Przygoda VIII
Wyścig z czasem cz. II
- Co to znaczy? - jęknęła przerażona słowami lekarza Delia - Chcecie powiedzieć, że...
- Pani syn umiera, pani Ketchum - odpowiedział lekarz.
Słysząc to Delia dostała ataku histerii. Zaczęła płakać, załamywać ręce oraz błagać lekarza o ratunek dla swojego syna, zaklinając go przy tym na wszystkie świętości, aby nie zostawiał on jej dziecka w potrzebie. Ja sama zamarłam z przerażenia do tego stopnia, że nie wiedziałam, co mam zrobić. Czułam, że cały świat mi się zawala. Ash miałby umrzeć?! Niedoczekanie! Nie pozwolę śmierci go zabrać! Nie ma mowy! Dopóki ja żyję, to on nie umrze, pomyślałam sobie.
- Spokojnie, pani Ketchum. On gaśnie z powodu utraty dużej ilości krwi - wyjaśniła jej młoda lekarza w maseczce lekarskiej, zasłaniającej usta - Jeśli jednak szybko dokonamy transfuzji, to zdołamy go uratować.
- Dobrze, więc ją zróbcie! Oddam mu swoją krew, tylko go uratujcie! - zawołała przerażona Delia.
- I ja się dołożę! - zawołała Dawn, zrywając się z krzesła.
- Ja także - dodała bojowym tonem Bonnie.
- I ja również - rzekła Misty, zaciskając dłoń w pięść.
- Wszyscy się dołożymy, jeśli będzie trzeba - powiedział Brock.
- Doceniam wasz zapał, ale Ash ma grupę krwi 0 Rh +. Tylko ktoś o takiej samej grupie może mu pomóc - wyjaśniła nam lekarka.
Wiedziałam, że nadeszła kolej, bym i ja się odezwała. Zrobiłam krok w stronę lekarzy i powiedziałam:
- Ja mam taką grupę krwi. Mogę zostać dawcą, choćby zaraz.
Lekarka zdjęła maseczkę i uśmiechnęła się do mnie przyjaźnie. Była to młoda pani doktor o fioletowych włosach, brązowych oczach oraz bardzo zamyślonym spojrzeniu. Wyglądała tak, jakby dopiero co obudziła się i to z dość długiego snu. Jej głos był niezwykle spokojny i opanowany.
- Jesteś dziewczyną Asha, prawda? - zapytała mnie.
- Tak, proszę pani - odpowiedziałam jej.
- Miło mi cię poznać. Ja jestem profesor Felina Ivy. Znam Asha już od jakiegoś czasu i bardzo go lubię. Rozumiem więc, dlaczego zostałaś jego dziewczyną. Nie ma drugiego takiego chłopaka na świecie jak on.
- Tak, to prawda. Nie ma takiego drugiego jak on. Czy mogę mu więc jakoś pomóc? - zapytałam z nadzieją w głosie.
Pani profesor uśmiechnęła się do mnie ponownie. Najwidoczniej to ona była dawną uczennica profesora Oaka, o której mi mówił. Z opowieści Ash wynikało, że była ona również nieodwzajemnioną, wielką miłością Brocka. Zresztą jego reakcja na widok tej kobiety mówiła sama za siebie. Chłopak, jak tylko ją zobaczył szybko odwrócił wzrok i zaczął coś mamrotać pod nosem. Misty spojrzała na niego z politowaniem, po czym obdarzyła mnie spojrzeniem mówiącym coś w rodzaju „Teraz widzisz, przez co ja musiałam przechodzić“. Mimowolnie się uśmiechnęłam, choć sytuacja zdecydowanie temu nie sprzyjała.
- Oczywiście, że możesz mu pomóc, kochanie - odpowiedziała na moje pytanie profesor Ivy - Zrobimy tylko niezbędne badania i możesz już przejść na salę operacyjną.
Wszyscy nasi przyjaciele podeszli do mnie i życzyli mi powodzenia oraz dodali, abym się nie bała. Mama zaś stwierdziła, że jest ze mnie bardzo dumna. Delia z kolei nie ukrywała, że nigdy nie zapomni mi tego, co dzisiaj zrobiłam. Latias natomiast objęła mnie mocno do siebie i pocałowała czule w policzek. Muszę dodać, że od naszej ostatniej przygody obie stałyśmy się serdecznymi przyjaciółkami, dlatego jej reakcja mnie nie zdziwiła, a wręcz sprawiła mi ona przyjemność. Wywołał to również fakt, że ona też kochała Asha, choć na szczęście w inny sposób niż ja.
Po dopełnieniu wszystkich formalności udałam się na salę operacyjną, gdzie położyłam się na łóżku, a lekarze podłączyli mnie i mojego chłopaka do specjalnej aparatury, po czym zaczęli z jej pomocą pobierać moją krew do jego żył. Mimowolnie uśmiechnęłam się, gdyż pomyślałam, że w taki oto sposób wypełniamy oboje z Ashem mityczne braterstwo krwi. Miałam przy okazji nadzieję, że to pomoże memu ukochanemu wrócić do zdrowia.
Operacja pobierania krwi była jednak na tyle męcząca, że w końcu straciłam wszystkie siły i upadłam bardzo zmęczona na poduszki, po czym zasnęłam. Zanim to się jednak stało ujrzałam jeszcze Asha, który tak jakby poczerwieniał lekko na policzkach.
- Trzymaj się, Ash... Trzymaj się... - wyszeptałam i zasnęłam.
***
Obudziłam się dopiero wieczorem. Leżałam na łóżku tuż obok Asha, który wciąż był nieprzytomny. Rozejrzałam się dookoła. Próbowałam wstać, ale niestety oddanie krwi Ashowi osłabiło mój organizm, dlatego też ledwie się podniosłam, a od razu padłam na łóżko nie mając siły utrzymać się na nogach. Nie wiedziałam jednak, jak długo tu leżę i co jest z Ashem. O siebie się nie martwiłam, lecz los mojego chłopaka był mi bliższy niż mój własny. Pewnie gadam jak typowa zakochana nastolatka, ale taka jest prawda.
Po chwili do sali weszli profesor Oak oraz profesor Ivy. Towarzyszyła im siostra Joy, która podała mi na tacy sok.
- Masz, kochanie. Wypij to. To ci doda sił - powiedziała.
Wypiłam, chociaż napój miał nieco gorzki smak i zdecydowanie mi nie smakował. Spojrzałam wymownie na Asha, jednak zanim zdążyłam zadać pytanie, to usłyszałam na nie odpowiedź profesora Oaka:
- Ash wciąż jest nieprzytomny. Lekarze zrobili wszystko, co było w ich mocy, a my pomagaliśmy im najlepiej, jak tylko potrafiliśmy.
- Ale niestety teraz już wszystko zależy od losu - dokończyła jego myśl profesor Ivy.
- Ash pozostaje w czymś w rodzaju śpiączki. Jest nieprzytomny, ale czuje, co się wokół niego dzieje - powiedziała siostra Joy - Więc jeśli chcesz mu coś powiedzieć, to powiedz. On cię usłyszy. Powinien usłyszeć.
Zadowolona wzięłam mojego ukochanego za rękę i delikatnie mu ją ścisnęłam.
- Ash... Mam nadzieję, że mnie słyszysz... Jestem cały czas przy tobie... Nie opuszczę cię. Chcę, żebyś wrócił... Do nas... Do mnie... Ash, proszę... Obudź się.
Niestety, mój ukochany wciąż był nieprzytomny i załamana opadłam na łóżko czując, jak znowu ogarnia mnie zmęczenie.
- Lepiej odpocznij, kochanie. To było dla ciebie męczące przeżycie - powiedziała profesor Ivy, przykrywając mnie kołdrą.
- Tak, to prawda. Transfuzja to nie byle co. Musisz dużo odpoczywać - dodała siostra Joy.
Uśmiechnęłam się do niej delikatnie i znowu zasnęłam.
