Awantura przez sobowtóra cz. II
- Powiedz, czy przed chwilą całowałeś się z Latias?
Sama nie wiem, czemu tak bezpośrednio go o to zapytałam. Może uznałam, że lepiej jest stawiać sprawę jasno? Nie mam pojęcia.
Słysząc moje pytanie, Ash zakrztusił się wodą, którą właśnie pił i to w taki sposób, że pan Meyer musiał go zdzielić mocno ręką przez plecy, żeby przestał kaszleć. Chłopak podziękował mu serdecznie, po czym spojrzał na mnie i zapytał:
- Słucham? Co ty powiedziałaś?
- Pytam się, czy przed chwilą całowałeś się z Latias? - powtórzyłam swoje pytanie.
Chłopak spojrzał mi w oczy bardzo uważnie, tak jakbym poszukiwał w mojej osobie oznak nienormalności, a następnie wybuchnął gromkim śmiechem, którym to natychmiast zaraził Clemonta, jego ojca oraz Brocka. Mnie jednak wcale nie było do śmiechu, dlatego zła i naburmuszona wysyczałam:
- To wcale nie jest zabawne, mój drogi. Ty lepiej odpowiedz na moje pytanie. Czy całowałeś się przed kilkoma minutami z Latias?
- Że niby ja miałbym ją całować? Proszę cię, Sereno. Co ty znowu sobie wymyśliłaś? - dziwił się moim zachowaniem Ash - Przecież Latias nie widziałem od wczoraj. A poza tym, jak ja niby mogłem przed paroma minutami robić to, co mi zarzucasz, skoro od pół godziny siedzę na tym boisku?
- Mogłeś wykorzystać jedną z przerw, zejść z boisk i właśnie wtedy to zrobić - stwierdziłam.
- Sereno, chyba upał ci dokucza albo miałaś jakieś koszmarne sny, które teraz bierzesz za prawdę - powiedział mój luby, spoglądając na mnie uważnie - Ja nie schodziłem z boiska od dobrej pół godziny, jeśli nie więcej.
- Już jej to mówiłam, ale ona nie chce mi wierzyć - wtrąciła się do rozmowy Bonnie.
- Bo widziałam i to na własne oczy, jak Ash całował Latias. A przynajmniej próbował to zrobić! - zawołałam wściekłym głosem.
- Spokojnie, Bonnie. Zaraz wyjaśnimy tę sprawę - podszedł do nas pan Meyer - Powiedz mi, kochana, kiedy to widziałaś?
- No przecież mówię, że kilka minut temu - odpowiedziałam.
- Cóż... To bardzo ciekawe, moja droga - powiedział mężczyzna, delikatnie bawiąc się swoją brodą - Bo tak się akurat składa, że Ash mówi prawdę i przez około pół godziny nie schodzi z boiska i gra z nami w piłkę.
- No właśnie, Sereno. Jak mógł więc niby zejść z boiska? - zapytał Brock, rozkładając zdumiony ręce - Przecież to niemożliwe.
- Ale ja dobrze wiem, co widziałam. Ash obgadywał mnie przed Latias, a potem próbował ją pocałować. W dodatku miał na sobie swoje zwykłe ubranie - powiedziałam, uważnie lustrując mego chłopaka wzrokiem - Jak się niby zdążyłeś tak szybko przebrać?
- Sereno, kochanie! Proszę cię! Przecież ja cały czas byłem tutaj, w tym oto miejscu! - zawołał Ash, łapiąc mnie za ręce - Poza tym po co miałbym się całować z Latias? Po co miałbym cię obgadywać?
- Bo mnie już nie kochasz! Bo kochasz ją, a nie mnie! - wykrzyknęłam ze łzami w oczach, wyrywając mu się.
Zaczęłam płakać. Ash objął mnie wówczas mocno do siebie i czule pocałował w czoło. Pogłaskał powoli me włosy i powiedział:
- Sereno... Moja mała Sereno... Mój ty głuptasie. Przysięgam ci, że tego nie zrobiłem. Ja cię kocham i chcę z tobą być. Nic tego nie zmieni.
- Ale ja sama widziałam... Sama widziałam... - łkałam w jego ramię i bardzo mocno się do niego tuliłam - A więc, co to było? Myślisz może, że kłamię albo oszalałam?
- Wcale nie myślę, że oszalałaś. Ale pewnie zasnęłaś na łące, miałaś koszmar i myślisz, że to prawda.
- Właśnie, że nie zasnęłam. Ja to wszystko widziałam naprawdę. Ash, ja nie zwariowałam! Uwierz mi...
- Ja ci wierzę, ale nie mogłaś tego widzieć, bo ja tu byłem cały czas.
- Ale ja to widziałam! Nie wymyśliłam tego!
- Łatwo możesz to udowodnić - odezwał się nagle Clemont.
Spojrzeliśmy na niego uważnie.
- Co masz na myśli? - zapytałam.
W oczach chłopaka pojawił się pewien błysk. Wiedziałam doskonale, co to oznacza.
- To, że dzięki nauce przyszłość mamy dziś! - zawołał bardzo wesoło nasz drogi wynalazca - Włączam zestaw Clemonta!
Wypowiadając te słowa, chłopak wydobył ze swojego plecaka jakieś dziwne, pokraczne urządzenie, które z wyglądu zewnętrznego przypominało żyrandol, do którego ktoś podłączył małą skrzynkę i wszystko wskazywało na to, że ten oto wynalazek nakłada się na głowę.
- Zbudowałem to oto urządzenie, ponieważ przewidywałem, że znajdziemy się w takiej sytuacji! Nazwałem je „Nakładany na głowę wykrywacz kłamstw“!
Załamana jęknęłam i spojrzałam z politowaniem na najnowszy wynalazek naszego przyjaciela.
- Wykrywacz kłamstw? - powiedziałam.
- Do tego nakładany na głowę? - zdziwił się Brock.
- Jak zwykle oczywista nazwa - mruknęła złośliwie Bonnie.
- Ekstra! Nauka jest niesamowita! - zawołał bardzo zachwycony Ash - Teraz wreszcie wyjaśnimy, czy to, co mówi Serena, to prawda, czy może tylko się jej to wydawało.
- Mój synu, liczymy na ciebie! - powiedział wesoło Meyer, klepiąc Clemonta delikatnie po ramieniu - Mam nadzieję, że twój wynalazek nie zawiedzie.
- Na pewno nie zawiedzie, jestem tego pewien! - powiedział z dumą w głosie młody wynalazca.
- A ja jestem pewna, że to będzie kolejny badziewny złom - mruknęła pod nosem jego młodsza siostra.
- Stawiam pięć dolarów, że to genialne cacuszko, które nasz przyjaciel chce mi właśnie nałożyć na głowę, wybuchnie w ciągu kilku minut od uruchomienia - powiedziałam złośliwie.
- Przyjmuję zakład - zaśmiał się Ash - Ale tak czy siak, bierzmy się wreszcie do dzieła.
- Właśnie - powiedział Clemont i nałożył mi swój wynalazek na głowę.
Następnie przez specjalne kabelki, podłączył go do małej skrzynki i włączył ją specjalnym przyciskiem.
- Doskonale, Sereno. A teraz opowiedz mi wszystko, co widziałaś i jak to dokładnie wyglądało - rzekł Clemont, patrząc na mnie wzrokiem policjanta.
Chciałam mu powiedzieć, żeby mnie lepiej nie denerwował i nie udawał porucznik Jenny, jednak darowałam sobie ten komentarz uważając, że ostatecznie chce on mi pomóc dociec prawdy. Spełniłam więc jego prośbę opowiadając o wszystkim, czego byłam świadkiem. Pominęłam jedynie fakt, że okrzyczałam Latias i wyzwałam ją od najgorszych. Czułam bowiem, że Ash nie darowałby mi tego, gdybym mu powiedziała, jak potraktowałam jego przyjaciółkę, tym bardziej, że dopiero dzień wcześniej mieliśmy o to małą sprzeczkę.
