środa, 3 stycznia 2018

Przygoda 054 cz. I

Przygoda LIV

Wielkanocna zawierucha cz. I


Pamiętniki Sereny:
- Będziesz za mną tęsknić? - zapytał Ash, patrząc na mnie czule.
Uśmiechnęłam się do niego smutno, po czym odparłam nieco zła:
- Co za głupie pytanie! Oczywiście, że będę! Powiem ci nawet więcej! Ja już tęsknię i gdyby nie moja kochana mamusia, to wcale bym stąd nie wyjeżdżała.
Mój ukochany pogłaskał mnie delikatnie po twarzy, mówiąc:
- Spokojnie, najdroższa. Nie smuć się. Przecież zobaczymy się już w niedzielę. Prawda, przyjaciele?
Ostatnie słowa skierował w kierunku Bonnie oraz Clemonta, których właśnie żegnali Max i Dawn.
- Jutro ja odpływam do Sinnoh - powiedziała smutnym głosem panna Seroni.
Jej chłopak popatrzył na nią z miną, która chyba próbowała przybrać styl pocieszający.
- Będzie dobrze, maleńka. Zobaczysz. Będzie dobrze. Te sześć dni zleci jak z bicza strzeliła.
- A siódmy spędzimy wszyscy razem - powiedziała wesoło Bonnie.
Była to prawda, gdyż z tego powodu, iż właśnie w tym tygodniu miały mieć miejsce święta wielkanocne, nasi rodzice nalegali, abyśmy spędzili z nimi nieco czasu. Chcieli oni bowiem się nami nacieszyć, potem zaś mieliśmy wrócić do Alabastii i całą grupą spędzić Niedzielę Wielkanocną. Nasze rodziny wychodziły z założenia, że skoro już chcemy całą drużyną spędzić te święta, to chociaż powinniśmy zrekompensować im fakt, że nie będzie nas w naszych rodzinnych stronach podczas tego jakże ważnego święta. Zwykle Wielkanoc spędzaliśmy w rodzinnych stronach razem z bliskimi, poza tymi drobnymi wyjątkami, gdy któreś z nas było w podróży i nie mogło sobie na to pozwolić. Tym razem rodzice naciskali, aż wreszcie znaleźliśmy z nimi nić porozumienia i na jego mocy wyruszaliśmy do naszych regionów na kilka dni z zastrzeżeniem, że Niedzielę Wielkanocną spędzimy tutaj w Alabastii. W takiej oto sytuacji ja, Clemont oraz Bonnie musieliśmy wpaść z wizytą do Kalos, zaś Dawn robiła to samo w przypadku Sinnoh. Jedynie Max nie wracał w rodzinne strony, ponieważ jego rodzice postanowili odwiedzić z okazji Wielkanocy Alabastię. Powód takiego oto zachowania był taki, że sami byli obecnie w małej podróży i uznali, iż mogą oni nie zdążyć wrócić do Hoenn na święta wielkanocne, a już na pewno było to niemożliwe w przypadku May, która obecnie podróżowała po Kanto i bliżej miała Alabastii aniżeli Petalburga. Wobec tego państwo Hameron oraz ich córka postanowili w ojczyźnie Asha spędzić Wielkanoc, co dawało im większą pewność, że spędzą je razem w swoim rodzinnym gronie. Gdyby próbowali każde osobno z miejsc, w których obecnie przebywali, dotrzeć do Hoenn do niedzieli, to mogłoby się im to nie udać.
Tak oto wyglądała nasza sytuacja, kiedy dnia 17 kwietnia 2006 roku wsiadałam razem z Clemontem i Bonnie na pokład samolotu lecącego do miasta Lumiose w regionie Kalos. Przed odlotem Ash dał mi dwa swoje latające Pokemony.
- W tych pokeballach są Charizard i Pidgeot - powiedział mój luby - Są dość wielkie i silne, żeby was zabrać z powrotem do Alabastii.
- Po co nam je dajesz? Przecież możemy wrócić samolotem - zdziwiła się Bonnie.
Ash popatrzył na nią z politowaniem w oczach.
- Nie sądzę, aby to było możliwe. Jeżeli chcecie wrócić w sobotę po południu, aby być tutaj w niedzielę rano, to musicie liczyć się z tym, że wtedy będzie święto i linie lotnicze będą prawdopodobnie nieczynne.
- Tak, to prawda! Samoloty prawdopodobnie wtedy nie kursują - rzekł Clemont - A jeśli nawet kursują, to bardzo rzadko i są strasznie zatłoczone.Pokemony więc się nam przydadzą.
Na twarzy Bonnie zawitał delikatny rumieniec.
- Przepraszam, Ash. Czasami naprawdę jestem głupia.


Mój chłopak popatrzył na nią z przyjaznym uśmiechem.
- Nie mów tak! Wcale nie jesteś głupia. Po prostu brakuje ci jeszcze doświadczenia w wielu sprawach, ale spokojnie. Kiedyś je zdobędziesz, możesz być tego pewna.
Spojrzałam na Asha uważnie.
- Najdroższy... To są twoje najsilniejsze Pokemony latające. Nie wiem, czy powinnam je brać.
- W razie czego u profesora Oaka mam jeszcze sporo Pokemonów i bez wahania mogę je wziąć do obrony swej osoby - odpowiedział mój chłopak - Gdyby jednak was coś złego spotkało, to nigdy bym sobie tego nie darował, więc lepiej, abyście je wzięli ze sobą. W razie czego was obronią.
Objęłam go czule do siebie i pocałowała w usta z miłością. Clemont i Dawn również dali sobie buziaka.
- Bleee! Musicie tak przy ludziach? - jęknęła Bonnie, wykrzywiając się przy tym.
Ash zachichotał, słysząc jej słowa.
- A tak! Musimy. A dlaczego nie? - odpowiedział dowcipnie.
Max zaśmiał się wesoło, po czym spojrzał na pannę Meyer i rzekł:
- Wiesz, możemy iść w ich ślady... Jeśli chcesz.
Dziewczynka popatrzyła na niego zadziornie i pisnęła:
- Zapomnij!
Chwilę później objęła go mocno za szyję i dała mu buziaka w policzek. Max zachwycony spojrzał na dziewczynkę, po czym zapytał:
- A dostanę drugiego na szczęście?
- Jeden ci nie wystarczy?
- Musi być remis, żeby było szczęście.
Po tych słowach Max zamknął oczy i wysunął usta do całowania, ale Bonnie podstępnie podsunęła mu swego Dedenne. Jego pyszczek złączył się z wargami chłopaka, który widząc, co jest grane, zaczął gwałtownie pluć i wycierać sobie usta dłonią.
- Pocałowałem Pokemona! Ohyda! - wrzasnął.
- Ne-ne-ne! - pisnął wesoło Dedenne.
Wszyscy parsknęliśmy śmiechem, widząc tę sytuację.
- Dla niego to też była przykra sytuacja - zażartowała sobie Bonnie.
- Dobrze, kochani. Samolot za niedługo odlatuje i nie będzie czekał - rzekł Steven Meyer, podchodząc do nas.
Ponieważ mężczyzna spędził w Alabastii weekend, jak to zwykle robił, to teraz wracał samolotem do Lumiose razem ze mną i swoimi dziećmi.
- Już idziemy, tato! - zawołał Clemont.
Następnie uścisnął on oraz ucałował czule Dawn, wziął Bonnie za rękę i poszedł w kierunku ojca. Widząc to uścisnęłam jeszcze raz Asha.
- Trzymaj się, kochany! - zawołałam.
- Ty też - odparł mój luby.
Chwilę później cała nasza czwórka wsiadła do samolotu, a następnie ruszyła w kierunku Lumiose.

