś? - dodałam.
- Pika? - pisnął Pikachu.
Pokemon jęknął głośno i odparł załamany:
- To było... To było przerażające...
- Ale co?! - zapytaliśmy ja i Ash jednocześnie.
- Wielkie królestwo... Pod ziemią - zaczął mówić koci złodziejaszek - Były tam Pokemony, które umiały mówić ludzkim głosem... Chcieliśmy je z moimi kumplami zabrać, ale... Tam była też taka jedna... Paskuda... Ugryzła nas wszystkich... Mnie i moich głupich koleżków...
Poczułam, jak ciarki mi chodzą po plecach.
- Paskuda? Jaka paskuda? - spytałam.
- Wam... Wam... Wampirzyca - jęknął Meowth - Była przerażająca... Ugryzła ich i stali się oni jej sługami... Mnie też dziabnęła, ale oparłem się jej mocy drapiąc sobie pazurami pysk i inne części ciała. Nie wiem, na jak długo mi to pomoże... Ale wyrwałem się jej.
- A Jessie i James? - zapytał Ash.
- Zostali tam... - Pokemon kot spojrzał na mojego chłopaka - Błagam, głąby. Ratujcie ich... To moi jedyni przyjaciele. Nie mam innych. Nie mogę ich tam zostawić, ale wrócić tam też nie mogę.
- A kto cię pobił? - zapytałam.
- Pika-pika? - dodał Pikachu przejętym tonem.
- Sługusy tej wampirzycy - odpowiedział pokemoni złodziejaszek - Nie chcieli mnie wypuścić, ale im zwiałem... Było gorąco...
Następnie nasz rozmówca spojrzał nam w oczy, mówiąc już z trudem:
- Proszę... Uratujcie ich... Błagam was... Ja tylko ich mam...
- A gdzie jest to królestwo, o którym nam mówisz? - spytał detektyw z Alabastii.
- Pod ziemią - rzekł Meowth, dysząc przerażony - W jaskini...
- Jakiej jaskini? - tym razem to ja zadałam pytanie.
- Tak... W jaskini poza miastem... W górach... Na drodze do Vaniville... Proszę... Pomóżcie im... Pomóżcie moim kumplom...
- A ta wampirzyca? - ten temat nie dawał mi spokoju - Powiedz coś o niej, Meowth! Kim ona jest?
Oczy Pokemona zrobiły się wielkie niczym dwa spodki, a przez jego ciało przeszły ogromne dreszcze.
- Ona... Ona.... Jest... Potworem!
Następnie zemdlał, a siostra Joy z Wigglituffem podbiegła do niego.
- Wystarczy, kochani. Dajcie już mu spokój - powiedziała delikatnym, a jednocześnie stanowczym tonem.
Chociaż chcieliśmy się dowiedzieć czegoś więcej, to musieliśmy dać sobie spokój na wyraźne żądanie pielęgniarki. Dlatego też wyszliśmy z sali, jeszcze przez chwilę widząc, jak Joy daje Meowthowi zastrzyk.

***


Ponieważ byliśmy zaproszeni do Stevena Meyera na obiad, to właśnie tam poszliśmy po wyjściu z Centrum Pokemon i rozmowie z Meowthem. Podczas posiłku opowiedzieliśmy naszym przyjaciołom o tym, czego się dowiedzieliśmy od złodziejaszka.
- Niestety nie zdążył nam wyjaśnić więcej, ponieważ zemdlał, a siostra Joy nas wyprosiła z sali - zakończyłam swoją historię.
Gary, May, Bonnie, Max oraz pan Meyer patrzyli na nas zaintrygowani tym, co im mówiliśmy.
- Niesamowite - powiedział młody Oak - Wampirzyca?
- Brzmi ciekawie! - zawołała Bonnie.
- Ne-ne-ne! - pisnął Dedenne.
- Ciekawie? Raczej przerażająco - stwierdziła May, a po jej plecach przeszły ciarki - Nie wiem, co w tym niby takiego ciekawego.
- A ja podzielam zdanie mojej koleżanki - rzekł brat panny Hameron - Jak dla mnie cała ta historia brzmi naprawdę ekscytująco.
- No jasne... Bo ciebie kręci to, co nienormalne - mruknęła jego siostra.
Steven Meyer uśmiechnął się wesoło i zapytał:
- Kochani... Nie sądzicie, że ta cała opowieść nie ma ani trochę sensu? Rozumiem kosmici i duchy... Ale wampiry? No błagam! Na tym świecie nie ma wampirów.
- A niby czemu nie? - zapytała córka mężczyzny.
- No właśnie - dodał Max, kiwając wesoło głową - Skoro istnieją istoty z innych planet, duchy, zaświaty oraz inne wymiary, to czemu nie wampiry?
- Bo to czysta bajka - rzekł nasz gospodarz - Pomyślcie tylko... Co to ma być? Stworzenia, które można zabić tylko poprzez wbicie im kołka w serce, które śpią w trumnach i boją się słońca? To nielogiczne.
- A inne wymiary oraz zaświaty są logiczne? - spytał młody Hameron.
- No właśnie, proszę pana - zauważył Ash - Proszę pamiętać, że sam na własne oczy widziałem takie rzeczy, które wykraczają poza tzw. „normalne sprawy“.
- To prawda - poparłam mojego chłopaka - Ash widział przecież już duchy, kosmitów, istoty z innych wymiarów, jak również zawędrował nawet raz do zaświatów.


