środa, 3 stycznia 2018

Przygoda 053 cz. I

Przygoda LIII

Obowiązki starszego brata cz. I


- Ogłaszam wszem i wobec, że walka pomiędzy Clemontem (Liderem Sali w Lumiose) a Kennym (koordynatorem Pokemonów z Sinnoh) właśnie się rozpoczyna! - powiedziała uroczystym tonem Bonnie.
- Trenerzy mogą użyć tylko po jednym Pokemonie, a walka zostanie zakończona wtedy, gdy jeden z Pokemonów będzie niezdolny do walki - dodała Cynthia.
- To nie powinno być trudne - rzekł Kenny, ściskając mocno w dłoni swój pokeball.
Clemont popatrzył na niego groźnie i odparł:
- Nie bądź zbyt pewny siebie. Jeszcze nie wygrałeś.
- Mam jakieś złe przeczucia - powiedziałam po cichu do Asha.
- Ty też? - zapytał mój chłopak.
- Pip-lu-pip! - zaćwierkał smętnie Piplup.
Dawn, która stała obok swego startera, spojrzała na nas z wyrzutem.
- Jak możecie tak mówić? Przecież Clemont ma ogromną szansę na zwycięstwo.
- Właśnie... Więcej odwagi - dodał wesoło Max.
- Więcej rozsądku też by się niektórym przydało - stwierdziłam.
Alexa patrzyła uważnie na Kenny’ego.
- Ten gość jest naprawdę bardzo pewny siebie - powiedziała - Może to i lepiej. Bardziej go zaboli porażka.
- Sądzisz, że Clemont ma szansę go pokonać? - zapytałam.
- Jak najbardziej - odpowiedziała mi moja przyjaciółka - Jestem tego całkowicie pewna. Ostatecznie wszystko zależy od umiejętności zarówno Pokemona, jak i trenera.
- Właśnie - dodał Ash, krzyżując na piersi swoje ręce - Nie możemy z góry spisywać Pikachu na straty, chociaż przyznaję, że już raz przegrał z faworytem Kenny’ego.
- A kto jest jego faworytem? - zapytałam.
- Uwaga! Zaczynamy bitwę! - pisnęła radośnie Bonnie.
Kenny wyszczerzył zadowolony zęby w czymś na kształt uśmiechu, co mnie raczej przypominało otwarte wnyki na Ursaringi.
- Empoleon! Pokaż się! - zawołał.
Z jego pokeballa wyskoczył wysoki Pokemon o czarnych piórach, białym brzuchu i sporych rozmiarów dziobie. Jego głowę i twarz zdobiło coś na kształt wielkiej, złotej korony.
- To jest właśnie faworyt Kenny’ego - powiedziała Dawn.
- Empoleon - dodał Ash.
Zaintrygowana wyjęłam Pokedex i skierowałam go na stworka. Już po chwili ukazał mi się jego hologram, zaś dopasowane do niego nagranie przemówiło:
- Empoleon, Pokemon pingwin typu stalowego i wodnego, ewoluuje z Prinplupa. Jest bardzo dumny i łatwo go obrazić, a gdy do tego dochodzi, to staje się agresywny. Mimo swoich wielkich rozmiarów oraz dużej wagi potrafi walczyć nawet z bardzo zwinnymi przeciwnikami.
- Interesujące - powiedziałam, chowając do kieszonki spódniczki swój Pokedex - Czy dobrze rozumiem, że ten Pokemon jest ostateczną formą Piplupa?
Dawn pokiwała twierdząco głową.
- Dokładnie tak. Prócz tego już kiedyś walczył z Pikachu i niestety go pokonał.
- Wtedy jeszcze nie znaliśmy zbyt dobrze swojego przeciwnika! Teraz będzie inaczej! - zawołał bojowo Ash - Clemont! Pikachu! Pokażcie im, na co was stać!
Młody Meyer uśmiechnął się radośnie do najlepszego przyjaciela, po czym spojrzał na Pikachu, mówiąc:
- Daj z siebie wszystko, stary.
- Pika! Pika-pika-chu! - pisnął dzielnie elektryczny gryzoń.
Spojrzałam cała przerażona na wygląd i ogromny wzrost Empoleona, po czym złapałam mojego chłopaka za rękę, wołając:
- Ash! Przecież Pikachu nie ma szans z tym Goliatem! Wycofaj go, póki jeszcze czas!
Mój luby jednak patrzył uważnie na swego Pokemona, po czym rzekł:
- Nie ma mowy. Pora wyrównać pewne rachunki.
- On jest niemożliwy - jęknęłam załamana do Dawn.
- Mówiłam ci to zawsze, ale ty nie chciałaś mnie słuchać - odparła panna Seroni, ściskając mocno swego Piplupa - Ale wiesz co? Tym razem jestem takiego samego zdania, co on. Czas już wyrównać pewne rachunki. A Kenny’emu przyda się solidny łomot.
- Dobra, Pikachu! Zacznijmy wybuchowo! - zawołał Clemont - Atak piorunem!
Pikachu zaatakował, jednak Kenny był na to przygotowany.
- Empoleon! Podwójna Drużyna!
Pokemon szybko wykonał polecenie i już po chwili zamiast jednego przeciwnika Pikachu widział już kilku. Piorun, który wystrzelił, trafił jedną z iluzji Empoleona, ten zaś wystrzelił w elektrycznego gryzonia wielką mgłę i ta przysłoniła Pikachu widoczność.
- O nie! Robi się groźnie! - jęknęła Dawn.
Buneary pisnęła przerażona, widząc to wszystko. W końcu miała ona słabość do Pikachu, więc ten widok bardzo ją zaszokował.
Johanna Seroni zaś uśmiechnęła się delikatnie.
- Trzeba przyznać, że Kenny nie wyszedł z wprawy - powiedziała - Ale sądzę też, że to za mało, aby pokonać Pikachu.


Modliłam się w duchu, żeby kobieta miała rację. Nie wiem, czy Ash oraz Clemont byliby w stanie przełknąć tę publiczną porażkę.
Tymczasem Pikachu zupełnie stracił orientację w tej ohydnej mgle, co wykorzystał jego przeciwnik, aby go zaatakować.
- Empelon! Stalowe Skrzydło! - krzyknął Kenny.
Pokemon zaatakował i jego cios niestety uderzył w Pikachu, który upadł na ziemię, ale szybko się z niej podniósł.
- To był bardzo silny cios - powiedziała Alexa - Jednak jak widać, nasz mały bohater wciąż ma siły walczyć.
- Popełniasz błąd, Kenny - zauważyła Cynthia - Stalowe Skrzydło to jest potężny atak, ale zapominasz, że nie wywiera on większego wpływu na typy elektryczne.
- Tak, ale tylko wtedy, kiedy ten atak jest pojedynczy! - odpowiedział jej Kenny - Inaczej jest wtedy, gdy takie ciosy następują jedne po drugim.
- Nie dam ci go użyć po raz kolejny! - zawołał Clemont - Pikachu! Elektrokula!
- Empolen! Hydropompa!
Oba ataki starły się ze sobą i narobiły sporo huku, ale nic poza tym.
- No dobra, stary! Atakuj znowu Stalowym Skrzydłem! - krzyknął po chwili Kenny.
- Pamiętaj nasze treningi! - zawołał Ash do swego startera.
Pikachu pisnął doń porozumiewawczo i zaczął stosować uniki. Jego przeciwnik był szybki, ale za wielki oraz zbyt ciężki, żeby osiągnąć taką szybkość, jaką posiadał elektryczny gryzoń, ten bowiem z wielką łatwością uniknął kolejnych ciosów przeciwnika, po czym zaatakował go Stalowym Ogonem. Uderzył Empoleona prosto w dziób i powalił na ziemię.
- Teraz Elektro-Akcja! - krzyknął Clemont.
Pokemon szybko uderzył swego przeciwnika tym ciosem, zadając mu kolejny, poważny cios. Empoleon podniósł się jednak z ziemi, po czym na polecenie Kenny’ego ponownie zaatakował Pikachu Hydropompą, lecz ten zastosował unik, a potem kolejne, gdy ataki się powtarzały.
- Empoleone się już zmęczył - zauważyła Alexa - Ciosy przeciwnika musiały poważnie go osłabić.
- A teraz, Pikachu, walnij go piorunem, tylko porządnie! - zawołał Clemont.
Pokemon wykonał szybko swój kolejny unik i uderzył w przeciwnika elektrycznością, osłabiając jego ruchy.
- A teraz na poprawkę Elektrokula! - dodał młody Meyer.
Pikachu zebrał całą swoją siłę na ten atak i uderzył. Empoleon był już tak zmęczony, że nie miał siły się uchylić, więc otrzymał na tyle silny cios, iż upadł na siłę, po czym stracił przytomność.
- Co?! Jak to możliwe?! - jęknął Kenny.
- Empoleon jest niezdolny do walki! Wygrywa Pikachu! - zawołała nie bez satysfakcji w głosie Bonnie.
- Hurra! - krzyknął Ash.
Buneary pisnęła z radości, po czym podbiegła do zwycięzcy, tuląc się do niego bardzo mocno, wprawiając go tym samym w lekkie zakłopotanie. Clemont zaś podszedł do niego i rzekł:
- Walczyłeś bardzo dzielnie, Pikachu. Gratuluję ci. Twój trener dobrze cię wyszkolił.
- Pika-pika-chu! - pisnął wesoło Pokemon.


