środa, 20 grudnia 2017

Przygoda 003 cz. II

Przygoda III

Zatańcz ze mną cz. II





Pół godziny później ja, Ash, Clemont i Bonnie byliśmy w budynku, w którym miał się odbyć konkurs taneczny.
- Wy też chcecie wziąć w nim udział? - zapytałam moich przyjaciół, kiedy wchodziliśmy do środka.
- W żadnym razie. My jesteśmy tu tylko jako obserwatorzy - odparł Clemont.
- Całkowicie bezstronni obserwatorzy - dodała wesołym tonem Bonnie - Poza tym mój brat nie umie tańczyć.
- O, przepraszam cię bardzo! Niby skąd taka teoria? - zapytał młody Meyer, patrząc groźnie na siostrę.
- A niby stąd, braciszku, że jakoś nigdy nie widziałam cię z żadną dziewczyną w romantycznej sytuacji! - odpowiedziała mu dziewczynka.
- I to jest dla ciebie dowód?
- Owszem, bo taniec to tańczenie z kimś, a najczęściej to jest taniec chłopaka z dziewczyną. A ty przecież nie masz dziewczyny, więc nie musisz umieć tańczyć. Wniosek? Nie umiesz tańczyć.
- Dość interesująca logika - zaśmiałam się, słysząc słowa Bonnie.
- I brzmi dość prawdziwie - dodał Ash.
- To, że nie mam dziewczyny, wcale nie oznacza, że nie umiem tańczyć - rzekł na to Clemont - Po prostu nie mam z kim tańczyć i nic poza tym.
- Możesz zawsze tańczyć z siostrą - zasugerowałam.
- Ale ona jest dużo niższa ode mnie, dlatego ewentualny taniec z nią byłby więc matematycznie nieprecyzyjny - rzekł na to nasz wynalazca.
- Matematycznie nieprecyzyjny? - zdziwiłam się.
- Jasne! Zwykła wymówka, żeby się nie przyznać do tego, że nie umie się tańczyć - mruknęła złośliwym tonem Bonnie.


Rozmowę przerwało nam wejście do szatni, gdzie właśnie przywitali nas mężczyzna i kobieta, szatniarze. Ubrani byli w takie typowe stroje pracowników tego budynku, a także czapki z daszkiem i okulary. Ledwie nas zobaczyli, a zaraz się serdecznie uśmiechnęli. Może nawet zbyt serdecznie.
- Witamy szanownych państwa na konkursie tańca - powiedziała uniżonym tonem kobieta - Mamy nadzieję, że będziecie się pysznie bawić.
- My również mamy taką nadzieję - odpowiedział jej Ash - Prawda, Pikachu?
- Pika-chu! - zapiszczał radośnie Pokemon.
- Życzymy powodzenia i wygranej - powiedziała ponownie kobieta - Prosimy jednak o zostawienie bagaży oraz pokeballi w szatni.
- Dlaczego? - zdziwiłam się słysząc te słowa.
- Takie są tu przepisy - pospieszył nam z odpowiedzią mężczyzna - Wszyscy uczestnicy konkursu muszą zostawić tutaj rzeczy osobiste, które odbiorą potem, gdy już konkurs dobiegnie końca.
- No cóż... Skoro takie są przepisy - powiedział Ash i spojrzał na mnie.
- To nie będziemy się im sprzeciwiać - dokończyłam jego myśl.
- Słusznie.
Ash oddał więc swój plecak do szatni. Ja to samo zrobiłam ze swoim.
- Tylko proszę uważać. W plecaku mam pokeball ze swoim Pokemonem - powiedziałam do kobiety.
- Proszę się nie martwić, panienko. Panienki plecak oraz jego zawartość są w bezpiecznych rękach - odrzekła na to kobieta, ponownie się do mnie uśmiechając.
Gdy ja i Ash oddaliśmy swoje plecaki szatniarzom, otrzymaliśmy od nich numerki identyfikacyjne. 
- Czy panicz pozwoli, że wezmę pańskiego Pikachu?! - zaoferował się nam mężczyzna szatniarz, wyciągając ręce w kierunku Pokemona.
- O nie, dziękuję! Pikachu idzie ze mną - nie zgodził się na to Ash, a Pikachu poparł go w swoim własnym języku.
- Ale przecież Pokemonom nie wolno brać udziału w zawodach. Takie są przepisy! - zawołał nieco oburzonym tonem mężczyzna.
- Toteż nie będzie brał w nim udziału, a jedynie siedział na ławce dla widzów i mi kibicował - wyjaśnił mu Ash, po czym wziął mnie za rękę - Chodźmy, Sereno. Pora już na nas.
Szatniarze nie byli zachwyceni jego decyzją, jednak musieli odpuścić. Chcieli jeszcze wziąć plecak Clemonta i torbę z Dedenne Bonnie, ale nasi przyjaciele nie zgodzili się na to.
- Ale przecież przepisy... - zaczęła kobieta, ale Bonnie jej przerwała.
- Przepisy mówią o uczestnikach konkursu, a my nimi nie jesteśmy. My będziemy jedynie obserwować - powiedziała dziewczynka.
- I kibicować - dodał jej straszy brat.
- To też.
Szatniarze jeszcze przez chwilę oponowali, jednak nic im to nie dało i musieli ustąpić, ponieważ do szatni weszli inni uczestnicy konkursu, więc trzeba było się nimi zająć. Cała nasza czwórka natomiast wkroczyła do środka ogromnej sali, w której miały się odbyć zawody. Wszystko było już w niej przygotowane. Te pary tancerzy, które już przyszły, trenowały przed występem, z kolei inne rozmawiały z ludźmi, którzy przyszli podziwiać ich popisy taneczne.
- Niesamowite! Jaka wielka ta sala! - zawołał Ash zachwyconym głosem.
- Zgadza się! I jaka piękna! - dodałam, rozglądając się dookoła.
- Spójrzcie tylko na te wszystkie pary! - rzekł Clemont - Będziecie mieli sporą konkurencję.
- Tym lepiej! - zawołał wesołym tonem Ash - Dobre zwycięstwo musi zostać przez nas wywalczone. Co to za frajda wygrać walkowerem?
- Też fakt - powiedziała Bonnie.
- Tak! Słusznie mówisz, Ash! - odezwał się nagle za naszymi plecami czyiś znajomy głos.
Odwróciliśmy się natychmiast i wówczas naszym oczom ukazała się wysoka postać w czarno-różowej bluzce dresowej oraz szarych dżinsach. Na jej ramieniu spoczywał Helioptile.
- Witajcie, kochani! Miło was znowu widzieć. Stęskniłam się za wami! - powiedziała owa postać.
- Cześć, Alexa! Nie spodziewałem się ciebie tutaj spotkać! - zawołał wesoło Ash.
- Pika-pika! - zapiszczał uradowany Pikachu.
- Ani my! - dodałam równie uradowana, co zaskoczona.
- Co ty tu robisz? - zapytała Bonnie.


