Przestępstwo na urodziny cz. II
Siedzieliśmy na tarasie kawiarni „Pod Różą“ jedząc przy tym powoli lody czekoladowe, które zamówiliśmy. Musiałam przyznać, że ich smak był naprawdę przyjemny, tym bardziej, iż dzień należał do wyjątkowo upalnych.
Uśmiechnęłam się czule do mojego chłopaka, powoli pożerając łyżeczkę za łyżeczką tego jakże słodkiego przysmaku.
- Pyszne lody - powiedziałam radośnie.
- A jakie niby mają być? W Alabastii mamy tylko pyszne lody. Innych być nie może - zaśmiał się do mnie Ash, podobnie jak i ja również zawzięcie zajadający lody.
- Pika-pika! Pika-chu! - zgodził się z nim Pikachu.
- No tak, jak mogłam o tym zapomnieć - zachichotałam delikatnie - Przecież ty jesteś Ash Ketchum, Mistrz Pokemon. Ponieważ jesteś wyjątkowy, to możesz pochodzić jedynie z wyjątkowego i wspaniałego miasta. Mam rację?
Ash delikatnie dotknął łyżeczką mojego nosa i zostawił na nim resztki lodów.
- A żebyś wiedziała, kochanie. Żebyś wiedziała!
- Ej! Tak nie wolno robić! - pisnęłam niezadowolonym tonem, ścierając sobie lody z nosa.
- Nie wolno? A kto tak mówi? - droczył się ze mną mój chłopak.
- Ja to mówię! Ja! Twoja dziewczyna! - odpowiedziałam mu wesoło.
Chłopak uśmiechnął się do mnie i zrobił minę niewiniątka.
- No już dobrze, kochanie. Już nie będę tak ci robił, skoro jak sama mówisz, nie wolno tak postępować. He he he!
Pogłaskał powoli dłonią mój policzek.
- Och, ty mój kochany psotniku. Ty wiesz, że nie umiem się na ciebie długo gniewać - powiedziałam ze słodyczą w głosie.
- Wiem o tym, skarbie. Ostatecznie mam w sobie niesamowicie wiele uroku osobistego, nieprawdaż?
- Owszem, to prawda - zaśmiałam się do niego - Ale nie musisz o tym opowiadać tak głośno...
- Przecież nie mówię tego głośno.
- Owszem, mówisz.
Podroczyliśmy się jeszcze przez chwilę, po czym oboje powróciliśmy do jedzenia lodów. Gdy już je zjedliśmy, to podeszliśmy do kasy, żeby uiścić zapłatę. Tam jednak toczyła się zaciekła kłótnia pomiędzy dwoma ludźmi. Jednym z nich był gruby człowiek z wąsami i bródką, właściciel kawiarni. Drugim zaś był młody chłopak o czarnych włosach oraz ciemnych oczach, raczej niewiele starszy od Asha - najwidoczniej pracownik kawiarni. Ten drugi tłumaczył się właśnie temu pierwszemu, który krzyczał na niego zaciekle, z trudem dając mu dojść do słowa.
- Czy możesz mi to jakoś sensownie wyjaśnić, co?! - krzyknął właściciel kawiarni.
- Nie wiem, jak mam to zrobić, proszę pana - odpowiedział mu przerażonym głosem młodzieniec.
- Ja zaś umiem bardzo łatwo to wyjaśnić - odrzekł groźnie właściciel kawiarni - Po prostu wyjąłeś pieniądze z kasy, a potem schowałeś je w jakimś bezpiecznym miejscu. Przyznaj się, Bill, a nie pójdziesz do więzienia!
- Przysięgam panu, panie Joe, że nie wziąłem tych pieniędzy! - tłumaczył się przerażony Bill - Nie miałbym po co tego robić.
- Mam nieco inne zdanie w tej sprawie, chłopcze - mówił właściciel, który najwidoczniej miał na imię Joe - Więc jak? Powiesz mi wreszcie, gdzie schowałeś te pieniądze, czy mam wezwać policję?
- Proszę pana, ja naprawdę ich nie brałem.
- Jak uważasz... Chciałem ci tego oszczędzić, ale skoro tak stawiasz sprawę, to nie pozostawiasz mi wyboru...
To mówiąc spojrzał na nas i zapytał:
- A państwo czego sobie życzą?
- Chcieliśmy zapłacić za lody - odpowiedziałam na jego pytanie.
- Dobrze, ale najpierw bądźcie uprzejmi zadzwonić na policję, bo ten złodziej ukradł mi właśnie cały dzisiejszy utarg - odrzekł Joe niezwykle władczym tonem, który niespecjalnie mi się spodobał.
- To nie prawda! Ja nie ukradłem tych pieniędzy! Musicie mi uwierzyć! - bronił się Bill.
- O tym już zdecyduje policja - mruknął właściciel kawiarni i ponownie na nas spojrzał - Zadzwońcie po porucznik Jenny! Niech zaraz aresztuje tego śmiecia!
- Nie ma sprawy, już to robimy - powiedział Ash, jednak ze sposobu, w jaki to powiedział, wynikało dla mnie jasno, że pan Joe nie wywarł na nim pozytywnego wrażenia.
Jakoś nie byłam tym zdziwiona, bo miałam podobne odczucia.
Pomimo tego wyraźnie ambiwalentnego stosunku do właściciela lokalu „Pod Różą“, postanowiliśmy spełnić jego prośbę (o ile ją można było ją nazwać prośbą) i zadzwoniliśmy po porucznik Jenny.
***
- A więc jest pan całkowicie pewien, że został pan okradziony przez swojego pracownika? - zapytała Jenny przesłuchując właściciela kawiarni.
- Nie widzę innej możliwości - odpowiedział jej Joe bardzo pewnym siebie tonem - Nikt inny nie mógł tego zrobić. Poza tym moja córka Janet widziała go w chwili, kiedy kręcił się koło kasy podczas przerwy w obsłudze klientów. Czyżby sugerowała pani, że ona kłamie?
- W żadnym razie tego nie sugeruję, proszę pana, ale muszę dowiedzieć się wszystkiego, żeby móc aresztować prawdziwego sprawcę kradzieży - odrzekła na to spokojnym tonem Jenny.
- Jeżeli chce pani aresztować prawdziwego sprawcę kradzieży, to niech pani aresztuje tego śmiecia!
To mówiąc Joe wskazał na Billa, który siedział załamany na krześle.
- Przysięgam, że nie zabrałem tych pieniędzy! Pani porucznik, musi mi pani uwierzyć! Jestem niewinny!
- Tak, to prawda! On na pewno nie zrobił nic złego! - wtrąciła się nagle do rozmowy młoda kelnerka o blond włosach i niebieskich oczach.
- Milcz, Anno! Nie wtrącaj się do nie swoich spraw! - odburknął jej podłym tonem Joe.
- Przepraszam pana, ale ja nie wierzę w winę Billa - rzekła kelnerka, która, jak się właśnie dowiedzieliśmy, miała na imię Anna.
