środa, 3 stycznia 2018

Przygoda 060 cz. I

Przygoda LX

Alternatywna zagadka cz. I


- Naprawdę nie ma to jak w naszej kochanej Alabastii - powiedziałam wesoło do mojego ukochanego.
- To prawda - zgodził się ze mną Ash - Na świecie jest wiele pięknych miejsc, ale bez dwóch zdań tutaj jest najlepiej. Nawiasem mówiąc bardzo mnie cieszy, że pokochałaś to miasto równie mocno, co ja.
- Oczywiście, że je pokochałam - stwierdziłam, patrząc na niego czule - Przecież to właśnie stąd pochodzisz. Jak miałabym nie kochać miejsca, z którego wywodzi się mój chłopak?
- Miło mi to słyszeć.
- A mnie miło mówić, skarbie.
Położyłam delikatnie głowę na ramieniu mego ukochanego, idąc z nim spokojnie przez łąkę. Rozkoszowaliśmy się oboje sobotnim popołudniem dnia 20 maja 2006 r. Słońce cudownie świeciło na niebie, temperatura była przyjemnie ciepła, a prócz tego odbębniliśmy wszystkie nasze zadania w restauracji „U Delii“, zatem mieliśmy wolne i śmiało postanowiliśmy z tego skorzystać. Dlatego właśnie poszliśmy na spacer, czego niestety ze względu na przygody, jakie ostatnio przeżywaliśmy, nie mieliśmy okazji robić. Pora więc było nadrobić zaległości.
Spacerowaliśmy zatem sobie dalej, rozmawiając przy tym o różnych, interesujących nas sprawach. Towarzyszył nam wierny Pikachu, który jakoś nie potrafił odstąpić na krok swego trenera.
Nasze kroki zaprowadziły nas do miejsca, w którym to kiedyś mój luby zawiesił dwie huśtawki. Zauważyliśmy, że jedna z nich jest przez kogoś zajęta.
- Spójrz, Ash! Czy to nie Latias? - zawołałam, wskazując palcem na to miejsce oraz osobę, która tam była.
Ash i ja zatrzymaliśmy się na chwilę i oboje spojrzeliśmy na huśtawki.
- To chyba rzeczywiście ona - powiedział mój chłopak.
Przez chwilę obserwował on huśtającą się dziewczynę, po czym rzekł:
- Masz rację. To Latias.
- Może z nią porozmawiamy? - zaproponowałam.
Propozycja ta została przyjęta zarówno przez Pikachu, jak i przez jego trenera, więc podeszliśmy do naszej przyjaciółki.
- Witaj! Co za traf, że się tutaj spotkaliśmy! - powiedział wesoło Ash z uśmiechem na twarzy.
- Pika-pika-chu! - zapiszczał radośnie jego Pokemon.
Latias spojrzała na nas z uśmiechem, po czym zeskoczyła z huśtawki i podeszła bliżej.
- Czy to tutaj spędzasz zawsze swój wolny czas? - zapytałam ją.
Nasza przyjaciółka odpowiedziała nam na migi.
- Rozumiem - odrzekłam - Naprawdę lubisz to miejsce, prawda?
Pokemonka w ludzkiej postaci znowu do nas przemówiła.
- Chyba możemy jej pozwolić pospacerować z nami - zasugerowałam, patrząc pytająco na mojego chłopaka.
Ten pokiwał radośnie głową, mówiąc:
- Nie widzę przeszkód.
- Pika-pika-chu! - zapiszczał radośnie jego starter.
- Zapraszamy, Latias - powiedziałam.


Razem poszliśmy więc przed siebie, prowadząc przy tym przyjemną rozmowę na różne tematy.
- Niedługo urodziny Dawn - rzekł po chwili Mistrz Ligi Kalos - Trzeba jej będzie coś ładnego kupić.
- Ech, Ash! Że też nasi przyjaciele muszą mieć urodziny w tak krótkich odstępach czasu - jęknęłam - Nie tak dawno urodziny miała Bonnie. Potem świętowaliśmy urodziny Clemonta, a teraz pora na Dawn.
- Za to za miesiąc będzie moja kolej - zaśmiał się mój luby - Pomyśl tylko, będę miał już siedemnaście lat. Jestem już strasznie stary.
- Nie taki znowu stary - stwierdziłam - Poza tym racz pamiętać o tym, że jestem tylko o miesiąc od ciebie młodsza, dlatego nie życzę sobie, abyś mówił o sobie, iż jesteś stary, bo to obraża nie tylko ciebie, ale i mnie.
Detektyw z Alabastii lekko zachichotał, słysząc moje słowa.
- No tak, nie ma to jak myśleć o innych - powiedział.
Latias parsknęła śmiechem i pokazała coś na migi.
- Strasznie śmieszne - mruknęłam złośliwie, doskonale rozumiejąc, co ona do mnie mówi.
Dla wyjaśnienia przypomnę tutaj, że Ash swego czasu nauczył mnie języka migowego, dlatego też wszelka konwersacja pomiędzy mną, a naszą pokemonią przyjaciółką była jak najbardziej możliwa, chociaż czasami tego żałowałam, zwłaszcza wtedy, kiedy Latias stroiła sobie ze mnie żarty.
- Kiedy dokładnie mamy iść do profesora Oaka? - zapytałam.
Mieliśmy bowiem na ten dzień umówioną wizytę u mentora mojego chłopaka. Prosił on nas, abyśmy zajrzeli do jego laboratorium, ponieważ chce nam coś pokazać. Nie wiedzieliśmy, co to może być, ale pewnie coś ciekawego.
- Za godzinę - odpowiedział mi Ash - Mamy więc jeszcze sporo czasu i możemy swobodnie się przejść po okolicy.
Szliśmy więc dalej, rozmawiając przy tym dalej. Nagle zauważyliśmy jakąś kobietę, która stała oparta o drzewo i uważnie się nam przyglądała. Miała ona tak około czterdzieści lat, seledynowe włosy i szkarłatne oczy. Jej ubiór stanowiła niebieska bluzka oraz długa, brązowa spódnica z zielonymi dodatkami. Kobieta sprawiała zatem wrażenie osoby niezwykłej, delikatnie mówiąc.
- Wspaniała z was para - powiedziała nieznajoma.
- Przepraszam, ale czy mówi pani do nas? - spytałam zdumiona.
- Dokładnie tak, moja droga - odparła zapytana - Nie widziałam nigdy tak wspaniałej pary jak wy, a widziałam już wiele par, zapewniam was.
- Nie śmiemy w to wątpić - odparł Ash.
- Pika-pika-chu! - zapiszczał przyjaźnie Pikachu.
Nasza tajemnicza rozmówczyni podeszła do nas bliżej, patrząc uważnie w kierunku elektrycznego gryzonia, uważnie lustrując go wzrokiem.
- Niesamowite - stwierdziła z zachwytem w głosie - Jeszcze nigdy nie widziałam takiego Pikachu, a znam ich bardzo wiele.
- Pika-pika? - zdziwił się Pokemon.
Kobieta pogłaskała go czule pod pyszczkiem, a ten zadowolony zaczął uroczo piszczeć. Nieznajoma zaś spojrzała mu w oczy, mówiąc:
- Masz w oczach dobro oraz szczerość. Posiadasz wielkie umiejętności pomimo swoich małych gabarytów. Jesteś prócz tego też niezwykle wierny swoich bliskim. Zawsze taki bądź, a los będzie ci sprzyjał.
- Pika-pika! Pika-chu! - pisnął przyjaźnie stworek.
Nasza rozmówczyni spojrzała potem na Ash, uśmiechnęła się do niego delikatnie, po czym rzekła:
- Jesteś naznaczony przez przeznaczenie, drogi chłopcze.
- Zna mnie pani? - zapytał zdumiony mój luby.
- Znam wielu ludzi i wiele Pokemonów - odparła tajemnicza kobieta - Ty jednak jesteś szczególnym młodzieńcem. Masz przed sobą wielki cel, którego zrealizowanie może ocalić cały nasz świat.
- O czym pani mówi? - spytał mój luby.
- Dowiesz się w swoim czasie. Wiedz jednak, że od ciebie bardzo wiele zależy. Jeśli zawrócisz ze swej ścieżki, to świat nasz może przestać istnieć. I wcale nie żartuję.
Bardzo mnie zdziwiły jej słowa. Co one mogły znaczyć? Poza tym już raz mój ukochany był Wybrańcem, a teraz wychodziło na to, że znowu ma nim zostać. Czyżby słowa tej kobiety oznaczały, iż Ash narodził się właśnie po to, aby ciągle ratować świat? Tylko przed kim miał go niby ocalić? Przed Giovannim? Przed Malamarem? A może przed kimś zupełnie innym?
Kiedy tak myślałam nad tym wszystkim, to nieznajoma nagle spojrzała na mnie i rzekła:
- Twoje imię oznacza „spokojną, pogodną i czystą“. Wiesz o tym?
- Wiem - powiedziałam.
Kobieta uśmiechała się dalej, po czym dodała:
- Pasuje ono do ciebie, gdyż masz dobre serce oraz szlachetną naturę. Jesteś też bardzo oddana swojemu ukochanemu. Ash ma w tobie naprawdę wierną przyjaciółkę i wspaniałą dziewczynę. Bądź taka zawsze, a zwłaszcza w czasach, jakie teraz się zbliżają.
- Nie rozumiem. A jakie czasy się zbliżają? - zapytałam zdumiona.
- Dowiesz się tego w swoim czasie - rzekła nasza rozmówczyni - W swoim czasie wszystkie sekrety przestaną być dla ciebie sekretami.
- Pewnie, tak najłatwiej - pomyślałam sobie z ironią - Rozpalić czyjąś ciekawość, a potem nie zaspokoić jej w żaden sposób. To typowe dla ludzi, którzy wiedzą bardzo wiele albo tylko udają, że tak jest.