- No i pamiętajcie też, że walczyliśmy nie tak dawno z takim jednym widmem, które przywędrowało do nas z samego piekła - przypomniał Max.
- Widmo Sash... Brrr... - Bonnie przeszły ciarki po plecach - Na samo jego wspomnienie mam dreszcze.
- Nie wątpię w to - stwierdziła May - Nie miałam okazji go poznać, ale z tego, co mi o nim opowiadaliśmy wnioskuję, że to był raczej nieprzyjemny typek.
- Delikatnie mówiąc - powiedziałam, kiwając lekko głową - Ale to już za nami. Sash więcej nam nie zagrozi.
- Za to grożą nam inne osoby - powiedziała panna Hameron.
- Nie inaczej - kiwnął głową Ash - A teraz czeka nas kolejna przeprawa z nieznanym.
- No właśnie, stary! Skoro o tym mowa - rzekł Gary - Powiedz mi, po co chcesz tam iść?
- No dokładnie! Po co ci to? - zapytała jego dziewczyna - Ty naprawdę chcesz szukać guza? Mało ci było ostatnich przygód?
- Właśnie, Ash! - pisnęła Bonnie - I chcesz pomagać Zespołowi R?! Przecież to nasi wrogowie!
- No dokładnie! - dodał Max przejętym tonem - Myślisz, że oni by nam pomogli, będąc na naszym miejscu?!
- To bez znaczenia - stwierdził Ash - Przecież nie o to tutaj chodzi, co oni by zrobili, gdyby byli na naszym miejscu. Chodzi tu jedynie o to, że oni są w niebezpieczeństwie, a my powinniśmy im pomóc.
- A niby czemu? - zapytał Gary.
- Choćby dlatego, że jesteśmy dobrzy, a ci dobrzy pomagają innym - odpowiedział mu mój chłopak - Nawet jeżeli nie mogą oni liczyć od ich na wzajemność.
- To prawda - poparłam mojego ukochanego - Poza tym obawiam się tego całego wampira. Mam takie obawy, że może on wyjść na polowanie i... zapolować na nas.
Przeszły mnie ciarki na plecach, gdy o tym pomyślałam. Ash również nie ukrywał, iż taka myśl go przeraża. Dlatego też, chociaż nie popierałam pomagania naszym wrogom, to wychodziłam z założenia, że lepiej będzie zniszczyć tę podłą bestię, jaką jest wampirzyca, zanim ona zechce opuścić podziemia i potraktować nas jak zwierzynę łowną. Tutaj nie chodziło wcale o Zespół R, ale o nasze własne bezpieczeństwo.
- W sumie brzmi to logicznie - powiedział zamyślonym tonem Steven Meyer - Ale jaką macie gwarancję, że opowieść Meowtha jest prawdziwa? Może zmyśla, bo chce was wciągnąć w pułapkę?
- I sam się tak zaprawił? - zapytałam - Proszę pana... Widziałam jego rany... To nie było udawane. On naprawdę został mocno poturbowany.
- Właśnie! A nie chce mi się wierzyć, żeby Jessie i James go tak pobili tylko po to, aby jego opowieść brzmiała bardziej wiarygodnie - dodał Ash.
Nasi przyjaciele zastanowili się nad tym, co właśnie powiedzieliśmy. Wyraźnie zaczęli nabierać wątpliwości.
- Może i macie rację - rzekł Steven Meyer, nie do końca przekonany - Ale naprawdę cała ta historia brzmi po prostu niewiarygodnie.
- Jak chyba większość naszych przygód - stwierdził mój ukochany - Niektóre z nich były naprawdę niesamowite.
- Pika-pika-chu! - zapiszczał Pikachu.
- Niektóre? Raczej wszystkie - zaśmiała się May - Ale tak czy inaczej uważam, że to głupota pomagać Zespołowi R.
- Już ci mówiłem, że tu nie chodzi o tych gamoni - powiedział Ash - Chodzi o to, że jeśli Meowth mówi prawdę, to może nam wszystkim grozić poważne niebezpieczeństwo. Wampiry mogą istnieć i jeśli jakiś tutaj jest, to lepiej będzie go unieszkodliwić, póki się do nas nie dobrał.
- Wierzysz w historię tego kociambra? - zapytał Gary podejrzliwym tonem - A jeśli z powodu swojego stanu miał halucynacje i opowiadał wam jakieś brednie?
- Właśnie! - poparła go panna Hameron - On jest przecież ranny! Mógł zatem gadać bzdury, które mu się zwyczajnie przyśniły.
- Być może... Ale ja muszę to sprawdzić - odpowiedział jej Ash - Jutro wyruszam w drogę do tego całego podziemnego królestwa.
- Idę tam z tobą - powiedziałam, dotykając jego dłoni.
Mój chłopak uśmiechnął się do mnie delikatnie. Widziałam, że jest mi wdzięczny za moje słowa, ale też ma wątpliwości w tej sprawie.
- To będzie niebezpieczne - powiedział.
- Wiem... I dlatego właśnie muszę tam być z tobą - stwierdziłam, a po chwili dodałam: - Nie zostawię cię samego bez względu na to, jak straszne niebezpieczeństwo tam na nas czeka.
- Skoro tak, to my idziemy tam z wami - powiedziała May uroczystym tonem.
Mówiła oczywiście w imieniu swoim oraz Gary’ego, który widocznie myślał podobnie jak ona, gdyż pokiwał wesoło głową.
Ash popatrzył na nich załamany.
- Proszę was... Czy wy zawsze musicie pchać się ze mną prosto w sam środek tarapatów?
- Jeśli ty możesz, to my tym bardziej - rzekł wesoło młody Oak.
- Ale przecież nie popieracie mojego planu - powiedział mój luby.
- To prawda. Uważamy, że jest bezmyślny i bardzo głupi - potwierdziła jego słowa nasza przyjaciółka z Hoenn - Ale skoro już koniecznie musisz tam iść, to tylko razem z nami.
- Ale...
- Przecież już to przerabialiśmy, Ash - zachichotał Gary Oak - Jesteśmy jeszcze bardziej uparci niż ty, więc nie przekonasz nas do zmiany zdania.
Detektyw z Alabastii uśmiechnął się bardzo wzruszony tym, co właśnie usłyszał. Słowa te były naprawdę przyjemne, choć oznaczały też, że nasi drodzy przyjaciele wpakują się przez nas w niezłe kłopoty, czego chcieliśmy im oszczędzić.
- Dziękuję wam, że mogę na was liczyć - powiedział mój chłopak - Choć naprawdę moglibyście czasem pomyśleć o własnym bezpieczeństwie.
- Myślimy o nim wystarczająco długo, kiedy jesteśmy sami - mruknęła May - A teraz chcemy pomyśleć bezpieczeństwie twoim i Sereny.
- Nie ma co... Naprawdę jesteście uparci - rzekł Ash.
- No pewnie, stary. W końcu tacy powinni być prawdziwi przyjaciele - stwierdził dowcipnie Gary Oak.
- A więc jutro ruszamy do podziemnego królestwa - powiedziałam.
- Pójdziemy tam wszyscy razem - dodała Bonnie.
Tym razem lider naszej drużyny musiał postawić stanowcze veto.
- Nie ma mowy! - zawołał - Nie będę i was narażał na takie ryzyko! Poza tym muszę mieć tutaj zaufanych ludzi.
- Zaufanych? - zdziwiła się panna Meyer.
- Właśnie - potwierdził jej słowa detektyw z Alabastii - Muszę kogoś tutaj zostawić, aby zdobył dla mnie informacje, jakby co.
- Pika-pika-chu! - potwierdził jego słowa Pikachu.
- A od zdobywania informacji jesteśmy najlepsi - zauważył Max.
- No właśnie! - pisnęła Bonnie - Chociaż chcielibyśmy ruszyć z wami, Sereno i to bardzo mocno.
- Ne-ne-ne! - dodał Dedenne.
- Kochanie... Myślę, że Ash ma rację - rzekł Steven Meyer - Naprawdę lepiej będzie, jeśli będziecie bezpieczni i z daleka od tych problemów, w jakie na własne życzenie pchają się wasi przyjaciele.
- Mówi pan tak, jakby pan nas za to potępiał - zauważyłam.
Mężczyzna uśmiechnął się przyjaźnie.
- Źle mnie zrozumiałaś, moja droga. Po prostu tak jakoś moje słowa zabrzmiały, ale cóż... Coś w tym jednak jest, bo przecież na własne życzenie idziecie prosto w sam środek wielkiego niebezpieczeństwa.
- Ale musimy to zrobić - powiedział Ash - Przecież pan to rozumie... Jeśli tam jest wampir, to musimy go unieszkodliwić.
- Oby tylko on nie unieszkodliwił was - stwierdził pan Meyer smutnym tonem.
- Właśnie dlatego idziemy tam z nim - rzekła May - Ktoś w końcu musi im pomóc w kłopotach.
- Ale sami możecie sobie napytać biedy... Po co wam to? - zapytał mój luby.
- Bo na tym polega przyjaźń, mój drogi - odpowiedziała mu poważnym tonem panna Hameron - Ty przecież również poszedłbyś za nami nawet w największe niebezpieczeństwo, więc o czym my tutaj dyskutujemy?
- No właśnie - zgodził się z nią Gary - Idziemy i koniec dyskusji.
Słysząc to detektyw z Alabastii parsknął śmiechem.
- Ech... Jesteście naprawdę zwariowani.
- Na pewno nie mniej niż ty - stwierdziła ironicznie jego przyjaciółka z Hoenn - Ale czy to oznacza, że mamy cię zostawić w potrzebie?
- Pika-pika-chu! - zapiszczał Pikachu, dotykając łapką dłoni swojego trenera.
Ash delikatnie pogłaskał jego główkę.
- Wiecie, co? Z takimi przyjaciółmi jak wy nie straszne mi jest żadne niebezpieczeństwo.