- Prowadzę właśnie reportaż w tej okolicy i dowiedziałam się, że moja dobra znajoma tu mieszka, więc postanowiłam ją odwiedzić - wyjaśniła nam Alexa - Widzicie tę wysoką brunetkę w pół-okularach? To właśnie ona. Nazywa się Ingrid i zasiada w jury tego konkursu.
Spojrzeliśmy natychmiast w kierunku, który wskazała nam dłonią Alexa i rzeczywiście zobaczyliśmy osobę, o której mówiła. Osoba ta miała długie, czarne włosy, zielone oczy i ładną, różową sukienkę na sobie. Obok niej siedział młody mężczyzna w wieku około trzydziestu lat. Miał brązowe włosy i ciemno-brązowe oczy. Ubrany zaś był w dżinsową kurtkę i szare spodnie.
- Ten mężczyzna zaś to Jack. On również siedzi w jury - wyjaśniła nam Alexa zanim jeszcze zdążyliśmy zapytać.
- Jest bardzo przystojny! - zachichotała wesoło Bonnie.
- Tak, niczego sobie - zgodziła się z nią Alexa.
- Alexa, widzę wyraźnie, że przy stole dla jury są trzy miejsca, ale zajęte są tylko dwa - powiedział Ash, uważnie się przyglądając miejscu dla sędziów - Kto jest trzecim sędzią?
- Ja.
Spojrzeliśmy zdumieni na Alexę, gdy usłyszeliśmy jej słowa. W końcu czego jak czego, ale takiej odpowiedzi, to my się nie spodziewaliśmy. To było dla nas prawdziwą niespodzianką.
- Ty? Ty jesteś w jury? - zdziwiłam się.
- Nie inaczej - odpowiedziała z uśmiechem Alexa - Ingrid poprosiła mnie, żebym zasiadała razem z nią w jury, a ja nie potrafiłam jej odmówić. Ale nie liczcie na to, proszę, że po znajomości uznam wasze zwycięstwo. Będziecie musieli je sobie wywalczyć.
- To oczywiste! - zawołał bojowym tonem Ash, a Pikachu wesoło zapiszczał, zeskakując z jego ramienia.
- Nie może inaczej być! - dodałam radośnie.
- Wierzę, że dacie radę. No, a teraz wybaczcie mi, muszę zająć się swoimi obowiązkami. Z całego serca jednak życzę wam wygranej.
To mówiąc Alexa podbiegła wesoło do Jacka i Ingrid, po czym zaczęła z nimi rozmawiać.
Clemont z Bonnie i Pikachu usiedli na ławkach dla gości, których było bardzo dużo. Najwidoczniej wielu ludzi chciało zobaczyć konkurs taneczny.
- Masz tremę? - zapytał mnie Ash.
- Nie. Tylko mnie trochę ściska w brzuchu - odpowiedziałam.
- Mnie również. Ale damy sobie radę, jestem pewien.
- Zgadzam się z tobą, Ash.
Ingrid wstała ze swego miejsca i wzięła do ręki mikrofon, po czym zaczęła mówić:
- Mieszańcy Alabastii oraz wy, drodzy przyjezdni! Bardzo się cieszymy, że możemy was powitać na dorocznym konkursie tanecznym. Dzisiaj jedna z par tancerzy, których będziemy mieli zaraz zaszczyt podziwiać, zostanie ogłoszona mistrzem i mistrzynią tańca towarzyskiego. Prócz tego otrzymają oni tytuł króla i królowej balu, na którym wszyscy uczestnicy będą mogli pokazać swoje taneczne układy. A zatem, jak widzicie w naszym konkursie wszyscy coś wygrywają, ale tylko niektórzy wygrywają więcej niż pozostali. Ten konkurs ma nam pomóc wybrać króla i królową przyszłego letniego balu, więc jeżeli chcecie nosić korony, to dajcie z siebie wszystko.
- Ma w sobie dużo zapału - powiedziałam z uśmiechem na twarzy.
- Tak, to fakt - dodał Ash - Widać, że bardzo poważnie podchodzi do tego, że zasiada w jury.
- To chyba dobrze, prawda?
- To bardzo dobrze!
Nagle przemowę Ingrid przerwało dość niespodziewane wydarzenie. Bonnie zeskoczyła ze swej ławki i podbiegła do dziewczyny.
- Ingrid... Przepraszam na chwilę... - powiedziała i kiedy ta spojrzała na nią, dziewczynka uklękła na kolana i zawołała: - Proszę, zaopiekuj się moim bratem! Jesteś tą jedyną!
Ingrid spojrzała na Bonnie bardzo zdumionym wzrokiem, natomiast Clemont wyskoczył przerażony ze swojej ławki i krzyknął:
- Bonnie! Milion razy ci już mówiłem, żebyś tak nie robiła!
- Mój brat jest bardzo nieśmiały i poza tym w ogóle nie umie tańczyć, więc uważam, że będziesz dla niego idealną żoną.
- Słucham? Ja? Żoną?! - zdziwiła się Ingrid.
- Matko kochana! Co za upokorzenie! - jęknął Clemont.
Już po chwili ramię to wysunęło się z plecaka i złapało mocno małą Bonnie za kołnierz, a następnie podniosło ją wysoko w górę. Młody Meyer opuścił zaś głowę w dół i załamany odszedł na swoje miejsce, zabierając za sobą siostrzyczkę.
- Jakie to upokarzające! - jęczał chłopak.
- Obiecaj, że przemyślisz moją propozycję, dobrze?! - wołała Bonnie do Ingrid, która jeszcze przez chwilę wpatrywała się w nią zdumionym wzrokiem.



