środa, 20 grudnia 2017

Początek, czyli jak to się zaczęło

Początek, czyli jak to się zaczęło


Pamiętam jak dziś dzień, w którym Ash zdołał spełnić swoje marzenie i został Mistrzem Pokemon. Było to bardzo piękne, słoneczne, czerwcowe popołudnie. Mistrzostwa Ligi Kalos ściągnęły z całego regionu całe mnóstwo ludzi. Gdzie nie spojrzeć, same sławy. Prawdziwa śmietanka towarzyska. Ja oczywiście też tam byłam i odegrałam swoją rolę w uroczystości wręczania nagród zwycięzcom. W końcu to nie kto inny, tylko ja oraz moi wierni przyjaciele, Clemont i Bonnie, uhonorowaliśmy Asha jako zwycięzcę całej olimpiady. Bonnie wręczyła mu złoty puchar, Clemont złoty medal, ja zaś najwyższe honorowe odznaczenie - wieniec laurowy. Przyznam się, iż sytuacja ta była tak doniosła, że czułam się podczas niej niczym egipska królowa Kleopatra koronująca na króla Rzymu Juliusza Cezara. Z pewnością każdy miłośnik historii zaraz zwróci mi uwagę, iż takie wydarzenie nigdy nie miało miejsca, ale to nie ma znaczenia. Chciałam jedynie stwierdzić, że czułam się właśnie w taki sposób podczas tej uroczystości. Porównanie, którego użyłam jest więc może niehistoryczne, ale sądzę, że całkiem urocze, nieprawdaż?
W normalnych okolicznościach z całą pewnością nie miałabym możliwości zrealizowania tego wszystkiego, o czym mówię, jednak tym razem szczęście nam sprzyjało. Patronujący całej tej olimpiadzie burmistrz miasta Lumiose, w którym Mistrzostwa Ligi Kalos się odbywały był serdecznym przyjacielem mojego ojca, także znał mnie i bez wahania uległ mym namowom, żebym to właśnie ja, w towarzystwie Clemonta i Bonnie mogła uhonorować naszego przyjaciela tymi oto wspaniałymi odznakami. Wiedziałam, że mamy do tego pełne prawo, jak nikt inny na całym świecie. W końcu przecież to cała nasza trójka sprawiła, iż Ash został zwycięzcą. Sam Ash zaś nie tylko, że doceniał nasze starania, ale również do dzisiaj za każdym razem, kiedy tylko ma ku temu okazję, powtarza, iż gdyby nie my, to nigdy nie osiągnąłby sukcesu. My natomiast ze skromności zwykle temu zaprzeczamy, choć po cichu tak naprawdę zgadzamy się z nim.
Cóż jeszcze mogę dodać? Ash zasłużył na wyróżnienie, jak nikt inny. Od sześciu lat czekał on na chwilę, w której zostanie Mistrzem Pokemon i w końcu mu się to udało. Tytuł ten zdobył bardzo ciężką pracą, a także długimi, męczącymi treningami, jak również i uczeniem się na własnych błędach, co jak zapewne wszyscy wiedzą, nie jest wcale takie proste.
Przyznam się też, że gdybym wędrowała z Ashem nieco dłużej, pewnie bym go tak bardzo nie podziwiała, jak robię to teraz. Dlaczego? Już wam to wyjaśniam. Chodzi o to, że gdy mój chłopak (Ash jest nim już od jakiegoś czasu) rozpoczynał swoją podróż trenera Pokemonów, był 10-letnim, dość zarozumiałym, aroganckim i bardzo pewnym siebie zuchem, który sądził, że wszystko mu się należy za nic. Wiem to, gdyż sam tak o sobie opowiadał. Jeżeli mogę wierzyć na słowo jego opowieściom, to wynika z nich, że Ash był wtedy dumny, próżny, nieco nerwowy, jak również łatwo popadający w depresję, gdy przegrywał. Obecnie jednak zmienił się nie do poznania i po wielu porażkach w różnych Ligach zaczął odnosić sukcesy. W ostatnich zawodach (co prawda takich nieoficjalnych, ale zawsze), został on wicemistrzem, a więc jego mistrzostwo było już tylko kwestią czasu. Poza tym Ash zmienił się naprawdę i to bardzo pozytywnie. Stał się skromny, znacznie mniej wybuchowy, rozsądniejszy oraz spokojniejszy, a swoje ewentualne porażki nauczył się on przekuć w zwycięstwo, wyciągając z nich przy okazji lekcję dla siebie.
Jeśli chodzi o mnie, to nie chcę być próżna, jednak moim zdaniem zasłużyłam na to, aby móc wraz z moimi przyjaciółmi, Clemontem i Bonnie wręczyć Ashowi zasłużoną nagrodę za jego trud i poświęcenie. W końcu to przecież cała nasza trójka od kilku ładnych miesięcy towarzyszyła mu w wędrówce po regionie Kalos i pomagała pokonywać wszelkie przeszkody. Wspieraliśmy go, podnosiliśmy na duchu, dodawaliśmy otuchy, a prócz tego jeszcze motywowaliśmy do działania. Narażaliśmy bardzo często na szwank nasze zdrowie fizyczne, że już o życiu nie wspomnę, walcząc u jego boku z kilkoma niesympatycznymi typkami, takimi jak Zespół R, wredna szajka zajmująca się kradzieżą Pokemonów, której głównym celem jest pochwycenie Pikachu Asha, jako że stworek ten posiada wyjątkowe zdolności oraz umiejętności. Niesympatyczne osoby, chociaż trzeba przyznać, że nawet zabawne.
Ale to nie ich i kradzieży Pikachu najbardziej się obawialiśmy w czasie naszej podróży. O wiele większym niebezpieczeństwem był tutaj szef oraz zleceniodawca akcji Zespół R, podstępny milioner Giuseppe Giovanni, o którym to ja, Clemont i Bonnie kiedyś przypadkiem się dowiedzieliśmy. Ten oto bogaty i żałosny łajdak wynajmował Zespół R oraz wielu innych przestępców, aby kradli dla niego rzadkie Pokemony z całego świata. Odrażający typ. Na szczęście nie mieliśmy okazji go spotkać osobiście, choć Ash wspominał, że w swoich wcześniejszych wędrówkach miał już nieprzyjemność zetknąć się z tym osobnikiem i ani on, ani ów osobnik nie wspominali miło tych ich wspólnych spotkań, bo za każdym razem obaj stali po przeciwnych stronach barykady.
Naszym wrogiem był również Malamar, niesamowicie wyjątkowy i groźny Pokemon typu psychicznego, pochodzący z innej planety. Chciał on wraz ze swoimi ziomkami przejąć władzę nad całą Ziemię. Na szczęście nie dopuściliśmy do tego i ocaliliśmy planetę. Malamar jednak nigdy nie darował nam tego, iż już dwukrotnie udaremniliśmy jego niecne plany zdobycia kontroli nad naszą planetą. Pragnął zemsty na nas i knuł ją właśnie wtedy, gdy my radowaliśmy się z sukcesu Asha. Przerażająca bestia. Do dzisiaj mam ciarki na plecach, gdy sobie przypomnę te jego hipnotyzujące moce oraz papuzi dziób, którym do nas mówił.
Ale cóż Zespół R, Giovanni albo sam Malamar mogli nas wtedy interesować? Byliśmy szczęśliwi, zwariowani i beztroscy, czyli dokładnie tacy, jacy powinni być wszyscy młodzi ludzie, którym los pozwolił wreszcie spełnić swoje marzenia.
Dla ścisłości, muszę tu wyjaśnić jeszcze jedną sprawę. Mianowicie, kim ja jestem. Dla tych, którzy zapoznali się już z moimi wcześniejszymi pamiętnikami, moja tożsamość nie jest zagadką. Dla tych zaś, którzy tego nie uczynili, dopełniam formalności.
Nazywam się Serena Evans.
Wiek - szesnaście lat (a tak właściwie to piętnaście lat i jedenaście miesięcy).
Grupa krwi - 0 RH plus (taki sam, jak Ash).
Wzrost - 170 centymetrów (a więc pięć mniej, niż ma Ash).
Kolor włosów - jasny-brąz lub może ciemny-blond (zdania na ten temat są podzielone).
Kolor oczu - niebieski (zdania na ten temat są jednoznaczne).
Ubiór - zwykle noszę ładny, różowy kapelusz, czarną podkoszulkę z białym kołnierzykiem, czerwoną spódniczkę, czarne pończochy i czarno-czerwone buty.
Najbardziej lubię - podróżować z Ashem, modnie się ubierać, przeżywać przygody oraz piec ciasteczka, jak i również przebywać z moim chłopakiem sam na sam.
Najbardziej nie lubię - szpinaku, spodni, atakowania nas przez Zespół R, komarów, deszczu, krytykowania sposobu, w jaki się ubieram, a także zmuszania mnie przez mamę do jazdy na Rhyhornach.
Stan cywilny - panna.
Stan sercowy - zakochana z wzajemnością.
Chłopak - Ash Ketchum alias „Błękitny Chłopiec“, mój wierny przyjaciel z dzieciństwa, który uratował mi życie.
Najlepsi przyjaciele - Clemont i Bonnie.
Ulubiony Pokemon - Fennekin.
Największe marzenie - zostanie światowej sławy artystką.