Clemont słuchał mnie bardzo uważnie i obserwował skrzyneczkę, na której ukazywały się jakieś dziwne, całkowicie niezrozumiałe dla mnie wyniki, z których najwidoczniej on wyczytywał wszystko.
- I co pokazuje to twoje ustrojstwo? - zapytała z kpiną Bonnie.
- Pokazuje mi, że w słowach Sereny nie ma nawet odrobinki kłamstwa - odpowiedział jej starszy brat - No, a poza tym jej głos wskazuje również na to, że przeszła prawdziwy szok.
- Domyślam się - stwierdził Brock - A więc Serena mówiła prawdę.
- Od samego początku wam przecież to powtarzam! - zawołałam już nieco poirytowana tym wszystkim.
- Wybacz nam, Sereno, że ci nie wierzyliśmy, ale chyba sama rozumiesz, że to wszystko, co opowiadasz, jest po prostu niesamowite - powiedział Ash, patrząc na mnie zdumiony - Chyba sama przyznasz, że to brzmi jak historia z jakiegoś filmu, prawda?
- I to bardzo kiepskiego filmu - Brock pokiwał głową z uśmiechem na twarzy - Ale tak czy inaczej musimy tę sprawę wyjaśnić.
- Najpierw wyłączmy to urządzenie, a potem zajmijmy się naszą sprawą - powiedział Meyer i spojrzał na syna - Clemont, wyłącz już to.
- Eee... Jest mały problem, tato - jęknął załamany wynalazca, patrząc na ojca przerażonym wzrokiem - Ja nie wiem, jak to zrobić.
- ŻE CO?! - krzyknęłam przerażona i to nie na żarty - Clemont! Masz to natychmiast wyłączyć!
- Próbuję, ale nie wiem, jak to zrobić! - chłopak załamany zaczął szarpać się ze skrzynką, która zaczęła dymić oraz syczeć.
- Wiedziałam, że tak będzie - zawołała Bonnie, odbiegając jak najdalej się da.
- Clemont, wyłącz to! - zawołał przerażony Ash.
- Pika-pika! - dodał Pikachu.
- Przecież próbuję! - odkrzyknął Clemont.
- Zdejmijcie mi to z głowy! - pisnęłam przerażona, próbując zerwać z siebie wynalazek naszego przyjaciela.
Ash na szczęście szybko podbiegł do mnie i pomógł mi w tym, po czym odrzucił wynalazek daleko od nas. Miał niestety pecha, gdyż rzucił go niechcący w stronę Clemonta, który po chwili wylądował w kurzu i sadzy, kiedy jego kolejne „genialne“ dzieło wyleciało w powietrze zaledwie kilka metrów przed nim.
- No i jeszcze jedno wielkie bum na koncie mojego brata! - mruknęła Bonnie, patrząc na to z lekką ironią.
- Nie! Dlaczego?! Dlaczego?! DLACZEGO?! - jęczał Clemont, tuląc do siebie ze łzami w oczach szczątki swego wynalazku.
- Bardzo mi przykro, stary, ale to chyba nie był twój najlepszy wynalazek - powiedział Brock, kładąc lekko Clemontowi dłoń na ramieniu - Ale spokojnie, z następnym pójdzie ci lepiej.
- Coś mi mówi, że mój syn powinien teraz zostać sam - stwierdził Meyer, patrząc na nas uważnie.
- Ja go spróbuję podnieść na duchu - powiedziała Bonnie i popatrzyła na ojca - Pomożesz mi w tym, tato?
- Jasne, nie ma sprawy, córeczko - odpowiedział czule jej ojciec z uśmiechem na twarzy.
- To w takim razie my zbadamy sprawę Sereny - zawołał wesoło Brock - Bo w końcu, skoro mówi prawdę, to oznacza, że ktoś podszywając się pod Asha obgadywał Serenę przy Latias i chciał, żeby Serena zerwała z Ashem.
- Ale kto i po co miałby to zrobić? - zapytałam ze zdumieniem - Komu niby zależy na to, aby rozbić nasz związek?
- Coś mi mówi, że to sprawa dla Sherlocka Asha! - zawołał mój luby, po czym złapał plecak i pobiegł przed siebie - Przebiorę się i zaraz do was dołączę!
- Ash, idę z tobą! - Brock po chwili dołączył do mego chłopaka.
- To ja poczekam tu na was z Pikachu! - uśmiechnęłam się lekko, po czym spojrzałam na Meyera i Bonnie wyprowadzających z boiska załamanego Clemonta - Zobaczysz! Następnym razem ci się uda!
- Nie wierzę w to! Jestem po prostu do niczego! Kompletne zero! Do tego ośmieszyłem się przed tatą! - jęczał Clemont, który właśnie był wyprowadzany przez ojca i siostrę.
- Nie martw się, Serena! Mój brat tak tylko histeryzuje, jak zawsze zresztą, ale wieczorem będzie normalny! - odpowiedziała mi wesołym tonem Bonnie.
- Mam taką nadzieję - powiedziałam po cichu, po czym poczekałam na Asha i Brocka.
W końcu obaj przyszli ubrani już w swoje normalne stroje. Kiedy się zjawili, to poszłam z nimi do miejsca, gdzie byłam świadkiem tego jakże niezwykłego wydarzenia.
- Tutaj się stało - powiedziałam - To tutaj ten rzekomy Ash rozmawiał z Latias i próbował ją pocałować.
Detektyw uśmiechnął się do mnie, po czym wziął mnie za rękę i czule spojrzał mi w oczy. Nie powiedział nic, ale też nie musiał tego robić. Samo jego spojrzenie było dla mnie podnoszące na duchu. Poza tym patrząc w te cudowne, brązowe oczy koloru czekolady z orzechami poczułam, że nie byłby on w stanie zrobić tego, o co go posądziłam. Boże, jak ja mogłam być taka głupia? Jak ja mogłam uwierzyć, że Ash mógłby mi zrobić coś takiego? Ja to jestem naprawdę żałosna, pomyślałam sobie. Miałam nadzieję, że Ash mi to wybaczy. Oczywiście on też nie był tu bez winy. Gdyby tak bardzo nie adorował (to chyba właściwe słowo) Latias, to ja bym nigdy nie była o niego zazdrosna. Chociaż z drugiej strony on jedynie traktuje ją jak bliską sobie przyjaciółkę i nic poza tym. Nie jego wina, że ona nadal była w nim zakochana, a mnie z tego powodu odbiło.
Takie myśli krążyły po mojej głowie, a tymczasem Ash wyciągnął z plecaka strój Sherlocka Holmesa dla siebie oraz strój dla Pikachu. Już po chwili dwaj dzielni detektywi ruszyli na trop. Podeszłam z uśmiechem do Brocka i patrzyłam na dość niezwykłe zachowanie mego chłopaka.
- Ash ma naprawdę bardzo dużo zapału i bardzo dużo energii do tego, co robi - powiedziałam z uśmiechem na twarzy.
- Tak, to prawda, ale z tego, co wiem, to jest naprawdę dobrym detektywem - odpowiedział mi Brock.
- Zgadza się. Nie znam lepszego od niego - uśmiechnęłam się wesoło - Choć tak prawdę mówiąc, to ja nie znam zbyt wielu detektywów.
Tymczasem Ash z Pikachu uważnie obserwowali całą okolicę drzewa, pod którym odbyła się rozmowa jego sobowtóra oraz Latias. Mój chłopak przez lupę obserwował trawę, a także wszystko, co się na niej znajdowało. Posługiwał się przy tym szkłem powiększającym, które otrzymał od Maxa - poprzednie bowiem (jak już wcześniej pisałam) uległo zniszczeniu podczas śledztwa w kawiarni „Pod Różą“. Widać było więc, że młody Hameron trafił doskonale ze swoim prezentem, teraz bowiem okazał się on nad wyraz użyteczny.
- Hmm... No więc... Przyjrzałem się okolicy i znalazłem wraz z Pikachu ślady bardzo podobnych butów, które ja noszę - powiedział Ash po chwili namysłu.