- No dobrze, a zatem wracajmy do konkursu - powiedziała Ingrid tak, jakby nic się nie stało - Zasady konkursu są bardzo proste. Każda para musi zatańczyć do wybranej przez siebie piosenki. Ta zaś para, która zatańczy najpiękniejszy taniec, zostanie uznana królem i królową balu. Zaczynamy od pary numer jeden.
Wyżej wymieniona para wyszła od razu na parkiet i zaczęła tańczyć. Pozostali uczestnicy, w tym nasza dwójka czekali na swoją kolej. Aby oczekiwanie było przyjemniejsze, to wszyscy zdjęliśmy z nóg buty, żeby nasze stopy mogły nieco odpocząć i zaczerpnąć energii przed przyszłym tańcem. Podobno to skutkowało. Gdybym tylko wiedziała, jak przerażające będą konsekwencje tego czynu, nigdy nie dopuściłabym do tego, aby tak się stało. Niestety, wtedy jakoś nie umiałam przepowiadać przyszłości, a prawdę mówiąc, dzisiaj też tego nie potrafię, dlatego oczywiście nie miałam nic przeciwko, żebyśmy przed tańcem wszyscy zdjęli buty i położyli je swobodnie na podłodze, obok nas.

***


Kiedy wreszcie nadeszła nasza kolej, chwyciłam bardzo czule Asha za rękę i uśmiechnęłam się do niego delikatnie.
- Teraz pora na nas - powiedziałam.
- Tak, to nasza kolej - uśmiechnął się do mnie delikatnie Ash - Jesteś gotowa, Sereno?
- Tak. Tylko nadal się denerwuję.
- Ja również. Ale nie bój się. Damy sobie radę.
- Wierzysz w to?
Mój chłopak zachichotał wesoło i powiedział uroczo:
- Hej, Różowa Panienko! Nigdy się nie poddawaj, tylko walcz!
Nie mogłam się oprzeć pokusie i delikatnie parsknęłam śmiechem. Wciąż pamiętałam, jak przed laty po raz pierwszy tak właśnie do mnie powiedział. Ash nadal potrafił mnie tymi słowami podnieść na duchu. Posiadał jakiś niesamowity dar, który to sprawiał. Nie wiem, jak się ten dar nazywał, ale jedno jest pewne, był wspaniały.
- Och, Ash. Ty to naprawdę masz w sobie całą masę energii - powiedziałam wesołym tonem.
- Nie inaczej, Serenko. Dzięki tej energii umiem zawsze pokonywać wszelkie przeszkody - odpowiedział radośnie mój luby.
- Trzymam cię za słowo, że tak jest! - zaśmiałam się.
- Chodźmy więc! Damy czadu!
- Się wie, no nie?
Oboje założyliśmy buty i wyszliśmy na parkiet, wcześniej wybierając sobie jako piosenkę utwór „The time of my live“. Następnie objęliśmy się bardzo czule i zaczęliśmy tańczyć. Piosenka była rytmiczna, ale też romantyczna, taki również był nasz taniec. Mimo obaw dość szybko złapaliśmy wspólny rytm, który porwał nas w tany.
- Pamiętaj tylko, czego cię uczyłam! - powiedziałam do Asha, gdy zaczęliśmy tańczyć - Zapomnij o tym wszystkim, co nas otacza. O tych wszystkich ludziach wokół nas. Ich nie ma. Jesteśmy tylko my dwoje.
- My dwoje i muzyka, w której rytmie się poruszamy - odpowiedział mi mój chłopak.
Oboje tańczyliśmy ze sobą, pogrążając się radośnie w rytmie piosenki. Nie umiem tego wszystkiego opisać. To było coś wprost wspaniałego! Coś radosnego i niesamowicie cudownego. Serce mi biło jak szalone, a całe me ciało przechodziły przyjemne dreszcze, kiedy razem z Ashem niczym dwa okręty sunęliśmy przez morze parkietu w rytmie muzyki. W rytmie naszej miłości.
Gdy taniec się skończył, wszyscy zaczęli nas oklaskiwać, a najgłośniej chyba klaskali Clemont, Bonnie i Alexa. Pikachu i Dedenne zaś słodko i wesoło piszczeli, okazując w ten sposób swój entuzjazm. Wzruszona uśmiechnęłam się do ludzi wokół nas, po czym wraz z Ashem, wciąż trzymając się czule za ręce, złożyliśmy publiczności głęboki ukłon.
- Gratulacje dla pary Asha i Sereny! - zawołała wesołym głosem Ingrid - To był wspaniały taniec. Nagrodźmy ich gromkimi brawami! A potem poprosimy na parkiet ostatnią parę.
Brawa dla nas wybuchły jeszcze mocniej. Ja i Ash ukłoniliśmy się ponownie widowni, po czym usiedliśmy na ławce obok Clemonta i Bonnie. W drodze na to miejsce mijaliśmy ostatnią parę tancerzy, która to miała wystąpić w tym programie. Niechcący usłyszeliśmy wówczas fragment ich rozmowy.
- Dlaczego nie chcesz mi tego powiedzieć? - zapytał chłopak swoją partnerkę do tańca.
- Bo nie mogę. Przecież wszystko w ten sposób zepsuję! - odpowiedziała mu dziewczyna, która miała z nim tańczyć.
- Przecież mówiłaś, że to tylko żart!
- No i właśnie dlatego, że to żart, nie mogę ci powiedzieć. Żart jest śmieszny tylko wtedy, kiedy nie znamy wcześniej jego szczegółów.
- Ale proszę cię...
- To ja cię proszę, nie rozmawiajmy już o tym.
Rozmowa ta bardzo mnie zdziwiła, podobnie zresztą jak Asha. Szybko jednak oboje o niej zapomnieliśmy i usiedliśmy na ławce obok Clemonta i Bonnie.
- I jak nam poszło? - zapytałam z zainteresowaniem.
- Byliście wspaniali! - zawołała Bonnie z entuzjazmem w głosie.
- Niesamowicie! Tańczyliście po prostu cudownie! - dodał Clemont, również bardzo zachwycony.
- A ty jak sądzisz, Pikachu? Byliśmy dobrzy? - zapytał Ash.
- Pika-chu! - zapiszczał Pokemon, podnosząc wesoło łapkę w górę.
- De-de-ne! - pisnął radośnie Dedenne.
- Czyli byliśmy - uśmiechnął się Ash i spojrzał na mnie czułym wzrokiem - Zobaczysz, wygramy ten konkurs. A nawet jeżeli go nie wygramy, to i tak zawsze weźmiemy udział w balu.
- Fakt, to zawsze coś - odpowiedziałam wesoło memu chłopakowi.
- Cicho! Teraz tańczy ostatnia para - uciszyła nas Bonnie.
Przerwaliśmy więc rozmowę i zaczęliśmy obserwować ostatnią parę, która tańczyła w ramach konkursu. Musiałam im to przyznać, ci dwoje byli wspaniałymi tancerzami. Gdy ich obserwowałam, to przez chwilę bałam się, że wygibasy, jakie dawaliśmy z Ashem są zdecydowanie za słabe, aby zachwycić nimi jury, zwłaszcza w porównaniu z tańcem ostatniej pary.
Moje jednak myśli przerwało nagle niespodziewane wydarzenie. Na naszych oczach tańcząca właśnie dziewczyna potknęła się i upadła głową na posadzkę. Wszyscy przerażeni zerwaliśmy się ze swoich miejsc. Ash wraz z Pikachu jako pierwsi dobiegli do tancerki.
- Boże drogi! Co się stało?! Co się dzieje?! - lamentował partner dziewczyny, załamując ręce - Ja ją tylko lekko przekręciłem w tańcu. Nie chciałem, żeby stała się jej krzywda.
- Spokojnie! Wszyscy wiemy, że to nie jest twoja wina! - zawołała Alexa, podbiegając do niego - Ash, co z nią?
Chłopak sprawdził dziewczynie puls. Na szczęście wiedział, jak to się robi, więc mógł tego dokonać.
- Żyje! - zawołał.
- Na pewno? - zapytała Ingrid, która właśnie stała obok Alexy.
- Pika-pika? - pisnął Pikachu.
- Wyczuwam puls, ale bardzo słaby. Trzeba jak najszybciej wezwać pomoc - odpowiedział im Ash.
- No, nie stójcie tak! Niech ktoś wreszcie wezwie pogotowie! - wrzasnęłam oburzona zachowaniem widzów, którzy zamiast coś zrobić, lamentowali.
Clemont jako pierwszy ocknął się z transu. Przedarł się przez tłum, dobiegł do ściany, gdzie stał aparat telefoniczny, po czym zadzwonił.

