Awantura przez sobowtóra cz. III
Biegliśmy dalej przed siebie. Ash nas prowadził. Nie wiedziałam, dokąd się udajemy, ale miałam nadzieję, że mój ukochany doskonale wie, co robi, jak też i to, że znajdziemy Latias zanim wpakuje się ona w jakieś tarapaty. W głowie zaś układałam sobie różnego rodzaju przeprosiny, jakie od razu powiem naszej drogiej pokemoniej przyjaciółce, gdy już ją odnajdziemy.
Po drodze minął nas pan Steven Meyer, przechadzający się właśnie po całej okolicy spacerowym krokiem.
- No proszę, Ash i Serena! Dokąd wy tak biegniecie, moi kochani? - zapytał z uśmiechem na twarzy.
- Nie mamy czasu, później panu powiemy! - odpowiedział Ash, mijając go w biegu.
- Musimy kogoś znaleźć, zanim ten ktoś wpadnie w naprawdę niezłe tarapaty - dodałam, próbując dogonić mego ukochanego.
Steven Meyer nas nie zatrzymywał, więc biegliśmy dalej, aż dotarliśmy na miejsce, w którym Ash zbudował niedawno huśtawkę dla Latias.
- Jeśli Latias gdzieś może być, to tylko tutaj - powiedział mój chłopak.
Rzeczywiście, ona tam była. Siedziała właśnie smutno na huśtawce i huśtała się na niej powoli.
- Biedna Latias. Pewnie jest przygnębiona po tym, co jej powiedziałam - rzekłam smutnym głosem - Muszę ją koniecznie, ale to koniecznie przeprosić.
- Wypadałoby - mruknął niezadowolonym tonem Ash.
Wiedziałam, że zasłużyłam sobie na jego docinki, dlatego też w ogóle nie skomentowałam tego, co on powiedział. Zanim jednak zdążyliśmy zrobić krok w kierunku Latias, to spadła na nią spora, żelazna sieć, która mocno ją oplotła. Pokemonka przerażona zaczęła się wić i próbowała uciekać, jednak szybko pojęła, że to bezcelowe, gdyż sieć bardzo mocno owinęła się wokół niej i nie mogła jej z siebie zdjąć.
- Co się dzieje? - zapytałam zdumiona - Kto zaatakował Latias?
- Schowajmy się lepiej w krzaki, żeby nas nie zobaczyli - szepnął mi na ucho Ash, pociągając mnie do siebie.
Po chwili oboje schowani w krzakach obserwowaliśmy, co się dzieje. A oto, co się wydarzyło:
Na polanie obok huśtawki stanęli Jessie, James i Meowth. Mieli oni bardzo zadowolone z siebie miny. Najwidoczniej złapanie Latias było ich celem.
- Super! Rybka jest w naszej sieci - zaśmiała się złośliwie Jessie.
- Teraz pani zdolna będzie pracować dla nas - dodał James.
- No, a jeżeli nie zechce, to już my ją przekonamy do zmiany zdania, prawda? - rzekł Meowth, bawiąc się jednym ze swoich pazurów.
- Zespół R! Mogłam się domyślić, że to ich sprawka - wyszeptałam do Asha - Ale po co im Latias?
- Nie wiem, ale coś mi mówi, że zaraz się dowiemy - odpowiedział mi mój chłopak - Przysuńmy się nieco bliżej, żebyśmy mieli lepszy widok.
Jak powiedział, tak zrobiliśmy. Przysunęliśmy się więc nieco bliżej naszych wrogów, aby zobaczyć, co oni planują. Na szczęście Zespół R był teraz odwrócony do nas plecami i nie widział, jak wychylamy się zza krzaków i ich obserwujemy.
- Zameldujmy teraz szefowi o tym, co udało nam się schwytać - powiedział Meowth, zacierając zadowolony łapy z radości.
- Zgoda! Robi się! - odpowiedział mu James, wyjmując z kieszeni swoich spodni małe urządzenie przypominające kostkę.
Ja, Ash, Pikachu i Fennekin wysunęliśmy nieco głowy zza krzaków, aby móc zobaczyć, co oni robią. Tymczasem James położył kostkę na ziemi, a po chwili wysunęła się z niej wielka hologramowa postać, który przybrała kształt mężczyzny siedzącego w fotelu i trzymające Persiana na kolanach. Nie widzieliśmy zbyt dokładnie tego człowieka, ale za to bardzo wyraźnie słyszeliśmy jego mroczny głos.