***


Po obiedzie zaszliśmy do Centrum Pokemon odwiedzić Meowtha, ale niestety ten był pogrążony w bardzo głębokim śnie, co było efektem tego, że otrzymał od siostry Joy silne leki przeciwbólowe. Rozmowa z nim zatem mijała się z celem, więc musieliśmy sobie dać spokój.
- Trudno - powiedział mój chłopak zasmuconym tonem - Może jutro rano będzie nieco bardziej rozmowny.
Niestety, nadzieja bywa niekiedy naprawdę matką głupich, o czym się przekonaliśmy, kiedy następnego dnia po śniadaniu znowu chcieliśmy sobie odwiedzić nasze jedyne źródło informacji, ale siostra Joy nie pozwoliła nam na rozmowę z nim mówiąc, że jego stan wciąż pozostawia bardzo wiele do życzenia i nie wolno go męczyć.
- Szkoda... Mógłby nam więcej powiedzieć - stwierdziłam smutnie.
Ash westchnął smutno i stwierdził:
- Wobec tego musimy sobie poradzić sami z tymi wiadomościami, jakie już posiadamy, choć nie mamy ich zbyt wiele.
- Pika-pika-chu! - pisnął Pikachu.
Wyszliśmy razem z Centrum, gdzie przed głównym wejściem czekali już na nas May i Gary.
- Nic wam nie powiedział? - zapytała panna Hameron.
- Nie... Wciąż śpi lub wypoczywa... - odpowiedział jej detektyw.
- Siostra Joy nas do niego nie dopuściła - dodałam gwoli ścisłości.
- Pika-pika! - zapiszczał smętnie Pikachu.
Nasi przyjaciele pokiwali smutno głowami.
- No trudno - powiedział po chwili młody Oak - Chodźmy więc do tego podziemnego królestwa, o ile ono rzeczywiście istnieje.
- Szczerze mówiąc, to nie chciałabym być w skórze Meowtha, jeśli nas okłamał lub po prostu bredził - stwierdziła jego dziewczyna.
Ash uśmiechnął się lekko.
- Jestem pewien, że on nas nie okłamał ani nie bredził. Ale oczywiście możesz mieć rację.
- Ja bardzo często mam rację - powiedziała May przemądrzałym tonem - Jednak mało kto z was chce mnie w ogóle słuchać.
Oczywiście zignorowaliśmy jej słowa i ruszyliśmy w drogę. Zgodnie z tym, co mówił nam Meowth (kiedy jeszcze mogliśmy z nim porozmawiać) skierowaliśmy swoje kroki do Vaniville, czyli mojego rodzinnego miasta. To właśnie niedaleko tego miejsca znajdowała się grota, z której to prowadził tunel do podziemnego królestwa. Muszę przyznać, że byłam zaniepokojona tym wszystkim. Z jednej strony bardzo chciałam pomóc Zespołowi R w jego kłopotach, jak również unieszkodliwić tajemniczego i groźnego wampira, który mógł przecież zagrozić nam wszystkim, ale z drugiej strony czułam, że May może mieć rację i cała ta sprawa jest jedynie sprytnie zastawioną na nas zasadzką, a my sami bezmyślnie w nią idziemy. Jednak czy mogliśmy postąpić inaczej? W końcu ten podły wampir w każdej chwili może opuścić podziemne królestwo i zacząć polować na naszych bliskich. Lepiej zatem zadziałać póki jeszcze mamy taką możliwość.
Po około dwóch godzinach dotarliśmy na miejsce. Łatwo znaleźliśmy grotę, o której to mówił nam Meowth i weszliśmy tam. W środku panowała delikatny półmrok, ale ponieważ był jeszcze dzień, to wszystko wyraźnie widzieliśmy.