***
Obudziłam się dopiero następnego dnia. Wokół łóżka Asha zebrali się wszyscy jego przyjacielu, którzy byli na miejscu. Najbliżej siedziała Delia, która ściskała mocno dłoń swojego syna i patrzyła na niego ze łzami w oczach. Niestety, chłopak wciąż pozostawał nieprzytomny. Na jego piersi spoczywał Pikachu zalewając się łzami. Niedaleko zaś siedziała na krześle Dawn tuląc do siebie mocno swego Piplupa. Jej oczy były aż czerwone od łez. Niedaleko zobaczyłam Clemonta, który trzymał na kolanach Bonnie i tulił ją do siebie zachłannie. Przy łóżku siedziały też Misty oraz Melody, a każda z nich zatrwożona wpatrywała się w nieprzytomnego Asha. W kącie sali zaś na krześle siedziała Latias, która widocznie robiła coś na drutach. Nie widziałam jednak, co to było.
Rozejrzałam się dookoła i zobaczyłam, że przy moim łóżku siedzi moja mama i uśmiecha się do mnie przyjaźnie. Niedaleko siedział pan Meyer, również szczerze uśmiechnięty.
- Witaj, moja mała bohaterko - powiedziała moja mama - Już się bałam, że się nie obudzisz.
- Właśnie, a jedna śpiąca królewna nam tutaj wystarczy - zachichotał delikatnie pan Meyer.
Żart ten nieco mnie rozbawił, chociaż osoba, która go wypowiedziała raczej nie miała raczej nastroju do żartów i trudno się było temu dziwić.
- Jak się czujesz, kochanie? - zapytała mnie mama.
- Lepiej... A co z Ashem?
- Bez zmian, kochanie. Niestety, bez zmian - odpowiedziała mi mama.
Spojrzałam na Delię, która obdarzyła mnie delikatnym uśmiechem i powiedziała:
- Twoja krew ocaliła Asha od śmierci. Niestety, nie zdołała wybudzić go ze śpiączki. Ale nie martw się. On się wkrótce obudzi, zobaczysz. Mój mały synek. Mój biedny, kochany, bohaterski synek.
To mówiąc rozpłakała się na nowo. Pan Steven Meyer podszedł do niej i przytulił ją czule do siebie, po czym spojrzał na mnie mówiąc:
- Delia dzwoniła już do Josha. Gdy tylko się dowiedział, co się stało, to powiedział, że natychmiast łapie najbliższy samolot i leci wesprzeć swego syna w potrzebie.
- Żeby to chociaż coś pomogło - łkała dalej Delia - Co Josh może teraz zrobić? Nic! Żadne z nas już nic nie może zrobić. Teraz trzeba tylko czekać.
- Niekoniecznie, pani Ketchum - odezwała się nagle Misty - Przecież Brock z Traceym i Anabel poszli znaleźć lekarstwo.
- Lekarstwo? Jakie lekarstwo? O czym wy mówicie? - zdziwiłam się nie rozumiejąc, o co chodzi.
Misty uśmiechnęła się do mnie.
- Wybacz, zapomniałam, że ty o niczym nie wiesz. Melody, może ty jej to wyjaśnisz?
Melody skinęła głową na znak zgody i powiedziała:
- Anabel twierdzi, że zna roślinę, która według większości zielarzy jest w stanie pobudzić pracę serca do tego stopnia, iż nawet obudzi człowieka pogrążonego w śpiączce. Nie wie jednak, czy ta roślina rośnie w Alabastii. W Strefie Walk tak, ale czy tutaj, to nie wiadomo. Poszła więc z Brockiem i Traceym do najbliższej biblioteki, aby to sprawdzić.
- Naprawdę? Jest więc szansa na to, aby Ash się obudził? - zapytałam z nadzieją w głosie.
Misty pokiwała głową z lekkim sceptycyzmem w oczach.
- Prawdę mówiąc nie wiemy, czy to możliwe. Większość zielarzy jej używa jako napar dla ludzi mających problemy z sercem. Według Anabel ta roślina jest skuteczna do tego stopnia, aby nawet obudzić kogoś w śpiączce. Ponoć już komuś z jej bliskich w taki sposób pomogła. Ale nawet jeżeli ta roślina pomaga, to może tutaj wcale nie rosnąć.
- Nie! Jestem pewna, że ona tutaj rośnie! - wybuchnęła nagle Dawn ze łzami w oczach - Dlaczego w to wątpisz?! Dlaczego chcesz nam odebrać nadzieję? Wiesz co?! Mówisz tak, jakbyś chciała, aby mój brat już nigdy się nie obudził!
- Wiesz, Dawn, że to nieprawda! Bardzo chcę, żeby Ash wrócił do nas i chcę tego tak samo, jak i ty! - odkrzyknęła jej Misty - Ale tak wielka moc tej rośliny to przecież prawie legenda! Sama Anabel miała wątpliwości, czy ona może pomóc Ashowi! To, że komuś raz pomogła w takiej sytuacji nie daje wcale gwarancji, że ocali naszego przyjaciela!
- Ale póki jest nadzieja na zwycięstwo, to musimy się jej trzymać! Ash zawsze to powtarza! - zawołała bojowo Bonnie, zaś Dedenne poparł ją za pomocą pisku.
- To prawda. Póki życia, póty nadziei - stwierdził spokojnym oraz dość filozoficznym tonem Clemont.
Załamana opadłam na poduszki nie wiedząc, co mam powiedzieć. Niby była szansa na ocalenie Asha, jednak była ona na tyle znikoma, że można powiedzieć, iż wcale jej nie ma.
Siostra Joy i jej Pokemon przyniosły mi potem coś do jedzenia. Nie miałam apetytu, ale musiałam zjeść coś po tak męczącej transfuzji, inaczej nigdy bym nie odzyskała sił. A chciałam być silna dla Asha.
Delia tymczasem przyniosła ze sobą gramofon i włączyła z niego płytę, na której nagrana była piosenka „Nigdy nie ulegnę wam“ z bajki „Mustang z Dzikiej Doliny“. Znałam tę piosenkę bardzo dobrze, podobnie zresztą jak i sam film, z którego ona pochodziła. Mama mego chłopaka włączyła tę płytę, gdyż jak powiedziała, skoro jej synek zdaniem lekarzy słyszy, co się wokół niego dzieje, to niech posłucha tej piosenki, może podniesie go ona duchu.
- To jest jeden z ulubionych utworów Asha - dodała po chwili pani Ketchum - Pewnie dlatego, że sam go napisał.
Omal nie zakrztusiłam się jedzeniem, gdy to usłyszałam. Słowa Delii bardzo mnie zaskoczyły. Czego jak czego, ale tego, żeby Ash miał w sobie żyłkę poety, nie spodziewałam się wcale a wcale. To była dla mnie bardzo zaskakująca wiadomość.
- Ash napisał tę piosenkę? - zapytałam zdumiona.
- Właściwie to nie tyle piosenkę, co jedynie jej refren - odpowiedziała mi z uśmiechem Delia - Potem trafił on do krajów, w których wcale nie ma Pokemonów, spodobała się tam i dopisano do niego zwrotki oraz melodię, przerabiając ten krótki wierszyk na piosenkę.
- A Ash oczywiście nie dostał za to ani centa, choć nawet nie zapytali go o pozwolenie, kiedy robili z jego wierszyka super piosenkę - mruknęła niezadowolonym tonem Misty - I gdzie się podziały prawa autorskie, ja się pytam?
- Przeminęły jak ten wiatr - zachichotała delikatnie Melody - Została nam jedynie świadomość, że nasz Ash jest autorem jednego z najlepszych utworów muzycznych na świecie, a to przecież wcale nie mało.
- Też fakt - stwierdziła Misty - Ale i tak postąpili wobec niego nie fair.
- Życie rzadko kiedy jest fair. Najlepszy przykładem jestem ja oraz mój brat - stwierdziła żałośnie Dawn, pokazując nam swe obandażowane dłonie, które doznały ran po poprzedniej przygodzie - Najpierw ja obrywam, potem Ash i to w tak krótkim czasie. Normalnie jakby ktoś się na nas wszystkich uwziął!