- Jak tam postępy moich wiernych ludzi? - zapytał mężczyzna, bardzo powoli i spokojnie wypuszczając z ust słowa.
- Wszystko idzie nam świetnie, szefie - zameldował mu radosnym głosem Meowth - Właśnie złapaliśmy taką jedną dziewczynę o niezwykle cennych dla nas umiejętnościach.
- Pokemony bardzo się do niej garną, a ona umie z nimi rozmawiać - dodała Jessie wręcz podnieconym tonem - Uznaliśmy więc, że jej umiejętności mogą być nam bardzo pomocne.
- Właśnie, szefie. Dlatego właśnie ją pochwyciliśmy - dokończył raport James - Mam nadzieję, że pochwala pan nasz czyn.
- Świetnie. Dziewczyna, która umie rozmawiać z Pokemonami to jest cenna zdobycz - odpowiedział tajemniczy mężczyzna- Niezwłocznie dostarczcie mi ją tutaj. Musi mi powiedzieć wszystko, co wie.
- Jest tylko jedno „ale“, szefie - powiedziała na to Jessie nieco przerażonym głosem, jakby bała się wymówić to, co zamierzała wymówić - Ta mała nie umie mówić. Jest chyba niemową.
- Albo jest upośledzona i nie mówi po ludzku - sprostował jej słowa James.
- Och, to nic nie szkodzi. Mamy w naszej organizacji takich, którzy umieją rozwiązywać języki - stwierdził mężczyzna ze stoickim spokojem - Jeżeli więc udaje niemowę, to bardzo szybko tego pożałuje. Jeśli zaś naprawdę jest niemową, to odpowiednie badania wyciągną z jej główki wszystko, co wie. A zakładam, że dużo wie. Inaczej mówiąc, jej milczenie nie stanowi dla nas żadnego problemu.
- To dobrze, szefie - odetchnęło z ulgą podłe trio.
- Natychmiast wyruszamy do pana z naszą cenną zdobyczą - rzekła po chwili radosnym tonem Jessie.
- Będę czekał z niecierpliwością - rzekł mężczyzna i się wyłączył.
Zespół R zaczął zadowolony tańczyć z radości, ja zaś spojrzałam na Asha i szepnęłam:
- To był chyba ten Giovanni, o którym opowiadała nam porucznik Jenny. I o którym słyszeliśmy już nieco wcześniej, chociaż nie mieliśmy go okazji nigdy spotkać.
- I którego ja miałem niestety nieprzyjemność kiedyś poznać, choć to było już dawno temu - odpowiedział mi Ash szeptem.
- Pika-pika! - zapiszczał cicho, acz groźnie Pikachu, który widocznie też nie wspominał spotkania z Giovannim zbyt dobrze.
- Ciekawe, co on teraz knuje? - zapytałam.
- Najwyraźniej chce on pochwycić w swoje brudne łapy Latias, którą Zespół R obserwował i zobaczył, że umie ona rozmawiać z Pokemonami - wyjaśnił mi Ash - Latias jest teraz w ludzkiej postaci. Zespół R więc myśli, że to po prostu niezwykle uzdolniona dziewczyna.
- Jeśli dowiedzą się prawdy, będzie jeszcze gorzej.
- Dlaczego musimy ją uwolnić zanim dostarczą ją Giovanniemu.
- Ale jak?
Ash zastanowił się przez chwilę.
- Mam pewien pomysł, ale jest dość ryzykowny. Ja z Pikachu odwrócimy ich uwagę, a ty i Fennekin uwolnicie Latias z tej sieci.
- Dobrze, Ash. Ale proszę, uważaj na siebie - powiedziałam, łapiąc go mocno za rękę.
- Spokojnie, Sereno. Będę uważał.
Objęłam go za szyję i pocałowałam czule w policzek. Ash uśmiechnął się do mnie delikatnie, po czym wkroczył do akcji.
W tej samej chwili Jessie, James oraz Meowth zaczęli ciągnąć gdzieś sieć z uwięzioną w nim Latias.
- Szkoda, że zaparkowaliśmy balon tak daleko od tego miejsca - jęknął James, sapiąc przy tym.
- No właśnie... A teraz musimy ciągnąć tę paniusię ze sobą... - dodała Jessie, również dysząc ze zmęczenia.
