środa, 20 grudnia 2017

Przygoda 011 cz. II

Przygoda XI

Zakład z Clemontem cz. II


Po odbytej rozmowie w mieszkaniu Brocka udaliśmy się wszyscy do inspektora, aby powiadomić o nowych odkryciach w śledztwie. Daliśmy mu również list, który otrzymał Brock na krótko przed swoją śmiercią. Clemont uznał zaś, że pomimo swoich zasad, jakie chciał przestrzegać, to jednak ten list ma zdecydowanie ogromną wartość dla całego prowadzonego przez nas dochodzenia, dlatego schował go wśród innych dowodów dotyczących tej sprawy. Zaś ja i Ash porozmawialiśmy z nim jeszcze przez chwilę, po czym poszliśmy do naszego mieszkania na ulicy Baker Street 221 B, gdzie panna Bonnie Hudson czekała na nas z posiłkiem.
- Jak zwykle znowu będę musiała wam wszystko odgrzewać - mruczała niezadowolonym tonem dziewczyna, kiedy tylko nas zobaczyła - Naprawdę ja się sama sobie dziwię, czemu jeszcze was znoszę.
- Może dlatego, że nie pani, ale pani ojciec jest naszym gospodarzem i  pani sama nie ma tu wiele do gadania? - zażartowałam sobie lekko.
Bonnie zrobiła złośliwą minę, gdy to usłyszała.
- To było pytanie retoryczne - odpowiedziała mi dziewczyna, po czym poszła nam odgrzać kolację.
Zjedliśmy ją rozmawiając ze sobą wesoło podczas posiłku. Oczywiście cała sprawa przez nas prowadzona nie była powodem do radości, ale mimo wszystko staraliśmy się myśleć o czymś pozytywnym podczas naszej kolacji i muszę przyznać, że wyszło nam to całkiem dobrze. Poszliśmy więc spać w wesołym nastroju.
Niestety ten jakże przyjemny nastrój minął nam całkowicie, kiedy tak w porze drugiego śniadania ponownie przybył do nas Dedenne z niewesołą nowiną zapisaną na kartce. To inspektor Clemont Lestrade informował nas o trzecim zabójstwie. Tym razem ofiarą Wampira była młoda kobieta, panna May Smith. Załamani szybko przebraliśmy się do wyjścia i ruszyliśmy na miejsce zbrodni, którego nazwę nasz przyjaciel zawarł w swoim liście. Gdy już przybyliśmy na miejsce, to właśnie zabierano ciało, a wokół zebrał się duży tłum. Każdy chciał zobaczyć nieboszczyka, a szczególnie chcieli tego żądni sławy dziennikarze, którzy zadawali Clemontowi pytanie za pytaniem, ten jednak zbywał ich milczeniem, a widząc, że już jesteśmy, zadowolony podszedł do nas i powiedział:
- Cieszę się, że już jesteście. Sprawa robi się coraz gorsza.
- Znowu Wampir z Alabastii? - zapytał Ash.
- Tak i kolejny raz zostawił swoją wizytówkę - odpowiedział inspektor, po czym podszedł do ściany, na której widniał mroczny napis ponownie napisany czerwoną farbą.

OFIARY WAMPIRA Z ALABASTII, LEPIEJ PRZYGOTUJCIE SIĘ NA SPOTKANIE Z PRZEZNACZENIEM, GDYŻ NIEDŁUGO DOPEŁNI SIĘ MOJA ZEMSTA.

- Zemsta? Jaka zemsta? - zapytałam zdumiona.
- Nie mam pojęcia, ale coś mi mówi, że temu, kto to robi, naprawdę nieźle odwaliło - stwierdził Clemont.
Ash zamyślił się przez chwilę, po czym zapytał:
- Na ciele ofiary znowu są ślady po ukąszeniu, prawda?
- Nie inaczej - odpowiedział mu inspektor.
- I ciągle czuć te migdały - mruknął mój ukochany, podciągając lekko nosem - Chociaż dzisiaj jakby nieco słabiej.
- To prawda! Zdaje się, że zapach nieco wywietrzał - powiedziałam i spojrzałam na narzeczonego - Ale nadal nie rozumiem, czemu ten zapach ciągle się powtarza w każdym miejscu zbrodni.
Mój narzeczony popatrzył na mnie uważnie.
- Myślę, że jako lekarz powinnaś znać odpowiedź na to pytanie.
- Nie rozumiem, Ash. O czym ty w ogóle mówisz? Czemu sądzisz, że powinnam to wiedzieć? - zapytałam.
Ash jednak zlekceważył moje pytanie, gdyż już po chwili ciągnął dalej swoją przerwaną myśl.
- Oczywiście istnieje możliwość, że mogę się mylić i ten zapach wcale nie oznacza tego, o czym myślę.
To mówiąc Sherlock spojrzał na Clemonta i rzucił:
- Musisz koniecznie postarać się o to, żeby dokonano szybko sekcji zwłok wszystkich zamordowanych.
- Niby w jakim celu? - zapytał inspektor zdumiony jego słowami.
- Powiedz mi, Clemont, jak twoim zdaniem ofiary umierają? - zadał nagle pytanie Ash.
Inspektor zastanowił się przez chwilę, po czym powiedział:
- Ależ to jest proste. Wampir gryzie je w szyje, pozbawia ich krwi i one z tego powodu umierają.
- Doprawdy? A przy pierwszej ofierze mówiłeś, że wasz lekarz sądowy stwierdził zatrzymanie akcji serca - stwierdził ironicznie Ash.
- Jako lekarka mogę powiedzieć, że serce przestaje pracować jedynie w stanie naprawdę silnego wzbudzenia lub strachu - dodałam.
- No dobra, no to wychodzi na to, że pierwsza osoba zmarła ze strachu! No i co z tego? To się zdarza! - wybuchnął nagle prawdziwie histerycznym krzykiem Clemont - Co was tak interesuje, w jaki sposób ci ludzie umarli?! Widzicie rany, to znacie metody Wampira! Co jeszcze musicie wiedzieć?! Lepiej się skupcie na tym, jak go złapać!
- Jeśli mamy go złapać, to musimy wiedzieć naprawdę wszystko, nawet takie drobne i na pozór nic nie warte szczegóły! - przerwał mu wypowiedź Ash - Przyznaj się lepiej, że wcale nie kazałeś nawet porządnie zbadać ciał pozostałych ofiar, prawda?
Clemont zarumienił się lekko na całej twarzy, po czym wydusił z siebie takie oto słowa:
- Owszem, przyznaję się, że tego nie zrobiłem, ale przecież to nie ma znaczenia. Wszystko jest jasne! Ofiary umierają ze strachu albo z powodu wyssania z nich całej ilości krwi, którą potrzebują po to, żeby egzystować. Co w tym zagadkowego?
- Choćby to, że nie ma żadnych wampirów, a w Alabastii ludzie nagle zaczynają umierać w podejrzanych okolicznościach! - powiedział na to Ash, krzyżując sobie ręce na piersi - Ja nie wierzę w wampiry, Clemont.
- Ja dotychczas też nie wierzyłem, ale spójrz na fakty!
- Wskaż mi je, to spojrzę! A na razie radzę ci, zadbaj o to, aby zrobiono tym wszystkim ofiarom porządną sekcję zwłok. Im szybciej, tym lepiej.
- Wiesz, że na to muszę uzyskać zgodę z samej góry?
- No to ją załatw i to szybko! Ten Wampir nie może więcej zabijać! Od tego zależy życie wielu niewinnych ludzi.


