środa, 20 grudnia 2017

Przygoda 009 cz. II

Przygoda IX

Wspólny wróg cz. II


Gdy już obie podałyśmy sobie dłonie na znak zgody, to udaliśmy się za Ashem oraz jego tajemniczą koleżanką, kimkolwiek ona była. Na szczęście praca w drużynie detektywistycznej mego chłopaka sprawiła, że miałam już jako takie pojęcie o śledzeniu ludzi, więc umiałam zachować bezpieczną odległość od obserwowanych przez nas osób. Misty szło to nieco gorzej, na szczęście pod moim okiem szybko nabierała wprawy. Musiałam przyznać, że tworzyłyśmy całkiem niezły duet, o ile oczywiście umiałyśmy się ze sobą dogadać.
- Przydałyby się jakieś przebrania, aby nas Ash nie rozpoznał, gdyby się przypadkiem odwrócił albo coś - stwierdziła Misty.
- Owszem, jednak nie wiem, skąd byśmy je mieli wziąć - powiedziałam - I jakie dokładniej by te przebrania miały być, tego też nie wiemy.
- Może prochowce i przeciwsłoneczne okulary, tak jak na filmach? - zasugerowała Misty.
Pokręciłam przecząco głową.
- Odpada. To jest najbardziej rozpoznawalne przebranie ze wszystkich możliwych. Do tego strasznie rzuca się w oczy. Aż za bardzo.
- No, to co proponujesz?
Zastanowiłam się przez chwilę nad tym pytaniem.
- Na razie trzymajmy odpowiedni dystans, a potem... Coś wymyślimy.
- Coś wymyślimy... To jest niezwykle błyskotliwy plan - stwierdziła z kpiną w głosie Misty - W dodatku jakże nieskomplikowanie prosty.
- A masz lepszy, mądralo? - warknęłam zła za jej docinki.
Ponieważ nie miała ona lepszych pomysłów musiała przystać na mój i go obie wypełniałyśmy idąc dalej za Ashem i jego tajemniczą towarzyszką. Zauważyliśmy, że wchodzą do sklepu ze sprzętem muzycznym. Zdziwiło nas to, dlatego musiałyśmy koniecznie sprawdzić, co było tego przyczyną. Weszłyśmy do sklepu i ukryłyśmy się w tłumie klientów. Udało się nam na szczęście znaleźć odpowiednie miejsce, z którego to mogliśmy obserwować Asha i jego towarzyszkę.
- Ciekawe, po co tu przyszli? - zapytałam.
- Obserwujmy, to może się dowiemy - stwierdziła Misty.
Niestety, pomimo naszej wnikliwej obserwacji nie zdołaliśmy się tego dowiedzieć. Ash i towarzysząca mu dziewczyna chodzili ciągle po sklepie, obserwowaliśmy sprzęt muzyczny, ale żadnego nie kupili. Później jednak do sklepu wszedł kolejny klient, z którym mój ukochany oraz towarzysząca mu dziewczyna wesoło się przywitali. Tym kimś był Brock.
- Brock?! A co on tu robi? - zdziwiła się Misty.
- Nie mam pojęcia - odpowiedziałam jej - Ale cicho sza! Jeszcze nas usłyszą albo co gorsza zauważą!
Wybrałyśmy sobie w miarę możliwością dobrą kryjówkę i udając, że coś wybieramy, obserwowaliśmy z niej uważnie poczynania Asha.
- Witaj, Brock. Cieszę się, że jesteś - powiedział mój chłopak, ściskając dłoń przyjacielowi - Właśnie oglądaliśmy sprzęt, o którym mówiłeś.
- No i jak? Sądzisz, że ten się nadaje? - zapytał Brock patrząc na sprzęt muzyczny, który mu pokazywał mój chłopak.
- Nie inaczej, ale wiesz... Ja nie jestem specjalistą, mogę więc jedynie wyrazić swoją skromną opinię - zaśmiał się Ash.
- Ja się za to znam i uważam, że to doskonały sprzęt w sam raz na tę okazję - odezwała się nagle dziewczyna towarzysząca memu chłopakowi.
- Ja znam ten głos! - powiedziałam.
- Ja również... Tylko skąd? Nie mam pojęcia - rzekła Misty, patrząc na mnie uważnie - Kim ona jest?
- Musimy obserwować dalej. Może się dowiemy - postanowiłam.
- Może... Mam nadzieję - powiedziała cicho moja towarzyszka.
Obserwowaliśmy dalej.
Brock z Ashem oraz towarzyszącą mu dziewczyną oglądali dokładnie wszystkie instrumenty muzyczne, a później rozmawiali też ze sprzedawcą. Jednak nasza obserwacja bardzo szybko się skończyła, ponieważ swoim chodzeniem po sklepie i nie kupowaniem niczego zwracaliśmy na siebie zbyt dużą uwagę sprzedawców, więc musiałyśmy w końcu wyjść bojąc się, że inaczej pracownicy sklepu, zdenerwowani naszym zachowani, sami nas wyproszą, na co nie mogłyśmy sobie pozwolić, bo to zdekonspirowałoby nas przed Ashem i tą jego wydrą.
Ponieważ chciałyśmy jednak móc kontynuować nasze śledztwo, to obie zaczaiłyśmy się niedaleko sklepu i czekałyśmy na Asha. W końcu on i ta jego niunia, z którą włóczył się po mieście, wyszli już na zewnątrz, a więc mogłyśmy śmiało za nimi iść, co oczywiście zrobiłyśmy. Szłyśmy za nimi aż do następnego sklepu. Był to tym razem sklep z odzieżą.


- Teraz przyszli do sklepu z ciuchami. O co w tym wszystkim chodzi? - zdziwiłam się.
- Pewnie ta jego towarzyszka chce kupić sobie jakąś kieckę na bal albo coś w tym stylu- stwierdziła ironicznie Misty.
Zacisnęłam ze złości pięść czując, jak się we mnie krew gotuje. No, skoro tak postępujesz, mój panie, to możesz się spodziewać, że otrzymasz ode mnie solidną reprymendę, pomyślałam sobie. Takie myśli podsuwało mi serce, choć rozum z kolei uważał, że jeszcze nie znalazłam dowodu na to, że Ash jest wobec mnie nielojalny, chociaż oczywiście to potajemne spotkanie z inną dziewczyną przemawiało przeciwko niemu. Musiałam wiedzieć, co chłopak kombinuje. Moja rywalka również była bardzo tego ciekawa, więc weszłyśmy do sklepu i udając, że wybieramy sobie stroje, obserwowaliśmy Asha i jego wredną towarzyszkę. Dla pewności kupiłyśmy sobie z Misty przeciwsłoneczne okulary oraz dwa ładne kapelusze, które nie były drogie, a przy okazji pomogły nam skutecznie ukryć się w tłumie przed uważnym okiem najsłynniejszego detektywa z Alabastii.
Tymczasem obiekt naszej obserwacji usiadł przed kabiną, do której weszła towarzysząca mu dziewczyna z jakąś sukienką. Nawiasem mówiąc była to niesamowicie piękna sukienka. Czerwona, z lekkim dekoltem oraz uroczymi ozdobami. Sama bym chciała taką mieć.
- Chyba nie sądzisz, że on jej ją kupi, co? - zapytałam z przerażeniem oraz rozpaczą w głosie.
- Wszystko wskazuje na to, że tak - stwierdziła Misty, po czym dodała łagodniejszym tonem - Ale może ona na nią nie pasować.
Jeśli Misty chciała mnie w ten sposób pocieszyć, to niestety poniosła całkowitą porażkę. Załamałam się po jej słowach jeszcze bardziej i uważnie czekałem, aż dziewczyna wyjdzie z przebieralni. W końcu to zrobiła, ale ubrana w swój normalny strój.
- I jak? Pasuje? - zapytał Ash.
- Owszem, idealnie - odpowiedziała mu dziewczyna.
- A więc powinna być doskonałym prezentem. Jak sądzisz?
- Sądzę, że masz rację, Ash.
- Dziękuję ci, jesteś naprawdę kochana. Kupuję to.
Załamana złapałam się za serce czując, że zaczyna ono rozpadać się na kawałki. Nie mogłam w to uwierzyć. Ash kupował piękną sukienkę innej dziewczynie, nazywając ją do tego jeszcze „kochaną“. To było okropne. A więc mój ukochany miał inną na boku, a ja nic o tym nie wiedziałam. Byłam po prostu załamana. Czułam, że za chwilę wyskoczę ze swojej kryjówki i zrobię mu wręcz piekielną awanturę przy wszystkich. Pewnie właśnie tak bym się zachowała, gdyby nie Misty, która jakby przeczuwając to, co chcę zrobić, złapała mnie mocno za rękę oraz pokręciła przecząco głową.
- Nie, Sereno. Nie rób tego publicznie! - powiedziała stanowczym tonem - Musisz zachować spokój.
- On flirtuje z innymi za moimi plecami, a ty mówisz, abym zachowała spokój?! - spytałam nieco agresywnym tonem.
- Nie popełniaj mojego błędu - rzekła do mnie Misty, zachowując przy tym kamienny spokój - Ja również niejeden raz robiłam Ashowi oraz innym osobom publiczną awanturę i uwierz mi, do dzisiaj tego serdecznie żałuję. W taki sposób się tylko ośmieszysz.
- To co mam zrobić? - zapytałam zrozpaczonym tonem.
- Obserwujmy dalej Asha i tę dziewczynę. A nuż to wszystko okaże się być inne niż na pozór wygląda? - stwierdziła Misty.
- Śmiem wątpić, ale niech ci będzie. Obserwujmy ich dalej.
Jak postanowiłyśmy, tak zrobiłyśmy i już po chwili szłyśmy obie za Ashem i tą nieznajomą dziewczyną o dziwnie znajomym mi głosie. Nasza obserwacja zaprowadziła nas aż do jubilera.
- Ciekawe, czego oni tam szukają - zapytałam.
- Zobaczymy - powiedziała Misty i weszła do środka sklepu.
Z ciężkim sercem weszłam tam za nią.
Obie zaczęłyśmy uważnie obserwować Asha oraz jego towarzyszkę. Udawaliśmy, że oglądamy różne sprzedawane w tym sklepie przedmioty, ale tak naprawdę to co chwila zerkałyśmy na to, co robi mój luby. Miałam jak najgorsze obawy i niestety potwierdziły się one, gdy już po chwili naszej obserwacji usłyszałyśmy taką oto rozmowa:
- Ten pierścionek będzie odpowiedni.
- Jesteś tego pewna?
- Moim zdaniem jest najlepszy z nich wszystkich.
- Cóż... Zaufam twojemu gustowi i biorę go.
Poczułam, że za chwilę rozpłaczę się z rozpaczy. Nie dość, że mój Ash kupił tej małpie sukienkę, to teraz jeszcze pierścionek? To już było ponad moje siły. Załamana wybiegłam prędko ze sklepu czując, jak strumień łez cieknie po policzkach. Nie obchodziło mnie już, czy Ash mnie zauważy, czy też nie. Moje serce popękało na tysiąc kawałków i żaden klej świata nie był w stanie go skleić.