- Nie jesteś tutaj od wierzenia w to, czy ktoś jest winny, czy nie! To ja od tego tu jestem - burknął wściekle Joe - Lepiej więc zamknij tę swoją krzykliwą buzię, zanim zwolnię cię z pracy!
- Właśnie! Zamknij się, Anno! - dodała groźnym tonem młoda szatynka o zielonych oczach, którą była Janet, córka właściciela - Nic nie wiesz o tej sprawie, więc lepiej siedź cicho!
- Pani porucznik! Znaleźliśmy pieniądze!
Do Jenny podeszło właśnie dwóch policjantów, trzymających w rękach jakąś niewielką, niebieską torbę.
- Otwórzcie to! - rozkazała Jenny.
Policjanci otworzyli torbę. Wewnątrz znajdowały się pieniądze: sporo monet i nieco mniej banknotów. Wszyscy zebrani spojrzeli na to przerażeni, jak i zdumieni jednocześnie.
- Gdzie to znaleźliście? - spytała porucznik Jenny swoich ludzi, przyglądając się uważnie torbie.
- W szafce z rzeczami Billa - odpowiedział jeden z policjantów.
- A więc wszystko jest jasne! - powiedział Joe, zacierając zadowolony ręce - Od samego początku mówiłem, że to on!
- To nieprawda! Ktoś mi to podrzucił! Nie zabrałem tych pieniędzy! - zaczął krzyczeć przerażony Bill.
- Ja mu wierzę! - wtrąciła się Anna.
- Zamknij lepiej buzię i nie mieszaj się do tego! - przerwała jej Janet bardzo opryskliwym tonem - Sprawca został właśnie zdemaskowany, poza tym osobiście widziałam, jak majstrował przy kasie.
- Wcale nie majstrowałem przy kasie! - krzyknął z rozpaczą w głosie Bill - To podłe kłamstwo! Nie ma nic wspólnego z prawdą!
- Będziesz się tłumaczył przed sądem. Skuć go! - rozkazała Jenny.
Dwaj policjanci natychmiast wykonali polecenie. Anna zaczęła płakać, zaś na twarzy Janet zabłysnął jakiś podejrzany uśmiech, który rzecz jasna nie uszedł mojej uwadze.
A właśnie, ktoś na pewno zapyta, gdzie podzialiśmy się ja i Ash? No cóż, oboje staliśmy spokojnie z boku i obserwowaliśmy w milczeniu całą tę sytuację, starając się nie wtrącać, jednak w świetle tego wszystkiego, co się stało, położyłam dłoń na ramieniu mojego chłopaka i spojrzałam mu prosto w oczy.
- Ash... Nie wierzę, żeby Bill ukradł te pieniądze - powiedziałam.
- Ja także mam wątpliwości co do jego winy, ale przecież policjanci znaleźli pieniądze z utargu w jego szafce - odpowiedział mi mój chłopak.
- Równie dobrze ktoś mu je mógł podłożyć.
- Też prawda. Ale kto i po co miałby to zrobić?
Zastanowiłam się nad tym pytaniem, po czym powiedziałam:
- Stawiam na Janet.
- A to z jakiego powodu? - zapytał mój chłopak.
- Bo ma wredne, kaprawe oczka oraz fałszywy uśmieszek i jej nie lubię - palnęłam bez zastanowienia.
Ash i siedzący mu na ramieniu Pikachu delikatnie zachichotali, słysząc moje słowa.
- To jest pokaźna lista argumentów, kochanie, ale obawiam się, że to za mało, żeby przekonać kogokolwiek do niewinności Billa.
- Pika-chu! - pisnął smętnie Pokemon
Załamana musiałam przyznać im rację. Niestety, moje przypuszczenia nie wystarczały, aby wybronić od aresztowania Billa, o ile oczywiście rzeczywiście był on niewinny.
Mój chłopak zaś podszedł do porucznik Jenny i powiedział:
- Przepraszam, że się wtrącam do całej sprawy, ale czy nie powinniśmy się lepiej przyjrzeć całej tej sprawie?
- Co masz na myśli, Ash? - zapytała policjantka, patrząc na niego z wielkim zainteresowaniem.
- Mam na myśli to, że czas już na to, aby do akcji wkroczył Sherlock Ash! Poczekacie chwilkę?
To mówiąc Ash wyjął z plecaka swój detektywistyczny strój i nałożył go na siebie. Pikachu zaś przymierzył mniejszą wersję tego kostiumu, którą zwykle nosił, gdy jego trener brał się do pracy.
- Sereno, możesz mnie zaprezentować?! - zapytał mnie mój chłopak.
- Z przyjemnością! - zawołałam wesołym tonem, nieźle ubawiona tą sytuacją - Ta dam! Oto przed państwem stoi najlepszy detektyw w całej Alabastii! Sherlock Ash!
- Sherlock Ash? - zapytała zdumiona Janet.
- Czy ktoś mi poda jakiś sensowny powód, dla którego mamy oglądać to całe pajacowanie? - dodał Joe i spojrzał wymownie na Jenny - Pani porucznik, może pani zabierze stąd tych cywili i nakaże im nie mieszać się do spraw dorosłych ludzi?
- A niby dlaczego miałabym ich odsyłać? - zapytała z ironią w głosie Jenny - Ja tam lubię ich pajacowanie. Poza tym Ash, mimo swojego młodego wieku jest naprawdę bardzo dobrym detektywem. Zna się na tym, co robi i na pewno może nam pomóc wyjaśnić zaistniałą sytuację.
- A co tu trzeba wyjaśniać? Bill okradł mojego ojca, więc musi za to iść do paki! - wtrąciła się Janet.
- Pozwólcie lepiej, że to wszystko wyjaśni nasz niezrównany Sherlock Ash! - przerwałam dziewczynie, której coraz bardziej nie lubiłam.
- Czy pomożesz mi udowodnić moją niewinność? - zapytał Bill.
- Owszem, o ile jesteś oczywiście niewinny - odpowiedział mu Ash bardzo poważnym tonem - A więc zacznijmy wszystko od początku. Kiedy dokonano tej kradzieży?
- Tak pomiędzy 15:30 a 16:00 - pospieszył z wyjaśnieniami Joe - Janet może to poświadczyć, prawda?
- Właśnie, tato - powiedziała Janet - O godzinie 15:30 obsługiwałam ostatnich klientów i przyjmowałam wpłatę od nich. Wtedy pieniądze były na swoim miejscu.
- No właśnie - dodał jej ojciec - A potem ja z ciekawości zajrzałem do kasy o godzinie 16:00 i już wtedy pieniędzy nie było.
- Zajrzał pan do kasy z ciekawości? To jest bardzo interesujące, proszę pana - powiedziałam z powątpiewaniem w głosie - Raczej nie należy to do typowego zachowania ludzi.
- A co ty niby o tym wiesz, dziewuszko, co? - zapytał z kpiną w głosie Joe, podchodząc do mnie - Nie wiem, czemu to zrobiłem, ale zrobiłem. To ci powinno wystarczyć.
- Niech panu będzie - odpowiedziałam, krzyżując ręce na piersi - Ale ja i tak uważam, że to dziwne.