- Nikt nie mówił, że nasze życie będzie łatwe, ale jakoś musimy przez nie przejść - stwierdził filozoficznie Steven Meyer.
- Przejdziemy. Pytanie tylko, jak? - zapytała Delia, patrząc na niego.
Meyer rozłożył bezradnie ręce. Niestety, na to pytanie nie znał on już odpowiedzi. Właściwie to nikt jej nie znał, nawet profesor Oak pomimo swojej wielkiej mądrości.
Ja tymczasem wsłuchałam się w słowa piosenki, która właśnie leciała z gramofonu. Pomyślałam, że zdecydowanie pasowały one do Asha.
Jedno wiem, nie poddam się.
Galopem noc pokonać chcę.
Idźcie stąd! Zostawcie mnie!
Tam czeka dom, a tu jest mi źle!
Do swoich wrócę stron.
Mam twardy kark. Nie złamią go.
Jestem zdrów, zwyciężę znów.
Żadnej przegranej, szkoda słów!
Nie wiecie, co w moim sercu się kryje.
Chcę żyć i przeżyję!
Nigdy nie ulegnę!
Nigdy nie ulegnę wam, nie!
Kto nie dotrze do fal, nie popłynie na ich grzbiecie.
A wy tak właśnie chcecie!
Nigdy nie ulegnę!
Nigdy nie ulegnę wam, nie!
Chcę wolny być! Chcę żyć!
To stale dręczy mnie.
Dlaczego wszystko poszło źle?
Chcę już odejść stąd.
Nie jestem tam, gdzie jest mój dom.
I jedno wiem, nie poddam się.
Ze wszystkich sił próbować chcę.
Ni kroku wstecz, to ważna rzecz.
Wy z drogi mej zabierajcie się precz!
Dalej!
Nie wiecie, co w moim sercu się kryje.
Chcę żyć i przeżyję!
Nigdy nie ulegnę!
Nigdy nie ulegnę wam, nie!
Kto nie dotrze do fal, nie popłynie na ich grzbiecie.
A wy tak właśnie chcecie!
Nigdy nie ulegnę!
Nigdy nie ulegnę wam, nie!
Chcę wolny być! Chcę żyć!
Tak, zdecydowanie ta piosenka bardzo pasowała do Asha. Choć wielu na pewno uważało, iż wcale nie da on sobie rady i nie osiągnie żadnego z wyznaczonych przez siebie celów, to jednak nie poddał się i nigdy nie dał się złamać. Przegrywał wiele razy, ale zawsze zdołał podnieść się po upadku z dumnie podniesioną głową i nie uległ przeciwnościom losu. Wiedziałam, że teraz też tego nie zrobi. Na pewno się nie podda i wybudzi ze śpiączki, myślałam sobie. Postanowiłam też zrobić wszystko, aby mu w tym pomóc.
Moje rozmyślania przerwało nagłe zjawienie się Brocka, Tracey’ego oraz Anabel. Nie mieli oni zadowolonych min. Mogło to oznaczać jedynie to, co najgorsze.
- Boże! Powiedzcie mi, że nie wracacie z niczym! - zawołałam.
Przyjaciele spojrzeli na nas zasmuceni, po czym Brock się odezwał:
- Sprawdziliśmy w bibliotece, czy roślina, o której mówiła nam Anabel, rośnie w tej okolicy i czy w ogóle ona istnieje.
- Bo wiesz, co poniektórzy z nas, to nawet nie wierzyli w jej istnienie - wtrąciła złośliwie nasza nowa przyjaciółka, patrząc wymownie na Misty.
- Okazuje się, że rośnie, ale nie w najbliższej okolicy - mówił Tracey - Poszliśmy jednak do kilku aptek mając nadzieję znaleźć jakieś wyciągi z tej rośliny czy coś w tym guście.
- Tylko, że nikt nic nie miał, choć jeden z aptekarzy powiedział nam, iż pewien jego kolega po fachu lubi zbierać osobiście rośliny i robić z nich różne specyfiki, więc powinien coś wiedzieć na ten temat - wtrąciła Anabel.
- Niestety, kiedy się tam znaleźliśmy, to zabierała go policja - mówił dalej Brock.
- Policja? A dlaczego? - zdziwiłam się.
- Nie uwierzysz, Sereno, ale okazało się, że to właśnie on potrącił Asha - odpowiedziała mi Anabel.
Poczułam, jak serce zaczyna mi bić coraz szybciej. Nie mogłam w to wszystko uwierzyć. A więc aptekarz, który mógł być naszą ostatnią deską ratunku potrącił Asha i wprowadził go w taki stan, w którym się on obecnie znajdował? Ale dlaczego? Niby po co miałby to zrobić? Był pijany? A może z jakiegoś powodu nienawidzi Asha? Tylko za co? Za co? Co mój chłopak mu zrobił, że ten bydlak się tak zachował?
- Niestety, to prawda, Sereno. Kiedy się tam zjawiliśmy, to porucznik Jenny już go zabierała - powiedział Tracey po chwili milczenia.
- Oczywiście z miejsca opowiedzieliśmy drogiej Jenny, co nas do tego człowieka sprowadza, a ona litościwie pozwoliła nam z nim porozmawiać - dodał Brock.
- Niestety na nic się zdała rozmowa z nim - mówiła dalej Anabel - Ten człowiek twierdzi, że nie wie co robił od ostatnich kilku dni. Nie pamięta nawet, że potrącił Asha, ani że w ogóle wychodził dzisiaj z domu.
- Nie pamięta, akurat! Głupie gadanie mające na celu ukrycie prawdy! - warknęła niezadowolonym tonem Misty.
- Może i tak, ale ja nie wyczułam w jego sercu kłamstwa - powiedziała Anabel spokojnym tonem - A więc ten człowiek mógł więc mówić prawdę.
- Teraz to już nie ma znaczenia - stwierdziłam smutno - Lekarstwo dla Asha przepadło.
- Niekoniecznie - rzekł nagle Brock.
Spojrzałam na niego z nadzieją w oczach.
- Co masz na myśli? - zapytałam.
- Ten aptekarz twierdzi, że miał wyciąg z tej rośliny w swoich zbiorach, ale kiedy przeszukano jego mieszkanie, to niczego takiego nie znaleziono - wyjaśnił Tracey.
- Zamiast tego znaleziono jedynie to - po tych słowach Anabel podała mi ręki jakąś kartkę.
Spojrzałam na dziwne znalezisko, po czym zaczęłam czytać jego treść. A brzmiała ona tak:
Drodzy detektywi!
Dobrze wiem, że szukacie teraz pewnego specyfiku, który może pomóc waszemu drogiemu przyjacielowi. Niestety z przyczyn prywatnych, których nie mogę tu podać, zabrałem lekarstwo ze sobą i ukryłem je w bezpiecznym miejscu, ale nie martwcie się, zamierzam wam je oddać, o ile wy oczywiście zechcecie zagrać ze mną w moją małą grę. Zostawię wam w tym liście wskazówkę, jak możecie mnie znaleźć. Jeśli wam się powiedzie, to wówczas znajdziecie kolejną wskazówkę, która potem zaprowadzi was do kolejnej itd. Potrwa to troszkę, ale przecież należy mi się trochę zabawy, nie sądzicie? Jeśli pobawicie się ze mną i to na moich zasadach, otrzymacie lekarstwo. Jeśli jednak nie... Trudno, wtedy nie dostaniecie go, a wasz przyjaciel albo wyzdrowieje, albo też i nie. Zapytacie na pewno, skąd ja wiem, że w ogóle on potrzebuje lekarstwa? Otóż to jest cały mój plan. Mój człowiek na moje polecenie potrącił samochodem waszego przyjaciela na tyle mocno, aby trafił on szpitala w bardzo ciężkim stanie. Liczyłem na to, że zginie, ale jak widzę wciąż żyje i obecnie jest w śpiączce, z której to wyciągnąć go może poszukiwana przez was roślina. Z tego też powodu dzisiaj rano ukryłem ją przed wami i sami nigdy jej nie znajdziecie. Jak widzicie, bardzo dobrze to sobie zaplanowałem. Na tyle dobrze, aby mieć pewność, iż beze mnie wam się nie uda. Dlatego też udanych łowów, kochani detektywi.
