środa, 3 stycznia 2018

Przygoda 055 cz. II

Przygoda LV

Zapowiedź śmierci cz. II


Kolejny dzień, czyli środę, zaczęliśmy od dobrego śniadania, po czym nasi przyjaciele poszli do pracy, natomiast ja i Ash skierowaliśmy swoje kroki na posterunek policji, aby porozmawiać sobie z kapitanem Rockerem. Przyjął on nas u siebie, choć nie był w zbyt dobrym humorze.
- Wybaczcie, ale dzisiaj jestem w nastroju dalekim od przyjemnego - rzekł nasz rozmówca - Ta cała sprawa nie daje mi spokoju. Mortimer Black wpędzi mnie jeszcze do grobu, o co nawiasem mówiąc chyba mu chodzi.
- Szczerze mówiąc, proszę pana, nie wydaje się nam, aby to Mortimer Black był winien wysłania tego nekrologu - powiedział Ash.
- Pika-pika-chu! - zapiszczał Pikachu.
Kapitan Rocker spojrzał na nas uważnie.
- Słucham? Co powiedziałeś?
- To, co pan słyszał. Śmiem wątpić, że ten pana podejrzany jest winny.
Mężczyzna wyglądał tak, jakby miał zaraz wybuchnąć.
- Co proszę?! Mówisz mi, że on nie jest winny?! Przecież widziałeś, co on robi! Może mi powiesz, iż zachowywał się on jak aniołek?!
- Nie, wręcz przeciwnie - odpowiedział mu ze spokojem Ash - Bardzo głośno na pana pomstował i krzyczał, że jest pan winien wszystkich jego nieszczęść.
- O! No proszę! - zawołał kapitan - Czy trzeba wam więcej dowodów?! Ten koleś grozi mi śmiercią!
- Raczej głośno pana obraża, a to nie to samo, co grożenie śmiercią - stwierdziłam.
Kapitan popatrzył na mnie uważnie.
- Przepraszam bardzo, ale czy ja wam płacę za wymądrzanie się, czy za zdobywaniem dowodów na tego kolesia, Blacka?
Ash uniósł się honorem, gdyż powiedział dumnym tonem:
- Po pierwsze, to jeszcze pan nam nie zapłacił ani centa, a po drugie ja i Serena, jako detektywi mamy przede wszystkim za zadanie znaleźć sprawcę tego całego zamieszania. Prawdziwego sprawcę. Ściganie pana prywatnych wrogów nie leży w zakresie naszych obowiązków.
- Pika-pika-chu! - pisnął bojowo Pikachu.
Myślałam, że Jasper Rocker rozerwie mego chłopaka na strzępy, gdyż jego twarz wyrażała taką złość, jakby właśnie zamierzał to zrobić. Wyraźnie kipiał z gniewu, jednak mimo wszystko zapanował on jakoś nad sobą i rzekł spokojnym tonem:
- Ja naprawdę nie rozumiem, czego wam więcej trzeba. Przecież koleś publicznie i jawnie okazuje mi niechęć i pomstuje na mnie.
- To prawda, ale pragnę panu przypomnieć, że publiczne pomstowanie na kogoś nie jest wcale łamaniem prawa i nie można nikogo za coś takiego aresztować - odparł na to Ash - Pan, jako szef policji w Alabastii powinien to wiedzieć najlepiej.
Nasz rozmówca usiadł przy biurku załamany, mówiąc:
- Niestety, to prawda. Jednak należy znaleźć na niego jakieś dowody. Przecież ten gość przysłał mi ten nekrolog, a zatem chce coś zrobić. Coś bardzo niemiłego, jak np. załatwienie mi biletu w jedną stronę do raju.
- Możliwe, ale czy odpowiada za ten nekrolog, to trudno powiedzieć - zauważyłam - Poza tym nie daje nam spokoju ta data, jaka widnieje na tym dziwacznym tworze chorej wyobraźni.
Kapitan Rocker pomyślał przez chwilę nad moimi słowami, po czym rzekł:
- Prawdę mówiąc nie wiem... Naprawdę nic mi ta data nie mówi.
- Naprawdę nic? - zapytałam z niedowierzaniem - Nic takiego się nie wydarzyło 28 kwietnia jakiś czas temu?
- Nie wiem... Nie wiem... - szef policji w Alabastii jęknął załamany - Ja naprawdę... Ech, to wszystko po prostu jest pozbawione sensu! Czemu ktoś mi takie coś wysłał? Czemu mnie prześladuje? Co on takiego do mnie ma? Nie rozumiem tego.
Następnie zaczął przechadzać się po swoim gabinecie, jakby tylko w ten sposób mógł należycie skumulować w głowie myśli.
- Naprawdę nie wiem... Czuję, że być może oboje macie rację i pewnie ta data ma jakieś znaczenie, nawet większe niż myślę, ale... Ale naprawdę trudno mi powiedzieć. Nic mi nie przychodzi do głowy.
Potem mężczyzna usiadł ponownie za biurkiem i powiedział:
- Obserwujcie dalej Mortimera Blacka, ja natomiast obiecuję wam, że spróbuję sobie przypomnieć, co mogło mieć miejsce przed laty 28 kwietnia. Być może będę musiał wrócić do bardzo dawnych czasów. Niewykluczone, że w nich jest ukryta odpowiedź na tę zagadkę. Ale niech każdy z nas robi swoje. W końcu jesteście detektywami i nie muszę wam chyba mówić, jak macie pracować. Sami to wiecie najlepiej.
- No właśnie - zaśmiał się delikatnie Ash.
- Pika-pika-chu! - zapiszczał Pikachu.
Kapitan Rocker spojrzał na nich z delikatnym uśmiechem.
- Mam jeszcze jedną sprawę. Moja żona i syn bardzo chcą was poznać. Prosili mnie, abym zaprosił was dzisiaj na obiad. Przyjdziecie?
Oczywiście od razu się zgodziliśmy.
- Doskonale! - zawołał radośnie pan kapitan - A więc przyjdźcie do mojego domu tak około 14:00. Wtedy będzie obiad u nas. Mam nadzieję, że kuchnia mojej żony będzie wam smakować.
- Jestem tego pewien - powiedział Ash.
- Pika-pika! Pika-chu! - pisnął radośnie Pikachu.

