środa, 3 stycznia 2018

Przygoda 058 cz. I

Przygoda LVIII

Śledztwo muszkieterów cz. I

Pamięci mojej pierwszej muszkieterki Joasi, która jako pierwsza dzieliła ze mną moją pasję.


Dla Aniusi, mojej drugiej muszkieterki, która podziela wraz ze mną słabość do muszkieterów.


- Zapraszam państwa bardzo serdecznie na niesamowite przedstawienie pod tytułem „Trzej muszkieterowie“ pióra pana Johna Scribblera! - zawołała May przez mikrofon w kierunku publiczności.
Widownia zaczęła głośno i radośnie klaskać po usłyszeniu tych słów i nie bez przyczyny. Panna Hameron była powszechnie znana jako doskonała organizatorka imprez i przyjęć, dlatego też nie zdziwiło mnie wcale, kiedy dowiedziałam się, że również do Kalos dotarła jej sława. To było właśnie przyczyną owej burzy oklasków, jaka powitała naszą drogą przyjaciółkę, kiedy tylko ta wyszła na scenę oraz przemówiła do publiczności. Właśnie ze względu na tę sławę John Scribbler postanowił, że kiedy już wystawi na scenie swoją sztukę inspirowaną słynną powieścią Aleksandra Dumasa ojca, to właśnie May zaproponuje on wyreżyserowanie tego spektaklu, na co też dziewczyna z wielką radością przystała. Oczywiście słynny pisarz sobie samemu powierzył funkcję scenarzysty oraz drugiego reżysera, z którym to nasza droga przyjaciółka ustalała wszystkie szczegóły przedstawienia. Ich współpraca przyniosła bardzo pożyteczne owoce, czego dowodem stał się ów spektakl, o czym zaraz opowiem.
- Ale dość już tego gadania, nie każę państwu dłużej czekać! Panie i panowie... Zaczynamy przedstawienie!  - zawołała panna Hameron.
Z widowni posypały się oklaski, a na scenę wyszły kolejno Pokemony, które odgrywały poszczególne postacie w tym przedstawieniu. Pikachu grał tutaj rolę d’Artagnana. Jego ukochaną Konstancję Bonacieux odgrywała zaś Buneary. Co prawda nie było jej wcześniej tu, w Kalos, jednak za pomocą profesora Oaka sprowadziliśmy ją tu starym i wypróbowanym sposobem - w pokeballu i przez telefon. Dokonaliśmy słusznego wyboru, ponieważ nasza słodka króliczka w parze z naszym elektrycznym gryzoniem sprawdziła się po prostu znakomicie.
Oprócz tej dwójki w przedstawieniu wystąpiły też inne nasze stworki, w tym moja Sylveon, którą wzięłam z laboratorium profesora Sycamore’a. Jeśli zaś chodzi o role, jakie zostały im powierzone, to dane w tej sprawie wyglądają następująco:
- Frogadier Asha wystąpił jako Atos
- mój Pancham jako Portos
- Chespin Clemonta jako Aramis
- Fletchinder Asha jako kapitan de Treville
- mój Braixen jako hrabia de Rochefort
- moja Sylveon jako Milady de Winter
- Noctowl pana Scribblera jako kardynał Richelieu
- Dedenne Bonnie jako król Ludwik XIII
- Piplup Dawn jako królowa Anna Austriaczka
- Mudkip Maxa jako książę Buckingham
- Totodile Asha jako lord de Winter
Prócz tego kilka stworków wypożyczonych przez nas z laboratorium pana profesora Sycamore’a odgrywało służących muszkieterów (przypomnę tu, iż nazywali się oni Planchet, Grimaud, Mousqueton i Bazin), jak również ludzi kardynała Richelieu i inne niezbędne w sztuce postacie.
Przedstawienie z Pokemonami miało praktycznie wszystko poza takim jednym małym, ale za to bardzo ważnym szczegółem - dialogami. Niestety, Pokemony (poza drobnymi wyjątkami) nie umieją mówić, należało zatem odgrywanym przez nie postaciom podstawiać głos. Cała nasza drużyna oraz jeszcze kilka osób, ukrytych w budce suflera i za kurtyną, mówili głośno dialogi postaci w sztuce. Nasze stworki musiały więc podczas swojej gry poruszać pyszczkami, aby dopasować jakoś ruchy ust do naszych zdań. Ten pomysł wymyśliła May i muszę powiedzieć, że był on naprawdę genialny.
Jednym słowem, przedstawienie okazało się naprawdę udane, więc nie mieliśmy żadnych zastrzeżeń co do niego, podobnie zresztą jak nasza droga publiczność, która uhonorowała je prawdziwą burzą oklasków. Oczywiście w dużej mierze przyczyną takiego stanu rzeczy był również fakt, że John Scribbler nieco pozmieniał fabułę powieści Dumasa. Wskutek tego w jego przedstawieniu Konstancja nie ma męża, jak również nie ginie otruta przez Milady, ale wychodzi cało z opresji i potem zostaje żoną swego ukochanego d’Artagnana. Książę Buckingham w tej sztuce również uchodzi z życiem, a prócz tego zawiera on pokój z Ludwikiem XIII, który tutaj naprawdę kocha swoją żonę, królową Annę Austriaczkę, chociaż początkowo jakoś nie umie jej tego wyznać. Rochefort, Milady i Richelieu z kolei lądują w więzieniu za swoje czyny, zaś sprawiedliwość całkowicie wygrywa ze złem.
Te oto zmiany w fabule były konieczne z dwóch prostych powodów. Po pierwsze całe to przedstawienie było kierowane przede wszystkim dla dzieci i młodzieży, a zwłaszcza dzieci, więc nasz drogi pisarz nie chciał im kazać oglądać smutne zakończenie pewnych elementów tej świetnej historii. Po drugie zaś John Scribbler chciał stworzyć bardziej radosną, a wręcz dość komediową wersję przygód muszkieterów, dlatego nie mógł żadnego wątku w swojej sztuce zakończyć smutno.
Tak czy siak, choć zmian w fabule było sporo, to i tak przedstawienie było naprawdę wspaniałe, a nikt z nas nie miał powodu do narzekania.

