środa, 20 grudnia 2017

Rozdział 003 cz. III

Przygoda III

Zatańcz ze mną cz. III


Nie zwlekając ruszyliśmy szybko za nim. Po drodze pomyślałam sobie, jak niezwykłe relacje mają ze sobą Ash i jego Pikachu. W końcu obaj tak doskonale się umieją dogadać pomimo dzielącej ich bariery językowej. Ash zawsze rozumie to, co mówi do niego Pikachu, chociaż ten porozumiewa się jedynie w swoim własnym języku, ewentualnie czasem w języku migowym, którym włada w sposób perfekcyjny, o czym sami mieliśmy okazję się przekonać. To było naprawdę wielkie dokonanie. Ash i Pikachu to prawdziwie zgrany duet. Sama miałam nadzieję stworzyć tak doskonałe relacje z Fennekinem. A właśnie, Fennekin. Moje myśli krążyły wtedy również wokół niego. Zastanawiałam się, czy jeszcze kiedyś go zobaczę, a może ci złodzieje już na zawsze mi go zabiorą?
Wbiegliśmy po schodach na samą górę. Helioptile i Pikachu prowadzili nas. Chwilę później nasza grupa wpadła do jakiegoś wielkiego, pustego pomieszczenia, w którym zastaliśmy mężczyznę i kobietę zajętych jakimś podejrzanym zajęciem. Od razu rozpoznaliśmy w nich naszych szatniarzy otoczonych całą masą rzeczy należących do wszystkich uczestników konkursu tańca. Najwidoczniej wyciągali z nich pokeballe, aby potem z nimi uciec.
- Co się tu dzieje?! - krzyknęła Jenny groźnym głosem - Co wy robicie z tymi wszystkimi pokeballami?
- I kim wy w ogóle jesteście?! - zapytałam, starając się brzmieć równie groźnie, co pani porucznik.
Złodzieje na nasz widok najpierw się przerazili, ale już za chwilę odzyskali humor. Stanęli przed nami w groźnych pozach, aby potem zrzucić z siebie stroje szatniarzy, pod którymi mieli białe stroje z dużą literą R wyszytą czerwoną nitką.
- Te dwie niecnoty tanecznym krokiem... - zaczęła mówić kobieta.
- Przynoszą kłopoty, które wychodzą bokiem - dokończył mężczyzna, po czym oboje zaczęli deklamować wiersz, który wszyscy bardzo dobrze znaliśmy.
- By uchronić świat od dewastacji...
- By zjednoczyć wszystkie ludy naszej nacji...
- Miłości i prawdzie nie przyznać racji...
- By gwiazd dosięgnąć, będziemy walczyć.
- Jessie!
- James!
- Zespół R tanecznie walczy w służbie zła!
- Więc poddaj się lub do tanecznej walki z nami stań!
- Miau! To fakt! - wrzasnął Pokemon Meowth, czyli trzeci członek Zespołu R, który wyskoczył nagle nie wiadomo skąd.
- Zespół R! Mogłem się tego spodziewać! Tylko wy mogliście uknuć taką intrygę! - wrzasnął wściekle Ash.
- Bla bla bla... Będziesz nas tu teraz moralizował, głąbie?! - zapytał złośliwym tonem James.
- Powinieneś był wiedzieć, że tam, gdzie jest twój Pikachu, tam też jesteśmy i my - dodała równie złośliwie Jessie.
- To fakt! I teraz twój Pikachu sam wpakował nam się w ręce, za co jesteśmy ci serdecznie wdzięczni! - dokończył Meowth, ostrząc sobie swoje pazury.
- Nie liczcie na to, że oddam wam mojego Pikachu! - krzyknął Ash.
- Dość tego gadania! Poddajcie się, a będziecie mieli sprawiedliwy proces! - zawołała porucznik Jenny.
- I oddajcie mojego Fennekina! - dodałam groźnym tonem.
- Oraz inne skradzione Pokemony! - krzyknęła oburzona Bonnie.
- De-de-ne! - pisnął Dedenne.
- Te wasze głąbowate teksty już mnie nieco nudzą, wiesz? - mruknęła Jessie znudzonym tonem - Moglibyście zmienić repertuar.
- Tak jak wy? - zapytał z wściekłością w głosie Ash - Kiedyś tylko kradliście, a teraz jeszcze zabijacie?
- Nie rozumiem, o czym do mnie mówisz - zdziwił się James.
- Niby kogo żeśmy zabili? - zapytał Meowth.
- Próbowaliście zabić Amy, jedną z uczestniczek konkursu tanecznego! - krzyknął wściekłym głosem Clemont.
- Nakryła was, jak kradliście pokeballe, dlatego wmówiliście jej, że to tylko żart, ale dla pewności, że nikomu nie powie o tym, co widziała, postanowiliście ją uciszyć!
To mówiąc skierowałam swój palec groźnie w kierunku Zespołu R.
- Hola, hola, moja panno! Trochę za daleko się posuwasz! - zawołał nieco zmieszanym głosem Meowth.
- Zespół R może i kradnie, ale nigdy nie plami sobie rąk zabijaniem - dodał James równie zmieszany, co jego kompan.
- Przyznajemy, że ta mądrala nakryła nas na gorącym uczynku, ale przecież nie zabilibyśmy jej z tego powodu - powiedział Meowth.
- Powiedzieliśmy jej, że chcemy tylko podmienić pokeballe ich właścicielom, że to ma być żart i dała nam spokój - dokończył wyznanie James.
- Dosyć tego tłumaczenia! - wrzasnęła na nich Jessie - Nie macie nic innego do roboty, tylko tłumaczyć się tym głąbom z tego, co robimy?!


