Zakład z Clemontem cz. III
Ash pokiwał lekko głową ze zrozumieniem, po czym podszedł do mnie i powtórzył mi to, co usłyszał. Następnie, ponieważ nadjechał nasz pociąg, wsiedliśmy do niego i wróciliśmy do Alabastii. Ponieważ nigdzie w pobliżu nie było dorożki szliśmy pieszo na Baker Street. Byliśmy oboje pogrążeni we własnych myślach, z których to wytrącił nas dziwaczny dźwięk trąbki. Obejrzeliśmy się za siebie i uskoczyliśmy w ostatniej chwili na bok, gdyż tuż za nami jechał dziwaczny pojazd, któremu niechcący tarasowaliśmy drogę. Jego kierowca uśmiechnął się do nas delikatnie, po czym kiwnął nam głową na znak podziękowania za to, że ustąpiliśmy mu drogi i pojechał przed siebie.
- Ach, te automobile! Ja nie rozumiem, co ludzie w nich w ogóle widzą - powiedziałam, patrząc ze złością na dziwaczny pojazd.
Na twarzy Asha zabłysnął jakiś tajemniczy uśmiech.
- Co się stało, kochanie? - zapytałam.
- Automobil! No jasne! To jest to! Teraz może się wszystko zgadzać!
Uśmiechnął się do mnie zadowolony, po czym złapał mnie w pasie i okręcił dookoła własnej osi.
- Kochanie! Sereno moja złota! Jesteś po prostu genialna! Wiedz, moja słodka, że jesteś bardziej genialna niż myślisz! - zaczął radośnie wołać Ash.
- Ale ja nic nie rozumiesz, kochanie. O czym ty mówisz? - zapytałam zdumiona, choć uradowana.
- Nie musisz niczego wiedzieć. Jeszcze nie teraz. Wracajmy na Baker Street. Musimy ponownie skontaktować się z Pikachu. Musi on zdobyć dla nas jeszcze więcej informacji. Przede wszystkim zaś musi porozumieć się z Lugią.
- Z Lugią? A z nim to niby po co? - zdziwiłam się.
- Lugia jest najbardziej wpływową personą na Wyspach Oranżowych. Jeśli lord Gary Calfax rzeczywiście zrobił majątek na terenie tych Wysp, to on musi o tym wiedzieć - wyjaśnił mi mój narzeczony.
- Ale po co chcesz sprawdzać lorda Carfaxa? Masz wobec niego jakieś podejrzenia? - zapytałam zaintrygowana.
- Być może - odpowiedział mi tajemniczo Ash.
Nic więcej z niego nie wycisnęłam, a wiedząc, że wypytywanie go nic nie da, dałam sobie z tym spokój. Wróciłam z moim ukochanym na Baker Street i razem z nim czekałam na wiadomości.
Przybyły one dopiero następnego dnia, kiedy Pikachu przybiegł do nas i w swoim własnym języku, który rozumiał tylko Ash, przekazał mu zdobyte przez siebie informacje. Mój ukochany ucieszył się z nich, po czym nakazał swojemu przyjacielowi, żeby ten jak najszybciej skontaktował się z Lugią i dowiedział od niego czegoś na temat lorda Carfaxa. Oczywiście uczciwie zapłacił Pikachu obiecane dwa suwereny. Pokemon ze swej strony zapewnił go, że jeszcze dzisiaj zrobi to, co mu nakazał Ash, po czym wybiegł z domu zachwycony.
Mój luby usiadł zadowolony przy biurku, a następnie zaczął rozmyślać. Patrzyłam na niego w ciszy jakiś czas, w końcu jednak nie wytrzymałam i musiałam się odezwać.
- Co powiedział ci Pikachu?
Ash spojrzał na mnie uważnie i powiedział:
- Wiele interesujących faktów. Nie powiem ci jednak tego teraz, gdyż nie mam jeszcze pełnego obrazu sytuacji. Gdy już go uzyskam, to wszystko ci opowiem.
Wiedziałam, że z nim nie mam co dyskutować, więc nie naciskałam.
Nieco później zadzwonił do nas Clemont, który był załamany. Okazało się, że komisarz na wieść o kolejnej ofierze Wampira z Alabastii wpadł w szał i zrugał go od najgorszych mówiąc, że daje mu tylko czterdzieści osiem godzin na znalezienie sprawcy, potem zaś zwolni go i pośle na wcześniejszą emeryturę. Ash pocieszył naszego przyjaciela, dodając przy tym, że wpadł na trop Wampira. Nie chciał mu jednak nic powiedzieć, zapytał go tylko o to, czy zrobiono już sekcję zwłok ofiarom Wampira z Alabastii. Inspektor odpowiedział, że tak, po czym podał dokładnie wyniki analizy, które i jego mocno zaszokowały. Ash powiedział, że trzeba zrobić również sekcję zwłok lady Carfax. Clemont odparł na to, iż na to potrzeba będzie zgody samego męża i jeszcze kilku wysoko postawionych osób, bo w końcu lady Carfax nie była byle kim, lecz arystokratką. Ash powiedział wówczas, że być może czekanie na zgodę nie będzie konieczne, ale mimo wszystko niech spróbuje ją uzyskać. Im szybciej, tym lepiej. Niech komisarz widzi, że Clemont się stara i coś robi. Po tej rozmowie mój ukochany zatarł zadowolony ręce.
- Doskonale. A więc moja teoria dotycząca migdałów się potwierdza - powiedział z uśmiechem na twarzy.
- A jaka to teoria? - zapytałam z zainteresowaniem.
- Jeszcze nie mogę ci tego powiedzieć - odpowiedział mi Ash - Wciąż nie mam jeszcze pełnego obrazu sytuacji.
Na pełny obraz sytuacji musieliśmy jeszcze zaczekać aż do następnego dnia. Wtedy to dopiero przybył Pikachu z niezbędnymi informacjami, po których usłyszeniu Ash wpadł w prawdziwą euforię. Dał kolejne dwa złote suwereny Pokemonowi o poprosił go, żeby ten nieco zaczekał. Następnie chwycił za słuchawkę telefonu i zadzwonił do Clemonta.