To chyba wszystko, co powinniście o mnie wiedzieć, o ile oczywiście dotąd nie mieliście okazji mnie poznać. Teraz zaś przejdziemy do właściwej narracji, w której wyjaśnię, co zrobiliśmy, kiedy już wręczenie nagród w Mistrzostwach Ligi Kalos dobiegło końca. Ash stwierdził wówczas, że chce powrócić do rodzinnej Alabastii i odpocząć sobie nieco od przygód. Cała nasza drużyna postanowiła mu towarzyszyć w tej podróży. A ponieważ zanosiło się na to, że nasz pobyt w regionie Kanto będzie raczej dłuższy, to za radą profesora Sycamore’a ja oraz Clemont zostawiliśmy u niego swoje Pokemony zdobyte w regionie Kalos, zostawiając sobie jedynie po jednym stworku (ja zachowałam Fennekina, a Clemont Chespina). Ash z kolei swoje Pokemony zachował, aby móc je potem powierzyć opiece swojego mentora i zarazem wielkiego przyjaciela, profesora Samuela Oaka, który to notabene był swego czasu nauczycielem profesora Sycamore’a i jeszcze kilku uczonych. Bardzo chciałam poznać tego człowieka, ponieważ wiele dobrego o nim od Asha słyszałam.
Wyruszyliśmy więc całą naszą wesołą czwórką do Alabastii, mając przy tym nadzieję odpocząć wreszcie od przygód, ale nie wiedzieliśmy, że los szykował dla nas bardzo niezwykłego figla, ponieważ nasze prawdziwe przygody miały się dopiero rozpocząć.
Ale zacznijmy od samego początku.