Misty wybiegła za mną i położyła mi dłoń na ramieniu.
- Sereno...
- Zostaw mnie! - pisnęłam zrozpaczona.
- Sereno, proszę... Nie płacz - powiedziała moja rywalka - Nie warto.
- Jak to, nie warto?! - wybuchnęłam - Misty, czy ty nie rozumiesz?! Ja go kocham, a on mi robi coś takiego! Jak on mógł, co?! Jak on mógł?!
- Spójrz na to rozsądnie. Przecież my nawet nie wiemy, czy to dla niej jest ten pierścionek, który on kupił - próbowała perswadować Misty.
- Nie wiemy?! A niby dla kogo on miałby to wszystko kupować, co?! Nie bądź śmieszna! - wykrzyczałam zrozpaczona - Ash mnie zostawił dla innej! To jest po prostu okropne! Jak on mógł mi to zrobić?! Żeby chociaż jeszcze powiedział mi to, patrząc mi prosto w twarz, ale nie! On to zrobił za moimi plecami, jak zwykły tchórz!
- Widocznie każdy chłopak to zwykły babiarz i lata za spódniczkami - powiedziała Misty, czule mnie do siebie przytulając - Bierze przykład z Brocka. On też nie jest przecież zbyt stały w uczuciach.
- Miał od kogo się uczyć, nie ma co!
To było dość zabawne. W jednej chwili nie cierpiałam tej dziewczyny i miałam ochotę ją udusić, zaś w drugiej tuliłam się do niej i płakałam jej w ramię zachowując się tak, jakby była ona moją najlepszą przyjaciółką. Losy ludzkie niekiedy naprawdę dziwnie się ze sobą plotą.
Kiedy się już do końca wypłakałam, postanowiłam się przejść i jakoś uspokoić. Wiedziałam, że nie będzie to łatwe, ale cóż... Musiałam to zrobić, inaczej chyba bym zwariowała. Misty postanowiła pójść ze mną, więc już po chwili obie snułyśmy się bez celu po mieście. Nim się obejrzałyśmy, a wyszłyśmy poza jego tereny i zaczęłyśmy chodzić po najbliższej okolicy pełnej łąk oraz pól. Obie prowadziłyśmy przy tym rozmowę o Ashu.
- Nie sądziłam, że on jest w stanie tak się zachować - powiedziałam załamanym głosem.
- Ja też nie spodziewałam się tego po nim, ale niestety on to zrobił - odpowiedziała mi na to Misty - Uwierz mi, Sereno. Ja też nie sądziłam, że on jest do tego zdolny.
- A więc już nie chcesz mnie przekonywać, że Ash kupował tę sukienkę i pierścionek dla kogoś innego niż dziewczyna, z którą tam był? - zapytałam z lekką ironią w głosie.
Misty pokręciła przecząco głową.
- Nie, nie zamierzam tego już robić. Po pierwsze to i tak bezcelowe, bo ty wiesz swoje, a po drugie pod brzmieniem przytłaczających nas dowodów trudno mi znaleźć argumenty na obronę teorii, że on to kupował nie dla tej dziewczyny, z którą tam był.
- No, więc sama widzisz, Misty... Mam wszelkie powody do rozpaczy - stwierdziłam załamanym głosem.
- Fakt. Do radości to raczej na pewno ich nie masz - stwierdziła ruda pannica z Azurii.
Gdy tak szłyśmy usłyszałyśmy nagle jakiś pisk. Brzmiało to tak, jakby jakiś Pokemon wzywał pomocy. Ja i Misty nie mogłyśmy mu jej odmówić i ruszyłyśmy biegiem w kierunku, z którego ów pisk dobiegał. Jakąś chwilę później zauważyliśmy małego Eevee szarpiącego się oraz wijącego z bólu. Okazało się, że jego łapka utkwiła w dużych, ohydnych, żelaznych sidłach zastawionych przez jakiegoś kłusownika.
- O nie! To Eevee! - zawołałam zrozpaczonym głosem - Wpadł w sidła!
- Biedaczek! Musimy mu pomóc! - powiedziała Misty bojowym tonem.
- Nie inaczej! Ruszajmy, Misty!
- Trzymaj się, Eevee! Już idziemy!
Ruszyłyśmy biegiem w kierunku małego Pokemona, ale nim do niego dobiegłyśmy, to poczułyśmy, że coś nas porywa w powietrze, a my siedzimy w ogromnej sieci, która jest przywiązana do gałęzi rosnącego nieopodal drzewa.
- O nie! To pułapka! - zawołałam przerażona, gdy tylko zorientowałam się, gdzie jesteśmy.
- Ktoś tu jest widocznie bardzo dobrze przygotowany! - powiedziała Misty, próbując bezskutecznie rozerwać sieć.
Ja natomiast wiedząc, że to działanie bezcelowe, załamana spojrzałam na małego Eevee, który dalej się wił próbując jakoś wydostać swoją łapkę z ohydnych, żelaznych sideł, w jakie wpadł. Było mi strasznie żal Pokemona czując, że jeżeli szybko czegoś nie wymyślimy, to będzie po nim.
Chwilę później podjechał jakiś motor, z którego wyskoczył wysoki, łysy mężczyzna z ciemną bródką i ponurym, mocno już znoszonym ubraniu. Popatrzył on na Pokemona w sidłach i zadowolony zatarł ręce.
- Super! Eevee! Niezła zdobycz! - powiedział wesoło, podchodząc do Pokemona, po czym wyjął mu łapkę z sideł i złapał go za futerko na karczku - Będziesz cennym nabytkiem dla mojego szefa.
Następnie wrzucił on bezceremonialnie Pokemona do wcześniej już przygotowanej przez siebie klatki i spojrzał na nas. Widocznie widok tego, co wpadło w jego sieć, nie spodobał mu się. Liczył pewnie na coś innego niż dwie wścibskie nastolatki, które znalazły się w nieodpowiednim miejscu o nieodpowiedniej porze.
- A wy dwie co tu robicie?! - zapytał groźnym tonem.
- Wisimy, idioto! A co, nie widać?! - odgryzła mu się złośliwie Misty.
- W twojej własnej sieci, którą tutaj zastawiłeś na inne Pokemony! - dodałam bojowym tonem.
Mężczyzna zaśmiał się do nas złośliwie.
- No proszę! Co my tu mamy? Jakieś dwie amatorki cudzej własności, w dodatku jeszcze pyskate - parsknął śmiechem kłusownik - Coś mi się widzi, że chciałyście uwolnić tego Eevee, ale tu mały peszek, wpadłyście prosto w moją sieć. Mam rację?
- Dorabiasz sobie jako jasnowidz? Jeśli tak, to masz masę klientów, bo jesteś mistrzem w zgadywaniu tego, co jest oczywiste! - zawołała wściekle Misty, dalej szarpiąc się z siecią.
- Natychmiast nas stąd wypuść, ty draniu! Nie masz prawa nas więzić! - krzyknęłam groźnym tonem.
Kłusownik jednak wcale się tym nie przejął, gdyż zachichotał wesoło, po czym odciął sieć od drzewa, a następnie wyciągnął nas z niej i związał nam ręce i nogi.
- Teraz pojedziecie ze mną, moje panie! - powiedział.
- A to niby czemu, co?! - pisnęłam oburzona.
- Muszę mieć całkowitą pewność, że nikt was nie znajdzie, a wy same nie zdołacie wezwać pomocy i wsadzić mnie za kratki - odpowiedział nam kłusownik z podłym uśmiechem na twarzy - Tutaj zaś jesteście za bardzo widoczne. Łatwo was wypatrzeć. Zabiorę więc was gdzieś, gdzie nie znajdą was tak szybko.
Słowa te zabrzmiały naprawdę złowieszczo i poczułyśmy z Misty, że teraz to naprawdę mamy się czego obawiać.