***


Lot trwał kilka godzin i spędziłam go na lekturze kryminału „Śmierć na Nilu“ autorstwa Agathy Christie. Nigdy jeszcze nie czytałam tej książki, bo chociaż przed moim wyruszeniem w podróż spędziłam większość swego życia pochłaniając jedną książkę po drugiej, to jakoś do kryminałów nigdy mnie nie ciągnęło. Zawsze wolałam inne powieści, głównie klasykę, a także dzieła przygodowe. Ostatnio jednak bardzo polubiłam kryminały - pewnie dlatego, iż mój ukochany jest znanym detektywem i wręcz instynktownie ciągnęło mnie do rozwiązywania zagadek, nawet w powieściach. Teraz zaś byłam bardzo ciekawa, jak genialny detektyw Herkules Poirot poradzi sobie z tą sprawą, którą właśnie prowadzi, dlatego przeczytałam powieść jednym tchem, co zajęło mi cały lot, dlatego nie mogę powiedzieć, abym się nudziła lecąc do Kalos.
Gdy podróż dobiegła już końca, to zadowolona wyszłam z samolotu w towarzystwie moich przyjaciół oraz pana Meyera. Chociaż być może słowo „zadowolona“ nie jest tutaj zbyt właściwe, ponieważ brak Asha bardzo mi doskwierał, to jednak cieszyłam się, że zdążyłam przeczytać całą powieść i odkryć, kto zabił wszystkie ofiary na statku podróżującym po Nilu. Byłam więc na swój sposób usatysfakcjonowana, choć zdecydowanie brakowało mi Alabastii, którą zdążyłam bardzo polubić. Szczególnie zaś odczuwałam brak mojego ukochanego, za którym strasznie tęskniłam.
Na lotnisku czekał moja mama. Ledwie tylko mnie zobaczyła, a zaraz bardzo mocno mnie uściskała, dodając przy tym, jak bardzo jej brakowało mojej osoby.
- Coś taka smutna, kochanie? - zapytała, widząc moją twarz, na której wyraźnie był wymalowany smutek.
- Tęsknię za Ashem - odpowiedziałam jej krótko, acz zwięźle.
Mama uśmiechnęła się do mnie delikatnie.
- Spokojnie, kochanie. Już niedługo będziecie znowu rozwiązywać we dwoje zagadki. Ale póki co chcę, abyś spędziła ze mną trochę czasu, a w sobotę, jak będziesz wyjeżdżać, to dam ci pisanki do pani Ketchum.
- My też przygotujemy swoje pisanki i poczęstujemy nimi Delię - dodał Steven Meyer, podchodząc do nas.
Moja matula zachichotała delikatnie, słysząc jego słowa.
- Widzę, że jesteście ze sobą po imieniu - zażartowała.
- Owszem i to od dawna - odpowiedział jej mężczyzna - Bardzo mnie to cieszy, ponieważ mama Asha to naprawdę wspaniała kobieta.
- He he he! Wiem o tym - stwierdziła mama - W końcu Serena dużo mi o niej opowiadała, a przy okazji sama ją poznałam i wiem, że to naprawdę bardzo wartościowa osoba. W dodatku obie jesteśmy już przyjaciółkami.
- Serdecznymi przyjaciółkami - powiedziałam.
- W rzeczy samej, córeczko.
Clemont i Bonnie uśmiechnęli się do mnie przyjaźnie.
- Do zobaczenia, Sereno - powiedział młody Meyer.
- No, na nas już pora - dodała Bonnie - Musimy spędzić trochę czasu z naszym tatą. Prawda, Dedenne?
- Ne-ne-ne! - pisnął radośnie jej Pokemon.
Uściskałam ich oboje i powiedziałam:
- Zobaczymy się niedługo, kochani. A przynajmniej mam taką nadzieję.
Pan Meyer zabrał ze sobą swoje dzieci i poszedł z nimi w kierunku Wieży Pryzmatu. Tam właśnie znajdowała się Sala Lumiose, której Liderem jest Clemont, jednak nie wykonywał on swoich obowiązków osobiście, gdyż wolał podróżować z nami oraz pomagać nam w rozwiązywaniu zagadek detektywistycznych. W funkcji Lidera zastępował go więc zbudowany przez niego robot Clembot, który prócz tego wykonywał funkcje pomocnicze w sklepie z elektroniką pana Meyera.
Patrzyłam z lekkim smutkiem na oddalających się moich przyjaciół, po czym spojrzałam na mamę.
- Dokąd teraz idziemy? - zapytałam.
- Do profesora Sycamore’a - odpowiedziała moja matula - Na pewno chcesz odwiedzić swoje Pokemony, prawda?
Ponieważ odpowiedź była twierdząca, to nie było już o czym mówić i poszliśmy razem do laboratorium tego uczonego.

***


Profesor Augustine Sycamore bardzo się ucieszył na nasz widok.
- Serena! Pani Evans! Miło mi was widzieć! - zawołał radośnie uczony - Co za miła niespodzianka, chociaż niespodziewana!
Mężczyzna poprawił na sobie swój kitel oraz przejechał lekko dłonią po swoich włosach, żeby lepiej wyglądać, po czym podszedł i przywitał się z nami. Następnie zadowolony pozwolił mi zobaczyć moje Pokemony, które radośnie wskoczyły w moje objęcia.
Uściskałam je czule, pogłaskałam po główkach, porozmawiałam z nimi nieco. Poczułam wówczas w sercu jakieś bardzo przyjemne ciepło.
- Moje słodziaki! Moje urocze dzieciaki!
Mówiłam do nich zwykle czule niczym matka do swoich dzieci. Ponoć to bardzo pozytywnie na nie wpływało.
Spędziłam z moimi Pokemonami nieco czasu, porozmawiałam trochę z dwiema pracownicami profesora Sycamore’a, po czym wróciłam do mamy i uczonego, którzy to właśnie rozmawiali wesoło przy herbacie. Moja droga matula, ledwie tylko mnie zobaczyła, a uśmiechnęła się delikatnie, mówiąc:
- Sereno, kochanie! Wyobraź sobie, co powiedział mi pan profesor. Otóż w Lumiose od dzisiaj odbywają się Pokazy Pokemonów.
Jej słowa bardzo mnie zainteresowały, więc zapytałam ją oraz naszego drogiego gospodarza o nieco więcej szczegółów, chociaż zaznaczyłam przy tym, że robię to jedynie z czystej ciekawości, gdyż prawdę mówiąc, to ja już nie biorę udziału w takich imprezach.
- Może i nie bierzesz, ale mimo wszystko wykazujesz zainteresowanie Pokazami, jakbyś chciała znowu w nich wystąpić - zauważyła moja mama.
Zachichotałam delikatnie i powiedziałam:
- Mylisz się. To po prostu zwykła ciekawość, nic więcej.
Grace Evans uważała jednak inaczej, o czym wyraźnie świadczył ten tajemniczy uśmiech, który rozjaśniał jej twarz.
- Nie powinnam jednak o to wypytywać, skoro nie zamierzam więcej się tym zajmować - dodałam po chwili.
Profesor Sycamore miał jednak nieco inne zdanie w tej sprawie.
- Sereno... Zawsze możesz po prostu je sobie obejrzeć. Nikt ci nie każe brać w nich udział.
- No właśnie, córeczko - dodała moja mama - Przecież możesz zawsze tam pójść jako widz. Nikt ci nie każe być uczestniczką.
Rozważyłam to wszystko i szybko doszłam do wniosku, że oboje mają rację. Przecież zawsze mogłam tylko popatrzeć na Pokazy, nikt mnie nie zmuszał do tego, abym w nich występowała. Miałam jednak pewne obawy. Ostatecznie przecież swego czasu Pokazy Pokemonów były dla mnie bardzo ważne. Przez te draństwo obcięłam sobie włosy i zmieniłam nie tylko swój wizerunek, ale wręcz swoją osobowość. Stałam się zupełnie inną osobą niż byłam. Trudno mi powiedzieć, aby to były pozytywne zmiany. Wtedy mi się one wydawały jak najbardziej słuszne i pożyteczne. Teraz, z perspektywy czasu widzę, kim naprawdę się wtedy stałam - żałosną gwiazdeczką, której sława uderzyła do głowy. Chciałam sobie wtedy odbić te wszystkie chwile bycia nikim, bycia osobą pozbawioną wiary w siebie oraz mającą całą masę kompleksów. Chciałam poczuć chociaż przez chwilę, że jestem wspaniała, wielka, sławna i uwielbiana wręcz. Stałam się taka i po co? Na co mi to teraz? Przecież obecnie w Kalos raczej mało kto pamięta moje nazwisko, bo widzowie Pokazów znaleźli sobie zupełnie innych fanów, a moja chwilowa sława przeminęła. Prócz tego jeszcze stałam się podczas brania udziału w tych Pokazach zarozumiała i żałosna. Niby byłam wciąż taka sama, jednak zmiany zaszły we mnie ogromne. Ash szybko je zauważył i zaczął po cichu tęsknić za dawną Serenę. Ja też za nią tęskniłam, ale nim to zrozumiałam minęło nieco czasu, a ja zaczęłam się coraz bardziej poniżać biorąc udział w tym żałosnym wyścigu po sławę. Na całe szczęście w porę przyszło na mnie opamiętanie i znowu stałam się sobą, dzięki czemu wybranek mojego serca odzyskał taką właśnie Serenę, jaką pokochał i wyznał mi wreszcie, co do mnie czuje, ja zaś spełniłam swoje największe marzenie. Jedyna dobra rzecz, jaka z tego wszystkiego wynikła to fakt, że nabrałam po uczestnictwie w Pokazach nieco więcej śmiałości niż przedtem, co bardzo mi pomagało w życiu.
A więc tak czy inaczej na pewno owe Pokazy w ostatecznym bilansie wyszły mi na dobre, jednak wiedziałam, że nie chcę już więcej brać w nich udziału. Zraziłam się do świata sławy, zresztą zarówno Diantha, jak i Cythia nauczyły mnie, ile on jest wart, czyli nic. Prędzej czy później prowadzi on bowiem do samotności oraz zamknięcia swej osoby w złotej klatce, w której się jest więźniem, chociaż rzadko kiedy można to dostrzec. A więc wnioski nasuwają się same - zamiast tworzyć swoją sławę, o wiele lepiej jest robić coś o wiele ciekawszego i bardziej pożytecznego, choćby to, co robi Ash, a wraz z nim nasza drużyna łącznie ze mną. Sądzę, że świat ma nieco większy pożytek z kilku dobrych detektywów niż z całej masy sławnych ludzi.
Ale wracając do głównego tematu moich rozważań, to mimo wszystko zawsze można popatrzeć na pokazy. Ostatecznie nadal przecież interesuję się modą i udawanie, że jest inaczej byłoby z mojej strony czystą hipokryzją. Postanowiłam więc pójść i popatrzeć sobie. Jeszcze wtedy nie wiedziałam, jak poważnie zmieni to moje plany na spędzenie czasu w Kalos.