Tymczasem nieznajoma, która na szczęście nie mogła usłyszeć moich myśli, zaczęła przypatrywać się Latias.
- To nasza przyjaciółka, Bianka - powiedziałam szybko, zanim kobieta zdążyła zadawać pytania na jej temat.
Ta jednak nie dała się zbyć, ponieważ zachichotała delikatnie, po czym rzekła przyjaznym tonem:
- Nie musicie kłamać... Zetknęłam się z wieloma Pokemonami, również tymi, co umieją zmieniać swoje kształty. Latiasy też miałam okazję poznać.
- Latiasy? Jakie Latiasy? - zapytałam udając zdumienie.
- Sereno, dlaczego udajesz? Przecież doskonale wiem, kim jest wasza przyjaciółka.
Rzekoma Bianka zrobiła przerażoną minę, nieznajoma jednak spojrzała na nią z uśmiechem.
- Spokojnie, moja droga. Nie musisz się mnie obawiać. Nie zamierzam cię skrzywdzić.
Latias była mimo wszystko naprawdę przerażona, czemu wcale się nie dziwiłam, zaś Ash popatrzył podejrzliwym wzrokiem na kobietę i spytał:
- Czy wolno wiedzieć, kim pani jest?
- Pika-pika? - pisnął Pikachu.
Nasza nowa znajoma popatrzyła na nas przyjaźnie, po czym rzekła:
- Mam na imię Sybilla. Niektórzy nazywają mnie „wróżką“, ponieważ znam wiele spraw, które innym są obce, jak choćby przyszłość.
- Zna pani przyszłość? - zapytałam.
Kobieta pokiwała twierdząco głową.
- To prawda, choć nie widzę jej całej od razu.
- Co to znaczy? - spytał Ash.
- Pika-pika? - zapiszczał zdumiony Pikachu.
- Żeby widzieć przyszłość, muszę się skupić i wejść w trans - wyjaśniła nasza rozmówczyni - Wiedz jednak, drogi chłopcze, że nie zawsze warto jest wszystko wiedzieć. Czasami bowiem wiedza o przyszłości bywa wręcz uciążliwa. Pamiętaj o tym.
Następnie uśmiechnęła się do nas, po czym odeszła, mówiąc:
- Jeszcze kiedyś sobie porozmawiamy.
Patrzyliśmy na nią wszyscy bardzo zdumieni.
- O co jej chodziło? - zapytałam - Czego ona chciała?
- Nie mam pojęcia - odpowiedział mi mój chłopak - Ale spokojnie. Być może naprawdę nie ma złych zamiarów.
- Tyle tylko, że ona wie, kim jest Latias - przypomniałam mu bardzo zaniepokojona - Ciekawe, skąd to wie? Pewnie nas obserwowała z ukrycia.
- A może ta kobieta naprawdę zna przyszłość i posiada jakieś moce?
- Możliwe, ale lepiej będzie mieć się na baczności i uważać na nią.
- Pewnie i tak.
Nasza pokemonia przyjaciółka pokiwała głową, po czym pokazała nam coś na migi.
- Masz rację - zgodził się z nią Ash - Chodźmy już do profesora Oaka. Nie chcemy przecież przyjść za późno.

***


- Mamy zapukać? - zapytałam Asha.
- Pika-pika? - dodała elektryczna mysz, siedząca mojemu chłopakowi na ramieniu.
Staliśmy przed laboratorium profesora Oaka zastanawiając się nad tym, czy powinniśmy zachować dobre maniery czy też od razu wejść.
- Po co pukać? Przecież oni sami nas zapraszali na tę prezentację, więc wiedzą, że dziś mieliśmy wpaść - odparła Dawn.
Dziewczyna dołączyła do nas, gdy szliśmy do celu naszej podróży.
- Moja siostra ma rację, Sereno, jednak pewne maniery obowiązują - stwierdził Ash.
- Pika pi!- poparł go jego starter.
Latias również to zrobiła, odpowiadając nam w języku migowym.
- Racja - pokiwałam głową - Zatem do dzieła!
Po tych słowach zapukałam do drzwi, a po parunastu sekundach drzwi otworzył nam jeden z pracowników uczonego.
- O! Ash! - zawołał wesoło - Pan profesor mówił, że masz przyjść.
Po tych słowach spojrzał na zegarek.
- Jesteście punktualni. To bardzo dobrze, bo tu ponad wszystko cenimy sobie punktualność.
- Jakbyśmy nie wiedzieli - mruknęła złośliwie Dawn.
Ja i Latias zachichotałyśmy delikatnie.
- No dobrze, chodźcie - rzekł pracownik.
Następnie wpuścił on nas do środka i zaprowadził nas do pracowni. Niedaleko niej zastaliśmy Clemonta. Był on ubrany w swój stary niebieski kombinezon naukowca, który kiedyś nosił stale, a obecnie zakładał na siebie tylko wtedy, gdy pracował nad jakimś wynalazkiem. Na jego twarzy oraz stroju było sporo plam z sadzy.
- O! Już jesteście! - zawołał chłopak wesołym głosem, kiedy tylko nas zobaczył - To bardzo dobrze! Zdążyliście bowiem w samą porę na pokaz cudu techniki!
Słowa te wypowiedział niezwykle dumnym tonem.
Dawn zaś fuknęła na niego ze złością.
- To tak witasz swoją lubą, której nie widziałeś calutki dzień? Słucham, co się mówi?
Młody Meyer zrobił wystraszoną minę, po czym szybko powiedział:
- Kochanie, jak pięknie wyglądasz.
Następnie delikatnie cmoknął swoją dziewczynę w policzek. Ta tylko się uśmiechnęła i odparła:
- No, teraz lepiej! Jeszcze cię wychowam na człowieka.
Ja i Ash parsknęliśmy śmiechem.
- Dawn... Nie wiedziałam, że to ty jesteś mężczyzną w tym związku - stwierdziłam dowcipnie.
- Czy ty się aby jej nie boisz? - dodał mój luby.
- Nie boję, ale szanuję, a to różnica - odpowiedział mu blondyn.
- Spróbowałbyś się mnie bać - zachichotała panna Seroni - Mówiłam ci przecież, że nie lubię pantoflarzy. Mój facet musi się szanować, żebym i ja go szanowała. A to, że uczę cię dobrych manier, to inna kwestia.
- Dobra, dosyć już tych pogaduszek - przerwał nam tę dyskusję Ash - Powiedz nam lepiej, cóż to za cudo chcesz nam pokazać tym razem?
Okularnik uśmiechnął się dowcipnie na to pytanie.
- Chodźcie ze mną, a wam pokażę.
- No to ja was zostawię - rzekł pracownik pana profesora - Dalej dacie sobie radę sami.