- Słuchaj, Clemont, mam takie małe pytanko. Czy lord Carfax jest już w Londynie? Tak? Doskonale. A zatem przybył on niedługo po tym, jak go wezwałeś? To świetnie. Gdzie się zatrzymał? Bardzo dobrze. Słuchaj mnie teraz uważnie. Musisz zrobić tak, jak ci powiem.
Następnie Ash powiedział mu kilka instrukcji, po których zakończył rozmowę i odłożył telefon. Potem zasiadł za biurkiem i napisał na kartce kilka zdań, następnie wręczył ją Pikachu.
- Proszę, przyjacielu. Zanieś ten list lordowi Carfaxowi. Daj mu go do rąk własnych, to bardzo ważne.
Pokemon wesoło zasalutował Ashowi, a następnie radośnie wybiegł z listem, ponownie o mało nie taranując Bonnie, która oczywiście musiała znowu ponarzekać na takie traktowanie i dodać, że za mało jej płacą, aby to cierpliwie znosiła.
Tymczasem mój narzeczony spojrzał na mnie z uśmiechem na twarzy i powiedział:
- Moja droga Sereno, teraz dopiero mogę ci powiedzieć wszystko, co wiem na temat tej sprawy.
Usiedliśmy oboje, żeby Ash mógł mi dokładnie wszystko opowiedzieć, co oczywiście natychmiast uczynił. A kiedy już to zrobił, zrozumiałam całą sytuację i razem z Ashem omówiłam dalszy plan działania.
***
- Na tym się urywa - powiedziała Dawn, kiedy skończyliśmy czytać - Pozostałe kartki ma Clemont.
- No właśnie - dodałam z uśmiechem na twarzy - A więc, Ash? Jak uważasz? Jakie jest rozwiązanie zagadki?
- Myślę, że to oczywiste. Wampirem jest lord Gary Carfax, to więcej niż pewne. Musi nim być on, inaczej Sherlock tak bardzo by się nim nie interesował - odpowiedział mi Ash.
- Ale po co wobec tego napisał do niego list? - zdziwiłam się.
- Moim zdaniem chce podstępem wezwać lorda do siebie i zmusić do tego, aby lord zaatakował go i próbował zamordować.
Zdziwiła mnie odpowiedź Asha.
- Sherlock aż tak bardzo by ryzykował? - zapytałam zdumiona.
- Skoro to jedyny sposób, żeby złapać sprawcę na gorącym uczynku, to na pewno dzielny detektyw nie zawaha się tak postąpić - odpowiedział mi mój chłopak.
- Ale on naprawdę dużo ryzykuje - zauważyła Dawn.
- Możliwe, ale każdy porządny detektyw wie, że ma ryzyko wpisane w zawód - uśmiechnął się do nas Ash.
- No dobrze, ale jeśli lord jest mordercą, to powiedz mi, po co miałby zabijać tych wszystkich ludzi? Jakie są jego motywy? - zapytałam.
Ash spojrzał na mnie i odpowiedział:
- Moim zdaniem ci czterej ludzie uczynili mu coś naprawdę podłego. Coś, czego nigdy im nie darował. Podejrzewam też, że musiało to być coś związane z wampirami, inaczej lord Carfax nie wybrałby tej właśnie istoty jako swoje alter ego.
- Ale tak właściwie, to co to mogło być, to coś podłego, co mu ci ludzie zrobili? - zdziwiła się Dawn.
- Nie jestem pewien, siostrzyczko, ale mogę się domyślać, że to było coś z dawnych lat, może studenckich lub nawet dziecinnych czasów - zaczął wyjaśniać Ash.
- A więc uważasz, że Cilan, Brock, May i Misty znali się? - zapytałam zaintrygowana.
- Musieli się znać, to nie ulega wątpliwości. Wszystko na to wskazuje - rzekł poważnym tonem Ash - No, bo zobaczcie... Lady Misty Carfax była przerażona, gdy dowiedziała się o nich śmierci. Bała się o swoje życie. Nie bez powodu uważała, że będzie następną ofiarą Wampira. Ona musiała to wiedzieć, a ponieważ wiedziała, to oznacza, że musiała znać ofiary. Poza tym wampir... Czemu wampir? Czemu nie wilkołak albo inny stwór? To też musi mieć znaczenie. Moim zdaniem to się wiąże z czymś, co Cilan, Brock, May i Misty zrobili lordowi Carfaxowi w dawnych czasach.
- Ale co oni mogli mu zrobić? - zapytałam.
- Nie wiem, bo mam za mało danych, aby cokolwiek wnioskować w tej sprawie. Myślę jednak, że musiało to być coś naprawdę podłego, skoro ich wszystkich zabił i to w tak okrutny sposób.
- No właśnie, jak on ich zabił? - spytała Dawn.
- Cyjanek potasu. W formie płynu ma zapach migdałów, a ten właśnie zapach było czuć na miejscu każdej zbrodni, poza ostatnim, gdzie zapach zdążył wywietrzeć. Wampir posmarował cyjankiem swe kły, po czym wbijał je w szyję ofiary, ale bynajmniej nie po to, aby wypić ich krew, lecz po to, żeby ich otruć. Gdy upewniał się, że trucizna dotarła do żył ofiary, Wampir uciekał, a jego ofiara umierała w męczarniach. Umierała szybko, ale bardzo boleśnie.
- To ma sens - stwierdziłam - Ale wobec tego czemu lady Misty, skoro wiedziała, że zrobiła krzywdę Gary’emu, została jego żoną?
Ash uśmiechnął się do mnie.
- To jest bardzo dobre pytanie. Myślę, że odpowiedź na nie brzmi tak: Misty nie wiedziała, że osoba, którą poślubiła, jest człowiekiem, którego wcześniej skrzywdziła.