***


Po wizycie u profesora Sycamore’a mama powiedziała mi:
- Pokazy, kochanie, zaczynają się tak za godzinę. Jeśli chcesz, możesz śmiało na nie iść.
- A ty co będziesz przez ten czas robić? - zapytałam.
- Załatwię swoje sprawunki. Potem się spotkamy w Centrum Pokemon. To jak? Może być?
Ponieważ nie miałam nic przeciwko temu, to śmiało wyraziłam zgodę na propozycję mojej mamy i rozdzieliłyśmy się. Ona poszła załatwić swoje sprawy, ja zaś ruszyłam w kierunku miejsca, gdzie miały się odbyć Pokazy Pokemonów. Wiedziałam doskonale, dokąd mam iść, ponieważ swego czasu sama tam występowałam. Obecnie wiem doskonale, że wcale nie była to najmądrzejsza decyzja w moim życiu, choć muszę zaznaczyć, iż dzięki temu zdobyłam całkiem ciekawe doświadczenie, co przecież samo w sobie miało ogromną wartość. Więc jakby to ująć, każdy medal ma dwie strony i mój udział w pokazach Pokemonów nie należał do wyjątków od tej reguły.
Z bardzo mocno bijącym mi sercem oraz wspomnieniami cisnącymi mi się nachalnie do głowy odnalazłam ów budynek, do którego zmierzałam, po czym westchnęłam głęboko, powtarzając sobie:
- Weź już się w garść, Sereno. Przecież to są tylko wspomnienia. Nikt ci nie każe ponownie występować i robić z siebie pośmiewisko.
Następnie spojrzałam na ten budynek jeszcze raz, ponownie nabrałam mocno powietrza w płuca i weszłam do środka.
Jak zwykle było tutaj mnóstwo ludzi. Wszyscy oni spieszyli się do obejrzenia występów trenerów i ich Pokemonów. Miałam wielką nadzieję, że nie będzie zbyt wielkiego tłoku, ponieważ w takim wypadku mogłoby to oznaczać brak miejsc siedzących, co wcale mi się nie uśmiechało.
- Serena! Hej, Serena!
Ktoś stał za mną i wyraźnie mnie wołał. Spojrzałam więc za siebie i ku mojemu wielkiemu zdumieniu ujrzałam rudego chłopaka o szarych oczach, ubranego w zielony sweter z białymi rękawami, spodnie o odcieniu jasno-czarnym, a także zielone buty. Na plecach miał plecak, a na szyi zawieszony na pasku mały aparat fotograficzny. Od razu go rozpoznałam.
- Trevor! - zawołałam zdumiona i uradowana zarazem, podchodząc do niego - Co ty tu robisz?
Chłopak uśmiechnął się do mnie przyjaźnie.
- Przybyłem na Pokaz Pokemonów, a ty?
- Ja również przyszłam zobaczyć ten Pokaz.
Trevor popatrzył na mnie uważnie.
- Popatrzeć? A nie przyszłaś tu, żeby w nim wystąpić? - zapytał.
Pokręciłam przecząco głową.
- W żadnym razie. Zrezygnowałam już z tego całkowicie.
- Wiem, bo Shauna mi coś o tym wspominała, ale sądziłem, że ona tak tylko sobie gada z zazdrości albo co.
Na sam dźwięk imienia, które chłopak wypowiedział poczułam w serce coś w rodzaju nieprzyjemnego ukłucia. Nic dziwnego, w końcu jeśli chodzi o Shaunę, to była ona ostatnią osobą, którą chciałabym teraz wspominać w rozmowie z moim kolegą.
- Czy sam tu jesteś? - zapytałam, chcąc szybko zmienić ten przykry dla mnie temat.
- Nie... Jest tutaj ze mną Tierno, no i oczywiście też Shauna. Obecnie podróżujemy we trójkę, bo nam po drodze, a potem to się zobaczy.
Serce mi mocniej zaczęło bić, gdy usłyszałam jego ostatnie słowa.
- Shauna? Ona też tu jest?
- No pewnie... W końcu to ona namówiła nas, żebyśmy przyszli na te Pokazy. Przyznam ci się szczerze, że ja sam w życiu bym nie przybył i nie oglądał jakiś głupich Konkursów Piękności oraz innych bzdur, ale cóż... Ostatecznie Shauna tak bardzo grzecznie prosiła, że ja i Tierno ulegliśmy jej namowom.
- Tak... Ona ma czasami dar przekonywania - powiedziałam złośliwie.
Chłopak chyba nie wyczuł wyraźnej ironii w moim głosie, ponieważ mówił dalej:
- Wiesz, Shauna bardzo często cię wspomina.
- Doprawdy?
- Tak. Mówi, że żałuje, że już nie występujesz w Pokazach, ponieważ bardzo przyjemnie się jej z tobą rywalizowało.
- Komu przyjemnie, temu przyjemnie - mruknęłam z kpiną w głosie.
Trevor posmutniał bardzo mocno, kiedy to usłyszał.
- Sereno... Ja wiem, co zaszło między tobą a Shauną... Ale wiesz... Ona się zmieniła...
- To ja wiem - powiedziałam złośliwie - W końcu byłam świadkiem jej przemiany na gorsze.
- Ale teraz ona znowu jest fajna - zaczął mi wyjaśniać rudy chłopak - Uwierz mi, Shauna już nie jest taka wredna, jak kiedyś. Zmieniła się na lepsze. Zrozumiała, jak żałośnie się wtedy zachowywała i teraz bardzo chce wszystko naprawić.
- Uważaj, bo się wzruszę - odpowiedziałam mu nieco wrednym tonem - Robisz za jej adwokata czy co? Ja nie zamierzam zapomnieć tego, co zrobiła ani znowu zawierać z nią przyjaźni. Miała swoją szansę i ją zmarnowała. Niech teraz radzi sobie sama. Dziwi mnie, że ty i Tierno możecie się jeszcze z nią przyjaźnić.
Trevor posmutniał jeszcze mocniej, słysząc moje słowa.
- Wiesz, nasza trójka zna się już od dziecka i w sumie trudno nam sobie wyobrazić, abyśmy mieli przestać być przyjaciółmi. A poza tym przyjaciele umieją przebaczyć sobie nawzajem, prawda?
- Zgadzam się z tobą, ale są pewne rzeczy, których nawet przyjaciel nie powinien darować.