- A więc wierzysz mi, że wcale sobie tego nie wymyśliłam? - zapytałam nieco zadziornym tonem.
Ash uśmiechnął się do mnie wesoło.
- Ja ci wierzę, ale po prostu to jest dla mnie co najmniej zaskakujące.
- Tak, to prawda - powiedział Brock - Ktoś wyraźnie próbował udawać ciebie. Nawet kupił sobie takie same buty, co ty. O ile oczywiście się nie pomyliłeś.
- W żadnym razie się nie pomyliłem - rzekł mój luby poważnym tonem - Buty, które ja noszę zostawiają takie same ślady jak buty tego oszustwa, którego widziała Serena. Chociaż to może nie być żaden trop.
- Jak to? - zdziwiłam się słysząc jego słowa.
- Pika-pika? - spytał Pikachu, patrząc uważnie na trenera.
- No cóż, buty, które noszę są dosyć popularne i raczej dość łatwo je kupić - wyjaśnił mi Ash, patrząc na mnie dla zabawy przez lupę - Ale tak czy inaczej, to potwierdza tylko twoje słowa.
- Więc co robimy? - zapytałam.
- Właśnie, Ash? Co zamierzasz zrobić? - dodał Brock.
- Muszę jeszcze przyjrzeć się temu miejscu. Być może coś w nim znajdę - powiedział detektyw i zaczął obserwować drzewo, pod którym toczyła się ta jakże przerażająca dla mnie rozmowa.
Pikachu również uważnie obserwował drzewo. Nieco później wskoczył na nie, wspiął się na jedną z jego gałęzi, która najwyraźniej przykuła jego uwagę, obejrzał ją dokładnie, po czym zbiegł na dół i przyniósł coś w łapce swojemu trenerowi.
- Co znalazłeś, Pikachu? - spytał zdumiony Ash.
- Pika-pika! Pika-chu! - zapiszczał Pikachu, podając swemu trenerowi coś, co trzymał w zaciśniętej łapce.
Chłopak wziął to coś do ręki, po czym zaczął to uważnie oglądać przez lupę. Ja i Brock podeszliśmy powoli do niego, bardzo zainteresowani tym, czemu się on przyglądał.
- Co to jest? - zapytałam zdumiona.
- Wygląda jak mały pęczek czarnych włosów - odpowiedział mi Ash i podał lupę Brockowi - Jak sądzisz, Brock?
Chłopak przyjrzał się uważnie znalezisku i powiedział:
- No cóż... Ash ma rację. To jest pęczek czarnych włosów. Trzy lub cztery włoski. Są kruczoczarne. Jak twoje, Ash.
- Ale one na pewno nie są moje włosy - stwierdził mój chłopak, odbierając od przyjaciela lupę.
Przyłożył sobie znalezisko do nosa i powąchał je.
- W dodatku dziwnie pachną.
- Jak dziwnie? - zapytałam zdumiona.
- Nie wiem, jakoś nienaturalnie - stwierdził Ash - Moje włosy zwykle pachną lasem tudzież szamponem do włosów. Te pachną czymś innym. Sam nie wiem, czym. Być może profesor Oak będzie wiedział, co to jest. Sereno, potrzymaj to na chwilkę.
To mówiąc podał mi pęczek włosów, który znalazł Pikachu, następnie wyjął z plecaka małe puzderko, w nim zaś schował swoje znalezisko.
- Musimy to dać profesorowi Oakowi do zbadania. Te włosy wyglądają mi jakoś dziwnie. Może on będzie wiedział, co to jest.
- A przez ten czas co zrobimy? - spytałam.
- Ja proponuję, żebyśmy poszli do sklepu z ubraniami i zapytali, czy ktoś nie kupował ubrań podobnych do twoich - zaproponował Brock.
Ash zacisnął bojowo pięść i powiedział:
- Tak! Tak właśnie zrobimy! Idziemy!
Zanim jednak ruszyliśmy, zatrzymałam na chwilę Asha i powiedziałam:
- Chyba o czymś zapomniałeś.
- Tak? O czym? - zdziwił się detektyw.
- O moich pięciu dolarach. Założyliśmy się i ja wygrałam.
Ash lekko westchnął, po czym wyjął portfel i podał mi banknot.
- Interesy z tobą to przyjemność - zaśmiałam się, chowając pieniądz do swego portfela, a wcześniej go oglądając z uwagą.
- Dla kogo przyjemność, dla tego przyjemność - mruknął mój luby.
Poszliśmy do sklepu z ubraniami, w którym pracowała ładna, młoda kobieta o zielonych oczach i blond włosach. Była to dobra znajoma Delii Ketchum, więc bez wahania zgodziła się nam pomóc.
- Owszem, wczoraj popołudniu jakaś dziewczyna kupiła sobie dżinsy i bluzkę oraz czapkę z daszkiem - powiedziała sklepikarka.
- A czy te dżinsy, bluzka i czapka były może podobne do tych, które ja noszę? - spytał Ash.
- Tak, były bardzo podobne. Oczywiście były pewne różnice, ale jednak... - wyjaśniła sprzedawczyni.
- A o której to ona zrobiła? - zapytałam z zainteresowaniem, przerywając jej wypowiedź.
- Nie jestem pewna, nie pamiętam godziny - odpowiedziała mi kobieta.
- A jak wyglądała? - spytał Ash.
- Czy była choć w połowie tak piękna jak ty?! - zawołał Brock, łapiąc kobietę za dłonie i patrząc jej w oczy z wyraźnym zachwytem.
Ash załamany popatrzył na mnie i odciągnął mocno przyjaciela za koszulkę od sprzedawczyni, po czym Pikachu lekko poraził Brocka prądem. Chłopak doznał lekkiego wstrząsu, po czym opadł na ziemię.
- To było brutalne - powiedziałam.
- Ale za to bardzo skuteczne - zaśmiał się Ash, po czym popatrzył wesoło na sprzedawczynię i zapytał: - Nie wie pani, jak wyglądała ta dziewczyna?
- Była bardzo śliczna i tak nawet trochę podobna do ciebie, Ash. Miała takie ładne, ciemne włosy - zaczęła nam wyjaśniać kobieta - Nie pamiętam niestety, jakiego koloru. Chyba czarnego, ale nie jestem pewna. Naprawdę tego nie wiem. Było ciemno, a sklep oświetlały lampy, więc kolory mi się mogły pomylić.
- Rozumiem. No, a czy zauważyła pani coś jeszcze, co wydawałoby się pani, powiedzmy, podejrzane? - spytał Ash.
- Nie, nie wydaje mi się - odpowiedziała mu sprzedawczyni, po czym nagle powiedziała: - Chociaż... Coś zauważyłam.
- Co konkretnie? - zapytaliśmy ja i mój chłopak.
- To pewnie bez znaczenia, ale ona... To znaczy, ta dziewczyna... Tak jakoś dziwnie mówiła.
- Jak dziwnie? - spytał Ash zaintrygowany jej słowami.
- Może to głupie, ale ta dziewczyna mówiła tak, jakby była robotem - odparła sprzedawczyni.
- Co ma pani na myśli? - zapytałam zaintrygowana.
- Bo wiecie, ona tak jakoś dziwnie wypowiadała słowa... Tak jakoś... Sama nie wiem...
Po tych słowach sprzedawczyni parsknęła śmiechem.
- Pewnie to, co mówię, wydaje się wam głupkowate.
- Przeciwnie, proszę pani - rzekł detektyw nieco mrocznym tonem - To, co pani mówi, może mieć więcej sensu, niż się pani wydaje.
Podziękowaliśmy więc za informacje, po czym powoli wyszliśmy ze sklepu, zabierając ze sobą Brocka, który zdołał już oprzytomnieć.
- A więc wszystko jasne - zawołał mój chłopak - Ktoś wyraźnie chciał się do mnie upodobnić, aby rozbić nasz związek. Celowo kupił więc w tym celu ubrania i to takie same, jak ja noszę.
- Tyle zachodu tylko po to, żeby nas rozdzielić? Przecież to w ogóle nie ma sensu - powiedziałam zdumiona.