***


Po wizycie na komisariacie zajrzeliśmy do Centrum Pokemon, gdzie odwiedziliśmy May. Dziewczyna wciąż pozostawała pod opieką siostry Joy po wypadku, jakiemu uległa. Ze względu na jej zdrowie, które niestety nie pozwalało na przenosiny jej osoby, leczono ją w Centrum, a nie szpitalu, zaś lekarze codziennie ją odwiedzali i badali. Na szczęście z dziewczyną było wszystko w porządku poza tym, że jej głowę zdobił bandaż, lecz wcale to nie odbierało jej dobrego humoru ani chęci do żartowania.
- Ash! Serena! Pikachu! - zawołała radośnie May, kiedy weszliśmy do pokoju, w którym leżała - Jaka miła wizyta! Cieszę się, że tutaj przyszliście. Myślałam, że umrę z nudów.
- Doprawdy? - zaśmiałam się - Chcesz mi powiedzieć, że nikt cię tutaj nie odwiedza? A twoi rodzice?
- Rodzice oczywiście byli, ale błagam was! Ile ja mam lat, żeby tylko z rodzicami czas spędzać?! - zawołała panna Hameron.
Następnie usiadła na łóżku i pokazała nam krzesła stojąca nieopodal. Skorzystaliśmy z jej zaproszenia, po czym zapytaliśmy o jej stan zdrowia.
- Jakoś się żyje - odpowiedziała nam May - Przywykłam już do tego, że Ash i Dawn jednocześnie i każde z osobna ściągają na mnie same kłopoty. Taka chyba jest wasza karma. Ród Ketchumów przyciąga kłopoty niczym magnez szpilki.
- Jesteś dowcipna, ale to dobrze. To oznacza, że wracasz do zdrowia - stwierdził żartobliwie Ash.
Pikachu zeskoczył z jego ramienia i usiadł na łóżku May. Dziewczyna uśmiechnęła się do niego przyjaźnie, po czym powoli zaczęła go głaskać między uszami.
- Oj, kochany Pikachu - mówiła czule panna Hameron - Jak ty możesz spędzać cały swój czas w towarzystwie takiego kogoś jak Ash?
- Pika-pika! Pika-chu! - zapiszczał wesoło Pokemon.
Jego trener popatrzył na May wesoło.
- Lubisz się ze mną droczyć, co?
- Owszem, bardzo - odpowiedziała mu jego przyjaciółka - W końcu nie mam starszego brata, z którym bym mogła to robić, a ciebie bardzo lubię i jesteś mi niemalże jak rodzony brat, więc cóż... Chyba nie muszę tłumaczyć ci tego wszystkiego, prawda?
Mój chłopak uśmiechnął się do niej wesoło.
- Dziękuję. Ja ciebie też bardzo lubię jak siostrę. Fajna jesteś.
- Ty też jesteś fajny, o ile oczywiście przez ciebie ktoś nie chce mnie posłać do piachu.
- Musisz mi wypominać ten jeden przypadek?! - jęknął załamany Ash.
May spojrzała na niego z ironią.
- Jeden?! Chyba coś jest nie tak u ciebie z matematyką albo z pamięcią. To nie był jeden przypadek, kiedy mnie ktoś chciał zabić przez ciebie.
- To jakie były poprzednie przypadki?! Słucham!
- Właśnie, ja też słucham - dodałam wesoło - Mów śmiało.
Panna Hameron zachichotała, po czym zaczęła liczyć na palcach:
- Niech pomyślę... Pierwsze śledztwa, w których brałam z wami udział nie były wcale groźne dla mego życia. Potem jednak się zaczęło. Najpierw w królestwie Queenlandii ten premier wsadził nas wszystkich do kicia i o mało nie posłał na tamten świat. Potem było trochę względnego spokoju, aż do chwili, gdy poszliśmy w te góry i Łowczyni J chciała nas zabić. Później przyjechałeś do nas i co? Ritchie wydał nas wszystkich Arlekinowi i o mało nie zginęliśmy. Potem pojechałam z Dawn na Pokazy Pokemonów, które jak się okazało, były podstępem ze strony Domino i też o mało nie zginęłyśmy. Wreszcie teraz ten czubek zepchnął mnie ze schodów. To twoim zdaniem jest tylko jeden przypadek?
Ash parsknął śmiechem.
- Wiesz... W sumie masz rację, ale... Przecież ja nie robię tego celowo. Nie sprowadzam na ciebie kłopotów specjalnie. To się samo dzieje.
- A czy ja cię obwiniam? - mruknęła jego przyjaciółka - Mówię tylko, że ty i Dawn ściągacie na mnie ostatnio same kłopoty. Strasznie pechowa z was rodzinka.
- Moja droga, chyba mylisz pojęcia - zauważyłam dowcipnym tonem - Pechowa rodzinka to by była wtedy, gdyby miała ona jakieś nieszczęśliwe przygody w życiu. Tymczasem prawda jest taka, że to inni mają pecha przez nich.
- No właśnie, Sereno! - zawołała ze śmiechem May - Dziękuję, że mnie poprawiłaś, bo taka jest prawda. Pecha ma ten, kto cierpi, a to przecież ja cierpię, a nie oni!
Obie zaczęłyśmy się śmiać, zaś Ash popatrzył na nas radośnie.
- Jesteście obie strasznie dowcipne. A my tymczasem mamy sprawę do ciebie, May - rzekł.
Dziewczyna popatrzyła na niego uważnie.
- Wiedziałam... Normalnie wiedziałam... - mruknęła.
- Co takiego wiedziałaś? - zapytałam.
- Wiedziałam, że nie przyszliście tutaj bezinteresownie - odpowiedziała mi dowcipnie panna Hameron - Tak właśnie czułam, że robicie to po to, abym coś dla was zrobiła.
Mój chłopak próbował jej coś wyjaśnić, ale nie zdążył, ponieważ jego przyjaciółka nie dała mu dojść do słowa.
- Nieważne... To jest bez znaczenia, jakie mieliście motywacje. Lepiej powiedzcie mi, o co wam chodzi.