***


- Hej, mamo! Nie uwierzysz, co się niedawno stało! Nareszcie spełniło się moje największe marzenie! Zostałem Mistrzem Pokemon! - zawołał radośnie Ash w słuchawkę.
Pani Delia Ketchum, której obraz ukazał się nam właśnie na ekranie telefonu, uśmiechnęła się radośnie do syna. Była to niezwykle miła i urocza kobieta w wieku trzydziestu pięciu lat, o długich, beżowych włosach spiętych w kitkę. Od razu, zanim jeszcze Ash dokonał prezentacji, wiedziałam już, że to musi być jego mama, gdyż mój luby był do niej bardzo podobny. Oboje mieli wspólne rysy twarzy a także coś takiego w spojrzeniu, czemu nie można się było oprzeć. Prócz tego pani Delia Ketchum posiadała te same oczy koloru orzechowej czekolady, co mój ukochany. Teraz już wiedziałam, po kim to odziedziczył on tę cechę. Poza tym oboje uśmiechali się w taki sam sposób. Jednym słowem, Ash był niesamowicie podobny do swojej mamy.
- Wiem, kochanie - odpowiedziała synowi pani Ketchum - Widziałam cię w telewizji. Byłeś wspaniały. Jestem z ciebie naprawdę dumna, synku.
- Dzięki, mamo. Ale wiesz, nie poradziłbym sobie bez moich wiernych przyjaciół. Pozwól, że ci ich przedstawię.
To mówiąc odsunął się nieco od ekranu, żeby nas przedstawić.
- Dzień dobry, pani! Ja jestem Bonnie! - pisnęła Bonnie z radością - A to jest mój ukochany Dedenne!
- De-de-ne-ne! - pisnął wesoło jej Pokemon, który właśnie siedział swojej właścicielce na głowie.
- A to jest mój starszy brat!
- Jestem Clemont, bardzo mi miło panią poznać, pani Ketchum - powiedział Clemont, kłaniając się przy tym nisko.
- Witam, panią. A ja mam na imię Serena - odezwałam się wreszcie, kiedy nadeszła moja kolej na dokonanie prezentacji.
- Miło mi was wszystkich poznać - powiedziała pani Ketchum, nie przestając się uśmiechać.
Ash radośnie przysunął się do telefonu i powiedział:
- Mamo, chciałbym ci jeszcze coś powiedzieć. Widzisz... Serena jest moją dziewczyną.
Delia Ketchum wyglądała na niesamowicie wzruszoną tą wiadomością, gdyż niemalże łzy stanęły w jej oczach, kiedy to usłyszała.
- Dziewczyną?! A więc mój mały chłopiec wreszcie ma dziewczynę! Jestem taka szczęśliwa! To naprawdę najszczęśliwszy dzień w całym moim życiu! Mój syn dorósł, został Mistrzem i ma dziewczynę! Czy może być coś piękniejszego?! Tylko dbaj, proszę, o mojego syna, Sereno!
- Będę dbać, obiecuję! - zawołałam z zapałem i radością w głosie.
A zatem mama Asha zaakceptowała mnie jako dziewczynę swojego syna, pomyślałam sobie. To była naprawdę bardzo przyjemna wiadomość. Najlepsza wiadomość, jaką mogłam tego dnia usłyszeć.
- Tak bardzo chciałabym was lepiej poznać, moi kochani, ale coś mi mówi, że pewnie raczej szybko to nie nastąpi - mówiła dalej pani Ketchum, ale już nieco smutniejszym tonem.
- Wręcz przeciwnie, mamo! Nastąpi to o szybciej niż ci się wydaje! - zawołał Ash głosem pełnym zapału - Bo widzisz... Ja, Serena, Clemont i Bonnie chcemy lecieć do Alabastii i spędzić tam wakacje. A potem... potem się zobaczy.
Mama Asha wyglądała wtedy niczym dziecko, które dowiaduje się, że zaraz odwiedzi je Święty Mikołaj. Rozpromieniła się cała i zawołała wzruszonym tonem:
- Naprawdę?! To cudowne! Zapraszam was wszystkich i to z całego serca! Z wielką przyjemnością poznam przyjaciół oraz dziewczynę mojego syna. To kiedy przybędziecie?
- Nie jestem pewien, ale chyba jutro, jeśli tylko złapiemy dzisiejszy samolot - odpowiedział Ash - Dlatego muszę już kończyć, żeby zdążyć kupić bilety.
- Rozumiem cię, synku. Pamiętaj tylko, bądź ostrożny. Czekam na was z niecierpliwością.
- Pa, mamo! Do zobaczenia!
- I pamiętaj, że cię kocham, synku.
- Ja ciebie też kocham, mamo.
To mówiąc Ash odłożył słuchawkę na widełki, zaś ekran telefonu zrobił się czarny. Połączenie zostało zakończone.
- Świetnie! - zawołał mój chłopak głosem pełnym zapału - Teraz nie zostało nam nic innego, jak tylko pójść do kasy, kupić cztery bilety i lecieć do Alabastii!
- Pika-chu! - zawołał Pikachu, siedzący właśnie na ramieniu Asha.
- Zobaczycie, że się wam tam spodoba - mówił dalej radosnym tonem mój chłopak.
- Jestem tego pewna - odpowiedziałam wesoło.
- Tak, to będzie na pewno bardzo ciekawe doświadczenie dla nas wszystkich - rzekł Clemont.
- Twoja mama jest naprawdę super, że nas do siebie zaprasza! - pisnęła wesoło Bonnie.
- De-de-ne! - zgodził się z nią jej mały Pokemon.
- Pika-pika! - dodał radośnie Pikachu.
- Oj tak, to prawda - zgodził się z nią Ash - To najlepsza mama pod słońcem. Nie chciałbym mieć innej. Ale lepiej już kupmy te bilety, bo jak tak będziemy ciągle stać, to samolot nam odleci zanim się obejrzymy.
Jak powiedział, tak zrobiliśmy i już po chwili mieliśmy w rękach nasze bilety.
- Świetnie. Do samolotu zostało nam jakieś siedemdziesiąt minut, więc sądzę, że możemy spokojnie tu poczekać na niego - powiedział Clemont.
- Ojej! Czy mnie oczy nie mylą?! Czyżby to był on?! - odezwał się nagle jakiś cienki, dziewczęcy głos.


Asha i Pikachu przeszły ciarki, ledwie go usłyszeli. Widocznie kojarzył on im się z kimś wyjątkowo nieprzyjemnym.
- Tak! To na pewno! - odezwał się znowu dziewczęcy głos.
- O nie! Tylko nie ona! - jęknął Ash załamanym tonem.
- Ale kto? O kim ty mówisz? - zdziwiłam się nie wiedząc, czemu nagle zrobił się blady.
Chwilę później ujrzałam odpowiedź na swoje pytanie. Była nią dziewczyna w jasno-żółtym swetrze, czerwonej spódniczce oraz brązowych rajstopach. Miała niebieskie oczy oraz brązowe włosy, które spinała w dwa długie warkocze. Moim zdaniem wyglądała ona z nimi dość pretensjonalnie, jeśli nie gorzej.
- Ash! To ty, mój słodki! Nareszcie cię odnalazłam! Wiesz, szukałam cię po zakończeniu Mistrzostw, ale dopiero teraz udało mi się ciebie odszukać! - zawołała dziewczyna wyraźnie bardzo podekscytowana widokiem mojego chłopaka.
- Eee... Szukałaś mnie? - zapytał załamanym tonem Ash.
- A po co go szukałaś? - zdziwiła się Bonnie.
- I to zaraz po Mistrzostwach? - dodał Clemont.
- I czemu mówisz do niego „mój słodki“? - spytałam groźnym tonem, biorąc się pod boki - Ash, czy ty ją znasz?!
- Czy on mnie zna?! Co za głupie pytanie?! No pewnie, że Ash mnie zna! - wydarła się na mnie dziewczyna oburzonym tonem - Ash miałby nie znać mojej skromnej osoby?! Śmiechu warte! Przecież jestem założycielką jego fanklubu!
- Fanklubu?! - wrzasnęliśmy zdumieni ja, Ash i Clemont.
- Pika-pika? - zdziwił się Pikachu.
- No jasne, że fanklubu - mówiła dalej przejętym tonem dziewczyna - I to do tego takiego fanklubu, który ma już w składzie ponad sto osób płci obojga, z czego przynajmniej dziewięćdziesiąt to dziewczyny.
- Bardzo niezwykłe - powiedziała Bonnie bezbarwnym tonem.
- Jakie tam niezwykłe?! To raczej całkiem normalne w takich sytuacjach! - trajkotała dalej dziewczyna.
Ash był co najmniej załamany jej obecnością, zaś ja miałam wielką ochotę wyrwać dziewczynie z głowy te jej głupkowate warkocze razem z całą tą durną czupryną. Nie umiałam tego wyjaśnić, ale z jakiegoś powodu ta oto zwariowana pannica wyraźnie działała mi na nerwy.
- Sereno, Clemont, Bonnie... Pozwólcie, że wam kogoś przedstawię. To jest Macy, moja znajoma.
- Masz dość dziwnych znajomych - mruknęła Bonnie.
- I to nawet bardzo dziwnych - dodałam, mierząc przy tym Macy złowrogim spojrzeniem.
- Dziwnych?! - warknęła Macy podchodząc do mnie - Dziwna to jest ta twoja żałosna, czerwona spódnica oraz ten niemodny kapelusz, jaki nosisz na głowie!
- Coś ty powiedziała?! - wrzasnęłam oburzona na Macy.
Czego jak czego, ale tego wręcz nienawidziłam, kiedy ktoś mi mówił, że nie ubieram się modnie. Pewnie rzuciłabym się wtedy na tę wredną zołzę, gdyby Ash i Clemont w ostatniej chwili nie złapali mnie mocno w pasie.
- Proszę, przestańcie się kłócić - próbował nas uspokoić Clemont.
Poszłyśmy za jego radą i uspokoiłyśmy się, ja jednak wiedziałam, że odtąd Macy jest moim śmiertelnym wrogiem.
- Ash, skąd znasz tę dziewczynę? - zapytała Bonnie.
- No właśnie, Ash, jestem tego bardzo ciekawa! - powiedziałam dość ostrym tonem.
Zapytany zarumienił się tylko na całej twarzy i rzekł:
- No... Bo widzicie... Swego czasu walczyliśmy oboje w Mistrzostwach Ligi Johto i Zespół R ukradł nasze Pokemony, a ja je odzyskałem.
- A przy okazji ocaliłeś mnie przed uderzeniem z dużej wysokości w skałę! - zakończyła jego opowieść Macy - No, sami powiedzcie, czy on nie jest cudowny?!
Gdy tylko podeszła w stronę Asha, robiąc do niego bardzo maślane oczy, ten z przerażeniem uskoczył szybko za moje plecy. Najwyraźniej ta cała panna Macy denerwowała go tak samo mocno, jak i mnie. Jeśli więc byłam o nią zazdrosna, to tylko przez chwilę. Widziałam bowiem wyraźnie, że Ashowi nie odpowiadało jej towarzystwo, a wręcz przeciwnie, za wszelką cenę stara się go jakoś uniknąć. Tym chętniej postanowiłam mu w tym pomóc.
- A właściwie to kim ty jesteś, że tak spytam? Hmm?! - zapytała mnie Macy, lustrując moją osobę uważnym spojrzeniem.
- Mam na imię Serena i jestem dziewczyną Asha.