- Wiecie, jeżeli ktoś was nienawidzi, to takie działanie jak najbardziej ma sens - stwierdził Brock - Przynajmniej dla tego kogoś, kto was nienawidzi. Wy sami nie musicie widzieć w tym najmniejszego sensu. Ważne, że ten ktoś go widzi.
- Ale kto miałby nas nienawidzić i dlaczego? - zapytałam zdumiona - Komu aż tak się naraziliśmy, że chciałby nas skrzywdzić w taki sposób?
- Nie mam pojęcia, ale dowiem się - rzekł Ash, a Pikachu zapiszczał bojowo na potwierdzenie jego słów - A na razie chodźmy do profesora Oaka. Musimy zbadać te kilka włosów, które znaleźliśmy. Od tego może wiele zależeć.
Profesor Oak ugościł nas u siebie z radością. Kiedy opowiedzieliśmy mu, co nas sprowadza, stwierdził, że może spełnić nasze życzenie, gdyż jest ono łatwe do wykonania. Poszedł więc z próbką włosów do swego gabinetu, tam zaś umieścił je pod mikroskopem i przyjrzał się im uważnie. Obejrzał potem znowu włosy i przyłożył do nich coś, od czego poszły leciutkie iskry. Profesor uśmiechnął się radośnie, po czym zwrócił się do naszej trójki siedzącej właśnie spokojnie na krzesłach i obserwujących jego poczynania.
- To bardzo interesująca próbka włosów, Ash - powiedział profesor, powoli cedząc słowa - Miałeś rację, że są one dość nietypowe i przy okazji bardzo dziwnie pachną.
- Co ma pan na myśli, panie profesorze? - zapytał nasz detektyw z Alabastii, wyraźnie zaintrygowany tymi słowami.
- To są sztuczne włosy.
Otworzyliśmy wszyscy usta ze zdumienia, ponieważ czego jak czego, jednak takiej odpowiedzi się nie spodziewaliśmy.
- Sztuczne? Jak to, sztuczne? - zdziwiłam się.
- To nie są prawdziwe włosy, ale włosy z peruki - wyjaśnił profesor Oak - A ten dziwny zapach, który czułeś, to żywica. Niektórzy przyklejają nimi włosy w peruce.
- Czy to znaczy, że ktoś nosił perukę, aby się do ciebie upodobnić? - spytałam zdumiona tym wszystkim, co usłyszałam.
- Widocznie to musi być ta tajemnicza dziewczyna, która kupowała ubrania podobne do twoich - rzekł Brock.
- Musiała siedzieć na drzewie, a potem z niego zeskoczyła, jednak robiąc to zahaczyła o gałąź i peruka jej spadła, ta zaś widząc to, bardzo szybko zerwała ją z tej gałęzi i kilka włosów z peruki urwało się i pozostało, aż znalazł je Pikachu - wydedukował Ash.
- Ale kim jest ta dziewczyna? - zapytał Brock.
- I po co to wszystko robi? - dodałam.
Ash popatrzył na mnie zamyślonym wzrokiem i powiedział:
- Nie wiem, ale dowiem się tego.
***
- Ale nadal nie potrafię zrozumieć, po co ktoś chce ciebie naśladować, Ash - powiedziałam, gdy już wyszliśmy od profesora Oaka.
- Ja również tego nie rozumiem. Po co ktoś miałbym mnie udawać i jeszcze próbować rozbić mój związek? To nie ma sensu - myślał na głos Ash.
Pikachu, idący obok swego trenera, westchnął głęboko na znak, że on też nie zna odpowiedzi na to pytanie. Nagle Pokemon uniósł uszy do góry i zapiszczał wesoło.
- Co jest, Pikachu? - zapytał jego trener.
Nagle zauważył on osobę, na widok której jego stworek zapiszczał. Tą osobą był Cilan, który właśnie szedł w naszą stronę.
- Ash! Serena! Brock! Miło mi was znowu widzieć! - zawołał wesoło chłopak na nasz widok.
- Cześć, Cilan. A co ty tutaj robisz? Nie wróciłeś jeszcze do domu? - zdziwił się Ash.
- Zostałem tu na kilka dni, aby pozwiedzać miasto, a przy okazji też poznać najnowsze badania profesora Oaka - odpowiedział wesoło Cilan.
- Rozumiem, stary, ale sądziłem, że już dawno skończyłeś zwiedzać okolicę - zaśmiał się detektyw.
- No cóż, dzisiaj chciałem wracać do domu. Dlatego szukałem ciebie, żeby się pożegnać. Ale nikt nie wiedział, gdzie jesteś, więc musiałem cię znaleźć i dopiero teraz odniosłem sukces.
- Rozumiem. Naprawdę cieszę się, że nie zapomniałeś o mnie, przyjacielu - powiedział Ash z uśmiechem na twarzy.
- Tak, a wiesz co? Chyba przed wyjazdem będę się musiał porządnie zbadać - rzucił nagle zielonowłosy.
- A to niby czemu? - zapytałam zdumiona.
- Bo wiecie, wydawało mi się, że jakoś tak kilka minut temu widziałem Asha, ale samego i w zupełnie innej części miasta - wyjaśnił nam chłopak.
Spojrzeliśmy na niego zaintrygowani.
- Cilan, a jak wyglądał ten Ash, którego ty zobaczyłeś? - zapytałam wręcz podnieconym głosem.
- W sumie, to tak samo, jak twój chłopak, ale miał przeciwsłoneczne okulary i nie nosił plecaka - powiedział Cilan, zastanawiając się przez chwilę - Oczywiście mogło mi się tylko wydawać i coś pokręciłem.
- Przeciwnie, mój przyjacielu. Wcale ci się nie zdawało - odpowiedział Ash poważnym tonem, a widząc jego nad wyraz zdumioną minę, dodał: - Widzisz, to cała historia...
W skrócie streściliśmy dokładnie wszystko, co miało dzisiaj miejsce. Cilan słuchał nas uważnie i lekko się przeraził. Przez jego ciało przeszły ciarki.
- A niech mnie... Chcesz mi powiedzieć, że masz sobowtóra? Który do tego psuje ci opinię u twojej dziewczyny? - zapytał nasz przyjaciel, coraz bardziej drżąc z przerażenia.
- Tak. Co w tym takiego przerażającego? - zdziwił się Ash.
Cilan próbował odzyskać spokój ducha i wyjęczał:
- He he he. Nic takiego. Nic a nic. Przecież ja wcale nie podejrzewam, że kosmici cię sklonowali, żeby zepsuć twoją opinię. Wcale a wcale... Ja w ogóle w takie bzdety nie wierzę.
- To czemu o nich opowiadasz? - mruknęłam nieco złośliwym tonem.
- Żebyście wiedzieli, że ja wcale w to nie wierzę - zaśmiał się Cilan, próbując odzyskać spokój ducha - Na pewno nie w to, że posiadasz klona... To znaczy sobowtóra, jest jakieś sensowne wyjaśnienie. Jestem tego pewien. Wszystko da się racjonalnie wyjaśnić.
Ash pokiwał głową z politowaniem i powiedział:
- Zapewniam cię, przyjacielu, że nie mam żadnego klona. Zresztą klony nie używają peruk.
- Peruk? - zapytał Cilan i wybuchnął pozorowanym śmiechem - Ano tak, właśnie. Masz rację, zapomniałem o tym, że przecież znaleźliście włosy z peruki. Nie ma co gadać. To dowód na to, Ash, że ta twoja teoria o klonach jest całkowicie bezsensowna.
- Moja teoria? - zdziwił się mój luby - Przecież to ty ją wymyśliłeś!
- Przeciwnie, ja ją skrytykowałem - odpowiedział nasz przyjaciel.
Ash i Pikachu załamali zakryli sobie oczy dłonią na znak. Normalnie ten zielonowłosy chłopak potrafił doprowadzić człowiek do białej gorączki, choć był przecież osobą naprawdę mądrą i sympatyczną.