To mówiąc Ash odwrócił się gniewnie na pięcie i odszedł. Spojrzałam na Clemonta bardzo nieprzyjemnym spojrzeniem, po czym pobiegłam za mym ukochanym. Oczywiście z miejsca obskoczyli nas dziennikarze chcący się dowiedzieć, co też nowego odkrył słynny detektyw. On jednak nie miał im nic do powiedzenia. Zaczepił jedynie Maxa z pytaniem, czy policja już wie, kim jest kolejna ofiara wampira.
- Owszem, wiemy. To nauczycielka, pracowała w jednym z prywatnych domów. Była ona wychowawczynią Melody i Latias, dwóch córek Samuela Oaka, tego słynnego uczonego - wyjaśnił nam Max.
- Rozumiem. A więc panna May Smith była ich guwernantką? - zapytał z zainteresowaniem w głosie Ash.
- Tak. Wysyłamy zaraz ludzi do pana Oaka, żeby się czegoś dowiedzieć na temat zamordowanej - mówił dalej Gregson.
- Doskonale, Max! W takim razie my też tam pojedziemy i spróbujemy się czegoś dowiedzieć - powiedział Ash, podejmując z miejsca decyzję - Musimy przede wszystkim odkryć, czy panna May też otrzymywała listy z zapowiedzią śmierci.
- Wszystko to pięknie brzmi, ale czemu właściwie radzisz Clemontowi, żeby kazał zrobić sekcję zwłok wszystkim ofiarom? - zapytałam, kiedy już jechaliśmy dorożką do domu Samuela Oaka.
- Ponieważ ten zapach migdałów nie daje mi spokoju - odpowiedział mi tajemniczo Ash.
- A co ten zapach ma z tym wszystkim wspólnego? - zapytałam dosyć mocno zdumiona, patrząc wciąż uważnie na mego ukochanego.
- W sumie to nic... Poza tym, że występował on praktycznie w każdym miejscu zbrodni - rzekł Ash, poganiając nieco dorożkę - Mam pewna teorię na temat tego zapachu, ale muszę ją jeszcze sprawdzić.
- Czyli, że całkowicie wykluczasz udział w tym wszystkim tzw. istot ze świata nadprzyrodzonego? - zapytałam.
Ash popatrzył na mnie z delikatnym politowaniem w oczach.
- Sereno, zapewniam cię kolejny już raz, że jeśli nawet wampiry i inne potwory istnieją, to ten morderca nie należy do ich świata! Jest człowiekiem z krwi i kości, którego można schwytać i ja to zrobię!
Po takiej wypowiedzi nie wiedziałam już, co mam powiedzieć, dlatego nie odzywałam się przez całą resztę podróży do domu słynnego uczonego, profesora Samuela Oaka. Wieść o śmierci guwernantki jego dzieci naprawdę mocno nim wstrząsnęła, jednak z wielkim żalem oznajmił nam, że nie ma pojęcia, kto mógłby chcieć zabić tę biedną dziewczynę.
- Czy moglibyśmy przejrzeć jej osobiste rzeczy? - zapytał Ash, gdy już wysłuchaliśmy słów profesora.
- Chodzi nam głównie o jej listy, czy otrzymywała jakieś wiadomości, w których grozi jej śmiercią - dodałam gwoli wyjaśnienia.
Profesora nieco zdziwiła nasza prośba, ale bez wahania udostępnił nam pokój guwernantki. Przeszukaliśmy go z pomocą policjantów, którzy w tym samym czasie przyjechali poszukać śladów mogących ich naprowadzić na trop. Ponieważ działaliśmy w tej samej drużynie, to nie mieli nic przeciwko temu, że przybyliśmy wcześniej niż oni i przesłuchaliśmy już profesora.
Przeszukanie pokoju panny May pomogło nam o tyle, że znaleźliśmy kolejny list z pogróżkami. Jego treść brzmiała następująco:

Dwie ofiary na ołtarzu czystości tego świata zostały złożone. Przyszła pora i na ciebie. Przygotuj się na spotkanie z wiecznością, albowiem już czas, abyś odpowiedziała za swe czyny.