- Piękna jaskinia, nie powiem - zaśmiał się wesoło Gary Oak, patrząc dookoła siebie.
- Tak, tylko co z tego, skoro my nie wiemy nawet, dokąd mamy iść? - mruknęła May.
- Pika-pika! Pika-chu! - zapiszczał Pikachu, zeskakując z ramienia Asha.
Patrzył on na ściany i nagle coś na nich zobaczył, gdyż dał nam znak, abyśmy spojrzeli tam, gdzie on nam wskazywał łapką. Szybko spojrzeliśmy w tym kierunku.
- Co tam zobaczyłeś, Pikachu? - zapytałam.
- Jakieś malunki - powiedziała May.
- Niech to! Przez ten półmrok nic nie widzę! - jęknął Gary.
Ash szybko wyjął latarkę i oświetlił ścianę, którą obserwowaliśmy.
- Niesamowite! - zawołał zachwyconym głosem - Piękne malowidła!
- Ale co one oznaczają? - spytała panna Hameron.
Jej chłopak wraz z moim lubym zaczęli bardzo uważnie obserwować rysunki na ścianie. Przedstawiały one jakieś jakby miasto, w którym jakieś stworzenia (zdaje się, że Pokemony) tańczą wokół pewnej dziwnej postaci przypominającej człowieka. Były też inne rysunki ukazujące te same istoty zajęte pracą. Żadne malowidło jednak nie przypominało wcale wampira.
- Hmm... Dziwne... Bardzo dziwne - powiedziałam - To mi wygląda na jakieś miasto, którego władcą jest człowiek.
- I to zdecydowanie płci żeńskiej - stwierdziła May.
- Jesteś pewna?
- No jasne, Sereno. Zobacz sama... Ta postać, której się oddaje pokłon wyraźnie ma kobiece kształty.
Gary oświetlił latarką malowidła i rzekł:
- No tak... Ma piękne wypukłości, bez dwóch zdań.
Panna Hameron strzeliła go lekko przez głowę.
- No co?! - zachichotał chłopak.
- Ja ci dam gapić się na inne laski! Nawet tylko namalowane.
Młody Oak parsknął śmiechem, słysząc jej słowa.
- Wybacz... Nie chciałem cię urazić, maleńka moja.
- To się nie gap na takie widoki żarłocznym wzrokiem.
- Sorki... Naprawdę za długo byłem sam i dawne nawyki się odzywają we mnie od czasu do czasu.
Zachichotałam delikatnie, ubawiona całą tą sytuacją.
- Nasz drogi Gary miał zawsze wielkie powodzenie u dziewczyn, ale chyba nie mniejsze niż mój ukochany - stwierdziłam.
- I ty to mówisz tak spokojnie? - zapytała mnie zdumiona May.
- No, a niby co mam robić? - zaśmiałam się - Przecież to nie jest żadna tragedia. Wiem, że Ash mi jest wierny. A ty nie masz takiej pewności co do Gary’ego?
- Właściwie to... Mam, ale czasami mnie denerwuje jego zachowanie.
- Naprawdę cię przepraszam - zaczął mówić jej chłopak - Mówiłem ci, stare nawyki.
- Bądź więc uprzejmy od nich odwyknąć, bo zachowujesz się gorzej niż Brock - mruknęła panna Hameron.
- Gorzej? Uwierz mi, wcale nie gorzej - zaśmiał się Ash.
- No dobrze, my tu gadu gadu, a przecież mamy do wykonania ważne zadanie - przypomniał nam młody Oak.
- Właśnie - powiedziałam z uśmiechem na twarzy - A więc nie traćmy czasu i przejdźmy do działania.