***


Gdy przedstawienie dobiegło końca, usiedliśmy całą naszą drużyną w domu Johna Scribblera, który radośnie ugościł nas u siebie, częstując przy tym ciastkami oraz zimnymi napojami.
- Mam nadzieję, że przedstawienie wam się podobało - rzekł pisarz wesołym tonem.
Uśmiechnęliśmy się do niego przyjaźnie na znak, iż odpowiedź na to pytanie jest tak oczywista, że nie trzeba jej udzielać. Ale też, aby wszystko było jasne, udzieliliśmy jej.
- Czy ma pan wątpliwości w tej sprawie? - zapytałam wesoło.
- Przedstawienie było wspaniałe! - zawołała Bonnie - A mój Dedenne był najlepszy, prawda?
- De-ne-ne! - zapiszczał radośnie jej stworek.
- Wszystkie nasze Pokemony wykazały się wielkim talentem aktorskim podczas tego przedstawienia - powiedział Ash, patrząc z dumą na Pikachu.
- Tak, nie inaczej - zgodził się John Scribbler - Muszę wam serdecznie podziękować za wasz wkład w całe przedstawienie. Bez was by mi się nie udało. Także więc, jeżeli cały ten spektakl był tak doskonały, to dlatego, że mogłem skorzystać z waszej pomocy.
- No właśnie - stwierdził radośnie Max - Wie pan, nie chcę się chwalić, ale moim zdaniem fakt, że nasze Pokemony grały genialnie to tylko zasługa naszych umiejętności w trenowaniu ich.
- Masz rację, Max... Nie chwal się - mruknęła złośliwie May, patrząc na swojego młodszego brata z ironią w oczach.
- Daj spokój. On się nie chwali, tylko mówi to, co myślimy wszyscy - zauważyłam wesoło.
- A wszyscy uważamy, że mamy dość spory wkład w całą tę przygodę - dodałam pojednawczym tonem.
- Twój brat ma rację - powiedział Gary - Moja droga, w końcu to dzięki nam nasze Pokemony zagrały tak, jak powinny. Nie należy też zapomnieć o tym, że to my im podstawialiśmy głos podczas przedstawienia.
- Właśnie! - zauważył Ash - Wiecie, bardzo miło mi było użyczać głosu mojemu Pikachu w roli d’Artagnana.
- Pika-pika-chu! - zapiszczał radośnie jego starter.
- A mnie było miło podstawiać głos Buneary, która zagrała Konstancję - zachichotałam wesoło - Cieszy mnie również to, że w tym przedstawieniu ona nie ginie, tylko wychodzi za swojego ukochanego i żyje z nim potem długo i szczęśliwie.
- Mnie również to cieszy - rzekł mój chłopak - Pamiętam, jak czytałem niedługo przed moją pierwszą podróżą jako trenera Pokemonów trylogię o muszkieterach. Bardzo mi się ona spodobała, choć ja czytałem taką wersję nieco skróconą i zmodyfikowaną, aby była odpowiednia dla dzieci. Dopiero później, kiedy skończyłem dwanaście lat i zrobiłem sobie małą przerwę w podróżach, miałem okazję przeczytać prawdziwą trylogię o muszkieterach. Strasznie mi się ona spodobała, więc przeczytałem ją więcej niż raz.
- A kiedy ty to robiłeś? - zapytała go zdumiona Dawn - O ile dobrze wiem, to ciągle podróżowałeś, a to chyba nie sprzyja czytaniu książek.
- Niby nie, ale zawsze znajdowałem na to czas - odpowiedział jej Ash -  sumie to ja zawsze najbardziej lubiłem czytać kryminały i zwykle podczas pobytu w jakimś mieście (ale wiecie, takim nieco dłuższym niż tylko jeden dzień) pożyczałem sobie jakąś książkę z miejscowej biblioteki i czytałem ją. Prawie zawsze to były kryminały, bo takie nie są nigdy za długie i bardzo szybko się je czyta. Przynajmniej dla mnie. W domu zaś, podczas tych dość krótkich przerw między podróżami, czytałem Aleksandra Dumasa ojca, a zwłaszcza muszkieterów oraz „Hrabiego Monte Christo“. Czytałem jeszcze „Królową Margot“, „Czarnego tulipana“ i taką inną... Jaki ona miała tytuł? Już wiem! „Ascanio“. Obecnie dzięki Serenie nieco nadrobiłem zaległości w czytaniu książek i zapoznałem się z wieloma dzieła Dumasa, jednak jak dla mnie najlepsi są te o przygodach muszkieterów. No i oczywiście powieść o losach hrabiego Monte Christo.
- Święte słowa, drogi chłopcze! - zawołał zadowolonym głosem John Scribbler - Ja ci to mówię, nie ma lepszego pisarza na świecie niż właśnie Aleksander Dumas ojciec. Kocham jego książki. Mam w swojej bibliotece prawie wszystkie jego dzieła.
Należący do pisarza Noctowl o imieniu Archimedes, zahuczał głośno, machając przy tym lekko skrzydłami na znak, że podziela on zdanie swego trenera.
- Ty też o tym wiesz? - zapytał dowcipnie Pokemona Gary Oak.
- Może on też czyta książki? - zaśmiała się May.
- Niewykluczone - dodała wesoło Dawn - Ostatecznie przecież to jest bardzo mądry Pokemon. Czemu miałby nie umieć czytać?
- Dokładnie tak - pokiwał głową na znak potwierdzenia pisarz - Nie ukrywam, że mój przyjaciel Archimedes naprawdę umie czytać i niejeden raz go przyłapałem na czytaniu książek z mojej biblioteki. Naprawdę nie wiem, czemu on to przede mną ukrywał. Przecież nie ma tu wcale żadnego powodu do wstydu. Powiedziałem mu o tym i może on już czytać z moich zbiorów co chce i kiedy chce.
- Niech zgadnę... On teraz korzysta z tego pozwolenia bardzo często, prawda? - zapytałam wesoło.
- Jak go znam, to pewnie i więcej - zaśmiał się mój luby.
- Pika-pika-chu! - zapiszczał dowcipnie Pikachu.
- A jak się wam wydaje? - zachichotał słynny literat - Naprawdę miło mi mieć u boku takiego właśnie Pokemona, który docenia wartość książek. Przyjemnie mi się też robi na sercu, kiedy widzę, że i wy doceniacie wartość tak ważnych spraw jak książki. Szczególnie wasza dwójka, moi drodzy.
Mówił to do mnie i do Asha.
- Nie chcę się chwalić, ale ma pan rację - powiedziałam wesoło - Jeśli chodzi o mnie, to naprawdę od dziecka zaczytywałam się w książkach. To był mój sposób nie tylko na zabicie czasu, ale też na samotność.
- Samotność? - zdziwił się John Scribbler - Naprawdę nie rozumiem, jak tak wspaniała osoba jak ty mogła kiedykolwiek cierpieć na samotność.
- A czemu pan na nią cierpi? - odpowiedziałam pytaniem.


Pisarz popatrzył mi w oczy ze smutnym uśmiechem i westchnął:
- Masz rację. No niestety, tak to się złożyło, że dokucza mi samotność i nie mam zbyt wielu przyjaciół, a do stałych moich kompanów należy tylko ten Pokemon.
To mówiąc pogłaskał on po głowie swego Noctowla, mówiąc:
- Ech... Nie ma o czym mówić... Archimedes to mój jedyny kompan na każdy dzień. Poza tym nie mam wiele osób, z którymi mogę spędzać miło czas. Wy i Diantha... Czasami jeszcze profesor Sycamore, choć względem niego, to już na dwoje babka wróżyła.
- Czemu? - zdziwił się Clemont - Chyba nie powie pan, że to ignorant względem literatury.
- Ależ nie, broń Boże! - zawołał pisarz - Po prostu on może godzinami mówić o megaewolucji i innych swoich naukowych badaniach. Nie, żeby to było nudne, ale jakoś mniej mnie to ciekawi aniżeli literatura i historia. Widzicie... Mnie ciekawi bardziej przeszłość, a jego przyszłość. Więc cóż... Jest między nami różnica zainteresowań i to na tyle duża, że raczej jej nie przeskoczysz. Zatem obaj mamy do siebie wiele szacunku oraz sympatii, ale prawdę mówiąc im mniej ze sobą rozmawiamy, tym lepiej dla nas obu.
- Tak czy inaczej musi pan być szczęśliwy mogąc rozmawiać z ludźmi, których pan lubi z wzajemnością - zauważyła Dawn.
Mężczyzna pokiwał głową potwierdzając jej słowa.
- Nie inaczej. Ja lubię naprawdę wielu ludzi, mówię wam. Problem w tym, że mnie nie wszyscy lubią.
- Może ma pan za trudny charakter? - zapytała May.
Pisarz parsknął śmiechem.
- Ja? W żadnym razie. Chociaż przyznaję, że niekiedy naprawdę mogę być nieco zwariowany, zaś moje zachowanie budzi co najmniej zdumienie. Jednak tak naprawdę jestem normalnym i dobrym człowiekiem, chociaż z własnymi zasadami.
- A jakie to zasady?
- Najróżniejsze. Dotyczą one przede wszystkim sympatii i antypatii.
- A darzy pan kogoś szczególną antypatią?
- O tak, zdecydowanie.
- A kogo?
- Krytyków literackich, a zwłaszcza tych, co to krytykują, a nie umieją porządnie wczytać się w moje powieści. Mówię wam, jak mnie tak jeden z drugim zaczną dołować, to po prostu mam wielką ochotę każdemu z nich przyłożyć pięścią i to prosto w gębę. No, bo niby co? Żerują oni na ludzkim nieszczęściu, a im więcej pisarzy posiadających prawdziwy talent zdołają zniszczyć, to tym więcej pieniędzy zarobią.
- Moim zdaniem nie powinien się pan przejmować głupim gadaniem krytyków, tylko robić swoje - zauważył Gary.
- Właśnie! - poparł go Ash - Ma pan talent i ten, kto uważa inaczej, to po prostu idiota!
- Pika-pika-chu! - zapiszczał Pikachu.
Scribbler parsknął śmiechem.
- Ostre słowa, ale pewnie masz rację. Co ja się tam będę przejmował jakimiś głupimi krytykami? Jestem sławnym pisarzem, więc mogę mieć ich w nosie! Tylko, że nie zawsze umiem tak postąpić, gdyż ich opinia bywa często wręcz okrutna oraz bezpodstawna!
- Moim zdaniem pan powinien przyjmować krytykę na klatę - rzekła poważnym tonem May - Tak właśnie postępują sławni ludzie. Ewentualnie można wyciągać z krytyki jakieś właściwie wnioski, ale przejmowanie się każdą złą opinią to przesada.
- A kto mówi o przejmowaniu się? - zachichotał literat - Ja w żadnym razie nie zamierzam zawracać sobie głowy jakąś głupią oraz bezpodstawną krytyką. Po prostu mnie ona czasami wkurza i tyle.
- Ale przyjmuje ją pan na klatę? - zapytała Dawn.
- Pip-lu-li? - zaćwierkał Piplup.
Nasz gospodarz uśmiechnął się delikatnie i odpowiedział:
- W żadnym razie, moja droga.
- Jak to? - byliśmy tym wszyscy bardzo zdumieni jego odpowiedzią.
- Tak to, że jestem pisarzem, a pisarz nie przyjmuje krytyki na klatę. On ją wyrzuca do kosza na śmieci.
Wszyscy buchnęliśmy gromkim śmiechem.
- To dość ciekawa filozofia - stwierdził wesoło Ash.
- Ale jaka tam filozofia?! Zwyczajnie racjonalne spojrzenie na życie - odparł dowcipnie pisarz.
- Raczej zwariowane spojrzenie na życie, proszę pana - zauważyłam.
John Scribbler uśmiechnął się do mnie delikatnie, mówiąc:
- Zwariowane, powiadasz? Tak, to prawda, moja droga... Zwariowane... Ale co z tego? Czy wszyscy musimy być zawsze w życiu poważni? Nie! W życiu trzeba czasami być nieco zwariowanym, inaczej nasze istnienie straci cały swój blask. Jeśli chcesz prawdziwie żyć, to musisz być raz poważnym, a innym razem zwariowanym. Taki mój przepis na szczęście. Śmiej się, ile wlezie, a najwięcej z samego siebie. Wymyślaj żarty i zabawy, nie bierz na poważnie każdego smutku. Wtedy i tylko wtedy twoje serce będzie miało w sobie tyle dobra, aby można się było nim podzielić z innymi. Bo dzielenie się swoją radością z innymi ludźmi sprawia, że nasza radość jest większa niż wtedy, gdy sami ją ze sobą dzielimy.
Musiałam przyznać, że byłam naprawdę zachwycona tym człowiekiem. Bywał on raz zabawny i zwariowany niczym błazen, a innym razem potrafił mówić bardzo poważnie i równie mądrze, co profesor Oak. Ten człowiek naprawdę ma w sobie to „coś“. Czułam, że go po prostu uwielbiam niczym jakiegoś naprawdę uroczego oraz dobrego wujka. Czy może raczej takiego starszego brata, biorąc pod uwagę jego młody wiek. Chociaż bywają także i bardzo młodzi wujkowie.
- Tak czy inaczej cieszy mnie, że podobnie jak i ja umiecie docenić wiele pięknych rzeczy - mówił dalej John Scribbler - Choćby takie powieści pana Dumasa.
- Ja nie znam ich zbyt wiele, ale wiem, że ten pisarz pisał po prostu wspaniale - powiedział Ash - Natomiast muszkieterowie to przecież piękny przykład prawdziwej przyjaźni. Uwielbiam ich i uważam, że dzisiaj ludzie w sprawie przyjaźni powinni często brać z tej czwórki przykład.
- Dokładnie tak - poparłam go - Jestem tego samego zdania, co mój chłopak i również podziwiam przygody muszkieterów.
- Ja je tyle razy czytałem, że je chyba znam na pamięć - zaśmiał się radośnie pisarz - Do tego znam większość ekranizacji ich przygód, zarówno tych filmowych, ale i animowanych. Wiem, że to może nieco zwariowane, ale przecież znacie już moje podejście do bycia zwariowanym.
- Znamy i w pełni je podzielamy - zaśmiał się Max.
- A przynajmniej część z nas - stwierdziła ironicznie May - Nie żebym była ponurakiem, ale niektórym osobom w naszym otoczeniu zdecydowanie przydałoby się więcej powagi.
Jej brat wiedział, do kogo dziewczyna pije, więc spojrzał na siostrę ze złością w oczach i rzekł:
- A niektórzy z nas są ponurzy niczym dożywotni wyrok.
- Ha ha ha! Dożywotni wyrok! Ale ci dojechał! - śmiał się głośno Gary.
Jego dziewczyna zrobiła urażoną minę.
- Żart żałosny i tylko idiotów może on bawić, ale widzę, że otaczają mnie sami myślący inaczej.
To ostatnie zdanie wypowiedziała ona dlatego, iż wszyscy zaczęliśmy wręcz ryczeć ze śmiechu, gdy usłyszeliśmy tekst Maxa.