Wampir z Alabastii.

Liścik ten mógł oznaczać tylko jedno. Zabójca miał w swoich planach zabicie więcej niż jednej tylko ofiary i najwyraźniej jeszcze nie zaprzestał swojej zbrodniczej działalności. Pytanie tylko, ilu ludzi jeszcze zginie zanim tajemniczy Wampir z Alabastii, kimkolwiek on jest, wreszcie nasyci swoją żądzę krwi? Nie znaliśmy odpowiedzi na to pytanie, ja natomiast bałam się próbować ją odgadnąć.
Po przekazaniu liściku w ręce policji pojechaliśmy oboje z Ashem do naszego mieszkania, żeby wszystko to przemyśleć. Po południu odwiedził nas niespodziewany gość. Był nim Tracey Ash, starszy o siedem lat brat mego ukochanego. Uścisnął on radośnie dłoń Sherlocka, moją zaś delikatnie pocałował, po czym powiedział:
- Dostałem twój list, bracie i przybyłem tutaj najszybciej jak to tylko było możliwe. Mam nadzieję, że twoja prośba o pomoc jest nadal aktualna.
- Jak najbardziej aktualna, mój drogi bracie - powiedział radośnie Ash, obejmując lekko brata ramieniem - Musisz mi pomóc dokonać pewnego małego, ale jakże ważnego chemicznego eksperymentu.
To mówiąc mój ukochany spojrzał na mnie uważnie.
- Nie pogniewasz się, jeśli na chwilę wraz z moim bratem zostawimy cię samą?
Odpowiedziałam, że w żadnym razie się na nich za to nie obrażę, więc obaj poszli do osobnego pokoju, gdzie przez jakąś godzinę omawiali pewne istotne dla nich szczegóły. Po tej godzinie Tracey wyszedł, pożegnał się ze mną i wrócił do siebie, zaś Ash spojrzał na mnie z miną, po której trudno mi było wywnioskować, czy jest zadowolony, czy też nie.
- I czego się dowiedzieliście? - zapytałam.
- Na razie to, czego się dowiedzieliśmy, to tylko i wyłącznie domysły, choć eksperymenty, których dokonaliśmy, potwierdzają w stu procentach nasze przypuszczenia - odpowiedział mi Ash nieco zamyślonym tonem.
Następnie usiadł w fotelu i popatrzył na mnie uważnie.
- Jednak niczego się nie dowiemy, póki Clemont nie zorganizuje sekcji zwłok zamordowanych. Tylko dzięki temu będziemy mogli się dowiedzieć, czy moja teoria jest słuszna. A na razie lepiej o niej milczeć.
Ponieważ Ash nie chciał mi powiedzieć, co dokładniej ma na myśli, nie naciskałam i darowałam sobie wszelkie próby zadawanie pytań w całej tej sprawie. Dobrze wiedziałam, że są one z góry skazane na brak odpowiedzi.
Następnego dnia nasze śledztwo wciąż nie posunęło się naprzód. Mój narzeczony siedział cały czas w domu załamany nie wiedząc, co ma z tym wszystkim zrobić. Z nerwów grał na skrzypcach, a później pykał tylko fajkę i patrzył w ścianę rozmyślając o wszystkim i o niczym. Nie odzywałam się nie chcąc niepotrzebnie go rozdrażnić, a poza tym doskonale go znałam i wiedziałam, że w takim stanie świadomości raczej nie jest on specjalnie rozmowny. Gwoli uczciwości jednak muszę tu przyznać, że doskonale go rozumiałam. W końcu nasze śledztwo ani trochę nie posunęło się naprzód, prócz tego wciąż istniało ryzyko, że będzie jeszcze więcej ofiar.
W południe przybył do nas Fennekin, żeby przynieść nam „Timesa“. Ash i ja od jakiegoś czasu prenumerowaliśmy to pismo, bo chcieliśmy być zawsze na bieżąco z wszelkimi ważnymi oraz ciekawymi wydarzeniami w sferze zarówno politycznej, jak i zwyczajnej. Dałam więc temu słodkiemu Pokemonowi monetę za gazetę, po czym otworzyłam ją i zaczęłam czytać. Niestety, wiadomości przekazane przez to jakże genialne pismo bynajmniej nie były dla nas nowością ani też nie poprawiły nam humoru. W gazecie na pierwszej stronie pisali o trzech zuchwałych morderstwach popełnionych przez groźnego Wampira z Alabastii i o wielkiej niekompetencji miejscowej policji, która w ogóle nie jest w stanie schwytać tego szaleńca. Dziennikarze posunęli się jeszcze dalej. Ośmielili się oni nazwać inspektora Clemonta Lestrada półgłówkiem, którego to Wampir wodzi za nos. Prócz tego napisali jeszcze, że słynny Sherlock Ash jest całkowicie bezsilny wobec tej podłej grozy, która obecnie terroryzuje jego rodzinne miasto, więc może lepiej by było, gdyby tak już odszedł na emeryturę i ustąpił miejsce komuś bardziej kompetentnemu.