Przeszliśmy więc do wyjaśnień.
- Bo widzisz, May... O ile dobrze pamiętam, to ty jesteś organizatorką imprez i to wręcz zawodową, prawda?
Córka Lidera Sali w Petalburgu zaśmiała się wesoło, po czym rzekła:
- Pogratulować ci pamięci, Ashu Ketchum. Tak, właśnie tak jest. Mimo swego młodego wieku jestem ceniona w swoim zawodzie. Ale o co chodzi?
- Bo widzisz... Bonnie Meyer kończy niedługo dziesięć lat i chcemy urządzić dla niej odpowiednią imprezę.
- Właśnie dlatego potrzebujemy twojej pomocy, May - dodałam wesoło - Mama Ash prosiła, abym cię poprosiła wsparcie.
Dziewczyna uśmiechnęła się do nas.
- Takiej prośbie nie jestem w stanie odmówić. Tylko powiedz mi, co dokładniej miałabym zrobić?
Ash wyjaśnił jej to szybko.
- Widzisz... Trzeba zrobić taką listę tego, co ma być na tym przyjęciu. Jakie potrawy byłyby najlepsze, jakie dekoracje itd.
May zastanowiła się przez chwilę.
- Taką listę mogę zrobić. A kiedy dokładniej ma być to przyjęcie?
- W tę sobotę - odpowiedziałam.
- Doskonale - skinęła głową dziewczyna z Hoenn - Pomyślę nad tym, a jak już będę mieć plan, to zrobię taką listę. Być może w sobotę będę mogła stąd wyjść i pójść nadzorować tę waszą zabawę.
- Będzie nam bardzo miło - powiedziałam zgodnie z prawdą.
Chwilę później do pokoju wszedł jakiś chłopak trzymający w ręku bukiet kwiatów. Razem z nim przyszedł Max.
- Przepraszam... Czy panna May Hameron udziela audiencji? - zapytał młodzieniec z kwiatami.
- Jak widać tak, ale chyba tylko uprzywilejowanym - zachichotał jego towarzysz.
Ash uśmiechnął się na widok obu gości.
- Gary Oak! No proszę! - zawołał wesoło - Kogo jak kogo, ale ciebie to ja się tutaj nie spodziewałem! - zawołał.
Młodzieniec z kwiatami uśmiechnął się doń wesoło, po czym zapytał:
- A co? Myślałeś, że jestem pozbawiony romantyzmu?
- Wiesz, bez urazy, stary, ale jakoś nie pasujesz mi do roli trubadura - odrzekł złośliwie mój chłopak.
- Po co zaraz trubadur? Wystarczy być miłym.
Max zaśmiał się delikatnie.
- Wiesz, ja też umiem być miły do dziewczyn, ale jakoś żadnej z nich nie przynoszę kwiatów.
- No i dlatego będziesz do końca życia starym kawalerem - stwierdziła ironicznie jego starsza siostra.
- To się jeszcze zobaczy - odparł pewnym siebie tonem jej brat.
- Pewność siebie nie jest najlepszym sposobem na osiągnięcie sukcesu - stwierdził Gary Oak - A poza tym, stary... Dziewczyny należy traktować z szacunkiem. To podstawa relacji z nimi.
Wybuchłam gromkim śmiechem, gdy usłyszałam te słowa.
- Ha ha ha! I kto to mówi?! Chłopak, który miał od najmłodszych lat całą masę fanek wokół siebie, a prócz tego był tak bardzo pewny siebie i tak zarozumiały, że nie można było z nim wytrzymać, dziewczyny zaś traktował bardzo przedmiotowo.
- Właśnie! - zgodził się ze mną Ash - I ty teraz mówisz o tym, o czym mówisz?
Gary Oak wyglądał na wyraźnie zawstydzonego naszymi słowami.
- Proszę was... To było dawno temu... Przecież od tego czasu minęło kilka lat, a ja się zmieniłem na lepsze.
- Że się zmieniłeś, to pewne... A czy na lepsze, to niech już May oceni - stwierdził Ash.
- Pika-pika-chu! - zapiszczał Pikachu, wskakując mu na ramię.
- A co ja mam niby do tego? - zapytała panna Hameron.
- A to, że Gary jest twoim chłopakiem - odpowiedziałam.
May zarumieniła się lekko pod wpływem tych słów.
- Eee... No cóż... Tego no... W sumie to może i on nim jest, ale... Nie rozumiem, co to ma do rzeczy?
- To, że jako wybranka jego serca na pewno należycie ocenisz jego osobę - stwierdziłam.
Moja rozmówczyni zachichotała lekko.
- Właśnie z tego powodu moja ocena jest niewiele warta.
- A to niby czemu? - zapytał Gary zainteresowany tymi słowami.
May popatrzyła na niego i rzekła:
- Ponieważ moja ocena nie będzie bezstronna ze względu na fakt, że mam do ciebie słabość.
- Serio ją masz? - zachichotał młody Oak - Schlebia mi to.
- Chwalipięta - mruknęła dziewczyna.
- Dobra, zostawmy naszych zakochanych razem - zachichotał Ash - My mamy swoje sprawy do załatwienia.
Po tych słowach wyszedł z pokoju, a ja i Max za nim.


- No i jak tam, przyjacielu? Szukałeś już danych w sprawie, która nas ciekawi? - zapytał Ash młodego Hamerona.
- Jeszcze nie - odpowiedział chłopak - Przecież miałem pracę i dopiero teraz mogę się tym zająć.
- Racja - zauważył mój luby - Mam więc wielką nadzieję, że teraz się tym zajmiesz. W końcu wiesz doskonale, jak szukać danych w komputerze.
- Sami byśmy to robili, gdyby nie fakt, iż nie jesteśmy specjalistami w tej dziedzinie - dodałam.
Max napuszył się lekko, gdyż bardzo trafiły w jego gust te słowa, po czym powiedział:
- Jak miło mi to słyszeć. Wobec tego nie zawiodę waszych oczekiwań. Trochę jednak mi takie szukanie zajmie czasu. W końcu te dane, które mi dajecie są bardzo skąpe. Będę musiał zajrzeć na wiele różnych stron.
Ash poklepał go delikatnie po ramieniu.
- Spokojnie, przyjacielu. Jestem pewien, że ci się to uda. Przecież nie ma drugiego takiego hakera jak ty.
Młody Hameron zrobił jeszcze bardziej dumną minę.
- Skoro tak mnie chwalisz, to na pewno cię nie zawiodę.
- Nie ma to jak odpowiednia motywacja - zażartowałam sobie.