- Dobrze, dość już tego gadania! - zawołałam zdenerwowana - Może wreszcie znajdziemy tego klona... Pardon, sobowtóra.
- Słusznie - poparł mnie Brock - Ruszajmy na trop, póki jest jeszcze świeży.
- No właśnie, Cilan. A przy okazji, to gdzie ty tak konkretnie widziałeś tego mojego... sobowtóra? - spytał Ash, patrząc uważnie na przyjaciela.
Cilan zastanowił się przez chwilę.
- Zdaje mi się, że gdzieś tam.... Tak, dokładnie tam! Stał i gapił się na mnie, ale kiedy zobaczył, że na niego patrzę, uciekł.
Ash stanął w bojowej pozycji.
- Przyjaciele! Musimy znaleźć tego oszusta i dowiedzieć się, dlaczego mnie udaje!
- Coś mi mówi, że tym razem mogę wam się przydać! - zawołałam wesoło, chwytając za pokeball - Fennekin! Wybieram cię!
Już po chwili na chodniku obok nas siedział mój Pokemon. Podałam mu do powąchania włosy z peruki, które znaleźliśmy.
- Fennekin! Szukaj tropu! Masz dobry węch! Spróbuj znaleźć osobę, która nosi perukę z takimi włosami o takim zapachu - powiedziałam do mego pupila.
Fennekin zapiszczał radośnie, po czym zaczął obwąchiwać chodnik i w końcu złapał trop. Już po chwili biegliśmy za nim pełni zapału oraz chęci walki. Czułam w sercu, że jak tylko dorwę tego oszusta, który podaje się za Asha, to z największą przyjemnością powyrywam mu ręce i nogi, potem z powrotem mu je przymocuję i ponownie powyrywam. Będę zaś przy tym bardzo brutalna i wyjątkowo okrutna. Po prostu bez litości.
Biegliśmy prędko przed siebie, ale wciąż nie mogliśmy znaleźć tajemniczego sobowtóra. Fennekin prowadził nas przez różne ulice, ale wciąż nie natrafiliśmy na kogoś, kto choćby troszeczkę przypominał Asha. W końcu zmęczeni usiedliśmy na ławce w parku, próbując złapać oddech.
- To bez sensu. Błądzimy po tym mieście, a wciąż nie możemy go znaleźć - jęknął załamanym tonem Ash.
- Fennekin robi, co może, ale najwidoczniej ten sobowtór porusza się bardzo szybko i ciągle zmienia miejsce swego pobytu - dodałam załamanym tonem.
Mój Pokemon zapiszczał smętnie jakby czując, że dał plamę i czuł się z tego powodu winny.
- Równie dobrze ten sobowtór może być wszędzie - powiedział Brock, dysząc przy tym.
- Albo i nigdzie - dodał Cilan, również mocno zdyszany.
Pikachu i Fennekin padli zmęczeni na siebie, gwałtownie próbując złapać oddech. Biedactwa, bieganie po mieście ich również musiało zmęczyć.
Ash powoli i stopniowo odzyskiwał siły, gdy nagle zobaczył coś, co bardzo go zaniepokoiło. Zauważyłam to i spojrzałam w stronę, w którą on patrzył. Widok, który ukazał się moim oczom, był naprawdę przerażający. Stanowił go chłopak wyglądający dokładnie tak jak Ash, z tą wszak różnicą, że miał na oczach okulary przeciwsłoneczne. Musiałam przyznać, iż z wyglądu zewnętrznego, jak i ubioru, wyglądał jak mój ukochany i to do tego stopnia, że mogłam się łatwo pomylić. Ten chłopak, który się za niego przebrał, był naprawdę dobrym aktorem. Choć może to wcale nie był chłopak, pomyślałam sobie. Przecież sprzedawczyni powiedziała, że ubrania kupowała dziewczyna, która do tego zachowywała się bardzo dziwnie, jakby tak nienaturalnie. Oczywiście dziewczyna ta mogła kupować je dla kogoś innego niż siebie, ale z drugiej strony...
Tak czy inaczej, wygląd tego sobowtóra wprawił mnie w takie przerażenie, że musiałam spojrzeć na siedzącego obok mnie Asha, aby móc się upewnić, iż nie padłam właśnie ofiarą halucynacji lub innych omamów wzrokowych. Czułam się, jakbym oglądała jakąś groźną scenę w filmie. Z tą różnicą, że to wszystko miało miejsce naprawdę.
- Hej, na co wy się tak patrzycie? - spytał Cilan, spoglądając w kierunku, w którym ja i Ash właśnie patrzyliśmy.
Kiedy tam spojrzał, zamurowało go. Chwilę później Brock również spojrzał na sobowtóra, po czym jęknął:
- O ja cię!
- No właśnie - powiedziałam.
Słowa Brocka zdecydowanie doskonale oddawały charakter całej tej sytuacji. Nie wiedziałam, jakby inaczej można było ocenić to wszystko.
Ash jako pierwszy z nas wszystkich odzyskał równowagę psychiczną, która została mocno zachwiana, kiedy ujrzeliśmy tajemniczego sobowtóra. Mój chłopak zerwał się z ławki i powiedział wściekłym tonem:
- Hej! Kim ty jesteś?!
- Ja? Jestem Ash Ketchum - odpowiedział mu sobowtór niezwykle ochrypłym głosem, nawet nieco podobnym do głosu mego chłopaka.
- Kłamiesz! To ja jestem Ash Ketchum! - ryknął wściekły Ash.
Sobowtór uśmiechnął się do niego ironicznie.
- Ja też nim jestem. Ja to ty, a ty to ja.
- No nie! Wiedziałem! Po prostu wiedziałem! Mówiłem, że to klon! - jęknął przerażony Cilan, drżąc ze strachu na całym ciele.
- Nie wydaje mi się. Raczej zwykły żartowniś, który ma naprawdę chore poczucie humoru - dodał Brock poważnym tonem, powoli wstając z ławki - Mów natychmiast, oszuście, kim ty jesteś?!
- No właśnie! Dlaczego udajesz Asha?! – zawołałam, stając odważnie obok mojego chłopaka - To ty dzisiaj próbowałeś całować się z Latias?
- Bingo, złotko! Widzę, że pod tą twoją słodką czuprynką czai się jednak choć trochę inteligencji - zachichotał z kpiną sobowtór - No co? Może powiesz, że źle odegrałem swoją rolę?
- Aż za dobrze! Kim ty właściwie jesteś?! - krzyknęłam oburzona.
- I po co to robisz?! Czemu chcesz rozdzielić mnie i Serenę?! - dodał równie wściekły Ash.
Sobowtór zachichotał ponownie, po czym powiedział:
- Chcecie się dowiedzieć? To złapcie mnie!
Po tych słowach zaczął on szybko uciekać.
- Hej! Wracaj tu, ty oszuście! Musimy sobie coś wyjaśnić! - krzyknął Ash.
Chwilę później rzucił się w pościg za tym łotrem. Oczywiście wszyscy razem natychmiast pobiegliśmy za nim mając nadzieję, że w razie czego zdołamy Ashowi pomóc. Ash biegł jednak szybciej od nas i nim się spostrzegliśmy zniknął w jakimś ciemnym zaułku. Pobiegliśmy tam, ale niestety trafiliśmy na miejsce, gdzie droga rozdzielała się na dwoje.
- No to pięknie! Którędy mamy iść? - jęknął załamany Cilan.
Zastanowiłam się przez chwilę, po czym podjęłam decyzję:
- Ty i Brock biegnijcie na lewo! Ja z Pikachu i Fennekinem pobiegnę zaś w prawo.
- Dobrze! Jak go znajdziesz, to daj nam szybko znać! - zawołał Brock i ruszył z Cilanem we wskazanym przeze mnie kierunku.
- Daj nam znać. Łatwo powiedzieć. Ciekawe niby, jak ja mam to zrobić?! - jęknęłam załamana, po czym pobiegłam z Pikachu i Fennekinem ścieżką, którą wybrałam.