M.
PS. A oto moja wskazówka. Jedźcie do miasta niedaleko Alabastii. Nie podam wam jego nazwy. WERTU-jcie jednak dobrze mapę, a na pewno je znajdziecie. Tam zaś w miejscowym Centrum Pokemon zapytajcie o pana M. Otrzymacie list z kolejną wskazówką. Jeszcze raz zatem powodzenia. I przy okazji... Nie zabierajcie nikogo ze swoich rodziców. Chcę, abyście dowiedli, że nie jesteście maminsynkami, lecz odważnymi, dorosłymi ludźmi, za jakich was uważam. Więc lepiej niech wasi ojcowie i wasze matki w tę sprawę się nie mieszają. Dla waszego własnego dobra niech lepiej trzymają się od tego z daleka. Dla swojego dobra zresztą też. Powodzenia!
Po przeczytaniu tego listu poczułam, jak wewnątrz się we mnie gotuje. Ktoś, kto to napisał, najwyraźniej w świecie spowodował wypadek Asha, po czym zabrał nam niezwykle cenne lekarstwo i ukrył je, a następnie bawiąc się z nami w jakąś chorą grę rzucił nam wyzwanie oczekując, że przyjmiemy jego warunki. Najgorsze w tym wszystkim było jednak to, iż nie mieliśmy specjalnego wyboru. Musieliśmy zagrać w jego grę czy tego chcieliśmy, czy też nie. Od tego zależało życie Asha.
Uświadomiła mi to wizyta profesora Oaka, który powiedział nam, że rozmawiał już z siostrą Joy i niestety ma niewesołe wieści.
- Jest bardzo małe prawdopodobieństwo, że Ash wybudzi się sam - powiedział smutnym głosem, po czym widząc zapłakane oczy Delii dodał: - Przykro mi, Delio, ale niestety takie są fakty. Serce jego jest zbyt słabe, aby on mógł się obudzić. To lekarstwo, o którym mówi Anabel, to chyba jedyne rozwiązane.
- Ale przecież jest ono na wpół legendarne! - zawołała na to Misty - Owszem, wiemy, że ta roślina istnieje, lecz jaką mamy pewność, iż wywar z niej zrobiony pobudzi pracę serca Asha i on się ocknie?
- Nie mamy żadnej pewności, ale jest nikła szansa, że tak właśnie się stanie - odpowiedział jej profesor Oak - Przykro mi, Misty, ale nic więcej już nie możemy zrobić.
- Lekarze robią, co mogą, ale Ash zbyt mocno uderzył się o ten kamień - dodała profesor Ivy, stając obok swego mentora - Też nie mam pewności, czy to lekarstwo pomoże, ale jeśli jest chociaż cień szansy, to należy z tego cienia skorzystać.
Załamana ścisnęłam wściekła list od tajemniczego M, pomstując na niego w myślach i powiedziałam:
- No trudno! Wobec tego nie mamy wyboru! Ten cały M, kimkolwiek on jest rzuca nam wyzwanie! Musimy więc je podjąć! Musimy teraz zagrać w jego chorą grę, jakkolwiek nam się to nie będzie podobać.
- Ale przecież my nawet nie wiemy, gdzie szukać lekarstwa - załkała smutnym głosem Bonnie.
- Przeciwnie, wiemy. M zostawił nam przecież wyraźną wskazówkę - powiedział Brock, pokazując na list.
- O tak! Taka, z której zupełnie nic nie można wyczytać - mruknęłam na to niezadowolonym tonem.
Misty wzięła ode mnie kartkę papieru i przyjrzała się jej uważnie.
- Dlaczego w słowie „wertujcie“ pierwsze litery są napisane duże?
- Nie mam pojęcia. Może dla żartu? Albo nie wiem... - mruknęłam nie mając ochoty na takie zagadki.
Misty spojrzała na mnie z politowaniem i podsunęła mi kartkę pod nos.
- Czy ty niczego nie rozumiesz, Sereno?! Ten M pokazuje nam przecież wyraźnie, gdzie jest! WERTU-jcie mapę, napisał! Rozumiesz? WERTU-jcie. On jest w WERTANI!
- Wertani?! - zawołałam zdumiona - Skąd ta pewność?
- To pewne. Kazał szukać w mieście niedaleko Alabastii. Wertania jest najbliżej - tłumaczyła Misty.
- To ma sens. A więc musimy ruszyć do Wertanii - stwierdził Brock.
- Najpierw zdecydujmy, kto tam pojedzie - odezwał się nagle Meyer stanowczym tonem, wstając przy tym z krzesła - Powinni jechać najlepsi z najlepszych, czyli tacy, którzy mogą pomóc. Sam bym pojechał, ale cóż... Tajemniczy M twierdzi, że żaden z rodziców jechać nie może.
- A jeśli będzie, to co? Jak on się niby dowie? - zapytała moja mama.
Meyer spojrzał na nią uważnie i powiedział śmiertelnie poważnie:
- Grace... Ten człowiek, kimkolwiek on jest, prawdopodobnie stoi za wypadkiem, któremu uległ Ash. Zresztą sam się do tego przyznał w liście, ale nie wiemy, czy on mówi prawdę. Jeśli mówi prawdę, a sądzę, że tak jest, to podejrzewam, że dobrze się przygotował do tego, co zrobił. A zatem na pewno się dowie, jeżeli nie przyjmiemy jego warunków. Bez względu więc na to, czy nam się to podoba, czy nie, dzieciaki muszą iść tam same. Też nie jestem tym pomysłem zachwycony. Ale co możemy zrobić? Nie wiemy, kim jest M, a ten aptekarz to najwyraźniej tylko i wyłącznie narzędzie w rękach tego szaleńca. Niczego się od niego nie dowiemy. Jedyne informacje mamy w tym liście.
- No trudno... Skoro tak trzeba... Tylko proszę, uważajcie na siebie - rzekła zapłakanym głosem Delia.
- Jeszcze nie wiemy, kto ma na siebie uważać - stwierdziłam z lekką ironią w głosie - Kto więc pojedzie do Wertanii?
- Ja proponuję taki oto skład drużyny - odezwał się nagle profesor Oak - Brock, jako najstarszy i najbardziej doświadczony powinien jechać. Misty, jako że rozwiązała pierwszą wskazówkę. Dawn, jako że jest siostrą Asha, a do tego posiada również wiele jego cech, w tym zapał i energię, które mogą być bardzo użyteczne podczas tej wędrówki. Clemont, jako wynalazca i do tego najbardziej rozsądny, będzie was trzymał z dala od kłopotów.
- Ja także chcę jechać - powiedziała Anabel - Mam kilka psychicznych Pokemonów ze sobą. Mogę wam pomóc.
- Dobrze, w takim razie ty także pojedziesz - kiwnął głową na znak zgody profesor Oak.
- I ja też chcę jechać! - zawołałam, próbując wstać z łóżka.
Niestety wciąż byłam osłabiona, a więc na nic zdały się moje wysiłki, gdyż prędko opadłam zmęczona na łóżko.
- Lepiej nie, Sereno. Ty wciąż jesteś słaba po transfuzji - powiedziała profesor Ivy, kładąc mi dłoń na ramieniu.
- Poza tym już dosyć zrobiłaś dla Asha. Odpocznij, córeczko - dodała spokojnym, troskliwym tonem moja mama.
W innej sytuacji pewnie bym jej posłuchała, ale tym razem nie mogłam tego zrobić. Nie wtedy, gdy życie mojego chłopaka wisiało na włosku i to bardzo cienkim. Musiałam działać, czy się jej to podobało, czy nie.
- Nie, mamo! Muszę tam jechać! Ash to mój chłopak! Nie mogę więc siedzieć bezczynnie podczas gdy on cierpi! - zawołałam.