***


Szliśmy dalej przez jaskinię, jednocześnie rozmyślając o wszystkim, co właśnie robimy, jak również dyskutując o tym.
- Moim zdaniem powinniśmy zawrócić, póki jeszcze mamy na to czas - stwierdziła po chwili May.
- Możliwe, ale ja jakoś nie umiem tego zrobić... - odpowiedział jej detektyw z Alabastii - To jest sprzeczne z moim charakterem.
- Wiem, że nie lubisz się wycofywać albo poddawać - pokiwała głową jego przyjaciółka z regionu Hoenn - Jednak naprawdę, choć szanuję twoje podejście, to nie umiem ukrywać faktu, iż uważam takie zachowanie za dość głupie. Bez urazy, Ash, ale jeżeli tam jest naprawdę wampir, to my idziemy prosto w jego szpony.
- Zdaję sobie z tego sprawę, May - rzekł mój luby.
- A czy zdajesz sobie sprawę z tego, że ponownie pakujesz moją osobę w kłopoty?
- Przecież nikt ci nie kazał ze mną iść.
- Niby nie, ale jestem twoją przyjaciółkę i chyba nie sądzisz, że jestem w stanie zostawić cię samego z Sereną na pastwę losu? W końcu prawdziwy przyjaciel...
Jednak nie dowiedzieliśmy, co robi prawdziwy przyjaciel, ponieważ nagle May krzyknęła i zaczęła opadać w dół. Ja, Ash i Gary bardzo szybko podzieliliśmy jej los, ponieważ tunel, przez który właśnie szliśmy nagle stał się stromy i zanim zdążyliśmy cokolwiek zrobić, to spadliśmy prosto w dół, a właściwie to zjechaliśmy niczym z jakieś górki podczas jazdy na sankach, tyle że bez sanek.
- Auu! Mój tyłek! - jęknęła May, masując sobie obolałe pośladki.
- Ostatni raz jeździłem tymi liniami - mruknął Gary Oak, zbierając się powoli z ziemi.
- Przyznaję, nie były to najlepsze linie - rzekł jakiś głos.
- Tak, zdecydowanie daleko im daleko. Zaraz! A kto to powiedział?! - zawołałam zdumiona.
- Właśnie! Kto? - dodał Ash.
- Ja! A co?! Nie widać?! - odezwał się znowu nieznany nam głos.
Była tylko jedna osoba, która mogła wypowiedzieć te słowa i szybko to zrozumieliśmy, chociaż przyjęcie tego faktu było dla nas naprawdę trudno.
- Pi.... Pi... Pikachu?! - wyjęczałam w szoku.
Pokemon otrząsnął się z kurzu, po czym spojrzał na mnie i rzekł:
- Tak?! No co? Pierwszy raz mnie widzisz, Sereno?
- Aaaa! - wrzasnęła przerażona i zaszokowana zarazem May, chowając się szybko za plecami Gary’ego.
- Nie no! Bez jaj! - zawołał młody Oak - Ty niby umiesz mówić?!
- Tak, a co? - zdziwił się Pikachu - Zawsze posiadałem tę umiejętność, tyle tylko, że jak dotąd nigdy nikt z was nie potrafił rozumieć tego, co do niego mówię, dlatego właśnie Ash się nauczył języka migowego, aby się ze mną porozumieć.
- No nie! To naprawdę przekracza wszelkie pojęcie! - pisnęła zdumiona i nieco przerażona May - Czemu nagle umiesz mówić w naszym języku, co?
- Wcale nie umiem mówić w waszym języku - odpowiedział Pokemon - Po prostu nagle wy zaczęliście mnie rozumieć.
- Aha... Takie buty - mruknęła panna Hameron.
- Ale dlaczego dopiero teraz zaczęliśmy cię rozumieć, a wcześniej było to niemożliwe? - zapytałam.
- Nie mam pojęcia - rzekł Pikachu - Możliwe jednak, że to podziemne królestwo ma w sobie jakąś moc, której to pochodzenie nie umiemy sobie logicznie wyjaśnić.
Gary’emu od razu się zaświeciły oczy.
- Jeżeli tak, to tym bardziej chciałbym się dowiedzieć wszystkiego na ten temat! - zawołał - Przecież to niezwykle ważny krok dla nauki!
- Ja tam na razie wolę postawić kroki w kierunku celu naszej wyprawy - stwierdziła jego dziewczyna - A właśnie, idziemy do przodu czy też może zawracamy?
Ash spojrzał w stronę miejsca, z którego właśnie spadliśmy.
- Odwrót jest raczej mało możliwy. Wątpię, aby się nam udało wspiąć na górę po tym zboczu.
- No to zostaje nam tylko iść przed siebie - powiedziałam.
Nie mieliśmy innego wyjścia, więc ruszyliśmy w kierunku, w którym prowadził nas tunel. Szliśmy tak ładnych parę minut, zastanawiając się nad tym wszystkim, co właśnie miało miejsce. Najpierw Meowth mówiący nam coś o porwaniu Jessie i Jamesa oraz o jakieś wampirzycy, a teraz jeszcze mówiący ludzkim głosem Pikachu. Ciekawe, co będzie następne?
Czas naprawdę szybko udzielił mi odpowiedzi na to pytanie, ponieważ nagle usłyszeliśmy przed sobą jakiś dziwny dźwięk.
- Słyszeliście? - zapytałam.
- Jasne, że tak - odpowiedziała mi May.
- Coś jakby kroki - dodał Gary.
- Dobiegają stamtąd! - zawołał Pikachu, wskazując łapką na kierunek, w którym szliśmy.
- Lepiej miejmy się na baczności - powiedział Ash.
Dla pewności położył on dłoń na rękojeści swojej szpady, którą miał przypasaną do boku.
Chwilę później z mroku tunelu wyszła grupa Pokemonów z hełmami na głowach oraz włóczniami w łapkach. Były to Raichu, Pichu oraz kilka innych stworków. Dosiadały one niczym koni Pokemonów pająków dwóch gatunków: Galvantua i Ariadosów.
- Kim wy jesteście?! - zapytał nas wysoki Raichu, najwyraźniej będący przywódcą tych stworków.
- On też mówi ludzkim głosem - powiedziała cicho May.
- Widocznie panuje tutaj jakaś wielka magia, która im na to pozwala - odpowiedział jej Gary.
Mój luby ukłonił się grzecznie Pokemonom, po czym rzekł niezwykle uroczystym tonem:
- Nazywam się Ash Ketchum, a moi towarzysze to Serena Evans, May Hameron, Gary Oak oraz mój wierny kompan Pikachu. Przybywamy tutaj ze świata na górze.
- Przychodzimy w pokoju - dodałam uprzejmie.
Miałam nadzieję, że te słowa sprawią, że wojownicze Pokemony nie będą wobec nas złowrogo nastawione, w końcu my sami dalecy byliśmy od wszczynania z nimi wojny.
Raichu popatrzył na nas uważnie.
- Jeżeli przybywacie w pokoju, to wobec tego chodźcie z nami. Nasza królowa porozmawia z wami i zadecyduje, co z wami zrobić.
- Ruszajcie się! - zawołał jeden Pichu.