***


Kłusownik zabrał nas ze schwytanym Eevee do pewnego magazynu niedaleko miasta. Tam wrzucił nas obie w kąt, a następnie odłożył klatkę ze swą nową zdobyczą obok innych klatek, w których to siedziały schwytane przez niego wcześniej Pokemony. Miał ich co najmniej dwadzieścia, jeżeli nie więcej. Na ich widok serce zaczęło mi się krajać. Poczułam, jak wzbiera we wściekłość na tego okrutnego kłusownika i pomyślałam, że gdy tylko się uwolnię, to z przyjemnością chętnie skopię mu tyłek.
Tymczasem nasz porywacz postanowił na stole jakiś dziwny klocek i nacisnął na nim guzik. Od razu poznałam to małe urządzenie. Takim samym posługiwał się Zespół R do kontaktowania się ze swoim szefem. Miałam z tego powodu bardzo nieprzyjemne przeczucia, które niestety szybko zostały potwierdzone, gdy zaraz po wciśnięciu przycisku ukazał się ekran, a na nim widniała postać mężczyzny w garniturze, o ciemnych włosach i oczach, który siedział właśnie w fotelu i głaskał leżącego mu na kolanach Persiana.
- Witaj, Donovan... Jak idzie twoja misja? - zapytał mężczyzna.
- Doskonale, szefie. Jak ta lala - zameldował mu kłusownik, który widocznie miał na imię Donovan.
- To Giovanni! - szepnęłam po cichu do Misty - Szef Zespołu R!
- Wychodzi na to, że ten człowiek musi dla niego pracować - rzekła mi szeptem Misty - Pewnie on też jest członkiem organizacji Rocket, o której słyszałyśmy.
- Najwidoczniej - powiedziałam.
- Złapałem już ponad dwadzieścia niezwykle cennych Pokemonów - meldował dalej swojemu szefowi Donovan bardzo zadowolonym głosem - Wkrótce je panu dostarczę, a wówczas pańska prywatna armia Pokemonów wzrośnie o te jakże cenne nabytki.
- Doskonale - powiedział Giovanni zadowolonym głosem - Mam tylko nadzieję, że nie było żadnych problemów?
- Były drobne kłopoty, ale w końcu płaci mi pan za to, żebym umiał sobie z nimi poradzić - stwierdził Donovan - Policja zdaje się deptać mi po piętach. Muszę więc zwijać interes i brać to, co mam.
- Słusznie, nie chcemy wpadek. No, a kim są te dwie panny w kącie? - zapytał Giovanni, wysłuchawszy raportu swego pracownika.
- Przyłapały mnie, jak złapałem swój ostatni łup, szefie. Co mam z nimi zrobić? - zameldował mu kłusownik.
- Pozbądź się ich jak najszybciej. Nie potrzebni są nam świadkowie - odpowiedział mrocznym tonem Giovanni.
Pozbądź się, jęknęłam w duchu. Czy to oznacza to, co myślę?
- Czy to aby konieczne, szefie? To są tylko dwie smarkule. Co one niby mogą powiedzieć policji? A zresztą, jeśli nawet, to kto im tam uwierzy? - dopytywał się Donovan, który chyba miał wątpliwości w tej sprawie.
- Wystarczy, że uwierzy jedna osoba, a możemy być skończeni. Lepiej nie ryzykować - stwierdził chłodno Giovanni - Poza tym chyba jasno ci już dałem do zrozumienia, że w naszej branży nie pozostawiamy świadków?
- Ma pan rację, szefie. Oczywiście pozbędę się ich, po czym zwijam interes i przyjeżdżam prosto do pana - powiedział kłusownik, kłaniając się nisko mężczyźnie, z którym rozmawiał.
- To dobrze. Będę więc czekał z niecierpliwością na moje nowe, cenne nabytki - zakończył tę rozmowę szef organizacji Rocket.
Zaraz potem holograficzny obraz z jego postacią zniknął, zaś Donovan odwrócił się do nas z ponurą miną.
- Cóż, moje panie... Nie tak to sobie zaplanowałem. Nie zamierzałem was likwidować, ale skoro nie mam innego wyjścia...
To mówiąc wyjął zza pazuchy pistolet i wymierzył go w naszą stronę. Obie z Misty krzyknęłyśmy z przerażenia. Wiedziałyśmy doskonale, że to nie przelewki, a ten człowiek naprawdę chce nas zabić. Poczułam, jak moje serce zaczyna bić coraz szybciej i podchodzi mi aż do gardła. Misty chyba miała podobne odczucia, bo w każdym razie na jej twarzy widniała bardzo przerażona mina.
- Przykro mi, nie mam wyboru - powiedział kłusownik mierząc do nas ze swej broni - Pocieszcie się przed śmiercią tym, że oficjalnie nic do was nie mam.
- Podniosłeś nas na duchu, nie ma co! - mruknęłam złośliwie.
Donovan uśmiechnął się złośliwie i już zamierzał pociągnąć za spust, gdy nagle coś uderzyło go mocno w dłoń oraz wytrąciło mu z niej pistolet. Zdumiony kłusownik złapał się za rękę i jęknął:
- Co to ma być?!