- Ale przecież jesteś za słaba, żeby mu pomóc, kochanie - próbowała mnie przekonać moja mama.
Wtedy stało się coś, czego nikt nie przewidział. Siedząca dotąd bardzo spokojnie w kącie Latias podeszła do mnie z uśmiechem na twarzy, po czym dotknęła dłonią mego serca. Zamknęła oczy i chwilę potem poczułam, jak w całe moje ciało wstępują nowe siły. Już kilka sekund później zerwałam się z łóżka silna i pełna wigoru. Jednocześnie jednak Latias opadła na podłogę. Przerażeni profesor Oak i ja szybko pochwyciliśmy ją.
- Szybko, na łóżko z nią! Niech ktoś nam pomoże! - zawołał uczony.
Szybko umieściliśmy Latias na łóżku. Dziewczyna zaś otworzyła oczy i uśmiechnęła się do mnie przyjaźnie.
- Co ona zrobiła? Czemu nagle ja stałam się silna, a ona zasłabła? - zapytałam nic z tego nie rozumiejąc.
- Ja ci to wyjaśnię - odezwała się nagle Anabel, pochodząc do mnie - Latias ma w sobie kilka niezwykłych magicznych umiejętności, o których mało kto jednak wie. Oddała ci swoje siły fizyczne, abyś ty mogła ruszyć na ratunek Ashowi.
- Poważnie? - zawołałam, spoglądając w stronę Pokemonki ze łzami w oczach - Latias! Dziękuję ci!
Latias uśmiechnęła się do mnie przyjaźnie, po czym podała mi coś do ręki. Przyjrzałam się temu bardzo uważnie. Były to dwie małe, włóczkowe laleczki przypominające mnie i Asha. Widocznie ich dzierganiem zajmowała się wtedy, gdy wszyscy zastanawialiśmy się nad dalszym postępowaniem.
- Co to jest? - zapytałam zdumiona.
Anabel spojrzała na Latias, po czym wyczytała widocznie coś z jej uczuć, gdyż powiedziała:
- To są magiczne laleczki. Jedna z nich zawiera włosy twoje, druga zaś włosy Asha. Dzięki nim ty i Ash utrzymacie ze sobą psychiczny kontakt.
- Psychiczny kontakt? - zdziwiłam się - Ale czy to jest możliwe?
- To mi nieco przypomina uroki voodoo - stwierdził Tracey, trzęsąc się lekko ze strachu.
- Zapewniam cię, że z voodoo nie ma to nic wspólnego - odparła mu ze stoickim spokojem Anabel - Sereno, podaj laleczkę przypominającą ciebie Ashowi, sobie zachowaj tę drugą. W razie czego te laleczki wam pomogą. Latias w każdym razie tak uważa.
Nie wiedziałam, co mam o tym wszystkim myśleć, ale gdy ponownie spojrzałam na zmęczony wzrok Latias, uśmiechnęłam się do niej, skinęłam głową na znak zgody i podeszłam do łóżka Asha, po czym włożyłam w jego dłonie laleczkę przypominającą mnie. Pikachu, siedzący właśnie na piersi swojego trenera, zapiszczał delikatnie i spojrzał na mnie. Pogłaskałam go wówczas czule po łebku i powiedziałam:
- Obiecuję ci, Pikachu, że zrobię wszystko, aby ocalić Asha. Możesz być tego pewien.
- Dobra, ruszajcie się, drużyno! - zawołał bojowym tonem Meyer - Do Wertanii piechotą nie dotrzecie za szybko, a tutaj może się liczyć każda chwila. Dlatego podwiozę was najbliżej jak się da, ale potem musicie sobie radzić sami. Nie możemy przecież ryzykować, że ten całym M dowie się, że naruszyliśmy jego warunki. Nie możemy szafować życiem Asha. Obiecuję wam jednak, że stale będziemy nad nim czuwać i nie pozwolimy mu zrobić krzywdy.
- Sądzisz, tato, że ktoś zechce mu zrobić jeszcze większą krzywdę? - zapytał przerażony Clemont.
- Nie wiem, synu. Ale musimy być bardzo ostrożni - powiedział Meyer - Ten tajemniczy M jest osobą groźną i prawdopodobnie chorą psychicznie. Jeśli zobaczy, że coś nie idzie wedle jego reguł, to może chcieć spróbować zabić Asha. Lepiej więc stale wszyscy nad nim czuwajmy. Po kilka osób naraz dla większego bezpieczeństwa.
Pokiwałam głową na znak zgody i spojrzałam n nieprzytomnego Asha, myśląc sobie:
- Nie bój się, Ash. Zrobię wszystko, co w mojej mocy, aby cię ocalić. Tylko nie poddawaj się, proszę. Nie poddawaj się.
Wtedy usłyszałam w głowie głos mego ukochanego, który powiedział:
- Nie poddam się, Sereno. Nie ulegnę złym mocom. Nie ulegnę śmierci. Ty też nie ulegnij.
Początkowo pomyślałam, że to mi się tylko zdawało, jednakże szybko zorientowałam się, iż jest to z pewnością sprawka magicznych laleczek od Latias. Miałam więc kontakt psychiczny z Ashem, tak jak mi to obiecała. Ta Pokemonka jednak była niezwykła.
Wyszliśmy więc z sali i udaliśmy się do samochodu, którym pan Meyer postanowił nas zabrać do Wertanii. Po drodze minęliśmy pielęgniarza w fioletowych włosach i pielęgniarkę o czerwonych włosach, którzy z miejsca uśmiechnęli się do nas przyjaźnie spod lekarskich maseczek i powiedzieli:
- Proszę być spokojnym. Będziemy troskliwie dbać o pacjenta.
- Mam nadzieję, że tak będzie, bo wszyscy się o niego bardzo, ale to bardzo martwimy - odpowiedziałam im.
Pielęgniarz otarł lekko łezkę z oka i powiedział:
- Rozumiem, panienko, ale spokojnie. Jego mama cały czas będzie z nim. My zaś dołożymy wszelkich starań, by mu pomóc się obudzić.
- Ma panienka na to nasze słowo - dodała pielęgniarka.
Uśmiechnęłam się do nich przyjaźnie i wyszłam z przyjaciółmi.
***
Sceną, którą tu opiszę, została mi dopowiedziana przez Anabel, która po zakończeniu całej przygody zdobyła się w końcu na szczerość, aby mi o tym powiedzieć.
Przed wyruszeniem naszej szóstki na wyprawę po lekarstwo dla Asha wszyscy na chwilę wyszliśmy z sali i mój chłopak został sam, jeśli nie liczyć jego wiernego Pikachu, siedzącego mu na piersi. Do środka weszła wtedy Anabel, która uśmiechnęła się czule i usiadła na krześle obok jego łóżka.
- Ash... Ja wiem, że od tej wyprawy zależy to, czy w ogóle wrócisz do zdrowia, czy nie - powiedziała, powoli wypuszczając słowa ze swoich ust - Dlatego też naprawdę dołożę wszelkich starań, aby pomóc ci to osiągnąć. Mam wielką nadzieję, że zdołasz wrócić do nas... Bardzo mi na tym zależy.
To mówiąc ścisnęła mu dłoń i dodała:
- Wiem, że nigdy nie powiedziałam ci tego, co moje serce do ciebie czuje. Powinnam była to zrobić kiedyś, gdy byłeś wolny. Teraz już na to za późno. Nie chcę ci niszczyć życia, dlatego też zachowam dla siebie to, co w moim sercu gra. Nikt się o tym nie dowie, nawet ty. Chociaż... Pewnie ty słyszysz to, co teraz mówię, więc się jednak dowiesz. Ale ty możesz... Chcę, żebyś wiedział, iż nigdy nie spotkałam jeszcze kogoś tak wspaniałego oraz tak wyjątkowego jak ty. Wierzę, że rozwiążesz jeszcze niejedną trudną lub skomplikowaną zagadkę detektywistyczną. Nie będę jednak mogła ci w tym wszystkim towarzyszyć. Nie będę też mogła ci powiedzieć, co poczułam do ciebie od chwili, gdy wtedy nad jeziorem zasłoniłeś tak bohatersko swojego Pikachu przed ciosem złego Pokemona.