- Dobrze, a wracając do tematu, o którym mówiliśmy - zaczął znowu rozmowę John Scribbler - Powiedz mi, Sereno... Czy czytałaś całą trylogię o muszkieterach?
- O tak - powiedziałam - Wszystkie części: „Trzej muszkieterowie“, „W dwadzieścia lat później“ oraz „Wicehrabia de Bragelonne“.
- A znasz powieść „D’Artagnan“?
- Oczywiście, że tak. To jest ta powieść napisana po śmierci Dumasa, na podstawie jego notatek, autorstwa współczesnego nam pisarza, prawda?
- Dokładnie tak, moja droga... A jej akcja rozgrywa się po zakończeniu fabuły pierwszej części trylogii oraz przed rozpoczęciem fabuły drugiej - dokończył moją wypowiedź Scribbler.
Ash uśmiechnął się delikatnie w sposób wyrażający bycie znawcą w tej sprawie.
- Też ją czytałem i muszę powiedzieć, że ciekawa powieść, choć nieco za krótka. Pozostałe części są znacznie dłuższe.
- Zwłaszcza ostatnia - zachichotałam - Strasznie długa to powieść.
- E tam! „Hrabia Monte Christo“ jest dłuższy - zaśmiał się pan John Scribbler - No, a powieść „Nędznicy“ Victora Hugo to jest chyba najbardziej gruba powieść, jaką kiedykolwiek napisano. Chociaż nie... Raczej nie. Pełne wydanie „Księgi Tysiąca i Jednej Nocy“ jest grubsze, bo ma tak z dwanaście obfitych tomów. Chociaż ich liczba bywa zmienna w zależności od tego, kto je wydaje.
- No nieźle... - zaśmiała się Dawn - Nie wiem, czy by mi się chciało to wszystko czytać.
- Pip-lu-pip! - zaćwierkał zabawnie Piplup.
- Jakbyś nie miała nic innego do roboty, to pewnie byś przeczytała całość - rzekł jej starszy brat.
- Coś w tym jest - zachichotała panna Seroni - Bywa, że nuda sprawia, że robimy rzeczy, których normalnie byśmy nie robili.
- Na nudę najlepsza jest przygoda, a wam, jak słyszałem, to chyba ich nie brakuje - stwierdził pisarz.
- Nie inaczej - powiedział wesoło Ash - Wie pan... Tak prawdę mówiąc jedyne, czego nam w życiu czasami brakuje to odrobina nudy. Bo zwykle to my przeżywamy przygodę za przygodą.
- To prawda - dodałam wesoło - Ledwie jedna zostanie zakończona, a już rozpoczyna się druga.
- Chyba to jest w tych przygodach najpiękniejsze - rzekł literat.
- Zależy, kto co lubi - pokiwał głową Clemont - Tak czy inaczej takie życie, jakie wiedziemy, jest naprawdę niezwykłe i emocjonujące.
- O tak! Przy Ashu nigdy nie można się nudzić - stwierdziła wesoło Bonnie - I ma pan rację, to właśnie jest w tym najlepsze!
- Racja, taka prawda - dodał wesoło Max - Dlatego uwielbiamy z nim podróżować. W każdym razie ja to lubię, bo z moją siostrą to już tak różnie bywa.
- Nie inaczej - zauważyła May, kiwając poważnie głową - Ja tam wolę życie ustabilizowane, a nie pełne zwariowanych i dziwacznych ekscesów. Chociaż nie powiem, przygody z wami są naprawdę wspaniałe, ale niestety przy okazji też niekiedy strasznie niebezpieczne, dlatego po jednej z nich mam ich dość na cały miesiąc. Co najmniej na miesiąc.
- Mnie tam czasami brakuje kilka przygód - powiedział z delikatnym uśmiechem pisarz - Uwierzcie mi, kochani, że bardzo bym chciał przeżyć jakąś wspaniałą przygodę, najlepiej taką, jak za czasów muszkieterów. A propos... Wiecie, że w Kalos też byli muszkieterowie?
- Poważnie?! - zawołaliśmy wszyscy zdumieni.
- Pika-pika?! Pip-lu-pip?! Bune-buny?! Ne-ne-ne?! - dodali Pikachu, Piplup, Buneary i Dedenne.
Scribbler pokiwał wesoło głową.
- No właśnie, przyjaciele. Tutaj byli przed laty muszkieterowie. Służyli oni na dworze królów regionu Kalos. Mieli oni błękitne opończe z białymi krzyżami, a należała do nich tylko prawdziwa elita. Nie było na tym świecie lepszych szermierzy i bardziej odważnych osób od nich.
- Tak bardzo chciałabym ich zobaczyć w akcji - powiedziałam wręcz marzycielskim głosem.
- Ja również - rzekł Ash - Bardzo bym tego chciał.
- Szkoda, że to niemożliwe - dodała Dawn smutnym tonem.
- Pika-pika-chu - pisnął smętnie Pikachu.
Nagle Clemont i Max uśmiechnęli się w tajemniczy sposób.
- Chyba będę mógł wam przekazać radosną nowinę w tej sprawie - rzekł młody Meyer.
- Dokładnie - dodał jego przyjaciel z Hoenn.
- Co masz na myśli? - zapytałam zaintrygowana.
- Jaką radosną nowinę? - zainteresował się Ash.
Nasi miłośnicy nauki szybko przeszli do wyjaśnień.
- Już wam mówię - powiedział Clemont - Widzicie, kochani... Podczas naszego ostatniego pobytu w Alabastii naprawiliśmy ten zepsuty czwarty przenośnik w czasie.
- A prócz tego zbudowaliśmy też dwa nowe - dodał wesoło Max - Więc cała nasza drużyna detektywistyczna może śmiało podróżować do jakiej epoki tylko chce.
- Jeżeli tak, to beze mnie! - zarzekała się May - Nie żebym nie lubiła przygód, ale przecież ostatnio miałam ich zbyt wiele i wolę sobie wypocząć przed kolejnymi.
- Tak, coś w tym jest - zaśmiał się Gary Oak - Chociaż ja bym chętnie wyruszył z wami, ale chyba zabraknie dla mnie miejsca.
- Niestety, stary - powiedział Ash, odliczając na palcach - No, bo tak... Jestem ja, Serena, Clemont, Dawn, Bonnie oraz Max... To sześć. Chyba, że jedno z nas zrezygnuje z podróży na rzecz naszego drogiego Gary’ego.
- ZAPOMNIJ! - zawołała cała nasza drużyna detektywistyczna.
- Tak myślałem - zachichotał mój chłopak - No cóż... Zostaje nam tylko poprosić profesora Oaka o przesłanie nam przenośników w czasie, aby cała podróż była możliwa.
John Scribbler uśmiechnął się do nas i rzekł:
- Wszystko brzmi pięknie, ale jakie czasy konkretnie chcecie poznać?
Nie mieliśmy za bardzo pojęcia, więc nasz rozmówca zaproponował nam lato roku 1701, ponieważ wtedy jeszcze muszkieterowie coś znaczyli, zaś sława Atosa, Portosa, Aramisa i d’Artagnana była nieraz przykładem dla młodego pokolenia żołnierzy królewskich. Postanowiliśmy więc, że właśnie do tego roku się udamy.
- Doskonale! - zawołał literat - A więc życzę wam miłej podróży. Ale mam nadzieję, że opowiecie mi wszystko, gdy już wrócicie.
- Oczywiście, że tak - odpowiedział mu mój ukochany w imieniu nas wszystkich.