***


- Siostro Joy! Czy ona wyjdzie z tego? - zapytał pielęgniarkę tancerz, którego partnerkę właśnie zabierała karetka.
- Mam nadzieję, że tak - odpowiedziała mu smutno pielęgniarka, wraz ze swą Chansey umieszczali ranną dziewczynę na noszach, a potem do karetki - Uderzyła się mocno w głowę, ale szybko wezwano pomoc. Podziękujcie za to temu chłopcu.
To mówiąc wskazała na Clemonta, który lekko się zarumienił.
- Ale przecież to nic takiego. Każdy na moim miejscu z całą pewnością zrobiłby to samo - powiedział nasz przyjaciel.
- To właśnie mój brat. Dzielny i bardzo skromny! - zawołała wesoło Bonnie dumnym tonem.
Odetchnęłam z ulgą, kiedy siostra Joy wsiadła już do karetki, zaś ta ruszyła w kierunku najbliższego szpitala. Była więc nadzieja, że dziewczyna wyjdzie z tego. W głębi serce modliłam się, aby nic poważnego się mojej rywalce nie stało.
Tymczasem Ash razem z Alexą oglądali uważnie jeden z butów, który miała na sobie ranna tancerka.
- Siostra Joy zabrała już dziewczynę. Powinno być z nią wszystko dobrze - powiedziałam podchodząc do nich - A wy co tak oglądacie ten but?
Ash obserwował nad wyraz uważnie wyżej wskazany przedmiot przez swoje szkło powiększające, a po dłuższej obserwacji powiedział:
- Interesujące. Widzisz, Alexa? To chyba nie jest coś normalnego, nie sądzisz?
- Rzeczywiście - odpowiedziała mu dziennikarka, oglądając but.
- O czym wy mówicie? - zapytałam - Co nie jest normalne?
Ash pokazał mi przedmiot, który go tak zaintrygował.
- Widzisz? Oto przyczyna całej tragedii. Obcas od tego buta pękł u podstawy i odleciał, wskutek czego tancerka upadła na podłogę w czasie tańca.
- No i co? - zapytałam zaintrygowana tym, co mój chłopak mówił.
- No i to, że ten obcas nie powinien tak po prostu sobie odpaść. Chyba, że się mylę.
Detektyw spojrzał pytająco na Alexę.
- Nie mylisz się, Ash - odpowiedziała mu dziennikarka - Obcasy w takich butach są mocowane bardzo mocno. Podczas tańca nie mógłby on tak sam z siebie odlecieć.
- Zgadza się. Znam się na butach i w ogóle znam się na ubraniach - wtrąciłam się do rozmowy - Ale co to wszystko oznacza?
Spojrzałam uważnie na nich oboje.
- Nie... Chyba nie chcecie mi powiedzieć, że...
- Ten obcas został odcięty, Sereno - dokończył moją myśl Ash.
- I to nie byle czym, ale pilnikiem - rzekła Alexa biorąc do ręki but - Mogę się jednak mylić, nie jestem specjalistką w tej dziedzinie.
Popatrzyłam mojemu chłopakowi w oczy.
- Boże... Chcecie powiedzieć, że...
- Że to wcale nie był wypadek - rzekł Ash śmiertelnie poważnym tonem - To był celowo zaplanowany atak na tę tancerkę.
Alexa złapała za rękę Ingrid, która właśnie przechodziła obok niej.
- Musimy wezwać policję - powiedziała.
- Dlaczego? - zapytała Ingrid - Do zwykłego wypadku?
- To nie był wypadek. To był zamach na życie tej dziewczyny.
Ingrid zamurowało, podobnie jak mnie chwilę wcześniej.
- O nie! Tylko nie to! - zawołała przerażonym głosem - Alexo, to przecież niemożliwe!
- Obawiam się, że to prawda - powiedziała Alexa i położyła dłoń na ramieniu Ingrid - Musisz wezwać policję.
- Dobrze, Alexo. Już to robię.