Następnie pochyliła się nad nim i szepnęła:
- Nie powiem tego nigdy nikomu... Nie zniszczę twojego związku z Sereną. Ona cię kocha, wiem to. Umiem czytać z ludzkich serc jak z książki. Potrafię czytać ludzkie i pokemonie uczucia, dlatego też wiem, że nie tylko ona cię kocha, ale i ty kochasz ją. Jesteście szczęśliwi, nie wolno więc mi tego zepsuć. Ale muszę też coś zrobić. Zrobię to teraz, zanim rozum wróci do tej mojej biednej, liliowej głowy.
To mówiąc delikatnie musnęła ona swoimi ustami usta Asha. Trwało to kilkanaście sekund, ale w pocałunek ten Anabel włożyła całe swoje serce. Gdy czas na całusa minął, odsunęła się lekko od ust chłopaka i powiedziała:
- Będziesz szczęśliwy z Sereną, Ash. Wiem to. Ale to jest moje i tego z mego serca nikt mi nigdy nie zabierze.
Następnie pogłaskała czule Pikachu po łebku i wyszła z sali.
***
Meyer podwiózł nas wynajętym przez siebie samochodem aż pod samą bramę Wertanii, dalej poszliśmy już pieszo. Nie mieliśmy bowiem pewności, czy tajemniczy M, kimkolwiek on też jest, nas nie obserwuje. Udaliśmy się z miejsca do Centrum Pokemon i wykonaliśmy wszystkie polecenia, jakie były zawarte w liście. Zgodnie z zapowiedzią otrzymaliśmy następny list z kolejną wskazówką. Jego treść brzmiała następująco:
Drodzy detektywi!
Gratuluję wam rozwiązania pierwszej zagadki. Była ona jednak bardzo łatwa. Tym razem, ponieważ weszliście na nieco wyższy poziom, to będziecie musieli zmierzyć się z trudniejszą zagadką. Udajcie się więc do miejsca, którego nazwa jest zawarta w mojej wskazówce. Tam znajdziecie instrukcje, co robić dalej. Powodzenia i udanych łowów.
M.
PS. A oto wskazówka:
Jest to miejsce, które każdy chyba zna.
Dużo tam drewna i zielonych traw, ale też metal w sobie ma.
Słychać zgrzyty i piski, jednak nikogo to nie przeraża,
Bo przecież masę dzieci ten widok radośnie poraża.
Wskazówki szukajcie w czymś, co, gdy mu się rozkazuje,
To w górę lub w dół z tobą ląduje.
Zastanowiliśmy się nad tą wskazówką. Tym razem była ona naprawdę trudna i musieliśmy wytężyć swoje umysły, aby w pełni zrozumieć, o co w niej chodzi.
- Miejsce, gdzie jest bardzo dużo trawy i drzewa, ale też i sporo metalu - zastanawiałam się.
- Które każdy z nas - dodała Dawn, drapiąc się po głowie - Co to może być za miejsce?
- Jeśli wszyscy je znają, to pewnie wszyscy chociaż raz w tym miejscu musieli być - zastanawiał się Brock - Ale o jakie miejsce chodzi?
- Tu już znajomość geografii na nic nam się nie zda. Trzeba pomyśleć - mruczała Misty, wiercąc się na ławce.
- Ech, ten cały M jest naprawdę irytujący - jęknął Clemont, ocierając sobie pot z czoła - Gorzej niż Człowiek Zagadka.
- Kto? - zapytałam, patrząc na niego zdumiona.
- No błagam, Sereno. Czy nikt z was w dzieciństwie nie czytał nigdy komiksów? - zdziwił się Clemont.
- W dzieciństwie i owszem, ale to było dawno i nieprawda - mruknęła na niego poirytowana Misty - Ale co to ma do rzeczy?
- To, że w komiksach o Batmanie występował taki gość. Nazywał się Edward Nigma, ale nazywano go Człowiekiem Zagadką. Za każdym razem, jak popełniał jakieś przestępstwo, to zostawiał na miejscu zbrodni zagadkę i Batman musiał ją rozwiązać, aby go złapać.
- Tak, to jest naprawdę interesujące, Clemont, ale jak się to niby ma do ratowania Asha? - zapytała Misty, uważnie lustrując przyjaciela wzrokiem.
Chłopak zmieszał się lekko i wyjąkał:
- Eee... Nijak. Tak po prostu mi się skojarzyło.
- Fajnie! Po prostu fajnie! Mój brat leży w śpiączce, a ten tymczasem gada o komiksach! - wysapała wściekle Dawn - Wiesz co, Clemont?! Może lepiej idź do parku pokarmić ptaszki chlebem zamiast nas wszystkich tutaj denerwować!
- Do parku! No jasne! - zawołała Anabel, która dotychczas siedziała cicho i się nie odzywała - Tam właśnie musimy iść!
- Nie rozumiem - powiedziałam, patrząc na nią uważnie - O czym ty mówisz, Anabel?
- Sereno, przecież to takie proste! - zawołała Anabel z podnieceniem w głosie - Park to miejsce, które w mieście każdy zna. Praktycznie każdy z nas był tam chociaż raz.
Kiedy zaczęła mi to mówić w mojej głowie zaczęło się rozjaśniać.
- No tak! Jest tam dużo drzew i trawy, ale też i metalu! - dodałam zadowolona już rozumiejąc.
- Eee... Ja czegoś chyba nie rozumiem. Co ma piernik do wiatraka? - zapytała zdumionym głosem Misty - Inaczej mówiąc, skąd tam metal?
- Nie rozumiesz? Serena ma rację - odezwał się Brock - W parku są zbudowane z metalu przedmioty, na których bawią się dzieci.
- Dokładnie tak! - zaśmiałam się radośnie - I one niekiedy skrzypią, co dzieci bynajmniej nie zniechęca do zabawy na nich.
- Doskonale! Brawo, Sereno! - uśmiechnęła się do mnie czule Anabel - Powinniśmy tam iść. To tam M zostawił dla nas wskazówkę.
- Chodźmy więc! - rozkazałam zadowolonym głosem.
Jak postanowiliśmy, tak zrobiliśmy i już po chwili byliśmy w parku. Rzeczywiście, nie ulegało wątpliwości, to musiało być to miejsce, bo nic innego jakoś nie pasowało do słów wskazówki. Zaczęliśmy mu się uważnie przyglądać. Wciąż bowiem nie wiedzieliśmy, w której części parku M ukrył kolejną wskazówkę. Ona mogła być dosłownie wszędzie, a przecież park jest wielki. Przeszukanie go całego nie wchodziło w grę. Załamana usiadłam na ławce, wyjęłam z plecaka laleczkę zrobioną przez Latias i przycisnęłam ją mocno do serca.
- Ash, proszę, pomóż mi.... Co mam robić? Jaka to może być rzecz, która, gdy się jej rozkaże, to leci z tobą w górę lub w dół?
Przez chwilę nic się nie działo, a ja załamana zamknęłam oczy czując dziwne zmęczenie. Ledwo to zrobiłam, a w wyobraźni ujrzałam obraz Asha huśtającego się wesoło z Latias będącej w ludzkiej postaci. Na początku nie rozumiałam, czemu właśnie ten obraz widzę, gdy nagle...
- Już wiem! - zawołałam, zrywając się z ławki i podbiegając do moich przyjaciół - Słuchajcie! To huśtawka! Tylko ona pasuje do słów wierszyka. Leci w górę i w dół. Widzicie?
To mówiąc wskazałam palcem na grupę dzieci huśtającą się wesoło. Zadowoleni poczekaliśmy, aż maluchy skończą swoją zabawę i huśtawki będą wolne. Na szczęście były tylko trzy, więc szukanie nie zajęło nam zbyt wiele czasu i już po chwili Clemont ściskał w ręku małą kartkę z kolejną wskazówką.