***


Po tej rozmowie cała nasza szóstka poszła do Centrum Pokemon, gdzie zadzwoniliśmy do profesora Oaka. Ten oczywiście uśmiechnął się do nas.
- Naprawdę chcecie podróżować w czasie? - zapytał wesoło uczony - I to właśnie do XVIII wieku? Muszę powiedzieć, że sam bym się do tej epoki wybrał gdyby nie fakt, że jestem już za stary na takie wyprawy. Jednak wy, młodzi, możecie śmiało podróżować. Tylko musicie też uważać, przyjaciele, aby niczego nie pozmieniać. A w każdym razie niczego poważnego. Chyba nie muszę chyba mówić wam, jak poważne mogą być tego konsekwencje.
- Wiemy o tym doskonale - powiedział Ash - W końcu nie pierwszy raz przenosimy się w czasie i wiemy, czym może to grozić. Ryzyko w takiej sytuacji zawsze istnieje.
- Ale przecież bez ryzyka, nie ma zabawy - zaśmiał się wesoło Max.
Profesor Oak popatrzył na niego radośnie.
- Ach, ta młodość... Pozwala ona ludziom na to, na co normalnie nie pozwala starość. Na całkowitą beztroskę. Bardzo mnie cieszy ten uśmiech, który zdobi wasze twarze, ale... Obawiam się, że to może być oznaka takiej, że tak powiem... lekkomyślności.
- Że słucham?! - zawołała Bonnie oburzonym tonem.
Uczony popatrzył na nią rozbawiony.
- Spokojnie, moja droga... Nie chciałem cię w żaden sposób urazić, ale po prostu taka jest prawda. Niekiedy wasze zachowania jest lekkomyślne, jednak taki przywilej młodego wieku. Starsi mają obowiązek być zawsze mądrzy.
- Coś w tym jest - zachichotałam - No dobrze, czy prześle pan do nas przenośniki w czasie?
- Naturalnie - odpowiedział radośnie nasz mentor - Wyślę wam je zaraz w pokeballach.
Kilka minut później mężczyzna spełnił swoją obietnicę, a my mieliśmy potrzebne nam przedmioty.
- Doskonale - rzekł mój ukochany - Wobec tego musimy zaopatrzyć się jeszcze w odpowiednie stroje i możemy ruszać w drogę.
- Tylko gdzie my je weźmiemy? - zapytała Dawn.
Uśmiechnęłam się wesoło.
- Myślę, że w wypożyczalni kostiumów. Tylko nie wiem, czy będą tam mieli opończe muszkieterów. Szpady zaś będzie jeszcze trudniej zdobyć.
- W razie czego zdobędziemy je na miejscu - rzekł Ash.
- Tak? A ciekawe, jak chcesz to zrobić? - mruknęła jego siostra.
- Nieważne... Wszystko okaże się w praniu, jak to często mówi moja mama - stwierdził jej brat.
- Pika-pika-chu! - pisnął wesoło Pikachu.

***


Poszliśmy zgodnie z planem do wypożyczalni kostiumów w Lumiose, gdzie pożyczyliśmy sześć strojów z dawnej epoki. Ash, Clemont oraz Max założyli na siebie kostiumy szlachciców z okresu tak około XVIII wieku, a także opończe muszkieterów. Ja, Dawn i Bonnie przywdzialiśmy natomiast piękne suknie. Nie znaleźliśmy jednak szpad, co mogło być dla nas pewnym problemem, gdyby doszło do walki. Mój luby dysponował swoją bronią białą, jednak my w ewentualnym starciu musielibyśmy korzystać z własnych pięści lub też naszych Pokemonów.
Kiedy byliśmy już gotowi do drogi, to zostawiliśmy plecaki w Centrum Pokemon, ponieważ w tamtych czasach zdecydowanie nie były one znane. Potem poszliśmy na błonia poza miasto. Po drodze ja i Ash zaśpiewaliśmy wesołą piosenkę. Oboje znaliśmy ją bardzo dobrze, gdyż pochodziła ona z serialu animowanego „Dogtanian i muszkieterowie“, który będąc dziećmi oglądaliśmy. Piosenka szła następująco:

Muszkieterów dzielnych trzech
Świat wspaniały dziś poznamy.
Jeden tu za wszystkich,
A wszyscy za jednego!
Oddać życie każdy z nich
Gotów jest dla sprawy.
Przykład dają nam, jak żyć
I jak wiernym być.

Muszkieterów dzielnych trzech,
Zawsze zwarci i gotowi.
Muszkieterów dzielnych trzech,
Wierni słudzy króla.
Oddał serce dzielne swe
Każdy z nich dla sprawy.
Każdy z nich dla kumpla w dym
Gotów rzucić się.

Przysięga jest świętością.
Ojczyzna jest miłością.
Krzyżują miecze, żeby
Słabszym pomoc nieść.
Gdy trzeba zjawią się
Gotowi bronić cię.
Kochają honor i
Kochają śpiew.

Muszkieterów dzielnych trzech
Świat wspaniały dziś poznamy.
Jeden tu za wszystkich,
A wszyscy za jednego!
Oddać życie każdy z nich
Gotów jest dla sprawy.
Przykład dają nam, jak żyć
I jak wiernym być.

Muszkieterów dzielnych trzech,
Zawsze zwarci i gotowi.
Muszkieterów dzielnych trzech,
Wierni słudzy króla.
Oddał serce dzielne swe
Każdy z nich dla sprawy.
Każdy z nich dla kumpla w dym
Gotów rzucić się.