Następnie odszedł, zaś Clemont zaprowadził nas do pomieszczenia na końcu korytarza. Znajdowała się tam pracowania mentora mojego chłopaka. Byli w niej już Tracey i profesor Oak. Obaj czyścili coś, co przypominało połączenie średniej wielkości lodówki i żyrandola, a w każdym razie czegoś w ten deseń.
- Dzień dobry, panie profesorze! - zawołaliśmy jednocześnie.
- Witajcie, moi drodzy - odparł radośnie nasz drogi uczony - Jesteście gotowi na prezentacje naszej nowinki technicznej?
- Oczywiście! Po to tutaj przyszliśmy, prawda? - odpowiedział mu jego chrześniak, patrząc na nas uważnie.
Jego Pikachu poparł go ponownie swoim piskiem.
- A możecie nam najpierw powiedzieć, do czego to ustrojstwo służy? - spytałam z lekką ironią.
- Właśnie mieliśmy taki zamiar - rzekł Tracey.
Parsknęliśmy śmiechem, gdy mu się przyjrzeliśmy.
- No co?
- Masz sadzę na nosie - zauważyłam dowcipnie.
Chłopak zareagował na to, wyjmując szybko z kieszeni chusteczkę, po czym wytarł sobie tę część ciała.
- Ech! Tu bardzo łatwo jest się pobrudzić - mruknął młodzieniec, nieco zawstydzony tą sytuacją.
- Nie przejmuj się. Czerwone bardziej plami - zachichotał Ash.
Profesor Oak parsknął delikatnie śmiechem, po czym rzekł:
- No dobrze, a teraz przejdźmy do rzeczy. Jak zapewne wiecie, Latias posiada swój teleporter, dzięki któremu może przenosić się gdziekolwiek chce?
- Tak, to prawda - powiedziałam.
Latias pokiwała głową potwierdzając te słowa.
- Postanowiliśmy zatem zbudować pewne urządzenie, które to będzie zdolne przenosić ludzi na wielkie odległości w mgnieniu oka - odezwał się Clemont - Może to całej ludzkości znacząco ułatwić życie, nie sądzicie?
- Ale super! Nauka jest niesamowita! - wykrzyczał Ash zachwyconym głosem.
- Czyli, że będzie można przenieść się w dowolne miejsce na Ziemi? - spytała zaintrygowanym głosem Dawn.
- Dokładnie tak - potwierdził jej chłopak.
- No dobrze, a w jaki sposób będzie można wrócić?
- To bardzo dobre pytanie, kochanie. Otóż ten teleporter...
Po tych słowach wskazał on dłońmi na wynalazek.
- Ten teleporter tworzy portal przez który przechodząc trafi się prosto do obranego przez siebie miejsca. Rozmiar oraz czas trwania portalu można swobodnie regulować w taki sposób, żeby móc załatwić całkiem swobodnie swoje sprawy i wrócić.
- No dobrze, ale testowaliście to już wcześniej, czy może wzięliście nas na króliki doświadczalne? - spytałam dociekliwie.


Profesor Oak był wyraźnie ubawiony moim pytaniem.
- Ależ oczywiście, że już to sprawdziliśmy - powiedział mężczyzna - Clemont sam wysyłał się do regionu Kalos i to trzy razy.
- Właśnie! Wszystko działa jak ta lala! - stwierdził Tracey.
- Tak, to sama prawda - potwierdził Lider Sali w Lumiose - Wysyłałem siebie do Kalos i to trzy razy.
- A jaką masz pewność, że to było Kalos? - spytała Dawn - Wiesz, nie chcę być wredna, ale cóż... Twoje wynalazki nie zawsze działały jak należy.
- Dlatego, że ich wcześniej nie testowałem, gdy je wam prezentowałem - rzekł wynalazca - Tym razem jednak będzie inaczej.
- A skąd ta pewność? - zapytałam.
Latias zadała takie samo pytanie w języku migowym.
Clemont szybko przeszedł do wyjaśnień:
- To był z pewnością region Kalos, bo zauważyłem w nim Pokemony z mojego regionu. Wniosek jest zatem bardzo prosty. Mój wynalazek działa doskonale. Chcecie spróbować?
- Pewnie! - wypalił wesoło Ash.
Spojrzałam uważnie na Dawn i zaproponowałam:
- Może tak odwiedzimy moją mamę? Dawno już nie byłam w Vaniville. Podczas ostatniej wizyty w Kalos zahaczyliśmy tylko o Lumiose, dlatego można teraz odwiedzimy moją mamę? Możemy też pójdziemy na zakupy. Ciekawe co się teraz nosi w moich rodzinnych stronach?
- Jestem za! - zawołała moja przyszła szwagierka - Wyślijcie nas tam, bo jeszcze sklepy nam zamkną, zanim je odwiedzimy!
Obie już cieszyłyśmy się z potencjalnych zakupów.
- No nie, znowu zakupy - jęknęli nasi faceci i Pikachu (oczywiście ten ostatni wypowiedział te słowa w swoim języku).
- No i dobrze! - rzekł z uśmiechem na twarzy profesor Oak - Włączam maszynę, a wy przygotujcie się do szybkiej podróży!
To mówiąc uczony przełożył jakąś wajchę, ale nic się nie stało. Nasz mentor bardzo zdumiony powtórzył więc tę czynność. Ponownie reakcją był kompletny brak reakcji. Widząc to Clemont zaczął lamentować:
- No nie! Akurat teraz musiał się popsuć?!
Tracey, Clemont i Samuel Oak zaczęli szybko grzebać przy maszynie. Wtem zadzwonił telefon, który wisiał na ścianie w sąsiednim pokoju. Młody Sketchit poszedł go odebrać i wrócił dopiero po dłuższej chwili.
- Ash, twoja sekretarka dzwoniła! - zameldował.
- Moja sekretarka? - zdziwił się mój chłopak.
- Chyba chodzi mu o Bonnie - zasugerowałam.
Nasza panna Meyer strasznie się rozbestwiła, odkąd tylko powróciła do naszej kompanii. Mówiła o sobie per „sekretarka Asha“ lub też „sekretarka drużyny Sherlocka Asha“ i ciągle akcentowała, jakie to ważne stanowisko. Podobnie było z Maxem, który niedługo po przybyciu do Alabastii poszedł z nami do domku na drzewie, gdzie przeprowadziliśmy ceremonię przyjęcia go do naszej wesołej kompanii. Odbyła się ona tak samo jak wtedy, kiedy przyjmowaliśmy Dawn w poczet drużyny. Nasz młody przyjaciel złożył nam uroczystą obietnicę bycia wiernym naszym zasadom, po czym razem z nami zakrzyknął „Jeden za wszystkich, wszyscy za jednego“, co uczyniło go już nie tylko praktykantem, ale członkiem drużyny detektywistycznej Sherlocka Asha. Z tego powodu zaczął chwilami nieźle zadzierać nosa, podobnie jak i Bonnie, czego efektem było to, że przy wielu okazjach tytułowała się ona naszą sekretarką.
Tracey pokiwał głową potakująco.
- Tak, to właśnie Bonnie. Powiedziała mi, żebym ci przekazał, iż ktoś wyzywa cię do walki o Odznakę Przyjaźni. Podobno to straszny burak.
- O ja cię piko! Teraz to na pewno nie pójdziemy na zakupy! - jęknęła Dawn załamanym głosem.
- Ejże, siostrzyczko! Nie zapominaj, że ja mam teraz swoje obowiązki - skarcił ją jej brat.
- Pika-pika-chu! - pisnął gniewnie Pikachu.
- No dobrze, już dobrze - mruknęła jego siostra - To może pójdziemy same na zakupy, Sereno?
Wtuliłam się w mojego chłopaka i powiedziałam:
- Bez niego nigdzie nie idę! Ash to mój ochroniarz i druga połówka. Poza tym ktoś musi dźwigać paczki z moimi zakupami.
- No jasne, a jakżeby inaczej - mruknął złośliwie detektyw z Alabastii.
- W porządku, idźcie więc z Ashem, a nasza trójka naprawi tę usterkę - pogodził nas szybko mentor mego ukochanego - Do jutra teleport powinien już działać. Przyjdźcie jutro rano, to wtedy wyślemy was do Kalos.
Jego chrześniak oraz Clemont wyraźnie odetchnęli ulgą. Nic dziwnego, upiekło im się tym razem noszenie naszych zakupów.
- Pójdę jeszcze tylko po Frogadiera i idziemy - poinformował nas lider naszej drużyny.
Latias zapytała na migi, dlaczego właśnie jego bierze.
- Nie wiem czemu, ale mam jakieś takie dziwne uczucie, że może on  mi się przydać - odparł zapytany - A poza tym ostatnio mnie prosił, abym go brał częściej ze sobą na akcje, więc cóż... Nie mogę mu odmówić.
- No oczywiście - zaśmiałam się.