- Sugerujesz więc, że lord Carfax zmienił tożsamość, aby móc poślubić Misty, a potem z jej nieświadomą pomocą dopaść wszystkie swoje ofiary? - zapytałam, zaczynając już powoli wszystko rozumieć.
Ash pokiwał głową z uśmiechem.
- Widzę, że się szybko uczysz sztuki dedukcji, Sereno. Otóż to! Myślę, że tak właśnie było, jak mówisz.
Zarumieniłam się na twarzy, gdy usłyszałam te słowa. Ten komplement bardzo mi się spodobał. Miło było mieć świadomość, że mój ukochany mnie docenia.
- To by tłumaczyło, dlaczego Pikachu miał zdobywać informację dla Sherlocka od Lugii na Wyspach Oranżowych - powiedziałam.
- Chwileczkę, a co ma z tym wspólnego sekcja zwłok? - zapytała nadal nie rozumiejąc tej sprawy Dawn.
Ash uśmiechnął się do niej i powiedział:
- To jest akurat bardzo proste. Cyjanek zostawia ślady w ciele ofiary, jak zresztą każda trucizna. Sekcja z łatwością wykazała, że ofiary zmarły na wskutek otrucia. Jestem pewien, że wszystkie ofiary Wampira zostały zabite za pomocą trucizny.
- Poza pierwszą ofiarą, która zmarła na atak serca zanim wstrzyknięto jej truciznę - poprawiłam Asha.
Mój chłopak skinął głową z uśmiechem i powiedział, że mamy zatem rozwiązaną zagadkę.
- Chwileczkę... A automobil? - zapytała nagle Dawn.
Ash spojrzał na siostrę i powiedział:
- Przecież lord Gary Carfax musiał czymś dojechać na miejsce ostatniej zbrodni. Oficjalnie pojechał do Marmorii robić interesy. Sądzę jednak, że tak naprawdę wysiadł na któreś z kolei stacji, przedtem jednak zadbawszy o to, żeby zapamiętał go konduktor. Wysiadł na stacji, wsiadł potem do swego ukrytego gdzieś automobilu, pojechał nim do domu, przebrał się, zrobił to, co zrobił i wrócił automobilem do Marmorii. Samochodem pojechał o wiele szybciej niż pociągiem czy dorożką. Myślę, że dotarł na czas tak, żeby nie zwrócić niepotrzebnie niczyjej uwagi.
- No dobrze, ale co potem zrobił z samochodem? Bo przecież chyba go nie zachował? - zapytałam.
- Słuszna uwaga, Sereno. Moim zdaniem pozbył się go w jakiś sposób. Może utopił w rzece - odpowiedział mi Ash.
Naszą rozmowę przerwało pojawienie się Clemonta i Bonnie. Oboje byli w wyśmienitych humorach.
- Wyobraźcie sobie, że wracając od profesora Oaka spotkaliśmy tatę. Naszego tatę - zawołała wesołym głosem Bonnie - Zabrał mnie i Clemonta na lody i porozmawiał z nami na temat twojej mamy, Ash.
- Naprawdę? A co mówił na jej temat? - zapytał bardzo zaintrygowany jej słowami Ash.
- Pytał, co my o niej sądzimy, czy widzielibyśmy ją jako swoją przyszłą macochę i takie tam. To tylko potwierdza naszą teorię, że chce on się z nią ożenić - wyjaśniła radośnie Bonnie.
Z głosu Bonnie wynikało, że bardzo jej taka możliwość odpowiada, podobnie jak i Clemontowi, który co prawda nic na ten temat nie mówił, ale jego uśmiech był aż nadto wymowny.
- No i jak, Ash? Rozwiązałeś zagadkę? - zapytał Asha Clemont.
Mój chłopak spojrzał na mnie, potem na Dawn, Piplupa oraz Pikachu, po czym radośnie wyrecytował swoje wnioski. Słysząc je Clemont pobladł na twarzy, po czym usiadł na krześle.
- No, nie! No, nie! No, nie! - zaczął mówić sam do siebie.
- No, co? Nie zgadł? - zapytałam zdumiona reakcją przyjaciela.
Clemont spojrzał na mnie uważnie:
- Wprost przeciwnie. Zgadł doskonale. Jest właśnie tak, jak on mówi.
Na wieść o zwycięstwie Asha ja z Dawna i Bonnie pisnęłyśmy wesoło. Rzuciłam się potem mojemu chłopakowi na szyję i wycałowałam go dziko, a następnie ustąpiłam miejsca Dawn, która również to zrobiła. Bonnie zaś była za mała, żeby móc tak zrobić, więc Ash, wesoło się przy tym śmiejąc, uklęknął, dzięki czemu dziewczynka postawiła na swoim.
Następnie mój ukochany popatrzył na Clemonta i powiedział:
- Przyjacielu... Chyba pora się rozliczyć. Nie sądzisz?
Clemont załamany jęknął, po czym wyjął z kieszeni portfel i wyjął z niego kilka banknotów jednodolarowych, a następnie wręczył po pięć takich papierków mnie, Ashowi, Dawn oraz Bonnie.
- Super, jestem zatem biedniejszy o dwadzieścia dolarów - powiedział załamanym głosem Clemont - W dodatku okazało się, że wcale nie jestem takim dobrym pisarzem, jakby mi się wydawało.
- Przeciwnie, przyjacielu. Ja uważam, że jesteś doskonałym pisarzem - rzekł z uśmiechem na twarzy Ash.
- E tam, Ash! Tak tylko gadasz, aby mnie podnieść na duchu - mruknął niezadowolonym tonem Clemont.
- Wcale, że nie! Naprawdę uważam, że twoje opowiadanie jest świetnie - mówił dalej mój luby.
- Owszem, tylko ten tytuł jest taki jakiś... dziwaczny - powiedziałam.
- Właśnie, braciszku. Mógłbyś go zmienić - zaśmiała się delikatnie do swego brata Bonnie.