Ja i Misty przyjrzałyśmy się uważnie podłodze i zauważyliśmy leżący na niej kamień. Widocznie to nim ktoś cisnął w kłusownika wytrącając mu tym samym broń z ręki. Tylko kto to zrobił?
- Zostaw te dziewczyny albo będziesz miał ze mną do czynienia! - odezwał się groźny głos.
Kłusownik spojrzał w stronę drzwi magazynu, z którego dobiegał ów głos i zobaczył wówczas szesnastoletniego chłopaka w szarych dżinsach, czarnej koszulce oraz narzuconym na to płaszczu Sherlocka Holmesa. Na głowie miał on czapkę tegoż detektywa, zaś na jego ramieniu stał Pikachu ubrany w podobny strój, tyle że miniaturowy.
- To Ash! - zawołałam uradowana.
- Niesamowite! To rzeczywiście Ash! - dodała Misty, nie ukrywając przy tym swojego zachwytu.
Obie co prawda miałyśmy nadal żal do chłopaka z powodu tego, czego byłyśmy świadkami, jednak teraz w tej chwili nie umiałyśmy się jakoś na niego gniewać i chyba nikogo to nie dziwi.
- Kim jesteś, szczeniaku?! - warknął na niego wściekły Donovan.
- Kimś, kto będzie zeznawał przeciwko tobie w sądzie - odpowiedział mu Ash bojowym tonem - A konkretniej Mistrzem Pokemonów z regionu Kalos! Prywatnym detektywem i obrońcą sprawiedliwości! Nazywam się Sherlock Ash i rozkazuję ci uwolnić te dziewczyny!
Na kłusowniku przemowa mojego ukochanego nie zrobiła większego wrażenia, gdyż tylko zaśmiał się tylko podle, mówiąc:
- Sherlock Ash? Czyli po prostu zwyczajny, głupi dzieciak wracający z balu przebierańców. Pożałujesz, że w ogóle wszedłeś mi w drogę!
To mówiąc Donovan podniósł z ziemi pistolet i wycelował go w stronę Asha, jednakże robiąc to podszedł on zbyt blisko mnie i Misty, które choć związane nie byłyśmy do końca bezbronne, o czym ten drań szybko miał się przekonać, gdyż ledwo wymierzył w Asha, to natychmiast obie zwinnym uderzeniem naszych stóp podcięłyśmy mu nogi i kłusownik runął na ziemię. Zdążył przy tym pociągnąć za spust, ale wskutek upadku kula poleciała w górę i uderzyła w sufit.
- Co to? Pistolet? Gramy nie fair? - zapytał Ash z kpiną w głosie, gdy zobaczył, co się dzieje - Jak sobie życzysz, draniu! Pikachu! Atak piorunem!
- PI-KA-CHUUUU! - wrzasnął Pokemon, rażąc kłusownika silnym atakiem prądu.
Niestety Donovan nie należał do ułomków i szybko się pozbierał. Jego oczy ciskały błyskawice wściekłości w kierunku Asha.
- Atakujesz mnie, szczeniaku? Dobrze, doigrałeś się! Teraz pokażę ci, na co mnie stać!
Z tymi oto słowami Donovan chwycił za pokeball i wypuścił z niego swego Pokemona, którym był Electabuzz.
- Electabuzz! Pokaż temu pokurczowi, na co cię stać! - zawołał groźnie Donovan.
Jego Pokemon natychmiast zaatakował Pikachu, ale ten na polecenie swego trenera szybko zrobił unik, po czym sam strzelił w niego piorunem. Niestety przeciwnik Pikachu był większy i silniejszy fizycznie, więc walka wyglądała na z góry przegraną dla Asha. Mój chłopak jednak nie na darmo jako swego życiowego motta używał hasła „Nigdy się nie poddawaj, tylko walcz“, ponieważ właśnie zaczął je wprowadzać w życie prowadząc swego wiernego druha do walki. Pojedynek między tymi dwoma elektrycznymi Pokemonami był długi i zaciekły. Electabuzz Donovana stosował cios za ciosem, jednak Pikachu robił szybkie i zwinne uniki.
- Pikachu, Szybki Atak! - zawołał Ash.
Pikachu zaczął biec przed siebie w stronę swego przeciwnika, także już po chwili wyglądało tak, jakby przed Electabuzzem znajdowała się cała masa elektrycznych myszy i on nie wiedział, która z nich jest prawdziwa.
- Electabuzz! Atakuj! Nie gap się tak, tylko atakuj! - krzyknął na niego wściekły Donovan.
Pokemon strzelał pociskami elektrycznymi w stronę każdego z właśnie pędzących na niego Pikachu, jednak nim dotarł do tego prawdziwego ten powalił go na ziemię silnym ciosem z główki.
- Brawo, Pikachu! - zawołała radośnie Misty.
- Brawo, Ash! Tak trzymaj! - dodałam uradowana.
- Electabuzz! Wstawaj! - krzyknął coraz bardziej wściekły Donovan.
Pokemon szybko się pozbierał i ponownie zaatakował Pikachu, jednak ten wciąż stosował swoje uniki starając się za wszelką cenę osłabić swego przeciwnika oraz nie otrzymać żadnego z jego ciosów.
- Tak! To jest świetna strategia! - powiedziałam zachwycona do Misty - Pikachu osłabia swego przeciwnika, aby ten stracił wszystkie siły, po czym go dobije.
- Oby tylko mu się to udało. Ten Electabuzz wygląda na bardzo silnego oraz groźnego - stwierdziła niespokojnym tonem Misty.
Jej obawy na szczęście okazały się bezpodstawne, ponieważ osłabiony Electabuzz w końcu utracił całą swoją przewagę, co Pikachu bezlitośnie wykorzystał przeciwko niemu.
- Pikachu! Elektrokula! Już! - krzyknął Ash.
- PI-KA-CHUUUUU! - pisnął groźnie Pikachu i po chwili wystrzelił z ogona ogromną kulę elektryczną, która znokautowała jego przeciwnika.
Załamany Donovan odwołał swojego Pokemona do pokeballa.
- Brawo, Pikachu! - zawołałam radośnie.
Nie był to jednak koniec walki, gdyż wściekły kłusownik ponownie chwycił za broń.
- Widzę, że jeśli chce się coś zrobić porządnie, to zawsze należy zrobić to tradycyjnie, stosując stare, wypróbowane sposoby - wysyczał i wymierzył pistolet w Asha.
Zanim jednak zdążył z niego wystrzelić to coś uderzyło go w dłonie ponownie wytrącając mu ją z ręki. Tym razem jednak to nie był Ash, który poprzednio rzucił w niego kamieniem. Teraz pistolet wytrąciły Donovanowi długie, zielone pnącza, a już po chwili obok Asha stanął ich właściciel.
- To Chespin! - zawołałam radośnie na jego widok.
Do pomieszczenia z dzikim hukiem wparował motocykl, za którego kierownicą siedziała porucznik Jenny. Tuż obok niej, w przyczepce motoru znajdował się Clemont z bojową miną na twarzy.
- Hej, Ash! Przyda ci się pomoc? - zapytał wesoło chłopak.
- Clemont! Jenny! Jesteście nareszcie! - odkrzyknął radośnie na ich widok Ash - No jasne! Mamy tu bardzo niebezpiecznego kłusownika, który lubi stosować stare, dobre metody walki takie jak pistolet.
- Co?! Niegrzeczny kłusownik? To coś dla mnie! - zaśmiała się Jenny, zatrzymując motor.
- Dobra, Chespin! Teraz zwiąż tego drania! - wydał polecenie swemu stworkowi Clemont.
Pokemon szybko wykonał polecenie i już po chwili Donovan leżał na ziemi bez możliwości ucieczki. Jenny zaś zeskoczyła z motoru i założyła kłusownikowi na ręce kajdanki.
- Jesteś pan aresztowany za kłusownictwo, porwanie oraz usiłowanie zabójstwa - powiedziała policjantka uroczystym tonem - Masz pan prawo zachować milczenie. Wszystko, co pan od tej chwili powiesz, może być użyte przeciwko panu w sądzie. Masz pan prawo do adwokata.