- I co tam piszą w tym jakże poczytnym piśmie, jakim jest „Times“? - zapytał nagle Ash, nie odrywając oczu od okna, w które wpatrywał się już chyba jakieś pół godziny.
Już niejeden raz mój ukochany zaskoczył mnie w taki oto sposób, że wiedział doskonale, co ja robię, chociaż nawet nie raczył na mnie spojrzeć, aby się tego dowiedzieć. Powinnam chyba już do tego przywyknąć, jednak zamiast tego ciągle się temu dziwiłam.
- Wiesz co, Ash? Zaczynam odnosić wrażenie, że masz oczy dookoła głowy - powiedziałam złośliwie, wstając i podchodząc do niego - Niby skąd możesz wiedzieć, że czytałam sobie właśnie „Timesa“, skoro już od dobrej godziny siedzisz gapiąc się w to okno bez celu, a ja siedziałam w fotelu, który jest odwrócony do ciebie plecami?
- Po pierwsze nie gapię się w okno bez celu, moja droga. Jeśli gapię się w okno, to zawsze mam w tym jakiś cel, a w tym wypadku pomaga mi to myśleć - stwierdził Ash, powoli spoglądając na mnie ze swego fotela - A po drugie wiem doskonale, co robisz pomimo tego, iż od godziny na ciebie nie patrzę i jestem pogrążony we własnych myślach.
- Niby w jaki sposób możesz to zrobić? - zapytałam nieco zdumiona - Skąd możesz wiedzieć, że czytam „Timesa“?
- Powiem ci nawet więcej, Sereno. Nie jesteś zadowolona z artykułu w nim zawartym, co może oznaczać, że jest to coś, co dotyczy bezpośrednio ciebie albo kogoś z bliskich ci osób - mówił dalej Ash.
Jego zdolność dedukcji nie powinna mnie już dziwić, w końcu znałam go już tyle lat, ale mimo wszystko nadal byłam w kompletnym szoku, kiedy mnie w taki sposób zaskakiwał.
- Owszem, to jest artykuł opisujący bardzo podle i niesprawiedliwie sposób, w jaki to ty oraz inspektor Lestrade prowadzicie sprawę Wampira z Alabastii. Ale skąd ty w ogóle możesz to wiedzieć?
Ash uśmiechnął się do mnie delikatnie i powiedział:
- Już ci to wyjaśniam. Wpatrując się w okno widziałem, jak do naszego domu zbliża się Fennekin z gazetami. Ponieważ prenumerujemy „Timesa“, a ten Pokemon zawsze go nam przynosi, to łatwo się domyśliłem, że musisz za chwilę odebrać tę gazetę. Słyszałem, jak na chwilę wychodzisz z domu, później wracasz, po czym siadasz w fotelu i zaczynasz wertować gazetę. Słyszałem wyraźnie szelest papieru gazetowego.
- Skąd wiesz, że nie czytałam książki? - zapytałam nieco ironicznie.
Ash uśmiechnął się do mnie dowcipnie i rzekł:
- Stąd, że kartki książki inaczej szeleszczą. Książki są zdecydowanie o wiele mniejsze od gazet, mają też o wiele mniejsze stronice, które wydają z siebie zupełnie inny szelest niż stronice gazety.
- No dobrze, na to masz odpowiedzi. Ale skąd ty wobec tego, u licha, wyciągnąłeś wniosek, że artykuł w tej gazecie zawarty nie przypadł mi w ogóle do gustu?
- To proste. Czytając gazetę mruczałaś pod nosem. Zwykle to robisz.
- Nie zauważyłam.
- Nic dziwnego. Robisz to wszystko automatycznie i jest to dla ciebie tak normalne, że już nawet nie zwracasz na to uwagi. A ja, obserwując cię uważnie przez te wszystkie lata, które się już znamy, wywnioskowałem, że masz kilka rodzajów mruczenia podczas czytania. Masz specjalny rodzaj pomruku na każdą sytuację, czy to jesteś czymś zachwycona, zasmucona albo też oburzona. W tym wypadku chodzi o to ostatnie, mam rację?
Wybuchnęłam gromkim śmiechem, kiedy usłyszałam już cały wywód mojego narzeczonego. Spojrzałam na niego bardzo rozbawionym wzrokiem i powiedziałam:
- Owszem, Ash! Wszystko się zgadza, jednak w jaki sposób ty do tego wszystkiego dochodzisz, to ja naprawdę nie wiem.
- To kwestia dedukcji, kochana Sereno - odpowiedział mi Ash - A więc co takiego napisali o mnie i o Clemoncie, że jesteś tym tak oburzona?
- A nie możesz sam tego wydedukować? - zapytałam nieco złośliwym tonem.
- Nie, Sereno, ponieważ jeszcze nie czytałem tej gazety - odrzekł na to Sherlock - Wnioskuję jednak, że to musi być coś naprawdę obraźliwego. Pewnie, że ja i inspektor jesteśmy bardzo, ale to bardzo niekompetentni. Mam rację?