Macy w jednej chwili zmieniła się na twarzy tak, jakby właśnie w nią uderzył piorun. Załamana spojrzała w stronę mego chłopaka i powiedziała:
- Dziewczyną... Och, Ash! Jak ty mogłeś mi to zrobić?! Jak ty możesz mieć dziewczynę po tym wszystkim, co razem przeżyliśmy?!
Następnie padła na kolana i wybuchła dzikim płaczem. Przyznam się, że nie wiedziałam wtedy za bardzo, co mam o tym wszystkim myśleć. Cała ta sytuacja wydawała mi się nieco dziwaczna, żeby nie powiedzieć gorzej. Pomyślałam sobie po cichu, że tej pannicy przydałaby się wizyta u dobrego specjalisty od problemów z głową.
Jednak chwilę później Macy szybko się zerwała z klęczek, otarła dłonią łzy i zawołała:
- No, ale w sumie to nic nie szkodzi! Ostatecznie wielkie sławy zwykle mają dziewczyny. To przecież nie przeszkadza je podziwiać.
Mówiąc te słowa złapała Asha za ręce i patrząc mu w oczy rzekła:
- Poza tym jestem pewna, że ten związek z tą dziewczyną o niemodnych ciuchach jest tylko przejściowy, prawda?
- Co proszę?! Niemodnych ciuchach?! - wrzasnęłam oburzona tym, że Macy kolejny raz dowodzi, iż ubieram niezgodnie z najnowszym trendami.
Ash szybko wyrwał swoje ręce z jej dłoni i powiedział:
- Ekhem... Wiesz, chętnie bym z tobą pogadał, ale niestety mam pilne sprawy na dzisiaj. Muszę sprawdzić, czy nie ma mnie na drugiej półkuli...
To mówiąc dał mi znak, byśmy szybko opuścili miejsce, w którym się akurat znajdowaliśmy. Pomyślałam sobie, że rada jest dobra tym bardziej, że jeszcze chwila i bym udusiła tę wariatkę gołymi rękami.
- No dobrze, ale chyba dasz mi autograf, co? - pisnęła w ogóle niezrażona jego słowami Macy.
- Autograf? - zdziwił się Ash.
- Lepiej go jej daj, bo nigdy się od nas nie odczepi - szepnęłam mu na ucho.
Ash westchnął głęboko, wziął długopis, po czym podpisał się bardzo szybko na bloczku, który podsunęła mu Macy.
- Super, załatwione - powiedział - A więc do zobaczenia i tak dalej... Miło było cię znowu zobaczyć.
Macy jednak nie zamierzała się od nas odczepić.
- Zaczekaj, Ash. Musisz dać jeszcze po autografie moim koleżankom z fanklubu.
- Koleżankom z fanklubu?! - pisnęłam przerażona - A gdzie one są?
- A tam! O!
To mówiąc Macy wskazała na cały tabun dziewczyn, który na jej znak ruszyły niczym spłoszone stado Rhyhornów w naszym kierunku.
- O nie! W nogi! - wrzasnął bardzo przerażony Ash i zaczął szybko uciekać z lotniska.
Ja, Clemont i Bonnie ruszyliśmy biegiem za nim. Biedny Clemont miał z tym największe problemy, bo w końcu z całej naszej czwórki on jeden nie posiadał najlepszej kondycji.
- Nie wiedziałam, że jesteś taki sławny! - powiedziałam tak pół żartem, a pół serio.
Sytuacja, w której się znajdowaliśmy była z gatunku takich, z których można się było jednocześnie śmiać i płakać. Przyznam, że gdyby nie to, iż byłam wściekła na Macy za jej złośliwie opinie na temat mojego ubioru, to pewnie teraz turlałabym się po ziemi ze śmiechu. W obecnej sytuacji jednak nie miałam za bardzo nastroju do żartów, chociaż musiałam przyznać, że ucieczka z lotniska przed tymi oto zwariowanymi dziewuchami była nawet zabawna.
- Ja też nie wiedziałem! Człowiek całe życie się uczy! - odpowiedział mi Ash, coraz szybciej przebierając nogami.
- Ale jednak z tym fanklubem to nie kłamała! - pisnęła wesoło Bonnie, powoli mnie doganiając.
- O tak! Macy jednak jest prawdomówna! - dodał Clemont z trudem biegnąc za mną.
- Co mi po tym, skoro jest walnięta?! - krzyknął Ash.
- Pika-pika! - pisnął przerażony Pikachu.
Pomimo naszego bardzo szybkiego przebierania nogami ten wzburzony tabun dziewczyn powoli zaczął nas doganiać. Wydawało się więc, że ta sytuacja jest już beznadziejna, gdy nagle...
- Mam pomysł! Clemont, daj mi szybko wieczne pióro! - zawołał Ash.
- No wiesz ty, co?! - pisnęłam niezadowolona - W takich chwilach chcesz rozdawać autografy?!
- Mam pewien pomysł, ale potrzebne mi jest twoje wieczne pióro! - rzucił mój luby, spoglądając na naszego wynalazcę.
Clemont bardzo szybko podał mu z kieszeni swego stroju wieczne pióro. Ash wówczas zdjął czapkę, nabazgrał na niej swoje nazwisko, po czym rzucił ją za siebie. Wzburzony tabun zwariowanych dziewczyn natychmiast stanął w miejscu, aby pochwycić zdobycz, a potem zaczął się o nią bić. W ten sposób zyskaliśmy na czasie, aby im uciec.
- Niezła strategia, Ash! - zawołałam z dumą w głosie.
- Pika-pi! Pika-chu! - pisnął z pochwałą Pikachu.
Musiałam przyznać, że ten pomysł był naprawdę dobry. Mój chłopak czasami załamywał mnie swoim zachowaniem, ale tym razem przeszedł samego siebie. W końcu wymyślenie jakiegoś dobrego planu działania w tak niebezpiecznej sytuacji nie jest wcale takie proste. Ash chwilami naprawdę był genialny.