- Proszę! Znalazłem! - zawołał bardzo z siebie zadowolony.
Uśmiechnęłam się do niego radośnie, po czym wzięłam z jego rąk kartkę, rozłożyłam ją i zaczęłam czytać jej treść. A brzmiała ona tak:
Drodze detektywi,
Skoro czytacie teraz te słowa, to oznacza, że rozwiązaliście już drugą zagadkę. Gratuluję wam zatem i życzę zapału do walki, albowiem kolejne wskazówka już nie będzie tak prosta do rozwiązania. Jesteście dopiero w połowie drogi do celu. Pospieszcie się zatem, bo inaczej może mi się znudzić czekanie na was, a wtedy... Chyba sami dobrze wiecie, co zrobię. Dlatego powodzenia i szukajcie dalej.
M.
PS. A oto wasza wskazówka:
Wspinam się wysoko bardzo w górę.
Trudno, żebyś mnie nie zobaczył w ogóle,
Gdyż wielkich nie trudno dostrzec.
Zatem ty mnie znajdź, lecz muszę cię ostrzec,
Że takich ja w tym mieście jest wielu.
Dlatego szukaj takiego, co na rencie jest, przyjacielu.
Mówią, że pode mną ciemno jest, co przecież głupie,
Zwłaszcza, że ze mnie blask bije i to nawet w mgły zupie.
- Szczerze mówiąc, to mógłby on nieco popracować nad tym tekstem - mruknęła niezadowolonym tonem Misty.
- Właśnie. Poeta z niego jest raczej kiepski - dodała złośliwie Dawn - Głupie-zupie? To przecież żałosny rym. Poza tym w tych dwóch ostatnich linijkach powtarza się słowo „że“.
- Hej! Wybrałyście sobie naprawdę fatalny moment na robienie recenzji literackiej! - zawołałam wściekłym tonem na dziewczyny.
- Przepraszamy. My tak instynktownie - zamruczała Dawn, drapiąc się zażenowana po karku.
- O co mu chodzi? - zastanawiał się Brock - Co jest wysokie, czego trudno nie zauważyć?
- I o co chodzi z tym blaskiem, choć ponoć pod tym miejscem jest ciemno? - mruczał drapiąc się po brodzie Clemont - O co w tym chodzi?
Nie mieliśmy pojęcia, co ta wskazówka może oznaczać, dlatego też usiedliśmy na ławce w parku i zastanawialiśmy się dalej. Niestety, nic nam nie przychodziło do głów.
Siedzieliśmy tak przez bardzo długi czas, także wkrótce zauważyliśmy, że zaczęło się ściemniać.
- Ciemno się robi! Latarnie się już zapalają - rzekła Anabel, patrząc w niebo.
Uderzyłam się dłonią w czoło i zerwałam szybko z ławki. Już wszystko rozumiałam. Nadejście ciemności paradoksalnie rozjaśniło mi w głowie.
- Już wiem! Już rozumiem! - zawołałam radośnie ściskając dziewczynę - Anabel, jesteś genialna! To, o czym pisze M w swojej wskazówce, to jest latarnia!
- Latarnia? - zdziwili się moi przyjaciele.
- Właśnie tak! Latarnia uliczna! Nie inaczej, tylko właśnie latarnia! - zawołałam podskakując dookoła jak wariatka - Nie rozumiecie?! Wszystko się zgadza! Jest wysoka, daje blask, takich jak ona jest pełno w tym mieście, nietrudno też ją zauważyć.
- A poza tym stare przysłowie mówi, że najciemniej jest pod latarnią! - dokończyła moją myśl Misty rozumiejąc już, o co chodzi.
- Właśnie tak! Wszystko się zgadza! - powiedziałam radośnie.
- Jest tylko mały problem, Sereno. Która z latarni jest tą, o której mówi wskazówka zawarta w liście? - zapytała Dawn.
- Właśnie. Sama słusznie zauważyłaś, że latarni w tym mieście (zresztą w każdym mieście) jest wiele. Nie wiemy, o którą tutaj chodzi - stwierdził Clemont.
Niestety, była to szczera prawda, bo przecież nie mieliśmy pojęcia, o którą z latarni chodzi. Na całe szczęście Anabel ponownie przyszła nam z pomocą.
- A ja chyba wiem, o którą latarnię chodzi - powiedziała, zabierając mi z rękę kartkę od M - Wskazówka mówi o latarni „będącej na emeryturze“. To musi być taka latarnia, której nikt od dawna nie używa.
- Ale skąd będziemy wiedzieli, o którą latarnię chodzi? - zapytałam.
- Musimy się kogoś spytać. Tylko kogo? - zastanawiał się Clemont.
Nagle dostrzegliśmy przechodzącą niedaleko oficer Jenny, miejscową policjantkę. Podbiegliśmy więc do niej stwierdzając, że jeśli ktoś ma coś wiedzieć o tym mieście, to tylko ona.
- Oficer Jenny! Oficer Jenny! - zawołałam zatrzymując ją.
Jenny odwróciła się do nas z uśmiechem i zapytała:
- W czym mogę wam służyć?
- Mnie możesz służyć umówieniem się ze mną na randkę! - zawołał Brock, podbiegając do policjantki i łapiąc ją za ręce.
Jenny była w lekkim szoku i nie wiedziała, co ma powiedzieć, jednak Misty szybko przejęła inicjatywę łapiąc Brocka za ucho.
- Zaraz ja cię umówię... Na wizytę u psychoanalityka - warknęła zła, odciągając załamanego Brocka od jego obiektu westchnień.
Ja zaś podeszłam do policjantki i powiedziałam:
- Przepraszam, oficer Jenny, ale chcieliśmy zapytać, czy w tym mieście nie ma jakieś starej, zepsutej latarni?
- A czemu o to pytacie? - zdziwiła się policjantka.
Nie wiedziałam, co mam odpowiedzieć, dlatego rzuciłam pierwsze, co mi przyszło do głowy:
- No, bo widzi pani, założyłam się z koleżanką o piątaka, że wszystkie latarnie w tym mieście działają jak należy.
- Właśnie, a ja uważam, że na pewno jakaś latarnia się mogła przepalić i pozostaje w stanie zepsucia - powiedziała Anabel, doskonale wcielając się w rolę owej „koleżanki“, z którą się rzekomo założyłam.
Słysząc to Jenny zaśmiała się wesoło i spojrzała na mnie, mówiąc:
- Wobec tego przegrałaś pięć dolarów, moja droga. W tym mieście jest jedna latarnia, która dawno temu się przepaliła i nikomu jakoś nie przyszło do głowy, aby ją naprawić. Taka sytuacja. Władze miasta wolą za pieniądze z podatków świętować zamiast naprawiać przedmioty użytku publicznego. Tak niestety zawsze było, jest i pewnie zawsze będzie.
Wiadomość, jaką usłyszeliśmy od Jenny, bardzo nas ucieszyła, dlatego jeszcze zapytaliśmy, w której części miasta znajduje się ta latarnia, a potem ruszyliśmy w jej kierunku. Dość szybko tam dotarliśmy.
- Coś mi mówi, że pewnie ta wskazówka znajduje się na samej górze latarni - powiedziałam.
- Ale jak mamy się tam dostać? - spytała załamanym tonem Dawn.
- Coś mi mówi, że czas wkroczyć do akcji - uśmiechnął się do nas Clemont, a jego oczach pojawił się błysk - Dzięki nauce przyszłość mamy dziś! Włączam zestaw Clemonta!
To mówiąc chłopak uruchomił ramię Aipoma w swoim plecaku. Ramię podniosło się wysoko i dosięgło lampy latarni, więc po chwili tego szukania znalazło w niej małą kartkę papieru oraz zdjęło ją z góry.
- Doskonale, Clemont! - zawołałam radośnie, podskakując wesoło i przybijając sobie piątkę z Dawn - Teraz musimy odczytać tę kartkę.