Ash podszedł do nich i powiedział z dumą w głosie:
- To była wspaniała walka. Gratuluję wam obu.
Clemont spojrzał na niego z uśmiechem, mówiąc:
- Daj spokój, Ash. Przecież wiesz, że to nie moja zasługa.
Jego przyjaciel uważał jednak inaczej.
- Mylisz się. Przecież to ty kierowałeś moim Pokemonem, więc to jest twoje i jego zwycięstwo. Ja nie mam z tym nic wspólnego.
- Przeciwnie, masz bardzo wiele wspólnego - stwierdził Clemont - Bo przecież to ty wyszkoliłeś Pikachu tak skutecznie, że umiał on pokonać Empoleona.
Kenny tymczasem odwołał swego Pokemona do pokeballa.
- Walczyłeś bardzo dzielnie. Odpocznij teraz sobie - rzekł.
Cynthia podeszła do niego z uśmiechem na twarzy.
- No i co? A nie mówiłam, że Pikachu nie jest wcale tak łatwym do pokonania przeciwnikiem, jak ci się wydawało? - zapytała.
Chłopak uśmiechnął się do niej wesoło.
- Wiem. Jak zwykle miałaś rację, a ja wyciągnąłem błędne wnioski z mojej przeszłości. Widzę, że jeszcze wiele się muszę nauczyć, aby osiągnąć stan prawdziwej doskonałości.
- Tego nigdy nie osiągniesz - stwierdziła Cynthia filozoficznym tonem - Człowiek jest istotą naprawdę bardzo niezwykłą i może wiele osiągnąć w życiu, ale nigdy nie będzie doskonały. Nawet taki, który zostaje Mistrzem Pokemon.
Kenny spojrzał na nią zdumiony tymi słowami, po czym podszedł do Clemonta otrzymującego gratulacje od nas wszystkich, a szczególnie od Dawn, ta bowiem mocno go obejmowała i okazywała swoją wielką radość z powodu wygranej swego chłopaka.
- Hej, Clemont! - rzekł koordynator z Sinnoh.
Spojrzeliśmy na niego zaintrygowani.
- Co tam, Kenny? - zapytał nasz wynalazca.
- Myliłem się co do ciebie, okularniku - powiedział jego rywal - Źle cię oceniłem. Jesteś jednak naprawdę bardzo dobrym trenerem oraz osobą godną posiadania tytułu Lidera Sali w Lumiose. Uważam też, że ty i Dawn tworzycie naprawdę wspaniałą parę. Życzę wam samych sukcesów.
- Dziękuję - powiedział Clemont, uśmiechając się do niego przyjaźnie - My tobie także ich życzymy.
- Jeszcze znajdziesz sobie dziewczynę, zobaczysz - stwierdziła Dawn, puszczając Kenny’emu oczko.
Chłopak zdziwił się lekko, słysząc te słowa.
- Jaką dziewczynę? A kto powiedział, że ja jej szukam?
- Racja! Lepiej jest nie szukać miłości - zauważyła dowcipnym tonem Johanna Seroni - Ona sama się znajdzie w odpowiednim czasie.
- Takim jesteś znawcą? - zapytała dowcipnie Dawn.
- Nie... Po prostu mówię to z własnego doświadczenia oraz tego, co widzę wokół siebie - odpowiedziała jej mama.
Ash spojrzał na Kenny’ego i uśmiechnął się do niego delikatnie.
- Teraz wreszcie jesteśmy kwita - powiedział.
- Tak... Twój Pikachu pokonał mojego Empoleona - odparł na to dość ponuro koordynator z Sinnoh - Rachunki między nami zostały wyrównane.
- I bardzo dobrze - odparłam radośnie - Nie ma nic gorszego niż nie spłacone długi.
- W pełni się z tobą zgadzam - stwierdziła z uśmiechem Alexa.

***


Ponieważ po tej walce wszystkie nasze sprawy w Sinnoh zostały już załatwione, to udaliśmy się do portu, skąd mieliśmy wsiąść na najbliższy statek do Kanto. Odpływał on w południe i chcieliśmy na niego zdążyć, ponieważ nie wiedzieliśmy, kiedy będzie następny. Poza tym, chociaż było nam bardzo dobrze w ojczyźnie Dawn, to jednak nie mogliśmy siedzieć tam całe życie, gdyż tam za horyzontem czekały na nas nasze obowiązki.
Gdy już byliśmy w porcie, to statek już tam był. Mieliśmy bilety, więc wystarczyło tylko wejść na pokład. Przedtem jednak pożegnaliśmy się z osobami, które musiały zostać w Sinnoh, to znaczy Johannę Seroni, Alexę, Kenny’ego i Buneary.
- Mam nadzieję, że już niedługo znowu się zobaczymy - powiedziała mama Dawn, ściskając swoją córkę, a potem każdego z nas.
- My również - odpowiedziała jej moja najlepsza przyjaciółka.
- Już za panią tęsknimy - dodał Ash.
Johanna objęła go mocno i pocałowała czule w policzek, aż mój luby się delikatnie zarumienił.
- Do zobaczenia, Ash. Dbaj o moją córkę - rzekła kobieta.
- Zawsze o nią dbam - odpowiedział wesoło detektyw z Alabastii.
Pani Seroni obdarzyła promiennym uśmiechem mego chłopaka, potem zaś uścisnęła Clemonta, mówiąc:
- Ty też dbaj o Dawn, proszę.
- Będę dbał - odpowiedział radośnie młody Meyer - W końcu nie ma drugiej takiej dziewczyny na świecie jak ona.
- No to, to ja akurat wiem - zachichotała wesoło Johanna.
Potem uściskała nas Alexa.
- Nie płyniesz z nami? - zapytałam zasmucona nieco.
- Mam swoje obowiązki tutaj - odpowiedział dziennikarka z Kalos - W końcu redakcja „Sinnoh Expressu“ mnie zatrudniła, abym opisała wasze najnowsze śledztwo.
- Nie dziwię się, że właśnie ciebie o to poprosili  - powiedział wesoło Max - W końcu sama brałaś w tym śledztwie czynny udział.
- Dokładnie tak - zachichotała Alexa, puszczając mu oczko - A zatem będę mogła im podać relację z pierwszej ręki.
- Mam nadzieję, że niedługo się znowu zobaczymy - rzekł Ash.
- Jestem tego pewna - odparła nasza przyjaciółka.
- Tylko niczego nie pomyl, jak będziesz opisywać naszą przygodę z błękitnym jeziorem - zastrzegłam sobie.
Alexa zaśmiała się radośnie.
- Spokojnie, Sereno. Nie ma powodu do obaw. Cała sprawa jest wciąż zapisana w mojej głowie. Opiszę ją najdokładniej, jak to możliwe. Nie ma mowy o żadnej pomyłce.
- Trzymamy cię za słowo - zachichotałam.
Helioptile wskoczył radośnie na ramię Asha i zapiszczał wesoło.
- Trzymaj się ciepło, Helioptile - rzekł czule mój chłopak, gładząc go delikatnie po główce.
Pokemon potem wskoczył każdemu z członków naszej kompanii na ramiona, pogładził pyszczkiem nasze policzki, po czym wrócił do swojej trenerki.
Kenny spojrzał na Dawn z lekką tęsknotą w oczach.
- Trzymaj się, Dee Dee - powiedział.
Panna Seroni zrobiła bardzo groźną minę, ledwie to usłyszała.
- Ile razy mam ci powtarzać, żebyś tak do mnie nie mówił?! - pisnęła.
Chłopak zachichotał delikatnie, widząc jej reakcję.
- Jesteś taka śliczna, gdy się złościsz, Dawn.
- Nie odkryłeś niczego nowego - powiedział wesoło Clemont - Ja o tym wiem od dawna.
- A ja jeszcze wcześniej się o tym dowiedziałem - zachichotał Ash.
Koordynator z Sinnoh popatrzył radośnie na swoją przyjaciółkę z dzieciństwa i zapytał:
- Na pewno nie ma szansy na to, abyśmy ty i ja...
- Żadnej. Absolutnie - pokręciła przecząco głową Dawn.
Nie dała mu nawet dokończyć, gdyż wiedziała doskonale, o co chodzi.
Kenny uśmiechnął się do niej delikatnie i podał jej dłoń.
- No cóż... Może póki co to niemożliwe, ale nie będę tracił nadziei.
Dawn uścisnęła mu przyjaźnie rękę, mówiąc przy tym:
- To masz prawo robić, ale w tym jednym wypadku nadzieja jest matką głupich.