Jakiś czas później dyszeliśmy zmęczeni w parku tuż przy lotnisku. To był dopiero bieg. Jeszcze nigdy się tak nie zmęczyłam i to w tak krótkim czasie.
- To był koszmar - wydyszał załamanym tonem Ash - Myślałem, że już po mnie.
- Nadal może być, jeżeli te wariatki nie opuściły jeszcze lotniska, a coś mi mówi, że nie opuściły - powiedziałam, z trudem odzyskując normalny rytm bicia serca.
- No to świetnie! Samolot mamy za niecałą godzinę, a te tymczasem będą tam na mnie koczować! - jęknął przerażony Ash - Chyba, że... Kiedy mamy następny samolot?
Clemont wytężył swoją pamięć, po czym powiedział:
- Eee... Za tydzień.
- CO?! - wrzasnęliśmy jednocześnie ja, Ash i Bonnie.
- PIKA?!!! - dodał Pikachu.
- Tylko nie to! - jęknąłem.
- Ja nie wytrzymam tygodnia z tymi wariatkami! Musimy stąd zwiewać i to dzisiaj! - dodał Ash.
- Jakimi wariatkami? - odezwał się nagle jakiś wesoły głos.
Obejrzeliśmy się w stronę, z którego on dobiegał i zobaczyliśmy dziewczynę, nieco młodszą od Asha, w czarno-różowej sukience, różowych kozaczkach oraz białej czapce z różowymi znakami. Miała błękitne oczy oraz ciemno-niebieskie włosy, których barwa chwilami przypominała mi czerń. Dziewczyna ta wyglądała całkiem sympatycznie, a ponadto miała w swoim wzroku coś, co wyglądało mi dziwnie znajomo. Odniosłam nawet wrażenie, że znam ją od dawna, chociaż tak naprawdę widziałam ją zaledwie pierwszy raz w życiu.
- No proszę, kogóż ja tu widzę? - zapytała wesołym i nieco zadziornym tonem tajemnicza nieznajoma - Samego wielkiego oraz słynnego Asha Ketchuma, Mistrza Pokemon Ligi Kalos w jego własnym, bijącym blasku majestacie.
- Dawn?! Dawn Seroni?! A co ty tutaj robisz?! - zdziwił się Ash na widok dziewczyny.
- Pika-pika! - zawołał radośnie na widok dziewczyny Pikachu.
- Jestem tu od niedawna, przybyłam oglądać Mistrzostwa. Podziwiałam twoją drogę na sam szczyt. Nawet znajdowałam się pośród cheerleaderek. Nie widziałeś mnie? - zapytała dziewczyna.
- Wybacz, ale nie.
Dawn nie przejęła się tym, bo machnęła lekceważąco ręką i rzekła:
- Nic nie szkodzi, to zrozumiałe. Byłeś przecież zajęty czymś innym.
- To wy się znacie? - zapytała zdumiona Bonnie.
- Kolejna znajoma? - burknęłam nieco niezadowolonym tonem.
- Tak, ale spokojnie. Ta jest zupełnie normalna - powiedział Ash z uśmiechem na twarzy - Pozwólcie, że przedstawię. To jest Dawn, moja dawna przyjaciółka, kiedyś podróżowała razem ze mną po regionie Sinnoh. A to są Clemont, Bonnie oraz Serena, moi nowi przyjaciele. Serena jest moją dziewczyną.
- Bardzo miło mi was poznać - powiedział Dawn dalej się uśmiechając, po czym podała każdemu z nas rękę - Jesteś dziewczyną Asha? To naprawdę miła wiadomość. Nie wiedziałam, że on ma już dziewczynę.
- Nie było okazji, aby ci to powiedzieć - rzekł Ash wesoło.
Dawn uśmiechała się wówczas do mnie w tak przyjemny sposób, że od razu ją polubiłam. Poza tym ten jej uroczy uśmiech... Sprawił on, iż miałam wrażenie, jakbym ją znała od dawna, ale nie umiałam sobie tego logicznie wyjaśnić.
- Widzę, że ubierasz się naprawdę elegancko - powiedziała Dawn, bardzo uważnie lustrując mnie wzrokiem - I to zgodnie z najnowszym krzykiem mody.
- Znasz się na modzie? - zapytałam zachwycona jej słowami.
- Oczywiście. Projektuję czasem stroje. Niektóre moje projekty trafiły na wybieg - mówiła Dawn.
- A lubisz różowy kolor?
- Oczywiście. Po niebieskim to moja ulubiona barwa.
- Coś mi mówi, że się bardzo polubimy! - zawołałam radośnie.
- Mam taką nadzieję - odpowiedziała mi dziewczyna, po czym zwróciła się do Asha - Ale z tego, co słyszę, macie jakiś problem, prawda?
- Owszem. Mamy za niecałą godzinę samolot, a tymczasem cały tabun moich pseudo-fanek okupuje lotnisko - wyjaśnił jej Ash załamanym głosem - Jak mnie dorwą, to w najlepszym razie rozbiorą mnie do naga, zaś w najgorszym rozerwą na strzępy, aby każda miała chociaż jakąś cząstkę mnie.
Dawn zrobiła nieco zdumioną minę. Widać podobnie jak ja nie sądziła, że można być aż tak nawiedzonym.
- To rzeczywiście jest problem - powiedziała poważnym tonem - Ale sądzę, że możemy jakoś temu zaradzić.
- Co masz na myśli? - zapytałam zainteresowana.
- Pójdę tam i odwrócę ich uwagę, a wy tymczasem przedrzecie się na samolot - powiedziała Dawn z lekko przemądrzałą miną.
- Ale w jaki sposób chcesz odwrócić ich uwagę? - zapytał Ash.
Dawn wówczas lekko opuściła głowę i smutnym tonem powiedziała:
- Właściwie, to nie wiem.
- Ale ja chyba wiem! - zawołał nagle Clemont.
Błysk w jego oczach i okularach wskazywał wyraźnie, że ma on już skuteczny plan działania.
- Chyba pora wkroczyć do akcji, przyjaciele. Poczekajcie chwilę.
To mówiąc wyciągnął on jakieś bardzo dziwne rzeczy ze swojego plecaka i zmontował je w ciągu pół godziny w całość, po czym przedstawił je nam:
- Proszę! I gotowe! Przyjaciele, dzięki nauce przyszłość mamy dziś! Włączam zestaw Clemonta! Wiecie, przygotowałem sobie już dosyć dawno to urządzenie, gdyż przewidziałem, że prędzej czy później znajdziemy się w takiej oto sytuacji. Nosiłem je w częściach w plecaku i teraz zmontowałem ze sobą w jedną całość.
- Tyle, to my sami widzimy - mruknęła Bonnie.
Jej brat nie przejął się tym i mówił dalej:
- Nazwałem mój wynalazek: „Asho-podobny człekokształtny robot pierwszej generacji!“.
Rzeczywiście, najnowszym wynalazkiem Clemonta okazał się być... robot i to jeszcze niezwykle podobny z wyglądu do Asha.
- Asho-podobny robot? - powiedziałam z politowaniem, słysząc jak Clemont nazwał swój wynalazek.
- Kolejna oczywista nazwa - jęknęła z równym politowaniem Bonnie.
- Ale ekstra! Nauka jest niesamowita! - zawołał zachwycony Ash na widok maszyny.
- Dobrze, ale jak ten robot ma nam pomóc? - zapytałam.
- To bardzo proste. Dawn pobiegnie do tych dziewczyn i zawoła, że widzi Asha, po czym wskaże na mojego robota. Następnie wszystkie rzucą się na niego, zaś my przedrzemy się przez lotnisko do samolotu - wyjaśnił swój błyskotliwy plan działania Clemont.
- Faktycznie, to jest dobry plan - zgodziła się z nim Dawn - Nie ma co gadać, trzeba się brać do dzieła.
- No właśnie! - zawołał wesoło mój luby - Nie poddamy się, tylko walczymy!
- Do samego końca, Ash! - dodała Dawn.
To mówiąc oboje przybyli sobie piątkę.