James i Meowth nieco się wzdrygnęli słysząc jej wrzask.
- Ale my tylko wyjaśniamy, że nigdy nikogo nie zabiliśmy - wyjaśnił jej na spokojnie James.
- Właśnie. Musimy dbać o nasz wizerunek - dodał Meowth - Image Zespół R musi wszak pozostać nieskalany.
- Też sobie chwilę na to znaleźliście! Bierzmy Pokemony i wynośmy się stąd! - wrzasnęła już naprawdę rozjuszona Jessie.
- To samo mówiłem ci dwie godziny temu, kiedy rozpoczął się ten przeklęty konkurs! - zawołał wyraźnie bardzo rozzłoszczony zachowaniem swojej koleżanki James - Mówiłem ci, bierzmy co mamy i chodu, ale nie! Ty musiałaś się uprzeć, żeby tu zostać i spróbować złapać Pikachu!
- Bo Pikachu jest naszą przepustką do wiecznej sławy! Wiesz o tym tak samo dobrze, jak ja! - odkrzyknęła mu Jessie.
- Ale zostawanie tutaj oraz narażanie się na aresztowanie było najgłupszym pomysłem, jaki kiedykolwiek przyszedł ci do głowy! - odpowiedział jej James.
- Odezwał się myśliciel od siedmiu boleści!
- Przynajmniej ja nie wrzeszczę na innych, tak jak co poniektórzy!
- Do kogo niby pijesz, co?!
- A do ciebie, ty wrzeszcząca wariatko!
- Co proszę?! Wariatko! Ja ci zaraz dam wariatkę!
- Co ty niby możesz mi dać?!
- Mogę ci dać w zęby i zaraz z wielką chęcią to zrobię!
- Żebym ci ja nie dał zaraz w zęby!
- Tylko spróbuj, gamoniu!
- Gamoniu?! W takim razie en garde!
I nim się zorientowaliśmy Jessie i James skoczyli na siebie nawzajem i zaczęli się bić. Meowth obserwował to wszystko z politowaniem w oczach. Przez chwilę próbował rozdzielić walczących, ale skończyło się na tym, że sam tylko oberwał. Wykorzystując tę sytuację Ash i Clemont podbiegli do worka, w który to Zespół R zapakował wszystkie skradzione pokeballe i uciekli z nim do nas. Meowth jednak zobaczył, co się dzieje i stanął naprzeciwko nich z wysuniętymi pazurami.
- Hej, głąby?! Wybieracie się gdzieś z naszymi Pokemonami?
- Owszem i to daleko od ciebie! - odpowiedział mu Ash i zanim Meowth się zorientował, mój chłopak zaaplikował mu mocnego kopniaka w brzuch.
Pokemon złodziej poleciał lotem koszącym na ścianę, w którą uderzył z całej siły. Obolały opadł na podłogę mrucząc:
- To nie jest mój szczęśliwy dzień.
Tymczasem Ash i Clemont prędko podbiegli do nas z pokeballami, natomiast ja znalazłam wśród nich swój pokeball i wypuściłam z niego Fennekina.
- Hej, wy tłumoki! Przestańcie się wreszcie bić! Te głąby zabrały nasze Pokemony! - wrzasnął Meowth do Jessie i Jamesa, odzyskując nagle siły.
Słysząc słowa swojego kompana pozostali członkowie złodziejskiego trio natychmiast przerwali bójkę i spojrzeli na nas groźnie.
- Co to niby ma znaczyć?! - krzyknęła groźnie Jessie!
- Nikt nie może nam ukraść naszych kradzionych Pokemonów! - dodał wściekły James.
- Nie wolno okradać złodziei! To nie fair! - zawołał Meowth stając obok nich.
Zespół R chciał już wypuścić swoje Pokemony i stanąć z nami do walki, ale nie zdążyli tego zrobić, gdyż my już wypuściliśmy swoje stworki do walki.
- Fennekin! Atak Żarem! - krzyknęłam do mego Pokemona.
Fennekin wykonał polecenie i już po chwili nasi przeciwnicy byli cali w sadzy.
- Pikachu! Eletrokula! - zawołał Ash.
- Dedenne! Elektryczny Szok! - dodała Bonnie.
Pikachu i Dedenne zaatakowali naszych przeciwników, którzy oszołomieni poprzednim atakiem nawet nie zdążyli zrobić uniku.
- Chespin! Dzikie Pnącza! - krzyknął Clemont do swego Pokemona, którego w międzyczasie zdążył wypuścić z pokeballa.
Chespin zaatakował więc Zespół R pnączami. Cios, którym im zadał, był tak mocny, że trzej złodziejaszkowi wylecieli lotem koszącym przez okno, po czym zniknęli nam z oczu.
- I znowu kolejna porażka! - krzyknął James.
- Kto pisze te historie?! - załkała Jessie.
- Pewnie ktoś, kto nas nie lubi! - dodał załamanym tonem Meowth.
- Zespół R znowu błysnął! - wrzasnęli już wszyscy troje.
- Udało się nam! - zawołał wesoło Ash - Odzyskaliśmy Pokemony.
- Pi-pika-chu! - pisnął Pikachu, machając bojowo łapką.
- Ale ci troje znowu uniknęli sprawiedliwości - rzekła Jenny smutnym tonem - Tak bardzo chciałabym ich w końcu złapać.
- Szczerze mówiąc nie wydaje mi się, aby to było możliwe - odparł jej Ash - Ta trójka to niezłe cwaniaki. Parę razy już siedzieli w więzieniu, ale za każdym razem z niego uciekali.
- Mimo wszystko chciałabym ich kiedyś móc przymknąć. Ich oraz tego ich szefa, Giuseppe Giovanniego. Drań jest mi naprawdę solą w oku. Popełnia liczne przestępstwa, a mimo to nadal pozostaje bezkarny.
- Jeszcze go dopadniesz, zobaczysz - rzekła Alexa, kładąc lekko Jenny dłoń na ramieniu - Będzie dobrze, jestem tego pewna.
- Najważniejsze jest to, że odzyskaliśmy wszystkie skradzione Pokemony - powiedziałam, wskazując dłonią na worek z pokeballami - Chodźmy teraz je oddać ich właścicielom.
- Słusznie. Cieszmy się z tego, co mamy - rzekła nieco przekonana naszymi słowami Jenny.