- Niezła piosenka - powiedziała wesoło Dawn.
- Dzięki - zaśmiał się Ash - Uwielbiałem tę piosenkę jako dziecko, a jeszcze bardziej serial, z którego ona pochodzi.
- Ja tak samo - dodałam radośnie - Dlatego tym chętniej wyruszę w tę podróż do czasów, gdy na świecie byli jeszcze muszkieterowie.
- Nie tylko ty - zawołał Max, robiąc dłońmi bojowe gesty - Bardzo bym chciał skrzyżować szpadę z jakimś bandytą!
- Najpierw weź lekcję szermierki od Asha - stwierdził Clemont.
Podczas tej wesołej rozmowy szliśmy sobie wesoło w kierunku polany poza miastem. Tam zaś założyliśmy na nadgarstki przenośniki w czasie.
- Teraz wpiszmy datę... - rzekł Clemont.
- Tylko jaką dokładnie? - zapytałam.
- Dzisiaj mamy 17 marca 2006 roku - przypomniał Ash - Proponuję, zatem, abyśmy wpisali 1 lipca 1701 r. Zdaniem Johna Scribblera ten właśnie rok to będzie najbardziej właściwa data.
- Oby tylko nasz kochany pisarz miał rację - rzekła Dawn - Nie chcę się zawieść na jego propozycjach.
- Na pewno się nie zawiedziemy - powiedziała pewnym siebie tonem Bonnie - Będzie dobrze, zobaczycie.
- No właśnie - dodał wesoło Max - Trzej muszkieterowie i ich piękne damy ruszają po nowe przygody!
Ash uśmiechnął się do niego, zachwycony jego ogromnym zapałem do przeżywania kolejnych przygód.
- To święte słowa, mój przyjacielu. Jestem pewien, że w XVIII wieku czeka na nas kolejna zwariowana przygoda... I o to o chodzi!
- A więc ruszajmy w drogę! - zawołałam.
Wpisaliśmy datę na przenośnikach w czasie, po czym wcisnęliśmy wszyscy odpowiednie guziki znajdujące się na nich, aby podróż się zaczęła. Dla pewności wciągnęliśmy przedtem do pokeballi nasze Pokemony, żeby mieć pewność, iż przeniosą się razem z nami. Jedynie Pikachu usiadł sobie wygodnie na ramieniu swego trenera, dzięki czemu obaj mieli zachowany bezpośredni kontakt ze sobą, co w takim wypadku było niezbędne.
Już po chwili otoczenie wokół całkowicie uległo zmianie, a cała nasza szóstka została przeniesiona do terenów polnych, nie zamieszkanych przez nikogo, na których nie było żadnych zabudowań.
- Czy to już jest XVIII wiek? - zapytała Bonnie.
- Chyba tak - odpowiedziałam jej, rozglądając się dookoła - I coś mi mówi, że szybko się dowiemy, czy mam rację.
- Właśnie! Wystarczy, że spotkamy jakiś ludzi i już będziemy wiedzieli bez najmniejszych wątpliwości, czy są z innej epoki - rzekł Max.
- Nie inaczej - zgodził się Ash - Ostatecznie stroje ludzi mówią same za siebie. Podobnie jak broń u nich boku.
- Tylko pamiętajmy, że te czasy były bardziej niebezpieczne od tych, w których my żyjemy - zauważył Clemont - Łatwo tutaj było dostać kulkę i to praktycznie za nic.
- Właśnie to mi się w tych czasach najbardziej podoba - zachichotała Dawn - Ale tak naprawdę, to ja jestem wręcz bardzo zachwycona strojami, jakie wtedy nosiły kobiety, jak również i tym, że panowały wtedy zupełnie inne zasady.
- Masz rację, siostrzyczko - pokiwał głową jej brat - Bardziej ceniono sobie wtedy honor oraz przyjaźń. Dzisiaj zaś już różnie z tym bywa.
- Dla nas przyjaźń ma ogromną wartość - zauważyłam.
- Tak, ale dla innych niekiedy słowo „przyjaźń“ nie ma dzisiaj żadnego znaczenia - odparł ponuro mój chłopak.
- Pika-pika - pisnął smętnie Pikachu.
- Tu się muszę z wami zgodzić - powiedziałam - Ale tym milej mi jest przebywać w czasach, gdzie bardziej były cenione jakieś wyższe wartości.
- Tak, ale pamiętajmy, że nie możemy z tego względu ufać każdemu kolesiowi, którego tutaj spotkamy - stwierdził młody Hameron.
- Rozsądna uwaga - mruknął Clemont - No, ale tak czy siak ruszajmy.
- Tylko gdzie? - spytała Bonnie.
Rozejrzałam się dookoła.
- Dobre pytanie. Nie ustaliliśmy dokładnie, dokąd wyruszamy ani jak długo zamierzamy spędzić tu czas.
Po tych spojrzałam na mojego chłopaka i zapytałam:
- Ash... Ty tutaj rządzisz. Dokąd idziemy?
- No i jak długo spędzamy tutaj czas? - zapytała Dawn.
- Jak długo, to ja jeszcze nie wiem - stwierdził jej starszy brat - Ale na pewno kilka dni.
- Dlaczego kilka? - zainteresował się nasz haker.
- Dlatego, że jeżeli już tu jesteśmy, to powinniśmy miło spędzić tutaj czas, a przecież jeden dzień to za mało, aby tego dokonać.
- W sumie masz rację...
Uśmiechnęłam się wesoło do Maxa.
- Jestem pewna, przyjacielu, że w mundurze muszkietera poderwiesz niejedną panienkę.
- No pewnie... Bo w końcu za mundurem panny sznurem - zaśmiała się panna Seroni, po czym spojrzała wymownie na swojego chłopaka - Tylko, żebyś ty nie próbował wprowadzić tego przysłowia w życiu, kochany.
- Dawn, nawet nie przyszło mi to do głowy - powiedział wesoło, ale też szczerze Clemont, poprawiając sobie na nosie okulary.
- Mnie również - dodał Ash.
- Pika-pika-chu! - zapiszczał wesoło Pikachu.
- Poza tym mój brat nie ma powodzenia u kobiet - powiedziała bardzo zadziornie Bonnie.
Parsknęłam śmiechem, słysząc jej słowa.
- Nie mogę się z tobą zgodzić. Zapomniałaś już o księżniczce Allie?
Clemont zadrżał ze strachu na wspomnienie tej złośliwej i zarozumiałej pannicy. Poznaliśmy ją podczas naszej podróży po Kalos (gdy Ash jeszcze nie był Mistrzem Pokemon). Zagarnęła ona dla siebie pewien niezwykły artefakt, Pokeflet, którego moc była niezbędna podczas święta dożynek w pewnym mieście. Rzecz jasna Allie zrobiła to tylko i wyłącznie z kaprysu, a potem nie chciała go oddać. Ash wraz ze mną, Clemontem oraz Bonnie udał się do Pałacu Perfum i zażądał zwrotu Pokefletu. Allie zaś powiedziała mu wówczas, że odda nam go, jeżeli mój przyszły chłopak pokona ją w bitwie, ale choć on tego dokonał, to jędza nie dotrzymała danego słowa. Wówczas to Clemont wyzwał ją na czym świat stoi, a księżniczka o dziwo zakochała się w nim i oznajmiła, iż odda nam Pokeflet w zamian za młodego Meyera. Spełniliśmy ten warunek, odzyskaliśmy artefakt i dożynki mogły się odbyć, zaś Clemont uciekł od księżniczki Allie i to w samej tylko bieliźnie - swoje ubranie bowiem założył na robota podobnego do siebie, którego zbudował, aby w ten sposób zmylić tę wredną jędzę. Dlatego też przeszły go ciarki na wspomnienie księżniczki.
- Tak czy siak ja nie zamierzam podrywać innych panienek - stwierdził wesoło nasz wynalazca.
- Ale ja jestem wolny, więc mogę sobie poswawolić - zachichotał Max.
- Jak cię któraś zechce - odparła złośliwie panna Meyer.
Chłopiec zrobił urażoną minę.
- Mam rozumieć, że wątpisz w mój niesamowity oraz jak najbardziej ujmujący urok osobisty?
- Niech no pomyślę... TAK! - zaśmiała się Bonnie.
Parsknęliśmy śmiechem, słysząc tę ich uroczą sprzeczkę.
- Bardzo nam was brakowało w drużynie - powiedziałam wesoło.
- Zwłaszcza waszych dowcipów - rzekł radośnie Ash.
- Pika-pika! Pika-chu! - zapiszczał Pikachu.
- To się nacieszcie naszymi osobami, póki nas macie przy sobie - rzekł dowcipnie Max - Bo nie wiem, na jak długo wróciliśmy do waszej kompani.
- Jak na mój gust wasz powrót jest ostateczny - stwierdziła Dawn.
- Czas pokaże - odpowiedział jej Max - No, ale dokąd teraz idziemy?
- Najlepiej w stronę najbliższego miasta - stwierdził Ash - Tylko lepiej schowajmy to.
Następnie szybko zdjął z nadgarstka przenośnik w czasie.
- W XVIII wieku nie znali jeszcze zegarków noszonych na ręce, więc lepiej nie rzucajmy się w oczy takimi błyskotkami.
- Słuszna uwaga - poparłam go - W końcu takie rzeczy mogą zwrócić na nas niepotrzebną uwagę i doprowadzić do zadawania nam niewygodnych pytań.
- Niewygodne pytania mogą doprowadzić do tego, że wylądujemy na stosie jako madzy albo heretycy - zauważył Clemont.
- Umiesz podnieść człowieka na duchu, braciszku - mruknęła złośliwie Bonnie.
- Ale ja nie chcę nikogo podnieść na duchu - stwierdził młody Meyer - Ja chcę jedynie stwierdzić oczywiste fakty, żebyście wiedzieli, co nas czeka, jeśli niepotrzebnie zwrócimy na siebie uwagę niewłaściwych ludzi.
- Niewłaściwych? - zapytała Dawn - Czyli jakich?
Jej chłopak rozłożył ręce.
- Nie wiem... Może takich?
To mówiąc wskazał on palcem na grupkę ludzi, która właśnie goniła jakiegoś człowieka. Byli to najwyraźniej jacyś bandyci, a towarzyszyły im Pokemony, które również nie należały do przyjemnych istot.
- O nie! No to już jest chamstwo! - zawołała oburzona panna Seroni - Dziesięciu na jednego?!
- Chyba musimy się wtrącić - powiedział jej brat - Jak sądzicie?
- Ja jestem za - odpowiedziałam.
- Pika-pika! - zapiszczał bojowo Pikachu.


