środa, 20 grudnia 2017

Przygoda 002 cz. II

Przygoda II

Skradzione notatki profesora Oaka cz. II


- Dzień dobry! - powiedział Ash do młodej kobiety, która była tutaj sekretarką - Czy zastaliśmy pana profesora?
Dziewczyna uśmiechnęła się do nas.
- A niby czemu mielibyście go nie zastać?! On nawet całymi tygodniami potrafi nie wychodzić z domu! - zachichotała sekretarka - Więc nie musi się pan bać. Jest, z całą pewnością jest.
- To dobrze, bo mamy do niego mały interes! - rzekł wesoło mój luby - Ja i moja dziewczyna przynieśliśmy mu obiad od mojej mamy.
- Aha! Skoro tak, to bardzo zapraszam! - zawołała wesoło sekretarka - Zaraz zawiadomię profesora, że przybyliście. Przy okazji... Ta panna to kto?
- To moja dziewczyna, Serena Evans - przedstawił mnie mój chłopak. 
Sekretarka uśmiechnęła się do mnie przyjaźnie, po czym wzięła telefon i powiedziała do słuchawki:
- Panie profesorze, pani Ketchum przysyła panu obiad... Tak... Tak... Już ich wpuszczam.
Chwilę później odłożyła słuchawkę i powiedziała:
- Pan profesor prosi.
Uśmiechnęłam się przyjaźnie do sekretarki i nagle poczułam w nozdrzach jakiś dziwny zapach, który sprawił, że natychmiast kichnęłam.
- Na zdrowie! - powiedziała sekretarka.
- Dziękuję - odpowiedziałam, pocierając palcem o nos.
Ash wziął mnie czule za rękę i poszliśmy do gabinetu profesora. Pikachu oraz Fennekin pobiegli obok nas, wesoło przy tym piszcząc. Chwilę później byliśmy już w gabinecie. Jak się mogłam tego spodziewać, przypominał on bardzo gabinet profesora Augustine’a Sycamore’a. Znacznie więcej tam było komputerów niż innych urządzeń.
- Panie profesorze! Panie profesorze! Profesorze Oak! - zawołał mój chłopak rozglądając się dookoła - To ja! Ash Ketchum!
- Ash, mój drogi chłopcze! Czy to ty?! - odpowiedział nam z głębi gabinetu sympatyczny głos - Już do ciebie idę!
Chwilę później z jakiegoś kąta wysunął się nagle człowiek, tak chyba około sześćdziesięcioletni, ale wciąż przystojny oraz energiczny, jak i również radośnie uśmiechnięty. Podszedł do nas i uściskał swego młodego podopiecznego.
- Witaj, Ash. Nawet nie wiesz, jak się cieszę, że cię widzę. Widzieliśmy cię z twoją mamą w telewizji podczas mistrzostw.
- Miło mi. Dałem czadu, co nie? - zachichotał wesoło Ash.
- Nie inaczej. Ale nic mi nie mówiłeś, że wracasz do Alabastii. Powiedz mi, kiedy wróciłeś?
- Jakoś tak parę dni temu. Zostałem Mistrzem Pokemon i teraz postanowiłem nieco odpocząć od przygód. Ale przepraszam, zapomniałem przedstawić. To moja dziewczyna, Serena Evans.
- Jestem Serena - przedstawiłam się uprzejmie - A to jest mój Fennekin.
To mówiąc złapałam w dłonie mojego Pokemona i pokazałam go panu profesorowi, który uśmiechnął się radośnie na jego widok.
- O! No proszę! Fennekin! Uroczy stworek! Miło mi cię poznać, mój mały. Ciebie też, Sereno. Jestem profesor Samuel Oak i bardzo się cieszę, że Ash znalazł sobie dziewczynę i to do tego jeszcze tak uroczą, jak ty, moja droga.
Uśmiechnęłam się radośnie do profesora. Sprawiał on naprawdę miłe oraz przyjemne wrażenie. Od razu go polubiłam.
- Panie profesorze, moja mama przesyła przez nas obiad dla pana - powiedział Ash i wówczas podałam Oakowi koszyk.
Profesor radośnie wziął go od nas i sprawdził jego zawartość.
- Umm! Ależ to pysznie wygląda! Widzę, że jest tego przynajmniej na cztery osoby, a może nawet i pięć. Sam temu obiadowi nie dam rady. Mam więc nadzieję, że zechcecie oboje mi pomóc w tej sprawie.
- Ale nie wiem, czy możemy - powiedział Ash.
- Właśnie, obowiązki nas wzywają - dodałam.
- Ach, to żaden problem! Zaraz zadzwonię do twojej mamy, Ash i powiem jej co i jak. Poczekajcie tu chwilę, proszę.
To mówiąc profesor Oak podszedł do telefonu i zadzwonił do Delii, żeby zaproponować jej, abyśmy oboje zjedli z nim obiad. Pani Ketchum odpowiadała mu na to, że oczywiście nie ma nic przeciwko temu, wręcz będzie jej miło, jeśli tak zrobimy. W takim wypadku z radością przystaliśmy na propozycję profesora.
- Cieszę się, że możecie zostać - mówił dalej profesor, przeczesując sobie dłonią swe w większości już siwe włosy - Miło mi będzie zjeść obiad w waszym towarzystwie. Zjemy sobie te pyszności w piątkę.
- W piątkę? - zdziwiłam się - O ile się nie mylę, to jest nas tylko troje. Chyba, że ostatnimi czasy zaszły jakieś poważne zmiany w matematyce.
- Owszem, jest nas troje, ale liczę też mojego asystenta oraz pewną młodą damę, która mnie odwiedziła - wyjaśnił profesor Oak.
- A! Chyba, że tak! To co innego! - zaśmiałam się - Teraz wszystko mi się zgadza.
Chwilę później drzwi się otworzyły i do gabinetu weszły dwie osoby. Zanim jednak zobaczyliśmy, kim one są, to jakieś żółto-czarne stworzenie, niczym mała błyskawica, skoczyło w stronę Asha, przewróciło go na ziemię i zaczęło czule lizać po twarzy.