Gdy przestępca był już bezbronny Chespin zdjął z niego swoje pnącza. Clemont radośnie wysiadł z motocykla i podszedł do swego podopiecznego.
- Dobra robota, Chespin. Byłeś genialny! - powiedział z dumą w głosie.
- Ches-pin! - zapiszczał wesoło Pokemon.
Już po chwili Ash i Clemont podbiegli do mnie oraz Misty, po czym szybko rozwiązali nas.
- Nic wam się nie stało?! - zapytał z troską w głosie detektyw.
- Nie, na szczęście nie. Przybyliście w samą porę - odpowiedziałam z uśmiechem na twarzy.
- Jak wam się udało nas tak szybko znaleźć? - zapytała Misty.
- To dłuższa opowieść, ale opowiem wam ją, gdy będziemy wracać do domu - wyjaśnił Ash i podszedł do stolika, na którym Donovan zostawił tajemnicze urządzenie do kontaktowania się ze swoim szefem.
- Co ty robisz, Ash? - zdziwiłam się.
- Chcę sobie porozmawiać z Giovannim - powiedział chłopak bojowo.
- Jesteś pewien, że to dobry pomysł? - zapytałam z trwogą w głosie.
- Właśnie! To przecież niebezpieczny typ! - dodała Misty.
- Niebezpieczny czy nie, muszę sobie z nim pogadać. Mam mu coś do powiedzenia - rzekł Ash, po czym uruchomił urządzenie.
Już po chwili naszym oczom ponownie ukazał się ekran, na nim zaś mroczna postać Giovanniego. Kiedy zobaczył on Asha lekko się zmieszał. Widocznie czego jak czego, ale jego się nie spodziewał ujrzeć.
- Kim jesteś i czego chcesz, dzieciaku? - zapytał groźnym, aczkolwiek wciąż spokojnym tonem.
- Nie poznaje mnie pan, panie Giovanni? - zaśmiał się buńczucznie Ash - Już dwa razy mieliśmy wątpliwość przyjemność się spotkać ze sobą. Raz w Johto, a raz w Unovie. Pamięta pan? Nie? No, to szkoda... A Mewtwo pan pamięta? A Meloettę? To jak? Już panu pamięć wraca?
Giovanni zachichotał ironicznie.
- Ach tak! Teraz cię poznaję! Ash Ketchum! Pełen zapału młody trener Pokemonów, którzy chciał zostać Mistrzem!
- Już dawno osiągnąłem ten cel! - zawołał dumnym tonem detektyw.
- Moje gratulacje, mój chłopcze. Co cię do mnie sprowadza? - zapytał wciąż spokojnym głosem mężczyzna.
- Chcę panu powiedzieć, że pański plan spalił na panewce - rzekł Ash, poprawiając sobie na głowie czapkę - Pański agent Donovan nie przyjedzie ze swoim łupem. Został schwytany i ja się do tego przyczyniłem.
Giovanni, gdy usłyszał te słowa, zacisnął zęby z bezsilnej złości, po czym uśmiechnął się podle i powiedział:
- No cóż, mówi się trudno i żyje się dalej. Gratuluję ci sukcesu. Już nie pierwszy raz psujesz mi szyki, młodzieńcze. Najpierw ta sprawa z Mewtwo, potem z Latias, później jeszcze sprawa Meloetty i wreszcie dzisiejsza akcja, że o ciągłych porażkach Zespołu R w walce z tobą już nie wspomnę. Jesteś bardzo uciążliwy, wiesz o tym?
- Owszem, wiem. Wszyscy mi to bez przerwy powtarzają - odparł mu bezczelnie Ash - Ale nie zadzwoniłem do pana po to, aby się chwalić swoim sukcesem.
- Naprawdę? A więc czemu to zrobiłeś? - zapytał go Giovanni.
- Żeby panu powiedzieć, że to jeszcze nie koniec - powiedział detektyw i wycelował w niego bojowo palec - Kazał pan zabić dwie bliskie mi osoby. W ostatniej chwili je ocaliłem.
- Miło mi to słyszeć - zakpił sobie z niego mężczyzna.
- A mnie miło jest panu powiedzieć, że za to, co pan zrobił, zapłaci pan i to z nawiązką, bo odtąd moim celem stało się bowiem rozbicie organizacji przestępczej Rocket, którą pan kieruje!
- I zadzwoniłeś do mnie po to, aby mi to oznajmić? - zachichotał podle mężczyzna.
- Owszem, ale też po to, aby panu powiedzieć, że wkrótce znowu się pan zobaczy z Donovanem... Za kratkami, gdzie obaj spędzicie długie lata.
- Doprawdy? Jakoś mi się nie wydaje - zaśmiał się jeszcze bardziej podle Giovanni, a ja poczułam, jak dłonie ze złości zaciskają mi się w pięści - Nie masz przeciwko mnie żadnych dowodów, smarkaczu. Moi agenci zbyt się mnie boją, aby powiedzieć w sądzie o tym, że dla mnie pracują.
- Może i tak, ale mam naszą rozmowę! - nie dawał się zbić z pantałyku Ash - Skąd pan wie, że nie jest ona nagrywana?
Giovanni zachichotał okrutnie.
- I co z tego? Sądzisz, że jedna nagrana rozmowa może mnie wsadzić za kratki? Jesteś głupcem, jeśli tak myślisz. Takie nagranie to żaden dowód. Najgorszy nawet adwokat może powiedzieć, że zostało ono sfabrykowane, a ty nie będziesz mieć żadnych dowodów na to, że jest inaczej.
Ash poczuł, jakby mu wytrącono miecz z ręki. Wiedział jednak, że jest bezradny. Niestety, w tej sprawie Giovanni miał rację. Był on zbyt bogaty oraz zbyt wpływowy, aby można mu było tak łatwo udowodnić dowodzenie organizacją Rocket. Nawet gdybyśmy nagrali tę rozmowę, jaką właśnie Ash z nami prowadził, to sądu by ona nie przekonała do jego winy. Giovanni był bezkarny, przynajmniej na razie.
Jednak mój chłopak, pomimo iż właśnie również to sobie uświadomił, wściekły zacisnął dłoń w pięść i zawołał odważnie:
- To bez znaczenia! Nie teraz, to innym razem odpowiesz za swe czyny, Giovanni! Ja cię jeszcze kiedyś zobaczę za kratkami! Nadejdzie kres twojej działalności, a przyczynię się do tego ja, Sherlock Ash, prywatny detektyw z Alabastii i Mistrz Pokemonów z regionu Kalos! Zapowiadam ci, że odtąd zniszczenie twojej organizacji i wsadzenie cię do więzienia stanie się moim głównym celem w życiu! I dokonam tego celu! Dokonam! Będziesz siedział i żadne pieniądze świata cię nie uratują przed karą za wszystko, co zrobiłeś! Przysięgam ci, że wsadzę cię do więzienia!
Na Giovannim słowa te chyba nie zrobiły wielkiego wrażenie, chociaż charyzma i odwaga mego chłopaka na pewno nie przeszły w jego umyśle bez echa. Jeśli jednak nawet wywołały jego gniew, to nie dał on tego po sobie poznać. Uśmiechnął się jedynie złośliwie i powiedział:
- Zatem życzę powodzenia, Sherlocku Ashu.
To mówiąc wyłączył się. Ekran z jego postacią zniknął.
Ash ze złości uderzył pięścią w stół.
- Muszę go dopaść! Muszę! On nie będzie wiecznie śmiał się w oczu prawu! - powtarzał niczym w malignie mój luby - Ja go jeszcze zobaczę za kratkami!
- Uważaj, Ash. To niebezpieczny przeciwnik - powiedziała porucznik Jenny, która pakowała właśnie Donovana do przyczepy swego motocykla - Z nim nie będzie łatwo.
- Domyślam się, że nie będzie łatwo, Jenny, ale na pewno dam sobie radę! - zawołał bojowy Ash, machając przy tym pięścią - Obiecuję ci, Jenny! Obiecuję każdemu z was, że Giovanni odpowie za to, co zrobił. To jest mój arcywróg i zadbam o to, aby wylądował tam, gdzie jego miejsce.
- Pika-chu! - zapiszczał Pikachu, machając przy tym groźnie łapką.
- Jesteś pewien, że chcesz mieć arcywroga? - zapytała Asha Misty.
- Właśnie. To nie jest zabawa, ale naprawdę bardzo groźna sprawa - dodałam poważnym tonem.
- Nigdy nie traktowałem pracy detektywa jako zabawy, zapewniam was - powiedział Ash poważnym tonem - No, może na początku to robiłem, ale teraz już będę w tej sprawie śmiertelnie poważny. Zapewniam was. No, a co do Giovanniego, to każdy porządny detektyw miał jakiegoś arcywroga, z którym zaciekle walczył. Sherlock Holmes miał za swojego największego przeciwnika profesora Jamesa Moriarty’ego, zwanego Napoleonem zbrodni. Herkules Poirot walczył z groźną organizacją Wielka Czwórka, natomiast James Bond walczył z organizacją WIDMO, którą to dowodził Ernst Stavro Blofeld.
- Nie wiem, czy Bond to dobry przykład. On chyba nie był detektywem - zauważyłam.
- Ale też miał swojego super wroga. I ja również go mam, a jest nim Giuseppe Giovanni! - powiedział niezrażony mymi słowami Ash - I ja go wsadzę za kratki, obiecuję wam to!
- Pika-chu! - zapiszczał bojowym tonem Pikachu, machając przy tym łapką.


Uśmiechnęliśmy się wszyscy z szacunkiem do Asha. Co prawda jego wypowiedź była dość patetyczna, że już nie wspomnę o tym, iż brzmiała ona tak, jakby mój chłopak chwali się przed nami, jednak żadne z nas nie zamierzało mieć do niego o to żalu. W końcu był on naprawdę genialnym detektywem, a tego dnia ocalił mnie i Misty od niechybnej śmierci, przy okazji łapiąc bardzo groźnego kłusownika Pokemonów. Jak na mój gust był to wystarczający powód, aby go podziwiać. Jeśli mielibyśmy mieć o coś do niego żal, to zdecydowanie o co innego. Mianowicie o coś, o czym sobie właśnie przypomniałam.
W międzyczasie Ash, ja, Misty, Clemont i Jenny uwolniliśmy z klatki wszystkie schwytane Pokemony, które natychmiast z radością uciekły do lasu. Wszystkie z wyjątkiem Eevee, tego małego biedactwa, którego łapka wciąż była zraniona od żelaznych sideł kłusownika. Zabraliśmy go więc do Centrum Pokemon, żeby miejscowa siostra Joy mogła się nim zająć. Nieco później porucznik Jenny złożyła nam gratulacje z powodu udanej akcji, po czym zawiozła Donovana na posterunek policji, żeby go przesłuchać, zaś nasza czwórka udała się w kierunku domu Delii.
- Doskonale. To była naprawdę groźna akcja, ale najważniejsze, że wszystko dobrze się skończyło - powiedział Ash wesołym tonem.
- Owszem. Byłoby jednak źle, gdybyśmy z Jenny nie przybyli na czas - stwierdził Clemont.
- No właśnie, Ash! Mam pytanko! Jak nas tak szybko znalazłeś, co?! - zapytała się Misty, patrząc na chłopaka podejrzliwym wzrokiem.
- I kim jest ta dziewczyna, z którą cię dzisiaj widziałyśmy z Misty?! - dodałam bardzo groźnym tonem - Nawet nie próbuj się wypierać, że się z nią spotykałeś. Widziałyśmy cię!
Ash zaśmiał się wesoło słysząc moje słowa.
- Spokojnie, moje panie. Nie zamierzam nawet zaprzeczać, że się z nią spotykałem, bo to prawda. Spotkałem się dzisiaj z pewną dziewczyną.
- CO?! I mówisz o tym tak spokojnie?! - zawołałam zdumiona.
- A w ogóle to kim była ta dziewczyna? - spytała Misty.
- Właśnie, Ash! I dlaczego nie powiedziałeś mi o spotkaniu z nią?! - zaczęłam się dopytywać, kładąc sobie ręce pod boki i robiąc groźną minę - I czemu kupowałeś jej prezenty, co?!
Misty zrobiła równie groźną minę, która jednak nie przestraszyła Asha. Chłopak najspokojniej w świecie popatrzył na nas, zaśmiał się i powiedział:
- Coś mi mówi, że jestem wam winien pewne wyjaśnienia.
- No, ja myślę - odpowiedziałam mu.
Poszliśmy jeszcze kawałek, po czym nagle podeszła do nas nagle jakaś dziewczyna. Od razu rozpoznałam w niej tajemniczą nieznajomą, z którą spotykał się tego dnia Ash.
- To ona! To jest ta dziewczyna, z którą się spotykałeś! - zawołałam groźnym tonem.
- No właśnie! Co ona tutaj robi?! - zapytała Misty jeszcze groźniejszym niż ja tonem.
- Ona wam wszystko wyjaśni - zaśmiał się Ash, który o dziwo wciąż nie tracił poczucia humoru.
Tajemnicza dziewczyna zachichotała, zdjęła okulary, po czym puściła nam wesoło oczko.
- Cześć, Sereno. Cześć, Misty. Poznajecie mnie? - zapytała wesoło.