***





- Zaraz, Ash! Chcesz nam powiedzieć, że to nie Zespół R zaatakował Amy? - zapytał Clemont, kiedy wracaliśmy już do domu.
- To na pewno nie byli oni - powiedział Ash kiwając przecząco głową - Sam zresztą słyszałeś, co powiedzieli. Oni nie zabijają. Kradną, to prawda, ale nigdy nie brudzą sobie rąk morderstwem. To nie w ich stylu.
- Może zmienili styl pracy? - zapytałam z wątpliwością w głosie - W końcu wszystkiego się można po nich spodziewać.
- No właśnie. Ja bym im tam nie ufała - dodałam nieco przemądrzałym tonem Bonnie.
- Ja im też nie ufam, ale sądzę, że w tym wypadku powiedzieli nam prawdę - rzekł wyjaśniającym tonem Ash - Naprawdę nie sądzę, żeby mogli kogoś zabić.
- W takim razie kto chciał zabić Amy? I po co? - zapytałam nic już z tego nie rozumiejąc.
- Porucznik Jenny poprowadzi dalej śledztwo w tej sprawie - wyjaśnił mi Ash - Na pewno znajdzie prawdziwego sprawcę. Jestem tego pewien.
- Szkoda, że Sherlock Ash tym razem poniósł porażkę - powiedziała smutnym tonem Bonnie.
- Pika-chu - mruknął równie przygnębiony Pikachu.
Ash uśmiechnął się do nich pocieszająco.
- Nie przejmujcie się tym. Nie zawsze można zwyciężać. A i nie każdą zagadkę da się rozwiązać tylko w jeden dzień. Muszę się z tym oswoić, nic więcej. Nie będzie to łatwe, ale dam sobie radę.
To mówiąc Ash wyjął z kieszeni spodni chusteczkę, żeby otrzeć nią sobie pot z czoła. Ledwie to zrobił, a z kieszeni wypadło mu coś na ziemię. Podniosłam ten przedmiot i zauważyłam wówczas, że to jakieś zdjęcie.
- Co to jest? - zapytałam zaintrygowana.
- Co? Ach, to! - zaśmiał się Ash biorąc ode mnie fotografię - To jakieś zdjęcie. Wypadło Jennifer, kiedy upuściła torebkę. Chciałem jej oddać, ale zniknęła potem i nie mogłem jej znaleźć. Oddam to innym razem.
- Mogę chwilkę na nie zerknąć?
- Jasne.
Ash podał mi zdjęcie i przyjrzałam mu się bardzo uważnie. Bonnie i Clemont również na nie spojrzeli.
- To chyba Amy, prawda? - zapytał Clemont.
- I jej chłopak, Thomas - dodała Bonnie.
- I jeszcze Jennifer. Widać, że cała ta trójka przyjaźni się ze sobą i to już od bardzo dawna - powiedziałam z uśmiechem na twarzy.
To mówiąc oddałam zdjęcie Ashowi, który natychmiast schował je sobie do kieszeni.
- Kto mógł to zrobić? Przecież podobno wszyscy ją kochają - spytała Bonnie.
- De-de-ne? - zapiszczał w swoim języku Dedenne.
- Nie wiem. Ale porucznik Jenny dojdzie do tego, na pewno. To jest dobra policjantka i wspaniały śledczy - powiedział z lekką goryczą w głosie Ash - A ta sprawa najwidoczniej mnie przerasta i nic dziwnego. To już nie jest szukanie zaginionych ciastek ani też skradzionych notatek. Tutaj nie mamy motywu, o który moglibyśmy się zaczepić. Żadnego motywu. Ale mniejsza z tym. To już nie jest nasza sprawa.
- Moim zdaniem, za szybko chcesz to rozwiązać - powiedział Clemont - Takie śledztwa potrafią przecież trwać nawet wiele dni. Nie rozwiążesz każdej sprawy w parę godzin.
Ash machnął lekceważąco ręką.
- Zostawmy to już policji. My zaś chodźmy na kolację. Najwyższy czas coś zjeść.