Ponieważ jednak było już późno poszliśmy do Centrum Pokemon i tam wynajęliśmy jeden, całkiem duży pokój, w którym to wszyscy bez trudu się pomieściliśmy, a następnie zaczęliśmy z wielką uwagą czytać kartkę. A oto, jak brzmiała jej treść:
Kochani detektywi,
Nie pytam was, czy rozwiązaliście moją poprzednią zagadkę, bo skoro czytacie ten list, to na pewno tak. A więc słuchajcie uważnie. Zostały wam już tylko dwie zagadki do rozwiązania i każda z nich jest jeszcze trudniejsza niż poprzednie. Zobaczymy więc, czy jesteście aż tak genialni, za jakich się uważacie. Stańcie ze mną do walki, a jeśli wygracie, to lekarstwo jest wasze. Jeśli nie, to wówczas...
Zatem spróbujcie mnie znaleźć, jeśli potraficie.
M.
PS. Oto wskazówka:
Musicie wyjść poza miasto, aby znaleźć mnie.
Nie będzie to łatwe, każde z was to wie.
Żeby mnie znaleźć, znajdźcie coś większego
Od tego, co jest w tym mieście najwyższego.
Coś silniejszego i potężnego zarazem.
Co jest też wcale żadnym mirażem.
Nie stworzył tego człowiek, ale natura.
Wewnątrz tej rzeczy jest ciemność ponura.
Ciągnie się ono długo niczym labirynt jaki.
Lecz wejdziecie w to, jeśli jesteście Kozaki.
Wskazówka zaś na końcu ciemności się znajduje.
Odszuka ją ten tylko, kto odwagę w sobie buduje.
- Kolejne badziewne rymy - mruknęła pod nosem Misty.
- I jeszcze te Kozaki pod koniec. O co mu chodzi? - zdziwiła się Dawn.
- Kozak to jest chojrak, czyli taki ktoś, kto jest odważny ponad miarę - wyjaśnił jej Brock - Założę się, że o to M właśnie chodzi.
- No cóż, w takim razie będziemy musieli wejść w tę ciemność, żeby ocalić Asha - powiedziałam, zaciskając mocno dłoń w pięść - Znajdziemy tego całego M i zabierzemy mu lekarstwo.
- Ale o co w tym wszystkim chodzi? O czym on w ogóle mówi w tej swojej wskazówce? - zastanawiał się Clemont.
- Nie mam pojęcia - stwierdziłam i spojrzałam z nadzieją w oczach na Anabel - Może ty wiesz?
Anabel zamknęła oczy, usiadła po turecku na dywanie i zastanowiła się przez chwilę.
- Coś wielkiego, czego nie stworzył człowiek, lecz natura - zaczęła mówić - Potężnego, co posiada w sobie jakąś ciemność ciągnącą się niczym labirynt... O co tu może chodzić?
- Do tego jest poza miastem - zastanawiała się Misty - To może mieć znaczenie. Prawda?
- To ma wielkie znaczenie, Misty - odpowiedziała Anabel, otwierając powoli oczy - Chyba wiem, co nasz przeciwnik ma na myśli. Podejrzewam, że chodzi mu o górę.
- Górę? - zdziwiłam się.
- No jasne! Przecież w tych okolicach są góry! - zawołała radośnie Misty, uderzając się radośnie pięścią w dłoń - Następna i zarazem ostatnia wskazówka musi tam być.
- Tylko o co chodzi z tą tajemniczą ciemnością? - zapytał Clemont, patrząc na Misty uważnie.
Zastanowiliśmy się przez chwilę. W końcu Brock zadowolony z siebie pstryknął palcami.
- A ja chyba wiem, o co chodzi - powiedział - Moim zdaniem tu chodzi o jakąś jaskinię czy też grotę, która się w tych górach znajduje. Nie widzę żadnego innego wyjaśnienia.
- Prawdę mówiąc chyba nie ma innego wyjaśnienia - uśmiechnęłam się smutno - Ale nie mamy pewności, czy myślimy słusznie.
- Dowiemy się jutro, kiedy tam pójdziemy - stwierdziła Dawn - Dzisiaj jednak już nic nie zdziałamy. Chodźmy lepiej spać.
- Trudno mi będzie spać ze świadomością, że Ash jest w śpiączce, a my wciąż nie mamy lekarstwa dla niego - powiedziałam ze smutkiem w głosie.
Na samo wspomnienie mojego ukochanego chłopaka pogrążonego w śpiączce poczułam, jak mi się serce kraje. Ale Dawn i Anabel położyły ręce na moich dłoniach i spojrzały na mnie z uwaga.
- Damy radę, Sereno. Uda się nam - powiedziała Dawn.
- Dokładnie tak, Sereno. Nie wolno nam się poddać! - dodała Anabel, patrząc na mnie bojowym wzrokiem.
- Musimy być dzielni i odważni! - zawołał bojowo Clemont.
- Tacy, jak Ash - rzekła Misty.
- I nigdy nie ulec przeciwnościom losu - dokończył Brock.
Ledwie to powiedzieli, a przed oczami ukazał mi się obraz z mojego dzieciństwa, jak byłam mała i zgubiłam się w lesie. Wówczas Ash z radością podał mi dłoń i powiedział:
- Hej, Różowa Panienko! Nigdy się nie poddawaj, tylko walcz!
Obraz po chwili zniknął, zaś ja spojrzałam na moich przyjaciół z uśmiechem na twarzy, po czym powiedziałam:
- Dziękuję wam, przyjaciele, że ze tu mną jesteście. Macie rację. Damy sobie radę, choćby nie wiem co.
To mówiąc wstałam z krzesła, na którym siedziałam i zaśpiewałam:
Nie wiecie, co w moim sercu się kryje.
Chcę żyć i przeżyję!
Nigdy nie ulegnę!
Nigdy nie ulegnę wam, nie!
Kto nie dotrze do fal, nie popłynie na ich grzbiecie.
A wy tak właśnie chcecie.
Nigdy nie ulegnę!
Nigdy nie ulegnę wam, nie!
Słysząc słowa tej piosenki moi przyjaciele zacisnęli bojowo dłonie w pięści i zanucili to razem ze mną. Wiedziałam wówczas, że mogę na nich liczyć. Z taką kompanią byłam w stanie nawet góry przenosić, a co dopiero znaleźć lekarstwo dla mojego chłopaka. Musiało być dobrze, bo nie byłam sama.
C.D.N.
Subskrybuj:
Komentarze do posta (Atom)
Przygoda 129 cz. II
Przygoda CXXIX Tytanio, wio! cz. II Lot trwał długo. Ash nie liczył, jak długo, ponieważ odkąd tylko opuścił tak bardzo mu bliskie Gotham Ci...
-
Tutaj zaś znajdują się krótkie opisy przygód bohaterów serii „ Ash i Serena na tropie ”. Dzięki nim łatwiej przypomnicie sobie, o czym był k...
-
Świat Pokemonów - a oto kilka wiadomości niezbędnych po to, aby można było zrozumieć całą fabułę. Akcja naszej historii dzieje się w świe...
-
Początek, czyli jak to się zaczęło Pamiętam jak dziś dzień, w którym Ash zdołał spełnić swoje marzenie i został Mistrzem Pokemon. Było t...
Historia naprawdę fantastyczna, wciąga tak mocno jak nie wiem co, aż się nie mogłam od niej oderwać nawet na sekundę.
OdpowiedzUsuńCiekawy pomysł z poszukiwaniem leku dla Asha poprzez zagadki, chociaż pan M. jest już w pewnych momentach nieco irytujący i trochę zbyt pewny siebie. Chociaż powoli zaczynam podejrzewać kim on jest, jednak z ujawnianiem swoich przypuszczeń poczekam do kolejnych części. :)
Ogólna ocena: 10/10
100000000000000000000000000000000000000000000000/10
OdpowiedzUsuńWow, ekstra. Uwielbiam ten blog!
OdpowiedzUsuńNajlepsze 4 wpisy
OdpowiedzUsuń