- A i owszem, masz całkowitą rację, co do joty - powiedziałam bardzo gniewnym tonem, siadając naprzeciwko niego - Ja nie wiem, jak oni śmią coś takiego wypisywać w tym swoim brukowcu?
- Nie wydaje mi się, aby redaktorzy „Timesa“ zgodzili się z tobą, że ich gazeta to brukowiec - zachichotał Ash, wyjmując wreszcie  ust fajkę - Poza tym nie powinnaś się tak przejmować opinią prasy. Dziennikarze po prostu szukają sensacji. Im więcej osób ośmieszą oraz zmieszają z błotem, tym większą pensję dostaną.
- Ale to jest podłe! - zawołałam oburzona.
- Wiem, że podłe, ale nic na to nie poradzimy, najdroższa. Takie są już niestety prawa tego świata, w którym żyjemy - mówił dalej Ash.
Dzięki tej rozmowie humor wrócił memu ukochanemu, jednak niestety nie poprawiło to naszej sytuacji, bo przecież dalej nie wiedzieliśmy, dokąd mamy się udać oraz w jaki sposób rozwiązać tę zagadkę. W dodatku jeszcze w godzinach południowych zadzwonił do nas telefon. Ash go odebrał, po czym zaczął rozmowę:
- Halo? Tak? Clemont? Miło cię znowu widzieć, to jest słyszeć... Tak? Aha! A więc mam rozumieć, że czytałeś „Timesa“? E tam! Nie powinieneś się tak przejmować tą głupią gazetą i artykułami w niej zawartymi... Co? Aha... Mam rozumieć, że pan komisarz, twój szef, też czytał ten artykuł? Rozumiem... Ale to chyba jeszcze nic takiego, co nie? Że słucham? Aha! A więc on też uważa, że jesteś niekompetentny? Nie? To o co mu chodzi? Że takie artykuły przynoszą wstyd i złą renomę policji? No, to w takim razie niech aresztuje tych, co go napisali... Nie może? A to czemu? No dobra, rozumiem już, o co chodzi... Taki artykuł stawia ciebie oraz cała policję w złym świetle. Pojmuję. Ale przecież schwytamy sprawcę! Słucham? Jak? Komisarz w to wątpi? Coraz mniej ma do ciebie cierpliwości? Mogę sobie wyobrazić, jaki jest wzburzony... Tak czy inaczej złapiemy wampira, masz na to moje słowo. Zrobię, co w mojej mocy, żeby ci pomóc... Nie ma za co... Tylko nie zapomnij o tym, że masz załatwić sekcję zwłok ofiar. To bardzo ważne. Dobrze, będziemy czekać na wyniki. Trzymaj się, Clemont.
Ash odłożył słuchawkę i popatrzył na mnie uważnie.
- Cóż... Dzwonił nasz drogi inspektor. Nie muszę ci chyba mówić, co mi powiedział?
- Domyśliłam się tego ze sposobu, w jaki prowadziłeś z nim rozmowę - odpowiedziałam mu.
- Szefowie Clemonta są bardzo niezadowoleni z powodu tego artykułu w „Timesie“. Szkoda, że nie możemy mu w żaden sposób pomóc.
- Ale przecież możemy! Ash! Musimy znaleźć Wampira!
- No dobrze, ale jak? Nawet nie wiemy, kim on jest.
- To skup się, Ash! Skup się! Spróbujmy nad tym wszystkim pomyśleć.
- A myślisz, Sereno, że co ja innego robię cały dzień?!
- Ale spróbujmy to zrobić razem! W końcu co dwie głowy, to nie jedna, nie sądzisz?
Ash uśmiechnął się delikatnie, po czym podszedł i pocałował mnie czule w policzek.
- Dziękuję ci, kochanie. Dziękuję ci, Serenko. Nawet nie wiesz, jak się cieszę, że poprosiłem cię, abyś została moją żoną.
- Nie ukrywam, że i mnie to cieszy - odpowiedziałam mu wesoło.
Następnie Ash usiadł za biurkiem i zaczął przy nim pisać różne notatki dotyczące prowadzonej przez nas sprawy, po czym pokazał mi je, aby potem razem ze mną zacząć nad nimi pracować.
- Cilan... Brock... May... Prawnik, właściciel restauracji i guwernantka. Co ich łączy? Czemu właśnie oni padli ofiarą Wampira z Alabastii? Musieli mieć coś na sumieniu, jakiś wspólny grzeszek. Tylko jaki?
Niestety, odpowiedzi na te trzy pytania nie pojawiały się w naszych głowach. Myśleliśmy i głowiliśmy się nad tym wszystkim, jednak wciąż nie wiedzieliśmy, co może łączyć ze sobą te wszystkie ofiary. Czuliśmy, że to klucz do całej zagadki, ale niestety ten klucz wciąż był do nas niedostępny, a my siedzieliśmy wciąż za zamkniętymi drzwiami.