- A ona niestety swoje waży! - miauknął Meowth - Mówiłem wam, gamonie, żeby zaparkować bliżej, ale mnie oczywiście nikt nie słucha!
- Hej, Zespole R! - krzyknął Ash, stając nagle przed nimi - Tak łatwo się nie wywiniecie! Oddajcie mi moją przyjaciółką i to migiem!
- CO?! A ten głąb skąd się tu wziął?! - zawołała zdumionym głosem Jessie.
- Jak zwykle musisz nam przeszkadzać, co?! - dodał James, który był równie zdumiony, co jego koleżanka.
- Lepiej spadaj stąd i zabieraj swojego cennego Pikachu, póki mamy dobry humor i nie chcemy ci go ukraść! - warknął Meowth, stając w pozycji bojowej.
- Nie myślcie, że się was przestraszę! Pikachu! Atak piorunem!
Pikachu zaatakował tych drani błyskawicą i już po chwili cała trójka złodziei Pokemonów została porażona prądem. Szybko się jednak otrząsnęli i rzucili do walki swoje Pokemony.
- Skoro chcesz bitwy, głąbie, to będziesz ją miał! - wrzasnęła dziko Jessie - Pumpkaboo, Kula Cienia!
Pokemon Jessie, przypominający sporą dynię z wyciętymi oczami i ustami, wystrzelił w stronę Asha czarną kulę energii, na szczęście Pikachu zablokował ją swoją Elektrokulą. Oba pociski dziko zderzyły się ze sobą i narobiły dużo huku, ale nic poza tym.
- Dosyć już tej zabawy! Inkay, Psychopromień! Zetrzyj tego głąba w pył! - wrzasnął James, wypuszczając do walki swojego Pokemona.
Inkay, Pokemon przypominający wyglądem niezbyt dużą kałamarnicę, strzelił w stronę Asha promieniem, na szczęście chłopak uskoczył na bok i pocisk uderzył w ziemię. Pikachu zaatakował swojego przeciwnika elektrycznością, ale nagle do walki włączył się kolejny Pokemon Jessie, czyli Wobbuffet. Ustawił się on przed Inkayem i uruchomił swój atak, Lustrzaną Powłokę, którą odbił cios prosto w stronę Pikachu. Ten w ostatniej chwili uskoczył, jednak widać było wyraźnie, że słabnie. Zresztą nic w tym dziwnego... Był przecież sam jeden przeciwko trzem przeciwnikom naraz.
Przez ten czas ja zakradłam się od tyłu i podeszłam do Latias, żeby uwolnić ją z sieci. Położyłam palec na ustach, aby nasza przyjaciółka zrozumiała, że nie wolno jej się zdradzić z tym, co robię. Latias pokiwała głową na znak, iż rozumie, o co mi chodzi. Ja tymczasem z trudem zdołałam zdjąć z niej ohydną sieć, którą była opleciona. Trudno było tego dokonać, na całe szczęście Ash skutecznie zajął walką Zespół R, żeby nie zauważyli oni tego, co robię. Gdy sytuacja stała się już nieco groźna, popatrzyłam na mojego startera i powiedziałam:
- Fennekin, idź pomóc Ashowi!
Fennekin posłuchał mojego polecenia i już po chwili walczył u boku Pikachu, atakując przeciwników żarem i innymi ciosami. Niestety, ten wstrętny Wobbuffet większość z nich przyjmował na siebie i odbijał w naszym kierunku, więc nasze zwycięstwo nie było zbyt pewne. Ja przez ten czas szarpałam się z siecią, w której uwięziona była przyjaciółka Asha.
Kiedy w końcu Latias była wolna, Meowth niespodziewanie odwrócił się i zobaczył mnie.
- Hej, a co to niby ma być, panienko? Kradniesz naszą panią zdolną! - zawołał wściekłym głosem, po czym zwrócił się do wspólników - Hej, wy ofiary losy! Ta głąbinka próbuje nam zabrać naszą przepustkę do sławy!
Jessie i James natychmiast przerwali walkę i odwrócili się w naszą stronę. Natychmiast zorientowali się we wszystkim.
- A więc to tak! Ten głąb, twój kochaś miał nas zająć walką, podczas, gdy ty chcesz nam zabrać naszą zakładniczkę?! - warknęła wściekła Jessie.
- Tak się nie robi! To nie fair! - zawołał James głosem urażonego dziecka - Przecież to my tu jesteśmy złodziejami! Nie wolno nas okradać z naszych łupów!