- To nie ma znaczenia, co ty uważasz za dziwne, panienko. Ważne jest to, że ten śmieć mnie okradł i musi za to odpowiedzieć.
- To dość niezwykłe, że pana okradł i nikt tego nie widział. Żaden z klientów ani nikt - powiedział Ash powątpiewającym tonem.
- Widocznie Bill to zawodowiec - stwierdziła Janet.
- Albo niewinny człowiek - odezwała się Anna.
- Ty się już lepiej nie wtrącaj - mruknął Joe i spojrzał na Asha - A tobie, chłopaczku, mogę powiedzieć, że o 15:30 była przerwa półgodzinna.
- Przerwa, tak? - zdziwił się Ash.
- A żebyś wiedział, chłoptasiu, przerwa. To jest taki czas, kiedy pracownicy mogą nieco odpocząć od obowiązków.
- Wiem, co to jest przerwa, a pan chyba nie wie, co to są dobre maniery - odpowiedział mu złośliwym tonem młody detektyw.
- No nie! Jesteś po prostu bezczelny, ty...
- Uspokójcie się! - zawołała Jenny - Ash ma rację. To dość niezwykłe, że na czas przerwy zostawił pan kasę bez ochrony. Ktoś z klientów mógł się podkraść i ją otworzyć.
- Nie wydaje mi się, bo klucze do kasy mam zawsze przy sobie - Joe pokazał klucze - Nikt nie mógł się do niej dostać bez mojej wiedzy.
- Doprawdy? A jednak ktoś się tutaj dostał i zabrał panu cały utarg i to jeszcze w biały dzień - odezwał się Ash - Jak pan to wyjaśni?
Joe nieco się zmieszał. Widocznie to pytanie również nie dawało mu spokoju.
- Eee... Tego no... Pewnie ten drań zrobił sobie odciski moich kluczy i je teraz wykorzystał. To proste.
- Och, doprawdy? - Ash miał w oczach coś, co wskazywało wyraźnie na to, że nie wierzy w słowa właściciela kawiarni - Mam jakoś inne zdanie w tej sprawie. A więc skoro Bill ma kopie kluczy, to gdzie one są?
- To pytanie bardzo łatwo może otrzymać odpowiedź - powiedziała Jenny i spojrzała na swoich podwładnych - Przeszukać mi cały budynek! Jeżeli gość miał zapasowe klucze, to musiał je gdzieś ukryć. A jeżeli gdzieś je ukrył, to wy macie je znaleźć.
Policjanci zaczęli szukać kopii kluczy do kasy, jednakże pomimo tego, że przetrząsnęli cały budynek wzdłuż i wszerz, to i tak ich nie znaleźli.
- Nigdzie nie ma zapasowych kluczy - zameldował policjant, gdy skończyli już przeszukiwanie budynku.
- Więc może przeszukajcie tego drania? Na pewno ma je przy sobie! - zawołał Joe.
- Bardzo pana przepraszam, ale proszę mi nie mówić, co mam robić. Ja sama wiem, jakie są moje obowiązki - odpowiedziała porucznik Jenny.
Chwilę później dwóch policjantów dokładnie przeszukało Billa, jednak u niego także nie znalazła kluczy.
- To bardzo dziwne. Nie ma nigdzie zapasowych kluczy - stwierdziła Jenny - Więc jak niby Bill mógł otworzyć kasę, skoro bez kluczy się tego zrobić nie da?
- Może wyrzucił własny komplet kluczy za okno albo sama już nie wiem co! - powiedziała Janet nieco histerycznym tonem, wyraźnie tracąc cierpliwość - Czy to zresztą ważne, jak to zrobił?! Ważne, że to zrobił!
- Myli się pani, panno Janet! To jest niesamowicie ważne - odpowiedziała jej porucznik Jenny - A zatem mamy poważne wątpliwości, czy oskarżony naprawdę jest winny.
- Od początku wam mówiłem, że jestem niewinny! - zawołał Bill.
Anna westchnęła z radością słysząc nasze hipotezy.
- Spokojnie, mój przyjacielu - powiedziała porucznik Jenny patrząc na niego uważnie - Jeszcze nie zdołałeś dowieść swej niewinności. Powiedz mi, co robiłeś pomiędzy 15:30 a 16:00?
- To proste, okradał mnie - warknął Joe.
Jenny spojrzała na niego groźnym wzrokiem.
- Nie pana pytałam. Jeszcze raz, Bill. Co robiłeś o tej porze?
- Jadłem obiad - odpowiedział policjantce zapytany.
- A czy jest ktoś, kto może to potwierdzić?
Bill spojrzał w kierunku Anny, potem Janet, wreszcie na Joe i pokiwał głową ze smutkiem w oczach.
- Niestety nie. Byłem wtedy sam.
- A więc nie masz alibi - powiedziała Jenny poważnym tonem, drapiąc się lekko po głowie.
- Wszystko jasne! Mamy winnego! - warknęła Janet.
Policjantka jednak puściła jej słowa mimo uszu, po czym przyjrzała się bardzo uważnie wszystkich obecnych na sali. Ash tymczasem zaczął przechadzać się po całym pomieszczeniu pogrążony we własnych myślach. Krok w krok szedł za nim Pikachu, również zamyślony.
Nagle ciszę przerwał krzyk:
- Powiedz im, Bill! Powiedz im! Jeśli ty nie powiesz, to ja to zrobię!
Krzyk wydała z siebie Anna. Jej twarz wyrażała prawdziwą desperację.
Bill, słysząc jej słowa, spojrzał na dziewczynę przerażony.
- Anno, nie! Proszę cię, nie rób tego! Nie możesz tego zrobić!
- Mogę i powiem! - zawołała Anna i podeszła do porucznik Jenny - Bill nie mógł ukraść tych pieniędzy, bo wtedy, kiedy dokonano tej kradzieży, to on... Był ze mną...
- Z tobą, moja droga? - zapytała Jenny - A co wy razem robiliście?
- Jedliśmy obiad, a potem... a potem...
Anna nieco się zmieszała i spojrzała na Billa, który błagał ją wzrokiem, żeby tego nie robiła. Dziewczyna jednak postawiła na swoim i powiedziała:
- Potem się całowaliśmy.
Joe i Janet spojrzeli na nią groźnie, zaś Bill zasmucony opuścił głowę.
- To prawda, pani porucznik.
- Całowaliście się w miejscu pracy?! - wściekł się Joe - Chyba już wam wyraźnie powiedziałem, że nie toleruję czegoś takiego w mojej kawiarni, prawda?! Romanse możecie odstawiać sobie gdzie tylko zechcecie, ale na pewno nie u mnie!
- To nie była jej wina, proszę pana! Tylko moja! - wystąpił szybko w obronie ukochanej Bill.
- No ja myślę, że twoja. Ty zawsze jesteś wszystkiemu winien, ty żałosny głupku! - warknął na niego pryncypał - Zwalniam cię. Ciebie zresztą też, Anno. Ostrzegałem was, ale wy mnie nie słuchaliście.