Mniej wesołe było pożegnanie Buneary z Pikachu. Króliczka była po prostu zasmucona, a w jej oczach gromadziły się łzy. Objęła ona mocno Pokemona do siebie, ten zaś głaskał czule jej główkę.
- Chyba rozstanie z ukochanym przerasta możliwości biedne Buneary - powiedziałam wzruszona tym widokiem.
- Pewnie tak - dodała Dawn.
Johanna spojrzała na córkę i rzekła:
- Jeśli chcesz, możesz ją ze sobą zabrać.
- Poważnie? - spytała panna Seroni.
- No jasne. W końcu to twój Pokemon.
Buneary słysząc te słowa podskoczyła radośnie w górę i pisnęła, po czym spojrzała ona uważnie na Pikachu czekając na jego decyzję. Ten zaś zapiszczał niepewnie, zarumienił się i spojrzał w kierunku swego trenera.
- Stary, daj już spokój - zachichotał Ash, widząc jego zachowanie - Ja przecież bardzo dobrze wiem, że też ją lubisz równie mocno, co ona ciebie. Jak długo chcesz to jeszcze ukrywać dla zachowania swojej męskiej dumy?
- Pika-pika! Pika-chu! - pisnął Pikachu, pokazując coś na migi.
- Rozumiem, że jesteś nieśmiały, a ona czasami cię onieśmiela. Ale powiedz sam... Brakowało ci jej przed naszym przyjazdem do Sinnoh?
- Pika-pika-chu!
- No właśnie. Więc po co bawić się w jakieś gierki? Powiedz jej to.
- Pika-pika?
- Ja tego za ciebie nie zrobię. Musisz zrobić to osobiście.
- Pika-pika-chu?
- Oczywiście. Zawsze trzeba samemu takie sprawy załatwiać. Ty też nie wyznałeś miłość Serenie w moim imieniu. Sam musiałem to zrobić.
- Dokładnie tak - dodałam, ściskając dłoń mojego chłopaka i patrząc na niego czule.
Pikachu westchnął głęboko i podszedł do Buneary, mówiąc doń coś w swoim języku. Pokemonka, gdy tylko to usłyszała, zapiszczała z radości, objęła go mocno za szyję, wprawiając stworka w lekkie zakłopotanie, po czym podbiegła do Johanny i uścisnęła ją czule na pożegnanie. Następnie puściła ją, podając jednocześnie Dawn pokeball.
- Weź... To pokeball Buneary - powiedziała kobieta.
- Miałaś go ze sobą? - zapytała zdumiona jej córka.
- Wiedziała pani, że jednak Dawn zechce zabrać ze sobą Buneary? - zapytałam zdumiona.
- Nie, nie wiedziałam tego - odpowiedziała mi z uśmiechem na twarzy Johanna - Miałam jedynie taką nadzieję.
Panna Seroni uśmiechnęła się czule.
- Och, mamo - powiedziała.
Następnie przywołała ona swą Buneary do pokeballa, który schowała potem do plecaka.
Kilka jeszcze minut trwało nasze pożegnanie, po czym wsiedliśmy na pokład statku i podeszliśmy do relingu, skąd machaliśmy radośnie pani Seroni, Alexie oraz Kenny’emu wołając im czule, że już za nimi tęsknimy i mamy nadzieję, iż kolejne spotkanie będzie miało niedługo. Widziałam przy tym łzy w oczach Dawn i poczułam, jak w moich ślepkach również pojawia się wyraz wielkiego smutku.
Na pewno uważny czytelnik zauważy, iż nie wspomniałam tutaj o pożegnaniu z Cynthią. Ma to jednak swoje przyczyny, ponieważ Mistrzyni Pokemonów Ligi Sinnoh płynęła z nami, co oznajmiła nam niemalże w ostatniej chwili, gdy już chcieliśmy ją pożegnać.
- Nie sensu, abyśmy mówili sobie do widzenia, ponieważ ja płynę z wami - powiedziała Cynthia.
Zdziwiła nas bardzo jej decyzja. Co prawda mój luby mówił mi, że ta kobieta często się tak zachowuje i nieraz podejmuje jakąś ważną dla siebie decyzję dopiero w ostatniej chwili, jednak mimo wszystko byliśmy tym naprawdę zdumieni.
- A czemu chcesz płynąć z nami? - zapytałam zdumiona.
- Masz może jakiś interes w Kanto? - dodał Ash.
- Pika-pika-chu? - pisnął Pikachu.
- A i owszem, Ash. Wybieram się do Strefy Walk w swoich własnych sprawach - powiedziała Cynthia.
- Ale nie mówiłaś nic wcześniej na ten temat - rzekł mój luby.
- Bo wcześniej miałam inne plany, ale kiedy dowiedziałam się już, że płyniecie dzisiaj do Kanto, to przemyślałam sobie to wszystko naprawdę bardzo dobrze i postanowiłam ostatecznie zmienić swoje plany.
Ash uśmiechnął się do mnie delikatnie na znak, że zachowanie Cynthi, choć początkowo go zdziwiło, to teraz wydaje mu się ono być zupełnie normalne i pasujące do niej w sam raz. Zachichotałam delikatnie widząc to wszystko i uznałam, że co jak co, ale wyraźnie zaczynam lubić tę kobietę.