Pod wieczór przybył do nas Pidgeotto z listem, którego treść brzmiała następująco:

Drogi panie Ash,

Obawiam się, że mogę być kolejną ofiarą Wampira z Alabastii. Być może to jest tylko moje przeczucie, ale być może coś rzeczywiście mi grozi. Prosiłabym Pana o konsultację w tej sprawie. Mam pewne wiadomości na temat zabójcy, a przynajmniej myślę, że je mam. Ich wartość sam Pan oceni. Proszę, niech Pan przyjedzie do mnie najszybciej, jak się da. Mieszkam w Wertanii w posiadłości Carfax Hall. Proszę, niech mi Pan pomoże, Panie Ash. Jest Pan moją jedyną nadzieją.

Lady Misty Carfax.

Ash przeczytał na spokojnie list, po czym podał go mnie. Kiedy już zapoznałam się z jego treścią, spojrzałam uważnie na mojego ukochanego i zapytałam:
- Myślisz, że ona naprawdę coś może wiedzieć?
- Być może wie, a być może tylko jej się tak wydaje. W każdym razie musimy to sprawdzić - odpowiedział mi Ash i spojrzał na zegar - O której odjeżdża pociąg do Wertanii?
Zastanowiłam się przez chwilę.
- Ostatni właśnie odjechał - odpowiedziałam.
- Niech to! Dzisiaj tam już nie dojedziemy. Będziemy musieli pojechać jutro - stwierdził zawiedzionym tonem mój ukochany.
- Ale czy to oznacza, że nic nie jesteśmy w stanie zrobić? - zapytałam wręcz zrozpaczona.
Ash uśmiechnął się do mnie zawadiacko.
- O nie, kochana! Coś jesteśmy w stanie zrobić i zrobimy to!
To mówiąc podszedł on do biurka i napisał coś na kartce. Następnie zaś wręczył ją Pidgeottowi, który przywiózł nam list od lady Carfax. Pokemon pozwolił ją sobie przywiązać do nóżki i wyleciał przez otwarte okno.
- Co tam napisałeś? - zapytałam.
- Wiadomość do lady Carfax. Napisałem jej, że może się nas już jutro spodziewać - odpowiedział mi Ash - A na razie potrzebujemy małej pomocy ze strony prywatnej policji z Baker Street.
Doskonale wiedziałam, kogo mój narzeczony ma na myśli, także wcale się nie zdziwiłam, jak po jakieś godzinie w naszym mieszkaniu zaroiło się od uroczych Pokemonów. Była to banda sympatycznych uliczników, którzy mieszkali w najbiedniejszych dzielnicach całej Alabastii. Należeli do niej Froakie, Chespin, Pancham, Fennekin (ten sam, który to zawsze dostarczał nam gazety) oraz wiele innych stworków. Prym pośród nich wiódł Pikachu, elektryczny gryzoń, z którym łączyła Asha wielka przyjaźń z czasów zanim jeszcze mnie poznał.
W chwili, o której teraz mówię, do naszego mieszkania na Baker Street 221 B przybył Pikachu w towarzystwie Froakiego, Chespina, Panchama i Fennekina. Była to cała elita miejscowego pokemoniego półświatka czy też może raczej „biednego“ światka. Ash uśmiechnął się radośnie na ich widok, następnie zaś powiedział:
- Słuchajcie mnie uważnie, przyjaciele. Roześlijcie tę wiadomości do każdego z naszych. Niech wszyscy szukają wszelkich informacji na temat trzech osób: Cilana Carruthersa, Brocka St. Clair oraz May Smith. Muszę wiedzieć o tych ludziach jak najwięcej, ale przede wszystkim liczy się dla mnie jeden, istotny fakt. Czy tych ludzi coś łączy? Jeśli tak, to ja muszę o tym wiedzieć. Na pewno słyszeliście wszyscy o Wampirze z Alabastii, mam rację?
Pokemony zaczęły wydawać z siebie zaniepokojone piski oraz inne dźwięki, które świadczyły o tym, że doskonale wiedzą, o kim on mówi. Ash uśmiechnął się zadowolony i dodał:
- Widzę, że słyszeliście. Słuchajcie zatem. Ci wszyscy ludzie, których nazwiska wam podałem, to ofiary Wampira. Muszę wiedzieć, co ich łączy. Dwa złote suwereny czekają na tego, kto dostarczy mi tych informacji jako pierwszy. Pozostali dostaną po pięć szylingów.
To mówiąc Ash wyjął z kieszeni kilka monet i dał po jednej każdemu z Pokemonów.
- Proszę, oto wasza dniówka. Aha! I jeszcze jedno! Dowiedzcie się coś na temat damy o nazwisku Misty Carfax. Muszę wiedzieć, czy tą osobę też coś łączy z trzema ofiarami Wampira. Mogę na was liczyć?
Pikachu zasalutował wesoło łapką Ashowi, po czym wygonił pozostałe Pokemony, sam zaś lekko się ukłonił nam i wyskoczył za nimi, o mało przy tym nie wpadając na Bonnie, która właśnie niosła nam kolację.
- Ech, panie Ash! Znowu te łachudry tutaj były? Będę miała przez pana więcej sprzątania - jęknęła załamanym tonem kobieta.
Ash i ja uśmiechnęliśmy się tylko i zasiedliśmy razem do kolacji, rozmyślając o tym wszystkim, co miało przed chwilą miejsce.
- Jeśli jest jakieś powiązanie pomiędzy tymi wszystkimi ofiarami, to oni je znajdą, możesz być tego pewna - powiedział do mnie mój ukochany - Nie ma takiego miejsca, do którego oni by nie weszli, ani takich informacji, których by nie umieli wydobyć. To najlepsi informatorzy na całym świecie. Jestem pewien, że sobie poradzą.
Z taką oto radosną myślą poszliśmy oboje spać, a na rano po pysznym śniadaniu poszliśmy na pociąg, którym pojechaliśmy do Wertanii. Następnie wsiedliśmy w dorożkę i ruszyliśmy w kierunku posiadłości Carfax Hall. Oboje byliśmy pełni nadziei, która niestety natychmiast się rozwiała, kiedy zapukaliśmy do drzwi tej posiadłości. Otworzył je nam nasz przyjaciel Max Gregson, bardzo zresztą zdumiony na nasz widok.
- Ash? Serena? Co wy tutaj robicie? - zapytał.
- To raczej my powinniśmy cię o to zapytać - powiedziałam.
- Przybyliśmy tu na wezwanie lady Misty Carfax - wyjaśnił Ash - Ona nas oczekuje.
Max zrobił wówczas niewesołą minę i wpuścił nas do środka.
- Obawiam się, że się spóźniliście - powiedział smutnym tonem - Lady Carfax nie żyje. Została zamordowana dzisiaj w nocy.

***


- Nieźle, historia nabiera tempa - powiedziała wesoło Dawn.
- Owszem, trzeba przyznać, dużo się tu dzieje - dodałam z uśmiechem.
- Widzisz, Pikachu? Nawet ciebie Clemont obsadził w swojej historii - zawołał z radością Ash do swojego Pokemona.
- Pika-chu! - zapiszczał wesoło stworek.
- Muszę przyznać, że Clemont jest naprawdę bardzo dobrym pisarzem - powiedziałam.
- No proszę, Sereno, a z taką nieufnością podchodziłaś do jego dzieła literackiego - stwierdziła z lekką kpiną Dawn.
- Bo ten tytuł mnie zmylił i w ogóle - odpowiedziałam niechętnie.
- Widzisz, siostrzyczko! A ja ci przecież mówiłem, że nigdy nie należy oceniać opowiadania po tytule - stwierdził przemądrzałym tonem Ash - No, ale mniejsza. Czytajmy dalej, bo robi się coraz ciekawiej.