Poszliśmy posłusznie za Pokemonami, które otoczyły nas szczelnym kordonem, nie chcąc nas z niego wypuścić. Najwidoczniej obawiały się, że możemy chcieć im uciec, więc postanowili nam to udaremnić.
- Jak myślisz, kim jest ich królowa? - zapytałam Asha.
- Nie wiem, ale mam nadzieję, że jest przyjaźnie nastawiona do obcych - odparł mój ukochany.
- Ja również mam taką nadzieję - powiedział Pikachu.
Chwilę później na końcu tunelu, którym szliśmy, pokazało się jakieś światełko. Im bardziej się do niego zbliżaliśmy, tym bardziej było ono coraz większe i większe, aż w końcu weszliśmy w jego środek. Wówczas to cała nasza grupa ujrzała przed sobą niesamowitą krainę złożoną z przepięknych jezior, skał, łąk oraz lasów. Nie widzieliśmy, jak daleko ona sięga, ale była naprawdę imponująca.
- O rany! - zawołała May.
- Jak tu pięknie! - dodałam zachwycona.
- Nie ma to tamto! Jest po prostu wspaniała - rzekł Ash.
- Jestem pod wielkim wrażeniem - stwierdził Gary.
- Masz rację. Robi wrażenie - poparł go Pikachu.
- Ruszajcie się! - zawołał Raichu.
Chwilę później szliśmy wszyscy otoczeni kordonem żołnierzy, mijając po drodze różne Pokemony zajęte swoimi czynnościami takimi jak pielenie ogródków, zbieranie owoców z drzew czy też zwyczajna zabawa. Było tutaj mnóstwo Pokemonów najróżniejszych gatunków, także trudno mi je teraz wszystkie wymienić.
- To niesamowite... Same Pokemony - powiedziałam po chwili - Tutaj mieszkają same Pokemony.
- Podobnie jak w tej krainie, gdzie żyje Celebi - dodała May.
- Tak, to prawda - zgodził się z nią Ash - Tylko, że tamte Pokemony nie umiały mówić.
- Zastanawia mnie tylko, czemu tutaj świeci słońce - rzekł Gary Oak - Przecież królestwo znajduje się pod ziemią. Skąd więc mamy słońce?
- Rzeczywiście, to bardzo interesujące - stwierdził mój chłopak - Warto by się tego dowiedzieć.
- Dla dobra nauki? - zapytałam.
- Nie... Raczej pomyślałem tutaj o zaspokojeniu własnej ciekawości - odpowiedział mi żartobliwie detektyw z Alabastii.
Chwilę później żołnierze zaprowadzili nas do pięknego pałacu, który wyglądał niczym siedziba jakiegoś hinduskiego maharadży. Sposób jego budowy zdecydowanie pochodził z Indii.
- Niczego sobie pałacyk - powiedział Pikachu.
- Fakt... Chciałoby się w nim zamieszkać - odparłam żartem.
Strażnicy zaprowadzili nas do jednej sali, po czym kazali nam usiąść na poduszkach rozłożonych na podłodze. Uczyniliśmy tak, a następnie jeden z żołnierzy na polecenie swojego dowódcy wyszedł szybko z komnaty, aby zawiadomić królową o naszym przybyciu.
- Ciekawe, jak wygląda ta ich królowa? - zapytała mnie May.
- Coś mi mówi, że zaraz się przekonamy - powiedziałam.
- Pewnie jest stara i do tego jeszcze strasznie brzydka - stwierdził Gary Oak, chichocząc przy tym delikatnie.
Wtedy do komnaty wkroczyły cztery Pangoro dźwigające lektykę, na której spoczywała jakaś postać ludzka. Była to młoda kobieta mająca około dwadzieścia parę lat, blondynka o zielonych oczach, a także bardzo słodko wyglądających, różowych ustach. Miała ona na sobie szaty podobne do tych noszonych przez hinduskie księżniczki z minionej epoki, jej głowę zdobił złoty diadem z czerwonym rubinem, zaś na szyi tej tajemniczej osobniczki widniała mała apaszka.
- Witam serdecznie w moich niskich progach - powiedziała kobieta przyjaznym głosem.
- Rzeczywiście, jest strasznie brzydka - rzuciłam złośliwie w kierunku Gary’ego.
Strażnicy tymczasem ukłonili się kobiecie.
- Wasza Wysokość! Ci ludzie i ich Pokemon wdarli się podstępem do naszego królestwa! - zameldował Raichu - Jednak twierdzą, że przychodzą w pokoju.
- Hej! Wcale się tu nie wdarliśmy! - zawołała oburzonym tonem May - I naprawdę przybywamy w pokoju!
Królowa uśmiechnęła się do niej delikatnie, mówiąc:
- Nie wątpię, że z waszych ust wypływa prawda, moja droga.
Następnie kazała postawić lektykę, po czym zeskoczyła z niej zwinnie i podeszła do nas.
- Wybaczcie mi to chłodne powitanie, ale niestety moi strażnicy muszą zachować czujność. Kręci się tutaj wielu złodziei Pokemonów, którzy chcą napaść na moje królestwo oraz porywać moich poddanych. Dlatego muszę zachować wzmożoną ostrożność.
- To zrozumiałe - powiedział Ash wyrozumiałym tonem.
Następnie dokonał on prezentacji całej naszej grupki.
- Bardzo miło mi was poznać - odpowiedziała życzliwie kobieta - Mam na imię Mab i jestem królową tej krainy.
- A wolno wiedzieć, jak ona się nazywa? - zapytałam.
Władczyni spojrzała na mnie z anielskim uśmiechem.
- Naturalnie. Nie widzę przeszkód, abyście się tego dowiedzieli. Nosi ono nazwę Utopia.
- Utopia? I wszystko jasne - zaśmiałam się lekko.
- No to ja teraz już wiem, czemu to jest takie miejsce i pełne sielanki - dodała wesoło May.
Pikachu popatrzył uważnie na królową Mab. Jego pyszczek posiadał minę, która wyrażała nieufność. Nie spodobało mi się to. Czyżby wyczuwał on coś, czego nie umieliśmy wyczuć my?
- Tak, masz rację, moja droga - mówiła dalej anielsko piękna władczyni - Tutaj panuje prawdziwy raj na ziemi, a raczej pod ziemią.
Po tych słowach kobieta zachichotała delikatnym i bardzo przyjemnym śmiechem, jednak Pikachu wykrzywił się słysząc go.
- Co ci jest? - zapytałam.
- Nie wiem... Jakoś... Dziwnie się czuję - odpowiedział Pokemon.
- Pewnie to przez mój śmiech - rzekła z uśmiechem królowa - No cóż, wielu przed tobą reagowało na niego tak samo jak ty, ale spokojnie, jeszcze go polubisz, a w każdym razie przywykniesz do niego.
- Mam nadzieję, że nie będę musiał - odparł elektryczny gryzoń.
- Pikachu! Nie bądź niegrzeczny! - zwrócił mu uwagę Ash.
Pokemon spojrzał na niego z lekkim wyrzutem.
- Dobrze... Przepraszam.