Rozmowę przerwało nam pojawienie się dwóch osób. Pierwszą z nich była znienawidzona przeze mnie Mulatka w brązowych włosach spiętych w fantazyjny sposób oraz oczach tej samej barwy. Miała ona na sobie ciemno-różową koszulkę ozdobioną małymi, czarnymi kokardami, krótkie dżinsowe spodenki niebieskiego koloru oraz różowe sandały. Towarzyszył jej gruby chłopak z czarnymi włosami ułożonymi w coś na kształt punka i czarnymi oczami. Miał on na sobie czarną koszulkę z dużym, niebieskim znakiem, żółte spodenki oraz szare buty ze znakami barwy słońca.
- Hej, Trevor! Co ty tam robisz?! - zawołała dziewczyna.
- Zaraz zajmą nam wszystkie miejsca! - dodał chłopak.
Trevor odwrócił się w ich stronę i krzyknął:
- Spokojnie, zaraz idę. Tylko spotkałem naszą starą znajomą.
- Starą znajomą, mówisz? A kogo? - spytał Tierno.
Podeszli obaj do nas i wtedy od razu mnie rozpoznali.
- Ach! Serena! - zawołał radośnie gruby chłopak.
Chwilę później uklęknął on przede mną, głośno wołając:
- Ach, moja piękna królewno! Jestem wprost uradowany, że dobry los znowu postawił mnie na twojej drodze... To naprawdę wspaniały...
Nagle przyjrzał mi się on uważnie i zawołał:
- Zaraz! A gdzie jest twoja różowa sukienka? I czerwona kamizelka? I jeszcze ten piękny kapelusik? I czemu znowu masz długie włosy?
- Powiedzmy, że uznałam swój nowy wizerunek za raczej nie pasujący do mej osoby i dlatego postanowiłam wrócić do swojego dawnego image’u - odpowiedziałam mu.
Tierno wyglądał tak, jakby właśnie usłyszał, że jego urodziny zostały odwołane. Był załamany i przygnębiony.
- To straszne! Po prostu okropne! Jak mogłaś być tak okrutna, Sereno?! Przecież z tym nowym wizerunkiem byłaś taka piękna!
- Aha! Czyli teraz nie jestem? - zażartowałam sobie.
Chłopak zarumienił się lekko.
- Wybacz, nie to miałem na myśli, ale... Tego no... Ja...
- Lepiej daj sobie spokój z tłumaczeniem, bo kiepsko ci to wychodzi - mruknęła złośliwie Shauna.
- Tak samo, jak tobie, tyle tylko, że ty posiadasz ten przywilej, iż nikt ci tego nie wypomina - mruknęłam ironicznie.
Mulatka spojrzała na mnie smętnym wzrokiem i rzekła:
- Witaj, Sereno.
- Witaj, Shauna - odparłam beznamiętnym tonem.
Tymczasem Tierno podniósł się z klęczek i zaczął znowu marudzić.
- Ja nie wiem... Naprawdę nie wiem, jak to jest w ogóle możliwe.
- Co takiego? - zapytałam zaintrygowana.
- To, że twój wizerunek uległ ponownej zmianie - wyjaśnił mój drogi wielbiciel - Naprawdę nie rozumiem, jak do tego doszło.
- Może tak, że uznałam sama, iż wolę dawną siebie? - zasugerowałam mu ironicznie.
Chłopak pokręcił jednak przecząco głową.
- To niemożliwe. Na pewno jakiś koleś zawrócił ci w głowie i wmówił, że nie wyglądasz ładnie w nowym wizerunku i dlatego właśnie wróciłaś do starego, prawda?
Zaśmiałam się delikatnie, słysząc te słowa.
- Przede wszystkim powinieneś wiedzieć, Tierno, że to była wyłącznie moja własna, indywidualna decyzja, choć przyznaję, że pewien chłopak miał w tym swój niemały udział.
- Wiedziałem! Normalnie wiedziałem! - zawołał mój wielbiciel.
- Zapewniam cię jednak, że nie namawiał mnie do niczego - mówiłam dalej - Sama tak postanowiłam zrobić i cóż... Trafiłam tym czynem w jego gust.
- To po prostu nie do pomyślenia! - zawołał oburzonym tonem Tierno - Nie mogę w to uwierzyć! Przez jednego głupiego kolesia zmieniłaś swój najpiękniejszy na świecie wizerunek i tylko po to, żeby mu się przypodobać.
Jego ostatnie słowa rozzłościły mnie, dlatego położyłam sobie dłonie po bokach i zawołałam:
- Ej! Pragnę cię poinformować, że ten głupi koleś, jak go nazywasz, jest teraz moim chłopakiem i nie życzę sobie, abyś tak o nim mówił!
Tierno słysząc moje słowa zrobił taką minę, jakby oberwał gromem z jasnego nieba. Trevor i Shauna też byli nieco zdumieni tym, co mówię, choć przyjęli to w sposób bardziej normalny niż ich przyjaciel.
- Co?! Chcesz mi do tego powiedzieć, że masz chłopaka?! - krzyknął mój wielbiciel, któremu właśnie złamałam serce.
- Tak! Właśnie to chcę ci powiedzieć! - mruknęłam ironicznie - A co?! Może uważasz, że nie mam do tego prawa?!
Tierno zrozumiał, że się zagalopował, gdyż próbował się poprawić.
- Nie no... Oczywiście, masz do tego pełne prawo, tylko, że...
- Tylko, że co?
- Zaskoczyłaś mnie tą wiadomością.
- W sumie, to nas też - powiedział Trevor.
- Właśnie - dodała Shauna.
- A czy wolno wiedzieć, Sereno, kim jest ten szczęśliwiec? - zapytał Tierno, roniąc powoli łzy z oczu.
Uznałam, że mogę mu powiedzieć nazwiska mego ukochanego.
- To żadna tajemnica. Nazywa się on Ash Josh William Ketchum i jest Mistrzem Pokemon Ligi Kalos.
- Co?! ASH?! - zawołali Tierno i Trevor.
- Wiedziałam - uśmiechnęła się tajemniczo Shauna.
Prawdę mówiąc to ona od dawna podejrzewała, że jestem zakochana w moim najlepszym przyjacielu z dzieciństwa i dała mi to do zrozumienia jeszcze zanim posprzeczaliśmy się o jej oszustwa na Pokazach.
- Właśnie. Ash jest moim chłopakiem i już niedługo będziemy mieli rocznicę naszego związku - oznajmiłam im uroczystym tonem - Ale to wam chyba nie przeszkadza, prawda?
Cała trójka zaczęła mnie zapewniać, że w żadnym razie tak nie jest, po czym usłyszeliśmy, jak ktoś przed megafon nawołuje wszystkich widzów oraz uczestników do zajęcia swoich miejsc, ponieważ za chwilę rozpoczną się Pokazy Piękności Pokemonów.
- Słyszycie?! Już zaczynają! - zawołała wesoło Shauna - Chodźmy! Nie traćmy czasu!
Po tych słowach złapała mnie za rękę i pociągnęła za sobą.