***



Chwilę później szliśmy w kierunku domu pani Ketchum. Ash ciągle przyspieszał kroku. Ewidentnie palił się on do bitwy. Widać było, że to go strasznie ekscytuje. Nasza trójka musiała przez moment biec, aby dotrzymać mu kroku.
 Po tym krótkim maratonie znaleźliśmy się u celu naszej podróży. Nagle usłyszeliśmy jakiś wrzask i zobaczyliśmy jak z dachu domu mojego chłopaka spada jakaś osoba. Okazało się, że jest to jakiś młodzieniec. Był on cały ubrany na czarno, zaś połowę jego twarzy zakrywała maska. Miał niebieskie oczy oraz czerwone włosy. Wylądował on jakieś pół metra przed Ashem, na widok mojego chłopaka zaś wstał szybko, otrzepał się z kurzu i stanął przed nami. Szybko zmierzył nas wzrokiem i przemówił:
- Ty pewnie jesteś Ash Ketchum, ten nowy Ósmy Mistrz Strefy Walk. Nie wyglądasz na takiego dobrego jak mówią.
- Czy mówił ci już ktoś, że jesteś totalnym głupkiem, skoro wyzywasz kogoś, kogo widzi się pierwszy raz na oczy? - zapytała niegrzecznie Dawn.
Obcy chłopak spojrzał na nią z kpiną i warknął:
- A ciebie ktoś o coś w ogóle pytał, dziewczynko? Idź sobie lepiej na zakupy, bo wyglądasz jak bezdomna w tych ciuchach. Podobnie zresztą jak ta druga lalunia z miodowymi włosami.
- Pika-pika! - zapiszczał groźnie Pikachu, a z jego policzków poleciały ogromne iskry.
- Pip-lu-pip! - dołożył Piplup gniewnym ćwierkaniem.
Dawn już chciała rozszarpać gościa na kawałki, gdy Ash zagrodził jej drogę. Najwidoczniej nie chciał on dopuścić do rękoczynów. Zamiast tego zwrócił się on wprost do tego bezczelnego typa.
- Wiesz co, Bonnie miała jednak rację. Jesteś burakiem i to wielkim. Przychodzisz pod mój dom, chodzisz po moim dachu, wyzywasz mnie do walki w bezczelny sposób, a na dodatek ubliżasz moim najbliższym i nawet się nie przedstawiłeś. Wynoś się stąd! Nikt tu nie będzie walczył z takim żałosnym typem. Jako Honorowy Mistrz Strefy Walk nie mam obowiązku, ani chęci toczyć bitwę z kimś takim jak ty. Wynoś się stąd, bo zadzwonię na policję i zgłoszę najście!
Obcemu wcale nie zrzedła mina, kiedy to usłyszał. Zaśmiał się tylko podle, po czym rzekł:
- Wiedziałem, że stchórzysz, Ketchum. To było do przewidzenia. Boisz się walki z kimś lepszym od ciebie. Nie nadajesz się na Mistrza Strefy Walk ani też na Mistrza Ligi Kalos. Co więcej, nie zasługujesz nawet na to, żeby nazywać cię trenerem.
Zauważyłam, że Ashowi zaczęła pulsować żyłka na skroni, kiedy tylko to usłyszał. Zacisnął prawą dłoń w pięść, przełknął ślinę i powiedział tonem pełnym nienawiści:
- Przegiąłeś, facet! Szykuj się do walki, bo sprawię ci porządny łomot!
- To się jeszcze okaże, chłopczyku. Wiesz, że przegrasz. Mój Sceptile jest niepokonany.
- Jeszcze zobaczymy. Walka jeden na jeden i to bez możliwości zmiany Pokemona. To reguły naszej bitwy bitwy. Akceptujesz je?
- No pewnie, że tak. A czas i miejsce walki?
- Czas i miejsce wybierz sam.
- Skoro na nic bardziej kreatywnego cię nie stać, to proszę bardzo... Zatem widzimy się za piętnaście minut, na boisku w parku. Pojawisz się?
- Tak - odpowiedział gniewnie mój luby.
Nieznajomy odszedł zadowolony w stronę parku. Na odchodne rzekł:
- Przy okazji, jestem Finn!
Po tych słowach ubrany na czarno facet wreszcie zniknął nam z oczu. Wówczas spytałam mojego ukochanego:
- Dlaczego dałeś mu się podpuścić, Ash? Przecież to były tylko czcze przechwałki.
- Nie jestem pewna, czy tylko przechwałki - stwierdziła Dawn - Znam takich typków. W walce są równie mocni, co w gębie. Ale popieram zdanie Sereny, braciszku. Niepotrzebnie zgodziłeś się na tę walkę.
Ash był jednak innego zdania.
- Musiałem to zrobić. Drań zdrowo przegiął azymut. Obrażał mnie, a co gorsza was. Nie znoszę chamstwa, więc z wielką przyjemnością spuszczę mu manto.
Mój ukochany uspokoił mnie, po czym wypuścił z pokeballa swojego Frogadiera.
- Frouu! - powitała nas przyjaźnie niebieska żaba.
- Pika-pika! Pip-lu-pip! - powitały go nasze Pokemony.
- Hej, Frogadier! Paliłeś się ostatnio do walki. Czy jesteś teraz gotów na bitwę? - spytał niebieskiego stworka jego trener.
- Frouu-ga-ga! - odpowiedział mu stworek.
- Dokładnie takiej odpowiedzi oczekiwałem. Dziękuję ci za twój zapał! Razem jesteśmy silniejsi!
- Pikaaa!!! - potwierdził żółty gryzoń.
Ash zawsze potrafił jak nikt zagrzać swoje stworki do walki. Pamiętam doskonale, jak swego czasu walczył on z Liderami Sal w regionie Kalos. Gdy jego Pokemonom brakowało już sił fizycznych bądź psychicznych, to wtedy słowa mego ukochanego budziły w nich dodatkowe siły. Dzięki temu wychodził obronną ręką z każdej walki o Odznakę, a potem w finałach Ligi Kalos.
- Dobrze, chodźmy po Bonnie i Maxa! - zarządził mój chłopak - Zaraz idę do parku. Kto idzie ze mną?
- Ja na pewno idę! - zawołała Dawn - Bardzo chcę zobaczyć minę tego nieokrzesanego gbura, kiedy już z nim wygrasz, braciszku! A ty, Serena?
- Pewnie, że tak. Za nic nie opuszczę mojego chłopaka w chwili próby. Poza tym ja też chcę zobaczyć, jak zrównujesz go z ziemią, Ash!
- Dzięki, kochanie - odpowiedział mi mój chłopak, po czym pocałował mnie czule w policzek.