Królowa uśmiechnęła się przyjaźnie do Pikachu.
- Spokojnie, mój drogi. Przecież nic takiego się nie stało. Rozumiem, że możesz być wobec mnie nieco nieufny. Ostatecznie pierwszy raz w życiu mnie widzisz. To zrozumiałe, że zachowujesz ostrożność.
Następnie spojrzała na nas i zapytała:
- Powiedzcie mi, proszę, co was sprowadza do mojego królestwa?
- Poszukujemy dwójki naszych przyjaciół - Ash szybko pospieszył z wyjaśnieniami.
- Phi! Przyjaciół?! Dobre sobie - mruknęła cicho May.
Mab jednak tego nie usłyszała lub kulturalnie udawała, że tak jest.
- A jak wyglądają wasi przyjaciele? To ludzie czy Pokemony?
- Ludzie - odpowiedziałam.
Opisałam jej dokładnie Jessie i Jamesa. Kobieta, słysząc nasze słowa, uśmiechnęła się do nas radośnie.
- Będę miała zatem dla was naprawdę bardzo przyjemne nowiny. Oni są tutaj w moim królestwie.
- Poważnie?! - zawołaliśmy chórem.
- O tak... Przybyli tutaj jakiś czas temu i muszę powiedzieć, że bardzo ich polubiłam, z wzajemnością zresztą.
Oczywiście oświadczyliśmy, że bardzo pragniemy ich zobaczyć i to już teraz, ale Mab nie chciała o tym słyszeć.
- Na razie nie mogę wam na to pozwolić - powiedziała.
- Dlaczego? - zapytała May podejrzliwym tonem.
- Ponieważ pragnę najpierw wam pokazać moje królestwo - wyjaśniła królowa - Całe, aż do jego granic. Założę się, że jesteście go ciekawi.
- Owszem, nawet bardzo - rzekł w imieniu nas wszystkim Gary Oak.
- Wobec tego z przyjemnością zaspokoję waszą ciekawość. Śmiało... Chodźcie ze mną...

***


Królowa zaczęła nas oprowadzać po swoim królestwie, opowiadając nam przy okazji co nieco wiadomości na jego temat.
- Przed wielu laty mój ojciec razem ze mną wylądował na tej planecie razem ze swoimi rodakami. Pokemony były wówczas gnębione przez grupę wieśniaków mieszkających w wiosce niedaleko stąd. Chcieli oni zmusić te biedne stworki do tego, żeby były im posłuszne. Chcieli z nich uczynić swych niewolników. Chociaż Pokemony zwykle pomagają ludziom, to taka rola, jaką im oferowano, napawała ich wstrętem. Więc zeszli do podziemia z pomocą mojego ojca, który założył dla nich to królestwo. Rządził w nim przez wiele lat, a po jego śmierci ja objęłam tutaj władzę.
- Jak dawno tutaj mieszkasz? - zapytałam.
- Ponad pięćset lat - odparła królowa Mab - Jestem tutaj już naprawdę bardzo długo, jednak naprawdę polubiłam to miejsce. Wręcz je pokochałam. Moi poddani to wspaniałe Pokemony. Są bardziej kochane niż ludzie.
- Tak to bywa na tym świecie - powiedział filozoficznym tonem Ash - Naprawdę ludzie czasami zachowują się gorzej niż Pokemony.
- Muszę przyznać ci rację - dodałam smutnym głosem - Ale tak czy inaczej wszystko tutaj wygląda naprawdę pięknie.
- Nic dziwnego, że nazwaliście swój kraj Utopią - stwierdził Gary Oak - Naprawdę tutaj jest wręcz idealnie.
Królowa Mab uśmiechnęła się do niego przyjaźnie, mówiąc:
- Mam nadzieję, że nie zmienisz o tym miejscu zdania, kiedy już go lepiej poznasz.
- A powiedz mi, proszę... - zapytał nagle wnuk słynnego uczonego - To słońce, które tutaj świeci... Jak to jest możliwe?
Władczyni podziemnego królestwa spojrzała w niebo.
- Pytasz o tamto światełko? To są takie małe czary zastosowane przez mojego ojca i kontynuowane przeze mnie. Robi wrażenie, prawda?
- I to jak - odparł jej rozmówca.
- Naprawdę piękne miejsce - powiedziała May, rozglądając się dookoła - A czy wolno wiedzieć, jak tutaj się wam żyję?
- W porządku - odparła królowa - Świat nie wie o naszym istnieniu i mam nadzieję, że tak już pozostanie. Dlatego też zwykle nie wypuszczamy tych, którzy tutaj trafiają.
Przeraziły mnie jej słowa, jednak Mab, jakby to wyczuwając, delikatnie zachichotała, mówiąc:
- Ależ spokojnie... Nie zamierzam was tu więzić. Czuję, że mogę wam zaufać, ale najpierw chcę was nieco u siebie ugościć. Przyjmijcie więc moje zaproszenie i zostańcie tu choć kilka dni.
- A potem nas wypuścisz? - zapytał Pikachu.
- Oczywiście... Jeśli tylko nie zrobicie niczego głupiego.
Ostatnie słowa naprawdę zabrzmiały na tyle złowrogo, że aż poczułam ciarki na plecach, jednak lęk szybko minął, gdyż po chwili młoda królowa zaśmiała się delikatnie.
- Spokojnie... Z całą pewnością nie zrobicie nic, co by mogło zranić moje uczucia lub przekonać mnie, że zagrażacie Utopii. A więc nie macie się czego obawiać.
- A wampir? - spytała May.
Mab zatrzymała się przez chwilę i zachichotała:
- Wampir? Jaki wampir?
- Podobno w tym królestwie znajduje się wampir - wyjaśniła jej panna Hameron.
Królowa parsknęła śmiechem.
- Proszę cię, moja droga... Przecież wampiry to tylko postacie z bajek dla dużych dzieci. Tak naprawdę to one nie istnieją. A poza tym, gdyby tutaj było coś takiego, to chyba bym coś o tym wiedziała, prawda? No właśnie. Więc jak już mówiłam, nie macie się czegoś obawiać.
Jej słowa, choć próbowały nas przekonać do bycia spokojnymi, jakoś osiągnęły efekt odwrotny od zamierzonego.