- MELODY?! - krzyknęłyśmy jednocześnie ja i Misty, nie mogąc przy tym wyjść z podziwu.
- No, ale jak to?! - zdziwiłam się - To ty byłaś cały czas tą dziewczyną, z którą umawiał się na randkę Ash?
- Oczywiście, że tak - wyjaśniła nam Melody, wciąż się uśmiechając - Ale prawdę mówiąc to Ash wcale się ze mną nie umawiał. W każdym razie na pewno nie na randkę.
- Jak to? Więc niby czemu się z tobą dzisiaj umówił? - zapytałam coraz bardziej zdumiona - Nic z tego nie rozumiem.
- I czemu masz teraz inne włosy? - dopytywała się podejrzliwym tonem Misty.
- To akurat da się łatwo wyjaśnić - odpowiedziała Melody, po czym zdjęła z głowy perukę - Teraz mnie poznajecie?
- Owszem, ale nadal nie wiem, po co w ogóle założyłaś tę perukę! - zdziwiłam się, nic już z tego nie rozumiejąc.
- Matko kochana sponiewierana, przecież to jest proste - zaśmiała się Melody - Gdybym jej nie założyła, to z miejsca byście mnie rozpoznały. A przecież nie mogłyście mnie rozpoznać.
- A w ogóle, to po co ta cała maskarada? - zapytałam zdumiona.
- Właśnie! Niby po co ty i Ash się bawiliście się dzisiaj w przebieranki i tę całą konspirację? - dodała Misty oburzonym tonem.
- Bo miałem już dość tych waszych kłótni i sprzeczek! - odpowiedział złym tonem Ash - Odkąd wybudziłem się ze śpiączki, to zaczęłyście ze sobą w żałosny sposób rywalizować o to, która najbardziej umili mi życie! Co chwila skakałyście sobie wzajemnie do gardeł i miałem tego już serdecznie dość. W dodatku Melody, kiedy odwiedziła mnie kilka dni temu w szpitalu razem z Latias, przynosząc mi obiad od mamy, powiedziała, że w pracy też się ciągle żrecie ze sobą i że trzeba jej zdaniem coś z tym zrobić.
- I wymyśliłam, że skoro obie rywalizujecie o względy Asha, to jedyny sposób na to, żeby was pogodzić, to znaleźć wam szybko wspólnego wroga - dokończyła jego wypowiedź Melody.
- Melody zgodziła się zagrać tego wspólnego wroga - mówił dalej Ash z uśmiechem na twarzy - Założyła więc perukę, inną sukienkę oraz okularki przeciwsłoneczne, żebyście nie mogły jej poznać i zaczęła się ze mną przez trzy dni pod rząd spotykać. W sumie to już cztery, jeśli liczyć również dzień dzisiejszy. Jednak dopiero dzisiaj zaczęłyście nas śledzić.
- To wy wiedzieliście, że was śledzimy? - zapytałam zdumiona.
- Owszem, doskonale to wiedzieliśmy - odpowiedziała mi z uśmiechem na twarzy Melody - Wręcz mieliśmy nadzieję, że tak zrobicie.
- W końcu macie przed sobą najlepszego detektywa w całej Alabastii - powiedział dumnym tonem Ash - Wiedzieliśmy, że nas śledzicie. Celowo więc robiliśmy wszystko, abyście się połączyły w jednym wspólnym celu. Nie wiedzieliśmy jednak, że pójdziecie potem poza miasto i wpakujecie się w tarapaty.
- Na całe szczęście widząc, że oddalacie się załamane zamiast walczyć ramię w ramię przeciwko wspólnemu wrogowi, poszliśmy za wami - dodała Melody - Czyli inaczej mówiąc, to później my śledziliśmy was i to lepiej niż wy nas, bo wy nas nie zauważyłyście.
- Owszem, a kiedy potem wpadliście w ręce tego podłego kłusownika, to postanowiliśmy was uratować - mówił dalej Ash - Melody pobiegła po pomoc, a ja wraz z Pikachu, który wcześniej drzemał sobie w moim plecaku, śledziłem was i w odpowiednim momencie wkroczyłem do akcji.
- Ja zaś sprowadziłam porucznik Jenny i Clemonta, którzy przybyli, żeby was uratować, kiedy wasz detektyw zawiedzie - dodała Melody nieco złośliwym tonem.
- Ej! Kiedy ja wcale nie zawiodłem! - mruknął niezadowolony Ash.
- Ale jednak o mało co nie zginąłeś - stwierdził dowcipnie Clemont.
- Owszem, istniało takie ryzyko, ale mimo tego cały czas panowałem nad sytuacją - nie zgodził się z nią Ash.
- Niech ci będzie - odpowiedział mu jego przyjaciel.
Ja i Misty spojrzałyśmy na Asha groźnym wzrokiem. Zrozumiałyśmy, jakie mu cele przyświecały i potrafiłyśmy je docenić, ale mimo wszystko trudno nam było nie złościć się na niego. W końcu drań oszukał nas i to perfidnie, nie mówiąc już o tym, że wywołał u mnie łzy, gdy myślałam, że kupował prezenty jakieś innej dziewczynie. Czego jak czego, ale tego nie zamierzałyśmy mu darować, w każdym razie nie ja. Misty chyba myślała podobnie, gdyż również miała groźną minę na twarzy. Ash, widząc to, lekko przełknął ślinę i zachichotał nerwowo, po czym powiedział:
- No co? O co wam chodzi? Przecież teraz wszystko jest w porządku, prawda? Jesteście pogodzone, nie kłócicie się ze sobą... Wszystko jest cacy i super, co nie?
- Oszukałeś nas, Ash! - warknęłam groźnym tonem.
- Zrobiłaś nas w bambuko! - dodała równie groźnie Misty.
Ash cofnął się krok do tyłu.
- He he he. No, ale chyba jednak nie chowacie za to do mnie urazy, co nie? W końcu... cel uświęca środki, a wy... już się pogodziłyście, prawda?
- Och tak, Ash! Pogodziłyśmy się przeciwko wspólnemu wrogowi - powiedziałam z ironią.
- A teraz razem połączymy swe siły w jednym, bardzo konkretnym celu - dodała Misty, patrząc na mnie uważnie.
- W SPUSZCZENIU CI MANTA! - zawołałyśmy jednocześnie.
Ash widząc, że nie żartujemy, szybko rzucił się do ucieczki razem z Pikachu, my zaś zaczęłyśmy go gonić po chodniku. Zostawiliśmy za sobą Clemonta ze zdumioną miną oraz Melody, która śmiała się do rozpuku.
- Ty się lepiej tak nie śmiej, złociutka! - zawołała do niej Misty.
- Właśnie! Jesteś następna w kolejce! - dodałam.