***


Następnego dnia, gdy zeszliśmy na śniadanie, Ash stał oparty o ścianę pogrążony we własnych myślach. Widać nierozwiązana zagadka dalej go gnębiła. Jego oczy wskazywały na to, że nie spał przez większą część nocy próbując ułożyć jakieś logiczne wnioski z tego, co widział i słyszał. Niestety mina, jaka mu zdobiła twarz wskazywała wyraźnie, że z tych starań nic nie wyszło. Podeszłam więc do niego i położyłam mu dłoń na ramieniu.
- Ash, uśmiechnij się, proszę.
Chłopak spełnił moją prośbę, ale widać było, że robi to tylko dlatego, że go o to poprosiłam. Zdecydowanie nie miał on nastroju do uśmiechania się, jednak ja nie zamierzałam odpuścić.
- Siadaj! Zamartwianie się nic ci nie da, Ash. Sam powiedziałeś, że porucznik Jenny rozwiążę tę sprawę. Ty już zrobiłeś, co mogłeś.
- Może masz rację... Może masz rację - powiedział smutnym głosem Ash i zasiadł do stołu.
Chwilę później zaczęliśmy wszyscy jeść śniadanie. Ash jadł jednak powoli i w milczeniu. Widać było wyraźnie, że nierozwiązanie tej zagadki stało mu kością w gardle. Dręczyła go ta sprawa i czuł się z tym okropnie.
- Ash, a co ty tak wolno jesz, synku? Nie smakuje ci może? - zapytała Delia Ketchum z troską w głosie.
- Przeciwnie, mamo. Bardzo mi to smakuje - odpowiedział kobiecie nieco obojętnym głosem Ash - Ale po prostu... Po prostu dręczy mnie ciągle ta sprawa z wczoraj.
- Rozumiem cię, synku. Naprawdę, bardzo dobrze cię rozumiem, ale przecież zamartwianiem się nikomu nie pomożesz - powiedziała.
- Ja sama już mu to mówiłam - wtrąciłam się do rozmowy - Ale on nie chce mnie słuchać.
- Ash rzadko kiedy lubi kogoś słuchać - zaśmiała się lekko Delia.
- To widać - popatrzyłam wymownie na mojego chłopaka.
Ten jednak zlekceważył ten docinek i powoli dalej jadł śniadanie, zaś ja spojrzałam na Delię mówiąc:
- Pyszne to śniadanie. Wspaniała ta jajecznica. Twoje dzieło, Clemont?
- O nie! Ja jedynie pomagałem pani Ketchum, a przepis był jej dziełem - odpowiedział mój przyjaciel.
- Owszem, ale nie jest on w ogóle mojego autorstwa - pospieszyła szybko z wyjaśnieniami Delia - Dostałam go od mojej ex-przyjaciółki.
- Dlaczego ex? - zdziwiły mnie jej słowa.
- Ponieważ nie jesteśmy już przyjaciółkami - odpowiedziała mi pani Ketchum - Pokłóciłyśmy się i odtąd już nie utrzymujemy ze sobą kontaktu, choć ja chciałam odnowić dawną znajomość, ale cóż z tego, skoro ona tego nie chce?
- A o co wam poszło? - zapytała się Bonnie.
- A o co może pójść dwóm nastolatkom? Jak zwykle o chłopaka. On wolał mnie, nie ją, ona zaś nie mogła mi tego wybaczyć - zaśmiała się Delia, powoli popijając kawę - Ale cóż... Potem chłopak i tak mnie zostawił, a ja poznałam ojca Asha, ale to już inna historia.
Nagle z moim ukochanym coś się stało. Na dźwięk słów matki podniósł nagle głowę, zaś na jego twarzy zawitał nagle tajemniczy uśmiech. Chwilę później Ash zerwał się z krzesła i ruszył biegiem po schodach na górę do swego pokoju. Wierny Pikachu pognał za nim.
- A jemu co się stało? - zdziwiła się Bonnie.
- Może to przez wzmiankę o jego ojcu? - zasugerowała Delia - Bardzo nie lubi, żeby poruszać przy nim ten temat.
Ash tymczasem spędził chwilę w swoim pokoju, po czym zbiegł do nas na dół w stroju Sherlocka Holmesa. Podobny strój, ale w miniaturowej wersji, miał na sobie Pikachu.
- Czemu się przebrałeś? - zapytałam widząc, co się dzieje.
- Mam swoje powody - odpowiedział mi Ash, a na jego twarzy wciąż widniał tajemniczy uśmiech.
- Ja chyba znam ten uśmieszek - zachichotał Clemont.
- Ja także - powiedziałam, również się uśmiechając - Niech no zgadnę, Ash. Rozwiązałeś zagadkę?
- Dokładnie tak.
- A więc? Kto zaatakował Amy? - zapytała zaintrygowanym tonem Bonnie.
- Właśnie, Ash! Kto jest winny? - dodałam równie ciekawa, co moja mała przyjaciółka.
- Powiem wam, gdy będę miał dowody w ręku.
- A kiedy je będziesz miał? - zapytałam.
- Myślę, że już za chwilę. Sereno, będziesz mi potrzebna!
Nieco mnie zdziwił oraz lekko oburzył jego rozkazujący ton, ale zbyt byłam przejęta tym wszystkim, co się działo wokół mnie, abym miała się przeciwstawiać jego decyzji. Zeskoczyłam więc z krzesła, wsadzając sobie jeszcze do ust resztę kanapki, którą właśnie jadłam, po czym pobiegłam za Ashem. Chłopak jeszcze pocałował w policzek swoją mamę i zawołał:
- Dziękuję ci, mamo! Dziękuję ci!
- Ale za co, synku? Za co mi dziękujesz? - zapytała zdumiona Delia Ketchum.
- Za to, że dzięki tobie rozwiązałem tę zagadkę - zaśmiał się wesoło Ash i popatrzył na mnie - Wiesz, Sereno? Mam najlepszą mamę na świecie!
To mówiąc wybiegł szybko wesoło z domu, a ja ruszyłam za nim, podniecona i z mocno bijącym w piersiach sercem.
- Musimy biec, póki sprawa jest ciepła! - zawołał Ash.
- Za to obiad będzie zimny, jak się na niego spóźnicie - odpowiedziała mu z delikatnym politowaniem w głosie Delia Ketchum.