***


Po tej rozmowie poszliśmy odwiedzić dom państwa Rocker. Nigdy tam jeszcze nie byliśmy, więc zżerała nas ciekawość. Byliśmy naprawdę bardzo zaintrygowani tym, jak mieszka szef policji w Alabastii. Spodziewaliśmy się domu z klasą oraz przyjemnego i nie zawiedliśmy się, gdyż dom ten tętnił naprawdę przyjemną atmosferą, do czego znacznie przyczyniła się obecność Octavii Rocker, żony naszego drogiego kapitana. Do pełnego zrozumienia mojej opowieści muszę powiedzieć, że jest to kobieta niezwykle dobra oraz bardzo sympatyczna. Ma czterdzieści osiem lat, lecz wygląda na znacznie mniej. Posiada ciemno-niebieskie włosy oraz czarne oczy. Gdy przyszliśmy, to miała ona na sobie różową sukienkę z białym kuchennym fartuszkiem typowym dla gospodyń domowych.
- Ty jesteś Ash, prawda?! A ta piękna, młoda dama to Serena! - rzekła na powitanie pani Rocker - Jak się cieszę, że mogę was poznać. Mój mąż bardzo wiele mi o was mówił. No, proszę! Jest tu też i Pikachu! To dla mnie prawdziwy zaszczyt.
- Dla nas również, pani Rocker - powiedziałam radośnie.
Kobieta wywarła na mnie bardzo pozytywne wrażenie, co oczywiście zdecydowanie poprawiło nam humor, gdyż nieco się już denerwowaliśmy, kiedy tutaj szliśmy. W końcu nie wiedzieliśmy, czego możemy oczekiwać i jaka też będzie żona szefa policji w Alabastii. Jednak była ona naprawdę niezwykle sympatyczną osobą.
- Doskonale. Siadajcie, proszę. Obiad zaraz będzie na stole. Oby tylko mój kochany synek raczył przyjść na czas, bo nie będę mu odgrzewać.
- A to jeszcze nie ma? - zapytał Ash.
- Nie, ale powinien niedługo się zjawić - odparła kobieta - Tak czy siak ja już nakrywam do stołu.
- Chętnie pani pomożemy - zawołałam radośnie.
- Pika-pika-chu! - zapiszczał Pikachu.
Pani Rocker jednak nawet nie chciała o tym słyszeć.
- Nie ma mowy! Jesteście gośćmi, więc nie będziecie tutaj pracować. Od tego jestem ja, gospodyni tego domu. No i ewentualnie mój mąż!
- Hej, kochanie! - zawołał nieco oburzonym tonem kapitan - Przecież wiesz, że ja pracuję i to ciężko w moim miejscu pracy.
- Wiem, ale co z tego? - zapytała złośliwie jego żona, wciskając mu do ręki wazę z zupą - Korona ci z głowy nie spadnie, jak postawisz to na stole.
- Ech... Te kobiety... - jęknął załamany policjant, po czym wykonał polecenie.
Pani Octavia natomiast popatrzyła na nas i zawołała:
- A wy na co czekacie?! Myć ręce, a potem siadać do stołu!
Zaśmialiśmy się wesoło i wykonaliśmy polecenie naszej gospodyni. Spojrzeliśmy wówczas na kapitana Rockera.
- Pana żona lubi wydawać polecenia - powiedział Ash.
Szef policji w Alabastii westchnął głęboko.
- Owszem... Kuchnia to jej królestwo i biada temu, kto próbuje tam się rządzić wbrew jej woli.
- Wyobrażam to sobie - parsknęłam śmiechem.
- Pika-pika-chu! - pisnął wesoło Pikachu.
Chwilę później do salonu wszedł Electabuzz rozdając na stole talerze i sztućce. Zauważyłam wtedy coś ciekawego, co bardzo mnie zaintrygowało.
- Przepraszam panią... Ale nas ma być pięciu na obiedzie, a tymczasem nakryć jest sześć.
Kapitan Rocker uśmiechnął się delikatnie i powiedział:
- Umiesz dobrze liczyć, Sereno. Dokładnie tak. Już wam to wyjaśniam. Otóż, jak wam wcześniej o tym wspominałem, to od dwóch tygodni jest u nas nasz jedynak, Arthur. Przyjechał do Alabastii wraz ze swą dziewczyną, Rosalie. To całkiem miła osóbka i na pewno ją polubicie.
- Ważne, żeby pana syn ją lubił - stwierdził Ash.
- Pika-pika-chu! - zapiszczał Pikachu.
- Nie tylko to jest ważne - rzekł kapitan - Moim zdaniem również nie zaszkodzi, abyśmy my, jego rodzice, też ją lubili.
- Co racja, to racja - pokiwał głową mój chłopak.