***


Wstrząśnięci informacją o śmierci lady Misty Carfax weszliśmy oboje z Ashem do środka i zaczęliśmy zadawać pytania. Byliśmy bardzo ciekawi, w jaki sposób ona została zamordowana i czy to znowu sprawka Wampira?
- Wszystko wskazuje na to, że tak, choć mimo wszystko to jest trochę dziwne - powiedział Max, gdy udzielał nam wyjaśnień - Wampir dotychczas nigdy nie atakował swoich ofiar w ich domach. Dotąd wolał wybierać na miejsce zbrodni ciemne uliczki. Dziwne, że nagle zmienił swoje gusta.
- Może nie miał specjalnego wyboru? - rzucił nagle Ash.
- Co masz na myśli? - zapytałam.
- Widzisz... Lady Carfax bała się o swoje życie. Nie wiedzieć czemu uważała, że może stać się następną ofiarą Wampira z Alabastii. Biorąc to wszystko pod uwagę na pewno stwierdziła, że skoro poprzednie ofiary tego łotra zostały zamordowane na ulicy, to ona najlepiej zrobi, jeśli nie będzie opuszczać domu i że tylko w taki sposób zapewni sobie bezpieczeństwo.
- Jeśli tak myślała, to niestety się przeliczyła - powiedziałam smutnym tonem - Bo cztery ściany nie uchroniły jej od zabójstwa.
- No właśnie, jednak zapewniam cię, Sereno, że chociaż ta tarcza, pod którą próbowała się schronić biedna lady Misty Carfax zawiodła, to okrutny miecz sprawiedliwości zachowa się jak należy i wymierzy bezwzględną karę sprawcy tego podłego czynu.
- Jeśli oczywiście go znajdziemy - stwierdził zasmuconym tonem Max - Jak na razie wszystko wskazuje na to, że nic o tym mordercy nie wiemy. Inspektor nie będzie zachwycony, jak mu o tym powiem.
- Ale czy na pewno nie mamy sprawcy? Ani jego, ani najmniejszych nawet poszlak? - wypytywał go mój narzeczony.
Max Gregson rozłożył bezradnie ręce.
- Przykro mi, Ash, ale niestety służba nic nie widziała. Usłyszała ona co prawda straszny krzyk w środku nocy i szybko pobiegli swojej pani na pomóc, ale drzwi były zamknięte na klucz. Kiedy je już wyważyli, znaleźli tylko lady Carfax ze śladami na szyi. Była martwa, a okno w jej pokoju było otwarte. Morderca wyskoczył przez nie i zamienił się w nietoperza, po czym odfrunął... Znaczy prawdopodobnie tak właśnie uciekł.
Kiedy wyobraziłam sobie tę scenę przerażona poczułam, że mam ciarki na plecach. Naprawdę wcale nie wierzyłam w zjawiska nadprzyrodzone, ale niestety brak wiary nie oznacza wcale braku strachu, a ja byłam najlepszym dowodem na słuszność tej teorii.
Ash zaś spojrzał z ironią na Maxa i zapytał go po chwili namysłu:
- Czy sypialnia lady jest na parterze, czy też na piętrze?
- Na pierwszym piętrze - odpowiedział mu Max.
- A więc gdyby człowiek chciał wyskoczyć przez okno, to zabiłby się na miejscu?
- Albo też bardzo ciężko poturbowałby się, ale jak już ci powiedziałem, ten Wampir musiał odlecieć, bo innego wytłumaczenia nie widzę.
- Ja jednak je widzę. Chcę zobaczyć ten pokój! - stwierdził na to Ash stanowczym i nieznoszącym sprzeciwu tonem.
Max westchnął głęboko.
- Jak sobie życzysz, ale to strata czasu. Ja i moi ludzie przetrząsnęliśmy go i niczego w nim nie znaleźliśmy.
- Może ty i twoi ludzie po prostu nie wiedzieliście czego szukać, Max - powiedział z ironią Ash.