***


Uzupełnienie pamiętników Sereny - opowieść Asha:
Po wyjechaniu mojej dziewczyny z Alabastii poczułem, że ogarnia mnie ogromny smutek. Nie było jej zaledwie kilka minut, a ja już za nią tęskniłem i to tak, jakby wyjechała już na zawsze, a nie tylko na kilka dni. Miałem nadzieję, że będzie się jej tam miło i bezpiecznie spędzało czas.
W ogóle ten okres nie był zbyt wesoły. Większość naszych przyjaciół postanowiła wyjechać na Wielkanoc w swoje rodzinne strony. Jedynie nasza drużyna detektywistyczna miała wrócić w niedzielę, aby miło spędzić czas w Alabastii razem, całą szóstką. Dlatego też nie miałem zbyt wiele osób do towarzystwa, ponieważ ci, którzy pozostali, zaczęli stopniowo wyjeżdżać. Najpierw wyjechali Serena, Clemont i Bonnie. Następnego dnia Alabastię opuściła Dawn, a później mieli w swoje strony wyjechać Brock, Misty oraz Melody. Nie wyjechali co prawda od razu, ale prędzej czy później było to nieuniknione.
Co do mojej kochanej siostrzyczki, to bardzo smucił ją fakt, że musi stąd odjechać na kilka dni. Mimo wszystko zachowała ona w miarę swoich możliwości dobry humor, uścisnęła ona mnie oraz Maxa, po czym życzyła nam wesołej Wielkanocy, wsiadła na pokład statku do Sinnoh i odpłynęła.
- Zostawiam wam pod opieką moją Buneary - powiedziała nim znalazła się na okręcie - Nie mam serca ją stąd zabrać. W końcu tak długo czekała na spotkanie z Pikachu, więc niech zostanie tutaj. Tylko opiekujcie się nią.
- Będziemy o nią dbali. Obiecuję - odpowiedziałem jej radośnie.
- Obaj będziemy - dodał wesoło Max - Ale przede wszystkim na pewno zadba o nią Pikachu. Oboje coraz bardziej mają się ku sobie.
- To prawda - potwierdziłem wesoło - Pamiętasz, jak mieliśmy wracać z Sinnoh do Kanto? Wtedy to nasza droga Buneary była bardzo smutna na samą myśl o rozstaniu z Pikachu. Sam Pikachu również nie specjalnie palił się do tego, aby ją opuścić, choć nie miał odwagi jej o tym powiedzieć.
- Pika-pika-chu! - pisnął Pokemon, delikatnie piekąc tzw. raczka.
- No właśnie - zachichotałem delikatnie - Więc musiałem go namówić do okazania odwagi i do powiedzenia Buneary, co do niej czuje.
- Pamiętam, ale nie znam języka Pokemonów i nie wiem, jak brzmiało jego wyznanie miłosne - rzekła Dawn.
- A chciałabyś wiedzieć?
- Bardzo.
Spojrzałem więc na Pikachu, który zapiszczał coś wesoło, a następnie stanął przede mną i zaczął mi coś pokazywać na migi. Natychmiast więc zacząłem tłumaczyć jego wypowiedź:
- Mówi, że jego wyznanie miłosne brzmiało tak: Moja droga Buneary... Chociaż twoje zachowanie wobec mnie jest niekiedy wręcz zawstydzające, to jednak chcę, abyś wiedziała, że pobyt tutaj przypomniał mi, że nie tylko czujesz do mnie coś, lecz i ja czuję coś do ciebie. Tym uczuciem jest miłość, choć tak długo byłem singlem, że trudno mi było wcześniej o tym mówić głośno. Teraz jednak muszę ci to powiedzieć... Chcę, żebyś podróżowała razem ze swoją trenerką i mogła mi towarzyszyć podczas przygód Asha. Czy zgadzasz się na to?
Dawn uśmiechnęła się radośnie.
- A więc to tak brzmiało jego wyznanie. Rozumiem. Mam nadzieję, że oboje stworzą piękną parę.
- Czas pokaże, siostrzyczko - powiedziałem filozoficznym tonem - Tak czy inaczej, to już od nich zależy.
Moja mała siostrunia objęła mnie mocno i ucałowała ponownie.
- Trzymaj się, braciszku. Do zobaczenia w niedzielę.
Następnie jeszcze raz uścisnęła Maxa, a następnie wskoczyła na pokład statku i odpłynęła.
- No to zostaliśmy sami - rzekłem do mojego przyjaciela, głośno przy tym wzdychając.
Max pokiwał smętnie głową.
- To prawda. Z całej naszej szóstki tylko nas dwóch zostało.
- Pika-pika-chu! - pisnął Pikachu.
Zaśmiałem się lekko.
- Tak, tak... Pamiętam o tobie. Ty również zostałeś, przyjacielu. A więc jest nas troje. Damy sobie radę.
- No pewnie - zachichotał wesoło Max - Wiesz, mam nawet kilka super pomysłów na to, jak możemy spędzić razem ten czas. Będzie to prawdziwie męska rozrywka.
- Tylko nie przesadź.
- Ash, stary! Ja nigdy nie przesadzam, zapewniam cię!
- No... Powiedzmy, że nigdy nie przesadzasz, Maxiu.
Zaśmiałem się lekko, po czym ruszyliśmy w drogę powrotną do miasta, rozmawiając przy tym na wesołe tematy.