- Ale czy warto o taką drobnostkę wyrzucać kogoś z pracy?! - zapytała Jenny zdumionym głosem - Przecież oni nic nie zrobili.
- Jak to nic? A kto mnie okradł, co?! - zawołał wściekły Joe.
- Właśnie, pani porucznik! On nas okradł! - dodała Janet.
- Nie mamy pewności, że to on - wtrąciłam się do rozmowy.
- Właśnie - poparł mnie Ash - Poza tym teraz ma alibi...
- Alibi, któremu nie można dać wiary - przerwał mojemu chłopakowi Joe - Anna się w nim buja, więc to oczywiste, że daje mu alibi. To, co ona mówi, to tylko słowa i pewnie kłamliwe.
- W tym przypadku niestety, muszę się z panem zgodzić. To, co mówi Anna, to tylko słowa i nie wiadomo, czy są one prawdziwe - powiedziała pani porucznik po chwili namysłu.
- Ale ja przysięgam, że było tak, jak mówię! - odezwała się Anna.
- Chciałabym ci wierzyć, moja droga, ale te pieniądze schowane w jego szafce mówią same za siebie - rzekła na to policjantka.
- No właśnie, ta szafka! - powiedział Ash bardzo poważnym tonem - Dlaczego nikomu nie przyszło do głowy, żeby się jej dobrze przyjrzeć?
- Przecież już się jej przyglądaliśmy, kiedy znaleźliśmy w niej pieniądze - odpowiedział na to jeden z policjantów.
- A robiliście to w rękawiczkach? - zapytał Ash.
- Oczywiście, to standardowa procedura. Nawet dziecko to wie.
- To doskonale. Sereno, chodź ze mną!
Nie wiedziałam, do czego zmierza zachowanie Asha, ale posłusznie poszłam za nim, podobnie jak i Pikachu, który wiernie dreptał u boku swego trenera. Razem z nami poszła również porucznik Jenny.
Weszliśmy do szatni, w której pracownicy kawiarni przebierali się do pracy.
- Która z tych szafek należy do Billa? - zapytał detektyw.
- Pika-pika? - dodał Pikachu.
- Ta otwarta - odpowiedziała mu Jenny.
Mój chłopak wyjął więc lupę i zaczął się uważnie przyglądać tzw. miejscu zbrodni. Trwało to dobrą chwilę. Pikachu wiernie towarzyszył swemu trenerowi podczas tych czynności, zaś ja i Jenny uważnie obserwowaliśmy jego poczynania.
- Są tu jakieś odciski palców w środku, ale coś mi mówi, że to raczej żaden trop - powiedział w końcu Ash.
- No oczywiście, że żaden - stwierdziła z lekką ironią w głosie Jenny - W końcu to szafka Billa. Muszą być w środku jakieś odcinki. JEGO odciski.
- Ale w środku mogą być inne odciski niż tylko Billa - zauważyłam.
Jenny zastanowiła się przez chwilę.
- Cóż... Sama nie wiem... W komisariacie pobierzemy odciski palców Billa i porównamy je z tymi, które są w szafce, ale obawiam się, że to raczej nic nie da.
- Możliwe, że to nic... nie da...
Ash przyglądał się dalej uważnie szafce.
- A to co?! - zawołał nagle zdumionym głosem - Jakaś kartka...
Chłopak wyciągnął kartkę, która została złożona na cztery, po czym wciśnięta w kącik szafki.
- Pika-pika? - zdziwił się Pikachu.
- Co znalazłeś? - zapytałam z zainteresowaniem.
- Tę dziwną kartkę. I coś jest na niej napisane - odpowiedział mi Ash.
- A co jest napisane? - spytała Jenny.
Mój luby przyjrzał się uważnie napisowi i odczytał go na głos.
Przyjrzyj się kłódce i poszukaj motywu.
Życzliwa osoba.
- I tylko tyle? - zdziwiłam się.
- Pika? - dodał Pikachu, który przyglądał się uważnie kartce.
- Tylko tyle - odparł Ash.
Jenny wzięła od niego kartkę i przyjrzała się jej uważnie.
- Hmm... To naprawdę bardzo dziwne - powiedziała - Brzmi jak jakaś dobra rada.
- Albo wskazówka - dodałam zerkając na kartkę.
Ash wziął do ręki lupę i zaczął przyglądać się kłódce.
- Hmm... Przyjrzyj się tej kłódce i poszukaj motywu... - mruczał pod nosem przyglądając się uważnie całej sprawie - Chyba zaczynam rozumieć.
- Co zaczynasz rozumieć? - spytałam.
- Pika-pika? - dodał Pikachu równie zdumiony, co ja.
- Wszystko, kochanie. Wszystko zaczynam rozumieć! - odpowiedział mi Ash - Jenny, musisz coś dla mnie zrobić!
- Zrobię to, jeżeli najpierw mi powiesz, czy rozwiązałeś już zagadkę - rzekła Jenny poirytowana jego tajemniczością, podobnie zresztą jak i ja.
- Sądzę, że tak. Muszę jednak uzyskać całkowitą pewność - wyjaśnił detektyw - A żeby to zrobić, potrzebuję twojej pomocy.
- Dobrze, pomogę ci uzyskać tę pewność - zgodziła się Jenny, chociaż stan jej głosu wskazywał, że nadal nic z tego nie rozumie.
- Ash, kochanie... Powiedz mi tak szczerze... Bill jest winny czy niewinny? - zapytałam, patrząc na niego z nadzieją, że raczy mi on odpowiedzieć na to pytanie.
Detektyw uśmiechnął się wówczas do mnie i powiedział:
- Tyle ci mogę powiedzieć, kochanie. Bill jest niewinny.
- Niewinny? Jesteś pewien? - spytałam.
- Całkowicie - potwierdził mój luby.
- To mi wystarczy - stwierdziłam - Możesz na mnie liczyć.
- Na mnie także! - dodała bojowym tonem Jenny.
- Pi-pika-chu! - pisnął bardzo radośnie Pikachu, zaciskając łapkę w piąstkę i potrząsając nią radośnie.
- Cieszę się, że zebraliście się tu wszyscy, gdyż chcę wreszcie wyjaśnić tę nieprzyjemną dla nas wszystkich sprawę - powiedział Ash przechadzając się po całym pomieszczeniu.
- Po co chcesz to robić? Przecież wszyscy już znamy prawdziwego sprawcę - stwierdził złośliwie Joe.
- Właśnie. Po co jeszcze ta cała zabawa w śledztwo? Wszyscy znamy prawdę - dodała Janet.
- Moim zadaniem nie było w cale przyjęcie opinii tzw. „wszystkich“, ale ustalenie prawdy - mówił niezrażony tymi przerywnikami Ash, ściskając w dłoni lupę - A prawda jest zupełnie inna, niż się „wszystkim“ wydawało.
Spojrzał na Billa i powiedział:
- Zacząłem się zastanawiać, jaki miałbyś mieć motyw, żeby ukraść pieniądze z kasy swego szefa? Odpowiedź była prosta. Nie miałeś żadnego motywu.