- Wracając jednak do tematu naszej rozmowy, to muszę powiedzieć, że uważam twoje opowiadanie za genialne - powiedział Ash - Dowodzić tego może fakt, że wciąż nie wiemy dokładnie, dlaczego lord Carfax zamordował swoje ofiary. Miałem za mało informacji, żeby móc cokolwiek na ten temat wywnioskować.
Clemont spojrzał na Asha z delikatnym uśmiechem na twarzy.
- Naprawdę tak uważasz?
- Oczywiście, że tak, Clemont - zaśmiał się do niego Ash i popatrzył mu w oczy - Czy zechcesz może doczytać dalszy ciąg swojego opowiadania swoim wiernym czytelnikom?
Ja, Dawn i Bonnie zaraz dołączyliśmy natychmiast się do prośby mego chłopaka, więc Clemont z uśmiechem na twarzy wziął od Bonnie brakujące kartki swego opowiadania, po czym usiadł obok nas i zaczął nam czytać ich treść.
W nocy Ash położył w swoim łóżku kukłę i zgasił dokładnie wszystkie światła, aby się upewnić, że obserwujący jego mieszkanie Wampir pomyślał, iż właśnie poszedł spać. Następnie mój ukochany schował się wraz ze mną i inspektorem Clemontem w bezpiecznym miejscu, żeby zaczekać na swoją zwierzynę, która miała zaraz przyjść.
- A co, jeśli się pomyliłeś, Ash? Co, jeśli on nie przyjdzie? - zapytałam zaniepokojona.
Zwykle Sherlock się nie mylił w takich sprawach, ale tym razem mogło być inaczej. Jednakże mój ukochany słysząc moje pytanie, tylko uśmiechnął się do mnie i rzekł bardzo pewnym siebie tonem:
- On przyjdzie, Sereno. Zaufaj mi. On na pewno przyjdzie.
Clemont nie wyglądał na specjalnie przekonanego, jednak czuł, że nie ma innego wyboru. Powoli mijały już wyznaczone mu przez komisarza dwie doby przeznaczone na schwytanie Wampira, więc cóż innego mógł zrobić, jak tylko zaufać swojemu przyjacielowi detektywowi, który jak dotąd nigdy go nie zawiódł?
Tak chwilę później zauważyliśmy, że na parapecie okna od strony ulicy stanęła jakaś ciemna postać, która nożem do szkła lub innym narzędziem wycięła dziurę w szybie, a następnie wsunęła przez tę dziurę rękę i chwyciła za klamkę okna. W ciszy oraz z bijącym mocno sercem obserwowałam całą tę sytuację czekając na hasło do ataku. Ciemność panowała dookoła, ale nie na tyle mocna, żebym nie zauważyła uśmiechu prawdziwej satysfakcji na twarzy Asha oraz miny zdumienia Clemonta.
Tymczasem Wampir z Alabastii przez dziurę w szybie otworzył sobie okno, po czym cicho wszedł do środka. Wówczas miałam okazję dobrze mu się przyjrzeć. Był ubrany w garnitur oraz pelerynę ze stojącym kołnierzem, zaś na twarzy miał maskę z wystającymi kłami. Na pewno to była maska, gdyż w blasku księżyca dostrzegłam tę paskudną buźkę i zrozumiałam, że na pewno nie może być ona naturalną twarzą jakiegokolwiek człowieka. Z całą pewnością musiała to być maska.
Wampir powoli podszedł do łóżka Asha, odsłonił szybko kołdrę i wbił mocno swoje kły w szyję kukły. W tej samej chwili mój narzeczony zapalił światło. Wampir przerażony zerwał się ze swego miejsca, ale wówczas to Sherlock wymierzył w niego rewolwer.
- Stój, Wampirze! - zawołał groźnym tonem Ash - Sądziłeś, że będę tak głupi, że będę spał we własnym łóżku wtedy, gdy rzuciłem ci wyzwanie?
Wampir zasyczał groźnie i rzucił się w kierunku okna, jednak tam na drodze stanął mu Clemont z rewolwerem w dłoni.
- Jesteś aresztowany, Wampirze! - zawołał inspektor.
Morderca zasyczał ze wściekłości, po czym rzucił się na Asha, który co prawda strzelił z rewolweru, ale ranił go tylko w ramię, a napastnik powalił go na ziemię i zaczął się z nim szarpać. Przez chwilę wszystko to wyglądało naprawdę groźnie. Ja i Clemont mieliśmy broń w ręku, baliśmy się jednak strzelić, bo przecież mogliśmy przypadkiem zranić lub nawet zabić Asha. Na całe szczęściu po minucie długiej szarpaniny mój narzeczony w końcu zepchnął z siebie Wampira, który jednak szybko poderwał się na równe nogi i znowu rzucił się na niego. Nie zdążył jednak dobiec do mego ukochanego, gdyż szybko zareagowałam.
- Nie strzelaj! - krzyknął przerażony Clemont.
Było jednak za późno. Zanim ten łotr dopadł szyi mojego narzeczonego ja strzeliłam z rewolweru, a moja kula trafiła bydlaka prosto w serce. Już po chwili Wampir upadł na podłogę martwy.
- I coś ty najlepszego zrobiła?! On miał stanąć przed sądem! - wołał załamanym tonem Clemont.
Nie słuchałam go jednak, tylko podbiegłam szybko do Asha i objęłam go mocno. Mój ukochany pocałował mnie czule w usta, po czym podszedł do Wampira i uklęknął przy jego ciele.
- Ładne kiełki - powiedział z uśmiechem, po czym spojrzał na mnie - Nie dotykajcie ich lepiej, a jeśli już, to tylko przez gumowe rękawiczki. Te kły są niebezpieczne. Nasączono je cyjankiem.
- Cyjanek! No jasne! - zawołałam uderzając się otwartą dłonią w czoło - Zapach migdałów! To draństwo wydaje z siebie właśnie taki zapach! Jak ja mogłam o tym zapomnieć?!