Meowth też chciał coś powiedzieć, ale w tej samej chwili od tyłu zadał mu cios mój Fennekin i Pokemon skończył cały w sadzy. Chwilę później Pikachu zaatakował Zespół R ciosem pioruna, jednakże ci zdążyli się już odwrócić i z pomocą Wobbuffeta odbili cios.
- Uciekajcie! Ja ich zatrzymam! - krzyknął Ash.
- Ash, nie zostawimy cię tu samego! - zawołałam przerażona.
- Nie ma czasu na gadanie, uciekajcie!
Nie chciałam tego zrobić, ale cóż... Wiedziałam, że nie mamy innego wyjścia. Złapałam mocno Latias za rękę i zaczęłam z nią uciekać, jednak na naszej drodze stanął Meowth.
- Wybieracie się gdzieś? - zapytał z kpiną w głosie i wysunął z łap swoje ostre jak brzytwy pazury.
Wiedziałam doskonale, jaką mają one siłę i czułam, że jesteśmy teraz bez szans. Co prawda Latias mogła zawsze przybrać swą prawdziwą postać i wtedy zaatakować Meowtha, ale wiedziałam, że nie mogę jej na to pozwolić. Jeśli Zespół R dowie się, kim naprawdę jest Latias, to wtedy będzie ją wiecznie prześladował i nigdy nie da jej spokoju. Nie mogliśmy do tego dopuścić. Sytuacja nasza była więc kiepska.
- Pożegnaj się z gładką skórą na buzi, głąbinko! - zawołał Meowth i skoczył na mnie.
W tej samej chwili jednak, jakiś ogromny słup ognia zaatakował Pokemona złodzieja i okrył go jeszcze bardziej sadzą niż mój Fennekin.
- AUAU! AUAUA! Parzy mnie! Parzy! Palę się! Pożar! - zaczął wrzeszczeć Meowth, skacząc przy tym dookoła.
Odwróciłam się razem z Latias, aby zobaczyć tajemniczego wybawcę i po chwili go ujrzałam. Był to MegaBlaziken, który wyskoczył nie wiadomo skąd.
- To MegaBlaziken! - zawołałam do Latias - Ale to oznacza, że jest tu z nim też...
Zanim zdążyłam dokończyć swoją wypowiedź, z pobliskiego drzewa zwinnie zeskoczył tajemniczy trener tego niezwykłego Pokemona. Był to mężczyzna w czerwonej pelerynie oraz masce w kształcie głowy ptaka na twarzy. Ten sam superbohater, który swego czasu kilka razy już nas uratował, gdy podróżowaliśmy po regionie Kalos.
- Widzę, że potrzebujecie pomocy - powiedział z wesołym uśmiechem na twarzy.
- Owszem, potrzebujemy i to bardzo - odpowiedziałam, zaciskając przy tym dłonie z radości.
- Nie martwcie się, teraz ja tu jestem. Blaziken, zaatakuj tych drani! Niech zobaczą, co spotyka takich złodziei jak oni!
MegaBlaziken natychmiast skoczył i stanął pomiędzy Jessie i Jamesem oraz Ashem, który z trudem prowadził do walki osłabionych już Pikachu i Fennekina. Na widok nowego przeciwnika, Zespół R zbladł. Pamiętali zbyt dobrze Blazikena po megaewolucji i wiedzieli już, co on potrafi.
- Hej, to ty?! Miło, że wpadłeś - zaśmiał się Ash na widok swojego wybawcy.
Tymczasem MegaBlaziken zaatakował ogniem Zespół R. Jessie i James oraz ich Pokemony otrzymały tak potężny cios, że odrzuciło ich on daleko od Asha, Pikachu i Fennekina.
- No pięknie! Dlaczego zawsze ktoś musi nam psuć szyki? - jęknął załamany James.
- Bo ci dobrzy zawsze mają głąbów obrońców, a nas to jakoś nikt nie broni - odpowiedziała mu Jessie.
- Dobra, dosyć tego gadania. Nie mamy szans! Uciekajmy! - wrzasnął na nich wściekły Meowth.
- Choć raz ten głupi gadający sierściuch mówi do rzeczy - mruknęła Jessie, zrywając się do ucieczki.