- To Helioptile! - zawołałam wesoło, rozpoznając stworka.
- Pika-pika! Pika-chu! - zapiszczał radośnie Pikachu.
- Rzeczywiście, to Helioptile! - odpowiedział Ash, gładząc Pokemona po łebku.
- I najwyraźniej cię zna - zachichotałam uradowana całym widokiem.
- Najwyraźniej - powiedział Ash z uśmiechem na ustach - Ale skoro jest tu Helioptile i to jeszcze taki, który najwyraźniej nas zna, to w takim razie musi tu być również...
- Ash! Serena! Miło was znowu widzieć! - odezwał się nagle znajomy głos.
Helioptile zeskoczył z mojego chłopaka i wspiął się wesoło na ramiona swego trenera, którym była dobrze nam znana osoba.
- O! Cześć, Alexa! - zawołał bardzo wesoło Ash na widok naszej wspólnej przyjaciółki.
- Witaj, Alexo! - dodałam radosnym tonem - Nie spodziewaliśmy się ciebie tu spotkać.
- Pika-pika! - pisnął radośnie Pikachu.
- Fenne-kin! - dołączył do niego mój Fennekin.
- Ja też nie spodziewałam się was tu spotkać - odpowiedziała mi z uśmiechem Alexa - Cieszę się jednak, że to miało miejsce, bo stęskniłam się za wami.
- Co ty tu robisz, Alexa? - zapytał Ash, podnosząc się powoli ziemi.
- Przeprowadzam wywiad z profesorem Oakiem - odpowiedziała mu Alexa - Mówiłam wam, że mam to w planach.
- Ale sądziłam, że już go dawno skończyłaś - powiedziałam zdumiona - W końcu udałaś się do niego dwa dni temu.
- To prawda, ale profesor poprosił mnie, abym została nieco dłużej, bo chce się ze mną podzielić kilkoma niezwykle interesującymi badaniami na temat Pokemonów robaków - mówiła dalej Alexa.
- Dokładnie tak - wtrącił się do rozmowy profesor Oak - A ponieważ siostra Alexy, Viola, bardzo się nimi zachwyca, Alexa postanowiła zdobyć dla niej kilka interesujących wiadomości.
- Aha! Teraz to ja już wszystko rozumiem - zachichotał Ash - A więc dlatego właśnie mieliśmy możliwość cię dzisiaj spotkać, Alexo.
- Sama jestem tym mile zaskoczona - powiedziała dziennikarka.
- Ja również, a już zwłaszcza tym, że nikt na mnie nie zwraca uwagi - odezwał się nagle jakiś głos.
Należał on do osoby, która przyszła do gabinetu profesora razem z Alexą i cały czas stała z boku, gdy my rozmawialiśmy z naszą przyjaciółką.
Ash zwrócił swój wzrok na tę osobę i zaśmiał się radośnie.
- A niech mnie! Tracey!
- Witaj, Ash! Miło cię znowu widzieć!
Mój chłopak szybko podbiegł do swego dawnego przyjaciela i uścisnął mu radośnie dłoń. Ja zaś przyjrzałam się uważnie temu młodzieńcowi i musiałam przyznać, że wygląda on dokładnie tak samo, jak na zdjęciu, które mi pokazywał Ash. Tracey nic się nie zmienił, co najwyżej był nieco starszy, ale wciąż taki sam. Bez trudu więc go rozpoznałam.
- Tracey, pozwól, że ci przedstawię. To jest moja dziewczyna, Serena Evans - dokonał prezentacji Ash.
- Miło mi cię poznać - Tracey podał mi dłoń na powitanie - Tracey Sketchit, do usług!
- Serena Evans, też do usług - zaśmiałam się, ściskając mu rękę - Miło mi powitać jednego z dawnych kompanów Asha.
- Tak, kompanów to dobre słowo - odpowiedział Tracey - Przeżyliśmy razem wiele niesamowitych przygód na Wyspach Oranżowych, a to łączy ludzi.
- W rzeczy samej - rzekł Ash z dumą w głosie.


- Hej, Ash! A pamiętasz tę naszą przygodę na Wyspie Shamouti? - zapytał Tracey.
- Oj tak, stary! - zawołał radośnie mój ukochany - Doskonale pamiętam tę nawalankę z Moltresem, Zapdosem i Articuno. No i jeszcze to starcie z Lawrencem III. Nigdy tego nie zapomnę.
- A ja nigdy nie zapomnę przeuroczej Melody. Pamiętasz, jak się do ciebie łasiła i Misty była zazdrosna, choć udawała, że jest inaczej? - mówił dalej Tracey.
- Jaka Melody? - zapytałam z zainteresowaniem.
Ash zarumienił się lekko na twarzy i powiedział:
- He he he. To taka stara znajoma... Przyjaciółka z Wyspy Shamouti... Stare dzieje.
- Stare, ale jare - zachichotał wesoło Tracey.
- Ale przecież to była tylko moja dobra znajoma.
- Dobra znajoma, powiadasz? A pamiętasz, jak dała ci powitalnego całusa?
- Całusa, tak? - zapytałam z udawaną zazdrością w głosie.
- Tak, a potem ciągle łasiła się do ciebie podczas przyjęcia - nakręcał się dalej Tracey, wciąż nie tracąc uśmiechu z twarzy - I miała na sobie taki niesamowicie uroczy strój kapłanki. W dodatku pięknie grała na muszli, a ty nie mogłeś oderwać od niej wzroku.
- Nie mogłeś oderwać od niej wzroku, tak? - zapytałam żartobliwie, całkiem nieźle udając zazdrość - Tracey, coś mi mówi, że będziemy musieli oboje poważnie porozmawiać.
Tracey zachichotał, natomiast Ash zrobił się czerwony na twarzy. Widocznie byłam na tyle dobrą aktorką, że mój chłopak pomyślał sobie, iż jestem bardzo zazdrosna o stare dzieje. Oczywiście tak nie było, jednakże uznałam, iż Ash nie musi o tym wiedzieć. Nawet wyglądał zabawnie, kiedy był taki lekko przerażony tą moją rzekomą zazdrością.
- Dobrze, ale lepiej zjedzmy nasz obiad, bo już pora na to - powiedział wesoło profesor Oak, zacierając zadowolony ręce - Zajrzę jeszcze tylko do moich notatek i możemy iść.
To mówiąc uczony podszedł do sejfu, w którym trzymał on swoje notatki, otworzył go i...
- O Boże... Tylko nie to! Tylko nie to! - krzyknął zrozpaczony.
Kiedy spojrzeliśmy w jego stronę bardzo zaciekawieni, co wywołało jego przerażenie, dość szybko poznaliśmy odpowiedź na to pytanie.
Sejf był pusty.