***


Dawn wstąpiła do domu Delii Ketchum po najmłodszych członków naszej załogi, a gdy z nimi wróciła, to ruszyliśmy wszyscy w stronę parku. Ten cały Finn (o ile naprawdę miał on tak na imię) już czekał ze swoim Sceptilem. Jego stwór miał na szyi jakiś wisior, choć nie wiedziałam, co to za draństwo. Jednak czułam, że niedługo się tego dowiem i wcale nie będę z tego zadowolona.
Finn, gdy tylko nas zobaczył, zachichotał szyderczo, mówiąc przy tym:
- O! No proszę, Ash! Przyprowadziłeś ze sobą publikę? Mam nadzieję, że twoi znajomi lubią patrzeć jak przegrywasz, bo właśnie to cię czeka.
- Jesteś bardzo pewny siebie, jak na kogoś kto zaraz dostanie baty! - rzekł bojowo Mistrz Ligi Kalos.
- Na pamiątkę nagram sobie twoją porażkę, buraku! - wykrzyczał Max w stronę Finna, wyjmując ze swego plecaka małą kamerę.
Bonnie stanęła przy linii bocznej boiska i zapowiedziała:
- Rozpoczynamy teraz walkę pomiędzy Ósmym Mistrzem Strefy Walk, Ashem Ketchumem, noszącego przydomek „Strażnik Przygody“, a niejakim Finnem vel „Burak“. Obaj trenerzy mają do swojej dyspozycji tylko jednego Pokemona. Walka zakończy się dopiero wtedy, kiedy jeden z Pokemonów będzie niezdolny do walki. Zaczynamy!
Obaj trenerzy wydali do swoich zawodników po pierwszym poleceniu:
- Frogadier, do boju!
- Sceptile, bierz go! Ostry Liść!
- Frogadier, Podwójny Zespół!
Na boisku pojawiło się mnóstwo kopii niebieskiej żaby. Jej wróg był wyraźnie zmylony i nie wiedział, którą żabę ma uderzyć.
- Nie patyczkuj się! Wal we wszystkie! - poinstruował go Finn.
Sceptile wystrzelił burzą liści we wszystkie kopie Frogadiera. Powstała po tym ogromna chmura dymu.
- Teraz, Frogadier! Wykorzystaj sytuację i uderz go Wodnym Pulsem! - krzyknął mój luby.
Żabka wyskoczyła z chmury dymu i poczęstowała kulą wody zielonego dinozaura, zadając mu solidny cios.
- Tak walczą mistrzowie! Brawo Ash!!! - zagrzewałam razem z Dawn i Maxem mojego lubego.
Latias jako jedyna nie krzyczała, gdyż była niemową, ale nadrabiała wszystko dzikimi ruchami rąk. Podobnie robili Pikachu, Piplup i Dedenne.
- Mam dość zabawy z tobą i twoją żabą! - zawołał facet w czerni - Pora wydobyć moją tajną broń! Sceptile, megaewolucja!
Po tych słowach wyjął on z kieszeni małą szklaną kulkę. Był to kamień potrzebny do przeprowadzenia megaewolucji. Jego Pokemon wówczas na naszych oczach megaewoluował. Stał się wyższy, zmieniła się budowa jego ogona i wyglądał o wiele straszniej.
- Hej, to nie jest fair! - pisnęła Bonnie, widząc tę sytuację.
- Ne-ne-ne! - dodał jej Dedenne.
- Frogadier to druga forma ewolucji Pokemona, a Sceptile teraz ma już czwartą! Teraz nie będzie to równa walka! - protestował młody Hameron.
Ash jednak nie zareagował na słowa Maxa. Przyjął wyzwanie i walka już trwała. Nie można jej było teraz przerwać. Finn tymczasem dalej sobie szydził.


Ash jednak nie zareagował na słowa Maxa. Przyjął wyzwanie i walka już trwała. Nie można jej było teraz przerwać. Finn tymczasem dalej sobie szydził.
- Przegrałeś Ketchum! O ile radziłeś sobie z moim Sceptilem, to z jego megaewolucją nie masz najmniejszych szans!
- W takim razie postaramy się obaj z Frogadierem, abyś zapamiętał tę walkę do końca życia! - zawołał mój chłopak - My się nigdy nie poddamy! Frogadier, użyj cięcia!
Pokemon Asha utworzył ze swojej łapki coś w rodzaju świetlistego ostrza i zaszarżował prosto na wroga.
- Użyj swojego ostrza i odeprzyj go, a potem Kula Energii! - rozkazał jego oponent.
Oba Pokemony starły się ze sobą bezpośrednio swymi ostrzami, jednak megaewolucja dodała stworkowi Finna tyle mocy, że bez żadnego problemu odepchnął on od siebie naszego żabiego wojownika. Zaraz potem zaprawił go ciemną kulą energii. Niestety, jego oponent wyraźnie oberwał.
- Frogadier, możesz dalej walczyć?
Ash jak zwykle troszczył się o swojego podopiecznego, który właśnie stanął w bojowej pozycji i wrzasnął na całe gardło:
- Froooga!!!
- Doskonale! - uśmiechnął się bardzo zadowolony Mistrz Ligi Kalos - Naprzód, przyjacielu! Użyj Podwójnego Zespołu tak, jak przedtem!
Na całej arenie ponownie zaroiło się od wielu kopii Frogadiera, przez które MegaSceptile znów nie mógł odnaleźć swojego przeciwnika.
- Drugim razem ci to nie wyjdzie! Użyj Słonecznego Promienia na całą arenę. Zniszcz wszystko! Masz to wygrać!
Zielony dinozaur wystrzelił z pyska ogromny promień światła i uderzył nim w całą arenę. Trafił również stworka Asha, który padł na ziemię. Było to oczywiście niebezpieczne zagranie, ponieważ my jako publika staliśmy bardzo blisko od pola walki i mogliśmy wtedy oberwać.
- Biedny Frogadier! Myślicie, że wytrzyma jeszcze? - zapytałam.
Bardzo się bałam, co będzie dalej. Zawsze zresztą miałam skłonność do przeżywania walk, w których mój luby brał udział. Jednak mój niepokój przerwał okrzyk:
- Ej! Uważaj, co robisz, ty zielona kupo liści! Mało co nas nie trafiłeś!- wykrzyczała moja przyszła szwagierka, czerwona ze złości.
Na jej i nasze nieszczęście, ta „zielona kupa liści“ usłyszała tą obelgę. Bardzo go rozjuszyły te słowa, ponieważ spojrzał na nas gniewnie.
- Sceptile, ucisz no tę dziwaczkę - mruknął Finn - Zaatakuj jej Piplupa Słonecznym Promieniem!
- Pi-lu-piiip?! - zapiszczał ze strachu Piplup.
Zielony potwór otworzył pysk i już chciał strzelić żółtym promieniem w naszym kierunku, gdy dostał strumieniem wody. To niebieska żaba wstała i ostatnimi siłami wykonała swój atak. Wyglądało to tak, jakby ten biedny i zarazem bardzo dzielny stworek chciał przekazać swojemu przeciwnikowi wiadomość: „To ze mną walczysz, zaś ja będę walczył tak długo, dopóki tu stoję”.
- Frogadier, uciekaj! - krzyczał Ash.
- Pika! Pika-pi!!! - dodał elektryczny gryzoń.
Atak Frogadiera zamroczył jego przeciwnika tylko na moment, zaraz po tym wycelował on swój Słoneczny Promień w leżącego przeciwnika. Bohaterska żaba leżała teraz na ziemi, próbując się podnieść.
- Co to za uparta ropucha! - warknął wściekle Finn - Nie daj mu wstać! Wykończ go swoim Liściastym Ostrzem!
Jego stworek ruszył z całym impetem na Frogadiera, próbującego dalej się podnieść. Zaraz potem Sceptile zadał mu ostateczny cios i powstała przy tym ogromna chmura kurzu. Piach wpadał mi wówczas w oczy, musiałam więc na moment odwrócić wzrok. Bardzo się wtedy bałam, że kiedy spojrzę ponownie na pole walki, to zobaczę znokautowanego Pokemona trenera z Alabastii. Serce waliło mi więc jak młotem. Gdy kurz opadł ujrzeliśmy jak Frogadier blokuje ostrze Sceptile’a.
- Frogadier! Wierzę w ciebie. Razem damy radę każdemu, pamiętasz? - krzyknął bojowo Ash - Walcz przyjacielu! Razem jesteśmy silniejsi! Razem damy sobie radę!
Nagle niebieska żaba odrzuciła przeciwnika na parę metrów, wydała z siebie przeraźliwy bojowy okrzyk, po czym rozbłysła błękitnym światłem.
- Co się tu dzieje?! - zawołała Bonnie zaszokowana.
- On przychodzi ewolucję! - odpowiedziałam jej.
- Ewolucję?!
- Tak.
- Ale ekstra! - zawołał Max.
Jego postać urosła, a na jego szyi zamiast frąbelków spoczywało teraz coś w rodzaju różowego szalu. Frogadier ewoluował w Greninję. Wyjęłam swój Pokedex, aby zobaczyć, co powie mój komputerek.
- Greninja, Pokemon ninja. Ostatnia forma ewolucji Froakiego. Potrafi pojawiać się i znikać z gracją wojownika ninja, jak również tworzyć ostre jak brzytwa wodne shurikeny.
- Twój kumpel ewoluował, ale nic ci to nie pomoże, koleś! - warknął gniewnie Finn - Szykuj się na koniec walki. Sceptile, Burza Liści, ale już!
- To jeszcze nie koniec - zawołał Ash - Greninja! Wodny Shuriken!
Oba ataki zderzyły się, z ich połączenia nastąpił wybuch.
- Czas to zakończyć, Greninja użyj cięcia! - wykrzyczał na całe gardło Mistrz Pokemon, zaciskając bojowo pięść.
O dziwo jego Greninja wykonał ten sam gest w tym samym momencie. Zauważyłam, że oczy stworka przez moment z barwy różowej przeszły w czerwoną. Zaraz po tym Greninję otoczył wir wodny wysoki tak na jakieś dziesięć metrów. Na głowie Pokemona pojawiło się wówczas coś dziwnego, co ułożeniem przypominało włosy Asha, a także czerwoną, czteroramienną gwiazdę.
- Co to jest?! - zapytałam zdumiona.
- Nie wiem dlaczego, ale to wygląda, jakby Ash połączył się ze swoim Pokemonem! - odpowiedział mi Max, uważnie filmując całą sytuację.