- To właśnie odkryłem z moim bratem Traceym, gdy zrobiliśmy razem kilka doświadczeń - wyjaśnił nam Ash, dalej się przy tym uśmiechając - Wyciągnąłem więc teorię, że ofiary zostały otrute. Potwierdziło ją zrobienie sekcji zwłok wszystkich zabitym, o którą poprosiłem Clemonta.
- Tak, to prawda. We wszystkich przypadkach znaleźliśmy w ciele ofiar ślady cyjanku potasu - wtrącił się nagle do rozmowy inspektor - Co prawda jeszcze nie zrobiliśmy sekcji zwłok lady Misty Carfax, bo jej mąż robił nam problemy w tej sprawie, ale to już tylko formalność.
- Robił problemy? Nie dziwię mu się. Bał się, że prawda wyjdzie na jaw - powiedział Ash, po czym zdjął z twarzy wampiry maskę i ukazał nam jego prawdziwe oblicze.
- Lord Gary Carfax! - zawołał Clemont - A więc jednak miałeś rację! Od samego początku miałeś rację, a ja ci nie wierzyłem!
- Owszem, to wszystko prawda - powiedział Ash i uśmiechnął się do przyjaciela - Masz swojego Wampira. Komisarz powinien być zadowolony.
- Byłby bardziej zadowolony, gdybym dostarczył mu żywego Wampira - powiedział zasmuconym tonem Clemont - Ale jak lord zdołał zabić żonę, skoro w chwili popełnienia morderstwa był w Marmorii, a raczej w pociągu do niej?
Ash uśmiechnął się do niego i popatrzył na mnie.
- Gdyby nie Serena, to nigdy bym nie wyjaśnił tej sprawy. To dzięki niej zwróciłem uwagę na sposób, w jaki lord mógł być na miejscu zbrodni i jednocześnie nie wzbudzić niczyich podejrzeń. Sereno, zechcesz wyjaśnić?
Ciesząc się, że mój ukochany pozwolił mi mieć swoje pięć minut w tej sprawie, zaczęłam mówić:
- Lord Carfax nabył gdzieś po cichu albo też sam zbudował automobil, który ukrył potem w okolicy drogi do Marmorii. Udało mu się to zrobić tym łatwiej, że często wyjeżdżał w interesach. Nie wiemy, gdzie ukrył auto, ale wiemy, iż musiał z niego skorzystać. Wsiadł do pociągu, potem zadbał o to, aby konduktor podbił mu bilet i go zapamiętał, a następnie wysiadł na stacji, w pobliżu której znajdował się jego samochód. Następnie przebrał się on za Wampira, wrócił do domu, zrobił swoje, uciekł z sypialni żony, wrócił do automobilu, pojechał nim do Marmorii, pozbył się auta i wynajął pokój w hotelu. Oczywiście mógł przyjechać tam długo po przybyciu pociągu, ale nikt nie patrzył wtedy na godzinę, a jeśli nawet by patrzył, to lord Carfax mógł wymyślić pierwszą lepszą wymówkę jak np. opóźnienie się pociągu i po sprawie, bo wszyscy by mu uwierzyli. Nikt przecież nie kwestionowałby słów tak ważnej persony.
- No dobrze, ale co on zrobił z tym automobilem? - zapytał zdumiony Clemont, słysząc moje wyjaśnienia.
- Pewnie utopił go w rzece. Powinieneś wysłać ludzi, aby to sprawdzili - stwierdził Ash.
- Oczywiście to zrobimy - powiedział Clemont i zadzwonił po swoich ludzi i nakazując im, aby zabrali oni ciało Wampira.
Gdy już to zrobili inspektor zapytał Asha o motywy lorda Carfaxa. Mój ukochany uśmiechnął się do niego tajemniczo i powiedział, że wyjaśni mu to jutro rano podczas śniadania. Inspektor zgodził się i odjechał radośnie na posterunek napisać raport komisarzowi.
Następnego dnia Clemont Lestrade i Max Gregson przybyli do nas na śniadanie. Ponieważ drugi z nich nie był obecny w trakcie wczorajszych wyjaśnień, Sherlock Ash wyjaśnił mu wszystko, co wcześniej wyłuszczył jego przełożonemu, a następnie opowiedział im obu o motywach sprawcy.
- Wiadomości na ten temat zdobyli dla mnie Pikachu i jego przyjaciele. Dzięki nim zdołałem wyświetlić całą sprawę. Otóż przed kilkunastoma laty, gdy Cilan, Brock, May i Misty byli dziećmi, byli serdecznymi przyjaciółmi. Mieli jednak jeszcze jedną przyjaciółkę, Iris Hunter. Pewnego dnia z okazji Halloween postanowili jej zrobić mały dowcip. Misty namalowała sobie na szyi dwa ślady czerwoną farbą, Brock przebrał się za wampira i pomalował sobie kły na czerwono, a następnie pochylił się nad Misty udając, że wypija jej krew. Cilan i May zaś przyprowadzili Iris na miejsce, w którym to się wydarzyło. W odpowiedniej chwili Brock podniósł się i Iris zobaczyła go z czerwonymi śladami na rzekomych, wampirzych kłach. Przerażona panna Hunter pomyślała sobie, że stała się właśnie świadkiem ataku wampira na jej koleżankę. Wówczas niestety miało miejsce coś, czego żartownisie nie przewidzieli. Iris chorowała na astmę. Gdy zaś zobaczyła to, co zobaczyła, dostała ataku swej choroby i niestety udusiła się. Czwórka żartownisiów widząc, co się dzieje, przeraziła się i próbowała ratować przyjaciółkę, ale niestety było już za późno, żeby jej pomóc. Umarła. Rodzice Iris nigdy nie zapomnieli całej czwórce tego, co się stało. Podali ich nawet do sądu, ale ten uznał sprawców za nieletnich i nic im nie zrobił. Po tym wszystkich Cilan, Brock, May oraz Misty zerwali ze sobą kontakt i nie widywali się więcej. Nigdy jednak nie zapomnieli tego, co się stało. Rodzice Iris zmarli jakiś czas później, a z jej bliskich przy życiu pozostał tylko Gary Blessington, przyrodni starszy brat Iris. Kochał on swoją siostrę całym sercem i nigdy nie zapomniał sprawcom jej śmierci tego, co się stało. Gdy jego ojciec oraz macocha, czyli mama Iris, umarli, Gary wyjechał na Wyspy Oranżowe. Tam parał się najróżniejszymi zajęciami, m.in. był cyrkowcem.