***


Ponieważ rejs do regionu Kanto miał trwać kilka godzin, to poszliśmy rozkoszować się atrakcjami statku, na którym przyszło nam podróżować. Od razu poszliśmy na basen, gdzie przebrani w stroje kąpielowe wygodnie usadowiliśmy swe osoby na leżakach.
- Będzie mi brakować Sinnoh - powiedziałam po chwili, chcąc jakoś zacząć rozmowę.
- Mnie również - rzekł Ash - Bardzo przyjemnie spędziliśmy tam czas.
- Wcale mnie to nie dziwi - stwierdziła dowcipnie Dawn - W końcu to są moje rodzinne strony. Tam się wychowałam. Tam po prostu musi być pięknie. Poza tym chyba polubiliście moją mamę.
- Chyba? My ją uwielbiamy! - zawołałam radośnie.
- Popieram - dodał Clemont - To naprawdę wspaniała kobieta.
Panna Seroni uśmiechnęła się do niego radośnie i pocałowała go czule w policzek.
- Dziękuję ci. Miło mi, że tak mówisz.
Jej chłopak zarumienił się lekko.
- Nie ma za co, w końcu mówię jedynie to, co jest zgodne z prawdą i moimi własnymi myślami.
- Chętnie jeszcze kiedyś wpadnę do Sinnoh - rzekł Max, łapiąc mocno świeże powietrze w płuca.
- Ja również - dodała radośnie Bonnie - A teraz chcę wpaść do basenu i popływać!
- Lecę z tobą! - zawołał młody Hameron.
Oboje wskoczyli wesoło do wody i zaczęli tam radośnie pływać.
- Ach, te dzieci - powiedziała Dawn matczynym tonem.
Spojrzałam na Asha, który zachichotał radośnie i krzyknął:
- Czekajcie! Idę do was!
- Pika-pika-chu! - pisnął wesoło Pikachu.
- Bunne-bunne! - dodała Buneary radosnym piskiem.
Chwilę później cała trójka wskoczyła do basenu, a mój luby zawołał przy tym głośno:
- Bomba leci!
- Ach, te dzieciaki - zaśmiała się Dawn.
Spojrzałam na nią z lekkim wyrzutem.
- No co, Sereno? Iris jednak ma rację. Mój jakże kochany, starszy brat czasami naprawdę zachowuje się jak duże dziecko. Czasami - stwierdziła panna Seroni.
- Może i tak, ale dla mnie to jest spora zaleta - stwierdziła Cynthia, która opalała się obok nas w jednoczęściowym, ale za to bardzo mocno powycinanym, czarnym kostiumie kąpielowym podkreślającym jej jakże kobiece kształty.
Ja, Dawn i Clemont spojrzeliśmy na nią zdumieni.
- Co masz na myśli? - zapytałam.
Mistrzyni Pokemon położyła na swoich kolanach czytaną przez siebie książkę (którą był najnowszy kryminał Johna Scribblera) i powiedziała:
- Widzisz... Ash mimo bycia sławną oraz powszechnie znaną osobą zachował w sobie dobroć. Wielu ludziom na jego miejscu woda sodowa uderzyłaby do głowy, jednak jemu nie! On jest porządnym człowiekiem, nie zmienił się na gorsze i zawsze uczciwie podchodzi do wielu spraw.
- Powiedziałabym raczej, że naiwnie - stwierdziła ironicznie Dawn - On pomaga w potrzebie każdemu, nawet naszym wrogom, gdy ci znajdą się w niebezpieczeństwie.
- Aż tak naiwny to on nie jest - powiedział Clemont - Po prostu chce pomagać tym, którzy naprawdę potrzebują pomocy. Zwykle też to działa na naszą korzyść, bo potem ocaleni przez nas ludzie umieją się nam porządnie odwdzięczyć.
- Bo mamy farta - mruknęła jego dziewczyna.
Tymczasem Ash pływał w basenie razem z Bonnie, Maxem, Pikachu i Buneary, ochlapując lekko leżącą na leżaku Dawn.
- Ech! On naprawdę czasami zachowuje się jak dzieciak - powiedziała panna Seroni z uśmiechem na twarzy.
- Nie mów mi, że sama nie lubisz tak wariować - odparłam.
Dziewczyna zachichotała delikatnie.
- Przyznaję, masz rację. Tylko, że teraz jestem za bardzo zmęczona tym upałem, który niespodziewanie nas naszedł. Chcę więc odpocząć, a on mi w tym przeszkadza. Choć przyjemnie mi jest patrzeć na to, jak dobrze się bawi i gdyby nie ten upał...
Chwilę później Piplup wysunął się z ramion swej trenerki i wskoczył do basenu, chlapiąc delikatnie na Dawn.
- I ty też? - jęknęła dziewczyna - A myślałam, że chociaż ty jesteś normalny.
- Ty weź już nie bądź taka sztywna - odparłam złośliwie - Gdybyś nie była zmęczona upałem, to sama byś się tak bawiła.
- To na pewno, ale teraz chcę sobie odpocząć - rzekła Dawn i wyłożyła się wygodnie na leżaku.
Cynthia uśmiechnęła się delikatnie.
- Muszę ci powiedzieć, Dawn, że byłam zaskoczona, kiedy Kenny mi powiedział, że ty i Ash jesteście rodzeństwem. Serio, nie spodziewałam się usłyszeć czegoś takiego.
- Przyznam ci się, iż sama byłam tym zaskoczona - odrzekła panna Seroni - Początkowo dość trudno mi było to zaakceptować, bo ostatecznie wtedy, gdy odkryłam ten fakt, byłam wręcz zakochana w Ashu. Kochałam go i chciałam z nim być, a tu nagle poznałam prawdę o tym, kim dla siebie oboje jesteśmy. Początkowo był to dla mnie wielki szok, jednak z czasem podeszłam do tego jak do czegoś może nawet przyjemnego.
- Przyjemnego? - zdziwiłam się.
- No tak. W końcu zawsze chciałam mieć starszego brata i wreszcie mi się to marzenie spełniło, choć nie tak, jak tego oczekiwałam. Tak czy siak jestem z tego bardzo szczęśliwa.
- Jakoś nie zauważyłam - mruknęłam złośliwie.
- Wiem, że może to nie zawsze jest widoczne, ale cieszy mnie to, że Ash jest moim starszym bratem. Chociaż czasami na niego narzekam i lubię mu nieraz dogadać, to jednak oboje zawsze trzymamy ze sobą sztamę.
- I to jest najważniejsze - stwierdził Clemont.
- Nie inaczej - dodała Cynthia - Moim zdaniem to bardzo ważne mieć osobę, na którą zawsze możesz liczyć. Ja na taki luksus sobie niestety nie mogę sobie pozwolić.
- Dlaczego? - zapytałam zdumiona.
- Bo widzicie... Dawn i Ash znają dobrze mojego kamerdynera, który jest też moim najlepszym przyjacielem, a właściwie to jedynym.
- Jedynym? A my to co? - spytała Dawn.
Kobieta uśmiechnęła się do niej delikatnie.
- No tak, wy również, ale przecież z wami nie mam takiego kontaktu, jaki chciałabym mieć. Za mało czasu spędzamy razem.
- Zawsze można to zmienić - stwierdził Clemont takim tonem, jakby to była najbardziej oczywista rzecz pod słońcem.
Cynthia westchnęła głęboko.
- Wiesz... Gdyby to było takie proste... Niestety wy prowadzicie teraz inny tryb życia niż kiedyś. Z tego, co słyszałam, to obecnie ciągle jesteście w trasie, bo bawicie się w detektywów.
- Dobrze, że Ash cię nie słyszy - zachichotałam - Takie słowa mogłyby go urazić.
- Nie inaczej - stwierdziła Dawn wesołym tonem - Dla niego to nie jest zabawa w detektywów, tylko poważna praca.
- Większość z nas tak uważa - dodał Clemont.
Cynthia uśmiechnęła się do nas.
- No tak, macie rację. Nie powinna mówić o tym, że to zabawa, bo przecież wy uważacie inaczej. No i widzicie... Taka jestem. Po prostu nie nadaję się do bycia prawdziwą przyjaciółką. Dlatego właśnie mam żadnych wiernych kompanów... Oczywiście poza wami i moim kamerdynerem.
- Bo czasami mówisz słowa, których potem żałujesz? - spytałam.
- Nie... Bo nie umiem szanować innych ludzi.
Ja, Dawn i Clemont spojrzeliśmy na nią zdumieni tymi słowami.
- Uważam, że jest wręcz przeciwnie - powiedziała panna Seroni.
Kobieta popatrzyła na nas czule.
- Dzięki, Dawn. Miło mi to słyszeć. Ale niestety, prawda jest brutalna. Żadna tam ze mnie przyjaciółka. No, być może teraz umiem być zdolna do prawdziwej przyjaźni, ale niestety.... Wcześniej było inaczej. Bo widzicie... Kiedyś, jako młoda dziewczyna zyskałam praktycznie wszystko, o czym zawsze marzyłam: sławę, bogactwo i zaszczyty. Wskutek tego wszystkiego odbiło mi. Stałam się zarozumiała, wredna oraz nieczuła wobec innych. Jednym słowem, powstała ze mnie typowa, żałosna gwiazdeczka. Zanim to zrozumiałam, to zdążyłam zrazić do siebie swoich przyjaciół i zraniłam ich uczucia. Niestety, mój błąd był już potem nie do naprawienia. Kiedy tylko zrozumiałam, jaką jędzą zostałam oraz w jaki sposób skrzywdziłam tych, którzy mnie kochali, to było już za późno, aby cokolwiek naprawiać. Moi przyjaciele nie umieli mi wybaczyć to, w jaki sposób ich skrzywdziłam. Poza moim kamerdynerem, który był moim opiekunem w dzieciństwie, nie mam już nikogo sobie bliskiego. Dlatego też tak zazdroszczę Ashowi, że ma was. W ogóle Ash to wspaniały chłopak. Ma wielu przyjaciół w każdej części świata. A ja mam tylko tę swoją nic nie wartą sławę, dla której poświęciłam wszystko, co mi było bliskie, wskutek czego każdym swoim sukcesem muszę się cieszyć sama.
- A czy Ash wie o tym, o czym nam teraz mówisz? - zapytałam.
- O tak... Opowiedziałam mu to przy okazji, kiedy był ostatni raz w Unovie i odwiedził mnie tam w mojej wakacyjnej willi - odpowiedziała mi Cynthia.
Chwilę później parsknęła ona śmiechem.
- Wakacyjna willa. Też mi coś. Mam takie w każdym regionie i co? Siedzę w nich samotnie lub z moim kamerdynerem. Oto, jak wygląda moje życie. Albo olimpiady i Mistrzostwa, albo samotność w wielkim, bogatym domu, wszystko na zmianę. Jestem równie żałosna, co ta cała sława, którą zdobyłam.
- Nie mów tak, Cynthio! - zaprotestowała głośno Dawn - Przecież ty jesteś mądrą i bardzo dobrą osobą.
- Mądrą i dobrą po szkodzie.
- Niektórzy nawet tego nie potrafią osiągnąć.
Cynthia uśmiechnęła się do niej lekko.
- Dziękuję za te słowa. Ale tak czy inaczej ja już nie widzę wielkich nadziei dla siebie. Kupiłam sławę za cenę utraty bliskich mi osób. Przez to będę teraz przez resztę swego życia samotna.
- Daj spokój, jeszcze kogoś sobie znajdziesz - próbowałam jakoś ją pocieszyć.
Kobieta była jednak innego zdania.
- Niemożliwe. Już za późno. Zresztą gdybym nawet kogoś poznała, to nigdy nie miałabym pewności, czy on kocha mnie, czy też może to, jak sławna i bogata jestem. Pamiętajcie, kochani... Sławne osoby rzadko kiedy są naprawdę kochane. Jeżeli chcecie być przez kogoś kochani dla samych siebie, to albo zrezygnujcie ze sławy, albo zdobądźcie miłość oraz przyjaźń zanim sięgniecie po sławę. A kiedy już zaczniecie tę sławę zdobywać, to nie pozwólcie sobie na moje błędy, bo inaczej wszystko stracicie i zostanie wam tylko piękna, złota klatka, w której się na zawsze zamkniecie skazani na samotność oraz pustkę.
- Smutne - powiedziałam.
- Ale prawdziwe - stwierdziła Mistrzyni Pokemon.