Wszyscy byliśmy za tym, dlatego też szybko pognaliśmy na pomoc uciekającemu przed bandytami człowiekiem. Był on ubrany w typowy dla XVIII wieku strój szlachecki. Miał czarne włosy, niebieskie oczy i delikatne wąsiki pod nosem. Ściskał on w dłoniach Raichu, któremu z głowy ciekła stróżka krwi. Młodzieniec uciekał tak długo, aż potknął się o kamień i upadł na ziemię.
- Ha ha! Mamy cię! - zawołał jeden z bandytów, brodaty jegomość w czerwonym stroju - I co, głupcze? Myślałeś, że mi uciekniesz?
- Dajcie mi spokój! - wrzasnął zaatakowany młodzieniec.
- Powiedziałem ci... Pieniądze albo życie! - rzekł bandyta, mierząc do niego z pistoletu - Czy naprawdę musieliśmy postrzelić twojego Raichu oraz zabić twojego Rapidasha, abyś pojął, że nie żartujemy?
- Dałem wam już sakiewkę!
- My chcemy więcej.
- Więcej pieniędzy nie mam!
- Ale w domu masz na pewno znacznie więcej. Wystarczy, że nas tam zaprowadzisz i potem je nam oddasz.
- Po moim trupie!
- Jak sobie życzysz.
Bandyta w czerwieni, widocznie herszt bandy, chciał już pociągnąć za spust, kiedy nagle jeden jego kompan położył mu dłoń na lufie broni.
- On nas nie posłucha - powiedział - Zbyt nisko ceni sobie swoje życie. Ale może życie jego kompana ma dla niego większą wartość?
To mówiąc wyrwał zaatakowanemu młodzieńcowi z rąk jego Raichu i wymierzył w jego głowę pistolet.
- Słuchaj uważnie, mądralo! Jak nie będziesz grzeczny, to twój kompan pójdzie na spotkanie ze Stwórcą!
- Nie róbcie mu krzywdy! - wrzasnął przerażony chłopak.
- To nas posłuchaj, a nikomu nic się nie stanie - odpowiedział mu herszt bandy.
- Zostawcie go! - zawołałam, podbiegając do nich.
Bandyci spojrzeli na nas zdumieni.
- No proszę! Kogo my tu mamy?! - zachichotał podle herszt.
- Szóstka dzieciaków... Trzy panienki oraz jakiś trzech chłopaczków w mundurach muszkieterów - dodał kolejny bandyta - Uciekliście może z balu maskowego?!
- Nie... Z Hadesu - odpowiedział Ash - Przybywamy tutaj wymierzyć wam sprawiedliwość!
- Pika-pika-chu! - pisnął bojowo Pikachu, strosząc przy tym futerko.
- Och, jakie to urocze! Chcecie nam wymierzyć sprawiedliwość? WY?! - zachichotał podle herszt bandy - A kim wy jesteście, że spytam?
- Tymi, którzy poniosą twoją trumnę - odpowiedział bojowo Ash.
Herszt oraz jego kompani ryknęli śmiechem. Ich Pokemony również to zrobiły. Najwyraźniej odpowiedź mojego chłopaka bardzo ich wszystkich rozbawiła. Nam jednak wcale nie było do śmiechu.
- Mamy nad wami przewagę liczebną - mówił dalej wódz bandytów - Jak niby chcecie nas pokonać?
- Za pomocą tego, czego wam brakuje... - odparł na to na mój chłopak.
- Tak? A niby co to takiego?
- Inteligencja.
Bandyci parsknęli śmiechem, zaś herszt wyszczerzył zęby w złośliwym uśmiechu.
- Bardzo wyszczekany z ciebie smarkacz - mruknął łajdak - Ale lepiej uważaj. Mleko masz jeszcze pod nosem, a już kłócisz się ze starszymi od siebie. To bardzo nieładnie... Będę musiał dać ci nauczkę.
Ash złapał za szpadę i wydobył ją z pochwy.
- Śmiało, przyjacielu! Spróbuj, jeśli oczywiście masz odwagę! A może jesteś bohaterem tylko w obecności swoich kompanów?! Może posiadasz w sercu śmiałość jedynie wówczas, gdy w kilku atakujecie jednego człowieka?
Ash najwyraźniej uraził w ten sposób uczucia osobiste herszta, który z gniewem złapał za swoją broń.
- Doskonale, chłopaczku. Doskonale! Zaraz zobaczymy, czy machasz tą swoją zabaweczką równie sprawnie, co językiem!
Po tych słowach bandyta spojrzał na swoich ludzi i zawołał:
- Nie mieszajcie się do tego! Sam go wykończę!
Jeden Pokemon bandytów, którym był Pancham z przepaską na lewym oku, wyskoczył do przodu, a naprzeciwko niego stanął Pikachu. Pisnął on gniewnie, zaś z jego policzków posypały się iskry.
- Wygląda na to, że nasi giermkowie także będą walczyć - zażartował sobie Ash.
- Nie widzę przeciwwskazań - warknął na niego herszt - Z tym większą przyjemnością przerobię cię na rzeszoto!
- Jeszcze zobaczymy, kto kogo.
- Bezczelny jesteś, chłopaczku.
- Taka moja natura.
Obaj przeciwnicy stanęli naprzeciwko siebie. Bandyci i nasza drużyna stanęliśmy w odpowiedniej odległości od walczących, aby nie przeszkadzać im w pojedynku. Zaatakowany przez zbójów szlachcic również to zrobił, uważnie patrząc na Asha, który właśnie zaczął się bić z hersztem.
- Wasz przyjaciel nie wie, z kim zadarł - powiedział poszkodowany bardzo przerażonym tonem - To jest Mercanton, najgorszy bandyta w całym Kalos i niezrównany szermierz!
- To trafił na równego przeciwnika - zauważyłam - Bo mój ukochany jest najlepszym szermierzem w całym Kanto.
- Ale tu jest Kalos, nie Kanto.
- Wielka mi różnica.
- Cicho! Przeszkadzacie w obserwowaniu walki! - zwrócił nam uwagę Max niezadowolonym tonem.
- Przepraszam! - mruknęłam złośliwie.