***


Ash podbiegł prędko do najbliższego telefonu, po czym zadzwonił z niego do Thomasa, chłopaka Amy. Chłopak po chwili ukazał się na ekranie aparatu, przez który rozmawialiśmy.
- Witaj, Thomas. Słuchaj, mam do ciebie takie jedno, małe pytanko - zaczął bezceremonialnie Ash.
- O co ci chodzi? Czemu dzwonisz? Czyżbyś już znalazł tego drania, który zaatakował Amy? - zapytał chłopak.
- Owszem, ale żeby mieć całkowitą pewność, musisz mi odpowiedzieć na jedno, niezwykle ważne pytanie.
Thomas wyglądał na osobę co najmniej mocno zdumioną tym, co się działo, jednak nie przyszło mu nawet do głowy, aby zaprotestować.
- No dobrze, pytaj. Jeśli ma to wam pomóc...
- To nam bardzo pomoże - przerwał mu wywód Ash - Powiedz mi, czy zanim zakochałeś się w Amy, to kochałeś się w Jennifer?
- W Jennifer? A skąd ty niby wiesz...
- To nie ma znaczenia. Odpowiadaj! Tak czy nie?
- Tak. Podobaliśmy się sobie nawzajem, ale potem ona miała wypadek.
- Wypadek? - zapytałam zdumiona.
- Owszem. Obie z Amy występowały w balecie, ale Jennifer miała wypadek i złamała nogę. Od tego czasu nie mogła już tańczyć, jej kontuzja była zbyt mocno. Stała się wówczas osobą opryskliwą, bardzo niemiłą oraz trudną w obyciu.
- Czy wtedy zwróciłeś uczucia w kierunku Amy? - spytałam, rozumiejąc już powoli, do czego zmierza ta rozmowa.
- Tak, to prawda. Ale skąd wiesz...
- To nie ma znaczenia! Dziękuję ci, Thomas. To wszystko.
Ash odłożył słuchawkę, a obraz zniknął. Chłopak spojrzał na mnie uważnie.
- Już wszystko wiem! Teraz zadzwonimy do porucznik Jenny i biegiem do szpitala.
- Powiesz mi wreszcie, o co w tym wszystkim chodzi?! - zapytałam nieco poirytowana tą całą jego tajemniczością.
- Powiem, ale na miejscu - odpowiedział mi Ash, po czym chwycił szybko za słuchawkę i zadzwonił do porucznik Jenny.
- Oczywiście, a my musimy czekać - mruknęłam lekko poirytowana.

***


Jennifer siedziała na krześle w szpitalnym korytarzu, niedaleko sali, w której umieszczono Amy. Dziewczyna płakała.
- Co się dzieje? Wyrzuty sumienia nie dają ci żyć, co? - zapytał Ash, powoli podchodząc do niej.
Dziewczyna podniosła szybko głowę i spojrzała na niego bardzo zdumionym wzrokiem.
- O czym ty mówisz? - zapytała.
- Weź nie udawaj. Te twoje krokodyle łzy nie zdołają mnie oszukać tak, jak oszukały innych - mówił dalej Ash głosem mrocznym oraz groźnym - Jakbyś nie podcinała obcasów w butach Amy, to nie miałabyś teraz powodów do płaczu.
- Co proszę? O czym ty mówisz? - warknęła doń Jennifer.
- Poza tym nie płaczesz tyle nad nią, co nad sobą samą. Dręczą cię wyrzuty sumienia i nie wiesz, jak sobie z tym poradzić. Wiesz, że gdyby nie te wszystkie okoliczności, to byłoby mi ciebie żal?
Jennifer patrzyła na mojego chłopaka jak na wariata, ja natomiast przez chwilę nie wiedziałam, co mam o tym wszystkim myśleć. Z jednej strony chciałam ufać Ashowi, ale z drugiej strony miałam obawy, co będzie, jeśli on się pomylił w swoich domysłach? Co, jeżeli przez niego pójdzie do więzienia niewinna osoba? Nigdy bym mu tego nie darowała.
Tymczasem Ash mówił dalej:
- Od początku cię podejrzewałem. Twój żal z powodu wypadku koleżanki był tak wielki, że musiał być przesadzony.
- Przesadzony? Nie rozumiem, o co ci w ogóle chodzi - powiedziała Jennifer oburzonym tonem.
- Teraz też grasz i powiem ci, że robisz to o wiele lepiej niż podczas naszej poprzedniej rozmowy. Niestety, nic ci z tego nie przyjdzie. Wiem już wszystko.
- Co ty niby wiesz, Ketchum?
- Wszystko. Wiem dobrze, że to ty podcięłaś pilnikiem obcasy w bucie Amy. Podejrzewałem cię od samego początku. Nie wiedziałem tylko, po co to zrobiłaś. Ale po rozmowie z Thomasem już wszystko zrozumiałem.
- Thomasem? A co ten głupek może o tym wiedzieć?! - głos Jennifer stał się nagle bardzo arogancki - Nie umiał nawet ustrzec swojej dziewczyny przed tym wypadkiem!
- Przed wypadkiem, który ty spowodowałaś! - zawołałam, wtrącając się po raz pierwszy do rozmowy.
Zaczęłam już wierzyć Ashowi w jego podejrzenia wobec dziewczyny.
Jennifer tymczasem spojrzała na mnie groźnie i zawołała:
- Odbiło ci? Jesteś tak samo stuknięta, jak ten twój chłopak!
- Nie wydaje mi się - powiedział spokojnym tonem Ash - Ani ja, ani Serena nie jesteśmy stuknięci, w przeciwieństwie do ciebie. Powiedz mi, jak podła oraz okrutna może być dziewczyna, która to udaje przyjaźń do drugiej dziewczyny, a potem najbardziej bezceremonialnie wbija jej nóż w plecy?
- Oszalałeś! - warknęła Jennifer - Nie chcę tego słuchać. Pójdę sobie.
- Zostaniesz tutaj! - Ash zatarasował jej drogę - Wyjaśnimy sobie teraz kilka kwestii.
- Zejdź mi z drogi, Ketchum! Zejdź mi z drogi, bo wezwę policję!
- Proszę bardzo, wezwij ją. A wtedy ona aresztuje cię za to, co zrobiłaś swojej przyjaciółce, Amy.
- Nikt ci w to nie uwierzy! To, co mówisz, to brednie!
- Brednie, tak? - zakpił sobie Ash - Brednią jest to wszystko, co się stało? A ja już wiem, co się stało. Wiem. Na wskutek rozporządzenia uczestnicy konkursu tanecznego zostawiali swoje rzeczy osobiste w szatni. Widzowie oglądający pokaz nie musieli tego robić. Każda para zabrała ze sobą jako osobę towarzyszącą jedną lub dwie osoby. Amy i Thomas zabrali ciebie.
- To prawda, ale co to ma do rzeczy? - odburknęła Jennifer.
- Ponieważ byłaś tylko widzem zachowałaś swoje rzeczy osobiste przy sobie, w tym swoją torebkę. Ukryłaś w niej pilnik. Kiedy rozpoczęły się tańce, wyszłaś sobie na chwilę do toalety, tak jak wcześniej zrobiła to Amy. Zabrałaś ze sobą jeden jej but. Poszło ci to tym łatwiej, że kiedy tancerze czekali na swoją kolej, to pozdejmowali buty, aby ich nogi mogły choć trochę odpocząć. Dobrze o tym wiedziałaś, jak też i o tym, że będziesz miałaś szansę. Podejrzewam, iż chciałaś podciąć jej obcas u niej w domu, ale to ci się nie udało, dlatego zrobiłaś to podczas występu. Dużo ryzykowałaś, bo przecież w każdej chwili ktoś mógł cię zauważyć, jak zabierasz ten but. Ale na twoje szczęście nikt tego nie zrobił. Wszyscy byli zajęci obserwowaniem pokazów tanecznych. A ty poszłaś do toalety z butem Amy, który schowałaś sobie pod kiecką. Następnie podcięłaś w nim obcas, wyrzuciłaś pilnik do kosza na śmieci (oczywiście ścierając z niego odcisków palców), a potem wróciłaś jak gdyby nigdy nic na salę, w której odłożyłaś but na jego miejsce i ponownie usiadłaś na widowni. Ryzykowne, ale udało ci się.