James i Meowth szybko do niej dołączyli i już po chwili wskoczyli ze swoimi Pokemonami na pokład czekającego na nich balonu, którym prędko unieśli się w powietrze. MegaBlaziken jednak jeszcze z nimi nie skończył. Podskoczył wysoko w górę i uderzył nogą w ich balon, robiąc w nim dziurę. Z balonu zaczęło szybko uciekać powietrze, zaś Zespół R odleciał ze swoim uszkodzonym pojazdem w siną dal.
- Przez tego całego superbohatera czeka nas teraz super porażka! - wrzasnął załamanym głosem James.
- Szef nas na pewno za to nie pochwali! - dodała Jessie.
- Jak ja nienawidzę takich chwil! - miauknął obolały Meowth.
- ZESPÓŁ R ZNOWU BŁYSNĄŁ! - ryknęli po chwili wszyscy trzej.
Już po chwili, zamiast nich, na niebie pojawił się pewien mały błysk, a nasi przeciwnicy zniknęli nam z oczu.
- Udało się nam! Udało się! Dziękuję ci, MegaBlazikenie! - zawołał radośnie Ash, patrząc na Pokemona, który go ocalił.
Ten uśmiechnął się do niego nieznacznie oraz wrócił do swego trenera.
- Panu również bardzo dziękujemy. Gdyby nie pan, to już byłoby po nas - powiedziałam z radością w głosie.
Latias nie umiała mówić, ale jej spojrzenie również wyrażało wdzięczność.
Trener Blazikena uśmiechnął się do nas tylko i powiedział:
- Spokojnie, kochani. To przecież dla mnie nie pierwszyzna pokonywać takie szumowiny. Byłem po prostu w tej okolicy, zobaczyłem kłopoty i wam w nich pomogłem. Innym razem możecie już nie mieć tyle szczęścia.
- Zdajemy sobie z tego sprawę... panie Meyer - rzekł Ash.
Superbohater jęknął przerażony słysząc, jak mój chłopak go nazwał, po czym zaczął się plątać:
- Ja... Zaraz, chwila. Jak mnie nazwałeś?
- Panie Meyer, może pan nie udawać przed nami. Przecież wiem, że to pan - odrzekł Ash z uśmiechem na twarzy - Nie na darmo jestem przecież Sherlockiem Ashem.
Mężczyzna pokiwał załamany głową i zdjął maskę. Wówczas naszym oczom ukazała się dobrze nam znana męska twarz.
Mężczyzna pokiwał załamany głową i zdjął maskę. Wówczas naszym oczom ukazała się dobrze nam znana męska twarz.
- Pan Meyer?! To pan?! - zawołałam zdumiona - Jak to możliwe?! Pan jest tym superbohaterem, który już tyle razy ratował nas z opresji?
- Owszem, to właśnie ja - odpowiedziałam nam z uśmiechem ojciec Clemonta i Bonnie - Nie rozumiem tylko, w jaki sposób się tego domyśliłeś, Ash.
- To proste. Zacząłem kojarzyć fakty - odpowiedział mu detektyw, po czym przeszedł do wyjaśnień - Zrozumiałem, że zawsze, kiedy zjawiał się superbohater, pan był dziwnym trafem w pobliżu. Prócz tego miał pan taką samą brodę jako superbohater i jako Steven Meyer. Nie mówiąc już o tym, że głos pana zdradził. Poza tym raz zauważyłem na pana szyi medalion, w którym posiada pan kamień niezbędny do megaewolucji. Pański Blaziken ma podobny, prawda?
- Prawda, Ash. Jak zapewne dobrze pamiętasz, trener i jego Pokemon muszą mieć każdy po jednym takim kamieniu, aby w ogóle doszło do megaewolucji - odpowiedział mu Meyer i lekko poczochrał Asha po głowie - No, chłopie. Muszę przyznać, że z ciebie naprawdę jest niezły detektyw. Mam tylko wielką prośbę. Nie mówcie Clemontowi i Bonnie o tym. Nie chcę, aby wiedzieli, że ich ojciec bawi się jak dziecko w superbohatera.
- A dlaczego? Przecież to bardzo dobrze o panu świadczy - zdziwiła mnie jego prośba.
- Może, jednak wolę, żeby moje dzieci o tym nie wiedziały. W każdym razie nie teraz - powiedział Meyer - To co? Mogę na was liczyć?
- Tak samo, jak my na pana, czyli zawsze i wszędzie, panie Meyer! - zawołał radośnie Ash.
- Pika-pika-chu! - zapiszczał wesoło Pikachu.