***


Ostatecznie jednak zmęczone bieganiem za Ashem darowałyśmy mu lincz, ale by go postraszyć powiedziałyśmy mu, że kara na niego została po prostu odłożona na późniejszy termin i go nie ominie. Chłopak jednak nie bardzo nam w to uwierzył, ponieważ uścisnął nas obie i popatrzył na nas tą swoją słynną zawadiacką miną. Chwilę później znaleźliśmy Clemonta oraz Melody, po czym poszliśmy wszyscy do restauracji „U Delii“, gdyż tam miało się ponoć odbyć, przynajmniej zdaniem Asha, wielkie wydarzenie.
- A co? Już skończyliście remont? - zapytałam zdumiona.
- Owszem, nie był on zbyt wielki, choć zajął nam kilka długich godzin. Przyspieszyłam go dzięki mojemu nowemu wynalazkowi - powiedział z dumą w głosie Clemont.
- Który oczywiście zaliczył po wszystkim jedno wielkie bum, prawda? - zapytałam złośliwie.
Clemont popatrzył na mnie rumieniąc się przy tym lekko.
- Nie było ono wcale tak wielkie, jakby się mogło wydawać. Poza tym ważne, że nie przyniosło ono żadnych szkód, a to się liczy.
- Niech ci będzie, ale po co my tam idziemy? - zapytałam po chwili.
- Dowiesz się za chwilę, Sereno - odpowiedział mi Ash tajemniczym tonem, obdarzając mnie przy tym szelmowskim uśmiechem.
Chwilę później weszliśmy na salę główną restauracji „U Delii“. Tam zaś, ku mojemu wielkiemu zdumieniu, zauważyłam całą masę ludzi, którzy na mój widok zawołali: „NIESPODZIANKA“, po czym zaczęli klaskać. Zdumiona rozejrzałam się dookoła i zobaczyłam powieszone wokół wielkie transparenty z napisami „STO LAT, SERENO“, a także „WSZYSTKIEGO NAJLEPSZEGO Z OKAZJI URODZIN“.
- Ash, możesz mi to wszystko wyjaśnić? - zapytałam.
- To proste, kochanie. Dzisiaj jest przecież 30 lipca, czyli dzień twoich urodzin - zaśmiał się wesoło Ash.
- No właśnie, córeczko - powiedziała moja mama, podchodząc do mnie z prezentem w dłoniach - Wszystkiego najlepszego, kochanie.
To mówiąc pocałowała mnie w policzek i wręczyła mi prezent. Ja zaś po chwili zdumienia zaczęłam się śmiać, bo zrozumiałam, że rzeczywiście dziś kończę szesnaście lat, o czym najzwyczajniej w świecie zapomniałam, za bardzo zajęta kłótniami z Misty, jak również podejrzewaniem mojego chłopaka o flirty z innymi dziewczynami.
- A niech mnie! To się nazywa ironia losu - zaśmiałam się - Naprawdę mam dzisiaj urodziny, ale z powodu złości na Mi... to znaczy, chciałam powiedzieć... Z różnorakich powodów zupełnie o tym zapomniałam. To jest naprawdę zabawne. Żeby wszyscy pamiętali o moich urodzinach poza mną samą?
- Eee... Ja też o nich nie pamiętałam - wtrąciła się Misty.
- No, to jesteśmy już dwie - puściłam jej oczko - Dwie zapominalskie gapy.
- Nieźle się dobrałyśmy, co nie? - zachichotała rudowłosa.
Radośnie rozejrzała się dookoła całej sali. Oprócz Asha i mojej mamy byli wszyscy bliscy mi ludzie, czyli: Delia, Meyer, Dawn, Bonnie, Clemont, Brock, Tracey, Melody, Latias, Alexa oraz Misty, którą zaczęłam już lubić, choć nie wiedziałam, na jak długo będzie panowała między nami zgoda, ale w tej chwili nie chciałam o tym myśleć. Oprócz nich byli również profesor Oak, Josh Ketchum oraz profesor Sycamore, którego obecność szczególnie mnie ucieszyła.
- Skoro byłem na urodzinach Asha, to nie mógłbym nie zjawić się na twoich urodzinach - powiedział z uśmiechem uczony, wręczając mi prezent.
- Dziękuję, panie profesorze - uśmiechnęłam się do niego - To dla mnie wiele znaczy.
Już po chwili Dawn z Ashem wprowadzili na salę wielki wózek, na który znajdował się tort z zapalonymi świeczkami. Poczułam, jak serce mi mocno bije z radości. A pomyśleć, że jeszcze tego samego dnia miałam jak najczarniejsze myśli. Śmiać mi się teraz z nich chciało.
- Pomyśl życzenie, kochanie, a potem zdmuchnij świeczki. Tylko zrób to porządnie - powiedziała moja mama, kładąc mi dłoń na ramieniu.
Zamknęłam oczy i pomyślałam sobie życzenie, po czym zdmuchnęłam świeczki. Wszyscy radośnie zaczęli mi klaskać, a następnie kroić tort na kawałki, aby każdy mógł się nim poczęstować.
- Jedno mnie tylko zastanawia, Ash. Po co wychodziłeś przez trzy dni pod rząd na miasto i długo z niego nie wracałeś? Chyba nie tylko po to, aby zrealizować swój plan, co nie? - zapytałam, gdy jadłam już swój kawałek tortu.
- No właśnie, Ash. I po co to był ten cały remont? Do przygotowania przyjęcia urodzinowego nie był on chyba potrzebny - dodała podejrzliwym tonem Misty.
Mój chłopak zaśmiał się wesoło, po czym wskazał palcem na coś, co okazało się być sceną. Na niej zaś ustawione były już sprzęty muzyczne: dwie gitary elektryczne, mikrofon, perkusja, keyboard na stojaku, trąbka oraz muszla.
- Przedstawiam ci oto naszą scenę, na której będziemy umilać gościom czas występami wokalnymi! - zawołał Ash.
- Ale czy do występów wokalnych nie potrzeba zespołu muzycznego? - zapytałam nieco zaintrygowana tym, co właśnie powiedział mój chłopak.
- Owszem, ale my już mamy taki zespół - wyjaśnił mi Ash - Nazywa się on The Brock Stones.
- I to ja go założyłem - powiedział Brock, wskazując dumnie na siebie palcem.
Słysząc to Misty zrobiła złośliwą minę i powiedziała:
- Trudno by mi było nie zgadnąć po takiej nazwie.
- W skład zespołu wchodzę ja jako gitarzysta oraz piosenkarz - mówił niezrażonym tonem Brock - Prócz tego Clemont grający na trąbce, Bonnie grająca na perkusji, Tracey na keyboardzie oraz Melody grająca na muszli.
- No, a ta druga gitara? - zapytałam z zainteresowaniem.
- Jest dla Misty - wyjaśnił Brock - Podobno swego czasu nieźle na niej grałaś, mam rację?
- E tam! To było dawno. Stare czasy - zaśmiała się rudowłosa z lekkim rumieńcem na twarzy, która wszak zdradzała, że chętnie wystąpi publicznie, o ile oczywiście się ją o to grzecznie poprosi.
- Stare, ale jare. Mam nadzieję, iż zechcesz z nami zagrać. W końcu nasz zespół bez ciebie to nie to samo, co z tobą - powiedział wesoło Brock.
Widziałam doskonale, że się jej przymila, ale najwidoczniej bardzo się to spodobało Misty, gdyż szybko wyraziła zgodę i weszła na scenę razem z pozostałymi członkami zespołu.
- A więc dlatego oglądaliście z Melody i Brockiem sprzęt muzyczny - powiedziałam do Asha.
- W rzeczy samej, kochanie - zachichotał mój chłopak - Przez trzy dni ja i Melody szukaliśmy dla Brocka i jego zespołu odpowiedniego sprzętu. Nie było to łatwe, ale nam się udało. Przy okazji... Zapomniałem ci wręczyć mój prezent.
To mówiąc Ash podał mi pięknie zapakowane pudełko.
- Podejrzewam, że domyślasz się, co się w nim znajduje - powiedział z uśmiechem na twarzy.