Kilka minut później, kiedy to Electabuzz nalewał nam zupę do talerzy do domu weszło dwoje ludzi w wieku około dwudziestu pięciu lat. Jednym z nich był młody, rudowłosy mężczyzna o zielonych oczach, wysoki oraz gładko ogolony. Rzucało się w oczy jego niesamowite podobieństwo do szefa miejscowej policji. Obok niego stała młoda dziewczyna ubrana w jasno-zieloną sukienkę, blondynka o niebieskich oczach. Włosy tej uroczej osoby miały niemalże barwę słońca. Musiałam przyznać, że wyglądała ona bardzo pięknie.
- No! Jesteście nareszcie! - zawołał kapitan Rocker, wstając od stołu - Już myślałem, że się nie zjawicie!
- Tato! Przecież daliśmy wam słowo, że będziemy - zachichotał wesoło młodzieniec - A z tego domu wyciągnąłem wiele pożytecznych i mądrych nauk, w tym bycia słownym.
- Ale niestety nie nauczyliśmy cię bycia punktualnym - odparł z lekką złośliwością nasz gospodarz.
- To moja wina, proszę pana - odezwała się nagle dziewczyna - To ja zagadałem Arthura do tego stopnia, że oboje straciliśmy poczucie czasu.
- Z tobą to ja sobie porozmawiam osobno, młoda damo! - rzekł kapitan, udając groźny ton.
W rzeczywistości bardzo się cieszył na widok obojga, choć z jakiegoś powodu robił wszystko, aby tego nie okazać.
- Jasper, proszę cię - powiedziała z politowaniem pani Octavia Rocker, wchodząc do pokoju - Nasz jedyny syn przyjechał do nas spędzić z nami trochę czasu, a do tego przybył z dziewczyną... A ty co? Nie umiesz przestać się zgrywać?
- Ja? Zgrywać się? - zapytał zdumiony jej mąż - Przecież ja jestem zupełnie poważny. Ten młody człowiek mógłby się nauczyć punktualności.
- A ty mógłbyś się nauczyć dobrych manier, wiesz o tym? - mruknęła złośliwie kobieta, uderzając go lekko dłonią w potylicę.
Następnie spojrzała na Arthura i Rosalie, mówiąc:
- Dobrze, że już jesteście, kochani. Myjcie ręce i siadajcie do stołu.
Młodzi ludzie szybko wykonali polecenie, po czym usiedli obok nas. Wtedy dopiero zobaczyli mnie oraz Asha.
- O! Przepraszam bardzo! My się chyba nie znamy - rzekł syn kapitana - Arthur Rocker... A to jest moja dziewczyna Rosalie Halen.
- Miło nam - uśmiechnął się przyjaźnie detektyw z Alabastii - Jestem Ash Ketchum, a to moja dziewczyna Serena Evans.
- Bardzo mi miło - powiedziałam.
Młody mężczyzna i jego ukochana uśmiechnęli się do nas przyjaźnie.
- Przepraszam bardzo, ale muszę się tego dowiedzieć - rzekł Arthur - Czy to ty może jesteś tym słynnym Sherlockiem Ashem, o którym krążą już legendy?
Mój chłopak zarumienił się lekko i odpowiedział:
- Czy legendy krążą, to ja nie wiem... Nigdy żadnej nie słyszałem. Ale tak, masz rację. To ja jestem Sherlock Ash.
Młody Rocker uśmiechnął się zadowolony.
- Naprawdę?! To wspaniale! Zawsze chciałem cię poznać! Mój ojciec dużo mi o tobie mówił.
- Mam tylko nadzieję, że same dobre rzeczy - rzekł wesoło detektyw z Alabastii.
- No oczywiście, mój drogi - powiedział radośnie młodzieniec - Ojciec wyraża się o was w samych superlatywach. Mówi, że nie zna drugich takich bardzo zdolnych młodych ludzi.
- Serio tak mówi? - zaśmiał się wesoło Ash.
- Trudno mi w to uwierzyć - dodałam dowcipnie.
- Pika-pika! - zapiszczał Pikachu.
- Szczerze mówiąc, mnie również - stwierdziła złośliwie pani Rocker - W końcu mój mąż miałby kogoś chwalić?
Jej małżonek spojrzał na nią smutnym wzrokiem.
- Kochanie, musisz mi wyrabiać taką negatywną opinię?
- To nie jest opinia negatywna, tylko prawdziwa, najdroższy - odparła na te słowa jego małżonka - Przecież oboje wiemy, jaki jesteś.
- Tak? To proszę bardzo, słucham! Jaki niby jestem?
- Marudny i złośliwy.
- Ale za to umiem kochać całym sercem.
- Powiedzmy.
Mężczyzna uśmiechnął się do niej delikatnie.
- Chyba mi nie powiesz, że nie okazuję ci swojej miłości, najdroższa?
Następnie przytulił ją lekko do siebie i wbrew jej oporom pocałował ją w usta. Ja, Ash, Arthur, Rosalie oraz Pikachu zachichotaliśmy wesoło, kiedy ujrzeliśmy tę sytuację. Natomiast pani Octavia zarumieniła się lekko, po czym odsunęła od męża.
- Proszę cię! Nie przy ludziach! - zawołała.
Widać było jednak, że cała ta sytuacja sprawiła jej wielką przyjemność.

***


Po obiedzie kapitan poszedł do gabinetu, aby zająć się w nim swoimi sprawami, z kolei Arthur z Rosalie poszli na randkę. Natomiast pani Rocker poprosiła mnie i Asha o chwilę rozmowy.
- Powiedzcie mi, proszę... Ta sprawa nie daje mi spokoju... Mój mąż jest zagrożony, prawda?
Nie wiedzieliśmy, co mamy teraz zrobić, bo w końcu obiecaliśmy jej mężowi zachować dyskrecję, jednak pani Rocker miała prawo wiedzieć, co zagraża kapitanowi. Chociaż czy ta wiedza by się tej biednej kobiecie na coś przydała? Raczej nie. W końcu i tak mu nie pomoże. Jednak widać było wyraźnie, że martwi się o swego małżonka. Byliśmy więc rozdarci. Z jednej strony stała nasza obietnica zachowania dyskrecji, natomiast z drugiej stała załamana kobieta pragnąca dowiedzieć się, co spotkało jej męża.
- Pani Octavio... - zaczął mówiąc Ash - Widzi pani... Chodzi o to, że pan kapitan... My obiecaliśmy mu, że zachowamy dyskrecję.
- Rozumiem was - pokiwała smutno głową kobieta - Obietnica jest obietnicą. Powinniście jej dotrzymać, jednak chyba możecie mi powiedzieć chociaż ogólne wiadomości. Ktoś go prześladuje, prawda?
- Naprawdę nie możemy pani powiedzieć...
Pani Rocker zrobiła groźną minę.
- Na miłość boską, chłopcze! Mój mąż ma problemy i nic nie chce mi powiedzieć! A ja muszę wiedzieć, co się tu dzieje! Powiedzcie mi chociaż trochę!
- Ale ja dałem słowo - tłumaczył się Ash.
- Ja także - dodałam.
Kobieta rozumiała to, ale jej obawa o małżonka wyraźnie przeważała w tej sprawie.
- Mówcie mi tu prawdę! Szanuję wasze obietnice i nie chcę, żebyście je łamali, ale powiedzcie mi chociaż ogólne dane! Błagam was... To mój mąż! Ja go kocham i muszę to wiedzieć.
Westchnęliśmy głęboko, patrząc na siebie uważnie.
- Chyba trochę powiedzieć możemy - zauważyłam.
- Owszem - zgodził się ze mną mój luby.
- Pika-pika! - poparł go Pikachu.
Detektyw z Alabastii spojrzał na panią Rocker i zaczął mówić:
- Tak, ma pani rację. Ktoś grozi pani mężowi, ale niestety wciąż nie wiemy, kto i dlaczego to robi.
- Rozumiem... - pokiwała smutno głową kobieta - Wpadliście już na jakiś trop?
- Niewielki... Tylko poszlaki, a to za mało, aby cokolwiek powiedzieć - odparł mój luby.
- No tak... - pani Octavia poprawiła sobie delikatnie włosy - A czy to zagrożenie, o którym rozmawiamy, jest bardzo poważne, czy stanowi tylko takie sobie pogróżki?
- Obawiam się, że bardzo poważne - powiedział mój luby.
Kobieta załamana położyła sobie dłoń na głowie.
- A więc jednak... Wiedziałam... A Arthur chce pracować dla policji, jak skończy studia! Co prawda tylko jako lekarz policyjny czy jak oni tam ten fach nazywają, ale zawsze to praca dla policji. Boże święty...
Następnie popatrzyła na nas.
- Proszę was... Zróbcie, co tylko w waszej mocy, aby pomóc mojemu mężowi. W razie czego złamcie obietnicę, jaką mu daliście. Ważniejsze jest jego życie.
Wzruszona patrzyłam na tę wspaniałą i cudowną osobę. Widać było, że kocha swoją rodzinę oraz chce jej pomóc, jednak czuje się bezsilna, co ją dobijało. Doskonale rozumiałam to, więc powiedziałam:
- Pani Rocker... Zrobimy wszystko, co w naszej mocy, aby pomóc pani mężowi.
- Ma pani na to nasze słowo - dodał Ash, któremu wyraźnie się udzielił ten wzniosły nastrój.
- Pika-pika! - zapiszczał szlachetnym tonem Pikachu.
Kobieta przytuliła nas mocno do siebie.
- Dziękuję wam... Bardzo dziękuję... Proszę, pomóżcie mu... Ja mam tylko jego i Arthura. Jeśli stracę choć jednego z nich, to...
- Nie straci pani... Obiecuję - powiedział mój chłopak.