***


Po tej rozmowie służba zaprowadziła nas do pokoi, które mieliśmy zajmować. Ja, mój chłopak i Pikachu dostaliśmy jedną komnatę, zaś May z Garym dostali drugą.
- Wszystko to wygląda bardzo pięknie - powiedziałam do Asha, kiedy już byliśmy sami.
- Ale ty wietrzysz w tym jakiś podstęp, prawda? - zapytał mnie nagle detektyw z Alabastii.
- Nie inaczej - potwierdziłam - Ash, naprawdę nie wiem, co mam o tym wszystkim myśleć. Królowa Mab wydaje się miła, ale...
- No właśnie! - zauważył Pikachu - Wydaje się być miła, ale jest w niej coś, co mnie niepokoi.
- A co takiego? - zapytał jego trener.
Pokemon rozłożył bezradnie łapki.
- Nie mam pojęcia. Nie umiem tego uzasadnić. To jest coś na kształt tzw. instynktu. Rozumiecie?
Pokiwaliśmy z Ashem głowami na znak, że go rozumiemy.
- Tak... - powiedział mój chłopak - Czyli twoim zdaniem powinniśmy na nią uważać?
- Moim zdaniem tak - rzekł elektryczny gryzoń - Ale przecież mogę się mylić.
- Twój instynkt raczej się nie myli - stwierdził detektyw z Alabastii - A skoro tak, to być może królowa Mab pod tym swoim słodkim uśmiechem kryje wiele jadu...
- Wobec tego musimy uprzedzić May i Gary’ego - stwierdziłam.
- Myślisz, że nie oni nie umieją myśleć? - zapytał Ash - Poza tym nasza droga May zadała dzisiaj pytania naszej drogiej władczyni, które wyraźnie się jej nie spodobały.
- Sądzisz, że zechce ona coś zrobić naszej przyjaciółce?
- Jeśli tak, to lepiej miejmy się na baczności.
- Nie sądzę, aby coś jej zrobiła - powiedział Pikachu - W ten sposób by się tylko zdradziła, że ma do nas jakieś zastrzeżenia, a o ile dobrze myślę, to chce ukryć ten fakt.
- No właśnie - pokiwałam głową - Więc jeśli ma dość rozumu, to będąc winną nie zdradzi się z tym.
- Pewnie i nie... Ale ci źli nie zawsze używają głowy - zauważył mój chłopak - Ja w każdym razie zamierzam mieć szpadę w pogotowiu.
- A ja jakby co porażę mocą pioruna tę panienkę - dodał Pokemon, po czym puścił kilka iskierek ze swoich policzków.
- Niech więc się nasza droga Mab strzeże, bo jeśli zrobi coś złego, to inaczej sobie z nią porozmawiamy - powiedziałam, zaciskając dłoń w pięść.


C.D.N.




3 komentarze:

  1. Jak widać dotknąłeś bardzo ciekawego tematu, jakim są tajemnicze istoty. Nie powiem, zainteresowało mnie to, zwłaszcza od początku, gdy mamy do czynienia z rozmową Arlekina z jego szefem. Podczas niej wychodzi na jaw, że przestępca odnalazł tajemniczą "JĄ" będącą sekretnym projektem Giovanniego. Ciekawe co z tym będzie dalej? :)
    A przechodząc do naszych przyjaciół, to nadal przebywają oni w Kalos i podczas pobytu w Lumiose natykają się na Meowth, przewożonego na noszach do Centrum Pokemon. Zakradają się do niego i podczas rozmowy z nim dowiadują się, że Jessie i James zostali porwani przez tajemniczą królową podziemnej krainy, a on sam zdołał uciec, najpierw oszałamiając się ciosami furii, a potem tocząc walkę z jej sługusami Pokemonami, na co wskazują jego rozległe rany. Niestety, więcej nie daje rady powiedzieć, gdyż mdleje i kontakt z nim, nawet na drugi dzień, jest niemożliwy.
    Ash, Serena, Gary i May decydują się na wyprawę do tajemniczej krainy. Wejście do niej znajduje się w okolicach Vaniville, więc wyruszają tam niezwłocznie. Po dotarciu na miejsce przez przypadek trafiają do jaskini (i dlaczego Gary mówi niczym Osioł w skórze kota z filmu "Shrek Trzeci" ? :)) Od razu to załapałam. :)
    Ale mniejsza o to, po dotarciu do tej krainy, okazuje się, że przyjaciele nagle zaczynają rozumieć język Pokemonów, w tym język wiernego startera Asha, czyli Pikachu. Natrafiają oni także na inne Pokemony, będące na służbie u królowej. Po przekonaniu stworków, że przychodzą w pokojowych zamiarach, zostają zaprowadzeni na audiencję. Władczyni przedstawia się jako Mab, królowa krainy Utopia.
    Nasza grupa detektywów oczywiście praktycznie od razu zmierza do celu swojej wyprawy, czyli uratowania Jamesa oraz Jessie. Królowa jednak nie ma zamiaru pozwolić naszym przyjaciołom na spotkanie z nimi, dopóki nie poznają jej rozległego królestwa. Trochę to jest irytujące z jej strony, ale cóż, jest królową, jej wolno wszystko, trochę jak Królowa Kier z "Alicji w krainie czarów". Przyjaciele są wobec niej nieufni, a czas pokaże, czy mieli rację. Podejrzewam, że pewnie mieli, ale to już w następnym odcinku. :)
    Jesteś jak Hitchcock, zaczynasz od trzęsienia ziemi, by potem napięcie wzrastało coraz bardziej. Jestem niezmiernie ciekawa dalszego ciągu, a tą część oceniam bardzo dobrze. :)
    Ogólna ocena: 100000000000000000000/10 :)

    OdpowiedzUsuń
  2. 58 yrs old Research Nurse Jilly Franzonetti, hailing from Sault Ste. Marie enjoys watching movies like Donovan's Echo and Yoga. Took a trip to Humayun's Tomb and drives a Mazda5. teraz kliknij w link

    OdpowiedzUsuń
  3. Śmiałam się jak głupia kiedy Pikachu zaczął nawijać

    OdpowiedzUsuń

Przygoda 129 cz. II

Przygoda CXXIX Tytanio, wio! cz. II Lot trwał długo. Ash nie liczył, jak długo, ponieważ odkąd tylko opuścił tak bardzo mu bliskie Gotham Ci...