- Jak to niby, żadnego?! - krzyknął oburzonym tonem Joe - Jego jedynym motywem jest chęć wzbogacenia się moim kosztem! Nie trzeba tu szukać żadnego innego motywu!
- To możliwe - mówił dalej Ash - Ale czy aby na pewno Bill byłby taki głupi, żeby kraść cały utarg naraz i to podczas przerwy obiadowej? Nie lepiej byłoby zabrać tylko nieco pieniędzy oraz ukryć je w bezpiecznym miejscu, gdzie nikt by ich nie szukał?
- No jasne, że tak - odpowiedział na pytanie Bill - Poza tym jest jeszcze coś. Gdybym miał już kraść, to na pewno nie kradłbym podczas przerwy, ale dopiero po zakończeniu pracy.
- No dokładnie, to chyba wszystko jasne! - zgodziła się z nim Anna.
- To jeszcze niczego nie dowodzi - stwierdził Joe - To, że on powinien się zachować inaczej, wcale nie jest dowodem na to, że nie zrobił tego, o co jest teraz oskarżony.
- Niestety, z tym się muszę zgodzić - odezwała się porucznik Jenny - Ash, do czego ty zmierzasz?
- Ależ do wykrycia prawdy, oczywiście - odpowiedział mój chłopak i zaczął mówić dalej - Pomijając jednak już to, co mówiłem, to muszę dodać, że Bill nie mógł tego zrobić, bo po prostu nie miał jak. Kasę można otworzyć tylko za pomocą klucza. A klucz miał pan cały czas przy sobie. Prawda?
- Owszem - odpowiedział Joe - Ale przecież on mógł...
- Tak czy nie, proszę pana? - przerwał mu Ash.
- Tak.
Ash uśmiechnął się zadowolony.
- No właśnie. A więc jak pan nam to wyjaśni, że kasę otwarto kluczem, do którego dostęp miał tylko pan?
- Bill mógł mi go zabrać tak, że nawet tego nie zauważyłem - odparł Joe takim tonem, jakby to była najbardziej oczywista rzecz na świecie.
- No proszę. Ciekawa sugestia. A może jednak było tak, że pana córka zabrała panu klucze, na co pan jej zresztą łaskawie zezwolił, po czym wyjęła te pieniądze i podrzuciła je Billy’emu, żeby go pogrążyć?
- To obłęd! - wrzasnęła Janet, zrywając się ze swojego miejsca - Niby czemu miałabym to zrobić? Nie miałabym żadnego powodu!
- Przeciwnie, miałaś bardzo ważny powód, złociutka - stwierdził Ash - Jesteś zakochana w Billu.
- To kłamstwo!
Ash spojrzał na mnie z uśmiechem i teraz ja przeszłam do działania. Miałam swoje pięć minut i zamierzałam je wręcz bezlitośnie wykorzystać. Bezlitośnie dla Janet, rzecz jasna.
- Przeciwnie, panienko. Doskonale wiemy, że to prawda. Jestem dziewczyną, tak jak i ty - powiedziałam groźnym tonem - A ponieważ jestem dziewczyną, to umiem doskonale rozpoznać, kiedy jakaś dziewczyna jest zakochana. A poza tym widziałam coś, co potwierdza moje słowa.
- Co konkretnie? - zapytała Janet.
Natychmiast pospieszyłam z wyjaśnieniami.
- Kiedy poszłam zamówić lody nie było nikogo przy kasie. Zapuściłam więc żurawia na zaplecze, żeby dowiedzieć się, czy ktoś z personelu jest w pobliżu. Wtedy zobaczyłam ciebie w towarzystwie Billa. Rozmawialiście ze sobą.
- I co z tego? Bill pracuje dla mojego ojca w kawiarni, w której też i ja pracuję. Chyba mogę z nim rozmawiać kiedy chcę i jak chcę.
- Owszem, możesz - stwierdziłam z uśmiechem - Ale to nie była taka sobie przyjacielska rozmowa. Wyraźnie narzucałaś się Billowi, co mu się bardzo nie podobało. Próbował cię, że tak powiem, spławić.
- To kłamstwo! - zawołała oburzona Janet.
- To prawda - powiedział Bill - Janet zakochała się we mnie... Załatwiła mi tę pracę z miłości do mnie...
- A ty jak mi się za to odwdzięczyłeś, co?! - krzyknęła na niego Janet z furią w oczach - Zakochałeś się w tej głupiej kelnerce i nie chciałeś mieć ze mną nic wspólnego!
- Ale ja cię nigdy nie kochałem, zrozum to wreszcie! - odkrzyknął do niej młodzieniec.
- Nie kochałeś jej?! Nie kochałeś?! - zerwał się ze swego miejsca Joe - Ale zawrócić jej w głowie, to umiałeś, co?! Uwieść, pocałować, pożartować, a potem porzucić, to potrafiłeś zrobić, prawda?!
- Ale tłumaczę panu, że ja nigdy jej niczego nie obiecywałem! Ja i ona nigdy nie byliśmy razem! - krzyknął już w prawdziwej desperacji Bill.
Janet załamana opadła na krzesło.
- To prawda, tato. On mi nigdy niczego nie obiecywał. To ja, jak ta głupia wierzyłam, że gdy załatwię mu pracę u ciebie i to jeszcze dobrze płatną, to wtedy spojrzy na moje uczucia łaskawszym okiem.
- Ale tak się nie stało, prawda? - uśmiechnął się w cwany sposób Ash - Nie stało się tak, ponieważ w pracy Bill poznał Annę i się w niej zakochał. Tobie zaś było to bardzo nie w smak. Postanowiłaś się więc na nim zemścić. Wrobiłaś go w kradzież, której ty sama dokonałaś. Jeszcze do tego miałaś czelność twierdzić, że widziałaś, jak Bill majstruje przy kasie.
- To też było kłamstwem? - zdziwiłam się.
- No oczywiście, że tak - odpowiedział Ash, patrząc na Janet bardzo groźnym wzrokiem - Kłamstwem i zarazem też kolejnym grzeszkiem na twojej już długiej liście przewinień, moja droga.
- To nieprawda! - zawołała Janet - Przyznaję, nie cierpiałam Anny i kiedy ta zaczęła chodzić z Billem, to wówczas znienawidziłam ich oboje, ale nigdy nie uknułabym takiej intrygi przeciwko nim.
- Bardzo chciałbym ci wierzyć, Janet, ale obawiam się, że dowody świadczą przeciwko tobie - powiedział z uśmiechem na twarzy Ash.
- Dowody? Niby jakie dowody? - zapytał zdumiony Joe.
- Po pierwsze dostęp do kluczy od kasy miał tylko pan i pańska córka. Pan nie ukradł tych pieniędzy, bo niby po co? Nie miał pan żadnego motywu. Za to pańska córeczka... Ta i owszem... Miała powód, aby to zrobić... Zazdrość.
- A zazdrosna kobieta jest gotowa na wszystko, żeby się zemścić - dodałam ze znawstwem w głosie.
- Dlatego więc twoja motywacja jest bardzo prawdopodobna - mówił dalej Ash - Poza tym są niepodważalne dowody...