***


Po tej wizycie poszliśmy do Centrum Pokemon, gdzie przebywał nasz drogi Max. Tam zaś w sali z komputerami szukał na nasze życzenie kilku niezbędnych danych, których potrzebowaliśmy, aby rozwikłać tę zagadkę. To miało dla nas ogromną wartość, dzięki nim bowiem mogliśmy dokonać zatrzymania prawdziwego sprawcy, a przynajmniej nasze szanse, żeby to osiągnąć, znacznie by się zwiększyły.
- Co sądzisz o całej tej sprawie, Sereno? - zapytał mój chłopak.
Pomyślałam przez chwilę.
- Wcale nie jestem pewna, co mam myśleć, Ash - odpowiedziałam mu - Naprawdę mam pewne wątpliwości, co do winy Mortimera Blacka. Jednak nadal brakuje nam innych podejrzanych.
- To, że nam ich brakuje nie znaczy, że ich nie ma.
- Pika-pika-chu! - zgodził się z nim Pikachu.
Pokiwałam powoli głową.
- Masz rację, tylko jak my mamy znaleźć winnego? Przecież kapitan nie pamięta daty 28 kwietnia... Nie kojarzy jej z żadnym wydarzeniem ze swojej przeszłości.
- Możliwe, że miało to miejsce dawno temu i nie zapamiętał tego.
- Chodzi więc o wydarzenie z dość dawnej przeszłości. Tylko dlaczego ktoś miałby się mścić w tak okropny sposób za coś, co miało miejsce dawno temu?
- Kochanie moje... To ty nie wiesz, że zemsta im dłużej odwlekana, tym lepiej smakuje? Pamiętasz sprawę w Sinnoh?
Wiedziałam doskonale, o co mu chodzi. O tę sprawę, kiedy to pewien chłopak, przyjaciel Asha, zamordował z zimną krwią człowieka, który był jego ojcem i który doprowadził do śmierci matkę swojego pierworodnego dziecka, porzucając ją samą na pastwę losu. Młodzieniec ów także długo czekał na to, aby się zemścić i zrobił to, choć niestety potem zapłacił za to własnym życiem.
- Pamiętam tę sprawę - powiedziałam na głos - Sądzisz, że tutaj może być coś podobnego?
- Podobnego nie... - pokręcił przecząco głową Ash - Chyba, że jedynym podobieństwem obu spraw będzie zemsta dokonana po latach. Inaczej to nie mogę powiedzieć, aby jakieś podobieństwo istniało. Przecież kapitan jest ostatnią osobą, którą bym posądził o porzucenie ukochanej z dzieckiem dla zrobienia kariery.
- Racja - zgodziłam się z nim - Jednak zemsty za czyn sprzed lat nie wykluczasz?
- Sam kapitan jej nie wyklucza. Ale myli się sądząc, że winowajcą jest Mortimer Black. Tutaj mamy do czynienia z kimś wyrafinowanym i podłym, który spokojnie może czekać na to, aby uderzyć. Pan Black z kolei to furiat i pijak. Taki nie czeka spokojnie, lecz zadaje cios bez wahania wtedy, kiedy tylko chce.
Po tym, co widziałam niedawno na własne oczy, jakoś trudno mi było nie uwierzyć w sens słów mojego chłopaka.
- Mimo wszystko prosiłeś Latias, aby niewidzialna obserwowała tego całego Mortimera, jak tylko skończy pracę - zauważyłam.
- To prawda, ale prosiłem ją  o to dlatego, że musimy go obserwować - rzekł Ash - Jest on wciąż jedynym podejrzanym, jakiego mamy.
- Pika-pika-chu! - zgodził się z nim Pikachu.
- Ale przecież puszczanie Latias samej na miasto, nawet niewidzialną, jest bardzo ryzykowne - zauważyłem.
- Spokojnie, Sereno... Melody jest z nią. Trzyma się ona w bezpiecznej odległości, ale wkroczy do akcji, jeśli będzie trzeba.
- Jesteś wielkim optymistą. Nie wiem, czy nie zbyt wielkim.
- Grunt to odpowiednie podejście do życie.
- Cieszę się, że tak mówisz.