Jennifer spojrzała uważnie na Asha i z kpiną w głosie powiedziała:
- Piękna bajeczka, Ketchum. Gratuluję ci chłopaka, Sereno. Ma wielki talent. Powinien pisać książki. Ale obawiam się, że nikogo nie przekona twoja historia, ty żałosny chłopaczku.
Jej głos był po prostu irytujący. Miałam ochotę zmazać jej z twarzy ten głupi uśmieszek, ale nie wiedziałam, jak to zrobić. Na całe szczęście Ash zachował stoicki spokój, gdyż w przeciwieństwie do mnie dobrze wiedział, co należy robić w takiej chwili.
- Owszem, piękna bajeczka, ale niestety zgodna z prawdą, na co mam dowód.
- Niby jaki?
- A taki!
To mówiąc Ash wyjął z kieszeni zdjęcie, które poprzedniego dnia wypadło z kieszeni Jennifer.
- Proszę. Poznajesz to może? Na tym zdjęciu jesteś ty z Amy oraz Thomasem. Przyjaźniliście się już w dzieciństwie, prawda?
- Tak, to prawda. Skąd to masz? - zdziwiła się Jennifer.
- Wypadło ci wczoraj z torebki. Nie miałem okazji oddać ci go z powrotem - wyjaśnił jej detektyw.
 - Teraz już masz okazję. Oddawaj!
Jennifer wyciągnęła rękę w jego stronę, ale Ash szybko cofnął swoją dłoń ze zdjęciem i zaśmiał się złośliwie.
- To bardzo piękna fotografia. Pokazuje ona naprawdę wielką przyjaźń trójki nastolatków. Pokazuje również coś jeszcze... Pokazuje ogromną nienawiść, jaką żywisz do Amy.
- Nienawiść? - zapytałam zdumiona.
Ash pokazał mi zdjęcie i powiedział z uśmiechem:
- Nie widziałem tego od początku. Właściwie trudno dostrzec to uczucie na pierwszy rzut oka. Bardzo trudno. Ale zwróciłem na nie uwagę podczas rozmowy z moją mamą przy śniadaniu. Pamiętasz, Sereno? Moja mama wspominała nam dziś o swojej przyjaciółce oraz o tym, dlaczego obie straciły ze sobą kontakt.
- Przez chłopaka - powiedziałam.
- Właśnie. Ten sam powód stał się przyczyną sporu pomiędzy Jennifer a Amy. Widać to wyraźnie na tym zdjęciu. Jak się tak dobrze przyjrzeć, to widać na nim nienawiść, jaką Jennifer żywi do Amy, jak również zazdrość o Thomasa.
To mówiąc Ash spojrzał na naszą podejrzaną.
- Czy nie mam racji, Jennifer? - pytał dalej mój ukochany - Czy to nie dlatego zaatakowałaś wczoraj Amy?
Dziewczyna milczała, a detektyw mówił dalej:
- Powód stary jak świat. Zazdrość o chłopaka. Jakże płytkie i powtarzalne w życiu ludzkim uczucie. Płytkie oraz niezwykle żałosne.
- To nie prawda! Moje powody były zupełnie inne! - krzyknęła nagle Jennifer i popatrzyła na nas groźnym wzrokiem - Miłość do Thomasa to jest tylko jeden z powodów! Ja tej dziewuchy po prostu nienawidzę! Rozumiecie mnie?! Nienawidzę jej!
- Ale dlaczego?! Dlaczego? Co ona ci takiego złego zrobiła, poza odbiciem ci Thomasa, oczywiście? - zapytałam zdumiona jej zachowaniem.
Jeżeli miałam jeszcze jakieś wątpliwości, czy to Jennifer rzeczywiście jest winna, to te wątpliwości rozwiały się po tym ataku złości ze strony dziewczyny.
- Odbicie Thomasa to był kolejny cios, który od niej otrzymałam! - krzyknęła Jennifer, a w jej oczach pojawiły się łzy - Wcześniej zrobiła mi inne świństwo!
- Jakie? - spytałam spokojnym tonem.
Jennifer popatrzyła najpierw na mnie, potem na Asha, następnie powiedziała zrozpaczonym głosem:
- Wiecie, że ja też kiedyś tańczyłam? Byłam w balecie razem z Amy. Ale potem miał miejsce ten wypadek... Nie! To nie był wypadek! To było celowo ukartowane! Amy wiedziała, że jestem lepsza od niej i zazdrościła mi! Bała się, że przeze mnie straci swoją pozycję w balecie! Dlatego właśnie podczas jednej próby celowo nie złapała mnie wtedy, kiedy skoczyłam w jej stronę. Robiliśmy próby do „Jeziora łabędziego“. Amy miała mnie złapać, ale zamiast tego, niby to całkiem przypadkowo, mnie upuściła. Przez nią złamałam sobie nogę i nie mogłam już więcej tańczyć. A ona wgryzła się bezczelnie na moje miejsce! Do tego jeszcze zabrała mi Thomasa! Mojego Thomasa! Darowałam jej to wszystko jednak ze względu na dawną przyjaźń, ale teraz przebrała się miarka! Ona wystąpiła w tym żałosnym konkursie tanecznym razem z Thomasem. A na dodatek jeszcze zabrali mnie ze sobą. Zabrali ze sobą, żebym podziwiała to, czego ja już robić nie mogę! Amy chciała mnie w ten sposób znowu skrzywdzić! Ale nie pozwoliłam jej na to! O nie! Ukarałam ją teraz za to wszystko, co mi zrobiła! Ukarałam ją i jestem z tego dumna! Nie chciałam jednak, aby uderzyła się w głowę! Nie chciałam tego! Ja chciałam jedynie, żeby ta jędza złamała sobie nogę tak jak ja wcześniej. Chciałam, żeby cierpiała podobnie jak ja cierpię! Chciałam, aby wiedziała jak to jest!
Ash i ja spojrzeliśmy na nią uważnie nic nie mówiąc. Wszystko było już jasne. To Jennifer zaatakował Amy. To ona była winna jej tragedii, a do tego jeszcze sama się czuła pokrzywdzona. Żadne z nas nie wiedziało, co powiedzieć, w końcu jednak ja przerwałam milczenie:
- Twoja przyjaciółka leży teraz w szpitalu i walczy o życie, a ty jeszcze uważasz się za jej ofiarę?!
- Nie znacie jej! Nie wiecie, jaka ona jest fałszywa i podła! - zaczęła krzyczeć Jennifer - Ale ja to wiem! Ja wiem, że ona wtedy celowo mnie upuściła, abym sobie złamała nogę! Żebym już nie mogła więcej tańczyć. Nazywacie to, co ja zrobiłam, zbrodnią?! Nie! Ja tylko odpłaciłam jej pięknym za nadobne! Zasłużyła sobie na to, wiedźma! To nie była zemsta, ale sprawiedliwość! Oko za oko!
- Opowiesz to wszystko sędziemu podczas procesu. Może jego przekonają twoje argumenty, bo nas jakoś nie przekonują - powiedział Ash mrocznym głosem i odszedł w kąt.
Za nim stała już porucznik Jenny. Na jej twarzy malowała się grobowa mina.
- Jennifer... Jesteś aresztowana za spowodowanie ciężkiego uszczerbku na zdrowiu swojej przyjaciółki, Amy - powiedziała policjantka.