Meyer uśmiechnął się do nas, po czym ponownie nałożył na twarz maskę i wraz ze swym Pokemonem zniknął w oddali.
Ash spojrzał wówczas na Latias i uśmiechnął się do niej.
- Jak widzisz, Latias, wszystko już w porządku. Uratowaliśmy cię.
Dziewczyna-Pokemon uśmiechnęła się do niego, po czym rzuciła mu się na szyję i pocałowała go bardzo czule w policzek. Tym razem jednak nie byłam o to zazdrosna.
Kiedy pokemonia dziewczyna już puściła z objęć Asha, przyszła kolej, żebym i ja coś rzekła.
- Latias... Ja... Ja chciałabym cię bardzo przeprosić za to, co dzisiaj rano powiedziałam. Ja wcale tak nie myślę. Teraz już wiem, że padliśmy wszyscy ofiarą intrygi. Proszę, wybacz mi i zostańmy przyjaciółkami. Dobrze? No i nie chcemy, żebyś odchodziła. Chcemy, abyś została z nami tak długo, jak tylko się da.
Latias spojrzała na mnie uważnie, po czym spojrzała na Asha, który pokiwał głową na znak, że się ze mną zgadza. Na twarzy dziewczyny ukazał się wówczas radosny uśmiech, po czym skoczyła mi ona na szyję i czule pocałowała mnie w policzek.
- Coś mi mówi, że się właśnie zaprzyjaźniłyście - zaśmiał się wesoło Ash, a Pikachu, który zwinnie wskoczył mu na ramię, zapiszczał wesoło, potwierdzając tym samym słowa swego trenera.
- I wtedy właśnie pojawił się ten superbohater, trener MegaBlazikena i nas uratował! - skończyłam opowiadać naszą przygodę.
- Niesamowite! To dopiero musiała być przygoda! - zawołał Clemont bardzo podnieconym głosem, powoli jedząc swoją kolację i jednocześnie też wysłuchując uważnie naszej opowieści.
- Właśnie. Ten bohater to musi być naprawdę ktoś! Jaka szkoda, że nie wiemy kim on jest! - powiedziała nieco smutnym tonem Bonnie - Bardzo chętnie bym mu powiedziała, że jest wspaniałym człowiekiem i mam nadzieję, że takich jak on będzie więcej na świecie.
Ja, Ash i Latias uśmiechnęliśmy się wesoło i bardzo wymownie spojrzeliśmy w stronę Stevena Meyera, który to właśnie sączył herbatę ze swego kubka.
Widząc nasze miny puścił nam dyskretnie oczko, po czym powiedział:
- Jestem pewien, że bardzo by mu się te słowa spodobały.
- Szkoda, że nie możemy mu ich przekazać osobiście - powiedziała Bonnie z żalem w głosie.
- Nic nie szkodzi, córeczko. On na pewno dobrze o tym wie, że go podziwiasz - stwierdził Meyer - Jak sądzisz, Delio?
Pani Ketchum uśmiechnęła się wesoło i powiedziała:
- Nie znam się na superbohaterach, ale myślę, że taki heros jak on na pewno wie, kto i za co go podziwia.
- Zresztą możecie powiedzieć mu to przy innej okazji, bo na pewno jeszcze go zobaczycie - stwierdziła moja mama, uśmiechając się przyjaźnie do Bonnie.
Nie mogłam się z nią nie zgodzić.
- Tak, moja mama ma rację. Jestem pewna, że jeszcze nieraz go spotkamy i wtedy sama mu to powiesz.
- Jestem tego samego zdania, Bonnie - dodał Ash.
Na takiej oto przyjemnej rozmowie zeszła nam kolacja. Później przeszliśmy już na poważniejszy temat, czyli hipnozę Dawn. Główna bohaterka tej historii siedziała przy stole z dłońmi owiniętymi bandażami. Niestety, rany zadane jej przez Pikachu i Fennekina były na tyle mocno, że należało je porządnie opatrzyć.
- Nie rozumiem tylko, po co to wszystko - zastanawiał się głośno Meyer - Po co ktoś chciałby rozbijać wasz związek, a później jeszcze chcieć zabić Asha?
- Nie mam pojęcia, ale to musi być ktoś, komu mocno zalazłem za skórę - stwierdził zamyślonym tonem nasz drogi detektyw - Ktokolwiek to jednak był, niech ma się na baczności. Sherlock Ash odnajdzie go choćby na końcu świata!