- To tłumaczy, dlatego tak doskonale wspiął się do okna swojej żony, choć to było na pierwszym piętrze - powiedziałam.
- Owszem i dlatego potem doskonale wymknął się przez to samo okno bez żadnych obrażeń na ciele - dodał Ash z uśmiechem na twarzy - I później również wspiął się do mojej sypialni, aby mnie zabić.
- A właśnie, czemu chciał cię zabić? - zapytał Max.
Sherlock z uśmiechem na twarzy przystąpił do wyjaśnień.
- Bo napisałem mu krótki liścik, który potem przekazał mu Pikachu. W liściku tym wyjaśniłem, że wiem doskonale o tym, co zrobił oraz to, gdzie ukrył swój automobil, dzięki któremu dokonał swej zbrodni. Napisałem też, że jeśli nie chce, żebym go wydał, to ma mi zapłacić tyle i tyle. Wiedziałem, iż zamiast mi zapłacić będzie chciał mnie zabić.
- I miałeś rację - odpowiedziałam - Dobrze, że czuwaliśmy.
- Bardzo dobrze - zaśmiał się Ash i spojrzał na Maxa - Znaleźliście już automobil?
- Tak. Ja i moi ludzie znaleźliśmy go tam, gdzie mówiłeś. W jeziorze tuż pod mostem Thor. Drań utopił tam swój samochód, aby nikt nigdy nie znalazł dowodu przeciwko niemu - wyjaśnił zadowolony Max.
- Jak do tego wszystkiego doszedłeś? - zapytał Clemont.
Ash nie kazał mu długo czekać na odpowiedź.
- Pomogli mi w tym Pikachu oraz jego kompani. Na moje polecenie zdobyli oni wszystkie niezbędne dla mnie informacje. Prócz tego Pikachu skontaktował się z Lugią, najważniejszym Pokemonem w tzw. półświatku Wysp Oranżowych. Ten natomiast przekazał mi wiadomości na temat lorda Carfaxa. Powiedział nam, że wcześniej nazywał się on Gary Blessington i pracował w cyrku, jednakże później odnalazł spore pokłady diamentów w jednej kopalni. Stał się bogaczem, zmienił nazwisko, kupił sobie tytuł lorda i cóż... Resztę odkryliśmy my. Gary powrócił do Alabastii, aby się zemścić. Odnalazł Misty i poślubił ją, udając przy tym wielką miłość do niej. Dzięki temu powoli, aczkolwiek bardzo skutecznie zdobywał informacje o swoich ofiarach, które potem zabił w sposób, który już znamy.
- Przebrał się za wampira, żeby im przed śmiercią przypomnieć tamto okropne wydarzenie - powiedziałam.
- Właśnie tak. Prócz tego wysyłał do nich liściki z zapowiedzią śmierci, żeby się bardziej bali, gdy już nadejdzie zguba - dokończył Ash - Właśnie tak to wszystko wyglądało.
- Szkoda, że tak musiało się stać - powiedziałam ze smutkiem w głosie - Kto by pomyślał, że jeden głupi żart z dzieciństwa może mieć tak poważne konsekwencje.
- No właśnie... Kto by pomyślał? - zapytał Clemont.
- Być może sprawiedliwości stało się zadość - stwierdził smutno Max - Ostatecznie oni zabili Iris. Wiem, że nie chcieli, ale jednak zabili. A jej brat zabił ich. Śmierć za śmierć.
- Ale czy to na pewno było sprawiedliwe? - spytałam, patrząc na Maxa - Czy zasada oko za oko to naprawdę jedyna sprawiedliwość na świecie?
Nikt jednak nie udzielił mi odpowiedzi na to pytanie.
- A więc to takie motywy miał Wampir z Alabastii - powiedział Ash, kiedy już Clemont skończył czytać - Rozumiem. Teraz już wszystko jest dla mnie jasne. Szkoda tylko, że sam tych motywów nie zdołałem się domyślić.
- Nic nie szkodzi, braciszku. Jak na mój gust byłeś po prostu świetny - zaśmiała się do niego czule Dawn - Poza tym pamiętaj, że nie dysponowałeś całą wiedzą na ten temat. Wiele ciekawostek sprytny autor zachował na sam koniec.
- Co moim zdaniem tylko dowodzi, że rzeczywiście jest on doskonałym pisarzem - dokończył myśl siostry Ash.
- Tak, ale tytuł tego opowiadania, Clemont, to już koniecznie musisz zmienić, wiesz? - stwierdziła złośliwym tonem Bonnie.
- No właśnie, braciszku. Skąd ty w ogóle wziąłeś pociąg i taksówkę? - zapytałam z ironią w głosie.
- To proste. Morderca jeździł pociągiem, aby popełniać swoje zbrodnie - wyjaśnił Clemont.
- A taksówka? - zapytał Ash.
Clemont zarumienił się lekko, po czym powiedział:
- Cóż... To miało być nawiązanie do tego, że on jeździł automobilem, ale coś mi mówi, że niespecjalnie mi to wyszło.
- Oj tak, braciszku. Bardzo niespecjalnie ci to wyszło - odpowiedziała na to Bonnie - Moim zdaniem powinieneś koniecznie zmienić tytuł swojego opowiadania.
- No dobrze, ale na jakie? - spytał Clemont.