Poszliśmy we trójkę do sypialni zamordowanej lady. Był to naprawdę piękny i gustownie urządzony pokój. Pomyślałam, że sama bym chciała taki mieć. Przypomniawszy sobie jednak, że przecież nie przyszliśmy tutaj po to, aby podziwiać widoki, zaczęłam się razem z Ashem rozglądać dokładnie po całym pomieszczeniu.
- Czujesz coś? - zapytał mnie nagle Ash.
Wiedziałam, o co pyta, gdyż już po chwili odpowiedziałam:
- Jeśli chodzi ci o zapach migdałów, to nie...
- Ja też nie - rzekł Sherlock i podrapał się lekko po brodzie - Czyżby to obalało moją teorię?
- Jaką znowu teorię?
- Nieważne.
Ash spojrzał nagle na otwarte okno i uśmiechnął się.
- Chociaż... Być może moja teoria wcale nie jest taka nic nie warta. Bo w końcu okno było tu bardzo długo otwarte, zapach więc mógł wywietrzeć. Tak! To by się zgadzało!
- Ale z czym? - zapytałam wciąż nic z tego nie rozumiejąc.
- Mniejsza o to. Powiem ci, jak już będę miał pewność, że jest tak, jak myślę.
To mówiąc Ash spojrzał na Maxa i zapytał:
- Czy lady Carfax była mężatką?
- Tak, ale jej męża nie było w domu wtedy, gdy popełniono tę zbrodnię. Pojechał w interesach i wróci dopiero jutro - odpowiedział mu Max.
- A dokładniej to gdzie pojechał w interesach lord Carfax? - zapytał go Ash.
- Lord Gary Carfax pojechał w nieznanym mi zbytnio kierunku. Służba mi mówiła, jakie to miasto, jednak nie zapamiętałem nazwy. A zresztą, co to za różnica? Przecież to nie on zamordował żonę. Nie miał żadnego motywu - mruknął na to Max.
- Czyżby? Ja znalazłbym co najmniej dziesięć motywów, dla których to mąż mógłby zamordować żonę, a większość nich wiąże się z pieniędzmi - rzekł na to mój ukochany.
Max zrobił złą minę, po czym powiedział głosem, który wskazywał na to, że już z trudem zachowywał spokój:
- Słuchaj, Ash! Jego tu nie było w chwili, gdy popełniono morderstwo! Pojmujesz? To sprawka Wampira z Alabastii, a lady Carfax to jego czwarta ofiara.
- Skoro to Wampir z Alabastii, to czemu nie zostawił mrocznego napisu na ścianie? Sądziłam, że to jego wizytówką? - zapytałam czując, że teorii Maxa daleko do prawdziwości.
Jednak nawet na to nasz policjant znalazł rozwiązanie.
- To bardzo proste. Lady Carfax, widząc go zaczęła krzyczeć i to tak, że było ją słychać w całym domu. Służba się zleciała, a Wampir zrozumiał, iż zostało mu już bardzo niewiele czasu na ucieczkę, więc wymknął się nie zostawiwszy napisu.
- Jeśli to rzeczywiście jest istota nadprzyrodzona, jak próbujesz nam wmówić, to doskonale poradziłby sobie z kilkoma lub nawet kilkunastoma ludźmi ze służby domowej - powiedział nieprzekonany jego teorią Ash - W końcu wampiry są znane ze swojej ogromnej siły fizycznej, która przerasta ludzką i to wielokrotnie.
Max nie wiedział już, co ma mu na to odpowiedź, gdyż machnął tylko ręką i odparł:
- Jak już wiemy, lord Carfax nie mógł tego zrobić, bo był w zupełnie innym miejscu w chwili, gdy popełniono zbrodnię.
- Sprawdzimy to - odpowiedział Ash i wyszedł z sypialni lady, zaś ja poszłam za nim.
Obejrzeliśmy za zgodą policji cały dom, ale nic nie wzbudziło naszego podejrzenia, poza gabinetem lorda Carfaxa.
- Pełno tutaj pamiątek z Wysp Oranżowych - powiedział Ash, uważnie oglądając cały pokój.
- Owszem, pełno - dodałam, również uważnie się rozglądając.
- Lord Carfax był tam w młodości przez kilka ładnych lat - pospieszył z wyjaśnieniami Max - Ponoć tam właśnie zrobił majątek.
Ash podrapał się delikatnie po brodzie, po czym powiedział:
- To interesujące. Bardzo interesujące.
Popatrzył na mnie i uśmiechnął się delikatnie.
- Powinniśmy wracać na Baker Street. Nic tu po nas.
Pożegnaliśmy się z Maxem Gregsonem, życzyliśmy mu sukcesu oraz radziliśmy jak najszybciej znaleźć lorda Carfaxa i przekazać mu wiadomość o śmierci żony, następnie zaś pojechaliśmy na dworzec, żeby złapać z niego pociąg do Alabastii. Musieliśmy jednak nieco na niego poczekać, a czas oczekiwania Ash wykorzystał na to, aby wypytać się zawiadowcy stacji, jak również konduktorów, czy nie widzieli oni lorda Gary’ego Carfaxa na kolei wczorajszego dnia.
- Owszem, był w pociągu wczoraj wieczorem - odpowiedział mu jeden z konduktorów - Sam sprawdzałem mu bilet.
- Dokąd jechał? - zapytał Ash.
- Do Marmorii, proszę szanownego pana. To był już ostatni pociąg. Następne są dopiero rano.
- Rozumiem. Mam jeszcze jedno pytanie do pana. Chodzi mi o to, czy istnieje możliwość, żeby dojechać tutaj z Marmorii powozem czy dorożką w ciągu, powiedzmy... godziny?
Zapytany przez chwilę się zastanowił, po czym udzielił mu odpowiedzi na to pytanie:
- W ciągu godziny, proszę pana, jest to niemożliwe. Raczej tak w ciągu dwóch, a jeszcze bardziej trzech. Ale musiałby pan pędzić naprawdę mocno tym powozem czy dorożką. Na tyle mocno, że groziłoby to rozleceniem się pańskiego środka transportu na kawałki.
- Rozumiem.


C.D.N.




1 komentarz:

  1. No no no... akcja nabiera rumieńców. Kolejne ofiary, a nasz Sherlock Ash prowadzi śledztwo. Robi się coraz bardziej ciekawie. Mam już co prawda parę domysłów co do tożsamości "Wampira z Alabastii", a konkretnie jeden domysł, ale podzielę się nim dopiero po przeczytaniu kolejnej części. :)
    Nie umknęło mojej uwadze też częściowe nawiązanie do "Gwiezdnych Wojen", a konkretnie do "Nowej nadziei". Czytając list Lady Misty od razu przyszła mi na myśl wiadomość, którą księżniczka Leia wysłała do Obi-Wana (Bena) za pośrednictwem R2-D2. :)
    Ogólna ocena: 10/10 :)

    OdpowiedzUsuń

Przygoda 129 cz. II

Przygoda CXXIX Tytanio, wio! cz. II Lot trwał długo. Ash nie liczył, jak długo, ponieważ odkąd tylko opuścił tak bardzo mu bliskie Gotham Ci...