***


- Przyjrzyjmy się jeszcze raz uważnie całej sprawie - powiedział do nas Ash poważnym tonem - Mówi pan, profesorze, że kiedy otwierał pan ten sejf o godzinie 12:00 w południe, to notatki tam były?
- Tak, zdecydowanie tam były, jestem tego pewien - odpowiedział mu profesor Oak.
- Jest pan pewien, że pan ich nie przeoczył?
- Niemożliwe. Nie mogłem ich przeoczyć, bo przecież dokładnie każdą z nich oglądałem.
- Jest pan tego absolutnie pewien?
- Ależ oczywiście. Ja to może i jestem bałaganiarzem i może zdarza mi się coś zapodziać albo przeoczyć, ale te notatki są dla mnie zbyt ważne, żebym miał je tak potraktować. Zresztą, jak już mówiłem, przeglądałem je osobiście.
- Rozumiem. I na pewno żadnej nie brakowało?
- Na pewno.
Ash podrapał się delikatnie po brodzie.
- A zatem wniosek jest bardzo prosty. Teraz mamy godzinę 15:00, czyli złodziej miał niecałe trzy godziny na to, żeby dostać się do sejfu, otworzyć go, wyjąć notatki, zamknąć sejf i ukryć łup.
- Co nam to mówi? - zapytałam zainteresowana jego wywodem.
- To nam mówi, że pora, aby do akcji wkroczył Sherlock Ash!
Chwilę później mój chłopak narzucił na siebie płaszcz i kapelusz Sherlocka Holmesa (które miał schowane w plecaku), zaś Pikachu ubrał w podobny strój, oczywiście dopasowany do jego osoby.
- Doskonale. A zatem jesteśmy już gotowi i możemy rozpocząć śledztwo! - zawołał wesoło Ash.
- Wiedziałam, że prędzej czy później znów się wykażesz jako detektyw - powiedziałam z uśmiechem na twarzy.
- A nie lepiej zadzwonić od razu na policję? - zapytał Tracey.
- Nie. Najpierw sami przyjrzyjmy się całej sprawie - odpowiedział mu Ash - Profesorze, musi pan oznajmić wszystkim swoim pracownikom, że nikomu nie wolno wejść ani opuścić terenu laboratorium do czasu wyjaśnienia tej sprawy. Nie możemy pozwolić na to, by złodziej się nam wymknął.
- Oczywiście, zaraz to zrobię - wyraził zgodę profesor.
- Zakładając oczywiście, że on nadal tu jest - rzekł ze sceptycyzmem w głosie Tracey.
Ash spojrzał na niego najpoważniejszym wzrokiem, jaki zdołał z siebie wykrzesać.
- Uwierz mi, przyjacielu - powiedział - On tutaj jest. Ja to wiem. Łup swój zechce wynieść dopiero po zamknięciu laboratorium na noc.
- Nie ma innego wyjścia - potwierdził jego słowa profesor Samuel Oak - Moi pracownicy nie opuszczają miejsca pracy w ciągu jej trwania, a nawet gdyby chcieli, musieliby z tego zrezygnować. Takiego bumelanta ochrona nie tylko by zatrzymała, ale i natychmiast by mnie powiadomiła o całej sprawie.
- Wobec tego rzeczywiście złodziej nadal musi tu być - powiedziałam.
- Ale kto nim jest? - zapytała Alexa.
Ash wyjął lupę i powiedział:
- Przyjrzyjmy się dokładnie miejscu zbrodni, ale myślę, że z łatwością rozwiążemy tę sprawę.
- Pika-pika! - zawołał radośnie Pikachu.
Ash podszedł do sejfu i obejrzał dokładnie każdy jego fragment, zaś Pikachu z największą dokładnością mu w tym pomagał. Praca ich obu zajęła zaledwie parę minut.
- Niestety, żadnych śladów - powiedział po chwili detektyw - Są co prawda jakieś odciski, ale podejrzewam, że to wyłącznie odciski profesora.
- Złodziej musiał używać rękawiczek - mruknęłam niezadowolona.
- Fenne-kin! - pisnął mój Pokemon.
- Tak... Profesorze, czy ten sejm ma szczególny rodzaj szyfru? - zapytał z zainteresowaniem Ash.
- Owszem. Znam go tylko ja. Nawet Tracey go nie zna - odpowiedział mu profesor Oak.
- Dokładnie tak - potwierdził Tracey - Profesor mi go nigdy nie wyznał. Nie mam mu tego oczywiście za złe. Rozumiem, że bezpieczeństwo przede wszystkim.
- Doskonale! - powiedział Ash i podrapał się delikatnie po brodzie - A więc wniosek jest tylko jeden. Ktoś jeszcze musi znać szyfr do sejfu. I ten ktoś jest w tym laboratorium.
- Ale kto? Kto? - zapytała Alexa - Przecież tu pracuje mnóstwo ludzi. Każdy z nich mógł dokonać kradzieży.
- Proponuję przeszukać pokoje i rzeczy wszystkich osób! - powiedział Ash - Złodziej musiał gdzieś ukryć łup. Nie wyniesie go w dzień, bo żeby to zrobić musiałby najpierw jakoś minąć niezauważony ochronę, co jest (jeśli oczywiście wierzyć profesorowi) niemożliwe.
- To JEST niemożliwe - zaczął wyjaśniać profesor, akcentując wyraźnie swoje słowa - Gdyby tak ktoś chciał wyjść bez mojej wiedzy, to mógłby jeszcze w jakiś sposób oszukać ochronę, ale są tutaj także systemy alarmowe, bardzo skutecznie ukryte przed wszystkimi. Założyłem je tu po to, aby mieć pewność, że nikt nie będzie bumelował i opuszczał miejsce pracy, a potem przychodził po wypłatę, na którą sobie nie zasłużył.
- Całkiem sprytne - zaśmiała się Alexa.
- A więc, gdyby ktoś chciał wyjść, nie skończywszy wcześniej swojej pracy, to zostałby pan o tym powiadomiony? - zapytałam.
- Nie inaczej - odpowiedział profesor Oak - Ash ma rację. Złodziej nadal tu musi być. Wyniesie notatki dopiero w nocy.
- W takim razie sprawa jest chyba bardzo prosta - stwierdziłam - Wystarczy wszystkich zrewidować, zanim wyjdą z pracy, a znajdziemy notatki.
- Oj, nie liczyłbym na to - odparł Ash - Widziałem w filmach takich złodziei, co mieli skrytki tak dobrze ukryte w swoim bagażu, że nikt ich nie mógł zauważyć, nawet przy dokładnej rewizji.
- Pomijając tutaj fakt, że nie oglądam ostatnio filmów, to zgadzam się z Ashem - rzekł profesor Oak przechadzając się załamany po całym laboratorium - Złodziej, jeżeli posiada dobrze przygotowany plan działania, (a jestem pewien, że tak jest) to łatwo nas oszuka wynosząc notatki w takim schowku, w jakim nigdy nie przyjdzie nam do głowy szukać.
- Równie dobrze już mógł w tym schowku je schować i rewizja rzeczy osobistych nic nam nie da - stwierdziłam i podeszłam do sejfu.
Chciałam mu się bardzo dobrze przyjrzeć. Pomyślałam, że być może Ash nie zauważył czegoś niezwykle istotnego dla całej sprawy, ja zaś zdołam to dostrzec. Ledwie jednak zajrzałam do sejfu, a coś mnie zakręciło w nosie i kichnęłam.
- Na zdrowie! - powiedział Ash.
- Dziękuję - odpowiedziałam mu i potarłam palcem nos - Masz jakiś pomysł na to, co możemy zrobić?
Mój chłopak zastanowił się przez chwilę.
- Uważam, że jedyne, co możemy teraz zrobić, to przeszukać rzeczy osobiste wszystkich pracowników.
- Ale tu pracuje cała masa ludzi! Rewizja zajmie nam wieczność! - zawołał załamanym głosem Tracey.
- Niekoniecznie - uśmiechnął się Ash - Wystarczy wezwać posiłki, a będzie to trwało o wiele krócej.
Mówiąc o posiłkach miał oczywiście na myśli porucznik Jenny, po którą natychmiast zadzwoniliśmy. Zgodnie z naszą prośbą, przywiozła ona ze sobą cały oddział policjantów.