Miałam szczęście, gdyż po kilku minutach znalazłam Asha. Trafił on na ślepy zaułek i rozglądał się dookoła.
- Ash, znalazłeś go?! - zapytałam, podbiegając do chłopaka.
- Nie! Drań zniknął jak kamfora - odpowiedział mi detektyw, drapiąc się po głowie - Naprawdę nie mam pojęcia, jak to jest w ogóle możliwe. Przecież to ślepy zaułek. Gdzie ten drań się schował?
Oboje zaczęliśmy dziko rozglądać się dookoła, mając przy tym nadzieję, że w końcu wypatrzymy oszusta. Chwilę później spojrzeliśmy w górę ponad siebie i zauważyliśmy drabinkę przeciwpożarową, na której siedział szukany przez nas gość. Uzurpator uśmiechnął się do nas z kpiną, po czym zeskoczył z drabinki i spadł prosto na Asha, przygniatając go mocno do ziemi.
- Ash! - krzyknęłam przerażona widząc, co się dzieje.
Mój chłopak zaczął się szarpać z przeciwnikiem, który najwyraźniej próbował go udusić. Dzielny detektyw nie bez trudu oderwał jakoś od swojej szyi dłonie napastnika i usiłował zepchnąć go z siebie, co jednak było trudne, ten bowiem był bardzo silny. Podbiegłam do nich i uderzyłam dziko przeciwnika prosto w plecy obydwoma pięściami. To musiało go osłabić, gdyż chwilę później Ash zdołał tego drania z siebie zepchnąć. Napastnik upadł na ziemię gubiąc przeciwsłoneczne okulary, ale szybko ponownie skoczył na Asha, który próbował odeprzeć jego atak. Obaj bili się na pięści, jednak mój chłopak był o wiele lepszym bokserem. Jednym ciosem strącił mu czapkę z głowy i wtedy zobaczyłam, że chłopak, z którym to bił się mój ukochany, uczesał swoją perukę tak, aby wyglądała ona jak czupryna jego przeciwnika. Naprawdę drań bardzo się postarał, żeby skutecznie udawać Asha.
Walka między przeciwnikami była bardzo ostra i zaciekła. Obaj migali mi przed oczami niczym przyspieszone kadry filmu, jednak zdołałam przez chwilę zobaczyć, dlaczego sobowtór nosił okulary przeciwsłoneczne. Dzięki temu nikt nie widział, że ma on zupełnie inne oczy niż mój chłopak. Koloru oczu widocznie nie zdołał w żaden sposób zmienić. Oczywiście mógł kupić sobie soczewki, jednak widocznie wybrał łatwiejszą metodę. Cóż... Jedno jest pewne, pomysłowości temu oszustowi nie można było odmówić.
Napastnik tymczasem skoczył na Asha powalając go na ziemię i ponownie zaczął się z nim szarpać. Mój chłopak uderzył drania wówczas pięścią w twarz, a następnie usiłował zepchnąć z siebie. Ponownie ruszyłam memu ukochanemu na pomoc, jednak tym razem napastnik był sprytniejszy i odepchnął mnie od siebie. Nie poddałam się jednak i szybko powróciłam do walki. Dzięki temu najlepszy detektyw w Alabastii zdołał wstać oraz zacząć się bronić. Sobowtór znowu go zaatakował, ale mój chłopak sparował cios i uderzył napastnika kantem dłoni. Tym samym zerwał mu perukę z głowy, a wówczas, kiedy sztuczne włosy zleciały, naszym oczom ukazała się burza ciemno-niebieskich prawdziwych włosów, które najwidoczniej pod peruką były upięte w jakiś kok, żeby można je było skutecznie zakryć. Teraz jednak ukazały się one w swojej prawdziwej postaci.
Gdy to zobaczyliśmy, ja i Ash, po prostu zaszokowało nas. Dopiero teraz bowiem rozpoznaliśmy tajemniczego napastnika.
- Dawn?! - jęknął Ash na widok osoby, która była sobowtórem - Dawn, to ty?
Dziewczyna nie odpowiedziała mu jednak, tylko ponownie na niego skoczyła. Ash tym razem nie oddawał ciosów, a jedynie próbował jakoś odepchnąć z siebie siostrę, która w furii przyszpiliła go do ściany i wyraźnie próbowała udusić.
- Dawn! Zostaw go! Co się z tobą dzieje?! - wrzasnęłam i złapałam mocno dziewczynę w pasie.
Ta jednak odepchnęła mnie od siebie tak mocno, że uderzyłam plecami o ziemię i poczułam ostry ból przenikający całe moje ciało. Natychmiast dopadło mnie osłabienie. Wiedziałam, że nie zdołam odzyskać sił i ocalić Asha, który nie radził sobie z atakami siostry - pewnie dlatego, że nie chciał jej skrzywdzić. Na całe szczęście Pikachu i Fennekin wkroczyli do akcji. Skoczyli na Dawn i zębami ugryźli ją każdy w jedną dłoń. Dawn wrzasnęła z bólu, po czym puściła Asha, który odepchnął siostrę od siebie i podbiegł do mnie.
- W porządku, Sereno? - zapytał mnie z troską.
- Spokojnie. A co z tobą? - odpowiedziałam mu pytaniem na pytanie.
- Dobrze. Tylko trochę mnie boli szyja - powiedział Ash i spojrzał na Dawn, która próbowała bezskutecznie zrzucić ze swoich dłoni oba gryzące ją Pokemony.
W końcu jej się to udało, ale Pikachu i Fennekin stanęli wtedy w pozycjach bojowych, gotowi dalej walczyć z Dawn. Ta jednak nagle upadła na ziemię, mocno trzymając się za obolałe dłonie, z których powoli ciekły jej dwie stróżki krwi. Chwilę później rozejrzała się ona dookoła i jęknęła:
- Co się dzieje? Gdzie ja jestem?
Spojrzała na nas uważnie i wyszeptała:
- Ash? Serena? Co wy tu robicie?
- To raczej my powinniśmy cię o to zapytać, Dawn - powiedziałam bojowym tonem - Lepiej ty nam powiedz, dlaczego próbowałaś udusić Asha?
- Właśnie! A wcześniej się pode mnie podszywałaś?! - dodał jej brat.
Dziewczyna spojrzała na nas zdumionym wzrokiem.
- Jak to? Ja udawałam ciebie, Ash? I jeszcze próbowałam cię udusić? O czym ty mówisz? - pytała zdziwiona.
- Jak to? Nic nie pamiętasz? - spytałam równie zdumiona, co ona.
Dziewczyna dalej nie rozumiała, o czym mówimy, dlatego w wielkim skrócie opowiedzieliśmy jej wszystko, co miało miejsce tego dnia. Dawn wysłuchała nas ze zdumioną miną, po czym złapała się za głowę i smutnym głosem powiedziała:
- Nic z tego nie rozumiem. To wszystko brzmi jak jakiś straszny sen.
- Naprawdę nic nie pamiętasz? - zdziwiłam się.
- Pamiętam tylko, że wczoraj wieczorem poszłam na miasto. Chciałam kupić sobie nową sukienkę i potem zobaczyłam jakieś takie wielkie światło w zaułku. Z ciekawości zajrzałam tam, żeby sprawdzić, co to jest i wtedy... i wtedy... Coś się stało. Nie wiem jednak, co... Nie wiem. Pamiętam jedynie, że potem siedziałam na ławce w parku i czułam się tak, jakbym obudziła się z jakiegoś snu. Długiego snu. Nie wiem nawet, jak się tam znalazłam. Wiem jedynie tyle, że było to godzinę po tym, jak poszłam na miasto. Wiem, bo sprawdziłam godzinę, miałam zegarek na ręce. Stwierdziłam, że na zakupy już za późno i poszłam do domu. Poszłam spać, a na rano udałam się na łąkę. Wtedy nagle znowu zobaczyłam jakiś dziwny blask... Coś mnie do niego zaczęło ciągnąć... Potem nic nie pamiętam aż do tej chwili.