- Niby jakie? - zapytał Joe.
- A niby takie, że zostawiłaś swoje odciski palców na kłódce od szafki Billa. Jeśli jesteś niewinna, to co one tam robią? - stwierdził detektyw.
- To kłamstwo! Tam wcale nie ma moich odcisków palców! To wszystko są jakieś bzdury! - krzyknęła załamanym tonem Janet.
- O tym, to już zadecyduje ekspertyza - odpowiedziała jej porucznik Jenny - Specjalistyczna ekspertyza dokonana na komisariacie. Ale to już jest raczej tylko formalność, bo przecież mamy sprawcę kradzieży.
- Chyba nie wierzy pani w podejrzenia tego głupiego smarkacza?! - krzyknął wręcz załamanym tonem Joe - Pani porucznik, przecież ten głupi szczeniak sam nie wie, co mówi.
- Przeciwnie. On bardzo dobrze wie, co mówi, proszę pana - odparła na to stanowczym tonem porucznik Jenny, wstając z krzesła - Kłódka z szafki zostanie zaraz zabrana na komisariat. Pobierzemy z niej odciski palców i porównamy je z odciskami palców pana córki. Jeśli jest niewinna, zostanie wypuszczona. Ale jeśli jest winna, to cóż... Przykro mi... Na chwilę obecną mogę powiedzieć jedynie to, że pana córka miała bardzo poważne motywy, aby zniszczyć pana pracownika. Miała również ogromne możliwości, żeby tego dokonać.
- Ależ to niedorzeczne! To niemożliwe! Ona jest niewinna! - krzyknął Joe, patrząc przerażony na córkę.
- To się okaże w trakcie śledztwa. A na razie zabieramy pańską córeczkę. Sierżancie... Rozkujcie Billa i skujcie pannę Janet!
Policjant natychmiast wykonał polecenie swojej przełożonej, także już po chwili rozpieszczona córeczka właściciela kawiarni „Pod Różą“ została zakuta w kajdanki i wyprowadzona przez funkcjonariuszy. Dziewczyna płakała, wiła się i krzyczała, że jest niewinna. Jej ojciec zaś podbiegł wściekły do Asha, po czym z furią w oczach pogroził mu pięścią.
- Jeszcze mi za to zapłacisz, Ketchum! Zobaczysz, udowodnię jej niewinność! Udowodnię, a ty odszczekasz te swoje żałosne insynuacje wobec niej!
To mówiąc Joe wybiegł z pokoju.
***
Krótka chwilę później właściciel kawiarni znalazł się w szatni. Bardzo szybko podbiegł do szafki Billa, wyjął z kieszeni ściereczkę i zaczął zawzięcie trzeć nią kłódkę.
- Nie ma po co się wysilać, proszę pana - powiedział Ash wychodząc z cienia - Pańskie starania są nic nie warte.
- No właśnie - dodałam, stając obok niego - Dowody pańskiej winy są już jednoznaczne.
- Pika-chu! - pisnął Pikachu bojowym tonem, krzyżując sobie łapki na piersi.
- O czym wy mówicie? I co wy tu w ogóle robicie? - zdziwił się na nasz widok Joe.
- Co my tu robimy? Raczej co pan tu robi?! - zapytał Ash - Dlaczego bawi się pan tą kłódką?
- I czemu ją pan wyciera starannie ściereczką, aby nie zostały na niej żadne odciski palców? - dodałam - I czemu ma pan na sobie rękawiczki?
- Ja... Ja... Tego no... Ja...
Właściciel kawiarni nie wiedział chyba, co ma powiedzieć. Był naprawdę przerażony i zdumiony naszą obecnością.
- Powiem panu, dlaczego! - zawołał Ash, kierując oskarżycielsko palec w stronę mężczyzny - Bo to pan ukradł te pieniądze i podłożył je Billowi. Tylko pan mógł to zrobić.
- Wiedział pan doskonale, że pańska córka jest zakochana w Billu i dlatego załatwiła mu tutaj tę pracę - odezwałam się - Podejrzewam, że na początku nie miał pan nic przeciwko takiej miłości, ale kiedy Bill odrzucił pana córkę dla Anny...
- Dla tej głupiej oraz nic nie wartej kelnereczki, której dałem pracę z litości! - wysyczał przez zęby Joe.
- Wówczas postanowił pan pomścić tę zniewagę, jakiej według pana doznała Janet - dokończyłam swoją przemowę.
- Dlatego, korzystając z przerwy obiadowej, wyjął pan pieniądze ze swojej kasy i podrzucił do szafki Billa, żeby go pogrążyć - mówił dalej Ash - Zapomniał pan jednak o podrzuceniu mu również kluczy, co byłoby dowodem już całkowicie go obciążającym. Bez niego zaś wina Billa nie była wcale taka oczywista.
Mówiąc to detektyw uśmiechnął się nie bez satysfakcji.
- A kiedy aresztowano pana córkę, od razu pobiegł pan tutaj mając nadzieję, że policja jeszcze nie zabrała tej kłódki do analizy - dodałam oskarżycielskim tonem - Ku pana wielkiej radości tak się nie stało i mógł pan swobodnie wytrzeć kłódkę ze wszelkich odcisków. W ten oto sposób jedyny dowód przeciwko pana ukochanej córeczce zniknął bez śladu.
- Pika-pika! - pisnął oburzonym tonem Pikachu, krzyżując ponownie łapki na piersi.
Joe wysłuchał nas do końca, po czym wybuchnął podłym śmiechem.
- Macie rację, wy głupie smarkacze. Macie rację. Zrobiłem to! Zrobiłem to i jestem z tego bardzo zadowolony, ale wiecie co? Nic mi już nie możecie zrobić! Nic! Kłódka została wyczyszczona ze wszystkich odcisków! Policja nic na niej nie znajdzie i będzie musiała wypuścić Janet! Wasze starania poszły więc na marne, wy głupie, żałosne bachory!
Ash zachował stoicki spokój i powiedział:
- Myli się pan, panie Joe. Nasze starania wcale nie poszły na marne.
To mówiąc odsunął się lekko i z cienia wyszła również porucznik Jenny, która była obecna podczas całej tej rozmowy (rzecz jasna, w ukryciu, gdyż tylko dzięki temu podły mężczyzna był bardziej rozmowny). Widok policjantki przeraził właściciela kawiarni do tego stopnia, że cała jego buta oraz arogancja zniknęły bez śladu.
- Wszystko słyszałam, panie Joe - zaśmiała się z kpiną w głosie Jenny - Tak, wszystko słyszałam i nagrałam. Nagrałam na to oto urządzenie...
To mówiąc policjantka pokazała mężczyźnie mały dyktafon i włączyła go. Z urządzenia poleciał wówczas głos Joe, w którym ten odważnie przyznaje się nam do winy. Właściciel kawiarni załamany opuścił głowę w dół. Wiedział już dobrze, że przegrał.
- Ty podstępny szczeniaku! - wycedził przez zęby.