Jeszcze nigdy wcześniej ani ja, ani ktokolwiek z nas nie widział czegoś tak niezwykłego. Musiałam jednak przerwać moje rozmyślania na ten temat, bo inaczej przegapiłabym walkę.
W tym samym czasie niesamowity Greninja ruszył na swojego wroga z ogromną prędkością na swojego wroga i powalił go jednym uderzeniem. Jego siła i szybkość wzrosły wówczas wielokrotnie. Teraz to Sceptile był w na przegranej pozycji. Szala zwycięstwa przechyliła się na stronę mojego chłopaka.
- Walcz, ty zielona pokrako! Użyj czegokolwiek! - krzyczał z furią w głosie Finn.
Zielony jaszczur zdołał zadać mocny cios niebieskiemu Pokemonowi. Trafił go w lewy bark. Usłyszałam wówczas, jak mój luby zasyczał z bólu i złapał się za swój bark. Na jego twarzy ujrzałam grymas bólu. Wyglądało to tak, jakby poczuł on dokładnie to samo, co jego wodny kompan. Po chwili, nadal mając opuszczone powieki, wydał polecenie:
- Uderz go teraz Wodnym Shurikenem, dopóki drań stoi bokiem! Zaraz potem zakończ walkę cięciem!
- Geekou! - kiwnął głową Pokemon ninja.
Czyżby Ash widział to samo, co Greninja? - w myślach zadałam sobie takie pytanie.
Stworek wykonał polecenia swojego trenera i już po dwóch sekundach Sceptile zainkasował dwa potężne uderzenia, po czym upadł nieprzytomny. Walka dobiegła końca.
- Sceptile jest niezdolny do walki! Walkę wygrywa Ash! - oznajmiła radosnym głosem Bonnie.
Zaraz po tym Greninja wrócił do swojej normalnej formy, a następnie padł zmęczony na kolana. Mój chłopak zrobił to samo. Obaj dyszeli ciężko jak po maratonie. Podbiegłam szybko do Asha i powoli pomogłam mu się podnieść. Pikachu próbował go podtrzymywać, choć nie było to łatwe.
- Dobrze się czujesz, kochanie? - spytałam czule, obejmując go.
- Nic mi nie jest, tylko bark mnie trochę boli - odpowiedział mój luby - Ma ktoś pojęcie co się w ogóle stało?
- Ja nie wiem, co to było, ale to było super! - krzyknął radośnie Max - A co najważniejsze wszystko nagrałem!
- Hej, Ketchum! - wrzasnął w furii Finn - Nie myśl sobie, że ci daruję to, co mi zrobiłeś! Domagam się rewanżu, ty oszuście!
- Nie no! Mam cię już serdecznie dosyć! Piplup, użyj dziobania na tym kołku! - zawołała Dawn.
Piplup z przyjemnością posłuchał swojej trenerki i zaczął zawzięcie dziobać po głowie tego, jak go pieszczotliwie nazwali najmłodsi członkowie naszej drużyny, „buraka“, a zaraz po tym, gdy jego cel rozpoczął ucieczkę. Stworek biegł za nim, zaś Dawn znalazła jakiś kij.
- O! Świetnie! Dasz ten kij Ashowi, żeby miał on się czym podeprzeć? - zapytałam swoją przyjaciółkę.
Panna Seroni zachichotała ironicznie.
- Wiesz, Sereno... Mam dla niego nieco inne przeznaczenie. Ja chcę go złamać na głowie tego chama, przez którego mój brat jest ranny. Na dodatek ten drań chciał zatakować mojego Piplupka!
Po tych słowach Dawn pobiegła za swoim Piplupem z furią w oczach. Szybko zniknęła nam z pola widzenia.
- Jedno jest pewne: to go na pewno zaboli - zachichotała Bonnie.
Jakąś minutę później mój luby doszedł do siebie, podobnie jak i jego pokemoni przyjaciel.
- Walczyłeś wspaniale, mój przyjacielu, a teraz odpocznij sobie. Jesteś wielki, dziękuję ci - pochwalił go jego trener i wezwał do pokeballa.
- Już ci lepiej? - spytałam.
- Pika? - pisnął Pikachu.
- Czuję się dobrze, tylko ten bark mnie nadal boli. Max, chciałem cię prosić, abyś wieczorem włączył mi to nagranie. Bardzo chcę wszystko sobie przeanalizować. Jak żyję jeszcze czegoś takiego nie doświadczyłem.
- Nie ma sprawy, sam chętnie to obejrzę. I muszę pokazać to nagranie mojemu tacie.
- Wyślij je przy okazji profesorowi Sycamorowi - powiedział mój luby - Być może będzie znał tego całego Finna.
Latias pokazała coś na migi.
- Masz rację - zgodziłam się z nim - Nawet jeśli nie będzie go znał, to na pewno zaciekawi go ta megaewolucja.
- Słusznie - zgodził się ze mną Ash - A więc wyślij ten filmik naszemu znajomemu w Kalos. I przy okazji zrób mi kopię. Chciałem prosić profesora Oaka o fachową analizę. A teraz chodźmy do domu, bo zgłodniałem.
Na te słowa wszyscy wybuchliśmy gromkim śmiechem.
- Widzę, że wracasz do zdrowia, skoro dopisuje ci apetyt - stwierdziła dowcipnie Dawn.