Chwilę później miało miejsce coś, co znacznie poprawiło nam humor po tej jakże przygnębiającej rozmowie. Mianowicie Pikachu oraz Buneary wesoło wyskoczyli z basenu, a następnie zaczęli oni biegać wokół niego, piszcząc przy tym radośnie. Nagle elektryczny gryzoń, należący do mego chłopaka, poślizgnął się na mokrej posadzce i wpadł prosto na jakiegoś mężczyznę w niebieskich dżinsach oraz białej koszuli.
- Pikachu?! - zawołał zdumiony człowiek, patrząc na Pokemona.
Potem popatrzył na jego towarzyszkę i dodał:
- Buneary?! Ty też tutaj jesteś?! A gdzie są wasi trenerzy?! Gdzie moje dzieci?
Od razu rozpoznałam ten głos, chociaż już jakiś czas go nie słyszałam. Podniosłam się z leżaka i popatrzyłam uważnie w kierunku osobnika, na którego wpadł Pikachu.
- Dawn, czy to aby nie twój ojciec? - zapytałam.
Moja najlepsza przyjaciółka stanęła obok mnie i spojrzała uważnie w kierunku miejsca, gdzie stał mężczyzna.
- Tak! To rzeczywiście on! Tato! Hej, tato!
Po tych słowach ruszyła ona biegiem w kierunku ojca, wskakując mu przy tym w ramiona. Pan Ketchum z radością przytulił ją mocno do siebie.
- Dawn, córeczko moja! Nawet nie wiesz, jak się cieszę, że cię widzę! Jesteś tu sama czy z Ashem?
- Z Ashem i całą naszą kompanią - odpowiedziała dziewczynka.
Podeszłam do nich i rzekłam wesołym tonem:
- W rzeczy samej. Dzień dobry panu.
- Serena! - zawołał radośnie Josh, puszczając z objęć Dawn - Miło cię widzieć, moja droga. A gdzie zgubiłaś mojego syna?
- W basenie - odparłam dowcipnie.
Ash tymczasem podpłynął do brzegu basenu i wyszedł do swego ojca, po czym obaj wpadli sobie w objęcia.
- Cieszę się, że cię widzę, tato! - zawołał radośnie mój luby.
- Mnie również bardzo to cieszy, mój synu - powiedział radośnie Josh - Naprawdę bardzo mi was brakowało.
- Co tutaj robisz? - zapytał detektyw z Alabastii.
- Byłem na wycieczce po Sinnoh i teraz wracam do Kanto.
- Sam byłeś czy z kimś?
- To drugie.
Po tych słowach Josh wskazał na leżak, który zajmowała dobrze nam znana osoba płci żeńskiej ubrana w czerwone bikini. Od razu ją poznałam.
- Cindy! - zawołałam.
Kobieta spojrzała na mnie i uśmiechnęła się radośnie.
- Serena! Ash! Dawn!
Chwilę później nasza znajoma wstała z leżaka i przywitała się z nami.
- Niesamowite! Nie sądziłam, że was tu spotkam - powiedziała bardzo podekscytowanym tonem.
- My również nie spodziewaliśmy się ciebie tutaj zobaczyć - rzekł radośnie mój chłopak.
Pani Armstrong spojrzała na niego przyjaźnie i zawołała:
- Naprawdę to wspaniałe spotkanie! Bardzo mi was brakowało. Mam więc nadzieję, że nadrobimy zaległości.
- Ja też mam taką nadzieję - powiedział Ash.
- Wszyscy ją mamy - stwierdziła Dawn.
Rozejrzałam się dookoła.
- A gdzie jest Taylor? - zapytałam.
- Właśnie! - dodał mój chłopak - Nie zabraliście jej ze sobą?
- Ależ zabraliśmy - odpowiedziała Cindy - Tylko, że bawi się gdzieś w basenie. O, tam jest!
To mówiąc kobieta pokazała palcem na swoją córkę, która ubrana w fioletowy kostium kąpielowy chlapała właśnie wodą Maxa i Bonnie, a ci oddawali jej z nawiązką.
- Wygląda na to, że dobrze się bawi - powiedziała Dawn.
- Tak, w rzeczy samej - zachichotałam.
Cindy tymczasem zawołała córkę do siebie, a gdy ta wyszła z basenu i podeszła do niej.
- Wołałaś mnie, mamo? - zapytała.
- Owszem - uśmiechnęła się do niej pani Armstrong - Zobacz, kogo tutaj spotkaliśmy.
Taylor spojrzała na nas niezbyt chętnym spojrzeniem.
- Wiem, że oni tutaj są - mruknęła - Przecież bawiłam się właśnie z Maxem i Bonnie, a oni mi powiedzieli, że jest tu Ash.
- Nie tylko on tutaj jest - powiedziała jej matka.
- Widzę - dziewczynka nie wyglądała na specjalnie zainteresowaną tym faktem.
Jej rodzicielka była tym wyraźnie zawiedziona zachowaniem córki.
- Myślałam, że może się ucieszysz na ich widok.
Dziewczynka spojrzała zdumiona w twarz matki i zapytała:
- Czemu miałabym się ucieszyć na ich widok?
- No, nie wiem... Chyba ich lubisz...
- Maxa i Bonnie tak... Resztę tak sobie, łącznie z twoim facetem.
- Taylor!
Josh uśmiechnął się do kobiety uspokajająco i dotknął delikatnie jej ramienia.
- Spokojnie, kochanie. Ona nie powiedziała przecież nic złego. Każdy przecież ma prawo wyrażać swoje zdanie.
- Ale moja córka powinna uważać na to, co mówi i do kogo mówi.
Ash zaśmiał się delikatnie i nałożył koszulkę.
- Nic nie szkodzi. Nie wszyscy muszą mnie lubić.
- Dokładnie. Nikt nie ma takiego obowiązku - dodała jego siostra.