***


Porucznik Jenny przyjechała szybciej niż się tego spodziewaliśmy. Widocznie potraktowała zgłoszenie bardzo poważnie (na szczęście). Ledwie jednak weszła na salę, a zauważyła nas. Uśmiechnęła się i skierowana swoje kroki w naszą stronę.
- Ash! Serena! Jak miło was znowu widzieć - rzekła głosem radosnym, ale też zaprawionym smutkiem - Choć szkoda, że w takich okolicznościach.
- No właśnie - potwierdziłam jej słowa smutnym tonem - Bardzo to przykre okoliczności.
- I znowu się spotykamy na miejscu zbrodni - zachichotała delikatnie Jenny, chociaż zdecydowanie ani jej, ani nikomu z nas nie było teraz do śmiechu.
- Otóż to. Chyba już taki nasz los - zaśmiał się lekko Ash, choć on również nie miał nastroju do żartów.
- No cóż... Tak to z tym losem bywa. Jest on niekiedy strasznie przewrotny - powiedziała filozoficznie Jenny - Ale mniejsza z tym. Co my tu mamy?
- Prawdopodobnie próbę zamordowania jednej dziewczyny - odpowiedział jej policjant obserwujący miejsce zbrodni - Ten but stał się przyczyną tragedii.
Jenny podeszła do niego i wzięła do ręki but oraz zaczęła go oglądać.
- Obawiamy się, że ktoś celowo podciął pilnikiem lub nożem obcas tego buta - powiedziała Alexa stojąca obok niej.
Policjantka przyjrzała się uważnie butowi, po czym powiedziała:
- Macie niestety rację. Ten but został podpiłowany i to najprawdopodobniej pilnikiem. Raczej małych rozmiarów, ale wystarczająco mocnym, żeby dokonać tego, co się stało.
- Czyli ktoś chciał, aby dziewczyna się przewróciła? - zapytał Ash.
- Nie inaczej, drogi chłopcze. Nie inaczej - odpowiedziała porucznik Jenny - To wyraźny zamach, a to oznacza, że muszę wkroczyć do akcji.
Po tych słowach policjantka zwróciła się do Ingrid.
- Proszę zamknąć całe to pomieszczenie. Nikomu nie wolno opuszczać tego miejsca dopóki nie przesłuchamy wszystkich świadków oraz ich nie przeszukamy. Może sprawca nadal ma przy sobie narzędzie zbrodni.
- Szczerze mówiąc nie liczyłbym na to - powiedział Ash.
- No właśnie! Jeżeli jest mądry, to już dawno się go pozbył - dodał Clemont.
- Poza tym ktoś przecież mógł podpiłować but jeszcze przed przyjściem tutaj - zauważył mój luby.
- To bardzo możliwe, ale mimo wszystko ludzi przeszukać nie zaszkodzi - odpowiedziała na to Jenny - Pani Ingrid, proszę oznajmić, że nikomu nie wolno stąd wyjść aż do odwołania.
- Dobrze, pani porucznik. Już to robię - odpowiedziała jej Ingrid i poszła wykonać polecenie.
- To może być trudne. Tu jest cała masa ludzi. Oprócz tancerzy jest też wielu widzów - powiedział Jasper, członek jury.
- Wobec tego pomożemy przesłuchać wszystkich podejrzanych! - zawołałam radosnym tonem i spojrzałam na mego chłopaka, szukając w jego oczach aprobaty.
Na całe szczęście ją znalazłam.
- Czytasz w moich myślach, Sereno! - zawołał bojowo Ash, zaciskając dłoń w pięść - To jest sprawa dla Sherlocka Asha!
- I jego dzielnych pomocników! - zawołałam wesoło - Z doktorem Sereną Watson na czele!
- Pika-pika! - zapiszczał bojowo Pikachu, skacząc zwinnie na ramię swojemu trenerowi.
- Nie inaczej! - dodała radośnie Bonnie.
- Jesteśmy chętni do pomocy - rzekł Clemont.
- Na mnie również możecie liczyć. Jako dziennikarka dość dobrze wiem, jak zadawać ludziom pytania - zaoferowała swoją pomoc Alexa.
- Świetnie! - uśmiechnęła się do nas porucznik Jenny - Im nas więcej, tym weselej, jak to mówią. A więc do dzieła! Moi policjanci zaś przeszukają cały teren. Jeżeli sprawca wyrzucił narzędzie zbrodni, co jest więcej niż pewne, to na pewno gdzieś tu musi być.
Bardzo szybko podzieliliśmy się na pary i zaczęliśmy przesłuchiwać ludzi. Ja poszłam w parze z Ashem, Clemont z Bonnie, Alexa z Ingrid, z kolei Jenny dobrała sobie do pomocy jednego z policjantów, pozostali funkcjonariusze zaczęli zaś szukać narzędzia zbrodni, a więc śledztwo ruszyło pełną parą.