***


Chwilę później Dawn wparowała dziko na lotnisko i wpadła pomiędzy tłum nawiedzonych fanek Asha.
- Hej, patrzcie! Tam jest Ash! O tam! Widzicie go?! Stoi tam! Tam! - wołała dziewczyna piskliwym głosem.
Musiałam jej przyznać, że Dawn umiała dobrze grać. Naprawdę wyglądała na niesamowicie podnieconą oraz rozszalałą przez wzburzone hormony, tak jak te wariatki, które polowały na mojego chłopaka. Co jak co, ale Dawn umiała grać i to lepiej niż myślałam.
Gdy zaś w drzwiach lotniska ukazał się robot Clemonta, to dziewczyny całym tłumem rzuciły się w jego kierunku. Robot natomiast, zgodnie z wcześniejszym planem, zaczął uciekać, a dziewczyny pobiegły za nim.
- Dobra, poszły sobie! Droga wolna, kochani! - zawołała Dawn, kiedy nasze prześladowczynie zniknęły już z pola widzenia.
Na to oto hasło ja, Clemont, Bonnie, Pikachu oraz Ash (ten ostatni był dla bezpieczeństwa przebrany w szary prochowiec i kapelusz niczym detektyw ze starych filmów) odsunęliśmy lekko gazety, w których to lekturze dla zmyłki się pogrążyliśmy, po czym pobiegliśmy do miejsca odprawy.
- Dzięki, Dawn, za pomoc! - zawołałam radośnie.
- Dziękuję za uratowanie mi życie! - dodał Ash, zaś Pikachu siedząc na jego ramieniu zapiszczał wesoło.
- Nie ma za co! Miłego lotu! Mam tylko nadzieję, że się jeszcze spotkamy! - zawołała Dawn machając nam wesoło ręką.
Chwilę później, po odprawie i sprawdzeniu biletów, zadowoleni siedzieliśmy na pokładzie samolotu do Alabastii. Dzięki Bogu szybko on startował i nawiedzone fanki Asha nie zdołały nas już dopaść.
- Uff! Było gorąco - jęknął Ash, ocierając sobie pot z czoła - Ale i tak im zwialiśmy.
- Zgadza się - powiedziałam wesoło.
Muszę przyznać, że po fakcie uznałam całą przygodę za bardzo wesołą i na swój sposób dosyć uroczą. W końcu było to dla mnie przyjemne, że chodziłam z chłopakiem, który jest tak sławny, iż jego fanki się za nim wręcz uganiają. Choć oczywiście wolałabym nie spotkać znowu tej głupie Macy, która nie dość, że jest brzydka, to w ogóle nie zna się ani trochę na modzie!
- Szkoda tylko, Ash, że straciłeś swoją cenną czapkę - powiedziała Bonnie smutnym głosem.
- Nic nie szkodzi, mam zapasową - zaśmiał się Ash - Poza tym milsza mi głowa niż czapka.
- To piękne słowa, Ash! A czy mogłabym je zacytować w swoim artykule? - usłyszeliśmy nagle jakiś znajomy głos.
To z siedzenia przed nami wychylała się wesoło jakaś kobieca postać. Była to wysoka dziewczyna o ciemnych włosach i zielonych oczach, ubrana w fioletowo-czarną bluzkę zapinaną na zamek oraz szare dżinsy. Na jej ramieniu spoczywał Pokemon Helioptile, który to zapiszczał wesoło na nasz widok.
- Cześć, Alexa! - zawołał Ash radośnie - Ty też lecisz do Alabastii?
- Jak widać - zaśmiała się Alexa - Cieszę się, że cię znowu widzę, Ash. Witaj, Sereno, ciebie również miło widzieć. Serwus, Clemont! Jak się masz, Bonnie?! Widzę, że dalej tworzycie zgrany zespół.
- Tak i to jeszcze jaki! Dzięki nim zdobyłem wreszcie tytuł Mistrza Pokemon! - zawołał Ash radosnym tonem.
- Wiem o tym, byłam na trybunach i obserwowałam twoją walkę, Ash! - odpowiedziała mu pokemonowa-dziennikarka - Muszę przyznać, że dałeś z siebie wszystko.
- Tak, Ash był naprawdę niezwykły - odpowiedziałam z dumą w głosie.
- Był po prostu niesamowity! - pisnęła podniecona Bonnie - Zwłaszcza, jak pokonał tego ostatniego przeciwnika. To było po prostu fantastyczne!
- Zgadza się! - potwierdziłam jej słowa - Ash jest po prostu cudowny.