***


Pamiętniki Sereny c.d:
Następnego dnia siedziałam razem z moją mamą w Centrum Pokemon i razem jedliśmy śniadanie. Niedaleko nas usiadły wygodnie nasze stworki, które raczyły się karmą dla Pokemonów.
- Jak tam Pokazy? - zapytała moja matula.
Spojrzałam na nią uważnie i odpowiedziałam:
- Prawdę mówiąc dobrze. Spotkałam na nich kilku starych znajomych.
- Naprawdę? A kogo?
Opowiedziałam jej więc o spotkaniu z Tierno, Trevorem oraz Shauną. Mama uważnie mi się wtedy przyglądała i rzekła:
- Mówisz o tym wszystkim w taki sposób, jakby to spotkanie wcale nie sprawiło ci radości.
Nie chciałam jej mówić, co mnie dręczy, dlatego też próbowałam jakoś zmienić temat rozmowy. Szybko jednak zrozumiałam, że jest to niemożliwe, ponieważ moja mama nie pozwoliła mi na to. Była naprawdę bardzo uparta i usilnie prosiła mnie, abym jej o wszystkim opowiedziała.
- Dusząc w sobie to, co cię boli, tylko sobie zaszkodzisz - rzekła do mnie czule - Zaufaj mi, córeczko. Nie jestem już tą samą zimną oraz obcą ci osobą, jaką dotychczas znałaś. Teraz możesz mi wszystko powiedzieć, a ja zrobię wszystko, co w mojej mocy, aby ci pomóc.
Trudno mi było tak łatwo w to wszystko uwierzyć, ostatecznie przecież zbyt dobrze znałam moją mamę, aby tak łatwo przyjąć do wiadomości jej przemianę, nawet jeżeli była ona prawdziwa. Uznałam jednak, że mogę to zrobić, bo w końcu nie przekazywałam matce jakiś wielkich sekretów mej osoby. Opowiedziałam więc dokładnie, o co mi chodzi. Mama wysłuchała mnie uważnie, po czym rzekła:
- Bardzo mi przykro, córeczko. Naprawdę nie wiem, co ci mam teraz powiedzieć. Rozumiem, że Pokazy Pokemonów mogą ci się jakoś kojarzyć z czymś bardzo nieprzyjemnym, a Shauna postąpiła wobec ciebie naprawdę podle, jednak chyba nie chcesz całe życie przechodzić na drugą stronę ulicy na sam jej widok, prawda?
- Mogą ją unikać - stwierdziłam.
- Chcesz jej więc unikać całe życie?
Nie wiedziałam, co mam odpowiedzieć, a moja mama mówiła dalej:
- Shauna zachowała się naprawdę żałośnie i potraktowała cię podle. Wierzę jednak, że ona naprawdę mogła zmienić swoje nastawienie zarówno do ciebie, jak i do życia. W końcu... Ja też się zmieniłam na lepsze.
- Ty, to co innego. Ty jesteś dorosła i mądrzejsza.
Mama zachichotała lekko, gdy to usłyszała.
- Pochlebiasz mi, Sereno, ale masz o mnie zdecydowanie zbyt wysokie mniemanie. Zapewniam, że daleko mi do doskonałości, kochanie.
- Wcale nie mówię, że jesteś doskonała. Mówię tylko, że jesteś od niej mądrzejsza i łatwiej ci przyszło się zmienić na lepsze.
- Pewnie tak, ale nie jestem wcale tak mądra, jak myślisz. Przez tyle lat odsuwałam się od mojego jedynego dziecka... Chciałam cię zahartować na trudne doświadczenia, jakie czekają cię w życiu, ale efektem tego było to, że skrzywdziłam cię i zaniedbałam twoje wychowanie. To Ash nauczył cię żyć, a nie ja. Nigdy sobie tego nie wybaczę.
- Ja ci wybaczyłam, mamo.
Moja rodzicielka uśmiechnęła się do mnie delikatnie i położyła dłoń na mojej dłoni.
- Cieszy mnie, że tak mówisz. Ja jednak nie umiem sobie wybaczyć. Ty jednak wybacz Shaunie. Wybacz i daj jej drugą szansę.
- Czy po takiej zdradzie ona zasługuje na to? - zapytałam.
- Ja popełniłam wobec ciebie znacznie większą zdradę, a mimo to mi wybaczyłaś, córeczko.
- Ty nie robiłaś tego ze złośliwości. Ona tak.
- Ale obie zawiodłyśmy  twoje zaufanie, lecz mnie dałaś szansę.
- Bo jesteś moją matką. Zasługujesz na szansę.
- Miło mi to słyszeć, córeczko - powiedziała moja matka, kładąc swoje dłonie na moje ramiona - Ale proszę... Nie potępiaj ludzi tylko dlatego, że raz cię zawiedli. Być może Shauna cierpi mocniej, niż ci się wydaje.
Westchnęłam głęboko i postanowiłam postąpić zgodnie z jej radą.
- Dzisiaj też są Pokazy? - zapytała po chwili Grace Evans.
- Tak. Będą aż do piątku.
- Tym lepiej. Spędzimy tu nieco czasu.
- Sądziłam, że pojedziemy do domu.
Mama uśmiechnęła się delikatnie.
- Po co? Do domu jest daleko. Poza tym mieszkamy na uboczu i zbyt duża odległość dzieli nas od sklepów, a prócz tego w Vaniville nie mają wielu rzeczy, które mają tutaj. W Lumiose zaś mieszka moja przyjaciółka. Obiecała pomóc mi upiec babę świąteczną dla Delii Ketchum. Zawieziesz ją do Alabastii razem z innymi łakociami.
- Jakimi łakociami? - zapytałam.
- Tymi, które uszykujemy, ale to potem. Teraz to korzystaj z okazji i idź sobie popatrzeć na Pokazy Pokemonów, póki masz jeszcze taką możliwość.
- Tylko, że mieliśmy ten czas spędzić razem.
- No i spędzimy... Ale na razie wypocznij w towarzystwie przyjaciół, a ja wrócę do robienia zakupów. Potrzeba mi przede wszystkim specjalnych rodzynek. Wczoraj ich nie dostałam. Może dzisiaj mi się uda.
Spojrzałam na moją rodzicielkę z uśmiechem na twarzy.
- Dziękuję ci, mamo.
- Nie ma za co, córeczko. Pamiętaj... Kocham cię.
- A ja kocham ciebie, mamo.

***


Po tej rozmowie poszłam na miasto, gdzie byłam już umówiona z Tierno raz Trevorem. Shauna oczywiście była z nimi, jednak wcale się tym nie przejęłam. Postanowiłam sobie nie reagować gniewem czy też niechęcią na sam jej widok. Byłoby to nieco żałosne, choć pewnie nawet uzasadnione z powodu tego wszystkiego, co między nami zaszło. Ale bez względu na tak nieistotne szczegóły jak uzasadnienie lub jego brak, ja zamierzałam wobec mojej ex-przyjaciółki zachowywać się normalnie, bez jakiegoś przesadnego entuzjazmu.
Zgodnie z planem poszliśmy sobie we czwórkę na kolejne pokazy. Nim jednak usiedliśmy na widowni spotkaliśmy jakąś młodą dziewczynę. Była to wysoka blondynka o zielonych oczach. Jej twarz wyrażała ogromny smutek.
- Coś ty taka ponura? - zapytałam.
- Chwila... Czy ty aby nie powinnaś się teraz szykować do występów? - dodała Shauna.
Dziewczyna popatrzyła na mnie uważnie i odparła:
- Może i powinnam, gdybym miała swojego Pokemona.
Bardzo zdziwiła mnie jej odpowiedź.
- Nie rozumiem - powiedziałam - O czym ty mówisz? Przecież wczoraj występowałaś na scenie razem ze swoim Arcaninem.
- Owszem, ale niestety wczoraj w nocy on zniknął.
Spojrzałam na nią zdumiona.
- Jak to, zniknął? - zapytałam zaszokowana.
Ta wiadomość była dla mnie naprawdę wielkim zaskoczeniem.
- Normalnie - odpowiedziała mi dziewczyna - Nie mam pojęcia, jak do tego doszło. Po prostu wyszedł z pokeballa i opuścił mój pokój. Musiał to zrobić w nocy, kiedy spałam. Ale dlaczego to zrobił, nie wiem.
- Możliwe, że ktoś go porwał - powiedziała Shauna.
Dziewczyna pokiwała smutno głową.
- Prawdopodobnie, ale po co?
- Serena! Występy zaraz się zaczną! - przypomniał mi Tierno.
Spojrzałam na niego smutno.
- Dobrze, już idziemy.
Potem skierowałam swój wzrok na naszą nową znajomą.
- Jesteś Olivia, prawda?
- Tak - odpowiedziała dziewczyna.
- Dobrze... Chodź z nami na widownię. Tam mi wszystko opowiesz.