Narzędzie zbrodni dość szybko znaleziono. Było w koszu na śmieci i zgodnie z przewidywaniami, narzędziem tym był pilnik. Niestety, nie było na nim widać odcisków palców.
- Sprawca musiał używać rękawiczek. Oczywiście - westchnęła Jenny - I musi to być ktoś miejscowy. Tylko taki ktoś wie, jakie zwyczaje panują tutaj podczas konkursów. Wiedzą, że ich uczestnicy przed wystąpieniem zawsze choć na chwilę zdejmują buty, aby stopy nabrały więcej siły do tańca. Z tego też powodu zawsze kładą tu ciepłe maty, żeby ludzie nie siedzieli boso na zimnych płytkach.
- Wiem, zauważyliśmy - powiedziałam - Ale czemu ktoś ryzykował i podciął but tutaj? Nie lepiej było zrobić to w domu?
- Może nie znał ofiary tak dobrze, żeby u niej bywać? - zasugerował Clemont.
- Albo ją zna, ale zabrakło mu okazji i dlatego zaryzykował działanie tutaj - dodał Ash.
- Pika-pika-chu! - poparł go Pikachu.
- Ktokolwiek to był, musi to być ktoś z Alabastii lub po prostu bardzo dobrze obeznany w zasadach konkursu - zauważyła Jenny - Wiedział, że będzie tutaj miał okazję zadziałać i to zrobił.
Po tym jakże ważnym dla śledztwa odkryciu, zaczęliśmy jeszcze intensywniej przesłuchiwać podejrzanych. Ale niestety, zgodnie z naszymi przewidywaniami, przesłuchanie tak dużej ilości ludzi było zdecydowanie zadaniem męczącym oraz żmudnym. Co gorsza nie przyniosło nam ono żadnych efektów. Aż do chwili, kiedy ja i Ash przesłuchiwaliśmy partnera do tańca tej zranionej dziewczyny.
- Czy możesz nam coś powiedzieć o tej dziewczynie? - zapytał Ash tonem policyjnego śledczego.
- Ma na imię Amy i jest moją dziewczyną - odpowiedział mu chłopak - Ja jestem Thomas. Amy i ja jesteśmy ze sobą od pół roku.
- Czyli, że Amy była twoją partnerką nie tylko w tańcu, ale również w życiu prywatnym? - zapytałam.
- Dokładnie tak - odpowiedział mi Thomas i załamany potarł sobie dłonią oczy - Trudno mi sobie nadal to wszystko uświadomić. Amy jest w szpitalu i walczy o życie... A ja nie mogę nic zrobić, aby jej pomóc.
- Przeciwnie, możesz coś zrobić - przerwał jego lament Ash - Możesz przestać gadać od rzeczy i skupić się na odpowiadaniu na nasze pytanie.
Ash wypowiedział te słowa może nieco za ostro, ale ostatecznie przecież musieliśmy wydobyć zeznania z tego chłopaka, a jego rozpacz bynajmniej nam tego nie ułatwiała. Poza tym widziałam wyraźnie, że mój luby również mocno przeżył wydarzenie, którego właśnie byliśmy świadkami, dlatego mogły ponieść go nerwy.
- Przepraszam, nie powinienem był się rozklejać - powiedział chłopak i otarł sobie oczy od łez - Ale naprawdę nie wiem, co mogę wam powiedzieć w tej sprawie. Amy była strasznie szczęśliwa na samą myśl o tym konkursie. Tylko o nim myślała. Szykowała się na niego już od dłuższego czasu. Ćwiczyliśmy taniec w każdej wolnej chwili. Nie wiem nawet, kto mógłby chcieć jej zrobić coś takiego.
- Czyli nikogo nie podejrzewasz? - zapytałam patrząc na niego.
- Niestety nie. Wszyscy ją lubili. Niby dlaczego ktoś miałby jej chcieć zrobić coś takiego?
- Nie mamy pojęcia i dlatego prowadzimy śledztwo - odpowiedział mu Ash - Skoro nie wiesz, kto mógłby chcieć ją skrzywdzić, to możesz chociaż powiedzieć coś innego?
- Oczywiście. Ale co konkretnie?
- Czy jest na tej sali jeszcze ktoś, kto zna dobrze twoją dziewczynę?
- Tak, jej przyjaciółka! Jest tutaj. Szatynka w brązowej sukience. O! Właśnie tam idzie!
To mówiąc Thomas wskazał palcem jedną z dziewczyn, której jeszcze nie zdążyliśmy przesłuchać. Oboje z Ashem podeszliśmy do niej, po czym zaczęliśmy zadawać jej te same pytania, co chłopakowi Amy. Ale niestety Jennifer, bo takie było imię dziewczyny, zdecydowanie nic nie wiedziała w tej sprawie.