Już po chwili delikwentka została skuta kajdankami i odprowadzona przez Jenny na posterunek. Wcześniej jednak dzielna policjantka podała nam obojgu dłonie na znak szacunku.
- Gratuluję wam. Ash, Sereno... Spisaliście się dzielnie. Ja to pewnie bym szukała jej jeszcze bardzo długo, jeśli w ogóle bym ją znalazła - powiedziała pani porucznik.
- Ja sam bym jej nie rozpracował, gdyby nie to zdjęcie - odpowiedział jej Ash i spojrzał na mnie - Naprawdę, Sereno. Gdyby Jennifer nie nosiła ze sobą wszędzie tego zdjęcia, byłaby wolna.
- Nie wiem tylko, po co je nosiła? - zapytałam zdumiona.
- Ja również nie mam pojęcia - rzekł Ash - Może miała z nim związane jakieś uczucia? Albo z jego pomocą potęgowała w sobie nienawiść? Sam nie wiem. Faktem jednak jest, że gdyby nie ono, to nie rozwiązałbym tej sprawy.
- Gdyby nie to zdjęcie i rozmowa z twoją mamą - dodałam dowcipnym tonem.
- Fakt. Wracając musimy kupić jakieś pudełko czekoladek. Mama je uwielbia.
- Słusznie, Ash - zgodziła się porucznik Jenny i zasalutowała nam - No, ale ja już się muszę zbierać. Mam przestępcę do przesłuchania.
To mówiąc wyszła z sali, prowadząc ze sobą Jennifer.
My zaś zagadaliśmy siostrę Joy, od której dowiedzieliśmy się, że stan Amy się poprawia i niedługo wróci ona do zdrowia, ale nigdy już nie będzie mogła tańczyć. Intryga jej przyjaciółki zebrała więc swoje owoce.
- Ash, czy myślisz, że Amy naprawdę celowo upuściła wtedy Jennifer, żeby pozbyć się jej z baletu? - zapytałam, gdy już wracaliśmy do domu.
- Nie wiem. Możliwe, że tak. Ale nawet jeśli to prawda, to Amy nigdy nam tego nie powie. Nie przyzna się przecież do czegoś, co jest jawnym przestępstwem - odpowiedział mi ponuro Ash.
- Masz rację - powiedziałam, kiwając smutno głową - A tak nawiasem mówiąc szkoda, że przyjaźnie kończą się w taki sposób.
- Nie wszystkie - rzekł mój chłopak detektyw mentorskim tonem - Ja bym powiedział, że prawdziwa przyjaźń nigdy się nie kończy. A ta, która się kończy, nigdy tak naprawdę się nie zaczęła.
- Może masz rację, Ash... Może masz rację...