Ash zarumienił się na twarzy słysząc moje słowa.
- No cóż... Po prostu robię co mogę, żeby spełnić jakoś swoje marzenia, to wszystko.
- Och, weź nie bądź już taki skromny, Ash. Naprawdę pokazałeś klasę na tych Mistrzostwach! - powiedziała Alexa, robiąc przy tym bardzo wesołą minę - Zresztą wiedziałam, że musi ci się udać, odkąd dołączyła do ciebie Serena.
- Wiedziałaś? - zdumiały mnie mocno jej słowa.
- Oczywiście. Widziałam, jak bardzo pozytywnie wpływasz na Asha i umiesz go zmotywować do działania, Sereno. Nie każdy by tak potrafił, ale ty tak.
- A wiesz co, Alexa? Serena jest moją dziewczyną! - pochwalił się naszym szczęściem Ash.
Alexa zachichotała delikatnie.
- To również przewidziałam. I uprzedzając wasze następne pytanie po prostu jako dziennikarka jestem naprawdę dobrą obserwatorką. Umiem więc patrzeć. A patrząc na was dwoje wiedziałem, że czujecie coś do siebie i to od pierwszej chwili, kiedy się ujrzeliście. Dlatego wasz związek to już była tylko kwestia czasu.
Oboje z Ashem zaśmialiśmy się wesoło na te słowa. A więc Alexa już od dawna przewidywała, że ja i Ash, moja wielka miłość z dziecięcych lat będziemy razem? Niesamowite! Jak ona to w ogóle robi? Chyba naprawdę po prostu ma do tego talent.
- Alexa, a właściwie w jakim celu lecisz do Alabastii? - zapytał nagle Ash.
- Widzicie, chcę zrobić wywiad z profesorem Samuelem Oakiem na temat jego najnowszych badań o Pokemonach robakach - odpowiedziała Alexa - Liczę na to, że to będzie przełom w tej dziedzinie nauki. A wy czemu lecicie?
- Chcemy odpocząć od przygód i korzystać z wakacji - wyjaśnił Ash - Poza tym Serena jeszcze nie poznała mojej mamy.
- My też jej jeszcze nie poznaliśmy, a chcemy to nadrobić - dodał Clemont.
- Nie inaczej! - pisnęła Bonnie wesołym tonem.
- De-de-ne! - potwierdził jej słowa Dedenne.
- W takim razie będziemy dzisiaj podróżować razem, jak za dawnych dobrych czasów - zaśmiała się Alexa.
- Tak! - zawołał Ash i spojrzał na mnie - Im nas więcej, tym weselej.
- Dokładnie tak! - dodałam równie podnieconym tonem, co on.

***


- Ash, powiedz mi, jak długo już znasz Dawn? - zapytałam jakiś czas później, gdy Clemont i Bonnie oraz Alexa zasnęli na swych siedzeniach.
Ash zastanowił się przez chwilę, nim mi odpowiedział.
- Prawdę mówiąc nie jestem do końca pewien. Będzie tak ze dwa lata... Chociaż nie... Teraz to już trzy... Tak, zgadza się! Trzy lata! Kiedyś razem z nią i Brockiem, moim dawnym kumplem, podróżowaliśmy po jej rodzinnym regionie.
Pokiwałam głową ze zrozumieniem.
- Powiedz mi, a lubiłeś ją?
- Nawet bardzo. Ale chyba ty także ją polubiłaś?
Zaśmiałam się lekko.
- Owszem, wygląda na niezwykle sympatyczną osobę. Do tego zna się też na modzie. Jaka szkoda, że nie miałyśmy czasu dłużej pogadać, ale może kiedyś to nadrobimy?
- Być może. Kto wie? Dzisiaj spotykamy samych starych znajomych.
- Brrr... Nawet mi nie przypominaj tego pierwszego spotkania. Macy... Jak ją jeszcze kiedyś zobaczę, to normalnie uduszę.
- A ja pomogę ci ukryć ciało - zaśmiał się Ash.
Oboje wybuchnęliśmy wesołym, acz dosyć cichym śmiechem. Nie chcieliśmy bowiem nikogo budzić, a że żart zdecydowanie nas ubawił, to jakoś musieliśmy dać temu wyraz, choćby poprzez taki cichutki śmieszek.
- Słuchaj, Ash... Powiedz mi, proszę, czy ty byłeś zakochany w Dawn?
Chłopak zdumiony tym pytaniem spojrzał na mnie uważnie.
- Czemu o to pytasz, Sereno?
- Tak sobie z ciekawości. Powiedz, byłeś w niej zakochany czy nie?
Mój chłopak westchnął głęboko, zanim udzielił mi odpowiedzi. Widać było, że rozmowa na ten temat nie sprawiała mu przyjemności, ale postanowił jakoś to przeboleć i zaspokoić moją ciekawość.
- Prawdę mówiąc, to tak. Byłem w niej zakochany.
Spodziewałam się takiej odpowiedzi.
- Skąd wiedziałaś? - zapytał Ash.
- Powiedzmy, że podobnie jak nasza droga Alexa, ja również jestem bardzo spostrzegawcza - odpowiedziałam mu wesoło - Ale nieważne. A co teraz do niej czujesz?
- Teraz jestem zakochany w tobie i tylko z tobą chcę być.
- Cieszę się, że tak mówisz, Ash. No, ale skoro byłeś w niej zakochany, to dlaczego nie jesteście razem?
- Bo jestem z tobą, Sereno - odpowiedział mi wesoło Ash.
- Ash, nie wygłupiaj się. Ja pytam poważnie.
Chłopak westchnął głęboko, jakby odpowiadanie na to pytanie sprawiało mu wielką trudność, po czym powiedział:
- Widzisz... Od jakiegoś czasu, kiedy ona i ja podróżowaliśmy ze sobą, to czułem, że to, co do niej czuję, to jest coś więcej niż tylko przyjaźń. Byłem tego pewien. Pewnego uroczego wieczoru wyznałem jej więc swoje uczucia i nawet pocałowałem ją w usta. Ona najpierw oddała mi ten pocałunek, jednak potem nagle odepchnęła mnie i zaczęła na mnie krzyczeć, że musiałem wszystko popsuć, że co ja w ogóle wyprawiam itd... Następnego dnia przeprosiła mnie za swoje słowa, ale powiedziała, że nie możemy już podróżować razem. Kiedy zapytałem, dlaczego, to odpowiedziała mi, abym nie zadawał pytań, bo ona nie może mi powiedzieć. Powróciliśmy do jej domu, pożegnaliśmy się, a ja potem wróciłem do Alabastii. Później parę razy ją spotkałem, ale nigdy nie została na dłużej przy mnie. Do dzisiaj nie wiem, dlaczego tak mnie wtedy potraktowała.
Po wysłuchaniu jego opowieści ścisnęłam mu czule dłoń i spojrzałam w jego oczy.
- Żałujesz, Ash?
- Czego mam żałować?
- Że jesteś ze mną, a nie z nią.
Ash zaśmiał się wesoło, chociaż w jego głosie wyczuwałam delikatną nutę smutku.
- Wcale tego nie żałuję, Sereno. Po prostu trochę mi smutno, gdy sobie to przypomnę. Tym bardziej mi smutno, kiedy sobie pomyślę, że do dzisiaj nie wiem, dlaczego ona tak postąpiła.
- Rozumiem cię, Ash. A jak sądzisz? Czy Dawn powie ci kiedyś, dlaczego tak postąpiła?
Ash rozłożył bezradnie ręce.
- Nie wiem, Sereno. Nie wiem. Mam nadzieję, że tak.