Olivia posłuchała mnie i usiadła obok naszej czwórki pośród widzów podziwiających występy kolejnych uczestników Pokazów.
- I pomyśleć, że wczoraj byłam jedną z najlepszych uczestniczek, a dziś co? - mówiła dziewczyna ze smutkiem w głosie, obserwując nowe występy - Musiałam zrezygnować, ponieważ mój Pokemon zniknął, a nowego niestety wystawić nie mogłam. Zasady tego zabraniają.
Wysłuchałam jej lamentu ze spokojem, po czym poprosiłam, aby mi opowiedziałam dokładnie, kiedy ostatni raz widziała swego faworyta. Kiedy już się tego dowiedziałam, powiedziałam:
- Arcanine to jest duży i bardzo silny Pokemon. Prawdziwa gratka dla złodziei Pokemonów. Jeśli ktoś go porwał, to na pewno ma z nim związane jakieś plany. Wobec tego należy dokładnie zbadać całą sprawę. Czy może powiadomiłaś już o wszystkim policję?
- Tak... Kazali mi czekać. Tyle, że ja nie mogę czekać! Pal licho ten Konkurs, ale przecież tu chodzi o mojego Pokemona! Nie chcę, aby coś mu się stało.
- Obiecuję ci, że zrobię co się da, aby go znaleźć.
Olivia spojrzała na mnie z delikatną kpiną.
- A co? Jesteś jakimś detektywem czy kimś takim?
Uśmiechnęłam się do niej dumnie.
- A pewnie! Jestem detektywem. Słyszałaś może o Sherlocku Ashu?
Dziewczyna spojrzała na mnie uważnie. Widać, że to nazwisko nie było jej obce.
- Mówisz o tym, który rozwiązał zagadkę skarbu w Zamku Bitew? - zapytała podnieconym tonem - I tym samym, który pomógł policji wykryć sprawę prześladowcy Dianthy? Tak, słyszałam o nim i to dużo. Pisali nawet o jego dokonaniach w „Kalos Express“. Tylko, że nie rozumiem, czemu mi to mówisz. Nie możesz być Sherlockiem Ashem, bo on jest chłopakiem, a ty jesteś dziewczyną.
- Mówię ci to, ponieważ pracuję z nim - powiedziałam z uśmiechem - Nazywam się Serena Evans, jestem dziewczyną Sherlocka Asha i podobnie jak on posiadam licencję detektywa.
Na dowód, że mówię prawdę, pokazałam swoją legitymację. Wówczas moja rozmówczyni cała się rozpromieniła.
- Niesamowite! - zawołała - Ukochana i asystentka Sherlocka Asha we własnej osobie?! To zaszczyt dla mnie móc cię poznać!
To mówiąc złapała mnie za rękę, po czym potrząsnęła nią z prawdziwą radością w oczach.
- Czy twój chłopak też jest tutaj? - zapytała Olivia.
- Niestety nie, ale mam z nim stały kontakt, więc mogę z jego drobną pomocą poprowadzić śledztwo w sprawie zaginięcia twojego Pokemona. To jak? Chcesz, żebym ci pomogła?
Oczywiście moja nowa znajoma bez wahania wyraziła na to zgodę i po Pokazie obie poszłyśmy do jej pokoju w Centrum Pokemonów. Obejrzałam je bardzo dokładnie.
- Nie widzę tutaj żadnych śladów włamania - powiedziałam.
- Policja mówiła mi to samo - rzekła zasmuconym tonem moja nowa znajoma - Nie wiem jednak, co mam robić.
Zastanowiłam się przez chwilę nad tym, co ona powiedziała, po czym ponownie obejrzałam sobie cały pokój.
- Moim zdaniem Arcanine wyszedł stąd sam, ale niekoniecznie zrobił to z własnej woli.
- Mówisz o hipnozie? - zapytała moja rozmówczyni.
- Istnieje taka możliwość. Warto ją rozważyć - potwierdziłam.
- Ale Sereno... Kto i po co miałby to robić?
- Nie wiem... Czy nie naraziłaś się komuś ostatnio?
Olivia pokręciła przecząco głową.
- W żadnym razie. Z rywalkami mam całkiem dobre relacje. O ile jest to oczywiście możliwe.
Uśmiechnęłam się do niej delikatnie. Ostatnimi czasy sama w takie coś wątpiłam, więc słowa dziewczyny były dla mnie jak najbardziej zrozumiałe.
- A więc mamy wielu podejrzanych wśród twoich rywalek, jak również istnieje możliwość, że zaginięcie twojego Pokemona może się wiązać ze złodziejami Pokemonów i nie mieć nic wspólnego z Pokazami.
- Też fakt. No to co robimy?
Zastanowiłam się przez chwilę, po czym powiedziałam:
- Będziemy czekać na kolejny ruch złodzieja. Podejrzewam, że nastąpi on już niedługo.

***


Uzupełnienie pamiętników Sereny - opowieść Asha c.d:
Ja, Max i Pikachu powracaliśmy do domu, idąc spacerowym krokiem i rozmawiając sobie przy tym na wesołe tematy.
- Wiesz, ostatnio nie mieliśmy zbyt wiele możliwości, aby spędzić czas tylko we dwóch, gdyż prawie bez przerwy chodzisz gdzieś z Sereną - mówił mój przyjaciel - Także więc dopiero teraz możemy sobie porozmawiać jak na prawdziwych kumpli przystało i spędzić ze sobą trochę czasu.
- W sumie masz rację - zgodziłem się z nim - To, co mówisz, to jedna jedyna korzyść wynikająca z tego, że cała nasza drużyna detektywistyczna została chwilowo podzielona.
- Pika-pika! Pika-chu! - zapiszczał Pikachu.
- Właśnie, więc skorzystajmy z niej - powiedział Max - Wiesz, zawsze bardzo mnie ciekawiło, jak to jest być w związku z kimś. Podobało mi się swego czasu wiele dziewczyn, a obecnie zaś nie wiem czemu, ale jakoś tak ciągnie mnie do jednej konkretnej pannicy.
Zaśmiałem się delikatnie i poklepałem go po ramieniu.
- Chyba nawet wiem, do której.
- Pika-pika-chu! - pisnął wesoło Pikachu.
Mój kompan zarumienił się delikatnie.
- Tak... Widziałeś nasze pożegnanie wczoraj. Mówiło ono chyba samo za siebie.
- Dokładnie tak, Maxiu - odparłem dowcipnie - Nie kryliście się dziś ze swoją czułością.
Max poprawił sobie delikatnie kołnierzyk.
- Jak najbardziej. Widać, że ta mała na mnie leci. Muszę tylko bardziej zadbać o to, żeby podgrzewać atmosferę między nami.
Ja i Pikachu chichotaliśmy delikatnie, słysząc te słowa.
- Dowcipniś z ciebie - powiedziałem - Ale tak czy siak istnieje taka możliwość, że ty i Bonnie stworzycie parę. Musisz tylko zachowywać się jak prawdziwy mężczyzna. A wiesz, co robi prawdziwy mężczyzna?
- Eee... Nosi tę samą bieliznę przez dwa tygodnie? - zapytał Max.
Pikachu parsknął śmiechem. Ja również lekko się uśmiechnąłem.
- Tak, to też, ale to tylko między nami. Lepiej nie mów o tym nikomu, zwłaszcza swojej siostrze. Jeszcze powie, że sprowadzam cię na złą drogę lub takie tam.
- No właśnie, jej nie można zbyt wiele mówić, Ash. W końcu to taka moralizatorka, że aż głowa boli.
- Nie doceniasz jej, Max. Jest dobra, tylko czasami zbyt mocno chce ci matkować i wychodzą z tego potem różne niemiłe sytuacje. Ale nie ma się co przejmować. Oboje tworzycie naprawdę całkiem zgrany duet. Tylko nie zawsze umiecie zgodnie współpracować.
- Co racja, to racja - rzekł mój przyjaciel - Z nią czasami trudno się dogadać, ale mimo wszystko to moja siostra. Trudno mi jest jej nie kochać, nawet jeśli chwilami oboje mamy siebie serdecznie dość.
Uśmiechnąłem się do niego przyjaźnie.
- Będzie dobrze, zobaczysz. No, a teraz chodźmy, bo mamy jeszcze sprawy do załatwienia na mieście.
- Racja! - zawołał Max - Mieliśmy kupić karmę dla Pokemonów i parę łakoci dla nich.
- Właśnie. Zwłaszcza, że jest na nie promocja z okazji zbliżającej się Wielkanocy.
- Trzeba korzystać z okazji, Ash.
- No właśnie, stary. A więc ruszajmy!
- Pika-pika-chu! - pisnął radośnie Pikachu.