Skończywszy opowieść, Dawn spojrzała na siebie i wręcz załamanym głosem jęknęła:
- A niech mnie! Co ja w ogóle na sobie mam? Dlaczego ubrałam się jak ty, Ash? Co się tu w ogóle dzieje? Nic z tego nie rozumiem!
- Ani ja - powiedziałam i spojrzałam pytająco na Asha - A ty?
- A ja chyba zaczynam rozumieć - powiedział młody detektyw - Ten blask, który widziałaś... Jak on wyglądał? Co go tworzyło?
- Nie wiem, braciszku... Naprawdę nie wiem - mówiła smutnym tonem Dawn, łapiąc się za głowę - Wiem jedynie tyle, że ten blask był bardzo silny i potem... Potem straciłam świadomość tego, co robię.
- Rozumiem, Dawn. Rozumiem - rzekł Ash i pomógł siostrze podnieść się z ziemi - Ktoś cię musiał zahipnotyzować. To jedyne wyjaśnienie.
- Zahipnotyzować? - zdziwiłam się - Ash, co ty mówisz?
- Mówię całkiem serio, Sereno. Ktoś musiał zahipnotyzować Dawn wczoraj wieczorem i kazać jej to kupić ubranie oraz perukę, żeby upodobniła się do mnie. Później kazał ukryć całe to przebranie i zdjął z niej trans, żeby wróciła spokojnie do domu. A dzisiaj na rano zaczaił się na nią, znowu wprowadził w trans, kazał się jej przebrać w ciuchy, które poprzedniego dnia sama kupiła i cóż... Resztę już wiemy. Dopiero fizyczny ból zadany przez nasze Pokemony wyciągnął ją z transu.
- Ale po co to wszystko? Po co? - zapytała bardzo załamanym głosem Dawn - Dlaczego ktoś chciał mnie zahipnotyzować i to tylko po to, żebym rozbiła twój związek, braciszku? I jeszcze potem cię udusiła?
- Sam nie wiem, siostrzyczko. Sam nie wiem... - rzekł detektyw Ketchum zasmuconym głosem - Coś mi jednak mówi, że to zadanie będzie musiał Sherlock Ash odłożyć na później, bo teraz poszlaki są dość znikome.
- Znikome? Wcale nie! Wystarczy tylko poszukać! - nie zgodziłam się z nim.
- Szukać? Jak? Gdzie? Kamień w wodę! - powiedział zasmucony Ash, powoli podnosząc z siebie czapkę Sherlocka Holmesa - Dawn przecież nie widziała, kto ją zahipnotyzował. To mógł zrobić każdy.
- Ale ten blask! Ash, ten blask! Coś mi to przypomina!
- Mnie również, Sereno. Mnie również to coś przypomina. Ale niestety nie wiem, co. To musiało być coś, co dawno temu widzieliśmy obydwoje. Coś, co musiało się nam rzucić w oczy. Ale co... Nie wiem.
Ash rozłożył bezradnie ręce.
- Trudno. Nie ma sensu teraz o tym gadać - powiedział - Teraz to musimy odprowadzić Dawn do siostry Joy, niech ją opatrzy. Znajdźmy też Brocka i Cilana. Niech nie błądzą już niepotrzebnie po całym mieście. Ta sprawa jest zakończona.
- Tylko na razie, kochany. Tylko na razie - stwierdziłam poważnie - Mam wielką nadzieję, że nieco później Sherlock Ash spróbuje ją jednak rozwiązać.
- Spróbować na pewno spróbuje, ale czy mu się uda, nie wiem. Jak już ci powiedziałem, poszlak mamy niewiele.
- No i co z tego? Przecież detektyw Sherlock Ash zawsze daje sobie radę z każdym problemem - stwierdziła z uśmiechem na twarzy Dawn.
- Święte słowa, Dawn. Święte słowa - powiedziałam, również się przy tym uśmiechając.
Ash oddał mnie i siostrze ciepły uśmiech. Najwidoczniej nasza wiara w jego umiejętności wiele dla niego znaczyła.
Odszukanie Brocka i Cilana nie zajęło nam zbyt wiele czasu. Na szczęście nie odeszli oni daleko, dlatego też zdołaliśmy ich szybko znaleźć oraz wyjaśnić całą sytuację. Bardzo ich nasza opowieść zdziwiła, ale ucieszyli się, że już wszystko w porządku. Pomogli nam nawet odprowadzić Dawn do Centrum Pokemon, gdzie zajęła się nią siostra Joy. Dla pewności zbadała ona również Asha, na szczęście próba uduszenia go nie zagroziła jego życiu. Najwidoczniej jego siostra nie była tak silna fizycznie, żeby istniało jakieś ryzyko. Całe szczęście. Wolałam sobie nie wyobrażać, co by było, gdyby...
Brock i Cilan pozostali w Centrum Pokemon, gdzie mieli swoje pokoje. Ten drugi oznajmił nam, że jutro wraca do domu, ale cieszy się, że mógł nam choć trochę pomóc w rozwiązaniu całej sprawy. Ja i Ash nie chcieliśmy ranić jego uczuć, więc nie powiedzieliśmy Cilanowi, że podczas szukania sobowtóra bardziej on nam przeszkadzał niż pomagał. Zamiast tego oboje powiedzieliśmy mu, że dla nas to również była prawdziwa przyjemność, po czym pożegnaliśmy go i zaraz poszliśmy do domu.
- Och, mówię ci, Sereno. To była naprawdę niesamowita sprawa - stwierdził Ash, patrząc na mnie uważnie - Choć muszę niestety przyznać, że jako detektyw nie specjalnie się tutaj popisałem.
- Przeciwnie, Ash. Moim zdaniem byłeś świetny - odpowiedziałam mu - To ja się dałam nabrać i to jak ostatnia idiotka. Powinnam była zauważyć, że ten twój sobowtór jest jakiś inny. Przede wszystkim mówił o Alto Mare „Wysokie Morze”. Ty byś raczej je tak nie nazwał.
- Raczej nie - stwierdził Ash.
- Poza tym Latias mówiła do twojego sobowtóra w języku migowym, który ty znasz, a twój sobowtór już nie - mówiłam dalej przejętym tonem - Ja naprawdę jestem głupsza niż myślałam. Dowody same mi się rzucały w oczy, ja natomiast nie raczyłam ich zauważyć, a do tego jeszcze nakrzyczałam na Latias...
Nagle złapałam się dłońmi za policzki i jęknęłam.
- O nie! Latias! Boże, Ash! Co ja najlepszego zrobiłam?! Nakrzyczałam na nią i obraziłam! Jak ja mogłam?!
- O czym ty mówisz, Sereno? Nakrzyczałaś na Latias? Jak to?
Wyjaśniłam mu więc w dość dużym skrócie to, co przedtem pominęłam w swojej opowieści. Ash był z tego bardzo niezadowolony. Popatrzył na mnie wręcz groźnym wzrokiem i chciał mi już dopiec, jednak zrezygnował z tego, a zamiast tego rzekł niesamowicie spokojnym tonem:
- W porządku, Sereno. Spokojnie. To się już stało. Ale zawsze możemy iść do domu i tam ją przeprosisz.
- Pika-pika! - zapiszczał, zgadzając się z nim Pikachu.
- Fenne-kin! - dodał mój Fennekin, który szedł obok mnie.
- Słusznie! Masz rację! Przeproszę ją i mam nadzieję, że się pogodzimy - uśmiechnęłam się zadowolona - Chodźmy, Ash. Im szybciej ją przeproszę, tym lepiej.
Poszliśmy więc do domu, ale niestety tam czekała już na nas bardzo niemiła niespodzianka.
- Mamo, czy nie widziałaś może przypadkiem Latias? - spytał Ash, wchodząc do kuchni.
- Od wczoraj jeszcze nie - odpowiedziała mu Delia.
- Nie ma jej tutaj? - dopytywałam się.
- Przykro mi, ale nie. Myślałam, że jest z wami - rzekła pani Ketchum.
- Niestety nie ma jej. Chcemy ją znaleźć - powiedział jej syn.
Delia zastanowiła się przez chwilę.