- Bardzo mi przykro, ale cały czas byłam na widowni i obserwowałam tańce wszystkich par. Nie widziałam nic, co by mogło zwrócić moją uwagę.
- Naprawdę nic? - zapytałam zdumiona.
Byłam po prostu załamana. Nikt nic nie wiedział w tej sprawie, co oznaczało, że to będzie chyba najtrudniejsze śledztwo w całej karierze Sherlocka Asha (która notabene dopiero się zaczynała).
- Nic, naprawdę nic - odpowiedziała nam Jennifer - Amy to moja najlepsza przyjaciółka. Ten, kto ją tak załatwił jest po prostu potworem w ludzkiej skórze.
- I nie wiesz nic o tym, kto by chciał zrobić krzywdę Amy? - pytał dalej Sherlock Ash.
- Nie! Nie mam pojęcia. Przecież wszyscy ją przecież kochali. To taka dobra i wrażliwa dziewczyna, a do tego jeszcze niesamowicie utalentowana - mówiła dalej Jennifer - Tak wspaniale tańczyła. To znaczy tańczy... Chociaż... Pewnie po tym wypadku już nie będzie tańczyć.
To mówiąc dziewczyna wyjęła szybko z torebki, którą trzymała pod pachą, chusteczkę i zaczęła sobie nią wycierać oczy. Kiedy chciała ją ponownie schować, torebka wypadła jej z ręki i wyrzuciła z siebie całą swoją zawartość. Jennifer załamana skoczyła w pościg za swoimi rzeczami, które potoczyły się po posadzce. Ash uklęknął obok niej i zaczął jej w tym pomagać.
- Dziękuję, ale nie musisz tego robić. Naprawdę nie musisz - mamrotała Jennifer, pakując niezgrabnie do torebki swoje rzeczy.
Kiedy skończyła już to robić podniosła się z podłogi i powiedziała:
- Bardzo mi przykro, że nie mogę wam pomóc.
- Nam również jest przykro - powiedziałam, kiedy dziewczyna zniknęła z pola naszego widzenia - To jest po prostu żałosne! Tylu świadków i nikt nic nie widział! Normalnie sytuacja jak w jakimś kiepskim filmie!
To mówiąc wściekła cisnęłam swój kapelusz na podłogę.
- Tyle tylko, że to się dzieje naprawdę - powiedział Ash smutnym tonem - Ale trudno. Może naszym przyjaciołom lepiej poszło.
Niestety, Clemont i Bonnie też niczego nie odkryli. Alexa oraz Ingrid również. Co do Jenny i jej policjantów, to już nawet szkoda było mówić. Poza znalezionym pilnikiem odnotowali kompletną porażkę.
- Nikt nic nie widział, nikt nie chciał skrzywdzić Amy, ale jednak ktoś to zrobił, a my nie wiemy kto! - jęknęła załamanym tonem porucznik Jenny.
- Ktoś przecież musiał to zrobić - powiedziała Alexa rozkładając bezradnie ręce - Tylko kto?
- Najwyraźniej ktoś bardzo sprytny - rzekła Ingrid - Ktoś musiał mieć jakąś niechęć do Amy i chciał ją zniszczyć w taki właśnie sposób.
- Tylko dlaczego nikt nic nie widział? - zdziwiłam się - Tylu ludzi i nikt nic nie zauważył?
- To akurat ma sens - powiedział nagle Ash.
- Co masz na myśli? - zapytałam.
- Widzisz, w tłumie nikt nie wypatrzy pojedynczego człowieka. To znaczy, można to oczywiście zrobić, ale jest to niezwykle trudne. A im większy jest tłum, tym trudniej jest tego dokonać - wyjaśnił mi Ash.
- Pika-pika! - zgodził się z nim Pikachu, piszcząc smętnie.
- Obawiam się, że on ma rację - powiedziała Jenny - Nasz sprawca jest o wiele sprytniejszy niż sądziliśmy. Skrył się sprytnie w tłumie pomiędzy zupełnie niewinnymi obywatelami.
- To prawda - rzekł smutnym tonem Clemont - Stoimy w martwym punkcie.
- Nie! Ja nie wierzę, żeby nic się nie dało zrobić! Ash na pewno coś wymyśli! Ash jest przecież genialny! - zawołała nagle bojowym tonem Bonnie, podskakując przy tym w miejscu.
- De-ne-ne! - zgodził się z nią Dedenne, machając przy tym łapkami.