Chwilę później panna Armstrong prychnęła z kpiną, wzruszyła lekko ramionami, po czym podeszła do relingu i oparła się o niego. Ash podszedł do niej, a ja ruszyłam za nim. Byłam ciekawa, o czym też oboje będą teraz rozmawiać, bo to, że będą teraz rozmawiać było dla mnie więcej niż pewne. Widziałam w oczach mojego chłopaka wyraźną wręcz chęć dogadania się z dziewczynką.
- Taylor... Powiedz mi proszę... Widzę, że mnie nie lubisz - zaczął tę rozmowę Ash.
- Jesteś bystry - mruknęła złośliwie panna Armstrong.
- Dlaczego nie lubisz Asha? - zapytałam.
Mała nieznośna istota spojrzała na mnie z gniewem, po czym rzekła:
- Ponieważ ja go nie chcę za brata!
- O czym ty mówisz? - zapytałam, nic z tego nie rozumiejąc.
Ash jednak pojął, o co chodzi, ponieważ uśmiechnął się delikatnie i powiedział:
- Rozumiem. Twoja mama i mój tata chodzą ze sobą?
- Tak! A ja tego nie chcę! - pisnęła urażona dziewczynka.
- Nie lubisz Josha? - zapytałam.
- Lubię, ale nie chcę, żeby on był moim tatą!
Mój ukochany popatrzył na mnie uważnie i rzekł:
- Chyba wiem, o co chodzi. Taylor miała matkę tylko dla siebie przez tyle czasu i nagle musi się nią dzielić z innymi osobami.
- Dlatego też nie lubi Josha i nie lubi ciebie oraz Dawn, bo jesteście dziećmi partnera jej matki - dodałam.
Rozumowanie to było całkiem logiczne, choć musiałam przyznać, że nieco smutne, bo przecież pan Ketchum jest naprawdę porządnym gościem i gniewanie się na niego tylko dlatego, iż on i Cindy mają się ku sobie było ze strony panienki Armstrong wyraźnym aktem prawdziwego egoizmu. Bo przecież jej matka wyraźnie była szczęśliwa z Joshem. Dziewczynka więc nie powinna tego psuć.
- Taylor... - powiedziałam po chwili - Posłuchaj... Ja wiem, że możesz się czuć zazdrosna, ale widzisz... Twoja mama jest bardzo zadowolona, że może chodzić z panem Ketchumem. Dlaczego nie umiesz cieszyć się jej szczęściem?
Dziewczynka spojrzała na mnie gniewnie.
- Bo mama jest moja i tylko moja!
- Kochanie... Ale mama nie jest twoją własnością - mówiłam do niej stanowczym, ale opanowanym tonem.
Starałam się nie krzyczeć, choć naprawdę chwilami sposób myślenia tej jakże pyskatej istotki wyraźnie mnie drażnił. Postanowiłam być jednak wyrozumiała, ponieważ to było tylko małe dziecko i nie mogłam od niej oczekiwać, że będzie myśleć jak dorosła osoba.
- Mama jest moja i tylko moja! - warknęła ponownie dziewczynka.
Następnie wskoczyła ona na reling, siadła na nim i zaczęła się bujać w przód i w tył.
- Nie rób tak, Taylor - powiedział Ash.
- Bo co? - odparła złośliwie dziewczynka.
- Bo spadniesz do morza.
Dziewczynka prychnęła pogardliwie i dalej robiła swoje.
- Nie rób tak, bo spadniesz! - dodałam.
Mała zupełnie mnie jednak zignorowała i dalej się bujała.
- Ech! - jęknęłam - Ta dziewucha zaczyna mi działać na nerwy!
- Nie tylko tobie - rzekł mój chłopak - A już myślałem, że ona mnie lubi. Kiedy ostatnim razem się widzieliśmy, to wydawała się okazywać mi przynajmniej sympatię.
- Widocznie uważała, że związek jej mamy i twojego ojca jest tylko przejściowy - odpowiedziałam mu - A ponieważ się pomyliła, to teraz jest obrażona na cały świat.
- Najwidoczniej - kiwnął głową Ash.
Następnie spojrzał on na dziewczynkę i powiedział groźnym, chociaż spokojnym tonem:
- Taylor! Złaź stamtąd!
Panna Armstrong spojrzała na niego złośliwie oraz z kpiną.
- Nie będziesz mi rozkazywać!