- Co dokładniej panu zginęło, panie profesorze? - zapytała Jenny, kiedy już przybyła na miejsce.
- Notatki dotyczące mojego najnowszego wynalazku - odpowiedział jej profesor Oak.
- Czy to były cenne notatki?
- Jak najbardziej. Warte chyba z milion dolarów, jeśli nie więcej.
- Komu by mogło zależeć na tym, aby je panu ukraść?
- Praktycznie każdemu, kto się poznał na ich wartości.
- Gdzie były schowane?
- W sejfie zamkniętym na szyfr.
- Szyfr do sejfu zna tylko pan?
- Tak.
Porucznik Jenny zapisała sobie dokładnie zeznania profesora Oaka, po czym spojrzała na nas uważnie.
- Zrobiliście wszystko, co w waszej mocy, moi kochani. Obawiam się jednak, że tym razem do akcji będą musieli wkroczyć zawodowcy.
- Tak, to zrozumiałe - powiedział Ash - Mam jednak nadzieję, że złodziej nie ucieknie z notatkami profesora.
- Nie ma takiej szansy - odpowiedziała mu porucznik Jenny - Jeśli one nadal tu są (a wy wszyscy uważacie, że tak), to znajdziemy je. Moi ludzie zrobią rewizję wszystkich pokoi, a potem dokładnie przeszukają oni wszystkich pracowników. Niemożliwe, żeby cokolwiek im umknęło.
Mina Asha wskazywała na to, że miał on pewne wątpliwości w tej sprawie, jednak nie wyraził ich na głos, aby nie zranić osobistych uczuć swojej serdecznej przyjaciółki. Podzielałam obawy mojego chłopaka, ale tak samo jak on, ja również zachowałam swoje myśli dla siebie.
- Pani porucznik, chyba wreszcie coś znaleźliśmy! - powiedział jakiś czas później jeden policjant, wchodząc do środka gabinetu.
- Co konkretnie? - zapytała oficer Jenny.
- To!
Po tych słowach policjant wręczył jej dwie kartki papieru. Porucznik Jenny przyjrzała się im uważnie, po czym podeszła do profesora i zapytała:
- Poznaje pan to, profesorze?
Profesor Oak przyjrzał się uważnie kartkom, po czym powiedział:
- Tak, poznaję! To moje notatki! Ale tylko dwie kartki! W sejfie takich kartek było dziesięć! Gdzie jest pozostałe osiem?
- Tego już dowiemy się od naszego złodzieja. A właśnie, sierżancie! Gdzie je znaleźliście? - zapytała Jenny.
- W plecaku asystenta profesora - odpowiedział sierżant.
- Co?! Tracey’ego?! - krzyknęli jednocześnie profesor, Ash i Alexa.
- Ale jak to jest w ogóle możliwe? - zapytałam zdumiona - Czy to nie jest aby jakaś pomyłka?
- Nie ma tu mowy o żadnej pomyłce, proszę panienki - powiedział sierżant - Znaleźliśmy to w jego plecaku. Chłopak nie zaprzecza, że plecak jest jego.
- Dajcie go tu! - zawołała Jenny.
Chwilę później policjanci przyprowadzili Tracey’ego. Wyglądał on na co najmniej przybitego.
- Czy to twój plecak? - zapytała Jenny groźnym tonem, wskazując na miejsce, w którym znaleziono skradzione kartki.
- Mój - odpowiedział załamanym tonem Tracey.
- Wiesz, co to jest? - spytała Jenny, pokazując mu notatki.
- Nie.
- To są notatki profesora Oaka dotyczące jego najnowszego wynalazku. Dla konkurencji profesora są one warte miliony.
- Nie wiedziałem o tym.
- No, to teraz już wiesz. Skąd się wzięły w twoim plecaku?
- Nie mam pojęcia.
- Nie masz pojęcia, tak? Takich kartek w sejfie profesora było dziesięć. My znaleźliśmy dwie. Gdzie są pozostałe?
- Nie wiem.
- Nie wiesz?! I na pewno nie wiesz, skąd te kartki wzięły się w twoim plecaku?
- Ktoś mi je musiał podrzucić.
- Naprawdę? - głos porucznik Jenny przeszedł już w sarkazm - I my mamy ci uwierzyć w to, że ktoś grzebał w twoim plecaku oraz schował te warte miliony dolarów kartki tak, abyśmy my je mogli znaleźć?
- Tak - odpowiedział ze stoickim spokojem Tracey.
- Więc ty chyba bierzesz nas za kompletnych idiotów! - krzyknęła nagle wściekła Jenny - Nikt przy zdrowych zmysłach nie pozbywałby się cennego łupu, którego nie zdążyłby spieniężyć. Powiedz nam lepiej, gdzie schowałeś pozostałe kartki, a być może profesor nie złoży na ciebie skargi.
- Przysięgam, że nie wiem, gdzie są pozostałe kartki! I przysięgam, że ich nie ukradłem! - Tracey zaczął wręcz płakać, gdy wypowiadał te słowa - Przysięgam, profesorze! To nie ja! Przecież pan mnie zna! Myśli pan, że mógłbym to ukraść?!
- Nie wierzę w to, że Tracey mógłby być zdolny do kradzieży! - rzekł profesor Oak do porucznik Jenny.
Kobieta uśmiechnęła się do niego delikatnie.
- Panie profesorze, to nie jest kwestia wiary, tylko faktów, a one mówią same za siebie. Tracey Sketchit! Jesteś aresztowany pod zarzutem kradzieży ważnych notatek profesora Oaka. Sierżancie! Skujcie go i odczytajcie jego prawa!
Sierżant wykonał szybko polecenie. Tracey nie opierał się, a jedynie patrzył załamanym wzrokiem to na Asha, to na Alexę, a to na profesora Oaka.
- Ale ja nic nie zrobiłem! Przysięgam wam! Musicie mi uwierzyć! Ja nic nie zrobiłem! Ash, błagam! Pomóż mi! Ja nie ukradłem tych papierów! Przecież mnie znasz! Ash!
- Tracey, nie bój się! Zrobię wszystko, co w mojej mocy, aby udowodnić, że jesteś niewinny! - krzyknął do niego Ash, gdy już policjanci wyprowadzali jego przyjaciela z gabinetu profesora.