Następnie skoczył na Asha, powalając go na ziemię i próbując udusić. Ja, Jenny oraz Pikachu szybko oderwaliśmy drania od mojego chłopaka, który powoli masując sobie szyję, mówił dalej:
- Najśmieszniejsze w tym wszystkim jest to, proszę pana, że nie miał pan najmniejszych powodów do obaw.
Jego słowa wprawiły nas wszystkich w zdumienie. Joe, Jenny, ja oraz Pikachu spojrzeliśmy na niego nie rozumiejąc, o czym on mówi.
- Jak to, Ash? O czym ty mówisz? - zapytałam.
- To proste, kochanie - detektyw natychmiast przystąpił do wyjaśnień - Gdy przyjrzałem się kłódce tuż po znalezieniu tego tajemniczego listu, to zauważyłem, że nie ma na niej żadnych odcisków palców.
- Jak to, żadnych? - zdziwiłam się.
- Pika? - zapytał Pikachu.
- A tak to. Żadnych - odpowiedział mi mój ukochany - Joe po podrzuceniu do szafki pieniędzy z utargu natychmiast wytarł kłódkę do czysta, co było z jego strony bardzo głupie, gdyż w takim wypadku nie było na niej żadnych odcisków palców, nawet Billa, który był przecież właścicielem tej szafki.
- Rzeczywiście, to nie było zbyt strategiczne z jego strony - odezwała się porucznik Jenny - Ale zakładam, że gość nie myślał racjonalnie.
- Nie inaczej... Cała ta jego zemsta była idiotyczna i w żadnym razie nie zaplanowana - mówił dalej Ash - Działał pod wpływem impulsu, a gdy dowiedział się, że jego córeczka jest podejrzana, to pomyślał, że może rzeczywiście jakieś jej odciski palców zostały na kłódce. Uznał, że być może faktycznie majstrowała przy tej szafce i pozostawiła swoje odciski. Dlatego przybiegł tutaj i ponownie wytarł kłódkę.
- Nie wiedząc, że to z naszej strony jedynie prowokacja - zaśmiała się Jenny - Teraz już rozumiem, dlaczego prosiłeś, żebym aresztowała Janet.
- A więc z góry to zaplanowałeś, Ash? - zapytałam z zainteresowaniem.
- Nie inaczej - odpowiedział mój chłopak, wypinając dumnie pierś - W końcu ma się tę główkę, co nie?
- Pika-pika! Pika-chu! - pisnął radośnie Pikachu.
Ash uśmiechnął się zadowolony, po czym spojrzał na podłogę tuż przy swojej nodze. Leżała tam lupa, którą używał podczas rozwiązywania przez siebie zagadek. Była cała potłuczona. Widocznie wypadła mu z kieszeni i się stłukła, gdy Joe próbował go udusić. Mój ukochany ze smutkiem zaczął zbierać z podłogi szczątki szkła powiększającego.
- Moja piękna lupa! To jedyny smutny akcent całej tej sprawy - rzekł, po czym spojrzał na sprawcę tego czynu - Nie wiem, ile lat pan dostanie, ale za tę zbrodnię należy się panu dożywocie!
- Pika-chu! - pisnął smętnie Pikachu widząc, jak Ash znowu przesadza.
***
Chwilę później Joe został skuty w kajdanki i wyprowadzony z szatni. Jenny uścisnęłam nam zaś dłonie i wesoło zasalutowała.
- Kochani... Muszę przyznać, że współpraca z wami jest dla mnie naprawdę prawdziwą przyjemnością - powiedziała po chwili - Wiecie, mam wielką nadzieję, że jeszcze niejeden raz będziemy mogli to robić.
- Ja także mam taką nadzieję - dodałam.
- Nic dodać, nic ująć - rzekł Ash.
Jenny uśmiechnęła się do nas, a po chwili powiedziała:
- Wiecie co? Kiedy już skończycie osiemnaście lat, to przyjdźcie do mnie. Postaram się wam załatwić pracę policyjnych konsultantów.
- Konsultantów? - zdziwiłam się.
- Tak. Chodzi o takiego detektywa, którego policja wynajmuje do pomocy w prowadzeniu śledztwa - pospieszyła z wyjaśnieniami Jenny.
W oczach Asha pojawił się radosny błysk, gdy tylko usłyszał on propozycję naszej przyjaciółki. Najwidoczniej ten pomysł bardzo mu przypadł do gustu. Nie ukrywam, że mnie również.
- To interesująca propozycja - powiedział mój chłopak - Przyznam się, że nie miałbym nic przeciwko temu, o ile oczywiście Serena będzie ze mną pracować.
- Bo w końcu tylko w duecie jesteśmy naprawdę niezawodni, mam rację? - zapytałam z nadzieją, że chłopak się ze mną zgodzi.
- No oczywiście, kochanie - odpowiedział mi wesoło detektyw.
- Cieszę się, moi drodzy - powiedziała porucznik Jenny, wciąż wesoło się uśmiechając - Tak więc, jak już oboje skończycie osiemnaście lat, to mam wielką nadzieję, że zechcecie pracować dla miejscowej policji.
- Na pewno nie zechcemy pracować dla konkurencji, tego możesz być pewna - zażartował sobie Ash.
Spojrzeliśmy na Joe, którego policjanci wyprowadzali z kawiarni.
- Co go czeka? - zapytałam z zainteresowaniem.
- Pika-pika? - spytał Pikachu.
Jenny zaraz pospieszyła nam z odpowiedzią.
- No cóż... W końcu pieniądze są jego, kawiarnia również, więc pewnie nic. Dostanie mu się jedynie za składanie fałszywych zeznań oraz próbę obciążenia niewinnej osoby swoimi winami. Pewnie wyrok będzie w zawiasach. Jego córcia również odpowie za składanie fałszywych zeznań, ale też raczej nie posiedzi sobie za długo w celi.
- Pewnie i tak - powiedział Ash.
- Pika-pika - odpowiedział mu nieco smutnym tonem Pikachu.
Widocznie obaj byli zdania, że taki wyrok to zdecydowanie za mało dla kogoś takiego jak Joe czy jego zarozumiała córeczka. Musiałam się z nimi zgodzić. Co do Asha, to przemawiał przez niego również żal po stracie lupy, za który to czyn miał wyraźnie ochotę wypatroszyć tego drania, o czym wszakże mógł zapomnieć z powodu obecności naszej drogiej przyjaciółki.
Nagle coś sobie przypomniałam.
- Panie Joe! Panie Joe! Jeszcze słówko! - zawołałam prędko, zanim policjanci wyprowadzili go z kawiarni.
- Czego chcesz? - spytał mężczyzna, patrząc na mnie wilkiem.
- Chodzi mi o te lody, które dzisiaj u pana zjedliśmy. Nie zdążyliśmy jeszcze za nie zapłacić, a więc wciąż wisimy panu pięć dolarów. Czy mamy je teraz panu zapłacić, czy możemy zrobić to później?
Zapytałam o to tonem niewinnym i grzecznym, a mimo to Joe spojrzał na mnie groźnie i warknął:
- A idź do diabła, głupia smarkulo!