***


Po dotarciu do domu zjedliśmy obfity oraz przepyszny podwieczorek: naleśniki z syropem czekoladowym. Ash oczywiście zjadł ich najwięcej, bo aż dwadzieścia. Mój kochany żarłok. Ale nie miałam mu tego za złe. W końcu był on bardzo zmęczony tą całą walką. Jego Greninja i Pikachu zaś objedli się karmy dla Pokemonów.
W międzyczasie wróciła do nas Dawn. Widać udało jej się dopaść swój cel i nieźle go stłuc, gdyż była bardzo z siebie zadowolona. Ona również skosztowała naleśników. Opowiedziała nam potem, że Finn niestety uciekł i to bardzo szybko, pomimo połamania na nim przez Dawn dość grubego kija.
Po posiłku Ash postanowił obejrzeć nagranie ze swojej walkę. Max więc włączał mu raz za razem moment, w którym Greninja przemienia się. Ten seans trwał aż do późnego wieczora. Mój luby nawet ominął kolację, co było czymś iście niezwykłym. Największy żarłok, jakiego znam z jakiegoś powodu odmówił kolacji. To bardzo mnie zaskoczyło, bo czego jak czego, ale tego się po nim nie spodziewałam.
W końcu jednak jego zmęczenie wzięło górę i odpuścił sobie dalsze puszczanie w kółko tej samej akcji. Przyszedł do naszego pokoju, gdzie siedziałam z Dawn i Maxem. Nasze Pokemony już spały, my zaś graliśmy razem w makao.
- Nic z tego nie rozumiem, naprawdę - powiedział Ash, siadając obok nas - Maxiu! Prześlij, proszę, kopię tego filmiku do profesora Augustine’a Sycamore’a. To naprawdę wygląda jak megaewolucja. Może on będzie coś wiedział na ten temat. Jutro zaś zaniesiemy profesorowi Oakowi ten filmik i niech on też się wypowie.
- Się robi, szefuńciu! - zasalutował mu po wojskowemu młody trener Mudkipa.
- Co się tak martwisz kochanie? - zapytałam czule mojego chłopaka - Jutro przecież „idziemy“ do Kalos, nie pamiętasz o tym? Sam zapytasz pana Augustine’a o wszystko, co chcesz wiedzieć.
- No tak, skarbie! Masz rację! - jęknął lider naszej drużyny, uderzając się dłonią w czoło - Wybacz, zupełnie o tym zapomniałem.
Przytuliłam się do niego czule.
- Spokojnie, razem to wyjaśnimy. W końcu profesor Sycamore to spec od ewolucji. Na pewno wyjaśni nam, czym jest ten „Greninja“.
- He, he, he! Ładną nazwę mu wymyśliłaś. I to jeszcze na poczekaniu - zachichotał Ash - Spec od ewolucji! Bardzo urocza nazwa.
- Dobra, chodźmy już, Max! Zakochani chcą być sami - zaśmiała się Dawn, zbierając karty - Nawiasem mówiąc nie mogę się już doczekać tego mojego majsterklepki. Ciekawe, gdzie go wcięło?
- Oj, nie nazywaj go tak złośliwie - skarciłam ją - Pewnie naprawia ten swój teleporter, abyś mogła odwiedzić moje rodzinne strony.
- Pewnie i tak, ale tęsknię za nim.
- Spokojnie. Jak kocha, to wróci - zaśmiał się Hameron.
- Bardzo śmieszne, mały mądralo. A teraz sio! Mój brat chce być sam ze swoją dziewczyną! Dobranoc wam!
W ten oto sposób moja przyszła szwagierka pogoniła naszego hakera, po czym oboje wyszli z pokoju.
Oboje z Ashem przebraliśmy się do spania. Zauważyłam wówczas, że na barku mego ukochanego widnieje niewielkie zadrapanie. Bardzo szybko opatrzyłam mu to skaleczenie.
- Ash, czy to jest to, co myślę, że jest? - zapytałam czule, gdy tylko już skończyłam bandażować jego ramię.
Mój ukochany jedynie skinął twierdząco głową.
- Nie mówmy już o tym, najdroższa. Teraz czas na sen, nie sądzisz?
- Masz rację, jednak za prywatną opiekę medyczną należy się zapłata - zachichotałam dowcipnie.
- Spokojnie, kochanie. Uiszczę zapłatę dzisiejszej nocy - wyszeptał mi do ucha w odpowiedzi mój luby.

***


Po tej jakże cudownej nocy nastał nowy dzień, którym była niedziela. Przebudziłam się, przed oczami mając urywek z mojego snu. Mianowicie widziałam w nim, jak Ash całuje się z jakąś dziewczyną o krótko obciętych włosach barwy dojrzałego miodu. Nie widziałam jej twarzy, gdyż nosiła ona kapelusz, jednak czułam, że jest mi ona znana.
- Ech, czy nawet we śnie muszę być tak zazdrosna o Asha?! - zadałam samej sobie to pytanie.
Otworzyłam oczy i poczułam, że czyjaś ręka gładzi czule moje włosy. To był on, mój ukochany. Siedział na łóżku już ubrany i patrzył na mnie z miłością w oczach.
- Dzień dobry - powiedzieliśmy do siebie jednocześnie.
- Która godzina? - spytałam.
- Dochodzi już ósma rano. Clemont wrócił od profesora Oaka dopiero o północy, kiedy jego dziewczyna już dawno spała. Oj, Dawn będzie miała z nim rozmowę wychowawczą, gdy się obudzi. Już mi go szkoda.
- A skąd wiesz, o której on wrócił?
- Pikachu mi powiedział.
- Widać naprawiał teleport przez pół nocy. Ciekawi mnie, czy będzie on dzisiaj działać?
- Być może. No, kochana! Koniec tego leżenia! Zbieraj się! W końcu dziś idziemy odwiedzić twoją mamę.
- Nie zapominaj o zakupach - zachichotałam delikatnie.
Ubrałam się zatem, po czym zeszłam z moich chłopakiem do kuchni zjeść śniadanie.
Tam byli już Delia, Meyer i Latias. Pomogliśmy im w przygotowaniu śniadania dla wszystkich domowników. Wkrótce też dołączyli do nas Max, Dawn oraz Bonnie.
- Czy możemy razem z Maxem iść z wami? Też chciałabym odwiedzić twoją mamę Serena - spytała nasza sekretarka.
- Czemu nie? - odpowiedziałam mu - A potem idziemy na zakupy, tak sobie z Dawn postanowiłyśmy.
Na wieść o zakupach nasi najmłodsi przyjaciele zmienili nastawienie do całej wyprawy.
- O nie! W takim razie zmieniłem zdanie! - zawołał Max - I tak zresztą muszę dzisiaj popracować nad stroną internetową, którą właśnie zakładam. Chciałbym na niej umieszczać twoje najlepsze walki, stary. Chyba nie masz nic przeciwko temu, prawda?
- No pewnie, że nie mam - rzekł mój chłopak - To świetny pomysł.
- Wiem o tym! - stwierdził z dumą młody Hameron - Pomyślałem też sobie, że młodzi trenerzy (tacy jak ja) mogą oglądać walki innych i uczyć się w ten sposób. Taka pokemonowa E-edukacja.
- No proszę, mój brat będzie gwiazdą Internetu! Prawdziwy celebryta! - zażartowała sobie panna Seroni.


Max tymczasem zachwycony mówił dalej.
- Wiecie, planuję utworzyć na tej stronie różne kategorie. Wiadomo, że nie każdego kręcą walki, a was dziewczyny kręci moda. Dlatego chciałem też zamieścić  filmiki i zdjęcia z wami i Pokemonami w strojach, które same projektujecie.
Dawn była tym wyraźnie zachwycona, czego też wcale nie kryła.
- Słyszałaś, Sereno? Każdy będzie mógł zobaczyć, jak śliczny jest mój Piplup w stroju, który same mu zaprojektujemy!
- Pip-lu-pip! - zapiszczał z zachwytu niebieski pingwin.
- To co, zgadzacie się? - spytał nasz młody przyjaciel.
- No pewnie! - zawołaliśmy zgodnym tonem.
- Ale ja mimo wszystko chcę iść z wami! - żachnęła się nasza mała sekretarka.
- Bonnie, a nie wolałabyś pomóc mnie i twojemu tacie wybierać menu na ten miesiąc? - zapytała nagle Delia.
- Właśnie, córeczko - dodał pan Meyer - Nie sądzisz, że twoja pomoc może być na wagę złota?
Dziewczynka napuszyła się lekko, słysząc te słowa, po czym pisnęła:
- Mówisz poważnie, tatusiu? No, skoro tak, to w takim wypadku muszę zostać, bo beze mnie restauracja nie da sobie rady.
Zachichotaliśmy wszyscy po cichu, widząc jej zachowanie. No i jak tu można było jej nie lubić?