Następnie spojrzałam na wystawę jednego ze sklepów i zapytałam:
- Wiesz już, co kupić Bonnie na urodziny?
Ash zatrzymał się, po czym westchnął głęboko:
- Niestety, tego nie wiem... Naprawdę nie wiem... Za bardzo mam teraz głowę zajętą myśleniem o czymś innym.
- Rozumiem to, ale przecież nie możesz zawieść Bonnie. Wiesz, jak ona cię uwielbia.
Mój chłopak uśmiechnął się delikatnie.
- Uwielbia mnie?
- No pewnie! - zawołałam - Przecież często cię chwali i zaznacza, że bardzo chce brać z ciebie przykład, gdy będzie trenerką Pokemonów. Jesteś dla niej prawdziwym wzorem do naśladowania.
Ash zarumienił się lekko, kiedy to usłyszał.
- Poważnie?
- Dokładnie tak. Sama mi o tym powiedziała. Tylko, jeżeli mogę cię prosić, to nie mów jej, że się wygadałam. Dla niej to nieco wstydliwy temat.
Mój chłopak zachichotał radośnie.
- Wiesz, kochanie... Naprawdę nigdy nie sądziłem, że mogę być dla kogoś wzorem do naśladowania.
- Nigdy byś nie pomyślał, tak?! Też mi coś! - zachichotałam dowcipnie - Przecież bardzo dobrze wiedziałeś, że dla Clemonta jesteś wzorem. Sam ci przecież powiedział, że cię podziwia. Wtedy, w Kalos, kiedy to dołączył do ciebie razem z Bonnie.
- Skąd to wiesz? Przecież nie było cię wtedy z nami.
- Sam mi o tym powiedziałeś.
- Aha! No tak! Rzeczywiście. Zupełnie zapomniałem.
- Taki młody, a już skleroza go dopadła - zachichotałam - A to, że ja ciebie podziwiam to może nie wiedziałeś?
- Ty mnie podziwiasz, kochanie? A niby za co?
Podeszłam do niego, uśmiechając się przy tym zalotnie.
- A chociażby za to, że jesteś bardzo dzielny, odważny, szlachetny, do tego wspaniały z ciebie trener Pokemonów i genialny detektyw.
Ash spojrzał na mnie uważnie, mając na twarzy uśmiech.
- Powinienem być skromny i zaprzeczyć? - zapytał.
- Możliwe - odpowiedziałam zagadkowo.
- Ale jakoś nie chcę.
- Nie musisz. Cenię cię za szczerość, a nie fałszywą skromność.
- A ja cię cenie za masę różnych rzeczy.
- Jak choćby? - zapytałam wesoło, odgarniając sobie niesforny kosmyk z czoła.
- Jak choćby takie cechy jak: odwaga, szlachetność, lojalność, dobroć, romantyczne usposobienie, a także za to, że zawsze mogę na ciebie liczyć.
- Nie zawsze, skarbie.
To mówiąc dotknęłam palcem delikatnie szramy, jaką mój ukochany miał nad prawym okiem. Była to pamiątka po bliskim spotkaniu pierwszego stopnia z widmem Sashem, na które Ash przez moją głupotę był narażony.
- Kochanie moje... Nie przejmuj się tym tak - powiedział do mnie ten najcudowniejszy ze wszystkich chłopaków na całym świecie - Ale przecież tamta sprawa się dobrze skończyła.
- Tak, ale niewiele brakowało, a byłoby inaczej.
Mój chłopak pocałował mnie czule w usta.
- Kocham cię.
- Ja ciebie też.
Ash uśmiechnął się delikatnie.
- No, a teraz, moja kochana wielbicielko, jeśli oczywiście mogę cię tak nazywać, pora wybrać prezent dla Bonnie.
- Właśnie... Nie możemy sprawić, żeby przestała cię ona uwielbiać - zażartowałam sobie.
- Tu nie chodzi o uwielbienie. Po prostu nie chcę jej zawieść, bo to w końcu moja mała przyjaciółka.
- Nasza mała przyjaciółka - poprawiłam go.
- No właśnie - rzekł mój luby.
- Pika-pika! - zapiszczał Pikachu.