***


Po powrocie do miasta kupiliśmy zgodnie z prośbą mojej mamy karmę dla Pokemonów oraz kilka innych łakoci dla naszych stworków. Była na nie promocja, a prócz tego smakowały one wręcz przepysznie, więc trenerzy brali je garściami i częstowali nimi swoich podopiecznych. Nie chcieliśmy być gorsi, dlatego również to zrobiliśmy, zwłaszcza, że promocja była tylko tego jednego, konkretnego dnia i kończyła się wraz z zamknięciem sklepu (dla wyjaśnienia muszę tutaj dodać, że tylko jeden sklep w całej Alabastii sprzedawał te przysmaki). Dlatego robiliśmy z Maxem co w naszej mocy, aby kupić chociaż kilka ciastek dla naszych Pokemonów. Były to naprawdę przepyszne łakocie, wyglądem przypominające nieco Pokeptysie.
Przyznaję, że nie obyło się bez trudności takich jak długie stanie w kolejce czy też przepychanki z innymi klientami, ale w końcu zdobyliśmy kilkanaście tych pysznych ciastek. W sam raz starczyło ich dla naszych ulubionych Pokemonów, dlatego też wróciliśmy do domu bardzo z siebie zadowoleni. Moja mama była zachwycona.
- Doskonale, moi kochani! - zawołała radośnie, gdy pokazaliśmy jej, co kupiliśmy - Myślę, że waszym Pokemonom będą one smakować.
- Nie było łatwo je kupić - powiedziałem - Idą jak świeże bułeczki.
- Dlatego mówiłam wam, żebyście na zakupy poszli rano, a nie dopiero wtedy, gdy już odprowadzicie Dawn - stwierdziła z lekkim wyrzutem moja mama.
- Proszę pani, na rano był jeszcze większy tłok - odezwał się w mojej obronie Max.
- Pika-pika-chu! - pisnął Pikachu.
Mama spojrzała na nas z uśmiechem.
- Teraz to już nieważne. Ważne jest to, że wam się udało, chłopcy. No, ale siadajcie już! Kolacja na stole!
Ponieważ reszty naszej drużyny nie było w mieście, posiłek jedliśmy razem z innymi przyjaciółmi, to jest z Misty, Brockiem, Latias oraz Melody.
- Nasze Pokemony nie mogą się już doczekać zjedzenia tych pysznych ciastek - powiedział Max.
- Spokojnie, przyjacielu - rzekł z uśmiechem Brock - Najpierw kolacja, łakocie potem.
Panicz Hameron westchnął głęboko i zapytał:
- Ech... Czy ty zawsze musisz być taki poważny?
- Ktoś musi - odparł na to dowcipnie szef kuchni w restauracji mojej mamy.
- Brock poważny? Bez urazy, ale takie stwierdzenie to chyba jakiś żart - mruknęła ironicznie Misty.
Brock jęknął delikatnie, słysząc jej docinki.
- A oni zawsze na wojennej ścieżce - zachichotał Max.
- To prawda - zaśmiałem się.
Latias pokazała mi coś na migi. Zrozumiałem to i odpowiedziałem jej wesoło:
- Święte słowa. Kto się czubi, ten się lubi.
Wiedziałem doskonale, że Brock i Misty wyraźnie mieli do siebie coś na kształt słabości, chociaż nie wiedziałem, dlaczego wolą grać w jakieś dziwne podchody, niż szczerze powiedzieć sobie, co czują. No cóż... Niech robią jak im wygodnie. Ostatecznie przecież nikogo nie można zmuszać do uczucia.
Z takimi oto myślami jadłem kolację w towarzystwie moich przyjaciół. Następnie poczęstowaliśmy ciastkami nasze Pokemony, te zaś z apetytem je zjadły (oczywiście zaraz po tym, jak je sprawiedliwie podzieliliśmy). Robiły to tak łapczywie, że Brock zwrócili im uwagę, żeby uważały, bo jeszcze ich brzuchy rozbolą. On sam nie miał żadnego problemu ze swymi stworkami, gdyż one odmówiły skosztowania łakoci (powodem tego był fakt, że zjadły tyle karmy oraz jedzenia mojej mamy, że na więcej w żołądkach im miejsca nie starczyło).
- Kochane moje żarłoki - zaśmiała się moja mama, patrząc niemalże wzruszona na ten widok.
Jeszcze nie wiedziałem, że już następnego dnia cała ta scena przestanie mieć dla nas wesołe znaczenie.


C.D.N.



1 komentarz:

  1. No no no, zaczyna się dość ciekawie. Nasza paczka musi się niestety rozdzielić, a to z powodu zbliżających się świąt wielkanocnych, których to najważniejszy dzień i tak spędzą razem, jednak najpierw spora część paczki wyjeżdża do swoich rodzin - Clemont, Bonnie i Serena jadą do Kalos, a Dawn do Sinnoh. Jedyną osobą, która zostaje w Alabastii jest Max, który czeka na swoją siostrę i rodziców, którzy obecnie są w podróży i łatwiej będzie im przyjechać do Alabastii aniżeli do Petalburga. Wykorzystuje on okazję by wypytać się co nieco Asha w sprawach sercowych, gdyż wyraźnie podoba mu się Bonnie i ma ochotę jakoś zdobyć jej serduszko.
    W tym samym czasie w Lumiose Serena odwiedza wraz z mamą profesora Sycamore'a, który informuje ją o pokazach Pokemonów w mieście. Dziewczyna początkowo podchodzi do nich niechętnie, jednak interesuje się nimi, co nie uchodzi uwagi jej matki, która namawia ją chociaż do obejrzenia kilku pokazów. Serena zgadza się i wybiera się na zawody. Spotyka tam swoich starych przyjaciół - Trevora, Tierno (wciąż w niej zakochanego, jednak chłopak załamuje się, gdy dowiaduje się, że Serena ma już chłopaka) i Shaunę, na obecność której dziewczyna reaguje obojętnością, gdyż wciąż ma w pamięci jeszcze jej dość chamskie zachowanie i nie wierzy w jej cudowną przemianę, o której zapewniają ją Tierno i Trevor.
    Na szczęście dziewczyna nie jest skazana na towarzystwo tej denerwującej trójki, gdyż znajduje sobie nową koleżankę - Olivię. Dziewczyna brała udział w pokazach pokemonów ze swoim Arcaninem, jednakże stworek nagle zniknął i nie wiadomo gdzie się podziewa. Serena decyduje się pomóc dziewczynie odnaleźć Pokemona i sprawdzić, któż może stać za jego zniknięciem. Zapowiada się bardzo ciekawa sprawa.
    Jednakże tymczasem w Alabastii także wiele się dzieje. Następują kolejne dobre rady miłosne Asha do Maxa (nasz detektyw powinien chyba otworzyć kącik z miłosnymi radami czy coś w tym stylu) podczas zakupów łakoci dla Pokemonów. I właśnie one mogą się stać przyczyną zamieszania, które dopiero przed nami... ;)
    Zapowiada się bardzo ciekawa przygoda, będę ją czytała z zapartym tchem. :)
    Ogólna ocena: 100000000000000000000000/10 :)

    OdpowiedzUsuń

Przygoda 129 cz. II

Przygoda CXXIX Tytanio, wio! cz. II Lot trwał długo. Ash nie liczył, jak długo, ponieważ odkąd tylko opuścił tak bardzo mu bliskie Gotham Ci...