***


Po skończonym śniadanku Ash wstał od stołu i zawołał do mnie, Dawn i Latias (która postanowiła nam towarzyszyć):
- No dobrze, moje panie! Komu w drogę, temu widły w nogę!
- Słucham? - spytała jego siostra.
- Żartowałem - zachichotał mój luby - Komu w drogę, temu do Kalos! Nie każmy profesorowi czekać! Chodź, Pikachu!
- Pika-pika! Pika-chu! - zapiszczał jego starter, wskakując mu wesoło na ramię.
- Jesteśmy gotowe! - zawołałam.
- Idziemy! - dodała moja najlepsza przyjaciółka.
Ash wziął jeszcze kopię swojej walki na karcie pamięci i ruszyliśmy w stronę laboratorium Samuela Oaka.
Byliśmy już w połowie drogi do celu naszej podróży, kiedy to nagle, zupełnie niespodziewanie, usłyszeliśmy głuchy trzask gałązki. Ktoś szedł równolegle z nami, ale chował się w krzakach, abyśmy go nie widzieli. Mój chłopak od razu zgadł, kto to może być, dlatego zdenerwowany zatrzymał się i zawołał:
- Wyłaź, Finn! Wiem dobrze, że to ty! Śledzisz nas od naszego wyjścia z domu! Widziałem twój cień na ziemi, gdy siedziałeś na dachu! Wyłaź, ale już!
Nikt jednak nie wyszedł z krzaków.
- Chętnie mu pomogę! - powiedziała groźnym tonem Dawn - Piplup, użyj bąbelków nas tym krzaku! Odechce mu się nas śledzić!
Pokemon zaatakował pobliskie krzaczory, co spowodowało, że od razu wyskoczył z nich chłopak, który wszystkich nas wczoraj wręcz wyprowadził z równowagi.
- No dobra, Ketchum, zauważyłeś mnie! - warknął gniewnie Finn - To nawet lepiej. Żądam rewanżu! Tu i teraz! Nie możesz mi tego odmówić!
Tym razem mój ukochany nie zamierzał dać się sprowokować, gdyż odrzekł:
- Mogę i odmawiam, poza tym jestem zajęty. Wczoraj dostałeś baty, a dziś czekałoby cię to samo. Lepiej więc idź sobie potrenuj.
- Walcz, ty tchórzu! - wykrzyczał Finn cały czerwony na twarzy.
Mistrz Ligi Kalos parsknął śmiechem, widząc jego furię.
- Dzisiaj nie uda ci się wytrącić mnie z równowagi, buraku. Chodźcie już, dziewczyny. Nie marnujmy czasu na tego buraka.
- Masz rację, mój kochany - powiedziałam tonem pełnym sarkazmu - Ruszajmy już. Żegnaj, Finn!
- Do nie-zobaczenia, buraku! - dodała Dawn.
Latias pokazała mu zaś środkowy palec swojej prawej ręki, której to sztuczki nauczyła się od Melody.
- Jeszcze was dorwę! Zobaczycie! - zagrzmiał podle nasz przeciwnik - Wszyscy będziecie drżeć na sam dźwięk mojego imienia! Słyszycie mnie?! Jeszcze zostanę najsilniejszym trenerem na całym świecie! Zanim zapadnie zmrok pokonam cię, Ashu Ketchum!
- Nie strasz, nie strasz... Na razie drżymy, ale ze śmiechu - mruknęła na odchodne moja przyjaciółka.
- Pika-pika! - dołożył swoje Pikachu.


C.D.N.



1 komentarz:

  1. Zaczyna się nieźle, chociaż trochę niemrawo, jednakże wierzę, że to tylko rozgrzewka przed akcją właściwą. Ash i Serena wybierają się na spacer do parku tylko we dwoje, jednak po chwili spaceru napotykają Latias w ludzkiej postaci, którą ochoczo zapraszają do swojego towarzystwa. Jak się w międzyczasie dowiadujemy, nasza para jest w drodze na spotkanie z profesorem Oakiem, który ma im zaprezentować swój najnowszy wynalazek.
    Podczas spaceru nasi przyjaciele spotykają dość niezwykłą kobietę. Przedstawia się ona jako Sybilla i wyjawia im ona dość niezwykłą wiedzę na ich temat. Doskonale rozpoznaje również Latias w ludzkiej postaci. Dość dziwna kobieta.
    Po pewnym czasie nasza grupka dociera w końcu do laboratorium profesora, w którym oczekują na nich również Clemont i Tracey. Ten pierwszy z początku pali gafę na widok Dawn, swojej dziewczyny (która w międzyczasie dołączyła do Asha i Sereny z Latias), ale potem jednak reflektuje się i wita ze swoją ukochaną.
    Wynalazkiem, na którego prezentację zostali zaproszeni nasi przyjaciele, to coś w rodzaju teleportera. Przenosi on użytkownika w dowolne miejsce w przestrzeni. Został on przetestowany, mimo tego Serena ma wątpliwości, czy wynalazek bedzie odpowiednio działał. Jakby na potwierdzenie jej słów przy próbie uruchomienia wynalazku z urządzenia zaczyna wydobywać się dym i Clemont wraz z naukowcem są zmuszeni popracować nad naprawą, a Serena, Ash oraz Dawn są zmuszeni odłożyć planowaną wyprawę do Vaniville, którą mieli nadzieję odbyć przy pomocy teleportera.
    Spokój naszej grupki zostaje jednak zakłócony przez telefon od Bonnie, która informuje Asha o tym, iż ktoś chce z nim walczyć o Odznakę Przyjaźni. Cała grupka pędzi w kierunku domu Asha i napotyka tam na wyjątkowo niemiłego chłopaka o imieniu Finn, który wydaje się być bardzo pewny siebie i dość arogancki, czym zraża do siebie Asha sprawiając, że ten początkowo nie chce z nim walczyć, jednak gdy Finn zaczyna obrażać zarówno Dawn jak i Serenę, Ash decyduje się na walkę przy pomocy swojego Frogadiera, którego zabrał z laboratorium profesora Oaka.
    Wraz z Sereną, Maxem, Bonnie oraz Dawn Ash wyrusza na miejsce spotkania z Finnem. Staje z nim do pojedynku i zaczyna się walka Frogadier kontra Sceptile, podczas której Finn decyduje się dokonać megaewolucji Sceptile'a, co jest nie fair w oczach praktycznie wszystkich, tylko nie Finna, któremu wydaje się to być absolutnie normalne. Frogadier mimo zatrważającej przewagi przeciwnika kontynuuje walkę, podczas której przechodzi ewolucję w swoją ostateczną formę, Greninję i ostatecznie wygrywa walkę łącząc się jakby z Ashem w jedność. To bardzo ciekawe zjawisko i na pewno wymaga zbadania przez naukowców, co będzie możliwe, gdyż Max nagrał filmik z całej walki.
    Finn nie może się pogodzić ze swoją porażką i, mimo manta jakie otrzymał od Dawn i jej Piplupa, zapowiada dalsze prześladowanie Asha.
    Nasza grupka wraca do domu, gdzie Serena opatruje ranę Asha, którą odniósł on w pojedynku z Finnem łącząc się ze swoim Greninją. Otrzymuje za to zapewne bardzo słodką zapłatę i myślę, że Autor wie, o jaką zapłatę chodzi. ;)
    Następnego dnia nasza ekipa wybiera się do laboratorium profesora Oaka by w końcu wybrać się w podróż do Vaniville przy pomocy teleportera. Po drodze niestety napotykają na Finna, który żąda natychmiastowego rewanżu z Ashem. Ten jednak odmawia i odchodzi dalej ze swoją świtą. Finn jest bardzo niezadowolony z tej sytuacji i odgraża się dość głośno Ashowi, jednak ten nie przejmuje się zbytnio jego pogróżkami. Coś mi się wydaje, że jednakże ten Finn coś niecoś namiesza. ;)
    Zaczyna się ciekawie, taka mała rozgrzewka przed z pewnością emocjonującą przygodą. :) Bardzo ładnie. :)
    Ogólna ocena: 10000000000000000000000000000000/10 :)

    OdpowiedzUsuń

Przygoda 129 cz. II

Przygoda CXXIX Tytanio, wio! cz. II Lot trwał długo. Ash nie liczył, jak długo, ponieważ odkąd tylko opuścił tak bardzo mu bliskie Gotham Ci...