Sam profesor Oak zaś był kompletnie załamany. Usiadł na krześle za biurkiem i zasłonił sobie oczy dłonią.
- Nie wierzę. Ja po prostu nie wierzę w to, żeby Tracey był przestępcą - mówił przygnębionym głosem.
- Ja także nie mogę w to uwierzyć, profesorze - powiedziała Alexa - To na pewno jakaś pomyłka.
- Jaka tam pomyłka! To podła intryga i nic więcej! - krzyknął Ash, a Pikachu mu zawtórował - Ale ja znajdę prawdziwego sprawcę! Znajdę go i Oczyszczę mojego przyjaciela z zarzutów! Uda się nam, prawda, Sereno?!
- Nie może inaczej być! - zawołałam bojowym tonem zaciskając dłoń w pięść, a Fennekin zapiszczał przy tym.
- Pika-pika! - krzyknął Pikachu.
Ash zaczął chodzić po całym gabinecie profesora Oaka i zastanawiać się nad tym wszystkim, czego właśnie byliśmy świadkami. Pikachu krążył koło niego również pogrążony we własnych myślach. Alexa zaś milczała i spoglądała na porucznik Jenny, która po chwili namysłu zaczęła sprawiać wrażenie nie do końca przekonanej, co do winy naszego przyjaciela. Ja zaś zasmucona podeszłam do plecaka Tracey’ego, którego policjanci zostawili w gabinecie.
- Tutaj to znaleźli? - zapytałam.
- Tak - odpowiedziała mi porucznik Jenny zamyślonym tonem - Były w teczce z jego rysunkami.
Obejrzałam plecak uważnie i zastanowiłam się lekko.
- Dziwne... Bardzo dziwne. Ukradł tak ważne dokumenty, a potem schował w miejscu, do którego natychmiast zajrzano podczas rewizji? Jenny, to przecież nie ma sensu! - zawołałam załamana.
Jenny rozłożyła bezradnie ręce.
- Może i nie ma, ale sędziego to nie przekona. Jeżeli chcecie oczyścić swojego przyjaciela z zarzutów, to musicie mieć wręcz solidne dowody. W przeciwnym wypadku trafi on za kratki. Ja mogę wam wierzyć, ale sędzia oraz prokurator będą innego zdania.
- Dowody, pani porucznik? Ash na pewno je znajdzie, mówię pani! To wielki detektyw! - zawołałam bojowym tonem, słysząc jej słowa - Wierzę w jego siły i umiejętności. Ash, na pewno dasz radę!
To mówiąc spojrzałam na mojego chłopaka, który z wdzięczności za moją wiarę uśmiechnął się do mnie czule. Ja wówczas oddałam mu uśmiech, po czym znowu zerknęłam na plecak Tracey’ego i nagle... kichnęłam.
- Na zdrowie! - powiedzieli jednocześnie wszyscy obecnie w gabinecie ludzie.
- Dziękuję - odpowiedziałam im z uśmiechem na twarzy.
- To już trzeci raz dzisiaj tak kichasz - powiedział Ash.
- Może się przeziębiłaś - zaśmiała się lekko Alexa, choć jej śmiech był w tym wypadku nieco sztuczny.
- A gdzie tam przeziębiłam! Raczej mam alergię - odpowiedziałam jej.
- Alergię? - zdziwiła się Alexa - Jesteś na coś uczulona?
- A na różne rzeczy. Przede wszystkim na ten okropny zapach, który roznosi się po całym laboratorium.
- Jaki zapach? - zainteresował się moimi słowami Ash.
- Piżma. Jestem uczulona na piżmo. Dlatego rzadko kiedy używam perfum, bo większość z nich ma w sobie ten składnik - wyjaśniłam - Gdy tylko czuję piżmo, to zaczynam kichać jak opętana.
Asha nagle jakby zamurowała. Podbiegł do mnie, złapał mnie mocno za ramiona i zawołał:
- Sereno! Sereno, proszę cię, posłuchaj mnie uważnie! Gdzie dokładnie czułaś ten zapach?
- Ash, co cię napadło?! - zawołałam zdumiona.
- Nie pora na wyjaśnienia! Powiedz mi, kiedy dokładniej dzisiaj czułaś ten zapach?!
- Najpierw w sekretariacie, gdy sekretarka profesora zawiadamiała go o naszym przybyciu.
Ash uważnie słuchał moich słów. Widocznie mówiły mu one więcej niż mnie samej.
- Potem poczułaś ten zapach w sejfie profesora, tak? - zapytał.
- Tak, ale był słabszy, ledwo go już było czuć - odpowiedziałam.
- A teraz gdzie go poczułaś?
- W tym plecaku. W jednej jego przegródce aż śmierdzi piżmem.
- I za każdym razem, gdy czułaś ten zapach, kichałaś?
- Tak.
Ash spojrzał mi w oczy, a jego twarz się rozpromieniła.
- Sereno, moja maleńka! Jestem ci niesamowicie wdzięczny za to, że jesteś moją dziewczyną! Właśnie dzięki tobie rozwiązałem zagadkę!
To mówiąc ucałował mnie mocno i czule w oba policzki, a następnie podbiegł do profesora oraz Jenny.
- Słuchajcie! Wiem już, kto ukradł te notatki! Domyślam się również, gdzie one mogą być!
- Naprawdę?! - zawołali jednocześnie profesor i Alexa - Kto to zrobił?
- I gdzie są notatki?! - dodała porucznik Jenny.
- Spokojnie, moi przyjaciele. Spokojnie. Wszystko w swoim czasie - w oczach Asha pojawił się tajemniczy błysk, a jego usta ozdobił enigmatyczny uśmiech - Najpierw musimy zastawić pułapkę na naszego lisa. I ja już wiem, jak to zrobić. Posłuchajcie...

***


Wbiegłam szybko do sekretariatu i zawołałam przerażonym tonem:
- Proszę pani! Pani Felicity! Pani Felicity!
Pani Felicity, sekretarka profesora Oaka, spojrzała na mnie zdumionym wzrokiem i zapytała:
- Co się stało, dziecko?
- W laboratorium wybuchł pożar! Pan profesor jest ciężko ranny - krzyknęłam najbardziej przekonującym głosem, jaki tylko zdołałam z siebie wykrzesać - Prosił mnie, żebym natychmiast zaalarmowała pracowników! Ale ja nie wiem, jak mam to zrobić! O Boże! O Boże! My wszyscy się tutaj spalimy żywcem! Ja nie chcę się spalić! Ja nie chcę! Nie chcę!
Pani Felicity szybko podbiegła do mnie i złapała mnie za ramiona.
- Spokojnie, panienko. Tylko spokojnie! - zawołała - Nie można panikować! Przerabialiśmy już z profesorem ćwiczenia przeciwpożarowe! Damy sobie radę! Gdzie jest profesor?
- Był w laboratorium, jednak mój chłopak i porucznik Jenny już go z niego wyprowadzili! - odpowiedziałam.
- Gdzie wybuchł pożar?
- W jednej z hal... Nie wiem, dokładnie gdzie. Zraszacze w ogóle się nie uruchomiły! Profesor więc sam chciał go ugasić, ale kawałek rury spadł mu na głowę i uderzył go... Boże! O Boże! On krwawi! Wykrwawi się na śmierć! Ja się boję! Ja nie chcę, żeby on się wykrwawił!
- Spokojnie, moje dziecko! Tylko spokojnie! - powiedziała sekretarka, wciąż zachowując stoicki spokój - Czy pożarł dotarł już do gabinetu?!
- Nie wiem! Chyba jeszcze nie, ale kiedy zabieraliśmy ze sobą pana profesora, to już się dymiło w jego pobliżu!
- O mój Boże! - krzyknęła sekretarka przerażonym głosem, po raz pierwszy zaczynając się bać - Słuchaj mnie uważnie, moje dziecko! Posłuchaj mnie bardzo uważnie! Pobiegniesz w lewo do końca korytarza, potem wejdź po schodach na wyższe piętro. Znajdziesz tam zawieszony na ścianie taki duży, czerwony guzik. To guzik, który włączamy, kiedy jest zagrożenie pożarem. Włącz go, dobrze?!
- Dobrze, proszę pani!
- A ja lecę zawiadomić, kogo tylko się da! Musimy ratować pracowników! - postanowiła pani Felicity - Szybko, biegnij, moje dziecko! Biegnij!
To mówiąc pani Felicity bardzo szybko wybiegła z sekretariatu i zgodnie z przewidywaniami Asha pobiegła w kierunku gabinetu profesora Oaka, w którym już się nieźle dymiło. Ja zaś, starając się za wszelką cenę pozostać niezauważoną, ruszyłam za nią. Dzięki temu mogłam zobaczyć, co się stało potem.
A oto, co się stało:
Pani Felicity wparowała do gabinetu, krztusząc się dymem podbiegła do sejfu, następnie otworzyła go na szyfr i wsunęła w niego rękę, jednak ku swej rozpaczy nie znalazła tam tego, po co przyszła.
- Czy tego pani szuka?! - odezwał się nagle głos Asha.
Chwilę później mój chłopak wyszedł z kłębów dymu trzymając w ręku kilka kartek papieru.
Pani Felicity wyglądała tak, jakby uderzył w nią grom z jasnego nieba.
- Co?! Jak?! Gdzie?! Jak to możliwe?!
- Jak? Wbrew pozorom było to łatwiejsze niż myśleliśmy - mówił dalej Ash, wyraźnie napawając się tą chwilą - Wystarczyło panią doprowadzić do sytuacji, w której sama nam pani pokaże miejsce ukrycia notatek profesora Oaka. Notatek, które wcześniej pani ukradła, pani Felicity.
Sekretarka profesora Oaka patrzyła na Asha z wyraźną nienawiścią w oczach.
- Ty wredny, wścibski dzieciaku! Oddaj mi to natychmiast! - ryknęła niczym rozjuszony Rhyhorn.
- Ani mi się śni - zaśmiał się szyderczo Ash - Wszystko skończone, paniusiu! Przez panią mój przyjaciel został niesłusznie aresztowany. Tylko schwytanie pani na gorącym uczynku może go uratować.
- Obawiam się, że to pozostanie tzw. marzeniem ściętej głowy, ty głupi smarkaczu! - warknęła wściekle pani Felicity - Bo zaraz dam ci mocno w łeb i zabiorę te notatki, a następnie korzystając z zamieszania ucieknę, a ty zginiesz w płomieniach. Nikomu nie opowiesz o naszej rozmowie!
- Doprawdy? - zaśmiał się kpiąco Ash, zachowując przy tym kamienny spokój - Odnoszę dziwne wrażenie, że jest pani w błędzie.
- Naprawdę? A niby skąd masz takie wrażenie, chłopczyku?
- A choćby stąd, że nie jesteśmy tu sami.
Ledwie tylko Ash wypowiedział te słowa, a natychmiast stanęły za nim Alexa oraz porucznik Jenny. Obie miały na twarzach zacięte miny.
- Święte słowa! - powiedziała z uśmiechem Alexa.
- Gra skończona, pani sekretarko - wysyczała porucznik Jenny.