Walka tymczasem rozpoczęła się. Mercanton atakował najpierw z taką jakby złośliwością w oczach. Wyglądał na to, że cała ta sytuacja nieźle go bawiła. Potem, kiedy mój ukochany bez najmniejszego trudu odpierał jego ciosy i to nawet te niezwykle trudne, przestał się śmiać, jak również zaczął on nacierać coraz mocniej i z większą zaciekłością na swego przeciwnika. Jednocześnie Pikachu i Pancham walczyli ze sobą, stosując przy tym swoje własne możliwości. Widać było jednak, że nasz drogi elektryczny gryzoń zdecydowanie góruje siłą oraz umiejętnościami nad giermkiem bandyty.
- Stawiam pięćdziesiąt dukatów na herszta - rzekł jeden ze zbójów.
- A ja sto dukatów na mojego ukochanego - dodałam głośno.
- Przyjmuję zakład - zaśmiał się łajdak.
- Odbiło ci, Sereno?! Przecież nie masz stu dukatów - szepnęła mi na ucho Dawn.
- Oni o tym nie wiedzą - zauważył Max, który stał obok nas i wszystko słyszał.
Popatrzyłam na moją przyjaciółkę i powiedziałam:
- No proszę cię, Dawn! Nie wierzysz w umiejętności swojego brata, a mojego chłopaka?
- Wierzę, ale wolę nie przeciągać struny. Ten koleś wygląda na bardzo dobrego szermierza.
Przeciwnicy tymczasem walczyli dalej. Pancham zaatakował Ciemną Kulą Pikachu, ten natomiast odpowiedział mu podobnym pociskiem, tyle że jasnym oraz elektrycznym. Zrobiło się dużo huku i nic poza tym. Następnie obaj zaczęli skakać na siebie zaciekle oraz zadawać sobie cios za ciosem. W tej samej zaś chwili Ash wytrącił hersztowi szpadę z dłoni. Ta zaś niemalże zafurtkoła i wylądowała kilkanaście metrów od nich.
- Podnieś - rzucił Ash tonem bohaterów filmów.
- Ash! Tylko bez takich rycerskich gestów! - krzyknął do niego Max.
Następnie spojrzał na mnie i zapytał:
- Czy on zawsze musi być taki szlachetny?
- Chyba tak... Taki już jest - odpowiedziałam mu.
Ash wycofał się lekko, aby pozwolić swemu przeciwnikowi wziąć do ręki jego wytrąconą broń. Jednocześnie kątem oka zauważyłam, jak Bonnie podnosi z ziemi kamień i ciska nim w jednego z bandytów, który właśnie wymierzył w mojego chłopaka lufę pistoletu. Pocisk rzucony przez pannę Meyer uderzył go w dłoń i wytrącił mu z niej pukawkę.
- To nie było fair! - zawołała moja mała przyjaciółka do bandyty tonem karcącycm - Więcej tak nie rób, jasne?!
Bandyta warknął wściekły na dziewczynkę, zaś ja spojrzałam na nią z wdzięcznością w oczach i powiedziałam:
- Dziękuję ci.
- Drobiazg - odparła wesoło panna Meyer - Ktoś musi tutaj pilnować porządku, co nie?
- Ne-ne-ne! - pisnął Dedenne.
- Ech! Teraz to już nie przestanie się chwalić - jęknął Clemont.
Ash tymczasem pozwolił swojemu przeciwnikowi podnieść szpadę z ziemi. Gdy ten to uczynił, natychmiast skoczył na mego chłopaka, atakując go zaciekle. Mój luby jednak bez najmniejszej trudności odpierał jego ciosy, jednocześnie stosując zwody i uniki, tak jak go kiedyś uczyła Viola. Muszę powiedzieć, że nasz kochany detektyw świetnie posługiwał się bronią białą. Kiedyś razem z Garym Oakiem chodził na lekcje szermierki i wiele z tego zapamiętał, potem jednak po pewnym niefortunnym starciu z Domino wziął lekcji u młodszej z sióstr Marey, dzięki czemu jego umiejętności w tym kierunku znacznie wzrosły, a jego walka z bandytą Mercantonem tylko tego dowodziła. Starcie stawało się coraz bardziej brutalne, jednak nasz dzielny muszkieter z XXI wieku wcale nie wyglądał na zmęczonego, czego już nie można było powiedzieć o jego przeciwniku, który to pocił się coraz mocniej i dyszał ze zmęczenia.
Jednocześnie wciąż toczyła się zaciekła potyczka pomiędzy Pikachu a Panchamem. Była ona coraz bardziej brutalna, ponieważ Pokemon herszta bandy nacierał zaciekle i z wyraźnym zamiarem zabicia przeciwnika. Na szczęście nasz dzielny elektryczny gryzoń nie zamierzał mu ulec, walczył dzielnie i w końcu zaprawił Panchama tak potężnym, elektrycznym ciosem, że powalił go nieprzytomnego na ziemię. Herszt kątem oka zobaczył to, po czym ryknął groźnie skacząc ku Ashowi. Ten jednak skutecznie nie tylko sparował jego ciosy, ale jeszcze pozbawił go szpady i zranił w dłoń.
- Koniec zabawy! - zawołał mój chłopak - Przegrałeś!
- Na to wygląda - powiedział bandyta.
Wszyscy bandyci złapali wówczas za pistolety i noże, jednak nasz lider nie stracił głowy, ponieważ szybko przyłożył ostrze swojej broni do gardła Mercantona, mówiąc do niego:
- Każ im opuścić broń... Bo cię przebiję... No już!
Bandyta poczerwieniał ze złości na twarzy i przez dłuższą chwilę nic nie mówił, kiedy jednak Ash lekko nacisnął ostrze swej szpady o jego szyję, wtedy bandzior jęknął, a następnie zawołał:
- Rzućcie broń! On nie żartuje!
Bandyci niechętnie posłuchali polecenie.
- A teraz każ im się cofnąć! - rozkazał Ash.
- No jazda! Czekamy! - zawołała Bonnie, kładąc sobie ręce pod boki.
- Pika-pika! - pisnął groźnie Pikachu.
- Cofnijcie się! - jęknął herszt, choć widać było wyraźnie, że niechętnie to robi.
Jego ludzie wykonali to polecenie, zaś mój chłopak spojrzał na nich zadowolonym wzrokiem.
- Doskonale. To co teraz z nimi zrobimy? - zapytał po chwili.
- Ty zdecyduj - powiedziałam - W końcu ty tu rządzisz.
- Ja bym im spuścił niezłe manto! - zawołał Max.
- Ja również - dodała Bonnie.
- Dajmy im niezłą nauczkę! - krzyknęła radośnie Dawn.
Clemont uśmiechnął się delikatnie.
- Miałbym pewien pomysł, jak to zrobić.
Następnie podszedł do Asha i szepnął mu coś na ucho. Mój chłopak aż się rozpromienił, słysząc jego propozycję.
- Cóż za wspaniały pomysł - powiedział zachwyconym głosem - Myślę, że tak właśnie zrobimy.