- Złaź stamtąd, bo pożałujesz! - dodałam, z trudem powstrzymując się od przyłożenia jej.
Dziewczynka zignorowała mnie, po czym zaczęła nucić pod nosem jakąś piosenkę i kontynuowała to, co robiła. Ash załamany spojrzał na nią, po czym powiedział:
- Dobra, dosyć tego! Ściągnę cię choćby siłą!
Następnie wyciągnął ręce w kierunku Taylor, ta jednak odepchnęła go od siebie, piszcząc przy tym obrażonym tonem. W tej samej chwili straciła jednak równowagę i z piskiem poleciała do tyłu prosto w odmęty morskich fal. Cindy oraz Josh, ledwie usłyszeli wrzask dziewczynki, ruszyli biegiem w kierunku relingu i wychylili się przez niego widząc, co właśnie spotkało dziewczynkę. Razem z nimi zrobili to Clemont oraz Dawn.
- O nie! Taylor! Moje dziecko! Moje biedne dziecko! - krzyknęła pani Armstrong.
- Ratunku! Mamo! Pomocy! - wrzeszczała dziewczynka, z trudem utrzymując się na powierzchni wody.
- Musimy coś zrobić! - pisnęła Dawn.
- Niech ktoś jej rzuci koło ratunkowe czy coś! - ryknął Josh Ketchum zdesperowanym głosem.
Ash jednak był szybszy od innych, gdyż szybko zdjął koszulkę i podał mi ją, nawet na mnie przy tym nie patrząc. Rzucił tylko krótkie:
- Potrzymaj!
- Co chcesz zrobić? - zapytałam.
- Głupie pytanie - burknęła Dawn - To, co wychodzi mu na lepiej. Będzie strugał z siebie wariata albo robił z siebie bohatera, choć w sumie to jedno i to samo.
Ash zignorował ją, po czym stanął na relingu i zanim ktoś zdążył go powstrzymać, to skoczył do wody z okrzykiem „Geronimo“.
- Wiedziałam, że to zrobi - jęknęła panna Seroni.
Tymczasem Taylor powoli traciła już siły, ale mój luby szybko do niej podpłynął, łapiąc ją mocno w objęcia. Dziewczynka złapała go mocno za szyję.
- Spokojnie, maleńka. Już ci nic nie grozi - rzekł mój luby.
Cindy westchnęła z ulgą, a jej twarz rozjaśnił radosny uśmiech.
- Dzięki Bogu, ma ją! - powiedziała.
- Teraz tylko musimy ich wyciągnąć! - dodał Josh.
- Tylko jak? - zapytała Dawn, która mimo lekkiej krytyki zachowania swego brata była wyraźnie zachwycona jego odwagą i zaniepokojona o to, co będzie dalej.
- Niech ktoś im rzuci koło! - zawołał Clemont, stojący obok niej.
Ja jednak wiedziałam, co mam robić. Szybko podbiegłam do leżaka Asha, obok którego był jego plecak. Szybko wyjęłam jeden z pokeballi, po czym podbiegłam z nim do relingu i otworzyłam go. Z kuli wyskoczył Pidgeot.
- Zabierz Asha i Taylor z wody! Szybko! - zawołałam.
Pokemon zatrzepotał mocno skrzydłami, wydał z siebie wręcz bojowy dźwięk, po czym podleciał do swego trenera i zawisł nad nim w powietrzu. Ash uśmiechnął się do niego radośnie. Spojrzał później na mnie i zawołał:
- Dobry ruch, Sereno!
Następnie spojrzał na Taylor i powiedział:
- Posłuchaj uważnie... Wsadzę cię zaraz na tego Pokemona, a potem wejdę za tobą. Za chwilę wrócisz do mamy.
Dziewczynka pokiwała głową dając mu znak, że rozumie, po czym z jego pomocą wspięła się na grzbiet Pidgeota. Mój ukochany wszedł tuż za nią, przytulił ją mocno do siebie, po czym dał znak swemu wierzchowcowi, aby zabrał jego i dziewczynkę z powrotem na statek. Tak też się stało.
- Taylor! - krzyknęła radośnie Cindy, łapiąc córkę w objęcia.
Zaczęła całować po twarzy i głaskać delikatnie jej włosy. Następnie spojrzała z dumą na mego ukochanego, który wycierał się ręcznikiem.
- Dziękuję ci, Ash... Dziękuję ci...
- Drobiazg - odpowiedział jej na to detektyw z Alabastii - Po prostu nie mogłem w takiej sytuacji stać spokojnie.
Kobieta patrzyła na Asha z zachwytem, podobnie jak i jego ojciec oraz my wszyscy. Ja zaś byłam tak bardzo szczęśliwa, że wszystko dobrze się skończyło, że objęłam mocno mojego chłopaka, całując go przy tym czule w usta.
- Och, ty wariacie jeden! Mogłeś zginąć! - zawołała Dawn do brata i zachłannie go uściskała - Nie mogłeś od razu posłać jej na ratunek jakiegoś Pokemona? Musiałeś sam tam skakać?
- Wybacz, siostrzyczko... To był... Taki odruch - odpowiedział jej Ash.
- Ech, ty i twoje odruchy! - jęknęła panna Seroni i pocałowała go w czoło - Zrób tak jeszcze raz, to sama cię utopię! I weź już tak nie ryzykuj, dobrze?! Ja mam tylko jednego brata i nie chcę go stracić!
- To było... Wprost niesamowite! - rzekł Josh Ketchum wzruszonym głosem - Synu... Jestem z ciebie bardzo dumny.
- Ale tato... To naprawdę nie było nic wielkiego. Każdy inny na moim miejscu by tak postąpił - odpowiedział mu Ash.
- Nie sądzę, żeby każdy - stwierdził mężczyzna.
Cynthia podeszła do nas i powiedziała:
- Byłeś bardzo dzielny, Ash. Jestem dumna mogąc cię nazywać swoim przyjacielem.
- I vice versa - odparł wesoło mój chłopak.
Taylor tymczasem wysunęła się z objęć matki i powiedziała:
- Uratowałeś mnie... Uratowałeś... Nie musiałeś, a uratowałeś.
- Owszem - kiwnął głową Ash - Ale zrób tak jeszcze raz, to dam ci na tyłek i to porządnie. A nawet jeśli nie, to już na pewno nie skoczę za tobą ponownie do morza.
- Zakład, że skoczyłby? - szepnęłam cicho do Dawn.
- No pewnie, że by skoczył. Za nią i za każdym z nas - odparła wesoło moja przyszła szwagierka.
- Pamiętaj, Taylor. Nie rób tak więcej, bo drugi raz za tobą nie będę do morza skakał - mówił dalej Ash do panienki Taylor.
- Tak, jasne - zachichotała zadziornie dziewczynka, po czym objęła mocno mojego chłopaka za szyję i pocałowała go w policzek.
- Chyba zyskałeś kolejną wielbicielkę - zażartowałam sobie.
- Tak... Najwyraźniej - zaśmiał się mój chłopak.

***


Nasza dalsza podróż odbyła się już bez żadnych przygód i spokojnie dopłynęliśmy do brzegów Kanto. W naszych sercach zawitała po prostu wielka radość, kiedy zobaczyliśmy to jakże piękne miejsce, do którego tak bardzo się przywiązaliśmy emocjonalnie, jednak miny szybko nam zrzedły, gdy zeszliśmy na ląd.
- Pięknie wygląda to miejsce - powiedziała Cynthia, gdy postawiła już nogę na ziemi tego regionu.
- Owszem, niczego sobie - dodał Ash - Naprawdę uroczo tutaj w tych moich rodzinnych stronach.
- W Sinnoh nie jest wcale gorzej - zauważyła Dawn.
Jej brat uśmiechnął się do niej delikatnie.
- To prawda, nie zaprzeczam. W Sinnoh też jest pięknie, chociaż ja osobiście wolę Kanto.
- Każdy zwykle bardziej woli swoje rodzinne strony - zauważył Josh.
Nagle z tego tłumu ludzi, którzy właśnie mijali nas w porcie, wybiegła jakaś dziewczyna, która pisnęła radośnie na widok mego chłopaka.
- Ash! - zawołała - Nareszcie wróciłeś!
- O nie! Tylko nie ona! - jęknął załamanym głosem mój luby.
Dziewczyną, która go właśnie wołała, była ta wariatka Macy.
- To twoja wielbicielka, synu? - zapytał Josh dowcipnym tonem.
- Owszem... - pokiwał głową jego potomek.
- Coś w tym stylu - dodałam złośliwie.
Macy tymczasem podbiegła do Asha i ignorując stojące wokół niego nasze osoby, zawołała:
- Nawet nie wiesz, jak się cieszę! Czekałam na ciebie codziennie w porcie odkąd powiedziano mi, że popłynąłeś do Sinnoh.
- Kto ci o tym powiedział? - zapytał jej idol.
- Mam swoje źródło informacji, zapomniałeś?
- A tak, rzeczywiście...
- Udusić takiego kapusia - stwierdził dowcipnie Max, po czym on i Bonnie wesoło zachichotali.
Mnie jednak wcale nie było do śmiechu.
- A żebyś wiedział, Max - mruknęłam niezadowolonym tonem.
Ash tymczasem spojrzał na swoją wielbicielkę uważnie i zapytał:
- Powiedz mi, Macy, czemu tak bardzo chciałaś mnie zobaczyć, że aż czekałaś na mnie w porcie każdego dnia odkąd wyjechałem do Sinnoh?
- Chciałam ci osobiście pogratulować zostania członkiem elitarnej grupy Mistrzów Strefy Walk - wyjaśniła dziewczyna.