- A wtedy ten drań zapłaci nam za to wszystko, co nam zrobił! - zawołałam bojowym tonem.
Dawn nie odzywała się, jedynie w spokoju przykładała sobie woreczek z lodem do lewej skroni niedaleko oka, gdzie widniał duży, zielony siniak.
- Boli? - zapytałam z troską w głosie.
- A jak myślisz? Ja cię piko, boli mnie i to jak nie wiem co - odpowiedziała mi Dawn, masując sobie obolałe miejsce - Nieźle mnie zaprawiłeś, braciszku. Ty to naprawdę masz silną pięść, mówię ci.
- Bardzo mi przykro, siostrzyczko. Gdybym wiedział, że to ty, to nigdy bym cię nie uderzył - powiedział smutnym tonem Ash.
- Nic się nie stało. Skąd mogłeś wiedzieć? Zresztą ja też się nie popisałam. Jeszcze boli cię szyja?
- Na szczęście nie. Skończyło się tylko na strachu.
- I paru siniakach.
- Teraz to chyba będziesz musiała nosić przeciwsłoneczne okulary, aby jakoś zasłonić to limo - powiedziałam, przyglądając się uważnie dziewczynie.
- Niekoniecznie. Wystarczy tylko, że uczeszę odpowiednio włosy i nie będzie nic widać - odpowiedziała Dawn, uśmiechając się do mnie przyjaźnie - Ale mam teraz nauczkę, aby nie chodzić samej na zakupy. Od dzisiaj będę na nie ciągnąć mojego starszego brata jako eskortę.
- No, bo w końcu od czegoś ci bracia są, no nie? - zaśmiała się Bonnie.
- Zgadza się, Bonnie - zachichotała wesoło panna Seroni, odzyskując humor - Starsi bracia nadają się w sam raz na ochroniarz tudzież tragarzy naszych siatek z ciuchami. A przy okazji... Może pójdziemy jutro na zakupy razem z naszymi braćmi?
- Mnie się to podoba - zaśmiała się wesoło najmłodsza z nas.
- O nie! Tylko nie to! - jęknęli załamani Ash i Clemont, opadając przy tym jednocześnie głowami na stół obok Pikachu i Chespina.
***
Rano następnego dnia wszyscy wstaliśmy i szykowaliśmy się, żeby zejść na śniadanie, a potem iść do pracy. Wszyscy byliśmy w wyśmienitych humorach, poza Dawn, która znowu wpadła w depresję z powodu tego, co się stało, a czego nie mogła sobie darować. Siedząc w piżamie na swoim śpiworze zaczęła płakać i narzekać, że nie nadaje się na detektywa, że dała się tak łatwo podejść i że przez nią stało się tyle złego. Ash musiał usiąść przy siostrze i objąć ją mocno do siebie, by poczuła się lepiej.
- Dawn, siostrzyczko moja kochana. Nie płacz już. To było i już nie wróci - powiedział, głaszcząc powoli jej włosy - Każdego mogło to spotkać. Trafiło na ciebie. Trudno. Ten, kto to zrobił, jeszcze nam za to zapłaci. Obiecuję ci to. Więcej cię już nie skrzywdzi.
Zapłakana Dawn spojrzała na mnie, potem na Clemonta i Bonnie, aż wreszcie w oczy Asha i powiedziała:
- Dziękuję ci, braciszku. Dziękuję ci. Co ja bym bez ciebie zrobiła?
To mówiąc jeszcze mocniej się w niego wtuliła i zaczęła płakać w jego ramię. Ash spokojnie oraz cierpliwie tulił do siebie siostrę pozwalając, aby wylała z siebie całe morze łez. Dawn zrobiła to, a kiedy poczuła się już dzięki temu lepiej, to uśmiechnęła się do nas i powiedziała:
- Zawsze chciałam mieć starszego brata. Przynajmniej mam teraz komu się wypłakiwać w ramię.
- Znam to uczucie. Starsi bracia są ekstra! - pisnęła wesoło Bonnie - Nawet jeśli czasami zrzędzą.
- Ej! Ja wcale nie zrzędzę! - zawołał nieco oburzony jej słowami Clemont, wywołując tym samym salwę śmiechu z naszej strony.