- Nie wiem, moi kochani, gdzie ona może teraz być, ale może Misty będzie wiedziała? W końcu Latias jest w dużej mierze pod jej opieką.
- Może masz rację - powiedział Ash - Dzięki, mamo.
Chłopak poszedł do telefonu i zadzwonił z niego do Misty. Dziewczyna była w swoim pokoju w Centrum Pokemon, dlatego też zdołała odebrać. Niestety, nie wiedziała, gdzie jest Latias i nie mogła nam pomóc. Ash obiecał więc, iż jeśli ją znajdziemy, to jej o tym powiemy, po czym odłożył słuchawkę i spojrzał na mnie, po czym powiedział:
- No cóż, musimy jej sami poszukać. Sherlock Ash na dziś nie zamknął jeszcze swojego biura detektywistycznego.
- Dobrze, ale gdzie ona może być? - zapytałam załamana.
Nim jednak Ash zdążył mi odpowiedzieć w pokoju zjawił się Pikachu. Zaczął coś pokazywać swemu trenerowi na migi. Chłopak popatrzył na niego uważnie i zapytał:
- Jesteś pewien, Pikachu?
- Pika-pika! Pika-chu! - piszczał dalej Pokemon i pokazywał na migi kolejne, niezrozumiałe dla mnie rzeczy.
- Co on mówi? - zapytałam zainteresowana.
- O ile ja dobrze znam język migowy, to mówi, że on i Fennekin znaleźli właśnie coś związanego z Latias w moim pokoju - wyjaśnił Ash.
- To chodźmy to sprawdzić. Może to jakiś trop?
- Słusznie, chodźmy!
Pobiegliśmy szybko do pokoju Asha. Tam zaś na biurku siedział mój stworek trzymający w pyszczku coś, co okazało się być kartką papieru.
- Dobra robota, Fennekin - rzekł detektyw, gładząc czule mojego Pokemona po głowie, po czym wziął od niego kartkę i przyjrzał się uważnie jej treści.
- Co tam jest napisane? - zapytałam.
Ash bez słowa podał mi kartkę papieru.
- Przeczytaj. To list do ciebie - powiedział poważnym, wręcz groźnym tonem.
- Do mnie? - zdziwiłam się.
Zdumiona wzięłam kartkę do ręki i zaczęłam czytać jej treść. A oto, jak się ona przedstawiała:
Droga Sereno,
Nie wiem, co się stało i dlaczego ten chłopak próbował mnie dzisiaj pocałować, ale wiem, że to nie był Ash. Ja to czuję, to nie mógł być on. Ash nigdy by się tak nie zachował, jestem tego pewna. Ten ktoś był podobny do niego, jednak to nie był on. Wiem, że mi nie uwierzysz i pewnie myślisz, że kłamię, ale taka jest prawda. Musiałam Ci to powiedzieć.
Muszę Ci też wyznać coś jeszcze. Przyznaję, że od samego początku, kiedy tylko poznałam Asha, to zakochałam się w nim. Wiem jednak dobrze, że nigdy nie będziemy razem. Bardzo długo to trwało, ale pogodziłam się z tym. Ash potrzebuje dziewczyny takiej jak ty: mądrej, dojrzałej oraz odważnej, nie takiego dziecka jak ja. Bo ja nadal jestem dzieckiem i kocham jak dziecko, widzę to wyraźnie. Nie stać mnie na dorosłe uczucie. Poza tym teraz, po latach Ash, co prawda nadal jest mi bliski, ale kocham go bardziej jak brata i najlepszego przyjaciela niż ukochanego. Jeśli szukam z nim bliskości to tylko dlatego, że jest to dla mnie ważne. Miło mi jest czasami móc się do niego przytulić lub pocałować go w policzek. Dlatego tak często zmieniam się w człowieka, aby móc to zrobić. Rozumiem, że możesz mieć mi to za złe, ale ja naprawdę nie chcę Ci odbić Asha, zapewniam Cię, Sereno. Miałam nadzieję, że zostaniemy przyjaciółki, ale w świetle tego, co się wydarzyło, to chyba niemożliwe. Nienawidzisz mnie, a ja wiem, że wcale sobie na to zasłużyłam. Źle odebrałaś moje zachowanie, ale trudno było, abyś odebrała je inaczej. Teraz to widzę i przepraszam Cię za to.
Nie powinnam była w ogóle tutaj przyjeżdżać. Mam nadzieję, że zdołasz pogodzić się z Ashem, bo na pewno zrobiłaś mu awanturę o to, co zobaczyłaś. Liczę więc, że oboje zrozumiecie, iż padliście ofiarą jakieś intrygi, której sensu ja nie rozumiem i nie chcę się doszukiwać. Przepraszam Cię jeszcze raz za to, że przeze mnie masz problemy. Obyś była szczęśliwa.
Twoja niedoszła przyjaciółka
Latias
Po przeczytaniu listu załamana spojrzałam na Asha.
- Przeczytałeś to? - zapytałam.
- Oj tak, przeczytałem - odpowiedział mi mój chłopak smutnym głosem, po czym spojrzał na mnie z gniewem w oczach - Sereno, jak ty w ogóle mogłaś ją tak potraktować? Jak mogłaś nawet pomyśleć, że ona znaczy dla mnie więcej niż ty?
- Ash, przepraszam. Ja naprawdę nie wiedziałam... Nie rozumiałam...
W moich oczach szkliły się łzy. Czułam się okropnie, po prostu podle. Wiedziałam, że jeżeli Latias coś się stanie, to będzie to tylko i wyłącznie moja wina. A jeśli tak, to nigdy sobie tego nie daruję.
Ash chyba wyczuł, co ja myślę, ponieważ pokiwał smutno głową i rzekł:
- Teraz to już nie ma znaczenia. Musimy znaleźć Latias i to szybko.
- Tak, ale gdzie ona może być? Ash, pomyśl, proszę. Gdzie ona mogła pójść?
Chłopak zamknął oczy i skupił się na chwilę, po czym zawołał:
- Zaraz... Chwileczkę... Ja chyba wiem, gdzie ona może być! No, ale to jest oczywiście tylko moje przypuszczenie.
- Nieważne, Ash! Jeśli jest choć cień szansy na to, że ona tam jest, to musimy ją znaleźć! - powiedziałam pewnym tonem.
Dzielny detektyw z Alabastii nałożył więc na swoją głowę czapkę Sherlocka Holmesa, a na ramiona płaszcz, po czym zawołał:
- Sereno! Idziemy! Sherlock Ash musi jeszcze dzisiaj kogoś znaleźć!
- A doktor Serena Watson mu w tym pomoże! - dodałam bojowym tonem, wybiegając za nim.
Pikachu i Fennekin biegli tuż obok nas.
- Mamo, idziemy teraz szukać Latias! Wrócimy tu później! - krzyknął Ash, mijając mamę w korytarzu.
- Dobrze, tylko nie spóźnijcie się na kolację! - odpowiedziałam nam wesoło Delia Ketchum, jak zwykle uśmiechnięta.
C.D.N.
Ocena jak najbardziej 10/10! Ten rozdział na nią zasługuje! :) W życiu bym się nie spodziewała takiej intrygi.
OdpowiedzUsuńPowoli się domyślam do kogo należało to hipnotyzujące światło, jednak jak widać muszę poczekać do jutra, do przeczytania kolejnej części. :)
Nie spodziewałam się też, że Serena może się tak zachować będąc zazdrosną o Asha. Widać, że go kocha i to jest taka zdrowa zazdrość, ale aż tak? Kurczę, jestem zaskoczona. :)
Z rozkoszą jutro przeczytam kolejną część. :)
Pozdrawiam Cię bardzo serdecznie, kochanie. :)
53 year-old Dental Hygienist Walther Babonau, hailing from Fort Erie enjoys watching movies like Colonel Redl (Oberst Redl) and BASE jumping. Took a trip to Sacred City of Caral-Supe Inner City and Harbour and drives a Impala. dodatkowe srodki
OdpowiedzUsuń