***


- Chciałabym wam serdecznie kogoś przedstawić - powiedziała Ingrid na otwarcie balu - Z powodu wypadku jednej z uczestniczek konkursu ostateczne jego rozstrzygnięcie nie odbyło się. Mimo to wybraliśmy króla i królową balu. Myślę, że wszyscy uszanujecie nasz wybór. Są to bowiem pewien chłopak oraz pewna dziewczyna, którzy to w bardzo błyskotliwy sposób rozwiązali zagadkę sprawy zamachu na Amy. Powitajmy ich gorąco. Oto Ash Ketchum i Serena Evans!
To mówiąc skierowała swą dłoń w naszą stronę. Światło reflektora również na nas wówczas padło, zaś ja spłonęłam rumieńcem, czego na całe szczęście nikt nie zauważył.
Oboje staliśmy na szczycie schodów ubrani w stroje balowe. Ja miałam na sobie piękną, różowo-fioletową suknię, zaś Ash strój szlachcica z XVII wieku. Otrzymał go od pewnego młodego reżysera amatora imieniem Luke, w którego filmie kiedyś zagrał. Miało to miejsce podczas jego podróży po regionie Unova, gdy wędrował z Iris i Cilanem. Cała ta wesoła trójka została zatrudniona przez Luke’a do gry w jego amatorskiej, choć naprawdę bardzo ciekawej produkcji. Ash zagrał tam Rycerza Pokemon, który ma za zadanie chronić księżniczkę (grała ją należąca do reżysera Zorua) przed groźnym piratem (Cilan), a przy okazji trenuje pod okiem Smoczej Mistrzyni (Iris). Sama fabuła brzmiała zachęcająco i miałam nadzieję, że kiedyś będę mogła obejrzeć ten film.
Tak czy inaczej Ash był w tym stroju niesamowicie przystojny.
- Ash... Czy to naprawdę się dzieje, czy tylko nam się śni? - zapytałam mojego chłopaka, gdy już zaczęliśmy schodzić po schodach.
- Może to nam się śni, a może dzieje naprawdę - odpowiedział mi dość enigmatycznie Ash, prowadząc mnie pod ramię - Ale czy to ważne? Ważne jest to, że to wszystko ma miejsce i że to jest nasz wieczór. Cieszmy się nim.
Uśmiechnęłam się do niego radośnie. Wokół nas zaś stali wszyscy nasi bliscy przyjaciele. Delia, Clemont, Bonnie, Jenny, Alexa, Brock, Tracey i profesor Oak. Wszyscy w strojach balowych, wszyscy uśmiechnięci i radośni. Wszyscy bardzo dumni z naszych poczynań. Wszyscy oklaskiwali nas głośno, a gdy rozpoczęły się tańce, otoczyli nas kręgiem, abyśmy mogli zatańczyć pierwszy taniec balu. Żeby było jeszcze zabawniej, puścili nam do tego tańca piosenkę „The time of my live“, którą wszak oboje tańczyliśmy podczas konkursu.
Tak, Ash miał rację. To był nasz wieczór i zamierzałam się nim cieszyć.


KONIEC







1 komentarz:

  1. Witaj, mój ulubiony autorze. :) Obiecałam, że będę częściej, więc przybyłam spodziewając się naprawdę dobrego zakończenia bardzo ciekawej historii zamachu na Amy. I nie pomyliłam się. :)
    Oczywiście spodziewałam się zespołu R jako złodziei pokemonów (oni zawsze coś muszą pomieszać), ale tego, że to właśnie Jennifer doprowadziła do wypadku Amy, absolutnie się nie spodziewałam. :) Również piękny bal jako zakończenie - to absolutnie zwaliło mnie z nóg. :)
    Pozdrawiam bardzo serdecznie i do zobaczenia przy kolejnych historiach! :) :*

    OdpowiedzUsuń

Przygoda 129 cz. II

Przygoda CXXIX Tytanio, wio! cz. II Lot trwał długo. Ash nie liczył, jak długo, ponieważ odkąd tylko opuścił tak bardzo mu bliskie Gotham Ci...