Nie pytałam nawet, skąd ona to wie. Ostatecznie to była wiadomość powszechnie znana, a poza tym Macy ma bardzo dobre źródło informacji, jak sama mówi.
- A nie mogłaś złożyć mu gratulacji zanim on wyjechał do Sinnoh? - zapytała Dawn.
- Nie mogłam, ponieważ akurat nie było mnie wtedy w Kanto, jednak na wieść o twoim sukcesie, Ash, natychmiast ruszyłam do Alabastii, ale niestety nie zastałam cię tu już. Więc czekałam codziennie w porcie na twój powrót, mój słodki.
- To się nazywa cierpliwość - zażartowała sobie Cynthia.
- Nie. To się nazywa zupełnie inaczej - stwierdziłam ironicznie.
Macy tymczasem złapała Asha za dłonie i zapytała:
- Zechcesz przeprowadzić ze mną krótki wywiad na temat tego, jak się czujesz jako Ósmy Mistrz Strefy Walk?
- Eee...
Tylko tyle zdążył powiedzieć Ash zaszokowany tym pytaniem.
- Wywiad? - zapytałam zdumiona.
- Na mojego bloga - wyjaśniła Macy, wciąż nie odrywając wzroku od Asha - Twoi fani bardzo chcą wiedzieć, jak się teraz czujesz z tym swoim nowym zaszczytem. Więc jak? Udzielisz mi wywiadu?
Nim jednak mój ukochany jej odpowiedział, to z tłumu ludzi wyszedł nasz kolejny znajomy, sierżant Bob.
- Ash! Wreszcie cię znalazłem! - powiedział mężczyzna - Bałem się już, że nie przypłynąłeś tym statkiem.
- Bob! - zawołał radośnie mój luby.
Widać było, że witał policjanta niczym zbawienie, gdyż dawał mu on możliwość uwolnienia się od tej idiotki Macy choć na chwilę.
- Szukałeś nas? - zapytałam.
- Tak, bo mam do was ważną sprawę - powiedział policjant bardzo poważnym tonem - Porucznik Jenny prosiła, żebym cię zabrał do niej na rozmowę. Ciebie też, Sereno.
- Czy coś przeskrobaliśmy? - spytałam dowcipnym tonem.
Sierżant nie był jednak w nastroju do żartów, ponieważ odparł wciąż bardzo poważnym tonem:
- Wy nie... Chodzi o waszego przyjaciela Brocka.
Słysząc to Ash natychmiast spoważniał.
- Brocka? Co mu się stało?
- Pika-pika? - dodał Pikachu.
- Ma spore kłopoty, ale więcej dowiecie się na miejscu - wyjaśnił nam policjant - Chodźcie. Im szybciej wyjaśnimy tę sprawę, tym lepiej.
- Hej! Ale on ma zrobić ze mną wywiad! - pisnęła oburzona Macy.
Mój ukochany rozłożył bezradnie ręce.
- Przykro mi, może innym razem. Teraz, jak widzisz, jestem zajęty.
Dziewczyna westchnęła załamana, a Ash i Pikachu poszli za Bobem.
- Poradzicie sobie sami? - zapytałam moich przyjaciół.
- No jasne - powiedziała Bonnie.
- De-ne-ne! - pisnął jej Dedenne.
- Jesteśmy duzi, damy sobie radę - dodał Josh.
- No, a przynajmniej większość z nas jest duża - zachichotała Dawn, patrząc wymownie na Taylor, Bonnie i Maxa.
- Dobrze, to spotkamy się później! - zawołałam, biegnąc za Ashem - Na razie!


C.D.N.





1 komentarz:

  1. No no no, robi się ciekawie. Zaczynamy niewinnie, od walki Clemonta z Kennym, która ma ostatecznie wyrównać rachunki pomiędzy tymi dwoma panami. Kenny wystawia do walki Empoleona, a Clemont bierze Pikachu Asha. Wynik walki wydaje się być z góry przesądzony, gdyż ogromny Empoleon wyraźnie góruje nad malutkim Pikachu. Jednak w tym przypadku mniejszy Pokemon wykazuje się większą zwinnością w swoich atakach i ostatecznie wygrywa bitwę. Kenny stwierdza wyrównanie rachunków i godzi się z porażką stwierdzając wyższość swojego przeciwnika.
    Zaraz po walce nasi przyjaciele udają się do portu, by wsiąść na statek płynący do Kanto. Zabierają ze sobą jednakże jeszcze jednego pasażera - Buneary, która jest z wzajemnością zakochana w Pikachu. Te dwa cudowne stworki mogą wreszcie być razem. :)
    Podczas podróży statkiem nasi przyjaciele niespodziewanie spotykają Josha Ketchuma, który jak się okazuje był w Sinnoh i teraz wraca do Kanto wraz ze swoją ukochaną Cindy oraz jej córeczką Taylor.
    Dziewczynka wyraźnie nie pała sympatią zarówno do Asha, jak i do nowego chłopaka swojej mamy. W sumie trudno jej się dziwić - do tej pory miała matkę jedynie dla siebie, a teraz musi się nią dzielić z kimś innym. Myślała, że związek Josha i Cindy będzie jedynie przejściowy, gdy jednak okazało się, że to jest coś poważniejszego, to zaczęła stroić fochy i wyraźnie negatywnie nastawiając się na swojego przyszłego ojczyma i przyrodniego brata. Nie przyjmuje do wiadomości, że jej zachowanie jest bardzo egoistyczne i w sposób arogancki walczy ze swoją matką i jej szczęściem oraz wszystkim, którzy próbują przemówić jej do rozsądku.
    Zaczyna bujać się na relingu, ryzykując wypadnięcie za burtę. Nie reaguje na ostrzeżenia Asha i Sereny, niestety ostatecznie wpadając do wody. Nie wahając się nawet chwili Ash wskakuje do wody by uratować dziewczynkę. Serena wysyła Pidgeotta by ten wyciągnął swojego trenera i dziewczynkę z wody. Gdy oboje są już bezpieczni na pokładzie, dziewczynka rzuca się swojemu wybawicielowi na szyję. Coś mi się wydaje, że Ash ma nową wielbicielkę. :)
    Po przypłynięciu do Kanto w porcie czeka na przyjaciół kolejny kłopot - ponownie pojawia się wkurzająca wielbicielka Asha, czyli Macy. Koniecznie chce przeprowadzić wywiad z Ashem o jego sukcesie zostania Ósmym Mistrzem Strefy Walk. Na szczęście z opresji ratuje chłopaka sierżant Bob, który natychmiast wzywa jego i Serenę na komisariat. Jak się okazuje, sprawa dotyczy Brocka, który ma bardzo poważne kłopoty, więc Ash i Serena idą na komisariat tym samym uwalniając się od tej wariatki Macy. Swoją drogą, czy ta dziewczyna kiedyś da sobie spokój? ;)
    Historia zaczyna się ciekawie, z rozkoszą będę czytać kolejne części. :)
    Ogólna ocena: 10000000000000000000000/10 :)

    OdpowiedzUsuń

Przygoda 129 cz. II

Przygoda CXXIX Tytanio, wio! cz. II Lot trwał długo. Ash nie liczył, jak długo, ponieważ odkąd tylko opuścił tak bardzo mu bliskie Gotham Ci...