Gdy dzięki tej rozmowie odzyskaliśmy wszyscy dobry humor, to poszliśmy do pracy, śpiewając przy tym wesołą piosenkę. Przedtem jednak wzięłam na stronę moją mamę i szepnęłam:
- Mamo, mam do ciebie prośbę.
- Słucham cię, córeczko - odpowiedziała mi moja mama, patrząc na mnie z uśmiechem.
- Widzisz, mamo... Mam pewien kostium, ale jest on nieco uszkodzony, więc może... Może mogłabyś go poprawić, kiedy ja będę w pracy?
- Oczywiście, kochanie. Nie ma sprawy - odpowiedziała mi moja matula z uśmiechem na twarzy - A jaki to kostium i na co ci on?
***
Wieczorem, kiedy Ash wszedł do swojego pokoju, czekała tam już na niego niezwykle miła niespodzianka. Na jego łóżku leżał bowiem zwinięty w kłębek ogromny Pikachu, a przynajmniej coś, co wyglądało jak on.
- A niech mnie! Co to jest?! Kolejny Pikachu?! - zdziwił się Ash.
Jego Pokemon zapiszczał równie zdumiony, co on.
- Ciekawe, co on tu robi? - zastanawiał się dalej chłopak.
Pikachu zeskoczył mu z ramienia i podszedł powoli do tego czegoś, trącając to swoją łapką. Wówczas tajemniczy ogromny stwór poruszył się i zapiszczał.
- Hej, kolego! Co tu robisz i gdzie jest twój trener? - zapytał wesoło Ash, podchodząc bliżej tajemniczej istoty.
- Kolego? Chyba raczej koleżanko - usłyszał nagle dobrze sobie znany głos.
Chwilę później ogromny Pikachu podniósł się i stanął na czworaka na łóżku. Wówczas to Ash zobaczył, że stworek ten ma długie włosy koloru dojrzałego miodu i niebieskie oczy, które tak uwielbiał, a przede wszystkim ma twarz jego dziewczyny.
- Serena?! - zdziwił się - Co ty robisz?
- Czekam na ciebie, kochanie, żeby cię przeprosić za to, co było wczoraj - odpowiedziałam mu wesoło.
Jak się zapewne już domyśliliście, to ja byłam w tym kostiumie.
- Ale przecież ja ci już przebaczyłem - uśmiechnął się do mnie wesoło Ash, siadając na podłodze niedaleko łóżka.
- Wiem, ale chciałam cię przeprosić naprawdę, ale to naprawdę pięknie - mówiłam przysuwając się do niego na czworaka - Więc jak? Udało mi się?
- He he he. Sam nie wiem. To dość zwariowany sposób.
- Ale słodki, chyba sam przyznasz.
Ash uśmiechnął się do mnie i popatrzył na swego Pokemona.
- Pikachu, mógłbyś zostawić nas samych?
Stworek zapiszczał wesoło i zniknął za drzwiami. Zostaliśmy sami.
- A teraz powiedz mi, proszę... Jak się mówi w języku Pikachu „Pocałuj mnie, Ash“? - zapytałam z zalotnym uśmiechem na twarzy.
Mój luby zachichotał wesoło.
- Nie wiem... Może spróbuj wymyślić sama?
Zastanowiłam się przez chwilę, po czym wysunąłem szyję, zamknęłam oczy i zapiszczałam:
- Pika-pika! Pika-chu! Pika-chu! Pika-pi!
Następnie spytałam:
- I jak? Dobrze powiedziałam?
Ash przysunął się do mnie i powiedział:
- Myślę, że lepiej się tego powiedzieć nie dało.
To mówiąc, pocałował mnie czule w usta, a ja oddałam mu pocałunek czując, że moje wszelkie obawy były bezpodstawne. On naprawdę mnie kochał, bo tylko szczerze zakochany chłopak może całować z taką pasją. To więcej niż pewne. I jak mówi Ash, nie ma to tamto!
KONIEC
Rozdział naprawdę cudowny, a lepszego zakończenia nie mogliśmy sobie wymarzyć. :) Taki słodki pocałunek Asha i Sereny to przepis na idealne zakończenie rozdziału. :)
OdpowiedzUsuńOczywiście nie mogło zabraknąć zespołu R, który w mądry sposób uprowadzili Latias, ale jak wiadomo, w końcu musieli błysnąć w swoim stylu. :)
Cieszę się, że Serena i Latias się pogodziły, widać, że będą dobrymi przyjaciółkami. :)
Ogólna ocena rozdziału: 10/10 :)