Pani Felicity natychmiast zniknęła z twarzy zuchwała i pewna siebie mina. Wściekła wysyczała jedynie:
- Ty wścibski bachorze!
Następnie rzuciła się do ucieczki, jednak daleko nie uciekła, bo nagle w drzwiach stanęłam ja.
- Wybiera się pani gdzieś?! - zapytałam buńczucznie.
- Z drogi, dziewczynko albo zrobię ci krzywdę! - zawarczała Felicity.
- To raczej ja pani! - zaśmiałam się do niej i wypuściłam z pokeballa mego startera - Fennekin! Atak żarem!
Pokemon natychmiast (i chyba nie bez satysfakcji) wypełnił moje polecenie, a kobieta została przysmażona jego ogniem.
- Pikachu! Elektrokula! - zawołał wówczas Ash.
- PI-KA-CHU! - wrzasnął Pikachu i wystrzelił w stronę Felicity elektryczną kulę, która uderzyła w nią całą swoją siłą.
- Teraz ja! - krzyknęła Jenny i skoczyła na Felicity przygniatając ją do ziemi, wykręcając jej ręce oraz skuwając kajdankami.
- Jest pani aresztowana za kradzież ważnych dokumentów profesora Oaka! Ma pani prawo zachować milczenie! Wszystko, co od tej chwili pani powie, może zostać wykorzystane przeciwko pani w sądzie!
Po tych słowach dzielna policjantka podniosła Felicity z ziemi.
- Głupcy! Czy wy nie widzicie, co się tutaj dzieje?! - zaczęła krzyczeć pani sekretarka - Przecież zaraz wszyscy się tu spalimy! Wybuchł pożar! Ratujmy się! Uciekajmy stąd! Wszędzie pełno dymu!
- Ach, zupełnie o tym zapomniałem - zaśmiał się z kpiną w głosie Ash - Alexa, możesz już zgasić te świece dymne!
Dziennikarka z uśmiechem na twarzy wyjęła z kątów gabinetu świece dymne. Felicity spojrzała wówczas w moją stronę wściekłym wzrokiem:
- Ty mała gnido! Okłamałaś mnie! Nie było żadnego pożaru, prawda?!
- Oczywiście, że nie było - zaśmiałam się z ironią - Chciałam jedynie zmusić panią do działania.
- I udało ci się to, kochanie - powiedział zadowolony Ash - Nie ma to tamto. Byłaś po prostu niesamowicie przekonująca, Sereno.
- Oj tak - dodała bardzo zadowolonym tonem Alexa - Dzięki temu złapaliśmy prawdziwego złodzieja notatek profesora.
- Prawdziwego i niesamowicie sprytnego złodzieja - powiedział Ash głosem rasowego detektywa - Bo trzeba przyznać, że ten sposób, w jaki Felicity ukradła notatki profesora był naprawdę przebiegły.
Pikachu wskoczył na ramiona swego trenera, który z uśmiechem oraz lekko przemądrzałym tonem zaczął mówić:
- Wszyscy myśleliśmy, że szyfr do sejfu zna tylko pan profesor Samuel Oak. Kradzież jednak wykazała, iż zna go ktoś jeszcze.
- Pani Felicity - powiedziałam mściwym tonem.
- Dokładnie tak - zgodził się ze mną Ash, po czym kontynuował swoją wypowiedź: - Widziała pani, pani Felicity, jak profesor otwiera sejf. Założę się, że robił to wielokrotnie w pani obecności nie biorąc pod uwagi faktu, iż pani może go uważnie obserwować i za którymś razem zapamiętać cyfry do szyfru. Następnie poczekała pani na dogodny moment, otworzyła pani sejf, wyjęła z niego notatki i przeszła do realizacji następnej fazy swojego jakże sprytnego planu.
- Jaki to był plan? - zapytałam nie do końca rozumiejąc, co Ash ma na myśli.
- W górnej części tego sejfu zrobiła pani sobie kiedyś skrytkę. Małą, bardzo niewielką, ale dość dużą, żeby się w niej zmieściły kartki papieru. Naszym błędem było szukanie notatek gdzieś, gdzie ich nie było. Tak naprawdę one w ogóle nie opuściły sejfu, nie licząc oczywiście tych dwóch kartek, które podłożyła pani memu przyjacielowi, aby go pogrążyć, ale o tym za chwilę.
- Czyli po prostu otworzyła sejf, następnie skrytkę, w niej schowała notatki, skrytkę zamknęła, a potem zatrzasnęła sejf? - zapytała Alexa.
- Dokładnie tak! - powiedział Ash zadowolony, że jego przyjaciółka go rozumie - Najciemniej jest pod latarnią, a skrytka była prawie niewidoczna.
- Tym bardziej, że nikt jej tam nawet nie szukał - wtrąciłam się do tej przemowy - Bo przecież kto by pomyślał, że notatki cały czas są w sejfie?
- Nikt, Sereno! Nikt! No i  właśnie o to chodziło! - mówił dalej Ash wręcz podnieconym tonem - Genialna skrytka. Nie do wykrycia. Nikt by nie wpadł na jej trop, bo przecież nikt jej nawet nie szukał. Doskonały plan. Ale nasza droga pani Felicity chciała go ulepszyć, gdyż wiedziała, że kiedy profesor odkryje kradzież, a może ją odkryć w każdej chwili, będzie szukał notatek. Wystarczyło więc wziąć dwie kartki z mniej ważnymi notatkami, potem schować je do plecaka Tracey’ego i to w taki sposób, że podczas rewizji policja bez trudu je znajdzie. Potem zaś porucznik Jenny aresztuje asystenta profesora jako jedynego winnego i nikt nie będzie szukał u sekretarki reszty notatek, a pani Felicity bez najmniejszego trudu wyjmie je z kryjówki oraz wyniesie w torebce nie rewidowana przez nikogo.
- Nie rewidowana, ponieważ złodzieja policja już złapała - dokończyłam jego wypowiedź.
- Dokładnie tak, Sereno - zgodził się ze mną Ash - Genialny plan, który prawie się udał. Prawie!
- Udałby mi się on, gdyby nie te dwa wścibskie bachory! - warknęła wściekła pani Felicity z furią w oczach.
- Dobrze, dobrze. Opowiesz o tym prokuratorowi na procesie sądowym - mruknęła Jenny, po czym podeszła do nas i powiedziała: - No cóż... Ashu, Sereno... Muszę wam powiedzieć, że praca z waszą dwójką była dla mnie prawdziwą przyjemnością. Mam ogromną nadzieję, że jeszcze kiedyś poprowadzimy razem jakąś sprawę.
- Ja także mam taką nadzieję - odpowiedział jej Ash.
- Ja tym bardziej - dodałam.
Po tej miłej wymianie zdań Jenny, uścisnąwszy dłonie naszej dwójce, zabrała ze sobą swoją więźniarkę.
Ash zaś zaśmiał się delikatnie, po czym zrobił załamaną minę i rzekł:
- Wiecie co? Z tego wszystkiego zapomnieliśmy zjeść obiad. W brzuchu mi strasznie burczy.
- Nie tylko tobie - odpowiedziałam mu.