***


Chwilę później cała banda została rozebrana do bielizny i pozbawiona wszystkiego, co miało jakąkolwiek wartość. Prócz tego związano im z tyłu ręce, podobnie jak ich Pokemonom.
- Bardzo dziękujemy wam za waszą hojność - powiedział złośliwie Ash - Wasze ubrania oraz pieniądze, które mieliście przy sobie, a które zapewne ukradliście komuś innemu, bardzo nam się przydadzą.
- To nie w porządku! Nie wolno okradać złodzieja! - zawołał jeden ze zbójów.
- Poważnie?! - zaśmiałam się złośliwie - A wolno w dziesięciu napadać na jednego, bezbronnego człowieka?
- Taki nasz fach, laleczko - odrzekł bandzior.
- Poważnie? No to wyobraź sobie, że my z kolei mamy taki oto fach, że bronimy ludzi przed takimi jak wy! - odpowiedziała mu złośliwie Dawn.
- Dobrze, dosyć tego gadania! - zawołał jej brat - Zabierajcie się stąd! I żebym was więcej nie widział. No! Na co czekacie?! WYNOCHA!
Po tych słowach strzelił z pistoletu w powietrze, a skrępowani sznurem bandyci i ich Pokemony rzucili się do ucieczki na tyle, po chwili znikając nam z oczu.
- I w taki oto sposób dzielni bohaterowie tej historii zdobyli sakiewki oraz broń - powiedział wesoło Max, oglądając nasze łupy - Część z tego na pewno nam się przyda.
Młodzieniec, którego wyratowaliśmy z opresji, podszedł do nas lekko kulejąc i masując sobie obolałe mięśnie, po czym rzekł:
- Bardzo wam dziękuję za pomoc.
- Nie ma za co - zaśmiał się Ash - To w końcu, jak powiedziała moja siostra, nasza praca. Pomagamy innym, a przy okazji dobrze się bawimy.
- Mimo wszystko i tak dziękuję - rzekł młodzieniec - Uwierzcie mi... Gdyby nie to, że mój Raichu został ranny, pewnie walczyłbym do samego końca i zginął z ich ręki, ale tu przecież o niego chodziło. Nie mogłem go tak narażać.
- Dlatego próbowałeś z nim uciec? - zapytałam.
- Tak, ale niezbyt skutecznie, niestety - odpowiedział młodzieniec - Ale wybaczcie... Zapomniałem wam się przedstawić. Jestem kawaler Francois de Sauve. Z kim mam przyjemność?
- Jestem wicehrabia Ash de Bragelonne, wnuk Atosa, do twoich usług, kawalerze - przedstawił się mój chłopak, uchylając kapelusza - To jest moja siostra, panna Dawn de Montesque, a to jest moja narzeczona, panna Serena d’Artagnan.
- D’Artagnan?! Czyżby wnuczka słynnego muszkietera d’Artagnana?! - zawołał zdumiony szlachcic.
- Nie inaczej - zaśmiałam się delikatnie.
Ash tymczasem kontynuował prezentację.
- To Clemont du Vallon, narzeczony Dawn oraz jego siostra, Bonnie de Bracieux. Ich dziadkiem był słynny muszkieter, pan baron Portos. To zaś jest Maxymilian d’Herblay, wnuk równie słynnego muszkietera Aramisa.
Nasz rozmówca nie posiadał się z wrażenia.
- Niesamowite! Wprost niedowiary! - zawołał, niemalże rozpływając sie nad nami z zachwytu - Potomkowie wielkich Atosa, Portosa, Aramisa i d’Artagnana! Wnukowie słynnych czterech muszkieterów! To niesamowite! Zaszczytem jest dla mnie poznawać was.
- Cała przyjemność po naszej stronie - odpowiedziała Dawn.
Francois uśmiechnął się do nas przyjaźnie.
- Uratowaliście życie mnie i mojemu Raichu. Jeśli mogę się wam jakoś odwdzięczyć...
- Prawdę mówiąc, możesz - przerwał mu jego tyradę Ash - Zmierzamy właśnie do królewskiego pałacu, ale niestety nie wiemy, gdzie on jest.
Panicz de Sauve zachichotał wesoło.
- Z przyjemnością służę wam pomocą w tej sprawie! Właśnie do pałacu królewskiego zmierzam! Chcę bowiem odwiedzić moją narzeczoną, którą już od miesiąca nie widziałem. Jeśli zechcecie mi towarzyszyć, to z wielką przyjemnością zapoznam was z Jego Królewskimi Mościami.
- Zobaczymy króla i królową?! Ale ekstra! - zawołała podnieconym tonem Bonnie.
Wszystkim nam bardzo podobał się taki pomysł, więc bez wahania na niego przystaliśmy.


C.D.N.







4 komentarze:

  1. Póki co przeczytałem pierwszą część tego fragmentu. Spodobało mi się, jak May urządziła przedstawienie na podstawie sztuki napisanej przez Johna, gdzie wszystko dobrze się kończy, bo Konstancja zostaje żoną d'Artagnana, a źli bohaterowie zamiast ponieść śmierć, trafiają do więzienia. Takie zakończenie powieści Dumasa bardziej mi odpowiada :) Podoba mi się podejście Johna do życia. Coś mi się zdaje, że ma on sporo Twoich cech i że się z nim utożsamiasz. A te podróże w czasie z pewnością zachwycają Twoich czytelników, bo stanowią ciekawą odskocznię od głównego wątku i duże urozmaicenie fabuły. :) Ash i Serena, podobnie jak John, potrafią docenić dobrą literaturę, więc nic dziwnego, że tak szybko znaleźli wspólny język, tym bardziej że John to naprawdę ciepły, mądry i przyjacielski człowiek. A May jest zrzędliwa i pozbawiona poczucia humoru. Nie podoba mi się jej zachowanie, tym bardziej, że lubi dokuczać Maxowi i go obrażać.

    OdpowiedzUsuń
  2. Żądna przygód drużyna przeniosła się w czasie do XVIII wieku, aby poznać muszkieterów i przeżyć z nimi fascynujące przygody. Przy okazji Clemont zwrócił uwagę na kilka ważnych faktów, które powinni potraktować poważnie. A Bonnie bywa złośliwa zarówno wobec brata, jak i Maxa. Lubi im dogryzać xD A co do Maxa, to wydaje mi się, że jest taka złośliwa wobec niego, bo on się jej podoba, choć z tego, co mi opowiadałeś, to bardzo jej się podobał Ash xD

    OdpowiedzUsuń
  3. Ash i Serena są naprawdę śmiali i odważni, skoro tak śmiało stanęli w obronie zaatakowanego młodzieńca. Oboje też mają podobne zainteresowania, skoro znają i lubią te same książki i filmy. Naprawdę dobrana z nich para. :) Serena też bardzo wierzy w umiejętności Asha, dzięki czemu wspaniale go wspiera. Ash też zawsze może liczyć na pomoc swego wiernego i oddanego Pokemona, który nigdy go nie zawiódł. :) Ash oczywiście walczy z honorem. Nie potrafiłby skrzywdzić bezbronnego człowieka, choćby był skończonym draniem. Max tego nie rozumie. Bonnie też jest bardzo odważna, skoro nie zawahała się rzucić w jednego z bandziorów kamieniem, aby wytrącić mu pistolet, który próbował wymierzyć w walczącego Asha, aby dopomóc swemu hersztowi, który szybko stracił rezon, kiedy przekonał się, jakim Ash jest dobrym szermierzem. Nie spodziewał się, że znajdzie w nim godnego przeciwnika, dlatego początkowo sobie z niego kpił. Ash ma też doskonałą kondycję i jest bardzo wytrzymały oraz sprawny fizycznie, dlatego Mercanton powinien bardziej doceniać przeciwników, bo okazał się słabszy od niego. Do tego Ash potrafi zachować zimną krew w obliczu zagrożenia. I ostatecznie wszyscy bandyci zostali ośmieszeni i ograbieni ze wszystkich kosztowności. Wszyscy z drużyny Asha postanowili udawać wnuków czterech sławnych muszkieterów. Nieźle xD Sauve wydaje się przyjacielskim i sympatycznym człowiekiem, choć lekkomyślnym, skoro w ogóle nie ceni swojego życia. A jego narzeczona z pewnością jest dwórką na dworze króla. :)

    OdpowiedzUsuń
  4. Czytając początek byłam bardzo pozytywnie zaskoczona i poczułam się zaszczycona. Dziękuję Ci bardzo, kochanie moje za dedykację i z tym większą przyjemnością czytałam dalszy ciąg, zwłaszcza, że jest on w moim ulubionym klimacie, czyli w czasach muszkieterów. Co prawda nie ma tutaj naszej ulubionej czwórki huncwotów, ale to nie odbiera temu opowiadaniu uroku. :)
    Zaczynamy od przedstawienia "Trzej muszkieterowie" wyreżyserowanego przez Johna Scribblera na podstawie powieści Aleksandra Dumasa ojca. Nasz pisarz trochę pozmieniał treść przedstawienia tak, by skończyło się ono dobrze, ale i tak wypadło świetnie. :)
    Po przedstawieniu zwierzył się przyjaciołom ze swoich pasji, a rozmowa toczyła się i tak wokół klimatu muszkieterów. Od słowa do słowa, nasi przyjaciele zdecydowali o podróży w czasie do XVIII wieku, a konkretnie do roku 1701, czyli do czasów, w których muszkieterowie jeszcze coś znaczyli. :)
    Przy pomocy przenośników w czasie przenoszą się oni do tych właśnie czasów, gdzie od razu natrafiają na ciekawą przygodę - dziesięciu bandytów goni jednego człowieka. Nasza ekipa rusza mu na ratunek i Ash staje do pojedynku na szpady z hersztem bandy, który po dłuższej walce ostatecznie zostaje pokonany, a jego banda ośmieszona i ograbiona ze wszystkich kosztowności.
    Następnie nawiązują oni rozmowę z młodym człowiekiem, prawdopodobnie muszkieterem królewskim. Nazywa się on Francois de Sauve i zmierza on na dwór królewski. Wszyscy z drużyny Asha postanawiają udawać wnuków czterech słynnych muszkieterów, dzięki czemu jeszcze bardziej zyskują w oczach szlachcica i wyruszają wspólnie na dwór królewski. Co ich tam czeka? To się okaże w następnej części. :)
    Dodatkowo muszę wspomnieć, że uroku tej historii dodała piosenka z naszego ulubionego serialu animowanego o muszkieterech, czyli "Dogtanian i muszkieterowie". Uśmiechnęłam się szeroko widząc ją. :)
    Ogólna ocena: 10000000000000000000000000000/10 :)

    OdpowiedzUsuń

Przygoda 129 cz. II

Przygoda CXXIX Tytanio, wio! cz. II Lot trwał długo. Ash nie liczył, jak długo, ponieważ odkąd tylko opuścił tak bardzo mu bliskie Gotham Ci...