***


Po tej rozmowie zajrzeliśmy razem do kilku sklepów. W jednym z nich kupiłam dla Bonnie uroczą, czerwoną sukienkę. Wiedziałam, że się jej ona bardzo spodoba, ponieważ bardzo dobrze znałam je gust. Wybrałam również odpowiednią, gdyż doskonale pamiętałam wymiary, jakie miała, więc wybór kreacji nie stanowił dla mnie żadnego problemu.
Ash jednak na nic nie mógł się zdecydować. Wszystko wydawało mu się mało odpowiednie lub po prostu nie pasujące na urodziny.
- Musisz się w końcu zdecydować - powiedziałam, gdy wychodziliśmy ze sklepu - Przecież urodziny ma już niedługo. Możesz nie zdążyć kupić właściwy prezent.
- Spokojnie, jeszcze zdążę - odparł na to mój ukochany - Póki co mamy ważniejsze sprawy na głowie. Przede wszystkim musimy wiedzieć, w jaki sposób możemy pomóc kapitanowi Rockerowi. To teraz nasz najważniejszy priorytet.
- Priorytety z natury są najważniejsze.
- No właśnie.
Poszliśmy więc do Centrum Pokemon, gdzie zastaliśmy Maxa. Biedak wyglądał na zmęczonego, choć jednocześnie też bardzo zadowolonego.
- No, jesteście nareszcie! - zawołał, kiedy nas zauważył - Mam dla was bardzo ciekawe wieści.
- Poważnie? - zapytałam - Nie mów mi, że znalazłeś naszego gościa, który wysłał ten nekrolog kapitanowi.
- Jego nie, ale mam pewne powiązanie pomiędzy datą 28 kwietnia, a osobą naszego drogiego przyjaciela.
Zaintrygowani usiedliśmy przy jednym stoliku, natomiast Max bardzo z siebie zadowolony podał nam kilka kartek, na których coś nabazgrał.
- Troszkę mi to zajęło, Ash, bo dane na ten temat było naprawdę trudno znaleźć. Musiałem całego swojego intelektu, żeby...
- Do rzeczy! - warknął na niego Ash.
Max wyszczerzył zęby w głupkowatym uśmiechu.
- Wybacz, ale jakbyś mnie częściej chwalił, to bym nie musiał sam tego robić.
- I tak już wystarczająco cię chwalę - zaśmiał się detektyw z Alabastii - Mów więc... Czego się dowiedziałeś?
- Już mówię. Otóż 28 kwietnia 1986 roku, czyli równo dwadzieścia lat temu, Jasper Rocker, wówczas jeszcze sierżant, wszedł podstępem do gangu pewnego faceta nazwiskiem Robert Candrew. Dzięki temu udało mu się zdobyć dowody przeciw niemu i wydać tego drania w ręce policji. Bandyta jednak nie zamierzał jednak grzecznie iść do więzienia. Kiedy więc chciano go aresztować w jego własnym domu, drań wyjął broń i zaczął strzelać do policjantów. Wówczas to Jasper Rocker, ratując życie swoich kompanów, zabił podejrzanego. Niedługo potem awansował oraz zyskał sławę bohatera. Wydarzenie to miało miejsce właśnie 28 kwietnia w Wertanii.
- Wertanii, powiadasz? - zastanowił się Ash, masując sobie podbródek palcami - To bardzo interesujące.
- Co jeszcze wiesz? - zapytałam.
- Pika-pika? - pisnął Pikachu.
- Niewiele. O tym bandycie nie znalazłem w sumie nic. Wiadomości o nim są skąpe. Wiem jedynie tyle, że miał rodzinę, ale bliższych szczegółów nie udało mi się odkryć.
- Czy miał może... brata? Albo siostrę? - spytał mój chłopak.
Max pomyślał przez chwilę, po czym sprawdził swoje dane.
- Tak... Miał starszego o dwa lata brata, Johna. Sprawdziłem już. Koleś prowadzi firmę produkującą samochody w Wertanii. Nazywa się „Candrew i Spółka“.
- Czy był związany z bratem? - zapytałam.
- A tego to już nie pisało - odrzekł Max.
Ash uśmiechnął się zadowolony.
- Doskonale. Wobec tego mamy już chyba pewien punkt zaczepienia - powiedział - Jutro złożymy sobie wizytę temu panu.
- Oby tylko zechciał odpowiedzieć na nasze pytania - zauważyłam.
Detektyw z Alabastii uśmiechnął się do mnie.
- Sereno, tylko proszę więcej optymizmu. On na pewno zechce z nami rozmawiać. Jestem tego pewien.


C.D.N.



1 komentarz:

  1. Zaczyna się robić coraz ciekawiej. Nasi przyjaciele wciąż usiłują dowiedzieć się, co łączy kapitana Rockera z tajemniczą datą 28 kwietnia i dlaczego właśnie na ten dzień tajemnicza osoba zaplanowała śmierć szefa policji w Alabastii. Na pewno tą osobą nie jest Mortimer Black, o czym nasza para detektywów informuje kapitana. Mężczyzna początkowo jest wściekły, gdyż jest przekonany o winie swojego wroga, na którą nie ma jednak żadnych dowodów. Jednak potem łagodnieje i obiecuje sobie przypomnieć wydarzenie z przeszłości powiązane z datą 28 kwietnia. Jednocześnie zaprasza też Asha i Serenę na obiad do swojego rodzinnego domu, które to zaproszenie nasza para bardzo chętnie przyjmuje.
    Po wizycie na komisariacie odwiedzają oni May w Centrum Pokemon, gdzie ta dochodzi do siebie po upadku ze schodów. Ash zleca jej przygotowanie przyjęcia urodzinowego dla Bonnie, czego panna Hameron chętnie się podejmuje. W pewnym momencie do pokoju May przychodzi... Gary Oak, który po krótkich wyjaśnieniach okazuje się być... chłopakiem May. Para zostaje zostawiona sama sobie, a Ash i Serena idą na umówiony obiad u państwa Rocker, podczas którego poznają żonę kapitana policji oraz jego syna Arthura i jego dziewczynę Rosalie.
    Po obiedzie żona kapitana próbuje wymóc na Ashu i Serenie wyznanie, czy jej mężowi coś grozi. W końcu po krótkich naciskach nasza para wyznaje, że ktoś zagraża kapitanowi. Obiecują żonie szefa policji, że złapią odpowiedzialnego za ten czyn.
    Zaraz po obiedzie nasza para wybiera się na zakupy, by tam nabyć prezent urodzinowy dla Bonnie. Serena szybko wybiera śliczną czerwoną sukienkę będąc pewną, że ta spodoba się dziewczynce. Ash jednak jeszcze nie może się zdecydować. Pewnie jak zwykle kupi coś na ostatnią chwilę. ;)
    Po powrocie do centrum pokemon dowiadują się od Maxa, że 28 kwietnia 1986 roku, czyli dwadzieścia lat wcześniej, Jasper Rocker, będący wtedy w stopniu sierżanta, podstępem dostał się do gangu Roberta Candrew. Zdobył dzięki temu dowody przeciw niemu i chciał wsadzić drania za kratki, jednak Candrew wcale nie miał zamiaru iść do więzienia. Podczas próby jego aresztowania mężczyzna zaczął strzelać do policjantów. Wówczas to Jasper Rocker zabił podejrzanego w obronie swoich kompanów, by potem awansować i zyskać ogólną sławę.
    Jak się okazuje, zabity Robert Candrew ma brata, Johna, który prowadzi firmę produkującą samochody "Candrew i spółka". Podejrzewając, iż to ten mężczyzna może mieć coś wspólnego z pogróżkami skierowanymi na osobę kapitana Rockera, Ash i Serena decydują się złożyć mu wizytę. Co z niej wyniknie? Czy to właśnie John Candrew dybie na życie szefa policji, chcąc się w ten sposób zemścić za śmierć brata? To wszystko się okaże już w kolejnej części. :)
    Akcja pędzi jak pociąg Pendolino z Warszawy do Krakowa :) I dodatkowo cały czas trzyma w napięciu, co w tym przypadku jest bardzo dobre. :)
    Ogólna ocena: 100000000000000000000/10 :)

    OdpowiedzUsuń

Przygoda 129 cz. II

Przygoda CXXIX Tytanio, wio! cz. II Lot trwał długo. Ash nie liczył, jak długo, ponieważ odkąd tylko opuścił tak bardzo mu bliskie Gotham Ci...