***

- Aż nie mogę w to uwierzyć, że rozwiązaliście tę zagadkę - powiedział profesor Oak, kiedy już raczyliśmy się obiadem.
- Ja także przez chwilę straciłem wszelką nadzieję - odpowiedział Ash - Na szczęście sprawiedliwość zatriumfowała.
- Na szczęście - rzekł Tracey z uśmiechem na twarzy - Bałem się już, że skończę w więzieniu za kradzież, której nie popełniłem.
- Ja także się tego bałam - powiedziała Alexa - Na szczęście Ash rozwiązał zagadkę.
- Przyznam się szczerze, że gdyby nie Serena, to nigdy bym tego nie dokonał - rzekł na to Ash.
- Jak to, gdyby nie ja? - zdziwiły mnie jego słowa - A niby w jaki sposób przyczyniłam się do tego, że rozwiązałeś całą sprawę?
- Twoje kichanie naprowadziło mnie na właściwy trop - wyjaśnił Ash.
- Nadal nie bardzo rozumiem - powiedziałam.
- Przyznam się, że ja też nie - dodała Alexa.
- My także nie - powiedział Tracey w imieniu swoim i profesora.
Ash zrobił tajemniczą minę i uśmiechnął się do nas wesoło.
- A zatem już wam wyjaśniam, przyjaciele. Otóż Serena jest, jak sama powiedziała, uczulona na piżmo.
- Owszem, ale co to zmienia? - zapytałam zainteresowana.
- Widzisz, Sereno... Kichałaś tylko i wyłącznie wtedy, gdy poczułaś piżmowy zapach. Szybko zrozumiałem, że zapach ten może pochodzić tylko z jednego źródła. Z perfum pana sekretarki, panie profesorze.
- No tak! Felicity bardzo często używała dość intensywnie pachnących perfum - potwierdził jego słowa profesor Oak.
Ash uśmiechnął się do niego wesoło i machając widelcem w powietrzu, kontynuował wyjaśnienia:
- Nie inaczej, profesorze. W tym przypadku jednak okazało się to dla niej zgubne. Zapach tych kosmetyków właził dosłownie wszędzie. Serena pierwszy raz poczuła go, kiedy czekaliśmy w sekretariacie, aż pani Felicity powiadomi pana, panie profesorze, o naszej wizycie.
- Wtedy kichnęłam - powiedziałam.
- No właśnie. Potem drugi raz poczułaś zapach jej perfum w sejfie, kiedy odkryliśmy kradzież notatek.
- Nie inaczej. Wtedy kichnęłam drugi raz, gdyż znowu poczułam ten zapach, jednak był on mniej intensywny niż w pierwszym miejscu.
- Podejrzewam, że to dlatego, iż sejf był otwarty i zapach częściowo zdążył się ulotnić, ale i tak pozostały pewne jego aspekty.
- Musiały pozostać, bo przecież kichnęłam.
- Dokładnie tak. A trzeci raz poczułaś ten zapach w plecaku Tracy’ego.
- Wtedy znowu kichnęłam, a ty zacząłeś łączyć wszystkie fakty w jedną całość.
- Właśnie tak! Pani Felicity, kradnąc dokumenty, pozostawiła w sejfie zapach swoich perfum, którymi nieco zbyt mocno się popsikała. Zapach ten został również w twoim plecaku, Tracey, kiedy podrzuciła ci te dwie kartki z notatkami, aby cię pogrążyć.
- I pogrążyłaby, gdyby nie ty - powiedział z uśmiechem na twarzy Tracey Sketchit.
- I gdyby nie moja dziewczyna, która ma uroczą alergię na piżmo - dodał z uśmiechem na twarzy Ash.
- Dlaczego zaraz uroczą? - spytałam.
- Bo pomogła nam rozwikłać tę zagadkę - wyjaśnił mój ukochany.
- Pika-pika! - zapiszczał radośnie Pikachu.
Ja zaś poczułam, że rumienię się na twarzy pod wpływem tego komplementu, całkowicie zresztą zgodnego z rzeczywistością. Ostatecznie przecież, tak na swój sposób, pomogłam Ashowi rozwiązać tę zagadkę. Kiedyś mój luby powiedział do mnie, że go inspiruję. Widocznie to nadal jest aktualne, na moje zresztą szczęście.
Profesor Oak podniósł się z krzesła i podniósł w górę rękę ze szklanką soku.
- Przyjaciele... Proponuję teraz wznieść toast za zdrowie dwójki najlepszych detektywów w Alabastii - powiedział - Niech żyją Ash i Serena!
- Niech żyją! - zawołali radośnie Alexa i Tracey również wstając.
Ja i Ash powoli zaś podnieśliśmy się z krzeseł, po czym z prawdziwą radością wypiliśmy toast.


***


- Jedno jest pewne, nie nudziliśmy się w ogóle tego dnia - powiedział Ash, gdy wieczorem wracaliśmy do jego domu.
- Faktycznie. Ten dzień z całą pewnością nie należał do nudnych - zaśmiałam się radośnie - A tak przy okazji miałam rację, Ash. Ty jesteś po prostu genialnym detektywem.
- Och, jakim tam znowu genialnym?! Sherlock Holmes na pewno by sobie lepiej z tym poradził.
- A ja myślę, że nie. Sądzę raczej, że Sherlock Ash jest o wiele lepszy od Sherlocka Holmesa.
- No cóż, skoro tak uważasz, to nie będę się z tobą sprzeczał.
Na te ostatnie słowa oboje wybuchliśmy radosnym śmiechem.
Chwilę później byliśmy już na miejscu.
- Jesteście nareszcie! - powiedziała Delia witając nas - Co tak długo robiliście u pana profesora? Czyżby zanudzał on was swoimi opowieściami naukowymi?
- O nie! To już bardziej my zanudziliśmy jego pokazując mu swoje Pokemony z regionu Kalos - powiedział Ash dowcipnym tonem.
Zapomniałam bowiem wspomnieć, że przed wyjściem mój chłopak pokazał profesorowi Oakowi swoje Pokemony złapane w regionie Kalos oraz powierzył je jego opiece, jak to zwykł zawsze czynić.
- A prócz tego musieliśmy też pomóc profesorowi schwytać złodzieja, który próbował go okraść - dodałam.
- O matko! Ale mam nadzieję, że nic wam przy tym się nie stało? - zapytała z troską Delia Ketchum.
- Nic a nic, mamo. Jedynie Sherlock Ash musiał wysilić nieco swoją główkę, żeby rozwikłać pewną trudną zagadkę - odpowiedział jej syn.
- To dobrze. Ale siadajcie już do kolacji. Clemont i Bonnie czekają na waszą dwójkę.
Umyliśmy więc ręce i poszliśmy do jadalni, w której czekali już na nas nasi przyjaciele.
- Coś strasznie długo was nie było - rzekła Bonnie nieco nadąsana.
- Mam nadzieję, że bawiliście się chociaż dobrze u profesora Oaka - dodał Clemont wesołym tonem.
- Jeszcze jak! - zawołał radośnie Ash w imieniu swoim i moim.
Ja zaś musiałam przyznać mu rację.