- Ja proponuję taki tytuł: „Sherlock Ash i sprawa Wampira z Alabastii“ - zaproponowałam.
- Albo „Sherlock Ash i Wampir z Alabastii“ - dodała Dawn.
- A może „Wampir z Alabastii“ - rzekł Ash.
Clemont zastanowił się przez chwilę, po czym uznał moją propozycję za najlepszą i powiedział, że właśnie ją wybiera. Nie ukrywałam, że bardzo mi się to podoba.
- No dobrze, do kolacji mamy jeszcze trochę czasu, a więc co byście powiedzieli na to, żebyśmy poszli gdzieś całą drużyną? - zaproponował Ash.
- To doskonały pomysł! - zawołała radośnie Bonnie - Jak byliśmy z tatą w kawiarni, to jedliśmy super lody o nazwie Berti-Lody.
- Jadłem je już kiedyś z Iris i Cilanem w Unowie. Są naprawdę pyszne - powiedział mój luby i spojrzał na mnie oraz Dawn - To jak? Pójdziemy?
- Jasne! - zgodziłyśmy się obie bez wahania.
- Ja chętnie spróbuję tych Berti-Lodów - powiedziałam.
- Ja także - dodała panna Seroni.
- I ja chętnie znowu ich skosztuję - rzekł Ash.
- Ja i Bonnie już jedliśmy dzisiaj te lody, więc my weźmiemy sobie coś innego - odpowiedział Clemont.
- Ja bym chętnie je zjadła jeszcze raz - powiedziała niezadowolona z decyzji brata Bonnie.
- Nie zapominaj, że co za dużo, to nie zdrowo. Musisz dbać o swoje zdrowie - skarcił ją Clemont.
Bonnie nie była z tego powodu zachwycona, ale niestety musiała się z nim zgodzić tym bardziej, że Ash przyznał rację jej bratu. Dziewczynce jednak szybko wrócił dobry humor, gdy poszliśmy na miasto.
- Możemy zaszaleć, w końcu wygraliśmy dzisiaj zakład - zaśmiał się wesoło mój chłopak, obejmując mnie za ramiona.
- Tak, po pięć dolarów na łebka - zachichotałam lekko.
- Zaszalejemy zatem za dwadzieścia dolców - zawołała wesoło Dawn - Można by nawet powiedzieć, że dzisiaj Clemont stawia. W końcu to były jego pieniądze.
- Owszem, to były moje pieniądze. Były, ale się zmyły - powiedział nieco niezadowolonym tonem Clemont - Ale mniejsza. Najważniejsze jest to, że Ash udowodnił, że jest najlepszym detektywem w historii Alabastii, a ja z kolei dowiodłem, iż mogę być doskonałym pisarzem kryminałów.
- A więc pewność, że naprawdę posiadasz talent do pisania, była warta tych przegranych dwudziestu dolarów? - zapytałam z ciekawością.
- Oczywiście, że tak, Sereno - odpowiedział mi Clemont - Oczywiście, że tak.
***
Po wypadzie na Berti-Lody wróciliśmy wszyscy do domu, gdzie razem spędziliśmy jeszcze wiele miłych chwil. Potem podczas kolacji, na której to zjawili się również moja mama i Steven Meyer, wpadłam na pewien bardzo uroczy pomysł, który postanowiłam zrealizować. Już dawno nosiłam się z tym zamiarem, ale dopiero teraz zdołam nabrać dość odwagi, aby przejść od słów do czynów.
Jeszcze tego samego wieczoru Ash odkrył, że w jego pokoju brakuje hamaka, na którym to lubił on spać. Przeszukał dokładnie cały dom, zajrzał w dosłownie każdy zakamarek, ale hamaka nie znalazł. Nie wiedząc, co ma zrobić, poprosił nas o pomoc. My jednak poradziliśmy mu, aby spał tej nocy w łóżku.
- Ale co z Sereną i Bonnie? Przecież one zwykle w nim śpią - zapytał Ash nie wiedząc, co ma zrobić.
- Spokojnie. Zmieścimy się wszyscy jakoś - powiedziała Bonnie.
- Poza tym mamy jeszcze domek na drzewie, więc powinno być dobrze - dodała Dawn - W sumie to ja chętnie tam się dzisiaj zdrzemnę.
- Właściwie to ja też - powiedział Clemont.
- Ja również nie mam nic przeciwko temu - rzekła jego siostra.
Ash spojrzał na mnie, ja zaś powiedziałam, że wolę zostać w pokoju z nim. Chłopak nieco się wówczas zarumienił, bo to oznaczało, że będziemy spali razem we dwoje, czego wcześniej jeszcze nigdy nie robiliśmy. Cóż... Kiedyś trzeba zacząć, pomyślałam sobie, a ponieważ skończyłam szesnaście lat, to byłam na to gotowa.
Poszłam więc do łazienki umyć zęby, a kiedy wróciłam do pokoju Ash już drzemał sobie spokojnie w łóżku. Powiedział, że będzie na mnie czekał, ale widocznie czekanie było nużące, gdyż zasnął. Widząc to zachichotałam lekko pod nosem, po czym przeszłam do realizacji mojego jakże genialnego planu. Powoli zsunęłam z siebie nocną koszulkę, którą miałam na sobie i taka, jak mnie Bozia stworzyła, wsunęłam się powoli pod kołdrę tuż obok Asha, a następnie czule pocałowałam go w usta.
- Sereno, już jesteś? - zapytał Ash, powoli otwierając oczy.
Wówczas to zobaczył mnie, jak i również to, co mam na sobie, a raczej czego NIE MAM na sobie. Lekko się wtedy zmieszał oraz zaczerwienił na całej twarzy.
- He he he... Sereno... Coś mi mówi, że chyba zapomniałaś założyć na siebie piżamę - powiedział wesoło.
Ja jednak uśmiechnęłam się do niego i powiedziałam:
- Dzisiaj piżama nie będzie mi potrzebna. Tobie zresztą też nie.