KONIEC

 










6 komentarzy:

  1. Witam. Po pierwsze cieszę się, że trafiłem na tego bloga. Po początkowym zachwycie serią XY ze smutkiem zauważyłem, że twórcy wracają do ponownego schematu. Prawdziwe marzenie i powód podróży Sereny ustępuje właśnie pogoni za artystyczną karierą. Świat sławy jest tam pokazany zbyt idealistycznie, zaś prawdziwe oblicze jest naprawdę brutalne. W tym wstępie możemy zaobserwować, jak faktycznie powinna zakończyć się ta seria. Pewien rozdział w życiu bohatera zostaje zakończony, zostaje upragnionym Mistrzem Pokemon, ale co najważniejsze staje się dojrzalszy. Dostrzega jakim uczuciem darzy go Serena, dawna przyjaciółka z młodszych lat i odwzajemnia je. Nie jest tym samym, dalej niewrażliwym na to uczucie 10 letnim głąbem (jak go określa Zespół R). Sama narracja z punktu widzenia Sereny podoba mi się. W niektórych momentach w anime możemy dostrzec takie momenty, choć są krótkie. Jej postać w żadnym razie nie jest tak cukierkowa, jak mogliśmy czasem zobaczyć w anime. Wszyscy bohaterowie, ich przemyślenia i charaktery są dużo bardziej rozbudowane, co możemy zaobserwować lepiej w dalszych opowiadaniach. Co do przedstawionej sytuacji, to wyobraziłem ja sobie po prostu jako odcinek serii i byłem zadowolony. Podobały mi się sceny, jak Ash informuje mamę o powrocie oraz fakt, że Serena jest jego dziewczyną. Samo wzruszenie Delii było bardzo ładnie pokazane. Scena na lotnisku, postać Macy i psychofanek całkiem zabawna. Początkowa zazdrość Sereny ustępuje zrozumieniu, że Macy stanowi niewielkie zagrożenie – zwyczajna głupia świruska. Reakcja Asha tylko to potwierdza. Pojawienie się Dawn – nie spodziewałem się jej, ale ucieszył mnie jej widok. Bardzo ja polubiłem w anime. Tu również ma lepiej rozbudowany charakter i osobowość. Mała tajemnica odnośnie jej relacji z Ashem znajduje całkiem rozsądne uzasadnienie i jej reakcja oraz decyzja o rozstaniu z nim była niestety słuszna. Co do gagów, to oczywiście lubię tekst i działania Clemonta: „Dzięki nauce przyszłość mamy dziś„. Reakcja i zachwyt Asha, gdy widzi wynalazek kumpla – bezcenne. Oczywiście, Clemont niczym Kowalski z „Pingwinów„, zawsze popełnia jakiś błąd przez co kolejny wynalazek idzie z dymem. Podsumowując jedyne sensowne zakończenie anime, stanowiące początek nowych, jeszcze ciekawszych przygód. Podoba m się ta wzmianka o wrogach (Giovanni, Malamar i Zespół R) stanowiąca zapowiedź ich powrotu. Ogólna ocena 10/10 :)

    OdpowiedzUsuń
  2. Witaj :)
    Na szczęście znalazłam wolną chwilkę by zajrzeć na Twojego bloga z nadzieją, że przeczytam wartościową i ciekawą historię :) I się nie zawiodłam :)
    Za serce złapała mnie scena, w której mama Asha w dość typowy dla mam sposób cieszy się z tego, że jej syn ma dziewczynę. Naprawdę, to się może wydać trywialne, ale ta reakcja po prostu wygrała wszystko :)
    Natomiast spotkanie z Macy... ech... najchętniej taką pannicę to przez okno wyrzucić i tyle ;) W moim odbiorze nieco irytująca postać, ale przedstawiona naprawdę w świetny sposób - to zasługuje na duży plus.
    I ta Dawn pojawiająca się niczym spod ziemi ze swoim planem - a raczej jego brakiem - uratowania Asha, w co oczywiście włącza się Clemont niczym genialny wynalazca ratuje sytuację dzięki czemu nasi bohaterowie mogą bezpiecznie odlecieć do domu ;)
    Cóż mogę więcej powiedzieć, a właściwie napisać? ;) Opowiadanie zaczyna się ciekawie :) A ja jak na prawdziwego czytelnika przystało zaczynam od początku ;) Stąd moja obecność właśnie tutaj :)
    Już niedługo przejdę do kolejnych odcinków, bo widzę, że akcja zaczyna sie rozkręcać ;)
    Pozdrawiam serdecznie :)

    OdpowiedzUsuń
  3. Czytam to już drugi raz i widzę postęp między tą częścią a najnowszą oby tak dalej

    OdpowiedzUsuń
  4. LLIE JEST ZONĄŁ AS

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. LILIE I ASH SĄ POŚLUBIE MINEŁO JUZ 11LAT JAK ASH OZENIŁ ŚIĘ Z LILIE

      Usuń
  5. LLIE I AS MIESZKAJA NA ALOA SĄ PO ŚLUBIE

    OdpowiedzUsuń

Przygoda 129 cz. II

Przygoda CXXIX Tytanio, wio! cz. II Lot trwał długo. Ash nie liczył, jak długo, ponieważ odkąd tylko opuścił tak bardzo mu bliskie Gotham Ci...