I wyszedł razem z policjantami.
- To chyba oznaczało, że anuluje nam dług - rzucił z wyraźną kpiną w głosie Ash.
- Pewnie tak. Zatem wychodzi na to, że dostaliśmy dziś lody na koszt firmy - zachichotałam wesoło.
- Otóż to, kochanie. Otóż to - odparł wesoło detektyw.
To mówiąc przybiliśmy sobie piątkę.
- Pika-pika! Pika-chu! - zapiszczał wesoło Pikachu, machając radośnie łapką.
***
- Dziękuję wam za oczyszczenie mnie z zarzutów - powiedział radośnie Bill, ściskając nam dłonie.
- Ja też wam za to dziękuję - dodała Anna z uśmiechem na twarzy - Gdyby nie wy, to Bill zostałby aresztowany za coś, czego nie zrobił.
- Ależ nie ma za co - powiedział Ash, zachowując skromną minę, chociaż byłabym gotowa przysiąc, że w duszy aż kipi z dumy.
- Szkoda tylko, że straciliście w ten sposób pracę - dodałam smutnym głosem.
- Nic nie szkodzi. Może to nawet lepiej - stwierdziła Anna - Tym razem znajdziemy oboje lepszą.
- Gdzie nikt nie będzie nas niesłusznie oskarżał o kradzież - powiedział jej ukochany.
- Tak. I gdzie nikt już się nie będzie przystawiał do mojego chłopaka - dodała wesołym tonem dziewczyna.
- Oczywiście - rzekł radośnie stojący przy niej młodzieniec.
- W takim razie nie zostaje nam nic innego, jak tylko życzyć wam obojgu powodzenia w przyszłym życiu - powiedział przyjaznym tonem Ash.
- I żebyście dalej kochali się tak mocno, jak teraz - uśmiechnęłam się czule.
- Nawzajem, moi kochani. Nawzajem - odpowiedzieli nam Bill i Anna, po czym wzięli się za ręce i poszli.
- Prawdę mówiąc na nas chyba też już pora, Sereno. Nie sądzisz? - zapytał Ash i spojrzał mi w oczy.
- Słusznie, Ash. Słońce już powoli zachodzi. Powinniśmy więc już wrócić do domu - odpowiedziałam mu.
Mówiąc to przypomniałam sobie także, że przecież w restauracji wciąż czeka przyjęcie urodzinowe dla Asha. Z pewnością wszystko już dawno było ukończone. Zostało więc nam tylko wrócić na miejsce.
- Wiesz co, Ash... Jedno mnie tylko zastanawia - powiedziałam do mojego chłopaka, gdy już powoli wracaliśmy do domu.
- Co dokładniej cię zastanawia, kochanie? - zapytał mój luby, spoglądając na mnie z zainteresowaniem.
- Chodzi o ten list, który znalazłeś w szafce Billa - zaczęłam mówić - Ten, który kazał ci szukać motywu oraz zbadać kłódkę.
- No i co w związku z tym listem?
- No... Czy nie dziwi cię fakt, że znalazłeś go w tej szafce i to właśnie wtedy, gdy pilnie potrzebowałeś wskazówek? No i jeszcze coś... Kto go w ogóle napisał?
Ash podrapał się lekko po brodzie, po czym powiedział:
- Nie mam pojęcia. Może Anna, która domyślała się prawdy? A może Bill, który wiedział, kto jest naprawdę winien?
- Wiesz, gdyby wiedzieli, kto jest naprawdę winien albo też mieli chociaż jakieś podejrzenia, to by powiedzieli nam to podczas przesłuchania, nie sądzisz? - zasugerowałam.
Moje słowa zmusiły Asha do myślenia.
- No cóż... To rzeczywiście jest prawda... Ale naprawdę nie wiem, kto mógł napisać ten list.
- Nie poznajesz tego charakteru pisma? Czy nie wydaje ci się on znajomy? - dopytywałam się.
Ash pokiwał przecząco głową.
- Niestety nie. Nigdy go wcześniej nie widziałem.
Spojrzałam na mojego chłopaka i zapytałam zdumionym głosem:
- Wobec tego kto ci pomógł rozwiązać tę zagadkę? Kto napisał ten list? I dlaczego to zrobił?
Ash rozłożył bezradnie ręce i powiedział:
- Obawiam się, że tej zagadki Sherlock Ash już nie zdoła rozwiązać. Myślę jednak, że najlepiej będzie na razie wrócić do domu i przestać już o tym wszystkim myśleć. Być może kiedyś dojdziemy prawdy, a może nie. Zresztą teraz to bez znaczenia. Ważne, że dzięki temu listowi rozwiązałem zagadkę.
- Pika-pika. Pika-chu - zapiszczał wesoło Pikachu, wskakując na moje ramię, potem znowu na ramię swego trenera.
- Tak, może masz rację - odpowiedziałam mojemu chłopakowi - Ale mimo wszystko wciąż nie rozwiązałam jednej zagadki.
- Jakiej, Sereno? Jakiej?
- Co mam ci kupić na urodziny?
Na to pytanie jednak szybko znalazłam odpowiedź, kiedy zobaczyliśmy na wystawie jednej z księgarni książkę o Pokemonach z regionu Kanto autorstwa profesora Oaka. Wiedząc o tym, że Ash jest tym tematem bardzo zainteresowany, poprosiłam go, aby chwilę poczekał, po czym wbiegłam do sklepu i już za chwilę wróciłam z książką pod pachą.
- Proszę, Ash. Wszystkiego najlepszego z okazji urodzin.
Chłopak uśmiechnął się do mnie i wziął książkę do ręki.
- Ta książka jest po prostu piękna, kochanie - powiedział wzruszonym tonem - Dziękuję ci, najdroższa. Sprawiłaś mi przyjemną niespodziankę.
To mówiąc objął mnie do siebie i pocałował czule w usta.
Ale to jeszcze nie jest koniec niespodzianek, mój ty słodki, kochany jubilacie, pomyślałam sobie, gdy skierowaliśmy swoje kroki w kierunku domu.
KONIEC
Witaj, mój najlepszy pisarzu na świecie. :)
OdpowiedzUsuńZgodnie z obietnicą, zaglądam i recenzuję. I tym razem sie nie rozczarowałam. :)
Opowiadanie po prostu przeboskie. Kompletnie nie spodziewałam się takiego rozwiązania sprawy. Chociaż motyw był oczywisty - wściekły tatuś zrzuca winę za kradzież na pracownika, który odrzucił miłość jego córki i jeszcze ośmielił się zakochać w kelnerce o bardzo pięknym imieniu. :) A zakończenie mnie bardzo poruszyło i spodobało się. :)
Jednym słowem: 10/10 :) I zabieram się za czytanie dalszych. :)
Nie spodziewałem się że takie coś powstanie ale fajnie,bo ostatnio zacząłem się pogłębiać w ten temat😋
OdpowiedzUsuńUsta!!😧 oj mamy tu doczynienaia z prawdziwą miłością
OdpowiedzUsuńKoniec😁ahh ta bezcenna miłość
OdpowiedzUsuń