I nim Ash zdążył zaprotestować zdjęłam z niego wszystko, co miał na sobie, a następnie usiadłam mu na kolanach i objęłam go za szyję.
- Sereno, co ty robisz? - zapytał mój chłopak drżącym głosem.
Z jego oczu biła mieszanka delikatnego wstydu i strachu połączona z prawdziwym pragnieniem tego, abym kontynuowała to, co właśnie robię. Mnie zaś serce biło jak szalone. Wiedziałam, że jeśli teraz nie przejdę do działania, to już nigdy tego nie zrobię. Odpowiedziałam mu więc:
- Co ja robię? Ash, robię to, na co od dawna mam ochotę, a konkretnie to od dnia, w którym pierwszy raz zobaczyłam cię po ośmiu latach rozłąki. Nie miałam wtedy jednak odwagi, żeby to zrobić, ale teraz... Kiedy zostałam twoją dziewczyną i skończyłam niedawno szesnaście lat, to czuję, że jestem na to gotowa. Czuję to w sercu.
Wzięłam mu dłoń i położyłam ją na swoim sercu.
- Czujesz, jak mocno ono bije? Czujesz? - zapytałam cicho, specjalnie przeciągając przy tym słowa.
Wiedziałam, że nie zdoła się temu oprzeć. No i nie oparł się.
Ash spojrzał na mnie zachwyconym wzrokiem, w którym zapanowało już kompletne szaleństwo i pocałował moje usta tak dziko, jak jeszcze nigdy dotąd. Następnie porwał mnie mocno w ramiona, ja zaś lekko zachichotałam i wyszeptałam:
- Nareszcie!
Następnie szepnęłam mu na uszko:
- Chociaż to były moje urodziny, nie twoje, to tym razem ja mam dla ciebie pewien prezent. Weź go, jeśli masz odwagę.
Ash miał odwagę i wziął go, a ja już po chwili leciałam z nim krainę radości oraz przyjemności, której nigdy wcześniej nie zwiedzałam z żadnym innym chłopakiem i nigdy później z żadnym nie zwiedziłam. Lecieliśmy do niej spleceni ze sobą tak ściśle, że tworzyliśmy jedność, niczym te urocze medaliony Yin i Yang podarowane nam kiedyś przez Latias. Frunąc po tej cudownej krainie pomyślałam sobie, że to jest jeszcze piękniejsze niż sobie mogłam wyobrazić.
Kiedy już nasz lot się skończył, to bardzo zachwycona wtuliłam się w tors mojego chłopaka i powoli gładziłam jego dłoń, którą mnie on do siebie obejmował. Radosną ciszę przerwało nagle pytanie Asha:
- Gdzie schowałaś mój hamak?
Zachichotałam wesoło, po czym zapytałam:
- A skąd wiesz, że to ja go schowałam?
- Bo nikt inny nie miałby w tym interesu, tylko ty - odpowiedział mi mój chłopak.
Zaśmiałam się ponownie, po czym powiedziałam:
- W domku na drzewie. Tak coś czułam, że nie będziesz tam szukać.
- No i dobrze czułaś, bo niby czemu miałbym pomyśleć, że mój hamak nagle dostał nogi i uciekł do domku na drzewie, abym nie mógł już więcej na nim spać?
- No co? Musiałam cię jakoś zachęcić do tego, co zrobiliśmy.
- I dlatego też pozbyłaś się publiki? Oni wiedzieli, co kombinujesz?
- Tylko Dawn. Pozostali wiedzieli, że chcę zostać z tobą sam na sam. Poza Dawn nikt nie wiedział, co planuję.
- Już ja sobie z nią porozmawiam, z tą moją siostrzyczką.
To mówiąc Ash zaśmiał się i czule pocałował mnie w usta, następnie objął mnie mocno do siebie.
- Już więcej nie będziesz spać w hamaku - powiedziałam stanowczym tonem.
- Nawet mi to nie przyszło do głowy - odpowiedział mi mój ukochany.
Chwilę później zarecytował:
Uciekły ode mnie, które mnie szukały.
Z bosymi stopami szły moją podłogą.
Wdzięczny jestem losowi,
Że mnie szczęśliwszym dotąd nie uczynił.
Jednej wszakże nocy
Przeźroczystej szaty miłym przyodziewku
Przyszła, by pozwolić sukni wolno opaść.
Porwała mnie wtedy w ramiona wysmukłe
A potem całując cicho zapytała:
Najdroższy mój panie, jak ci się podobam?
- Śliczne. To twoje? - zapytałam z uśmiechem, tuląc się mocno do jego torsu.
- Nie, to sir. Thomas Wyatt, poeta z XVI wieku - wyjaśnił Ash.
- Piękne...
- Nie... To ty jesteś piękna, Sereno.
Spojrzałam na mego chłopaka z uśmiechem, pocałowałam go czule w usta, po czym ponownie wtuliłam się w jego tors i chwili później zasnęłam czując, że tego dnia zakończył się dla mnie pewien etap życia, a rozpoczął następny. Pomyślałam również, iż tej nocy nareszcie dorosłam.
KONIEC
A więc jednak! To lord Gary Carfax okazał sie być "Wampirem z Alabastii". Domyślałam się tego od drugiej części, ale dopiero teraz utwierdziłam się w swoich przekonaniach. :)
OdpowiedzUsuńW sumie zemsta za śmierć przyrodniej siostry to ciekawy motyw tych morderstw, ale czy musiał ich aż w taki sposób zabijać? Chyba że to miało być nawiązanie do tej dziecięcej zabawy, którą przestraszyli Iris... Pewnie tak właśnie miało być. :)
A zakończenie jest naprawdę słodkie... i dość niegrzeczne, ale to tak jak lubię. Zwieńczenie 16 urodzin obojga naszych bohaterów, można powiedzieć, że to spóźniony prezent dla Asha. :D
Ogólna ocena: 10/10 :)