Owszem, domyślałam się, ale wolałam nie zapeszyć. Otworzyłam więc pudełko i zauważyłam, że znajduje się w nim ta piękna, czerwona sukienka, którą kupował w sklepie razem z Melody. Przyczepione było do niej małe pudełko, w którym to znajdował się piękny pierścionek - ten sam, którego kupno tak mnie wtedy załamało.
Wzruszona spojrzałam na ukochanego ze łzami w oczach.
- Ash... Kupowałeś to wtedy dla mnie? - zapytałam.
- Oczywiście, że tak, moja miła - rzekł z uśmiechem na twarzy mój luby - Potrzebowałem jednak do tego jakieś dziewczyny, bo nie wiedziałem, jaki rozmiar nosisz. Zapytałem twoją mamę i mi powiedziała. Melody więc stwierdziła, że ona ma taką samą figurę, co ty, dlatego pomogła mi wybrać sukienkę, która idealnie będzie na ciebie pasować. Z oczywistych powodów nie mogłem iść na te zakupy z tobą. W końcu to miała być niespodzianka.
Z radości odebrało mi mowę. W końcu jednak, po kilku minutach ciszy rzuciłam się Ashowi na szyję i pocałowałam go zachłannie w usta, na co wszyscy zareagowali robiąc dowcipne „UUUUU!“. Zachichotałam wesoło i poprosiłam wszystkich, aby na mnie zaczekali. Pobiegłam do sąsiedniego pomieszczenia, żeby się przebrać w prezent od mego chłopaka. Kiedy zaś to zrobiłam z radością wróciłam na salę, gdzie wszyscy powitali mnie burzą oklasków.
- No i jak ci się podobam, Ash? - zapytałam radośnie, okręcając się dookoła własnej osi.
- Wyglądasz po prostu przepięknie - odpowiedział mi mój chłopak.
Tymczasem na scenie stał już gotowy zespół The Brock Stones, który radośnie zaczął grać wesołą piosenkę. Utwór ten porwał na wszystkich do tańca, a jego słowa brzmiały następująco:

Osiemnastkę miała, chłopców się nie bała.
Każdy o niej marzył każdy o niej śnił.
Osiemnastkę miała, nie jedno poznała.
Wielu próbowało, lecz nie zdobył nikt.

Daj mi buzi, chociaż jeden raz!
Daj buziaka, daj!
Zobacz, przecież nikt nie widzi nas,
Daj mi buzi, daj!
Daj mi buzi, chociaż jeden raz!
Daj buziaka, daj!
Zobacz, przecież nikt nie widzi nas.
Daj mi buzi, daj!

Dziewiętnastkę miała, w chłopcach przebierała.
Szukała takiego, by coś w sobie miał.
Dziewiętnastkę miała, niejedno widziała.
Pragnęła jednego, by jej serce dał.

Daj mi buzi, chociaż jeden raz!
Daj buziaka daj!
Zobacz, przecież nikt nie widzi nas.
Daj mi buzi, daj!
Daj mi buzi, chociaż jeden raz.
Daj buziaka daj!
Zobacz, przecież nikt nie widzi nas.
Daj mi buzi, daj!

Piosenka była wesoła i urocza, a mnie się wydawało, że słowa refrenu śpiewa mi Ash. Zadowolona z tego faktu pocałowałam go dwa razy podczas każdego refrenu. Zauważył to zespół The Brock Stones, który natychmiast podłapał całą sytuację i zaśpiewał specjalnie dla mnie:

Daj mu buzi, chociaż jeden raz!
Daj buziaka daj!
Zobacz, przecież nikt nie widzi was.
Daj mu buzi, daj!

Zaśmiałam się słysząc te słowa, jednakże spełniłam życzenie zespołu i pocałowałam długo oraz bardzo czule mojego chłopaka. To jednak naszym przyjaciołom nie wystarczyło, ponieważ chwilę potem znowu zaśpiewali i to tym razem Ashowi:

Daj jej buzi, chociaż jeden raz!
Daj buziaka daj!
Zobacz, przecież nikt nie widzi was.
Daj jej buzi, daj!

Ash zaśmiał się, ale bez wahania spełnił życzenie zespołu i czule oraz długo pocałował mnie w usta, co zespół powitał radosnymi okrzykami.
Chwilę potem rozpoczęła się prawdziwa zabawa, która była tak bardzo wspaniała, że nie jestem w stanie wyrazić jej słowami. Nie umiem bowiem za pomocą zwykłych słów okazać, jak wesoło Brock i Misty grali na swoich gitarach, jak Clemont zasuwał na trąbce, Bonnie na perkusji, Tracey na klawiszach, zaś Melody na muszli. Nie umiem też opisać, jak cudownie się czułam, gdy tańczyłam razem z Ashem jeden taniec po drugim. Oczywiście zaszczyciłam tańcem też inne osoby, choćby Josha Ketchuma, profesora Oaka, profesora Sycamore’a i Stevena Meyera, jednak najwięcej tańczyłam z moim ukochanym, który sprawił mi tego dnia tak piękną niespodziankę, chociaż ja w myślach podejrzewałam go o najgorsze.
Jak to już jednak powiedziałam, nie umiem tego wszystkiego opisać słowami. Poprzestanę więc na tym prostym stwierdzeniu - to były najlepsze urodziny w całym moim dotychczasowym życiu.


KONIEC











3 komentarze:

  1. Ash dochodzi do siebie po ostatniej, okrutnej intrydze Malamara, w wyniku której został ciężko ranny. W powrocie do zdrowia pomaga mu ukochana Serena, Dawn oraz pozostali bliscy. Również szalona fanka Macy nie darowałaby sobie, gdyby nie odwiedziła swego idola. Wszystko więc wydaje się być w porządku, ale… Serena zauważa, że Misty wyraźnie stara się zbliżyć do Asha i wszystko wskazuje na to, że dawne uczucia do niego się w niej odzywają. Serena za nic nie pozwoli sobie odebrać ukochanego, więc konflikt między Nią a Misty jest nieunikniony. Do ostrej wymiany zdań dochodzi zarówno w szpitalu, jak i w pracy. Przyjaciele Asha zdają się mieć z tego niezły ubaw. Melody i Brock sugerują nawet walkę w kisielu, co brzmi dość zabawnie. Po pewnym czasie młody Ketchum, mając już dość tych kłótni, zaczyna tajemniczo wychodzić do miasta. Serena śledząc go zauważa, iż spotyka się on z jakąś nieznajomą dziewczyną. Przypadkowo spotkana Misty w końcu też przyznaje, że śledzi Asha z podobnych powodów, co Serena. Ta nie potrafi ukryć zazdrości, gdy Ash kupuje sukienkę i pierścionek, rzekomo dla owej nieznajomej. Obie rywalki zawierając rozejm między sobą postanawiają rozwikłać tę zagadkę, w której okazuje się mieć udział również Brock. Gdy w końcu wydaje się, że zdrada Asha jest pewna, Serena i Misty zauważają Pokemona w potrzebie. Chcąc mu pomóc wpadają niestety w pułapkę kłusownika Donowana. Ten zabiera je do swej kryjówki i rozmawia ze swym szefem, którym okazuje się być… Giovanni, szef Zespołu R. Gdy los dziewczyn wydaje się przesądzony, to do akcji wkracza sam Ash, któremu pomagają policjantka Jenny i Clemont. Kłusownik zostaje aresztowany, zaś Ash wypowiada wojnę Giovanniemu. Wszystko kończy się dobrze, ale Serena chce poznać prawdę na temat dziwnego zachowania Asha. Okazuje się, że Ash nigdy nie zdradził swej dziewczyny, a jego wspólniczką i zarazem tajemnicą „nieznajomą” była Melody – oboje wspólnie chcieli dać zazdrosnym dziewczynom małą nauczkę oraz przygotować wszystko do urodzin Sereny. Dziewczyna była zaskoczona tym ostatnim faktem, bo okazało się, że przez swą zazdrość zupełnie zapomniała o swoich urodzinach. Niemniej przyjęcie wypadło wspaniale, zaś kupione przez Asha prezenty były oczywiście dla Niej. Ogólnie całkiem przyjemne opowiadanie, ukazujące starcie Amourshippingu z Pokeshippingiem, a także sojusz Sereny z Misty przeciw wspólnemu wrogowi. Walka z Donovanem nawiązuje nieco do odcinka z kłusownikiem Dolanem, jednak tym razem zagrożenie jest większe. Jesteśmy też świadkami przyjęcia urodzinowego Sereny i powstania zespołu „The Brock Stones„. Ogólnie więc 10/10 :).

    OdpowiedzUsuń
  2. Świetnie napisane :)

    OdpowiedzUsuń
  3. No cóż kochanie... można powiedzieć, że zaskakujące zakończenie tej historii o tajemniczej dziewczynie. Kto by pomyślał, że dziewczyny zjednoczą się we wspólnej sprawie by to wszystko odkryć, a Ash i tak będzie o wszystkim wiedział? :) Bardzo ciekawie skonstruowany ten wątek, no i oczywiście zakończenie czyli urodziny Sereny i koncert zespołu The Brock Stones - miodzio! :)
    I oczywiście nie mogło zabraknąć czarnego charakteru. Giovanni nie zawiódł! Ten wątek dostarczył sporo emocji i naprawdę mocno wciągnął. :)
    Ogólna ocena: 10/10 :)

    OdpowiedzUsuń

Przygoda 129 cz. II

Przygoda CXXIX Tytanio, wio! cz. II Lot trwał długo. Ash nie liczył, jak długo, ponieważ odkąd tylko opuścił tak bardzo mu bliskie Gotham Ci...