Mój chłopak uśmiechnął się do nich delikatnie i powiedział:
- Przykro mi, Bonnie, ale obawiam się, że tym razem Sherlock Ash będzie musiał ogłosić swoją porażkę.
- Nie wierzę! Przecież na pewno coś wymyślisz! - pisnęła Bonnie.
- Właśnie. Potrzebujesz jedynie więcej czasu - dodałam, kładąc mu dłoń na ramieniu w ramach pocieszenia.
Chłopak uśmiechnął się do niej i powiedział:
- Dziękuję ci, Sereno. I dziękuję wam wszystkim. Cieszę się, że we mnie wierzycie. Obawiam się jednak, że tym razem...
- Przepraszam na chwilę...
Powoli zbliżył się do nas Thomas.
- To ty, Thomas? O co chodzi? - zapytał Ash zdumiony jego widokiem.
- Chodzi o to, że pytaliście mnie, czy coś tutaj nie wydało mi się podejrzane.
- No właśnie - powiedziałam podchodząc do niego - Więc jak? Coś ci się wydało podejrzane?
- To może nic nie znaczy, ale widzicie... Coś wzbudziło moje podejrzenia. Coś, co się tutaj wydarzyło - mówił Thomas.
- A co konkretnie? - zapytała Jenny.
- Widzicie... Gdy tańczyły poprzednie pary, Amy wyszła na chwilę do toalety. Wróciła dopiero po kwadransie i mówiła, że widziała coś dziwnego.
- Co? Co widziała? - zaczęliśmy jednocześnie wszyscy o to pytać.
- Nie wiem, nie chciała mi powiedzieć - Thomas bezradnie rozłożył ręce - Powiedziała jedynie, że tu chodzi o jakiś żart, który się nie uda, jeżeli mi opowie jego szczegóły.
Ledwie to powiedział, a zaraz przypomniałam sobie tę dziwną rozmowę, którą przypadkiem usłyszeliśmy, kiedy ja i Ash opuszczaliśmy parkiet. Teraz nabierała ona większego sensu.
- Na pewno nic ci nie powiedziała? - pytał Ash.
- Coś powiedziała - odpowiedział mu Thomas - Powiedziała, że to szatniarze ten żart szykują. Ale nie chciała powiedzieć, o co chodzi.
- Szatniarze, tak? - zapytała porucznik Jenny - No, to już my sobie z nimi pożartujemy! Gdzie oni są?
- Pewnie w szatni. Chodźmy ich przesłuchać! - odpowiedziała Ingrid.
- Chodźmy zatem! - zawołał Ash.
- Pika-pika! - zapiszczał Pikachu.
Po chwili ruszyliśmy wszyscy razem w kierunku szatni. Właściwie, mówiąc „wszyscy“, mam tutaj na myśli siebie, Asha, Clemonta, Bonnie, Jenny oraz Alexę. Udzielam wam tego małego wyjaśnienia po to, żeby nie było później żadnych niedomówień w moich pamiętnikach. Liczę na to, że jeżeli jednak takowe zajdą, to wówczas moi ewentualni czytelnicy nie będą mi mieli tego za złe.
Ale do rzeczy. Pobiegliśmy więc całą naszą szóstką do szatni, ale niestety nie zastaliśmy w tym miejscu nikogo. Nie było tam już dwójki szatniarzy, ani też, ku naszemu wielkiemu zaskoczeniu, nie było też naszych rzeczy. Wszystkie plecaki, kurtki, czapki, a co najważniejsze wszystkie pokeballe pozostawione tutaj przez uczestników konkursu zniknęły.
- Co tu się stało? - zapytała Jenny rozglądając się zdumiona po szatni - Kto zabrał wszystkie rzeczy uczestników konkursu?
- Ci szatniarze! Tylko oni mogli to zrobić! - zawołał Ash zaciskając wściekle dłoń w pięść - Ale ja im tego nie daruję. Para złodziejaszków! Zapłacą mi za to!
- Ale po co mieliby kraść kurtki i plecaki uczestników konkursu? To przecież nie ma sensu! - zdziwiła się Bonnie.
- De-de-ne! - zapiszczał jej mały Dedenne.
Ash spojrzał na dziewczynkę i powiedział:
- Nie o plecaki ani kurtki tu chodzi. Chodzi tutaj o to, co było w tych kurtkach i w tych plecakach.
- A co tam było? - zapytał Clemont.
Ja jednak już się zaczęłam wszystkiego domyślać, dlatego natychmiast pospieszyłam z odpowiedzią:
- Pokeballe! W plecakach były pokeballe! Niektórzy zaś mieli je w schowane kieszeniach kurtek!
- Dokładnie tak! - zawołał Ash wściekłym głosem - Ci szatniarze to zwykli złodzieje!
- Nie mogli uciec daleko! Musimy ich złapać! - krzyknęła Alexa.
- Szukajmy ich zatem! - Jenny chwyciła za krótkofalówkę - Halo! Tu Jenny! Sierżancie! Każcie natychmiast otoczyć cały budynek! Nikt nie ma prawa z niego wyjść ani też do niego wejść aż do odwołania! No i szukajcie szatniarzy! To są złodzieje Pokemonów! Mają oni ze sobą rzeczy skradzione uczestnikom konkursu!
- Tak jest, pani porucznik. Przyjąłem i wykonuję! - odpowiedział jej głos z krótkofalówki.
- Mogli już dawno stąd uciec - powiedziałam załamanym głosem, ponieważ właśnie sobie uświadomiłam, że ta kradzież oznacza, iż mogę więcej nie zobaczyć mojego Fennekina, którego pokeball pozostał w moim plecaku, a ten przecież również został skradziony.
- Nie wydaje mi się - odpowiedziała mi Jenny - Zamiast biadolić, to lepiej ich szukajmy. Jeśli są nadal w budynku, to nie uciekną.
Nagle Pikachu zeskoczył z ramienia Asha i zaczął piszczeć, pokazując łapką schody.
- Co się stało, Pikachu? - zapytał jego trener.
Pokemon zaczął mu nagle coś pokazywać na migi, dodając przy tym słowa wypowiedziane w swoim własnym języku. Ash uśmiechnął się do stworka, gdyż najwidoczniej zrozumiał wszystko, co on do niego mówi, po czym zwrócił się do nas i powiedział:
- Pikachu mówi mi, że jego zdaniem złodzieje musieli stąd uciec całkiem niedawno i z całą pewnością pobiegli tymi schodami na górę.
- Skąd ta pewność? A jeżeli on się myli? - spytała nieco sceptycznym tonem Alexa.
Wówczas z jej ramienia zeskoczył Helioptile i zaczął węszyć po całej szatni, a następnie wskoczył na schody wydając z siebie radosne piski.
- Co on mówi? - zapytałam.
- Pewnie chce, żebyśmy za nim poszli - powiedział Ash i spojrzał na swego Pokemona - Zapytaj, czy o to mu chodzi.
Pikachu spełnił polecenie swojego trenera i zapytał o to Pokemona Alexy, następnie jego odpowiedź przekazał Ashowi na migi.
- Pikachu mówi, że Helioptile chce, abyśmy za nim poszli. Twierdzi, że czuje zapach tych złodziei.
- Helioptile ma bardzo dobry węch - wyjaśniła Alexa - Skoro ich czuje, to z łatwością ich złapiemy.
- Nie ma co gadać, ruszajmy! - zawołał Ash bojowym tonem i ruszył biegiem po schodach tu za Pikachu i Helioptilem.


C.D.N.




1 komentarz:

  1. Cześć, to znowu ja. :) Obiecałam częstsze komentowanie, więc jestem. :)
    Historia bardzo mnie wciągnęła, jak również sam pomysł bardzo intrygujący. Podcięcie pilniczkiem do paznokci obcasa buta tak by tancerka się przewróciła - pomysł majstersztyk! :)
    A zakończenie tak zachęca by przeczytać kolejną część, że chyba niedługo to zrobię! :) Jestem tak bardzo ciekawa, kto podciął obcas biednej Amy oraz jak skończy się historia ze złodziejami Pokemonów. :) Tak czułam, że zespół R będzie tu maczał swoje lepkie paluszki. :D
    Historia po prostu 10/10. :)

    OdpowiedzUsuń

Przygoda 129 cz. II

Przygoda CXXIX Tytanio, wio! cz. II Lot trwał długo. Ash nie liczył, jak długo, ponieważ odkąd tylko opuścił tak bardzo mu bliskie Gotham Ci...