KONIEC








6 komentarzy:

  1. Po niepozornym wstępie mamy pierwszą poważną zagadkę, lecz po kolei. Całkiem miły wstęp, poranek naszych bohaterów w Alabastii. Drobny gag z budzeniem Clemonta („Tato, nie zabieraj mi pluszaka!” :)) całkiem zabawny, przy jednoczesnym zawstydzeniu naszego wynalazcy. I cóż… Podczas śniadania pada propozycja podjęcia przez Naszych przyjaciół pracy w restauracji „U Delii„. Jest to rzecz zupełnie normalna, przecież w naszym świecie też trzeba pracować. Bohaterowie skończyli podróż trenerów Pokemon i muszą mieć płatne zajęcie. A mając za szefową Delię Ketchum nie będą mieli źle. Zresztą doskonale udowodnią swoją pracowitość. Ładna scena, kiedy Ash opowiada Serenie o swoich przyjaciołach i poprzednich podróżach. Miłe odświeżenie przygód z anime. Powrót Brocka i Tracey’ego jak najbardziej udany i cieszę się, że znów będą towarzyszyć Ashowi. Tutaj kolejna zabawna scenka, gdy Brock podrywa Serenę (w anime nie zarywał nigdy do rówieśnic Asha) i zostaje ładnie zgaszony przez przyjaciela. Następnie opis pracy naszych bohaterów i podział ich obowiązków. Jak dla mnie wszystko jest ok. Dobrze odnajdą się w swoich rolach. Dobra zapowiedź świetnej współpracy dwóch kucharzy Brocka i Clemonta. Ogólnie mamy do tej pory typową scenę obyczajową. Jednak wyprawa Asha i Sereny z obiadem dla profesora Oaka zmienia to. Spotkanie z uczonym oraz dwójką przyjaciół: Traceym i Alexą przebiega w miłej atmosferze do czasu, gdy profesor odkrywa znikniecie ważnych notatek. Bardzo cennych i wartych ładną sumkę. Ash ponownie ma okazję spróbować swoich sił jako detektyw. Tym razem sprawa jest naprawdę trudna. Szyfr do sejfu, gdzie spoczywały dokumenty znał tylko profesor. Całość znajduje jednak szczęśliwe rozwiązanie. Winna wszystkiemu sekretarka zostaje schwytana, zaś Tracey oczyszczony z zarzutów. Intryga była nieźle przemyślana, lecz spostrzegawczość Asha i nos Sereny rozwiązały sprawę. Nie raz bowiem dzięki niepozorny uwagom swojej dziewczyny (choć nie tylko) nasz detektyw rozwiąże sprawę. Nie ukrywam, że faktycznie przypomina mi to przygody Scooby’ego Doo i jego przyjaciół, lecz to jeszcze większy plus w moich oczach. Podoba mi się również to, jak pięknie są przedstawiane relacje naszej pary detektywów. W anime też nawzajem się wspierają i inspirują, tu zaś ten wątek jest lepiej rozwinięty. Podsumowując dobra robota :)

    OdpowiedzUsuń
  2. Witaj ponownie :*
    Z rozkoszą przystąpiłam do czytania drugiej części tej bardzo ciekawej historii i od razu zauważyłam, że w komentarzu do poprzedniej części wkradł mi się błąd odnośnie tytułu ;) oczywiście chodziło mi o skradzione notatki profesora Oak'a :) Za pomyłkę uprzejmie przepraszam i już przechodzę do meritum swojej recenzji.
    Rozdział rozpoczyna się niepozornie, nic nie wskazuje na to, że za chwilę wydarzy się coś, co wciągnie czytelnika w akcję na dobre :) Akcja ze wspólnym obiadem z profesorem oraz piżmowy zapach perfum pani Felicity, który później naprowadził Serenę i Asha na trop prawdziwego złodzieja notatek, to było bombowe. Jak również sposób rozwiązania sprawy, który był niecodzienny :) I przez to historia nabrała większych rumieńców :) I do tego jeszcze relacje naszej pary detektywów, które są coraz lepiej rozwijane z odcinka na odcinek :) Podsumowując, rozdział naprawdę ekstra :) Już niedługo biorę się za kolejny :)
    Pozdrawiam serdecznie :*

    OdpowiedzUsuń
  3. sprostowanie, zamiat fenekin powinna byc braixen ale wsm to było dawno opublikowane ale jednak pisze

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Sprostowanie: u mnie Serena dalej ma Fennekina do czasu, aż on eweoluuje w Braixena. Powód? Bo kiedy zacząłem to pisać, były jeszcze odcinki, w których miała Fennekina i jakoś nie chciało mi się potem tego zmieniać.

      Usuń
  4. Mam tylko jedno pytanie. Czy historia wyżej wymieniona jest wymyślona czy zgodna z fabułą? Zauważyłem kilka istotnych błędów np. feeneken (nie wiem czy dobrze napisałem) ewoluowała

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Nie jest zbyt zgodna z fabułą. To znaczy jest wierna fabule serialu do odcinka, w którym Serena skróciła sobie włosy i zaczęła ganiać za sławą, co całkowicie zepsuło jej postać. Do tego momentu jest ta seria wierna serialowi, potem idzie własną drogą, co zauważysz na pewno w retrospekcjach, które wyjaśniają, czemu Serena znowu ma stary i dobry wygląd. Dlatego też zmieniono tutaj kilka rzeczy i to dotyczy też ewolucji Fennekina, która następuje, ale później. A w tej sprawie jest prosta odpowiedź, dlaczego jest. Po prostu, kiedy zacząłem pisać swoją serię, Serena miała jeszcze Fennekina, a ja przestałem śledzić serial zawiedziony jego coraz gorszą fabułą. Dlatego też wieść o tym, że Fennekin ewoluował w Braixena, dotarła do mnie dużo później niż powinna. A potem po prostu nie chciało mi się już tego zmieniać. Ale Fennekin tu też ewoluuje, tylko nieco później.

      Usuń

Przygoda 129 cz. II

Przygoda CXXIX Tytanio, wio! cz. II Lot trwał długo. Ash nie liczył, jak długo, ponieważ odkąd tylko opuścił tak bardzo mu bliskie Gotham Ci...